Opiat» poczt, ulazczona ryczałtem. Cena 25 gr
GŁOS ZIEMOWIDA
Organ Wyznawców Polsko-Katolickiego Kościoła Narodowego.
Tygodnik poświęcony sprawom religijnym, społecznym i naukowym.
Rok II. Polska, Dąbrowa Górnicza, 23 maja 1926 r. Ne 25.
PRENUMERATA: Rocznie złotych 10, półrocznie złotych 5, kwartalnie złotych 3.
Numer pojedynczy 25 groszy. : Konto czekowe P. K. 0. w Warszawie 63.166.
W Ameryce rocznie 2 doi. We Francji rocznie 50 fr. kwart. 15 fr. M Telefonu 1.27.
Adres redakcji i administracji: Polska, Dąbrowa Górnicza, „Głos Ziemowida*.
TREŚĆ NUMERU:
Kazanie ks. Huszny. — Kościół a Państwo. — Jezuityzm i jezuici. — Kartka z hi- storji obłudy, grzechu i hańby. — Wśród głogów i cierni. — Przyrodolecznictwo.—
Nowości z Brazylji. — Przegląd polityczny. — Rozmaitości. — Ogłoszenie.
O Pokoju Bożym.
Ewangelja według św. Jana, rozdz. 16.
Onego czasu: Rzekł Jezus uczniem swoim: Jeśli mię kto mi
łuje, będzie chował mowę moję, a Ojciec mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, a mieszkanie u niego uczynimy. Kto mię nie miłuje, mów moich nie chowa. A mowa, którąście słyszeli, nie jest moja, ale tego, który mię posłał, Ojca. Tom wam powie
dział, u was mieszkając. Lecz pocieszyciel Duch święty, którego Ojciec pośle w imię moje, on was wszystkiego nauczy, i przy
pomni wam wszystko, cokolwiek bym wam powiedział. Pokój zostawuję wam, pokój mój daję wam, nie jako dawa świat, ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze, ani się lęka. Sły
szeliście, żem wam powiedział: Odchodzę i przychodzę do was.
Gdybyście mię miłowali, wżdybyście się radowali, iż idę do Oj
ca; bo Ojciec większy jest, niźli ja. I terazem wam powiedział, przed tern niż się stanie, iżbyście, gdy się stanie, wierzyli. Już wiele z wami mówić nie będę, albowiem idzie książę świata te
go, a we mnie nic nie ma. Ale iżby świat poznał, że miłuje Oj
ca, a jako mi Ojciec rozkazanie dał, tak czynię.
— 2 —
NAJMILSI BRACIA!
""I 1 Uroczystość dzisiejsza jest koroną okresu Wielkanocne- I go: okresu Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia Pań
skiego. Lecz jak każda inna uroczystość nic ona w rzeczywistości nie daje, a przypomina nam tylko to, co niegdyś przed wie
kami ludzkość otrzymała od Boga przez Chrystusa i aposto
łów a co się zamyka w tajemnicy Zesłania Ducha Świętego.
Powiadamy w tajemnicy, gdyż tajemnicą jest dla nas to wszystko, co „wiemy" o Bogu. Pytanie, kto jest On Duch Prawdy, Duch pokoju, Duch Miłości, Duch Święty, Pocie
szyciel? On Duch Prawdy jest samą Prawdą, samą miłością, pokojem, pocieszeniem — jest Bogiem samym.. „Pokój zo
stawił je wam, pokój mój daję wam, nie jako świat, ja wam daję", powiada Chrystus a w tym słowie zamyka się wszyst
ko, czego serce człowiecze pragnie, czego szuka, za czern tęskni. Bo Pokój on Boży znaczy posiadanie Boga — Praw
dy przez człowieka, przez ludzkość.
Znaczy zawieszenie broni duchowej, z jaką człowiek do
tychczas szukał Boga Prawdy, którego przez grzech sy
nów pierworodnych stracił. Znaczy koniec wędrówki po pu
styni życia a tryumfalne wkroczenie do Ziemi Obiecanej, która jest figurą Królestwa Bożego na ziemi. Dzień dzisiej
szy jest doroczną pamiątką tego momentu, kiedy nowy Zbaw
ca Ludzkości Anioł Pański ogłosił światu Królestwo Boże stało się. W dniu to dzisiejszym pomieszane do
tychczas języki wiar i przekonań ukazały się rozdzielone, to znaczy zrozumiałe i jasne, że poczęli ludzie jedni drugich rozumieć, że zrozumieli, iż wszyscy są dziećmi jednego Ojca—
Boga i tylko brak zrozumienia swoich symboli i haseł pchał ich do bratobójczych waśni religijnych i politycznych. Dzi
siaj to ludzkość zrozumiała, iż Bóg jest Prawdą, Dobrem i Mi
łością i zapragnęła, aby odtąd on Duch Boży, Duch Pokoju, Prawdy i Miłości zapanował w sercach ludzkich i Ziemię wygnania w Raj zamienił. Dzisiaj to ludzkość w starym świę
cie zrozumiała te słowa Chrystusa, Króla — Ducha, wyrze
czone w dzisiejszej ewangelji: Odchodzę i przychodzę do was. I doświadczyła na sobie, że ma udział w nowem Jego przyjściu, jak niegdyś i praojcowie ich mieli udział w daw- nem Jego przyjściu.
Prośmy przeto Boga, oby ta pamiątka Zwycięstwa Praw
dy nad fałszem, Boga nad szatanem, Ducha Miłości nad Du
chem nienawiści i przekleństwa, Ducha pokoju nad duchem wojny i waśni, stała się dla nas nietylko doroczną pamiąt
ką, ale rzeczywistością, abyśmy doczekali powrotu Pana na
szego Jezusa Chrystusa tego świadka Prawdy i Pocieszyciela.
Amen.
Kościół a Państwo.
Najpotężniejszym bodaj orężem systemu papieskiego w czasie centralizacji Kościoła rzymsko-katolickiego był dekret Gracjana Mni
cha*), według którego cały świat rzymsko-katolicki winien się stać lennikiem duchowieństwa. Propagował on i wpajał w narody chrześci
jańskie zasadę, że konieczną jest rzeczą przymuszanie ludzi do wiary rzymsko-katolickiej, torturowanie i bezlitosne tracenie odszczepieńców oraz konfiskowanie ich własności prywatnej na rzecz Kościoła papies
kiego; że zabójstwo wyklętego człowieka nie jest morderstwem ani grzechem, lecz cnotą wobec Boga; że papież w swej nieograniczonej wyższości nad wszelkiem prawem stoi narówni z Synem Bożym; że cały Kościół jest własnością papieża, z którą może co chce robić; że jest wyższy ponad wszelkie sądy i przez nikogo nie może być po
ciągniętym do odpowiedzialności; że ktokolwiek jest mu nieposłusz
nym, winien jest śmierci; że każdy ochrzczony człowiek jest jego pod
danym i musi nim przez całe życie pozostawać, czy chce czy nie chce.
Większość tych zasad i haseł, oparta na tronach, przetrwała szczęśli
wie do pierwszych lat XX wieku. Ale gdy huragan kataklizmu dziejo
wego, jakim była wojna światowa, wstrząsnął i w gruzy rozwalił do
tychczasową idee, hasła i poglądy Watykanu, gdy w krwi utonęły pur
pury i trony monarchów, dotychczasowych sprzymierzeńców, lokai i zauszników papiestwa, gdy nowe problemy społeczne i polityczne stanęły przed znękaną ludzkością — wówczas ten pewny siebie i ufny w moc własną Watykan poczuł się zagrożony w swych podstawach.
Oparta o trony polityka, jaką uprawiał od wieków, podkreślona na soborze trydenckim, gdzie zacieśnione zostały węzły przyjaźni i wspólnych interesów katolickiego Rzymu z monarchami, królami i możnowładnym konserwatyzmem — polityka ta w fundamentach swoich poważnie zarysowała się, grożąc katastrofalnem rozsypaniem się w gruzy. Ożywczy powiew demokratyzmu i z krwi przelanej wyrosłe hasła, przez usta wyzwolonych narodów zaczęły domagać się głośno i stanowczo zmiany dotychczasowej polityki Watykanu i oddzielenia Kościoła od państwa. Chylące się coraz niżej papiestwo poczęło szu
kać nowych sprzymierzeńców, nowych filarów oparcia dla swego ab-
*) W pierwszej połowie XII wieku.
solutyzmu katolickiego. Opróżnione stanowiska zdetronizowanych błaz
nów i tyranów zajęła finansjera przemysłowa, kupcy, miljonerzy i po
wojenni prezydenci; a lud jak od wieków tak i teraz pozostał na ubo
czu. Nadszedł okres konkordatów. Psychika poszczególnych państw zarysowała się wyraźnie w traktatach z Rzymem, który wierny tradycji krucjaty postanowił iść przebojem do swoich celów. Lisia dyplomacja poprowadziła politykę „szybkiego tępa“ względem upatrzonych państw katolickich, godząc niejednokrotnie w interesy ludu i zdobycze socjal
ne mas robotniczych...
Cel został osiągnięty, konkordat z Polską zawarty. Wzorem je
zuitów poszło nasze szkolnictwo pod opiekę Kościoła bezapelacyjnie.
Doczekamy się, że nawet matematyka będzie wykładana w duchu re
ligijnym.
Żyjąc pod znakiem oszczędności i niedostatku, w bezradnem osłu
pieniu patrzeć musimy na czarne pasożyty, ciągnące soki z anemicz*
nego skarbu państwa. Konkordat jak polip mackami ogarnia powoli wszystkie dziedziny życia państwowego i społecznego, zaciemnia spra
wę reformy rolnej i bez tego dość zagmatwaną. Polip tuczy się na organiźmie Polski i rozrasta w groźnego demona, w czem sprzyja mu góra klerykalnie zchyjenizowana.
Ale czego się w Polsce nie robiło i nie robi dla kurtuazji. Wszak papież Pius XI jest bardzo łubiany przez „całą“ Polskę, był w ulej kiedyś nuncjuszem, mieszkał w Warszawie, bywał w Belwederze, bo
daj że całował się z Witosem. Więc jest to raczej konkordat nie z Wa
tykanem a z obecnym papieżem Piusem XI.
Jednak nie ulega wątpliwości, że układ ten w niedługim czasie przy zmianach personalnych w Watykanie i w naszym Sejmie zosta
nie poddany rewizji. Miejmy nadzieję, że gdy rząd wydostanie się z perypetji finansowych a Sejm wybrnie z błędnego koła intryg chje- no-kleryko-piastowych — z trybuny przedstawicielstwa narodu odezwą się głosy, domagające się ostatecznego rozdziału Kościoła od państwa i ostro, radykalnie zaprotestują przeciw konkordatowi, domagając się jednocześnie zatwierdzenia Polsko - Katolickiego Kościoła Narodowego w Polsce.
Ale tymczasem obowiązkiem każdego uczciwego Polaka i chrze
ścijanina jest prowadzić rozpoczętą przez nas walkę o zlikwidowanie wpływów Kościoła na życie państwa i bieg spraw społecznych, walkę o charakterze zasadniczym, której rezultaty muszą wywrzeć wpływ na schorzałe dotąd stosunki wyznaniowe w Polsce. jYierzymsfci.
Jezuityzm i jezuici.
Żaden z zakonów regułą swoją, postępowaniem w życiu publicznem i „kulturą fałszu" nie zapisał się w historji Kościoła łacińskiego tak ha
niebnie jak jezuicki, który pod tym względem pobił rekord innych klasz
torów.
— 5 —
Założycielem Towarzystwa Jezusowego (Clerici reguläres Societatis Jesu) był święty Ignacy Loyola, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Don Inigo Lopez y Loyola (urodzony w r. 1481). W czasach młodzień
czych przeznaczony on był do stanu rycerskiego, odgrywając jednocze
śnie z powodzeniem rolę pazia na dworze króla Ferdynanda Katolickiego.
W czasie wojny z Francuzami w r. 1521 został ciężko ranny w nogę, co uczyniło go niezdolnym do służby rycerskiej, więc wstąpił do klaszto
ru i został rycerzem Marji. Zakon jezuicki zawiązał w Rzymie roku 1539, deklarując zupełne posłuszeństwo papieżowi. Paweł III w r. 1540 za
twierdził jezuityzm, wyposażając go przywilejami kościelnemi, jakimi do
tąd żaden inny zakon nie mógł się poszczycić. Mogli np. pełnić funkcje kapłańskie w czasie interdyktu, niezależni od władzy biskupa mogli da
wać absolucje od wszystkich grzechów, zmieniać śluby i t. p. Zasadniczą podstawą reguły było ślepe posłuszeństwo dla każdego wyższego przeło
żonego. Jezuita musiał wyrzec się rodziny, ojczyzny, czci, majątku, mie
nia osobistego, serdecznej przyjaźni, a nawet honoru i być tak uległy dla swoich przełożonych „jak laska w ręku starca". Generała jezuitów, z uwa
gi na jego władzę, nazywano czarnym papieżem (papa nero). Cały zakon spajał komunizm gospodarczy.
Z Rzymu wylał się jezuityzm do Portugalji i Hiszpanji, a w tej ostatniej znalazło Towarzystwo Jezusowe bardzo wiele sympatji i dosko
nały grunt dla powodzenia. Hiszpanja z przerastającą rozsądek pobożno
ścią, Paryż ze swym uniwersytetem, a Rzym z papiestwem — złożyły się na rozrost zakonu jezuickiego, który wyrósł ze świata romańskiego w prze
ciwieństwie do germańskiej rewolucji religijnej. Celem jego było zdoby
cie dla Kościoła papieskiego jak najwięcej i jak najgorliwszych wyznawców i pod tym względem istotnie okazał się on najzdolniejszym i nieocenio
nym wprost szermierzem katolicyzmu. Jednym z największych założeń te
go celu była walka z protestantyzmem i dlatego, odrzucając wszelką myśl kompromisu z protestantyzmem, odegrał jezuityzm dla Rzymu niezmier
nie ważną rolę dziejową w epoce kontrreformacji i wojen religijnych. Dla osiągnięcia skrytych zamiarów swoich nader łatwo przystosowywali się jezuici do warunków zewnętrznych, stosując zasadę, że „cel uświęca środki“.
Rozpoczęła się wielka zażarta walka z reformacją, narazie na polu polemiki piśmiennej, dysput teologicznych i wychowania młodzieży, a po
tem — jak zobaczymy —- przechodząc do walki czynnej. Jezuitów i pla
ny ich popierała wydatnie dynastja Habsburgów: Ferdynand austrjacki sprowadził ich w r. 1550 do Wiednia, Pragi, Innsbruku; w r. 1558 zjeż
dżają do Polski, w 1559 przyjmuje jezuitów Monachjum, w 1561 Berno Morawskie, Tyrnawa na Węgrzech, Dillingen, Augsburg i t. d. Rozrost Towarzystwa Jezusowego zaczyna usposabiać jezuitów agresywnie, z pod przyłbicy pobożności ukazuje się rąbek prawdziwego ich oblicza, bo oto w r. 1593 usiłują opanować wpływem swoim akademję paryską. Henryk IV, orjentując się w intencjach jezuitów, zaczyna „brać ich krótko“, jed
nak idąc przebojem do celu, sięgają po teror. Jezuita Jan Chätel czyni
—
6
—zamach (chybiony) na życie króla Henryka IV*), za co jezuici musieli w ciągu 3 dniu opuścić Paryż, a w dwa tygodnie całą Francję. Na miej
scu nieudanego królobójstwa postawiono pomnik ku pamiątce hańby je
zuitów z odpowiednim napisem.
W Polsce pierwszym jezuitą był Alfons Salmeron, powiernik Loyoli.
Zawitał on do Polski w roku 1555, celem zbadania gruntu dla usado
wienia się zakonu. W roku 1558 z podobnem poleceniem przybył Piotr Kanizyusz z Dominikiem Manginim. Pierwsze gniazdo jezuityzmu w Pol
sce powstało w Elblągu, drugie w Pułtusku. Król Zygmunt August w ro
ku 1565 nadał im przywilej, w którym narówni z innemi w Polsce za
konami bierze ich w opiekę. Z pułtuskiego gniazda jezuityzmu wyszedł Jakób Wójek i Piotr Skarga. Trzecie siedlisko zakładają w Wilnie w ro
ku 1569 (aby zapobiec szerzącej się na Litwie reformacji). W r. 1572 wypływają w Poznaniu, 1574 w Jarosławiu, 1582 w Lublinie, 1583 w Dor
pacie, Krakowie, Kaliszu, w roku 1584 we Lwowie. Akcja jezuitów skie
rowana jest nietylko przeciw reformatorom, protestantom ale i inowiercom.
Za Zygmunta III**) jezuici w Polsce posiadali największy wpływ na dworze królewskim: bez ich udziału nie wydano żadnego dekretu, nie udzielono nikomu żadnego urzędu, bowiem ks Skarga bardzo umiejętnie naciągał politykę do teologji. Nie bez powodu nazywano już w owym czasie jezuitów szarańczą hiszpańską. Pewna część społeczeństwa poczęła zasta
nawiać się nad zgubnym dla kraju i narodu wpływem jezuitów i nad środkami uzdrowienia dotkniętej gangreną rzymską Polski. Przeciw takie
mu stanowi rzeczy wybuchł bunt jawny, czyli tak zwany rokosz Zebrzy
dowski pod Sandomierzem, który w dniu 1 go września 1606 żądał okre
ślenia tylko pewnych terenów na osiedlenie się jezuitów narodowości pol
skiej, z pewnych miast zupełne ich usunięcie i bezwzględnego wydalenia z Rzplitej wszystkich jezuitów cudzoziemców. Rokosz ten okazał się za słaby do przeforsowania orężnego swoich żądań i w roku 1608 został rozbity pod Guzowem. Jednak ruch antyjezuicki nie został przez to zli
kwidowany, podtrzymywany w legalnej formie dysput, miał ten skutek, że odtąd starali się jezuici przylgnąć do narodu i pozornie zlać się z jego dążeniami. Dla wzmocnienia gruntu pod nogami szukali sprzymierzeń
ców, bo krzyki rokoszan na mieszanie się do polityki jezuitów osłabiały ich agresywność. Sprzymierzyli się ze szlachtą i skojarzyli z jej tenden
cjami.
*) Król francuski Henryk IV zwany Wielkim i Dobrym, syn Antoniego Btir- bona, był gorliwym protestantem. Po nawróceniu się na katolicyzm otrzymał (rze
komo za to) w spadku tron i koronę. Widząc barbarzyńskie ataki jezuitów na pro
testantów, wydał dla tych ostatnich edykt z łaskami, za co pod namową jezuitów został w r. lfilO zamordowany przez Ravaillac’a Franciszka, który za morderstwo to został w dniu 4 maja 1610 rozszarpany końmi.
**) Król Zygmunt III był wychowany pod kierunkiem jezuitów polskich. Za panowania jego lud i studenci, podnieceni przez jezuitów, pomimo krwawego oporu napadali na protestantów i niszczyli ich kościoły i cmentarze. Pogromy te „ku chwa
le bożej czynione“ ksiądz Skarga bardzo pochwalał, a pobożny Zygmunt III „za prawowite uznawał".
— 7 —
Gdy na tron wstąpił Jan Kazimierz*) obłuda, intrygi, fałsz i zdra
da oplątały Polskę. Wybitny jezuita Cieciszewski, będąc przyjacielem kró
la, za jego plecami zdradziecko przedsięwziął nakłonić cesarza austrjac, kiego do zawarcia z królem polskim traktatu, któryby następstwo na tro
nie polskim zabezpieczył dla domu austrjackiego.
Wpływ jezuitów ną dzieje Polski sprowadził upadek narodu i spa
czenie jego charakteru. Poczynając od czasu Batorego, wpływ ten był po
tężny — czy to na królów**) przez królewskich spowiedników i kazno
dziejów, czy na szlachtę przez jej wychowanie, czy przez misje na lud, który powszechnie dziś używane pozdrowienie „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus“ zawdzięcza jezuitom.
Poprzestając na ogólnym zarysie historji zakonu jezuitów, przejdzie
my z kolei do innych zasad, ustaw, reguł i strony moralnej tych „ryce
rzy Chrystusa“. Ponieważ w dobie obecnej po zawarciu konkordatu sy
stem papizmu w Polsce współczesnej jest prototypem systemu jezuitów, a wpływ jego rozlewa się coraz szerzej i jak woda przenika w każdą szczelinę życia państwa — obowiązkiem naszym jest zapoznać społe
czeństwo z ich „cnotami“, taktyką i strategją duchową. D. c. n.
*) Jan Kazimierz w roku 1643—5 odbył nowicjat w zakonie jezuickim, a zo
stawszy królem założył, kolegjum w Warszawie i Reźlu; czuł się jakby należącym do zakonu i woził zawsze w swym orszaku królewskim pięciu jezuitów. Często do akcji dyplomatycznej w Wiedniu używał jezuitów. Za jego rządów jazuici opanowa
li zupełnie kierunek wychowania narodu.
**) Iwan Aksakow pisze w dziele swym „Jezuici i stosunki ich do Rosji“, że
„aby tylko dostać się do dworu, jezuiccy misjonarze nie przebierali w środkach, układali nawet pogańskie kalendarze i zarządzali królewskiemi psiarniami".
Kartka z histurji obłudy, grzechu i hańby.
Każda rzecz ma swoją mniej lub więcej bogatą historję. Ma ją i „nieomylne“ papiestwo. Leży ona w archiwum Watykanu obok krwa
wych tomów inkwizycji pokryta pleśnią zapomnienia. Zanim przystą
pimy do zapoznania naszych czytelników z barbarzyńską inkwizycją — podamy dziś garść faktów „ubóstwa“ namiestnika Mistrza z Nazaretu.
W średnich wiekach ery Chrystusowej, w początkach centralizacji kościelnej, dla osiągnięcia potęgi rzymskiego katolicyzmu zaczęły świę
cić tryumf nad Europą obłuda, fałsz, zachłanność i t. p. „przymioty“
duchowieństwa. Dla zwiększenia dochodów nie tak jeszcze zasobnej kasy Watykanu uciekało się papiestwo do tak nędznych i niegodnych środków jak wymaganie od królów, cesarzy, biskupów, młodszego du
chowieństwa i ludzi zamożnych stałej daniny w złocie. Mimo jednak wielkiego napływu pieniędzy, nie starczało ich wszakże na pokrycie wydatków obarczonych niekiedy liczną rodziną papieży, nie starczały na królewską rozrzutność głowy Kościoła. Potrzeba pieniędzy stała się płodną matką nowych sposobów i wynalazków do zdobywania coraz to innych źródeł złotodajnych. Ale Rzym nigdy nie był syty, zawsze odczuwał głód gotówki na przyjemności własne i zawsze znalazł spo
sób na otrzymanie jej. Nie cofano się przed niczem, byleby tylko sa
kwy były pełne złota, a gdy go chwilowo zabrakło, to np. pomysło
wy Innocenty VIII zastawił żydom tjarę papieską. Leon X miał tak bezdenne kieszenie, że roztrwonił dochody własne i pobrane zgóry dochody następcy swego, a gdy i tego było mało, stworzył i sprzedał 2150 nowych urzędów kościelnych. Wszystko to było mało w porów
naniu z wymaganiami „ubogiego namiestnika“ Chrystusa. Z inicjatywy głowy Kościoła powstał ogromny papieski zakład bankowy w Waty
kanie, wypożyczający pieniądze na lichwiarski procent 12 od sta, wy
ciskany z krajów katolickich. Założono lombard pod zastaw cennych przedmiotów i kosztowności, które przed terminem wykupu sprzeda
wano na licytacji. Cały niemal świat chrześcijański stał się dannikiem papieża. A gdy i tego było mało, wprowadzono jubileusze w kościo
łach, a handel odpustami w zakonach; wszystkie pieniądze płynęły do Rzymu. Beneficja, dyspensy, absolucje, relikwje, talizmany i wszelkie
go rodzaju przywileje sprzedawały się i kupowały jak towar na jar
marku. Każdy duchowny czuł się upoważniony do naśladowania przy
kładu, który widział u przełożonych swoich w Watykanie, ciągnąc zy
ski z posług religijnych i sakramentów, bo kupował na to prawo w Rzymie. Uważali oni papiestwo za swoją prebendę, a siebie samych za naród przez Boga wybrany. Nie dość tego: pod koniec XIII wieku odkryto nowe źródło ogromnych dochodów: zaczęto dowodzić, że pa
pież może zwalniać z czyśćca swoimi odpustami. Ciemnota, brak oświaty i potrząsanie piekłem na postrach sprzyjały nieludzkiemu wy
zyskowi papiestwa i torowały Kościołowi łacińskiemu drogę do „chwały“.
Dla podniesienia wartości i szerokiej popularyzacji „boskich wa
lorów“ w postaci odpustów, relikwij, talizmanów i tym podobnych cu
downych świętości urządzono wiele podrabianych cudów. „Towar“ ten, rzucony na rynek wiary rzymsko-katolickiej, dawał nadspodziewanie wielkie dochody. Trzymając się zasady, że cel uświęca środki, papies
two nie przebierało w takowych. Do jakiej perfidji w początkach XVI wieku doszła wiara w odkupienie świadczy choćby to, że kardynał do
minikanin Kajetan (Tomasz de Vio) z lojalną naiwnością duszy dowo
dził, że „jedna kropla krwi Chrystusowej wystarcza na odkupienie całego rodu ludzkiego, a ta reszta, która wylana została w Ogrojcu i na krzyżu, przekazaną była jako spuścizna dla papieża, iżby się dlań stała skarbem, z któregoby mógł czerpać odpusty“.
Urządzono więc filje i agencje dla handlu odpustami i relikwjami w zakonach. Licznie rozsiane w Europie klasztory wszczęły gwałtow
ne współubieganie się o klijentelę, zachwalając wyższe zalety swoich odpustów, przyznając sobie większy wpływ „na dworze niebieskim“
oraz „poufałe stosunki z Najświętszą Panną, Panem Jezusem i ze wszystkimi świętymi pańskimi“. Europa stała się terenem nadzwy
czajności: kościoły, klasztory pełne były niedorzecznych cudów. Do świętych relikwij, słynących cudownemi lekami, ciągnęli ułomni piel
grzymi o kulach, ślepcy, paralitycy. Połowa z nich wracała w gorszym jeszcze stanie zdrowia, ho je do reszty tracili w uciążliwym pocho
dzie; druga zaś połowa ginęła w drodze ze znużenia i niewygód, z głodu i chorób epidemicznych, z którymi nikt walczyć nie mógł, bo stałą polityką Kościoła było zawsze poniżanie lekarza i jego wiedzy, przeszkadzał on bowiem dochodom i zyskom z relikwij. Dla pacjen
tów przykutych do łoża nieuleczalnem kalectwem, nie mogących ani chodzić, ani jeździć, nie było innego lekarstwa oprócz duchowego, zaś dla zapobieżenia chorobom miast hygieny i urządzeń sanitarnych zanoszo
no modły po kościołach. Gdy w którym z miast pojawiła się epidemja ja
kiejkolwiek choroby, naturalnie skutkiem gnicia śmieci i brudów, walczono z nią tylko modlitwami księży, którym oprócz tego przypisywano także nie
ograniczoną władzę nad pogodą i deszczem. Wartość i skuteczność le
ków relikwjami i odpustami mierzy najlepiej procent śmiertelności.
W owe nieszczęsne czasy umierał przeciętnie 1:23, gdy obecnie przy bardziej ziemskich środkach, nie mających nic wspólnego z „medycy
ną“ średniowiecza umiera 1 : 40.
Największem wzięciem cieszyły się „leki“ za pomocą różnych re
likwij, które bywały niekiedy osobliwszego gatunku. Naprzykład kilka opactw posiadało cierniową koronę Zbawiciela. Jedenaście miało włócz
nię, którą przebito bok Jego na krzyżu. Każdy klasztor posiadał ka
wałek drzewa z krzyża na którym skonał Chrystus. A tyle tego było, że gdyby zebrać te kawałki i złożyć jeden krzyż, to możnaby na nim powiesić wszystkich mnichów, biskupów, kardynałów i papieża. A niech
by ktokolwiek ośmielił się podać w wątpliwość skuteczność tych
„leków", lub nazwać je oszustwem, zostałby ogłoszony za bezbożni
ka, pojmany, napiętnowany rozpalonem żelazem i bez krwi rozlewu żywcem na stosie spalony.
Podczas wojen krzyżowych (XI — XIII wiek) Templarjusze* **)) na
przykład prowadzili nader zyskowny handel, przywożąc z Jerozolimy dla wojsk krzyżowych butelki z mlekiem Najświętszej Panny, które sprzedawali za ogromne pieniądze; przechowywały się one z pobożną troskliwością w bardzo wielu większych klasztorach. Ale zdaje się nikt nie przewyższył w bezczelności pewnego klasztoru jerozolimskiego, który pokazywał „godnym i wybranym“ jeden palec Ducha Świętego*").
Społeczeństwo nowożytne wydało milczący wyrok na te hanie
bne sprawki „prawowiernego“ Kościoła i zamknęło je w lamusie zapo
mnienia, bo chociaż w czasach zamierzchłych podsycano i podnoszono niemi pobożność tysięcy uczciwych ludzi — to przecież dzisiaj podob
ne przedmioty uważanoby za hańbę pomieścić w jakimkolwiek mu zera publicznem.
Dziś Rzym roni łzy krokodyle, że Europa usuwa się z pod jego opieki i wpływu Kościoła, że pomiędzy Watykan a społeczeństwo kli
nem wbija się Kościół Narodowy. Tak, Europa poszła naprzód, pozo
stawiając „stolicę apostolską“ o kilka wieków za sobą wraz z jej bo
gatą historją obłudy, grzechu i hańby. jfiepapisła.
*) Zakon rycerski założony w r. 1118 w Jerozolimie przez Hugona z Peyens i Gotfryda z St. Omer dla obrony pielgrzymów. Reguła nakładała obowiązek zacho
wania ścisłej karności, klasztornego ascetyzmu i gotowości walczenia przeciw nie
wiernym, t. j. wszystkim tym, którzy nie byli rzymskimi katolikami.
**) Prof. Jan Wilhelm Draper „Dzieje stosunku wiary do Rzymu".
10 —
Wśród głogów i cierni.
(Pamiętniki z więzienia z r. 1919 — 20).
(Ciąg dalszy).
Więzienie Kieleckie, dnia 12 marca.
Dzisiejszej nocy zostałem zbudzony przeraźliwym jękiem, myślałem, że się kto zarżnął albo wieszał, bo i takie nowiny dosyć często zdarzają się w więzieniu. Jakież było moje zdumienie, kiedy się rano dowiedzia
łem, że bohaterem nocnych wrzasków był Mikołaj Cebula, chłop jak dąb, umierał z przejedzenia. Sztuka to nielada umrzeć w więzieniu z obżarstwa.
A jednak wypadki chodzą po ludziach.
— Mikołajowej kobiecie zepsuło się ciele, aby go pocieszyć w .takim utrapieniu, przysłała mu cały pośladek cielęciny i bułkę chleba wielkości przetaka. Jest zwyczaj w więzieniu, że, dostawszy „wałówkę", aresztant częstuje kilku swoich współlokatorów, z którymi bliżej żyje. Aliści Miko
łaj nie był taki głupi. Kiedy się wszyscy spać pokładli i posnęli, on wstał i wziął się do jadła, żeby go żaden nie widział i „misa" mu nie zazdro
ścił. Żarł tak zawzięcie, że w dwie godziny tylko gnaty z pośladka zosta
ły. To wszystko popchnął kilku funtami chleba, popił wodą i poszedł spać.
Aliści ciele w brzuchu ożyło i dalejże bóźć Mikołaja, tak, że Mikołaj nie wiedział, kogo pierw wołać księdza czy doktora. Ryczał jak byk w szla- chtuzie i tarzał po podłodze. Zbiegli się dozorcy, przybył i felczer, umie
rającego odwieźli na szpital. Cud się stał, że ducha nie wyzionął do ra
na, powiadają, że wytrzyma; za pokutę doktór skazał go na 3 dni ścisłej djety, tylko opuchł haniebnie.
Przed paru dniami jeden z więźniów zjadł 10 jajek, dwa funty chleba i w strasznych boleściach wyzionął ducha. Inny przesiedział dwa lata w więzieniu, wyszedł na wolność i, chcąc się nagle poprawić, kupił sobie funt wędliny i chleba, to go zabiło. Tak więc, śmierć w więzieniu z obżarstwa jest rzeczą całkiem naturalną.
15 marca.
Na spacerze dowiedziałem się o wyroku Sądu Okręgowego, wydanym na p. Trzewiczka, więzionego wraz ze swoim spólnikiem od 8-iu miesię
cy. Przestępstwem jego było wręczenie czterech odezw komunistycznych swojemu spójnikowi, z których dwie były w szybie zniszczone, a dwie podarte przez sztygara. Zarzucono mu artykuł 129 k. k. i osądzono na rok więzienia bez zaliczenia śledztwa. Spólnik, który te odezwy otrzymał, przesiedziawszy 8 miesięcy do śledztwa, wyszedł wolny. Niewiadomo, co tu podziwiać, czy ofiarność i rozrzutność rządu, czy surowość sędziów, jedno i drugie godne „uznania".
Za świstek papieru, który w drugim ręku uległ zniszczeniu, nie wy
wołując żadnej szkody dla społeczeństwa, Sąd każe społeczeństwu żywić człowieka 26 miesięcy, co będzie kosztować 30 000 marek conajmniej.
Rodzinę zaś jego pozbawia zarobku i opieki, skazując na nędzę. P. Trze
wiczek postanowił apelować do Sądu Apelacyjnego w Lublinie i prosić przynajmniej o zaliczenie śledztwa. I znowuż zadaję sobie pytanie, kto więcej szkody przynosi społeczeństwu kodeks karny czy podsądni?
D. c. n.
— 11 —
Przyrodolecznictwo.
(Ciąg dalszy).
ZIOŁA MAJOWE.
1. Szałwija lekarska. Półkrzew wciąż zielony 50 — 100 ctm. wy
soki. Gałęzie 4-kątne omszone. Liście naprzeciwległe, podłużne, szaro
zielone. Kwiaty fjoletowe, rzadko biało. Smak gorzkawy. Woń mocno bal
samiczna.
Rośnie dziko w południowej Europie, po słonecznych pagórkach.
U nas choduje się w ogrodach.
Kwitnie w czerwcu i lipcu. Zbiera się liście przed kwitnieniem, zrzynając razem z wierzchołkami łodyg i suszy je się w cieniu w małych wiązkach i przechowuje w zamkniętych skrzyniach,
Działanie ściągające, przeciwgnilne, pędzące wiatry, lekko pobudza
jące, ograniczające poty.
Użytek: — Ziele to ma tak wielorakie i skuteczne zastosowanie, że pewien lekarz w starożytnej Grecji powiedział o nim zdanie: Dziwię się, że ludzie umierają, mając w swym ogródku szałwiję.
Wewnętrznie używa si^ go z dobrym skutkiem od nocnych po
tów (suchotniczych), biegunki, wszelkiego rodzaju zaflegmień, kaszlu, cierpień wątroby i nerek; liście szałwii (zmieszane do połowy z piołuno
wymi) są bardzo skuteczne na katary żołądka i kiszek oraz na wrzód w żołądku ( w tym ostatnim wypadku należy osłodzić miodem).
Zewnętrznie szałwii używa się do płukania ust i gardła przy gniciu, obrzmieniu dziąseł, przy pleśniawkach czyli betkach u dzieci i w zapaleniach gardła (w tym ostatnim wypadku należy słodzić miodem).
-Na gąbczaste zgniłe owrzodzenia przykłada się gotowane ziele szał
wii. Przeciw dychawicy wciągać dym szałwii. Dostać można wszędzie w składach aptecznych i aptekach.
2. Srebrnik pospolity. Łodyga czołgająca się po ziemi, długości 15 do 30 cm. Liście szypułkowe pierzaste, mające na każdej stronie po 4 do 12 łatek, grzebieniasto piłkowanych. Kwiateczki żółte. Smak cierpki, ściągający. Rośnie po łąkach, przy drogach, blizko gnojowisk. Kwitnie i zbiera się od maja do sierpnia.
Działanie ściągające, uspokaja kurcze.
Użytek z naparu ziela przy wszelakiego rodzaju kurczach, szcze
gólnie też w żołądku i kiszkach, przeciw kurczom, dalej w zaparciach żywota, cierpieniach wątroby, ksztuścu. Pija się herbatkę zmieszaną z mle
kiem lub gotuje ziele w mleku (3 szczypty na filiżankę) i wypija ten odwar.
Zewnętrznie dobrze też jest robić okłady z ziela na chore miejsca przy kurczach. Dobry też jest przy płukaniach gardła.
3. Rozmaryn. — Choduje si$ w ogrodach i w doniczkach. Działa napotnie, moczopędnie, pobudza i wzmacnia nerwy, zwalnia.
Użytek z kwiatów i ziela. Olejek rozmarynowy 3—5 kropli w wo
dzie ocukrzonej na słabość żołądka i wzdęcia.
— 12 —
Zewnętrznie służy do nacierania przy bolesnych kurczach, po
rażeniach, przy osłabieniu nerwów i ścięgien. Spirytus rozmarynowy w połączeniu ze spirytusem lawendowym w stosunku 3:1 służy na porost włosów. Maść rozmarynowa służy do pobudzenia nerwów. Wino rozma
rynowe robi się w sposób następujący: Na litr dobrego starego wina bia
łego sypie się małą garść liści, pozostawia się je zakryte przez dobę i przecedza się. Wino takie wzmacnia żołądek i pędzi mocz, skuteczne więc jest przy wodnej puchlinie a szczególnie sercowej. Pije się go co
dziennie 2... 3 kieliszków małych.
Herbata z liści (3 szczypty na filiżankę) działa podobnie jak olejek.
Nabyć można w aptekach i składach aptecznych.
4. Rdest wodny.—Rośnie na mokradłach, w zalanych dołach, ko
rzeń ma perzowaty, liście wydłużone, pływające, gładkie, kwiaty czerwo
ne. Zbiera się od maja przez całe lato.
Użytek: Na kłócie w boku wygotowuje się kwiat rdestu wodne
go w winie i zażywa ten napój co godzina po łyżce. Herbatę zaś z tego ziela w ilości 2—3 szklanek dziennie pije się przeciw szkorbutowi.
D. c. n.
Nowości z Brazylji.
Będąc zaproszony przez miłego mi wydawcę „Głosu Zieniowida“
do sporadycznego dzielenia się z jego czytelnikami w Polsce wiado
mościami z dalekiego świata zwłaszcza z „gorącej Ameryki“, pragnął
bym wzamian za udzieloną mi gościnność urozmaicić treść sympatycz
nego pisma opisami ewenementów ogólnie interesujących, choćby nie zawierały niczego, wspólność mającego, z głównym tego pisma kie
runkiem. Zaczynając od najpoważniejszego, wypadnie mi postawić na pierwszem miejscu kwestję emigracji, którem to zagadnieniem, wiele pism tutejszych i krajowych, żywo się zajmuje. — Znaną jest po
wszechnie w Polsce, stanowczo dokładniej niż u nas w całej Amery
ce, potrzeba uporządkowania, raz wreszcie, tych nieproporcjonalnych stosunków wśród najliczniejszych warstw społeczeństwa, których kon
sekwencje o różnym charakterze późniejszym mimo jednego źródła, z którego wynikają, powodują, że państwo nasze kuleje w swej wytycznej
—ku postępowi i dobrobytowi. Pewien odłam tegoż społeczeństwa, bę- bący w posiadaniu środków, zapewniających mu władzę nad pozosta
łą niedołężną większością, nie licząc się z koniecznością zapobieżenia tej dysproporcji wewnątrz kraju, znajduje wyjście zgoła przeciwne in
teresom samego państwa: masowe wychodźtwo, dokądkolwiek się zda
rzy, lub i mierni słowy: za wszelką cenę pozbyć się tej części narodu, która wyzyskiwana wiekami całemi, mogłaby przez zwrot pewnych okoliczności, wezwać tamtych do ścisłego porachunku. — Zdarza się czasem, że w powieściach spotykamy zdarzenia takie, jak to jednostki, wyzute z poczucia uczciwości, opanowane szałem żądzy, chciwości pieniądza i t. p. dopuszczały się na swych bliźnich podobnych wy
stępków, że w celu zagarnięcia majątku po upatrzonej ofierze, ogłasza
— 13 —
no takową za szaleńczą i przy użyciu brutalnej przemocy, wrzucano ofiarę do szpitalą dla obłąkanych, pozbywając się raz na zawsze nie
wygodnego osobnika. Każdy przeciętny człowiek, nie teolog wcale, ani znawca etyki „chrześcijańskiej“ a tylko zwyczajnej ludzkiej, obu
rza się do głębi podobnym postępkiem i mimowoli wyrywa mu się z ust ten okrzyk: Gdzież tam była sprawiedliwość, sądy, władza?...
Cóż to za bestjalstwo! — A wreszcie dla uspokojenia oburzonego ser
ca powiada sobie: To pewnie tylko fantazja pisarza; albo już zbyt to dawne czasy! — A jednak ani czasy takie nie są dawne, ani postęp
ki nie są inwentacją fantazji pisarskiej, bo nie dawniej jak parę mie
sięcy temu poprzedni rząd w Warszawie był już zdecydowany wywieźć sto tysięcy chłopów i bezrobotnych na zatracenie do podzwrotniko
wych plantacyj kawy w San Paulo (Brazylja) — a, jak wtajemniczeni szepcą „na ucho“, główny komisarz emigracyjny p. K. W., znany war
choł na bruku w Kurytybie, już „a conto“ tej sprzedaży chłopskiego
„żywego towaru“ grzecznie się obłowił. — Prawda, że „heretycka“
gazeta „Świt“ uderzyła w dzwon alarmu, że posypały się z całej Bra- zylji rezolucje polskich protestacyjnych wieców, że nawet ja, marny robak, wysłałem nie mniej ani więcej, ale {5ięć sążnistych artykułów do krajowych pism i do Sejmu, piętnujących ten gwałt i bezprawie, ostrzegając ile możności łatwowiernych — (o wstydzie!) przed rządo
wymi łapichłopami. — Jakiż był tego rezultat?... Oto, zamiast do San Paulo, pod zwrotnik, zamierzono wywieźć emigrację z Polski do Peru, pod równik 1 — Z deszczu, pod rynnę I... Zaiste, czułych opiekunów ma chłop i robotnik w Polsce, którzy litując się jego nędzy, zwłaszcza w porze zimowej, gdy nie ma czem okryć kości, ani w piecu napalić, wymyślili dla niego raj, gdzie będzie mógł bez narażenia przyzwoito
ści i obawy o zaziębienie chodzić nago, we własnym pocie się kąpać, a że do elegancji mody należy teraz opalona cera twarzy, i że chłopa nie stać na letnią wycieczkę do Rivery lub Neapolu, tanim kosztem będzie mógł opalić się jak Inkas i stać się... przystojnym. — Zresztą, biorąc ściślej psychicznie na zasadzie choćby historji umysłowego roz
woju i zaniku ludów, mogą ujarzmieni Inkasowie, którzy mieli ongiś dość wysoką kulturę, zdychać pod batem hiszpańskiego kapitalizmu, dlaczegoby chłop polski, cham z dziada pradziada, nie miał się z ta
kim losem w pokorze ducha pogodzić? — Już to samo wyjdzie mu na zdrowie, że mu się przypomną dobre pańszczyźniane czasy, gdy
„kapataz“ plantatora odświeży od czasu do czasu zagojoną skórę bam
busową laską!... Najmądrzejszemu Kubie czy Wałkowi odechce się
„przemądrzałych" pomysłów o... reformie rolnej, albo innych „wywro
towych“ zachcianek. — Tak się wprowadza w życie społeczne „hy- gjenę umysłową“, a gdy nie pomaga rycynowy olej, — to pomoże na- pewno... wypompowanie żołądka. — Skracając temat o emigracji do Ameryki Południowej, muszę dodać jednak, że powinni wszyscy cier
piący nędzę w Polsce, zapoczątkować coprędzej listę składek na wy
stawienie dużego pomnika przed Urzędem Emigracyjnym w Warsza
wie z następującą dedykacją: — Nowożytnym Mojżeszom za odkry
cie „ziemi obiecanej“ i raju dla bezrobotnych — wdzięczny stan upo-
— 14 —
śledzony w Polsce“.—Sądząc z nagłówka, mili czytelnicy mają pełne prawo wymagać odemnie bodaj garstkę wiadomości z Brazylji, a prze- dewszystkiem odpowiedź na przysłowiowe: — co słychać ? — Otóż, słychać to samo prawie co i w Polsce, z bardzo nieznacznemi różni
cami. Mogłaby tylko zasługiwać na uwagę dyferencja w przestrzeganiu konstytucji kiajowej, to znaczy, że ks. Huszno przeżyłby tu sto lat ra
zem z „Głosem Ziemowida“ i swojem consultorium lekarskiem, nie będąc narażonym na dziką przyjemność spotykania się we własnym domu z policją, a w sądzie z beznadziejnie, no... logicznymi zarzuta
mi. — Pozatem stosunki wewnętrzne w kraju nie wiele się różnią od waszych, a cały t. zw. aparat gospodarczo-polityczny dziwnie upoda
bnia się do mitologicznej „beczki Danaid“, którą, gdy pobito z góry, to pękała z dołu, a gdy zreperowano z dołu, to najspokojniej rozlaty
wała się u góry — i tak po wiek wieków amen. — W południowych stanach mieliśmy suszę przez całe lato i urodzaje chybiły w tym roku poważnie, to też oczekujemy, że rząd zarobi na tej klęsce 30%, bo gdy koloniści nie zapłacą wczas podatku, to w drugim roku dostaną owe 30% obowiązującej „multy“ (kary). — Kler urządził się znacznie sprytniej, bo już zdążył Wcześniej wykorzystać ten dopust boży. Po
sucha trwała przez kilka miesięcy, więc po kościołach grzmiały niebo
siężne suplikacje, a ofiary na uproszenie odwrócenia gniewu Bożego wpłynęły obficie i podobno idą w niektórych parafjach w tysiące mil- rejsów. Nareszcie nadciągnęła spokojnie jesień*), a z nią deszcze, jak zwykle. De publicis — są też dobre nowiny. —- Brazylja wypłatała Niemcom rzetelnego figla w Lidze Narodów, a w Rio de Janeiro przy
jęto owacyjnie powracającego z Genewy przedstawiciela brazylijskiego, na znak solidarności narodu z tym kierunkiem międzynarodowej poli
tyki, jaki nadaje Francja. Nie pierwszy to raz się zdarza, że Bra
zylja, Urugwaj i kilka innych państw południowo-amerykańskich skła
dają dowody sympatji względem Polski, gdy w grę wchodzą Niemcy, co jest tern osobliwsze, że kraje te z Polską nie miewały do tej pory bliższych ani dalszych stosunków, bo nawet handlu dotychczas nie uruchomiono pomiędzy Polską a Południową Ameryką, podczas gdy Niemcy przed wojną owładnęli rynkiem tych państw. — Jest to zatem objaw bezinteresownej sympatji, za który należy im odpłacić się rów
ną monetą. Wł. Wójcik.
Rio Grande, 6 kwietnia 1926 r.
*) W Brazylji obecnie jest jesień, a gdy u nas była zima—to tam lato.
Przegląd polityczny.
(Korespondencja z Warszawy).
Z ostatnich dni. Rząd chjeno-kleryko-piasta po raz drugi dorwał sią do władzy w Polsce i w pierwszych godzinach jego istnienia rozpa- sała się orgja gwałtu i bezprawia. Tolerowana banda karjerowiczów i zło
dziei mienia polskiego, stojąc za plecami endecji, duchowieństwa i Pia
sta, w dalszym ciągu chciała rozkradać Polskę, podkopując w nikczemny
— 15 —
sposób fundamenty niepodległości. W nocy z dnia 11 na 12 maja r. b.
uzbrojona banda faszystów napadła na Sulejówek, aby tego, który dźwig
nął Polskę z niewoli, który nie pozwalał rozkradać mienia państwowego, zamordować tak, jak zamordowano pierwszego Prezydenta Gabryela Na
rutowicza. Na Marszałka Piłsudskiego dokonano napadu z bronią w ręku, lecz wierna mu armja nasza stanęła u jego boku. Ośmielona reakcja podniosła swój łeb i jak polip mackami chciała objąć skołataną ekono
micznie, moralnie i politycznie Ojczyznę i oddać ją w niewolę „bogoboj
nej“ burżuazji i żerującej klice karjerowiczów. Nędza powszechna, której już nie zdołały ukryć dyplomatyczne krętactwa Witosów, Korfantych, Du- banowiczów, Strońskich i Grabskich — kazały spojrzeć prawdzie w oczy.
Pieniactwo partyjne, ambicje prywatne, zła wola finanserji narodowej przeważyły prostolinijność założenia polityki Pierwszego Rządcy zmart
wychwstałej Ojczyzny i po pochyłości zgangrenowanego kunktatorstwa ro
dzimej reakcji—byt, wolność i samodzielność Polski toczyły się w prze
paść zatracenia. Szlachetna część naszego społeczeństwa a między nimi uczestnicy walk pod Krzywoplotami, Łowczówkiem, Kostiuchnówką z pod sztandarów Zwycięskiego Wodza i ci od warsztatów i pługa, pod grozą przekleństwa przyszłych pokoleń, nie mogli patrzeć obojętnie na ręce, ko
piące grób Tej, której zginąć nigdy nie pozwolili. Polska odrodziła się z ich krwi, z poświęceń Okrzejów, Kunickich, Żulińskich; z dławionego stryczkiem życia bezimiennych bohaterów, rosła w mrokach wilgotnych kazamatów, w świście kul wołyńskiego pułku i kozackich nahajek, w dy
mie armatnim i jęku konających za wolność. Tej Polsce zginąć nie wol
no. Pod dowództwem Marszałka Józefa Piłsudskiego rozpoczął się pochód na Warszawę. Zchjenizowana część armji próbowała się opierać. Padły strzały karabinowe, padły strzały armatnie i padły trupy na bruku War
szawy. Polała się krew. Nie mogło być inaczej, gdy otumanione przez kler i burźuazję wojsko pierwsze rozpoczęło ogień przeciw Marszałkowi i Jego armji. Z Piłsudskiego chciano uczynić białego murzyna, który zro
bił swoje i może iść precz. Piłsudskiego usiłowano zrobić banitą i z wła
snej ojczyzny uczynić mu wygnanie. Aby nie dopuścić Go do armji, któ
ra była zawsze treścią Jego ofiarnego życia, gwałciło się Konstytucję, po
mijało przedstawicielstwo narodowe, byleby tylko zamknąć przed Nim drzwi Ministerstwa Spraw Wojskowych, byleby megalomanja polityczna rodzi
mych pasożytów nie potrzebowała się z Nim liczyć. Wrzód reakcji został przecięty. Organizm naszej ojczyzny został oczyszczony. Na czele armji zwycięskiej i na czele państwa stanął Marszałek Józef Piłsudski. A więc precz z drogi krwiożercza chjeno, precz grabarze Ojczyzny, zaniechajcie oporu, nie szukajcie już w wojsku gruntu pod swoje zasiewy. _
Niech żyje dyktatura Józefa Piłsudskiego. o- “**•
Anglja. Strejk można uważać za zlikwidowany. Kolejarze po
wrócili do pracy, również i górnicy powrócą do pracy w najbliższych dniach, na podstawie propozycji złożonych przez sir Samuela. Propo
zycje te przewidują subwencję rządową w wysokości 60 miljonów fun
tów szterlingów w okresie reorganizacyjnym.
Niemcy. 15.V minister obrony krajowej dr. Gessler zrzekł się tworzenia gabinetu, tłumacząc się niemożliwością utworzenia rządu na
— 16 —
dotychczasowych podstawach. W tymże dniu zadanie to otrzymał od Prezydenta Rzeszy burmistrz Kolonji — Adenauer.
Francja. Warunki, podyktowane przez komisję francusko-hisz
pańską Riffenom, były odrzucone przez tych ostatnich. W związku z tern hiszpańskie i francuskie wojska rozpoczęły ofenzywę. Jednako
woż Riffeni nie próżnowali podczas toczenia się układów pokojowych, a zdążyli wzmocnić swoje pozycje przez wzmocnienie fortyfikacyj, tak że wszystkie ataki Hiszpanów i Francuzów były odparte przez Riffe-
nów. Oßserwator.
ROZMAITOŚCI.
We wschodniej Małopolsce obserwowany jest solennie zwyczaj ludowy „wieszania Judasza". Obchód ten polega na tern, że publicz
nie przed kościołem zostaje wykonywana w wielki piątek egzekucja wieszania figurki, mającej wyobrażać Judasza z Kariotu. W roku ubie
głym władze administracyjne wydały surowy zakaz urządzania tego obchodu lecz mimo to w roku bieżącym ludność uroczyście obchodziła
„wieszanie". Niezastosowanie się do zakazu wywołało konflikt z poli
cją. Epilog sprawy rozegrał się w sądzie. Kilku wykonawców „niewin
nej egzekucji" skazano na 5 dni aresztu.
Zwyczaj ten dowodzi, że we wschodniej Małopolsce kult inkwi
zycji zachował się do dzisiaj, przybrany przez księży w niewinną spód
niczkę tradycji.
* *
*
W czasie rewolucji w r. 1905 wieziono pewnego bojowca z Pa
wiaka do cytadeli na stracenie. Skazanemu dano księdza kapelana, ażeby ten po drodze przygotował go na śmierć i udzielił pociechy du
chowej.
Deszcz bębni w szyby więziennej karetki, ksiądz miele wargami jakieś modlitwy, bojowiec milczy zamyślony, nie zwracając uwagi na swego opiekuna. Po chwili spojrzał na księdza i żal mu się zrobiło tego staruszka, wszak był powodem fatygowania go tak rano, więc odzywa się, chcąc nawiązać rozmowę:
— Co za szkaradna pogoda: leje i leje...
— Panu to nic — odpowiada ksiądz z westchnieniem — ale ja będę musiał jeszcze dziś wracać...
Ogłoszenie: Administracja „Głosu Ziemowida“ potrzebuje kilkudziesięciu kolporterów na wyjazd. Warunki bardzo dogodne.
Zgłaszajcie się bezrobotni!
Czas odnowić prenumeratę!
Wydawca i redaktor odpowiedzialny: TOMASZ LEGOMSKI.
26—306. Drukarnia „St. Śwlgckl", Dąbrowa Górnicza.