• Nie Znaleziono Wyników

Biblioteka Warszawska, 1859, T. 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Biblioteka Warszawska, 1859, T. 3"

Copied!
774
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

BIBLIOTEKA

WARSZAWSKA.

PISM O PO ŚW IĘ C O N E

n a u k o m , s z t u k o m i p r z e m y s ł o w i .

1859 .

Toin trzeci.

N O W f i J SERYI TOM VII.

' o £fy\'

W ARSZAW A.

W DRUKARNI GAZETY CODZIENNEJ, p r z y u l i c y D n u i ł o w i o z o w i k i ó j N r. 011).

(3)

ń d u

4 ( 24)./18 9 ?, 3

W olno d rukow ać, z w arunkiem złożenia w K om itecie C enzury, po w ydrukow aniu, p raw em p rzep isan ej liczby egzem plarzy.

W arszaw a, dnia ‘y j j czerw ca 1 8 5 9 r . _'

C e n z o r, r a d c a k o l l e g i a l n t

Stanisławski.

#

30. o i o. ■

(4)

HISTORYA TRAGEDYI GRECKIEJ.

PR Z E Z

Z. Węclewskiegn.

D ra m a t u Hellenów wziął początek z zajmowania się namiętnego naturą; rozwinął się i dojrzał śród wrzawy i ochoty uroczystości Dyonizyjskich. Cześć oddawana innym bogom, niezaprzeczenie mieściła w sobie wiele żywiołów dramatycznych i dawała pochop do mimiki;

atoli święta Dyonizyjskie dla szczególnego, właściwego im tylko przym iotu łacnićj i wcześniej od innych m ogły być kolebką dram atu a głównie tragedyi.

Należał Dyonyzos do składu bóstw najstarszych w yobrażających rozliczne siły tajemniczo działającćj natury. Żtąd poczęła się wiara, że bożek ten a natu ra je d n o i to samo; i w religijnym szale pomieszawszy p o ­ ję c ia , rozumiano jakoby kolejom , przez k tó re natu ra przechodzi, Dyonyzos także podlegał. Głównie jednak uwielbienie i cześć oddawana Bakchosowi wynikły z natchnionego wiarą a gorliw ego zapatrywania się na w a lk ę , ja k ą p rzy ro d a zimową p o rą staczać się zdaje tym celem, aby we wiośnie na nowo zakwitnąć. G re ­ cy pobożni na uroczystościach, z te g o pow odu w m ie­

siącach dniom najkrótszym najbliższych obchodzonych, kiedy szał i religijny zapał ich umysły o g a rn ą ł, w y o ­ brażali sobie, że Dyonyzos wraz z n a tu rą w zimie prze-

Tom III. Lipiec 1859. b

(5)

chodzi męki konania i umiera, a z pow rotem wiosny wybawia się z niebezpieczeństwa, zmartwychpowstaje, p ow raca, zwycięża i panow ać poczyna na nowo. Smu­

tne lub radosne w życiu bożka zdarzenia, nadto sami tak silnie czuli i tak żywo brali do serca, jak gdyby one ich osobiście dotykały lub im samym zagrażały. Wiara ta wprawdzie z postępem wzmagającćj się oświaty osty- gała; wszakże spóludzial i spółczucie, że tak powiem, z losami Dyonyzosa przechow yw ały się niezmiennie.

„A że tłum ny orszak, jak powiada Ottfried Muller, pod­

rzędnych istot otaczających bożka: Satyrowie, Pany, Nimfy, nie przestawał uprzytom niać się wyobraźni g re ­ ckiej, i że nie potrzebowano praw ie wcale przekraczać zwykłych granic pojęcia, aby na własne oczy widzieć w samotnej lasu ciszy lub w skalistych parowach pląsy wdzięcznych N im f z swawolnymi Satyrami, a naw et wy­

obraźnią wmieszać się do ich koła tanecznego; przeto po tych istotach łatwiej było G rekom podnieść i zbliżyć się myślą do samego Dyonyzosa ( 1 ) ” .

Żtąd najprzód nastał zwyczaj podczas uroczystości D yonyzyjskich kłaść na się odzienie Satyrów, aby pod nićm tern bezpieczniej pozwalać sobie wszelkiej swawoli, a pow tóre wśród szalu towarzyszącego uroczystości, począł się dram ąt jako część nabożeństw a na cześć bożka obchodzonego.

Jakkolw iek dram at śród gwaru owych uroczystości, niby niedojrzały plód, jeszcze niepostrzeżony w dytyram ­ bie spoczywał i nie wynurzywszy się z obslony liryczno- epicznej nie zdobył sobie miejsca samodzielnego w dzie­

dzinie poezyi, to przecie, gdy nie wiedzieć kiedy wraz z swawolnem nabożeństwem Bakchosowem z między­

m orza Isthm u do Aten m iasta przeniesionym został, kil­

ka zmian zaprow adzonych przez ludzi wyższym obda­

rzonych geniuszem, zbliżyło go w niezbyt długim czasie do owćj wytworności i wykończenia w formie, jaką p o ­ dziwiamy w utworach Eśchylosa i Sofoklesa, i do owej wzniosłości d u ch a, jaki wieje z tragedyi tychże dwóch mistrzów w sztuce dramatycznćj.

(1 ) O ttfried M uller, firiec h . L ite ra t.

(6)

T rage dyą i kom edyą zatóm stanowiły początkow o li śpiewy w ykonywane przez ch ó r czyli lud, i liryczny je st ich pierwiastek (1). J ak aż była treść ow ych pieśni dytyrambicznych? Oto czynów, losu i p rz y g ó d bożka dorozumiewano się lub symbolicznie one przedstawiano w ofiarach; a chór przytom ny temu, uczucia tym spo­

sobem wywoływane w stosownych wynurzał pieśniach.

N adto twierdzić m o ż n a , że w dytyram bach pełnych uwielbienia dla bożka, jedynie cierpienia jego opiewano i nad niemi ubolewano, że zatem dytyram b dał głównie początek tragedyi. Nazwisko naw et tego dowodem.

T rag e d y ą bowiem utw ó r nowy nazwano z tego powodu, że w uroczystość winobrania z kozia f ręa yo ę) poświęconego ofiarę czyniąc, wtórujące temu obrzędowi chóry dytyrambiczne (xQay^oi yoqoi) śpiewano. Zwolna śpiew ten gładząc i kształcąc s i ę , nabierał oraz wiele żywiołów now ych, z k tó ry ch zręcznego zespolenia i zla­

nia się pow stał ostatecznie nowy zupełnie rodzaj poezyi.

Opowiedzmyż obecnie, o ile s ię da, historycznego trzymając się n a s tę p s tw a , jak stopniow o dojrzewając dytyram b rozrósł się w poezyi kwiat najpowabniejszy.

W drugićj połowie VI wieku p rzed Chr. Łazos podobno nadał dytyram bowi charakter mimiczny za p o ­ m ocą muzyki (2). Zczasem w chórach ju ż nietylko D yonyzosa ale i wielkich bohaterów wielkie cierpienia i nieszczęścia opiewano. Dalszy znowu postęp zrobiono, kiedy chórow ód oprócz przypadającej nań roli d ru g ą jeszcze podejmować zaczął: albo samego D yonyzosa przedstawiając, albo ja k o poseł niby z orszaku tegoż bożka wysłany, niebezpieczeństwa i przygody, jakich tenże w podróży zażył, a dalej ich ostateczne odw rócenie lub pokonanie opowiadając. Tym sposobem jakiś p rzy­

najmniej rodzaj dyalogu się zawięzywał, gdyż chór nie­

wątpliwie do opowiadania owego uczucia swoje nastrajał.

Ze zaś tak rzecz się miała i że na tym stopniu rozwoju zostawała przez czas niejakiś tra g e d y a , dowodzi A ry -

(1 ) A thenaeus X IV , p. 6 3 0 powiada: S kładała się Satyryczna poe- zya (p . niżej) pierw otnie z chórów, podobnie ja k ów czesna tragedya;

dlatego aktorów wcale nie było, (2 ) B ern h ard y , G riech. L iter. II, 4 6 5 .

(7)

stoteles, wyprowadzając jej początek od przywódzców chóru. Tak dalece dytyram biczne śpiewy z właściwym sobie poetyckim i muzycznym układem rozw inęły się u Doryjczyków. Zwano je też dorycką tragedya; a mo- żnaby je z pow odu icb istoty i pierw iastku głów nego nazywać słusznie także tragedyą liryczną. Z podobnem i utworami w ystępow ano w okolicach S ikyon u i Koryntu;

a w Epiyenesie przekazała nam historya najznakomitszego repreze n tan ta onych, z którym niby w sposób genealo­

giczny jako rozkrzewiciel dalszy łączy się Thespis, A teń- c z y k ( 1 ) .

W A tenach przed w ystąpieniem Thespisa, w edług wszelkiego prawdopodobieństwa podobnie wydoskonalał i rozszerzał się dytyramb, czyli przez podobne koleje i stopnie przechodziła tragedya. I tam w świątyni Le- neun zwanej uroczystość Leneów obchodzono właśnie w tym czasie, kiedy w innych stolicach Grecy! opłaki­

wano cierpienia Dyonyzosa. I tam w czasach przed- tespisow ych z grona chóru ustaw ionego wokoło ołtarza Bakchosa, je d n a osoba w ystępow ała i ze stołu ofiarnego (ileóę) (2), stojącego obok ołtarza, odpow iadała chórow i albo raczćj udzielała to (może w śpiewie), co miało uczuciami jego kierować lub one wywołać.

D opićro przez T hespisa tragedya staje się dramatem i to bardzo prostym . Thespis (r. 536 prz. C h i\) z chórem połączył opowiadanie, od mow y potocznćj jedynie m e­

try cznćm powiązaniem i wyższym stylem się różniące (3).

Tym końcem dodał do chóru jcdnę jeszcze osobę, czyli pierwszego aktora (4), który rozmaite z kolei i według

(1 ) Tamże.' Swidas pod wyrazem OtCfTlLę pow iada o nim, że je st 16 tragikiem po piórwszym au to rze tr a g e d y i, E p ig en esie, Sikyońezyku;

albo ja k inni utrzym ują, drugi po nim. P orów n. H ero d o t. V, 6 7 . T liem i- stius O r. X X V II, p. 3 3 7 donosi, żo w ynalazcam i tra g e d y i byli sikyoóscy, dokonawcarni attyccy poeci.

(2 ) Pollux IV , 123 pisze: Eloos bylto stół dawnemi czasy, z k tó ­ rego przed Thespisem ktoś chórow i dawał odpow iedzi. B y lto niezawodnie ta k zwany później k o ry fa jo s, cliórowód; a stół na scenie późniejszej w yobraża Thym ele.

( 3 ) Tam że: T hespis prolog i dyalog wynalazł.

( 4 ) Diog. L a e rt. III, 3 4 , 56 powiada: Z początku w tragedyi starej sam ch ó r akcyą dram atyczną rozw ijał aż do końca; później Thespis je ­ dnego ak to ra w ynalazł, aby chór mógł wypocząć.

(8)

potrzeby role odgryw ając wynalezionych przez T hespisa masek płóciennych używał (1). Z aktorem c h ó r zawią­

zywał rozm ow ę za pom ocą c h ó ro w o d u : zaczem akcya dramatyczna mogła wszcząć się i rozwinąć.

Zdaniem niektórych niemieckich badaczy, m iano­

wicie B ernhardego jeszcze w T hespisow ych dram atach 0 dyalogu mowy być nie może (2). Twierdzą, że ów m niem any pierw szy ak to r w stosow nych p orach ( p a u ­ zach) jedynie m ytyczne dzieje ze starego wzięte eposu deklamował i one bez związku z pieśnią Dyonizyjską w ysnuwał do końca. Przechylamy się jednak do zdania uczonego Ottfrieda Mullera, k tóry aktorow i przez nas oznaczone miejsce i znaczenie w dramacie Thespisow ym przeznacza. N a cóż bowiem pierwszemu aktorowi masek byłoby potrzeba? P ow iada B ernhardy: „że z mytów za­

częto czynić wybór, zdobić one mimiką za pom ocą masek 1 podobnych środków, wynosić je po nad zwykły poziom, i że domieszano coś um ysłow ego do zmysłowej d o tą d uroczystości B akchosa, aby w nadzbyt ciasnem kole się obracające i m onotonne pieśni urozmaicić i nadać im prawdziwie poetyckiego ducha” . J ak że tedy mogły się urozmaicać pieśni, gdy treść mytyczna opowiadana przez pierwszego aktora w żadnym związku nie zostawała z niemi? gdy chór swoje śpiewał, aktor prawił swoje?

Tudzież myli się i nie zgadza się z samym sobą tenże uczony, twierdząc, że o formie i rytmicznej budowie tego epicznego dodatku nic nie wiemy; sam n aw et w uw agach swoich zauważał i z pozostałości prawie ża­

dnych bystry w yprowadził wniosek, że trochaicki wiersz przeważał (3).

Ile współczesny Thespisa lecz młodszy od niego Chojrilos (od r. 524 prz. Chr.) do wydoskonalenia t r a ­

fi) Swidas d o n o si, że T hespis w przód blejwasem czyli bielonym ołowiem, potem portulaki czyli tłustoazu zielem się farbow ał, i że m aski płócienne w prow adził.

( 2 ) B ernhardy II, 5 6 7 , gdzie zbija zdanie H erm anna utrzy m u ją­

ceg o , że d yalog w dram acie zaprow adził T hespis, „ q u o s in ter chori ducem e t unicum histrionem instituisset” .

(3 ) B ernh. II, 5 6 2 i 7 2 8 . Pollux; V II, 4 5 . F ra g m e n ta te są podobno z pism H eraclid es’a Ponticus.

(9)

gedyi się przyczynił, tru d n o oznaczyć z dokładnością.

Był wprawdzie płodnym i nie złym p o etą, czego dow o­

dzi wziętość aż do czasów Sofoklesa (lubo i w tćm nie ma historycznej pewności, gdyż niektórzy badacze s ta ­ rożytności mówią o dwóch w owym czasie dram aty­

cznych p o etach tego samego nazwiska) (1); ale satyrą podobno gorliwie się zajmował i z onćj słynął. Z tego w ypada, że trage dya podówczas już od satyrycznego dramatu była się odłączyła.

Powiedziało się wyżój, że w święta Dyonizyjskie, aby módz śmiało większej dopuszczać się swawoli, p rz e ­ bierano się za Satyrów. Tym sposobem oraz zadosyć czyniono w ierze, która owe niższe pomiędzy ludźmi a bogami umieszczone stworzenia bożkowi za to w arzy ­ szów przeznaczała; i na scenie, kędy opiewano lub op o ­ wiadano przygody Dyonizyjskie, wcale stosownie chór, jedyny wówczas aktor, w ystępow ał w szacie p strokatej Satyrów . Kiedy zaś zamiast D yonyzow ego zaczęto o p ra ­ cow yw ać myty inne, głównie czasów Grecyi b o h ater­

skich sięgające, chór Satyrów już nie był tam na swojćm miejscu. Lecz, że rzeczy raz zaprowadzonej nie chciano z a n ie c h a ć , obok tragedyi rozwijać się począł dramat satyryczny, k tó ry z tragedyą może do pew nego czasu w jakićmś w ew nętrznem zostawał połączeniu.

D ra m a t satyryczny nie był ko m e d y ą, ale raczej żartobliw ą tragedyą (n a i& vo a lęayw óia) i osnowano j ą z podań o aw anturniczych przygodach Dyonyzosa, a pó- żnićj naw et z w ypadków w życiu bohatćrów, którem i zwykła była zasilać się tragedya. Wszakże zaprawiano opow iadanie gm inną rubasznością, tak, że przytom ność leśnych i swawolnych S atyrów wcale stosowną być się wydawała. W ten sposób np. opracow ano m yt H erakle- sowy; a jako tw órca satyrycznych dram atów głównie bywa wspominany Pralinas z P hliuntu i syn jego A ń stia s.

(1 ) W elcker: Die A eschyl. T rilo g ie. Swidas pod wyrazem: Clioj- rilos pow iada, że był A teńczykiem , p o etą tragicznym i że w 64 O lim pia­

dzie w ystąpił pierw szy ra z . N apisał 150 dram atów , zwyciężył 13 razy . W edług doniesień dodaje, miał używać masek i szat teatralnych. U P au - zaniasza I, 14, 2 w zm ianka o jeg o dram acie Alope.

(10)

Rzecz w satyrach zwykle działa śię pod gołćm niebem, w zaciszu wiejskiem, na publicznych gościńcach. Zało­

żenie było lekkie i luźne. C hór S aty ró w zostawał w nie- jakiemś oddaleniu. Swawolny taniec Sikin nis, pow a­

bnych rytm ów, wyrażał zmysłowość. Wysłowienie było p ospolite; naw et niepoprawności uchodziły. W krótce i tu Ireści zabrakło. E u rypides przeto w Alcestis i może w innych dramatach chciał tym sposobem dalej rozwinąć s a ty rę , że utw orzył gatunek tragedyi bez chóru Satyrów z takich mitów, co kończąc się wesoło, pasmo śmie­

sznych przeciwieństw i sprzeczności w charakterach od­

słaniały (1).

Daleko więcój zasługi około upraw y tragedyi ma P hrym chos, syn Polyfradmona. W ystępow ał w A tenach od r. 5 1 2 — 476 prz. Chr. Jakkolw iek w utw orach jego jeszcze przeważał pierw iastek liryczny, przecie pojął on piórwszy czyli raczój przeczuł szczytny cel dramatu.

On piórwszy stosownie i przyzwoicie wyposażył teatr i poetyczną treścią, jako też zręcznem założeniem nadał tragedyi stanowisko, jednające jćj powszechne poważa­

nie (2). Odtąd zaczęli puszczać się tragicy w zawody, z czego wnioskować wolno, że rząd nad tym now ym poezyi kształtem już był ro zciągnął swoje opiekę. T y ­ tuły dramatów P hrynichosow ych dowodzą wielkiej r o ­ zmaitości w osnowie; pomijając jednak trojańską wojnę, poeta naw et w przedstawieniu wielkich w ypadków h i­

storycznych sił swoich doświadczał (np. zdobycie Miletu;

F enicyanki). W prow adził nadto role niewiast i usta­

nowił dyalog w tetram etrze trochaickim, toczący się

(1 ) Czy późniejsze saty ry pod w zględem istoty starszym odpow ia­

dały, niepewna. O P ratinasie Swidas pow iada, że był synem P y rrh o n id e sa lub (sym bolicznie) E nkom iosa pierwszego autora satyrów . P om iędzy jego 50 dram atam i miało być 18 trag ed y j a 32 dram atów satyrycznych, li. 4 97 prz. Chr. w ystępow ał z Eschylosem i C hojrylosem . Raz tylko zwycięztwo odniósł. Pauzanijasz II, 13, 5 chwali dram ata jeg o , zowiąc je najprzeduiojszem i po Eschylosowych. Ary&tyasza n iek tó ry ch dram atów nazwiska przytaczają: P ollux, A thenaeus, Sw idas. Z Sofoklesem głównie puszczał się w zawody.

( 2 ) A ristot. ta k się wyraża: „ J a k P h ry m ch o s i Eschylos trag ed y ą na bohaterskich dziejach ( t l l i f r o i ) osnować i w alkę nam iętności J T d k b n

w niej przedstaw iać zaczęli, pow iedziało się.

(11)

tylko między aktorem a chórow odem (1). Ułamki n ie­

które, jak twierdzi B ernhardy, dow odzą wielkićj siły i pełności w wysłowieniu. Pomimo to wszystko jednak orchestyka, muzyka i liryka pierwsze zajmowały miejsca;

wielkiego rozm iaru w ypadków i dokładnie opracow a­

n y c h charakterów spodziewać się nie można (2).

P raw ie równocześnie z P hrynichosem wystąpił Eschylos. Ze słabych i luźnych pierwiastków zaczętą przez poprzedników swoich budowę o w łasnych siłach przez w ytrw ałość niezmęczoną i pracę więcej niż tr z y ­ dziestoletnią rozszerzył i dźwignąwszy w ykończony nie­

mal ze wszech względów gm ach sztuki tragicznej do ­ k onał dzieła, które z najszczytniejszemi wynalazkami i utw orami w dziedzinie starożytnej poezyi mierzyć się może.

Wszakże chw ałę, jaką przez ukończenie tego a rc y ­ dzieła sobie zgotował, E schylos dzieli z wiekiem swoim.

A ttyckie społeczeństw o, obfitość kwestyj umysłowych, poruszonych w owym wieku pełnym energii i natchnie­

nia i skłonnym do najwznioślejszych poryw ów d u cho­

w ych, tak dzielnie i tak skutecznie na wieszcza wpływały.

Inaczćj pomimo ta len t i gieniusz niezaprzeczony nie byłby zdołał nigdy wzbić się do tćj wysokości, na jakiej blaskiem prom iennym wiekuistćj sławy otoczony p o to ­ mnym okazuje się wiekom. Wraz z początkiem wojen perskich, w k tó ry c h Eschylos, mąż w sile wieku, lauro­

wym przez waleczność ozdobił się wieńcem, narody helleńskie przyszły do poznania się w swojćm jestestwie.

Silnie i zbawiennie zaczęło się w nich budzić uczucie jednoplem iennćj narodowości. Zaczęto z rozw agą za­

stanawiać się nad przeznaczeniem ludów, nad stosunkiem bóstw a względem istoty ludzkićj; zajaśniało świetne

( 1 ) A ristot. poet. 4, 18. Rytm z te tra m e tru p rzeszed ł w jam b y .

„N ajp rzó d bowiem te tra m e tru używano dlatego, że p o ezy a była saty ry ­ czna i więcej pantom im iczna” , Swidas zaś pow iada: „N iew ieścią rolę wprowadził na scenę i był w ynalazcą te tra m e tru ” , P orów n. B ernh. II, 5 6 9 , gdzie nadto ty tu ły rozm aitych dram atów przytoczono.

( 2 ) A thenaeus I, p. 22 pisze: „P o w ia d a ją ta k ż e , że pierwsi ( d r a ­ m atyczni) poeci, ja k o to : T hespis, P ra tin a s, K rntinos, P h rynichos zwali się tanem istrzam i” .

(12)

grono myślicieli i mężów stanu; wzięła początek polityka na wielkie rozmiary; podniosła się duma narodow a i u p o ­ wszechniła się moralność, tłum iąca drobne, codzienne skłonności i zachcenia.

N a świeczniku w tej światłej epoce stanęła A ttyka. • Tam gromadziły i skupiały się skarby życia i ru c h u narodowego. Dla uzdolnionego poety p rz e to już to samo było szczęściem niezwykłem, należeć w owym czasie wielkich w ypadków do najpotężniejszego i najw ytra­

wniejszej m ą drości szczepu; a dram atyczny p o e ta tę nadto odnosił korzyść w ielką, że w ziomkach swoich miał w zory bystrej i różnostronndj dyalektyki, ludzi zdol­

nych do prawdziwego dyalogu i umiejących ocenić fo r­

malne wykształcenie.

Dyalog, dyalektyka i forma zasię, oto głów ne p o ­ dobno w arunki dobrej tragedyi.

Zapał wieku udzielił się sprężystem u duchow i Eschylosa. C hętnym i płodnym był rozkrzewicielem myśli w duszy narodu drzemiących. G orejąc ochotą wojenną, owiany tchnieniem ożywczem św iąt D yoni- zyjskich i przejęty nieskazitelnością religijnego w ierze­

nia, nadał dram at świętością, o jakiej P hrynichos, p o ­ mny li na układ zewnętrzny i dla podeszłego wieku nie rozgrzany wcale ogniem ani porw any wirem rew olucyj­

nych ow ych czasów, ani myślał ani jdj nie przeczuwał.

E schylos zaś dokonał na tragedyi zupełnego p r a ­ wodawstwa. Scenę stosownie do wzniosłego celu utw o ru wyposażył i wszystkie czynniki tragiczne do najczystszćj i najdźwięczniejszćj skojarzył całości. H arm onia, za k tó rą tęsknił nieustannie, wymagała przedewszystkiem wza­

jem nego oddziaływania na się chóru i aktorów , a zatćm stosownego podziału ich zobopólnego zadania. T ym końcem dw óch w prowadził aktorów. Zatem poszło, że foremny rozwijać się zaczął dyalog, uzupełniany przez zręczne wprowadzanie posłów, sług i innych ról p o ­ mocniczych; i że akcya na i poza sceną nieprzerw anem wysnuw ała się pasmem. Dalej śpiew chóru już nie rozwlekał się w bezmiernej rozciągłości niby hym n u ro ­ czysty; nie przecinał wątku dramatu, je n o w rzecz wcho-

T m n I I I . I.ip ic c 1853. %

(13)

dząc myśl w niej ro ztrząsaną stosownie do zmian na scenie zaszłych na swój sposób objaśniał i przyozdabiał.

Podrzędniejsze niż przedtem zaczął przeto ch ó r zajmo­

wać stanow isko i akcya całym swym ciężarem oparła

• się na dyąlogu (1).

To przejmowanie się chóru myślą i sytuacyą każdo­

razow ą na scenie, wywołując rozm aite uczucia, zmusiło do wyrażenia ich stosownego, t. j. zmusiło do użycia dobranych i odpow iednich rytm ów m uzycznych. Ztąd dalćj urosła nowa potrzeba zmiany języka czyli nowego stylu. N ow y system językow y dał początek słabo zrazu odzywającemu się attycyzinowi. Największym jednak wynalazkiem Eschylosa była tetralogia. W tetralogii w y ró żn ić należy naprzód ją d ro tragiczne czyli trylogią, w którój obszerny zakres mytów ojczystych w history- cznćm następstwie i związku za podstaw ę wziąwszy stosow nie do potrzeb i usposobienia wieku one z jak największą sum iennością Esehylos opracow yw ał. Pojął bowiem bardzo dobrze, jak obfite i niewyczerpane prawie skarby zręczny sztukmistrz z łona mitologii oj czy stój w ydobyć zdoła tym celem, aby za ich pośrednictw em przedstawić dokładnie idee współczesne; i przeczuł, że głębokie znaczenie i w ew nętrzna sprzeczność tychże ideów tern lepiej się okaże i uwydatni, im stosowniej d o brane myty będą tłem i podstaw ą dramatu. Tak więc trylogia była wyrazem dyalektycznego myślenia. W niej za p om ocą mytów ruch, przeciw ieństw o i nieskończona harmonia duchow ego świata odzwierciedlały i wcieliły się w obraz idealnego życia.

Z trylogią, niby dodatek w esoły przeznaczony na w ytchnienie i wypoczynek po wytężeniu poprzednióm umysłu, łączył się dram at satyryczny. Osnową, swoją będąc w połączeniu z trylogią, czwarte przedstawia ogni­

wo łańcucha tetralogicznego. Zaprow adzenie tetralogii miało wpływ na organizacyą liczebną chóru. C hór bo­

wiem składający się poprzednio z 50 osób, podzielono na 4 oddziały po 12 do 15 osób dla każdego z 4 aktów.

Każdy z tych oddziałów w edług natury s z tu k i i potrzeby

(1 ) A rist. poet. 4 , 15.

(14)

każdorazowej wykonywał przypadającą nań część śpie­

w u , muzykalnej kompozycyi i orchestyki. Krok ten zwolnił chór ze służby religii i oddał na usługi sztuce;

a tragedya przez ten krok stanowczy i ogrom nego w p ły ­ wu samodzielność i niezawisłe zdobyła sobie stanow isko i poczęła być nadal swobodnem dziełem ducha (1).

Tego wszystkiego dokonał Eschylos. N astęp cy jego mało co zmienili stosownie do zm ienionego ducha czasu.

I jakież to zmiany? Oto wzniosły, wspaniały styl za­

mienia się na łagodny, słodki. W edług potrzeby sztuka udelikatnia i uduehow nia się.

Z czasem, kiedy chór i osoby dram atu nie w równej części rzecz rozwijały, do jej założenia i uzasadnienia, tudzież do zaprow adzenia zwięzłości trze ba było chw ycić się najstosowniejszych ś rodków — i pom nożono liczbę aktorów . Sofokles pierwszy trzech w prowadził na scenę.

Tenże technikę aktorów sztuką oddzielną być mieniąc, po ścieśnieniu żywiołu lirycznego uwolnił poetę dram a­

tycznego a najprzód siebie od zajmowania się przedsta­

wianiem sztuki czyli dydaskalią (2). Zrazu rzadko, później już wcale nie odgryw ał r ó l; a odstąpiwszy od naw yknienia mianującego raz na zawsze poetę chóro- wodem, swobodne i niezależne względem teatru i religii zajął stanowisko. Pierw szą mu do tego pobudką była słabość głosu (3 ). Organizm i budowę tetralogii nadto zmienił znacznie Sofokles. Czasy, w k tórych prostota i abstrakcya popłacały, już były minęły. N aród dojrzał wcześnie przez wpływ polityki i już nie podobał sobie w objektyw nem zapatryw aniu się na bieg natury; wolał zgłębiać za pom ocą k rytyki refleksyjnej sprzeczności w istocie ludzkićj. Do rozwoju więc duchow ego A ttyki zastosował się Sofokles. Ścieśnił ogrom ne rozmiary tragedyi i uczynił ją zwierciadłem odbijającem dzieje namiętnościami w zburzonego serca. Nadto zerw ał nić

(1 ) O zmianach przez E sch y lo sa w dram acie zaprow adzonych p.

V ita Aeschyli; Suidas pod Eschylos; V ita Sophoclis; H o r, ars. p o e t. 2 7 8 , B ern h ard y , G riech. L ite r. A ktoram i E schylosa byli: K lean d cr, M yniskos, O agros; genialnym o rch estą T elestes, a m alarzem scenicznym A gatharchos.

(2 ) Zmiany przez Sofoklesa zaprow adzone, p. V ita Sophoclis.

(3 ) Tam że.

(15)

w iążącą dotąd w tetralogii pojedyncze akty czyli d r a ­ m a ta , aby na tćj ciaśniejszej przestrzeni uczucia i na­

miętności silniej poruszyć i wytężyć się i z sobą bój stoczyć m ogły (1).

Im więcój trag e d y a zatrudniała sie wew nętrznem i sprzecznościami i walkami w sercu ludzkiem zwodzonemi, im znaczniejsze i wykształceńsze było grono publiczno­

ści, do której się odzyw ała i której oczekiwanego z nie­

cierpliwością dostarczała posiłku, tern bardziej oddalała się od religii: i przyszło ostatecznie do tego, że jak w eposie tak i tu zewnętrzne światowe zaczęto p rzed ­ stawiać życie, przyczyn i pobudek do czynów i następstw szukając w duszy. Bogowie skazani jedynie na posłu­

gi ekonomii teatralnćj, nie wyjaśniali odtąd wypadków.

Tern samćm tragedya coraz więcój cech swobodnego utw o ru sztuki sobie przysw ajała i zaczęła wzbudzać interes ogólny.

Eurypides ostatecznie dalej jeszcze posu n ął się i użył tragedyi do rozwikłania zagadnień idealizmu albo filo­

zofującego rozumu. T a k ą d ro g ą rodzaj ten poezyi do­

szedł do szczytu i samodzielności zupełnej. O dtąd zmiany doznał chyba pod względem celu lub w ew nętrznego urządzenia. Wszakże gdy kwiat sztuki tragicznej naj­

piękniejsze był wydał owoce i one owoce dojrzałością czerstwą cudnie zawoniały, z wypadkiem tym połączyła się niestety! niechybna konieczność blizkiego upadku.

Z zupełnym rozw ojem tragedyi namnożyło się w A tenach poetów tragicznych czyli raczój tragedyo- kletów, oraz gatunków tego rodzaju poezyi. B yła bo­

wiem odtąd trag e d y a poniekąd wyrazem poetyckim attyckiego społeczeństw a. Liczba pisarzy wzrastała z każdym lat d ziesiątkiem , mianowicie odkąd sofiści grono młodzieży, skłonnych do uniesienia i zapalonych miłośników sztuki, byli około siebie zebrali i zaopatrzyli w środki stylistyczne. Tudzież blask i w zrost państew ka, ruchliwość społeczeństw a, rozmaitość charakterów , li­

czne pobudki do badania i zgłębiania życia ludzkiego,

( 1 ) Swidas pow iada: „Z aczął walczyć, stawiając dram at przeciw dram atow i, ale nie w k ształcie tetralogicznynt.

(16)

obszerniejszy w idn o k ręg umiejętny, a wreszcie wzma­

gające się upodobanie do sceny, żądające raczej o d ­ miany, rozmaitości i śmiałości niż siły twórczej i g łę ­ bokości rzeczy, wywołały mnóstwo nieprzeliczone auto­

rów, których wraz za pićrwszem wystąpieniem czę sto­

k r o ć , niestety! zasłużone zapomnienie lub potępienie czekało i pochłonęło.

N astępstw em tego naturalnćm było w yczerpnięcie mytów i podań. Zaczęto je przeto zmieniać lub od nich odstępow ać. Rosła liczba tragedyj do niesłychanćj liczby.

Aż po czasy upadku G recy i liczono podobno do 1200 utworów. Ale duch z nich wiał karłowaty. Z tej też przyczyny nie utrzym aw szy się na scenie, ani pilnie czytane bez w pływ u pozostały na w ew nętrzny rozwój tragedyi. Zapom niano je w krótce i nam ledwie są znane z tytułu albo z jakiego ułamku lub wreszcie po je d y n ­ czego w y ra z u , zachowanego dla przyczyn formalnych lub dla zawartej w nich myśli przypowieściowej od anto- logicznego zbieracza lub grammatyka.

W zew nętrznein urządzeniu sceny może poczynił jakie zmiany na korzyść całości Aristarchos z Tegei;

ale już najbliżsi czasem E ury p id esa odznaczali się w y ­ słowieniem sztucznćm i przesadną i szum ną wystawno- ścią. O prócz A ristarcho, o k t ó r y m . Swidas powiada, że z pomiędzy jego 70 tragedyj dwom tylko palmę przy­

znano (Iji, wspom inam y Kalliasza tw órcę tak zwanćj grammatycznej tragedyi (yQuu/iavixij t q) trzymającej się zapewnie ślepo przepisów re to ry k i (2); nadto Jo na z Chios, poetę elegiów, dytyram bów , hymnów, epigram - matów i nareszcie tragedyj, k tó ry nawet raz E u rypidesa pokonał, (za co winem w ybornem z Chios odw dzięczył się A teńczykom ) i odznaczał się przynajmniój p o p ra ­ wnością i gładkością stylu jeżeli nie oryginalnością, ja k ­ kolwiek zdrowe podobno sentencye i maksym y po dzie-

(1 ) T . s. T en że A ry starch był współczesnym E urypidesa; on p ie r­

wszy nadał dram atom obszerność większą; i przedstaw iw szy 7 0 dram atów z dwoma zw yciężył. Żył la t 1 0 0 .

( 2 ) A then. X , p. 4 8 3 . A ntystroficzne zaprow adził odpow iedzi.

Ż ył około O l. 8 1 , 2. Enniusz miał z dzieł jeg o k o rzy stać w Achillesie.

(17)

łach swoich hojnie porozsiew ał (1). Tudzież do rzędu lepszych tragików liczą Achajosa wyszukanego i zagad­

kow ego pisarza podobno satyrycznych dram atów (2).

Ostatecznie z tłumu wielkiego kaleczących tragedyą poe­

tów wychyla się N eo fro n z S ik y o n u , na którym najwi­

doczniej pokazało się, ile pisarze pierwszego* j^ędu przyczyniają się do łatwego zapominania i umniejszenia zasługi pisarzy słabszych. Zgasł bowiem Neofron, niby gwiazda niższorzędna w blasku E urypidesow ego słońca, i napisawszy więcej stu dram atów , li z pow odu Medei Eurypidesa przypadkow o w spom niony został, jakkolw iek ułamki z jego własnej Medei nie małych każą się d o ­ mniemywać zalet (3 ).

D o utrw alenia przekazanego przez trzech naczel­

n ych tragedyj mistrzów układu i organizmu nie mało przyczynili się krew ni tychże i spadkobiercy, bądź że w zględów u życzliwej im publiczności dobijali się przez pisanie samodzielnych dramatów, bądź że też z p o zo sta­

łości po pokrew nym poecie korzystali. Dzieci bowiem lub w nukowie tychże mistrzów znaleźli w puściznie dosyć, m ateryałów , aby niem i jeszcze przez dłuższy czas odświeżać pamięć i uświetniać imię zgasłych ko- ryfeów. Tak syn Eschylosa E vfo rio n podobno z 4 dra­

matami ojca w ystąpił (4). Syn Sofoklesa Jo f o n więcej nam znany z pow odu procesu w ytoczonego ojcu już w podeszłym wieku będącemu, niż ze zdolności dram a­

ty c z n y c h ; natomiast wnuk Sofokles m ł o d s z y w ystąpił z E d y p e m kolonejskim dziada (5). P rz y p u ś c ić należy,

( 1 ) U rodź, około O l. 7 0 , u m arł okoł. 8 9 , 3. W A ten ach zw ykle bawił i był stronnikiem Cymona. Z d arzen ie w yżej opisane opow iedziane w Schol. do A ry sto f O prócz 12— 4 0 tra g e d y j napisał ja k iś sa ty r, d ram at Omfale i jak ieś M ega dram a.

( 2 ) Z E retry i, syn P y tk o rid asa, m łodszy od Sofoklesa, od O l. 8 3, współzawodnikiem E u ry p id e s a , napisał 2 4 — 4 4 dram atów . Sąd o nim u A thenaeusa.

(3 ) Z N eofrona M edei podobno sam E u ry p id es korzystał, ja k d o ­ nosi Swidas, O n, pow iada tenże, pierw szy w prow adził na scenę d o zo r­

ców m łodzieży (pedagogów ) i to rtu ry niewolników. N apisał 12 0 trag ed y j.

( 4 ) O l, 8 7 , 2. T udzież z własnemi dram atam i występował.

( 5 ) Jofon podobno za życia jeszcze ojca p lag iaty miał popełnić z tegoż dzieł. A rist. Schol. R an. 7 3 . Sofokles m łodszy do 4 0 dram atów sam odzielnych napisał.

(18)

że ci spadkobiercy stosowne do ducha czasu poczynili re ce n zy e, dodawali nowe sceny lub opracowywali n ie ­ dokończone. Najwięcej dramatycznych zdolności p rze­

chowało się jed n ak w rodzinie Eschylosowćj, k tórego siostrzeniec Philokles, tudzież syn, wnuk i praw n u k Phi- lóklem ( M orsim os, Astydarnas, Philokles m łodszy) w y stę­

powali z dramatam i samodzielnemu Starszy Philokles r a z n aw et zwycięztwo odniósł nad Sofoklesem w ystę­

pującym z E d y p em królem. Wszakże nie musiał on być szczególnym poetą, kiedy szydem i przekąsem prześla­

dowali go komicy; i zwycięztwo zawdzięcza zapewnie więcej stronniczości ubiegających się za nowościami A teńczyków, niż tęgości i dobroci utw oru (1). Niemniej naśmiewali i natrząsali się komicy z M orsimosa i tegoż brata M elanthiosa, nazywając ich niesmacznemu poetami, pasożytnem i smakoszami i t. p. (2).

Za nastaniem gminowładztwa w A tenach tragedya inne zajęła stanowisko i zmieniła cele i dążność. P o ­ spólstw o przypuszczone do rządu, przytłum iło zmysł do poezyi idealnćj. Do tego przeistoczenia się narodu wypadało zastosować się tragikom. T rag e d y a nabrała barwy ochlokratycznćj. Podm iotowość, refleksya ro z u ­ mu , oto jój cechy. Dążności jćj przeczącćj natury, obalają to, co dotąd praw em było, kreśląc obraz sprze­

czności namiętnościami szarpanego lub rozdartego życia ludzkiego i zdobywając i podbijając sobie serca i uwagę słuchaczy i widzów śmiałą i bystrą spekulatywnością.

Ję zy k daleki od plastycznego obrazowania i sym etry- czności stylu, systematycznemu prawidłami retoryki zw ią­

zany, lekkiem, potocznej mowie właściwćm odznaczał się wysłowieniem.

D ow cip i obrotność szermierska jego cechą i bronią;

na zwięzłości wprawdzie nie zbywało, lecz nie była na-

(1 ) Philokles starszy między 1 00 dram atam i napisał także te tra lo - gią Pandionis.

( 2 ) M orsym os był poetą i lekarzem ( H esych. p o d K lym enos).

M elanthyos znany z dowcipów, a głów nie z tego, k tó ry m w yszydził g a r­

batego d em agoga A rchippa [ o v TC{lOHOVavai a k k t t 7tO OXSXV(pt'rai r h ę n ó łt.O )ę ). P lu t. Symp. II. p. 6 3 3 . T udzież M edeę jak ąś napisał.

(A ristoph. P a. x. 1 0 1 0 ).

(19)

maszczona godnością ani w ytraw nością pow ażną. T a zmiana pociągnęła dalsze za sobą: budowę wierszy za­

niedbano; ry tm się ulotnił; nie trzym ając się praw ideł sztuki osłabiono go głównie przez upodobanie w igrają­

cych lub nadzbyt uczuciow ych miarach. Z tego pow odu i muzyka stara, poważna, popsuła się, zmiękła i bez w pły­

wu przebrzmiała. Myt zasię tragiczny największej p o ­ dobno doznał odmiany. Osoby podań bohaterskich poj­

mow ano li symbolicznie jako przypadkowe formy poety­

ckiej refleksyi i przetwarzano je arbitralnie. J u ż to wszyst­

ko zdradza upadek tragedyi; ale objawia się on jeszcze wyraźnićj w chórow ych śpiewach. One zamieniły się z czasem w oderwane intermedya, nie powiązane myślą z rzeczą. W ogóle od 430 do 416 przed Chr. tragedyą zupełnie przeob raż o n o pod względem celu, w e w n ę trz n e ­ go układu, stylu i metryki.

E ury p id es był pierwszy, co na drodze p o d m io to ­ w ości chciał się podobać, a zręczność artystyczna, świa­

domość gruntow na serc ludzkich i stylistycznej techniki uchroniła go od upad k u i poniżenia. Zdołał wpływ wy­

w rzeć nie mały, i czyniąc zadosyć żądaniom i zachcian­

kom ochlokracyi, pospólstw o podźw ignąl, w yniósł do swój w ysokości i otworzył mu wstęp do świata dram a­

tycznego; o czćm Eschylos ani Sofokles nigdy nie p o m y ­ śleli. Pom im o zaburzeń czasu um iał zachować pow agę p o e ty i tern głównie różni się od Agalhona, który za m o ­ dną o ten czas ubiegając się sofistyką, jedynie wyższym ow ych czasów w arstw om społeczeńskim starał się doga­

dzać i pochlebiać.

A gathon, syn Tyzamenosa, niew ieściuch delikatny, bogacz wygody i w ykw intne lubiący biesiady, czego do­

wiódł ostatecznie przeniesieniem się na dw ór w ystaw ny A rchelaosa, króla macedońskiego, kilkanaście napisał tragedyj, z k tórych siedrn z tytułu znamy. O życiu jego bliższych niema wiadomości, ja k k o lw iek mnóstw o ane­

gdotek przyczepiono do tój osobistości. Tragedye jego, pisane podobno stylem lekkim i zaprawione dow cipem , miały założenie dobre, ale głębszych nie rozw iązywały idei i zagadnień. Muzyka była melodyjna, lecz upstrzona

(20)

dziwacznie; a chóry nić powiązane z rzeczą, przecinały n ie ' miło akcyą ( l ) .

Baczono zresztą w ogóle więcej na o b ro tn ą d y k cy ą i pilne przestrzeganie szkolni czy oh p ra w id e ł retoryki, niż na to, aby siłą i pow agą rzeczy zająć i na umysły z r o ­ bić wrażenie. Zaspokajano chwilowo lud ciekawy n o w o ­ ści, ale w literaturze utw ory i ich autorow ie nie znaleźli miejsca obok dawniejszych mistrzów. N ie miłosiernie siekli ich też komedyopisarze. A rystofanes całą tę zgra­

ję ochlokratycznych tragików charakteryzuje w Ż a ­ bach (2). Do rzędu ty c h nędznych dram aturgów oprócz już wspom nianych (3 ) należeli Moryclios, obżercą i roz­

pustnikiem zwany; Alceslos; Gnezyppos i t. d. Z najzaba­

wniejszych jednakże figur składała.się rodzina Karkinów.

Ojciec, czyli starszy K a rk im s z A gry gen tu, miasta na w y ­ spie Sycylii, przybył do Aten i jako poeta sceniczny bez najmniejszego powodzenia występow ał (4). J e g o s y n o ­ wie po nim kolejno poszli w ślady ojca. a nareszcie młod­

szy K arkinos t. j. wnuk, bawiący zwykle na dw orze t y r a ­ na D yonyzyosa młodszego. Najlepsze świadectwo niedo- łężności jego wystawia-Swidas, gdy donosi, że 160 d r a ­ matów napisawszy raz zwyciężył, i to w ow ych cza­

sach (5). Zawsze przecie i ci tragicy tę mają zasługę, że pisząc pilnie zm ysł i zamiłowanie do sztuki rozbudzali i odświeżali.

Od starszych poetów tragicznych wyróżniano całą tę ciżbę, o którój szczegółów bliższych doczytać się

(1 ) Zwano leg o rodzaju m uzykę: flV Q fllJXW V Ur,(iCtH0t. A r.

T hesm oph. 100. M VQfi, r f/A a l tVVQUTCE\oi P la to n a oznacza tr y le r y , r u la d y , w ogóle koloryt w muzyce i porów nano to niby z rojeniem się m rów ek i niem iłosiernóm św idrowaniem uszu. W tern sam em znaczeniu mówi się pierw szo o poetycznych figlach i floresach w ierszoklety.

(2 ) Arist. lian. 8 9 / s q q . pow iada, że to chłopięta gryzm olący więcej niż 1 0 ,0 0 0 tragedyów ; w ybierki same, szczehiotliw e, niby jaskółki na swych schadzkach, niszczyciele sztuki, którzy ledwie w ystąpiw szy i trag ed y i gw ałt zadaw szy, wcześnie znikają,

(3 ) M orsym os, M elanthios.

(4 ) A rist. P a x . 7R4. i

* ( 5 ) P lu t. do glor. A then. p. 4 4 9 E przytacza je d n a k , że jego trag ed y a A erope miała pow odzenie ( e v l j f f t M f v J.

T o m 111 L i p ie c ! 8 ó 9

(21)

można w Welkerze i B e rn h ard e m , ow ą ch a ra k te ry s ty ­ czną nazwą y .a iv o i , nowi (1). Ogniwem, łączącem ich ze starym i, j e s t E u rypides, do k tó reg o lekkim stylem i sła­

bą zbliżali się charakterystyką. Z pomiędzy nieprzeli­

czonego m nóstw a poetów i dyletantów te g o okresu p rz y ­ taczam y jeszcze K ryfyasa, ty ran a (2), jednego z p ierw ­ szych po E urypidesie i stanow iącego wyraźnie przej­

ście do zepsutej szkoły trag ik ó w ; tudzież D yonyzyosa starszego ( 3), wyszydzanego od komików, dalej Theo- dektesa (4), który może dał p o czątek tak zwanym tra- gedyom avayvaonxoig t. j. czytanym w g ronie dobranych przyjaciół, a w k tó ry ch nie tyle chodziło o poezyą i d ą ­ żność utw oru, ile o świetne obrazowanie, zapraw ienie rzeczy zdaniami morał nem i lub filozoficznemi, o sztuczne wierszowanie i sztuczniejszy jeszcze język (5). N ad to w spom inany bywa jeszcze Chaeremon (w spółczesny lub starszy od Arystotelesa) jako tw ó rca dram atyzow anych pieśni (6).

W reszcie na snmój granicy pomiędzy tym i n a s tę p ­ nym okresem stoi trage dya lihęsoft, od wielu uczonych badaczy przypisana Eurypidesow i. Pom nik to zacierają­

cej się i gasnącej oświaty; m ógł wyjść na ja w tylko w czasach, gdzie ciężka erudycya i technika dow olna za­

stąpiły silę tw órczą. Zew nętrzna popraw ność i powab

( 1 ) T ym sposobem nazyw ano uroczystości św ietne D yonyzyjskie (p. niżej), na których lud zebrany nowym utworom się przysłuchiw ał.

( 2 ) B ern h ard y II, G02 i § 10G, I.

( 3 ) T am że i W elcker.

(4 ) T . s.

( 5 ) Naczelnik ta k zwanych (X V ayvU iO TIXol. M alowniczy styl, yncUplY.y k e t y c , głów ną ich je s t cechą.

( 6 ) Styl C haerem ona ma być w ytw orny, pełen zwrotów re to ry - . czuych i wonieje malowniczą barw ą. Z pom iędzy jeg o utw orów p rzy ta­

czają gram m atycy nazw iska następnych: A lfexiboja, Achilles (frsQ O ltO - XVOVog) , D yonyzos, T hyestes, Io , M inyoevie, O dyssej (v Q U V y ta r ia g )-, O jneus, C entaurus. O ostatnim pow iada A r r s t. P o ę t. I, 1 2 . KCllTtEQ ftttlQ yiytO V i t. d., wspomina n ad to o budow ie w iersza i donosi, łe napisał C e n ta u ra , którego d ram atu bu d o w a wierszy je s t niby m ozaika z m etrów najrozm aitszych.

(22)

nie zupełnie pokryw ają niedostatek myśli i nieświado­

mość p ra w sztuki.

T a k więc tragedya wraz z upadkiem G recy i zupeł­

nie m echaniczną stała się zabawką w ręku dyletantów , dziełem żakowskiego ćwiczenia. Mimo braku siły, g ł ę ­ bokich myśli i charakterów , sztuczne zaplątanie w y p ad ­ ków, odurzające założenie i delikatne cieniowanie c h a r a ­ kte rów dodawały jej jakiegoś uroku. E ury p id es u wszy­

stkich tragików tego okresu był w największój poszanie i w je g o ślady każdy mnićj więcej z większą lub mniejszą w stępow ał pomyślnością.

Jeszcze po upadku G recyi tragedya dawała znaki życia. Przedstaw iano nieustannie stare tragedye, p rzek a­

zane z poprzednich stuleciów, i one zachęcały więcej uzdolnionych literatów do naśladow nictw a lub p ró b sa­

modzielnych. A lex an d e r Wielki najlepszych ściągnął na dw ór swój aktorów (ręayajóoóę), aby w święta i w dni uro ­ czyste, prace dawne lub dram ata współczesne p rz ed sta­

wiali; a je g o następcy z dwojakich względów, z litera­

ckiego i książęcego, czuli potrzebę stawiania wielkich te a ­ trów , pozyskania dobrych aktorów i p rzynęcania św ie­

żych talentów celem obudzenia emulacyi w kom pozycyach dram atycznych.

J a k daleko w pływ helleńskiej sięgał oświaty, a znać go od IIP" stulecia przed Chr. aż do ustalenia się i uzna­

nia chrześciaństw a czyli do upadku p ań stw a rzymskiego, nie było stolicy w Azy i, nie było zakątka przystępnego dla nauk i oświaty, któryby prędzej— późnićj z pow odu części bogom oddawanej i św iątecznych zgrom adzeń nie l>ył wzniósł świątyni sztuce dramatycznej. N awyknienie do helleńskiej oświaty wymagało tego, a liczne nadto p o ­ budki parły książąt i bogate rodziny do utrzym ania i pie­

lęgnow ania sztuki scenieznćj, i do poszukiwania środków skutecznych ku technicznem u wykształceniu. Sztukm i­

strze ci teatralni (oł tckqI / iiovaov reyvtcai., oi aro ovijvrjc, oi aro łtu u tii/ę) łączyli się w zbory i cechy (ouvodoi) i ulegali osobnym prawom karnym, zażywając oraz świe­

tn y c h przywilejów, (aavXia, aaweelua, d r ć lu a ) t. j. znaj­

dywali przytułek, byli pod opieką rząd ó w i wolni od p o ­ datków.

(23)

Tym sposobem stać się mogło, że sfcave dram ata tak długo się utrzym yw ały na scenie. D ram ata głównie trze ch najprzedniejszych mistrzów i utwory, późniejsze czytano pilnie lub gryw ano, i tern samem zachowano w. pamięci.

P rzynajm niej o publiczności oświeceńszćj powiedzieć to można z pew nością, k tóra tym sposobem odświeżała nieu­

stannie smak swój, i pokarm posilny dostarczała duchowi.

W szakże z tego w ynikło rów nocześnie, że Grecy po u p adku ojczyzny raczej uczonemi badaniami i krytyką, niż samodzielnymi utworami słynęli.

Mnóstwo te atró w przytem wszystkiem szkodliwy oraz wpływ wywarło na rozwój sztuki dramatycznej.

K ażdy autor bowiem był skazany tylko na rodzinne lub jedno miasto, i nie mógł spodziewać się dalszego ro z p o ­ wszechnienia utw orów . D latego i owo gro n o aleksan­

dryjskich tragików za rządów P tolem eusza Philadelpha, wielkiego miłośnika i opiekuna nauk, pozostało bez w p ły ­ wu na nauki i scenę. Z nakom itszych z tegoż g ro n a p o e ­ tów w spominają gram m atyoy pod nazwiskiem Plejady ( n h td g tQayixij) i do niej należą: L y k o p h ro n , A lexander Etolczyk, Phiiiskos, Sosythenes, Sosiphanes i t. d.

K aj starszy z nich Sosiphanes z S y ra k u zy , w spółcze­

sny A lex an d ra Wielkiego, z kilku tylko ułamków p o zo ­ stałych po 73 dobrze w edług doniesień napisanych trage- dyi je st znany. Był on kapłanem Dyonyzosa za rządów Ptolem eusza II. Tudzież mało pozostało się po A lexan- drze E tolczyku i L ykop h ro n ie, k tóry sił swoich dośw iad­

czał także w satyrycznym dramacie. Ułamek z Sosythe- nesow ego pasterskiego dram atu Lytyerśes, dowodzi po­

dobno wielkiej biegłości w wysłowieniu; tudzież s a ty r y ­ czne tegoż dram ata miały odznaczać się stylem lekkim i nie wymuszonym. Można tu jeszcze pobieżnie w sp o ­ mnieć o młodszym Homerze, autorze 45 nigdzie nic na­

zwanych tragedyj; podobnie "o mało znanych Kloanly desie i Dyonyzyadesic z Tarsos i nareszcie o jakiejś dyalogizo- wanej exayoyc, utw orze żyda Ezzechiela, odznaczającym się plaskością i niepopraw nośeią języka ( I).

(1 ) I \ F e rn h a rd y , który ich w szystkich przytacza.

(24)

Tak więc po rozlaniu się helleńskiej oświaty z mody i dla wystaw nośęi w stolicach i po dw o rach książąt (na­

wet P a r tó w ), trage dya przechowała się nihy s p rz ę t ku wygodzie służący, bez literackiego znaczenia i o dgryw a­

ną była w święta i uroczystości D yonyzosa i innych boż­

ków. Należało do tonu dobrego i potrzeb życia, nią się zajmować; a przedstawianie nieustanne starszych .prac zachęcało do naśladownictwa i gorliwości licznych d y le ­ tantów . G ryw ano zwykle dram ata Eurypidesa, rzadziój Sofoklesa. Atoli kiedy P antom ineos czyli udoskonalona orchestyka wzięła g órę i obyczaje z nar o w iły się, naw et na dw orze bizantyńskim, i ten pow ażn y znak zatarł się;

a bawiąc się jedynie odczytywaniem dyalogów, wydano trag e d y ą na pastwę uczonym badaczom: tak że od p o c z ą ­ tku lV g0 stulecia po Obr. nie pojawili się owi poeci, ani też tytuły sław nych tragedyi z tych wieków nie doszły do naszej wiadomości.

i c

I,)

(25)

GLADYATOR RAWEŃSKI,

TR A G E D Y A W 5 A K T A C H F R Y D E R Y K A HALM A.

P R Z E Ł O Ż Y Ł

Bolesław Wiktor.

( D o k o ń c z e n i e ) .

AKT III.

S C E N A 1' I E K W M / i A .

GLABRIO wprowadza LICYSKĘ, mającą wieniec z róż na głowie, mnóstwo toieńców na ramieniu

i koszyk w ręku.

G L A B R IO . O! nie na forum, tutaj pójdziesz ze mną!

L IC Y SK A .

Ledwiem przybyła, zaraz się jak pszczoły Tłuiny dla kupna roją i zbiegają;

Po co z wesołą rozdzielasz mnie zgrają, I tu prowadzisz w tę budowlę ciemną?

G L A B R IO . Po co? Bo jestem jak chory na-poły, Takcm się dzisiaj zmordował okrutnie!

Bom zbił tych łotrów; ty musisz tę kłótnię t Wnet uspokoić! Ja sam nie dam rady!

(26)

LICYSKA

(sta w ia ją c obok siebie koszyk i k ła d ą c nań wieńce).

Cóżto?

GLABRIO.

K eixa z Tumelikiem zwady!

Tumelik znalazł tutaj uwięzioną.

Matkę swą własną, która była żoną K sięcia Germanii.

L IC Y S K A . A więc i on księciem!

A myśmy z nim się tak spoufalili;

B y przodki jego to nam przebaczyli!

G L A B R IO . Ten tytuł właśnie kłótni był poczęciem . Tak jak ty cała ma krzyczy drużyna:

„M ój lesiąię, hrólut' z ust do ust przechodzi,

W tem nazw ą:,,niedźwiedź, dzik!” tłum weń ugodzi, I każdy innym żartem mu docina.

LIC Y SK A . Cóż on?

G L A B R IO . Bił pięścią na lewo, na prawo, A oni wzajem! W ięc tę bójkę krwawą Musiałem tęgo batem uspokajać, L ecz trzeba było zm ęczyć się i zziajać;

I właśnie ciebie na to z sobą wiodę, B yś między niemi przywróciła zgodę.

Jutro igrzysko, a wiesz że przed bojem Umysłu niczem drażnić nie należy.

Cezar mijając dziś tłumy szermierzy, Na Tumelika raczył okiem swojem Rzucić, i kazał, bym starań nie skąpił, Zeby on mężnie w igrzysku wystąpił.

LICYSK A.

Próżne staranie! Jak lew gniewem wrzący On tak odważny, biegłość ma nie małą.

G LA B R IO . Ba, biegłość! Piasek cyrku jest gorący;

Przy tern kto pierwszy raz ma na broń białą, A nie drewnianym mieczem lub patykiem.

(27)

Spotkać się z takim groźnym przeciwnikiem

Jak Djodor '

L IC Y SK A .

Djodor, co ma wzrost olbrzyma, Co zawsze w walce zw ycięztw o otrzyma, I ztąd zwycięztwa synem go nazwali?

G LA B R IO .

Tak, z nim się właśnie ma Tumelik zmierzyć.

LIC Y SK A . Cezar go wskazał; i cóż go ocali?

Któż z takim wrogiem walkę może przeżyć?

G L A B ltlO .

Pleciesz! kto padnie o tern los rozstrzyga;

Niechaj z krwią zimną mężnie wroga ściga, Niechaj przytomność swą cala wysili, A kto wie, gdzie się zw ycięztw o przechyli!.

L ecz ty pamiętaj: przyłożyć starania, Jak się należy w głow ic mu naprawić, I żeby gniewem roztężone ży ły Na czole jego znów się wygładziły;

Niech złość mu jutro wzroku nie przesłania, Popieść go, żartem staraj się zabawić.

LIC Y SK A .

Wpierw go rozloszczę; gdy gniew swój wyzionie Na mnie, to żal go odda w moje dłonie.

G LA B R IO .

*

Zgoda! Nie będę się do tego mieszać.

Powiedz,— wszak lubi strojne szaty w ieszać,—

Że on w germańskim walczyć będzie stroju;

Pow iedz, że K eix stanie z-yim do boju;

L ecz nie wspominaj nic o Diodorze.

LIC Y SK A . Ale ten straszny Djodor go zabije?

G L A B R IO .

D o stu piorunów! Któż wie? to być może.

L IC tS K A .

Ha! wszak on szermierz! na to go tu wzięli.

By w hańbie zginął jak ja w hańbie żyję;

W szak mniejsza o nas, gdy Rzym się weseli.

(28)

G LA B R IO . Cóżto za mowa, szalona głupoto!

Precz z tein współczuciem! przestań się frasować, Jeżeli nie chcesz bata zakosztować!

Patrz gdzie uciecha, twa korzyść i złoto;

B o reszta wszystko jest głupstw o wierutne.

Cicho! ot idzie! patrz jakie okrutne, Dzikie spojrzenie! patrz, jaki wzburzony, D o siebie gada jak gdyby szalony!

Na wszystkie bogi! to pięknie wygląda Ten, co go Cezar jutro widzieć żąda W cyrku. D o dzieła! szukaj na to rudy, Użyj twej sztuki, uśmierz te napady.

* C K M A D 11 l i G .1.

Wchodzi TU M ELIK z praw ej strony, nie widząc LICY SKI i GLABRIONA, który usuwa się w głąb

na lewo.

T U M E L IK . Przeklęty losie! Ja w wieku dziecięcia 0 matce nawet nie miałem pojęcia;

Gdy niepotrzebna, teraz ją znachodzę!

1 cóż że ze krwi książąt się wywodzę?

Piękną mam korzyść, bo księciem niedźwiedzi Mnie nazywają i królem żebraków;

O! doczekacie się mej odpowiedzi, Ja wam zapłacę, nauczę łajdaków.

L IC Y SK A

(która dotąd była w głębi, w yrzucając kw iaty i wieńce, ja k gdyby j ł j z kosza w ypadły).

O! moje kwiaty!

T U M E L IK .

Co? czy mnie wzrok myli?

Zkądżeś się wzięła, tu w Rzymie, Licyeka?

L IC Y SK A (klęczą c, za jęta kw iatam i).

I to już wszystko? Nawet się nie schyli, I moim kwiatkom nie przypatrzy zblizka.

o m I I I . L ip ie c 1850.

(29)

T U M E L IK

{spostrzegając koszyk i kw ia ty).

Kwiaty! Zaledwie do Rzymu się wniosła, D o obrzydłego bierze się rzemiosła, I 'kram ze swoim towarem rozstawia;

Bo mnie dokuczać, to ciebie zabawia.

L IC Y S K A . Kwiaty obrzydłe? Coś tak oburzony?

Patrz, jakie róże, jakie anemony!

T U M E L IK .

Precz! tu na handel nie miejsce, nie pora, Gdzieindziej kwiatów szukaj amatora.

L IC Y SK A

{która tymczasem znów napełniła koszyk kw iatam i i poło lyła nu nie wieńce').

A to mi piękne przyjęcie od zrzędy!

Złośniku! lepsze okazał mi względy Mąż konsularny, starzec, głow a siwa, Co mnie napotkał: zaraz mnie przenika Wzrokiem, co zda się do rozkoszy wzywa, G łaszcze po twarzy, i wtem do koszyka Wrzuca tabliczkę.

{w stając i podając mu ją ) .

Patrz!.... nie umiesz czytać!

T U M EL IK . Nie chcę nic wiedzieć i o nic się pytać.

L IC Y SK A (czyta).

,,Z różami w koszyku, różą się wydajesz, Czy róże, czy siebie, czy wszystko sprzedajesz”.

T U M E L IK .

To zwiesz grzecznością! A! na wszystkie bogi, W ięc i ten grzeczny kto daje batogi!

LICYSK A { łasząc się do niego).

Za lada żarcik zaraz cię złość bierze,

Pójdź do mnie dziczku, zawrzyjmy, przymierze.

Co nas do licha ten stary obchodzi!

Spojrzyj się na mnie, uśmiech nas pogodzi.

Co to u boku twego się kołysze?

To nóż rzeźniczy?

(30)

TUM EL1K.

A co. ci do tego?

LIC Y SK A . Proszę cię, powiedz.

TUM EL1K.

To miecz ojca mego.

LICY SK A.

Co mówisz, ojciec? kim był, niech usłyszę?

T U M EL IK . Księciem Germanii, Arminem nazwany, Odniósł zwycięztwo sławne nad Rzymiany.

L IC Y SK A . To i tyś księciem!

T U M EL IK .

W ięc i ty chcesz szydzić, We mnie niedźwiedzia, dzika tylko widzieć!

T y śmiesz....

LICY SK A.

Coś znowu sobie wyobraził?

Ja, szydzić z ciebie? Tnkeś mnie przeraził, Ze aż kolana zadrżały podemną.

0 byle słow o wpadasz w złość daremną.

Chociaż Germanką nie chciałabym zostać, Jednak to tylko ,

T U M E L IK .

Jest traf nieszczęśliwy.

Ale wystawiać jako towar żywy Wy różowaną śmiejącą swą postać, Zerkać i % każdym chychotać z ochotą,

1 podlą łaskę dać za podłe złoto, T o— tylko hańba!

LIC Y SK A (ze tkaniem ).

Taką mam nagrodę, Że mimo trudy, mimo niewygodę, Z Rawenny tutaj za tobą-m spieszyła, 1 zaraz z rynku dążyłam co siła, Iły tylko ciebie czemprędzej zobaczyć!

(31)

TUMELIK.

Porzuć te szlochy!

LICYSKA.

Tak, możesz mnie raczyć Wzgardą, szyderstwem, kiedy cię szalenie Kocham; rozdziału samo przypuszczenie....

TUMELIK.

Przestańże płakać, bo mnie w ściekłość dzika, Kiedy ty płaczesz całego przenika!

Ot widzisz, z matką dziwaczna rozmowa, K eix, szydercze towarzyszy słowa,

W szystko to burzy, do w ściekłości gniewa!

A ty przychodzisz jak na żar oliwa.

LICYSKA.

Co ja? Przeciwnie, jam się radowała Tą myślą: jaka będzie rzecz wspaniała, Gdy książę German germańskie ubranie I zbroję wdziawszy, pośród cyrku stanie.

TUMELIK.

W germańskiej zbroi?

LICYSKA.

Gdy w łoży na czoło Przyłbicę, skrzydły ubraną sępiemi, 1 skórę zwierza z bark zwiesi do ziemi.

W idzę, to wszystko obojętnem tobie;

Wszak tyś się w zbroi lubował ozdobie.

TUMELIK (popędliw ie).

Za nic w germańskiej nie chcę walczyć zbroi.

LICYSKA.

Chybaś oszalał!

(N aśm iew ając się).

A! mamy się boi!

Matka nic każe!

TUMELIK.

Nawet nie wic wcale....

LICYSKA.

Żeś ty szermierzem! W ięc cóż je st przeszkodą?

(32)

TUMELIK.

Nie chcę, by ze mnie szydzili zuchwale, W niedźwiedziej skórze gdy do cyrku wwiodą.

LICYSKA.

A jam myślała, że ty ich ukarzesz, Słow a zelżywe ich krwią własną zmażesz.

TUMELIK.

Jakim sposobem?

LICYSKA.

G d y na z ło ś ć szy d e rc o m S ta n iesz do w a lk i, śm ierć n io są c o sz c z e r c o m , Bo ty zw yciężysz!

TUMELIK.

W germańskiej odzieży!

LICYSKA.

Gdy twój przeciwnik...

TUMELIK.

Keix!

LICYSKA.

Powalony, Ledwie że z tobą na chwilę się zmierzy, I rozszarpany niedźwiedziem! szpony,

Krwawiąc się w pyle przy tw ych padnie nogach, Czyż to nie kara, nie zemsta na wrogach?

TUMELIK.

W ięc się z Keixem mam jutro rozprawić.

Gdyby już teraz w krwi jego się pławić, Zdusić i wyrwać ten język potwarczy!

Czy mi do jutra cierpliwości starczy?

LICYSKA.

A więc chcesz walki?

TUMELIK.

Niech uschnie ta ręka, Gdy się w krwi Kcixa jutro nie zanurzy!

LICYSKA.

W ięc o ubranie nic spierasz się dłużej?

(33)

TUMELIK.

Już mnie szyderstwo żadne nie ulęka, Chętnie się nawet w suknie błazna skryję, A tego łotra ICeixa zabiję!

LIC Y SK A . Twe oko błyska, oblicze twe świeci:

Teraz tyś moim pięknym gladyatorcm, Którego widok radość we mnie nieci.

A więc cię za to... nie, lepiej wieczorem, Gdy będziesz rzeźwy i wesół, jak wrócę,

Dam pocałunek, w objęcia się rzucę.

T U M E L IK

(przytrzym ując w yryw ającą się).

Czemuż nie teraz?

LICYSKA (w ym ykając się).

No! Puść mnie, idź sobie!

T U M EL IK (goniąc za nią).

M usisz!

• . LICYSKA

(znów się w yrytoając).

Nie! otóż ja na złość ci zrobię.

TUMELIK (obejmując ją ) .

Właśnie że teraz.

» C E I « T H Z ifi C 1 A.

CIŻ i TU SN E LD A , która wchodzi z prawej strony z boku.

TUSNELDA.

Drogie me dziecię!

(Tum elik p u szcza L icyskę, Tusnelda o krok naprzód postępuje).

Kto ta kobieta?

LICYSKA (do Tum elika).

Czy to twoja matka?

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ta pogłoska o jego sile i odwrot Sasów wiele po- mogły Adamowi, który przeprawiwszy się przez Wisłę, nie potrzebował już się cofać lub tracić wojska, ale

ideału lo giczne go (m etafizycznego) praw

kowego istnienia.. Droga ta praw na nie okazuje się skuteczniejszą.. niu dalszem się zdarzy. Jeszcze nam tylko doprowadzić wypada rzecz riaszę do widoku przemian

nawiamy: iż jeżeli kto takowym po śmierci ojca krzywdę wyrządził, one doszedłszy do lat sądownie przeciwko niemu wystąpić mogą, a zadawnicnie nie może im

W pierw szym peryodzie, który się z XII wiekiem już zam yka, juryzdykcya tylko kasztelańska (castellanatura) przechodzi w zakres sądow nictw a patrym onialnego z

Pani starościna oczy miała pil- zwrócone na zwierciadło, a własne jćj ręce pracowały nad mala- na JfJ5 którćj nie była kontenta, bo się rzucała i

Gdy wszystko było skończone, dopiero wówczas spojrzał na zegarek i odetchnął z ulgą. Miał jeszcze do odejścia kuryerów dwie godziny. ktoś śmiał, się

w ał się Aleksander G ąsiewski, który w ciągu lat przejął się bardzo metodą, jaką obserwował po-za kordonem, posługiwał się nią i staw ał się nieraz