• Nie Znaleziono Wyników

Głos Ziemowida, 1926, R. 2, nr 31

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Głos Ziemowida, 1926, R. 2, nr 31"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

POLSKI

Z Z

dawniej „GŁOS ZIEMOWIDA“.

Organ Wyznawców Rolsko-Katołickiego Kościoła Narodowego.

Tygodnik poświęcony sprawom religijnym, społecznym i naukowym.

Rok II. Polska, Dąbrowa Górnicza, 8 sierpnia 1926 r. N° 31.

PRENUMERATA: Rocznie złotych 10, półrocznie złotych 5, kwartalnie złotych 3.

Numer pojedynczy 30 groszy. : Konto czekowe R. K. 0. w Warszawie 63.166.

W Ameryce rocznie 2 doi. We Francji rocznie 50 fr. kwart. 15 fr. Nł Telefonu 1.27.

Adres redakcji i administracji: Polska, Dąbrowa Górnicza, „Polski Kościół Narodowy".

TREŚĆ NUMERU:

Kazanie ks. Hnszny. Dlaczego poszliśmy do unji z prawosławnymi? — Zazdrość czy zła wola ? — Dawne tradycje. Precz z fanatyzmem. — Jezuityzm i jezuici.

— Z notatek obrońcy. Jak wszedłem na drogę Prawdy. — Przyrodolfecznictwo.

— Przegląd polityczny. — Ogłoszenie.

Kazanie ks. Huszny na niedzielę XI po świątkach.

Ewangelja według św. Marka, r. 7.

Onego czasu: Wyszedłszy Jezus i granic Tym, przyszedł przed Sydon do morza Galilejskiego, przez pośrodek granic Dekapol- skicli. I przywiedli mu głuchego i niemego, a prosili go aby nań rękę włożył. A odwiódłszy go na stronę od rzeszy, wpuścił pal­

ce swoje W uszy jego, a splunąwszy dotknął się języka jego, a wejrzawszy w niebo, westchnął i rzekł mu: Effetha ! to jest:

otwórz się. I wnet się otworzyły uszy jego, i rozwiązała się /wiązka języka jego, i wymawiał dobrze, I przykazał im, aby ni­

komu nie powiadali. Ale Im więcej on im zakazywał, tern dale­

ko więcej rozsławiali, i tern bardziej się dziwowali, mówiąc: do­

brze wszystko uczynił: i głuche uczynił, że słyszą, i nieme, że mówią.

(2)

I

2

NAJMILSI BRACIA!

—■LJ

Effetha! to jest otwórz się, rzekł Chrystus do głucho- I niemego i otworzyły się uszy jego i rozwiązała> się związka języka jego. Cud ten, Bracia .Najmilsi, ma dwojakie znaczenie dosłowne i symboliczne czyli przenośne. Cud ten miał miejsce przed wiekami, kiedy - Bóg zdjęty litością dla człowieka błądzącego, podobnego do głuchoniemego, który słucha a nie słyszy, wargami rusza a nie mówi, postanowił go uwolnić od tego kalectwa nie tylko fizycznego ale i du­

chowego. — Jaki jest stan głuchoniemego w stosunku do człowieka zdrowego, taki był stan ludzkości do przyjścia na świat Chrystusa. Kalectwo duchowe, przejawiając się w bał­

wochwalstwie czyli błędnowierstwie, (bo bałwan jest sym­

bolem błędu), pysze, dzikości, barbarzyństwie, nieludzkości było i jest cechą tych ludzi, którzy potrzebują boskiego le­

karza. Pamiątkę tego wielkiego cudu obchodzą kapłani przy chrzcie każdego dziecięcia. I tutaj kapłan sprawujący tajem­

nicze obrzędy chrztu św. w Imieniu Chrystusa śliną swą do­

tyka nozdrzy i uszu dziecięcia, mówiąc sakramentalne: Otwórz się: — Bo to dziecię słabę, to niemowlę jest figurą nas dzie­

ci Bożych obezwładnionych przez pychę, grzech i błąd, jak z drugiej strony kapłan przypomina Boga lekarza Jezusa Chrystusa. Ta jednak ewangelja dzisiejsza, jako i ta ceremo- nja — chrztu św. jedno nam przypomina, a mianowicie: cu­

downe skutki słowa Bożego. Bo słowo Boże, głoszone przez pisma i nauki, jest tą śliną cudowną boskiego Zbawiciela Je­

zusa Chrystusa. Przez słowo Boże świat z błędów pogań­

stwa się obmywa, z szerokiej drogi nieprawości schodzi i na wązką ścieżynę cnoty, samozaparcia wstępuje.

Któżby z nas, będąc głuchoniemym, nie pragnął odzys­

kać słuch i mowę? I któż może o sobie powiedzieć, że pod względem duchowym nie jest głuchym i niemym ? Z jakąż przeto skwapliwością winniśmy czytać słowo Boże, w Pis­

mach św. zapisane i słuchać kazań i nauk głoszonych, w Ko­

ściele Chrystusowym ? Powiecie, że nie słowo Boże, ale jad wężowy księża rzymscy sączą do serc waszych, jad bratniej nienawiści, truciznę własnych zysków i ambicyj. Tak, to prawda, ale macie też sposobność dzisiaj słyszeć i czytać to słowo Boże prawdziwe, głoszone w polskiej świątyni wolnej od pychy papieskiej, jadu nienawiści i księżej politykomanji, bo ten jest, który Wam niesie Pokój i Prawdę. Amen.

(3)

Dlaczego poszliśmy do unji z prawosławnymi ?

Względy natury religijnej, politycznej i etycznej skłoniły nas do tego kroku.

Jakież to względy natury religijnej ?

Wybitną cechą królestwa księcia tego świata jest rozbicie na wrogie sobie obozy kościelne, nienawiść braterska, nietolerancja, pycha.

Wybitną zaś cechą Królestwa Bożego, jest jedność kościelna.

Jedna owczarnia z jednym pasterzem, Jezusem Chrystusem, to ideał, do którego ludzkość dążyła, dąży i dążyć będzie po wszystkie wieki.

Jedna owczarnia z jednym pasterzem to synonim Królestwa Bożego na ziemi, o które stale w modlitwach swoich prosimy. Bratnia miłość wśród chrześcijan różnych obrządków, to testament Chrystusa.

Nie jest człowiek dla sabatu, ale sabat dla człowieka, powiada Chrystus; po tern poznaję żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu. Kto miłość zachowa ten zakon wypeł­

nił. Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni będą nazwani syna­

mi Bożymi.

Z tych i tysiąca innych cytat wypływa ta myśl, że Bogu naj­

milsza jest zgoda między jego czcicielami i wyznawcami. To jest sedno rzeczy, to jest istota wiary. Wobec tej sprawy najważniejszej bledną wszelkie spory obrzędowe i kłótnie o słowa, które dogadzają raczej ludzkim ambicjom niż Bogu.

Uuja zresztą Kościołów chrześcijańskich, to troska dnia dzisiej­

szego wszystkich wyznań chrześcijańskich, mówią o niej w Stokholmie, w New-Jorku i mówią obecnie stale po mównicach kościelnych i pis­

mach religijnych. Ludzkość obecnie odczuwa więcej niż kiedykolwiek potrzebę jednoczenia się celem ratowania powagi religji i Kościoła.

Dążenie przeto do unji kościelnej było i będzie naszym obowiązkiem i nietylko naszym, ale każdego wyznania chrześcijańskiego. Gdzie brak jest tego dążenia, tam niema i Chrystusa.

A wybraliśmy Polski Kościół Prawosławny dlatego, że ten naj­

bardziej nam się wydał konserwatywnym względem tego, co nam tra­

dycja apostolska przekazała. My wierzymy, że Jezus Chrystus dał ludzkości prawdę doskonałą, nieskalaną, wolną od wszelkiego błędu i nie wymagającą żadnych poprawek. Prawdę tę mamy przekazaną jużto w Piśmie św. jużto w tradycji Kościoła. Kościół przeto, który się opiera na tych źródłach i który oczy ma zwrócone poza siebie, w przeszłość a nie na rzekomo postępowe nowe teorje ludzkie, ten kościół naszem zdaniem, jest najbliższym prawdy. Takim właśnie Kościołem jest Kościół Wschodni.

My uznajemy postęp nowoczesny ale w sprawach doczesnych:

w technice, rolnictwie, budownictwie w naukach doświadczalnych che- mji, fizyce, ale nie Uznajemy i nie widzimy postępu w sprawach du­

chowych i religijnych. Na tein polu ludzkość w miarę postępu wie­

ków zawsze ulegała pewnemu wynaturzeniu i odchyleniu od Prawdy Bożej.

Że tak się sprawy miały w przeszłości świadczą o tein dzieje

(4)

ludu wybranego, w Starym Zakonie spisane, a że tak się stać miało, świadczą o tern proroctwa Nowego Testamentu.

Gdy przeto postęp w sprawach doczesnych polega na tein, aby usuwać stare i niewygodne sposoby pomnażania swego dobrobytu i szczęścia, to postęp i prawdziwa reforma religijna zawsze polegały na tern, aby usuwać naleciałości późniejsze a rozkrzewiać dawną na­

ukę, tradycję i obrzędy. W myśl tego jak głosi Bóg przez usta Iza­

jasza Proroka:

„l obrócę rękę moję na cię a wypalę aż do czysta zażelicę two- ję i odpędzę wszystką cenę twoję. A przywrócę sędziów twoich jako przedtem byli i radców twoich jako na początku“. Iz. R. 1. w. 25. 26.

Z tego punktu widzenia patrząc na religję, Ortodoksja Wschod­

nia najlepiej odpowiada pojęciu Kościoła Bożego.

Następnie my jako Kościół Polski Narodowy w zasadzie swoich założeń dogmatyczno - kościelnych nie mogliśmy pominąć tradycji Ko­

ścioła Narodowego z czasów Zygmunta Augusta, kiedy to żądano: 1) soboru narodowego, 2) komunji pod dwiema postaciami, 3) języka polskiego w liturgji, 4) zniesienie przymusowego celibatu. Tego do­

magał się Kościół Narodowy w XVI wieku, pragnąc zachować nadal swoją zależność od Rzymu, który zręcznie lawirował, aż wreszcie sprawę tę unicestwił. My przeto, nie chcąc dzielić losu reformatorów XVI wieku, sięgnęliśmy dalej — do okresu Cyrylo—Metodyjskiego i pomni na to, że nie z Rzymu chrześcijaństwo przyszło do nas, a z Bizancjum przez sławjańskich apostołów Cyryla i Metodego, posta­

nowiliśmy wskrzesić dawną tradycję łączności z Bizancjum, zachowu­

jąc obrządek zachodni.

Te wszystkie postulaty, których domagał się Kościół Narodowy w przeszłości, znaleźliśmy w Kościele Wschodnim, znanym u nas pod nazwą Kościoła Prawosławnego. Unja przeto obecna jest całkiem na- turalnem zjawiskiem i historycznie całkowicie uzasadnionem. Sprawie Unji naszej mógł stanąć na przeszkodzie tylko nasz mesjanizm polski, któryśmy również wcielili do naszego wyznania polskiego, aliści w tern szlachetnem samopoczuciu wieszczów narodowych polskich i naszem wierzeniu w mesjaniczne posłannictwo Narodu Polskiego, biskupi Ko­

ścioła Prawosławnego nie znaleźli nic zdrożnego,1 więc przeszkód do Unji nie było żadnych. Taką Unję moglibyśmy przyjąć bez ujmy dla swej godności narodowej nawet wówczas, gdyby nas było parę miljo- nów a nie parę tysięcy.

d. c. n.

Zazdrość czy zła wola?

Pytanie, zazdrość czy zła wola spowodowały amerykańskiego bi­

skupa ks. Bończaka do nowego ataku na mnie z racji mego połącze­

nia się z Kościołem Polskim Prawosławnym.

Powiadam „zazdrość“, bo cóż innego może być powodem obu­

rzenia tego i ignorowania Polskiego Kościoła Prawosławnego, jeżeli

(5)

tenże oburzony i zgorszony amerykański biskup*) ks. Bończak przed paru zaledwie miesiącami dwa razy kołatał do Metropolity, aby wszedł z nim w unję i daremnie. Przedtem nie było dlań hańbą szukać opie­

ki prawnej u prawosławnych, nie miał wątpliwości co do polskości prawosławia i, gdyby mu się udało wejść w unję, byłby krzyczał w me- bogłosy, jakiego to chwalebnego czynu dokonał. Niestety, jego zamia­

ry spaliły na panewce, bo przedstawiciele Kościoła Prawosławnego mimo dobrej woli nie mogli w jego poglądach i Kościele odnaleźć chrześcijaństwa, znalazłszy gruby racjonalizm, większy niż w najbar­

dziej liberalnych sektach protestanckich, mimo zewnętrznego blichtru pseudo katolickiego. — Powiedzieli mu krótko — nie możemy.

1 amerykański biskup zmuszony był, spuściwszy nos na kwintę, opu­

ścić „niegościnne“ dla siebie i swego racjonalizmu progi.

To, co się nie udało ks. Bończakowi, udało się mnie, jak tego dowodzi akt Synodu z dnia 1-go lipca 1926 r. 1 o zgrozo, co za hań­

ba, co za wstyd, „pod czyim przewodem“ ? pójdzie teraz ten poeta, mistyk, marzyciel Huszno ? Ks. Biskupie, widzę jaki rumieniec wsty­

du palił Twoje policzki, gdyś pisał te słowa, dowodem czego brak pod­

pisu nawet pod artykułem. Wstydziłeś się sam siebie i dobrze to jesz­

cze świadczy o Tobie, ale czy taka „niedyletancka“ żonglerka sumie­

niem przystoi biskupowi, choćby nawet amerykańskiemu ? Nie. Tu Polska — nie Ameryka i trzeba się liczyć z tern, co się robi i co się mówi.

Wyroki Twoje, ks. Biskupie, o moich poglądach na Chrystusa są wyrokami ślepego o kolorach. Bo co może sądzić radykalny racjona­

lista o mistyku, za jakiego Sam mię uważasz ?

Nie potrzeba teologa, ale każdy człowiek zdrowo myślący, ma­

jący pojęcie jakie takie o rcligji, musi przyznać, że niema religji bez mistyki, a Ty ks. Biskupie żadnej mistyki nie uznajesz. Misterjum, ta­

jemnica dla Ciebie i Twego obozu nie istnieje. U was wszystko jest jasne, zrozumiałe, każdemu dostępne, kto czytać Pismo św. potrafi.

Napisane białe—to białe, napisane czarne—to czarne, a wychodzą z tego rozumienia banialuki, to powiadacie, że to bzdury żydowskie i sprawa załatwiona na poczekaniu, na kolanie. Nie ks. Biskupie, spraw religji ńa kolanie się nie załatwia. Trzeba przyjąć zasadę czyli dogmat, że Pismo św. jest dziełem Ducha św. i od Boga jest dane, albo że jest ludzkim wymysłem. Wy powiadacie, że jest ludzkim wymysłem, bo opowiada dzieje i fakty, z któremi się nauka nie zgadza. My zaś prze­

ciwnie, powiadamy, iż Pismo św. jest dziełem Bożem i jeżeli w nim

*) Amerykańscy biskupi tein się różnią oil europejskich, że mogą być święce­

ni przez telefon, bez rytuału, bez zgody synodu biskupów, przez jednego biskupa, na czas ograniczony podobnie jak wojcia, warunkowo, bez żadnych stndjów teolo­

gicznych.

Biskup Bończak jęst święcony bez zgody synodu biskupów starokatolickich warunkowo — tylko dla Kościoła biskupa Hodura, gdyby z tego Kościoła wy­

stąpił, sobra nie ważna. Święcony według własnego rytuału, gdzie symbol wiary Ko­

ścioła chrześcijańskiego zastąpiono namiastką i Imbirowego wyznania wiary przez jednego biskupa, podczas gdy tradycja Kościoła wymaga, aby przy święceniach było najmniej dwóch biskupów, a stale się praktykuje od wieków, że jest trzech bisku­

pów i nie posiada żadnych stndjów teologicznych jest to więc swego rodzaju biskup—ersatz.

(6)

coś jest dla nas niezrozumiałe, to dowodzi, że go czytać nie umie­

my, że klucz, który stosujemy do jego zrozumienia jest nieodpowiedni i innego klucza szukać należy.

Ja nic z tego, co nam Kościół chrześcijański przekazał, nie uro­

niłem, nic nie odrzucam, wszystko przyjmuję w zasadzie, a czego nie rozumiem wprost, to staram się sobie i ludziom wytłumaczyć mistyką czyli symbolicznie. Do symbolicznego czyli mistycznego rozumienia Pisma św. upoważniają mnie Ojcowie i Pisarze,Kościoła — i cała tra­

dycja chrześcijańska z pierwszych wieków naszej ery. Upoważnia mię do tego samo Pismo św. Ja wierzę w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Sy­

na Bożego, jednorodzonego, który się z Ojca narodził przed wszyst­

kie m i wieki, światłość ze światłości, Boga prawdziwego, z Boga praw­

dziwego, zrodzonego, niestworzonego, współistotnego Ojcu, przez któ­

rego wszystko się stało. Wierzę w Chrystusa, który jest kapłanem we­

dług obrządku Melchizedeka bez Ojca, bez Matki, bez żadnej gienea- logji. Wierzę w Chrystusa, który jest Chlebem, Prawdą żywą, który z nieba zstępuje na pokarm ludziom ku żywotowi wiecznemu. Chry­

stus w mojem pojęciu jest postacią riietylko historyczną ale prahisto­

ryczną, ho odwieczną i wieczną: postacią, wspólną wszystkim narodom i wiekom. Kto wierzy w Jezusa Chrystusa jako Boga, ten musi nań patrzeć ze stanowiska wieczności i powszedniości a nie historyczności.

.leżelibyśmy chcieli Pismo św. traktować' tylko jako podręcznik do hi- storji, tobyśmy musieli przyjść wcześniej czy później do wniosków nad Pismem św. takich, do jakich wyście doszli w Ameryce. Oto mam przed sobą ostatni 28 Nr. ,,Straży" waszego organu półoficjalnego, w którym w artykule p. t. „Potrzeba Kościoła Narodowego“ pisze ja­

kiś ksiądz co następuje:

„Kościół jako organizacja jest tworem człowieka... Ludzie wytwo­

rzyli religijne pojęcia, dogmaty i obrzędy. Nic więc dziwnego, że na świecie niema doskonałego Kościoła, to jest takiego, któryby nigdy nie potrzebował żadnego udoskonalenia. Gdy dany Kościół wystarcza ludziom np. 1000 lat, to ludziom żyjącym po upływie tego czasu już on nie wystarczy, bo tymczasem zaszło wiele zmian... W tym okresie dały badania naukowe dużo nowych prawd, które mają ścisły związek z pojęciami religijnemi i okazuje się więc potrzeba rewizji teologicz­

nych dogmatów i opinji... Któż dziś może wytrzymać w Kościele, gdy słyszy na kazaniu takie rzeczy, jak że od stworzenia świata do Naro­

dzenia Chrystusa upłynęło 4000 lat, lub, że pierwszymi i jedynymi ludźmi na świecie byli Adam i Ewa, że szatan w postaci węża mówił i kusił ciekawą kobietę, że na falach potopu płynęła drewniana arka z rodziną Noego i menażerją — i te wszystkie poetyckie legendy Sta­

rego Zafkonu i te wszystkie cuda przez różnych świętych dokonane i jako prawdziwe, historyczne zdarzenia do wiary podawane ?

„Takich rzeczy słucha z pobożnym zachwytem mała już dziś garst­

ka zabobonnych i ciemnych jednostek“. Tak mają odwagę pisać apo­

stołowie amerykańskiego Kościoła Narodowego o Kościele i Starym Zakonie, czekajmy kilka lat, a to samo napiszą o Nowym Zakonie, o Narodzeniu Chrystusa w szopie bydlęcej, Jego ucieczce do Egiptu

(7)

przed Herodem, cudach, nauce, śmierci i zmartwychwstaniu. Bo kto na Pismo św. patrzy jak na podręcznik do historji przez ludzi tylko napisany, to wcześniej czy później musi przyjść do tego przekonania.

Dla nas te obrazy biblijne tak Starego jak Nowego Testamentu zawie­

rają to, co powiada św. Bonawentura: „że pod łupiną słowa otworzo­

nego ukrywa się mistyczna i głęboka myśl*“). Tej myśli głębokiej my poszukujemy. Lot nasz—lot orli, nic dziwnego, że nie może być zro­

zumiany przez gdaczące kury.

Zamiast jednak rozkoszować się w burzeniu starych rzeczy, wy­

padałoby pierwej coś nowego zbudować. A wy coście zbudowali, dog­

mat o pochodzeniu człowieka od małpy lub ósmy sakrament? W 1903 roku ogłosiliście ósmym sakramentem modlitwę, i nie czekając 1000 lat w 1912 roku, zredukowaliście modlitwę a wprowadziliście słucha­

nie słowa Bożego i tylko czekać rychło skasujecie słuchanie sło­

wa Bożego a wprowadzicie jałmużnę i t. d. Nie uznajecie tajemni­

cy grzechu pierworodnego, tajemnicy odkupienia, bo dla was Chrystus to taki sobie Hodurek z przed 2000 lat, który był wprawdzie genjal- nym żydkiem, chciał coś stworzyć, ale że nie znał Darwina ani Har- naka więc mu się niezupełnie udało, musi go przeto poprawiać teraz stary Hodur do spółki z ks. Bończakiem. Za 34 lat swego istnienia nie napisaliście ani jednej pracy naukowej, teologicznej, nie wydaliście nawet przyzwoitego katechizmu, nie założyliście własnej szkoły. Tysią­

ce dolarów szafujecie na propagandę swego niedowiarstwa, a na pra­

cę podstawową, gruntowną to was nie stać.

Zarzucasz mi, ks. Biskupie, olejem Hodurowym pomazany dla Pol­

ski ambicję, ale uderz się w piersi i powiedz prawdę, co Tobą kieruje?

Wszak wiesz dobrze, że do legalizacji Waszego Kościoła nigdy nie przyjdzie, a gdyby nawet rząd zalegalizował, to lud polski na te ple­

wy złowić się nie da i daremnie tylko narażasz ludzi na szykany i prześladowania, obiecujesz gruszki na wierzbie, że za 2 miesiące za 3 będzie legalizacja, sam nie wierząc w to, co mówisz. Chcesz tylko ratować swój tytuł biskupi, do czasu, dopóki w Ameryce wakans na biskupstwo się nie odkryje. Czy to jednak jest godziwie i uczciwie gwoli zaspokojenia swych ambicyj narażać ludzi na prześladowania, sądy, kary, skoro nic z tego nie wyjdzie? — Sprawa Kościoła Naro­

dowego jest załatwiona tak, jak lepiej w danych warunkach załatwio­

na być nie mogła. I mylisz się, jeżeli sądzisz, że żaden z księży Two­

ich i żadna z „parafij“.nie przyłączy się do nas, przekonasz stę o tern wkrótce. Życzę Ci przeto, ks. Biskupie, zawczasu szczęśliwej podróży

do Ameryki. J\Cs. Jl. Jfuszno.

'*) Brevilog. Pro § 5.

Dawne tradycje.

Narażając się na prześladowania, walcząc z nietolerancją, zaśle*

pieniem i obskurantyzmem, musimy od czasu do czasu zanurzać się w naszą historyczną przeszłość; musimy nawiązywać nić tradycyj na*

(8)

szych do dnia dzisiejszego, bo to nam doda otuchy i wiary w zwy­

cięstwo.

Kiedy w średniowieczu Europa paliła na stosie uczonych za prawdy naukowe, tylko w jednej Polsce istniała prawdziwa wolność słowa i sumienia, to też uczeni chronili się do nas przed prześlado­

waniem i mogli się wypowiadać swobodnie w sprawach wiary i nauki.

Erazm Roterdamczyk pisał: „Polska jest ojczyzną tych wszystkich, co śmią być uczonymi“. W tym właśnie czasie t. j. w 16 wieku sławny Muret, porównywując dwa najoświeceńsze wówczas narody, polski i włoski, nie waha się nam przyznać pierwszeństwa.

Polska jedna nie przeszła przez feodalizm i nie dopuściła świętej inkwizycji. Poseł Henryka Walezego na elekcji musiał publicznie za­

ręczyć, że kandydat na króla nie należał do rzezi św. Bartłomieja. So- cyan, prześladowany przez Europę całą, w jednej Polsce znalazł bez­

pieczne schronienie. W całej Europie mordowani i w okrutny sposób prześladowani Arjanie, reformowani i Żydzi, czyż nie w jednej Polsce tylko mogli znaleźć swobodę sumienia, zakładania świątyń i organizo­

wania gmin wyznaniowych. Nie uszło to uwagi Napoleona, głębokiego znawcy ludzi i ludów, bo oto w konstytucji, którą nadał Państwu Oboj­

ga Sycylji powiedział: „religja katolicka jest panującą", w hiszpańskiej:

„żadna inna nie będzie uznaną przez rząd“, ale w konstytucji Księ­

stwa Warszawskiego: „wszelkie wyznanie będzie wolne i jawne“.

Kiedy Francja uważała wynalazek Gutenberga za czary i wyga­

niała drukarzy z granic swego państwa, pierwsza drukarnia w Europie powstała w Krakowie w roku 1474. Zbiegiem czasu 83 miast polskich posiadało drukarnie, a w samym Krakowie było ich czterdzieści. Re­

formowani pierwszą drukarnię dla swoich wydawnictw założyli w mia­

steczku podlaskiem Sokołowie i stąd dopiero dzieła drukowane roz­

chodziły się po całej Europie. Tak było za Jagiellonów, dopóki nie za­

korzeniła się w Polsce gangrena jezuicka, potem się zmieniło czyli zwycięstwo przechyliło się na stronę ducha nietolerancji, ciemnoty i barbarzyństwa średniowiecznego. Duch ten pokutuje jeszcze do dnia dzisiejszego.

Dzisiejsze objawy nietolerancji i barbarzyństwa to nalot niewoli politycznej i rzymskiej, blizny po kajdanach, bo dusza Narodu jest inna.

W górę serca! /?.

Precz z fanatyzmem!

Bardzo wiele nieszczęść przynosi ludzkości, narodom i jednost­

kom zła wola ludzka. Nie mniejszych, niestety, nieszczęść powodem bywa i wola najlepsza ale sprzężona z fanatyzmem, niepohamowaną namiętnością, jaka cechuje nazbyt często stronnictwa czy to religijne, czy polityczne lub społeczne, Wtedy to najpiękniejsza cnota: miłość bliźniego oraz najcenniejszy cnoty tej składnik: litość i współczucie dla cierpień ludzkich łatwo się kojarzy z litości nieznającą nienawiścią i okrucieństwem. Z lekceważeniem i złością, z szyderstwem i pogar­

(9)

dą odzywają się skrajni fanatycy o przyjaciołach ludzkości, o bohate­

rach Ojczyzny, o twórcach Kościoła Narodowego; wołają głosem śre­

dniowiecza: dla dobra pokoleń przyszłych niechaj krew leje się dzisiaj, niechaj drgają z bólu, niech konają w mękach dzisiejsi dla pomyślnoś­

ci jutrzejszych — zupełnie tak samo, jak w dobie niedorosłych jeszcze do szlachetniejszych metod rozwoju plemion, kiedy dzieci Izraela przez krańcową miłość Jehowy i dla realizacji wskazań starego testamentu bez litości wycinały całe zastępy ludów pogańskich.

Wprawdzie „mocna wiara“, iż ofiary rzezi, tortur i stosów za męki poniesione na ziemskim padole radować się będą wiecznem zba­

wieniem w niebie, stanowiła okoliczność łagodzącą barbarzyństwa, lecz to bynajmniej nie przyczyniło słodyczy sercu św. Bartłomieja, który bez oręża i groźby ale ze słowem miłości i wiary szedł między poga- ny Azji południowej, gdzie sam żywcem ze skóry odarty, zawisł na krzyżu. Nie przyczynili mu radości w niebie ci, którzy imię jego na zawsze związali ze straszną nocą rzezi hugonotów. Ani podniósł bla­

sku Kościoła rzymsko-katolickiego stos, na którym tchnienie ostatnie w okrutnej męce oddał Giordano Bruno. Nie przyczyniły chwały nie­

bu pogromy protestantów, wygrzebywanie ich trupów z cmentarzy i wywlekanie na rozstajne drogi, ho był to fanatyzm reakcji katolic­

kiej. 1 oto w imię dalszego postępu ludzkości jesteśmy dziś świad­

kami powtarzania się historji w innej nieco formie. Któż zaprzeczy, że w obecnym momencie dziejowym rozpalanie namiętności stronni­

czych, prowokowanie walki z demokracją, mobilizowanie motłochu przeciw Kościołowi Narodowemu—nie jest objawem opłakanym?

To też widzimy w prasie obozu bogoojczyźniancgo język złośli­

wy niby syk wężowy, pełen jadu i piany, uzależnianie mózgu od funk­

cji mięśni, ścięgien i kości, podniecanie ramion bratnich przeciw pier­

siom bratnim. Ileż to razy w najświętszym zdawałoby się przybytku narodowym, sejmie, zaufani mędrcy narodu wyrzekli się cnoty, odróż­

niającej człowieka od zwierzęcia; ileż razy zapomnieli mowy ludzkiej, a uciekali się do brutelnej mowy ramion, pięci i nóg w celu ujawnie­

nia już nie pojęć i myśli lecz uczuć i nastrojów namiętnych, fanatycz­

nych, które były zwiastunem zamętu w schorzałej skądinąd Ojczyźnie, zamętu brzemiennego rozlewem krwi, morzem bólów i cierpień. Bło­

gosławionym natchnieniom człowieka, płynącym z ducha miłości, prze­

ciwstawia się szatański duch nienawiści, zapału szlachetnego otwarcie nie tłumi, przeciwnie, podnieca go mocą piekielną i dmie w ogniska szlachetnych niekiedy poczynań, aby promienie twórczego ciepła pod­

nieść do temperatury płomienia wszystko niszczącego.

Jeśli kiedykolwiek, to przedewszystkiem w dzisiejszym momencie wskazane jest opamiętanie się elementu reklamującego się narodowym.

Więcej powagi niż zapału, mniej zaślepionego fanatyzmu tak politycz­

nego jak i religijnego, więcej wyrozumienia i umiarkowania, więcej szczerej, rozsądnej miłości całokształtu narodowego, więcej zastano­

wienia aniżeli walki, w środkach nieprzebierającej, następstw nieprze- widującej,—bo konsekwencje dotychczasowej polityki kościelno-prawi- cowej zemścić się mogą ogromnie.

Czas najwyższy zawrócić ze zgubnej drogi fanatyzmu.

,

(10)

10

Jezuityzm i jezuici.

(Ciąg dalszy).

Ale komentarze zostawmy na boku. Idźmy dalej: „Można — zda­

niem apostołów jezuityzm u — trapić się życiem bliźniego, cieszyć się z naturalnej jego śmierci“ i nie jest to wcale grzechem „jeśli ma na względzie jakąkolwiek światową korzyść dla siebie“. Zaiste, pomniko­

wa moralność... „Wolno jest synowi pragnąć śmierci swego ojca, za­

pewne, nie w chęci źle życzyć ojcu, a dla dobra swego, dla spodzie­

wanej znacznej sukcesji“. Mało tego: „Wolno jest nawet synowi, któ­

ry po pijanemu zabił swego ojca, cieszyć się z tego, byleby tylko ra­

dość pochodziła z nadziei znacznego zysku'1').

Dla celu więc wolno jest uświęcać mordercze środki. Niema ta­

kiego występku, któregoby jezuici nic wytłómaczyli; niema zbrodni, począwszy od największej, a skończywszy na wadach, dla którychby nie wymyślili usprawiedliwienia. Otwarłszy pierwszy lepszy tom ich moralnej Teologji, widzimy alfabetyczny spis tego wszystkiego, co jest potrzebne dla uspokojenia sumienia.

Oto nowy przykład, jakie bogaci i możni ludzie mają przywileje:

Widzieliśmy, że podług ogólnego zdania ten, który obietnicami żenie­

nia się uwiódł pannę, winien słowa dotrzymać, lecz „jeżeli panna, czy to z urodzenia swego, czy też stanowiska, stoi daleko niżej od uwo­

dziciela, to on nie jest w obowiązku żenienia się. Naprzykład szlach­

cic nie potrzebuje się żenić z włościjanką, której odebrał niewinność, lecz może wynagrodzić to posagiem lub wyprawą, a jeżeli uwiedziona zeznawała nierówny związek, stan lub pochodzenie, to uwodziciel i od tego jest wolny*) **“).

W wypadkach oznaczonych przez kazuistów jezuickich, zabranie cudzej własności lub szkoda uczyniona drugiej osobie, pociąga za so­

bą obowiązkowe wynagrodzenie „lecz gdyby wykonanie tego obowiąz­

ku stało się przyczyną zguby \tego, kto winien go dopełnić, to jest je­

żeli nie pozwoli mu dalej prowadzić życia jakie prowadzi (np. gdyby szlachcic miał się wyrzec służby, koni, broni, lub zamożny obywatel potrzebował przez to pracować jak rzemieślnik) pozwala się wynagro­

dzić szkodę w części, w różnych czasach, o ile nato pozwali jego majątek“. A więc jeśli dygnitarz-złodziej okradnie skarb, to gdy ze­

chce, może część pieniędzy oddać, jeżeli to nie będźie odbijało się na jego budżecie.

Czwarte przykazanie „czcij ojca twego i matkę twoją“ tak wy­

gląda w zwierciadle jezuityzmu: „Kto nie chce znać swych rodziców, dlatego, że są biednymi, grzeszy przeciwko czwartemu przykazaniu, lecz ten, kto tylko udaje, że ich nie zna (to jest wypiera się ich przed ludźmi) lub wymawia się od utrzymywania ich przy sobie, wolny jest od grzechu, aby tylko dostarczał im niezbędnych potrzeb***). Niektórzy

*) Prop. damn, ad Innoc. XI. 2. Mart. 1679, N-ra 13, 14, 15.

**) Buzenbaum, L. VI, Tr. VI, C. I, 1). 11, R. 1, c. 4.

***) Buzenbaum, !.. III, Tr. III, C. I, 1). I. R. c. 2.

(11)

jezuici w tym wypadku byli innego zdania: wymagali ofiar na rzecz kościoła.

Jeżeli panowie sługom swoim wyrządzają krzywdy, przezywając ich psami, bydlętami, a szlachcic, będąc w złym humorze, szpicrutował chłopa po twarzy lub kazał mu wsypać pańszczyźnianych plag pięć­

dziesiąt - wszystko to nie jest grzechem, gdyż „czynione było bez zastanowienia, w gniewie*).

Podług ogólnego sądu, ten co sławę lub cześć czyją oczernił, powinien je oczyścić: przeprosić pokrzywdzonego, lecz od tej uczci­

wej zasady jezuici wyłączają cały szereg wypadków, naprzyktad: „je­

żeli dobra sława oskarżonego nie jest tak drogą jak reputacja obrażo­

nego“. Z tego wynika, że dygnitarz, pan, dziedzic, fabrykant, praco­

dawca nie potrzebuje przepraszać człowieka niższego stanu, jeżeli re­

putację swoją i ambicję stawia wyżej od wartości moralnej człowieka obrazą skrzywdzonego**). W ogóle w czasach rozkwitu jezuityzmu w Pol­

sce dygnitarzom, szlachcie i ludziom majętnym dobrze było żyć na święcie, bo im się bardzo wiele krzywd i podłości przebaczało.

Teraz zobaczmy przepisy o kradzieży:

O ile okradający jest bliższy okradanego o tyle pobłażliwsi są jezuici. Pod tym względem żona i dzieci mają szczególne prawa. Na- przykład „syn kradnąc ojcu pieniądze nie popełnia ciężkiego grzechu“.

Kazuiści jednak nie mogli się zgodzić na ograniczenie sumy, dozwo­

lonej do ukradzenia, jedni nie uważają kradzieży za grzech wogóle je­

śli ona nie przewyższała dukata, drudzy ■— gdy nie przewyższała sze­

ściu dukatów. Kościół rzymsko-katolicki kwestji tej nie rozstrzygnął.

*) Buzenbaum, L. Ill, Tr. III, C. II, I). IV, R. I, ę. 2.

**) Buzenbaum, L. III, Tr. IV. C. I. 1). Ill, Quaest. I, R. 6.

Z notatek obrońcy.

Ta, która przysięgła wierność małżeńską do śmierci, zdradziła go!

Sponiewierała gniazdo rodzinne, porzuciła dzieci i dom. Z kabaretu przeszła do domu publicznego i tam znajduje się od dwuch lat. Oczy­

wiście mąż chce zerwać wszelkie węzły z ladacznicą i oto adwokat mu mówi, że może uzyskać... separację.

Jakież mi tu potrzebne jest odłączenie od stołu i łoża, skoro ona dzieli łoże publicznie z każdym i handluje swem ciałem ? Ja się chcę z nią rozwieźć.

- • Rozwodu Kościół rzymsko-katolicki nie uznaje, a znajdowa­

nie się pańskiej żony w domu publicznym nie może być przyczyną unieważnienia małżeństwa.

Za pozwoleniem, ona nie jest moją żoną i nie ma prawa po­

niewierać mego nazwiska w domu publicznym 1

— Faktycznie tak, ale prawnie ta prostytutka jest pańską żoną i nosi pańskie nazwisko.

— Cóż to za prawo ?

(12)

12

Prawo kanoniczne Kościoła rzymsko-katolickiego. Nierozer­

walność sakramentu małżeństwa ustanowiona jest w imię świętości ro­

dziny i podstaw ładu społecznego.

— Więc co tutaj zyskuje moralność publiczna i świętość rodzi­

ny. Dlaczego za cudzą winę mam mieć złamane życie? Absurd. — Trudno 1 Może pan uzyskać odłączenie od stołu i łoża. Nic więcej.

Albo znowu żona mężowi dosypywała do strawy truciznę. Mało nie skonał. Sąd ją skazał na trzy lata więzienia, karę odbyła i oświad­

cza publicznie zamiar pozbawienia męża życia.

— Znowu ta sama bisior ja!

Albo mąż porzucił żonę i dzieci, wyjechał zagranicę, tam się po­

wtórnie ożenił j ma dzieci, a tutaj przysyła list, że z nią żyć nie bę­

dzie i do Polski wogóle nie wróci. Kobiecina ma kilkoro drobiazgu, posiada kilkunastumorgową gospodarkę, niema komu gospodarzyć i chce wyjść zarnąż. Z tryumfem trzyma własnoręczny list swego byłego mę­

ża, jako według jej zdania — niezbity dowód.

— 1 znowu: dowód ten nie, ma znaczenia w sprawie o unieważ­

nienie małżeństwa, a jest jedynie powodem do rozłączenia od... stołu i łoża.

Takich przykładów setki... Tymczasem przygotowuje się grunt.

Na licznych wiecach zapadają uchwały, domagające się utrzymania nie­

rozerwalności małżeństwa, w imię ochrony podstaw moralności chrze­

ścijańskiej, ładu społecznego i świętości rodziny. Różni Cederbaumo- wie i Dworzaczki zabierają „fachowy“ głos na łamach prasy brukowej i w końcu ukazuje się list pasterski biskupów rzymskich, odczytywany z ambon przy akornpanjamencie gromów i błyskawic.

W rezultacie ogłupione stado owieczek nabiera przekonania, że prócz Kościoła rzymsko-katolickiego, żadne inne wyznanie chrześcijań­

skie nie chroni i nie uznaje zasady nierozerwalności małżeństwa.

Jest to fałsz, obliczony na ciemnotę i naiwność narodu. Wszyst­

kie wyznania chrześcijańskie uznają tę zasadę i jedynie dopuszczają wyjątki prawem kanonicznem przewidziane. A wyjątki dotyczą wypad­

ków, w których jeden ze współmałżonków łamie życie drugiemu, unie­

możliwia wyst^pnem prowadzeniem się współżycie małżeńskie, złośli­

wie go opuszcza, czyha na jego życie, honor lub mienie i t. p. W ta­

kich wypadkach zasada nierozerwalności małżeństwa byłaby bezlitos- nem skazywaniem człowieka na pokutę za winy drugiego, pozbawie­

niem strony niewinnej sprawiedliwości boskiej i ludzkiej, co właśnie godziłoby w moralność publiczną, świętość rodziny i ład społeczny.

Podkreślić w końcu należy, że zasada tej nierozerwalności jest bardzo problematyczną, bo ogólnie wiadomo, że w konsystorzu rzym­

sko-katolickim rozwód uzyskać można, chodzi tylko o cenę, niedostę­

pną dla maluczkich. Chodzi tylko o to, że prędzej wielbłąd przez ucho igielne przelezie, niż biedny uzyska tam sprawiedliwość. Z talentem tę sprawę opisała Zapolska w jednej ze swych powieści.

W niedługim czasie kwestja ta postawiona będzie na porządku dziennym w Sejmie i Senacie; zawrze walka o sprawiedliwość, o praw­

dę, o równe prawa dla mas szerokich. Wierzymy, że prawda zwycięży

(13)

i Chcielibyśmy uczynić jedno zastrzeżenie. Sprawy małżeńskie nie po­

winny podlegać właściwości sądów ogólnych, bo i psychicznie i praw­

nie są one dalekie i odmienne od norm prawa cywilnego i karnego.

Sędziami mogą być kapłani, którzy w konfesjonale poznali całą głębię i tajniki duszy ludzkiej. Oni tylko mogą te sprawy dobrze rozumieć

i sądzić. Ą.

Jak wszedłem na drogę Prawdy.

Kilkakrotnie wyczytałem z gazet wieść, iż jakiś człowiek przybył do Zagłębia i zamieszkał pod Gołonogiem na Dziewiątym, który utworzył nową sektę, podług której odprawia niewłaściwe nabożeństwa i wygłasza fałszywe nauki i w ten sposób dużo ludzi bałamuci, którzy się do niego garną. Byłem bardzo wrogiego usposobienia względem tego człowieka, i jego sekty; powiadam: źle, że niema takiego człowieka, któryby mógł przetłumaczyć zgromadzonym ludziom, • ażeby to opuścili raz na zawsze i nie słuchali tej bezbożności. Poszedłem do kościoła, w kościele to samo ksiądz głosi z kazalnicy, opowiada o tej sekcie różne rzeczy.

Sprawa ta zaciekawiła mnie bardzo, iż zło takie nietylko że nie ustaje, ale się nawet powiększa, więc postanowiłem w najbliższym dniu świą­

tecznym udać się na miejsce tej bezbożności i przekonać się osobiście, co i jak jest. Postanowiłem również wpaść tylko na parę minut, zoba­

czyć i wynosić się ztamtąd; chodziło mi o to, abym nie zgrzeszył wzglę­

dem Boga i nie stracił opinji u znajomych. W najbliższą niedzielę za­

szedłem na miejsce tej bezbożności i oto co zobaczyłem: obszerną ró­

wninę, na której stał biały dom, otoczony drzewami i różnemi roślinami, obok którego znajdowała się rzesza ludu obojga płci, od starca do dziecka, od inteligenta do ubogiego. Cała ta rzesza stała w sku­

pieniu i modliła się. Było tam około 4000 ludzi. Rozglądałem się ciekawie dokoła, aby prędko wszystko zbadać i uchodzić ztamtąd, lecz usłyszawszy śpiew chórowy pięknej melodji, przecisnąłem się na­

przód; tam mnie uderzył poważny widok, mianowicie na czele zobaczy­

łem obraz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, który był umieszczony w ołtarzu ozdobionym kwiatami, przed którym stał ksiądz ubrany w sza­

ty mszalne, nie różniące się niczem od rzymskiego księdza i odprawiał Mszę świętą, z tą tylko różnicą, że śpiewał po polsku, chór odpowiadał również po polsku a nie po łacinie niezrozumiale jak księża rzymscy.

To też stałem i z wielką przyjemnością słuchałem Mszy św., którą po raz pierwszy w życiu słyszałem w języku ojczystym polskim i pod wpły­

wem tej Mszy św. przemieniłem się, zapomniałem o wrogim usposobie­

niu i prędkim powrocie, a pragnąłem jak najdłużej słuchać tej cudnej melodji. Po skończonej Mszy św. ksiądz pobłogosławił lud i wyszedł z książką w ręku na kazalnicę i czytał Ewangelję św. Jana, pp prze­

czytaniu której, wykładał naukę według przeczytanej Ewangelji, tylko obszernie wykładał każde słowo, aby każdy dobrze zrozumiał, zaś przy zakończeniu nauki napominał o miłości Boga i bliźniego, aby się kochać i miłować po bratersku, aby nieszczęśliwych i biednych wspomagać czy­

nem i dobrą radą.

(14)

14 —

A więc jeżeli wierzymy w to, że Chrystus Pan głosił prawdziwą Ewangelję, to ksiądz Huszno te same słowa powtarza za Chrystusem, a nie żadne fałsze. Byłem naocznym świadkiem i słyszałem słowa Prawdy w tej świętej Instytucji Polskiej i wszedłem na drogę Prawdy, przemieniłem się odtąd na stałego uczestnika Polskiego Kościoła Naro­

dowego. Nic też dziwnego, że po każdej krytyce bywa przemienienie i każdy, przekonawszy się, gdzie jest fałsz, a gdzie prawda, wchodzi na drogę Prawdy Polskiego Kościoła Narodowego, którego założycielem jest ks. Andrzej Huszno, ten mąż wielki i działacz, do którego każdodziennie garnie się naród: jedni prosząc o poradę dla zdrowia, drudzy o radę i środki do życia, innym daje zajęcia przy budowie; każdy o co prosi, otrzymuje.

Gdyby w każdej parafji taka rada i pomoc była ze strony księży, to bieda znikłaby w kraju. Wy wszyscy ojcowie, co tyle krytyki i obelg rzucacie na ks. Husznę, idźcie za jego przykładem' a dacie o sobie świadectwo prawdy, miłości Boga i bliźniego. JaJ(ób jYfrówka.

Przyrodolecznictwo.

(Ciąg dalszy).

ZIOŁA SIERPNIOWE.

Bób. Jest rośliną powszechnie znaną, hodowaną w ogrodach i polach dla swego owocu w strąkach. Ziarna bobu należą do potraw pożywnych i smacznych.

Użytek w lecznictwie bywa tylko z ziarn bobu:' na wewnątrz przy zatrzymaniu regularności u kobiet, skutecznem jest jeść gotowany bób, lub pić polewkę przyrządzoną z bobu, regularność wróci.

Zewnętrznie można używać na wrzody w piersiach matek karmią­

cych, przyczem przyrządza się następującą maść; 2 luty bobu, garść liści bożego drzewka, pół łuta miałko mielonej mirry i ćwierć łuta utłu­

czonego szafranu, wszystko to zmieszać razem, zalać winem, dodać łyż­

kę niesolonego szmalcu .wieprzowego i gotować 20 minut. Po ostudze­

niu dobrze rozetrzeć w szklanem naczyniu i tern okładać piersi.

Bylica pospolita. Roślina do trzech łokci wysoka rosnąca przy drogach i na ugorach, ma łodygę gałęzistą, korzenie grube, liście zazę­

bione, szerokie, z wierzchu gładkie, pod spodem omszone, białawe.

Kwitnie w lipcu i sierpniu żółto lub czerwono, kwiaty zebrane w wie- chowate kłosy; korzeń wykopuje się w Jesieni, ale do użytku służą tylko jego boczne rozgałęzienia. Działa pobudzająco na nerwy, napotnie, mo­

czopędnie, uśmierza kurcze.

Wewnętrznie odwar z korzeni może być używany przy padaczce., Napar z liści i kwiatów jest dobrym środkiem przy ogólnem osłabieniu, a także w osłabieniu narządu trawienia, w zaflegmieniu, przewlekłej biegunce.

Bukwica lekarska. Rośnie na brzegach lasów, łąkach leśnych, przy drogach, pod parkanami. Łodygę ma wiotką, zwykle pojedyńczą

(15)

do 50 cm. wysoką, pokrytą szorstkiemi włosami.- Liście podłużne serco- wate na długich szypułkach. Kwiaty na wierzchołku łodygi ukazują się w lipcu i sierpniu w kształcie kłosa, koloru jasno lub ciemnopurpuro- wego. Całe ziele, a szczególnie korzeń posiada balsamiczną woń w ro­

dzaju melisy.

Korzeń lekko podnieca do wymiotów, zaś ziele zwalnia, wypędza śluzy, podnieca nerwy, wzbudza kichanie.

Na wewnątrz herbatkę z tego ziela zaleca się używać przy dycha­

wicy, zaflegmieniu płuc, padaczce, żółtaczce, bólu głowy, przy osłabieniu nerwów, goścu, w zaburzeniach trawienia, Dawniej liście i korzeń bu- kwicy słynęły jako środek lekarski od 47 chorób. Wywar bukwicy, zmieszany z winem, używa się (2 razy kieliszek) przy pluciu krwią i kaszlu.

Zewnętrznie używa się bukwicy do okładów na wywichnięcie.

Drjakiew podgryziona czyli Piotruziele. Rośnie po wilgot­

nych łąkach i wygonach, kwitnie błękitno w sierpniu, liście lancetowate.

Korzeń ciemnobrunatny jakby nadgryziony (wedle podania ludowego przez zazdrosnego djabła).

Użytek w lecznictwie tylko z korzenia, który kopać należy w je­

sieni. Działa lekko ściągająco, napotnie, czyści krew.

Wewnętrznie odwaru korzenia używa się przy kaszlu, w cierpie­

niach gardła, odrze, od padaczki i kiły (syfilis).

Zewnętrznie do okładów na owrzodzenia syfilityczne i do wstrzy­

kiwać od rzeźączki i białych upławów.

Jaskółcze ziele albo Glistewnik większy. Rośnie na gru­

zach, pod murami i płotami, w miejscach wilgotnych zacienionych i nad brzegami jezior, stawów, sadzawek i rowów. Korzeń posiada roz­

gałęziony, z wierzchu ciemnożółty, wewnątrz biały; w razie skaleczenia wydaje ciemnożółty sok mleczny. Łodyga włosista, napełniona również sokiem. Liście pierzaste, szarozielone, okrągłołatowate. Liście tego ziela należą nieco do jadowitych, dlatego do użytku w celach leczniczych należy zbierać najmłodsze listki.

Na wewnątrz używa się naparu z młodziutkich listków, soku ziela i korzeni przeciw za parciom żywota, cierpieniom moczowym, żółtaczce a również w cierpieniach rakowatych. Można również sok tego ziela zmieszać pół na pół z żytniówką; po kilku dniach zlać jasną,' odstałą ciecz i zażywać codzień kilkakrotnie 5 do 10 kropel.

Zewnętrznie — proszek lub wyciąg - służy od wżery (syfilisu) wygryzu (szankra), także do niszczenia brodawek.

Przegląd polityczny.

Polska. W dniu 31 lipca wieczorem Senat przystąpił do gło­

sowania. Wniosek komisji o rozszerzenie praw Senatu przyjęto więk­

szością ’głosów. Wnioski o podwyższenie wieku wyborców i o zmianie przepisów o nietykalności poselskiej upadły, jak również upadł wniosek pozwalający na skrócenie terminu 90-dniowego wyborów, a także wnio-

(16)

16

sek skreślający przepis konstytucji, wymagający zgody Sejmu na zawar­

cie przymierza. Resztą wniosków komisji przyjęto. W ten sposób Se­

nat uchwalił ustawą o zmianie konstytucji.

Marokko. Od kilku dni po chwilowem zaciszu na froncie ma­

rokańskim zostały ponownie rozpoczęte ataki Kabylów na pozycje Fran­

cuzów. Grupy francuskie pod dowództwem gen. Freydenberga, gen. Tal- lais i gen. Materne zmuszone były okopać się, odpierając nieustanne ata­

ki. Według doniesień pism, dywizja gen Freydenberga poniosła dotkliwe straty i znalazła się w bardzo krytycznej sytuacji.

Rosja. W ostatnich dniach pisma rosyjskie umieściły wiadomość o śmierci komisarza ludowego Dzierżyńskiego, który miał rzekomo umrzeć na udar serca. Feliks Dzierżyński urodził się w Wilnie w r. 1877 i tam uczęszczał do gimnazjum. W r. 1898 został wysiedlony do Wiatki, gdzie przebył 3 lata. Po powrocie z Wiatki do Warszawy, gdzie brał czynny udział w życiu politycznem, ponownie został wysłany na Sybir, po dro­

dze jednak zbiegł i udał się do Berlina W r. 1905 wrócił do Polski, lecz zmuszony był ukrywać się przed policją carską. Po rewolucji w Ro­

sji otrzymał wszechwładne stanowisko szefa czerezwyczajki, gdzie wsławił się jako najbardziej okrutny wróg kontrewolucjonistów. Rosja nazywa go czerwonym katem. Jako energiczny i sprężysty organizator był powoływa­

ny przez sowiety do wykonywania szczególnie trudnych zadań.

Jak było podane w poprzednim numerze, śmierć Dzierżyń­

skiego wywołała rozłam w grupie dygnitarzy sowieckich. Jeszcze za życia Dzierżyńskiego powstała silna opozycja na czele z Zinowjewym, który nie zgadzał się z obecnym ustrojem sowietów. Opozycja zdążyła objąć w swe sieci niektóre wojskowe organizacje, jak również miała licznych zwolenników wśród wyższych dowódców wojskowych. Do opo­

zycji skłaniał się i sam Trocki, który jednakże ze względów osobistej niechęci do Zinowjewa, trzymał się w rezerwie. Po śmierci Dzierżyń skiego rozpoczęły się aresztowania wśród opozycjonistów sam Zino- wjew został zaaresztowany. Areszty miały miejsca we wszystkich więk­

szych miastach Rosji, z wyjątkiem Leningradu, gdzie z powodu dużej ilości zwolenników opozycji, obawiano się większych rozruchów. Według pism rosyjskich sprawa ta nje da się zlikwidować bez rozlewu krwi,

Rumunja, Władzom policyjnym w Rumunji udało sie wykryć organizację szpiegowską, działającą na korzyść Rosji sow. Przychwyco­

ny materjał stwierdza, iż organizacja ta była niezwykle rozgałęzioną, po­

siadając placówki w różnych korpusach armji. Narazić udało się orga­

nom policyjnym zaaresztować 10 osób, u których znaleziono obciążający

materjał. Obserwator.

OGŁOSZENIE.

Dnia 7 i 8 sierpnia t. j. w sobotę i w niedzielę ks. Huszny i ks. Pie­

truszki nie będzie w domu.

Wydawca i redaktor odpowiedzialny: TOMASZ LEGOMSK1.

26—485. Drukarnia „St. Swląckl", Dąbrowa Górnicza.

Cytaty

Powiązane dokumenty

szkód, a przy pogrzebach żadnych zastrzeżeń. miał się odbyć pogrzeb ś. inżyniera Edmunda Wargenau, na który przybył z Warszawy ks. Przed samym pogrzebem, już przybywszy

ków Polsko-Katolickiego Kościoła Narodowego zjednoczyć się z św. Kościołem Prawosławnym na zasadach zgodnych z duchem i historją Świętego Powszechnego Kościoła Prawosławnego

„publicznego bezpieczeństwa"; można życzyć bliźniemu choroby, jeżeli zdrowie staje się przyczyną jego grzechów, życzyć mu choroby, aby się poprawił, nawet śmierci,

Wrogiem Kościoła Chrystusowego, który był kościołem ubogich, pracujących, stroskanych, wspierających się wzajemnie, stawał się biskup rzymski, żądny władzy i panowania,

czonych, a jeden się tylko znalazł, który się wrócił, by dać chwałę Bogu, tak i Europa cała może o sobie powiedzieć, że jest chrześcijańską, lecz nie wszystkie narody i

cami Polskiego Kościoła Narodowego staje obecnie aktualne pytanie, kto jest nasz bliźni.. Odpowiedź na to

Uwaga 1. Wolno jest prosić o rozwód, jeżeli jedna ze stron dopuściła się kazirodztwa, lub ułatwiała drugiej stronie i namawiała ją do zdrady w celu ciąg­. nięcia z

skiej wbrew konkordatowi z Polską — bo w myśl tego konkordatu Gdańsk miał należeć do diecezji, w Polsce będącej — jest dowodem nie miłości dla Polski — ale