• Nie Znaleziono Wyników

Apostolstwo Chorych, 2015, R. 86, nr 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Apostolstwo Chorych, 2015, R. 86, nr 4"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

L I S T D O O S Ó B C H O R Y C H I N I E P E Ł N O S P R A W N Y C H

Tryb awaryjny

- s. 4

ANSTOCKPHOTO.PL

(2)

Dirk Bouts, „Zmartwychwstanie”, ok. 1480 r., Norton Simon Museum, USA

ZMARTWYCHWSTAŁ PAN!

J

ezus jest Panem życia i śmierci. Zmartwychwstając, potwier- dził, że nie ma takich więzów, które mogłyby Go krępować.

Jego moc i władza sięgają poza śmierć i poza czas. Tylko Jezus ma władzę wydobywać człowieka z otchłani śmierci. Tylko Jezus może przywrócić utracone życie.

WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(3)

W K W IETNIOW YM LIŚCIE

N A S Z A O K Ł A D K A

Tryb awaryjny

Choroba Parkinsona rozwija się przez wiele lat i sprawia,

że człowiek traci zdolność działania „na pełnych obrotach”.

4

Z B L I S K A

Tryb awaryjny

O podstępnej i wyniszczającej chorobie neurologicznej.

11

B I B L I J N E C O N I E C O

O wołaniu do Boga

O tym, że w potrzebie należy wołać do Boga o pomoc.

20

P A N O R A M A W I A R Y

Niosę wszystkich chorych

Historia zakonnicy uzdrowionej z choroby Parkinsona.

26

W C Z T E R Y O C Z Y

Byłam jego rękami

Rozmowa z kobietą, której miłość sięgneła poza śmierć.

41

T R O C H Ę K U L T U R Y

Książka godna polecenia

Przedstawiamy książkę autorstwa Hanny Paszko.

33

M O D L I T W Y C Z A S

Drogocenna przyjaźń

O Jezusie, który jest niezawodnym Przyjacielem.

Od redaktora

11 kwietnia przypada Światowy Dzień Osób z Chorobą Parkinsona.

Stąd też numer kwietniowy „Apostolstwa Chorych” poświęcony jest tej właśnie tematyce. Choroba Parkinsona oraz tzw. zespół parkinsonowski są wyniszczającymi schorzeniami o zróżnicowanym podłożu, głównie neurologicznym, które podstępnie degradują organizm chorego czło- wieka. Nieocenioną pomocą w chorobie okazuje się być obecność i tro- ska okazywana osobie cierpiącej przez najbliższych. Dziękuję Bogu za wszystkich, którzy z wielką miłością służą tym chorym. Trwajmy wszyscy w paschalnej radości, czerpiąc z obfitych owoców zmartwychwstania Jezusa. Wyznawajmy, że to On jest Panem Życia!

KS. WOJCIECH BARTOSZEK

KRAJOWY DUSZPASTERZ APOSTOLSTWA

CHORYCH

(4)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

4

Tryb awaryjny

W

fachowej literaturze medycz- nej można odnaleźć wiele określeń odnoszących się do choroby Parkinsona. Najczęstsze z nich to drżączka i trzęsawka. I cho- ciaż faktycznie choroba Parkinsona kojarzona jest głównie z niekontrolo- wanym drżeniem kończyn, to jak się okazuje, objaw ten występuje zaledwie u co trzeciego chorego.

Skąd to się bierze?

Nazwa choroby pochodzi od na- zwiska londyńskiego lekarza Jamesa Parkinsona, który w 1817 roku jako pierwszy rozpoznał i opisał jej objawy.

Choroba Parkinsona jest postępującym schorzeniem mózgu, a mówiąc ściślej – schorzeniem ośrodkowego układu ner- wowego. Rozwija się ona gdy dochodzi do obumierania komórek mózgowych, produkujących jeden z neuroprzekaź- ników – dopaminę. Dopamina odgry- wa kluczową rolę w wielu procesach

emocjonalnych i wyższych czynnościach psychicznych. Jej obecność w organi- zmie wpływa na funkcje pamięci i ucze- nia się, koncentrację, sen, zmiany na- stroju oraz koordynację ruchów. Gdy na skutek zaburzeń dopamina nie jest wydzielana w odpowiednich ilościach i stężeniach, dochodzi do zwyrodnienia wielu funkcji mózgu.

Objawy

Objawy choroby Parkinsona rozwi- jają się stopniowo, wraz ze spadkiem poziomu dopaminy w organizmie.

Narastają powoli, w ciągu kilkunastu lat. Początkowo choroba objawia się ogólnym osłabieniem, łatwą męczliwo- ścią i pewną niezgrabnością w ruchach, dlatego też chorzy wiążą te objawy ze zmianami reumatycznymi lub po prostu ze starszym wiekiem. Jednak po pew- nym czasie chorzy zauważają nasilenie tych objawów: zaburzenia równowagi lub trudności z wykonywaniem prostych Początkowo choroba objawia się ogólnym osłabieniem, łatwą męczliwością i pewną niezgrabnością w ruchach, dlatego też chorzy wiążą te objawy ze zmianami reumatycznymi lub po prostu ze starszym wiekiem.

(5)

Z B L I S K A

5

APOSTOLSTWO CHORYCH

czynności precyzyjnych takich jak: wsta- wanie z łóżka, wiązanie sznurowadeł czy zapinanie guzików.

Na początku choroba dotyka zazwy- czaj jednej strony ciała. Do jej głównych objawów należą: nadmierna sztywność mięśni, niekontrolowane drżenie, naj- częściej zaczynające się od rąk oraz spo- wolnienie i utrata spontaniczności ru- chów. Z upływem czasu u osoby chorej może pojawić się przygarbiona postawa i powolny chód z powłóczeniem nogami.

Tacy chorzy mogą w konsekwencji cał- kowicie utracić zdolność rozpoczynania i kontynuowania ruchu. Po kilku latach może u nich wystąpić tzw. akinezja czyli coś w rodzaju „zamrożenia” ruchu i nie

będą one mogły w ogóle się poruszać.

U cierpiących na chorobę Parkinsona mogą również wystąpić inne zaburzenia takie jak: utrata równowagi i koordy- nacji ciała, wyczerpanie oraz problemy z pisaniem. Istnieje także prawdopodo- bieństwo pojawienia się zmian w spo- sobie mówienia i ekspresji emocji na twarzy. Ponadto niektóre osoby mogą doświadczać problemów związanych z jedzeniem i przełykaniem.

Oprócz powyższych objawów zwią- zanych głównie z wykonywaniem ru- chów, udowodniono występowanie szeregu innych zaburzeń w przebie- gu choroby Parkinsona. Coraz czę- ściej zwraca się uwagę, że o wiele lat

CANSTOCKPHOTO.PL

(6)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

6

wcześniej niż objawy ruchowe, mogą pojawić się u chorych zaburzenia wę- chu. Ponad sześciokrotnie częściej niż u osób zdrowych występują u nich stany otępienne, a ponad połowa chorych cier- pi na zaburzenia nastroju pod postacią ciężkiej depresji. Prawie równie częste są problemy z kontrolą snu.

Trudna diagnostyka

Mimo dość charakterystycznych objawów towarzyszących chorobie Parkinsona, postawienie właściwej diagnozy może przysporzyć lekarzom wielu problemów. Nie istnieje

bowiem żaden test laborato- ryjny, który pozwoliłby na jej pewne i jednoznaczne rozpo- znanie. Diagnozy dokonuje się więc głównie na podstawie analizy historii medycznej pacjenta, testów neurologicz- nych oraz obserwacji sympto- mów. Niestety objawy choroby

Parkinsona mogą występować również w innych schorzeniach, co powoduje niekiedy dodatkowe trudności, a w kon- sekwencji błędy diagnostyczne.

Leczenie

Leczenie należy oczywiście rozpo- cząć od razu, gdy zostanie postawiona prawdopodobna diagnoza. Nieste- ty brak jest leku przeciwko chorobie Parkinsona, niemniej stosowane środki farmakologiczne i leczenie chirurgicz- ne mogą złagodzić przebieg choroby i opóźnić jej rozwój. Stosuje się wiele leków, z których najważniejszym jest L-dopa – aminokwas przekształcany

w mózgu w dopaminę. Lek ten skuteczny jest w przypadku 60-80% pacjentów. Jego działanie zmniejsza przede wszystkim sztywność mięśniową i ogranicza uciąż- liwe drżenie.

Wprowadzenie L-dopy do leczenia choroby Parkinsona zmieniło w pewnym stopniu rokowania chorych. Początkowo chorzy dobrze reagują na L-dopę, a ob- jawy parkinsonowskie mogą być w pełni kontrolowane. Jednak w miarę upływu czasu, postępujący charakter choroby sprawia, że lek ten staje się mniej skutecz- ny i coraz częściej pojawiają się okresy

nasilenia objawów choroby.

Znaczącą poprawę spraw- ności ruchowej i komfortu ży- cia można uzyskać stosując wówczas głęboką stymulację mózgu lub podając leki w spo- sób zapewniający ich stały po- ziom w układzie nerwowym.

Chorych nie reagujących na konwencjonalne leczenie farmakologiczne, poddaje się interwen- cjom neurochirurgicznym. Zabiegi takie z reguły stosuje się u chorych z nasilonym drżeniem. Polegają one albo na pobudza- niu określonych obszarów mózgu od- powiadających za poszczególne funkcje organizmu lub na niszczeniu miejsc ze zmianami zwyrodnieniowymi.

Mimo, że choroba Parkinsona po- zostaje jak dotąd chorobą nieuleczalną, osobom cierpiącym na nią można po- prawić jakość życia. Leczenie objawowe w połączeniu z rehabilitacją pozwala kon- trolować symptomy choroby Parkinsona i przez dłuższy czas umożliwia choremu zachowanie sprawności ruchowej oraz

Nic nie zastąpi

choremu

obecności jego

najbliższych.

(7)

Z B L I S K A

7

APOSTOLSTWO CHORYCH

samodzielne funkcjonowanie w życiu codziennym.

Kto najczęściej choruje?

Na chorobę Parkinsona zapadają za- równo mężczyźni, jak i kobiety, ale staty- stycznie to mężczyźni mają nieco większą szansę zachorowania w stosunku do kobiet.

Ryzyko wystąpienia choroby Parkinsona wzrasta z wiekiem. Średnia wieku chorych wynosi 65 lat. 5-10% ludzi, u których dia- gnozuje się chorobę Parkinsona, ma poni- żej 40 lat. Kiedy symptomy choroby dają o sobie znać w przedziale 21-40 lat, wtedy mówi się o chorobie Parkinsona o wcze- snym początku, zaś jeśli choroba pojawia się u osoby poniżej 18. roku życia, mówi- my wówczas o występującym niezwykle rzadko parkinsonizmie młodzieńczym.

Okresy „on-off”

Jak już wspomniano, osoby cier- piące na chorobę Parkinsona dotkliwie doświadczają skutków jej postępowania.

Zwłaszcza w początkowym stadium cho- roby u pacjentów obserwuje się nagłe zmiany w sprawności ruchowej. Raz mają oni do czynienia z dobrą, w pełni kontro- lowaną sprawnością określaną jako czas

„on” (włączony), by w bardzo krótkim czasie przejść w fazę ograniczonej ruchli- wości i dolegliwości bólowych określaną jako czas „off” (wyłączony). Oczywiście tempo rozwijania się i nasilania objawów choroby jest zróżnicowane u poszcze- gólnych chorych i nie można dokładnie przewidzieć nadejścia okresów poprawy i pogorszenia.

Takie zmiany w poziomie sprawności są charakterystyczne dla wielu chorób

o podłożu neurologicznym. Wystarczy wspomnieć w tym miejscu chociażby stwardnienie rozsiane czy stwardnienie zanikowe boczne. Chcąc zrozumieć pro- cesy zachodzące wówczas w organizmie chorego można jego stan porównać do systemu komputerowego, który się za- wiesił. Kiedy komputer jest sprawny, całe oprogramowanie działa szybko i wydaj- nie. Kiedy zaś w systemie dochodzi do jakiejś usterki, wówczas komputer nadal pracuje, ale jego wydajność jest mocno ograniczona i nie ma dostępu do wszyst- kich jego funkcji. Mówimy wówczas, że komputer pracuje w trybie awaryjnym.

Podobne procesy zachodzą w mózgu i w systemie nerwowym osób cierpiących na schorzenia neurologiczne, w tym na chorobę Parkinsona.

Jak można pomóc?

Oczywiście nic nie zastąpi choremu obecności i życzliwości jego najbliższych.

Ich cierpliwość i troska mogą sprawić, że chory będzie lepiej znosił trudności związane z pogarszającym się stanem jego zdrowia. Nie należy także izolować chorego od codziennych spraw, ale na- dal stawiać mu wymagania, oczywiście dostosowane do jego możliwości. Waż- ne, by chory wciąż czuł się potrzebny, ważny i otoczony miłością. Od strony medycznej natomiast bardzo pomocna może okazać się rehabilitacja a także wszelkie zabiegi pielęgnacyjne, które sprawią choremu przyjemność i przy- niosą choćby chwilową ulgę.

opracowała: RENATA KATARZYNA COGIEL

(8)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

8

JACEK GLANC

P

rawdziwą perłą parku Sanssouci w Poczdamie jest barokowy pa- łac, pamiętający swojego XVIII- wiecznego fundatora – króla pruskie- go Fryderyka II Wielkiego. Skrzydła pałacowe zajmuje wspaniała Galeria Malarstwa. Pomieszczenia pełne są złoconych ornamentów; wypukłe i zdo- bione sufity dodają im przestronności, zaś lśniące podłogi wyłożone są białym i żółtym marmurem. Prawdziwym bogactwem są jednak arcydzieła mi- strzów pędzla. Pośród wielu, jest obraz

„Niewierny Tomasz”, autorstwa genialne- go Włocha – Michelangela Caravaggia.

Niezwykłe spotkanie

Dzieło to nadzwyczajne. Na przy- słowiowy pierwszy rzut oka, wszystko pozostaje w zgodzie z ewangelicznym opisem św. Jana, który odnotował

odwiedziny Zmartwychwstałego Pana u swoich Apostołów. Wszak przyszedł Chrystus mimo drzwi zamkniętych i wyrzekł cudowne: „Pokój wam!” (J

20, 26). Słowa te usłyszeli wszyscy poza nieobecnym pechowcem – Tomaszem, który w przypływie niezadowolenia wykrzyczał swoje: „Jeśli nie zobaczę, jeśli nie włożę palca mego w miej- sce gwoździ, nie uwierzę!” (J 20, 25). A potem minęło osiem dni i stało się!

Sam Zbawiciel w obecności uczniów przemówił do Tomasza: „Podnieś tu- taj rękę i włóż w mój bok i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!”

(J 20, 27). Dalej, Ewangelista pisze jedno- znacznie: „Tomasz w odpowiedzi rzekł Mu – «Pan mój i Bóg mój!»” (J 20, 28).

Uwierzyć na słowo

W latach dzieciństwa elektryzowa- ła moją wyobraźnię niepewność: czy Tomasz zgubił wątpliwości i uwierzył wtedy od razu, na widok i słowa Jezusa?

Najczulsze Credo

Kolejny raz nie zyskałem pewności, czy to św. Jan Ewangelista nie dopowiedział finalnej sceny spotkania Pana Jezusa z Tomaszem, czy raczej artyzm Caravaggia dokonał terapii szokowej na ludzkich sumieniach?

(9)

Z B L I S K A

9

APOSTOLSTWO CHORYCH

A może jednak… Zdobył się na odwagę i korzystając z zachęty Pana – włożył palec do Jego boku? Wszak zyskałby dowód niepodważalny; dowód dla siebie i kolejnych ludzkich pokoleń. Te pytania powracają do mnie za każdym razem, gdy przeżywam scenę z obrazu Caravag- gia; jego artystyczną medytację nad tym, co to znaczy nie widzieć, a uwierzyć.

Przedziwna operacja

Przyglądam się więc kolejny raz ar- cydziełu. Jest przedziwnie „medyczne”.

Apostołowie pochyleni w pozie absolut- nego skupienia, przypominają chirurgów przy stole operacyjnym. Ich twarze są statyczne; usta nieme, a świdrujące oczy wpatrzone są w „pole operacyjne” Chry- stusowego boku. Nawet czerwonawy

WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(10)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

10

kolor ich szat podkreśla krwistą roz- ległość zabiegu na ludzkiej wierze.

Główny „chirurg” – Tomasz, sonduje głęboką ranę na piersi Zmartwychwsta- łego. Jego palec, niczym ostry skalpel, rozdziela ciało Pana; skóra wyraźnie unosi się do góry… I chyba nie jest to bezbolesna interwencja dla Pacjenta.

Tomasz kuli się, jakby bronił się przed

„badaniem” Mistrza. Spogląda, gdzieś obok. Speszony, nie podnosi wzroku.

Nawet jego źrenice są ciemne, jakby przesłonił je tusz zawstydzenia. I jeszcze jedno znamię bólu – czoło Tomasza, po- brużdżone zmarszczkami wewnętrznej rozterki. Nie ma wątpliwości

– on cierpi! Czyżby żałował, że wykorzystał zaproszenie Chrystusa do stwierdzenia ponad wszelką wątpliwość cudu Zmartwychwstania?

A może dodatkowo peszy go uścisk dłoni samego Pana;

uścisk, który jeszcze bardziej

przybliża jego „badawczą” – wątpiącą dłoń do przeszytej włócznią piersi. Czyż jednak nie o to chodziło!? Zobaczyć, doświadczyć i wreszcie uwierzyć!

„Tomaszów” jest więcej

Kolejny raz nie zyskałem pewności, czy to św. Jan Ewangelista nie dopo- wiedział finalnej sceny spotkania Pana Jezusa z Tomaszem, czy raczej artyzm Caravaggia dokonał terapii szokowej na ludzkich sumieniach. Przeczuwam jednak, że indywidualne zakończenie tej sceny dokonuje się nieustająco w sercach wszystkich „Tomaszów” kolejnych po- koleń rodziny ludzkiej. Myślę, że wielki

finał takowego spotkania jest szczególnie intensywny dla tych, którym choroba, niedołęstwo, kalectwo i cierpienie wy- ostrzyły zmysły na chęć jednoznaczne- go upewnienia się, że Jezus z Nazaretu rzeczywiście pokonał śmierć, a swoim Zmartwychwstaniem nadał sens tak- że temu, co po ludzku – bezsensowne.

Taka ugruntowana wiedza dużo łatwiej znieczuliłaby ból, przyniosła ukojenie i cierpliwość, uspokoiła strwożone serca i łagodziłaby lęk niepewności o jutro, tudzież o to, co będzie po ostatniej chwili ziemskiego żywota.

Błogosławiona ufność Z wielkim szacunkiem spoglądam więc w stronę tych, którzy na wzór Toma- sza z obrazu Caravaggia wy- ciągają truchlejącą dłoń – py- tań, wątpliwości i duchowego zagubienia – w stronę Boku Miłosierdzia i ufnie żebrzą o dotyk wiary. Z nadzwyczajnym zaś podziwem obserwuję tych, którzy dzięki łasce wiary niezachwianej i oczyszczonej w tyglu jak złoto, zasłużyli na miano –

„Błogosławionych, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29).

Ostatecznie liczy się tylko jedno:

upaść przed Zmartwychwstałym na kolana i wypowiedzieć słowa najczul- szego Credo: „Pan mój i Bóg mój!”

(J 20, 28).

q

Jezus

zwyciężając

śmierć, nadał

wszystkiemu

nowy sens.

(11)

11

APOSTOLSTWO CHORYCH

B I B L I J N E C O N I E C O

Z Księgi Psalmów. Człowiek często pozostaje bezradny wobec wielu sytuacji i wydarzeń. Wówczas powinien wzywać pomocy Boga.

Proszę o otwarcie Pisma Świętego na Psalmie 130.

KS. JANUSZ WILK

P

salm ten, za łacińskim tłumacze- niem (św. Hieronim, Wulgata) pierwszego jego słowa, nazywa- ny jest De profundis („Z głębokości”).

Należy on do grupy psalmów pokutnych (lamentacja indywidualna). Wyróżniamy w nim cztery strofy: I – wersy 1-2 (wo- łanie o pomoc); II – wersy 3-4 (świa- domość popełnionych grzechów); III – wersy 5-6 (nadzieja pokładana w Bogu);

IV – wersy 7-8 (ufność Izraela).

Pierwszą strofę rozpoczyna słynne wołanie: „Z głębokości wołam do Cie- bie, Panie”(Ps 130, 1). U proroka Izajasza czytamy o „głębinie morza” (Iz 51, 10), a w Psalmie 69 i u Ezechiela o „głębo- kościach wody” (Ez 27, 34). W naszym psalmie orant nie precyzuje o jaką głę- bię chodzi, ale w tej, w której aktualnie się znajduje, jest mu źle. Może zmaga się ze sobą samym, z własną słabością, z problemami, które go pochłaniają, albo z własną grzesznością. Nie chce pozo- stać w tym stanie. Błaga Boga o pomoc.

Językiem obrazu prosi Boga, aby skłonił ku niemu swoje ucho (wers 2). Potrze- bujemy Boga, gdy czujemy się bezradni wobec siebie, wobec swojego życia, czy życia innych osób. Potrzebujemy Go, gdy zbyt głęboko pochłonęły nas jakieś sprawy. Potrzebujemy Go, aby ponownie odzyskać wolność i nadzieję.

Druga strofa może sugerować, że przyczyną trudnego stanu psalmisty jest doświadczenie grzechu. Grzech osłabia człowieka, czasem go zniechęca albo fru- struje. Bywa, że odbiera nadzieję. Do grzechu albo trzeba się przyzwyczaić (zagłuszając sumienie) albo nieustannie wołać o Boże miłosierdzie nad sobą. I nie twierdzić, że „ja nie mam grzechów” lub

„cóż to ja mam za grzechy?”. W Pierw- szym Liście św. Jana Apostoła czytamy:

„Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1 J 1, 8). Któż z nas pozostanie, jeśli Bóg szczegółowo zliczy nasze grze- chy? (wers 3). Bóg chce przebaczać (wers 4), ale człowiek musi chcieć przyjąć to przebaczenie – w wierze i w miłości. Nic bowiem nie może dokonać się na siłę.

O wołaniu do Boga

(12)

APOSTOLSTWO CHORYCH

12

B I B L I J N E C O N I E C O

Nie bójmy się stałej pracy nad sobą.

Zmaganie o siebie i o świętość kończy się dopiero wraz z kresem naszego ziem- skiego życia, nie wcześniej! Doskonałość to nie bezgrzeszność, ale stała batalia z tym, co nie jest w nas dobre. Nie mo- żemy też oczekiwać stanu, w którym tu na ziemi będziemy niewrażliwymi lub bezgrzesznymi „posągami z marmuru”.

Strofa trzecia (wersy 5-6), to strofa ufności. Może psalmista myślał o sło- wach, które po swoim grzechu, usłyszał król Dawid od proroka Natana: „Pan odpuszcza ci twój grzech” (2 sm 12, 13). Może bardziej trzeba nam zatęsknić za słowami, które słyszymy w sakramen- cie pokuty i pojednania: „Bóg, Ojciec miłosierdzia, który pojednał świat ze sobą przez śmierć i zmartwychwstanie

swojego Syna i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, niech ci udzie- li przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła. I ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”.

Tęsknota za Bogiem (wers 6) jest już Bożą łaską. Nie wszyscy w takiej samej mierze ją posiadają. Bóg odsłania się człowiekowi powoli, tak jak świt stop- niowo rozjaśnia mroki nocy. I jak nie da się przyśpieszyć jutrzenki, tak też nie ma co poganiać Boga. Bóg ma swój czas, a Jego jest różny od naszego (zob.

Ps 90, 4).

W ostatniej strofie (wersy 7-8) orant poszerza perspektywę swojego spojrze- nia. Z oglądu własnego życia, przechodzi w spojrzenie szersze – przygląda się swo- jemu narodowi. Dostrzega swój grzech, ale i grzechy swoich rodaków. Nie oskar- ża ich, ale zachęca, aby każdy Izraelita ponownie zapragnął być z Bogiem, On jest bowiem Odkupicielem całego naro- du, czyli każdego członka Narodu Wy- branego. Bóg chce wybaczać: „Ja, właśnie Ja przekreślam twe przestępstwa i nie wspominam twych grzechów” (Iz 43, 25).

Jednym z trudniejszych ludzkich stanów jest zobojętnienie. Można stać się obojętnym na obowiązki, które trze- ba wykonać, na ludzi, z którymi tworzy się rodzinę, na siebie samego, na grzech i w końcu (albo na początku) na wia- rę w Boga. Czas może w tej postawie utwierdzać. Przestaje się wołać innych ludzi, siebie, Boga. Tylko patrzeć, jak głębia rozpaczy lub bezsensu się otworzy.

Dopóki walczymy o siebie, o drugich – ufnie wołając do Boga – zwyciężamy.

q

CANSTOCKPHOTO.PL

Charakterystyczny krzyż w jego silnych dłoniach – powoli zmieniał swoją funkcję. Z każdym rokiem bardziej, był już nie tylko znakiem władzy pasterskiej, ale musiał podtrzymywać jego słabe, wyniszczone chorobą ciało i dawać oparcie drżącym dłoniom.

(13)

13

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Stygmat cierpienia

– Święty Jan Paweł II

Charakterystyczny krzyż w jego silnych dłoniach – powoli zmieniał swoją funkcję. Z każdym rokiem bardziej, był już nie tylko znakiem władzy pasterskiej, ale musiał podtrzymywać jego słabe, wyniszczone chorobą ciało i dawać oparcie drżącym dłoniom.

DANUTA DAJMUND

M

ężczyzna w średnim wieku o jasnej, pogodnej twarzy, uśmiechniętych, przenikli- wych oczach, ciepłym głosie i doskonałej dykcji. Jego dobrze zbudowana sylwetka nie pozostawiała wątpliwości, że musiał być człowiekiem silnym, wysportowa- nym, tryskającym energią i witalnością.

Człowiekiem swoich czasów i… na swoje czasy. Karol Wojtyła – papież „z dale- kiego kraju”, naszego kraju! Tak bardzo byliśmy z niego dumni!

Wsparty o krzyż

Mam przywilej należeć do pokole- nia, które takiego Jana Pawła II pamięta nie tylko z archiwalnych przekazów fil- mowych, dokumentujących początkowe lata jego pontyfikatu. Takiego witaliśmy z entuzjazmem, gdy przemierzał ojczyste

szlaki podczas pierwszych pielgrzymek.

Takiego odwiedzaliśmy w Watykanie, chłonąc słowa, którymi z niespotyka- ną charyzmą starał się zmieniać świat.

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy i nie mieliśmy powodu przypuszczać, że historia nada mu przydomek „papieża cierpienia”. Tak bardzo przywykliśmy do widoku silnego i kipiącego energią Ojca świętego, iż niemal nie spostrzegliśmy, jak charakterystyczny krzyż w jego sil- nych dłoniach – zdający się wraz z nim wołać: „Nie lękajcie się” – powoli zmienia swoją funkcję. Ten sam krzyż z każdym rokiem bardziej, musiał podtrzymywać jego słabe, wyniszczone chorobą ciało i dawać oparcie drżącym dłoniom.

Pierwsze doświadczenia Przyznaję ze wstydem, że należałam wówczas do tych, którzy nic nie rozu- miejąc, pytali: „Boże, dlaczego? Dlacze- go papież? Czy nie mógłbyś choć jemu

(14)

APOSTOLSTWO CHORYCH

14

N A S I O R Ę D O W N I C Y

zaoszczędzić tych wszystkich cierpień?!”.

A przecież, gdyby zdobyć się na odrobi- nę refleksji i bardziej wnikliwe spojrze- nie, już wtedy łatwo dało się dostrzec, że to właśnie cierpienie, było tym, co od wczesnego dzieciństwa wpływało na osobowość przyszłego papieża i co ukształtowało jego pontyfikat . Wczesna utrata najbliższych – matki, brata i ojca – dla młodego Karola była bolesną lekcją samotności. Lata tragicznej wojny i jej okrutne żniwo w postaci śmierci wielu wadowickich i krakowskich przyjaciół oraz profesorów, jeszcze bardziej za- ogniły tę ranę w sercu przedwcześnie dojrzałego młodzieńca. A potem jesz- cze niełatwy okres komunistycznego totalitaryzmu… Kilkakrotnie otarł się też o własną śmierć. Tylko cudem kula wystrzelona dla zabawy przez jednego z kolegów nie zabiła 15-letniego wówczas Karola, musnąwszy zaledwie jego skroń.

Zapewne tym samym zrządzeniem Opatrzności kilka lat później uniknął wywiezienia do obozu koncentracyjne- go oraz śmierci pod kołami niemieckiej ciężarówki. To wtedy zdobywał swoje pierwsze „szlify” jako pacjent i rekon- walescent, nie przypuszczając, że w tej roli przyjdzie mu wystąpić jeszcze wie- lokrotnie. Wszystkie te doświadczenia stanowiły cenę, jaką Karol Wojtyła – człowiek i kapłan – płacił za pogłębia- nie własnej wrażliwości na problemy związane z cierpieniem i śmiercią.

Ewangeliczne wymagania 16 października 1978 roku był pamięt- nym dniem dla Kościoła, Polski i świata.

Gdy kardynał Pericle Felici ogłosił wybór

nowego papieża stanęliśmy wobec pustej, niezapisanej jeszcze karty, lecz byliśmy wewnętrznie przekonani, że zapełni się ona najpiękniejszymi zgłoskami. O czym myślał wówczas dopiero co wybrany papież? Być może echem ówczesnych jego przemyśleń były słowa, które zawarł w książce pt. „Przekroczyć próg nadziei”.

Wyznał w niej: „Od młodości czułem;

Ewangelia nie jest obietnicą łatwych suk- cesów. Nie obiecuje też nikomu łatwego życia. Stawia wymagania. Równocześnie zaś jest ona Wielką Obietnicą: obiet- nicą życia wiecznego – dla człowieka poddanego prawu śmierci, obietnicą zwycięstwa przez wiarę – dla człowieka zagrożonego tylu klęskami. Zawiera się w Ewangelii jakiś podstawowy paradoks:

żeby znaleźć życie, trzeba stracić życie;

żeby się narodzić, trzeba umrzeć; żeby się zbawić, trzeba wziąć krzyż”.

Wziąć krzyż!

Wziąć krzyż – właśnie tak! Decyzja zapadła pewnie już wtedy, gdy jego bi- skupi herb uzupełniły słowa Totus Tuus – „Cały Twój”. Teraz nadszedł czas jej nieustannego potwierdzania życiem, i to tak dalece, że słowa św. Pawła „W moim ciele, dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Ko- ściół” (Kol 1, 24) zarówno w życiu, jak i nauczaniu papieża stały się rzeczy- wistością. Wszystko, co się wydarzyło i czego się świadomie i dobrowolnie po- dejmował, nosiło znamię poświęcenia i ofiary. Swą codziennością realizował Ewangelię cierpienia, do której z czasem dopisał także swą „katechezę umierania”.

Pierwszy jej rozdział powstał 13 maja

(15)

15

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

1981 roku, gdy zamachowiec Mahmet Ali Agca trzykrotnie wystrzelił z bro- ni, która niosła śmierć. I niewiele bra- kowało; jedna z kul ugodziła papieża w brzuch. Trwająca 6 godzin operacja potwierdziła, że organy wewnętrzne zo- stały poważnie uszkodzone, nie udała się również pierwsza transfuzja krwi.

Ocalenie przyniosła Matka Boża Fatim- ska; to Jej Jan Paweł II zawdzięczał życie.

Ale cierpienie pozostało. Zamach, a po nim zagrażający życiu atak wirusa cyto- megalii podczas hospitalizacji w klinice Gemelli, który znacznie wydłużył czas rekonwalescencji, był dopiero pierwszym etapem krzyżowej drogi papieża. Cier- pienie nie powstrzymało go, by tuż po zamachu zapewnić: „Modlę się za brata, który zadał mi cios i szczerze mu prze- baczam”. Gdy powrócił do Watykanu, świat odetchnął z ulgą. Niestety, tylko na chwilę. Komplikacje powstałe w wyni- ku postrzału spowodowały konieczność kolejnych operacji i pobytów w klinice.

W dodatku, kiedy w pierwszą rocznicę zamachu Jan Paweł II przybył do Fatimy, by podziękować Maryi za ocalenie, jakiś niezrównoważony psychicznie mężczy- zna ugodził go nożem. Na szczęście rana okazała się niegroźna.

Ból nie tylko ciała

Ojciec święty dobrze rozumiał, że

„chrześcijaństwo jest religią współ- działania człowieka z Bogiem”. Był na to przygotowany. Świadczą o tym jego niemal prorocze słowa wypowiedzia- ne w maju 1994 roku: „Papież musi być przedmiotem ataków, musi cierpieć”, by pokazać, że istnieje wyższa Ewangelia:

Ewangelia cierpienia, która przygotowuje przyszłość”. Zapewne dzięki temu prze- konaniu świat zobaczył go w szpitalnym łóżku i usłyszał przemawiającego z okna polikliniki. Jan Paweł II nie ukrywał swoich cierpień, ale też się z nimi nie obnosił, toteż początkowo tylko najbliżsi współpracownicy i przyjaciele zdawali sobie sprawę z rzeczywistego stanu jego zdrowia. Podkreślając w swoim naucza- niu wartość choroby i cierpienia, nie koncentrował się na własnym zdrowiu.

Jedynie zwracając się bezpośrednio do ludzi starszych i chorych coraz częściej prosił ich o modlitewne wsparcie jego pontyfikatu. Coraz lepiej też rozumiał krzyż, który przyszło im nieść i ten, któ- rym sam został doświadczony. A cierpiał

WWW.WIKIMEDIA.PL

(16)

APOSTOLSTWO CHORYCH

16

N A S I O R Ę D O W N I C Y

naprawdę na wiele różnych sposobów!

Niektóre z jego cierpień wypływały z osobistych przeżyć; inne wynikały z powodu bolesnych wydarzeń, których doświadczała ludzkość. Od początku był też świadom, że jego nauka, zwłaszcza ta związana z obroną życia, rodziny, stanu kapłańskiego, pokoju na świece i praw człowieka, nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem i właściwym przyjęciem.

Także prasa i inne środki przekazu nie szczędziły mu przykrości, na przemian zachwycając się stylem jego papiestwa bądź wyśmiewając jego „zacofaną, nie- dzisiejszą” naukę. Byli i tacy,

którzy jawnie go obrażali lub kpili z jego gestów. To wszystko nie pozostało bez wpływu na światową opinię. Miliony lu- dzi kochały go, ale byli i tacy, którzy szczerze nienawidzili

„papieża z Polski”.

Powinien już odejść

Tymczasem stan papieskiego zdrowia nieuchronnie pogarszał się. Nie prze- szkadzało mu to jednak z młodzień- czą energią podejmować się nowych wyzwań, pielgrzymować do odległych zakątków naszego globu, wydawać en- cykliki, orędzia i listy i z tą samą co zwy- kle miłością i niegasnącym humorem rozmawiać z tłumami. Choć wówczas niewielu z nas o tym wiedziało, pierw- sze objawy choroby Parkinsona, która z wszystkich jego dolegliwości najbar- dziej przyczyniła się do wyniszczenia organizmu, pojawiły się już w 1992 roku.

Cicha, podstępna – skutecznie rujno- wała zdrowie i siły Jana Pawła II. Jakby

tego było mało, 15 lipca 1992 roku Oj- ciec święty musiał poddać się operacji, podczas której usunięto – na szczęście łagodny – guz okrężnicy. Następne lata przyniosły kolejne cierpienia. W 1993 roku, w wyniku upadku ze schodów zwichnął sobie bark zaś w kwietniu 1994 roku złamał kość udową prawej nogi.

Odtąd widywaliśmy go podpierającego się laską, a jego sylwetka – coraz bardziej pochylająca się ku ziemi, na której tak często składał pocałunek – z niejednych oczu wyciskała łzy wzruszenia. Wielu za- stanawiało się, czy to ma sens, czy Papież

nie powinien nieco odpocząć, zwolnić… Mniej życzliwi uwa- żali wręcz, że w takim stanie w ogóle nie powinien pokazy- wać się światu, że dla kogoś, kto razi ich poczucie estetyki, w świecie pięknych i młodych nie ma już miejsca…

Trwać

Jan Paweł II uważał inaczej. Był przekonany, że jego misją jest trwać.

Wiedział, że Bóg pragnie się nim – ta- kim słabym i schorowanym – posłużyć, by pokazać, że cierpienie mocą ducha i wiary można przezwyciężyć, nadając mu sens. Może chciał też przypomnieć, że każdy człowiek, niezależnie od swej starości czy niedołęstwa ma prawo do godnego uczestnictwa w życiu i umie- rania w gronie najbliższych. Jak długo było to możliwe, Jan Paweł II starał się nie odwoływać żadnego z wcześniej za- planowanych spotkań. Niestety, w Boże Narodzenie 1995 roku po raz pierwszy nie mógł uczestniczyć we Mszy Świętej,

Jako papież

prosił chorych

o modlitewne

wsparcie

pontyfikatu.

(17)

17

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

a rok później, z powodu gorączki wywo- łanej problemami trawiennymi musiał odwołać kilka audiencji. Także rok 1999 nie sprzyjał zdrowiu papieża. Spostrzegli- śmy to również podczas jego pielgrzymki do Ojczyzny, kiedy z powodu upadku trzeba było odwołać spotkanie z wierny- mi. Świadomość, że takie sytuacje mogą się powtarzać coraz częściej – ponieważ do choroby Parkinsona dołączył także artretyzm – musiała bardzo dokuczać człowiekowi tak zdyscyplinowanemu, jak Jan Paweł II.

Pośród cierpiących

W Roku Wielkiego Jubileuszu już nawet dla najmniej spostrzegawczych nie było tajemnicą, że to nie tylko dolegli- wości podeszłego wieku rujnują zdrowie następcy św. Piotra. Ja sama mam ciągle przed oczami wzruszająco słabą i kruchą sylwetkę papieża na tle wielkich Drzwi Świętych, przez które Bóg pozwolił mu jeszcze przeprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie. Ostatecznie, 17 maja 2003 roku, w jednym z wywiadów oficjalnie potwierdzono to, o czym świat wiedział od dawna: papież Jan Paweł II cierpi na chorobę Parkinsona. Postępującą cho- robą zdawał się najmniej przejmować sam papież. Przeżywając ją z niezwy- kłą godnością, stał się niewyczerpanym źródłem nadziei dla innych cierpiących, a nam, zdrowym, przypominał, jak wielką rolę cierpienie może odegrać w życiu chrześcijanina, stając się dla niego drogą ku Niebu.

Wiele przez te wszystkie lata zrozu- miałam. Przestałam pytać Boga: „dla- czego?”. Pojedyncze elementy układanki,

na którą składały się okruchy życia, cierpienia i nauczania Papieża zaczęły tworzyć jedną całość. Piękną całość. Pa- miętam pełne miłości spojrzenie i gesty Jana Pawła II zawsze wtedy, gdy w jego pobliżu znajdowali się ludzie chorzy i niepełnosprawni. Mogłam je obser- wować jeszcze w 1989 roku, podczas jubileuszowej pielgrzymki Apostolstwa Chorych i spotkania z Ojcem świętym na Placu św. Piotra. Wsłuchiwał się bardzo uważnie w to, co mają mu do powiedzenia, zadawał pytania, przytulał ich, całował i błogosławił. Na te pełne ciepła i miłości gesty chorzy odpowiadali wzajemnością i przez długie lata otaczali Papieża swoją modlitwą i ofiarą cierpie- nia. Dziś nawet trudno zliczyć ile odbyło się podobnych spotkań na przestrzeni 27 lat pontyfikatu Jana Pawła II. Kon- taktów z chorymi Papież nie zaniechał także wówczas, gdy już sam dzielił los ludzi cierpiących. Może właśnie dlatego był dla świata tak bardzo wiarygodnym nauczycielem cierpienia.

Z cierpieniem do Maryi Święty Jan Paweł II zostawił nam wie- le zapisanych stron o cierpieniu. Najważ- niejszym dokumentem jego nauczania w tym zakresie pozostaje list apostolski

„Salvifici doloris” – o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia. Trudno przecenić jakikolwiek jego fragment, ale dzisiejszy człowiek, nastawiony na konsumpcję i wygodny styl życia, po- winien pochylić się zwłaszcza nad tym, w którym Jan Paweł II stwierdza, że cier- pienie w świecie jest obecne po to, „ażeby wyzwalać w człowieku miłość, ów jakże

(18)

APOSTOLSTWO CHORYCH

18

N A S I O R Ę D O W N I C Y

bezinteresowny dar z własnego «ja» na rzecz innych ludzi, ludzi cierpiących.

Świat ludzkiego cierpienia przyzywa nie- jako inny świat: świat ludzkiej miłości – i tę bezinteresowną miłość, jaka budzi się w jego sercu i uczynkach, człowiek niejako zawdzięcza cierpieniu”. Papież często nawiązywał również do zbawczej mocy cierpienia, zaś apelując o ochronę każdego ludzkiego życia, dla niejedne- go ze współcierpiących i umierających stawał się źródłem nadziei.

Tak było również podczas jego ostat- niego spotkania z chorymi w Lourdes.

Przemawiał już wówczas z wielkim tru- dem. Gdy w pewnej chwili zaczął mieć poważne problemy z oddychaniem uświadomiliśmy sobie, że oto Papież – chory wśród chorych – powierza swoje i ich cierpienie tkliwym ramionom Matki Chrystusa. Jeszcze raz: Totus Tuus.

Najpiękniejsza encyklika Gdy Jan Paweł II wydał swój list apo- stolski „Salvifici doloris” wydawało się, że na temat cierpienia powiedział już wszystko. Tymczasem najpiękniejsze ziarno zasiał w ostatnich tygodniach swojego życia. W świecie tak mało to- lerancyjnym dla choroby i starości, nie retuszując swego cierpienia, znalazł jesz- cze jeden sposób, by świadczyć o Bożej miłości. Wtedy, gdy coraz trudniej było mu panować nad własnym ciałem, jego dłoń nie umiała utrzymać stronic ze sło- wami homilii, zaś skazane na milczenie usta nie mogły wymówić ani jednego słowa, pisał swoją ostatnią, najpiękniejszą encyklikę. Jej czytelnikami były miliony.

Przemawiał do nas swoim milczeniem,

bezsilnym gestem uniesionej dłoni i gry- masem zbolałej twarzy, który musiał nam zastąpić jego uśmiech. Jakże mężny duch w kruchej i słabej powłoce ciała!

Na ołtarzu łóżka

W lutym 2005 roku choroba Papieża nagle przyśpieszyła. Z powodu grypy spędził tydzień w szpitalu, by dwa tygo- dnie później wrócić do kliniki z powodu nawrotu choroby. Konieczny zabieg tra- cheotomii pomógł mu oddychać, lecz ostatecznie odebrał zdolność mówienia.

Niewiele można było już zrobić. Papież też o tym wiedział. Pragnął umierać w Watykanie, wśród bliskich sobie ludzi, w pobliżu wiernych, którzy od czasu jego powrotu ze szpitala właściwie nie opusz- czali Placu św. Piotra. Wielki Tydzień spędził w swoim pokoju; jedynie w Wiel- ki Piątek, dzięki medialnym przekazom, mogliśmy go przez chwilę widzieć, jak w swej prywatnej kaplicy uczestniczył w Drodze Krzyżowej, której tyle razy sam przewodniczył. Tym razem mógł tylko tulić do piersi niewielki krzyż. 27 marca, pod koniec Wielkanocnej Mszy Świętej, Papież po raz ostatni pojawił się w oknie.

Nikt nie miał wątpliwości, że uczestniczy w pożegnaniu. 31 marca okazało się, że jego organizm źle znosi odżywianie przez sondę żołądkową; nastąpił też gwałtowny wzrost gorączki spowodowany infek- cją, wstrząs septyczny i pogłębiająca się niewydolność krążeniowo-oddechowa.

W pierwszy piątek miesiąca Papież zna- lazł jeszcze dość sił, by przy pomocy swego sekretarza celebrować Mszę Świę- tą. Jego łóżko przez chwilę – w sposób dosłowny – stało się ołtarzem. Oficjalne

(19)

19

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

komunikaty nie pozwalały już mieć złu- dzeń. W wigilię Niedzieli Miłosierdzia Bożego o godzinie 21.37 jeden z naj- bardziej pojętnych uczniów w szkole cierpienia i równie doskonały jego na- uczyciel – papież Jan Paweł II – powrócił do Domu Ojca. Osobisty lekarz papieża dr Renato Buzzonetti tak wspominał te chwile: „To było długie, rozdzierające cierpienie, pod pewnymi względami podobne do cierpienia Chrystusa na krzyżu. On się z nim zmierzył i przeżył je z godnością, gotowością, w milczeniu, nic nie ukrywając. Dał wspaniały przy- kład tego, jak Karol Wojtyła, człowiek, papież, w momencie śmierci całkowicie oddaje się Panu, wsparty niezachwianą wiarą, której nie może zagrozić najbar- dziej rozdzierające cierpienie. Jakaż to wielka lekcja życia! Jaki papież!”. Papieska katecheza o godnym życiu i śmierci nie potrzebowała tłumacza. Była rozumiana przez wszystkich: starych i młodych, zdrowych i chorych, wierzących i tych, co uwierzyć nie potrafią.

Nie cały umieram...

Pogrzeb Jana Pawła II odbył się w piątek, 8 kwietnia 2005 roku, a już 13 maja 2005 roku papież Benedykt XVI zezwolił na natychmiastowe roz- poczęcie procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, udzielając dyspensy od konieczności zachowania pięcioletniego okresu, który zwykle musiał upłynąć od śmierci kandydata na ołtarze. 23 marca 2007 roku trybunał diecezjalny badający tajemnicę uzdrowienia jed- nej z francuskich zakonnic – Marie Simon-Pierre – za wstawiennictwem

papieża-Polaka, potwierdził fakt zaist- nienia cudu. Zakonnica została uzdro- wiona z choroby Parkinsona i powróciła do pracy po tym, jak jej współsiostry prosiły Boga o cud za wstawiennictwem Jana Pawła II. Po zakończonym procesie, 1 maja 2011 roku papież Benedykt XVI osobiście dokonał aktu beatyfikacji. Na datę liturgicznego wspomnienia bł. Jana Pawła II wybrano dzień 22 paździer- nika, pamiątkę uroczystej inauguracji pontyfikatu papieża-Polaka. Kanonizacji Jana Pawła II dokonał w Rzymie papież Franciszek w Niedzielę Bożego Miło- sierdzia, 27 kwietnia 2014 roku.

Również papież Franciszek, rok temu, w przededniu 9. rocznicy śmierci Jana Pawła II, nawiązując do listu apo- stolskiego „Salvifici doloris”, odniósł się do słów stanowiących jednocze- śnie kwintesencję posługi Jana Pawła II: „Świadczyć dobro cierpieniem oraz świadczyć dobro cierpiącemu”. „Słowa te przeżywał i w sposób przykładny dał im świadectwo. Nauczanie jego było żywe, a lud Boży odpowiedział na nie wielką miłością i wielką czcią, uznając, że był z nim Bóg”.

Kiedyś, w „Tryptyku Rzymskim” Jan Paweł II napisał: „A przecież nie cały umieram. To, co we mnie niezniszczal- ne, trwa”. Nikt nie miał wątpliwości, że w sobotę 2 kwietnia 2005 roku tak na- prawdę to śmierć przegrała z życiem.

Ta wiara towarzyszy do dziś świadkom odchodzenia świętego papieża, który jest już z Bogiem.

q

(20)

APOSTOLSTWO CHORYCH

20

P A N O R A M A W I A R Y

Niosę wszystkich chorych

DOBROMIŁA SALIK

T

o nie mógł być przypadek. Pan Bóg chciał zapewne coś nam w ten sposób powiedzieć. Do beatyfi- kacji Jana Pawła II uznano cud mający trojaką wymowę. Niewytłumaczalnego z punktu widzenia medycyny uzdrowie- nia doznała osoba konsekrowana, która całe swoje życie poświęciła Bogu. Co więcej, przeżywa je w zgromadzeniu służącym życiu. A chorobę, którą była dotknięta, dzieliła z polskim papieżem…

Trzy motywy tak ważne dla Jana Pawła II.

Chciała służyć

Siostra Marie Simon-Pierre Nor- mand urodziła się w 1961 roku w Cam- brai, na północy Francji. Jest najstarsza z pięciorga rodzeństwa. Dzieci państwa Normand przyszły na świat w katolickim szpitalu położniczym w Cambrai pro- wadzonym przez Małe Siostry Macie- rzyństwa Katolickiego. To do tego zgro- madzenia zakonnego po latach wstąpi ich najstarsza córka.

Zakonnica wspomina, że wychowy- wała się w atmosferze żywej wiary. Jako dziewięciolatka, odwiedzając w szpita- lu swoją mamę i nowo narodzoną sio- strzyczkę, poczuła podziw dla pracują- cych na porodówce sióstr. Spodobała jej się zwłaszcza ich radość.

Gdy przyszedł czas wyboru zawodu, nie miała wątpliwości. Chciała być, jak one, pielęgniarką. W ich szpitalu przeszła konieczne praktyki, a później podjęła pracę. Zapragnęła też z bliska przyjrzeć się stylowi życia sióstr. Jednocześnie dużo się modliła i jeździła z chorymi na pielgrzymki do Lourdes. W 1981 roku postanowiła włączyć się w pełni w misję Instytutu Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego. Charyzmatem tego zgro- madzenia jest szeroko pojęta służba życiu i rodzinie. We Francji siostry mają kilka domów i prowadzą szpitale położnicze.

Jest też jeden dom w Afryce, w stolicy Senegalu – Dakarze. Na stronie inter- netowej Instytutu siostry zaznaczają, że ich misją jest Ewangelia życia, tak istotna dla św. Jana Pawła II.

Moc modlitwy

Siostra Marie Simon-Pierre cierpiała na chorobę Parkinsona. Ponieważ In- stytut żyje szczególnie nauczaniem pa- pieża Jana Pawła II dotyczącym rodziny i życia, od 14 maja 2005 roku, na prośbę przełożonej generalnej, we wszystkich wspólnotach Małych Sióstr odmawiano nowennę, by uprosić u Boga uzdrowienie siostry. Wypraszały to uzdrowienie jako specjalną łaskę, by papież Jan Paweł II mógł być uznany przez Kościół za świę- tego, a jednocześnie by za jego przy- czyną otrzymać wsparcie dla właściwej

(21)

21

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

zgromadzeniu, proroczej misji Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego w służbie rodzinie i życiu. Nocą z 2 na 3 czerwca 2005 roku s. Marie Simon-Pierre nagle wyzdrowiała z choroby Parkinsona.

14 stycznia 2011 roku papież Benedykt XVI uznał uzdrowienie jako cud przy- pisany papieżowi Janowi Pawłowi II, co otwarło drogę ku beatyfikacji.

Boży znak

19 stycznia 2011 roku miała miejsce jedyna – zgodnie z życzeniem siostry – konferencja z jej udziałem. Fran- cuska zakonnica powiedziała wtedy m.in.: „«Francjo, co uczyniłaś ze swo- im chrztem?» – oto jedne z pierwszych słów, jakie wypowiedział Jan Paweł II podczas swojej pierwszej wizyty we

Francji w sierpniu 1997 roku. Pragnę- łabym, by był to znak dla wszystkich.

Również dla tych młodych, którzy wzię- li wtedy udział w Światowych Dniach Młodzieży. I chciałabym, by kamery nie kierowały się na mnie, lecz na Chrystu- sa – na Tego, który przyszedł dla nas.

I byśmy wszyscy Mu dziękowali”.

Podczas konferencji arcybiskup Christophe Dufour z diecezji Aix-en Provence i Arles wyraził nadzieję, że ten znak uzdrowienia pozwoli na odro- dzenie wiary we Francji – by ci, którzy wierzą, otrzymali umocnienie, a wielu innych – by przebudziło się do tego wspaniałego skarbu, jakim jest wiara w Boga-Miłość. A w specjalnym komu- nikacie napisał: „Bóg uczynił znak. Bóg kocha życie. Jest Ojcem bliskim tym,

WWW.WIKIMEDIA.PL

(22)

APOSTOLSTWO CHORYCH

22

P A N O R A M A W I A R Y

którzy cierpią. Wzywa nas do służby na rzecz życia!”.

Siostra opowiada…

Siostra Marie Simon-Pierre dawała świadectwo swego uzdrowienia wiele razy i przed bardzo różnymi słuchacza- mi. Poniższa relacja to fragmenty kilku wywiadów z s. Marie Simon-Pierre, a zwłaszcza rozmowy, jaką przepro- wadzili z nią dziennikarze „La Croix”

23 kwietnia 2014 roku.

29 czerwca 2001

Kiedy usłyszałam diagnozę – że mam chorobę Parkinsona – natych- miast stanęła mi przed oczyma postać Jana Pawła II, który już wtedy był bar- dzo chory. Okazało się, że cierpię na tę samą chorobę! Muszę się przyznać, że od tej chwili nie mogłam patrzeć na Jana Pawła II, bo widziałam wte- dy siebie za kilka lat… Wiedziałam, że wyląduję na wózku inwalidzkim i nie umiałam w tym momencie tego zaakceptować. Miałam wtedy 40 lat.

Z jednej strony chciałam odsunąć od siebie ten obraz, a z drugiej – chciałam być z papieżem w jedności.

2-8 kwietnia 2005

Kiedy umarł Jan Paweł II, poczułam się opuszczona. Byłam z nim duchowo związana. Zawsze podziwiałam jego moc i odwagę; męstwo, z jakim znosił swoje cierpienia, a zarazem jego wiel- ką pokorę. Jego śmierć przyjęłam jak stratę przyjaciela, który mnie rozumiał i dodawał mi sił. Jednak w czasie po- grzebu poczułam, że on jest blisko, że

wciąż jest obecny i że z Nieba będzie mi towarzyszył.

13 maja 2005

W dniu otwarcia procesu beatyfika- cyjnego Jana Pawła II moja przełożona zapytała, czy chcę, by wszystkie siostry modliły się za jego przyczyną o moje uzdrowienie. Zdziwiłam się i pomyśla- łam, że jest przecież tylu chorych, tyle dzieci niepełnosprawnych, tyle matek potrzebujących zdrowia… Powiedziałam jednak: „Dobrze, zgadzam się, by się za mnie modliły, ale tylko dlatego, że jeśli miałabym wyzdrowieć, chciałabym dalej służyć życiu i rodzinie”.

2 czerwca 2005

Tego dnia byłam całkowicie wyczer- pana i wiedziałam już, że nie mogę dalej pracować na porodówce. Lewa strona ciała była coraz bardziej niesprawna.

Nie mogłam też prowadzić samochodu.

Poszłam wtedy do mojej przełożonej, s. Marie Thomas, z prośbą, bym mogła przerwać pracę. Ona jednak poprosiła mnie, bym jeszcze trochę wytrzyma- ła, może do końca wakacji. Dodała, że w sierpniu chciałaby mnie wysłać do Lo- urdes. Podała mi wtedy kartkę papieru, pióro i poprosiła, bym napisała imię Jana Pawła II. Zaczęłam się bronić, mówiąc, że nie mogę już pisać. Wiedziałam, że moje pismo jest już nieczytelne. Ona jednak nalegała i po trzeciej prośbie napisałam – efekt był taki, jakiego się spodziewałam. Napis „Jan Paweł II” był nieczytelny! Siostra Marie Thomas po- wiedziała mi później, że było jej wstyd z powodu tego nalegania. Pozostałyśmy

(23)

23

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

przez chwilę w ciszy, modląc się przed tym nieczytelnym pismem… Potem do- dała mi odwagi, mówiąc: „Jan Paweł II nie powiedział jeszcze ostatniego słowa”.

Ja spojrzałam na nią, uśmiechnęłam się i wyszłam. Powróciłam do swoich obo- wiązków. Był 2 czerwca, a więc dokładnie dwa miesiące od dnia odejścia papieża.

Noc z 2 na 3 czerwca 2005 Do swojego pokoju wróciłam między 21.30 a 21.45. To ważne, bo wiemy, że Jan Paweł II odszedł do domu Ojca o 21.37.

Poczułam chęć wzięcia pióra do ręki.

Napisałam kilka zdań i nie rozumiałam, co się dzieje, bo zorientowałam się, że pismo jest czytelne i że mogę pisać bez żadnego problemu! Potem położyłam się spać. Spałam wyjątkowo dobrze.

Zwykle sztywnienie mięśni i bóle po- wodowały bezsenność. Obudziłam się o 4.30. Natychmiast wstałam i poczułam, że… jestem inna. Wielki pokój, wielka radość, siła wewnętrzna, jakaś przemia- na w całym moim ciele. To było coś, czego nie mogę zapomnieć. Wstałam z lekkością, a normalnie przy chorobie Parkinsona człowiek jest spowolniony, zbiera się bardzo powoli. Moją pierwszą myślą było: pójść pomodlić się przed Najświętszy Sakrament – bo czułam, że przeżywam coś wyjątkowego; że coś się wydarzyło.

Zeszłam do oratorium, biorąc ze sobą małą książeczkę Jana Pawła II o tajem- nicach Różańca. Odmówiłam tajem- nice światła, które on dał Kościołowi.

Później, o szóstej rano, mamy w kaplicy jutrznię, a po niej Mszę. Przechodząc do kaplicy, zorientowałam się, że moja

lewa strona – dotąd nieruchoma, jakby martwa – zaczyna się poruszać! Podczas Eucharystii nabrałam pewności, że zo- stałam uzdrowiona... To było coś, czego nie potrafię wytłumaczyć słowami, to za trudne – to trzeba przeżyć. Tego nie da się zrozumieć; to coś tak bardzo wy- jątkowego, że nie można znaleźć słów.

Słowa są za ubogie.

Dzień toczył się jak zwykle z tym, że w południe nie wzięłam już żadnych leków, bo czułam, że nie są potrzebne.

Około czternastej poinformowałam przełożoną o tym, co przeżyłam: że już nie jestem taka jak przedtem – że mogę już jeść, mogę biegać, mogę chodzić po schodach, jestem lekka, a przede wszyst- kim, że jest we mnie niewytłumaczalny pokój. Przełożona poprosiła, bym jeszcze raz napisała: „Jan Paweł II” i zobaczyła wielką zmianę w moim piśmie.

7 czerwca 2005

W tym dniu miałam umówioną wcześniej konsultację z leczącym mnie neurologiem. Widząc, że swobodnie się poruszam, był zdumiony i zapytał, czy wzięłam podwójną dawkę leków. Od- powiedziałam, że przestałam brać leki i wyjaśniłam, co się stało.

Ku beatyfikacji

Postulator procesów beatyfikacyj- nego i kanonizacyjnego Jana Pawła II ks. Sławomir Oder tak opisał przebieg wypadków, które przyczyniły się do beatyfikacji papieża: „Jak wiemy, cud, który posłużył do ogłoszenia Karola Wojtyły błogosławionym, wydarzył się 2 czerwca 2005 roku. Szczegóły opisała

(24)

APOSTOLSTWO CHORYCH

24

P A N O R A M A W I A R Y

mi matka Marie Thomas, przełożona generalna Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego. W zaledwie 20 linijkach listu pisanego ręcznie ujęła wszystko, co potrzeba. To wystarczyło, by zrozumieć, że chodzi o nadzwyczajny przypadek.

Z tekstu dowiedziałem się, że pewna siostra – Marie Simon-Pierre – dotknię- ta chorobą Parkinsona zdiagnozowaną w 2001 roku, zauważyła natychmiasto- wy zanik wszelkich objawów po tym, jak małe siostry z Francji i z Senegalu zakończyły nowennę o jej uzdrowie- nie za wstawiennictwem Jana Pawła II w intencji jego beatyfikacji, jeśli taka jest wola Boga”.

„Dwie rzeczy od razu zwró- ciły moją uwagę. Po pierwsze, siostra Marie Simon-Pierre została uzdrowiona z choro- by Parkinsona, a więc z tego samego schorzenia, na jakie cierpiał Jan Paweł II w ostat- nich latach życia. Po drugie,

jedną z ważnych i bliskich sercu Karola Wojtyły misji była obrona życia i ma- cierzyństwa – a taki jest charyzmat zgromadzenia s. Marie Simon-Pierre.

Dlatego też przedstawiłem ten przypa- dek ekspertom” – dodawał w rozmowie z włoskim dziennikarzem.

Przez rok, do marca 2007 roku, analizowano dokumentację medycz- ną, przesłuchano s. Marie Simon-Pierre i 15-tu świadków. Trzech lekarzy wy- stawiło opinię o wyzdrowieniu nieda- jącym się wyjaśnić z punktu widzenia medycznego. Następnie, na podstawie przesłanych akt, pracowała Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych.

Jeden z siedmiu lekarzy wysunął hi- potezę, że zakonnica nie miała choroby Parkinsona, lecz zespół parkinsonowski, który charakteryzują objawy podobne do choroby Parkinsona. Po analizie wszystkich dokumentów komisja orze- kła jednak, że wyzdrowienie s. Marie Simon-Pierre było z punktu widzenia medycyny „niewytłumaczalne, natych- miastowe, całkowite i definitywne”. 14 stycznia 2011 roku Benedykt XVI uznał je za cud za wstawiennictwem swego poprzednika. Było to jedno z 271 ze- branych w procesie uzdrowień przypi- sywanych wstawiennictwu Jana Pawła

II. W większości dotyczyły one Włochów, a ich przedmiotem – według kardynała Dziwisza – było najczęściej uwolnienie od niepłodności lub choroby nowotworowej.

Beatyfikację wyznaczono na 1 maja 2011 roku. Siostra Marie Simon-Pierre była na niej obecna. Nocą przed uroczystością na starożytnym stadionie Circo Mas- simo w Rzymie odbyło się czuwanie modlitewne pielgrzymów przybyłych na beatyfikację. Zebrani wysłuchali trzech świadectw o Janie Pawle II: wieloletniego rzecznika prasowego Watykanu Joaqu- ino Navarro-Vallsa, metropolity krakow- skiego kardynała Stanisława Dziwisza i oczywiście s. Marie Simon-Pierre.

Misja dziś

Zdaniem siostry, jej niewyjaśnialne z punktu widzenia medycyny uzdro- wienie jest „pośmiertnym dziełem Jana Pawła II”. Dziennikarzowi agencji

Sprawy

wszystkich

chorych

składam

w Eucharystii.

(25)

25

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

Zenit s. Marie Simon-Pierre wyznała po beatyfikacji: „To wspaniałe, jest to coś wielkiego i wyjątkowego! Niosę wszystkich chorych, którzy powierzają się naszej modlitwie – mojej i całej mojej Kongregacji Małych Sióstr Macierzyń- stwa. Mam w sercu wszystkie te osoby:

cierpiących na chorobę Parkinsona, na raka, wszystkie małżeństwa pragnące mieć potomstwo, wszystkich chorych i tych wszystkich, którzy w jakiś sposób są życiowo zranieni”.

Podczas wspomnianej konferencji prasowej w styczniu 2011 roku s. Marie Simon-Pierre ujawniła, że od czasu jej uzdrowienia zgromadzenie otrzymu- je wiele próśb o modlitwę od chorych z całego świata, również z Polski. Za- pewniła, że siostry modlą się codziennie w ich intencji. „Niech nie opuszczają rąk, niech zachowają ufność i nadzieję.

Na końcu tunelu zawsze jest maleńkie światło. Chrystus przyszedł dla każdego człowieka. On jest Zbawicielem, Leka- rzem, który przyszedł, żeby nas uleczyć i który towarzyszy każdemu człowie- kowi w jego cierpieniu” – zwróciła się do chorych.

Owoce łaski

Jak poinformowała Polska Agencja Prasowa jedna ze współsióstr uzdrowio- nej zakonnicy, s. Marie Simon-Pierre stara się odpowiadać sama na wiele nad- chodzących listów, ale nie jest łatwo po- godzić to z pracą w klinice, którą wciąż wykonuje. Jest też możliwość wysyłania próśb o modlitwę drogą internetową.

Na stronie zgromadzenia (maternites- -catholiques.cef.fr) widnieje długa lista

osób, które powierzają się modlitwie francuskich zakonnic.

Siostra Marie Simon-Pierre wzięła również udział w kanonizacji Jana Pawła II 27 kwietnia 2014 roku. Opowiadała ze wzruszeniem, jak wraz z s. Tobianą, polską pielęgniarką Jana Pawła II, brała z rąk Benedykta XVI relikwiarz. „Nie zapomnę jego wzroku – relacjonowała.

Relikwiarz był ciężki, ale czułam się, jakby prowadzili mnie aniołowie. Jedno- cześnie miałam wrażenie, że niosę cały świat – wszystkich chorych, niepełno- sprawnych, zranionych. W miarę upływu czasu jestem coraz bardziej wzruszona.

Ta łaska się we mnie zakorzenia. Mam z Janem Pawłem II swego rodzaju umo- wę. Dlatego mam odwagę modlić się za jego przyczyną w intencji chorych. Na przykład za pewnego chłopca chorego na serce, który był leczony w naszym szpitalu. 2 kwietnia 2006 roku, w roczni- cę śmierci Jana Pawła II, lekarze nie zna- leźli u niego żadnych śladów choroby”.

Łaska dla duszy i ciała

Proszący o modlitwę nie zazdroszczą siostrze ani nie porównują się z nią. Je- dynie z nią dziękują. „Mówią mi często, że modlą się za mnie, bo to na co dzień musi być niełatwe” – opowiada s. Marie Simon-Pierre. A później powierzają mi swoje intencje. Wszystkich tych cho- rych noszę w sercu i składam ich sprawy w Eucharystii. Bo moje uzdrowienie nie było tylko fizyczne. Było czymś, co do- głębnie przemieniło moje życie duchowe – wiążąc je jeszcze ściślej z Eucharystią i z adoracją”.

q

(26)

APOSTOLSTWO CHORYCH

26

W C Z T E R Y O C Z Y

Byłam jego rękami

Marianna Kubiak opowiada o latach spędzonych u boku chorego męża i o tym, że nigdy nie jest za późno, by kochać.

REDAKCJA: Od czasu śmierci męża mieszka Pani sama. Ile to już lat minęło?

MARIANNA KUBIAK: – Prawie siedem. Nawet nie wiem kiedy to zleciało...

Przez długi czas troskliwie opiekowała się Pani mężem.

– Tak. Mój mąż Jerzy w ostatnich latach życia wiele chorował. Miał pro- blemy z sercem, jednak jego choroba podstawowa była o wiele poważniejsza – cierpiał na zespół parkinsonowski, który zdiagnozowano u niego w 1998 roku.

Czy zespół parkinsonowski jest tym samym co choroba Parkinsona?

– W chorobie Parkinsona i w zespole parkinsonowskim mamy do czynienia niemal z takimi samymi objawami. Scho- rzenia te jednak w istotny sposób różnią się przyczyną. Choroba Parkinsona jest schorzeniem o podłożu neurologicznym zaś zespół parkinsonowski może zostać wywołany także innymi czynnikami, niekoniecznie związanymi z układem nerwowym. Niemniej, na zewnątrz

obydwie te choroby objawiają się w taki sam sposób.

Posiada Pani sporą wiedzę na ten temat.

– Kiedy dowiedzieliśmy się, że mąż jest chory i że choroba ta będzie z cza- sem postępować, wspólnie podjęliśmy decyzję, że chcemy jak najwięcej na ten temat wiedzieć. Sporo czytaliśmy i zbie- raliśmy informacje. Męża szczególnie interesowało to, jak długo będzie mógł pozostać aktywny zawodowo. Był archi- tektem i obawiał się, że choroba znacząco wpłynie na jakość wykonywanej przez niego pracy.

Stało się tak?

– Owszem, ale nie od razu. Choć choroba Parkinsona postępuje, to jednak proces ten może trwać wiele lat. Tak było w przypadku mojego męża. Kiedy lekarze postawili diagnozę, wówczas ob- jawy były prawie niezauważalne i mało dokuczliwe. Z biegiem lat dolegliwości nasilały się i miały coraz większy wpływ na codzienne funkcjonowanie.

(27)

27

APOSTOLSTWO CHORYCH

W C Z T E R Y O C Z Y

W jaki sposób opiekowała się Pani mężem?

– Na początku mąż właściwie radził sobie ze wszystkim sam i nie wymagał mojej pomocy. Musiałam włączyć się w opiekę nad nim dopiero wtedy, gdy zaczął mieć trudności z chodzeniem w normalnym tempie i z powodu sil- nego drżenia ręki nie mógł czytelnie pisać. To był jeden z najtrudniejszych momentów, ponieważ mąż musiał bardzo ograniczyć wykonywanie projektów, a to z kolei wiązało się z poważnymi proble- mami finansowymi. Brak nowych zleceń oznaczał jednocześnie brak pieniędzy.

Znaleźliśmy jednak wyjście z tej sytuacji.

Mój nieoceniony mąż wpadł na pomysł, co zrobić, by mimo swoich ograniczo- nych możliwości nadal utrzymać się na

wymagającym rynku pracy. Skoro sam nie mógł już siadać przy desce kreślarskiej, architektonicznego fachu postanowił nauczyć mnie.

To tego zawodu można się ot tak nauczyć? Trudno mi to sobie wyobrazić.

– No dobrze, „nauczyć” to w moim przypadku może rzeczywiście zbyt dużo powiedziane. Kiedy Jerzy zaczął stopnio- wo tracić sprawność, a drżenie jego wio- dącej ręki nasilało się, podszkolił mnie, bym to ja była jego rękami. Nigdy nie miałam nic wspólnego z architekturą, z projektami, z kreślarstwem i skompli- kowanymi obliczeniami oraz pomiarami.

Na szczęście mąż był całkowicie sprawny intelektualnie i do tego bardzo kreatywny.

Dlatego ja miałam tylko zastąpić mu jego

CANSTOCKPHOTO.PL

(28)

APOSTOLSTWO CHORYCH

28

W C Z T E R Y O C Z Y

coraz mniej sprawne dłonie, które nie potrafiły wykonywać już precyzyjnych ruchów. Wszystkie pomysły powstawały w jego głowie i to on kierował każdym moim krokiem aż do sfinalizowania projektu.

Ale chyba przyzna Pani, że wykonanie za kogoś projektu architektonicznego to nie to samo co na przykład napisanie pod dyktando fragmentu tekstu. Pisać potrafi- my wszyscy, ale już deska kreślarska i inne przyrządy, którymi posługuje się w swojej pracy architekt, nie są w powszechnym użytku i nie każdy jest w stanie poradzić sobie z ich zastosowaniem. Tego

fachu trzeba uczyć się wiele lat.

– Ma pani rację. Dlatego mąż przyjmował raczej pro- ste zlecenia, ale za to było ich znacznie więcej. Proste czyli takie, przy realizacji których mogłam męża wyręczyć. Oczy- wiście to moje „wyręczanie”

wymagało wielu miesięcy nauki i prakty- ki. Nie od razu mąż miał ze mnie pożytek.

Sporo czasu upłynęło zanim nauczyłam się pracy przy desce kreślarskiej. Musia- łam nauczyć się posługiwania przyborami kreślarskimi. Cyrkle, kątomierze, ekierki i suwmiarki stały mi się nagle bliższe niż patelnie czy chochle. Musiałam także poznać tajniki rysunku technicznego i zaprzyjaźnić się z papierem milimetro- wym. Początkowo miałam słabe wyczucie i często zbyt mocno dociskałam cienkopis lub ołówek do papieru, niszcząc projekt.

Ale chyba najwięcej kłopotu sprawiły mi skalowanie i perspektywa. Oczywiście wszystkich obliczeń dokonywał mąż, ale

ja także musiałam mieć jako takie pojęcie o tym, co jak się mierzy, przekształca, skaluje i opisuje.

To niezwykłe, co Pani mówi. Tym bardziej, że jak się domyślam oprócz wyręczania męża w wykonywaniu projektów, zapewne służyła mu Pani także pomocą w codzien- nych czynnościach.

– Oczywiście. Przede wszystkim sta- rałam się dbać o to, by mojemu mężowi niczego nie brakowało, by jak najmniej dotkliwie odczuwał skutki postępują- cej choroby. Byłam dla niego kucharką, rehabilitantką, pielęgniarką. Po prostu byłam przy nim. Mąż miał rów- nież zapewnioną dobrą opiekę lekarską, ale wszyscy dobrze wiemy, że nikt i nic nie zastąpi choremu troski i miłości kogoś najbliższego.

Myślę, że nie wszystkich byłoby stać na takie poświęcenie.

– Ja nie uważam, że to było jakieś wielkie poświęcenie z mojej strony. Ow- szem, bywało ciężko, ale wszystko, co robiłam, służyło także mojemu dobru.

To, że razem z mężem wykonywaliśmy te projekty, pozwalało nam się utrzymać i zapewniało godny byt. A jeśli chodzi o taką codzienną opiekę nad mężem, to nie wyobrażam sobie, że mogłabym po- stąpić inaczej. Przeżyliśmy ze sobą wiele pięknych i szczęśliwych lat. Przecież nie przestałam kochać męża z chwilą, gdy zachorował. Powiem więcej: ja go chyba zaczęłam kochać jeszcze bardziej, inaczej.

Jerzy był człowiekiem bardzo pogodnym.

Nigdy się nie skarżył, nie narzekał. To

Mąż pokazał

mi, że miłować

można

w każdym

położeniu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

I tak po czterech latach starań, w momencie naszego życia w którym się nie spodziewaliśmy, otrzymaliśmy od Boga najpiękniejszy prezent w postaci małego ziarenka w obrazie

Po- wiedział wtedy tak: „bo wiesz, gdybyś Ty sam się modlił o zdrowie, Pan Bóg mógłby Cię nie wysłuchać, ale jeśli tyle osób będzie prosiło – to jednego może

umierający – taki który nieraz przez całe życie czy sporą jego część dźwigał krzyż cierpienia – może być także „przekaźnikiem” Bożego Miłosierdzia, czasem nawet

Może być myśleniem o sobie – zaspokojeniem własnych żądz, albo może być aktem oddania, zawierze- nia, i w tym przypadku jeśli przychodzi cierpienie – jest to

Bóg zawsze był obecny w moim życiu i dlatego świadomość, że ktoś modli się za mnie, że oddaje mnie Bogu, daje mi taką siłę.. – Pismo Święte uczy, że mieć obok siebie

Jezus pragnie, aby przez wpatrywanie się w Jego Serce i przylgnięcie do Niego nasze serca stały się miejscem przebywania Boga, miej- scem spotkania z Nim..

Jako że nasz miesięcznik jest Listem do osób chorych i niepełnosprawnych, chcemy w trwającym Roku Życia Kon- sekrowanego przywołać właśnie te zgro- madzenia zakonne, które

Starał się jednak utrzymywać kontakt z kolegami i dzięki temu wiedział, że już na początku 1940 roku Niemcy wywieźli z Niepokalano- wa maszyny drukarskie, profesorowie wraz z