• Nie Znaleziono Wyników

Pomoc sióstr mariawitek z Warszawy i pobyt we wsi Wygoda pod Łowiczem - Jakub Guterman - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pomoc sióstr mariawitek z Warszawy i pobyt we wsi Wygoda pod Łowiczem - Jakub Guterman - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JAKUB GUTERMAN

ur. 1935; Warszawa

Miejsce i czas wydarzeń Warszawa, Wygoda, II wojna światowa

Słowa kluczowe projekt W poszukiwaniu Lubliniaków, projekt W

poszukiwaniu Lubliniaków. Izrael 2009, II wojna światowa, Żydzi, okupacja niemiecka, relacje polsko-żydowskie, życie codzienne, siostry mariawitki

Pomoc sióstr mariawitek z Warszawy i pobyt we wsi Wygoda pod Łowiczem

Pewnego dnia ojciec szedł przez Warszawę i dochodzi do niego siostra mariawitka.

W ogóle ten główny klasztor mariawicki w Polsce jest tu gdzieś w Płocku, jakieś dwieście, trzysta metrów od naszego domu. I wobec tego, że ojciec miał warsztat trykotarski – a mariawitki miały tu jakiś warsztat podobny i zawsze, kiedy miały jakieś problemy techniczne z maszynami i tak dalej – to ojciec zawsze skoczył do nich i naprawiał, i bezinteresownie [im pomagał]. Naprawdę byliśmy w bardzo dobrych stosunkach. I wyobraź sobie, że ta siostra, która była przełożoną klasztoru, zaofiarowała mojemu ojcu w czterdziestym czwartym roku, w tym okropnym roku wzmożonego terroru w Warszawie, żeby ojciec przyszedł pracować u nich w warsztacie. To było coś niebywałego. Ona narażała swoje życie i życie sióstr w klasztorze… i dała pracę mojemu ojcu. Jak już powiedziałem ojciec czmykał nad ranem, tak kiedy jeszcze było ciemno i wracał do swojego domu kiedy było ciemno.

Nie mieszkaliśmy razem, ponieważ on miał kenkartę na imię Pawłowski, a my na Duda. Ale co tydzień spotykaliśmy się, przychodził, dawał pieniądze, żebyśmy mieli z czego jako tako żyć. Już wtedy należał do Armii Krajowej, bo pchał się do tego.

Zawsze zamykaliśmy drzwi, zdejmował but, wyjmował różne takie bibułki z przemówieniem Churchilla i pokazywał na mapie, jak Niemcy dostają w tyłek i że Czerwona Armia posuwa się dość energicznie na zachód. I to nas podtrzymywało na duchu. Chcieliśmy wierzyć, że dożyjemy do końca wojny. Już wtedy co nocy zaczynaliśmy słyszeć te sowieckie bombowce lecące ponad Warszawą na zachód. I to naprawdę podtrzymywało nas na duchu. I latem czterdziestego czwartego roku jedna z tych mariawitek powiedziała ojcu, że jedzie odwiedzić swoich krewnych w jakiejś wiosce pod Łowiczem. To ojciec jej natychmiast zaproponował, że zapłaci jej za to dobrze i prosi ją, czy mogłaby wziąć mnie na takie prowizoryczne wakacje. Nie

(2)

mogę powiedzieć na ile to czasu, że mowa była jakim czasie – czy to dwa tygodnie czy trzy tygodnie. Nie wiem, nie mam pojęcia, ale jako młody chłopak byłem po prostu zaskoczony. Bo wiesz, Warszawa była taka szara, sterroryzowana.

Odczuwało się strach na ulicy. I te szczekawki, wiesz, te megafony „Achtung, achtung” i te różne. I jak schodziliśmy na dół, to co kilka dni, to był nowy plakat. Taki, wiesz, jednometrowy, czerwony zawsze, że barbarzyński napad bandytów polskich na żołnierza niemieckiego, tych sto dwudziestu bandytów polskich zostało rozstrzelanych i tak dalej. To była okropna atmosfera. Ojciec chciał mnie chyba od tego jak najbardziej oddalić, a po drugie byłem takim chuderlakiem, że można było na moich żebrach uczyć się anatomii. Byłem bardzo, wiesz... Bo cośmy jedli? Chleb z trocinami, nie wiem, jeszcze coś. Już nie pamiętam cośmy tam jedli. A!

Przyjechaliśmy do tej wioski pod Łowiczem – Wygoda się nazywała ta wioska – to byłem zaskoczony. Tu się wojny w ogóle nie odczuwa. Niebiosa nieskazitelnie niebieskie, pola zielone, krowy się pasą, konie, te strzechy malownicze, kwiaty, kury łażą pod chałupami. To to wszystko takie jest sielskie. Nauczyłem się jeździć na koniu. Nawet raz mnie koń zrzucił i prawie że zabił. Ale to jednak był istny raj na ziemi.

Data i miejsce nagrania 2009-09-13, HaOgen

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Justyna Pacek

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak się na ulicy się słyszało, wiesz, coś jakieś przykre powiedzonko o Żydach – na przykład jak grałem w guziki, wtedy była taka gra w guziki, było masę guzików

bodajże pierwsza książka, którą ilustrowałem w Izraelu, ja myślę, to było w pięćdziesiątym siódmym czy w pięćdziesiątym ósmym roku. Od tego czasu jakieś

I tylko jedna trzecia kibuców tego kraju – mamy około dwieście pięćdziesiąt kibuców w całym kraju – i jedna trzecia tylko trzyma się dawnej idei kibucowej, a dwie trzecie

Jeden z tych esesmanów, taki najwyższy, wisiał z lewej strony, to widziałem, jak utopił w takiej kadzi jakiegoś więźnia, prawdopodobnie Żyda.. To była sprawa sądowa w

Jeśli ktoś jest z Lublina, przez cały ten czas, ostatnie trzydzieści lat jak ja tu przyjeżdżam, nie było, że gdy ktoś czegoś potrzebował, żebym nie pomógł. Ja jestem

Wcześniej czy później i tak musicie to zdać” Pamiętam siebie z tamtego czasu, jak musiałem się uczyć tematu zupełnie dla mnie bezsensownego. Potem się okazywało, że

Ale wtedy był dość przyspieszony czas, rok [19]80 może mniej, bo to był trochę inny okres, natomiast [19]81, stan wojenny i to wszystko, co się działo po stanie wojennym, to już

Jak się okazuje, w tamtych czasach (czyli na przełomie lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych) to było bardzo rzadkie. I ja mogłem wśród tych książek