• Nie Znaleziono Wyników

Henryk Domański Polska Akademia N auk

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Henryk Domański Polska Akademia N auk"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

STUDIA SOCJOLOGICZNE 1994, 1 (132) ISSN 0039-3371

Henryk Domański

Polska A kadem ia N a u k

NOWE MECHANIZMY STRATYFIKACYJNE?

Przedstawione tu wyniki mają odpowiedzieć na pytanie, w jakim kierunku postępują procesy restrukturalizacji społecznej w Polsce. Empiryczną bazą ustaleń są dane z ogólnopolskich badań surveyowych. Porównuję hierarchię uwarstwienia w podsta­

wowych wymiarach stratyfikacyjnych i zależności kształtujące poziom wynagrodzeń w latach 1982, 1987, 1991, 1992, 1993. Wyniki empirycznego testu wydają się po­

twierdzać stopniowe odchodzenie od zasad centralnego sterowania dystrybucją zarobków, a zarazem wskazują na pewien wzrost wpływu wykształcenia na zarobki, co może znamionować wzrastające znaczenie indywidualnych osiągnięć. Jednakże ostatecznie wnioski na temat kierunku przekształceń w makrostrukturach społecznych — które rozpatruję na tle instytucjonalnych przemian w gospodarce, systemie władzy i w życiu publicznym - dalekie są od jednoznacznych konkluzji w kluczowej kwestii: na ile dokonujące się w społeczeństwie polskim przemiany postępują w kierunku systemu rynkowego.

W dyskusjach poświęconych wyłanianiu się „nowych” hierarchii społecz­

nych i „nowym” mechanizmom tkwiącym u ich podłoża, punktem odniesienia jest społeczeństwo rynkowe, choć oczywiście można stawiać analogiczne pyta­

nia na temat dystansu dzielącego Polskę od „społeczeństwa obywatelskiego” ,

„społeczeństwa konsumpcyjnego”, systemów „korporacyjnych” , „nowego lais- sez-faire’yzmu” , „postfordyzmu” , „welfare state” , „postmodernizmu” , „społe­

czeństwa klasy średniej” , „zdezorganizowanego kapitalizmu” i innych modelo­

wych wzorów rozwiniętego społeczeństwa kapitalistycznego tworzonych przez badaczy zajmujących się tą problematyką (Goldthorpe 1984; Offe 1985, Lash i Urry 1987; Esser 1990; Hardiman 1990; Esping-Andersen i in. 1993; Gilbert i Burrows 1993). Wszystkim tym koncepcjom zarzuciłbym przesadne wizjoner­

stwo, słabsze zaś osadzenie w rezultach systematycznych studiów. Trzeba jed­

nak przyznać, że zaletą śmiałych wizji jest rozpatrywanie zjawisk na tle szero­

kich uwarunkowań, dzięki czemu łatwiej dostrzec ich wymiar makrosystemowy.

Charakterystyczną cechą współczesnych społeczeństw kapitalistycznych jest występowanie pewnych mechanizmów stratyfikacyjnych, a zwłaszcza procesów

r ó ż n ic o w a n ia dochodów na bazie gry sił rynkowych. Analizy, które przed­

(2)

stawiam są próbą odpowiedzi na pytanie, czy zmiany zachodzące w strukturze społeczeństwa polskiego postępują właśnie w tym kierunku.

Pewne analogie

Konfiguracje dystansów między podstawowymi kategoriami społecznymi w Polsce nie odbiegają tak bardzo od tego, co obserwuje się w krajach kapitalistycznych. Kluczową płaszczyzną jest struktura społeczno-zawodowa.

To, czy ludzie podobnie myślą i podobnie się zachowują, zależy w ostatecznym rachunku od tego, czy ich aktywność dotyczy podobnych sfer, czy wykonują oni zbliżone zajęcia zarobkowe, a w konsekwencji - czy zajmują zbliżone pozycje w hierarchiach zawodowych. Jeśli porównywać elementy pozycji rynkowej, sytuację pracy i niektóre wymiary statusu, to najbliższym odpowied­

nikiem tamtejszych „professions” jest nasza inteligencja, niższe „klasy średnie”

to nasi pracownicy administracyjno-biurowi, a reprezentanci biznesu są kan­

dydatami na polską „old middle class” . Spojrzenie na hierarchię podstawowych segmentów struktury społeczno-zawodowej w Polsce z przełomu lat osiem­

dziesiątych i dziewięćdziesiątych lat daje przegląd danych w Tabeli 1.

D ane z niej obrazują to, co wiemy z wcześniejszych studiów (Słomczyński 1972; Pohoski 1983; Domański i Sawiński 1991). Zarysowuje się wyraźny układ stratyfikacyjny, aczkolwiek nie jest on spójny. Ze względu na położenie materialne (dochody, posiadanie sprzętów gospodarstwa domowego) najwyż­

sze pozycje zajmują prywatni przedsiębiorcy i inteligencja - włączając w to kadry kierownicze najwyższego szczebla. N a przeciwległym biegunie sytuują się niewykwalifikowani pracownicy fizyczni i rolnicy. Generalnie zaś, kategorie pracowników fizycznych pozostają w mniej korzystnej sytuacji materialnej niż pracownicy umysłowi i właściciele. Zwraca uwagę wzrost zasobności gos­

podarstw domowych na przełomie lat dziewięćdziesiątych. Liczba osób posia­

dających samochody i sprzęty takie, jak lodówka, pralka automatyczna, TV kolorowy, komputer, video i telefon (do tych 7 elementów odnoszą się odsetki w tabeli) zwiększyła się we wszystkich grupach społeczno-zawodowych. Podob­

ny jest kształt uwarstwienia w sferze dóbr kultury (czego przybliżony wskaźnik stanowi liczba posiadanych książek) i chociaż pozycja właścicieli jest tu znacznie niższa, nie schodzą oni poniżej poziomu pracowników umysłowych.

Brak równowagi między materialnymi a kulturowymi wyznacznikami statusu właścicieli jest bardzo znamienny. Sygnalizuje, że prywatna inicjatywa sytuuje się jakby na odrębnej orbicie strukturalizacji społecznej - fakt, który uwidocznia się zresztą na rozmaite sposoby: np. w porównaniu z pracownikami najemnymi, odmienne są tu reguły wchodzenia do zawodu. Biznes, firmę lub po prostu pozycję przejmuje się często bezpośrednio, z rąk rodziców, a bez konieczności legitymowania się dyplomem szkolnym lub wyższymi studiami.

(3)

NOWE MECHANIZMY STRATYFKACYJNE? 55

Tabela 1. Dochody, pozycja materialna, kultura

Miesięczne dochody rodzin Pozycja materialna Liczba na osobę w relacji do średniej (%) posiadaczy 7 książek:*

krajowej (w%) wybranych dóbr):

Grupy społeczno-zawodowe 1987 1991 1992 1993 1987 1993 1987 1993

Wyższe kadry kierownicze w administracji państwowej,

dyrektorzy przedsiębiorstw 145 130 184 317 43,8 76,9 259 298

Inteligencja nietechniczna 145 138 143 226 56,7 74,4 251 907

Inżynierowie 123 142 141 134 47,4 76,0 304 542

Technicy 104 109 117 101 37,9 65,0 191 294

Pracownicy administracyjni

średniego szczebla 112 108 133 129 43,9 68,8 241 325

Pracownicy biurowi 103 102 107 105 39,9 63,7 146 182

Prywatni przedsiębiorcy 146 268 167 144 52,4 77,0 173 271

Pracownicy

placówek handlowych 98 89 83 91 34,6 62,8 105 247

Brygadziści 100 86 105 85 28,6 50,8 344 243

Robotnicy wykwalifikowani 95 85 84 79 28,3 55,5 83 84

Robotnicy niewykwalifikowani

w produkcji 91 72 79 68 21,9 45,6 47 65

Pracownicy fizyczni ushig 80 76 74 63 25,6 45,8 67 62

Robotnicy rolni 77 65 54 58 21,0 50,1 48 75

Właściciele gospodarstw

rolnych 88 63 60 57 22,1 40,4 48 68

Ogółem/średnia 100 100 100 100 34,0 59,0 129 230

*Ze względu na odmienny sposób zapisu odpowiedzi przez ankieterów w badaniach z 1987 i 1993 roku liczba książek nie jest bezpośrednio porównywalna w wielkościach absolutnych.

(4)

Odmienne są także zasady wynagradzania i uzyskiwania cenionych dóbr materialnych (więcej na temat mechanizmów tej odrębności piszą Sawiński i Domański (1986); Domański,i Sawiński 1992).

Z badań prowadzonych w krajach kapitalistycznych wyłania się podobny obraz. Wszędzie znajdujemy bardziej lub mniej skrystalizowaną drabinę straty- fikacyjną, pracownicy umysłowi czyli „nowe” klasy średnie, jak utrzymują niektórzy - zajmują w niej wyższe pozycje niż „klasa robotnicza” , społeczny status drobnych właścicieli jest ambiwalentny, a poza tym sygnalizuje się obecność „klasy wyższej”, ukrytej na szczycie hierarchii, a nieuchwytnej w masowych badaniach typu surveyowego (przykładem są porównawcze studia Treimana (1977), czy Eriksona i Goldthorpe’a (1992)).

Co, w świetle tych strukturalnych analogii, można powiedzieć na temat przekształceń w hierarchiach stratyfikacyjnych? Czy transformacja instytucji politycznych i systemu gospodarczego m a w Polsce swój odpowiednik w kształ­

towaniu się nowych wzorów strukturalizacji społecznej? Zajmiemy się tym systematycznie, koncentrując uwagę na różnicach związanych z sytuaq'ą na rynku pracy.

Powrót do tradycyjnej hierarchii

Różnice zarobków, najbardziej czytelnego wskaźnika pozycji rynkowej, ujawniają mniej wyrazistą hierarchię kategorii społeczno-zawodowych niż globalna drabina stratyfikacyjna. W porównaniu z całkowitymi dochodami rodzin, na które - poza zarobkami jednostek - składa się jeszcze wiele innych elementów, zarobki podlegają innym regułom dystrybucji. W epoce realnego socjalizmu inteligencja i pracownicy umysłowi niższych szczebli zarabiali stosunkowo mniej niż odpowiadające im kategorie specjalistów, „wolnych zawodów” i „białych kołnierzyków” w rozwiniętych krajach kapitalistycznych.

W dyskusjach ciągnących się przez całe 45-lecie PRL, wątek dysproporcji między zbyt niskimi zarobkami inteligentów a stosunkowo korzystną sytuacją płacową robotników był stale eksponowany (pisali o tym m.in. Zienkowski 1986; Meller 1988). I faktycznie, zarobkowa rekompensata zą wiedzę akademic­

ką i wykształcenie była, przeciętnie fzecź biorąc, niewielka. Jest jednak faktem, że suma dochodów uzyskiwanych przez wszystkich członków rodzin i ze wszystkich źródeł, dawała inteligencji wyraźną przewagę, a pracownicy umys­

łowi niższych szczebli również, w sensie materialnym, wypadali bardziej korzystnie niż pracownicy fizyczni i rolnicy.

Porównanie danych o zarobkach (tabela 2) z dochodami potwierdza, że w sferze zarobków uprzywilejowana pozycja środowisk inteligenckich — i gene­

ralnie pracowników umysłowych - jest dość problematyczna. Przynajmniej było tak jeszcze w ostatniej dekadzie funkcjonowania realnego socjalizmu.

(5)

NOWE MECHANIZMY ST RATYFIKACYJNE? 57

W 1982 roku specjaliści nietechniczni (lekarze, prawnicy, nauczyciele na szczeblu szkół średnich, ludzie nauki i kultury) uzyskiwali płace na poziomie zbliżonym do robotników wykwalifikowanych i rolnych, a niższe od zarobków brygadzistów, fizycznych pracowników nadzoru. N a dole hierarchii sytuowali się pracownicy biurowi, których zarobki ustępowały kwotom uzyskiwanym przez robotników niewykwalifikowanych. W drugiej połowie lat osiemdziesią­

tych sytuacja zarobkowa inteligencji uległa częściowej poprawie, ale górne warstwy pracowników fizycznych w dalszym ciągu były wynagradzane lepiej niż technicy i administracja średniego szczebla, nie mówiąc już o pracownikach biurowych. Oczywiście w całym tym okresie najwięcej zarabiali przedstawiciele drobnego biznesu. Drobnego, bo tylko taki mógł w tym czasie funkcjonować.

Po załamaniu się realnego socjalizmu i w trakcie wyłaniania się nowego systemu polityczno-gospodarczego, hierarchia zarobków i dochodów uległa jakby pewnym modyfikacjom. Te najgłębsze dotyczą prywatnych przedsiębior­

ców i relacji między pracownikami fizycznymi i umysłowymi.

Po 1989 roku środowiska biznesu w Polsce uległy, przede wszystkim, silnemu rozwarstwieniu, obejmując stopniowo swym zakresem również re­

prezentantów wielkiego kapitału, oczywiście w pomniejszonej skali, dosto­

sowanej do rozmiarów polskiego kapitalizmu. Sam proces przypomina tro­

chę zjawiska towarzyszące rozpadowi „starej klasy średniej” w społeczeń­

stwach zachodnich na przełomie X IX i XX stulecia (zob. Perkin 1969;

Bradley 1982; Scase i Goffe 1982; Savage i in. 1992), choć naturalnie wzra­

stający wielki kapitał we współczesnej Polsce m a całkiem inny rodowód.

Nie mieszczański, typowy dla XIX-wiecznej „middle class” , ale działających w ramach PRL-owskiego legalizmu, częściowo nomenklaturowy, lub też są to ludzie będący autentycznym produktem nowego systemu, którzy od­

nieśli sukces korzystając z koniunktury, jak ą stwarza rozwój gospodarki rynkowej.

Obserwujemy najpierw gwałtowną poprawę położenia materialnego właś­

cicieli w wymiarze dochodów. Dokonuje się to w pierwszych latach przekształ­

ceń systemowych — według naszych danych do 1991 roku. Następnie zaś, w 1992 i 1993 roku zarysowuje się tendencja spadkowa. Poziom dochodów uzys­

kiwanych z prywatnej przedsiębiorczości obniża się w relacji do średniej krajowej i w stosunku do innych kategorii.

Reżyserem tych zmian są „obiektywne” prawa rynku. Po kilkudziesięciolet­

nim okresie supremacji prywatnej inicjatywy w hierarchiach zamożności do­

chodzi do upadku systemu, w którym środowiska te tworzyły uprzywilejowaną enklawę, gdzie praca na własny rachunek gwarantowała duże zyski. Paradok­

sem był fakt, że zbiorowość przez cały czas zagrożona w podstawach swojego bytu przez panującą ideologię i system polityczny była - przeciętnie - najlepiej sytuowanym materialnie segmentem struktury społecznej w Polsce. W porów­

naniu z inteligencją, pracownikami umysłowymi niższegoszczebla i kategoriami

(6)

Tabela 2. Pozycja na rynku pracy

Miesięczne zarobki w relacji % % w związkach % w do średniej krajowej (w%) bezrobotnych w zawodowych , ,S o l i -

ciągu 10 lat dar-

nośd”

Kategorie

społeczno-zawodowe 1982 1987 1991 1992 1993 1992 1993 1992 1993 1993 Wyższe kadry

kierownicze administracji państwowej, dyrektorzy

przedsiębiorstw 134 146 138 179 265 13,6 10,5 37,5 14,3 0,0

Inteligencja

nietechniczna 113 144 92 102 135 7,0 2,5 36,2 40,5 21,6

Inżynierowie 134 129 162 129 127 10,9 21,4 43,8 32,1 14,3

Technicy 99 99 104 91 82 5,9 12,9 40.8 41,3 14,3

Pracownicy administracyjni

średniego szczebla 95 94 105 97 87 8,4 13,5 35,4 36,8 8,8

Pracownicy biurowi 77 77 81 83 80 18,7 13,2 27,4 26,2 0,0

Prywatni

przedsiębiorcy 172 204 190 195 188 19,0 20,0 6,0 1,5 0,0

Pracownicy placówek

handlowych 81 79 80 69 88 24,7 31,8 18,4 23,5 8,8

Brygadziści 119 124 87 94 96 5,9 23,8 a 23,1 0,0

Robotnicy

wykwalifikowani 106 107 92 94 89 19,0 30,0 34,6 37,7 9,4

Robotnicy ni ewykwalifiko wani

w produkcji 87 80 70 78 62 26,4 35,4 26,2 33,3 3,3

Pracownicy

fizyczni usług 65 61 50 46 60 21,3 22,5 28,9 30,2 16,3

Robotnicy rolni 110 88 68 52 60 16,5 13,0 28,1 25,0 8,3

Właściciele

gospodarstw rolnych - - . 0,7 3,2 0,4 5,6 1.4

Ogółan/średnia 100 100 100 100 100 15,1 21,1 25,9 28,4 10,7

* obliczeń nie wykonano ze względu na zbyt małą liczebność tej kategorii

% w OPZZ

1993

7.1

5,4 7.1 22,2

11,4 16,7

0,0

7,4 23.1

12,9

12.3

7,0 8,3

0,0 10.4

(7)

NOWE MECHANIZMY ST RATYFIKACYJNE? 59

robotniczymi, reprezentanci polskiego biznesu (jako całość) mieli zawsze największe zarobki i dochody, pozwalające na utrzymywanie stosunkowo najwyższej stopy życiowej.

T a pozorna niespójność między atmosferą stałego zagrożenia a nieustają­

cą prosperity w sferze ekonomicznej znajduje wytłumaczenie na gruncie paradoksów realnego socjalizmu. W gospodarce podzielonej na monopole, zadekretowane przez państwo dla poszczególnych gałęzi i branż, sektor pry­

watny posiadał również swój monopol. Była to sfera świadczenia usług dla ludności, których nie były w stanie zagwarantować przedsiębiorstwa uspołe­

cznione. Prywatne warsztaty zajmowały się naprawą samochodów, sklepy i stragany dostarczały deficytowych części zamiennych i ubrań, właściciele prywatnych taksówek mogli wybierać pasażerów, dobrem poszukiwanym na rynku były usługi remontowo-meblarskie. Trzeba pamiętać, że popytem cie­

szyły się przedsiębiorstwa prowadzące działalność gospodarczą nie skrępowa­

ną bezpośrednio ograniczeniami administracyjnymi. Pozwalało to na rac­

jonalną politykę w zakresie kosztów, np. płace personelu ustalano na pod­

stawie indywidualnych umów: pracownik-przedsiębiorca, nie zaś na podsta­

wie nierealistycznych i sztywnych zarządzeń jak w przedsiębiorstwach państ­

wowych.

Swoboda i elastyczność działania przy trwałym zapotrzebowaniu ze strony ludności niezadowolonej z poziomu usług w sektorze uspołecznionym, zapew­

niały właścicielom uprzywilejowaną pozycję. W przeliczeniu na dochody była ona wyższa nie tylko od innych kategorii społecznych w Polsce, ale dawała również wyższy status materialny w porównaniu z drobnym biznesem w krajach kapitalistycznych. Oczywiście, nie porównujemy absolutnego poziomu, liczo­

nego - dajmy na to w dolarach USA - ale relatywne dystanse między kategoriami na skali dochodów w ówczesnej rzeczywistości. Trzeba sobie zdawać sprawę, że środowisko biznesu w Polsce nie było odpowiednikiem

„starej klasy średniej” w krajach kapitalistycznych. Funkcjonowali w nim potentaci na miarę możliwości dopuszczanych przez system polityczno-prawny

„realnego socjalizmu” , którzy w sprzyjających warunkach zbliżaliby się do klasy wyższej w Anglii czy Niemczech. Obok nich zaś istnieli furmani, właściciele magli, punktów repasacyjnych i taksówkarze, przypominający graniczne kategorie między starą klasą średnią a klasami niższymi. Były to liczne i najmniej efektowne warstwy prywatnej inicjatywy, o swoistym kolorycie, zwłaszcza w małych i lokalnych ośrodkach nie przekraczających 10 tys. ludności (zob. Zagórski 1982).

Ale w pierwszych latach formowania się zrębów kapitalizmu koniunktura poprawia się jeszcze bardziej. Rok 1989 i początek następnej dekady to okres żywiołowego rozwoju prywatnej przedsiębiorczości, która nie podlega już administracyjnym zakazom w żadnej dziedzinie. Ludzie, którzy decydują się na założenie przedsiębiorstwa, warsztatu, sklepu, stoiska mają zapewniony zbyt na

(8)

rynku. Po latach niedoborów i permanentnego deficytu dóbr, popyt jest praktycznie nieograniczony i prywatna przedsiębiorczość przeżywa największą świetność. W 1991 roku dochody właścicieli w przeliczeniu na jedną osobę w rodzinie przekraczają średnią krajową o 268%, co stanowi ogromny wzrost w porównaniu z rokiem 1987, kiedy relacja ta kształtowała się na poziomie 146%. Interesujące, że w tym samym czasie ich indywidualne zarobki utrzymy­

wały się bez większych zmian na poziomie równym mniej więcej dwukrotności średniej krajowej, co - w powiązaniu ze wzrostem dochodów rodzin - ujawnia szczególną strukturę budżetów w rodzinach właścicieli. Prowadzenie biznesu wymaga przeważnie wsparcia ze strony małżonka, czasami rodziców i dzieci i z tych dodatkowych źródeł brał się chyba wzrost dochodów rodzin. Ostatecz­

nie, prywatni przedsiębiorcy jeszcze bardziej polepszają swą najkorzystniejszą pozycję na skali położenia materialnego.

To, co nastąpiło w następnych latach, odzwierciedla logikę procesów gospodarczych. Popyt zostaje zrównoważony, prywatnych przedsiębiorców jest nieporównanie więcej niż w okresie żywiołowego rozwoju sektora prywatnego i aby się utrzymać na rynku muszą oni stawić czoła konkurencji. W walce o klienta zaczynają się liczyć kryteria jakości i zróżnicowania oferowanego asortymentu. Coraz większą rolę odgrywa akwizycja i reklama. Niektórzy rozumieją te wyzwania i potrafią im sprostać, inni pozostają przy tradycyjnych formach działania, które kiedyś zapewniały sukces, ale teraz nie są już wystarczające. Faktem jest, że sektor prywatny w Polsce przestał być uprzywile­

jowaną enklawą, posiadającą monopol na czerpanie wysokich zysków i został wystawiony na trudności i przeszkody, z jakimi stykają się przedsiębiorcy kapitalistyczni.

Byłbym skłonny sądzić, że raptowny spadek dochodów właścicieli w latach 1992 i 1993 - a ściślej: wypadkowej dochodów bardzo zróżnicowanej kategorii - jest konsekwencją tych prawidłowości. W 1992 roku dochody te kształ­

towały się poniżej średnich dochodów w rodzinach wyższej kadry kierowniczej (są to głównie dyrektorzy przedsiębiorstw), a w 1993 roku, były nawet o wiele niższe niż dochody specjalistów nietechnicznych, zbliżając się do poziomu inżynierów i pracowników administracyjnych średniego szczebla. Spadek rela­

tywnych zarobków jest mniej dramatyczny, ale tu również wyższe kadry kierownicze wyparły właścicieli z najwyższych pozycji. W krajach kapitalis­

tycznych, reprezentanci drobnej własności sytuują się w środkowych partiach drabiny stratyfikacyjnej ze względu na położenie materialne (Bechhofer i El­

liot 1985). Wygląda na to, że - wbrew oczekiwaniom samych zainteresowa­

nych - w latach dziewięćdziesiątych zbliżamy się do tej sytuacji również w Polsce.

W przypadku środowisk robotniczych ostateczny efekt zmian był podobny.

Zmiana polegała na relatywnym spadku zarobków. W latach 1991-1993, z których pochodzą dane z ogólnopolskich badań, kształtowały się one

(9)

NOWE MECHANIZMY STRATYFIKACYJNE7 61

poniżej płac uzyskiwanych średnio przez większość pracowników umysło­

wych, zaś „arystokracja robotnicza” w polskim wydaniu - czyli robotnicy wykwalifikowani i brygadziści - zarabiała średnio mniej niż przeciętny Polak i mniej niż inteligencja. Mogłoby to prowadzić do krystalizacji podziału między potencjalną klasą średnią a robotnikami, gdyby nie fakt, że kształt dystrybucji zarobków podlega silnym wahaniom w czasie. Widzimy, że dosłownie w ciągu dwóch lat pozycja zarobkowa specjalistów nietechnicznych, tworzących rdzeń inteligencji, gwałtownie polepszyła się z poziomu bliskiego średniej krajowej w 1991 i 1992 roku do zarobków większych o jedną trzecią w rok później, zbliżając się do relatywnego poziomu z końca lat osiem­

dziesiątych.

Natomiast systematycznie obniżała się pozyq'a materialna rolników.

W tym przypadku dane o dochodach rodzin są bardziej porównywalne z innymi kategoriami niż zarobki i do nich się trzeba ograniczyć. Od końca lat osiemdziesiątych postępuje stały spadek dochodów chłopstwa w relacji do innych warstw zaostrzając polaryzację hierarchii społecznej.

Polscy chłopi zdecydowanie odbiegają od typu farmera, od którego cha­

rakterystyki Mills (1965) rozpoczynał opis XIX-wiecznej klasy średniej w Sta­

nach Zjednoczonych.

Mechanizmy zmian

D obrą charakterystyką procesów zróżnicowania społecznego w epoce realnego socjalizmu jest stwierdzenie, że był to system centralnej dystrybucji przywilejów i korzyści dla różnych grup (Mokrzycki 1991). Przejawem tego była ingerencja państwa w zasady dystrybucji zarobków. Mechanizmy gry rynkowej działały tu w znacznie mniejszym zakresie. W przypadku Polski polegało to na administracyjnej regulacji dopływu środków finansowych do działów, branż i przedsiębiorstw. Pula środków znajdowała się w gestii centralnych organów władzy, które dokonywały podziału bardziej według kryteriów politycznych niż według zasad racjonalności ekonomicznej. System ten podlegał ewolucji do lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy to ustalił się w postaci układu wzajemnych zależności między „działowymi” ministerstwami i podległymi im przedsiębiorstwami.

Zmiana systemu pociągnęła za sobą wyeliminowanie tych sformalizowanych struktur, co może tłumaczyć pogorszenie się sytuacji płacowej robotników w stosunku do kategorii umysłowych. W scentralizowanym systemie przydziału środków do przedsiębiorstw, który faworyzował pewne branże gospodarki kosztem innych, najwięcej otrzymywali górnicy, bo takie były priorytety ustalone przez partię i rząd, ale przy okazji korzyści płacowe uzyskiwała cała branża - od dyrektorów, poprzez pracowników biurowych, wartowników

(10)

i sprzątaczki, zarabiających relatywnie więcej niż ich odpowiednicy w innych branżach. Najniższą pozyq'ę w tej hierarchii zajmowały „handel” i szeroko rozumiane „usługi społeczne” - „kultura” , „zdrowie” , „oświata” - a więc działy, w których koncentracja pracowników umysłowych i inteligenq’i jest zawsze największa.

W raz z upadkiem realnego soq'alizmu scentralizowane zasilanie działów i branż zostało zniesione. W 1990 roku, ustawą Sejmu zlikwidowano minis­

terstwa działowo-branżowe, będące kluczowym ogniwem tego systemu. Spo­

wodowało to wydatne osłabienie roli mechanizmów działowo-branżowych w kształtowaniu hierarchii zarobków. Wprawdzie przemysł wydobywczy - a również budownictwo - w dalszym ciągu znajdowały się na czele listy płac, ale różnice pomiędzy „górą” a „dołem” silnie zmalały. O ile np.

w 1987 roku rozpiętości średnich zarobków między przemysłem wydobyw­

czym a „usługami społecznymi” kształtowały się jak 2,08 do 1, to w 1991 roku średnie zarobki w przemyśle wydobywczym były wyższe już tylko o 165%.

M ożna by stąd wysnuć wniosek o zanikaniu mechanizmów, które w ciągu 45 lat przeciwdziałały różnicowaniu zarobków według zasad dominujących w społeczeństwach kapitalistycznych. M ożna by też sądzić, że nastąpiło

„odblokowanie” i na miejscu starych wyłaniają się nowe zasady dystrybucji, sprzyjające zarysowywaniu się np. wyraźniejszego podziału na „klasę robot­

niczą” i „średnią” . Jest w tym trochę prawdy, jeśli mieć na uwadze załamanie się administracyjnie sterowanych zasad dystrybucji zarobków. Inne fakty przemawiają jednak za tym, że w ciągu tych kilku lat, które upłynęły od zmiany systemu, na bazie starych struktur działowo-branżowych wyłoniły się kanały dystrybuq'i, które strukturalizują zarobki nie mniej silnie niż miało to miejsce w starym systemie. Wynika to z porównania siły różnicującej struktur działo­

wych w 1982, 1987, 1991, 1992 i 1993 roku. Otóż przed 1989 rokiem współczynnik korelaqi między zarobkami a pracą w danym dziale (przy hipotetycznym wyeliminowaniu wielu innych czynników różnicujących płace) był stosunkowo wysoki - wynosił w 1982 roku 0,19, a w 1987 - 0,23; w 1991 roku zmniejszył się aż do 0,11, ale w 1992 roku ponownie wzrósł do poziomu 0,22 i do 0,19 w 1993 roku (zob. dane w tabeli 4, gdzie wartości współczynników korelacji częściowej, podniesione do kwadratu, informują o „sile wyjaśniającej”

zmiennych). Te same branże, które były uprzywilejowane w czasach PRL, zajmują również korzystniejszą pozycję w społeczeństwie zmierzającym do gospodarki rynkowej, tylko że obecnie w ramach tych samych struktur działowo-branżowych inne czynniki stały się siłą napędową mechanizmów dystrybuq'i (tabela 3 i 4).

(11)

NOWE MECHANIZMY STRATYFIKACYJNE? 63

Tabela 3. Metryczne współczynniki w regresji zarobków

Zmienne niezależne 1982 1987 1991 1992 1993

Zmienną zależną jest logarytm zarobków

Płeć (1 = mężczyźni) 0,28** 0,32** 0,25** 0,29** 0,22**

Liczba lat pracy w firmie 0,01** -0,02** 0,002 0,005* 0,003

Wykształcenie 0,01* 0,02** 0,03** 0,03* 0,05**

Złożoność pracy 0,0004** 0,004** 0,001** 0,0005** 0,0004*

Stanowisko kierownicze 0,09** 0,10** 0,15** 0,23** 0,20**

Wielkość miejsca zamieszkania 0,001* 0,003** 0,001** 0,0003** 0,001**

Sektor (1 =prywatny) 0,13** 0,32** 0,23** 0,33** 0,06*

Dział gospodarki

Przemysł wydobywczy 0,41** 0,50** 0,23** 0,27** 0,26**

Przemysł ciężki 0,02 0,04 -0,01 -0,20** -0,04

Pozostałe gałęzie przemysłu 0,04 -0,01 -0,09 -0,31 -0,05

Budownictwo 0,02 0,06 -0,08 0,01 -0,01

Rolnictwo 0,01 -0,03 -0,12 -0,27** -0,16

Transport -0,01 -0,02 -0,05 -0,11 0,07

Handel 0,02 -0,04 -0,04 -0,10 0,09

Gospodarka komunalna -0,02 -0,04 -0,11 0,01 -0,14

Usługi społeczne 0,03 -0,10** -0,18 -0,27** -0,21**

Wielkość stała 3,79 4,60 6,26 6,26 26,57

R2 0,35 0,37 0,25 0,48 0,35

N 2624 3963 747 686 646

**p< 0,01; *p< 0,05

Wielkości współczynników informują w przybliżeniu, jaki procent miesięcznych zarobków przypada na jednostkę zmiennej wyjaśniającej. Np. w 1993 r. przejście z jednego poziomu wykształcenia na kolejny, wyższy, wiązało się zprzyrostem zarobków o 5%, a w 1992 r. o 3%. Informacje na temat operacjonalizacji zmiennych zawiera Aneks.

Tabela 4. Współczynniki korelacji częściowej w regresji zarobków

Zmienne niezależne 1982 1987 1991 1992 1993

Płeć (1 = mężczyźni) 8,6** 9,3** 3,7** 5,1** 3,0**

Liczba lat pracy w firmie 2,1** 0,1** 0,1 0,7* 0,3

Wykształcenie i złożoność pracy 3,5* 4,1** 4,9** 4,4* 5,6**

Stanowisko kierownicze 1,0** 1,0** 1,8** 5,1** 4,8**

Wielkość miejsca zamieszkania 0,2* 0,5** 0,7** 1,3** 1,8**

Sektor (1 =prywatny) 0,3** 2,2** 2,3** 5,8** 0,5*

Dział gospodarki 3,7** 5,5** 1,5** 4,8** 3,7**

**p< 0,01; *p< 0,05

Wielkości współczynników, przemnożone tutaj przez 100, informują, jaki odsetek zróżnicowania zarobków

„wyjaśniają” w statystycznym sensie poszczególne zmienne.

(12)

W tej chwili bardziej interesuje nas wpływ tych przekształceń na stratyfikację zarobków, a mniej ich instytucjonalne uwarunkowania. Odnotujmy tylko, że takim nowym czynnikiem instytuq'onalnym mogą być mechanizmy segmentacji rynku pracy, które w systemach rynkowych różnicują zarobki w zależności od ekonomicznej pozycji branż, lub presja związków zawodowych na kierownict­

wo firmy w sprawach płacowych: niektóre związki są w tych sprawach bardziej, a inne mniej skuteczne (zob. Domański 1985; 1987; 1990). Może też wchodzić w grę efekt ciążenia tradycji, w sferze zarobków niezwykle silny, który przeciwdziała zmianom ustalonych kiedyś skal płacowych i taryfikatorów (zob.

Hosgnes 1989). I wreszcie, możemy mieć do czynienia z odtwarzaniem się starej sieci powiązań kooperacyjnych w ramach branż, co również pociągałoby za sobą powrót do hierarchii płac ukształtowanej w przeszłości. W dalszym ciągu nakładają się na nią jakieś struktury instytucjonalne, chociaż nie wiemy dokładnie jakie.

Naturalnie, struktury te nie muszą osłabiać wyrazistości podziałów według tradycyjnej hierarchii płac, gdzie na szczycie sytuują się specjaliści o wysokich kwalifikacjach profesjonalnych, a na przeciwległym biegunie - robotnicy niewykwalifikowani, zwłaszcza jeśli pojawiłyby się inne czynniki działające w kierunku zwiększenia nierówności, które często towarzyszą próbom uryn­

kowienia stosunków w sferze pracy. M am na myśli wzrost roli wykształcenia i ściślejszego wiązania poziomu zarobków ze złożonością wykonywanych zadań - czyli wynagradzania według jakości pracy, „zasług” , jednym słowem, tego co od czasów książki Younga (1958) określa się mianem „reguł merytokratycz- nych” . Porównanie przeprowadzone dla okresu uwzględniającego schyłkową dekadę realnego socjalizmu i lata systemowych przekształceń (1982-1993) nie wskazuje jednak, aby dokonał się tym kierunku jakiś przełom. Zależność zarobków od wykształcenia charakteryzowała się do 1993 roku nieznaczną tendencją wzrostu, jeśli kontrolujemy (znów hipotetycznie) wpływ wielu innych wyznaczników płac (tabela 3). W przeliczeniu na wielkości procentowe, różnice zarobków między kolejnymi szczeblami wykształcenia - od niepełnej szkoły podstawowej do studiów wyższych - wynosiły w 1982 roku tylko 1 procent, w 1992 - 3%, aby zwiększyć się do 5% w 1993 roku. Natomiast nic nie wskazuje, aby bardziej opłacalne stało się wykonywanie prac o większej złożoności. Mimo, że w latach 1992-1993 waga obu tych, ujmowanych łącznie, czynników zwiększyła się (tabela 4), to - na razie - był to wzrost minimalny, nie znamionujący zasadniczego zwrotu.

Skoro jednak poszukujemy oznak przełomu, to trzeba wskazać sferę, w której nastąpił wzrost wpływu czynników merytokratycznych na szanse' życiowe. Szanse stworzył sektor prywatny. Ilustracją tego procesu są zamiesz­

czone w tabeli 5 liczbowe charakterystyki wzrostu zależności zarobków od kształcenia na poszczególnych szczeblach w latach 1987-1993. Z danych tych wynika przede wszystkim, że wśród osób pracujących w prywatnych firmach

(13)

NOWE MECHANIZMY ST RATYFIKACYJNE? 65

nastąpiła zasadnicza poprawa sytuacji zarobkowej kategorii z wyższym wy­

kształceniem. W 1993 roku zarabiali oni „na czysto” o 31% więcej w stosunku do średniej krajowej, podczas gdy w 1987 - tylko o 7%. W przedsiębiorstwach państwowych zależność ta również wzrosła, choć jedynie o 6 punktów procen­

towych. Wielkości te ustalono przy kontroli płci, stażu pracy, wielkości miejsca zamieszkania, zajmowanego stanowiska i branży gospodarki, a więc są to w przybliżeniu kwoty obrazujące „czystą” wartość dyplomu wyższej uczelni.

W latach dziewięćdziesiątych studia zaczynają być opłacalne, zwłaszcza w sek­

torze, który rządzi się prawami kapitalistycznego rynku.

Tabela 5. Związek zarobków z poziomami wykształcenia. Metryczne współczynniki w regresji zarobków

Sektor Sektor

Poziom wykształcenia prywatny państwowy

1987 1993 1987 1993

Zmienną zależną jest logarytm zarobków

Wyższe 0,07 0,31** 0,23** 0,29**

Niepełne wyższe -0,22 0,19* 0,02 0,17*

Średnie 0,06 0,10 -0,02 -0,05

Zasadnicze zawodowe 0,09 -0,18 -0,07 -0,15**

N 224 163 3447 335

**p< 0,01; *p< 0,05

W ie lk o ś c i w s p ó łc z y n n i k ó w in f o r m u j ą w p r z y b liż e n iu , o ile p r o c e n t m ie s ię c z n e z a r o b k i s ą w y ż s z e ( w a r t o ś d dodatnie) lub niższe (wartości ujemne) od średnich zarobków w sektorze prywatnym lub państwowym przy kontroli płci, stażu pracy, zajmowanego stanowiska, działu gospodarki i miejsca zamieszkania.

Faktem jest, że dystanse zarobkowe między światem „białych kołnierzyków”

i inteligencji a robotnikami są od kilku lat jakby bardziej widoczne. Kształcenie na poziomie szkoły wyższej zaczyna różnicować zarobki silniej. Jednak nie wiadomo jeszcze, w jakim kierunku postępuje ewolucja tych struktur i co oznacza. Pod powierzchnią zjawisk dostępnych obserwacji kryją się bardzo różne tendencje, których wpływ na strukturalne podłoże wyodrębniania się stosunków rynkowych może być znikomy.

Pozycja na rynku pracy

Oprócz zarobków, wyznacznikiem korzystniejszej pozycji rynkowej pracow­

ników umysłowych jest mniejsze zagrożenie bezrobociem. Społeczeństwo pol­

skie zapoznaje się z tym problemem na masową skalę od 1989 roku, wchodząc

(14)

w orbitę mechanizmów wymuszających na przedsiębiorstwach samodzielność, zracjonalizowanie rachunku kosztów, a co za tym idzie — redukcję personelu, którego liczebność w socjalistycznych przedsiębiorstwach przekraczała roz­

miary podyktowane wymogami efektywności ekonomicznej. Wzrost bezrobo­

cia był lawinowy. Z minimalnego pułapu w 1989 roku do 12-13% w 1992 wśród ogółu czynnych zawodowo, sięgając 15,8% (2,9 min osób) w pierwszej połowie 1994 roku.

Pełniejszą charakterystyką zasięgu tego zjawiska jest bezrobocie w dłuższym okresie czasu. Dane z tabeli 2 informują o przypadkach bezrobocia w ciągu 10 lat poprzedzających badania. Okazuje się, że w przekroju wszystkich podstawo­

wych kategorii społeczno-zawodowych pracownicy umysłowi nieco rzadziej tracili pracę niż pracownicy fizyczni. Z nie prezentowanych tu danych Polskiego Generalnego Sondażu Społecznego wynika też, że nieco krócej pozostawali oni bez pracy. W śród inteligencji technicznej, gdzie w 1993 roku bezrobociem objętych było ponad 21 % osób, stan ten nie trwał w sumie dłużej niż 11 miesięcy, a wśród wyższej kadry kierowniczej nie przekraczał 10 miesięcy. Natomiast robotnicy wykwalifikowani i niewykwalifikowani zatrudnieni w produkcji pozostawali bezrobotni średnio 14 i 18 miesięcy. Wynikałoby stąd, że specjaliści i osoby z doświadczeniem w sprawowaniu wyższych funkcji kierowniczych dalecy są od stanu permanentnego zagrożenia. Szybko odzyskują pracę, a więc zapewne potrafią sobie lepiej radzić w sytuacji bezrobocia, zaś ich kwalifikacje są na rynku towarem częściej poszukiwanym. Pracownicy fizyczni m ają z tym, jak widać, większe trudności. Podsumujmy te ustalenia stwierdzeniem, że po zmianie systemu politycznego bezrobocie uaktywnia się jako czynnik zróżnico­

wań społecznych i wiele wskazuje, że podobnie jak w społeczeństwach rynko­

wych, może się stać w najbliższych latach wyznacznikiem podziałów przebiega­

jących tam, gdzie upatruje się barier pomiędzy robotnikami a „klasą średnią” . Nie da się tego powiedzieć o przynależności do związków zawodowych. Nic nie zapowiada, aby wzorem krajów kapitalistycznych pracownicy umysłowi byli mniej zaangażowani w ruchu związkowym, co można by uznać za świadectwo ich większych skłonności do indywidualizmu, identyfikacji z praco­

dawcą i potrzeby podkreślenia swojej odrębności wobec świata „niebieskich kołnierzyków” (Price i Bain 1979). Z pewnością jest za wcześnie na ujawnienie się różnic w postawach wobec przynależności związkowej między grupami społeczno-zawodowymi w społeczeństwie, gdzie do niedawna ponad 90%

pracowników w sferze publicznej stawało się członkami związków zawodowych niemal automatycznie, po wypełnieniu ankiety personalnej, tj. z chwilą podjęcia pracy. Chyba nawet nie uznawano za celowe rejestrowanie tak oczywistego faktu w danych statystycznych, a więc przyjmijmy, że wielkość ta oscylowała wokół dziewięćdziesięciu kilku procent.

Z naszych danych wynika, że w 1993 roku członkami związków zawodowych było nieco ponad 28% ogółu pracujących. Ale przeciwnie niż w krajach

(15)

NOWE MECHANIZMY STRATYFIKACYJNE? 67

kapitalistycznych robotnicy ustępowali pod tym względem niektórym katego­

riom pracowników umysłowych. Wysokim stopniem „unionizacji” (w ponad 40%) wyróżniali się specjaliści nietechniczni, ale największym - technicy średniego szczebla, tak jakby upodobania do świata mechanizmów i organizacji znajdowały w tym środowisku swe przedłużenie w innych formach zorganizo­

wanej aktywności. W pozostałych kategoriach umysłowych uczestnictwo w ru­

chu związkowym było trochę słabsze. Wyraźnie mniejszy udział (na poziomie średnio 23-24% ) deklarowali pracownicy handlu i usług.

Myślę, że w czasach „realnego socjalizmu” należenie do związków zawodo­

wych było elementem „systemu zbiorowego bezpieczeństwa socjalnego”, acz­

kolwiek staje się to odczuwalne dopiero z perspektywy minionych lat. Struktury związkowe dawały poczucie stabilności tak jak mogły, tzn. na miarę wydolności ekonomiki socjalistycznej, a jeśli były takim oparciem wówczas, to obecnie ludzie powinni tego od nich oczekiwać w jeszcze większym stopniu w miarę jak wzrasta konkurencyjność na rynku pracy. Ale w grę wchodzi tu również coś innego. Przynależność związkowa we współczesnej Polsce dzieli ludzi na bardziej „aktywnych” i bardziej „biernych” wobec spraw publicznych (choć oczywiście aktywność i bierność społeczna unaoczniają się i w innych zinstytuc­

jonalizowanych płaszczyznach - chociażby w zachowaniach wyborczych).

Jestem skłonny sądzić, że pracownicy umysłowi, a zwłaszcza inteligencja należą do tych bardziej aktywnych, tzn. bardziej obchodzą ich sprawy wielkiej polityki i gospodarki, czym od kilku lat zwykły się zajmować związki, mniej natomiast potrzebują osłony socjalnej niż pracownicy fizyczni. Robotnicy są bardziej

„bierni” , jeśli chodzi o gotowość do wywierania zorganizowanego wpływu na sprawy „publiczne” , o ile sprawy te nie wiążą się bezpośrednio z położeniem materialnym i zarobkami. Jeśli podejmują próby dochodzenia swoich żądań, to nie ograniczają się do struktur związkowych, ale organizują np. „dzikie strajki” . Ich mniejszy udział w ruchu związkowym potwierdza więc może mniejszą gotowość do zorganizowanych działań, pomimo równoczesnych dążeń zapew­

nienia sobie opieki socjalnej w drodze zbiorowych akcji.

Co prawda, w latach 1992-1993 zarysowała się tendenq'a, która może spowodować, że teza o słabszym zaangażowaniu środowisk robotniczych w działalność związkową straci swą aktualność. W tym okresie obserwujemy bowiem kilkuprocentowy wzrost ich przynależności do związków. Kontynuacja tych trendów w następnych latach byłaby równoznaczna z odwróceniem dotychczasowych, nietypowych (w zestawieniu z sytuaqą w krajach kapitalis­

tycznych) tendencji.

Jak na razie jednak, stopień uzwiązkowienia ujmowany przez pryzmat podstawowych segmentów struktury społeczno-zawodowej nie pokrywa się z podziałem na kategorie pracowników umysłowych i fizycznych, ale raczej się z nim krzyżuje. Jeśli chodzi o przynależność do „Solidarności” , to inteligencja nietechniczna jest po tej samej stronie barykady, co robotnicy wykwalifikowani.

(16)

D ia socjologów jest to fakt dobrze znany, który datuje się znacznie wcześniej, z czasów pierwszej „Solidarności” lat osiemdziesiątych, kiedy już po fali strajków sierpniowych okazało się, że kategorie te idą ramię w ramię w sporach z władzą, wykazują podobny stopień politycznego zaangażowania i deklarują zbliżone poglądy.

Jednoczącym ogniwem było członkostwo w „Solidarności” , a rozmaite przejawy wspólnego frontu interpretowano wówczas jako świadectwa sojuszu w walce z totalitarnym ustrojem (zob. Adamski i in. 1986) i - jak można było domniemywać - zbliżonych postaw „obywatelskich” : jako akces do społeczeń­

stwa, przeciwstawianego komunizmowi. Tak rozumiane postawy obywatelskie traktowano również jako kanon przynależności do klasy średniej, już od czasów Locke’a (1992), a zwłaszcza de Tocqueville’a (1954), dzielącego się swymi wrażeniami na temat podróży po XIX-wiecznej Ameryce. W takim też sensie o formowaniu się „klasy średniej” w schyłkowej fazie systemu socjalistycznego w społeczeństwie polskim pisał Kurczewski (1982; 1989). Z danych wynikałoby, że i po zmianie ustroju jest pewna bliskość między inteligencją i najbardziej wykwalifikowanymi warstwami klasy robotniczej. Naturalnie, przynależność do tego samego związku to jeszcze mało, chociaż może stać za tym jakaś kontynuacja syndromu „obywatelskiego” zaangażowania.

Członkowie „Solidarności” reprezentowani są znacznie silniej w obydwu kategoriach inteligenckich, a rzadziej wśród pracowników umysłowych średnie­

go i niższego szczebla, gdzie dominują członkowie OPZZ, utożsamianej nadal jeszcze z organizacjami dziedziczącymi tradycje CRZZ i związków branżowych z lat stanu wojennego. Natomiast wśród pracowników fizycznych, większy udział robotników wykwalifikowanych - ale także pracowników usług - w „So­

lidarności” równoważy nieco silniejsze zaanagażowanie brygadzistów i niewy­

kwalifikowanych robotników produkcyjnych w OPZZ. Przyzwyczailiśmy się już, że bariera „umysłowi-fizyczni” różnicuje bardzo wiele i to również, jeśli chodzi o przynależność związkową. W krajach kapitalistycznych robotnicy mają swoje organizacje związkowe, a pracownicy umysłowi swoje, choć naturalnie reprezentanci obu tych kategorii należą też do tych samych związ­

ków. W Polsce różnice te nie układają się z tego względu w żadną prawidłowość.

Czy istnieje jakaś przekładnia pomiędzy stopniem przynależności związ­

kowej a tym, jak różne grupy zawodowe zabiegają o własne interesy w drodze kolektywnych wystąpień? Nic na to nie wskazuje. Również w tej płaszczyźnie zacierają się różnice. N a przykład, w strajkach biorą udział zarówno pracow­

nicy umysłowi, jak i fizyczni. Zgodnie z tendencjami występującymi od kilkunastu lat w społeczeństwach kapitalistycznych, inteligencja i rozmaite grupy zawodów umysłowych nie pozostają w tyle za robotnikami, jeśli chodzi o udział w sporach zbiorowych (po raz kolejny w społeczeństwach zachodnich pojawia się teza o malejącym wpływie politycznym organizacji robotniczych, zastępowanych obecnie przez wzrastający udział „klasy usługowej” w „poli­

(17)

NOWE MECHANIZMY STRATYFIKACYJNE? 69

tycznym dyskursie” - zob. Lash i Urry 1987). Ponawiane co jakiś czas ogólnopolskie akcje strajkowe służby zdrowia są tego spektakularnym przy­

kładem, podobnie jak strajk nauczycieli w maju 1993 roku. W tym ostatnim przypadku wybór terminu został dokonany świadomie, w okresie egzaminów maturalnych, co dowodzi, że determinacja w dochodzeniu do swoich roszczeń nie jest inteligencji obca.

Ale nie posuwajmy się w tych analogiach zbyt daleko, bo mimo podobieństw pewne różnice są widoczne. Przebieg otwartych konfliktów wskazuje, że pracownicy umysłowi różnią się od robotników i to tym, czym powinni. Są mniej żywiołowi i nie reagują tak emocjonalnie, przez co sprawiają wrażenie mniej skłonnych do grupowej solidarności. W ich wystąpieniach jest mniej walecznego radykalizmu, może dlatego, że czują się słabsi, a może cele, które sobie stawiają są bardziej długofalowe i fundamentalne, zaś ich realizacja wymaga konsekwencji we wdrążaniu zmian. Zachowania te, nacechowane mieszaniną rozwagi, braku zdecydowania i wątpliwości, mogą wynikać z tych samych uwarunkowań, o których mówi się, że wyrastają z odmienności położenia klasowego i różnic statusu w krajach rozwiniętego kapitalizmu, ale m ogą też znamionować coś całkiem innego.

W krajach kapitalistycznych, bardziej bezpośrednim wyznacznikiem odmien­

ności „klasy średniej” od kolektywnych poczynań robotników są działania organizacji profesjonalnych, podejmowane przez górne warstwy wysokokwalifi­

kowanych specjalistów (zob. Larson-Sarfatti 1977; Freidson 1986). Pewne elementy profesjonalizacji istniały w Polsce od dawna, chociaż w ograniczonym zakresie - takim, na jaki można było sobie pozwolić w kraju, gdzie monopol na zorganizowane formy działalności publicznej miało państwo i go realizowało.

Działania profesjonalne uwidoczniały się przede wszystkim w dążeniach do zapewnienia wysokiej jakości usług zawodowych. Służył temu system egzaminów obowiązujących kandydatów do zawodu niezależnie od warunku posiadania dyplomu wyższej uczelni. Dużą aktywność przejawiały w tej dziedzinie Naczelna Izba Lekarska i Naczelna Rada Adwokacka. Wraz z liberalizacją życia publicznego samodzielność zorganizowanych „professions” ulegała rozszerzeniu i na inne sfery. N a przykład w grudniu 1988 roku Wyższy Sąd Dyscyplinarny Naczelnej Rady Adwokackiej wydał orzeczenia zakazujące korzystania z płat­

nych naganiaczy, pośredników, a także rozpowszechniania kartek z nazwiskiem i adresem adwokata i generalnie - zakazujących wszelkich praktyk odbierania klientów (Krzemiński 1990). Posunięcia te były bezpośrednim przeniesieniem zasad obowiązujących od dziesięcioleci w Anglii czy Stanach Zjednoczonych.

Zasad mających na celu podniesienie godności zawodu adwokackiego (jak stwierdza preambuła orzeczenia). Powiedzmy też - zasad nieco spóźnionych, jako że od k ilk u n a stu lat w krajach zachodnich zarysowują się tendencje odchodzenia od rygorystycznego zakazu reklamy w środowisku „professions” pod naciskiem realiów: rosnącej konkurencji ze strony innych grup zawodowych.

(18)

Ponieważ jedną ze zdobyczy ustroju, który zapanował po 1989 roku, jest stworzenie prawnych ram dla samorządności, ci, którzy liczą na nadejście społeczeństwa rynkowego powinni być zadowoleni. Oznak zwiastujących uak­

tywnianie się zorganizowanych form działalności profesjonalnej jest sporo, choć na razie ostrożniej byłoby mówić o wznoszeniu fundamentów niż o funkcjono­

waniu dojrzałych form. Gdyby w Polsce istniała tradycja zabiegania o profesjo­

nalny status, to zapewne wiele z nowo powstających organizacji aspirowałoby do tego miana. N a razie występują one po prostu jako reprezentacje interesów rozmaitych grup zawodowych. Jedną z nich jest np. zarejestrowana w styczniu 1990 roku Polska Izba Turystyczna, będąca w zamyśle jej twórców gospodar­

czym samorządem polskich biur podróży. W momencie zakładania Izby jej podstawowy cel określono jako fachową reorganizację polskiej turystyki, co obejmuje już pewne elementy zawsze towarzyszące tworzeniu zrębów „profes­

sion” . Izba nosiła się z zamiarem uporządkowania rynku usług, kontroli ich jakości i prowadzenia określonej polityki cen. Tak szeroko zakreślone pole wykracza poza sprawy ściśle zawodowego kręgu. Ale niewykluczone, że następnym krokiem, po okrzepnięciu i zbudowaniu infrastruktury, będzie wypracowanie kolejnych standardów, takich np. jak kodeks etyczny dla osób zajmujących się turystyką profesjonalnie, wprowadzenie licencji i certyfikatów.

Odbiciem naturalnych tendencji obserwowanych na kapitalistycznym rynku

„professions” są także próby wyodrębniania się z istniejących już struktur.

W 1992 roku powstała sekcji lekarzy „wolno praktykujących” Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Mówi się wyraźnie, że m a ona reprezentować interesy 10 tys. lekarzy prowadzących praktykę prywatną, tzn. występować jako lobby dbające o dobro zawodu, promować wolną praktykę, strzec uczciwości lekarzy, zapewniać im ochronę prawną oraz przeciwdziałać szkod­

liwej działalności znachorów i cudotwórców (Mozołowski 1992: 10).

Jeśli chodzi o uznane już środowiska zawodowe - lekarzy, adwokatów - to mamy pewien sygnał, że starają się oni wzbogacić dotychczasowe działania, powiedzmy quasi-profesjonalne, a mianowicie przedmiotem ich szczególnej troski stała się dziedzina norm etycznych. W lipcu 1993 roku, przed III Krajowym Zjazdem, przygotowano pod nadzorem Naczelnej Izby Lekarskiej kolejną nowelizację kodeksu etyki. Propozycje zgłaszane w trakcie intensyw­

nych prac, zapoczątkowanych po 1989 roku cechował pewien radykalizm nie do zaakceptowania przez znaczną część środowiska: dotyczyło to przede wszyst­

kim bulwersującej całe społeczeństwo kwestii aborcji, w której to sprawie projektodawcy kodeksu zajmowali bezwzględnie negatywne stanowisko. Obec­

ny projekt obliguje jedynie, aby lekarz „ze zrozumieniem odnosił się do procesu przekazywania życia ludzkiego” i stwierdza, że odpowiada on za zdrowie kobiety w ciąży, podejmując stosowne działania. Innym istotnym postanowie­

niem jest obowiązek udzielania informacji pacjentom na ich wyraźne życzenie, nawet w przypadku niepomyślnej diagnozy. I punkt niezwykle ważny: lekarz nie

(19)

NOWE M ECHANIZMY STRATYFKACYJNE? 71

może wykorzystywać swego stanowiska w innym celu niż leczniczy. Znów jest to odtwarzanie znanych wzorów i powrót do spraw będących częścią instytu­

cjonalnego podłoża stosunków obowiązujących w środowisku „professions” . Wcześniej w Kodeksie Etyki Lekarskiej przyjęto postanowienie o wprowadze­

niu jednakowych dla wszystkich zasad przyjmowania klientów, co część izb lekarskich potraktowała jako regułę obowiązującą w swoim regionie.

Kodyfikacja norm etycznych jest na obecnym etapie jednym z najbardziej widocznych przejawów masowych dążeń do profesjonalizacji. W 1993 roku nad własnym kodeksem pracowali też przedsiębiorcy zrzeszeni w krajowym samo­

rządzie gospodarczym (kodeks zawiera m.in. listę obowiązków wobec kon­

sumenta), a więc środowisko bardzo odległe od kręgu tradycyjnych „profes­

sions” . Jednak z głosów, które docierają z różnych stron wynika, że d z ia ła n ia

w tym kierunku podejmują przede wszystkim reprezentanci zawodów aspirują­

cych do m iana profesji w rozwiniętym kapitalizmie: socjologowie, ekonomiści, dziennikarze, aktorzy.

W tych wszystkich procesach zarysowuje się pewna spójność zgodna z mechanizmami rynkowymi. Oprócz widocznych prób kontroli rynku pracy przez organizacje profesjonalne zaczyna funkcjonować system szkolenia, nasta­

wionego na zaspokojenie praktycznych potrzeb. Największym powodzeniem cieszą się szkoły biznesu, zarządzania i informatyki. Prowadzone są rozmaite kursy specjalistyczne, część z nich organizowana jest przez zakłady pracy.

Istniejące w Polsce banki zagraniczne posuwają się nawet do wysyłania pracowników na naukę do central w Anglii i Niemczech. Pod względem zawartości informacyjnej, przekazywana wiedza zupełnie odbiega od tego, czego uczono w Polsce do tej pory, ale dotyczy to nie tylko treści. Czymś całkiem nowym jest podejście do szkolenia jako formy inwestycji, która m a przynieść wymierne korzyści. Daje to o sobie znać bardzo wyraźnie w pobieraniu opłat za naukę, praktykowanym w niektórych wyższych uczelniach, a będącym regułą w przypadku nauczania specjalistycznego. Konsekwencje urynkowienia tych usług dla przemian mentalności powinny być daleko idące. Ludzie stają się słuchaczami kursów i szkół nie z „czystej przyjemności” i nie tylko z chęci czerpania wiedzy, ale z nastawieniem na zwrot poniesionych kosztów. Nikt bowiem nie płaci za rzeczy nieużyteczne. Z drugiej strony oferodawcy usług wiedzą, że mają one swą cenę na rynku pracy, są towarem ważnym, co obliguje, aby były one najwyższej jakości. Zmiana postaw pociąga za sobą reorientację na wdrażanie umiejętności o nachyleniu praktycznym i warsztatowym, czy to w bankowości, marketingu, czy też na kursach aktorskich.

W tle tych procesów kształtują się elementy nowego systemu zawodowego dostosowującego się do potrzeb rynku. W kwietniu 1991 roku założono w Warszawie Giełdę Papierów Wartościowych. Tym samym, obrót akcjami i obligacjami uzyskał zalegalizowaną bazę instytucjonalną. Powstają domy maklerskie, czyli wyodrębnione organizacyjnie i finansowo biura banków

(20)

prowadzące obrót papierami wartościowymi klientów (ich nabywaniem, sprze­

dażą, przechowywaniem, zarządzaniem i doradztwem w zakresie lokaty kapita­

łu). Obsługą tych biur zajmują się ludzie wykonujący całkiem nowe zawody, poddawane od razu formom profesjonalnej regulacji. Makler, zajmujący się na zlecenie klienta obrotem jego kapitałów, wpisywany jest na listę uprawnionych do wykonywania tego zawodu przez Komisję Papierów Wartościowych. Może to być wyłącznie osoba legitymująca się odpowiednim poziomem wiedzy weryfikowanej poprzez specjalne egzaminy. Kontrolę nad poziomem kwalifikacji sprawuje istniejący już w Polsce Związek Maklerów Papierów Wartościowych, do którego statutowych celów - oprócz doskonalenia kwalifikacji członków - należy dbałość o przestrzeganie norm etyki zawodowej (do końca pierwszego kwartału 1994 roku licencje wydano 400 osobom - zob. Baczyński [1994]).

Egzekwowaniem tych postanowień zajmuje się Sąd Dyscyplinarny, mający prawo do wymierzania za przewinienia kar pieniężnych, do zawieszania w prawach członka związku, a nawet do skreślania z listy (Pawłowski 1993: 28).

Jedynie ludziom z profesjonalnego kręgu firmy powierzają funkcje maklera, aczkolwiek nie jest to tak obligatoryjne jak w krajach kapitalistycznych. Nie rozwinął się jeszcze w Polsce system tzw. akredytacji, w ramach którego organizacje profesjonalne wydają formalne potwierdzenia (czyli atesty), że firma, dom maklerski, szpital, biuro projektów - zatrudniają fachowców dysponujących odpowiednimi kwalifikacjami. Pewne jest, że bez pośrednictwa biur maklerskich nie może istnieć rynek kapitałowy. Kolejnym ogniwem tego krwioobiegu stają się firmy konsultingowe zajmujące się obsługą linii kredyto­

wych, finansowym doradztwem, czy rekrutacją fachowych kadr do przedsię­

biorstw. N a rynku zawodowym powstaje zapotrzebowanie na nie istniejących do tej pory specjalistów od public relations, których zadaniem jest dbałość o „image” firmy, przede wszystkim zaś - promocja jej kierownictwa i świad­

czonych usług.

Z tego, co tu powiedziano, nie wynika jeszcze, na ile przejawy „mar- ketyzacji” stosunków pracy, które niewątpliwie obserwujemy zbliżają Polskę do wzorcowego modelu społeczeństwa rynkowego. Nie da się tego rozstrzygnąć jednoznacznie przez porównywanie hierarchii zarobków, ani też przez wy­

szukiwanie podobieństw w działalności organizacji zawodowych. Ale mimo braku jednoznacznej odpowiedzi znajdujemy więcej elementów wspólnych obecnie niż kilka lat temu i na razie poprzestańmy na tym stwierdzeniu.

Konkluzja

Posunęliśmy się może naprzód, jeśli chodzi o uchwycenie kierunku ewolucji dystansów i hierarchii stratyfikacyjnych, ale nadal niewiele wiemy na temat podłoża tego procesu. W gruncie rzeczy wszystko, o czym tu była mowa,

(21)

NOWE MECHANIZMY STRATYFIKACYJNE? 73

ukazuje zależności, o których wiadomo, że istnieją, lub mogliśmy się ich istnienia domyślać mając jakieś wyobrażenie na temat prawidłowości rządzących struktu- ryzacją społeczną na poziomie globalnych podziałów i hierarchii. Zarówno różnicowanie dochodów, jak i działania przetargowe różnych grup kształtują się na bazie różnic charakteru pracy oraz stopnia jej złożoności, co przedstawione tu spostrzeżenia dobrze ilustrują. Nawet strategie profesjonalizacji, które wśród inteligencji zdają się przybierać na sile, ukształtowały się dawno temu i będą stałym elementem w przyszłości, zresztą nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach.

Aby pójść dalej trzeba zapytać, czy niezależnie od stwierdzonych tu różnic i dystansów, które m ogą być potencjalnym elementem podłoża stosunków rynkowych, ale wcale nie muszą, istnieją bardziej bezpośrednie przejawy kształtowania postaw typowych - powiedzmy - dla społeczeństwa klasy średniej, czy też (jak powiedziałoby wielu badaczy wzorców kultury) typowych dla epoki postmodernizmu, przenikającej mentalność społeczeństw zachodnich.

To, co niełatwo uchwycić przy pomocy ścisłych wyliczeń, wynika czasami z obserwacji. Z a makrostrukturalnymi barierami kryją się codzienne zachowa­

nia, w których można dostrzec nowe elementy, świadczące o odchodzeniu od systemu dominującego w Polsce przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Są one najbardziej widoczne tam, gdzie przewagę uzyskują racje konsumenta, a od pracownika wymaga się zaangażowania i umiejętności dobrego „sprzedania”

swoich kwalifikacji. Trudniej stwierdzić, w jakim kierunku zmiany te postępują.

W fazie dopasowywania się do siebie elementów wyłaniającego się ładu, pewne elementy znikają, inne utrzymują się nadal. Jest tak, jakby społeczeństwo polskie schodziło z pewnego toru, zbliżając się do punktu, za którym kryją się alternatywne rozwiązania.

Aneks

Dane o dochodach, zarobkach, poziomie bezrobocia i przynależności związkowej, do których się odwołuję w tabelach 1 i 2, pochodzą z badań przeprowadzonych na losowych reprezentacjach dorosłej ludności Polski.

W 1982,1987 i 1991 roku realizował je Instytut Filozofii i Socjologii PAN (zob.

Beskid [red.] 1987; Słomczyński i in. 1989; Domański 1992), a w 1992 i 1993 ro k u -In s ty tu t Studiów Społecznych UW (Cichómski i Sawiński 1993). Analizą objęto tu zbiorowość pracujących mężczyzn i kobiet w wieku 21-65 lat, tj.

identyczną dla wszystkich punktów czasowych.

Porównując z kolei położenie materialne i wielkość księgozbioru w latach 1987-1993 korzystam z danych dotyczących tych samych respondentów w obu punktach czasowych. W 1987 roku IF iS PAN przeprowadził wspomniane przed chwilą badanie na próbie 5884 mężczyzn i kobiet. Z tego badania, w 1993 roku ankietowano powtórnie losową podpróbę 1917 respondentów.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Fakt, że pracownicy fizyczni - jako podstawowa część klasy robotniczej - odznaczają się najniższą wartością na skali otwartości mentalnej jest zgodny

Otóż, gdy - tak jak teraz - ograniczamy się tylko do pozycji zawodowej, okazuje się, że jest to dla mężczyzn znacznie ważniejszy punkt odniesienia w dokonywanych

Mobilność, czyli każda zmiana pozycji społecznej przez jednostkę, jest syntetycznym odbiciem mechanizmów, które - jak zwykło się uważać - decydują o

nej w ten sposób kategoryzaq'i postaw z przynależnością klasowo-zawodową (przy kontroli identycznego zestawu zmiennych) zależność ta kształtowała się na tym

Prawdopodobieństwo wystąpienia podobnych zmian w Polsce było małe, niemniej jednak w latach 90. nałożyło się na siebie kilka istotnych przekształceń, wynikających ze

Okazuje się, że mechanizmy stratyfikacji w Niemczech Zachodnich odbiegają w kilku istotnych aspektach od typowych społeczeństw rynkowych. Bez odpowiedzi pozostawia-

zultatem zwiększenia się wpływu pochodzenia społecznego na przejście do szkół ponadśrednich, czyli zaostrzenia się selekcji pochodzeniowej na drugim progu,

womocność, czyli legitymizacja (by pozostać przy terminologii stosowanej przez współczesnych autorów) Weber odpowiada w typowo weberowskiej stylistyce, odwołując się do