• Nie Znaleziono Wyników

Głos Ziemowida, 1926, R. 2, nr 14

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Głos Ziemowida, 1926, R. 2, nr 14"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Opłata poczt, uiszczona ryczałtem. Cena 25 gr.

GŁOS ZIEMOWIDA

Organ Wyznawców Polsko-Katolickiego Kościoła Narodowego.

Tygodnik poświęcony sprawom religijnym, społecznym i naukowym.

Rok II. Polska, Dąbrowa Górnicza, 7 marca 1926 r. N° 14.

PRENUMERATA: Rocznie złotych 10, półrocznie złotych 5, kwartalnie złotych 3.

Numer pojedynczy 25 groszy. : Konto czekowe P. K. 0. w Warszawie 63.166.

W Ameryce rocznie 2 doi. We Francji rocznie 50 Ir. kwart. 15 fr. Na Telefonu 1.27.

Adres redakcji i administracji: Polska, Dąbrowa Górnicza, „Głos Ziemowida".

TREŚĆ NUMERU:

Kazanie ks. Huszny. — Wieści z Babilonu: a) Prymas i Prezydent Polski, b) Tole­

rancja i wojsko, c) Chytre umizgi Watykanu, d) Duchowieństwo w Rosji. — Patrio­

tyzm księży rzymskich. — Korespondencja z Łodzi. — Wśród głogów i cierni. — Pomoc w nagłych wypadkach. — Przegląd polityczny.

Wiara w opętanie.

Ewangelja według św. Łukasza, r. Ił.

Onego czasu: wyrzucał Jezus czarta, a on był niemy. A gdy wyrzucił czarta, przemówił niemy, i dziwowały się rzesze.

Niektórzy zaś z nich mówili: Przez Belzebuba, książęcia czar- towsldego, wyrzuca czarty. A drudzy kusząc domagali się znaku z nieba. A on skoro ujrzał myśli ich, rzekł im: Wszel- 1 kie królestwo, przeciw sobie podzielone, będzie spustoszone i dom na dom upadnie. A jeśliż i szatan podzielon jest prze­

ciw sobie, jakoż się ostoi królestwo jego? gdyż powiadacie, iż ja przez Belzebuba wyrzucam czarty....

NAJMILSI BRACIA !

.""I I Słyszeliście nieraz, jak księża przy tej ewangelji roz- I I wijali przed oczyma Waszemi obraz strasznego po­

twora, który potrafi usadowić się w człowieku jak tasiemiec i, opanowawszy jego umysł i ciało, spycha ofiarę swą na dno strasznej rozpaczy. Wiara w opętanie człowieka przez djabła, oparta między innemi i na dzisiejszej ewangelji, jest

(2)

2

przyjętą przez wszystkie wyznania rzekomo chrześcijańskie i stanowi ich dogmat. Przed tym dogmatem chylą głowy lu­

dzie bardzo uczeni, nie mówiąc już o papieżach i biskupach.

Sam zresztą byłem.świadkiem takiego „opętania przez dja- bła“ dziewczyny z Sochaczewa, przywiezionej do Często­

chowy i egzercyzmowanej przez księży Paulinów i księdza prałata od św. Barbary w Częstochowie w maju 1919 r. Pa­

miętam, iż jako heretyk byłem poczytany za to, żem podał w wątpliwość opętanie i to przez profesora Akademji du­

chownej w Petersburgu ks. Trzeciaka, który skończył uni­

wersytet w Krakowie, Monachjum, Rzymie i Bajrucie. Na mojem jednak stanęło, gdy żadne egzorcyzmy rzymskie nie skutkowały a natomiast dziewczyna —medjum została uleczo­

na przez hypnotyzera Kordjana. Wiara w cielesne opętanie jest podstawą wszelkich prawie praktyk religijnych rzymskie­

go Kościoła, od chrztu począwszy a na pogrzebie kończąc.

Wiecznie się czyta exi dem one, fuge djabole (wy­

chodź demonie, uciekaj djable, odstąp duchu nieczysty).

A ten tyle sobie z tego robi, co pająk z muchy. O jakież tu więc opętanie chodzi? W ewangelji dnia dzisiejszego ów opętany jest niemy, a w ewangielji św. Mateusza i ślepy.

Te jednak cuda, przemawiające do rzesz ludowych, nie zdo­

łały przekonać obłudnych faryzeuszów, dosłownie rozumieją­

cych pisma, i żądali od niego znaku z nieba, jak to czynił Bijasz, Gedeon i Mojżćsz, nie wiedząc o tern, że i tamte cu­

da miały znaczenie przenośne, duchowe a nie dosłowne.

Wiara ówczesnych kapłanów i faryzeuszów była również po­

gańską, jak jest. wiara kapłanów dzisiejszych. Bo i dzisiaj te cuda Chrystusowe pojmują dosłownie, a nie obrazowo i w przenośni. I gdyby dzisiaj zjawił się Chrystus, toby żą­

dali , od niego cudów materjalnych, nie rozumiejąc cudów duchowych. Otóż cud ten w znaczeniu symbołicznem tak się przedstawia.

Człowiekiem opętanym to jest ludzkość cała. Opętanie jej polega na tern, że nie zna Boga Prawdy, a nie znając Prawdy, hołduje błędom wielorakim, nie mając światła praw­

dziwego, ludzie potworzyli sobie lampy kopcące i cuchnące, którym się kłaniają z wielkiem nabożeństwem, jako słońcom

prawdziwym.

To błędne rozumienie Boga sprawia, że ludzie są ślepi

(3)

—— 3 ■—

ku rozumieniu tego, co jest Prawdą i niemi ku chwaleniu Boga. Jezus—jako światłość prawdziwa, Jezus jako mądrość Boża, Jezus—jako świadek Boga Prawdy tę ślepotę, niemo­

tę, niewiedzę—przez swą naukę usuwa i uwalnia ludzi dobrej woli z tego opętania duchowego. Nie wszyscy jednak tej kuracji się poddają, bo oto słyszymy, że bałwochwalcze du­

chowieństwo w swej pysze i zarozumiałości — nie chce się przyznać do błędu czyli opętania, ale przeciwnie, uważa sie- bię za prawowierne, a Chrystusa uważa za opętanego czyli błą­

dzącego, mówiąc: przez Belzebuba wyrzuca czarty.

1 my, bracia najmilsi, jesteśmy dzisiaj świadkami cudu Eljasza, gdzie ogień zstępuje na ziemię i pożera ofiary, a tym ogniem to jest duch Chrystusowy, który w nas działa i spra­

wia, że martwe symbole—dary ofiarne przeistaczają się w prawdy żywe jak dary ofiarne w dym. I dzisiaj jesteśmy świadkami cudów Chrystusa, gdy pod wpływem nauki P.K.K.N. ludzie, niemi dotychczas ku chwaleniu Boga, ślepi i głusi ku poz­

naniu Jego słowa, zaczynają rozumieć te martwe symbole.

Tak, lud zaczyna się budzić i rozumieć, ale stan kapłański, faryzeusze powiadają: Szatan Husznie pomaga, djabeł siedzi na Dziewiątym, djabelską naukę głosi. Słowem, nic nowego pod słońcem. Tak było niegdyś, tak jest i dziś. Błogosławieni jednak, którzy się z nas nie zgorszą. Amen.

Wieści z Babilonu.

Prymas i Prezydent Polski.

Wolno było panu Prezydentowi być na pogrzebie Stefana Żerom­

skiego, którego miał być przyjacielem, więc wolno p. Prezydentowi chodzić i jeździć na pogrzeby innych przyjaciół o ile ich dawniej miał w gronie duchowieństwa. Bo obecność p. Prezydenta na pogrzebie kardynała Dalbora nie wiadomo jaką była ?

Z osobistej przyjaźni czy z obowiązku przedstawiciela Państwa i Narodu. W pierwszym wypadku, o ile to było z przyjaźni, to wolno ją Prezydentowi okazywać jak każdemu obywatelowi, ale jeżeli to by­

ła obecność urzędowa z obowiązku przedstawiciela Narodu i Państwa, to p. Prezydent stworzył nieosobliwy obyczaj prezydencki — to cho­

dzenie za pogrzebami nie bardzo przystoi osobie reprezentującej Na­

ród żywy i Państwo odrodzone.

Przytem ten osobliwy obyczaj pierwszego Prezydenta Polski współczesnej może z czasem wywołać tarcie polityczne pomiędzy Po­

(4)

lakami różnych wyznań, bo ewangelicy, prawosławni (do których na­

leży i minister Zdziechowski), i Polacy mahometanie, i żydzi i marja- wici będą wymagali, żeby Prezydent lub jego zastępca uświetniał po- pogrzeby kierowników wyznań.

Co prawda, taki pogrzebowy obyczaj Prezydenta Polski nie uświe­

tnia roli dostojnika Narodu i Państwa—gdzie tolerancja była już w 16 wieku prawem, o które dbali przodkowie p. Prezydenta —a nie dbali przodkowie kardynała Dalbora. O tym zaś zmarłym dostojniku papi- zmu w Polsce jedna z gazet wyzwolonych pisała co następuje: Arcy­

biskup z Poznania zmarł dn. 13 b.m. Jest to wielki cios dla reakcji, bo jej wszystkie plany i koncepty były naprzód omawiane i aprobo­

wane przez zmarłego kardynała. Wobec Niemców był bardzo lojalny.

W Polsce stał na czele ruchu klerykalnego. Jest duchowym założycie­

lem rozmaitych klerykalnych instytucyj, które— ów lojalny pruski oby­

watel lubiał chrzcić mianem „narodowych“. Stale przedkładał władzę kościelną ponad cywilną. Ogół jednak gazet niewyzwolonych z klery­

kalizmu pisał o olbrzymich zasługach tego kardynała, lecz z powodzi słów jedno tylko było widocznein, iż to był człowiek dużego taktu politycznego i — nic więcej. Co stworzył, co zrobił dla ludzkości, Narodu ?

Tolerancja i wojsko.

Był sobie z górą czterysta lat temu w Holandji pastor Ernest Meno, który stworzył sektę menonitów. Podwaliną mniemań tej sekty było uporczywe trzymanie się przykazania „nie zabijaj“. Więc me­

nonici nie chcieli służyć w wojsku, a ponieważ ich za to prześlado­

wały rządy państw całej Europy — oprócz Polski — gdzie wtedy była jeszcze tolerancja religijna, przeto przez całe Niemcy zwolennicy sekty ciągnęli latami do Polski. Szlachta jako stan panujący chętnie im na­

dawała grunty nadrzeczne, a ci „ołendry“, jak to dotąd u nas się mó­

wi, tworzyli kulturę rolną i dotąd są w Polsce wioski i osady nad Wi­

słą, gdzie mieszkają potomkowie tych sekciarzy.

Druga grupa tych fanatyków niezabijania ludzi i żadnego (ży­

wego stworzenia) wylądowała w Afryce, i dała początek narodowi Du­

rów i niejeden ryżowłosy dotąd „ölender“ w ziemi płockiej i war­

szawskiej nie wie o tern, że posiada krewniaków w Rzeczypospolitej Burskiej w Afryce.

W kolei wieków ci menonici stali się w Polsce Intratni, babty- stami, nawet katolikami i cicho pracowali dopóki była w Polsce tole­

rancja religijna, a gdy od końca 17 wieku skończyła się, menonici ja­

ko dysydenci wywędrowali do Rosji, gdzie Piotr I j Katarzyna II ob­

darzyli ich „ukazami“ swobód religijnych tej treści, że nigdy w woj­

sku bojo wem służyć nie będą—tylko w szpitalach i poza frontem.

Idea jednak fanatyka Ernesta Meno nie upadła, wciąż żyje i roś­

nie i obecnie coraz więcej sekt żąda swobody wyznania wobec praw wojny. Wobec tego miło nam podkreślić fakt, że w administracji woj­

skowej Polski współczesnej budzi się tradycja stara polskiej tolerancji

(5)

— 5 —D

- bo w organie perjodycznym, półoficjalnym pod tytułem „Polska Zbrojna“ w numerze 43 roku bieżącego czytamy takie oto rozpo­

rządzenia.

W Dzienniku Rozkazów Nr. 4 ogłasza p. minister: Należy prze­

strzegać, aby na wszystkich uroczystościach o charakterze ogólno-pań- stwowym i wojskowym były reprezentowane wojskowe władze du­

chowne wszystkich wyznań, mających w wojsku urzędy duszpasterskie.- W tym celu należy zapraszać kapelanów wszystkich wyznań jako przedstawicieli wojskowo-duchownych władz centralnych,, względnie okręgowych, zależnie od charakteru uroczystości i wyznaczać im odpo­

wiednie ich stanowisku miejsca, mając to na uwadze, że bez względu na posiadany stopień wojskowy są oni reprezentantami swego wyzna­

nia w wojsku.

A więc pierwszy objaw tolerancji w Polsce zabłysnął i trzeba mieć nadzieję, że w kolei czasu będzie się rozwijać pełna to­

lerancja religijna przez równouprawnienie wiar nietylko w wojsku ale i w życiu społecźnem obywateli. Wówczas może, jak umrze przedsta­

wiciel „wiary marjawickiej“, tak, kiedyś nowy Prezydent pójdzie na pogrzeb — jak obecny Prezydent Państwa jeździł na pogrzeb przed­

stawiciela papizmu.

Chytre umizgi Watykanu.

Czcigodne duchowieństwo w Polsce od wieków utwierdza nas w mniemaniu, że papież, każdorazowo panujący, kocha nas Polaków—

nadzwyczajnie. Ale dowodów tej miłości nigdy nie widać, ostatni zaś dowód—udzielenie Gdańskowi autonomji przez utworzenie diecezji gdań­

skiej wbrew konkordatowi z Polską — bo w myśl tego konkordatu Gdańsk miał należeć do diecezji, w Polsce będącej — jest dowodem nie miłości dla Polski — ale podchlebiania się Niemcom. To zaś, że Ojciec święty ofiarował pozłacane gwoździe do Korony Matki Boskiej w Częstochowie na uroczystość koronacji na 3 Maja 1926 roku, to dowód miłości dla kleru w Polsce, ale nie dla Polski. Prawda, że po­

dług czcigodnego duchowieństwa interes papieski w Polsce — to Pol­

ska. Otóż w zabiegach Watykanu o ten swój folwark polski "i dla osłodzenia dyplomacji polskiej- pigułki z Gdańskiem—kardynał, sekre­

tarz stanu Caspar! na konferencji z dyplomatami, t.j. z księżmi, kra­

jów katolickich, należących do Ligi Narodów, wyraził życzenie Sto­

licy Apostolskiej, by odnośna kandydatura Polski, Hiszpanji i Brazylji

•była przez nich popieraną.

Czcigodny Gaspari akurat 10 lat temu w 1916 roku, w czasie wojny światowej mówił R. Dmowskiemu, że przyszłość Polski... to w połączeniu z Austro-Węgrami. Teraz ten dyplomata widzi, że Pol­

ska istnieje, a nawet skutecznie walczy o byt prawnopaństwowy, więc wyraża życzenie, by w gronie państw katolickich i Polska mogła być członkiem Ligi Narodów. Instytucja ta bowiem jako międzynarodówka coraz więcej interesuje Watykan... ho kiedyś w Europie taką między­

narodową organizacją dla państw i narodów był Rzym papieski... a te-

(6)

—— 6

raz wyrasta mu konkurent i to nie jeden: Liga Narodów, druga socja­

listyczna i trzecia międzynarodówka komunistyczna i tendencje ludów Azji w Chinach i w Afryce do wypędzenia djabłów zamorkich z ich bogami. W świecie babilońskiego opętania coraz dobitniej judeo-chrze- ścijanizm traci grunt pod nogami, czego dowodem jest Rosja, gdzie jak domek z kart upadła cerkiew i całe kościelnictwo obrzędowe jak za podmuchem wiatru runęło w nicość...

Duchowieństwo w Rosji.

Nie takie to dawne czasy, bo 15 lat temu, kiedy pop w Rosji dla dochodu obwoził święte obrazy po wioskach, by u bogatszych gospodarzy odprawiać nabożeństwa i powracać z obrazem do cerkwi a pełną kieszenią do domu. Lud, spotykający te wycieczki popów z obrazami, żegnał się, czapki zdejmował i robił wrażenie bardzo reli­

gijnego... by potem od czasu rewolucji bolszewickiej przekonać się, że kości świętych relikwij po cerkwiach—to kości bydląt, a święte zwłoki niegnijące i w całości zachowane po cerkwiach, cudami słynących—to manekiny wypchane watą, sieczką, woskiem i farbą ubarwione. Wście­

kłość ludu rosyjskiego, wiekami oszukiwanego przez popów w tern bałwochwalstwie nowożytńem, miała ten skutek, że popa traktowano gorzej psa a, gdy przyszła rewolucja, żaden z tych obrońców za wia­

rę i cara głowy nie położył. Nie chcemy przez ten obraz pogaństwa współczesnego mówić, że u nas jest coś podobnego, bo Rolska miała ks. Skorupkę — na 30 tysięcy kleru w Polsce — który legł za wiarę i Ojczyznę pod Warszawą w 1920 roku; miała ks. Brzoskę w 1862 r., ks. Ściegennego w 1830—40 latach i obecnie posiada kilku księży, jak ks. Blizińskiego z Liskowa, oddanego pracy nad ludem, ale chcemy w tym obrazku o duchowieństwie w Rosji podkreślić brak wiary u tych przedstawicieli wiary w Rosji. Większość bowiem popów uległa bol­

szewikom, tworząc w miejsce prawosławji tak zwaną „cerkiew żywą“, nadto cerkiew staroapostolską, byle w myśl haseł komunistycznych podobać się bolszewikom.

. Słowem, ta rewolucja w Rosji wyzwoliła lud z opętania zmorą bałwochwalstwa i może lud nauczy się, że sprawy Boże leżą,w duchu i prawdzie a nie w obrzędach może to będzie tak lub inaczej—dość, że podajemy obrazek stosunków religijnych ze wsi rosyjskich w jej dobie ^obecnej, jak dwóch popów — zwolennik żywej cerkwi i starego prawosławia toczyli walkę na pięści—-by zdobyć zaufanie we wsi.

Miało to być na Ukrainie we wsi Syroczyny pod miastem Lub­

nem — jak piszą gazety—miejscowy „batiuszka“ stał się zwolennikiem

„żywej cerkwi“ (sowieckiej) i pociągnął za sobą część ludności.

Część parafji była jednak niezadowolona z tej zmiany, więc gdy zjawił się we wsi duchowny z sekty starowierów, przyłączyli się do niej.

Podzielona na dwa obozy gmina, żyła w ciągłych rozterkach, a gdy pewnej niedzieli zwolennicy obu wyznań ruszyli procesjonalnie do cudownego obrazu, znajdującego się w kapliczce nad brzegiem rze­

ki, przyszło do poważnego zatargu i bijatyki.

(7)

Najzawzięciej występowali obaj duchowni i w pewnej chwili sko­

czyli do siebie z pięściami.

Wyznawcy utworzyli koło, a jedna z bab zawołała:

— Toczy się sąd boży, kto kogo uśmierci, tego lepsza wiara!

Po półgodzinnym boksie duchowny „żywej cerkwi "upadł zbro­

czony krwią, starowierca pchnął go do wody, a ludność patrzyła jak „batiuszka“ popłynął z nurtem i utonął. Są to rzeczy przykre—bo są to wyniki tego systemu, przez setki lat w Rosji rozwijanego — że lud karmiono baśniami „cudów“ i Bogiem za chmurami bez odkrycia lu­

dowi oczu na to, że Bóg wcielony w nas jest miłością, jest światło­

ścią, jest duchem, trawiącym przez ogień wyrzutów sumienia człowieka, dążącego ku doskanałości drogą uczynków miłosierdzia i życia prawdy i dobra. U nas jest inaczej. U nas pobożność zewnętrzna ma być sztuką wnikliwości i działania przez formy i ceremonje do duszy i, że tak u nas jest, mamy na to dużo dowodów.

Szkoła i Kościół.

Czytuję „Cios Nauczycielski“, organ Związku Polskiego Nau­

czycielstwa Szkół Powszechnych, i tam w JNs 3 z dnia 15 lutego, w rubryce, opisującej „Ciernie i gło g i“ losu nauczycielskiego, w no­

tatce pod tytułem „Cel uświęca środki“, znalazłem taką oto wiadomość.

W Sterdyni, powiątu sokołowskiego, ziemi siedleckiej, ks. Terli­

kowski zagroził dzieciom, że, które nie przybędzie w niedzielę do szko­

ły w celu pójścia na nabożeństwo, to otrzyma z religji ocenę niedo­

stateczną, chociażby przedmiot ten znało najlepiej, i do następnego oddziału nie przejdzie. I aby prowadzić kontrolę frekwencji (kierownik odmówił notowania w dzienniku nieobecności dziecka w niedzielę) wybrał sobie z każdej klasy zaufanych uczniów, którzy potajemnie no­

towali nieobecnych, zaco otrzymali od pozostałych dzieci miano „skar­

żypyty“, „szpiega“ i „bolszewika“.

W niedzielę dn. 18 ub. m. przypadł na mnie z kolei obowiązek zaprowadzenia dzieci do kościoła. Błoto było niezwykłej rzadkości i głębokości, deszcz ze śniegiem dopełniały miary wcale niepowabnej aury: to też byłem przekonany, że dzieci nie będzie wcale, albo bę­

dzie kilkoro miejscowych ze Sterdyni. Tymczasem, proszę sobie wyo­

brazić moje zdziwienie, kiedy znalazłem w szkole przeszło setkę dzieci, i to z najdalszych wsi, obok dzieci miejscowych.

Dzieci te niezamożnych rolników, tak marnie były odziane i obu­

te, że słoma wyłaziła z dziurawych butów, i trzęsły się w cienkich letnich bluzach, gdyż „kapot jeszcze na jarmarku mama nie kupili".

Wtedy to właśnie dzieci z rozżaleniem opowiadały mi, co im grozi, gdyby dziś nie przyszły do kościoła. Że ta metoda działania, gdzie cel uświęca środek, jest od wieków stosowaną przez papistów, o tem wiedzą i wróble na dachu, ale czy ta metoda na dalszą metę daje wyniki pomyślne, o tem także świadczą dzieje upadającego papiestwa.

W. JYaięcz.

(8)

—— 8 —--

Patrjotyzm księży rzymskich.

Czego to księża nie robili dla powstania Polski z niewoli ? Oto co pisze nasz korespondent z Brazylji.

List do braci chłopskiej.

Ludu pędzon, gdzie Ural, gdzie Wołga, Niech się twa dusza już więcej nie czotga U tych progów...

(Zmartwychwstańcy—M. Konopnickiej).

Nie do was już, uczeni, umysłowi pracownicy czy myśliciele, nie do was także, robotnicy fabryczni, w kurzu czarnym u znój en i a przed jutrem drżący, których bat wyzysku znacznie szybciej od innych „tre­

suje“ na ludzi i obywateli, nie do was możni, w dostatkach gnijący i samolubstwem się szczycący jako cnotą — ale do ciebie, chłopie polski, z jednego mi zagona bracie, zanoszę prośbę gorącą: Ocknij się!

Na Boga—ocknij się... Czy ciebie nie przeraża w głębi duszy to, co wokół ciebie, na twojej ziemi wyprawiają współcześni faryzeusze? — ' Gdybyś wiedział, że słynny złodziej okoliczny krąży koło twej chału­

py— czy nie powiedziałbyś twoim dzieciom — czuj duch! ? — Gdybyś wiedział, że twój fałszywy sąsiad czyha tylko na sposobny moment, aby cię wydać w ręce oprawców, aby ci skrzywdzić gdzie na uboczu żon,ę czy dziecko—-czy nie upomniałbyś swoich — ostrożnie z kana- lją 1? Albo, gdyby ci brat twój rodzony zaprzysiągł na pamięć matki twojej, że jutro ten sam twój „opiekun duchowy“ obedrze cię z ostat­

niej koszuli, okłamie i wydziedziczy z twej własnej zagrody — że to ten sam, który matkę twoją haniebnie zaprzedał i z wrogami jej się kumał— czy nie krzyknąłbyś- precz z tym łotrem ?! — Wiem, 4e tak uczyniłbyś napewno. Otóż ja, twój brat rodzony, z pod jednej walącej się strzechy słomianej, od jednego jarzma i bata współtowarzysz, choć dziś z daleka, z drugiego świata, zaprzysięgam ci, że gdy się nie ock­

niesz z odrętwienia po kajdanach, to po raz drugi sprzedadzą cię w niewolę razem z twoją zagrodą, twoją duszą umęczoną i wszystkie­

mu pokoleniami—na całą przyszłość.

Jeżeli nie wierzysz wieszczom naszego narodu, bo wiekami tu­

maniony, oszołomiony kłamstwami „wychowawców—pasterzy“ nie do­

rosłej do pojęcia i zrozumienia Prawdy zasadniczej tedy posłuchaj, że w 63-cią rocznicę powstania opowiem ci z oczyma, w historji utkwio- nemi, jak twoi „apostołowie opiekunowie“ przysługiwali się twej Mat­

ce—Polsce, gdy kajdany zrzucić ze siebie usiłowała. Posłuchaj cierpli­

wie, boć ty jesteś najcierpliwszym mułem społecznym w Polsce, na którego kładą jednakową porcję ciężarów jak i batów... Dowiesz się, jakich „patrjotów“ wychowuje na twojej ziemi—Rzym, jakich „synów"

wykarmiła nasza Matka własną piersią, aby Jej łono szarpali jak psy—

nie od wczoraj—niestety...

Było to w chwili, kiedy Polska, deptana żołdackim, batiarskim butem, wyzuta z czci wszelkiej i imienia — nawet własnego, spluga- wiona przez najeźdźcę i własnych zdrajców, westchnęła pożądaniem

(9)

——■ 9 -

wolności. Było to wówczas, kiedy lizun carski, kanalja magnacka, hr.

Wielopolski sprzedał potomkowi Dżingishana polską przyszłość — mło­

dzież w rekruty. Było to wówczas, kiedy Rzym w imię Chrystusa prze­

klął ginących na moskiewskich szubienicach ofiarników wolności Pol­

ski!... Było to w czasie panowania nad Europą szatana, którego gło­

wa spoczęła na kopulę bazyliki Piotrowej w Watykanie a ogon kokie­

tował — Londyn i Petersburg. Kościół rzymski, ten sam, w którego świątyniach na ziemi polskiej lat temu kilka wielbiono mordercę Nie­

wiadomskiego, był i wówczas katolickim—internacjonalnym.

Dużo mówiono o biskupach polskich, porwanych na Sybir — za patrjotyzin... Jeszcze jedno wiadro do morza fałszu i kłamstwa rzym­

skiego. Arcybiskup Fijałkowski, „obrońca narodu", w memorjale swym do hr. Lamberta żądał przywilejów nie dla narodu—ale kleru, bo cho­

dziło o majątki klasztorne i świecko-duchowne. Biskup Feliński, „mę­

czennik narodowy", został wywieziony na Sybir za to, że wyrzucał rządowi rosyjskiemi powieszenie ks. Konarskiego, zanim zdążono zdjąć ze skazanego święcenia kapłańskie... Nie chodziło wcale o stracenie kapłana patrjoty, ale o ubliżenie godności święceń... Ten sam biskup pisał do cara, że: „Opatrzność powierzyła ci N. Panie ten naród pol­

ski“... Więc, innfimi słowy, rzymski bóg oddał Polskę dla Rosji.—Ten sam biskup zakazał w swej diecezji śpiewania w kościołach „Boże coś Polskę“...—motywując, że „każdy prawy katolik winien się wstrzy­

mać od śpiewania takich pieśni“... — Kto był katolikiem, musiał być wrogiem wolnej Polski. — Biskup Feliński, „męczennik“, wywieziony w głąb Rosji „za patrjotyzinL— pobierał od rosyjskiego rządu 12.000 rubli pensji... (za patrjotyzin!). Kler rzymski (z bardzo małemi wyjąt­

kami) był tak ofiarny na rzecz powstania, że zażądał od komitetów narodowych oddania grosza publicznego (zebranego na uzbrojenie) dla papieża Piusa IX.—na świętopietrze! — Za „nabożeństwa patrjotyczne“

w celu przygotowania ochotników do powstania w 1862 roku płaciły księżom polskim (rzymskim) komitety, tak samo jak dziś kupuje się iip. mszę za „spokój duszy“. Z równern powodzeniem kupować je mogli moskale na pohybel Polakom.

Szakal w sutannie ks. Tomaszewski na Podlasiu w czasie powsta­

nia z 63-go roku ogłaszał z ambony, nawołując ciemnych parafjan do wyłapywania powstańców, a nawet znoszenia na plebanje- „rąk i nóg—■

buntowszczyków", za które płacił z ramienia rządu moskiewskiego — po 3 ruble.,. — Brrr. . (I ten sam ludożerca, gorszy od najpodlejszego człon­

ka szczepu Timb’u z wysp Antyiskich był „namiestnikiem bożym“...) — O. jezuita, ks. Kattenbring w Płocku wygłaszał na kazaniu panegiryki na cześć Katarzyny Ii-ej, bezwstydnicy i sżyzmatyczki — bo tego wymagał moralno-rzymsko patrjotyczny interes usłużnego dla cara kleru w Polsce.

Papież Grzegorz XVI potępił w 1831 roku powstanie polskie i nakazał księżom w kraju bezwzględne stanowisko w stosunku do Rządu Narodo­

wego, a jego następca Pius IX pochwalił arcybiskupa lwowskiego za ka­

tolicką roztropność i hart—bo ten zakazał śpiewania „Boże coś Polskę".

Więc dyktator powstania Mierosławski, widząc te „czyny patrjotyczne“

szlachty możnej i kleru rzymskiego, powiedział straszne lecz nieodzowne

(10)

10-

slowa: Wtedy dopiero Polska powstanie, kiedy na kiszce ostatniego księ dza—powieszą ostatniego szlachcica, W roku 1864 w Wilnie wyległo na powitanie cara wszystkie duchowieństwo rzymskie z chorągwiami i krzy­

żami. Ale już i car brzydził się ich serwilizmem—bo przegalopował przez tłumy, odwracając twarz ze wstrętem. W 1863 roku kilku zapalonych patrjotów — młodych wikarych wstąpiło w szeregi powstańcze, jak ks.

Brzózka i kilku innych. Zostali wyrzuceni za to z kościoła i wyklęci przez biskupów. Oto, co pisze kaznodzieja rzymski ks. Kajsiewicz, chlu­

ba kleru rzymskiego w Polsce: „Tygodnik katolicki“, Grodzisko, 23-go stycznia 1863 roku. Do garstki kleru polskiego, popierającego Rząd Na­

rodowy: Jeśli chcecie być nie kapłanami katolickimi ale kapłanami Pol­

ski ubóstwionej, do czego świeccy zapaleńcy dążą — tedy zamiast białej komży „Boga, miłosierdzia i pokoju"... wdziejcie czerwoną bluzę i wy­

nieście Przenajśw. Sakrament z kościoła jako przesąd średniowieczny.

Zanieś;ie go do świątyni ubranej w barwy narodowe, ozdobionej popier­

siami patrjotów .. zanieście obraz, przedstawiający powstańca z kosą na trupach bratnich (moskiewskich) •—■ podającego broń Włochowi ze sztyle­

tem w ręku i trucizną w zrabowym kielichu kościelnym (mowa tu o woj­

skach wolnościowych Garibaldiego we Włoszech, który przykiócił cugli papieżowi i pozbawił go siły zbrojnej). Na miejsce M. B. Częstochow­

skiej postawcie jakąkolwiek niewiastę z okiem bezwstydnem a bluźnier- stwem na ustach... (mówi tu o wyobrażeniu postaci „Polski w kajda­

nach". . — Polska, wyobrażona przez malarza-patrjotę jako kobieta uwię­

ziona z Orłem na szczycie skały przykutym, jest dla klechy rzymskiego—

bezwstydną niewiastą!). . - I zanućcie potem: „Z dymem pożarów“, bo taką jest idea, takim niezbędny koniec Centralnego Komitetu Narodowe­

go. (Traugutta, Jeziorańskiego, Żulińskiego, Toczyńskiego, Krajewskiego—

pięciu straconych na stokach cytadeli w Warszawie). — Uczyńcie tak — pisze dalej bezwstydny zdrajca - kapłani, będzie to bezbożne, ale przy­

najmniej — szczere 1 Albo też rzućcie się do stóp ojców waszych bisku­

pów i proście o zwolnienie od klątw, w które popadliście.

Zresztą poco sięgać w przeszłość daleką, wszak za naszej pamięci biskupi polscy wszystkich trzech zaborów nawoływali stale lud do wier­

ności Apostolskiej Mości kajzerowi i carowi Mikołajowi—tylko do wierno­

ści Polsce nikogo nie nawołują. Więc słuchaj, ty chłopie polski, i patrz, kto cię wychował, kto twoje dzieci miłości Ojczyzny uczył. Tę Polskę, którą znojem i krwią serdeczną, dziś zdobyłeś, patrz - kto ją nazwał...

bezwstydnicą i

Czyżby jeszcze za mało było tej wstrętnej hipokryzji ? — Czy nie uśmiecha się do twej duszy polskiej, czystej i ofiarnej ta świątynia na­

rodowa, w barwy narodowe ustrojona, gdzie zamieszkuje Bóg sprawiedli­

wości obok świętej postaci Polski wyzwolonej ? W świątyni tej Chrystus zebrał wszystkie łzy niedoli Twojej i wszystkie westchnienia i wszystek płacz głodnych sierot po ojcach — Ojczyźnie, poświęconych na polu chwały i męki... Tam mówi do ciebie, umęczony chłopie, Polska, nie ta macocha, co Rzymowi się oddawała, ale ta Matka twoja rodzona, która ci szepce łanem złoconej pszenicy, każdą trawką, każdem źdźbłem na

(11)

11

kropli twego znoju wyrosłem - mówi ci pieszczotliwie, twoją własną gwa­

rą, od której dźwięku płacz radości utajonej piersiami wstrząsa — Tyś mój syn i brat 1

Idź do niej, bracie, z pod walącej się strzechy słomianej, bo ona czeka na Cię w świątyni Twojej, w Kościele Narodowym, znienawidzo­

nym i prześladowanym przez wszystką podłość.,. To jest Twój Kościół, twoje godło i ostoja wszystkich, co Ojczyznę miłują.

Brazylja -Porto Alegre 23.1. 1926 r. Wójcik Władysław chłop z Podkarpacia.

Korespondencja z Łodzi.

Przesilenie gospodarcze i stagnacja w przemyśle dotkliwie odbija się na rzeszach robotniczych naszego miasta. Niedostatek graniczy wprost z nędzą. Zasiłki z Państwowego Funduszu Bezrobocia nie za­

spakajają najelementarniejszych potrzeb życia codziennego przeciętnej rodziny robotniczej. Dotychczasowa rezygnacja zaczyna ustępować miej­

sca niezadowoleniu.

Coraz częściej słyszeć się daje pomrukiwanie, że nie jest to na­

turalny brak pracy, lecz zręcznie maskowany lokaut, nie inny od tego z 1906—7 r. A że obecna sytuacja nie jest wyłącznie skutkiem wojny, świadczy o tern wypowiedzenie się zorganizowanych w Związek Centralny przemysłowców, którzy wskazują jako „jedyny“ środek naprawy sytuacji skasowanie urlopów i... wprowadzenie 10-cio godzinnego dnia pracy, oraz gwarancji ze strony rządu w kierunku złagodzenia dla przemysłow­

ców innych świadczeń socjalnych. A więc obecnie stoją fabryki, milczą maszyny, niema pracy, ale gdy robotnicy zrzekną się swoich zdoby­

czy socjalno-ekonomicznych, to pracy starczy aż na 10 godzin dziennie...

Idea kapitalistów jest nadto wyraźna, nie ulega wątpliwości, że jest to ofenzywa kapitału na całym froncie, ofenzywa nieubłagana, bezwzglę­

dna, za którą w rezerwie stoi kler rzymski, polsko-konkordacki, nie- przebierający w środkach propagandy... Ambona w kościele Chrystu­

sowym stała się trybuną ekonomów folwarku papieskiego, którzy nie­

rzadko z pianą na ustach starają się przekonać parafjan, że należy się wyzbyć praw robotniczych, które w porównaniu z ogólnem bezrobo­

ciem „maleją do zera“. Robotnicy, spieszący w niedzielę i święta do świątyń po otuchę i nadzieję — wychodzą z kościoła rozgoryczeni nie­

powołaną rolą duszpasterzy, bo niewielu już jest takich, co jeszcze ro­

bią to, co ksiądz dobrodziej każe. A ksiądz każe występować ze zwią­

zków zawodowych; grozi utratą łask bożych tym, co należą do Zwią­

zku Strzeleckiego, założonego przez bezbożnika Piłsudskiego, stojącego na usługach żydów, socjalistów i wywrotowców; a proboszcz parafji Konstantynów pod Łodzią, objeżdżając „po kolendzie“ parafjan, wy­

muszał nawet solenne przyrzeczenie, że ojciec rodziny w przeciągu 10 dni pójdzie do spowiedzi, matka zapisze się niezwłocznie do „Związku Matek Chrześcijanek“ (Chrześcijańska Demokracja), a syn natychmiast

(12)

— 12 —

wystąpi ze Strzelca i zapisze się do Sokoła. Dopiero po otrzymaniu przyrzeczenia udzielał błogosławieństwa domowi, podawał łaskawie swe wielebne ręce do pocałowania, polecał wynieść na bryczkę „co Bóg dał“ i jechał dalej, zacierając z zadowoleniem pulchne dłonie. Nie wszyscy jednak księża Łodzi i okolicy pracują „społecznie“, są i tacy, którzy idą więcej za inicjatywą fantazji niż za głosem „powołania“.

Naprzykład prefekt szkoły powszechnej w Srebrnej, ks. Remelski pew­

nego dnia przyszedł na lekcję z nożyczkami i wykład religji rozpoczął obcinaniem chłopcom włosów nad czołem, a po godzinie takiej operacji zakończył słowami:

— Teraz idźcie baranki do domu, niech was ojciec dostrzyże.

Jeden z chłopców następnego dnia przyszedł do szkoły „niedo- strzyżony“, co ogromnie oburzyło prefekta: „Jak śmiesz pokazywać mi się z takim łbem, hę? Co ci mówiłem wczoraj, hę? Dlaczego cię ojciec nie dostrzygł, hę?“ Chłopiec usprawiedliwiał się: „Tato powiedział, że kiedy ksiądz zaczął, to niech dokończy“. „Ja ci, draniu, dokończę pięścią na mordzie"—ryknął fryzjer-amator w sutannie.

Częste są fakty nietaktownego, łobuzerskiego odnoszenia się owe­

go prefekta do uczniów i uczennic. Jeśli ktoś ma zamiłowanie do strzyżenia i golenia, niech robi to w patentowanej rezurze, a gorliwo­

ścią i sumienną pracą w kunszcie fryzjerskim zaskarbi sobie należne uznanie i może być nawet pożytecznym. Wszak kapłaństwo w danym wypadku daleko odbiegło od powołania.

Zniechęcenie do „kościoła panującego“ jest coraz większe. Prze­

paść pomiędzy księżmi a ludem — pogłębia się coraz bardziej, a to skutkiem wyzysku i zachłanności kapłanów. „Wyrozumiali“ księża staraja się odzyskać stracone wpływy i zaufanie; jeden z nich (w Kon­

stantynowie, mieście rozbiłem w czasie wojny i nieodbudowanem) ogłosił z ambony, że opłatę za chrzest,, redukuje“ do 12 złotych od pra­

cujących, a do 6 złotych od bezrobotnych. A więc Sakrament Chrztu św.

kosztuje robotnika pełnych cztery dni pracy, a bezrobotnego połowę tygodniowego zasiłku z funduszu bezrobocia. Gdy chrzestni przyjdą z dzieckiem do kościoła po upływie czasu wyznaczonego specjalnie na ten obrządek —płacą 8 do 12 złotych kary, zależnie od tego, czy są z miasta czy ze wsi. Czyż taki handel Sakramentami nie jest święto­

kradztwem? Czyż te i tym podobne fakty nie są godne potępienia i napiętnowania? Gdy ksiądz ten wstępuje na ambonę—kościół pusto­

szeje. Ale w tym wypadku dowcipny ksiądz wziął się na sposób: obec­

nie przed wejściem na ambonę każe kościelnemu pozamykać wszystkie drzwi i klucze sobie przynieść.

Gdy na to wszystko patrzymy, gdy konkordacki stosunek kleru rzymskiego do ludu polskiego na własnej skórze coraz dotkliwiej od­

czuwamy, gdy z jednej strony dławi nas głodem bezrobocie wskutek lokautu a z drugiej, pod grozą kary Bożej, księża rzymscy prą nas do ustępstw na rzecz kapitału, — coraz bardziej tęsknimy do rodzimego, Polsko-Katolickiego Kościoła Narodowego. Kościół taki na terenie mia­

sta Łodzi jest konieczny i winien być założony w najbliższej przyszło­

ści. Sprawa utworzenia parafji u nas jest sprawą palącą, sprawą nie-

cierpiącą zwłoki. jflrgus.

(13)

— 13 —

Wśród głogów i cierni.

(Pamiętniki z więzienia z r. 1919 — 20).

(Ciąg dalszy).

Więzienie Kieleckie, dnia 9 stycznia.

Dzień „widzów“. W każdy wtorek i piątek (są to dnie targowe) ruch w więzieniu niezwykły. Od samego rana słyszy się na korytarzu różne nazwiska, wywoływane przez dozorcę rezerwowego. Radość w wię­

zieniu niezmierna, przyczyna tego — „wałówki*)“.

Co dziesięć minut wchodzi i wychodzi świeża partja (6 osób) więź­

niów do rozmównicy. Wychodząc, niosą jedni torby, inni worki, naładowa­

ne chlebem, jajkami, mięsiwem, serem, masłem, inni dźwigają pod pachą olbrzymie, wprost wystawowe chleby wielkości przedniego koła u wozu, inni niosą w miskach lub flaszkach mleko, maślankę; co widzę, jeden niesie nawet dymiącą od pary miskę dobrze zasmażonego kapuśniaku:

to Czaja. Cały ośliniony, otworzył gębę, wybałuszył ślepie i kontent — maga się do celi. Ten zawsze pierwszy wchodzi i pierwszy wychodzi. Jak dwa razy w tygodniu jest widzenie, tak dwa razy w tygodniu Czaja „wa­

łówkę“ dostaje. I przeklina zły układ kalendarza, że tylko jeden jest wto­

rek i jeden piątek w tygodniu. A wychodzi pierwszy z rozmównicy dla­

tego, że, odebrawszy miskę i torbę, nie ma nic więcej do mówienia z matką, bo go korci i w podniebienie łechcze rozmowa z miską. Matka go bardzo kocha i radaby się na to cudo swoje popatrzeć, politować i pogadać z nim. Ale Czaja, jak tylko miskę do rąk dostanie, to zaraz powiada: Pójdę, bo mi się jeść chce; ino niech matka przynosi „gęste"

— to wszystko będzie dobrze.

A matka rada nierada powiada:

— Idźże—idź, mój aniołku, bo ci wystygnie.

Zresztą, czy Czaja nie ma racji, nie wdając się w długie gawędy z matką, to nie powiem. Bo proszę sobie wyobrazić, co to może być za rozmowa, kiedy 6 8 ludzi stoi z tej i tyleż z drugiej strony siatki dru­

cianej, w odległości półtora metra od siebie. Przegrodzeni bowiem są szeroką ladą i siatką drucianą. Każde z nich stara się sąsiada swego zagłuszyć, aby samemu być dosłyszanym. Z podwórka, słuchając tej roz­

mowy, ma się wrażenie sąsiedztwa jakiego? odpustu, jarmarku czy za­

wziętej kłótni.

Toteż każdy z tych szczęśliwców, o których świat jeszcze pamięta i nie wstydzi się znajomości z nimi, wychodzi z dumnie podniesioną głową, czerwony, zmęczony, spocony, jak, nieprzymierzając, ksiądz pleban z ambony.

I aczkolwiek każdy z nich krótko gadał, bo tylko 10 miput, to jednak ochrypł i nie skłamie, gdy powie, że się „okrutnie nagadał“.

„Wałówki" doręczają im dozorcy, którzy stoją między ladą a kratą, spenetrowawszy i pokrajawszy je wpierw nożem, czy czasami nie zawiera­

ją jakich listów, piłek lub broni.

i,:) wałówka — posyłka z żywnością z domu.

(14)

— 14 —

Więźniowie polityczni a nawet i kryminalni, tylko z lepszych sfer, wolni są od takiej męczącej mowy, ci ostatni rozmawiają w kancelarji naczelnika lub w dyżurce. Posyłkom nie zawsze towarzyszy widzenie i rozmowa.

Uzyskać widzenie jest rzeczą nadzwyczaj trudną, zwłaszcza do wię­

źniów śledczych. Pod tym względem wyrokowi znacznie szczęśliwsi są od śledczych. Bo kiedy „wyrokowym" zarząd więzienny rozporządza, to śledczym—sędzia śledczy jego powiatu, względnie prokurator.

10 stycznia.

Dzisiaj „lokiem*)“ dostałem „Robotnika“, pismo nielegalne w wię­

zieniu, z którego dowiedziałem się, że posłowie P. P. S. Moraczewski, Garlicki i tow. wnieśli interpelację do Sejmu w sprawie mego aresztowa­

nia, pytając jakiem prawem minister Wojciechowski mię aresztował, prze­

nosząc sprawę czysto sądową na grunt administracjny. Interpelacja była wniesiona dnia 8 stycznia. Nadzieja większa wstąpiła mi do serca.

Dowiedziałem się też z jak wielkim oburzeniem prasa lewicowa i mniej konserwatywna przyjęła do wiadomości bezprawie, popełnione na mej osobie i parafji Mstyczowskiej. Prasa N. D. pochwala ten czyn pa­

na Wojciechowskiego i nazwała mię bolszewikiem i warjatem, zarzuca­

jąc mi agitację antypaństwową.

Prosiłem kapelana więziennego o Pismo św. do czytania, lecz mia­

sto Pisma św. z konsystorza przysłali mi „Przygotowanie się do śmierci"

św. Alfonsa Liegaurego. Książkę zwróciłem, zaopatrzywszy ją w karteczkę z napisem: „Na śmierć już się przygotowałem, czekam tylko na szubie­

nicę — rychło ją wystawicie". D. c. n.

*) lokiem — drogą nielegalną.

Pomoc w nagłych wypadkach.

Krwotok. Wskutek ran lub chorób często może się zdarzyć bar­

dzo niebezpieczny upływ krwi bądź to z rany, bądź z gardła. Krew mo­

że tryskać silnie, z uderzeniami, odpowiadającemi biciu serca i pulsu (co jest bardzo niebezpiecznie) lub płynąć powoli. W razie niebezpiecznego upływu krwi z rany, należy bezzwłocznie posłać po lekarza lub doświad­

czonego felczera, tymczasem zaś natychmiast wziąć bandaż, oprowadzić go dwa lub trzy razy wyżej tego miejsca, skąd krew tryska, np. na rę­

ku lub nodze. W razie braku bandaża—można użyć zwykłego rzemienia lub paska. Jeśli to nie pomaga a miejsce krwawiące znajduje się poni­

żej kolana to opaskę przełożyć ponad kolano. Tak samo postąpić jeśli się ma do czynienia z krwotokiem poniżej łokcia, to jest jeżeli zabieg nie skutkuje, opaskę nałożyć powyżej łokcia. Jeżeli mimo to krew bez­

ustannie płynie — wziąć pręcik drewniany, wsunąć go pod opaskę i po­

woli zapętlać w jednym kierunku; tym sposobem opaska zacieśnia się i bezwarunkowo wstrzymuje krwotok. W wypadku krwotoku z gardła na­

leży dać choremu łyżkę soli kuchennej, rozpuszczonej w wodzie, pod pa­

chy i pod moszny przykładać kawałki lodu, na nogach i piersiach po-

(15)

15 —

stawić synopizmy, zastosować nożną lub ręczną ciepłą wannę; w pokoju, gdzie się chory znajduje, powinno być chłodno. Takiemu choremu szko­

dzą nietylko trunki ale ciepłe napoje i rozmowa.

Otrucie grzybami. Grzyby jadowite powodują ból brzucha, rznię­

cie i kurcze żołądka, odurzenie, senność, niekiedy drgawki i t. p. Naj­

lepszym środkiem ratowniczym są wymioty, wywołane użyciem emetyku;

po wymiotach trzeba choremu dawać czarną kawę, napoje rozmiękczają­

ce, klej z kaszy jęczmiennej lub owsianej, siemię lniane i robić ciepłe okłady żołądka.

Omdlenie. Ułożyć chorego na równi pochyłej z głową nieco niżej, naprzyklad na łóżku bez poduszek z podtożonemi pod nożny koniec łóż­

ka klocami drzewa. Okna otworzyć dla świeżego powietrza. Ubranie cho­

rego porozpinać, zwłaszcza usunąć wszelki ucisk na szyję, klatkę pier­

siową i brzuch. Zastosować sztuczne oddechanie. Po przywróceniu cho­

rego do przytomności dać mu do napicia się czarnej kawy, mocnej her­

baty i t. p.

Wstrząśnienie mózgu. Ułożyć chorego głową na dół, porozpinać ubranie. Jeżeli chory przytomny — podać mu wino. Zawinąć chorego w wełnianą kołdrę, dać butelki z gorącą wodą w nogi, gorczyczniki na łydki. Pożądany jest bezwzględny spokój chorego. Jeżeli występuje bre­

dzenie i gorączka—lód na głowę, bańki na piersi i plecy.

Przegląd polityczny.

Polska. Ogólno-światowe zainteresowanie wściekłością Niemiec o to, że Polska może wstąpić do Ligi Narodów, ma tę dobrą stronę, że świat cały poucza o tendencjach niemieckich w Europie. Z tego powodu kilka gazet włoskich i angielskich napisało dosyć wyraźnie o Niemczech, że są jak ten myśliwy, co to nie zabił Iwą a już jego skórą handlował.

Więc Niemcy jeszcze same nie zostały przyjęte do Rady Ligi Na­

rodów a już pokazują pazury, jakby cała Liga musiała ich tylko słuchać.

Dla nas, potomków narodu, z laski którego wyrosła potęga pruska, dla nas, potomków Sławjan —najstarszego ludu Europy środkowej, Niem­

cy robią wrażenie dorobkiewicza i paskarza, któremu raz się we łbie przewróciło, gdy udało mu się w 1870 roku stworzyć Cesarstwo Nie­

mieckie, więc myślą, że wiecznie ma panować siła przed prawem. My jednak wiemy i wierzymy w to, że nowe pokolenie młodych Niemiec pozbędzie się tej buty i zarozumiałości starych Niemiec i w Europie prę­

dzej lub później zapanuje nasz pogląd państwowotwórczy łączności rów­

nych z równymi i wolnych z wolnymi. Słusznie więc premjer Skrzyński mówił w Sejmie naszym w Warszawie, że polityka polska musi prędzej lub później zwyciężyć, bo nasze pokojowe usposobienie do zgody i po­

rozumienia z Niemcami na Zachodzie i Moskalami na Wschodzie jest celem naszych zabiegów dla potęgi Państwa i Narodu.

Z tego powodu w polityce wewnętrznej Polski ogół z zadowoleniem wita wszystkie objawy porozumienia przemysłowo-handlowego z bolsze-

(16)

— 16 —-

wikami i państwem Czechosłowaków, byle raz wreszcie ludy Europy środkowej przestały patrzeć na siebie jak psy wściekłe.

Z Niemiec. Bezrobocie nie zmiejsza się wcale lecz potężnieje i ogarnia coraz większe koła inteligencji. Z tego powodu naród niemie­

cki powoli, stopniowo dojrzewa do zrozumienia tego faktu, że państwa, nanowo zorganizowane jak Polska, Czechosłowacja i Jugosławja, będą decydować o losach Europy środkowej na zasadach równego z równym i wolnego z wolnym. Daleko jednak jeszcze do tego, by Niemcy pojęli, iż z końcem wojny 1918 roku skończyła się niemiecka piosenka o tern—

że wszystko ma do nich należeć! W polityce wewnętrznej Niemiec bu­

dzi się protest przeciwko temu, by lud niemiecki zwrócił książętom ro­

dów panujących w Niemczech ich majątki i kapitały i sprawa ta wywołu­

je manifestacyjne wiece ludu roboczego po różnych miastach niemieckich.

Z Francji. Zbyt szybki spadek waluty francuskiej jak u nas 1922-23 roku marki polskiej nie skończy się prędko, bo ogół nie chce zwiększenia podatków i danin (co jednak my zrobiliśmy), a posłowie francuscy tyle wyborcom obiecali ulg podatkowych, że teraz nie mogą popierać rządo­

wych projektów podatkowych. Więc we Francji gazety przewidują rozwiąza­

nie parlamentu, nowe wybory a nawet zamach stanu—do którego mają się przygotowywać faszyści, komuniści i narodowcy we Francji. Słowem tam stan polityczny nie lepszy niż u nas.

Z Anglji. Z powodu zawarcia przez Francję traktatu z Turcją, a ta ma zatarg z Anglją, budzi się w Anglji pewnego rodzaju nieufność Anglji do Francji. Nadto Anglja podejrzewa Francję o chęci zawarcia umów handlowych z Sowietorosją, co łącznie razem oziębia stosunki an- gielsko-francuskie. Wywołuje to więc w Anglji zabiegi o to, by państwa bałtyckie: Finlandja, Estonja, Łotwa i Litwa stworzyły blok państw bałty­

ckich, tak jak Grecja, Bułgarja i Jugosławja stworzyły drugi blok bałkań­

ski. Słowem w Europie Anglja i Francja pocichu, tajemnie walczą z sobą o wpływ na szereg państw mniejszych, a te znów państwa jak Czecho­

słowacja, Włochy i Polska chcą także dokonać konfederację łączności, by wrazie potrzeby mieć oparcie przeciwko Niemcom — wspieranym przez Anglją— lub przeciwko Rosji, wspieranej przez Niemcy.

Daleko jeszcze do tego, by horyzont polityczny był tak jasny w Eu­

ropie jak dzień pogodny i słoneczny- bo tyle drobnych chmurek na widnokrę­

gu—że jak piorun wylatuje z jasnego nieba i tworzy burzę w ciągu dnia letniego, tak Europa jest podminowaną możliwościami politycznych kom- plikacyj. Wszystko to sprawia tyle, że Ameryka nie chce bardzo angażo­

wać się finansowo w Europie, zachowuje pozycję wyczekującą—a zwią­

zki i organizacje społeczne całej Europy pojmują coraz dobitniej, iż mu­

si nastąpić jakiś przełom w świecie bo nędza mas pracujących jest co­

raz dotkliwszą.

Obserwator.

Wydawca i redaktor odpowiedzialny: TOMASZ LEGOMSKI.

26—149. Drukarnia „St. Śwlącki", Dąbrowa Górnicza.

Cytaty

Powiązane dokumenty

czonych, a jeden się tylko znalazł, który się wrócił, by dać chwałę Bogu, tak i Europa cała może o sobie powiedzieć, że jest chrześcijańską, lecz nie wszystkie narody i

cami Polskiego Kościoła Narodowego staje obecnie aktualne pytanie, kto jest nasz bliźni.. Odpowiedź na to

Uwaga 1. Wolno jest prosić o rozwód, jeżeli jedna ze stron dopuściła się kazirodztwa, lub ułatwiała drugiej stronie i namawiała ją do zdrady w celu ciąg­. nięcia z

bożeństwie tu tylko daje się słyszeć, że wartałoby go mieć w Brazylji, a nawet słyszałem o kilku młodzieńcach, którzy się wybierają do New-Yorku w Stanach Zjednoczonych,

4. Rano, gdy dano sygnał do wstawania, więzień obowiązany jest natychmiast wstać, zasłać pościel, umyć się i uczesać, oczyścić ubranie i ubrać się, robiąc to

Jednakże pamiętajmy o tern, że jak nie wszystko złoto co się świeci, tak też i nie każdy kościół jest Narodowy, choć się za taki uważa... Kościół naprawdę Polski

z brzozy białej liście zbiera się wczesną wiosną, gdy tylko rozwiną się i nie nabiorą jeszcze koloru zielonego. Pączki zbiera się przed rozwinięciem, gdy tylko spostrzeżemy,

I dlatego to Polska w tern wszystkiem może odegrać dziejową rolę, bo nic się nie robi dla sympatji, przez współczucie, ale idzie się kon­. sekwentnie