W A R S Z A W A -S IŁ U C Ł R S w yS w iA T -rf
W OPŁATKACH
I do bólu gcowy
D o z w o lo n y p r z e z R a d ę M e d y c z n ą . D la o d r ó ż n i a n i a o d w ie lu le k ó w o z b l i ż o n e j n a z w ie , z w ra c a m y u w a g ę , że n a s z ś r o d e k le c z n i c z y z n a j d u je s ię
s p r z e d a ż y t y l k o w o p ł a t k a c h o p a tr z o n y c h n a s z ą firm ą . , , M O T O R ” M a r s z a ł k o w s k a 2 3 . W a r s z . T o w . A k c .
Najtańsze oświetlenie
klatek schodowych, kuchen, korytarzy i t. p.
Palnik gazowy , MIKRO” o sile ś w ia tła 16 św iec zużywa na godzinę gazu za 78 kop.
B C e n a 7 5 k o p . S wis Skład główny: E R Y W A Ń S K A Ne 3, tel. 87-99.
7
T = two jo rn arin a
PO LECA
I I
u Fleups d’flmour
M Z M Z SIZ M Z Mż Z»\
W W M Z
WODĘ KWIATOWĄ MYDŁO I PERFUMY
o delikatnym i trw a ły m za pachu.
9227
zi\ a Zh
SOLEC Sezon od 20 maja do 20 września.
= ZAKŁAD =
Iflód M ineralnych Siarczano - Słonych
z n a n y c h ze sw e j s k u te c z n o ś c i w re u m a ty z m ie , a r t r e t y z m i e , n e r w o -b ó la c b , z o łz a c h , c h o r o b a c h s k ó r n y c h , p r z y m io c ie w je g o n a jc ię ż s z y c h fo rm a c h . • ____A ł « „ . r ł V ł N A W Y B T I A Ł l .F .C Z R N I A F 1 Z Y K A L N O -
z o tz a c h , c h o r o b a c h s k ó r n y c h , p r z y m io c ie w le g o najcn;*5./.ycu lu n n n c n i pow ikłaniach, o t w o r z y ł N O W Y D Z IA Ł L E C Z E N IA FlZ Y K A Ł N O - D J E T E T Y C Z N E G O . H y d r o p a t j a , k ą p ie le s ło n e c z n e , p o w i e t r z n e w l e s i e ... fosn m f r i m n n c t T r i r n l **r ? nir*•/n . mfiKAż. e l e k t r v z a c v a . k u c h - DJ K T B T Y ę Z s N K U U . H y a r o p a t j a , K ąp ieie s ło n e c z n e , p u w ic u w h-m c
so sn o w y m (250 m o rg ó w ). G im n a s ty k a le c z n ic z a , m a sa ż , e le k tr y z a c y a , k u c h n ia j a r s k a - d y e t e t y c z n a . P r o w a d z ić d z ia ł te n b ę d z ie p o d o g ó ln y m k i e r u n k ie m n a c z e ln e g o le k a r z a Z a k ła d u S o le c k ie g o d r . W ł. D a n ie w s k ie g o , b. l e k a rz le c z n ic y d r . T a r n a w s k i e g o w K o s o w ie d r . m ed. S t. K e lle s - K r a u e . C e n y n i z k i e . W p ie r w s z y m i o s ta tn im s e z o n ie d la o s ó b m ie s z k a ją c y c h w w illa c h z a k ła d o w y c h , z n a c z n e u s tę p s tw a . D o ja z d p r z e z s ta c y ę k o le jo w ą K ie lc e , z k ą d p o w o z a m i 7 — 9 g o d z in , s a m o c h o d e m 4 — 5 g o d z in do Z a k ła d u . In fo rm a c y i, p r o s p e k t ó w u d z ie la g r a t i s Z a r z ą d S o lc a , p o c z t a S to p n i c a , g u b . K ie le c k ie j i d r. m ed. K e ile s - K r a u z , R a d o m , L u b e ls k a 20, w s p ra w a c h n o
w eg o d z ia łu . 9303
Z P IA SK U I CEMENTU
Pustaki Dachówki
Betonowe f r O iCementowe
tw o r z ą d o m y ta n ie , s u c h e i c ie p łe . B e z p ła t n a n a u k a
w y r o b u p r z y w ła s n e j f a b r y c e .
n a j t a ń s z e w ie c z n o t r w a łe p o k r y c i e . M asz y n y do w y r o b u : p u s ta k ó w , d a c h ó w k i, c e m b ro w i
n y , s łu p ó w i In.
poleca K r a jo w a
Fabryka Maszyn
RZEWUSKI i S-ha
Ordynacka 7.WARSZAWA,Cenniki bezpłatnie. Podręcznik Inż. IN Zaleskiego za za iic z. 50 kog.
SIKAWKI I NARZĘDZIA STRAŻACKIE. C ałkow ite urządzenia s tra ży ogniowych.
?$«£****
in n o c e n c e ggg.
Szczyt doskonałości w dziedzinie farbowania włosów!
Sprzedano w krótkim czasie do
1 , 0 0 0 , 0 0 0pudełek!
d0 In n o c e n c e 9 9 9 In n o c e n c e 9 9 9 In n o c e n c e 9 9 9 In n o c e n c e 9 9 9 In n o c e n c e 9 9 9
Cena kompletu
I r b . 2 0 k o p .i
2 r b . 2 5 k o p . J a k i p r e p a r a t j e s t n a jw ię c e j łu b ia n yfa rb o w a n ia w ło s ó w ?
J a k i p r e p a r a t d a je w s z y s tk ie n a t u r a l n e k o l o ry i trz y m a s ię n a w ło s a c h do 4 -c h m ie s ię c y ? J a k i p r e p a r a t j e s t a b s o l u t n i e n ie s z k o d l i w y d la w ło só w ?j — ---
J a k i p r e p a r a t z a s z c z y c o n y z o s t a ł m as d z ię k o w a ń ?
J a k i p r e p a r a t w c e n ie k o n k u r e n c y jn y ?
p o - w a rto ś c i j e s t b e z -
n u i i i ~ ■— —
D o s t a ć m o ż n a w e w s z y s t k i c h l e p s z y c h f r y z y e r s k ic h , p e r f u m e r y j n y c h i a p te c z n y c h s k ła d a c h .
M . Ż A R S K I
Jedyni reprezentanci na Cesarstwo i Królestwo Polskie
S -k a , W a r s z a w a , u lic a O rla AIS II. zz
T ow ary N orym bergskie, G alanteryjne, R oboty ręczne
ATTflT A lb e r t S p e r lic h , jerozolimska »,
* V * długotenll współpracownik tlrmy H. LUDIMIS.
b™ *
i«I>- 1
G o rą c o p ó le c am y S z a n o w n y m n a sz y m C z y te ln ik o mbiedną 7-letnią sierotę, kalekę,
k t ó r e j d o c h o d z e n ia n ie z b ę d n y j e s t a p a r a t . O fia ry p ro s im y n a d s y ła ć do
A d m in is tra c y i d la ,J ó z i “ .
)NRAD ŚCIBOROWSKI J
- K r a k ó w , F l o r y a ń . k a J « 18,
1 SITO10W (laiUSklCll
M o w . o w . r n N n u m O n i p o le c a w ie lk i w y b ó r P ła s z c z y »n g>e '* k l i:h .K o a ty u m ó w , B lu z e k je d w
Mn.Efd.ZVQ N O W O Ś C I ,
g a z o w y c h , Halek, S z la fro k ó w , S p ó d n ic , C z a p e k je d w a b n y „ • P ,.i O ł n o i ó m d o m c U n k le w y c h , R ę k a w ic z e k , Ż a b o tó w , K o łn ie rz y k ó w , B o a a tr ó a .c b . P a r a s o l i .
1 Strojów (InniSK lC ll
ków damskichi t. d.
Ceny umiarkowane. Towar doborowy.•Świat” M 21 z dnia 23 Maja 1914 roku I
1 K fl b i
a u n «r
£ CL «
a tj 04 ó S ^ a u -« > .£
K a e ►,
0-- » 2
<u :e?xs
* 7j~ o
° ~ S 6 . 3 3 o '?■—'>•- **
u .S £>3 u Ł g ~ K ś &«
hjD« g o
> a - ;
Z 3 a « d a o o oi « a & s ’ O ^ N,w
7T.3-S
" S o v 2 ° - * a
►>« c .>
S O -*>
- ■ * • 3 £ 2 »g E?
5 S 5 «
i *
® f l ?
<j ^73 2
►>
•r-» n N
O O
o fl CL*
^ * ± • 2
(fl ■—• 7, O 04 b o 3 « •?
K-S" fc
•o £ a >■< O aj fcj 5
« -N m’*
-O ^ 'O - O A t>, i t ^ S 1 o a o £
■S g-0 2 B° £•.» »
u -s U E-
E
< «3
K^Mi U. aa
p_u
caw - t
*■ S 2 §
£ 3
‘ S C
<ZI
CU
“ 9
TT s M «J
» 8=
— — • m
Samochody Wszechświatowej firmy
RENHULT
--- : BILLANCOURT-SEINE. ■
Jeneralne przedstawicielstwo i skład fabryczny Inżynier S. Roftnil
Warszawa, Jerozolimska 49. Telef. 253-31 i 107-00. J
d z a j u n a j t a n i e j i n a j l e p i e j w y k o n y w a ją
Zjednoczeni Artyści Malarze,
W a rs z a w a , Z ło ta 16 Z I E N I E W I C Z .
M otor KOBANA
jest ostatnim wyrazem techniki w motorach łodziowych.
J e s t to j e d y n y 2 - c y l i n d r o w y m o t o r p r z e n o ś n y . P o b i j a w s z e l k ą k o n k u r e n c y ę . J e s t to r z e c z y w i s t e ź r ó d ł o s i ł y . P o t ę ż n y i s z y b k i — c i c h y i c h o d z ą c y s p o k o j n i e . P o s i a d a p e ł n e 3 k o n i e s i ł y i p o s i a d a z m i a n ę k i e r u n k u b i e g u p o d
c z a s r u c h u .
motor do łodzi wiosłowej.
KiihleHikscheiTiirk
Właściciel
B.Ż urkowski
W arszaw a
A leje J erozolimskie 43.
Tel. 31.27.
KAPELUSZE i CZAPKI męskie
k r a j o w e i z a g r a n i c z n e p o l e c a
Cieszkowski
Chmielna Ns 16. Tel. 109-51.
M o to r K o b a n a n i e w y w o ł u j e w i b r a c y i , j e d y n e j p r z e s z k o d y w s t o s o w a n i u m o t o r ó w p r z e n o ś n y c h d o ł o d z i w io s ło w y c h . J e s t o n d o s k o n a l e z r ó w n o w a ż o n y i n i e t r z ę s i e ł ó d k ą . D o p a s o w y w a s i ę d o k a ż d e j ło d z i w i o s ł o w e j w 2 m i n u t y , p o s i a d a n i e z a c h w a s z c z a j ą c e s i ę ś r ó b ę i s t e r , ł a t w y d o p u s z c z e n i a w r u c h , p o z w a l a s t e r o w a ć , g d y m o t o r s t o i . K o n s t r u k c y ą s w ą i o d d a w a n e m i u s ł u g a m i d a l e k o p r z e w y ż s z a k a ż d y i n n y ty p m o t o r u .
= I l u s t r o w a n y o p i s g r a t i s , r — -
W Y Ł Ą C Z N A S P R Z E D A Ż
M. DOMARADZKI, inż.
W a r s z a w a , Ż ó r a w i a N i 2 6 a . — T e l e f o n 2 0 5 - 2 5 .
ZAKŁAD WODOLECZNICZY
D= A. Chramca
Z A K O P A N E .
Kw iecień, Maj ceny zniżone. N ajo dp ow ied niejszy czas dla odpoczynku i leczenia.
STACYA DR. Ź. W .-W IED.
POCZTA I TELEGRAF NA MIEJSCU.
TELEFON Z WARSZAWĄ.
8641
ZAKŁAD LECZNICZY n a s Cały rok otwarty.
Ł a d n y p a r k , k a n a l i z a c y a , ś w i a t ł o e l e k t r y c z n e , o g r z e w a n i e c e n t r a l n e . K u c h n i a w ł a s n a i d y e t e t y c z n a . L e ż a l n i a i k ą p i e l e s ł o n e c z n o - p o w i e t r z n e . N o w a i n s t a l a c y a h y d r o - t e r a p e u t y c z n a . K ą p i e l e ś w i e t l n e , 4 - k o r a o r o w e , s i n u s o i d a l n e , g a z o w e z p ł y n n e g o C O 9: n a t r y s k i z g o r ą c e g o p o w i e t r z a . M a s a ż r ę c z n y i w i b r a c y j n y . M e c h a n o t e r a p i a . C e n a o d 4 r u b . d o 6 r u b . P r o s p e k t i c e n n i k i g r a t i s i f r a n c o . K i e r o w n i k z a k ł a d u D r . B r o n i s ł a w M a l e w s k i *
flUTO-STROP
K o m p l e t o k a z o w y Ns S a m o o s t r z ą c a s i ę m a s z y n k a d o g o l e n i a w r a z z 12 m a n i e r d z e w i e j ą c e m i n o ż a m i „ V a 1 e t ” o r a z z p a s k i e m
z k o ń s k i e j s k ó r y w f u t e r a l e .
O s t r z y s i ę s a m a i o s z c z ę d z a s t a ł y w y d a t e k n a n o w e n o ż y ic i. P r z y o s t r z e n i u l u b c z y s z c z e n i u n i e - p o t r z e b a o d ś r u b o w y w a ć l u b o d e j m o w a ć j a k i e j k o l w i e k c z ę ś c i .
D o n a b y c i a w p i e r w s z o r z ę d n y c h m a g a z y n a c h .
A u t o - S t r o p S a f e t y R a z o r C o . L t d . L o n d o n W . C . J e n e r a l n a R c p r e z e n t a c y a n a K r ó l e s t w o , L i t w ę , P o d o l e i W o ły ń :
Jan Sroczyński. Warszawa, Złota JTe 23. Tel. 212-80.
SHFETY
RHZOR
C e n a R b . 10.
PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4. Rocznie Rb. 8. W K r ó l e s t w ie i C e s a r s t w i e : Kwartalnie Rb. 2.25. Półrocznie Rb.
4.50 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic ą : Kwartalnie Rb. 3. Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, Królestwie i Cesarstwie kop. 75, w Aus- tryi: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor. Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb- S zt." dołącza się 60 hal. Numer 50 hal. Adres: „ŚW IAT” Kraków, ulica Du
najewskiego Na 1. CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonparelowy lub lego mieisce na 1-e) stronie przy tekście lub w tekście Rb 1. na 1-e| stronie okładki kop. 60 Na 2-ej I 4-eJ 6tronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki l ogłoszenia zwykłe kop. 25. Za tekstem na białel strome kop. 30 Kronika to
warzyska, Nekrologi I Nadesłane kop. 75 za wiersz nonparelowy. Marginesy:
na I-ej strome 10 rb , przy nadesłanych 8 rb., na ostatniej 7 rb- wewnątrz 6 rb. Artykuły reklamowe z fotografiami 1 strona rb. 175. Załączniki po 10 rb.
od tysiąca. •*
Rdres Redakcyl I Administracyi: WARSZAWA, Zgoda Na 1.
T e le fo n y : Redakcyl 73-12. Redaktora 68-75. Administracyi 73-22 i 80-76.
Drukarni 7-36. FILIA w ŁODZI, ulica Piotrkowska Nfi 81. Za odnoszenie do
domu dopłaca się 10 kop. kwartalnie.
Rok IX. N° 21 z dnia 23 m aja 1914 r.
Teatr Nowoczesny
RÓG JASNEJ I SIENNEJ.
HESEWydawcy: Akc. Tow. Wydawnicze „ŚWIAT”. Warszawa, ulica Zgoda Ne 1.
Pod kierownictwem naczelnem Stefana Krzywoszewskiego.
Redaktor odpow iedzialny na Galicyę: Antoni C hołoniew ski, Kraków, D unajew skiego Ns 1.
Przedstawienie o godz. 8 i 10-ej.
W niedziele i święta o g. 4, 6, 8 i 10.
Ceny miejsc od 40 kop. do 1.50 kop.
W Y T W O R N Y P B N S Y O N A T
M 2. Woyciechowskiej.
P o k s a l AL 17. T e l. 2 3 0 -9 6 . Ceny zw yk łe.
Jak wytwarza się warstwa średnia w Galicyi.
Samochody CflDn”
niezrównane „lUllU
K ijó w , F u n d u k le jo w s k a 5.
P rzed staw iciele na K rólestw o
Biuro Techniczne „ A t l a n t a "
W a r s z a w a , A l. J e r o z o lim s k a 59.
r
NOWOŚĆ! STEFAN KRZYW0SZEWSK!NOWOŚĆ!»» ROZSTHJE
KOMEDYA W 3-ch AKTACH.
Do nabycia we w szystkich księgarniach.
HOTEL NARODOWY
w KRAKOWIE, POSELSKA 22. Pokoje od 2 — 10 kor. E lektryczność, K ąpiele. R estauracya.
KAZIMIERZ EHRENBERG
Czasy teraźniejsze
Cena rb. 2.20, z nrzes. 2.50.
Do nabycia we wseyst. księgarniach.
KARMELKI i CZEKOLADĘ
POLECA
CZESŁHW TWHROWSKI
Chłodna Ns 36, tel. 72-75.
rektyfikacya warszawska
wyborową „SIWUCHĘ”.
Doniosłe znaczenie narodowe i społeczne ma memoryał Senatu Uni
wersytetu Jagiellońskiego, wystoso
wany do galicyjskiej Rady Szkolnej w sprawie coraz to słabszego przy
gotowania naukowego młodzieży ga
licyjskiej, wstępującej na Uniwersy
tet. Wystąpienie to publiczne jawne i szczere, ukazanie zła i dążenie do uzdrowienia stosunków w zakresie szkolnictwa galicyjskiego nadają me- moryałowi Senatu pierwszorzędną wartość. Źródło choroby znajduje Senat głównie w demokratyzacyi szkolnictwa i pragnie skutki tej de
m okratyzacyi złagodzić — wzywa więc Rade szkolną do zbadania przy
czyn zła i obmyślenia środków za
radczych. Trzeba się zgodzić z Se
natem, że przyczyną nizkiego pozio
mu umysłowego młodzieży, wstępu
jącej na uniwersytet, jest to, iż po
chodzi ona ze sfery chłopskiej i dro- bnomieszczańskiej. Dom, otoczenie, rodzina nie daje nic — wszystko ma zastąpić szkoła. W ciągu pobytu oś
mioletniego w szkole uczeń powinien zdobyć oprócz wiadomości nauko
wych pewna samodzielność myśle
nia. kulturę, własny sąd o rzeczach, śmiałość tego sądu, wyrobić w sobie przekonania, krytycyzm, a nade- wszystko wiarę w swoi sposób my
ślenia. nie zaś skłonność do przysię
gania in verba magistri. W szystko to wyrobić ma w nim szkoła, skoro los chciał. że jest synem ubogiego rolni
ka lub szewca. a poziom kulturalny i umysłowy otoczenia domowego zu
pełnie nie współdziała ku wytworze
niu przyszłego inteligenta. Tein więk
szy więc obowiązek i zadanie ciąży na szkole, która, mając do czynienia z zupełnie surowym materyałem, winna sic starać nietyiko o danie matury swemu wychowańcowi. ale również o kulturę życiową i umysło
wą. I nie tu nie pomoże, jak eliee Se
nat Uniwersytetu, ostrzejsza klasyfi- kacya (ocena postępów) uczniów, szkoła bowiem nie istnieje dlatego, a- by wytwarzała automaty umysłowe, ale przedewszystkiem ludzi zdolny cli do myślenia. Wierze, że przy ostrzej- szem ocenianiu postępów zmniejszy sic demokratyzacya. mniejsza ilość przebrnie przez gimnazya i dotrze do ławy uniwersyteckiej, ale i ta mniej
szość również będzie sic odznaczała chęcią biernego recytowania tego, co przynosi wykład lub podręcznik, choćby nawet zdobyła doktoraty
„sub auspiciis imperatoris“.
Innych więc trzeba lekarstw, a jak to zaznacza mimochodem Senat, trzeba wpoić w przewodników, w nauczycieli poczucie kultury ducha i umysłu, aby mogli wyręczyć dom i
„stancye". Lecz ostrze tego powie
dzenia zwraca sic również przeciw
ko Uniwersytetowi, gdzie większa cześć profesorów poznaje swoich uczniów jedynie przy egzaminach.
Naogół bliższej styczności pomiędzy młodzieżą a gronem profesorów do niedawna jeszcze nie było. Przykła
dem tego braku styczności świecił lir.
Stanisław Tarnowski, dla którego bodaj większy respekt czuli galicyj
scy chłopi „maturzyści" za jego ty tuł hrabiowski i inne godności, niż za godność profesora. Chłop, który przebrnął przez c. k. szkoły galicyj
skie, pozostał chłopem, a szlachęic- arystokrata-profesor pamiętał mu je
go chłopskie pochodzenie. Któż, jak
nie prof. Uniwers. Jagiellońsk., który
ongiś zajmował zaszczytne miejsce
w akademickim Senacie — obdarzył
szkoły galicyjskie wypisami z iiisto-
ryi literatury polskiej, w których ten-
dcneye ultra-zacftowawcze stały na
pierwszym planie, a potem dopiero
występował ocenzurowany Skarga,
Modrzewski, Kołłątaj i inni? 1 z tych
wypisów kuł chłop-uezeń w gimiia-
1
zyum lekcyę zadaną przez chłopa- profesora, który za czasów swoich szkolnych, uniwersyteckich i c. k.
suplentury musiał pamiętać o tern, że myśleć i czuć mu wolno tylko tak, jak katechizm hr. Tarnowskiego wy
maga. Zbyt wiele było dawniej w
„Almae Matri" ducha konserwaty
zmu politycznego — i klerykalizmu, który sprawiał zawsze to, że „sodalis rnarianus" cieszył się opieką księdza profesora, że chłop w swem cham
stwie wygody stawał się jeszcze za lat swych szkolnych, młodzieńczych, gdy śnić mu się winna była „młodo
ści orla lotów potęga" — przyszłym urzędnikiem c. k. gimnazyum, gorli
wym zwolennikiem wszystkich za
sad, głoszonych przez obóz panują
cy, chociaż on właśnie, jako chłop z chłopa, najmniej powinien był mieć z niemi wspólnego? Nie było wśród szerszych warstw chłopskich w zde
mokratyzowanych uczelniach galicyj
skich miłości ku nauce, ani żądzy zdobycia samodzielności, ale była dążność do otrzym ania tytułu urzęd
nika, profesora, zerwania z plebsem i zrobienia karyery. W ten sposób z chłopa nie tworzył się inteligent, ale urzędnik, karyerowicz. w którym chamstwo zajęło duszę i umysł — i miejsca na poczucie kultury ducha i umysłu, jak chce dziś Senat, nie było!
Dlatego to Senat musi trąbić na trwogę, bo pod kierunkiem cham
stwa urzędniczego rozwijał się Ma
ciek i Bartek i zamiast tworzyć no
wa warstwę prawdziwej inteligencyi.
wyszłei z biednych chat i suteryn, zostawał c. k. radcą, którego cham
stwo poprzez wszystkie ordery, zło
cone guziki, profesury, zawsze na wierzch wylazło. Szkoła i Uniwersy
tet tworzyły takich ludzi na nie
szczęście tegoż uniwersytetu, który dziś, chcąc dzierżyć wysoko sztan
dar nauki polskiej, musi jej bronić przed zalewem żywiołów chłopskich i drobnomieszczańskich. Jest to smutna spuścizna ubiegłych lat. któ
ra odziedziczył dzisiejszy Senat Uni
wersytetu Jagiellońskiego, spuścizna sięgająca korzeniami swemi w głąb życia. W ady szkolnictwa galicyjskie
go sa wynikiem stosunków politycz
nych, społecznych i ekonomicznych w Galicyi. Przez szereg lat te sto
sunki układały się w ten sposób, że coraz to bardziej demokratyzowały się szkoły, a zarazem rosły falangi urzędników. Nie głód wiedzy skiero
wywał synów chłopskich i drobnomie
szczańskich i zmuszał do zdobycia
„matury", ale brak warsztatów pra
cy w handlu i przemyśle. Rząd au
stryacki w Galicyi dokłada do szkół, opłata za naukę jest minimalna, od opłaty są uwalniani wszyscy, którzy mają postępy dobre w naukach i wy
starają się o t. zw. świadectwa ubóst
wa, słowem, dla szerszych warstw dostęp do tych szkół jest otw arty;
W ysta w a starych > rycin w domu Baryczków na S tarem M ieście.
S ta rz e c . A k w a fo rta M. P ło ń skie g o .
jednocześnie jednak rząd austryacki stawia przeszkody uprzemysłowie
niu kraju i w ten sposób uniemo
żliwia wzięcie się do handlu i prze
mysłu. a zmusza niezamożna ludność do zdobycia miejsca w walce o byt droga patentów szkolnych. W takich warunkach odbywa się dcmokraty- zacya społeczeństwa, czego nieko
rzystne skutki wykazuje memoryał Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zmia
na tych warunków zależna iest od o- gólnego stanu politycznego, społecz
nego i ekonomicznego w Galicyi. Naj
lepsze, najrozsądniejsze zarządzenia Senatu Uniwersyteckiego i Rady Szkolnej nie zdołają wykorzenić zu
pełnie zła, musi sie zmienić przede- wszystkiem fizyognomia ekonomicz
na i społeczna Galicyi, by zmniejszył sie napływ żywiołów chłopskich i drobnomieszczańskich do klasycz
nych gimnazyów galicyjskich.
Uwagi Senatu Uniwersytetu Ja giellońskiego, wskazujące na zbyt sil
na i jednostronna demokratyzacyc szkolnictwa galicyjskiego, jako przy
czynę obniżania sie poziomu nauko
wego szkół, nie mogą być uogólniane.
Memoryał ma jedynie znaczenie lo
kalne nie dotyczy wiec szkolnic
twa polskiego w Królestwie, gdzie wręcz odmienne panują stosunki.
Rrzedewszystkiem o demokratyzacyi szkolnictwa u nas mowy niema, sko
ro sam wpis w szkołach wynosi 100 do 150 rubli, ci zaś z młodzieży, któ
rzy wyruszają na dalsze studya za granice lub do Galicyi, pochodzą ze sfer średniozamożnych. Szkoła na
sza prywatna, nie przesiąkniętą du
chem biurokratyzmu, ma wszelkie dane na to, aby wykształcić ucznia i przygotować do studyów wyższych w ten sposób, jak domaga sie tego Senat. Sa inne ujemne strony szkol
nictwa polskiego w Królestwie, za
leżne od stosunków politycznych, w jakich żyjemy, ale sprawa ta w ykra
cza poza zakres niniejszego arty kułu.
Dr. Wacław Orłowski.
Je re m ia sz Falek m u e d a io ry t). P o p ie rs ie M i
k o ła ja K opernika. Marya L e szczyńska. P o d łu g p o rtretu B o u v a r\
ryt. na d rzew ie P. Pelham . P o r tr e t hr. M o s to w s k ie j. P y t. na drzew ie /*/•
chler, p o d łu g obrazu G ra ssi‘ego.
W ysta w a starych rycin w domu Baryczków na S tarem ^M ieście.
Kaz. Aug. R ic h te r. P a ła c „M a ry n e k ” wfcPuławach. t A k w a fo r ta ). Daniel C h o d o w ie c k i. G a b in e t m alarza. (A>ueifoa)r\t).
Z wystawy w iosennej w Tow. Z achęty Sztuk' Pięknych w W arszawie.
Stan. J a c k o w s k i. Sen (g<ps)- J ó z e f R yszkie w icz (ojciec). O zm ierzchu
K. D aszew ski. W ie rz c h o w c e .
3
Z wystawy wiosennej w Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie.
J. R upniew ski. P o r tr e t ko n su la W. R.
Zygm . B a d o w ski. P o r tre t.
Anna B e re n to w a - P o r tre t m ęski.
J. R upniew ski. Ul. D e n f ir t R ochereati w Paryżu.
Odstępstwo.
4 V.
Chłodne rozumowanie wiodło przez 60, 70 laty w czeskie szeregi narodowe zastęp arystokracyi, szlach
tę historyczna krajów korony św.
Wacława — i to najtrzeźwiejsza po
stać rozumowania, w której rozsa
dek sprzęga najrozmaitsze impulsy psychiczne: polityka. To fakt, który tak często wskazują zwolennicy albo obrońcy ideowego zbiegostwa — ni
by przykład, który clicą naśladować.
( dają właśnie dowód, że nie wiedza, co czynią, nie znają bowiem faktu, mylnym poddają się wrażeniom, jak w mętnem, błędnem pojmowaniu
„ofiary"; zastosowują bezwartościo
wy szablon do dwóch przedmiotów, między któremi niema analogiii.
Thuny i Schwarzenbergi, Silva- Tarouca, Harrachy, Lobkowice, nie byli nigdy zbiegami z pod sztandaru, najmniej z jednego do drugiego obo
zu narodowego. Białe kruki pomię
dzy nimi, co mogli twierdzić — acz nie twierdzili tego - że czeska krew, słowiańska, odezwała się i sprzęgła ich z Palackym. Riegerem. Z małemi wyjątkami, to rody aus aller Herren Liindern, przeważnie sohlatesca XVII wieku, która po bitwie na Bia
łej Górze otrzym ała donacye w kró
lestwie czeskiem. Szeregiem poko
leń zrosła się z krajem, którego na
rodowe tradycye zanikły na dwa wieki, — nietylko z krajem, więcej z królestwem, które dalej istniało pod berłem koronowanych królów czes
kich. Przybysze z Niemiec, jak przy
bysze z Hiszpanii przestali być niem- cami i hiszpanami; a że mówili po niemiecku i w domu i u dworu, tern nie różnili się od czechów, mieszczan i urzędników, dla których język nie
miecki był niemniej językiem towa
rzyskim, a czeski—jak u Lobkowiców, Clamów—środkiem porozumienia z ludem. Nie w Czechach tylko, nie w XVII lub w XVIII wieku. Męczennik sprawy narodowej, węgierski rewo
lucyjny m inister-prezydent Batthya- ny, krótko nim zawisł na szubienicy w r. 1849, rozmawiał z innymi pa- tryotami o przyszłości ojczyzny językiem Schillera i Goethego. Cze
scy magnaci byli czechami, w da- wnem znaczeniu, które obejmowało obywateli tego samego królestwa, bez względu na pochodzenie, język;
od 100. od niecałych nawet 100 lat, zarówno niemców — jak tych, co długo nie wiedzieli, do jakiej się przyznawać narodowości — jak i tę garstkę przed r. 1848 a odtąd żywio
łowo urosła w naród rzeszę, której plemienne uświadomienie potęgowa
ło się coraz silniej, zrazu słowiańskie raczej, później wybitnie czeskie, zc wskrzeszeniem zamarłej przez 200 lat tradycyi. Arystokracya czeska zawsze miała swe ideały, polityczne, społeczne, dynastyczne, odbiegające
od atmosfery wiedeńskiego Burgu.
często z nią sprzeczne, i iv ich imię, od samego początku, z sym patyą, z zainteresowaniem, odnosiła się do pierwocin odrodzenia narodowego—
iv ich imię, to podkreślam. Zmysł polityczny Leona Thuna, Karola Schwarzenberga, odgadł trafnie w roku 1848. że w rosnącym, potężnie
jącym obozie narodowym najbezpie
czniejsza przystań dla ideału, który odziedziczyli po kilku pokoleniach razem z czeskimi majoratami, do
strajając go mądrze do wymagań epoki. To prawdziwa historya; nie
ma w niej nic wspólnego z „litwoma- nami“ czy neorusinami, z polaków
„Ukraińcami". Schwarzenberg, Schon- born. Skrbensky, gdy zajęli stolicę św. Wojciecha, mogli hamować roz
mach pogańskiego nacyonalizmu, u czechów i u niemców, spełniając o- bowiązek następcy apostołów, tra- dycyom rodu wierni, tv zwartym szeregu z braćmi, stryjami, synow cami. Niemniej oddali wielkie usługi narodowemu odrodzeniu Czech, i to w imię tychże samych tradycyi. Mo
że znów nieświadomość mąciła sąd żmudzina, co dla własnego dziecka, gdyby w niem się zbudziło powoła
nie kapłańskie, roił podobna misyę w Kownie czy w Sejnach. Biskup Erdziwiłł. Dowiat, Sprudejko, gdy
by swa polskość, gdyby tradycyę oj
ców złożył w ofierze dla pozyskania serc litewskiej owczarni, wpadłyby w kolizye, w których krwawi się, PC"
ka serce kapłana. Niema, copraw- da, litewskiego obrządku, coby przy
kuwał do mylnej oryentacyi, wy
tkniętej wzniosłą nawet inteneyn- niemniej przeto mylnej; jest zaf°
upór litewski. Upór wstrzymałby go zapewne od zawrócenia z manow
ców. nie pozwoliłby mu dojść do świadomości, że się pomylił. Nie li
znąłby, że sprawie, której służy z
zaparciem się siebie, większe usługi-
z mniejszym wysiłkiem, z rzetelnym-
trwałym pożytkiem, mógłby oddać syn włościanina z pod Kiejdan albo Krożów, choćby nie geniusz, byle dobry ksiądz, nie krępowany na ka
żdym kroku podejrzeniami, wątpli
wościami. czy wierzyć polakowi, co przestał być polakiem. 1 trzebaby nie
małej pewności siebie, gdyby w cięższych momentach omylone su
mienie nic doznało rozterki, na za
pytanie: czy to, co może nawet bę
dzie dane mu zdziałać kiedyś - dla Boga, dla Kościoła — warte złego przykładu, jeżeli za nim pójdzie, z pochylonem czołem, rzesza Pow ia
tów. Sprudejków, Żywinbudów?
Daleko mi do nacyonalistycznej jakiejś herezyi: extra Poloniom non est salus — za Niemnem. Bugiem, za Sanem. Myślę tylko, że w rzeczach świętych bezpieczniej iść pewnym szlakiem prostego obowiązku, natu
ralnego. bez wątpliwych ekspery
mentów'.
Lękam się nieobliczonych spu
stoszeń dla Polski, a zarazem dla sprawy katolickiej we wschodniej Eu
ropie, gdyby przykład przeniewier- stwa narodowego liczniejszych zna
lazł naśladowców. Znam bowiem ta
kich. za których nie mógłbym rę
czyć, czy się nic zawahają, gdyby zły przykład działał epidemicznie;
znam ich, szanuje i szczerze ubole
wałbym nad zbłąkanymi. Wiem, coby ich czekało domyślam się, nie bez
zasadnie. co może czekać przyszłe Pokolenia.
Łudzą się zwolennicy ideowego zbiegostwa, jeżeli przypuszczają, że wolnoby im zachować dobre serce dla Polski. Na długie lata jeszcze nie wierzą w trwałe zawieszenie broni;
tern mniej wierzę, im więcejbym go pragnął. Epoka nąsza żyje pod dwo
ma rozbieżnemi pozornie znakam i:
wyuzdanego nacyonalizmu i bezna- rodowei, socyalistycznej niwelacyi:
mimo sprzeczności z jednej strony na drugą łatwy skok: dzieci to je
dnej matki, pogańskiego Doglądu na świat i życie. Młode, zbudzone wczo- r aj, przedwczoraj, narodowości czczą bożka nacyonalizmu, nie rozu
miejąc, by poza iego uroszczeniami b.vło miejsce dla życia narodowego;
Przy budowaniu narodowej przysz
łości radykalizm społeczny jest u nich robotnikiem, co lepi cegły, w y
pala, znosi na plac budowy. W ru
chu litewskim i „ukraińskim", wspól
ne te cechy, spotęgowane jak ni
gdzie; instynkt każę tam słusznie czy niesłusznie zwalczać zapamię
tale historyczną Polskę i polskość naszej doby, w nienawiści, której dziś jeszcze nic nie złagodzi. Niedar- mo przez pięć wieków, Polska bez Przemocy, niemal bez świadomości, asymilowała Litwę i Ruś; i dziś nie zanikła doszczętnie ta przy
ciągająca siła polskości, jeżeli jej nie ubezwładnia wszczepiana od kolebki nienawiść, rozdmuchiwana w szkole, rozpłomieniona w ży
ciu, czynem i słowem. Kto wstąpi do -ich obozu, od tego wymagają, by
nietylko wyrzekł się Polski, ale że
by ją przeklął. To konwertyta musi tam stwierdzić: słowem, wtórując w powtarzaniu kłamstw o ucisku Litwy i Rusi pod gniotem Polski i polsko
ści, a conajmniej wymownem mil
czeniem, i w domu i przed światem.
Czynem to stwierdza, choćby tylko nie odmawiaiac poparcia każdej skrawie, gdzie da się Polsce szko
dzić, jeśli nie mieniem, to wpływem, stosunkami, wszystkiem, w czem tkwi dorobek przyszłych pokoleń polskich.
Więcej narazić nie wymagają i w pierwszem pokoleniu nie będą może żądać. Użyją zbiega przewa
żnie za dekoracyę, nie powołując do steru, do działania. Tam mają swo
ich, natomiast dekoracyę, choć m ar
twą, niemą, umieją cenić, bo im po
trzebna. Do dekoracyi — wiadomo—
mają słabość demokratyczne prądy:
nie brak tam gotowości, przesadną aureolą urojonej, w pomrokę wie
ków sięgaiącei starożytności rodu otaczać miłościwie przygarnionych zbiegów, ku ich zadowoleniu a sobie na pożytek.
Co czeka przyszłe pokolenia w objęciach etnograficznej Litwy i Ru
si, niewdzięczna rzecz przewidywać, gdy niewiadomo, jakie perspektywy otworzą się przed samym ruchem narodowym, litewskim, ..ukraiń
skim", nie mówiąc już o białorus
kim.
Wiemy to jednak, że litwin. nie spolszczony i nie zniszczony, w y trwały dotąd w zamiłowaniu wiary, mało ma odporności w przywiązaniu do ziemi, rodzinnej ziemi. Z mniej
szym ja rzuca żalem, niż polak albo rusin. Litwa etnograficzna, w dzi
wnie wysokim stopniu do swej siły liczebnej, ogromny procent masowej emigracyi odrzuca na drugi brzeg o- ceanu, wbrew hasłom nacyonalizmu, które nia owładnęły i powinny, zda
wałoby sie, nrzvkuwać ja do ziemi.
Daie to dużo do myślenia o przy
szłości litewskiego ruchu nad Niem
nem i Niewiaża. Dowiaty i Snrudei- ki, dzisiaj jeszcze polacy, jeśli jutro do niego przystąpią, gd^lw p rzep ad kiem poszli pojutrze za prądem emi
gracyjnym, zamerykanizują się naj
łatwiej za oceanem, niknąć naza- wsze z powierzchni ziemi, która rze
komo tak ukochali, że dla niej gotowi wyrzec się nolskiei tradycyi. Byłyby to zresztą wyjątki. Zostaną zaś na miejscu, to w przyszłych pokole
niach, wielkie pytanie, czv będą li- twinami, jeżeli ruch litewski nie spo- tężnieic. Do Polski nie nowróca:
czemś trzeba być: nienawiść Polski bedzie w nich rosła, wszczepiona za
ciekłością nowego środowiska, spo
tęgowana w szkole przez ..Państwo
wość i iei pokusy, wiec ich najpew
niej zaprowadzi — dajej na wschód.
Co czeka „Ukraińców" bez U- krainy. to pytanie, którego niebez
piecznie dotykać mimochodem, bez wszechstronnego zgłębienia tak zło
żonego, zawiłego problemu. Wierzę
najmocniej, że „Ukraińcy" stoją szczerze na r u s k i m gruncie, bez cienia ukrytej myśli, by to było po
mostem ku - większej ojczyźnie.
Czy wierze w przyszłość ruchu „u- kraińskiego", mimo sił, jakie są w nim, i mimo sprzyjających okolicz
ności, nic śmiałbym dziś ani twier
dzić ani zaprzeczać. My wiemy, że za 50 lat — powiedzmy — cokol
wiek na nas snadnie, będziemy pola
kami. jak byliśmy przed 100 laty, dwustu, pięciuset, jak włosi i francu
zy będą francuzami, wiochami. O tę pewność trudniej „Ukraińcom"; twier
dzą tak, to pytanie, czy się nie łudzą, jak łudzili się Kostomarow, Kulisz, Antonowicz... Dość wyobrazić sobie zmianę karty europejskiej z przy
mknięciem wschodniej części Galicyi do Ukrainy, prawdziwej Ukrainy, w postaci nowej 66-ej gubernii — dość przypuścić, bez tego nawet, taką konstelacyę, w której propaganda rusofilska znalazłaby przychylniej
sze podłoże w obrębie starej Czer
wonej Rusi: a przed oczyma stanie tyle znaków zapytania, że lepiej o tern nic myśleć...
Wolno albo nie wolno nie my
śleć o tern n a m . Dziwna tylko bezmyślność naszych ideowych zbie
gów, czynnych, czy jeszcze do cza
su platonicznych, jeśli nie myślą, co może czekać i di synów, wnuków, gdy znajdą się w obozie Neo-Som- ków, Neo - Samojłowiczów. Złudne marzenia, by ich Opatrzność jakąś nadziemską wyposażyła mocą, by zdołali powstrzymać rozmach histo
ryk jeżeli jej huragan zmiecie z po
wierzchni „Ukraińców" bez Ukrainy, leli miejsce będzie wówczas nape- wno w świecie, dalekim od świata blizkich a i odległych przodków: w świecie, który, z nod znaku Tołsto
ja przeszedł, przed naszemi oczyma, pod znak Gorkiego i Andreiewa. a gdzie stanie za lat 50, nikt nie prze
widzi...
Piszę to szczerze, z głębi prze
konania. Daleko mi do tego, bym lek
ceważył zasługę Polski, która jaśnie
je w dziejach unii brzeskiej, mimo jej niedostatków; stwierdzam to, bo wiadomo, że w polskiej historyogra- fii nie brak obecnie pewnego scep
tycyzmu co do wartości naszej unii kościelnej, jej przebiegu i następstw.
Nie można jednak zamykać oczu na główny jej niedostatek: brak celiba
tu. W zaczątkach unii roił sobie op
tymizm Stolicy Apostolskiej, że to ustępstwo zaniknie samo w ruskim Kościele, przeminie z pierwszym lub drugiem pokoleniem żonatych księży, poczem utrwali się ostatecznie szcze
ry katolicyzm z wschodnim obrząd
kiem. Gdy do tego nie przyszło po 300 zgórą latach, trudno dziś o tern myśleć.
Komu obojętne to zagadnienie, nie dziwię się, że może pod innym kątem patrzeć, czy na pomysł zwi
nięcia naszej placówki za Bugiem i
za Sanem, czy na ideowe zbiego-
stwo. nieliczne dotąd, jeszcze spora-
5
I
dyczne, lecz niebezpieczne przez moc przykładu. Kto jednak nie prze
chodzi do porządku dziennego nad tą sprawą, niech rozważy w sumie
niu, czy zespól serca i rozumu nie ozwie sic mu zgodnem, j e d y n e m hasłem :
P e w n i e j t r w a ć , w y t r w a ć na posterunku, nic wywie
szając nowej chorągwi, nie zdziera
jąc zeń s ta re j!
Nie ustępować tylko przed uro- jonem widmem, nie lękać się per
spektyw przymusowej bezczynności, bezużytcczności, która jakoby grozi wam czy waszym synom, wśród ob
cego rzekomo ludu. Byle nie brakło dobrej a silnej w o l i , pole działania pod ziemie nie zapadnie. Dobra wo
Sprawa Rynku Krakowskiego.
Fala modernizowania Piastow
skiego i Jagiellońskiego Krakowa o- płukuje już szczęśliwie sędziwe rau- ry Rynku, grożąc w imię rzekomych
„konieczności życiowych" starciem z niego tych cech, które tak pięknym
- -U3S
N o w e dom y w Rynku K ra ko w skim . Domy m ię
dzy k o ś c io łe m M aryackim a S za rą kam ienicą.
i tak drogim czynią go w oczach k aż
dego polaka. Rynek krakowski jest nietylko pelnem wspomnień dziejo
wych miejscem, uświęconem hołdem Brandenburczyka czy przysięgą Ko
ściuszki. Jest on ponadto najpiękniej
szym placem publicznym w Polsce—
jednym z najpiękniejszych w Euro
pie. Zawdzięcza to drogocennej swej oprawie architektonicznej, rozległej przestrzeni, obfitości słońca i świa
tła, monumentalnym zarysom całości i subtelnej szlachetności szczegółów.
Uporządkowany zgodnie ze swym dostojnym charakterem, wyposażo
ny wygodnym brukiem, na który czeka oddawna, stałby się olbrzy
mim salonem, jak plac św. M arka w Wenecyi. Dla istotnie kulturalnego zarządu m iasta nastręcza Rynek krakowski szereg wdzięcznych i pil
nych zadań. Linie jego architekta™
la ukaże na starym posterunku szeroki przestwór zadań, w niezłom
nej wierności Polsce i w czynnem u- miłowaniu ludu, co te placówki ota
czał i otacza, litewskiego, białorus
kiego, małoruskiego — a i polskiego także, bo oaz jego nigdzie tam nie brak — dla dobra ludu, na szla
ku zasług dawnych pokoleń, dla eks- piacyi błędów. Sumienie zawtóruje psalmowi:
Odnów w nas zmysły — z dusz wypleń kąkole ...Stwórz w nas serce czyste —
Złud świętokradzkicli ■ — i daj wiekuiste Śród dóbr Twych dobro: daj nam dobrą
* _ - wolę.
Stanislaw Smolka
kaleczy i psuje pstrókacizna ordy
narnych szyldów i witryn sklepo
wych, zasłaniających z całą arogan- cyą niejeden piękny motyw. Najwyż
szy czas, aby rozwydrzenie to zosta
ło ujęte we właściwe tamy. Bruk jest zgoła karkołomny. Niepodobna prze
chodzić środkiem Rynku. Wspaniały jego obszar doprasza się o asfalt lub płyty kamienne, by ruch swobodnie mógł rozlewać się na całej przestrze
ni. Przed dwoma laty krakowski
„Miesięcznik artystyczny", organ Tow. ochrony piękności Krakowa, przeprowadził wśród polskich i ob
cych architektów, malarzy, history
ków sztuki i estetów ankietę na te
mat uporządkowania Rynku krakow
skiego. Ludzie fachowi wypowiedzie
li szereg umotywowanych cennych opinii o najpilniejszych i istotnych
O fic y n y w S za re j kam ienicy, k tó ry c h w yb u d o w a n ie ro z w ią z a ło k w e s tię re n to w n o ś c i
te g o p a ła cu . (P ro je k t, a rch. W ycsyń ski)
potrzebach Rynku. Było to odezwa
nie sie w próżnie.
Bruk karkołomny trw a dalej. Ale wznoszą sie zato w salonie Rynku krakowskiego szubienice słupów tramwajowych i blaszane poczekal
nie, świadczące o pogardzie władz miejskich dla najprymitywniejszych pojęć estetyki. Przestrzeń miedzy kościołem Maryackim a Sukiennica
mi tworzy jedną gęstą sieć drutów, rozpiętych w powietrzu. Las szubie
nic zagęścił sie znacznie od wprowa
dzenia światła elektrycznego, które jest ostatnią zdobyczą modernizują
cego sie śródmieścia Krakowa. W mniemaniu zarządu miejskiego, w tej starej dzielnicy,nigdy dobrze nie za
miecionej, a posiadającej chodniki podobne do owego przysłowiowego mostka, „którego niema", najpilniej
szą, najbardziej gwałtowną potrzebą, obok przeciskających sie przez sta
re uliczki tramwajów, były — lampy łukowe. To tandetne pojmowanie no
woczesności jest ściśle związane z panoszącym sie w Krakowie wanda
lizmem. Człowiek prawdziwie nowo
czesny smakuje w zabytku przeszło
ści. Nowoczesność zdawkowa odno
si sie do tych rzeczy nienawistnie, gdyż czuje sie wobec nich tępą i głu
N ow e domy w Rynku krakow skim . G m ach ! Banku P rze m ysło w e g o .
chą. Ona wypowiedzieć sie umie tyl
ko w lampach lukowych.
Z wysokich, na zielono pomalo
wanych słupów leje sie na ulice Kra
kowa światło elektryczne, lecz w tych samych ulicach niszczy się bez przeszkody to, co stanowi najcenniej
szą wartość miasta, burzy sie od
wieczne domy. lub, dla rozszerzenia okna sklepowego, rąbie sie bez ce
remonii kapitele i przepaławia pila- stry, jak to stało sie z portalem barokowej „kamienicy hetmańskiej", jednego z najstarszych domów w Rynku.
W dzielnicy zabytkowo tak cen
nej, jaką jest śródmieście Krakowa i jego Rynek, winna być przestrzegana zasada nietykalności każdego domu, przedstawiającego artystyczną czy dziejową wartość, lub choćby potrzeb
nego tylko dla całości obrązu. a da-
P a ła c J a b ło n o w s k ic h po odn ow ie niu .
ińcego się utrzymać przez umiejętna restauracyę, jeżeli zaś dom, który żadnemu z tych warunków nie odpo
wiada, ulega zburzeniu, obowiązywać winna zasada druga: aby na miejscu jego stanęła rzecz, zgodna z charak
terem swego otoczenia. Brak należy
tej ochrony dla tych zasad jest tros
ką ludzi, miłujących piękno Krako
wa, i troską, której słuszność prak
tyka ustawicznie potwierdza. Rynek krakowski stracił już część swego charakteru. Kilka domów zburzono i Przebudowano, inne ulegają rozbiór
ce w tej chwili, jeszcze inne czekają na swą kolej. Z nowowzniesionych tylko gmach Banku przemysłowego, dzieło architektów W yczyńskiego i Wojtyczki, stoi godnie obok swych starszych sąsiadów i nie zakłóca har
monii całości. Jest wstrzemięźliwy i Poważny, co stanowi jego siłę właś
nie tu, w tern miejscu. Oba domy Przy kościele Panny Maryi, w punk
cie tak wybitnym, nie sięgają już tych wyżyn. Lecz są w obrazie Ryn
ku dysonanse zgoła straszliwe. Oa u- licy Wiślnej, pod bokiem pałacu Pod Baranami, wpycha się tu okrop
ny intruz, który bezczelnie patrzy na Sukiennice swą modern-fasadą i lu- strzanemi szybami secesyjnej ka
wiarni. Od ulicy Grodzkiej „Dom Li
noleum" niesie dysonans oszklonego jak latarnia, frontu. Jest coś głębo
ko upokarzającego w tern, iż na miej
scu zburzonych „ruder" (które zwy
kle nadają się wybornie do restau- racyi) może tu, na Rynku krakow
skim, każdej chwili stanąć bez prze
szkody dom rodem z pryncypalnej ulicy Katowic! A „rudery", te rzad
ko są gmachami obojętnemu pod względem artystycznym i dziejo- Wym : wszak tutaj kamienie, tracone, odpowiadają echem historyi.
Oto rozsypuje się w tej chwili w gruzy cząstka tej historyi, starodaw ny „dom wenecki", nad którym !ego władca, Abraham Mirisch, wzniósł swój bezkarny kilof. Budowla, z p!~k- ną empirową fasadą, pochodzi jesz- CZe z XVI w. i jest pomnikiem sto
sunków Krakowa z republiką dożów, 0 czem świadczył do ostatniej chwili osadzony w dziedzińcu kamienny herb Wenecyi. skrzydlaty lew z łapa wsnartą na księdze ewangelii. W zaniedbaniu swem dom mógł ucho- . 1C uwadze przeciętnego przechod
nia. Przy starannej i umiejętnej re- stauracyi byłby zajaśniał w dawnej
piękności, stając się ozdobą Rynku.
Walczono o ten zabytek długo, w po
czuciu zarówno jego wartości, jak niebezpieczeństwa precedensu, jakie pociąga za sobą każdy wyłom w cha
rakterze miasta. Abraham Mirisch zwyciężył. Abraham Mirisch burzy.
Przeszłość polska jest przecież He- kubą dla Abrahama Mirischa.
Przychodzi kolej na gmach cen
niejszy od „domu weneckiego":
Krzysztofory. Dom z rzędu tych, w
P a ła c „K r z y s z to fo r y ” w K ra ko w ie , k ilk a k ro t
nie m ieszkanie k ró ló w p o ls k ic h , k tó ry w b re w p ro te s to m k ó ł ku ltu ra ln ych i fa c h o w y c h i na- p rz e k ó r o p in ii s p o łe c z e ń s tw a p o ls k ie g o za
m ierza z b u rzyć p G e rszo n Bazes. (R y s. dla
„Su>iatau J u liu sz Schiller).
których uosabia się pierwiastek mo
numentalny Rynku krakowskiego, jak w Szarej kamienicy, jak w pałacu Spiskim, jak w pałacu pod Baranami.
Potężny dom-pałac, zajmujący prócz narożnika Rynku całą długość ulicy Szczepańskiej i część Jagiellońskiej.
Sprawa skazania na zagładę Krzy- sztoforów od szeregu miesięcy jest głośna w całei Polsce. Ten rozgłos znajduje całkowite uzasadnienie w powadze sprawy.
Krzysztofory są największym i najokazalszym pałacem Krakowa, a chociaż nie wywierają łatwego w ra
żenia bogactwem fasady, to imponu
je ich zakrój olbrzymi i pociąga ma
jestat ich surowej, spokojnej archi
tektury, harmonizującej dobrze z do
stojnością krakowskiego Rynku.
Gmach pochodzi w dzisiejszej swej postaci z początków w. XVII, lecz o- piera się na gotyckim zrębie, który sięga w. XV. Był niegdyś siedzibą bi
skupów i możnowładców. Uświęcone zostały jego sale kilkakrotnym po
bytem królów polskich. Gdy zamek wawelski podupadał, Krzysztofory zastępowały czasowo rezydencyę królewską, gościły Jana Kazimierza i Korybuta, później Stanisława Au
gusta. W w. XIX była tu siedziba władz Księstwa Warszawskiego.
Dziwnym trafem także wyobraźnia lu
du oplotła te mury siecią legend: o skrabie, ukrytym w zaczarowanych piwnicach, o słudze Twardowskiego, który codzień w południe spuszcza się na pajęczynie z obłoków przed Krzy
sztofory. Ta prawda i ta baśń wycis
nęły piętno uroku na starym pałacu.
A jego postać zewnątrz i wewnątrz mówi o innym jeszcze uroku, o uroku
szlachetnej budowli, godnej trwania w najdłuższe czasy. M ajestat tkwi w ogromie i prostocie Krzysztoforów.
Potężne szkarpy, sięgające drugiego piętra, podtrzymują mury gmachu.
Dwa okazałe portale wiodą do jego wnętrza. Tu wszystko założone na skalę niemal monarszą. Sklepiona przejazdowa sień, w której swobod
nie mogły się poruszać kolasy w trzy pary zaprzężone, podobna jest raczej do ogromnej hali. Sień przechodzi w krużganek na podwójnych kolumnach, któremu odpowiada galerya pierw
szego piętra. Mimo zniszczenia, z roz
koszą można patrzeć jeszcze na prze
stronne. sale, w których dochowały się stropy belkowe, kominki marmu
rowe, czy oprawy drzwi i okien, a nadewszystko przepiękna dekoracya rzeźbami Baltazara Fontany. W y
kwintne i pełne czarownej lekkości rzeźby te — nie dające się bez znisz
czenia odjąć ze ścian — należą do najlepszych dziel słynnego artysty.
Krzysztoforom grozi zburzenie.
O losach tego cennego zabytku decy
duje p. Gerszon Bazes. Historya Pol
ski, zaklęta w pałacu Krzysztofor- skim, nie może się bronić przed p. Bazesem. Mury starożytnego gmachu rozlecą się, gdy p. Bazes skinie. Pan Bazes nie może odczu
wać uczuciowego momentu, jaki tkwi w tej sprawie. Nie rozumie on także piękna, leżącego w prostocie i powa
dze. piękną bez ozdobności i okaza
łości krzykliwej. P. Bazes orzekł, że Krzysztofory są ruderą „bez warto
ści", nie nadającą się do odrestauro
wania. Na miejscu ich powinno stanąć ,,coś nowego". Spółka, na której cze
le stoi p. Bazes, węszy tu tylko wy
borny plac budowlany. Zgoła inaczej zapatruje się na tę sprawę opinia pol
skiego Krakowa, która w Krzyszto- forach widzi nieobojętny dlacharakte- ru miasta zabytek dziejowy i arty s
tyczny, oraz koła fachowe, które są
dzą, że ten gmach nie jest bynajmniej beznadziejną ruiną. Orzeczenie tech
ników krakowskich zaświadcza, że budynek jest zdrowy i stan jego pozwala najzupełniej na konserwa- cyę i restauracyę, a nawet na czę
ściowe przeróbki w celu zwiększe
nia rentowności. Dom ma przytem takie położenie, iż każda jego ubika- cya, choćby mieściła się w piwnicy, musi nieść znaczny dochód. Po odno
wieniu zaś zewnętrznem i wewnętrz- nem stałby się niezawodnie pierw
szorzędną ozdobą miasta.
Rynek krakowski ma trzy gma
chy, odrestaurowane ostatniemi cza
sy w sposób umiejętny: Szarą Kamie
nicę, Pałac Spiski i pałac Jabłonow
skich. Ten ostatni jest siedzibą ma
gnacką. Właściciel dzisiejszy, lir.
Franciszek Potocki, przeprowadził gruntowna restauracyę. która podnio
sła świetność tego prawdziwie wiel- kopańskiego pałacu o przepysznej sieni wjazdowej, wspaniałym arka
dowym dziedzińcu i pięknej fasadzie z końca XVIII w. Odnowienie to by
ło aktem kultury, godnym wysokiego uznania. Dużo ważniejsze praktycz-
bWlAT Rok IX. 21 z dnia 23 maja 1914 roku 7
nie są jednak dwie pozostałe restaji- racye, gdyż przykład ich wskazuje, jak można stary dom do gruntu odno
wić i uzdrowić, nie naruszając wcale jego charakteru zabytkowego, a za- stosowuiac go do nowoczesnych po
trzeb i wyzyskując doskonale jego rentowność. Historyczny pałac Spis
ki, własność kupca krakowskiego, pana F. Macharskiego, odrestau
rowany troskliwie, nie uległ prawie żadnej zmianie. Wybudowanie ofi
cyn, zwiększających wartość docho
dową całej posiadłości, pozwoliło na zachowanie głównego gmachu. Ku
piec polak z pewnością nie chciał i nie mógł rezygnować z rentowności domu, położonego w sercu miasta, jednak coś znaczył dla niego fakt, że w tych murach mieszkał Jan III, że tu przemieszkiwał Chłopicki.
Tern różni się on od Abrahama Mi- rischa i Gerszona Bazesa. Jeszcze świetniejszym przykładem przysto
sowania starej budowli do dzisiej
szych potrzeb i zachowania jej cha
rakteru zabytkowego jest Szara Kamienica, której stan przed re- stauracya był znacznie gorszy, niż Krzysztoforów. Szara Kamienica z poważną swą i imponującą fasadą, zamkniętą u góry okazałą atyką, wsparta potężną szkarpą narożną, pełna wyrazu i siły a pamiętająca czasy niemal Piastowskie, jest jed
nym z najstarszych i najpiękniej
szych domów w Krakowie. Właści
ciel jej. kupiec krakowski, dr. Henryk Szarski, wiedział, co winien jest so
bie i miastu, posiadając ten klejnot.
Restauracya pogodziła wybornie cele praktyczne z zabytkow o-artystycz- nerni, podniosła zarówno rentowność gmachu przez uporządkowanie i za
budowanie dziedzińca, jak splendor domu przez staranne odświeżenie go i odsłonięcie niejednego cennego szczegółu. Dr. Henryk Szarski doko
nał czynu pięknego i mądrego, a re
stauracya ta tworzy klasyczny wręcz przykład, jak należy odnawiać sta re domy mieszczańskie.
Ci kupcy polscy złożyli świetny dowód, że nieprawdą jest, jakoby wymagania życia nie dały się pogo
dzić z zachowaniem pamiątkowego i zabytkowego charakteru Rynku krakowskiego. Nie da się z tym cha
rakterem pogodzić tylko duch spe- kulacyi, patrzącej na wszystko przez pryzm at grubo i wulgarnie pojmowanego interesu, duch obcoś
ci, pozbawionej wszelkiego czu
cia ze środowiskiem. Żywioły spe
kulacyjne i obce zdobyły silną po- zycyę w reprezentacyi Krakowa.
Io tłomaczy nam zamachy na sta
rożytne piękno miasta i na prastary charakter krakowskiego Rynku. Lu
dzie bez uczuć polskich i bez kultu
ry będą burzyć nasze pamiątkowe gmachy i wznosić na ich miejscu W aarenhauzy rodem z Katowic i Wiednia. Będą odrutowywać nasze kościoły i pałace i stawiać szubie- niczne słupy z lampami dla oświet
lenia swoich mnożących się skle
pów. W próżnie muszą trafiać w ta
kich warunkach ankiety polskich artystów i fachowców, dopominają
cych się, by prześliczny Rynek kra
kowski uporządkować w sposób zgodny z jego charakterem, by przy ochronieniu jego dostojnej piękności zamienić go w jeden wiel
ki salon, który byłby chlubą i dumą tego królewskiego miasta.
Zamachy niszczycielskie przy
pominają nam raz po raz, iż pozwo
liliśmy wyróść nad miarę ludziom, nie posiadającym ojczyzny, a więc i kultury. Polska ludność Krakowa zaczyna zdawać sobie z tego spra
wę i pracować nad wytworzeniem i skonsolidowaniem siły, na której mogłyby się oprzeć wszelkie narodo
we dążenia w mieście. Z szybkością narastania tej siły związana jest również sprawa zagrożonego Rynku krakowskiego, sprawa ochrony za
bytkowego i artystycznego czaru te
go najpiękniejszego w Polsce placu, na którym w ciszy wieczornej z hejnałem Maryackiej wieży spływa na teraźniejszość naszą tchnienie stu
leci i oddech niezapomnianej wielkości.
K raków . ____,_______ A , C h .
Nowe wywłaszczenie w Ks. Poznańskiem.
Przygnębiające wrażenie wywołał w całej Polsce nowy akt wywłaszczenia, który ma być dokonany w najbliższej przyszłości na majątku dr. Tadeusza Szułdrzyńskiego, prezesa Central. Tow.
Gospodarczego. Chodzi o Bolechowo z folwarkami Szlachęcinem i Treskowem, razem obszaru 1561 h„ położone w po
wiecie poznańskim wschodnim, niedale
ko nowych urządzeń fortecznych od gra
nicy rosyjskiej. Fiskus wojskowy, potrze
bę niewielkiego obszaru wysunął za pre
tekst zagarnięcia całego majątku, który później odda niewątpliwie komisyi kolo- nizacyjnej. Historya Bolechowa sięga króla Przemysława, który wraz z oko- licznemi włościami nadał ie klasztorowi Cystersek W Owińsku. W pierwszych latach wieku XIX po konfiskacie dóbr
Dwór w majątku Bolechowo, własność d-ra Tad- Szułdrzyńskiego,
1 1
kościelnych przeszło Bolechowo w ręce rodziny Treskowów, a w r. 1873 nabył je dr. Zygmunt Szułdrzyński, b. prezes Centr. Tow. Gosp. i zasłużony obywatel poznański, od którego objął je syn, dr.
Tadeusz. t. i-
p ...
Na liczne za p yta n ia na
szych czytelników zaw iad a
miamy, że N
q18 z ro zp o rządzenia władz sądowych zo sta ł skonfiskow any.
Pam iątki narodow e.
Świątyni Sybilli w Puławach grozi ruina. Ca
łość budowy nachyliła się w soosób rażący, a sufit wewnętrznego piętka podniósł się o 6 cali. Obawiać się należy, że przepiękne dzieło Piotra Aignez’a, niegdyś skarbnica pamiątek narodowych, uświęcona natchnie
niem Woronicza — runie w |ar głęboki, nad którym się wznosi. k o t. S I. N o fo k .