• Nie Znaleziono Wyników

Bombardowanie Ciecierzyna we wrześniu 1939 roku - Wanda Wnukowska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Bombardowanie Ciecierzyna we wrześniu 1939 roku - Wanda Wnukowska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

WANDA WNUKOWSKA

ur. 1929; Ciecierzyn

Miejsce i czas wydarzeń Ciecierzyn, II wojna światowa

Słowa kluczowe Ciecierzyn, II wojna światowa, bombardowanie Ciecierzyna, Niemcy, bomba, ojciec, niewola rosyjska, ucieczka z niewoli

Bombardowanie Ciecierzyna we wrześniu 1939 roku

Pod koniec września w 1939 nad Ciecierzyn nadleciały samoloty niemieckie. Leciały od strony Lublina, bardzo nisko, więc zauważyłam je od razu, a byłam wtedy razem z krowami na polu. To było niedaleko rzeki, więc szybciutko położyłam się pod taką skarpę nad brzegiem, zupełnie jakby mi pan Bóg jakieś natchnienie dał. Leżałam do góry twarzą i patrzyłam, jak te samoloty nadlatują trójkami, bo szły nisko jeden za drugim. W pewnym momencie zauważyłam, jak jeden z samolotów odpina bombę i jak ona spada. Spadła tuż koło mnie. Błysnęły niebieskie, sine, lila iskry i poleciały przez moją skarpę odłamki. Mnie się nic nie stało, bo skarpa mnie ochroniła.

Samoloty odleciały, zapadła cisza i widziałam tylko, jak po drugiej stronie rzeki płoną gospodarstwa, więc zaczęłam uciekać do domu. Podchodzę do zwierząt, jedna krowa mi idzie, a druga leży. Ja ją walę kijem, ona nie chce wstać – była zabita.

Uciekam przez pole, jak najszybciej do drogi, ciągnąc tylko jedną krowę. Widziałam zawracające samoloty, ale niczego już nie słyszałam, bo byłam ogłuszona przez tę bombę. Podobno, jak mi ludzie potem we wsi opowiadali, strzelano za mną po tej drodze z samolotu seriami karabinu maszynowego, ale ja tego nie słyszałam. W końcu jakoś dopędziłam krowę do domu i tam dowiedziałam się, że nasz czeladnik był dwa kilometry od mojego wypadku na polu, orząc, i że miał naszego konia. Sam przeżył bombardowanie, ale koń zginął, a wóz rozbiły bomby.

Od bomb zawaliła się też część domu dziadków, kawałek ściany w miejscu, gdzie była komora. Byłam tak wstrząśnięta tym bombardowaniem, że wieczorem nie chciałam wejść do domu, bo bardzo się bałam. Poszłam zanocować pod tę skarpą, która mnie ocaliła. Mama dała mi futro ojca, takie na kożuszek od środka, owinęła mnie i sama siedziała ze mną nad rzeką. Ale to trwało tylko jedną noc, potem już się uspokoiłam.

Ojciec służył wtedy w wojsku, w Chełmie. Był w stopniu kaprala, w jednostce ciężkiej artylerii. Przed wojną był parę razy wzywany na jakieś ćwiczenia do Chełma. Byliśmy z bratem mali, ale zapamiętaliśmy, jak ojciec przyjeżdżał z takim kufereczkiem. Kiedy

(2)

jego oddział przebywał w Równem, dostali się do niewoli rosyjskiej i tam ich rozbroili.

Ojciec bardzo źle wspomina Żydów, którzy pomagali rozbrajać polskie wojsko.

Rosjanie bardzo patrzyli rozbrajanym na ręce, jak miał delikatne i sam był delikatny, to „pamieścik”, a kto miał ręce zniszczone, to go wypuszczali. Ojciec, który był kowalem, mówi: „Kuźniec”. A na to mu ten żołnierz: „No, ty nie kuźniec, bo ty masz ruki białe”. No, ale trudno się dziwić, kiedy ich w październiku złapali, a on już był od paru miesięcy w wojsku. Wtedy też dowiedział się o tym bombardowaniu i podobno powiedział: „Wandzia żyje, ten czeladnik też, wóz to ja zrobię i konia się kupi, a jedna krowa i tak została”.

Uciekł z tej niewoli i pomału, nocami doszedł do Chełma z sąsiadem, z którym razem byli w wojsku polskim. Ten sąsiad nazywał się Stanisław Radzki. Potem, jeszcze za okupacji niemieckiej, taki bandzior z Dysa zarąbał go nożem – zadał mu trzydzieści osiem ciosów. Zostawił dwoje dzieci, chłopczyka i dziewczynkę, a potem z wdową ożenił się mój stryjek, który został sołtysem. Ojciec z tym sąsiadem przybliżyli się aż do Łęcznej i przez kogoś dali znać, żeby przyszły moja matka i jego żona i przyniosły im cywilne ubrania, motyki i koszyki. Było to alibi na wypadek kontroli niemieckiej.

Taki strój miał być zmyleniem, że niby idą kartofli nakopać. Wojskowe mundury zostawili u jakiegoś gospodarza. Dobrnęli do Ciecierzyna, ale musieli iść okrężną drogą, bo w Sobianowicach stał dywizjon niemiecki – ludzie ich po drodze ostrzegli.

Resztę wojny mój ojciec spędził w domu i wrócił do zawodu kowala.

Data i miejsce nagrania 2010-07-28, Lublin

Rozmawiał/a Emilia Kalwińska

Redakcja Emilia Kalwińska

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zrzekliśmy się jej, bo ja miałam w Ciecierzynie rodziców, mąż w Dysie, rodzice jego mieli bardzo dużo ziemi, dali mu trzy i pól hektara i tamśmy się

Miałam parę lat owce, a później, jak już przyszła pierestrojka, to się nie opłacało, bo nie było gdzie wełny sprzedawać, powstał bałagan, więc sprzedaliśmy owce..

Obwarowali się tak z obawy przed polską partyzantką i stąd pilnowali mostu kolejowego, który był niedaleko szkoły.. Po zajęciu naszej szkoły przez Niemców,

Słowa kluczowe Ciecierzyn, dwudziestolecie międzywojenne, rodzina, dziadkowie, święta, Boże Narodzenie, snopek, choinka, chałwa, pomarańcze, Wielkanoc, malowanie jajek, odpust na

Słowa kluczowe Ciecierzyn, dwudziestolecie międzywojenne, II wojna światowa, kowalstwo, praca ojca, ojciec, kradzieże.. Kowalstwo –

Byli na ulicy Nowej, która teraz nazywa się Lubartowska i tak chodzili od sklepiku do sklepiku, bo mamie nic się nie podobało.. Wyszli z jednego sklepu, a za nimi wybiegł

Za niemieckiej okupacji było ciężko o opał, o drzewo, bo Niemcy nie pozwalali mieć zapasów dla siebie – im wszystko było potrzebne.. Ale przez Ciecierzyn przejeżdżał często

Słowa kluczowe Ciecierzyn, Lublin, II wojna światowa, okupacja niemiecka, Niemcy, życie codzienne, ojciec, praca ojca, bieda, handel, targ na Świętoduskiej, łapanka.. Handel w