• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1966, nr 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1966, nr 7"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

i

RT>' z*

m m

m ti $

i; - ...

W S M s & m

asm

m a m

G.

m m m m

# # # # #

lli'illSH

* m i

*

llśiill

:T:

(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N 311 L E N I U M

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA Rok z a ło ż e n ia 1 9 2 9

W arsz a w a,

Nr l , lip iec 1 9 0 6 r.

TREŚĆ NUMERU:

MILENIUM

NA PROGU DRUGIEGO TYSIĄC­

LECIA

GRZESZNICA I JEZUS ALBERT KNAPP

WILLIAM BOOTH I ARMIA ZBA­

WIENIA

MIESZKAJ W JEZUSIE (12) W JAKI SPOSÓB PRACOWAĆ...

„GLOS EWANGELII” — AUDYCJA i Ol i 11

Miesięcznik „C h rześcijan in ” -wysyłany jest bezpłatnie; w ydaw anie czasopism a umożliwia w yłącznie ofiarność Czytel­

ników. W szelkie ofiary n a czasopism o w k ra ju , prosim y kierow ać n a k o n to : Z jednoczony Kościół E w angeliczny: PKO W arszawa, N r 1-14-147.252, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie blan k ietu . Ofia­

ry w płacane za g ran icą należy k ie ro ­ wać przez oddziały zagraniczne B anku P olska K asa Opieki, n a ad res P re z y ­ dium R ady Zjednoczonego Kościoła Ew angelicznego w W arszaw ie, Al. J e ro ­ zolim skie 99/37.

Wydawca: Prezydium Rady Zjed­

noczonego Kościoła Ewangelicznego Redaguje Kolegium

Adres Redakcji i Adm inistracji:

Warszawa, Al. Jerozolim skie 99/37 Telefon: 28-68-94. Rękopisów nade­

słanych nie zwraca się.

RSW „ P ra sa ”, W arszaw a, S m olna 10/12. N akl. 4500 egz. O bj. 2 ark.

Zam . 991. M-46.

,,I R Z E K Ł IM (JE ZU S): Idąc na cały św iat, głoście Ew angelią w s z y s tk ie m u stw o rzen iu . K to u w ie rzy i ochrzczony zostanie, będzie zb a w io n y, ale k to nie u w ie rzy , będzie p o tę p io n y ” (M k.

16,15— 16). M inęło tysiąc lat od te j p a m ię tn e j daty, 14 k w ie tn ia 966 roku, k ie d y to książę M ieszko I w raz ze sw oim d w o rem zo­

stał trz y k r o tn ie za n u rzo n y w w odzie b a p tysteriu m , a b isku p w yp o w ied zia ł nad n im po łacinie fo rm u łę chrztu: „Ja cię chrzczę w im ię Ojca i S y n a i D ucha Ś w ię te g o ”. P rzez te n dobrow olny c z y n M ieszka znalazła się P olska w szeregu ów czesnych pa ń stw chrześcijaństw a zachodniego. B ez w zg lę d u na naszą ocenę ó w ­ czesnej i d zisiejszej n a u k i i pobożności k a to lic k iej trzeba stw ie r­

dzić, że p rzez a k t c h rztu pierw szego historycznego w ła d cy pol­

skiego dotarła do nas w sposób o fic ja ln y w ieść E w angelii C h r y ­ stusow ej, która od tego m o m e n tu staw ać się m iała życiodajną siłą coraz szerszych kręg ó w naszego społeczeństw a. Z łaski B ożej została zapalona na ziem i naszej pochodnia św iatła C h ry stu so ­ wego, k tó re m iało rozpraszać m ro k i pogaństw a.

Z d a je m y sobie spraw ę oczyw iście z tego, ja k p ły tk ie i ześw iec­

czała było ów czesne chrześcijaństw o. I w te j te ż spłyconej po­

staci pojaw iło się na n a szy m gruncie. Zadania pogłębienia i z r e ­ form ow ania chrześcijaństw a w duchu E w angelii b y ły p o d e jm o ­ w ane dopiero w przyszłości. Zadania tego p o djęli się w szy scy pop rzed n icy R eform acji, a szczególnie w iele w d ziedzinie p o w ro­

tu do źródeł ch rześcijaństw a dokonali re fo rm a to rzy X V I w ieku . O d kryto na now o w iele zaniedbanych praw d ew angelicznych, przede w s z y s tk im zaś tę podstaw ow ą praw dę o u sp ra w ied liw ie ­

n iu z łaski p rzez wiarę.

N ie ste ty polskie chrześcijaństw o nie poddało się te j reform ie.

R eform acja X V I w ie k u nie p rzy ję ła się w zg lęd n ie została s tłu ­ m iona. I w rezultacie nie m ie liś m y te ż ty c h okresów w ielkich p rzeb u d zeń duchow ych, k tó re n a w ie d za ły chrześcijaństw o w in ­ n y c h krajach. N ie m ie liś m y p ie ty z m u , p rzebudzenia m e to d y sty - cznego, nie m ie liś m y p rzebudzenia d ziew iętnastego w ie k u . D la­

tego do d zię k c zyn n y c h m o d litw kie ro w a n y c h do tro n u Boga za to, że na w id n o kręg u n a szym pojaw iła się łódź K ościoła Bożego, w inna dołączyć się m o d litw a błagalna o przebaczenie, w in, g rze­

chów i zaniedbań w okresie m inionego tysiąclecia. M odlitw ie uw ielbienia T E DEUM L A U D A M U S (Ciebie Boże, chw alim y) w inno to w a rzyszyć błagalne K Y R IE E LE ISO N (Panie, z m iłu j się).

Zaniedbania K ościoła w iększości narodu są dla nas w e zw a n ie m do działania. Z godni są w ty m w szyscy, k tó r z y zro zu m ieli, co zn a czy p raw dziw e, ż y w e chrześcijaństw o. Dla zilu stro w a n ia t e ­ go p o zw o lim y sobie zacytow ać odpow iedni fra g m e n t znanego w kołach pro testa n ckich naszego k ra ju d o k u m e n tu : „Treścią ch rze­

ścijaństw a je s t C hrystus... C hrystianizacja nie je st procesem skończonym . C hrystianizacja jest nadal a k tu a ln y m zadaniem . Ś w ia d czy o ty m w y ra źn ie poziom św iadom ości chrześcijańskiej io n a szym k r a ju i oblicze m oralne społeczeństw a. T a k w iele po­

zostaje jeszcze do zrobienia, ta k w iele do napraw ienia. O bchody m ilen ijn e p o w in n y być p o tę ż n y m bodźcem do podjęcia ew ange­

lizacji i chrystianizacji, zadania te bow iem w p ie r w sz y m ty s ią ­ cleciu nie zo sta ły całkow icie sp ełnione”.

Zadania te mogą być spełnione je d y n ie w te d y , g d y rzeczyw iście treścią naszego chrześcijaństw a będzie J ezu s C hrystus; gdy n a ­ sze polskie chrześcijaństw o, ogólnie rzecz biorąc, przestanie być chrześcija ń stw em bez C hrystusa.

E. Cz.

2

(3)

I Na progu drugiego

Tysiąclecia

„Dla braci moich i dla przyjaciół m oich teraz będę żądał pokoju”

Ps. 122,8

V I J szelkie w ydarzenie, a w szczególności w ielkie w ydarzenie, lub w spom nienie o nim, jest przyczyną p o w staw ania m yśli re fle k ­ syjnych, p róby oceny i w yciągania wniosków.

To praw o dało o sobie znać z niem ałą m ocą i w ty m ro k u 1966, roku w ielkiego ju b ileu szu — tysiąclecia naszej państw ow ości polskiej. Ob­

chodzony je s t też niezw ykle uroczyście inny jeszcze jubileusz — tysiąclecie w prow adzenia w Polsce obrządku Kościoła rzym sko-katolic­

kiego.

Jakkolw iek d a tę ro k u 966 trak to w ać należy w pew nej m ierze sym bolicznie, a w raz z nią i p rzy ję tą m iarę czasową, ja k o um ow ną, to jednak w raz z całym społeczeństw em tra k tu je ­ m y nok 1966, jako jubileuszow y.

Co praw da i przed 966 ro k iem istn iała już jakaś form a organizacji państw ow ej, dzięki k tó ­ rej m ógł M ieszko I spraw ow ać w ładzę księcia Polski, a więc liczy sobie państw ow ość nasza więcej jak 1000 lat. Podobnie też w iem y, że już przed 966 rokiem chrzczono w Polsce ludzi w Im ię Boga Ojca, Syna i D ucha Swięcego, ty le że nie w edług obrządku rzym skokatolickiego, lecz wschodniego, a w ięc znajom ość i w yzn a­

w anie Im ienia Jezusow ego n a ziem iach naszych trw a dłużej od lat tysiąca.

Jako synow ie ziemi naszej polskidj, pozna­

jem y dzieje narodu, bo to je st nasz naród, i to jest nasza historia. U czym y się z n iej do czego dążyć lub czego obaw iać się pow inniśm y.

Jako chrześcijanie ew angeliczni m am y rów nież sw oją historię, k tó ra uczy nas, że Sło­

wem Bożym k arm ić się stale i z niego m ądrość i moc czerpać m am y; ono bow iem uczyniło z nas grzeszników , dzieci Boże, uczy nas miłości i służby bliźniem u, narodow i i ziem i ojczystej.

Mówi do nas o- ty m Pism o Św ięte, w zbudza w sercu w iarę, nie ludzką, nie trad y cy jn ą, lecz Bożą w iarę, przez k tó rą bierzem y mo-c Bożą do w ykonania nakazów Słowa Pańskiego, w J e ­ go Duchu a nie form ie tylko. P am iętajm y, że napisano: „...uczynił nas (Bóg) sługam i Nowego Testam entu, nie litery , ale D ucha, albow iem litera zabija, ale Duch ożyw ia“ (12 Kor. 3,6).

Jesteśm y św iadkam i, że poprzestaw anie na form alizm ie religijnym spraw iło, że naród nasz

chrześcijańskim się nazyw a, bo ta k go uczono od tysiąca lat, ale dlatego też w m asie swojej pogański je s t w życiu, sw ym sto su n k u do P ana Boga, Jego Słow a i praw a. I nic dziwnego, gdyż przez tysiąc la t — z w y ją tk ie m jaśniejszego okresu R eform acji — nie uczono go, ani nie nauczono go E w angelii C hrystusow ej, k tó ra je ­ dynie m a m oc przekonać człowieka, że jest grzesznikiem , naw rócić do Boga i odrodzić w e­

w n ętrzn ie do nowego życia, życia Bożego tu na ziemi.

Pokazano narodow i potęgę, organizację i n a u k ę in sty tu c ji kościelnej i prow adzono do obrzędów , cerem onii i zew nętrznej, ludzkiej pobożności. Nie ukazano ani nie prow adzono bezpośrednio do U krzyżow anego i Z m artw y ch ­ w stałego P a n a Jezusa, lecz ty lk o do ludzi, przedm iotów i obrzędów. A zbaw ienie przecież je s t tylko w sam ym P a n u Jezusie, a nie w ludz­

kiej n au ce i w yobrażeniu o Nim. Odgrodzono Osobę P an a Jezusa od człow ieka i zakryto Go w ielom a im ionam i osób szacow nych a naw et św iętych, ale tylko Bóg je s t Bogiem zbaw ienia, ja k m ówi P a n Sam : „ Ja Pan, to je s t im ię Moje, a chw ały M ojej n ie dam innem u, ani sław y M ojej bałw anom ry ty m “ (Iz. 42,8). Pow iedział to P a n Bóg bezpośrednio po słow ach oznajm ia­

jących p rzyjście i cel przyjścia P an a Jezusa:

„O to sługa Mój... d am m u D ucha Swego... aby o tw ierał oczy ślepych, a w yw odził w ięźniów z ciem nicy, i % dom u w ięzienia siedzących w ciem nościach“ (Iz. 42, 1.7).

Tylko P an Jezus jest Św iatłością św iata, tym „Słońcem Spraw iedliw ości“, przynoszącym zdrow ie duchow e ślepym oczom, niew idzącym Boga i Jego Żyw ego Syna — Jezu sa C hrystusa, Jego drogi zbaw ienia i życia wiecznego. On, Bóg dobry, m a m oc i chce to uczynić, a b y i nasz n a ró d poznał Żyw ego Boga, W szechmogącego, W szystkowidzącego, i W szystkosłyszącego, nie zam kniętego w jakim kolw iek m iejscu, choćby za najbardziej św ięte je ogłaszano. Nasz Bóg jest Bogiem całej ziemi, w ty m i naszej polskiej, i

„nie m ieszka w kościołach rę k ą ludzką uczy­

nionych“ (Dz. Ap. 7,48; 17,24), ale tak pow ie­

dział o m iejscu, n a k tó ry m chce m ieszkać: „Ja k tó ry m ieszkam n a w ysokości n a m iejscu św ię­

tym , m ieszkam i :Z| tym , k tó ry jest skruszone­

3

(4)

go i uniżonego ducha, ożyw iając ducha pokor­

nych, ożyw iając serce skruszonych“ (Iz. 57,15).

T aka więc jest Boża praw da, że chce Bóg m ieszkać w sercu Judzkim, a więc i w sercu polskim.

I dlatego m y, chrześcijanie ew angeliczni, m am y m odlić się w y trw ale, aby P an Bóg W szechmogący błogosław ił n a progu drugiego tysiąclecia Ojczyźnie naszej, żeby m ogła w po­

koju żyć i rozw ijać się, a narodow i naszem u drogiem u, aby m ógł poznać P an a Jezu sa C h ry ­ stu sa i p rzyjąć Żyw ego i Z m artw ychw stałego

Zbawiciela do serc i życia, dla swego zbaw ienia, chw ały Bożej i duchowego p o żytku ludzkości.

N aród nasz poznać m oże P a n a Boga i Zba­

w iciela Jezu sa C hrystusa, gdy pozna Ew ange­

lię, Pism o Św ięte, gdy ono zaw ita i spocznie w każdym dom u polskim . Ono bow iem m ówi w m ocy Ducha Ś w iętego o łasce i m iłości Bożej do człow ieka, objaw ionej i d anej w P an u J e ­ zusie C hrystusie.

Dlatego w raz z P salm istą m ów im y z głębi serca: „dla braci m oich i dla przyjaciół m oich teraz będę żądał p okoju“, i dlatego będziem y się m odlić serdecznie i w y trw a le do naszego Pana, k tó ry jest K sięciem Pokoju, o pokój z Bo­

giem n a ro d u naszego i o pokój z ludźmi.

z. sk.

G R Z E S Z N I C A I J E Z U S

T> ardzo płakała n iew iasta stojąca przed pu - -*-* stym grobem . P łakała żałośnie w poczuciu sw ej bezradności i beznadziejności.

Przyszła tu, gdy był m rok jeszcze, bo tak bardzo chciała choć jeszcze raz, ty m razem ostatni, służyć sw em u P a n u i Nauczycielowi.

Sw em u W ybawicielow i. Bo On — Jezus z N a­

za re tu — czysty i św ięty nie odtrącił jej k ie­

dyś, choć u jrz a ł jej w ew n ętrzn y sta n ducho­

w y — grzechu i ciemności.

Nie o d trącił jej Jezus, nie p y ta ł i nie zga­

nił, ale po prostu, zw yczajnie, ta k jak podaje się ręk ę bliźniem u, by m u pomóc w podniesie­

niu się z ziemi, gdy potknąw szy się — u p a d ­ nie, ta k i jej przy p a m iętn y m n a w ieki dla niej spotkaniu z P anem — p a trz ąc n a nią spo­

kojnie, m ocą Bożą k tó ra w Nim b yła — w y p ę ­ dził z niej całą ciemność, k tó ra w niej m iesz­

kała.

Nie w iedziała nigdy przed spotkaniem P a ­ na, n ie zdaw ała sobie sp raw y jak a to ciemność, i ile jej było w niej sam ńj, w ew nątrz. Aż gdy kiedyś spotkała w zrok P a n a Jezusa w św iatłoś­

ci Jego świętości i mocy, poczuła się tak grzesz­

ną, nędzną i p ełną nieszczęścia, jak nigdy przedtem . Z apragnęła innego, now ego życia w pokoju sum ienia i wolności od zła. Stało się jasne dla niej, że p rag n ie Boga m ieć w sercu, pragnie m ieć p rzystęp do łaski Bożej.

I stało się to w jed n ej chw ili przez moc łaski Bożej, k tó ra była w Jezu sie P anu. O pu­

ściło ją zło, które n ią rządziło i poszło precz siedem dem onów m ieszkających w niej. Jak iś ciężar spadł z niej, jakże lekko, radośnie i

„I rzekł jej Jezus:

N iew iasto czemu płaczesz?...”

Jan 20,13

szczęśliwie w jednej chw ili się stało. Serce jej w ypełniła jasna, radosna m iłość k u Bogu i wdzięczność k u Tem u, przez K tórego obecność i moc to się z n ią stało, że poczuła się dziec­

kiem Bożym. T akie przeżycie, tak ą radość zba­

w ienia może zrozum ieć tylko człowiek, który też z potępionego grzesznika sta ł się, dzięki Jezusow i, dzieckiem Bożym- I dlatego pozo­

sta ła już w śród dzieci Bożych. A też i dlatego, aby z wdzięczności k u Zbaw icielow i służyć Mu i tym , k tórzy z N im byli. I służyła z radością aż do dnia, g dy jej P a n a i N auczyciela areszto ­ w ano i h an ieb n ie zamęczono. Ja k złoczyńcę i przestępcę przybito do krzyża. Tam na Golgo­

cie m usiała być, aby je j P an nie czuł się sam w śród w rogich M u ludzi, by w idzieć m ógł gro­

m adkę, jak że m aleń k ą w chw ili złej, najb liż­

szych Mu. M usiała patrzeć, jak u m ierał m iędzy dw om a przestępcam i, zrów nany z nim i przez nienaw iść zaślepiającą ludzi, k tó rz y tylko dla tej nienaw iści nie m ogli ujrzeć w Jezusie z N a­

za re tu M esjasza, swego osobistego Zbawiciela.

A le m ogła zobaczyć ta m n a Golgocie swego Pana, ja k zbaw ił w o statn ich chw ilach Swej m ęki — jednego człow ieka. Z baw ił go tak s a ­ mo, ja k ją wówczas, g dy zło z niej w ypędził.

I znów zobaczyła sw ego P a n a takim , jak kiedyś, z tąż sam ą zbaw iającą m ocą łaski i m i­

łości, której nie m ogły zabić m ęki i gwoździe, zabijające Jego ciało. W idziała ja k w ypełnia się Słowo Bożej m iłości do ludzi: K to by w ez­

w ał Im ienia Pańskiego — te n zbaw ion będzie Ale skonał już Pan. Ju ż Go uczniowie zdjęli z krzyża; już Go przenieśli do grobu Jó ­ zefa; już Józef zam knął grób kam ieniem .

4

(5)

I zapadła noc. Straszna, długa noc... Nie m a Pana, um arł... I dlatego teraz, trzeciego dnia, przybiegła jeszcze przed św itaniem do grobu, aby jeszcze raz, o sta tn i raz usłużyć P a n u i Nauczycielowi. Usłużyć dla pogrzebu. A tu nie m a Pana w o tw a rty m przez kogoś grobie.

I bracia, po k tó rych w sw ej bezradności p o ­ biegła, też nie rozum ieli, nic jej pomóc nie mogli. Odesizli w i|c . A ona została znów sam a ze swym bólem i bezradnością. I dlatego pła­

kała.

Płakała, aż usłyszała p y tanie: N iew iasto, czemu płaczesz? kogo szukasz?... A gdy w p a ru bezładnych słow ach w ylała sw ą udrękę, u sły­

szała znany sobie g ło s: M ario! I tera z już w jednej chw ili w iedziała — choć nic nie ro zu ­ m iała — że znów je s t przed n ią jej Zbawiciel, że jed n a k żyje, choć zabity, że Jezus j e s t !

Po raz d ru g i w sw ym życiu M aria z M ag­

dala przeżyła moc Bożą, moc życia wiecznego.

Po raz pierw szy, g dy ją m artw ą dla życia wiecznego z Bogiem ożywił Jezus z N azaretu, i tera z drugi raz, gdy Go u jrz a ła z m a rtw y ch ­ w stałego i g dy ją sam ą zm artw iałą z bólu i bez­

nadziejności ożywił te n sam Pan, i gdy p rze ­ żyła znów, jak m oc N ieba w lew a się do jej serca, jak ożywia ją, ty m razem n a całe życie!

Nigdy już nie będzie płakać M aria z M agdali, iż „P ana zab rali“ . Dożyła tego, że w ypełniły się dla niej słow a obietnicy P ana: „I w y teraz sm utek m acie, ale zasię u jrz ę was, a będzie się radow ało serce wasze, a radości w aszej n ik t nie odejm ie od w a s“ (Jan 20,22).

*

M aria z M agdali dożyła tego wszystkiego, 0 czym czytam y w dw udziestym rozdziale św iadectw a Janow ego. Ona dożyła, a m y? Co nam dziś m ówi te n przed o statn i rozdział C zw ar­

tej Ew angelii? Co m ów i nam postać M arii z M agdali? I czy m ów ią Nam, w łaśnie nam , tobie 1 m nie.

Jeśli bow iem podobało się Duchowi Ś w ięte­

mu, aby w E w angeliach jak reflektorem ośw iet­

lić w m roku i w yodrębnić z grom adki osób bę­

dących u grobu Pańskiego- w te n niedzielny po­

ranek, w łaśnie M arię z M agdali, to nie stało się to- przypadkow o.

Cóż n am Duch ch-ce pow iedzieć przez -osobę M arii M agdaleny i jej przeżycia. Bowiem:

„w szystko Pismo od Boga jest n atch n io n e i po­

żyteczne k u nauce, k u strofow aniu, ku n a p ra ­ wie, k u kształceniu w spraw iedliw ości, aby człowiek Boży był doskonały...“ (2 Tym. 3, 16,

17*).

P rz y jrz y jm y się więc, choć pokrótce, ty m osiem nastu w ierszom dw udziestego rozdziału Ew angelii w edług Jana.

M aria M agdalena przyszła do grobu P a n a Jezusa przed św item , gdy było jeszcze ciemno.

Przyszła tam , ab y oddać o sta tn ią usługę sw e­

mu P a n u i Nauczycielowi. Cóż to m ówi? Mówi to, że służba była dla M arii w ażniejsza od snu, od w ypoczynku, M iłowała P ana bow iem i służ­

bę bardziej, niż siebie, „bo ten kom u w iele odpuszczono (grzechów) te n w ięcej m iłu je ”:

B yła więc M aria służebnicą wdzięczną Bogu, gorliw ą, m iłującą i w ierną.

M aria M agdalena d w u k ro tn ie u grobu p rze ­ żyw a głęboki w strząs. Raz gdy widzi, że grób jest o tw a rty a P a n a w n im nie ma. D rugi raz, gdy je j płaczącej u k a z u je się P a n Jezus i M aria przekonuje się osobiście, że jej P an i N auczy­

ciel żyje, że jest, że z m artw y ch pow stał p ra w ­ dziwie.

Ale p o p atrzm y n a zachow anie się M arii w ty ch przeżyciach, zarów no tragicznych, ja k i radosnych. Oto M aria zaw sze idzie z tym , co przeżyła, do Zboru, do braci, i to do starszych braci. Pom im o, że bracia w ezw ani za pierw szym razem niczego jej w yjaśnić nie um ieli, w n i­

czym pomóc nie mogli, i zostaw ili ją sam na sam z p u sty m grobem . A jednak, gdy tylko dożyła radości w idzenia Pana, biegnie M aria znów n ie do kogo innego, jak do braci...

P o p atrzm y jeszcze, i znów u jrzy m y coś z najkosztow niejszych p ra w m iłości Bożej.

W iem y bowiem , że M aria -z M agdali była grzesznicą, i to — w edle ludzkiej, skali są­

dów — grzesznicą niem ałą, skoro w ym ieniona jest jako ta, z k tórej siedem dem onów w ygnał P an, Poza n ią d w a raz y tylko m ów i E w angelia o ludziach opętanych przez w ięcej, ja k je d ­ nego dem ona. Nie znam y ro d zaju ty ch g rze­

chów, od k tó ry c h M aria uw olniona została przez P a n a Jezusa. T radycja mówi, że jed n y m z nich było niem oralne życie. To jednak, co w iem y z P ism a Św iętego, a to je s t praw dziw e z całą pew nością, to św iadczy nam , że M aria była grzesznicą, k tó ra przeżyła oczyszczenie i uw ol­

nienie od grzechów.

A teraz spójrzm y ja k P an Jezus odnosi się do grzeszników , ja k tra k tu je M arię M agda­

lenę. W łaśnie je j, k tó rą w ładało siedem dem o­

nów, jej pierw szej pokazuje się P a n Jezus po Sw ym zm artw ychw staniu. N ie apostołom , nie braciom , nie M atce Sw ojej, nikom u o cnotliw ej przeszłości, a w ięc nie osobom, k tó ry ch życie i przeszłość — w edle ludzkiej oceny — było bez za rz u tu (z w y ją tk ie m m oże M ateusza byłego celnika). A le w łaśnie M arii M agdalenie, o grze­

sznej przeszłości, w cześniej od innych ukazuje się zm artw y ch w stały Pan. A ni słowa w yrzutu, żadnego- zastrzeżenia, nic co w skazyw ałoby, że przeszłość grzeszna, że grzechy popełnione daw ­ niej, ale w yznane i przebaczone, że m ają ja ­ kiekolw iek znaczenie u P ana. „Ja, J a sam “ — m ówi Bóg — „gładzę przestępstw a tw oje... a grzechów tw oich n ie w spom nę...“ (Izaj. 43,125).

Pan Jezus nie pam ięta, i n ie w spom ina g rze­

chów uznanych i w yznanych przez grzeszni­

ka, i ja k w idzim y — n ie czyni różnicy w śród tych, k tó ry ch zbaw ia i czyni dziećm i Swymi, a n a w e t z w iększą jeszcze troskliw ą m iłością odnosi się do tych, k tó rzy kiedyś upadli; nie chce D obry P asterz, aby pam ięć wcześniej po­

p ełnionych grzechów zasm ucała ta k Jego ucz­

n ia lub uczennicę, aby m niem ał, że jest z tego pow odu upośledzony i nie ma, rów nej z in-

(6)

nym i, łaski u Boga. T ak nie jest! To ludzie o skażonym przez grzech sercu i um yśle w zna­

w iają to, co przebaczone, i sądzą to w d ru ­ gich, co już zostało przez P a n a uspraw iedli­

wione. To ludzie ta k czynią, ale nie Bóg. I M a­

ria M agdalena jest tego p ra w a Bożej łaski ja w ­ n y m św iadectw em . C hw ała P a n u Jezusow i! bo mówi n am to jasno, że do P an a Jezusa m a każ-

/

dy człow iek przystęp, choćby go bliźni potępili.

Chodizi o to, a b y szukał — ja k M aria — P an a Jezusa, aby chciał Go m iłow ać i służyć Mu.

A w ięc św iadczy n a m A postoł Jan , że m a­

m y wszyscy przy stęp do -łaski Zbaw iciela, Z m artw ychw stałego P a n a Jezusa!

brat Zdzisław

A Ibert K napp urodził się w T y b in d ze 25 lipca 1798 r.

Ojciec jego zajm ow ał w yso k ie stanow isko państw ow e. O la­

tach sw ojego dzieciństw a K napp pisze w n a stęp u ją cy sposób: in tereso w a ły m n ie ró ż­

ne zagadnienia i posiadałem w iele ró żnych wiadom ości, znałem ta kże historie biblijne.

Lecz ż y łe m bez C hrystusa, nie b yłem człow iekiem odrodzo­

n ym . Szczególnie interesow ał m nie S ta ry T esta m e n t i przed m oim i oczami często p rze su ­ w a ły się, ja k b y żyw e, obrazy pełnej blasku i u p adków h i­

storii ludu izraelskiego. Lecz w m oim n a jb liższy m otoczeniu nie było nikogo, k to b y m i m ógł w skazać drogę do Jezusa C hrystusa i naśladow ania Go.

Jezu s C hrystu s b ył dla m n ie k im ś obcym . G d y A lb e rt K napp w yrósł z dziecięcych lat, ojciec jego w yra ził ż y c z e ­ nie, że b y pośw ięcił się studiom teologicznym ; i te m u ży cze n iu ojca stało się zadość. Po u k o ń ­ czeniu 16 lat został p r z y ję ty do seminarium teologicznego

A lbert Knapp

w M aulborn. S tu d ia w zn a c z­

n y m stopniu p r z y b liż y ły go do B iblii, poznał g łębiej je j treść, lecz jeszcze ciągle nie posiadał osobistego sto su n k u w ia ry do Zbaw iciela. L ecz i ta k o n ie c z­

na m iara ju ż' w k ró tce została dopełniona w jego ży ciu . D zię­

ki służbie znanego w y k ła d o w ­ cy i kaznodziei L u d w ika Hofac- kera p r zyb liży ł się do C h ry stu ­ sa. Bardzo m ocno przeniknęło go słow o C hrystusow e skiero­

w ane do N ikodem a (Jan 3,1) —

„M usicie się na now o naro­

dzi”. Pod w p ły io e m słóio C h rystu sa zrozum iał, ja k bar­

dzo jest grzeszny.

To b y ł ta k że m o m e n t d e c y ­ dują cy w jego ży ciu . D zięki C h rystu so w i m ógł zacząć żyć na nowo. W kró tc e te ż dał się poznać jako u ta le n to w a n y p i­

sarz. Po naw róceniu, któ re m iało m iejsce w r o k u 1821, spalił dw a to m y sw oich poezji poniew aż u znał je za pogań­

skie. A lb e rt K n a p p ta k pisze o ty m w yd a rzen iu . „Dziś spali­

łem w s z y s tk ie m o je u tw o ry.

M usiałem ta k u czynić, po n ie­

w aż p rzek o n a łe m się, ja k bar­

dzo m o je serce je s t p rzy w ią za ­ ne do ty c h w ie rszy i poem a­

tów . One oddalały m n ie od m ojego Zbaw iciela, którego ta k bardzo pokochałem . M oje w iersze n a p ełn ia ły m n ie 'H u - mą, pośw ięcałem im w iele cza­

su i dlatego postanow iłem za m kn ą ć ten rozdział w ta ki sposób, ż e b y ju ż w ięcej do n ie ­ go nie wracać. Na d e c yzję m o ­ ją w p ły n ę ły słow a C h ry stu so ­ we... „kto nie zaprze się sam e­

go siebie, nie je s t m n ie go­

d zie n ”. Z ro b iłem ta k, po n ie­

w a ż chciałem bardzo być u c zn ie m Jezusa C hrystusa. ...

W e w n ę tr z n y głos, k tó r y n a k a ­ z y w a ł m i ta k postąpić, p o tra k ­ to w a łem jako Jego głos. J e ­ s te m gotów w s z y s tk o u czynić dla Niego. Ż e b y podobać się Jem u , pragnę w ieść życie św ię to b liw e.”

A lb e rt K n a p p pośw ięcił się nie ty lk o pracy k a zn o d zie j­

skiej, lubić także pisać i śpie­

w ać Bogu na chwałę. I od te ­ go m o m en tu , g d y C h rystu s stał się jego Z baw icielem , ca­

(7)

ły m sercem pisał i śpiew ał B o­

gu na chwałę.

W 1837 r. ukazał się w d r u ­ k u jego śpiew nik pieśni ew a n ­ gelicznych „Dla Zborów i do­

m ów ”. Część tyc h p ieśn i z e ­ brał, poprawił lub p rze tłu m a ­ czył na ję z y k o jc zy sty osobi­

ście; wiele pieśni w yszło bez­

pośrednio spod jego pióra. P ieś­

ni, które pisał n io sły błogosła­

w ieństw o i nadzieję, k rze p iły otuchą serca w ierzących. W pieśniach A lb e rta K nappa przebija m o ty w radości i ew an­

gelicznej pew ności zbaw ienia.

W iele pieśni p rzedstaw ia cier­

pienie i śm ierć C hrystusa, za ­ wiera tęskn o tę za ży cie m w ie ­

c zn ym i m iło w a n iem Boga.

P ieśni, któ re K n a p p napisał n aw o łu ją chrześcijan do c z u j­

ności i św iętego życia w p o słu ­ szeń stw ie Bogu. Dla p r z y k ła d u z a c y tu je m y jed n ą z bardziej zn a n y ch i u lu b io n y c h pieśni A lb erta Knappa: „Spełniło się teraz! S z c zę ś liw y to stan. N ie je s tm ju ż sw oim , posiada m ię Pan. On przecież m n ie stw o ­ r z y ł i grzech y m e z m y ł, 1 D u ­ cha p ło m ien iem On serce m e chrzcił”.

(Ś p ie w n ik P ielg rzym a , n r 246) Ś w ia d ectw o K nappa popar­

te napraw dę b o g o b o jn ym ż y ­ ciem p rzyn io sło w ie le owocu.

A lb e rt K n a p p zapisał się w p a ­

William Booth

i

i

Armia Zbawienia

¥ ednym z najw iększych p rzy -

" wódców relig ijn y ch i refo r­

m atorów w szystkich czasów był niew ątpliw ie W illiam Booth, założyciel i pierw szy gen erał A rm ii Zbaw ienia. D yscyplina A rm ii Z baw ienia była ta k su ­ row a, jej poziom etyczny tak wysoki, a jej m etody p rac y ta k w yczerpujące, że w y d aje się w prost niepraw dopodobieńst­

wem, jak m ogły zainteresow ać się n ią szersze kręgi chrześci­

jan. Jednak, podobnie jak K w a- krzy, A rm ia Zbaw ienia w y w a r­

ła potężny w p ły w n a pogłębie­

nie życia duchowego- ogrom nej rzeszy chrześcijan oraz ukazała im nowe m ożliwości służby chrześcijańskiej oraz m ożliw ości now ych błogosław ieństw . Izrael był m ałym narodem , ale upo­

dobało się Bogu w łaśnie ten n a ­ ród obdarzyć przyw ilejem , usy- nowienia, zaw rzeć z n im p rz y ­ m ierze oraz dać m u Sw oje S ło­

wo i Zakon. I Izrael w łaśnie uczynił Bóg nauczycielem n a ­ rodów. Podobnie w iele nauczył Bóg św iat przez służbę A rm ii Zbawienia.

W ydaje się, że w łaśnie A rm ii Zbaw ienia udało się uniknąć

j ednostrouności c h a rak tery zu j ą- cej w szystkie inne w yznania.

K ościół katolicki k ład ł za duży nacisk n a zew nętrzne uczynki, fo rm y i cerem onie. Kościoły protestanckie zaś ulegały n ie­

jed nokrotnie drugiej skrajności;

podkreślały akt w ia ry zanied­

bując jednocześnie akcentow a­

nie uczynków i świętego życia.

A rm ia Z baw ienia d ała przykład jak zbaw cza w ia ra w in n a p ro ­ w adzić do uśw ięconego życia i gorliw ej służby. I chyba żadne inne w yznania chrześcijańskie nie zrozum iało pełniej obowiąz­

k u pójścia n a drogi i rozdroża, by służyć zgubionym i cier­

piącym , jak zrozum iała to A r­

m ia Zbaw ienia.

A rm ia Z baw ienia dała św ia­

tu koncepcję chrześcijaństw a, k tó ra zdobyła zaufanie mas.

Członkowie A rm ii Zbaw ienia nie m arnow ali iczasu d y sk u to ­ w aniem d o k try n i teorii, lecz u b ierali nagich, k arm ili głod­

nych, odw iedzali chorych i więźniów , i w te n sposób p rz y ­ prow adzali ludzi do zbawczego poznania C hrystusa. O statecz­

nie, w d n iu sądu owce będą

W illiam Booth

m ięci potom nych, ja ko w ie rn y św iadek Jezusa C hrystusa. Z a ­ snął w P anu 18 czerw ca 1864 r. w S tu ttg a rcie. Odwołał go do sw ojej c h w a ły Pan, o k tó r y m śpiew ał całym sercem . K ie d y dzisiaj śp ie w a m y jego pieśni, w sp o m n ijm y w iernego sługę C hrystusow ego, k tó r y p rzed na m i śpiew ał Bogu na chwałę. Ś p ie w a jm y i m y także z w iarą i radością, dopóki i nas Pan nie pow oła do Siebie.

Ś p iew a jm y , ja k śpiew ał w ie r ­ n y sługa Jezusa C hrystusa A lb e rt K napp, jed en z w ielu tw órców n a szych pieśni.

oprać. Kazim ierz Muranty

oddzielone od kozłów nie na podstaw ie teorii, lecz n a pod­

staw ie tego, czy nap raw d ę m i­

łow ali bliźnich sw oich i czy u- sługiw ali chorym , cierpiącym i potrzebującym , ja k czynił to P an nasz, gdy żył ,na ziemi.

M ożna być pew nym , że w łaśnie A rm ia Z baw ienia zda ten eg­

zam in m iłości o w iele lepiej niż inni, k tó rzy noszą im ię C hry­

stusa. Credo A rm ii jest bardzo p ro ste i k ró tk ie. Może być streszczone w trzech słow ach — m ydło, zupa i zbaw ienie (w ang. trz y „S" — soap, soup, salvation). W ierzyli w m ydło dla om ycia cielesnego b ru d u i dla polepszenia w arunków ży­

(8)

cia ludzi; w zupę dla zaspoko­

jenia głodu i przygotow ania lu ­ dzi do przyjęcia poselstw a o zbaw ieniu; w ierzyli w reszcie w pełne zbaw ienie za darm o dla w szystkich ludzi, k tórzy speł­

nią w aru n k i zbaw ienia.

Chociaż slogan „m niej do­

k try n y a w ięcej czynu“) ang.

less ereed and rnore deed) s ta ­ nowi fun d am en taln ą zasadę A r­

m ii Zbaw ienia, to jed n ak nie lekceważy się w niej ty ch p od­

staw ow ych doktryn, ja k pokuta, w iara i konieczność prow adze­

nia św iętego życia. P o kuta nie jest d la niej jedynie ubolew a­

niem n a d grzechem , ale rz e ­ czyw istym odw róceniem się od niego-. W iara nie je s t tylko ak­

tem intelektualnym , ale rz e ­ czyw istym zaufaniem C h ry stu ­ sowi, zaufaniem trw ający m na wieki. W każdym oddziale A r­

m ii Z baw ienia n a całym św ię­

cie każdego tygodnia odbyw ają się zebrania uświęceniowe, k tó ­ re m ają n a celu prow adzenie chrześcijan do przeżyw ania u- św ięcenia i napełn ien ia Duchem Św iętym . Św iętość n ie jest dla nich „przypisana“ tylko, ale n a ­ praw dę stw orzona przez m iesz­

kającego w w ierzącym Ducha Świętego. Bez rzeczyw istej m o­

cy Ducha Św iętego byłoby i- stotnie rzeczą bardzo tru d n ą prow adzenie zebrań pod o tw a r­

tym niebem każdego dnia w tygodniu, dwóch lub trzech zgrom adzeń w niedzielę, i to latem i zimą, w pogodę i deszcz.

Bez m ocy D ucha byłoby n ie­

możliwe, aby każdy żołnierz A rm ii Zbaw ienia m ógł każde­

go d nia brać udział w zgrom a­

dzeniu chrześcijańskim , a to przecież było jego obowiązkiem.

Życie żołnierza było życiem w y ­ m agającym wielkiego w ysiłku i w iele duchow ej mocy. G enerał Booth zdaw ał sobie z tego sp ra ­ wę i dlatego napełnienie D u­

chem u czy n ił podstaw ow ą n a u ­ ką A rm ii Zbawienia. Zresztą, tę praw dę zrozum iała nie ty l­

ko A rm ia Zbaw ienia, a le ta k ­ że cała rzesza pracow ników m i­

syjnych, prow adzących zgro­

m adzenia w w ielkich halach i pod o tw arty m niebem . Z rozu­

m ieli oni, że dla w ykonyw a­

nia skutecznej pracy dla C hry­

stusa niezbędna jest pełność D ucha Świętego,

N iew iele było osób, k tó re tak mocno o p d kreślały i tak po­

tężnie przeżyw ały moc Ducha Św iętego, jak W illiam Booth i jego żona K a ta rz y n a — „oj­

ciec“ i „ m a tk a “ A rm i Z baw ie­

nia. K ata rz y n a Booth przed sw oją śm iercią była pow szech­

nie u znaw ana za jed n ą z. n a j­

św iętszych i n a jb a rd zie j u d u ­ chow ionych niew iast. Je j w pływ ta k w e w n ątrz A rm ii, ja k i na zew nątrz był szczególny. Tysią ­ ce i dziesiątki tysięcy osób po­

zyskano d la C h rystusa lub w prow adzono w głębsze p rz e ­ życie duchow e przez w pływ jej życia. Było rów nież rzeczą n or­

m aln ą oglądanie se te k ludzi, którzy po przem ów ieniu W illia­

m a Bootha w ychodzili n a przód z prag n ien iem zbaw ienia lub pośw ięcenia, ta k siln y był bo­

w iem pow iem D ucha n a jego zgrom adzeniach. B ooth praw do­

podobnie odw iedził w ięcej k ra ­ jów, częściej przem aw iał, p rz y ­ prow adził do C h rystusa w ięcej dusz oraz u rato w ał więcej u- padłych m ężczyzn i n iew iast niż ktoś in n y spośród pracow ­ ników Kościoła. A rm ia Z ba­

w ienia p rac u je i dzisiaj w w ie ­ lu k rajach , a jej p rzy tu łk i, ko­

lonie rolnicze i b iu ra em igra­

cy jn e uczyniły w ięcej dla u r a ­ tow ania upadłych ludzi, niż ja ­ kaś in n a in sty tu c ja chrześci­

jańska, a n aw et, m ożem y to po­

wiedzieć, w ięcej niż one w szyst­

kie razem wzięte.

W illiam Booth, k tó ry m iał stać się założycielem A rm ii Z baw ienia i jed n y m z n a j­

w iększych refo rm ato ró w spo­

łecznych, urodził się 10 k w ie t­

nia 1829 ro k u w Sineiton, przed ­ m ieściu Notfcinghamu, w Anglii.

Rodzice jego byli gorliw ym i członkam i kościoła an g lik a ń ­ skiego, a szczególnie m atka by­

ła bardzo pobożną chrześcijan­

ką. Ojciec jego z początku był dosyć bogaty lecz później zban­

krutow ał. B ył w ięc W illiam w y ­ chow yw any w ubóstw ie i stąd później m ógł ta k szczerze współczuć biednym i cierpią­

cym. Ojciec poza ty m um arł dość w cześnie i W illiam został sam z ow dow iałą m atką.

Ju ż od najm łodszych la t W il­

liam Booth szukał sposobów, by ulżyć doli biednych i cier­

piących. Bardzo też w cześnie opuścił kościół anglikański s ta ­

jąc się re g u la rn y m uczestnikiem nabożeństw w kaplicy we- sleyańskiej. W w ieku la t trz y ­ n a stu oddał Bogu sw oje serce i całe życie. O pisując to przeży­

cie m ó w i: „D uch Ś w ięty stale w skazyw ał m i n a to, że m oje praw dziw e pow odzenie jest u- zależnione od m ego całkow ite­

go oddania się Bogu na służbę.

Po długim oporze poddałem się, pow ierzyłem się Jego m iło­

sierdziu, dotrzym ałem pewność przebaczenia w in i grzechów i z całego serca oddałem się Mu n a służbę. Godzina, m iejsce i w iele innych szczegółów tego w spaniałego przeżycia są głę­

boko w ry te w m oją pam ięć“.

W krótce po jego naw róceniu odw iedził N ottingham Jam es Caughey, s ły n n y i pełen Ducha Św iętego ew an g elista a m e ry ­ kański. C aughey był m etodystą i w czasie sw ej w izy ty w N ot­

tin g h am z w ielk ą m ocą ducho­

w ą głosił Słowo n a tem a t u- św ięcenia, k tó re było podstaw o­

w ą d o k try n ę m ełodyzm u. K a ­ zanie jego zrobiło n a świeżo naw róconym W illiam ie Booth niezw ykłe w rażenie i roznieci­

ło w jego sercu gorące p ra g n ie ­ nie p rzy p ro w ad zan ia dusz do C hrystusa. A le przez dłuższy czas Booth b y ł zbyt bojaźliw y, by m ógł odw ażyć się n a p ro ­ w adzenie publicznych zgrom a­

dzeń. W reszcie po długich ch w i­

lach spędzonych w m odlitw ie i studiow aniu Pism a św iętego zdecydow ał się n a czytanie u- ry w k ó w Słow a Bożego i w ygła­

szania k ró tk ic h przem ów ień na ulicach N ottingham u. Spotkał się z szyderstw em , a n a w e t rz u ­ cano w niego cegłami. Ale te ­ raz to go nie przestraszyło. Póź­

niej w raz z g ru p ą innych chrze­

ścijan, zaczął prow adzić zgro­

m adzenia w dom ach w iejskich i n a w olnym pow ietrzu. Będąc p rz y ję ty do p rac y w pew nej firm ie, m usiał ciężko pracow ać aż do ósmej w ieczorem . Po p ra ­ cy zaś pośpieszał do w si na zgrom adzenia, k tó re trw a ły do godziny dziesiątej. A po n abo­

żeństw ie b ył jeszcze niejedno­

k ro tn ie w zyw any do odw ie­

dzania chorych lub u m ie ra ją ­ cych. I w krótce s ta ł się p rz y ­ wódcą ty ch gorliw ych pracow ­ ników , k tó rz y chcieli głosić E- wange-lię tam , gdzie się tylko dało.

(9)

W siedem nastym ro k u życia został Booth m ianow any kazno­

dzieją laickim, a dw a la ta póź­

niej Superintendent okręgow y metodystów pragnął powołać go na stanowisko pastora, ale decyzji tej sprzeciw ił się le­

karz, który był zdania, że z r a ­ cji słabego zdrow ia nie sp ro sta on zadaniom pasto ra Zboru.

W 1849 rolku, w dw udziestym roku życia, przeprow adził się do Londynu. N ie m iał tu ta j ani przyjaciół ani pieniędzy. P odjął pracę urzędnika, a w iększą część wolnego czasu spędzał pracując w śród biednych. W końcu pośw ięcił się całkowicie głoszeniu Ew angelii, każąc ją w w ielu dzielnicach L ondynu.

Cizasami b y ł bardzo o stro k ry ­ tykow any, ale to nie przeszko­

dziło, by n a jego zebraniach lu ­ dzie m ogli dojść do poznania Jezu sa C hrystusa jako swego Zbawiciela.

W 1851 ro k u pow stał sp ó r w kościele w esleyańskim n a te ­ m a t reprezen tacji laików w konferencji i pow ażna liczba pastorów, k tórzy opow iadali się za tą ideą i byli zw olennikam i innych jeszcze reform , albo sa ­ m a w y stąp iła z Kościoła albo została skreślona przez konfe­

ren cję doroczną. G rupa ty ch p a ­ storów sta ła się zalążkiem n o ­ wego ru c h u reform istycznego.

Z pow odu sw ojej sy m p atii do reform atorów -— chociaż bez­

pośredniego udziału w sporze nie b rał — Booth także został skreślony z listy kaznodziejów m etodystycznych. W tedy re ­ form atorzy zaoferow ali m u s ta ­ nowisko p asto ra w jednej z kaplic w Londynie. O fertę tę Booth p rzyjął. I tu ta j w łaśnie spotkał K atarzy n ę M um ford, u- talentow aną i oddaną Bogu m ło­

dą kobietę, k tó ra później została jego żoną.

W ciągu dwóch czy trzech lat W illiam Booth głosił Ew angelię w Londynie i w k ilk u innych m iastach Anglii, i w w ielu m iejscach spotkał go niezw y k ­ ły sukces; w iele dusz zostało pozyskanych dla C hrystusa w czasie jego zgrom adzeń. Ale je ­ go p ry w a tn e życie było w d al­

szym ciągu nieustabilizow ane.

R eform atorzy n ie m ieli ustalo­

nego pro g ram u działania, nie byli zorganizow ani, a ponadto istn iały w śród nich różnice zdań n a w iele spraw . Booth próbo­

w ał zachęcić ich do przyłącze­

nia się do Nowej K oneksji Me­

todystów , k tó ra opow iadała się za refo rm am i i za re p re z e n ta ­ cją laików. W rez u 'ta cie Booth i p ew n a część .-eformistów po­

łączyła się z N ow ą K oneksją.

Spotkał go tera z n a now o w iel­

k i sukces w p rac y ew angeliza­

cyjnej. Sław a jego jako kazno­

dziei przebudzeniow ego zaczęła się rozchodzić po całej Anglii.

Setki osób doznaw ało n aw róce­

nia p raw ie w każdej se rii zgro­

m adzeń przez niego prow adzo­

nych. Nareszcie też jego sy tu a­

cja m ate ria ln a uległa p o p ra ­ wie, co też um ożliw iło m u po­

ślubienie K a ta rz y n y M umford, k tó ra sta ła się jego doradcą i pom ocnicą w w ielu spraw ach.

Ich narzeczeństw o i m ałżeńst­

wo było idealne. N iew iele było osób, k tó ry c h serca i życie były w takiej jedności.

C ztery lata, aż do 32 roku życia p racow ał Booth w Nowej K oneksji M etodystów , głosząc E w angelię w kilku głów nych m iastach Anglii. Ludzie m aso­

wo naw racali się do Boga.

B ooth s ta le przekonyw ał kon­

ferencję, by go zw olniono ze stałej p rac y pastorskiej i aby um ożliw iono m u pośw ięcenie całego czasu na pracę ew ange­

lizacyjną. G dy jed n a k kon feren ­ cja n ie w y rażała n a to zgody, sam postanow ił w ro k u 1861 złożyć rezygnację z pracy p a­

storskiej i pośw ięcić się zu peł­

nie działalności ew angelizacyj­

nej. Pow zięcie tej decyzji m iało m iejsce n a krótko przed szcze­

gólnym przeżyciem duchow ym , k tó re B ooth doświadczył. Tak W illiam ja k i jego zona byli pilnym i stu d e n ta m i pism J a n a W esleya i p rzy jęli jego poglądy n a te m a t uśw ięcenia, ja k zresz­

tą i inne jego poglądy na cały szereg zagadnień życia ducho­

wego. Booth w iele i p rze d ty m p isał n a tem a t uśw ięcenia, czy­

stości serca itp., ale napisał

w tedy niew iele, gdy chodziło o jego w łasne przeżycia uśw ię- ceniowe. J a k doszło do tego przeżycia dow iadujem y się li­

stu, k tó ry K ata rz y n a Booth pi­

sała do swoich rodziców : „Za­

stan aw iałam się długo n a te ­ m at nauki o uśw ięceniu. Czuję, że dotąd niedostatecznie zw ra­

caliśm y ludziom n a to uwagę.

O, gdybym ja sam a m ogła w ejść w głębię ty ch przeżyć P ostanaw iam usilnie o to się starać. Jednocześnie zaczynam y przedstaw iać tę sp raw ę naszym słuchaczom “ . W in n y m liście czy ta m y : „W illiam głosił n a ten tem a t dw a ralzy. Dało się za­

uw ażyć w śród słuchaczy szcze­

gólne ożyw ienie. J a także m am przem aw iać n a te n tem a t w p iąte k w ieczorem i w niedzielę po południu. M ódlcie się, aby P a n m ię do teg o uzdolnił. P ra g ­ nę całkow icie M u się poświęcić.

Je ste m w dzięczna P anu, że w ostatnim czasie m iał łaskaw ie do czynienia z m oim mężem.

Jego dusza w zrosła w łasce; jest on n a pełnej drodze do św ię­

tości. Bylibyście zdziw ieni zm ia­

ną, jak a w nim zaszła. Nie s ta r ­ czyłoby m i nocy n a opisyw anie w szystkich okoliczności, przez które O patrzność i Łaska p ro ­ w adziły go do tego przeżycia.

Z apew niam was, że jest to chw alebną rzeczyw istością i w iem , że będziecie cieszyć się z tego pow odu“.

Opisując jak sam a szukała gorliw ie i jak dośw iadczyła głębszego przeżycia duchow e­

„... chyba żadne inne w yznanie chrześcijańskie nie zrozumiało pełniej obowiązku pójścia na drogi i rozdroża, by służyć zgubionym i cierpią­

cym, jak to zrozumiała Arm ia Zbaw ienia”. N a zdj. K obieta-żołnierz Arm ii Zbawienia w czasie służby.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Podobnież wszechm ocnym jest Ojciec, w szech ­ mocnym Syn, w szechm ocnym Duch Święty; a jednak nie trzej wszechm ocni, ale jeden w szechm ocny... Kara śm

W edług pew nych obliczeń Jezus C hrystus po zm artw ychw staniu Swoim jedenaście razy ukazał się uczniom Sw

Córeczka stanow czo zaprzeczała jako b y to ona coś z tego sobie posm akow ała.. L ecz została ona

Jest to słuszne, gdyż Pismo Św ięte mówi, a praktyka życiowa potwierdza, że w iara rodzi się przez słucha- nie Słowa Bożego; jedynie przez Słowo Boże i

Warszawa, Al. Tego jeszcze nie było.. N ienaw idzi więc człowieka.. O panow ało m nie dziw ne uczucie; poczułem się niepew nie.. Nie byłoby tego rozróżnienia, gdyby

cego się do przypisywania sobie przez polski episkopat rzymskokatolicki prawa do wypowiadania się w imieniu narodu polskiego w ogóle, a w sprawach

zw ykle ludności św iata, przy jednoczesnym cofaniu się analfabetyzm u, ilość w ydaw anych B iblii m usi wzrosnąć conajmniej do 150 m ilionów (egz.) rocznie, aby

niesiem y w ielką odpowiedzialność, jeśli dana nam szansa zosta­.. nie