• Nie Znaleziono Wyników

Żydowscy koledzy z liceum - Lucjan Ważny - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żydowscy koledzy z liceum - Lucjan Ważny - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

LUCJAN WAŻNY

ur. 1921; Żółkiewka

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe młodość, szkolnictwo, życie codzienne, Żydzi, relacje polsko-żydowskie

Żydowscy koledzy z liceum

W liceum Staszica w Lublinie miałem kolegów Żydków czterech, których do tej pory wspominam. Pamiętam ich nazwiska. Był Szpak Efraim. Szpiro Pinches. Czaczkes Jerzy. I Henio, Henryk Zorkraut. Tutaj w tym liceum żadnych innych nie było. I z nimi myśmy świetnie żyli. Matka Czaczkesa była dentystką. Nie wiem kim był ojciec Szpaka. Szpiro, jego ojciec był zegarmistrzem. A Zorkrauta ojciec miał garbarnię. To był bardzo bogaty Żydek. Mam jego zdjęcia. I pamiętam tylko jedno, co mi tak utkwiło w głowie, że zaprosił nas kiedyś ten Henio, dobrze żeśmy żyli, na podwieczorek. I był stary Zorkraut. I powiedział nam tak: „Słuchajcie, jak będziecie zarabiać, to pamiętajcie tak: połowę zarobków to kupcie dolary. A drugą połowę to złoto”.

Dlaczego? On mówi tak: „Jak złoto drożeje, to dolar wtedy tanieje. I odwrotnie. Jak dolar tanieje, to złoto idzie w górę”. I to podobno jest prawda nawet. Tak. To te jego nauki pamiętam. Ale świetnie im się powodziło, bo on miał garbarnię dużą, to było nad rzeczką, nie nad Bystrzycą tylko nad tą drugą, nad Czerniejówką. Tak. Bo tam potrzebowali dużo wody do tego. Śmierdziało tam w niebywały sposób.

Mogę opowiedzieć jeszcze o tym Heniu. Więc przed wojną wszyscy po maturze jeździliśmy na obóz i na hufce pracy. Hufce pracy to były. Budowaliśmy fortyfikacje na granicach Rzeczypospolitej. Ja miałem dużo szczęścia, bo miałem swój turnus od 15 lipca do 15 sierpnia. I myśmy mieli umundurowanie, prawie jak wojskowe, i ja byłem w Kochłowicach, to było na Śląsku, tuż nad granicą z Niemcami. I jeszcze pamiętam, że nocą na granicy paliła się swastyka z żarówek, ale to po stronie niemieckiej, bo to była tuż tuż granica. I my woziliśmy tam ziemię na te bunkry, to była bardzo ciężka praca. Bo nam wyznaczali ile, nie pamiętam, czy to było pół metra sześciennego chyba, i były dwa rodzaje taczek. Jedne były drewniane bardzo ciężkie i drugie były metalowe, dużo lżejsze. Jak był apel poranny, to po apelu porannym było: „Do taczek biegiem, marsz!” I kto był silniejszy to chwycił tą metalową, a reszta miała tą ciężką. I Zorkraut był powolny, niewyrobiony sportowo zupełnie, tęgi. A to po dwóch przy każdej taczce było. I on po pierwszym dniu przyszedł do mnie i mówi:

(2)

„Słuchaj Lutek – mówi – ja nie wytrzymam. Ja umrę. Weź mnie, zamieńmy się, żebym ja przyszedł do ciebie, żebyśmy razem to robili”. No i ja poszedłem do tego dowódcy kompanii i poprosiłem o zamianę. I razem myśmy wozili tą ziemię. Zresztą te fortyfikacje się na nic nie przydały, bo Niemcy tylko to obeszli, wcale nie zdobywali tego. To Henia pamiętam tego. A Czaczkes to był zdolny chłopak. Bo Zorkraut taki mierny, a Szpak to był w ogóle matołowaty. A Czaczkes i Szpiro to wybijali się w ogóle inteligencją i wynikami w nauce.

Jak skończyli? Wszystko wiem. Szpak został zamordowany, zastrzelony przez Niemca na ulicy Lubartowskiej. Dlaczego? Nie wiem. Ale miało się te kontakty z kolegami jeszcze w Lublinie, myśmy się spotykali i opowiadali to wszystko. Zastrzelił go Niemiec. Może się nie ukłonił? Bo to Żyd musiał się kłaniać, jak miał tu gwiazdę Dawida. Czaczkes uciekł na wschód. Tak samo Szpiro. Zorkraut, ten syn tego właściciela garbarni, został zamordowany i spalony w Bełżcu. Miły chłopak był. A Czaczkes, który uciekł na wschód, wrócił tutaj razem z 2 Armią, jako kapitan. Ale miał pecha, bo zginął 24 kwietnia, czyli przed samym końcem wojny. Pamiętam, bo ja się wszystkiego też dowiadywałem, później miałem kontakty ze wszystkimi kolegami.

Mnie to kosztowało przynajmniej dwa lata, żeby wszystkich znaleźć po świecie rozrzuconych. I to wiem o tych. Czaczkes wrócił, ja już wtedy byłem chyba na wojnie, już nie pamiętam, ale w każdym razie, on opowiadał kolegom, którzy mi później powiedzieli już jak ja wróciłem z wojny. Opowiadał, że nie chce żyć dalej, bo jego matka też uciekła na wschód i tam zginęła chyba z głodu w sowieckim obozie. A Czaczkes mówi: „Nie chcę żyć, bo przez całą rodzinę, która została tu, wszyscy zostali wymordowani”. I on zginął w właśnie 24 kwietnia. A wojna się już kończyła.

Co do Szpiro to wersje są różne. On też uciekł na wschód. Ja go już później nigdy nie spotkałem. Ale koledzy mi opowiadali, że on wrócił z armią sowiecką, nie z polską, bo Czaczkes wrócił z armią polską. A Szpiro z sowiecką, w mundurze enkawudzisty. W mundurze kapitana NKWD. Ile w tym prawdy, nie mam pojęcia. Podobno emigrował do Francji. To tak o tych czterech kolegach tyle wiem. A z moich kolegów już żyje nas tylko dwóch. Z pięćdziesięciu dwóch, z całego rocznika, dwie klasy. Humanistyczna i matematyczno-fizyczna. Jeden żyje jeszcze w Warszawie, Jurek Kowalik, i żyję ja.

Jeszcze sobie piszemy, bo ja ze wszystkimi korespondowałem. Miałem tysiące listów od kolegów.

Data i miejsce nagrania 2012-04-24, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Maria Radek

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bo na wojnie rano dostawałem tak: 90 deko chleba, 5 deko cukru i 5 deko konserwy mięsnej, która nazywała się swinaja tuszonka, ale pod spodem był napis „Made in USA”?.

Tylko adres to był jednostka taka i taka, ale nie można było nazwy powiedzieć, na wojnie to była tajemnica, nazwa jednostki.. Ale poczta funkcjonowała

Przecież jak była ta pierwsza defilada w Warszawie, to było chyba 19 stycznia, mogę się pomylić o jeden dzień, to w Alejach Jerozolimskich, to najpierw przeszły takie

Przecież nie było takiego okresu w historii Polski, chociaż nie, w historii za Piastów było, że za Odrą też żeśmy byli, ale później to było przecież całkowicie

Gimnazjum przenieśli, bo tamta szkoła po prostu okazała się za mała, ale to był świetny budynek, bardzo dobry.. I

Więc zapytałem się: „Proszę księdza, co to jest niepokalane poczęcie?” I on się wściekł.. A byłem bardzo

Ona była z domu Lerkam, z bardzo ciekawej rodziny Lerkamów… Z Lerkamami myśmy się bardzo, bardzo lubili, bo stary Lerkam był ginekologiem.. Przed wojną miał tutaj

I rzeczywiście, żeśmy się jak starzy znajomi rzucili w ramiona, ucałowali, no bo z nim mi się dobrze mieszkało. Ja mówię: „Bogusiu, słuchaj, ja ci w tym nie pomogę, na