Opłata poczt, uiszczona ryczałtem. Cena 25 gr
GŁOS ZIEMOWIDÄ
Organ Wyznawców Polsko-Katolickiego Kościoła Narodowego.
Tygodnik poświęcony sprawom religijnym, społecznym i naukowym.
Rok II. Polska, Dąbrowa Górnicza, 13 czerwca 1926 r. N° 27.
PRENUMERATA: Rocznie złotych 10, półrocznie złotych 5, kwartalnie złotych 3.
Numer pojedynczy 25 groszy. : Konto czekowe P. K. 0. w Warszawie 63.166.
W Ameryce rocznie 2 dot. We Francji rocznie 50 fr. kwart. 15 fr. Na Telefonu 1.27.
Adres redakcji i administracji: Polska, Dąbrowa Górnicza, „Głos Ziemowida“.
W rocznicę założenia Kościoła Polskiego. — Zagadka Babilionu. — Wstydźmy się.
Korespondencja z Łodzi.—Inkwizycja w Hiszpanji,—Wieści z Babilonu: a) Kwiatki z rzymskiego bagienka.—Jezuityzm i jezuici.—Co złe—samo się w gruzy rozleci.—Przy- rodolecznictwo. — Przygody Ziemowida. — Przegląd polityczny. — Rozmaitości.
— Od Redakcji i Administracji. — Podziękowanie. — Ogłoszenie.
W rocznicę założenia Kościoła Polskiego.
Trzeci rok już mija naszego pobytu na pustyni Ja
nowskiej, którą Bóg obrał sobie za miejsce, gdzieby powstała pierwsza świątynia na polskiej ziemi, gdzieby lud polski, sławiąc Boga w polskiej mowie, mógł słyszeć polską
„Widziałem święte miasto Jeruzalem nowe, zstępujące z nieba od Boga, zgotowane jako oblubienicę obraną mę
żowi swemu“, powiada autor księgi objawienia. Tern nowem miastem Jeruzalem jest nowy Kościół Lechistanu podobnie jak starym Kościołem, starem Jeruzalem był dawny Kościół
TREŚĆ NUMERU:
Straszne jest to miejsce, tutaj dom Boga jest i brama niebie
ska i nazwano będzie świetlicą Bożą.
Ks. Rodzaju 28.
prawdę.
Ramy, którego naśladownictwa widzimy w Kościele rzym
skim, żydowskim i innych Kościołach, a którego początki w szacie symbolicznej są opisane w Dziejach apostolskich ewangieljach.
„Zacheuszu, zstąp prędko, albowiem dziś potrzeba mi mieszkać w domu twoim. 1 prędko zstąpił, i przyjął go z ra
dością. A widząc wszyscy szemrali, mówiąc iż zstąpił do człowieka grzesznego“. Dziwne i niezbadane są drogi Boże, odmienne od dróg ludzkich. Bo ludzie sądzą z pozorów cno
ty, a Bóg w serce człowieka patrzy. U Boga nic nie znaczy majątek, stanowisko, opinja ludzka jak to widzimy z dziejów Kościoła Bożego.
Ubogi cieśla z Nazaretu, mąż sprawiedliwy stał się być godnym dać przytułek Prawdzie a z wyżej przytoczonych słów widzimy, że znowu bogaty Zacheusz, celnik przcdniej- szy, człowiek grzeszny, lecz skruszony i nawrócony daje gościnę Bogu, Ale też widzimy, że jak w domu Józefa cie
śli z Nazaretu znajdujemy bezwzględne posłuszeństwo woli Bożej, tak tutaj czyn ofiarny: „Oto, Panie, połowicę dóbr moich daję ubogim, a jeślim kogo' w czem oszukał wracam w czwórnasób“, powiada Zacheusz.
Każdy z ludzi powołany jest do tego, aby się stal ży
wa świątynią Boga, ale nie każdy się nią staje, bo nie każ
dy zdolny jest do ofiary, samozaparcia i poświęcenia, które są warunkiem koniecznym tego, aby Bóg — Prawda w ser
cu naszem mógł zamieszkać.
Podobnie jak niegdyś przed tysiącami lat praojcowie nasi z utęsknieniem oczekiwali boskiej przemiany, rosy ożyw
czej z nieba, tak i dzisiejsza ludzkość żyje w oczekiwaniu nowego światła Prawdy Bożej, nowego chrześcijaństwa.
Pomni zaś tego, co było niegdyś i, wiedząc o tern, że świat się powtarza, bądźmy pewni, że i teraz światło Praw
dy Bożej podobnemi drogami chadzać będzie.
Jakimikolwiek więc jesteśmy, biednymi czy bogatymi, sprawiedliwymi czy grzesznymi, starajmy się w sobie wyro
bić ducha ofiarności, samozaparcia i poświęcenia dla sprawy Bożej, bo w ten sposób staniemy się być godnymi członka
mi Kościoła Chrystusowego.
Vid Jndra.
—— 3 —-
Zagadka Babilionu.
Babilion i Niniwa!... Ileż te dwa słowa, zarówno historyczne, jak legendowe, posiadają mocy czarodziejskiej do budzenia w umysłach ludzkich rozpamiętywań na temat przemian cywilizacji i samego świa
ta. Dwa te potężne miasta, które rzekomo władały światem — dwa te grody państwa kosmicznego, których nadzwyczajna kultura, prze
mysł dotąd nieznany, nauka, literatura i sztuka nieodgadniona, prze
kształciły się z miljonem wieków w wątek cudownych legend praw
dziwie czarodziejskich. Zniknięcie nagłe tych grodów świadczy nam dobitnie o tern, że w tak zwanej historji świata istnieją luki, a nauka europejska, łatając je na zasadzie nauki rzymskiej — utraciła rachubę czasu i możność odczytania symboli i tradycji.
Są legendy o Babilionie i Niniwie, lecz miejsc, które były wi
downią tycli potęg, są nauce naszej nieznane. Uczonym Anglikom i Francuzom zdaje się, że nad Tygrysem i Eufratem znaleźli kolebkę rodzaju ludzkiego, .lak to jest możebne?... To jest niemożebne, gdyż nawet Herodot w wieku li przed erą rzymską nie wie, gdzie się znaj
dował Babilion, a o Niniwie przypuszcza tylko, że leżała ona nad Ty
grysem. Nawet Ksenofon i Aleksander Wielki nic konkretnego o Babi
lonie powiedzieć nie mogę. Diodor, historyk, idąc za Ktezyaszem, twier
dzi, że tajemnice Babilionu pochłonęły wody Tygrysu i Eufratu. Stra- hon mniemał, że Babilion leżał po stronie wschodniej Tygrysu, a Pli- njusz starszy uważał — że po stronie zachodniej.
Studja zaś nowszej ery pozwoliły nam odchylić rąbek tajemnicy.
Badania Garcia de F'iguiroa, Piotra della Valle, Niebuhra i innych po
zwoliły nam wniknąć w głąb tajemnic rzekomego Bab-il-ionu. Wyniki badań pozwalają nauce stwierdzić, że w rzekomych tekstach babilioń- skich mamy 3 odmiany językowe t. j. język aryjski, scytyjski lub tu- rański, a trzecim językiem odczytanym ma być rzekomo język assy- ryjski czyli assur-jauski. Szwed Löwenstern rozpoczął ścisłe badania nad językiem assyryjskim, a de Sauley zaczął nawet twierdzić, że to jest język semicki. Dopiero Renan odrzuca twierdzenie de Sauley i twierdzi, że porównanie Assyrji do Semitów jest niemożebne. Włoch Luzzato dowiódł, że to jest dalsza odmiana sanskrytu.
Głębsze wniknięcie w teksty i językoznawstwo prowadzi nas do zagadnień mocy poljańskiej, której krótki zarys dał ks. Andrzej Dusz
no w artykułach „Ziemowida“, a szczególnie prowadzi nas do prawdy Sławjańskiej, wyświetlonej w artykułach „Boże Narodzenie: co znaczy i gdzie było'')". Wiele światła na badania cywilizacji rzucają kazania niedzielne ks. Andrzeja Duszny. Pomocą w pogłębieniu samej zagadki Babilionu czyli War-el-ionu jest wielki badacz i uczony prof. Jan Zu
brzycki, który na zasadzie porównawczej wykazuje, iż Stawionowie czyli Sławjanie są dalszym ciągiem świata miru, który był i zginął w mrokach historji.
Studja porównawcze prowadzą nas do ery Etanu czyli miru, któ- *)
*) „Ziemowld“ rocznik 1924/25, Nr. 2 — 7.
ra poprzedzała okres Babilionu czyli War-ilionu - okres potęgi pra- wicdzy i pracywilizacji, ku której ludzkość dzisiejsza drogą przemian i przewrotów się zbliża. Babilion czyli War-ilion nie jest to miasto, ale jest to ludzkość cała — Kościół Boga — Prawdy. Najstarsze po
mniki są to zaledwie echa prasławjańskiego Kościoła, a mity i chrze
ścijaństwo jest to prasławjańska prawda krzyża czyli prawiedza miło
ści, wolności, sprawiedliwości i świętości socjalnej.
Sama zagadka wykopalisk mniemanej Babilionji prowadzi nas do Eridu czyli Eridanu albo Wedami — do kraju drzewa dobrej i złej mocy, t. j. do kraju dębów, symbolizujących wolność rodzaju ludzkie
go. Tam to w krainie rzek, jezior i trzciny w krainie bogów, bar
dów, druidów w raju ludzkości jedzą chleb, winem popijając jadło.
Miód, napój słodki, zmysły im zaćmiewa*). Tam to jest ta moc mi- ljonów lat Izdubara czyli tak zwanego Gilgamesa, Etanna, Tammuza, Napishtima, Iwana, łona i t. d. Któż określi to, co wydobywa się na jaw z głębi dalekiej przeszłości ? Tajemnica! Tak — to macierz świa
ta podziemnego. Kórzcie się przed nią tyrani i papieże z biskupami — nikt jej nie zwycięży, bo do niej spieszy ludzkość — ją świat cały ujrzy, bo ona jest prawdą Ixionu, Poijonu czyli Syjonu prasławjańskie
go Kościoła. Prawda, do ziemi wstąpiwszy — z ziemi wróci, by dać świadectwo Bogu — Prawdzie, że tu na dalekiej Północy poraź osta
tni była praojczyzna Wanów, Kajanów — tu jest Poljon — ośrodek miru czyli Wawilionu — miłość i odwieczna wiedza ducha ziemi.
Patrząc na te ruiny — badając te moce Prasławjańskiego miru, wyrywa nam się okrzyk: Ty i ja widzieliśmy się przecież — znamy się przecież z dróg naszych!. . Nietrudno nam rozwiązać tajemnice wy
kopalisk, boć znamy i Wawel —- stary gród drzewowidów, krzewicieli i bogów. Znamy krzyż Ixionu Prasławjańskiego Kościoła. Jesteśmy synami krainy jezior, dębów i trzciny, wyszliśmy z Izdubara, czyli z tajemnicy wolnego ludu ku górze najwyższego wtajemniczenia Ba- biliońskiego miru i Kościoła Boga — Prawdy.
Dlatego to stwierdzamy w Kościele Polskim tylko to, co jest prawdą, a prawdą tą jest to, że Babiliona czyli Wawiliona to pokój — to miłość, — sprawiedliwość, wolność i świętość rodzaju ludzkiego.
Sław.
*) D-r D. H. Muller. Die Grundsetze der Ursemitisclien Poesie 1896, 5. 14.
WSTYDŹMY SIĘ...
Prasę polską owładnął szał niewysłowionej radości. Pierwszy raz od bardzo dawna wszystkie kierunki i odcienie tak pism codziennych jak i tygodniowych ozwały się zgodnym chórem zjednoczonej myśli, bowiem wspólny odniosły tryumf...
Chwalebny, godny naśladowania jest każdy objaw solidarności na
rodowej, a tembardziej społeczeństwa polskiego, które jak wiemy podarte
— 5 —
jest na większe, mniejsze i bardzo małe partje i partyjki polityczne, uja
dające na siebie wzajemnie.
Jaki więc powód, co za przyczyna i co za cel miała skonsolidowa
na opinja prasy polskiej? Czy może znów „Polska w potrzebie“? Czy wypadki dziejowe w Warszawie? Czy może, o święta Pulcherjo, czerwo
ny komunizm zajrzał w oczy przejętych bladym strachem biskupów, pra
łatów oraz innych przedstawicieli ciemnoty, wyzysku i ucisku ? Nie.
Żywiołowa radość zrodziła się z echa ostatniego wybuchu na Pla
cu Saskim w Warszawie; z wybuchu, pod którego przemożną siłą roz
prysła się w nicość ostatnia cegła prawosławnego Soboru. Z ponurem echem dynamitowego głosu splótł się zgodny okrzyk radości całej prasy polskiej, zadźwięczał jakiemś dziwnem, nieznanem dotąd Te Deum i za
milkł jakby w własnem zawstydzeniu...
Dzieło zniszczenia zostało dokonane. Ale czy naprawdę Sobor na Placu Saskim w Warszawie był tak niebezpieczny dla Polski, że aż trze
ba było go znieść z powierzchni? Czy jego bizantyjska struktura groziła upadkiem patrjotyzmu naszego? Czy obecność jego zatruwała atmosferę ? Czy obrażała arcypolskie lub arcykatolickie uczucia naszego narodu ?
W te przyczyny grubo powątpiewamy! Bo naprawdę: czy ten Dom Boży był istotnie symbolem niewoli, jak to wmawiały w nas sfery zain
teresowane ? Nie.
Czy był pomnikiem wstydu? Nie!
Czy był może niebezpieczny dla naszych aspiracji narodowych, dla kultury, dla rozwoju? Nie!
A może niebezpieczny dla ustroju Państwa polskiego? może był gniazdem komunizmu? Nie !
A więc jaka przyczyna? Komu na wandalizmie zależeć mogło? Kto jest za czyn ten moralnie odpowiedzialny przed sądem cywilizacji Za
chodu ? Rzym !...
W naród nasz od kilku pokoleń wszczepiano metodą jezuicką nie
nawiść wielką do wszystkiego, co brało początek z Rosji. Nienawiść ta podsycana przez duchowieństwo rzymsko-katolickie pofragmentowała po
jęcia i rozbroiła w nas zdolność samokrytycyzmu. Gwoździem nienawiści plemiennej przybito „prawosławie do absolutyzmu Rosji i przekonywano nas, że jest to dualizm tak niebezpieczny dla Polski, jak dyfteryt i szkar
latyna dla organizmu dziecka. Propaganda ta, obliczona na efekt w ciem
nocie podtrzymywanych mas, znalazła grunt podatny i wydała plon wspaniały.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że prawosławie było i jest solą w oku watykańskiego dziedzica „dóbr Chrystusowychnic więc dziwnego, że poruszono wszystkie sprężyny uniwersalnego aparatu rzymskiego, aby prawosławie upokorzyć i zmusić do „pokajania się" przed „namiestnikiem“
Syna Bożego. Ale metoda ekonomów papieskich okazała się bezsilną i nic z zamierzeń swoich w stosunku do prawosławia zrealizować nie była w stanie. Prawosławie w dziejach swoich szło zawsze w przyzwo
itej odległości on Watykanu; niosąc slawjański znicz wiary, dumnie, z pogardą i politowaniem patrzyło na Rzym i jego oparami krwi dymią
cą historję...
Zemsta jezuicko-rzymsko-katolicka ślad w ślad szła- za prawosła
wiem, śledząc je i szukając odpowiedniego momentu do wymierzenia cio
su, aż wreszcie dopadła je... Ale gdzie i kiedy ? W klerykalnej Polsce za historycznej pamięci parawanowych rządów konkordackiego katolicyz
mu. Zadanie nie trudne. Wszak prawosławie w Polsce przypomina ubez- władnionego olbrzyma, nad którym bezkarnie natrząsać się może pierw
sza lepsza zasłużona w zakrystji bigotka...
Runęła w gruzy świątynia prawosławna w Warszawie, ale mylą się ci, co myślą, że pod gruzami zginęła sławjańska idea wiary...
Naprawdę: czy już w Polsce nie stać nikogo na rumieniec wstydu?
Nie możemy w to uwierzyć!
JYierzymski.
Korespondencja z Łodzi.
Jest sobie w Łodzi taki mały kundel z watykańskiej psiarni. Wa
bi się „Rozwój“. Wskutek „gorących dni“ w kraju dostał wodowstrętu, ho groźnie warczy w stronę swego pana.
Na skutek wiadomości o udzieleniu przez papieża Piusa XI bło
gosławieństwa pasterskiego Marszałkowi Piłsudskiemu i premjerowi Bar
dowi rozwścieczona prasa klerykalno-narodowa w obłędzie nienawiści podrywa „dogmat" nieomylności rzymskiego biskupa. Treścią rynszto
ka cuchnąca psina wyje na temat kopniętego kundla i, szczerząc kły, ujada, że „kardynał Rakowski nie przywoził Piłsudskiemu i Bardowi błogosławieństwa“. Skąd taki zaszczyt dla jakiegoś tam Piłsudskiego!
A gdyby nawet tak było — poprawia się — to „zresztą w swych bło
gosławieństwach papież jest czasem omylny“.
Nadzwyczajne!
Na dowód, że „papież jest czasem omylny“ przytacza, że „nieja
ki" Czesław Oraczewski w roku 1920 otrzymał od ojca świętego bło
gosławieństwo, ba, nawet dostał od „monarchy katolicyzmu“ zezwole
nie na wygłaszanie odczytów we wszystkich krajach europejskich. A co teraz się stało? Jakie usługi oddaje Kościołowi? — zapytuje z gory
czą. W końcu, zmęczony własną niemocą, rzuca pod adresem arcyka
płana w Watykanie śmiałą przestrogę, że „nie należy zbyt pochopnie błogosławić“.
Pińsku, piesku, jakże można ujadać na swego kościodawcę ? Trze
ba być grzecznym, na łapkach służyć... Popraw się, ho nie dostaniesz więcej ochłapu z biskupiego stołu.
A, ple, niewdzięczny kundlu!..
JJrgus.
Inkwizycja w Hiszpanji.
Wiemy, że w wiekach średnich była stosowana inkwizycja przez , kler rzymski, a to nic dziwnego, jeżeli weźmiemy pod uwagę umysłowy poziom ludzi z tych wieków, oraz władzę duchownych, jaką posiadali w owe czasy. Ale żeby w wieku XX, w czasie, kiedy postęp i cywilizacja tak wysoko stanęły, coś podobnego mogło się zdarzyć, to niepodobne do wiary. A jednak następujący fakt przekonywuje nas, że są jeszcze kraje, gdzie kler rzymski włada i obałamuca naród, który nie ma siły wyzwolić się z pod jego panowania
Oto dnia 3/1 1926 r, w Hiszpanji, za czasów najmiłosierniej panu jącego obecnie króla Alfonsa XIII i dyktatorstwa Primo de Rivery, radio zawiadomiły ludność Madrytu, Barcelony, Walencji, Grenady i innych większych miast, iż w tymże dniu w miasteczku Pollensa na wyspie Mallorca ma się odbyć całopalenie t. zw. autodafe, albo „akty wiary".
0 godzinie 7-ej rano w Pollensa poczęto dzwonić we wszystkie dzwony, a tłumy ciekawych z okolicznych miast cisnęły się do katedry. O godz.
9-ej wyruszyła z katedry procesja. Na czele czwórkami kroczyło ducho
wieństwo i około 150 mnichów, wszyscy z gromnicami w ręku; za nimi dostojnicy miejscy z ich rodzinami, dalej dzieci szkolne, dziewczęta 1 chłopcy, wreszcie oddział wojska, pobożne niewiasty i tłum ciekawych.
Procesja ta ze śpiewami i przy ogłuszających dźwiękach dzwonów dotar
ła do placu Konstytucji, na którym urządzony był stos. Tam na estra
dzie przed stosem biskup w asystencji całego kleru celebrował uroczy
stą mszę. Na czas mszy dzwony zamilkły, aby po skończeniu jej znów zacząć swą ogłuszającą muzykę. Gdy tedy msza skończyła się, z polece
nia biskupa zaczęto rzucać masy nagromadzonych koło stosu książek
„kacerskich" na stos, poczem stos ten podpalono. Między książkami, któ
re były przeznaczone na całopalenie, znajdowała się historja inkwizycji pereza Galdosa, jednego z najlepszych pisarzy hiszpańskich, nieżyjące
go już od 3-ch lat oraz dzieła uczonych Unamuno i Ibaneza. Dzieła tych dwóch ostatnich pisarzy były skierowane przeciwko monarchizmowi i dyktaturze, a które w tych pismach oni bezwzględnie zwalczali. Szczę
ściem autorzy tych dzieł znajdują się we Francji, gdyż w przeciwnym razie czekałby ich los taki, jaki spotkał ich utwory. Gdy już te wszystkie cenne rzeczy spłonęły, pobożni widzowie przeżegnali się, zaś wiele kobiet ze wzruszenia, że świat od tych „herezyj" został oczyszczony, popłakało się. Takie rzeczy mogą się dziać jedynie w Hiszpanji, gdzie kler rzym
ski wszechwładnie panuje, a najmniejszą próbę uświadomienia ludu ni
weczy w zarodku. Pachołkowie Rzymu chcieliby i u nas również zagar
nąć w swoje ręce władzę, a wówczas biada Tobie Polskol, gdyż połowa bibljotek musiałaby iść na całopalenie.
Na szczęście lud polski może już odróżnić dobre od złego i na po
dobne panoszenie się nigdyby nie zezwolił.
palszy ciąg artykułu „Wśród głogów i cierni" ukaże się za dwa miesiące,
— 8 —
Wieści z Babilonu.
Kwiatki z rzymskiego bagienka.
W parafji Górka Pabianicka poprzednik obecnego proboszcza miał swoisty sposób strzyżenia baranów. Dwie panny Kacprzakówny wy
chodziły zamąż: jedna po drugiej w tydzień. Przy parafjalnycli formal
nościach przedślubnych pyta narzeczony proboszcza:
— Ile ślub ma kosztować ?
— Dwieście złotych, braciszku odpowiada skromnie sługa boży.
— Dwieście złotych ? W zeszłym tygodniu dał ksiądz proboszcz taki sa-m ślub siostrze mojej narzeczonej za sto złotych.
—- Prawda, prawda, braciszku... Ale twoja jest dwa razy ładniej
sza od siostry, a więc i opłata za sakrament ślubu musi być dwa razy większa...
Narzeczony nie miał argumentu.
Jezuityzm i jezuici.
(Ciąg dalszy).
Jak już na początku zaznaczyliśmy jezuici posiadali nadzwyczaj
ny „dar“ przystosowywania się do warunków zewnętrznych, gdy tego wymagały okoliczności lub warunki. Kryjąc się za parawanem zasady
„cel uświęca środki“, potrafili niekiedy wyprzeć się swej religji, ubie
rać w pogańskie suknie i znaki, klękać przed bałwanami, komunikować razem z heretykami, ale tylko wtedy, gdy była ku temu dostateczna przyczyna, np. potrzeba ocalenia się w niebezpieczeństwie, odniesienie zwycięstwa, oszukanie nieprzyjaciela, osiągnięcie zysków i t. p.
Misjonarz francuski, Ludwik Sotelo, umęczony przez Japończyków (1626 r.), w końcu życia swego pisał do papieża: „Nasłuchawszy się jezuickich misjonarzy i kaznodziei ich zakonów, tutejsi mieszkańcy za
czynają się z nas wyśmiewać; zarzucają nam, że wierzymy w dwóch Bogów, jednego bogatego i potężnego (to Bóg jezuitów), a drugiego biednego i cichego (Bóg innych misjonarzy); ten drugi Bóg, mówią krajowcy, jest w wielkiej pogardzie u Boga pierwszego“. A dalej: „kie
dy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan w Japonji, spędzano wszystkich nad brzeg morza i przymuszano europejczyków deptać i pluć na krucyfiksy; jezuici wypełniali to, tłumacząc się, że mieli oni na my
śli metal, z którego są takowe ulane, a nie wyobrażenie Boga“.
W XVII i XVIII wieku był prowadzony zagmatwany proces z przy
czyny zarzutów, jakie czyniono jezuickim misjonarzom w Indjach, Chi
nach i Japonji. Nie heretycy ani schyzmatycy, a prawowierni łacinni- cy: księża kapucyni, augustjanie, dominikanie, prałaci i papiescy lega
ci, którzy tam byli, zarzucali jezuitom różne przeciwne nauce Chrystu
sa występki. Oskarżyli oni jezuitów, że zmienili obrządek łaciński na spo
sób pogański; pozwalali (pozornie nawróconym na religję chrześcijańską) odbywać nabożeństwa bałwochwalcze, pod warunkiem mówienia w du
chu (do siebie), że czynią to dla prawdziwego Boga; nakoniec, że sa-
— 9 —
mi misjonarze przyjmowali ubiory i obyczaje pogańskich kapłanów, przedstawiając się za braminów, bonzów i mandarynów. Wszystko to dowiedziono o tyle, o ile można coś dowieść w sporze między łacin- skiemi klasztorami, kiedy każdy powołany na świadka jest podejrze
wany przez tę lub tam tę stronę o interesowność, kiedy sprawa toczy się w krajach odległych i jakby na innym świecie, a szczególnie kie
dy w grę wchodzą jezuici. „Szlachetni“ uczniowie Loyoli bronili się piśmiennie, kryli się za chińskich monarchów przed piorunami Watyka
nu, rzucali potwarze na swoich oskarżycieli i naturalnie nie przyzna
wali się do niczego. Papieże, czując swą niemoc, z obydwoma strona
mi działali podstępnie, rozpoczynali śledztwo po śledztwie i wydawali dekreta, to potępiając, to usprawiedliwiając jezuitów. Aby nie mieć skrupułów i zatrzeć linję, rozdzielającą nikczemne zaparcie symbolów swej wiary od niewinnych naśladowali cudzoziemskich obyczajów, urządzali podstępy i zasadzki, których używali dla usprawiedliwienia owej religijnej masakry na Dalekim Wschodzie. Ale czy można kiedy
kolwiek i jakimkolwiek zewnętrznym sposobem pozornie zaprzeć się swej prawej wiary lub wyznawać fałszywą? „Zapewne nie należy kła
mać o sobie — odpowiadają jezuici — nie należy nawet dawać po
zoru, że niby przyznajemy to, czego niema, lecz można pozornie skry
wać to, co jest lub pokrywać prawdę słowami lub innemi znakami dwuznacznemi i podług siebie nic nieznaczącemi, rozumie się, dla praw
nej przyczyny i kiedy nie zachodzi potrzeba przyznania się“.A więc w Ja- ponji i Chinach była nietylko prawna ale Trawet religijna przyczyna;
potrzeba było unikać starcia się z pojęciami pogan i zwolna nasuwać im myśl, że między chrześcijańską a ich religiją niema wielkiej różni
cy. Co zaś do przywdziewania w czasie nabożeństwa chrześcijańskie
go szat pogańskich, to — zdaniem jezuitów—przeznaczeniem każde
go ubrania jest zasłonięcie ciała i dlatego można go używać, nie zwracając uwagi na wywołanie zgorszenia wśród wiernych chrześcijan. Awięc ksiądz rzymsko-katolicki może (w myśl tej zasady) odprawiać Mszę św. bez orna
tu, bez alby, bez stuły i komży, natomiast może przywdziać marynar
kę, frak, kożuch lub jakiekolwiek inne odzienie, boć przecie nie jest ono do ofiary świętej, jeno zdaniem uczniów Loyoli do zasłonięcia ciała.
Jakkolwiek założyciel zakonu jezuitów zadeklarował Watykanowi bezwzględne posłuszeństwo i uległość, to jednak, gdy wyrośli w siłę, zaczęli lekceważyć papieży a nawet zajęli wobec nich stanowisko wy
zywające. Papież Klemens VIII należał do tej małej liczby biskupów rzymskich, którzy nie bali się (jak inni) ani ulegali wpływowi jezuitów.
Objął on stolicę Piotrową w czasie najzaciętszej walki jezuitów z rzą
dami, biskupami, uniwersytetami, parlamentami, różnemi duchownemi zakonami, i przy nim rozpoczęła się ich kłótnia z dominikanami z przy
czyny Monilizmu, dawnej herezji Pelagietów*), wznowionej przez je-
*) Nauka filozoficzna o jedności, według której tak świat idealny jak i realny mieści się w jednym i jedynym pierwiastku, to jest w liogu. Pelagjanie utrzymywa
li, że człowiek pomimo grzechu pierworodnego nie utracił możności dojścia do do
brego i że może otrzymać zbawienie zapomocą wolnej woli, bez pośrednictwa łaski.
Nazwa „pelagjanie" pochodzi od Pelagjusza, mnicha angielskiego, zmarłego w r. 420 w Jerozolimie.
10 —
zuitów i przez nich rozszerzanej. Papież, zbadawszy tę naukę i poz
nawszy, że obejmuje fałszywe zasady, postanowił ją potępić, o czem zawiadomił jezuickiego teologa Bellarmina. „Wasza świętobliwość tego nie zrobi - odpowiedział kardynał—choć może to uczynić, a nie zro
bi dlatego, bo gdy spróbuje, wpierw umrze“. Nie zląkł się Klemens VIII, „spróbował“ i .. rzeczywiście umarł dziwną, zagadkową śmiercią, właśnie w czasie, kiedy miał już publicznie potępić Molinizm (w r. 1605).
Jak dotąd widzimy jezuityzm jako psychologiczne zjawisko był moralną zarazą, zakorzenioną w duszy średniowiecznego kleru, i dla
tego zdolną wszystko przenikać, wszędzie się wdzierać, zatruć całe społeczeństwo przy pewnych warunkach wewnętrznego zepsucia i w pochodzie dziejów Europy dotrzeć do wieku XX-go, asymilując pa
piestwo.
Każdemu człowiekowi dla kierowania swemi czynnościami dane są dwa przepisy: wewnętrzny — sumienie, zewnętrzny — prawo. Lo
gicznie rzecz biorąc, to sumienie jest wszędzie i zawsze sędzią spra
wiedliwym, gdy natomiast prawa bywają terytorjalne. Czem jest sumie
nie dla jezuitów, postaramy się tu wytłumaczyć. Jezuici sumienie ludz
kie stawiają narówni z „najwyższą“ władzą papieża. Stawiają je zbyt wysoko, wyżej ponad wszystko, oddają mu głęboki pokłon; lecz cel ich — opanować nim i wszystko sobie zagarnąć. Sumienie jest tylko orężem, które kruszą i porzucają, gdy przestanie im być potrzebne.
Wyobrazić sobie człowieką, dla którego sumienie stało się najwyższem prawem, i pomyśleć, że udało się komuś sumienie to ujarzmić, wykraść z duszy, wziąć w swe ręce i schować do własnej kieszeni. Taki czło
wiek przestałby być człowiekiem, a stałby się automatem cudzej my
śli i woli. Szczęśliwy posiadacz jego sumienia mógłby nim dowolnie kierować i wydawać porcjami wedle własnej wagi i miary. Jakże jed
nak można wykraść lub kupić cudze sumienie? Zdaje się to niemożli
we; lecz to, co dla nas jest niepodobnem, dla jezuitów jest zupełnie możebnem. Oni prawdziwie wynaleźli środek kupna od człowieka su
mienia drogą fałszywej nauki o prawach i gorszącej samowoli. Że taki ich był cel, o tern czytelnicy sami się przekonają, gdy ich zapoznamy w dalszym ciągu tego artykułu ze środkami, wymyślonemi przez jezu
itów dla zdobycia sobie sumień ludzkich. (D. c. n.).
Go złe — samo się w gruzy rozleci.
Jak pozornie zdrowy i rumiany owoc toczy niekiedy wewnątrz robak tak organizm Polski odrodzonej podgryza i soki żywotne z nie
go ciągnie czarny, międzynarodowy czerw duchowieństwa rzymskiego.
Systematyczna, w stylu jezuickim uprawiana, propaganda panowania kleru nad prawem, dyplomacją i polityką Polski; agitacja na rzecz wpływów Kościoła, już raz, w roku 1922, wyprowadziły na ulicę bandy rodzimych faszystów i rozpętały w nich namiętności instynktów zaśle
pionego partyjnictwa, pieczętując je rdzawą plamą niewinnej krwi pier-
11
wszego prezydenta Polski, Gabryela Narutowicza. Zdawało się, że krew ta będzie dowodem wstydu i hańby dla moralnych sprawców wieko
pomnej zbrodni, źe będzie przyczyną opamiętania się przywódców za
mętu, demagogji i podżegaczy do walk z demokracją prawdziwą; zda
wało się, że majestat gwałtownej śmierci pierwszego obywatela Polski będzie tym regulatorem, normującym szaleńczy rozpęd rozpolitykowa
nych przedstawicieli wyzysku i ambonników. W obawie krwawego od
wetu, w obliczu widma największej w dziejach Polski zbrodni, w prze
czuciu jakiegoś gniewu mas wołali drżącym od lęku głosem: „Ciszej nad trumną“... Zdawało się wówczas, że ś. p. Narutowicz ofiarną, ni
komu nie potrzebną śmiercią swoją okupił spokój i równowagę kraju, że zamogilnym cieniem oznaczył dwum przeciwnym sobie obozom granice posunięć politycznych. Zdawało się, że przebaczenie narodu wyda piękny owoc zgody... Klerykalna endecja wyparła się reźyserji dramatu grudniowego, wyciągnęła obłudną dłoń rzekomo do zgody i wspólnej pracy, w rzeczywistości zaś dwa chytre palce położyła na pulsie opinji społeczeństwa, aby badać jego przejawy wewnętrzne...
Minęły niepewne dni. W Belwederze prezydjalny fotel zajął pan Wojciechowski, człowiek słaby i małoduszny, ulegający wpływom ufio- letowanego otoczenia, które mu palcem wskazywało niebo z jego wieczną szczęśliwością. Suggestjonowany sprawami duchowemi, czło
wiek ten niegdyś nawet energiczny, zamienił się w „płaczącą gromni
cę“. Modlił się na dobę akurat tyle godzin, ile Napoleonowi starczało na sen. A za jego plecami czarna mafja papieska wraz z przedstawi
cielami krajowego wyzysku, ucisku i niesprawiedliwości przygotowywa
ła się do rządzenia Polską. Polska nierządem stanęła nad przepaścią zguby. Aby powrócić jej praworządność, należało działać szybko i ener
gicznie. Piłsudski w imieniu całej Polski ginącej postawił haniebnemu rządowi ultimatum abdykacji. W odpowiedzi na to pan Wojciechow
ski kazał strzelać, a sam pojechał do Belwederu na suplikacje. Ude
rzenie Marszałka było tak zręczne i po mistrzowsku wykonane, że konsekrowani reżyserzy belwederskiej operetki oniemieli, w febrycznym strachu przez trzy dni i trzy noce drżąc o całość swych gardeł. Ale nikt nawet nie myślał bawić się z nimi w rzeźnika. Polska to nie Cam po di Piorą, a Piłsudski — nie Torquemada. Rozpędził on rząd Witosowy jak się rozpędza stado szczurów z komory i na dygocących ze strachu tchórzów ani spojrzał.
Ośmieleni szlachetnością Piłsudskiego podnieśli swe łby i niby jadowite węże zaczęli syczeć, z początku nieśmiało, a potem coraz głośniej, pokazując żądła, rzucając posiew nowych kalumnij i nowego kłamstwa; zaczęli pracować nad przekonaniem otumanionej cząstki spo
łeczeństwa, że „po stronie Marszałka Piłsudskiego brały w bitwie udział obałamucone hasłami Związki Strzeleckie, bojówka P.P.S. i róż
ni ochotnicy, rekrutujący się z ciemnych indywiduów, niemających nic do stracenia, żerujących na niedoli ludzkiej“. Klerykalna „Ziemia Łódz
ka“ w tydzień po wypadkach pisze, że jeden z takich ochotników
„w Belwederskiej kaplicy podchorążych kradł z ołtarza święte naczy
nia“, chcąc tym sposobem pobudzić religijne namiętności i rozpętanie
12 —
ich rzucić na ulicę pod hasłem Bóg i Ojczyzna, Kościół i Polska. Po
konana moralnie hydra konkordacka pieni się śliną wściekłego gniewu na obecny stan rzeczy i, gdzie tylko może, zieje trucizną nienawiści.
W dniu pogrzebu ofiar poległych na bruku warszawskim władze woj
skowe w Łodzi zwróciły się do księdza b-pa Tymienieckiego z prośbą 0 odprawienie żałobnego nabożeństwa, lecz ten wielki dygnitarz rzym
skiego Kościoła stanowczo odmówił. Ale w kilka dni potem na prośbę faszystów odprawił nabożeństwo „za żołnierzy, poległych w obronie prawowitego rządu“. W nabożeństwie tern wzięły udział organizacje, wyłącznie uprawiające nienawiści nacjonalistyczne, zaś Związek Legio
nistów, P. O. W. i wiele innych organizacyj ideowo pokrewnych Strzel
cowi pominięto. Wobec jawnie wrogiego stanowiska, jakie zajął w sto
sunku do opinji mas biskup Tymieniecki, cały szereg organizacyj zwró
cił się do władz z energicznym protestem przeciw uprawianiu przez duchowieństwo polityki i nadawaniu uroczystościom religijnym charak
teru politycznego...
W tym ęzasie w Warszawie popisuje się ksiądz Panas (ten sam Panas, co przez cały okres walk w stolicy siedział w jakiejś żydow
skiej piwnicy); na pogrzebie ofiar teatralnym gestem marnego aktora odpiął ordery swoje i rzucił je pod nogi generała Dreszera, mówiąc, że mu one piersi palą. Palą go ordery i krzyże polskie, ale nie pali go wstydem historja rzymsko-katolickiego Kościoła, nie pali go wspo
mnienie tycli setek tysięcy żywych pochodni, płonących na stosie świę-' tej inkwizycji; itie paliła mu sumienia ta żagiew politycznego zamachu, którą koledzy jego po sutannie z P. P. P. chcieli rozpalić w Polsce wojnę domową; nie paliła go nawet krew skrytobójczo wytoczona z pod serca ojczyzny na posadzkę Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych...
Ta uwieczniona historją hańba nie paliła księdza Panasia, nawet na jedną chwilę rumieńcem wstydu nie zabarwiła mu policzków, bo to wszystko było ad majorem Del gloriam, na większą chwałę Bożą...
W zbrukanyrn gnieździć czarnych wampirów klerykalizmu znalazł się tylko jeden szlachetny człowiek, jeden przejęty bólem tragizmu naro
dowego, który nie chce mieć nic wspólnego z krwią ociekającym Wa
tykanem ani z jego czeladką, podkopującą praworządność Polski; nie chcąc dłużej ponosić współwiny hańby, opuszcza karne szeregi opie
rające na krzyżu system papieski; nie mogąc już dłużej znieść pieką
cego wstytu za .faryzeuszowską obłudę towarzyszy i fałsz przełożo
nych — zdjął sutannę i gościńcem P. P. S. wrócił do swego społe
czeństwa. Tym jednym jest ksiądz Czesław Oraczewski.
Sporadyczny ten wypadek najlepiej świadczy, że gmach ponure
go fanatyzmu rzymskiego Kościoła zaczyna się rysować i kruszyć; za jedną cegiełką osunie się druga, trzecia. Bez udziału trąb jerychońskich, bez pogromów i rozlewu krwi wszystko to, co oparte na obłudzie 1 fałszu, co targa się i pieni w sieci własnych błędów, co z gruntu złe i zgnilizną moralną dotknięte — samo się w gruzy rozleci.
Jfierzymsl(i.
— 13 —
Przyrodolecznictwo.
(Ciąg dalszy).
ZIOŁA CZERWCOWE.
1. Nogietek rośnie u nas po wiejskich ogródkach. Kwiatek dosyć pospolity i ogólnie znany. Zbiera się przez cały czas kwitnienia. Użytek z naparu lub soku z ziela i kwiatów.
Wewnętrznie używa się na obrzmienia wątroby i śledziony, za
parcia stolca, kurcze żołądkowe, choroby gruczołowe, zołzy (skrofuły), ra
kowate wrzody piersiowe i maciczne, także do pobudzenia miesiączki.
Zewnętrznie również na owrzodzenia skrofuliczne i rakowate, na rany, zwłaszcza na liszaje, ból zębów, do usuwania piegów i broda
wek, na cierpienia oczu (moczenia i okłady), Według niektórych lekarzy nogietek zalepia rany tak dobrze, iż goją się bez zapalenia i ropienia.
Celem otrzymania pożądanego środka na rany, rozskubane kwiatki skła
da się do butelki, dobrze zatyka i wystawia na światło słoneczne; po pewnym czasie na dnie osiada olejek lotny, służący jako znakomite le
karstwo na rany.
2. Czarna jagoda rośnie w lasach. Użytek w lecznictwie mają liście i jagody. Liście zbiera się od maja, jagody gdy dojrzeją. Odwar liści pije się od osłabienia pęcherza moczowego, od kaszlu i nieżytów, cukrzycy. Suszone owoce żuje się od biegunki, lepszy jednak w tym ce
lu jest nastój, Nastój jagodowy robi się w sposób następujący: 3 garście jagód zalewa się mocnym winem —im dłużej ciągnie, tern skuteczniejszy nastój. Bierze się od biegunki 10-12 kropli na cukrze. W przypadkach cięższych 30—40 kropel, ale to tylko dla dorosłych Dla dzieci parzy się suszone jagódki w wodzie. Można też zażywać nastój z ciepłą wodą.
D. c. n.
* * *
Wobec tego, że rozpoczął się już okres kąpielowy, podajemy Sza
nownym Czytelnikom kilka rad zbawiennych co do kąpieli w zimnej wodzie:
1 Kąpiel uważać należy za podnietę; nie kąp się więc, będąc wzru
szony lub podrażniony.
2. Nie kąp się będąc niewyspany, albo niewywczasowany, ale do
piero po kilkagodzinnem wypoczynku.
3. Nie kąp się zaraz po jedzeniu, ale w 2 do 3 godzin potem, kie
dy trawienie nie odbywa się już w całej pełni. Nie kąp się szczególniej po użyciu napojów alkoholowych.
4. Idź do kąpieli miernie przyśpieszonym krokiem, aby ciało miało pewnien zapas ciepła.
5. Przybywszy do kąpieli, dowiedz się o ciepłocie, głębokości i prą
dzie wody.
6. Rozebrawszy się zwolna, skocz natychmiast w wodę, głową na
przód, lub przynajmniej zanurz się odrazu cały.
7. Nie pozostawaj długo w wodzie, zwłaszcza jeśliś nie jest bardzo silny.
14 —
8. Bacz na to, aby czynność serca ani oddychanie nie były zbytnio przyśpieszone. Przy pierwszem niemiłem wrażeniu dreszczu, opuścić ką
piel natychmiast.
9. Po kąpieli wytrze] dobrze całe Ciało w celu pobudzenia ruchu krwi.
Przygody „Ziemowida“.
Szanowna Redakcjo 1
Łowicz. Pisałem już kilkakrotnie z prośbą o przysłanie mi do pomocy kilku kolporterów, ale do tego czasu ani jeden nie zgłosił się, oprócz p. Ad., który przebył u mnie 24 godziny i odjechał, tłumacząc się, że musi jechać na sprawę sądową. Taki kolporter „Głosu Ziemowida"
przy dobrych chęciach mógłby sprzedać tygodniowo około 200 egzempla
rzy, co przyniosłoby mu zarobku 30 złotych. Ale widać lepiej jest wyko
rzystywać Skarb Państwa przez, pobieranie zapomogi w tak małej sumie, jaką obecnie pobierają bezrobotni i leżeć do góry brzuchem, jak zająć się uczciwą pracą, a jaką można dostać w Redakcji „Głosu Ziemowida"
przez rozsprzedaż tegoż tygodnika. Mieszkańcy okolic Łowicza stale wy- pytywują się mnie, kiedy nareszcie będzie zalegalizowany P.K.K.N.. gdyż pragnęliby jak najprędzej założenia u nich parafji P.K.K.N. Żądania te są wy
nikiem zdzierstw, jakich dopuszczają się księża rzymscy względem swych potulnych owieczek. Jako przykład przytoczę tu postępowanie ks. pro
boszcza Czesława Rydzewskiego w parafji Bedlnie w pow. Kutnowskim.
Do parafji tej niedawno przybył wspomniany wyżej ks. proboszcz, który z wyzysku swoich parafjan zdołał krótkim czasie tak się zbogacić, iż kupił sobie samochód I-ej klasy „Ford’a“. Jako szofera wynajął sobie specjalistę, który nietylko słynął ze swego kunsztu szulerskiego, lecz był znakomicie obeznany również i ze sprawami religijnemi, gdyż wszelkie sprawy obrządków religijnych ks Rydzewski załatwiał wespół ze swoim szoferem. W czyjej głowie powstał taki genjalny projekt, czy w głowie ks. proboszcza, czy też szofera — pozostanie tajemnicą. Otóż na kazaniu ks. proboszcz ogłosił, że wszyscy gospodarze mają mu płacić od jednego złotego wzwyż na benzynę do samochodu. A ponieważ w wielką sobotę przypada tradycyjne święcenie, przeto sam przy tej sposobności będzie ściągał wyznaczony przez siebie „podatek". Rzeczywiście, w wielką so
botę ks. proboszcz, zaopatrzywszy się w przepisane do tego obrządku przed
mioty, wyjechał samochodem na objazd swej parafji. Przed każdym do
mem zatrzymywał swój samochód, pytając się, czy właściciel domu ma pieniądze na benzynę, czy nie ma Gdy padała odmowna odpowiedź, ks.
proboszcz, nie poświęciwszy, jechał dalej. Tak w kilku domach, nie otrzy
mawszy „podatku" na benzynę, nie poświęcił. To też ludność miejscowa jest oburzona postępkiem ks. proboszcza, czego dowodem jest upomina
nie się o taki Kościół, gdzie podobnych zdzierstw i wyzysku nie byłoby.
— 15 —
Toteż idea P. K. K. N. zdobywa coraz więcej zwolenników, gdyż każdy zdrowo myślący człowiek odróżnia plewy od ziarna, zło od dobrego i wie, że tylko Polsko-Kat. Kościół Narodowy może uzdrowić obecnie stosunki, jakie panują w Kościele Rzym.-kat.
z.
Przegląd polityczny.
Polska. Dnia 31/V. b. r. odbyło się Zgromadzenie Narodowe, które większością głosów wybrało Prezydentem Polski Marszałka Józefa Piłsudskiego. Atoli p. Marszałek zrzekł się tej funkcji, wystawiając kan
dydaturę p. Ignacego Mościckiego. Dnia 1 /VI. na powtórnem Zgromadze
niu Narodowem został wybrany prezydentem Polski p. Ignacy Mościcki, który urząd ten przyjął. Dnia 4/VI odbyło się zaprzysiężenie prezydenta Mościckiego na Zamku Królewskim. Po złożeniu przysięgi wzniesiono en
tuzjastyczny okrzyk: „Niech żyje Prezydent Rzeczypospolitej“.
Rosja. W ostatnich dniach mnożą się pożary w Leningradzie, które policja nie może wytłumaczyć, czy są dziełem frakcji ultralewico- wych komunistów czy też ma się tu do czynienia z robotą monarchistów rosyjskich. Ostatnio podają gazety amerykańskie, że w Leningradzie spło
nęła olbrzymia fabryka farb i lakierów przy ul. Bałtyckiej. W tejże fabry
ce mieścił się i oddział chemiczny czerwonej armji, co nabiera specy
ficznego charakteru. Największą stratą było spalenie się pięciopiętrowego gmachu z laboratorjami chemicznemi. Wyliczono tylko, że # fabryce farb padło pastwą ognia 6,200 pudów cynkowego bielu i 200,000 kg. mater
iałów chemicznych, sprowadzonych ostatnio z Niemiec. Straty wynoszą kilkadziesiąt rb. w złocie. Ilość ofiar w ludziach nie ustalona.
Rortugalja. Dnia 28 maja b. r. wybuchł w Portugalji wojsko
wy rokosz. Zbuntowały się dwie dywizje wojska, do których dołączyły się wkrótce i inne oddziały. Rokoszanie zajęli stolicę Portugalji, Lizbonę, gdzie na ich stronę przeszedł również i minister spraw wojskowych. Do
wódca rokoszan generał Cabacadosa miał powierzone utworzenie nowego gabinetu, który miałby za zadanie przeprowadzić reorganizację urzędów, wojska i marynarki, redukcje wydatków i t. p. Rząd początkowo chciał stłumić rokosz, ale następnie podał się do dymisji. Rząd Cabacadosa ma się składać z osób wojkowych, stojących poza partjami politycznemi.
W Lizbonie panuje już spokój.
Marokko. Walka francuzów i hiszpanów z Riffenami została skończona w ten sposób, że Riffeni zostali pobici, a ich bohaterski wódz Abd-El-Krim poddał się do niewoli Francuzom. Jednakowoż długi czas jeszcze upłynie póki Francuzom i Hiszpanom uda się zlikwidować za
mieszki wojenne w Afryce, a to z tego powodu, że niektóre szczepy nie złożyły broni i bronią zaciekle swej niezawisłości Los Abd-el-Krima jest do tego czasu niewiadomym, gdyż pomimo tego, że poddał się on Fran
cuzom, Hiszpanie żądają wydania go im. Abd-El-Krim zaś, oddajac się Francuzom do niewoli, postawił warunek, by sąd nad nim przeprowadzili nie Hiszpanie, lecz Francuzi. Oöserwator.
— 16, —
ROZMAITOŚCI.
Wesela w dawnej Polsce słynęły wystawnością. Wspominają o tern, kroniki i różne zapiski, i tak Dmochowski powiada, że na weselu hr. Feli
ksa Potockiego z księżną Lubomirską w roku 1781 zjedzono nie mniej ani więcej tylko: 60 wołów, 300 cieląt, 500 baranów, 4000 kapłonów, 8000 kur, 3000 kurcząt, 1500 indyków, 500 gęsi, 30 wieprzów, 300 za jęcy, 55 sarn, 4 dziki, 2000 jarząbków, 1000 kuropatw, 100 dzikich gęsi, 800 kaczek, 3000 różnej zwierzyny, 100 połciów słoniny, 300 kóp jaj, 74 laski masła, 60 szynek.
Czytelnik „ Ziemowida" się uśmiechnie, boć to prawda, że nasza szlachta miała niezłe apetyty. I tu niejeden pomyśli sobie, że o tern mówią kroniki, a dziś—to nawet na zapłacenie podatków nie staje.
Od Redakcji i Administracji.
Niniejszem podajemy do wiadomości Szanownych Czytelników „Gło
su Ziemowida“, iż przez 2 miesiące t.j. przez czerwiec i lipiec pismo nasze wychodzić będzie co dwa tygodnie, aby potem znowu przejść na tygodnik, a to w tym celu, aby się przystosować do roku kalendarzowego. Dotychczas bowiem pismo nasze liczyło swój rok od 4 grudnia, a wielu czytelników zwracało się do nas i zwraca się z pretensjami, że wstrzymano im wy
syłkę pisma, aczkolwiek jeszcze półrocze czy kwartał według roku ka
lendarzowego im się nie skończył.
Pragnąc na przyszłość to nieporozumienie usunąć, postanowiliśmy drugie nasze półrocze, które się rozpoczyna 27 Ns-em rozpocząć dwutygod
nikiem, aby w ten sposób przejść do tygodnika i zakończyć swój rok na 1 stycznia 1927 r.
Przy tej okazji prosimy naszych przyjaciół o popieranie i propago
wanie naszego pisma.
Redakcja i Jldministracja
„ę/osu Ziemowida”.
PODZIĘKOWANIE.
Niżej podpisani tą drogą składają ks. A. Husznie podziękowanie za uleczenie ich synka Tadeusza, któremu nikt z ludzi, ani z doktorów życia już nie sądził.
Stanisław i Zofja Wierkowieze.
Sławków, d. 4.6 — 1926 r.
OGŁOSZENIE.
Dnia 14 i 15 czerwca ks. Huszny nie będzie w domu.
Wydawca i redaktor odpowiedzialny: TOMASZ LEGOMSKI.
26—34,3 Drukarnia „St. Świecki", Dąbrowa Górnicza.