• Nie Znaleziono Wyników

Bombardowanie Frampola we wrześniu 1939 roku - Danuta Riabinin - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Bombardowanie Frampola we wrześniu 1939 roku - Danuta Riabinin - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

DANUTA RIABININ

ur. 1921; Frampol

Miejsce i czas wydarzeń Frampol, II wojna światowa

Słowa kluczowe II wojna światowa, wybuch II wojny światowej, bombardowanie Frampola

Bombardowanie Frampola we wrześniu 1939 roku

Jak wybuchła wojna ja nie byłam w Lublinie. Ja właściwie byłam pod Frampolem, w Radzięcinie. To jest taka wioska oddalona o trzy kilometry, ale wyżej położona, więc w ogóle, to przede wszystkim pamiętam, jak człowiek właściwie do końca nie wierzył w wojnę. Jednak myśmy byli tak troszkę utrzymywani w niewiedzy i w takiej jakiejś pewności, że jeżeli nawet, to my jesteśmy przygotowani do tej wojny. I potem jakoś, że wojna wybuchła... Jeszcze pamiętam chyba jak wybuchła, to w kościele takie właśnie rozpaczliwe modły „od powietrza, głodu i ognia”. I rzeczywiście ludzie się żarliwie bardzo modlili. No i pierwsze bomby. Ja jeździłam rowerem do Frampola po pocztę. Jeszcze ojciec napisał, żebyśmy nie spieszyły z powrotem, bo w autobusach jest ścisk. To jeszcze było przed tym. A z Frampola to właściwie trzeba było jechać do Wysokiego aż końmi i dopiero tam autobusem. Więc jechałam rowerem i widziałam samolot nad sobą, który się zniżył i strzelał. Tak że ja stanęłam i weszłam do rowu z tym rowerem. Zupełnie nie wiedziałam co. No, a potem jak się rozpoczęło bombardowanie Frampola, to tutaj na wzgórzu myśmy to widzieli, to było coś niesamowitego. Takie morze płomieni i ciągle jakieś strzały. Takie strzały, że się wydawało, że to w nas ktoś strzela, bo to niewielka odległość. I taki lęk właśnie potem, gdzie tu uciekać. Do piwnicy? A jak dom wyburzą, to się nie dostaniemy.

Nawet gdzieś tam do Albinowa chyba nas dziadek wywiózł, żebyśmy tam kilka dni w spokoju przeczekali. Tak jak już człowiek mógł uciekać. Tam taka wysoko położona wioska, górzysta bardzo, tak że ten... I jeszcze pamiętam, jeśli chodzi o ten wybuch wojny, jeszcze przedtem, tam u tego wujka księdza. Wtedy przy parafiach było zawsze pole, no i nie było ludzi do roboty, bo wszyscy mężczyźni zostali zmobilizowani, więc myśmy tam, kto był, to żeśmy szli pomagać, ziemniaki się kopało czy do młockarni, pomagało się przy tym młóceniu. I uciekali uciekinierzy, żołnierze.

Żołnierze tacy zmarnowani, i psychicznie. i fizycznie. Oni mówią, że są strasznie głodni. Tam na tym probostwie, to się bez przerwy piekło chleb. Był taki duży piec chlebowy. Czasami nawet dwa razy dziennie. Chleb i mleko, to co się dawało

(2)

wszystkim potrzebującym. Ale ci żołnierze to zrobili ogromne wrażenie, ogromne. Tak jakoś wszystko się w człowieku zawaliło. No i potem uciekinierzy ze Śląska i z Krakowa uciekali przed Niemcami na wschód. To znów ludzie, którzy prosili o możliwość przenocowania i zjedzenia czegokolwiek.

Data i miejsce nagrania 2006-07-11, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Magdalena Nowosad

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ona zaraz po wojnie miała stypendium rządu francuskiego i wyjechała do Paryża, była, że tak powiem, światową osobą. Potem się przeniosła do

Mój ojciec był organistą po Konserwatorium Warszawskim i był bardzo ceniony, nie tylko jako muzyk kościelny, ale także jako społecznik, jako wielki patriota i doczekał się

Te nasze koleżanki poetki, zwłaszcza Julia Hartwig, ale i Hanka [Kamieńska], one bardzo, jeżeli można powiedzieć, ceniły, no bo ostatecznie one były jeszcze

Frampol wyglądał fatalnie po wojnie dlatego, że tam była zabudowa drewniana – chyba w jakimś dziewięć dziesiątych – tak że tu wszędzie, jak my z tego Radzięcina przyszliśmy

Tu było przejście od Bernardyńskiej 5, bo to się łączyły te te, no ale tam właśnie był ten główny księgozbiór, tak.. I na tym bazowała

No, bo jak się przynosiło do domu, jeszcze były angorki takie, czesało się na wełnę i potem tam ludzie przędli i była taka angorka, wełna.. No, różne tam były, takie

Bo Polaczkom to szkoda było tego mostu fajnego cały wysadzać, bo jak Niemcy to wysadzali cały, wysadzili ten most, jak uciekali. A Polacy to tak jedno

A jeszcze mało tego, to nas mieli stąd wyrzucić, myśmy mieli tu nie mieszkać.. Jak ja to mieszkanie stawiałam, to przyszedł pan – mierzył podwórko, ulicę,