• Nie Znaleziono Wyników

Pobyt w Kyritz - odpoczynek po walkach - Lucjan Ważny - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pobyt w Kyritz - odpoczynek po walkach - Lucjan Ważny - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

LUCJAN WAŻNY

ur. 1921; Żółkiewka

Miejsce i czas wydarzeń Kyritz, II wojna światowa

Słowa kluczowe II wojna światowa, Niemcy, strach, koniec wojny

Pobyt w Kyritz – odpoczynek po walkach

Później to już był koniec kwietnia, już dobrze nie pamiętam który, koniec kwietnia, może przełom maja. Mój batalion przerzucono na tak zwany odpoczynek po walkach do takiego miasta, które nazywało się Kyritz. To na północ od Berlina. To był batalion zmotoryzowany, myśmy nie chodzili na piechotę, tylko jeździliśmy. Kyritz, albo się przez I pisało, albo przez Y, tego już nie pamiętam jak to było. To miasto było mało zniszczone. I tam zakwaterowali nas w domach niemieckich, u Niemców. Mnie i moich pięciu kolegów, w szóstkę. Bo wtedy ja byłem podoficerem, a poszedłem na wojnę jako szeregowy. No i znaleźliśmy się w tym Kyritz. Kto był w tym domu?

Staruszek poruszający się na fotelu, w ogóle niechodzący. I młoda dziewczyna.

Pamiętam jak dziś, że miała na imię Marta. Ja wiem, mogła mieć około 20 lat. To co było pierwsze, uderzenie takie, dla mnie bardzo przykre, to widziałem taki strach w ich oczach. Potworny strach. U tego staruszka, który siedział na fotelu, i u tej dziewczyny. Ja dobrze mówiłem po niemiecku, bo od piątej klasy szkoły powszechnej uczyłem się niemieckiego, ja przed wojną mówiłem doskonale po niemiecku, to zacząłem z nimi rozmawiać, z każdym człowiekiem można łagodnie rozmawiać. Z Niemcem także. Pytałem się, dlaczego się tak boi. A on mówi: „Bo wszyscy mówią – i tak było, bo to miasto zdobyli Rosjanie, nie Polacy – że gwałcili te dziewczęta”. I on się tak bał o tą swoją wnuczkę czy prawnuczkę Martę. No to zapytałem się jej: „No dobrze, ale co ty córciu robisz, uczysz się?” Ona była uczennicą konserwatorium berlińskiego w klasie fortepianu, tylko wojna przerwała to. A że mój ojciec grał dobrze na pianinie i na organach, a ja też tam troszkę grałem, to poprosiłem, żeby coś zagrała. I ona zagrała, faktycznie. Czy dobrze czy nie, tego nie pamiętam. Ale zaczęła się tak oswajać ze mną. I ten staruszek też zaczął się ze mną oswajać. Nie tylko ze mną, było nas sześciu. Mieliśmy tam bardzo wygodnie zresztą, wygodne było to mieszkanie zupełnie. Tak że w jakiś dziwny sposób opadła z nas ta nienawiść i zobaczyłem także tę nędzę niemiecką wtedy, w tym czasie, ten potworny strach. Bo to co wyprawiali Rosjanie, to nie daj Panie Boże. Nie chcę nawet o tym mówić. Im się

(2)

należało, Niemcom się należało. Zemsta się należała. Tylko może nie taka grubiańska, bezmyślna zemsta. Jak się wchodziło do jakichś domów, to na przykład obrazy, które wisiały na ścianach, były pocięte bagnetami. Po co? Dlaczego? Trudno powiedzieć. No i ja się nie dziwię tym Niemcom, że tak jak weszło sześciu chłopów, wszyscy z karabinami, z torbami pełnymi granatów, tak, ja jeszcze miałem taki zdobyczny pistolet, P36, Walther Smiths, to było nic dziwnego, że oni się bali. Ale pomału się oswajali z nami. Zresztą my byliśmy tam tylko kilka dni.

Data i miejsce nagrania 2012-05-10, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Maria Radek

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Robiłem różne dziwne rzeczy, sprzedawało się to handlarom na targ i one to po prostu sprzedawały dalej i ja byłem wtedy już tak nieźle zarabiającym facetem.. Musiałem

Bywałem przed wojną [w Lublinie], dlatego, że z rodziny mieszkali w Lublinie i w Lubartowie też.. Miałem cioteczne rodzeństwo, czyli ojca siostrę, mieszkała z rodziną tutaj w

I dla niego nigdy nie było problemu, żeby się utożsamić z jakąś sytuacją, którą on przeżywa, dlatego że on stale jakby czuje i w swojej poezji daje o tym wyraz, że

Któregoś dnia przychodzą do mnie ludzie i mówią, że budynek jest zajęty przez PC i murarze już tam robią remont.. Albo ktoś im dał klucze, albo po prostu się włamali i

Tylko adres to był jednostka taka i taka, ale nie można było nazwy powiedzieć, na wojnie to była tajemnica, nazwa jednostki.. Ale poczta funkcjonowała

I jeszcze pamiętam, że nocą na granicy paliła się swastyka z żarówek, ale to po stronie niemieckiej, bo to była tuż tuż granica.. I my woziliśmy tam ziemię na

Więc ojciec sprzedał wiano mojej mamy i kupił tutaj bardzo dużą działkę, bo to było 3,5 hektara, tu gdzie teraz jest osiedle sienkiewiczowskie.. Ale to jeszcze była wieś, a

Ja już wróciłem wtedy do Lublina, bo ojciec nam kazał wracać tutaj, bo tu przecież było to gospodarstwo, trzeba było jakoś żyć, był ogromny ogród, z tego cała rodzina żyła