Oplata pocztowa uiszczona gotówką. Cena egzemplarza 50 gr, rocznie 5 zł.
Organ Związku Restauratorów, Właścicieli Kawiarń i Hoteli na Województwo Śląskie
BROWARY TYSKIE
r polecają swoje słynne piwa
4332/ '
#7f93
/>
MARKA OCHRONNA
em«L tttXy
16 2 9
z Browaru Książęcego Tychy
fasne
ciemne książęce kuracyjne słodowe
Żądajcie wszędzie!
z Browaru Obywatelskiego
Spółka Akcyjna w dzierżawie
jasne
Żądajcie wszędzie!
1-2
NR. 1 KATOWICE, STYCZEŃ 1937 ROK VIII
Browar
Piwa Słodowego
Spółka z ogr. odpow.
Siemianowice Śl.
poleca swoje znane z pierwszorzędnej
jakości
PIWO SŁODOWE
Znawcy piją
piwa
i wódki Cieszyńskie
Państwowe Zamkowe Zakłady Przemysłowe w Cieszynie
Browar Zamkowy w Cieszynie — Rok zał. 1848.
Fabryka Wódek i Likierów w Błogocicach. — Rok zał. 1814.
Fabryka Soków i Lemoniad w Błogocicach. — Rok zał. 1908.
Fabryka Kwasu Węglowego
Q.0
Katowice Rybnik
Telefon nr 341-34 Telefon nr 121
POLSKI
Organ Związku Restauratorów, Właśc. Kawiarń i Hoteli na Woj. Śląskie ATOR
Ukazuje się co miesiąc • Redakcja i Administracja: Katowice I, ulica Moniuszki 5, telefon 302-10 • Konto P. K. O 307022
NR 1 KATOWICE,
31STYCZNIA
1937ROK VIII
Treść I. 1. Słowo wstępne p. W. Nowakowskiego, prezesa Związku.
I. Artykuły ogólne.
2. Struktura przemysłu restauracyjnego — Jan Grabiec.
3. O lepsze jutro — wytyczne programowe prac Zarządu Głównego na przyszłość.
4. Refleksje •podjazdowe — J. O.
II. Technika i organizacja przemysłu restauracyjnego.
Ił. Sprzedawajmy więcej i lepiej — napisał Jabłowski Kaz.
III. Przegląd branżowy.
III. Odpowiedzialność hotelarzy — napisał Kamieniecki M.
zeszytu:
IV. Podatki i opłaty.
IV. 1. Uwagi noworoczne o świadectwach przemysłowych — napisał dr Harhat-Załuski, dyr. Izby Przem.-Handl.
w Krakowie
2. Zeznania podatkowe — Biegli — Ulgi.
V. Prawo i ustawodawstwo.
VI. Oświata i propaganda.
VII. Przegląd organizacyjny.
Słowo wstępne
W lat już minęło od założenia Związku Polskich Restauratorów, Właścicieli Kawiarń i Hoteli na Wojew.
Śląskie, który jako naczelne hasto wpisał sobie w swój pamiętnik: „Wszelkimi środkami dźwigać poziom re- stauratorstwa w Polsce, a szczególnie na Śląsku, i po
lepszyć byt swoich członków.“
Dużo sukcesów zanotowaliśmy na nasze dobro, ale i od różnych przykrych ciosów niestety w ciągu tych minionych 10 lat — nie byliśmy wolni. Sukcesem bodaj
że najdonioślejszym, była chwila, kiedy przed 7 laty opuścił drukarnię pierwszy numer naszego własnego miesięcznika. Dziś rozpoczynamy rocznik VIII, pełni nadziei osiągnięcia dalszych sukcesów w walce o polep
szenie dobrobytu w przemyśle restauracyjno-gospodnim.
Drugim zdarzeniem w dziejach ostatnich 10 lat — było scalenie Związku Polskich Restauratorów z dotychczas istniejącym Centralnym Związkiem, aczkolwiek dotych
czas niektórzy z dawniejszych „dygnitarzy“ związko
wych nie mają odwagi nad faktem tym przejść do po
rządku dziennego.
Wspomnienia, jakie mimowoli nasuwają nam się na przełomie roku 1936, nie są zbyt wesołe. Obserwujemy w całej Polsce zjawiska: poprawienia się obrotów, pod
wyższenia stanu zatrudnienia, wzmożenia się dochodo
wości, a w naszym zawodzie ani mowy nie ma, poza nielicznymi, wyjątkami, o poprawie bytu. Obroty i do
chody w przedsiębiorstwach restauracyjnych dalej zma
lały w stosunku do roku 1935. Zbadanie i wykazywanie przyczyn tej anomalii, oraz wskazanie możliwości i środ
ków do przezwyciężenia tego kryzysu w przemyśle restauracyjno-gospodnim, będzie naszym naczelnym za
daniem w roku 1937. Niezbędnym warunkiem w urze
czywistnieniu tego zadania, jest przystosowanie naszego miesięcznika do poziomu pisma ogólno-polskiego, po
święconego wszystkim zagadnieniom życia w naszym zawodzie.
Drugim ■ warunkiem jest rozbudowanie organizacji na wszystkich restauratorów śląskich, obudzenie kole- gdw z Zgfgrgw zawodowego ż przynggożgde eA^zzye/z da.
współpracy nad polepszeniem bytu nas wszystkich.
Prace nad urzeczywistnieniem tych celów obecny Zarząd Związku kontynuował już z pewnym uporem przez cały niemal rok ubiegły, na skutek czego głośną a nieraz i gwałtowną była reakcja, na niektóre niezbędne i ko
nieczne posunięcia Zarządu. Ale bywa tak wszędzie, gdzie pracuje się uczciwie i wytrwale dla dobra ogółu,—
jak również ogólnie znane jest zjawisko, że wszelkie prace, podjęte w większym zakresie dla stworzenia po
żądanej i trwalej platformy dobrobytu na rzecz pewnej warstwy zawodowej, napotykają już w zarodkach na głośne sprzeciwy tych jednostek niezadowolonych, któ
rym praca rzetelnych jednostek odbiera rzekome prawa do synekur związkowych.---
Nie bez celowego przemyślenia wypuszcza więc Zarząd Główny ten oto pierwszy numer rocznika VIII w zupełnie nowej szacie, opartej jakoby symbolicznie na prastarej i tradycyjnej gościnności polskiej, z której wyłonił się nasz zawód gospodzki, — żywiąc nieplonne nadzieje, że dobrana treść pisma walnie przyczyni się do ziszczenia naszych wielkich zamierzeń.
Treść jego uporządkowana została według pewnego systemu; na współpracowników postaramy się pozyskać najwybitniejszych znawców naszego zawodu i życia gospodarczego, więc na przyszłość prosimy wszystkich zadowolonych o wyrażenie nam tego zadowolenia, jak również niezadowolonych prosimy o podanie nam swych uwag krytycznych, by móc poprawiać i polepszać tam, gdzie tego zajdzie potrzeba.
Zarząd Główny wypracował na przyszłość pewien program swoich prac i zadań. Podajemy go na lamach tego numeru i apelujemy do wszystkich światłych i chęt
nych członków, by poparli nas w naszych zamiarach wydatną współpracą i informowali o wszystkich prze
jawach naszego życia zawodowego, w imię hasła: „jed
ność i współpraca wszystkich wzbogaca11.
Wojciech Nowakowski,
Prezes Zarzadu Głównego Związku Restauratorów,
■js Właścicieli Kawiarń i Hoteli na Wojew. Śłaskie.
I. Arłylcuły ogólne
Struktura przemysłu restauracyjnego na Slqsku
Ażeby dokładnie zobrazować strukturę przemysłu restauracyjnego na Śląsku, sięgnąć muszę w moim refe
racie do czasów zaborczych, z przed roku 1922. Pod zaborami pruskim i austriackim stan średni za ziemiach Śląska nie cieszył się poparciem władz i był raczej upośledzonym. Silnie rozwinięty przemysł ciężki na naszym terenie, sprzyjał powstaniu w ośrodkach prze
mysłowych zwykłych karczem, nastawionych prawie wyłącznie na sprzedaż napojów alkoholowych, piwa i wódki, dla licznej klienteli robotniczej.
Bardzo mało natomiast powstawało restauracyj lepszych, których klientelę stanowiło stosunkowo nie
liczne grono urzędników przemysłu. Ludzie ci sprowa
dzani byli przeważnie z głębokich Niemiec, mieli swoje przyzwyczajenia i do ich upodobań przystosować mu
siały się -nasze lokale restauracyjne.
Za dawniejszych czasów niemieckich, klientela skła
dała się w przeważającej liczbie z gości, którzy po zjedzeniu posiłków w zaciszu domowego ogniska, w gro
nie rodziny, nie szukali zakładów gastronomicznych dla konsumpcji, lecz uczęszczali do lokali wyłącznie po to, aby przy wódce i piwie pogawędzić z kolegami. Taki typ lokali, nastawiony przede wszystkim na sprzedaż napojów alkoholowych, mamy całe mnóstwo jeszcze do dziś dnia na Śląsku, gdyż koncesje wyszynkowe, jakie na Śląsku obecnie istnieją, użytkowane są w dużej mierze jeszcze przez starszych ich właścicieli.
Inaczej zupełnie kształtowało się życie w lokalach gastronomicznych na innych terenach Rzeczypospolitej Polskiej. Podczas licznych zjazdów i zebrań, jakie od
bywały się w całym szeregu większych miast Polski, dokładnie mogliśmy fakt ten zaobserwować. Tam gość odwiedzający restaurację, przenosi się niemal z całą rodziną na kilka godzin do tej restauracji, gdzie je obficie, zakrapiając przy tym jedzenie wódką i innymi napojami. W tych warunkach restaurator napewno liczyć mógł na to, że gość przychodzący do lokalu, posiedzi dłuższy czas i pozostawi ładną sumkę. Tego na Śląsku restaurator czy właściciel wyszynku o swoich gościach powiedzieć absolutnie nie może. Restauracji takiego typu, jakie spotyka się np. w Warszawie, Kra
kowie czy Lwowie posiadamy zaledwie kilka tylko.
Lokali, w których goście jedzą i piją obficie i siedzą dłuższy czas, a tym samym dadzą restauratorowi moż
ność odpowiedniego zarobku, u nas na Śląsku jest bar
dzo mało.
Gros gości w restauracji śląskiej stanowi robotnik;
przychodzi po pracy tylko na krótką chwilkę, do t. zw.
wyszynku, aby nałykawszy się przez cały dzień przy pracy kurzu i pyłu, przepłukać gardło wódką czy pi
wem. Konsumuje wódkę we większych ilościach, po
dawanych mu w kieliszkach dużych rozmiarów i zapija wódkę piwem. Ponieważ zarobki obecnie są bardzo szczupłe, co w największej mierze spowodowane zo
stało licznymi świętówkami i turnusami, przeto robotnik pragnie otrzymać tej wódki jak najwięcej i za jak naj
tańszą cenę.
mal wyłącznego prowadzenia wódek monopolowych, które kalkulują się tanio, równocześnie jednak dają mu bardzo mały zysk brutto.
Frekwencja w restauracjach śląskich przed wojną jeszcze bardzo liczna, obecnie tak zmalała, że obszerne lokale wyszynkowe, przystosowane do przedwojennej wielkiej frekwencji, obecnie stoją zupełnie puste; ponie
waż jednak opalane i oświetlone być muszą, przyczy
niają się bardzo poważnie do wzrostu kosztów han
dlowych.
Długie lata kryzysu, — które mamy nadzieję, minęły dla nas już wreszcie, — wyczerpały wszystkie środki pieniężne, jakie pozostały jeszcze niektórym restaura
torom z lat dawniejszych. Dlatego też obecnie brak kapitałów na przystosowanie lokali do obecnych wymo
gów. Krótka przechadzka po niektórych naszych ślą
skich ośrodkach przemysłowych, przekonać nas może, że tak jest naprawdę.
---Zewnętrzna szata naszych lokali przedstawia się niestety w licznych wypadkach bardzo skromnie.
Stoją one od szeregu lat nieodnawiane i nieodświeżane, okna wystawowe zaniedbane, a jedyną tylko ich ozdobę stanowią szyldy reklamowe browarów itp. ozdoby.
O wiele gorzej jeszcze przedstawiają się wnętrza tych lokali. Gdy pytamy kolegów naszych o powody tego zjawiska, to stale usłyszymy narzekania, że władze skarbowe nie uznają ich koniecznych wydatków, ponie
sionych na odnowienie lokali, wobec czego nie mają środków na ich ponoszenie.
Poza tym, że frekwencja bardo jest nikłą i szczu
płymi są obroty, przeto i zarobki, jakie uzyskuje się dziś przy niemal wyłącznej sprzedaży wyrobów mono
polu spirytusowego, są jeszcze mniejsze i pozwalają zaledwie tylko na wegetowanie właścicieli przedsię
biorstw i ich rodzin, natomiast nie ma mowy o jakiejś rentowności i zaoszczędzeniu grosza na czarną godzinę.
Do tego stanu zubożenia przyczynia się w wielkiej mierze bezplanowa akcja udzielania koncesji i różnych zezwoleń wyszynkowych. Obecnie posiadamy na tere
nie Województwa Śląskiego łącznie z Bielskiem i Cie
szynem 1.966 koncesji z prawem wyszynku, a 915 kon
cesji bez prawa wyszynku. Stosunek ten, z warunków wykazanych na początku referatu — jest niemoralny a to głównie z tej przyczyny, że władze udzielały kon
cesji bez prawa wyszynku, bez uwzględnienia tak prostej i słusznej zasady, jaką jest szanowanie praw nabytych. W niejednym wypadku zaobserwowaliśmy, że tam, gdzie istniała od szeregu lat koncesja z prawem wyszynku, w najbliższej odległości a nawet w tym samym domu, udzielano nowej koncesji, bez prawa wyszynku.
Stwierdziliśmy niestety, że właściciele takich kon- cesyj bez prawa wyszynku, posiadają często bezpo
średnie połączenia z ubikacjami bocznymi, gdzie można na miejscu wypić zakupione napoje. Władze dotychczas za mało na fakt ten zwracają uwagi i w ten sposób po
średnio tolerują odbywający się w składach wyszynk wódek, co dzieje się oczywiście z wielką szkodą dla re
nie- stauratorów, którzy obarczeni są nieproporcjonalnie Restaurator śląski wobec tych warunków ekono
micznych gości, z konieczności przystosować się musi do żądań klienteli i w konsekwencji ograniczyć do
Numer i POLSKI RESTAURATOR Strona 3
Jaśnie 'Wielmożnemu (Panu
Qrof. Ignacemu TOościcktemu
Prezydentowi Rz. Q.
w dniu 'Imienin składa najserdeczniejsze życzenia
Związek Restauratorów cTVof. Śl
wysokimi opłatami skarbowymi, komunalnymi i t. p., a którym w ten sposób odbiera się możność najskromniej
szego bytu. A przecież restaurator, jako właściciel kon
cesji napojów alkoholowych w naczyniach zamkniętych, z prawem wyszynku także sprzedaje, przynajmniej tu na Śląsku, dużo wódki monopolowej i "gatunkowej w ory
ginalnych butelkach i po cenach oryginalnych poza dom.
Jestem przekonany, że nadawanie koncesji bez prawa wyszynku, wyłącznie restauratorom, razem z koncesją na wyszynk, na pewno nie zmniejszyłoby zbytu wódek monopolowych, a stworzyło natomiast poważne i zdro
we placówki gastronomiczne.
Jeszcze gorzej ma się sprawa wolnej sprzedaży pi
wa w kioskach i różnych składach. Dziś wygląda to po- prostu tak, jakoby stan rzeczy, który miał być tylko le
karstwem na czas szalejącego kryzysu i bezrobocia, — w ciągu którego Państwo chcąc zapewnić utrzymanie niektórym ze swoich obywateli, udzieliło im przez po
szczególne Magistraty czy urzędy gminne, zezwolenia na postawienie takiego kiosku, — miał być ustabilizo
wany. A przecież pamiętam, że początkowo zezwolenia na otwarcie kiosku warunkowo tym, że kiosk musi być ruchomy i w każdej chwili może zostać usunięty.
Właściciele kiosków, nadużywając swoich przejścio
wych zezwoleń, przerobili z czasem swoje szczupłe po
mieszczenia na wyszynki, które jednak równocześnie urągają wszelkim nawet najprostszym wymogom higieny.
Przez wprowadzenie wolnej sprzedaży piwa, otrzy
mali oni możność, na podstawie zwykłego zgłoszenia, do prowadzenia wyszynku piwa i w bardzo licznych wy
padkach, władze wogóle nie zwracają uwagi na to, w ja
kich to warunkach taki wyszynk piwa się odbywa.
Stwierdziliśmy niejednokrotnie, że w kioskach nie ma ani bieżącej wody, ani ustępów, ani odpowiedniej wen
tylacji, czego wynikiem konsekwencje, o których szkoda mówić. Odzie tylko w jakimś mieście czy wsi, nawet i na ulicach głównych znajdzie się malutki kawałek wol
nej ziemi, to w mig powstaje taki kiosk, a sąsiad jego, restaurator, opłacający wysokie świadczenia, załamuje ręce i traci wiarę w sprawiedliwość i w istnienie ochro
ny słusznych praw.
Czytamy i słyszymy wszędzie, że kryzys minął; nie minęła jednakże era kiosków, gdyż zaobserwowaliśmy, że w najruchliwszym miejscu wojewódzkiego miasta Katowic, buduje się nowy kiosk.
Dodatkowo chciałbym tu wspomnieć jeszcze o jednej poważnej bolączce, trapiącej restauratora śląskiego, o której szeroko pisała „Codzienna Gazeta Handlowa“
w artykule p. t. „Dzień kupca“. W artykule tym autor rozwodzi się szeroko, jak przechodzi taki dzień po
wszedni kupca, w naszym wypadku restauratora, w cią
gu którego odwiedza go cały szereg różnych organów kontrolnych, które przeprowadzają lustracje, badania, dochodzenia i t. d. Zdawałoby się, że przyjmowanie tych wizyt jest jedynym przywilejem ludzi, posiadają
cych jakiś skład czy lokal.
Obarczeni jesteśmy różnymi przepisami ważnymi, a nawet, jak to mieliśmy możność stwierdzić, i nieważ
nymi, —- gdyż różne organa kontrolujące, nie zawsze orientują się w tym, czy te i owe przepisy nie zostały już uchylone. A ileż by miały wdzięcznego pola do po
pisu te kontrole w kioskach, tajnych wyszynkach wód
ki, w powstających coraz liczniej różnych jadłodajniach i innych pokątnych handlach wódkami, które w końcu spowodują zupełne wygaśnięcie legalnego zawodu re- stauratorskiego.
Muszę tu jednakowoż w imię sprawiedliwości wska
zać też niektóre wady, jakimi grzeszą sami nasi koledzy.
Zamiast zastanawiać się nad istotną przyczyną kurczenia się obrotów, sami wobec siebie uprawiają nielojalną kon
kurencję i podkopują w ten sposób nietylko własny, ale i innych kolegów dobrobyt. Dzieje się to w ten sposób, że restaurator obniża ceny pewnego artykułu, który dla niego nie stanowi ważniejszego źródła zarobku, posu
wając się przy tym nawet do sprzedaży bez zysku, trak
tując czyn ten jako reklamę dla swego lokalu. Stosunki jego osobiste mogą mu niekiedy na taką rzecz pozwolić, ale zapomina o tym, że siłą faktu, cały szereg innych lo
kali, później czy prędzej, także będzie musiał obniżyć ceny tego artykułu, który w niejednym wypadku stano
wić może niemal wyłączne źródło zarobku dla danego przedsiębiorstwa, i w ten sposób taki niesolidny i źle kalkulujący kolega, narazić może wszystkich innych re
stauratorów na ruinę. A przecież solidny restaurator, pragnący utrzymać lokal swój na jakim takim poziomie, musi przeprowadzić ścisłą kalkulację, poniżej której sprzedawać mu nie wolno. Musi więc uzyskać pewne minimum zarobku, które siłą faktu w lokalach restau
racyjnych wyższe jest od minimum w innych branżach, które nie potrzebują ponosić całego szeregu kosztów handlowych, specyficznie obciążających restaurację.
Nic od rzeczy będzie wspomnieć tu, — by z okazji obecnej akcji ustalenia cen maksymalnych, — pomyśleli koledzy nasi także o cenach minimalnych, poniżej któ
rych żaden z nas sprzedawać nie może, aby nie narażać siebie i całego szeregu innych innej zamożnych kolegów na ruinęę.
Oprócz szkodliwej pauperyzacji naszego zawodu na Śląsku, chciałbym omówić jeszcze jedną sprawę, tak znamienną dla jego struktury. Może się czasem wyda
wać, że restauratorzy na Śląsku wprost starają się o to, aby lokal ich przedstawiał się na oko niekorzystnie, więc nie czynią w nim żadnych inwestycyj oraz nie starają się o zewnętrzny jego wygląd. Czynią to z tego
powodu, że taki lokal, który w dodatku jeszcze nie po
siada na wystawie żadnego, albo mały asortyment za
pasów wódek i innych artykułów, prowadzonych w lo
kalu, traktowany jest przez miarodajne władze jako ma- ło-zarobkujący i dlatego też bywa podciągany pod wy
miar niższych świadczeń podatkowych i opłat. Mają oni 0 tyle słuszność, że w naszej polityce skarbowej decy
dują niestety przeważnie cechy zewnętrzne.
Sumienniejszego natomiast restauratora, który posia
da na wystawie nieco większy asortyment towarów 1 którego lokal jest obszerny, czysty i jasny, traktuje się jako dobrze usytuowanego i nic mu nie pomoże, że wska
że sumiennie małe stosunkowo obroty i zarobki. Tylko za chlubny wygląd swego lokalu pociągnięty zostanie do wyższych świadczeń podatkowych i innych. Fakt ten powinien ulec zasadniczej zmianie, gdyż niesprawiedli
wym byłoby, opierać wymiary na takich niewłaściwych zewnętrznych cechach.
O całym szeregu przepisów władz policyjno-budo- wlano-sanitarnych, akcyzowych i innych, nie będę się szeroko rozwodził. Chciałbym tylko zaapelować, aby przepisy, jakie stosuje się w odniesieniu do restauracyj, z taką samą surowością przestrzegane były w stosunku do nielegalnych i tajnych przedsiębiorstw, o jakich wspominałem już w moim referacie.
Nie wypada mi pominąć milczeniem, kwestii samej sprzedaży artykułów monopolu spirytusowego, która tak silnie przyczynia się do upadku nietylko naszego zawo
du, ale nawet w pewnym stopniu do upadku moralności i zdrowia naszych współobywateli. Chciałbym zwrócić uwagę na niektóre tylko znamienne objawy. Wypusz
czono do sprzedaży wysokoprocentowy spirytus, który najwyraźniej jest przeznaczony na cele domowo-leczni- cze. Jak wygląda w rzeczywistości spożycie tego arty
kułu i kto go spożywa? W każdym razie nie ludzie chorzy; spożywa go każdy kto zechce i różni ludzie, naj
częściej robotnicy, bezrobotni a nawet dzieci, a spożycie to umożliwiają im różni niesolidni handlarze wódkami i kioskarze, a wreszcie sam Monopol Spirytusowy, przez wprowadzenie buteleczek o pojemności ł/10 litra.
Kwotę pieniężną, potrzebną do zakupienia takiej ma
łej buteleczki spirytusu, czy zwykłej czystej, nazbierać mogą nawet i dzieci szkolne, jeżeli złożą się po kilka groszy, a o skutkach ujemnych, jakie z tego już wynikły, i nadal wynikają, nie ma komu pomyśleć.
Na dalszym planie dopiero chcielibyśmy zwrócić uwagę na to, jakie wprost nieobliczalne szkody przynosi sprzedaż butelek o objętości l/10 litra naszemu przemy
słowi restauracyjnemu, jak również fabrykantom wódek gatunkowych i soków, którzy siłą faktu tak samo musieli wprowadzić do handlu takie małe buteleczki.
Jak w tych warunkach przedstawia się sytuacja na
szego zawodu na przyszłość?
Wspomnieć chciałbym tu o zestawieniu wpływów z danin publicznych i monopoli, preliminowanych w budżecie państwowym na rok 1937/38. Zmniejszono w nim o 170.000 złotych w porównaniu z rokiem ubiegłym wpływy z podatku od wina, o 620.000 złotych wpływy z podatku od piwa, natomiast podwyższono o niespełna 12 milionów zł wpływy z Monopolu Spirytusowego. Dla
czego przytaczam tu te cyfry? Wynika przecież z tego, że sam rząd przewiduje spadek wpływów z podstawo
wych artykułów, prowadzonych w naszych lokalach, którymi są piwo i ewtl. wino, na których zarobek jest jeszcze jaki taki i umożliwia nam utrzymanie naszych warsztatów, a natomiast przewiduje podwyższenie się obrotu wódkami monopolowymi i spirytusem, przy któ
rych zarobek nasz jest tak minimalny, że nie warto na
wet o nim wspominać.
Musimy zastano.wić się przeto nad tym, w jaki sposób przywrócić rentowność naszych lokali i jak zabezpie
czyć sobie naszą przyszłość.
Z naszej strony zapewnić mogę, że Związek jako taki w przyszłości poczyni wszelkie starania, aby uświa
domić i nauczyć naszych kolegów-restauratorów, jak prowadzić powinni swoje lokale, aby zapewnić sobie pewną zyskowność. Poza tym, starać się będziemy o po
lepszenie naszego wzajemnego stosunku z władzami, ażeby one nareszcie przekonały się o tym, że zawód restauratorski nie jest zawodem niegodnym i zasługuje raczej na poparcie i uprzywilejowanie go, — co zresztą wynika chociażby z faktu, że do wykonywania tego za
wodu potrzebna jest specjalna koncesja, która uzyskać może w niejednym wypadku tylko obywatel uprzywi
lejowany.
Dużo jeszcze w tym kierunku mamy do zrobienia, tak w samym naszym zawodzie, jak też i w opinii pu
blicznej. Do przedstawicieli władz i prasy, którzy tu obecni są na sali, apelujemy jak najgoręcej, aby przy
czynić się zechcieli ze swojej strony, do ułatwienia nam naszych prac, mających na celu poprawę położenia na
szego zawodu, a za udzielenie tego poparcia będziemy im szczerze wdzięczni.
Sądzę, że w wywodach moich wykazałem choć w części, że przemysł restauracyjny na Śląsku, który pod względem fachowym wykazał już swoje wyrobienie, pod niejednym względem potrzebuje wydatniejszej opie
ki a zarazem atmosfery przychylności, aby już w nieda
lekiej przyszłości, mógł w całej rozciągłości sprostać obowiązkom na nim ciążącym, podążać za ogólnym po
stępem i być twórczym ogniwem naszego organizmu go
spodarczego.
Grabiec Jan.
Z DOBRVCH HAJLEPSZi
Z PRftUUDZmUUCM MAimńSZ
Numer j POLSKI RESTAURATOR Strona 5
O lepsze jutro
Wytyczne programowych prac na przyszłość
Chcąc mówić o programowych pracach Zarządu Głównego na przyszłość, nie od rzeczy będzie rzucić nasamprzód krytycznym okiem na zdobycze, jakie orga
nizacja restauracyjno-hotelowa wywalczyła sobie po długich latach.
A więc wprowadzono scalony podatek obrotowy od niektórych artykułów, prowadzonych w naszych zakła
dach, udzielono pewnych ulg przy nabywaniu świadectw przemysłowych, obniżono opłatę akcyzową, poprawił się cokolwiek stosunek władz do organów związkowych, obniżono cenę za kwas węglowy, — w dziedzinie peda
gogicznej stworzono dział fachowy w szkole dokształca- jęcej, wprowadzono rejestrację uczniów jak również egzaminy kelnersko-kucharskie; przeprowadzono wybór i ustalono cały szereg biegłych podatkowych, ławników do Sądu Pracy, członków Komisji Odwoławczej i przed
stawiciela do Izby Przemysłowo-Handlowej. Jeden z czołowych członków Związku mianowany został sę
dzią handlowym przy Wydziale Handlowym Sądu Okrę
gowego. Możnaby dość długo jeszcze wyliczać różne korzyści, jakie organizacja nasza dotychczas osiągnęła.
Byłoby naprawdę czym się szczycić, ale czy zdo
bycze te mogą nas już zadowolić?
Odpowiedź na to pytanie daje nam samo życie, które daje odpowiedź przeczącą. Życie bowiem samo uczy nas, że wszystkie te zdobycze są tylko połowiczne, nie usuwające całokształtu bolączek i niedomagać naszego zawodu. Są jakoby kroplą rzuconą na gorący kamień i nie mogą dać dostatecznego upustu dla nadmiaru niezadowolenia, jakie od szeregu lat nurtuje wśród restauratorów. Zawód restauratora to z jednej strony za
wód uznany za najlepsze, złotodajne źródło dla różnych opłat, dopłat, nadpłat, „dobrowolnych“ i przymusowych dla niemal wszystkich instytucyj i władz, lecz z drugiej strony, zawód to niejako upośledzony, o czym przykro mówić. Naprawić to zło — jest zadaniem silnej i zwar
tej organizacji zawodowej w Polsce.
Mówiąc o znaczeniu prasy, stwierdzamy, że nie po to posiadamy prasę zawodową w wolnej Polsce, by naduży
wać jej do niepotrzebnych kampanii lub wspierania aspi
racji jednostek ambitnych, a dla szerzenia wiedzy za
wodowej — do urabiania! opinii władz dla całego szeregu czekających na uwzględnienie postulatów, do wyrabiania zmysłu organizacyjnego wśród restaura
torów, do propagowania szkół zawodowych i dla roz
wiązania szeregu innych, pilnych zagadnień w zawodzie restauracyjno-hotelarskim. Szczęśliwe położenie geo
graficzne siedzib trzech redakcyj pism naszego zawodu w Polsce, stanowiące jakoby trójkąt przymierza, mu
siałoby dodatnio wpłynąć nie tylko na rozwój naszych wydawnictw, ale wpływać na istotny rozwój organi
zacji zawodu restauracyjno-gospodniego w Polsce.
Więc chwytajmy się pracy dla dobra naszego i Pań
stwa Polskiego. Związek Restauratorów, Właścicieli Kawiarń i Hoteli na Woj. Śląskie — w imię hasła wy
głoszonego powyżej — postawił sobie za zadanie, w dal
szym procesie rozwojowym, w najbliższej przyszłości urzeczywistnić następujące tezy programowe:
1. Rozbudować szkolnictwo zawodowe do potrzeb na
szego zawodu i przysposobić wyszkolony narybek
do objęcia w przyszłości naszych placówek zawodo
wych.
2. Dźwignąć poziom wiedzy fachowej, wśród naszych kolegów, za pomocą prasy i kursów zawodowych, oraz przez popieranie i własne zainicjowanie wy
dawnictw branżowych w jak najszerszym zakresie.
3. Przystosować prawo przemysłowe do wymogów naszego zawodu i torować drogę do wprowadzenia cenzusu kwalifikacyjnego, oraz przymusu zawodo
wego w przemyśle restauracyjno-hotelarskim.
4. Wytępić radykalnie wszelkie przejawy, szkodzące rozwojowi naszych warsztatów pracy a w szczegól
ności zlikwidować tajne i nielegalne przedsiębior
stwa konkurencyjne i tajne wyszynki napojów alko
holowych. Przede wszystkim, jeśli chodzi o teren śląski, prowadzić należy walkę do usunięcia kiosków ze sprzedażą i wyszynkiem piwa, uprawiających brudną konkurencję naszemu zawodowi.
5. Radykalnie zmienić dotychczasowy system konce
syjny, jak również dążyć do zmiany obecnego trybu zgłoszeniowego, dla wolnej sprzedaży i wyszynku piwa.
6. Wyeliminować małe buteleczki z wódką z obiegu handlowego i ograniczyć liberalność sprzedaży wy
sokoprocentowego spirytusu na cele konsumpcyjne.
7. Usunąć z życia gospodarczego świadectwa przemy
słowe. Jeśliby ze względów budżetowych Państwa, sprawa ta zanadto się przedłużyła, to żądać wpro
wadzenia t. zw. małej reformy o daleko-idącym za
sięgu. Obniżyć, wzgl. całkiem uchylić świadczenia i opłaty na rzecz samorządów i stępić ostrze nie
których przepisów i ustaw, obciążających wyłącznie nasz zawód.
8. Rozbudować prasę zawodową do rozmiarów god
nych znaczeniu i potędze 34-milionowego Państwa oraz przystosować ją w zróżniczkowanym zasięgu do potrzeb 30 tysięcy placówek gastronomicznych w Polsce.
9. Rozbudować silną i zwartą organizację zawodową, świadomą swego zadania i celu, która sięgała by do najodleglejszych zakamarków naszej Ojczyzny.
10. Wszelkimi siłami i środkami dążyć przede wszyst
kim do polepszenia dobrobytu naszych członków i przywrócić rentowność naszym placówkom za
wodowym.
Jeżeli w krótkim czasie uda nam się, przez wytężoną i systematyczną pracę, wprowadzić choć część naszych wytycznych w czyn — to będzie to dla nas otuchą i pod
nietą, do dalszej akcji podciągania naszego zawodu wzwyż, ku dobrej przyszłości. W pracy naszej oczy
wiście sięgać będziemy po pomoc innych ośrodków or
ganizacyjnych naszego zawodu, jak również oprzeć się zamierzamy o współpracę chętnych i bezinteresownych Kolegów.
Zgodnie ujętą współpracą, urzeczywistnić będziemy mogli wszystkie nasze postulaty, będące dotychczas nie
stety tylko skromnym życzeniem, gdyż nie były oparte o silne i zwarte kadry organizacji zawodowej.
Zarząd Główny
Związku Restauratorów, Właścicieli Kawiarń i Hoteli na Woj. Śląskie.
Refleksje pozjazdowe
Na Zjeździć Restauratorstwa Śląskiego, który odbył się dnia 9 grudnia 1936 r., na „Sali Powstańców“ w Ka
towicach, prelegenci Zjazdu, dużo mówili o niedoli zawo
du restauracyjno-hotelowego wogóle, jak również o roz
paczliwym wprost położeniu niektórych z naszych kole
gów. Słowa te nie są gołosłowne, gdyż ciosy położenia odczuwamy na własnej skórze, niemal codziennie. Sze
rzą się więc wypadki coraz częstszej agresywności ze strony władz skarbowych, w odniesieniu do posiadaczy koncesji szynkarskich, którym, jak to świadczy skiero
wane do Związku pismo z Urzędu Akcyz i Monopolów Państwowych, za zaległości w płaceniu podatku, można odebrać koncesję, tę koncesją, którą kiedyś, jako pewien przywilej dla dobrego obywatela, od tej samej władzy otrzymali. Przytaczam brzmienie owego pisma:
„Zawiadamia się, że uchylanie się właściciela koncesji od płacenia podatków, może być przyczyną cofnięcia dłu
żnikowi posiadanej koncesji, przy czym decyzja o tym zależna jest od swobodnego uznania władzy skarbowej, która kieruje się jednak przy tym interesem publicznym.
Cofnięcie koncesji w takim wypadku oparte jest na po
stanowieniach § 309, ust. 3 rozporządzenia Ministra
■Skarbu z dnia 10. 9. 1932 r. (Dz. U. R. P. Nr 88, poz, 746) w brzmieniu rozporządzenia Ministra Skarbu z dnia 30 grudnia 1933 r. (Dz. U. R. P. Nr 3, poz. 12 z r. 1934), w myśl których Urząd może w każdej chwili cofnąć koncesjonariuszowi koncesję z 12-miesięcznym wypo
wiedzeniem, bez podania powodów wypowiedzenia.
Naczelnik Urzędu mp. H a 1 s k i“.
Śmiemy wątpić, czy władze w poszczególnych wy
padkach, zadają sobie trud wniknięcia w katastrofalne niejednokrotnie położenie gospodarcze nieszczęsnego po
siadacza koncesji, rzekomo „uchylającego się“ od pła
cenia podatków, przyznając w imię sprawiedliwości, że i nasz zawód nie jest wolny od jednostek o złej woli.
Atoli większość to płatnicy, którzy niewinnie popadli w zaległości podatkowe, na które naraziła ich zbytnia tolerancja władz lokalnych, zezwalających na urucho
mianie licznych kiosków, gdzie się tylko da, a w których prowadzi się całą parą otwarty i tajny wyszynk piwa i co gorsza, wysoko-procentowych napojów alkoholo
wych. Tolerancja ta pozwoliła na znaczne uszczuplenie obrotów i dochodów w lokalach istniejących i wzorowo prowadzonych od dziesiątek lat tak, że właściciele na
prawdę nie tylko nie mogą płacić wszystkich nałożonych podatków, ale po długich latach żmudnej i ciężkiej pracy, zastanawiać się muszą nad niepewnym jutrem. Do władz związkowych na tym tle dochodzi wiele rozpacz
liwych wołań, na dowód czego, pozwolę sobie przyto
czyć dosłownie jeden z najcharakterystyczniejszych przykładów. Gorzka prawda w nim. zawarta, niechaj będzie sygnałem ostrzegawczym dla władz, odpowie
dzialnych za ten obecny stan rzeczy, a równocześnie apelem, by nareszcie zawróciły z tej niewłaściwej drogi.
Otóż ten list:
„Harbutowice, dnia 7 grudnia 1936 r.
Do Związku Restauratorów, Właścicieli Kawiarń i Hoteli w Katowicach.
Dziękuję uprzejmie za zaproszenie na Nadzwyczajny Zjazd Restauratorów, na dzień 9 grudnia 1936 r. w Kato
wicach.
Niestety z powodu słabego zdrowia i podeszłego wieku nie mogę osobiście przybyć, — życząc tą drogą pomyślnych obrad.
Jednakowoż załączam równocześnie następujące pi
smo i proszę, by zostało ono odczytane, a sprawa była poruszona u miarodajnych czynników.
Jestem gospodzkim od 40 lat. W roku 1908 wybudo
wałem w gminie Harbutowice restaurację według wy
maganych przepisów; wychowałem dziewięcioro dzieci, ciesząc się, że na stare lata będę mógł spokojnie żyć.
Niestety wszystko się zmieniło z powodu tego, że parę kroków od granicy Harbutowic i od mojej gospody, w stronę Skoczowa, jest sklep korzenny, w którym sprzedaje się wódkę i piwo.
W kierunku Ustronia znowu dwa sklepy, nie tylko ze sprzedażą piwa, ale wprost z wyszynkiem, gdzie się pali papierosy i pije piwo, a w sklepie znajdują się artykuły spożywcze.
Dalej znowu gospoda, której dawniej nie było, gdyż był tam tylko sklep spożywczy. Dzięki takiemu „są
siedztwu“, ja, mając starą koncesję, która mnie grubą kwotę kosztowała, dzisiaj ledwie wegetuję.
Mam syna, który przed sześciu laty przybył z woj
ska, i chciałem mu oddać gospodę, lecz niestety musiał z niej zrezygnować i szukać posady, gdyż trudno żyć w warunkach, gdy sklepy są pełne pijących, a gospody świecą pustkami.
Cóż mamy robić starzy i zchorowani ludzie, jeżeli dzieci nie mogą zostać na ojcowiźnie i muszą szukać chleba, który w normalnych warunkach mieć powinni w domu.
Taka jest gmina, która ma przeszło 400 dusz, a w pro
mieniu 1 km istnieje 5 wyszynków piwa, począwszy od granicy Skoczowa do granicy Nierodzimia.
Życząc jeszcze raz pomyślnych obrad, kreślę się z wysokim poważaniem
(—) Dybilas Wiktor“.
Iluż to takich „Dybilasów" stworzyła ta nieszczęsna i bezkrytyczna mania tworzenia coraz to nowych kio
sków, jako placówek tajnego handlu napojami alkoholo
wymi?
Ten stan mizerii, potęguje sprawa znajdujących się w handlu wyrobów monopolu spirytusowego o pojem
ności 1/10 litra. Na nic nie zdały się całe sterty papieru zapisanego w tej sprawie, na nic osobiste interwencje
W I N A gar9oannio w : poleca iQAaCY FÜ TSt
—'—1—^——■ Hurtowny Handel Win
Wielkie Hajduki, ul. Marsz. Piłsudskiego — Telef. 40-317
Numer l POLSKI RESTAURATOR Strona 7 naszej organizacji, a nawet i innych organizacyj, którym
nie tylko położenie restauratorstwa, ale i przyszłość Oj
czyzny, zagrożonej przez degenerowanie młodzieży wskutek nadużywania alkoholu — leży na sercu, gdyż Wysoka Dyrekcja Państwowego Monopolu Spirytuso
wego, dbająca tylko o doraźne korzyści materialne — taką oto w dniu 3 grudnia 1936 r. daje odpowiedź na memoriał, złożony przez Centralę Zrzeszeń i Przemysłu Restauracyjno-Gospodniego R. P.
„Potwierdzając odbiór memoriału Zrzeszenia z dnia 13 listopada 1936 r. S. D. 5582-36, Dyrekcja Państwowe
go Monopolu Spirytusowego komunikuje, że prowadze
nie sprzedaży wyrobów monopolowych w pojemno
ściach, które są obecnie na rynku, leży w ogólnym pla
nie gospodarczym Państwowego Monopolu Spirytuso
wego. Sporadyczne wypadki spożywania napojów al
koholowych na ulicy, zdarzające się przy kupnie butelek, nie tylko o pojemności 0,10 litra, ale i większych, nie dają żadnych podstaw do eliminowania tych lub owych pojemności ze sprzedaży.
Za Dyrektora (—) A. Russek, Szef Działu Sprzedaży".
Współczuć naprawdę należy nad krótkowzroczno
ścią miarodajnych czynników i sądzimy, że jednak nie
bawem nastąpi poprawa, gdyż na Zjeździć naszym po
trafiliśmy wywodami naszymi zainteresować Związek Browarów i Słodowni w Polsce, który ze swej strony obecnie podjął akcję, zmierzającą do wycofania z obiegu buteleczek wódki o pojemności 1/10 litra. Akcję tę, którą popiera całe restauratorstwo R. P., należy prowadzić
aż do ostatecznego zwycięstwa. Nie przebrzmiały jesz
cze głośne protesty restauratorstwa polskiego .przeciw nieuzasadnionemu podwyższeniu stawek norm średniej dochodowości, a już mamy dowód dalszego upośledzenia naszego przemysłu. Wydział Skarbowy Województwa Śląskiego wydał do podległych mu Urzędów Skarbo
wych okólnik z dnia 13 stycznia 1937 r., w którym oświadcza, że ustalone swego czasu normy średniej do
chodowości, mają charakter orientacyjny, a zatem nie są one bezwzględnie wiążące dla władz, powołanych do wymiaru podatku (Urząd Skarbowy — Komisja Odwo
ławcza). Poleca więc przeprowadzenie badań, czy usta
lona norma, odpowiada w konktretnych wypadkach sto
sunkom rzeczywistym. W końcu wylicza Wydział Skar
bowy te rodzaje przedsiębiorstw, co do których należy w szczególności stosować powyższe wskazania, pomija
jąc w zupełności przedsiębiorstwa gastronomiczne, któ
rym przecież także podwyższono stawki o 20—30°/».
Ciekawi jesteśmy, czy stało się to wskutek zwykłego przeoczenia, czy też wskutek tego, że wszystkie nasze zabiegi nie przekonały ani Izby Przemysłowo-Handlo
wej, która wystosowała odpowiedni memoriał do Wy
działu Skarbowego — ani tegoż Wydziału Skarbowego.
Świadczy to jednakże o fakcie, że w okresie cieplarnia
nej wprost atmosfery, którą pieczołowicie otaczają obecnie wszystkie władze, przemysł produkcyjny i prze
twórczy, jednostronnie i krzywdząco zapomina się 0 przemyśle tak samo ważnym, jeśli chodzi o wygody 1 aprowizację olbrzymiej masy spragnionych po wyczer
pującej pracy twórczej; niejedna bowiem jednostka nie byłaby zdolną do wykonywania swych zadań i prac, gdyby nie czuwał nad jej wypoczynkiem ten właśnie upośledzony przemysł restauracyjno-hotelowy.
II. Technika i organizacja przemysłu
Sprzedawajmy więcej i lepiej
Do najaktualniejszych zadań w naszym zawodzie, należy bezwątpienia podwyższenie obrotów w placów
kach gastronomicznych. Aby Czytelnikom naszym wskazać drogę do tego celu, zwróciliśmy się do wy
bitnego znawcy z tej dziedziny, Pana Kazimierza dąbrowskiego z Warszawy, o zezwolenie na prze
druk artykułu jego pióra, który ukazał się pod powyż
szym tytułem, w jubileuszowym numerze „Kupca Pol
skiego“.
Sądzimy, że interesujące uwagi te, aczkolwiek pisane są dla kupiectwa, znajdą zastosowanie i w naszym za
wodzie.
Kto zwycięża w konkurencji?
W interesach, w handlu jest zupełnie tak samo, jak w sporcie: zwycięża lepszy. Lepszy, czyli dzielniejszy, wytrwalszy, należycie wyszkolony i wyćwiczony. Mo
że się napozór wydawać, że w handlu decyduje tylko i przede wszystkim spryt, a jednak tak nie jest. Sam spryt nie wystarcza. Zwycięża w konkurencji ten, kto umie prowadzić interesy rzetelnie. Oszukaństwo daje niekiedy zysk, ale tylko doraźny i tylko na krótką metę.
Ostatecznie cały zysk taki oddaje się po tym adwoka
towi za obronę przed sądami. Nieuczciwość przestała się opłacać.
Żaden monopol, żaden przymus, żadne niezasłużone przywileje w handlu nie dają dzielnemu kupcowi takich korzyści, jak własna zapobiegliwość. Ambicją „raso
wego“ kupca, powinno być zajęcie naczelnego miejsca w zawodzie przez własny wysiłek. Bo tylko wtedy zdo
bywa on uznanie, zaszczyty i trwały kapitał — zaufania i dobrej opinii.
Usprawnienie mało kosztuje.
Gdy przemysłowiec chce zmodernizować swój war
sztat, musi łożyć większy kapitał na inwestycje: na na
rzędzie, maszyny, urządzenia. Gdy kupiec chce unowo
cześnić metody pracy swojej, może cel swój osiągnąć prawie bez kapitałów.
Obmyślenie planu działania, poddanie analizie wa
runków rynkowych, zbadanie klientów, którym się chce służyć i towarów, które zamierza się dla tych klientów prowadzić, dobór najlepszego personelu, — to wszystko nie pociąga za sobą kosztów większych, niż normalnie.
Najkosztowniejsza bowiem jest praca bezplanowa, chao
tyczna, bezmyślna.
Bardzo wielu kupców prowadzi interesy na ślepo.
Bardzo wielu opiera się jedynie na skostniałej rutynie.
Bardzo wielu zapożycza bezkrytycznie metody od są
siadów. Czyż można się dziwić, że wyniki są wówczas słabe? Źe wielogodzinna, ciężka praca w sklepie oka-
ii Pozwalamy sobie zwrócić uwagę naszych Czytelników na załączony prospekt
II Fabryki Likierów „ZAGŁOBA“ Sp. z o. o. Chorzów II, 3 Maja 23125
która poleca swoje znane z dobroci wyroby 10
żuje się tak mało rentowną? A. przecież mogłoby być zupełnie, inaczej.
Przede wszystkim — człowiek!
Chodzi o samego kupca. Musi się on odmłodzić, wy
zbyć przyzwyczajenia do ciągłego narzekania. Takie przyzwyczajenie rodzi niebzpieczną chorobę: pesymizm, depresję, niewiarę. Chorobą tą zaraża kupiec swych klientów, którzy uciekają wówczas ze sklepu.
Kupiec musi się odmłodzić i ponownie zacząć się uczyć. Od czasu, gdy był w. szkołach życie pobiegło naprzód, zmieniło się. Zmieniły się zwyczaje, metody pracy, narzędzia reklamy, a kupiec zbyt mało o tym wszystkim wie. Korzysta on tylko z własnego doświad
czenia, choć za kilka złotych może kupić owoce cudzych doświadczeń, zawarte w książkach i czasopismach go
spodarczych.
Kupiec musi się odmłodzić i spoglądać na klientów, jak na ludzi żywych, a nie jak na manekiny, przynoszące pieniądze. Powinien nawiązywać z nimi stosunki, przyj
mować żywszy udział w życiu publicznym, nie ograni
czać się do siedzenia w sklepie i „urzędowania" w ka
sie. Kupiec-obywatel ma zawsze większe szanse zdo
bycia powodzenia.
Trzeba dobrze kupować.
Łatwo jest sprzedawać, gdy się dobrze kupiło. To
war źle kupiony może długo leżeć na półkach i zwykle bywa sprzedawany ze stratą. Korzystny zakup — oto podstawa sprzedawania. W rzeczywistości kupiec zbyt malo uwagi zwraca na sprawę zakupu i mylnie sądzi, że całkowity swój wysiłek kłaść powinien tylko na sprawy sprzedawania.
Chodzi więc o właściwe rodzaje i właściwe gatunki towarów, a więc takie, które odpowiadają dotychczaso
wym i nowym, rodzącym się potrzebom klienteli. Cho
dzi o ilości dostateczne dla nieprzerwanego obrotu, a jednak nie nadmierne, aby kapitał nie był więziony bezpożytecznie. Chodzi o zakup dość wczesny, a jednak w okresie nie nazbyt odległym od chwili sprzedaży.
Chodzi wreszcie o dogodne warunki zakupu, o jak naj
właściwsze źródło zakupu, o kontakt z dostawcą, który nie zawodzi ani pod względem gatunku, ani pod wzglę
dem terminu.
To też kupiec powinien szukać owych źródeł. Nie należy opierać swej polityki zakupów na korzystaniu z usług jednego akwizytora, czy jednego pośrednika.
Podobnie, jak się szuka źródeł zbytu, trzeba nieustannie szukać lepszych źródeł zakupu.
Sprzedawanie jest łatwe.
Sprzedawanie jest umiejętnością, którą może posiąść prawie każdy człowiek, jeśli będzie się wytrwale szkolił.
Tak zwany genialny, urodzony sprzedawca, daje sobie radę zwykle tylko w dobrej koniunkturze. Tonie, gdy warunki stają się ciężkie. Natomiast wyszkolony sprze
dawca zawsze potrafi wyjść obronną ręką.
Dobra sprzedaż polega na sprzedawaniu zalet towa
rów, a nie samych tylko martwych towarów. Dobra sprzedaż polega na doradzaniu, a nie na wmawianiu, na wysłuchiwaniu żądań, a nie na narzucaniu swego zdania.
Dobra sprzedaż polega na rzetelnej poradzie, a nie na
„wtrynianiu“ byle czego.
Sprzedawanie — to pozyskiwanie zaufania klientów, utrwalanie w nich zaufania i tworzenie wartościowego kapitału, jakim jest dla każdego kupca zastęp stałych klientów. Zamiana towaru, a nawet zwrot pieniędzy, nie są łaską ze strony kupca, ale obowiązkiem, wynikają
cym ze zrozumienia wzajemnego interesu.
Cena — to ważna sprawa.
Oczywiście, że trzeba sprzedawać tanio, bo siła na
bywcza klientów jest u nas słaba. Ale, aby sprzeda
wać tanio, trzeba kupować tanio i mieć jak najmniejsze koszty ogólne. Kalkulacja nie może być niedokładna;
w niskiej cenie musi się mieścić wynagrodzenie za pra
cę i za ryzyko, a więc zysk kupca.
Właśnie dlatego nie należy lekceważyć ceny. Gdy się ogłasza i mówi: „Sprzedaż niżej ceny kosztu", po
pełnia się nie tylko oszukaństwo lub samobójstwo, ale lekceważy się klienta i cenę. Gdy się nieustannie sza
fuje argumentami: „tanio“, „okazyjnie", „wysprzedaż" — szkodzi się samemu sobie.
Dlaczego pozwalamy na tolerowanie wschodniego zwyczaju targowania się? Dlaczego niektórzy kupcy (może większość?) oznaczają na towarach ceny celowo wyższe po to, aby w miarę żądań klientów opuszczać cenę? Jest to wybitna nierzetelność. Jest to metoda demoralizująca klienta i rodząca w nim przyzwyczaje
nie do uważania kupca za blagiera, którego wystarczy dobrze zdusić, aby oddał towar za pół darmo.
Zamurować okna wystawowe!
Sporo sklepów mogłoby zamurować swe okna wy
stawowe. Po co im te okna pokryte kurzem i brudem, wypełnione rupieciami, rzuconymi bezradnie i bezmyśl
nie? Okna takie tylko zniechęcają przechodniów, odpy
chają ich od sklepu i wydają złe świadectwo właścicie
lowi przedsiębiorstwa zarówno jako kupcowi, jak i jako obywatelowi miasta.
Okno, w którym zawieszono niczym nie osłoniętą ża
rówkę, 'rażącą oczy przechodniów — okno, w którym umieszczono napisy-kulfony — okno, w którym chciano pokazać wszystko, co sklep ma do sprzedania, a przez to nie pokazano właściwie nic — takie okno jest na
prawdę zupełnie niepotrzebne.
Kupiec, gdy płaci 100, - zł miesięcznie komornego, powinien obliczać, że płaci 80,— zł za wystawę, a. tylko 20 zł za wnętrze. Warto więc zamortyzować wydatek na wystawę, urządzić ją estetycznie, frapująco, aby się stała magnesem, wabikiem, przynętą. Warto łożyć tro
chę pieniędzy na częste zmienianie wystawy, dla poka
zania i stwierdzenia, że się ma sklep, który dysponuje wciąż nowymi towarami.
Numer i POLSKI RESTAURATOR Strona 9
Gdzie są nowi klienci?
Powiada się, że jest coraz mniej klientów. Nie
prawda. Rodzi się tysiące ludzi dziennie, tysiące pod
rasta, tysiące wymiera. Zresztą każdy dotychczasowy klient może się stać nowym klientem. To znaczy: od
biorcą nowych towarów, nabywcą większych ilości, klientem częściej przychodzącym do sklepu. Kto kupił mydło, winien kupić pastę do zębów. Klientka, która wzięła smoczek, powinna wiedzieć, że termos jest nie
zbędny dla małego dziecka: utrzymuje mleko kilka go
dzin w niezmienionej temperaturze.
Można zwielokrotnić i urozmaicić zakupy, czynione przez klientów, gdy się podsuwa towary w sposób inte
resujący, uprzejmy, taktowny. Za pośrednictwem sta
łych klientów można z łatwością pozyskiwać innych, nowych. Można dowiadywać się o adresach, potrzebach i wymaganiach, a po tym już łatwo kandydatów na klientów zamienić na klientów.
Nie ma towarów wyłącznie dla dzieci, lub wyłącznie dla dorosłych, wyłącznie dla kobiet, lub wyłącznie dla mężczyzn, wyłącznie dla ludzi z miasta i wyłącznie ze wsi. Zmieniają się gusty i kupiec nieraz spotyka się z niespodzianką: mężczyźni używają kremów kosme
tycznych, kobiety kupują papierosy i zamawiają palta kroju męskiego, uczniowie kupują smokingi, młode pa
nienki poddają swe włosy wiecznej ondulacji.
Trzeba wyjść z lokalu sklepowego.
Nie wystarcza tkwić w sklepie od rana do nocy.
Nie wystarcza czekać cierpliwie na klientów, którzy z własnej woli przychodzą. Należy wyjść ze sklepu i za pośrednictwem różnych środków reklamy pozyskiwać, przyciągać, zapraszać klientów do siebie.
Można wysłać listy sprzedażowe do osób, zamieszka
łych w najbliższej okolicy. Dołączyć ładnie przygoto
wany prospekt, cennik, małe próbki. Można zapewnić wstawienie towaru do wypróbowania, zaproponować fachową poradę na miejscu. Można zawiadamiać stale o nowych towarach, zmienionych cenach.
Warto ogłosić się w gazetach miejscowych, skorzy
stać z fali radiowej, wyświetlić w kinematografie este
tycznie i pomysłowo przygotowane szkiełko. Tylko, że wszystko to musi być wykonane przez fachowca. Gdy się wzywa do pomocy reklamę, trzeba jej dać należytą oprawę. 1 dać jej jednolity kierunek, myśl przewodnią.
Jaka przyszłość?
Jaką przyszłość ma kupiec detalista w Polsce? Czy grozi mu spółdzielczość? Może sklepy, otwierane przez właścicieli fabryk? Może domy towarowe? Nie, to nie jest niebezpieczne. Te wszystkie placówki handlu deta
licznego są prowadzone przez płatnych urzędników, a nie przez kupców.
Detalista utrzymuje bezpośrenio kontakt z klientem.
Obsługiwanie klienteli daje pole do nawiązania oso
bistych, zażyłych stosunków i zadzierzgania sympatii wzajemnej. A to wszystko jest podwaliną dobrych interesów i stwarza kapitał więcej wart, niż płynne kapitały, którymi dysponuje sklep fabryczny lub piękne hasła sklepu spółdzielczego.
Przyszłość detalisty zależy tylko od niego samego.
Gdy okaże się człowiekiem rzetelnym, dzielnym, wy
trwałym i pełnym zapału, gdy zechce stosować metody coraz lepsze, a przecież zawsze jednakowo uczciwe, gdy będzie w miarę odważny i w miarę ostrożny, gdy zacznie opierać wszystko o kalkulację — zwalczy prze
szkody, które tylko z daleka wyglądają groźnie.
III. Przegląd branżowy
M. Kamieniecki.
Odpowiedzialność hotelarzy
Projekt międzynarodowy w świetle polskiego kodeksu zobowiązań i postulatów przemysłu hotelarskiego.
Instytut Międzynarodowy Ligi Narodów w Rzymie, do ujednolicenia prawa prywatnego, opracował projekt jednolitego prawa, o odpowiedzialności hotelarzy, który został rozesłany pomiędzy członków Ligi Narodów, do zaopiniowania i zgłoszenia uwag.
Projekt ten zatytułowany w oryginalnym brzmieniu jako „Projekt d’une loi uniforme sur la responsabilite des hoteliers pour la deterioration et pour la perte des objets, apportes par les voyageurs descendant dans leurs etablissements“, normuje w krótkich dziewięciu artykułach odpowiedzialność osób, utrzymujących ho
tele, za „pogorszenie" i zgubienie przedmiotów, przy
niesionych przez gości (podróżnych), zatrzymujących się w hotelach.
Liczne względy słuszności i celowości przemawiają za przystąpieniem Polski do niniejszej konwencji w przedmiocie odpowiedzialności hotelarzy. I tak usta
lenie i przyjęcie pewnych jednolitych międzynarodo
wych norm prawnych w tej dziedzinie, będzie niewąt
pliwie wynikiem, w znacznym stopniu zachęcającym podróżnych, nie znających języka i prawa polskiego, do odbywania podróży po kraju polskim. Turyści ci, wiedząc o tym, że mienie ich, złożone w hotelach, ko
rzysta z takiej opieki, jak we wszystkich innych krajach, i znając dobrze warunki odpowiedzialnaści hotelarzy, będą bardziej skłonni do skierowania swych podróży do Polski. Tym samym przybędzie ważny czynnik, mo
gący podnieść poziom przemysłu hotelarskiego polskie
go, dotąd bardzo zaniedbanego i,, w porównaniu do Zachodu, stojącego na niskim szczeblu rozwojowym.
B-cia Schramek
Cieszyn
Fabryka
Wafli, Keksów, Biszkoptów i Czekolady
15
Poza tym, projekt jednolitego prawa odpowiedzial
ności hotelarzy pod względem merytorycznym, ujmuje bardzo szczęśliwie zagadnienie odpowiedzialności hote
larzy, odbiegając, co prawda, dość znacznie od posta
nowień polskiego kodeksu zobowiązań, dotyczących tejże odpowiedzialności. Różnice jednakże wynikać mu
szą już stąd, że wspomniane przepisy kodeksu zobo
wiązań odnoszą się też do innych zakładów a nie tylko do hoteli, natomiast przepisy projektu są przepisami do odrębnego charakteru i znaczenia przemysłu hote
larskiego.
Postanowienia projektu, różniąc się od przepisów polskich, traktują w pewnych wypadkach korzystniej hotelarza, w innych znowu gościa. Sfery, zaintereso
wane tym projektem wypowiedziały się dotąd za przy
jęciem przez polskie ustawodastwo tego projektu z dro
bnymi zmianami; stąd też spodziewać się należy, że wkrótce przepisy te będą u nas obowiązywać.
Treść ich przedstawia się następująco:
Art. 1 wyraża normę ogólną i zasadniczą, że hote
larze są odpowiedzialni za wszelkie pogorszenie, zni
szczenie i utratę (deterioration, destruction ou sou- straction) przedmiotów, przyniesionych do hotelu przez gości (voyageurs) którzy tam zamieszkują (qui y des
cend).
Zatem projekt niniejszy dotyczy wyłącznie tylko hotelarzy, t. zn. osób, które trudnią się zarobkowo przyjmowaniem obcych na mieszkanie z obsługą w urzą
dzanych w tym celu pomieszczeniach umeblowanych, ewentualnie także z wiktem. Według doktryny prawnej, nazwa urządzenia (hotel, oberża, gospoda idt.) jest obo
jętna, jeśli tylko przedsiębiorstwo tym ogólnym warun
kom odpowiada, jak również obojętnym jest, czy przyj
mowanie obcych odbywa się na podstawie koncesji, czy bez niej.*) Hotelarzem jest nie zawsze właściciel zakładu, lecz ten, kto go utrzymuje, a więc np. dzier
żawca hotelu. Gdyby natomiast właściciel hotelu pro
wadził go na własny rachunek, a tylko zarząd oddał komu innemu, to mimo to będzie odpowiadał jako hotelarz.
Projekt przedmiotowego prawa nie dotyczy więc osób, utrzymujących inne zakłady, jak np. wagony sy
pialne i zakłady kąpielowe, i tym między innymi różni się od przepisów, zawartych w art. 538—544 kodeksu zobowiązań, traktujących również o odpowiedzialności osób, utrzymujących hotele i zajady, lecz odnoszących się też i do innych zbliżonych zakładów (art. 543 k. z.).
Gościem w rozumieniu projektu, .jest każda osoba obca, która, korzystając z oferty (wyraźnej lub dorozu
mianej) hotelarza, zgłosi się o przyjęcie do hotelu i tam zamieszka. W myśl ogólnych zasad prawnych za gości w rozumieniu powyższym nie uważa się osób, umieszczonych w hotelach przez hotelarza jako swych własnych prywatnych gości, jako też osób, które za
mieszkują tam stale na podstawie zwyczajnej umowy najmu.**) Nie odnoszą się dalej po myśli art. 6 niniej
szego projektu jego postanowienia do osób, które rzeczy swe wysłały naprzód, mając zamiar w danym hotelu zamieszkać, lecz z jakichkolwiek bądź względów w nim nie zamieszkały, jako też do takich przedmiotów, jak powozy, samochody, żywe zwierzęta, chociażby zostały one umieszczone w miejscach lub przechowalniach, od
danych do dyspozycji przez hotel. Przedmioty, zatrzy
mane przez hotelarza na podstawie ustawowego prawa zastawu, przysługującego hotelarzowi na wniesionych
*) Vide motywy do art. 253 i 256 projektu k. z. (Tilla Longchampsa).
**) Vide motywy jap poprzednio.
1786 ^ 1*3*
M'. fedlatzeft
Spółka z ogr. odp.
Telefon nr 54-244 Rok założenia 1786
HURTOWNIA WIN
FABRYKA WÓDEK I LIKIERÓW
3arnon>slzie Góry
Z a stępem:
Wilhelm Kaintoch, Katowice II
Telefon nr 344-84
19
rzeczach celem zabezpieczenia roszczeń, wynikających z goszczenia i żywienia (art. 544 k. zob.), też. nie pod
legają przepisom niniejszego projektu -po myśli jego art. 7.
Odpowiedzialność hotelarza jest wykluczoną, jeżeli udowodni on, że szkoda spowodowana została przez samego podróżującego lub osobę, odwiedzającą go, towarzyszącą mu lub należącą do jego służby, albo też przez działanie siły wyższej (nieprzewidziany wypadek, któremu nawet przy należytej staranności nie można było zapobiec).
Poza tym hotelarz odpowiada za szkodę, lecz tylko do kwoty 1000 franków złotych — a więc odmiennie, niż według przepisów kodeksu zobowiązań, gdzie hote
larz odpowiada do wysokości zwykłej wartości rzeczy utraconej lub do wysokości sumy, potrzebnej do przy
wrócenia rzeczy do stanu poprzedniego (art. 541 k. zob.).
W wypadku natomiast, gdy: 1. szkodę spowodował sam hotelarz, lub osoba, za którą tenże jest odpowie
dzialny, 2. przedmioty zostały oddane do rąk hotelarza, lub osoby, jak wyżej pod 1. i 3. hotelarz odmówił przyjęcia przedmiotów wartościowych, jak papiery war
tościowe, bilety bankowe i biżuteria, do których przy
jęcia w myśl artyk. 2 p. c) projektu jest zobowiązany — odpowiedzialność hotelarza jest nieograniczona, a więc obejmuje nie tylko stratę, jaką poszkodowany poniósł, lecz także i korzyści, której mógł się spodziewać, gdyby mu szkody nie wyrządzano (art. 157 i nast.).
Największe obiekcje w odniesieniu do naszego ho
telarstwa, nasuwa przepis wyżej pod 3. wymieniony, zawierający przymus przyjmowania przez hotelarzy przedmiotów wartościowych. Zdaniem polskich sfer gospodarczych, przepis ten jest zbyt rygorystyczny, w szczególności zaś na tle stosunków polskich, gdzie nie tylko nieliczna ilość hoteli posiada urządzenia, po-
Numer 1 POLSKI RESTAURATOR Strona II zwalające na przechowanie, a więc i przyjmowanie pa
pierów wartościowych, pieniędzy i przedmiotów war
tościowych. Nadążenie obowiązkowi przyjmowania,-nie
znanego przez kodeks zobowiązań, prowadziłoby z re
guły do przerzucenia odpowiedzialności na hotelarza nawet wtedy, gdyby wzbraniał on się przyjąć przed
mioty wartościowe. Taki stan rzeczy mógłby znacznie zwiększać warunki do nadużyć. Nie wydaje się zaś prawdopodobnym, aby sam przepis konwencji mógł spowodować, by wszyscy hotelarze w Polsce urządzili sobie safes'y.--- W myśl artykułu 4 projektu, hote
larz nie może wykluczyć ani zmniejszyć swej odpowie
dzialności, istniejącej z mocy postanowień projektu, nawet w drodze umowy z gościem, albowiem taka umowa będzie nieskuteczna. Jest to zatem przepis dalej idący, niż analogiczny przepis kodeksu zobowiązań po
stanawiający, że jedynie wyłączenie lub ograniczenie od
powiedzialności przez jednostronne ogłoszenie jest nie
skuteczne i dopuszczający a contrario umowne porozu
mienie się stron co do odpowiedzialności na innych zasadach, niż podane w art. 538—544 kodeksu zobo
wiązań.
Wreszcie końcowe przepisy projektu postanawiają, że hotelarz traci przywileje, w projekcie powyższym za
warte (a więc n. p. przyjęcie powozów i żywych zwie
rząt z zakresu przedmiotów, objętych odpowiedzial
nością, oraz rzeczy, oddanych przez gości w hotelu, którzy tam jednakże nie zamieszkali) o ile nie obwieści danych przepisów w miejscu, dla gości łatwo dostępnym.
Również i gość traci prawa, przysługujące mu do hote
larza z tytułu odpowiedzialności, o ile bezwłocznie nie zawiadomi hotelarza o powstałej szkodzie natychmiast, ipo jej odkryciu. Ponieważ zaś art. 8 projektu stanowi, że prawo państwowe ma zastosowanie we wszystkich przypadkach, nie przewidzianych w projekcie, przeto kod. zobow. miałby zastosowanie w ustaleniu kwestii, w jakim czasie należy wnieść pozew o wynagrodzenie szkody. Odnośna norma kodeksu zobowiązań podaje, że odszkodowania nie można dochodzić sądownie po upływie 6 miesięcy, od chwili otrzymania wiadomości o szkodzie, chyba, że hotelarz przyjął rzecz na prze
chowanie lub zachodzi po jego stronie zły zamiar, albo rażące niedbalstwo (art. 540 kod. zobow.) — („Śląskie Wiadomości Gosp.“).
IV. Podatki i opłaty
Dr Kaz. łlarhat-Załuskj Dyr. Izby Przem.-Handl.. w Krakowie
Uwagi noworoczne o świadectwach przemysłowych
Trudno wyobrazić sobie idealny system podatkowy, a utyskiwania na podatki są równie często w Anglii, kraju stawianym na wzór pod względem skarbowym, jak i u nas. Wystarczy zajrzeć do pierwszego lepszego angielskiego pisma satyrycznego, a już pierwszy obra
zek przedstawiający obywatela, uginającego się pod brzemieniem różnych „taxes“, będzie dostateczną ilu
stracją stanu rzeczy. Nic ma też żadnych obiektywnych powodów, by stwierdzić, że tylko my nie lubimy płacić podatków, przeciwnie, kto wie, czy właśnie obywatel polski nie zdaje sobie w większym stopniu sprawę z tego. czym jest podatek dla Państwa, którego od
zyskanie wymagało niezliczonych wprost ofiar życia i krwi całych pokoleń. Wystarczy tu powołać się na wieloletnie francuskie perypetie budżetowe.
Ale jeśli są utyskiwania, po stokroć uzasadnione w kraju o obniżającej się od lat stopie życia, to są one słuszne tym bardziej, im więcej dotyczą systemu po
datkowego i jego niesprawiedliwości. Jeżeli się zważy, że zasada skarbowa, by skarb miał zapewniony dopływ środków na potrzeby Państwa, zasada sprawiedliwości, by te ciężary rozkładały się istotnie sprawiedliwie na wszystkich, a zasada społeczno-gospodarcza zaś, by system podatkowy mógł być równocześnie dźwignią dla rozwoju gospodarczego Państwa, to nie trudno dojść do wniosku, że kolizja tych trzech zasad jest prawie nie do uniknięcia. Zasady obowiązują przecież w pierwszym rzędzie państwowy aparat ustawodawczy i wykonawczy a płatnik na ich zastosowanie nie ma zwykle większego wpływu. Wszelkie zwichnięcie ró
wnowagi między tymi trzema zasadami, nie może dać absolutnie pożądanych wyników i to ani dla płatników ani tym bardziej dla Państwa. Gdy dominuje zasada
„pro fisco“ rezultaty zawsze obrócą się „contra fiscurn“.
Prędzej czy później. Trudność zaś leży w tym, że w konflikcie między tymi trzyma zasadami, zwykł z re
guły zwyciężać fiscus, ze szkodą dla równowagi.
Każdy podatek szczegółowy, będzie bardziej nie
sprawiedliwy, niż podatek ogólny. Niepątpliwie łatwość, z jaką można nakładać, kontrolować i egzekwować po
datki szczegółowe decyduje, że aczkolwiek stanowiły one najprymitywniejsze formy podatkowe, do dziś dnia nie zostały zarzucone, a przeciwnie stanowią jedne z najbardziej „sympatycznych“, z punktu widzenia władz skarbowych środków zapewnienia skarbowi do
chodów. To też i dzisiaj mamy podatki, które właściwie niczym nie różnią się od „pogłównego“ czy „podymne- go“, jeśli zaś różnią się czym, to chyba brakibm uza
sadnienia wszelkiego dla skali wymiarowej, jaką sto
sują. Takim podatkiem jest podatek przemysł o- w y, pobierany w formie opłat za świadectwa prze
mysłowe. Jeżeli pozwoliłem sobie na ten dłuższy nieco wstęp to dlatego, że nie wierząc w możliwość prze
prowadzenia generalnej reformy systemu podatkowego, sądzę, iż reforma ta powinna być stosowana stopniowo, przez likwidację dziwolągów podatkowych, nie stoso
wanych gdzieindziej a sprzecznych z zasadą sprawie
dliwości i zasadą społeczno - gospodarczą, w szczegól
ności zaś hamujących rozwój życia gospodarczego a przede wszystkim handlu.