Powszechnie znane rowery
. k o ś c ią c h o d u
N a r o w e r a c h „ O R M O N D E “ o d r ó ż n i a j ą się p r e c y z y j n o ś c i ą w y k o ń c z e n ia ,n ie b y w a łą w y t r z y m a ło ś c ią i m i ę k- je ż d ż ą tn ia tr z e ś w i a ta , ja k ; F r i o l , B a d e r e tc ., ta k sam o m is tr z e K r ó l e s t w a P o l s k i e -
go: G r o n c z e w s k i, T k a c z y k etc.
N a u lic a c h W a r s z a w y , n a d r o g a c h i s z o s a c h n a 100 ro w e ró w s p o ty k a
90 m a rk i WO R M O N D E “ , k tó r e n ig d y n ie z a w o d z ą . t n a n e d o g o d n e w a r u n k i k u p n a na f o z p ia iy r b . 3 .5 0 k . m ie s ię c z n ie .
Ceny przystępne. — Zadatek niew ym agalny.
C e n n ik i b e z p ła t n i e .
K a n to r g łó w n y i A d i n i n i s t r a c r a d la K r ó le s tw a P o ls k ie g o i R o sy i:
„The New Maison Ormonde”
Warszawa, Nowy-Świat 72.
S k ła d y f a b ry c z n e : M o s k w a , S m o l e ń s k i R y n e k N® 17 K ijó w , M ik o ła je w s k a X® 3.
Ł ó d ź , S p a c e r o w a X® 40.
Ci IP Ć A A /
ZAKŁAD LECZNICZYV V — p o d k ie ru n k ie m D - r a K o z ł o w s k i e g o , — o tw a r ty o d 15-go k w ie tn ia do 1-go lis to p a d a . K u c h n ia L a h m a n o w sk a . B liż sz y c h in fo rm a c y i u d z ie li Dy re k c y a w O jc o w ie.
C a ło d z ie n n e u trz y m a n ie w ra z z k u r a c j ą od 4 rb . d z ie n n ie .
TOW.flKC.BRGWflR&W PAROWYCH
H A B ER B U SC HiSC HIELE
TEL.EKSPED.9-S2.i 9 2 -8 6 .
ODESH. ZAKŁAD LMIAHO-lEtZHICZY “ .SSSSftfc
D - r a A M B R O Ż E W I C Z A
o tw a r ty od 15-go M aja do W r z e ś n ia s t. s t. P r z y le c z n ic y P E N S Y O N A T . 1 Z u n ie b10 w a n ie m , e le k tr y c z n e m o ś w i e tl e n ie m , u s łu g ą , c a łk o w ite w y- i d 11-1” 6 Ht r z Ym a n ,e » w a n n y b ł o t n e , s o la n k o w e ( r o p n e ) , o p ie k a l e k a r z a lek-°ZÓr’ n ?e tv lk o s a m e g o w ła ś c ic ie la d o k t o r a - a k u s z e r a , le c z i 2 -c h s ta ły c h . a r z .Y r ó ż n y c h s p e c y a ln o ś c i — w y n o si od 35 r u b . ty g o d n io w o i w y ż ej, j e ż n ie o d w ie lk o ś c i z a jm o w a n e g o p o k o ju , k o m fo rtu i o k r e s u s e z o n u , -•n ia n o w sk ie le c z e n ie d a je b a rd z o d o b r e r e z u l t a t y : w c h o r o b a c h k o h i e - y c n , p r z y w y s i ę k a c h , c h r o n i c z n y c h z a p a l e n i a c h s t a w ó w 1 k o ś c i , a z g r u ź l i c y t y c h ż e , p o d a g r z e , r e u m a t y ź m i e , s k r o f u ł a c h , n l e d o -
p k r w l s t o ś c i i t. p.
m n a k ła d z ie w ła s n y p a rk (o k o ło 15 d z ie s ię c in ) i o g ró d o w o c o w y . K o- p n ik a .cy a u d o g o d n io n a — w ła s n e p o w o z y i o m n ib u s sam o c h o d o w y ; te le fo n . I i«t 8,1 t e ^e ^ r a ^ n a m ie js c u . P r o s p e k t y w y s y ła ją s ię n a ż ą d a n ie b e z p ł a tn ie , w ! ' ' 1 d e p e s z e n a d s y ła ć m o ż n a w e d łu g a d r e s u : O d e s s a ; D r . A m b r o ż c -
C2« D la o s o b is te g o p o r o z u m ie n ia s ię : N ie ż y ń s k a ja X® 65, te le f o n 4-46 a lb o t e l e f o n z a k ła d u 99 37.
Tctefon 14130Jn K a n t o r Tel.l49-10,MiSŁ
ZDR O W IE S IŁ A
WINO UI3L
j (VIN DE VIAL)
C H IN IN A , S O K M IĘSN Y, L A K T O F O S F A T W APN A.
Najskuteczniejszy środek wzmacniający.
N iP 7 h p r łn v pr2y anemii- rekon' Illb tU tJ U lIJ walescencji, dla ko
biet, dzieci i starców.
Sprzedaż we wszystkich aptekach.
B r y c z e k , W o l a n t ó w , K u r - s ó w e k , K o s z y k ó w d w u k ó - ł e k w ielki w y
b ó r gotow ych, o ra z f a b ry k a p rz y jm u je p o w o z y do o d n o w ie n ia . W y ra b ia : K o ł a , f u r g o n y , p l a t f o r m y i t. p. W a r s z a w a S z p i t a l n a M 10 — J a m i o ł k o w s k i .
WSZECHŚWIATOWEJ SŁAWY
Woda Kotońska, mydło, Puder
O ddział w W a rsza w ie, S ie n n a Afe 19, tel. 307-45.
Do n a b y c i a w e w s z y s tk ic h z n a c z n ie js z y c h p e r a p te c z n y c h i p ie r w s z o r z ę d n y c h z a k ła d a c h
fu m e ry n c h s k ła d a c h fr y z y e r s k ic h .
Z
STHMIN-
"M O TO R
form ie papierosów afóo tyłu/iiu UiuwcL szyóko napady d usznicy
i. Loszeikic oojaioy ctsinzy^^C>
jkiadołówny: WARSZ.TOW. AkC.,, MOTOR
* 10 cipickac/i i ifffet.uci.cn. ap teczn ych .
MZ MZ w
POLECA
w 161 Zfc Zh zis Towarzystwo JgpnaFina”
Fleurs ri’flmour
WODĘ KWIATOWĄ
mz MYDŁO I PERFUMY
o delikatnym i trwałym za
d i pachu. r p
Rasy kontroluj ące „Optima" z sumo waczem.
Jedyne tylko wynalazku i wyrobu wyłącznie francuskiego.
4 0 , H u e C o n d o r c e t, P a r is . T e le p h . 2 2 9 -0 7
o 5O°|o
T a ń s z e , n i ż w s z e l k i e in n e . NAJPRO STSZE.
9405 NAJTRW ALSZE.
Wy p ró b o w a n ie b e z p ła t n ie
b ez j a k ie g o k o lw ie k z o b o w i ą z a n i a ze s tr o n y k u p u ją c e g o .
S p ła ta n a le ż n o ś c i w r a ta c h m ie się c z n y c h Z a g o tó w k ę z 5 % -y m u s tę p s tw e m .
M o d e l „ O T ” 5 2 5 fn .
P o s z u k u j e s i ę a g e n t ó w i s p r x e d a w - c ó w w e w s z y s t k i c h m i a s t a c h E u
r o p y . L isty ad reso w a ć należy:
IB. TAREL, Paris, rue Condorcet 40.
a 5 Z0
LONDYN.
YINOLIA
PARYŻ
D ziałanie zim nych w iatrów , g o rący ch pokojów i n a jsiln ie jsz e g o sło ń c a je st o b o ję tn e dla pań i n ie p rz e d sta w ia żad nego n ie b e z p ie c z e ń stw a dla cery , od czasu gdy P an ie używ ają p re p a ra tó w
to aleto w y ch
ROYAL VINOLIA.
P re p a ra ty te o c h ra n ia ją cerę.
Do nabycia w p ie rw sz o rz . perfu m ery ach . Składy: Moskwa, C hlebnyj2. St.-P etersburg, Fontanka 103. Odesa, Ekatierininskaja 19.
S k ła d dla K ró lestw a:
W a r s z a w a , K a l i b s t a 2 2 . - T e l. 115-13.
\AZIFR7PIF ie V V Il U Łi vI L ; grafii w szelkiego ro p ° r t r e t y z foto- dzaju n ajtan iej i n a jle p ie j w ykonyw ają
Zjednoczeni Artyści Malarze,
W a r s z a w a , Z ł o t a 16 Z IE N IE W IC Z .
KiihleMikscheiTiirk
Właściciel B.Żurkowski Warszawa
AlejeJerozolim skie 43.
Tel'. 31.27.
ZAKŁAD WODOLECZNICZY
D= H. CSiramca
ZAKOPANE.
Kw iecień, Maj ceny zniżone. N ajo dp ow ied niejszy czas dla odpoczynku i leczenia.
r-— ————
rVarsovie-/fatomobile
W ARSZAW A, ulica KOPERNIKA Ke 4/6.
T e le f o n 8 5 - 3 3 i 5 1-07 .
W yłą czne p rze d sta w icie lstw o na K rólestw o i Litw ę firm sam ochodow ych:
DELAUNAY-BELLEVILLE, MINERWA, LORRAINE-DIETRICH,
OVERLAND,DELAHAYE.
Instalacye firm y
„ U A R S O U I E - A U T O M O B I L E ”
obejm ują:
Warsztaty reperacyjne, fabrykę karoscryi i garaże
z zam kniętym i boksami.
SPRZEDAŻ WSZELKICH AKCESORYI.
KAPELUSZE i CZAPKI męskie k r a j o w e i z a g r a n i c z n e poleca
Cieszkowski
Chmielna Nd 16. Tel. 109-51.
SAT d Rp ^ K0°wme T ie „W IE Ś ” 0™ W. Knotfa i St. Kopcińskiego.
Poczta i telegraf Pruszków (st. d r. żel. W arsz .-W ied .). T e le fo n z W arszaw ą.
S z c z e ra w ieś. S ta ry p ark . L asy. Opieka trzech lekarzy. W szelk ie zabiegi w o d o leczn icz e. E le k tro te ra p ia . K ą p ie le p o w ie trz n o -sło n e c z n e . P ra c a fi
zyczna. S p o rty . P sy c h o te ra p ia . Pobyt wraz z opieką lekarską od 4 rb dzien
nie. •ęChorzy^utnysłow ow i zakaźni n ie są przyjm ow ani.
P e r f u m y
°£e C-fi.cDivn.cd D ii
______ D'ORSAY,l7,Rue de la Paix PAf?YZ
r
KOTŁY, MOTORY, MASZYMYró ż n y c h w ie lk o śc i i siły do sp rz e d a n ia
T ow arzystw o W spółdzielcze H andlu S z m e lc e m
„FERRAMENTUM”
Warszawa: Biuro: Smolna 30. Tel. 1B4-23. Składy: Al. Jerozolimskie 103. Tel. 166-42.
PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4. Rocznie Rb. 8. W K r ó l e s t w ie i C e s a r s t w i e : Kwartalnie Rb. 2.25. Półrocznie Rb.
4.50 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic a : Kwartalnie Rb. 3. Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, Królestwie i Cesarstwie kop. 75, w Aus- tryl: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor. Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb- S zt." dołącza 6ię 60 hal. Numer 50 hal Adres: „ŚW IAT" Kraków, ulica Du
najewskiego Na 1. CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonparelowy lub |ego mielsce na 1-ej stronie przy tekście lub w tekście Rb. 1, na 1-e) stronie okładki kop. 60.
Na 2-e| I 4-e| stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki I ogłoszenia zwykłe kop. 25. Za tekstem na białej stronie kop. 30 Kronika to
warzyska, Nekrologi I Nadesłane kop. 75 za wiersz nonparelowy. Marginesy:
na I-ej stronie 10 rb , przy nadesłanych 8 rb., na ostatnie, 7 rb- wewnątrz 6 rb. Artykuły reklamowe z fotografiami 1 strona rb. 176. Załączniki po 10 rb.
od tysiąca.
Adres Redakcył I Administracyi: WARSZAWA, Zgoda Nś 1.
T e le f o n y : Redakcył 73-12. Redaktora 68-75. Administracyi 73-22 I 80-75.
Drukarni 7-36. FILIA w ŁODZI, ulica Piotrkowska Na 81. Za odnoszenie do
domu dopłaca się 10 kop. kwartalnie. Rok IX. Ne 22 z dnia 30 maja 1914 r.
Teatr Nowoczesny
= = RÓG JASNEJ I SIENNEJ, EEEH
Przedstawienie o godz. 8 i 10-ej.
W niedziele i św ięta o g. 4, 6, 8 i 10.
Ceny miejsc od 40 kop. do 1.50 kop.
W Y T W O R N Y P B N S Y O N A T
Drowc[ 2. Woyciechowskiej,
F o k s a l AS 17. T e ł. 2 3 0 -9 6 . Ceny zw ykle.
Wydawcy: Akc. Tow. Wydawnicze „ŚWIAT” . Warszawa, ulica Zgoda Ne 1.
Pod kierownictwem naczelnem Stefana Krzywoszewskiego.
R e d a k to r e d p o w ie d z ia ln y n a G alicyę: A n to n i C h o ło n iew sk i, K raków , D u n ajew sk ieg o Ks 1.
Gospodarka naszych wielkich miast.
Francuskie Tow. Ubezpieczeń na życie
„ L ’URBAINE"
Ulgi na w y p ad ek n iezd . do p ra c y F ilja dla K ról. P o l. Marszałk. 136.
o857 O d d z ia ł m iejski: ulica Moniuszki Nr. 2.
o iu ro K ijo w sk ie : Kijów, ulica Kreszczatik Nr 45.
KARMELKI i CZEKOLADĘ
POLECA
CZESŁHW T W H R O W S K I Chłodna Ne 36, tel. 72-75.
Hotel R O Y A L
r.,XTiz^ .
W indr Elektrysanoifc Kąpielą
NOWOŚĆ! NOWOŚĆ!
STEFAN KRZYW0SZEWSK!
ROZSTAJE
KOM EDYA W 3-ch A K TA CH
■Do nabycia wt wszystkich księgarniach.
L JURCZYKOWSKI SYN.
A la z o w ie c k a 2. T e l. 150-28.
P o leca zn an e ze sw ej d o b ro ci ręk aw iczk i.
KAZIMIERZ EHRENBERG
Czasy teraźniejsze
Cena rb. 2.20, z przes. 2.50.
Do nabycia we w ssysi. księgarniach.
91
Najlepsza Czekolada Szwajcarska na mleku
C a ille r s ’-
REKTYFIKACYA warszawska
wyborową
„SIWUCHĘ”.
Budząca się w naszem społe
czeństwie dążność do wzmocnienia i utrwalenia siły narodowej w mia
stach, która w Galicyi z dotkliwie trafna ironią nazwano dążnością do
„spolszczenia" miast w Polsce, scho
dzi się szczęśliwym zbiegiem oko
liczności z ruchem naukowym, gro
madzącym cenne m ateryały do po
znania wewnętrznego stanu tych na
szych zaniedbanych ośrodków ży
cia. Rok 1913 przyniósł trzy ważne publłkacye z tego zakresu. Z zapo
mogi kasy Mianowskiego ukazał się tom pierwszy pracy P. Bolesława Markowskiego, adwokata z Kielc, p.
t. „Finanse miast Królestwa Polskie
go", zarysowującej bilans stuletnie
go okresu gospodarki miejskiej w królestwie. Monumentalnie zakrojo
nego dzieła p. t. „W arszawa", opra
cowanego przez p. Stefana Dziewul
skiego ze współudziałem p. Henryka Radziszewskiego, pojawił się tom pierwszy (historya miasta, opis to
pograficzny i statystyka ludności), a pojawi się jeszcze tomów cztery, które wyczerpią cały zakres życia naszej stolicy, w układzie admini
stracyi, gospodarce miejskiej, finan
sach, wytwórczości, handlu, komuni- kacyi, hygienie, sprawach wyznanio
wych, oświatowych, społecznych i kulturalnych. Obok tamtych dwóch rozpoczętych monografii stanęła trzeeia rzecz, ujęta w jednotomową całość, P. Edwarda Strasburgera:
^Gospodarka naszych wielkich miast" (*), W arszawy, Lodzi, Kra
kowa, Lwowa i Poznania.
„Suche", cyframi najeżone stu- dyum p. Strasburgera stanowi lektu
rę do głębi przejmującą. W tych ko- himnach cyfr, nierównomiernych.
*1 Edward Strasburger: Gospodarka naszych wielkich miast —■ Warszawa, Łódź, Kraków, Lwów, I oznan, - ti.
566. Gebethner i Wolff.
jaskrawo nieraz od siebie odbijają
cych, a przeważnie bardzo smut
nych, mieści się przecież część znaczna tragedyi naszego bytu.
Pięć największych miast polskich le
ży na terytoryum trzech różnych państw, rozwija się w trojakich, zgoła niepodobnych warunkach prawnych i gospodarczych, które wycisnęły sil
ne a różne piętna na icli ustroili i kulturze, tak, że wygląda nieraz, jakby to były miasta, należące do trzech odmiennych światów. Między Poznaniem a Lwowem istnieje prze
paść różnic. Łódź i Kraków zdają się mieć niewiele więcej wspólnego ponad ogólne tło etniczne i ram y te
rytorialne. Łączy je wybitnie tylko cecha negatywna, niejednolitość składu ludności, sprawiająca, że na całym obszarze Rzeczypospolitej niema ani jednego miasta tak całko
wicie polskiego. jak całkowicie wlos- kiemi sa miasta Włoch, lub francus- kiemi miasta Francyi. Nasze główne skupienia wielkomiejskie, to aglo
meraty etniczne, z przewaga tylko żywiołu polskiego, niestety, niezaw - sze nawet znaczna.
Gospodarczy ustrój ich i funk- cye rozpatruje p. Strasburger w swem obszernem i ciekawem dziele.
Obszar pięciu największy cii miast naszych jest dziwnym trafem niemal jednakowy. W arszawa zaj
muje kilometrów kwadratowych 31.
Kraków z przylączonemi niedawno gminami 33.70, Lwów tak samo ści
śle. jak W arszawa, 31, Łódź 32.54, Poznań 33.91. W ysokość zaludnić- nia wynosi, w okrągłych liczbach, w Warszawie 800.000. w Łodzi 510.000, we Lwowie 210.000. w Krakowie 170.000, w Poznaniu 150.000. (Dodaj
my, że na ogólna sumę mieszkań
ców tych pięciu głównych miast pol
skich, 1.840.000, przypada polakow 1.130.000, żydów, niemców, rosyan i rusinów 710.000). Gospodarka KO-
munalna w gminach tych stoi na ra żąco różnych poziomach, uwarunko
wanych różnemi stosunkami praw- nopaństwowemi. Poziom najwyższy widzimy w zachodniej Polsce, pod
ległej Prusom, i południowej, podle
głej Austryi. Miasta, wyposażone w obszerny samorząd wraz z władza wykonawcza (przyczem m agistraty Lwowa i Krakowa wykonywuia na terenie gminy nawet funkcye poli
tyczne z ramienia rządu), mogą roz
wijać śmiała politykę komunalna, o- parta na znacznych inwestycyach w przedsiębiorstwa miejskie, i speł
niać rozległe zadania kulturalne.
W arszaw a i Lodź, pozbawione do
tychczas samorządu (który miasta w Cesarstwie posiadają od r. 1892), stanowią pod względem ądministra- cyi publicznej obraz opłakanego za
cofania. Ludność jest całkowicie od
sunięta od wpływu na gospodarkę w gminie, ustawodawstwo gminne jest przestarzałe i zupełnie nie odpowia
da wymaganiom życia nowoczesne
go, m agistraty mają rece wprost skrępowane w najbardziej pilnych i żywotnych sprawach. Magistrat W arszawy, miasta niemal miliono
wego. może wedle swego uznania czynić wydatki iedynie do wysoko
ści 5.000 r„ a naczelnik kraju do wy
sokości 10.000 rubli — każdy w yda
tek znaczniejszy musi być zatwier
dzony przez ministervum spraw we
wnętrznych w Petersburgu. To samo mniei-więcej tyczy się Lodzi.
Budżety gminne wskazują naj
dobitniej n'a jaskrawość różnicy, ja
ka w gospodarce komunalnej za
chodzi miedzy miastami Królestwa a innych dzielnic. Budżet roczny V szawy wynosi (w koronach, któ
ry Strasburger przyjął dla ujedno
stajnienia i uplastycznienia porów
nań) 23.7 milionów. Poznania 18 mi
lionów. Lwowa 14.6 milionów, Kra
kowa 8.9 milionów. Lodzi, która pod względem liczby ludności zajmuje drugie miejsce, 2.9 milionów. Ody cyfry te rozłożymy na ludność każ
dego z miast, okaże się, że z w ydat
ków, czynionych przez gminę, przy
pada na głowę jednego mieszkańca w Poznaniu 115 koron, we Lwowie 71, w Krakowie 59, w Warszawie 30, a w Łodzi tylko 5 kr. Mamy tu najogólniejszy wskaźnik, w jaki spo
sób każda z wymienionych gmin wywiązuje sie ze swych zadań pu
blicznych. Bez uciekania sie do szczegółowych pozycyi budżetu możemy przyjąć za pewnik, że w mieście, w którem stosunek w ydat
ków gminnych do ludności jest tak rażąco nizki, jak w Łodzi, muszą być warunki kulturalne, społeczne i zdrowotne jaknajgorsze.
Lecz dokładniejsze wejrzenie w cyfry budżetowe ukazuje nam zaco
fanie gospodarki komunalnej w W ar
szawie i Lodzi w świetle jeszcze ja
skrawszemu Przypatrzm y się tak ważnej dziedzinie życia, jak oświa
ta. Ody Kraków wydaje na oświatę publiczna (szkoły ludowe, zawodo
we i specyalne, oraz zasiłki, jak sub-
wencye i stypendya) 16.3/ swego budżetu, Poznań 17/, a Lwów 23.1/, więc niemal czwarta cześć, to Łódź wydaje tylko 7.8/, a W arszawa za
ledwie 5.7/. W cyfrach absolutnych wygląda to tak, że gdy 200-tysięcz- ny Lwów łoży na cele szkolnictwa 1.845.000 koron, to półmilionowa Łódź na te same cele poświęca 226.000 koron, czyli ósmą część!
Niemniej przepastne różnice w yka
zuje frekwencya dzieci szkolnych, (idy liczba dzieci, uczęszczających do miejskich szkół początkowych, wynosi w Krakowie. Lwowie i Po
znaniu 10/ ogółu mieszkańców, sto
sunek ten dla W arszawy w yraża się cyfra 1.5/, dla Lodzi 0.4/. Są to cy
fry już zgoła horendalne. Widzimy też rzecz niebywała we współ
czesnych stosunkach cywilizowane
go świata, że w W arszawie liczba analfabetów wynosiła według nie
dawnego obliczenia 318.000 osób, t.
j. 46.54/ ogółu mieszkańców — cze
mu trudno wprost uwierzyć, gdy się nie zna zblizka naszych stosunków.
P. Strasburger rachuje, że należało
by otworzyć w W arszawie 800 no
wych klas, gdyby wszystkie dzieci w wieku szkolnym miały znaleźć w nich pomieszczenie.
Arcytypem m iasta dużego o za
cofanej gospodarce jest jednak do
piero Łódź. Temu miastu przeszło półmilionowemu brak urządzeń tak podstawowych, jak kanalizacya i wodociąg, stan szpitalnictwa jest rozpaczliwy, stan oświaty również.
Tu analfabeci tworzą iuż odsetek zgoła nieprawdopodobny: 60! Ody trzy razy mniejszy Kraków wydaje na oświatę i na cele kultury ducho
wej rocznie 1.200.000 koron, to Łódź ogranicza się do 249.000 ko
ron. Natomiast utrzymanie policyi kosztuje w Lodzi 1.030.000 koron i stanowi największą rubrykę (36/) w budżecie miejskim. Prawdziwym zaś dziwolągiem jest, że przy roz
paczliwym tym stanie kulturalnym zarząd Lodzi wykazuje co roku wy
sokie nadwyżki dochodów nad wy
datkami !
W arszaw a i Łódź stanowią w obrazie p. Strasburgera strony ciem
ne — Lwów, Kraków, Poznań stro
ny jasne. Wyposażone w samorząd, miasta te mogą pod mniej lub wię
cej w ystarczającą kontrolą ludno
ści rozwijać i spełniać zadania no
woczesnej, coraz bardziej złożonej polityki komunalnej.
W tej jasnej party i obrazu po
pełnił jednak p. Strasburger błąd dość dotkliwy, odnośnie do Pozna
nia. P. Strasburger oparł sie tu jed
nostronnie na źródłach niemieckich, głównie na pracy, wydanej z pole
cenia nadburm istrza Wilmsa ku uczczeniu ostatniej „wschodnio-nie- mieckiej" wystawy w Poznaniu:
„Die Residenzstadt Posen und ihre Verwaltung im Jahre 1911“. Na terenie stosunków tak zaognionych, jak Poznań, magistrat, opanowany dzięki reakcyjnej ustawie wybor
czej gminnej przez niemców i ży
dów, nie może być żadną miarą źródłem wiarygodnem dla ocenienia stosunków także i w zakresie poli
tyki gminnej. Prawda, że analogicz
nych źródeł polskich niema. Należa
ło może jednak skorzystać chociaż z obszernych sprawozdań z posiedzeń Pady miejskiej, ogłaszanych w pra
sie polskiej, lub z ustnych wskazó
wek polskich członków Rady, któ
rych tembardziej nie powinno się było ominąć, że reprezentują oni wobec gospodarki gminnej w Po
znaniu jedyny czynnik krytyki, Ma- tcryał, zaczerpnięty ze źródeł o- ficyalnych niemieckich, wszedł do cennej pracy p. Strasburgera nie skontrolowany i nie sprawdzony na miejscu: to niezetknięcie się z grun
tem przejawia się charakterystycz
nie w błędnych nazwaniach ulic, np nieistniejącej ulicy „Grabeńskiej"
(Grabenstrasse, ale po polsku „Gro
bla"), lub ul. „Garbarskiej" zamiast
„Wielkie Garbary*".
Dzięki tej jednostronności ma- teryału, w znacznej mierze tenden
cyjnego, gospodarka gminna po
znańska przedstawia sie w pracy p.
Strasburgera zbyt pochlebnie, co w Poznaniu z łatwością a zarazem z przykrością zostanie dostrzeżone.
P. Strasburger mówi: „Stojąc na stanowisku objektywncm. nie powo
dując sie żadnemi względami po
stronnemu zarządowi Poznania tę należy oddać sprawiedliwość, że w każdej dziedzinie gospodarki miej
skiej wykazuje ogromną staranność".
Tak bynaimniei nie jest. Jeżeli np.
autor stwierdza z uznaniem, że bru
ki są w Poznaniu wzorowe, to nale
ży dodać, że tylko w niemieckiej części miasta, zaś w dzielnicach czysto polskich, jak na Chwaliszc- wie i Śródce, są w stanie wprost nędznym, z czego wynika, conaj- mniej, że „staranność" gospodarki żydowsko-oruskiej w Poznaniu jest względna i ma na oku tylko część ludności i to mniejszą. Gospodarki takiej ze stanowiska obiektywnego żadna miarą nie można pochwalić.
1 właśnie z obiektywnego stano
wiska należy stwierdzić, że szał an- tioolski odbija się bardzo niekorzyst
nie na gminie poznańskiej. Pom ija
my iuż to, że gmina ta nie wykazu
je „staranności" w dziedzinie szkol
nictwa. skoro bowiem na 16.900 dzie
ci, uczęszczających do szkół ludo
wych w Poznaniu, jest 13.000 dzieci polskich, a szkoła jest niemiecka, to o „staranności" nie może być mowy.
Jest to jednak cześć ogólnego anti- cywilizacyjnego systemu Prus. Lecz w zakresie swej najściślejszej auto
nomii gmina poznańska dopuszcza sie również grubych wykroczeń przeciw racyonalnej gospodarce, i także na tle szalu antipolskiego. Tak np. przy jednej z głównych ulic bu
duje wielki dom towarowy, przekra
cza kosztorys o kwotę bardzo po
ważna i dom ten oddaie w bardzo tanią dzierżawę żydowi, wskutek czego wynikły dla miasta znacz
ne straty wszystko w imię
„Z ie lo n y karnaw ał” w W arszaw ie
Wyścigi wiosenne na polu Mokotowskiem.
3
..wzmocnienia niemczyzny", a więc w interesie pewnej tylko części lud
ności. O tem oczywiście milczą sprawozdania magistratu. W prost skandaliczna jest gospodarka miej
ska w stosunku do teatru niemiec
kiego. którego kierownikowi, mimo korzystnego kontraktu i mimo 150.000 marek rocznej dopłaty, ma
gistrat umarza jeszcze dług, wyno
szący 42.000 marek, gdy na potrze
by teatru polskiego nie ma ani gro
sza. Ta bezprzykładna hojność na cele sceny niemieckiej, wywołana pobudkami politycznemu, przy rów- noczesnem zapoznawaniu potrzeb kulturalnych większości mieszkań
ców, nie da się chyba pogodzić z pojęciem gospodarki wzorowej.
Także i poza obrębem tarcia naro
dowego gospodarka ta niczawsze wygląda zachwycająco. Dowodzi te
go przykład szpitala miejskiego.
M agistrat topi bardzo znaczne su
my, by przestarzałe urządzenia te
go szpitala przystosować do nowo
czesnych wymagań, a następnie do
piero przekonywa się, że wielkie ka
pitały, zużyte w tym kierunku, ulo
kowano nieproduktywnie i że szpi
tal należy nanowo pobudować poza centrum miasta, w dzielnicy spokoj
nej. zaś stary gmach przeznaczyć na inne cele. To ma być owa „sta
ranna", przewidująca gospodarka?
P. Strasburger mówi, że „nad
mierne opodatkowanie mieszkańców Poznania wywołane zostało siłą fak
tów, mianowicie ciągłym wzrostem zadań publicznych w tem mieście".
Jednakże inne Wielkie miasta mają również wielkie zadania do spełnie
nia,. a takiego brzemienia podatków gminnych, jakiem wyróżnia się Po
znań, można ze świecą szukać. Ber
lin płaci dodatku miejskiego do po
datków państwowych 100/, Poznań 192/! Przyczyna tego nadmiernego opodatkowania leży w olbrzymich inwestycyach miejskich na cele kul
tury niemieckiej, więc znowu dykto
wanych względami politycznemi, jed
nostronnych i krzywdzących więk
szość mieszkańców miasta. Już sam
fakt, iż ludność polską obarcza się anormalnie wysokiemi podatkami na cele wrogie jej interesom, w ystar
czy, aby gospodarkę miejską w Po
znaniu notenić z obiektywnego sta
nowiska, a nie chwalić. Zważmy zaś, że gdy niemcy pokrywają nadmierne ciężary podatkowe z hojnych'dodat
ków „kresowych", a żydzi z zysków, jakie niosą im rozliczne dostawy,, zarówno rządowe, jak miejskie, to ludność polska jest tendencyjnie przez gminę zubożana, żaden polak bowiem nie może korzystać z robót ani dostaw miejskich, z w yjąt
kiem chyba jednostek spodlonych, które dla chleba wyparły się swej narodowości. Już tych kilka doraź
nych przykładów świadczy, że rzą
dy żydowsko-pruskiej kliki w P o
znaniu nie chcą pretendować do mia
na „starannych", a tem mniej wzo
rowych, że, przeciwnie, ta pruska gospodarka jest naogół gospodarką, jaskrawych nadużyć, a w szczegó
łach bywa często przeciwieństwem prymitywnych pojęć o racyonalnem szafarstwie grosza publicznego.
Cenna praca p. Strasburgera, obrazująca pozatem trafnie i z wiel
kim nakładem trudu naukowego go
spodarkę naszych pięciu najwięk
szych miast, powinna w tym jednym punkcie uledz rewizyi i korekturze przy powtórnem wydaniu, oby jak-
naj rychlej szem. Ch.
Stan. Korzeniewski. Zadumana.
Nasi artyści.
Stanisław Korzeniewski.
Nie widziałem Polesia.
Ale gdym stał przed obraza
mi Stanisława Korzeniewskiego, wczułem się w ten cały nowy świat, jakbym go już od dziecka był wi
dział.
Taką jest wizyjna moc istotne
go twórcy.
Ujrzałem Polesie rychłą wiosną, gdy na św. Józefa zlatywać się po
częły bociany •— w błotach, w k tó
rych Napoleon podczas swej w ypra
wy odkrył „cinquieme element- Ia boue", ujrzałem zanurzające się żórawie, szerokodziobne, szare, bia
łe, czarnemi, bronzowemi, zielonemi plamami popręgowane nurki-„gaga- ry“, które godzinami całemi pod wo
dą płynąć mogą, a zaledwo ich dzió
bek widać.
Na jednem płótnie Korzeniew
skiego ujrzałem dwie przedziwnie namalowane czaple. Samica głęboko zapatrzona w rozlaną roztocz wody, a samiec, wpatrujący się wstecz, czy niebezpieczeństwo nie grozi. Jaka w tem pewność samiczki i jaka bacz
ność samca, który życia swego pło
du strzedz musi!
I ogromna wizya twórcy w ycza
rowała mi przed oczy Polesie z jego lasami sosnowemi, dębowemi, po
przecinanemu brzozą, osiną i jesio
nem, a wskroś toczy swe wody P ry
peć, święta rzęka, przez artystę tak gorąco ukochana: rzeka, obrośnięta łozina, sitowiem, trzciną, a na tych szeroko rozlanych wodach kołyszą się białe, żółte nenufary i orzechy wodne.
Raz po raz odważnym i zwycię
skim krokiem przekracza prypeckie bagna i błota jakiś dyluwialny łoś.
przepełza się leniwie żółw, naoślep pędzi stado dzików, w przyległych lasach tokują głuszce, a życiodaj
na Prypeć i przyległe bagna ukocha
ły sobie leszcze i łososie.
Stąnisław Korzeniewski. Niewodem,
Z pośród dzieł S ta n isła w a K orzeniew skiego
Rybak poleski. P ortret d-ra Cieszyńskiego.
Moment stanowczy. Ciągnienie sieci.
Taniec. Nie puszczaćill
5
Szuwar żórawi przelatuje nad Prypecią, zryw a się sznur dzikich kaczek lub gęsi, kryją się w bagni
stych tąkach przepiórki i derkacze, a wielką tragedyą Prypeci na wio
snę, gdy córka jej, Sławecgna, przez biota nie przepływa, woda Prypeci się psuje, a wszystkie ryby do czy
stej wody Slawecznej spływają.
Kra już poszła, woda wezbrała , Prypeć rozlała się na jakie dziesięć wiorst. — Ataman rybactwa wyru
szył na czele kilkunastu rybaków na połów ryb.
I otóż obraz Korzeniewskiego:
Nad Sławeczną, szeroko rozla
ną, cięży ołowiane niebo, tak ciężkie, że zdaje się. iż lada chwila oberwać się musi. Ataman rybaków stoi, gdy
by zimny, nieustraszony wódz, a gromada rybaków — nogi cierpną na widok tej przedziwnie namalowa
nej, lodowato zimnej wody ciąg
nie siecie, długie siecie, „niewody"
zwane.
To już nie obraz prostej rzeczy
wistości, to symbol życia człeczego.
ów Ataman wygląda na Faraona, który zaprzągł do pracy swoich nie
wolników i w słocie, i w błocie, i krą ścinającej się rzece pracować im ka
żę.
A woda rozlana, jak morze — a nad nią straszne, złe, zimne niebo—
a oni ciągną i ciągną „niewody", bo może, gdy słońce zajdzie, wszech
władny Ataman im, biednym parya- som, po parę kopiejek wypłacić ze- chce.
Dziwnie w strząsający obraz!
Meunier stw orzył w swem dzie
le dram at robotnika górniczego, a to.
na co się porwał Korzeniewski, idzie równoległą linią z tern, co wiel
ki Meunier dokonał.
I istotnie stworzył Korzeniew
ski w całym szeregu swoich obra
zów i trud, i ból. mękę życia ry backiego na tych moczarach, bło
tach, powodzią zalanych łąkach przez tę święta rzekę, jaką jest dla Korzeniewskiego Prypeć.
Inny obraz:
Troje ludzi wyszło - tym ra zem bez Atamana — nad brzeg rzeki na połów ryb, które z zepsutej wody Prypeci spłynęły do czystych wód Sławecznej. W szyscy po kolana w wodzie zanurzeni. Dwóch młodych spełniają bezmyślnie, mechanicznie swoją pracę, tylko ten jeden stary, ten, który trzym a sieć w ręku i coś głęboko rozważa i rozmyśla, jakby się lękał rzuceniem sieci zamącić ta
jemnicze życie świętej rzeki, to sym bol patrzenia przed się i poza siebie:
pragnienie czynu i wahanie się przed nim.
Rozwaga i tragedyą starości!
A z tym spokrewniony ob raz: „Chat
ki". zbudowane do umocnienia brze
gów z wiciny i łoziny, obciążone ka
mieniami, by woda brzegów nie wy
rywała, a na tej „chatce" stoi stary rybak w starczem skupieniu i łowi na wędkę ryby.
Och. ile w tej postaci skupienia.
wytężenia i radości wielkiego i obfi
tego połowu ryb!
To jakby poleski św. Piotr, któ
remu z świętej rzeki kazano dusze ludzkie wyławiać.
1 bezustannie ten trud i znój ży cia ludzkiego, gnębionego przez tę nieszczęsną, szeroko rozlaną, w mo
czary, i bagna, i błota przeobfitą rze
kę:
Szereg kobiet, strudzonych, kur
czących się pod ciężarem koszów, naładowanych bogactwem owocu — a Polesie słynie z swych urodzaj
nych ogrodów — kroczy ku „Taj- bom“ (berlinki wiślańskie) idą dłu
gim szeregiem tak smutno i szaro, i beznadziejnie, jak beznadziejną jest praca, która chleba skąpi.
A gdy zima nadejdzie, a z nią ciężki trud, bo trzeba wyrąbać w Prypeci przyręble, trzeba wyszukać ciepłych źródeł i miejsc, przez ryby odgrzewanych, wtedy Korzeniewski tworzy rzeczy niezrównanej piękno
ści.
Znowu ciągną skostniałe, od zi
mna zgrabiałe ręce zamarznięte „nie
wody", a Ataman, gdyby maluteńki Napoleonik, pilnuje roboty i czyha, któremu robotnikowi parę kopiejek urwać może!
Wielką jest nędza ludzka!
* *
♦
Ale otóż znowu wiosna i nagły, ostry zgrzyt wesela:
Rozkwiecony, rozkoszny ogród w pełni kwiecia przepysznie nama
lowanych jabłoni — tam znowu roz
brykana idyla dwóch chłopaków, ką
piących się w Prypeci, z których je
den drugiego usiłują pod wodę za
nurzyć — a: ną innym obrazie może podgląda ich młodziutkie dziewczę (jeden z najpiękniejszych obrazów Korzeniewskiego).
Stoi i patrzy — jednem ramie
niem zasłoniła jedno oczko, a dru- giem okiem roześmianem, wstydli- wem patrzy w słodkiem dzieciństwie—
może nawet trochę zalotnie, bo mi;?
Sternie wykrojone usta zdają się być świadome, że istnieje na Bożym' święcie — owoc rajski.
Tu z niesłychaną intuicyą po
chwycił Korzeniewski budzącą się wiosnę.
I w tę samą wiosnę złowrogo zapatrzona młoda kobieta: Obnażo
ne ramiona, jakby w bezpamiętnym bólu swego wstydu zapomniała, pod
parła brodę ręką i patrzy, patrzy przed się niewidzącemi oczyma, a rozchylone wargi może łkają — tak, te wargi są łkające, wyczekujące za tym, który jej Wiosnę zdeptał i zni
szczył! Druga, wyciągnięta bezwol
nie ręka, tak ciężko opadnięta, a tak niewymownie wymowna, to szczyt, na jaki rzadko który artysta w dra
pać się może.
Przebudzenie, a raczej budzenie się wiosny i jej bolesny skon w tych dwóch postaciach dał Korzeniewski z niezwykłą siłą uczucia i głębią smu
tnego, może troszeczkę ironicznym
uśmieszkiem zabarwionego, a nie
zmiernie pogłębionego wrażenia
„Wiosny".
To już nie poleska wiosna — to już symbol „Wiosny" na wschodzie i zachodzie. To samo rozkwiecenie się prawem świętego heliotropizniu wiosennego i ten sam bezład i męka, i zdyociała beznadziejność.
A jakby na pohybel temu życiu w męce, bólu i znoju, żebrała się ca
ła wieś: dziewjki i parobczaki tańczą coś, co się w ich języku „kadrylem"
nazywa, a w istocie mieszaninę i ko
zaka, i mazura, i polki, i „szoria" - a z jaką rozkoszą tańczą na „pohy
bel" „Życiu"!
I wielką mocą prawdziwego twór
cy została wywołana przed moje oczy wizya Polesia podczas upalne
go lata.
Niezapomniane mi są te chaty, te wsie poleskie w żarzącem się słoń
cu — tak to wszystko rozpalone żar
na. chutną mocą.
Młoda dziewczyna wyskoczyła na polanę i tańczy — upust dla mło
dej krwi - a nieporównany ruch .te
go tańca — wiosna w niej krzyczy, lato ją poza chałupy wyrwało do te
go upojnego, tego żarnego, zmy
słów nieświadomego tańca.
A przy wierzbie — na innym o- brazie siedzi starzec, lirnik, „lat wie
kuistych", i przygryw a na gęśli Pieśń wiosny i miłości. A ślepy smutek óciemnił mu oczy.
Jakiś biedny Taras Szewczenko.
który nie zdołał zdrowemi oczyma patrzeć na „Urodę Życia".
To wszystko stworzył zasobny w moc, siłę duchową i środki a rty styczne Stanisław Korzeniewski.
I co innego jeszcze:
Ostatni z romantyków — proszę rozumieć, co pod tern słowem myślę:
tych, którzy o setek lat w przeszłość sięgają — stworzy, obraz przedzi
wnej piękności: noc księżycowa, a w jej blasku taka sobie chałupa wiej
ska. taka nieskończenie nasza — a potem: „już słońce zaszło, psy się u- śpiły" — wielka, szeroka noc ponad olbrzymim rosochatym dębem, noc rozgwieżdżona, parna, pełna lękli
wych a tak wytęsknionych przeczuć.
Ona siedzi, oparta o pień dębu, i patrzy w niebo, i on w nie patrzy—
chwila wielkiego oczekiwania... jeden z najpiękniejszych poematów, jakie Korzeniewski stworzy,.
Piękniejszej sielanki Karpiński stworzyćby nie umiał.
♦ *
♦
Korzeniewski, jako portrecista, zyskał sobie sławę i w Niemczech i w ziemiach polskich.
Artysta, tak czujnie w siebie wpatrzony, artysta, który, jak rzad
ko inny, umie się wżyć i żyć tą zie
mią, która go porodziła, i ją, jak sze
roka i widna, odtw orzyć,. będzie u- miał zapewne i w Człowieka się za
patrzeć, którego przedstawić prag
nie.
Portret profesora Cieszyńskie-
So, dany tu w fotograficznej podobi- zn>e, jest jednym z najpiękniejszych Portretów, jakie widziałem. W szyst
ko, co najszlachetniejsze w duszy tego rzadkiego człowieka, wyłowił Korzeniewski na jaw; to już nie Prosty portret, ale objawienie tego, po dusza artysty głęboko przeżyła 1 uplastycznić zdołała.
Nie mogę się rozpisywać o ca- s.zereKu portretów kobiecych,—
chodzi mi tylko o syntezę.
A syntetycznym portretem, ta
kim, który psychologią i głębokiem zrozumieniem duszy człowieka zdu
miewa, wydaje mi się portret prof.
Cieszyńskiego.
I może być, że bogatej gościn
ności pisma Pańskiego, ze względu na szczupłe ramy, tym moim artyku- ,ern już nadużyłem, ale było mi porost koniecznością powiedzieć tych słów parę o artyście, który, jak może nikt inny, całego swego życia w tej mierze Sztuce nie byłby w sta- me poświęcić.
Pochłania go gorączka pracy : w nędznej jego pracowni piętrzą się setki szkiców, prac ukończonych i ta
kich, które ostatniego pociągnięcia Pendzla potrzebują, a ten mój mały szkic o pracach tego fanatyka „Sztu
ki ‘ ma jedynie na celu, by zwrócić uwagę społeczeństwa polskiego na artystę tej miary, jakim jest Stani
sław Korzeniewski.
To moim najszczytniejszym o- bowiązkiem i radosną, wiosenną na
dzieją, że słowa moje oddźwięk w społeczeństwie znajdą, a niejeden — niektóry zwróci uwagę na prawdzi
wego, fanatycznego Wyznawcę Sztu
ki
Monachium. Stanisław Przybyszewski.
Tragedya fizyologiczna.
I rzeba patrzeć śmiało na rany życia. Inni mogli przeżyć, przecier
pieć to, o czem nam... nawet myśleć się nie chce“. Nie zatykajm y sobie uszu przed płaczem cierpienia. Nie zamykajmy oczu, gdy płynie krew, sie Przytępiajmy w sobie wraźliwo- sei na głos dusz obłąkanych z bólu.
. Są bóle, których naszemi dłońmi uciszyć nie możemy. Wszczepiane są w sam rdzeń istnienia, nieodłącz
ne od niego. Są „krzywdy, — któ
rych nikt nie jest winien", jak mówi i ne Garborg. Lecz większość cier- Pjen i krzywd zadajemy sobie sami ,vZa'?nin’e- W szak można je usunąć, ] ,pZa < można od nich uchronić! Więc .kceważeniem i ironią sceptyczną nie ..w° 'no zbywać ponurych proble- żyatGW' • wyłaniających się z dna za t' 2 bd^nisk, ziejących zara- m. 1 rzeba znać złe, aby je zwalczać, no ■ ?.r °mne znaczenie ma wszelka n Wleśe tendencyjna, która odsłania cia51 rÓZne niedomagania naszego ży- j i społecznego i obyczajowego. Im
) Gabrygli Zapolskiej „O czem się myśleć nie chce“. Z. Wójcickiej-
^Włewskiej; ,.Listy do Ciebie“. ’
śmielej, im szczerzej autor to czyni, tern łacniej sanacyę opisywanych przez siebie stosunków osiągnie.
Jeżeli jednak widzimy, że przy
czyna złego zbyt jest materyalna, zbyt z naszem ciałem i jego zbocze
niami złączona, przejmuje to nas głę
bokiem upokorzeniem. Duch ludzki, rwąc się w górę, dążąc do opanowa
nia świata i siebie, z najwyższym
Gabryela Zapolska.
przymusem i niechęcią znosi supre- macyę ciała, które jego pęd tamuje, osłabia.
Mieć w sobie samym bezustan
nie to, co jest dla samego siebie za
porą ! By się z tym faktem zżyć i o- swoić, człowiek stara się instynkto
wnie jaknajmniej podkreślać, jak
najmniej pamiętać o uciążliwem brze
mieniu, które go obarcza, które mu na każdym kroku stawia granice, że jego nieskończoność rozbija się o skończoność materyi.
Istotnie, iest w tern niezmiernie zdrowy instynkt samozachowawczy ludzkości. W szak ciągła pamięć o niemocy, o niesharmonizowaniu cia
ła z pięknem, którego dusza pożąda, działa przygnębiająco. Ciało stawia granice naszym zamiarom, próżno chcemy mierzyć na nie siły. Odsło
nięcie takiej prawdy, że duch ludzki rozbija się o przyczynę—fizyoiogicz- ną, jest sromotną jego porażką, bo sił duchowych nie wzmaga. Przyczy
ny psychologiczne dają się opano
wać, fizyologiczne — najczęściej się nie dają.
Naturalizm, który sprowadzał wszystko tak chętnie do fizyologii, do przyczyn materyalnych, wzbudził zdrowy i silny odruch niechęci. Po
ciągał tak, jak pociąga człowieka w niższych chwilach sensacya zmysło
wa, a jednocześnie buntowało się przeciw niemu to, co jest w człowie
ku mocniejszego, żywotniejszego.
Aby być zdobywcą wobec życia, człowiek musi mieć wiarę w swego ducha, że opanować je potrafi, a nie ślepą uległość wobec faktów ze
wnętrznych.
Oto dwie książki: Zapolskiej „O czem się nawet myśleć nie chce“ i Wójcickiej-Chylewskiej; „Listy do
Ciebie" malują nam porażkę życio
wą dwóch kobiet. Jedna padła wraz z dzieckiem swern ofiarą niemoralne
go życia męża, druga — nie mogła znieść zetknięcia się z materyalną stroną miłości, przeciwko której bun
towała się jej czystość.
Problemat ten składa się nie z dwóch potęg duchowych, ścierają
cych się ze sobą, lecz z zapasów du
chowości z cielesnością, w których cielesność zabija ducha. Fizyologia tryumfuje nad psychologią. Człowiek nie mógł przełamać oporu materyi, człowiek został przez nią zmiażdżo
ny. Dusza ludzka posiada giętkość i zdolność nieskończonego odradza
nia się. Upadek ducha, choroba, grzech leczy się przez wolę zmar
twychwstającą w gloryi. Lecz w cie
le znieprawienie zostaje zarejestro
wane, utrwalone i już niema z niego powstania.
I to właśnie zbyt ciężko, zbyt sromotnie działa na ludzi. Ostatecz
nie znieprawienie materyałne bywa tylko wykładnikiem znieprawienia duchowego. Lecz wolelibyśmy, by dzieło sztuki, mówiąc o znieprawie- niu, pozostało w dziedzinie ducha, który odradza się i powstaje, a nie ciała, które swym ciężarem wlecze go w dół.
Człowieczeństwo nasze cierpi na widok tragedyi, której przyczyną o- stateczną jest’ fizyologia. Szarpie się wtedy w niemocy, w poczuciu zależ
ności, czuje żelazną obręcz, która je opasuje. Tak, jesteśmy ściśnięci obręczą, lecz ocalamy swo
bodę wewnę
trzną, żyjąc tak, jakby jej nie było. I targnięcie tej obręczy na
pełnia nas bo
lesnym wsty
dem i•poczu
ciem porażki.
O s ta te c z n ie czekamy od k s ią ż k i, by
Z. Wójcicka-Chylewska. wyzwoliła Z nas najwięk
szą sumę energii czynu, by wzmogła w nas tętno żywotne.
Jad choroby, przeżycie fizyolo
giczne nie powinny nam być stawia
ne przed oczy, jako źródło tragedyi.
Ciało — tylko tyle? — zapyta du
sza, która ma w sobie śmierci prze
zwyciężenie. W szak te grzechy i nie
szczęścia fizyologiczne biorą począ
tek w naszej moralności, albo zbyt słabej, albo fałszywie ukształtowa-j nej. I wybrnąć z nich można drogą wzmocnienia moralnego. A to nie na
stąpi nigdy, gdy będziemy, czuli nad sobą ciężar, niewolę, tępą, zwierzęcą zemstę — fizyologii. Więc te boles
ne starcia i upadki, które chcą nam ku nauce postawić przed oczy, niech się odbywają raczej w innej sferze—
czysto moralnej. 'Fam nawet poraż-
SWlA-p
Pok IX Nb 22 z dnia 30 maja 1914 roku. 7