• Nie Znaleziono Wyników

Powrót z Frampola do Lublina w październiku 1939 roku - Danuta Riabinin - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Powrót z Frampola do Lublina w październiku 1939 roku - Danuta Riabinin - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

DANUTA RIABININ

ur. 1921; Frampol

Miejsce i czas wydarzeń Frampol, Lublin, II wojna światowa

Słowa kluczowe II wojna światowa, okupacja niemiecka, zniszczenia Lublina

Powrót z Frampola do Lublina w październiku 1939 roku

Do Lublina wróciłam dopiero na początku października. Dlatego, że jechało się końmi. Nie było żadnej komunikacji. Drogi były w okropnym stanie. I po prostu ten właściciel tego majątku, pan Matraś, swoje córki odwoził do gimnazjum i mój wujek też swojego syna, no i przy okazji... tak że ja z mamusią i z bratem, tak że to była bardzo ciężka podróż, bo dwa dni się jechało. I na przykład, gdzieś, już nie pamiętam, czy to było koło Wysokiego, czy koło... wszystko jedno... Guzówka chyba, trzeba było przenocować. I wieczór, i gdzie się nie zapukało, to światła gasły. No i zupełnie było rozpaczliwie, bo nie było jak na tych furmankach nocować. A w końcu gdzieś nas wpuszczono. „No, dobrze. To tu w kuchni - mówi - są grochowiny”. To myśmy tam jakieś mieli koce i tak żeśmy pokotem leżeli wszyscy i na komendę się wszyscy przewracali na drugą stronę. No i potem się przyjechało do Lublina. A tutaj to ja wiem, że jak bracia... znaczy ten jeden to był ranny, ale drugi to mówi, że znów jakoś tak wszyscy mężczyźni... ja nie wiem, czy to Niemcy ich wyrzucili... chyba tak.

Bo i wiem, że też mąż mi opowiadał, że on szedł i właśnie tak jakoś wybronił swojego ojca, który był głuchym, tak żeby go zostawili, bo to... A to chyba Niemcy. Ale potem gdzieś tak ich rozpuścili, tych wszystkich mężczyzn.

Jak tu przyjechałam, to już było po tym bombardowaniu, to już ulice były uprzątnięte tak z grubsza. No, chyba najbardziej to tak ucierpiała ulica Kapucyńska i jednak Stare Miasto. Tutaj u nas, to ten budynek poklasztorny – bardzo grube mury – i jak wszyscy myśleli, że taki dom, to już nie ulegnie zburzeniu. I rodzina, i znajomi po tym bombardowaniu zbiegli się, żeby u nas szukać schronienia. Okazało się, że nie tylko schronienia nie mogą znaleźć, ale że trzeba ratować i dać jakąś poduszkę czy jakieś coś, żeby człowiek mógł jakoś tam egzystować. A to po prostu ta bomba dopiero się rozerwała chyba u nas, na parterze myśmy mieszkali. I to dzięki temu, że ojciec lubił zawsze zapasy – kupił worek soli, bo to mówiło się w czasie wojny to najlepsza waluta, i worek mąki – i to osłabiło wybuch tej bomby. Ale przeszła przez powiedzmy dwa piętra i rozerwała się tutaj. I jedna ściana od ulicy została po prostu wyburzona.

(2)

Tak że myśmy mieszkali dłuższy czas w bibliotece KUL-u od ulicy Dolnej Panny Marii. Tu było przejście od Bernardyńskiej 5, bo to się łączyły te te, no ale tam właśnie był ten główny księgozbiór, tak. I na tym bazowała ta Stadtbibliothek. Też tam potem katalogowano to, tam był bardzo cenny księgozbiór, tak. Więc tam, prawda, jakiś znajomy woźny, tam ktoś jeszcze. I takie dwa pokoiczki na pierwszym piętrze bez wody, bez niczego. Rozkładało się polowe łóżka, żeby móc nocować. Potem już częściowo dom został tam odremontowany i się już mieszkało potem tu u siebie na parterze.

Data i miejsce nagrania 2006-07-11, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Magdalena Nowosad

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ona zaraz po wojnie miała stypendium rządu francuskiego i wyjechała do Paryża, była, że tak powiem, światową osobą. Potem się przeniosła do

Można było podawać paczki z takich rzeczy niepsujących się, chyba trzeba było mieć jakąś taką naklejkę, tego nie jestem pewna. Ale póki się dało, to i więźniom, i ich

Mój ojciec był organistą po Konserwatorium Warszawskim i był bardzo ceniony, nie tylko jako muzyk kościelny, ale także jako społecznik, jako wielki patriota i doczekał się

Te nasze koleżanki poetki, zwłaszcza Julia Hartwig, ale i Hanka [Kamieńska], one bardzo, jeżeli można powiedzieć, ceniły, no bo ostatecznie one były jeszcze

Frampol wyglądał fatalnie po wojnie dlatego, że tam była zabudowa drewniana – chyba w jakimś dziewięć dziesiątych – tak że tu wszędzie, jak my z tego Radzięcina przyszliśmy

Wtedy przy parafiach było zawsze pole, no i nie było ludzi do roboty, bo wszyscy mężczyźni zostali zmobilizowani, więc myśmy tam, kto był, to żeśmy szli

Wiadomości, jakie nadchodziły z Zachodu były bardzo okrojone, no bo to się już łączyło z jakimś wielkim zagrożeniem. Ale nie mniej, no, przeżywałyśmy wszystkie klęski,

No, bo jak się przynosiło do domu, jeszcze były angorki takie, czesało się na wełnę i potem tam ludzie przędli i była taka angorka, wełna.. No, różne tam były, takie