• Nie Znaleziono Wyników

Głos Ziemowida, 1926, R. 2, nr 28

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Głos Ziemowida, 1926, R. 2, nr 28"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Oplata poczt, uiszczona ryczałtem. Cena 25 gr

GŁOS ZIEMOWIDA

Organ Wyznawców Polsko-Katolickiego Kościoła Narodowego.

Tygodnik poświęcony sprawom religijnym, społecznym i naukowym.

Rok II. Polska, Dąbrowa Górnicza, 1 lipca 1926 r. JNs 28.

PRENUMERATA: Rocznie złotych 10, półrocznie złotych 5, kwartalnie złotych 3.

Numer pojedynczy 25 groszy. : Konto czekowe R. K. 0. w Warszawie 63.166.

W Ameryce rocznie 2 doi. We Francji rocznie 50 fr. kwart. 15 fr. Mi Telefonu 1.27.

Adres redakcji i administracji: Polska, Dąbrowa Górnicza, „Głos Ziemowida*.

TREŚĆ NUMERU:

Kościół Prawosławny a Kościół Polski. — Stosunki polsko-watykańskie w średnio­

wieczu. — Jezuityzm i jezuici. — Wieści z Babilonu: a) Aktualna lektura. — Przy- rodolecznictwo. — Kwiatki z rzymskiego bagienka. — Przegląd polityczny. — Rze­

czy ciekawe: a) Odnaleziona na północy wieś rosyjska z XVI wieku, b) Strajk ko- 1 biet w Rosji. — Przygody Ziemowida. — Odezwa Towarzystwa literatów ludowych.

Rozmaitości. — Ogłoszenia.

Kościół Prawosławny a Kościół Polski.

Kościół Boży nie tyle cierpiał od prześladowań,, ile od herezji i pychy. Wrogiem Kościoła Chrystusowego, który był kościołem ubogich, pracujących, stroskanych, wspierających się wzajemnie, stawał się biskup rzymski, żądny władzy i panowania, który zapragnął stać się rów­

nym Bogu, przywłaszczając sobie jego przymioty, a swój twór ośmielił się nazwać Kościołem rzymsko-powszechnym.

Pod firmą Boga—Prawdy działał w biskupach rzymskich krwawy duch Neronów, szarpiący w zaślepieniu ciało Prometeusza, rozrywając szaty Chrystusa i jego sługom nie szczędząc krwi i plag, mniemali, że są bogami na ziemi.

W rzeczywistości to Mikołaj I, Sylwester II, Jan X, Jan XII — byli Antychrystem, który z natury rzeczy dążył do tego, by stać się cesarzem

(2)

Kościoła — symulując zdradziecko Chrystusa i Jego Kościół. Prawda, że nie dokonał tego bez oporu.

Przeciwstawiał mu się Kościół Wschodni przez długie wieki — w końcu na soborze Konstantynopolitańskim w roku 867 doszło do ro­

złamu Kościoła chrześcijańskiego. Powodem rozłamu były zarozumiałe uroszczenia rzymskich biskupów do władzy nad całem chrześcijaństwem^

Osią tego ruchu zapoczątkowanego w trzecim wieku ery rzymskiej uyf Focjusz, patrjarcha Kościoła Wschodniego, który energicznie wystąpił przeciw schizmie rzymskich papieży, głoszących wbrew uchwałom sobo­

rów, że Duch Święty pochodził zarazem od Ojca i Syna. Kościół Wscho­

dni z Focjuszem na czele twierdził, że tylko od Ojca, opierając się na tak zwanym nicejsko konstantynopolitańskim symbolu, który swe źródło miał w ewangielji Jana: „A gdy przyjdzie pocieszyciel, którego Ja Wam poszlę od Ojca, Ducha Prawdy, który od ojca pochodzi,ion o mnie świa­

dectwo dawać będzie“ (Jan 15,26). Była to owa sławna walka o „Fi- ljogue“. Do porozumienia nie doszło. Trwający rozłam od 3 wieku do­

konał się w roku 867, przyczem patrjarcha Kościoła Wschodniego Fo­

cjusz i papież rzymski Mikołaj rzucili wzajemnie na siebie klątwy. W tym sa­

mym roku intryga rzymskiego papieża spowodowała zamordowanie cesa­

rza Michała III. Jego morderca Bazyli Macedo objął rządy i ogłosił byłe­

go patrjarchę Ignacego głową Kościoła Wschodniego, Patrjarcha Ignacy w roku 869 zwołał do Konstantynopola nowy sobór, który pod grozą siły miecza potępił Focjusza.

Jednakowoż nie trwało to długo, gdyż w r. 878 Focjusz został na nowo patrjarchą. Zwołany przez niego sobór w roku 879 do Konstanty­

nopola potępił bluźnierczą schizmę rzymskich biskupów Rozłam formalny dokonał się w roku 1054. Od czasu tego nie brakło prób pojednania. Na soborze Florenckim w roku 1439 zdawało się, że już do niego doszło, gdyż zagrożeni przez Turków wyznawcy Kościoła Wschodniego czynili wszelkie ustępstwa; lud jednak pamiętny okrucieństw papieskich, jakich papieżnicy dopuszczali się w roku 1204, nie potwierdził umowy. Ostat­

nią próbę pojednania uczynił Leon XIII w roku 1894 w liście do pa- trjarchy konstantynopolitańskiego. Ten jednak w roku 1895 odpowiedział z powagą, ale dosyć ostro zarzucając papiestwu bluźniercze nowatorstwa, jak pochodzenie Ducha od Syna, Czyściec, Niepokalane Poczęcie, Nie­

omylność Papieża, urojenia światowładcze papiestwa i t. d.

Kościół wschodni zwany też sławjańskim i prawosławnym liczy 120 miljonów wyznawców; rozdziela się na piętnaście Kościołów, z któ­

rych każdy posiada osobnego zwierzchnika hierarchji. Patrjarcha kon­

stantynopolitański jest najwyższym dostojnikiem Kościoła. Z tego wynika,

(3)

że kościół wschodni czyli prawosławny jest kościołem narodowego równo­

uprawnienia, gdyż'jako dawny Kościół Cyryla, Metodego i Focjusza jest kościołem powszechnym jednego Boga Prawdy, który nie może być ła­

cińskim, greckim, lecz przy różnicy obrządków dopuszcza wszystkie ob­

rządki i języki do siebie.

I dlatego to, jako równi z równymi, jednoczy się Kościół Polski zProściołem Wschodnim, by dać możność narodowi polskiemu do wy­

zwolenia się z jarzma rzymskiego, zagrażającego całości naszego państwa.

Wrogowie — biskupi w rodzaju biskupa Kosakowskiego, Massalskiego, Ostrowskiego, Skarszewskiego, Poniatowskiego i innych zdrajców ojczy­

zny, co za tytuły, ordery i dukaty sprzedali ojczyznę carom rosyjskim muszą być zgnieceni, by dzieło odrodzenia narodu, zapoczątkowane du­

chowo przez ks. Husznę a społecznie przez Józefa Piłsudskiego, dokona­

nym było.

Nowa moc Michała Archanioła przez unję z Kościołem Wschodnim, morduje smoka potwornego o siedmiu łbach z koronami na nich i ciel­

skiem jaszczurki potwornej, opasującej nasza polską ziemię. Zwycięstwo to wzniesie ducha sławjańskiej mocy własnej i wyzwoli Polskę z kołtuń - stwa, bałwochwalstwa, pychy i zacofaństwa rzymskiego świata.

Żyjąc na schyłku starego rzymskiego świata, słuchając we własnej mowie nauki chrześcijańskiej, żyjąc mocą własną — wierzymy, iż w nas rozpoczyna się nowa era, nowe objawienie starej mocy Focjusza —starej Prawdy sławjańskiego miru. Więc rolę tego poprzednika nowego świata na siebie bierzemy i sztandar Chrystusa w ręku dzierżymy w nadziei, że na okręcie Focjusza dopłyniemy do nowej ziemi do nowego świata, który wstanie na gruzach krwawego Rzymu.

JJ. Przyłóicki.

Stosunki polsko-watykańskie w średniowieczu.

Przypatrzmy się tym stosunkom polsko watykańskim bliżej, zaczy­

nając od kwestji finansowej. Najstarsza opłata — jaką można na podsta­

wie zapisków synodalnych i kronik diecezjalnych stwierdzić- jest to tak zwany ddnar św. Piotra. Gorliwie zbierały go klasztory, duchowieństwo, ale niezbyt wielkie Rzym miał z tego korzyści, nasamprzód, że ludność wskutek zmiany stosunków wyniszczona; powtóre ustawiczne tarcia du­

chowieństwa z ludnością, powstania, wojny domowe nie pozwalały ścią­

gać to regularnie; a po trzecie pieniądze te topniały w klasztorach, u du­

chownych lub w kasach biskupich..

Największem źródłem dochodów z Polski średniowiecznej były dla kurji rzymskiej tak zwane annaty, t. j. roczne dochody z biskupstw pod-

(4)

— 4 —

czas każdego wakansu, pobierane od czasów avinionskich papieży. Prze­

ciw temu wywożeniu z kraju pieniędzy zaczęto powstawać, a pierwszą 0 to awanturę zrobiła szlachta biskupom „na kokosze] wojnie“, wyrzeka­

jąc, że sama musi ponosić koszta wojen, że biskupi, krwią i mieniem szlachty bronieni, nie chcą przyczynić się do obrony kraju przez pono­

szenie kosztów utrzymania kraju, ale przeciwnie znaczne sumy wysyłają tytułem annatów włoskiemu biskupowi, który przecież jest najbogatszym

człowiekiem na świecie, t

Był to bez wątpienia jeden z objawów polityki ekonomicznej szlach­

ty, która, wiedząc o tych olbrzymich sumach, płynących do kas Waty­

kanu — pragnęła, by je użyto dla dobra państwa, a zarazem był to pro­

test przeciw marnotrawstwu krajowych bogactw na rzecz obcych potęg.—

Rzym zaś jako stolica apostolska był bardzo drażliwy na uszczuplenie do­

chodów z powyższych źródeł. Co więcej, stolica Ojca świętego, ciągnąc zyski, podnosiła i podnosi sumę armat bez żadnych powodów. Tak na- przykład taksa arcybiskupstwa poznańsko-gnieźnieńskiego w roku 1558 wynosiła 5000 dukatów, w roku 1581 wynosiła ona 20 000 dukatów, a w roku 1721—40 000 dukatów.

Oprócz świętopietrza i annat zbierano w Polsce dla Rzymu opłaty od cudów, cudownych obrazów, jubileuszy, odpustów i t p.

Prawdziwie zaś źródłem nieporozumień było rozdawnictwo benefi­

cjów i jurysdykcja rzymsko-kościelna Prawo nominacji chciał utrzymać król, a chciał je sobie przywłaszczyć Ojciec św. W Rzymie zaś popełnia­

no różne nadużycia, rozdając polskie biskupstwa pupilom papieża. Posłu­

giwano się przy obsadzie beneficjów i biskupstw najbrudniejszemi intry­

gami (Rzym to gniazdo intryg) a nawet fałszerstwem—słowem uprawia­

no brudny handel dla zysku — ćmiąc przy tern szlachcie, królowi i ludowi oczy opowiadaniem o djabłach, robiąc na poczekaniu cuda i t. p.

Drugą bolączką Polski przedrozbiorowej było to, że każdemu księ­

dzu przysługiwało prawo apelacji do Rzymu. Do Rzymu apelowali oszu­

ści, intryganci, pupile papiescy, a tacy krętacze zawsze w Rzymie zna­

leźli posłuch i uznanie, bo Rzym bardzo się chętnie miesza w sprawy państwa. Jednak kto apelował do Rzymu ten musiał mieć pieniądze, bo bez pieniędzy to nawet Ojciec święty rozgrzeszenia nie udzielał.

Powodem obrazy godności państwa były także zakonne stosunki, szczególniej w niektórych klasztorach. Cystersów, którzy to przyczynili się dużo do upadku naszej cywilizacji, niszcząc, paląc i gnębiąc lud. U nich to siedziała cała czereda rzymsko niemieckich fałszerzy naszej historji 1 pasibrzuchów, którzy nie przynosząc krajowi żadnego pożytku, nie zna­

jąc języka, żyli z dnia na dzień Gdy zaś zarządzono zmiany, włóczęgi klasztorne po całej Europie obnosiły na Polskę skargi o gwałcenie uro­

jonych praw i przywilejów, mających na celu obronę niemieckich praw na ziemiach polskich.

Dalszą drogą cierniową było składanie obedjencji ze strony króla.

Król, wstępując na tron, musiał powiadomić Watykan. Królowie uważali to za rodzaj grzeczności papieskiej. Papież jednak uzurpował sobie na­

wet prawa do tronu Polskiego.

(5)

—— 5 ——

Krótki ten zarys stosunków, łączących Polskę i Watykan, jest przed­

stawiony ze strony formalnej jednak wniknięcie w głębię tych stosun­

ków potwierdzi nam to, co Mikołaj Rej pisze w Apokalipsie: „Rzym to hierarchja bestji... a papież to wilk w owczej skórze“. To samo mówi Jan z Ostroroga i cały szereg wielkich Polaków -tego jednak nie widział i nie widzi nasz Ciemnogród.

JJ. Sław.

Jezuityzm i jezuici.

(Ciąg dalszy).

Najgłówniejszym z tych środków była nauka o prawdopo­

dobieństwie. Nic uprzedzając jednak dalszych objaśnień, pozwoli­

my sobie powołać się na teologa jezuickiego, Buzenbauma, który do­

wodził, że człowiek powinien kierować się głosem sumienia, chociażby nawet błądzącego, jeżeli błąd jest niepokonany, t. j. mimo­

wolny i dlatego niewinny. Czyż twierdzenie to nie kryje w sobie gor­

szącego pobłażania? Każdyby chciał tern się zasłonić. Czy można so­

bie wyobrazić człowieka, który w następujący sposób rozumuje: sumie­

nie moje każe mi okraść lub spotwarzyć człowieka, dla większej chwa­

ły Boga; przyznaję, że to grzech, ale grzech nieunikniony i mimowolny, po­

nieważ jestem wychowany w sferze, w której i to i tamto wolno czynić, zatem śmiało, nie grzesząc, mogę słuchać głosu swego sumienia. Pew­

ną jest rzeczą, że dopóki człowiek ma własne sumienie, nigdy nie odważy się podobnie rozumować, bowiem zaraz, po wyjaśnieniu nie- wiadomości, sumienie wybija się z niewoli i wskazuje przeciwną drogę, prowadzącą do prawdy. Błąd wiadomy jest do pokonania. Popełnienie więc i objaśnienie takowego błędu nie może być uważane za czyn niewinny. Dotąd zaś, dopóki człowiek popełnia błędy z niewiadomości, zdaje mu się, że robi dobrze. Człowiek, badając duszę cudzą, łatwo odróżni błąd umyślny od niewinnego; zrozumie czego oczekuje od nie- * go powierzające się jego opiece sumienie, mianowicie gdy przebył szkołę mężów doświadczonych i nie zaniedba rozszerzyć granice rze­

czy niepokonanych i mimowolnych, pobłażliwie zachęcając do kłam­

stwa i obłudy, do czego sumienie samo sobie zostawione, nigdyby nie doszło.

Tak więc głównym zadaniem jezuitów jest przygotowanie sumie­

nia do oddania się w cudze ręce.

„Bogobojni" i uczeni mężowie, którzy zaćmili ojców kościoła i podali ich w zapomnienie, wzajemnie sobie nieraz przeczyli w jed­

nych i tychże samych pytaniach. Jeden nazywa jakiś czyn —grze­

chem śmiertelnym, drugi grzechem powszednim, trzeci czynem zupeł­

nie niewinnym. Z pojęć tych jedno tylko może być prawdziwe, wszyst­

kie inne kłamstwem; a które prawdziwe? Wszystkie trzy pojęcia uwa­

żają się prawdopodobne m i, t. j. pewnemi i bezpiecznemi dla

(6)

6 ——

kierowania sumieniem, albowiem wszystkie trzy mają za sobą „powa­

gę uczonych".

Łatwo zrozumieć, że sumienie obarczone taką masą sprzecznych ze sobą pojęć, często zdrętwieje. Co w podobnych wypadkach czynić, komu wierzyć i czerń kierować się w wyborze? Na to pytanie odpo­

wiada teolog jezuicki Busenbaum, że „w wyborze przekonania z kilku prawdopodobnych przekonań każdy może kierować się włas­

ną korzyścią i w praktyce podług tego postępować, które najmniej go ogranicza a najwięcej mu sprzyja“.

Na tych samych zasadach wydano następujące przepisy dla spo­

wiedników: „Spowiednik może dawać radę proszącym o nią, kierując się cudze m, prawdopodobnemu zdaniem, jeżeli takowe jest dla pro­

szącego przyjemniejsze m, i wyrzec się własnego zdania, choćby ono było prawdopodobniejsze i pewniejsze“. Naturalnie, im częściej ksiądz, proszącym go o radę, będzie radził to, co jest do wykonania łatwiejsze, przyjemniejsze i korzystniejsze, tern za lepszego będzie uchodził doradcę, zyska zaufanie parafjan, którzy w ręku jego będą powolnem narzędziem do wszelkich „operacyj“ społecznych i politycz­

nych. Wiadomo, że powodzenie jezuitów w konfesjonale w przedmio­

cie zdobywania sobie sumień ludzkich, dawało im powód do samo­

chwalstwa, na które nigdy sobie nie skąpili. Prawda: ani duchowień­

stwo świeckie, ani zakony duchowieństwa klasztornego nie mogły ni­

gdy na tem polu wytrzymać konkurencji, zawsze i wszędzie zwyciężali ich jezuici. Lecz skąd takie powodzenie? Czy istotnie tłumy, zbiegają­

ce się do jezuitów po rozgrzeszenie świadczyły o gorącej pobożności i moralności powszechnej? Nie. Nęciła ich łatwość rozgrzeszenia. Ze­

psuty lud szukał nie lekarstwa, a pobłażania, wszak jezuici dawali je

„po zniżonej cenie“. Tłum pokosztował i był kontent.

Dostatecznie udowodniliśmy, że teorja prawdopodobieństwa za­

ciera różnicę między złem a dobrem, A zatem zobojętnia, wypacza po­

jęcia, oszpeca sumienia. Sumienia już niema. Poczucie moralności wy­

kradziono z duszy człowieka i przeniesiono do arsenału środków je-

• zuickiego systemu opanowania świata.

Wybaczcie nam czytelnicy jeśli was nudzimy, ale kiedyśmy już doszli do sumienia, musimy pójść jeszcze dalej.

Długo łamali sobie głowy jezuici, jakby, niby nie chcąc, z musu, ukrócić czas, przeznaczony na nabożeństwo i, wymyślili dodawania ułamków do słuchania mszy. Jak wiadomo, w kościołach rzymsko-ka­

tolickich bywa po kilka ołtarzów i że w dnie świąteczne przed każ­

dym z nich odbywa się Msza św. Jedna zaczyna się wcześniej, druga trochę później i t. d., tak, że dwie, trzy, cztery msze jednocześnie się odbywają. U jednego ołtarza nabożeństwo się kończy, a u drugiego zaledwie zaczyna, u trzeciego zaś w tym samym czasie jest sam śro­

dek nabożeństwa. Jezuici skorzystali z tego zwyczaju i zaczęli dowo­

dzić, że niema koniecznej potrzeby wysłuchać cały mszy od początku do końca przy jednym ołtarzu, bo jeżeli kto był w kościele wówczas, kiedy jednocześnie kilka msży odprawiano, to części tych mszy razem złożone wydadzą w sumie jedną mszę, co liczy się, że słuchający na­

(7)

bożeństwa całą mszę wysłuchał. To jest wyborne. Trzeba tylko natra­

fić na szczęśliwy moment, a można w ciągu pięciu minut dopełnić obowiązku, na który przed tym wynalazkiem należało stracić conaj- mniej pół godziny. Taka kombinacja nie podobała się obdarzonemu artystycznym zmysłem papieżowi Innocentemu XI i potępił ją jednęm pociągnięciem pióra. A szkoda, dobre to było pojęcie.

Skupienie duchowe w czasie słuchania mszy bynajmniej nie obo­

wiązuje, bo „zadość czyni przykazaniom i ten, kto w czasie nabożeń­

stwa umyślnie się zabawia, aby tylko nie zapominał się i zachowywał zewnętrzne oznaki pobożności1). Jezuickie pojęcie o grzechu jest nader elastyczne i da się nagiąć w każdym kierunku, np. „kto pości dla czczej sławy lub chodzi do kościoła aby go okraść, ten mimo to wypełnia przykazanie, chociaż czynem, z przyczyn szczegól­

nych okoliczności, grzesznym, gdyż wypełnia istotę rozkazu (o poście i chodzeniu do kościoła2)“. Z tego wynika następujący wniosek: kto chociażby żartem, przynajmniej raz na rok przyjmuje Sakramentu, ten dopełnia obowiązku.

W piśmie Świętem powiedziano: kochaj bliźniego, jak siebie sa­

mego. Powiedziano prosto i jasno, lecz w tern krótkiem przykazaniu mieści się tak niewyczerpana głębia potrzeb moralnych, że pogodzić go z egoizmem właściwym duszy człowieka jest rzeczą niemożliwą, a zastosować koniecznie trzeba. Pogodzenia miłości bliźniego z egoiz­

mem podjęli się jezuici, pokrajali przykazanie wzdłuż, wszerz i zasto­

sowali. Oto jak na ich język przetłumaczone przykazanie ewangeliczne brzmi: „Każdy winien kochać po Bogu najpierw samego siebie w rze­

czach zbawienia, powtóre bliźniego w tychże samych względach, po trzecie samego siebie w rzeczach doczesnych, po czwarte 4- bliźnie­

go także w rzeczach doczesnych, nakoniec, co się tyczy dóbr ze­

wnętrznych: bytu, wygód, stanowiska w społeczeństwie - najpierw sa­

mego siebie, a później dopiero bliźniego3). Dla ocalenia swego życia można nie szczędzić życia bliźniego, np. „jeżeli cię ściga nieprzyjaciel, a nie możesz uniknąć inaczej śmierci, tylko ucieczką przez wąską dro­

gę, wtedy możesz zgnieść siedzącego na niej człowieka dla utoro­

wania sobie pewnej drogi, bez względu na to, że tym czynem nara­

zisz na niebezpieczeństwo życie bliźniego. Można tak samo postąpić z dzieckiem (rozdeptać je na śmierć),jeżeli nie ochrzczone“4).

Ostatnie objaśnienie dlatego jest podane, bo podług kościoła rz. kat.

dziecko n i e o c h r z c z o n e utraciłoby uietylko życie doczesne lecz i wieczne.

') Buzenbaum, !.. III, Tr, III. C. I. D. III. R. c. 7,9, L. 1, Tr. II. C. III, D. V R. 2, Propos, damn. ab. In noc. XI Mart. 2, 1679.

2) L. 1, Tr. II. C. III, D. I, R, c. 1.

•’) Buzcnbawn 1 . II. Tr. III. C. II, D. I. R. I.

") Buzenbatmi I.. III. Tr. IV. C. II). IV. R. c. 3. *

(8)

—— 8 ——

Wieści z Babilonu.

i

Janek Fiszer wstał bardzo wcześnie i bardzo głodny, bo na kola­

cję zjadł trzy kartofle w mundurach, które dostał z okazji imienin ko­

legi od jego matki, lecz to było cokolwiek zarnało na uspokojenie łak­

nienia 15-letniego żołądka. Nic więc dziwnego, że zapytał ojca:

— Tato, czy dziś będzie obiad?

Tato nic, spojrzał w stronę łóżka, na którem od kilku miesięcy leży jego schorzała żona i splunął w kąt. Janek splunął w drugą stro­

nę i powtórzył pytanie, dodając:

— Przecież to dzisiaj święto Wniebowstąpienia, żeby tak cho­

ciaż zacierek, albo kartoflanki...

Rada w radę, Janek poszedł do wujka po kartofle. Siedem kilo­

metrów. Wlókł się o wątłych siłach, odpoczywał i znów szedł. Na po­

łudnie był w domu, a o czwartej lumpen-proletarjacka rodzina chłepta­

ła kartoflankę, gwarząc wesoło i wspominając dobre czasy, jak to się dawniej jadało kartoflankę ze słoniną.

Następnego dnia jak zwykle poszedł Janek rano do szkoły po­

wszechnej. Pierwsza lekcja — religja; ksiądz prefekt Stanisław Remel- ski. W klasie cisza. Bogobojny pedagog wężowy wzrok utkwił w Janka:

— Ty, chodźno tu.

Janek wychodzi.

— Wczoraj było Wniebowstąpienie, uroczyste święto, dlaczego nie byłeś w kościele na mszy, co?

— Ja wczoraj...

— Milcz, draniu. Pytam się: dlaczegoś nie był w kościele?

— Ja...

— Milcz, psie. Komunisto przeklęty. Kościoła nie chcesz znać?

Mignęła w słońcu bambusowa laska, Janek wrzasnął z bólu.

— Masz, masz, masz, komunisto, łajdaku, psie; masz, masz, masz.

No, i Janek ma poprzecinaną skórę na głowie, szyi, rękach, ple­

cach i bokach.

Tak, ad majorem Dei gloriam, załatwił się z Jankiem Fiszerem serwus simplex Dei w roku pańskim 1926 w mieście Konstantynowie pod Łodzią.

Aktualna lektura.

Literatura polska ma dość bogatą kolekcję dzieł i rozpraw o za- grobowem życiCi; wspomnimy choćby ś. p. Dra Ochorowicza, znanego myśliciela i publicystę, który będąc młodym lekarzem poświęcił się całkowicie studjom i badaniom tego problemu. Ochorowicz umierając w wieku sędziwym pozostawił bardzo wiele cennych dzieł, wyczerpu­

jąco opracowanych przez niego na podstawie całego szeregu przepro­

wadzonych doświadczeń. Dalecy jesteśmy od wdawania się w ocenę tej dziedziny wiedzy, a jeśli poruszamy dzisiaj ten temat, to tylko ze względu na wielce charakterystyczny szczegół. Powszechnie wiadomą jest rzeczą, że duchowieństwo rzymsko-katolickie bezwzględnie potę-

(9)

—— 9 ——

pia Ochorowicza (a zatem i Habdanka), system rozwiązywania proble­

mu życia pośmiertnego, bo godzi on w podstawy wiary i grozi rewo­

lucją pojęć religijnych. Nie wdając się w kompromisy, bezapelacyjnie kler rzymski wiedzę tę zwalcza, jak zwalczał dawniej astronomję i te- orję obrotu ciał niebieskich. Jednak wiedza wytrwałem gromadzeniem niezaprzeczonych faktów, systematycznością postępu, konsekwencją no­

wych odkryć pokonała fanatyzm ciemnoty, któremu nie pomogła nawet inkwizycja. Bezprzedmiotową okazała się dla systemu rzymskiego śmierć Giordano Bruna. Kult kultów — Prawda zwyciężyła hypokryzję, za­

jaśniała w całym majestacie, przepędzając ciemnotę z życia publiczne­

go poza mury klasztorów, poza kruchty kościelne, gdzie dotąd mrok jej niepodzielnie panuje.

Traktowanie wielkiej zagadki życia zagrodowego przez wszech­

światowe sławy jest dla kleru niebezpieczne i dlatego, że przekreśla jego najsilniejszy argument, to jest piekło; argument, który się jeszcze niezupełnie stępił. Dlatego też niemałą sensację wywołało pojawienie się w ostatnich dniach charakterystycznej broszury wydanej nakładem mocno katolickiej księgarni Mikołaja Skiby w Szamotułach (w Poznań­

skiemu). Broszura ta nosi tytuł „Wieści z zaświata“ i zawiera rzekome rewelacje smutnej pamięci Hligjusza Niewiadomskiego. Zdumiewa nie­

bywały dotąd fakt, że są to „wiarygodne relacje księdza kanonika X“, a więc wcale nieprzeciętnej osoby duchownej. Zdziwienie ustępuje miejsca zrozumieniu dopiero, gdy się uważnie wczytujemy w treść tej książki, bowiem rozmowa anonimowego księdza kanonika z duchem Niewiadomskiego rzuca duży snop światła na ukryte tendencje wy­

dawnictwa...

Duch tego „bohatera narodowego“ oświadcza przedstawicielowi

„prawdziwego Kościoła“, że nadal zajmuje się gorliwie sprawami Polski, że na tamtym świecie dawno już pogodził się z Narutowiczem, że skazany przez ludzi, nie został uka­

rany przez Boga i co najważniejsze zaleca nadal samosą­

dy jako psychologiczną konieczność. Broszura ta dla wszelkiego rodzaju Muraszków jest nieocenionem vademecum, skoro z in­

tencji głębokiego patrjotyzmu duch mordercy pierwszego prezydenta wymienia kogo jeszcze w Polsce zabić należy, a kto zasługuje na karę gorszą, niż śm i erć, bo na wyrafino­

wane tortury inkwizycji hiszpańskie]. Oprócz bardzo wie­

lu „dobroczynnych" wskazówek, duch Eligjusza radzi zlikwidować szereg instytucyj w Polsce, znieść wszystkie świad­

czenia socjalne, a przedewszystkiem Kasy Chorych i jako jedyny ratunek dla drogiej jego sercu ojczyzny wskazuje wy-, brać dożywotniego króla, mającego prawdziwe uzdol­

nię polityczne. Prośby kanonika o wskazanie kandydata na tron duch nie uwzględnił, oświadczając tylko, że taki znajdzie się wśród zasłużonych rodaków polskich, a który jest najbar­

dziej zasłużony, niech orzeknie komisja historyczna.

Jaka szkoda, że Eligjusz Niewiadomski nie żyje... Obecność jego wśród nas zaoszczędziłaby pracy komisji historycznej...

(10)

10

Więcej cytat przytaczać nie będziemy. Powyższe „rozmowy“ po­

zwalają dostatecznie zorjentować się jaki jest cel broszury, wydanej w przededniu wyborów nowego prezydenta Polski...

Przy obecnem podnieceniu umysłów, na progu dziejowych wyda­

rzeń, broszura ta ma swoją określoną misję partyjną. Chyba wskazów­

ki, kto z psychologicznej konieczności ma być jeszcze zabity w Pol­

sce, nie zapewniają bezpieczeństwa życia najdostojniejszym nawet Po­

lakom. Zato anonimowy kanonik może być pewny grządki prałata w rzymskim kurniku hierarcliji.

Jfierzymski.

Przyrodolecznictwo.

(Ciąg dalszy).

ZIOŁA CZERWCOWE.

1. Orzech włoski: Kwitnie w maju, zbiera się liście w czerwcu, niedojrzały owoc w iipcu.

Użytek lekarski z liści i zielonej łupiny owoców.

Zewnętrznie służy odwar z liści - 10 gr. na litr wody • do kąpieli dla zołzowatych (skrofulicznych) dzieci, do okładów na zołzowate i syfili- styczne wrzody, jako też na skrofuliczne zapalenie oczu; odwar z łupiny służy do barwienia włosów.

Wewnętrznie: Napar z liści pije się z cukrem przeciw choro­

bom skórnym, kile (syfilis), zaflegmieniu żołądka i kiszek, jakoteż na ro­

baki. Można też naparzać liście suszone. Zielone owoce, zalane okowitą lub mocną żytniówką, dają znakomity środek przeciw boleściom i kur­

czom żołądkowym. Sposób przyrządzenia: świeże orzechy, porozkrawane każdy na 4 kawałki, nastawić przez tydzień w okowicie, do której dodać cynamonu i kilką goździków. Skoro chcemy mieć likier orzechowy, do­

dajemy jeszcze rozpuszczonego cukru i pozostawiamy tak zmieszaną ciecz jeszcze przez 4 tygodnie na słońcu, następnie ją przecedzić. Liczy się około 30 orzechów na litr okowity, do tego 1/2 litra płynnego cukru.

Zaprawione w cukrze zielone orzechy dają środek wzmacniający żołądek i znoszący zafleęjmienie żołądka i kiszek. Należy w tym celu zbierać owoce pod koniec lipca, gdy można jeszcze przekłuwać łupiny.

Świeżych liści orzecha włoskiego używa się do nacierania bydła pociągowego i koni, ażeby uchronić zierzęta od ukąszeń much i trzmieli.

2. Rdest ptasi albo sporysz, ziele u nas bardzo pospolite, rośnie przy drogach i płotach, na błoniach, pastwiskach, murawach i polach.

Kwitnie od lipca do października. Zbiera się w czerwcu, iipcu i sierpniu.

Użytek: Napar ziela (2 małe kubki dziennie) pije się w choro­

bach nerek i pęcherza, szczególnie na kamień, nawet zadawniony i bez­

skutecznie innemi środkami leczony, w kataralnych zapaleniach narzą­

dów moczowych i płciowych, przeciw kile (syfilis), rzerzączce, cierpieniom wątroby, płuc i piersiowym, wrzodom w żołądku i kiszkach.

(11)

Zewnętrznie używa się sporyszu do przemywania ran i owrzo- dzeń, a dalej do płukania gardła.

3. Róża polna czyli dzika. Rośnie dziko w zaroślach pod pło­

tami. Owoce czyli głóg zbiera się w październiku, listki kwiatowe i pącz­

ki w czerwcu i lipcu.

Użytek: Odwar z owoców lub samych pestek (1 łyżkę na filiżan­

kę herbaty) daje dobrą herbatę moczopędną i używa się go więc z do­

brym skutkiem w cierpieniach nerkowych i pęcherza, na żwir w nerkach.

Odwar z liści dobry przeciw kurczom żołądka Zalecają go również na choroby piersiowe, plucie krwią i biegunkę.

4. Jasnota biała albo martwa pokrzywa, głucha pokrzywa.

Rośnie na suchych słonecznych miejscach, w ogrodach, u stóp murów, w krzakach, po brzegach dróg, lasów, na spadzistościach, przy płotach po urwiskach.

Zbiera się w czerwcu i lipcu.

Użytek z kwiecia.

Zewnętrznie służy do naparzania uszu. Wewnętrznie — herbata służy od nieżytu w piersiach, przeciw białym upławom, niedo­

krwistości, krwotokom, od biegunki, cierpień śledziony, zołzów (skrofuł),

Kwiatki z rzymskiego bagienka. /

W Konstantynowie zmarł młody robotnik Lucjan Korabjewski, czynny członek Sokoła. Ciało eksportował ksiądz wikary, członek Za­

rządu Sokoła. Kazał matce nieboszczyka .wystawić sobie zobowiązanie na dwadzieścia złotych. Śpiewać darmo — boli gardło. Za pogrzebem szła pod rękę bieda z nędzą i blada niedola w parze z głodem.

Nad otwartą mogiłą matka szlocha, popłakuje... Zwyczajnie jak każda matka. Księdzu się to nie podoba, przerywa modlitwę i gromi:

— Nie ryczeć, tu cmentarz, a nie obora.

Tak, rzeczywiście, cmentarz nie jest oborą; ale chyba matka opła­

kująca śmierć dziecka również nie jest bydlęciem...

W parafji Retkinia żeni się syn dość zamożnego gospodarza. Oj­

ciec z okazji „wydania" chłopaka kupił galanty żyrandol do kościoła.

W kilka miesięcy potem ojciec umarł, a syn poszedł do księdza proboszcza obstało w ać pogrzeb.

— Dwieście pięćdziesiąt złotych z wystawieniem w kościele, z po- kropkiem prawdziwą wodą święconą i eksportacją na cmentarz; bez żerandola...

— Przecież, żerandot tato kupili...

— Tak, tak, ale ofiarował go Panu Bogu. Chyba, że coś doło­

żysz...

— Jakże to tak? — drapie się chłopak po głowie.

(12)

12

— Jakim ty jesteś synem — strofuje kapłan — jeśli uporem w targu o pogrzeb tamujesz ojcu wejście do królestwa niebieskiego?

Syn zapłacił, ksiądz pieniądze schował, a ojciec poszedł prosto do nieba.

Przegląd polityczny.

Polska. Dnia 25.VI. b. r. odbyło się głosowanie do wyboru Mar­

szałka Sejmu. Wynik pierwszego i drugiego głosowania nie dał żadnych rezultatów, a to wobec nieuzyskania absolutnej większości przez żadnego z kandydatów. W trzeciem głosowaniu oddano głosów 335, z tych nie­

ważnych 31, ważnych 304. Poseł Rataj otrzymał 17(1 głosów, poseł Głą- biński 126. Przewodniczący wyborom wobec tego zakomunikował zebra nym, że marszałkiem Sejmu obrany został poseł Rataj.

Warszawa. W „Monitorze Polskim" czytamy, iż minister Darowski otrzymał nominację na wojewodę krakowskiego.

Brazylja. Gazety angielskie podają wiadomość, iż Chamberlain oświadczył w Izbie Gmin, iż rząd brazylijski zgłosił swe wystąpienie z Li­

gi Narodów, Sir Chamberlain wyraził żal z powodu powzięcia przez rząd brazylijski tej decyzji, ma jednak nadzieję, że może nastąpić ponowne rozpatrzenie tego postanowienia. Są również obawy, że i Hiszpanja zgło­

si swe wystąpienie z Ligi Narodów, chociaż do tego czasu niema urzę­

dowego potwierdzenia ze strony Phszpanji o ustąpieniu.

Turcja. W ostatnich dniach był planowany zamach na Kemala Paszę, lecz zamach ten nie udał się. W planowaniu zamachu brał udział szereg posłów Zebrania narodowego, jak również generałowie Noureddina i Tagiara, a którzy zostali aresztowani. Aresztowanych oczekują najcięż­

sze kary.

Powstanie w Turkiestanie. W Turkiestanie wybuchło powstanie antybolszewickie, zorganizowane przez „basmaczów“ '—tubylczą kawalerję. Część konnicy rosyjskiej z dywizjonem artylerji przeszła na stronę powstańców, wymordowawszy uprzednio oficerów sowieckich.

Obserwator.

RZECZY CIEKAWE.

Odnaleziona na północy wieś rosyjska z XVI wieku.

Były oficer oddziału Popielajewa p. Popow, który dłuższy czas prze­

bywał wśród tubylców syberyjskiej północy, wypadkowo znalazł pewną rosyjską wioskę, znajdującą się na samym brzegu Lodowatego Oceanu u ujścia rzeki Jndigirki Ta wioska, okrążona dziewiczym lasem z trzech stroh i Lodowatym Oceanem z czwartej strony, zupełnie izolowana od całego świata. Dookoła na tysiące kilometrów niema ani jednego domu,

(13)

13

ani jednego człowieka. P. Popow przebył w ciągu 2-ch lat w tej wiosce i ożenił się z jedną z dziewczyn tamtejszych. Wioska ta żyje życiem zu­

pełnie pierwotnem. Za władzę swą ludność wioski uważa „białego cara“.

Podporządkowanie się tej władzy u mieszkańców wyraża się w słownym przyznawaniu tej władzy i w modlitwach w duże święta za zdrowie wiel­

kiego księcia Aleksego Michajłowicza, który w wyobraźni mieszkańców tej wsi stał się osobą legendarną. Wszystkie sporne pytania załatwiają się na zebraniach większością głosów bez jakichkolwiek protokółów.

W wiosce mieszka 38 rodzin. Tam znajduje się i cerkiew z kilkoma otworami w ścianach i w powale. Otwory te są zrobione w tym celu, by modlitwa długo nie zatrzymywała się w cerkwi, a prędzej szła do Boga.

0 kalendarzu najmniejszego pojęcia nie mają. Boże Narodzenie, Wielka­

noc, a także i inne większe święta obchodzą w dnie wyznaczone przez zebranie. W tym celu zbiera się wiec, na którym zapada postanowienie, że jutro ma być Boże Narodzenie, albo Wielkanoc. W te dnie uroczyste podają do stołu więcej mięsa, ryby, a oprócz tego twaróg i topione ma­

sło. .Ugościwszy się w ten sposób, kładą się spać, aby jutro wstać do robo­

ty Zajęcie mieszkańców rybołóstwo i polowanie. Latem wyjeżdżają na ocean, a zimą do tundry, gdzie polują na foki, morskie lwy, jelenie i li­

sy, skóra zwierząt idzie na odzież, a mięso do jedzenia. Fokowy tłuszcz używa się do oświetlenia. Chleba u mieszkańców tajemniczej wioski zu­

pełnie niema i oni go wcale nie znają. Ludność mówi językiem rosyj­

skim z domieszką staro-ruskich, cerkiewno-słowiańskich i tunguskich słów.

Dużo słów, które już dawno weszły w użycie w Rosji, w tym zapadłym kącie są zupełnie nieznane. Takie nawet słowa jak: samowar, stół, har- monja, są tu zupełnie nieznane. Słowo rewolucja dla mieszkańców abso­

lutnie jest nieznane, nic nie mówiące do ich serc. Oni zupełnie nic nie słyszeli o wojnie światowej, jak również i o rewolucji rosyjskiej. Opowia­

danie o wysokich domach, automobilach, pociągach wywołuje śmiech 1 niedowierzanie. Oprócz Boga, ludność tej wioski boi się swoich star­

ców, których otacza szczególną czcią i. szacunkiem. Daleko odchodzić od swej wioski ci zakonserwowani w ciągu 300 lat ludzie nie lubią. Tern tylko można sobie objaśnić to, że syberyjscy kupcy o egzystencji tej wios­

ki zupełnie nie wiedzieli. Możliwem jest, że przodkowie mieszkańców tej wioski zawędrowali tutaj po zawojowaniu w r. 1582 wschodniej Syberji przez Iwana Kolco W każdym bądź razie osiedlili się oni tutaj nie póź­

niej, jak za panowania Wielkiego księcia moskiewskiego Aleksego Mi­

chajłowicza (1645 r.), o którym u nich z opowiadań pozostały bardzo żywe wspomnienia.

Strajk kobiet w Rosji.

We wsi Wertejewka, w gub. Briańskiej, żony „ mużyków" zbunto­

wały się przeciw biciu ich przez mężów, uprawianemu dotychczas zgod­

nie z odwiecznym zwyczajem rosyjskim Któregoś dnia baby porzuciły nagle swe gospodarstwa i zamknęły się w pustej szkole na wiecu Po paru godzinach wiecowania opuściły gmach uczelni i urządziły demonstra­

cyjny wymarsz do lasu, zabierając ze sobą najmłodsze dzieci i zapasy

(14)

14

żywności na kilka dni. Zapowiedziały przytem, że dopóty nie wrócą do chat i nie będą spełniały obowiązków małżeńskich, dopóki mężowie nie złożą uroczystego zobowiązania, że będą traktowali je po ludzku bez uciekania się do nahajki i kułaka. Po całodziennym sporze, mużyki wi­

dząc, że bydło i drób wymagają kobiecej ręki w gospodarstwie, skapitu­

lowali. Zebrali się w szkole i klnąc ordynarnie podpisali „ bumagę" czyli wymagane zobowiązanie. Coprąwda zaledwie paru chłopów umiało wyka­

ligrafować swoje nazwisko, reszta podpisała się przeważnie krzyżykami, ale baby dopięły swego i z tryumfem powróciły do swych obowiązków.

Przygody „Ziemowida“.

Słomniki. W początkach m. czerwca udałem się do Słomnik w pow. Miechowskim na przypadający tam targ. Po zameldowaniu się w policji, poszedłem na plac targowy, w nadziei, iż uda mi się sprzedać cokolwiek „Głosu Ziemowida“. Przechodząc ul. Krakowską, zostałem za­

czepiony przez grupę ludzi z zapytaniem, co to za pismo noszę. Odpowie­

działem, że „ Głos Ziemowida" i zaproponowałem im kupno tego tygodni ka. Jeden z tych ludzi, a jak się później dowiedziałem, był to organista parafjt Słomniki, wziął ode mnie jeden numer pisma celem obejrzenia. Zo­

baczywszy widać podpis ks. Andrzeja Huszny, momentalnie rozindyczył się, wołając na mnie, że sieję zgorszenie, sprzedając takie heretyckie pi­

sma. Nie zadawalniając się temi obelżywemi słowami, brutalnie wyrwał mi paczkę z pismami „Głosu Ziemowida", chcąc podrzeć ich. Dzięki interwencji znajdujących się tam przy nim osób, nie pozwolili mu tego uczynić. Wówczas z „Głosem Ziemowida" pobiegł do magistratu, gdzie zameldował, że pisma te „antyreligijne“ odebrał jakiemuś nieznanemu chłopcu, a zarazem zażądał, by magistrat na jego rozkaz aresztował mnie.

Ja udałem się na policję i tam zgłosiłem swoje zażalenie na napaść na mnie, z prośbą o pomoc w odebraniu wyrwanych mi gazet, i przy po­

mocy policji odebrałem z magistratu swoją paczkę.

Czyn ten turjata na tle obłędu rzymskiego należy napiętnować ja­

ko skutek fałszywego wychowania księży rzymskich, którzy w swych ka­

zaniach nie liczą się z duchem Konstytucji, obowiązującej w Polsce.

Wszak oni mają. konkordat, cóż ich obchodzi Konstytucja albo ta­

ki „barbarzyński" zabytek jak tolerancja.

Odezwa Towarzystwa Literatów Ludowych.

Do literatów ludowych.

Do wszystkich mlakcyj pism ludowych.

Wśród szarych oraczy pól, wśród ogorzałych twarzy robotników znajdują się dusze wielkie, serca płomienne, które świecą, jak gwiazdy ludowi swemu.

(15)

— 15 —

Chłop od pługa, robotpik od warsztatu, zasiadający do pióra, aby uczucia i myśli swe przelać na papier, nie są dziś zjawiskiem rządkiem.

Wielu ich jest, ale rozproszeni wśród miljonowych mas ludu nie mogą stworzyć potężnego czynu, któryby świadczył o ich mocy. Potrzebne jest do tego skupienie sił w jednej organizacji. Zrozumieli to niektórzy pisa­

rze i poeci ludowi, którzy w odezwach, listach i artykułach odczuwali potrzebę utworzenia osobnego związku.

Po wielu trudach i zabiegach pragnienia tych twórców ludowych ziściły się: powstało Towarzystwo Literatów Ludowych, które już prawnie istnieje od 27 lutego r. b. i według Statutu ma na celu: a) założenie uniwersytetu literackiego, teatru, księgarni, drukarni, bibljoteki, czytelni, domu i ogrodu własnego: b) organizowanie rocznych zjazdów celem omó­

wienia spraw związanych z twórczością literacką i pracami Towarzystwa;

c) urządzanie przedstawień, kursów dokształcających, wystaw, odczytów i wycieczek; d) wydawanie książek i czasopism poświęconych literaturze ludowej i sprawom Towarzystwa; organizowanie kół kulturalno-oświato­

wych na całym obszarze Rzeczypospolitej i wreszcie udzielanie swym członkom pomocy materjalnej, moralnej i naukowej.

Wzywamy więc wszystkich literatów ludowych bez względu na przy­

należność partyjną do wstępowania w szeregi Towarzystwa.

Czas najwyższy skupić wszystkie siły twórcze w jeden braterski związek, abyśmy jako synowie ludu, mogli temu ludowi wskazać jaśniej­

sze Jutro i wzbudzić w nim umiłowanie własnej twórczości i wiarę

w Moc Własną. ,

Zgłoszenia na członków rzeczywistych prosimy nadsyłać na ręce se­

kretarza T-wa Józefa Kapuścińskiego, wieś Lipniki, poczta Mościska via Przemyśl — Lwów.

Do zgłoszeń winny być dołączone: krótki życiorys (pożądana foto- grafja), dwa egzemplarze wydanych drukiem prac lub egzemplarze czaso­

pism, w których znajdują się utwory nowowstępującego, względnie ręko­

pis wydanej lub przygotowanej do druku pracy literackiej.

Wpisowe wynosi 1 złoty. Składka członkowska 6 zł. rocznie, płatna zgóry lub kwartalnie.

Po bliższe wiadomości prosimy zwracać się do sekretarza Towarzy­

stwa. Na odpowiedź załączać znaczek pocztowy.

Adres Towarzystwa Literatów Ludowych: Katowice, ul. Plebiscy­

towa Ns 23.

Józef Kapuściński Władysław kołodziej

Sekretarz Prezes

jałowice, w czerwcu 1926 roku.

(16)

16

ROZMAITOŚCI.

Dwuch prowincjonalnych księży zwiedza cmentarz na Powązkach w Warszawie. Widzieli pomnik pięciu poległych, mogiłę księdza Skofup ki, wreszcie stanęli nad grobem Eligjusza Niewiadomskiego.

Milcząc, kiwają głowami.

Po chwili młodszy robi znak krzyża :

— Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie... . Starszy wzdycha boleśnie ;

— Biedna, nieszczęśliwa ta nasza Polska; pierwszego jej prezyden­

ta zabili, drugiego przegnali, a trzeci żyje...

OGŁOSZENIE.

W Redakcji „Głosu Ziemowida“ nabyć można broszurkę

„Pacierz naszych czasów“. Cena 20 groszy. Jest to ta sama broszura, która była przedmiotem rozprawy sądowej w dniu 30 kwietnia w Sosnowcu.

OGŁOSZENIE.

Zwolennicy ideologji „Wiary Polskiej“, 'głoszonej przez ks. An­

drzeja Musztrę, mogą nabyć w administracji „Głosu Ziemowida“ bro­

szurkę pod tytułem: „Posłannictwo Polski dawnej i współczesnej“ po cenie 20 groszy za egzemplarz. Sprowadzający 10 egzemplarzy odrazu kosztów przesyłki nie ponoszą.

Administracja ,,ę/osu Ziemowida".

Öd JiUnąinislracji: prosinr\y naszych czytelników o uregulowanie prenumeraty.

Wydawca I redaktor odpowiedzialny: TOMASZ LEOOMSK1.

26—402. Drukarnia „St. świecki", Dąbrowa Górnicza.

Cytaty

Powiązane dokumenty

cami Polskiego Kościoła Narodowego staje obecnie aktualne pytanie, kto jest nasz bliźni.. Odpowiedź na to

Uwaga 1. Wolno jest prosić o rozwód, jeżeli jedna ze stron dopuściła się kazirodztwa, lub ułatwiała drugiej stronie i namawiała ją do zdrady w celu ciąg­. nięcia z

skiej wbrew konkordatowi z Polską — bo w myśl tego konkordatu Gdańsk miał należeć do diecezji, w Polsce będącej — jest dowodem nie miłości dla Polski — ale

bożeństwie tu tylko daje się słyszeć, że wartałoby go mieć w Brazylji, a nawet słyszałem o kilku młodzieńcach, którzy się wybierają do New-Yorku w Stanach Zjednoczonych,

4. Rano, gdy dano sygnał do wstawania, więzień obowiązany jest natychmiast wstać, zasłać pościel, umyć się i uczesać, oczyścić ubranie i ubrać się, robiąc to

Jednakże pamiętajmy o tern, że jak nie wszystko złoto co się świeci, tak też i nie każdy kościół jest Narodowy, choć się za taki uważa... Kościół naprawdę Polski

z brzozy białej liście zbiera się wczesną wiosną, gdy tylko rozwiną się i nie nabiorą jeszcze koloru zielonego. Pączki zbiera się przed rozwinięciem, gdy tylko spostrzeżemy,

I dlatego to Polska w tern wszystkiem może odegrać dziejową rolę, bo nic się nie robi dla sympatji, przez współczucie, ale idzie się kon­. sekwentnie