A:' ;;^ v i;:;;;-v^>: r i/'yv
^ " m: * :v ' ! - :j - - - ..
* * m w * # # # * i
m » m V
V w > a w m m > ^$i
4 - " #
" ’? ■ & p - i $ . K
jinf& trW
"A'
Am '«Mi" s4 i '- 3
i ' * ?
^ p i W D P «
W 1 $ w W
* ^%vy w s ''W w łnf*»«W«>
C H R Z E Ś C I J A N I N
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok z a ło ż e n ia 1 8 2 9 W a rsza w a ,
Nr 8 „ s ie r p i e ń 1 9 6 8 r.
TREŚĆ NUMERU:
B ZIEN PANA UW IELBIONY PA N OTO IDZIE...
W YTRW AŁOŚĆ W M ODLITW IE PRZYCZYNNEJ
U CIELEŚNIONE SŁOWO M IE SZ K A J W JE Z U SIE (13)
„GŁOS EW A N G ELII" — AUDYCJA n r 12
KRONIKA
M ie sięczn ik „ C h rz e ś c ija n in ” w y s y ła n y j e s t b e z p ła tn ie ; w y d a w a n ie c z a so p ism a u m o ż liw ia w y łą c z n ie o fia rn o ś ć C zy tel
n ik ó w . W szelk ie o fia ry n a czaso p ism o w k r a ju , p ro sim y k ie ro w a ć n a k o n t o : Z jed n o czo n y K o śc ió ł E w a n g e lic z n y : PK O W arsz a w a , N r 1-14-147.252, z a z n a c z a ją c cel w p ła ty n a o d w ro cie b la n k ie tu . O fia r y w p ła c a n e z a g ra n ic ą n a le ż y k ie r o w a ć p rz e z o d d z ia ły z a g ra n ic z n e B a n k u P o ls k a K a s a O p iek i, n a a d re s P re z y d iu m R a d y Z je d n o c z o n e g o K o śc io ła E w an g eliczn eg o w W a rsz a w ie , A l. J e r o z o lim sk ie 99/37.
Wydawca: P rezy d iu m R ady Z je d noczonego K ościoła Ew angelicznego Redaguje K olegium
A d re s R e d ak c ji i A d m in istra cji:
W arszaw a, Al. Jero zo lim sk ie 99/37 Telefon: 28-68-94. R ękopisów n a d e słanych nie zw raca się.
RSW „ P ra sa ”, W arszaw a, ul. S m ol
n a 10/12. N akł. 4500 egz. Obj. 2 ark.
Zam. 991. M-46.
D Z IE Ń P A N A
W „T Y G O D N I K U P O W S Z E C H N Y M ” z listopada ubiegłego ro
k u (Nr 47 z dn. 21.11.65) u m ie szc zo n y był c ie k a w y a r ty k u ł pt. „Koniec św iata”. W a r ty k u le t y m omawia autor różne hipo
te z y uczonych, k tó r z y rozważają rozm aite w a ria n ty końca ś w ia ta. Pod pojęciem „końca św iata” rozum ie autor tego rodzaju k a ta kliz m k o sm iczn y , k t ó r y spow oduje całkowitą zm ianę na p o w ierzchni naszej p la n e ty i w k o n s e k w e n c ji doprowadzi do za głady g a tu n ku HOMO S A P I E N S (człowieka) na globie ziem - skint. „Jeszcze p ięćdziesiąt la t te m a — czptam p ta m — m ożna było ty lk o w ie r zy ć lub nie w ie rzy ć w p r z y s z ły koniec świata.
Obecnie zagadnienie to przestało być je d y n ie p r z e d m io te m w ia
r y religijnej. D zięki w spaniałem u rozw ojow i n a u k ścisłych, a zwłaszcza astronom ii i astrofizyki, trudno dziś wątpić, że k o niec świata nastąpi. Pozostaje ty l k o problem: k ie d y i j a k ”.
Kiedy? T e n problem, interesował j u ż p ierw szy c h uczniów C h r y stusa. „Lecz On r z e k ł do nich: nie wasza rzecz jest znać czasy i chwile, k tó re Ojciec w sw ojej m o c y p ołożył” (Dz.Ap. 1,7).
A więc nie w i e m y k ie d y nastąpi ta chwila, g d y „niebiosa z trz a s k iem przem iną, a ż y w i o ły rozpalone stopnieją, i ziem ia i dzie
ła na niej spłoną” (2 Pt. 3,10). Ten dzień Pański p rzy jd z ie — w edług św iadectwa Pism a Św iętego — ja k złodziej w nocy.
Istotą dnia Pańskiego w historii św iętej była zaw sze bezpośred
nia ingerencja Boga w życie ludzi. T y m dn iem P a ń sk im jest pow tórne przyjście Jezusa Chrystusa. Mając to na uw adze m o ż e m y śmiało stwierdzić, że Pismo Ś w ię te m ó w i o p e w n y c h z n a kach, które św iadczyć m ają o zbliżaniu się końca. Pierw sze p rzyjście Jezusa C hrystusa zostało praw ie w szczegółach p r z e
powiedziane w Słow ie B ożym . Miał On urodzić się z P anny, w Betlejem ie, miał być u k r z y ż o w a n y , z m a r tw y c h w s ta ć i wstąpić do nieba. Podobnie też Słowo Boże podaje szereg znaków , które się ukażą przed p o w tó r n y m przyjś c ie m naszego Pana. W y m i e ń m y niektóre z nich.
Po pierwsze, z n a k ie m t y m jest p sy ch ic z n y stan świata: „na z iem i przerażenie narodów z rozpaczą” (Łk. 21,25), „i w.tedy wielu się zgorszy i jed n i drugich wydadzą, i jedni drugich nie- nawidzieć będą” (Mt. 24,10). M oralny stan świata jest n a s tę p n y m z n a k ie m czasu. Pod w zg lęd em moralności pow tórzą się cza
sy Noego i Lota. „A Duch w y ra źn ie mów i, że w późniejszych czasach odstąpią n ie k tó r z y od wiary, słuchając duchów z w o d n i
czych i n a u k diabelskich (1 T y m . 4,1; por. Mt. 24,11; T y m 4,3— 4; 2 Tes. 2,3). A w ięc odstępstw o od w ia ry jest również z n a k ie m czasu. R ozm nożenie się nieprawości, przyjśc ie naśm iew - ców, prześladowania, rozw ój w ie d z y , głoszenie Ew angelii na ca
ł y m śiciecie — oto n astępne z n a k i zbliżania się dnia Pańskiego.
Co m a m y czynić? M a m y być gotowi, oczekiwać cierpliwie i gor
liwie pracować dla Pana, a b y ś m y „nie byli z a w s ty d z e n i przed N im w p r zyjściu Jego” ( l J n . 2,28). Dla wierzącego człowieka przyjście Jezusa C hrystusa będzie chwilą chwalebną. T y m zaś, k tó r z y są poza C h r y s tu s e m — n a jw ięk szą klęską, tragicznym oddzieleniem od Boga na wieki. Dla tych, k tó r z y są gotowi bę
dzie to chwila wspaniałego z w y c ię stw a i spełnienia nadziei, g d yż koniec będzie początkiem N O W E G O ; sta ry eon ustąpi m iejsce „n o w y m niebiosom i n o w ej ziemi, w k tó ry c h spraw ied
liwość m ie szk a ”.
U w i e l b i o n y Pan
„Siedzi na praw icy Boga. Ojca W szechmo
gącego” — pow iada o w yw yższonym i uw ielbio
nym Jezusie C hrystusie chrześcijańskie w yzna
nie wiary. Jezus C h ry stu s,” k tó ry się począł z Ducha Świętego, narodził się z M arii Panny, umęczon pod Poncjuszem P iłatem , u krzyżo
wań, um arł i pogrzebion, zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zm artw y ch w stał”, rów nież „w stą- uił na niebiosa, siedzi po praw icy Boga, Ojca W szechmogącego“. Słowo „siedzi“ je s t p ierw szym czasow nikiem użytym tu ta j w czasie te raźniejszym . O kreśla ono bow iem chw alebną teraźniejszość w dziejach zbaw ienia, te ra ź n ie j
szość, której spraw cą jest Syn Boży, Jezus Chrystus. W szystko, co było dotąd oznacza w spaniałą przeszłość, k tó ra może być stresz
czona w zdaniu w ypow iedzianym przez Jezusa C hrystusa n a k rz y ż u : W ykonało się! Oznacza to wszystko, co Jezus uczynił raz n a zawsze.
Teraz zaś w idzim y naszego Pana, k tó ry zasiadł na praw icy i objął w spółrządy z Ojcem nad ca
łym w szechśw iatem .
P rzy p atrzm y się bliżej ty m w ydarzeniom , które m iały m iejsce n a krótko przed w niebo
w stąpieniem naszego Pana. W edług pew nych obliczeń Jezus C hrystus po zm artw ychw staniu Swoim jedenaście razy ukazał się uczniom Sw o
im. O statni raz ukazał się praw dopodobnie dla 120 uczniów, k tórzy zeszli się w m iejscu Eleona n a stoku góry O liwnej. W yrzucał im niedow iarstw o i upór serca, a to dlatego, że nie uw ierzyli świadkom , k tó rzy w idzieli Jezusa po zm artw ychw staniu. W czasie tego pożegnal
nego spotkania uczniow ie otrzym ali m andat m isyjny: „idąc na w szystek św iat, głoście Ew angelię w szystkiem u stw o rzen iu “ (Mlc. 16, 15). Mowa tu jest oczywiście o ludziach, o ro zum nym stw orzeniu. W w yn ik u głoszenia Ew anegiii ludzie będą dostępow ać w iary, która jest podstaw ow ym w aru n k iem zbaw ienia. W ie
rze jako zbawczej ufności w dokonane dzieło C hrystusa m a tow arzyszyć chrzest. Chrzczeni m ają być ci, co uw ierzą. Zgodnie z n a u k ą P i
sm a Świętego chrzest nie m a p raw a w y p rze
dzać w iary. Ochrzczeni m ają być ci jedynie, k tórzy uw ierzyli. Tu nie obow iązuje zasada rów nania algebraicznego: w iara i chrzest czy chrzest i w iara rów na się to samo. Nie! „M yśli m oje nie są jako m yśli w asze” — mówi Bóg.
Logika Boża je s t inna. „K to uw ierzy i ochrzci się, zbaw iony będzie” (Mk. 16, 16).
Odchodząc od uczniów P a n nie zostaw ił ich sam ych. Przyobiecał zesłanie D ucha Św ię
tego, owego „innego Pocieszyciela“. Duch Św ięty m iał im urzeczyw istniać obecność J e zusa C hrystusa w śród nich.
I tak po rozm owie z uczniam i, pobłogosła
wiwszy ich zadatkiem, łaski, dobrodziejstw a i opieki, wzniósł się do nieba. P atrzącym w górę uczniom ukazali się posłańcy niebiańscy, k tó rzy złożyli, w łaściwie pow tórzyli obietnicę o
ponow nym przyjściu Jezu sa C hrystusa n a zie
mię. P a n przyjdzie jeszcze raz, ale tym razem przy jd zie nie po to, aby cierpieć i um ierać.
Przyjdzie, a b y panow ać jako K ról królów i P a n panów.
O Sw oim w niebow stąpieniu m ów ił Jezus nie jednokrotnie, gdy przebyw ał n a tej ziemi.
C zytam y o ty m w Jego arcykapłańskiej m od
litw ie (Jn 17, 1 nn). P rzygotow ując się do Sw e
go odejścia do Ojca, m odli się Jezus za ucznia
mi, k tó rzy pozostaną n a świecie. Modli się o to, aby oni b yli zachow ani od złego, aby byli po
św ięceni w praw dzie i zachow ani w jedności.
O w stąp ien iu P an a do niebios czytam y rów nież w c ztern asty m rozdziale ew angelii J a na. W rozdziale ty m zachęca P an uczniów Swo
ich, aby nie opierali się n a uczuciu, ale n a fak
tach Słowa Bożego; nie n a uczuciach, ale na m ocy Bożej. Słowo Boże daje n am obietnicę, że w dom u Ojca jest w iele m ieszkań. W dom u Ojca, gdzie p a n u je w ieczne Słońce S praw ied
liw ości czeka n a n as ogrom na przestrzeń. P rz y j
dzie Pan, aby nas n a tę przestrzeń cudow ną wprow adzić.
„W P a n u położyliśm y całą nadzieję, będzie
m y m ieli także udział w Jego radości. Dziś je
steśm y n ieznani i poniżeni, jak i On, kiedy przebyw ał na ziem i; ale kiedy Zbaw iciel nasz przyjdzie, poznani będziem y tak, ja k i On.
W zgardzeni na święcie, zajaśn ieją w k ró le st
w ie Ojca Jego. Po czym w ybaw ieni P ańscy zja
w ią się jako królow ie i kapłani, a dni sm utku przem iną. Pokój i św ietność tysiącletniego p a now ania P a n a Jeizusa n a ziemi, będą w spa
n iałą nagrodą dla lu d u Bożego za stulecia św iadectw o Nim i w alki. O, dźwięczcie dzwo
ny nadziei” (C. H. Spurgeon).
U w ielbiony C hrystus, k tó ry w stąpił do nieb a został uczyniony Panem . „Jezus jest P a
nem “ — ta k brzm iało n ajk rótsze w yznanie pierw szych chrześcijan. N ajpiękniej o tym p a
now aniu C h rystusa n ap isał Apostoł P aw eł: „Dla tego też Bóg n a d e r Go w yw yższył, i darow ał m u mię, k tó re je s t nad w szelkie imię; aby w im ieniu Jezu sa zginało się w szelkie kolano, tych, którzy są n a niebiosach, i na ziem i i pod ziem ią, i aby w szelki język w yznaw ał, że J e zus C hrystus je s t P anem k u chw ale Boga O jca“
(Fil. 2,9— 11).
U w ielbiony C hrystus sta ł się Głową K o
ścioła, Głową i rep re z en ta n te m now ej odrodzo
nej ludzkości. W ierzący, żyw i członkowie Ko
ścioła są członkam i Jego ciała. Duch Św ięty, k tó ry został d an y Kościołowi w dniu Pięćdzie
siątnicy przek azu je m u wolę C hrystusa. „On też jest głow ą ciała, Kościoła, cn jest począt
kiem , pierw orodnym z um arłych, aby we w szystkim przodow ał“ (Kol. 1,18).
U w ielbiony C hrystus stał się N ajw yższym K a p ła n e m ,, „ k tó ry przeszedł przez niebiosa“
2
(Hebr. 4,14). Dla lu d u Bożego jest w ty m sło
wo w ielkiej pociechy, gdyż „nie m am y N a j
wyższego K apłana, k tó ry b y nie m ógł m ieć li
tości nad słabościam i naszym i, lecz takiego, k tó ry był kuszony w e w szystkim podobnie jak my, oprócz g rzechu“ (Hebr. 4,15). Ten N a j
wyższy K ap łan może nas rozum ieć. I d late go też jako nasz O rędow nik przed obliczem Ojca ciągle przyczynia się za nam i, przeciw staw ia się oskarżeniom w roga naszych dusz.
N iech uw ielbione będzie im ię Jego !
O T O I
T dzie, nadchodzi P an Jezus. Mówił, że p rz y j- dzie jeszcze raz; objaw ił też uczniow i Sw e
m u, Janow i, n a w yspie Patm os, co n a świecie i w niebie dziać się ma. O bjaw ił m u to Pan, aby przekazał objaw ienie innym . I dlatego tę o statnią księgę Pism a Św iętego nazw ać też m ożna o statnim apostolskim listem pow szech
nym . Dotyczy on bow iem w szystkich ludzi, m ó
wi bow iem o losach ziem i i ludzkości.
Zw róćm y uwagę, że po w stępnych słow ach rozpoczynających ten o statn i List Apostolski, m ówiących o błogosław ieństw ie czytania i za
chow yw ania słów proroctw a, będącego jego treścią, n a stę p u je św iadectw o Janow e o o b ja
w ieniu, któ re m u dał Pan. Na w stępie zaś tego św iadectw a, D uch Św ięty um ieścić kazał bło
gosław ionem u pisarzow i tak ie słow a: „Oto idzie z obłokami, i ujrzy Go w szelkie oko, i ci którzy Go przebili, i narzekać będą przed Nim w szyst
kie pokolenia ziemi. Tak. Amen. Jam jest Alfa i Omega, początek i koniec, mówi Pan, który jest, i który był, i który przyjść ma, On Wszech
mogący“.
Ten układ, porządek p isan ia m ówi w y ra ź nie, jasno, dobitnie, że przed w szelkim p o z n a w a n i e m objaw ień Bożych, a w ięc całego Słowa Bożego, pow inna m ieć m iejsce św iado
mość, że P an Jezus ten, k tó ry b y ł — j e s t i t e r a z , d z i ś , T e n s a m ; i że jest to ten Sam Pan Jezus, k tó ry d ał początek w szel
kiej rzeczy stw orzonej, w szelkim praw om rz ą dzącym św iatem duchow ym i m aterialnym , i że On, a nie k to in n y w yznacza czas i sposób, w jaki te rzeczy i sp raw y koniec swój biorą.
On bowiem, i tylko On je s t W szechmogący i W iekuisty.
I oto ten P an Jezus, k tó ry był i jest, n a d- c h o d z i. Mówił o tym , gdy w ciele ludzkim
T en uw ielbiony Pan, Jezus C hrystus, przyjdzie pow tórnie, aby zabrać do siebie dzie
ci Swoje, w szystkich tych, k tó rzy z Jego łaski p rzy jęli d a r zbaw ienia. Ta n ad z ie ja n a pow tó rn e spotkanie się z P anem ożyw iała pierw szych uczniów C hrystusa. D aw ała im gorliwość w służbie dla Niego i m obilizow ała do p row a
dzenia św iętego życia. D ałby Pan, a b y nadzieja ta ożyw iała i oczyszczała rów nież i nasze sze
regi-
Stanisław K rakiewicz
D Z I E . . .
„...z obłokam i i ujrzy Go w szelkie oko..."
Obj. 1,7
na ziem i przebyw ał, m ów i o ty m przez sługę Swego, A postoła Jan a. Cóż to znaczy? C zytajm y dalej. Idzie P a n Jezus — m ów i J a n — idzie tak, że zobaczy Go oko każdego człow ieka n a ziemi, czy będzie chciał wiedzieć, czy nie, każdy będzie m usiał ujrzeć to triu m fa ln e przyjście P a n a J e zusa.
P a n Jezus, g d y przyszedł p i e r w s z y raz na ziem ię, przyszedł dla zbaw ienia w szystkich ludzi. Przyszedł w u n iżeniu i poniżeniu. Nie om inął żadnej niedoli i tru d n o ści człow ieka, bo dla każdego człow ieka przyszedł, i nic co ludz
kie n ie jest M u obce, bo w szystkiego tu osobiś- ,cie dożył, z w y jątk iem zgrzeszenia. P rzeżył r a
dości i sm u tk i dzieciństw a, biedy i skrom ności środow iska, n a ro d u i ziemi, n a k tó re j się n a rodził. Z nał osobiście dolę i niedolę ludzką, do
znaw ał miłości, znosić m usiał nienaw iść, pychę i głupotę, upodlenie grzechu i boleści ciała n a
szego nosić m usiał. Przyszedł n a ziem ię p okor
n y i cichy, sługa w szystkich ludzi. Bolał nie dlatego, że nie jest o bdarzany przez ludzi, ale że są ludzie, k tó ry c h On n ie może obdarzyć zbaw ieniem , bo nie chcą tego. Przyszedł, aby oznajm ić praw o Bożej spraw iedliw ości, że za
p ła tą za grzech je s t śm ierć w iekuista, i dlatego w zyw ał do naw rócenia się, głosząc w olę Bożej miłości, k tó ra chce zbaw ienia w szystkich ludzi.
Czynił to w szsytko wiedząc, że ostatecznym celem Jego p o b y tu na ziem i jest n a jstra sz n ie j
sze cierpienie —- wzięcie n a S iebie hań b y n a szej : naszych w szystkich grzechów. I zaniesie
nie ich n a krzyż, aby doknała się krw aw a s ta ro testam en to w a o fia ra za grzech; aby niew inna Jego krew została w y lan a n a obm ycie z grze
chów całej ludzkości, i aby w ykonały się Jego słow a: „A J a gdy będę podw yższony od ziem i pociągnę w szystkich do S iebie” (Jan 12, 32).
Tak więc P an Jezus jest d la każdego do
stępny, p rzystęp do Niego jest łatw y, bo On sam tę drogę łaski d la każdego grzesznika zgo
tował. I Jego kolebka w żłobie sta jn i była do
stępna dla każdego, najnędzniejszego z ludzi;
i Jego krzyż został postaw iony n a Golgocie, dla każdego w idzialny, kto by spojrzeć chciał.
Pan Jezus przyszedł, aby oznajm ić lu dziom czas łaski Bożej, szczególnej łaski i zm i
łowania P an a Boga n ad każdym grzesznym człowiekiem.
W pierw szym Sw oim przem ów ieniu w s y nagodze w N azarecie, tę tajem n icę Swego przyjścia i działania oznajm ił P an Jezus, stw ie r
dzając publicznie, iż obietnica Boża objaw iona przed siedm iuset la ty przez pro ro k a Izajasza, w ypełniła się w N im — Jezusie C h r y s t u s i e - I dlatego m usi być — jak m ów i to N iko
demowi -—• p rzy b ity do krzyża tak, ja k był k ie dyś przez M ojżesza p rzy b ity do pala w ąż m ie
dziany, aby każdy, kto N ań spojrzy, „każdy kto W eń uw ierzy, nie zginął, ale m iał żyw ot w ieczny“.
N aw oływ ał w ięc P an : „pójdźcie do M nie wszyscy, którzyście spracow ani i obciążeni, a J a w am spraw ię odpocznienie... a tego, k tó ry do M nie przyjdzie, nie w yrzucę precz...“. Bło
gosław ione im ię P a n a naszego Jezu sa C h ry stu sa jest dla każdego, k to b y Go zap ragnął p rz y jąć do serca, jako swego Zbaw iciela, k to by Go w ezw ał n a ratu n ek , bo napisano: „K to by w e zwał Im ienia Pańskiego, zbaw iony będzie” . Bo to jest czas łaski.
I dotąd te n czas łaski Bożej jeszcze trw a.
Bo skończy się on, i to należy podkreślić z n a ciskiem — skończy się czas łaski r y c h ł o ! A gdy skończy się czas łaski Bożej, zacznie się czas spraw iedliw ości Bożej, czas sądu.
I o ty m czasie m ów ił P a n Jezus, m ów ił w ielokrotnie. Mówił, że gdy przyjdzie jeszcze raz — przyjdzie nie w uniżeniu i słabości, ale tym razem w chw ale i mocy, i sądzić będzie m ieszkających na ziemi- Nie zataił, że ty m są dem będzie w ielu skazanych n a m ęki w ieczne (Mat. 24,31— 46). A g dy czytam y w O bjaw ieniu o sądzie ostatnim , to w iem y, że n a potępienie wieczne idą ci, k tórzy nie są zapisani w księdze żyw ota i dlatego w rzuceni są w jezioro ogni
ste (Obj. ,20,15). N ie są zapisani, bo n ie p rz y jęli Jego zbaw ienia, nie p rzy jęli Go jako sw e go Zbawiciela!
Tak więc w sześćdziesiąt la t po śm ierci Pańskiej, rozległ się znów głos Boży, głos ła skawego i m iłosiernego P a n a Jezusa, głos ostrzeżenia i przypom nienia, że przyjście Jego pow tórne nastąpi. D latego P a n kazał Ja n o w i i to napisać i rozesłać do Zborów, aby w raz z głosem Ew angelii i ten głos O bjaw ienia roz
legał się po ziem i za pośrednictw em Jego dzie
ci, i to przez w szystkie dni okresu łaski, aż do dnia przyjścia Jego.
Je st to głos m iłosierdzia, bo jest to głos ostrzeżenia przed nieuchronnym , absolutnie spraw iedliw ym sądem Bożym,
W idzimy, że P a n Jezus przychodzi z chw a
łą i m ocą w ielką, przychodzi z obłokam i. Gdy przeczytam y List A postoła J u d y (w. 14 i 15):
„O to P an idzie z św iętym i tysiącam i Swoimi, aby uczynił sąd w szystkim , i k a ra ł w szystkich niezbożników za w szystkie niepobożności ich, ...i za w szystkie przykrości, któ re m ów ili p rze
ciwko N iem u niezbożni grzesznicy“, sta je się zrozum iałe p rzerażenie i płacz, i narzekanie m ieszkających n a Ziemi, gdy zobaczą wszyscy („i u jrz y Go w szelkie o ko“), że nadchodzi P a n — Sędzia S praw iedliw y.
Nie m a bow iem człow ieka niegrzeszącego, bez w iny i bez w y stęp k u przeciw Bogu, prze
ciw Jego p raw u , a nade w szystko przeciw m i
łości, krw i i krzyżow i Jego Syna- K ażdy też człow iek m a w sobie poczucie w in y i p rze stęp stw a, choćby n a w e t sw ym grzesznym życiem sum ienie sw oje n a jp ie rw uśpił, a następ n ie za
bił.
Przestępca wówczas nie boi się k ary , im bardziej jest p rzekonany o słabości sąd u i p ra wa, i im bardziej przestępstw o i grzech jest rozpow szechniony. A le to fałszyw e poczucie bezkarności opuści ludzi, gdy u jrz ą własnymi, oczam i m a je sta t i m oc Bożego p raw a objaw io
nego w osobie P a n a Jezusa, g dy przyjdzie n a ziem ię po raz w tóry.
I dlatego gdy u jrz a ł J a n w objaw ieniu p rz y j
ście Pańskie, u jrz a ł ludzi i usłyszał też pow szechny na św iecie k rzy k przerażenia i s tr a chu. „K rólow ie ziem i, i książęta, i bogacze, i wodzowie, i m ożni i każdy niew olnik, i każdy w olny po k ry li się w jaskinie i w skały gór.
I rzekli górom i skałom : U padnijcie n a nas, i zakryjcie nas przed obliczem tego, k tó ry siedzi n a stolicy, i p rze d gniew em tego B aranka, al
bow iem przyszedł dzień on w ielki gniew u Jego i któż się ostać m oże?“ (Obj. 6,15— 17).
Co jest jed n ak znam ieniem szczególnym tego pow tórnego p rzyjścia Pańskiego z chw ałą i m o
cą? Otóż m ów i o ty m P a n Jezu s tak : „Tedyć ukaże się znam ię Syna człowieczego n a n ie bie, a tedy będą n arzekać w szystkie pokolenia ziemi, i u jrz ą S yna człowieczego przychodzą
cego na obłokach niebieskich z m ocą i chw ałą w ie lk ą “ (M at. 24,30).
Ze słów P a n a Jezu sa widzim y, że w łaśnie ukazanie się znak u :na niebie, k tó ry P a n Jezus nazyw a „znam ieniem S yna człowieczego”, bę
dzie powodem , iż rozpacz, stra c h i w y rz u ty su
m ienia ogarną całą ludzkość.
Cóż jest ty m znakiem , ty m „znam ieniem Syna człow ieczego“ ? Odpowiedź znajd u jem y u Bana naszego Jezusa: „Rodzaj zły i eudzołożny, znam ienia szuka, ale m u nie będzie znam ię d a ne, tylko ono Jonasza proroka, albow iem jako Jonasz b y ł w b rzu ch u w ieloryba trz y dni i trzy noce, ta k będzie Syn człow ieczy w sercu ziemi trz y dni i trz y n oce“ (Mat. 12,39.40). Cóż zaś było powodem , iż P a n nasz zstąpił do w nętrza ziem i, czy nie uśm iercenie ciała Jego? A co było p rzy czyną śm ierci Jego ciała, n ie krzyż?
A ta k w ięc znakiem , znam ieniem Syna czło-
wieczego: P an a Jezusa C hrystusa, był, jest i będzie Krzyż.
G dy został te n znak śm ierci i sąd u w y sta w iony na Golgocie dla Jezusa, na dziw owisko dła w szystkich, którem u każdy m ógłby się p rzy patrzeć, jed n i n a jego w idok pozostaw ali obo
jętni, in n i urągali m u, in n i złorzeczyli i śmiali się, inni bili się w piersi, a nieliczni płakali z m iłości i w spółczucia k u Tem u, k tó ry na K rzyżu zawisł, jak o przestępca choć b y ł czy
sty, św ięty i niew inny.
I od U krzyżow ania P an a znak krzyża łą czy się nieodm iennie z osobą i śm iercią P an a Jezusa. I stosunek do znaku S yna człowieczego, jak wówczas, ta k i przez w ieki, i w dni d zisiej
sze — jest ta k i sam : dla jed n y ch krzy ż — śm ierć P ańska jest sp raw ą obojętną, dla d ru gich jest przedm iotem racjo nalnego m yślenia
i dociekania — „jak to było i czy było n a p ra w d ę '1), dla in n y ch dziwo w iskiem , d l a ' innych przedm iotem drw in lub urągow iskiem , d la in nych powodem łez i tym głębszej m iłości i wdzięczności ku P a n u i Zbawicielowi. I w y p e ł
n ia ją się słow a proroctw a Sym eonow ego: „Oto Ten położony jest n a upadek i n a pow stanie w ielu ich w Izraelu i n a znak, przeciw k tórem u mówić b ędą ( ...) b y m y ś l i z w i e l u s e r c o b j a w i o n e b y ł y " (Łuk. 2,34.35).
0 P a n u Jezusie prorokow ano n a siedem set lat przed Jeg o narodzeniem , m ów iąc: „nie bę
dzie w ołał, ani się będzie w yw yższał, ani bę
dzie słyszany n a ulicy głos Jego..." (Izaj. 42,2).
a w dw ieście la t później: „...wesel się bardzo ...oto król tw ój przyjdzie ...zbawiciel ubogi...”
(Zach. 9,9). I stało się ta k a cichość i pokora P an a Jezu sa w yraziła się ostatecznie n a Gol
gocie i zapieczętow ana została znakiem — Krzyża. I dlatego w ym ow a, kazanie K rzyża było i jest milczące. I w tej ciszy, i w ty m m il
czącym kazaniu K rzyża jest m oc i potęga, i w ym ow a dobitniejsza od w szystkich m ów, k rz y ków i potęgi w szystkich ludzi w raz z ich cere
m oniam i i o sten tacy jn ą religijnością.
P an Jezus do końca Swego życia n a ziemi cichy był i nie sprzeciw iał się tym , k tó rz y Go bili i n a śm ierć w ydaw ali. A je d n a k K rzyż Jego b ył i jest najgłośniejszym w y rz u te m s u m ienie, i dlatego jest zbaw ieniem ludzkości.
J a k pow iedział P an : „A jak o M ojżesz w ęża na puszczy w yw yższył, tak m usi być w yw yższony Syn człowieczy, aby każdy kto W eń w ierzy nie zginął, ale m iał żyw ot w ieczny" (Jan 3, 14,15).
1 oto przed nam i jest jeszcze dzień, w k tó ry m każde oko n a ziem i u jrz y w idoczny na niebie „znak Syna Człowieczego". I znowu Krzyż, w idoczny dla każdego przem ów i do
w szystkich w m ilczeniu, a m ocno i w yraźnie.
W szyscy w jednej chw ili zrozum ieją, że to czego p raw ie każde serce ludzkie gdzieś tam w swej głębi obaw ia się, stało się, i — co go
rzej — je s t nieodw racalne. K ażdy bez kaza
n ia i tłum aczenia będzie w iedział: nadszedł dzień Sądu, i oto stoję wobec świętości, czysto
ści, m ocy i spraw iedliw ości absolutnej. Stoję w swej nie-św iętości, nieczystości, słabości i niespraw iedliw ości. Do- tego d nia słyszałem i w idziałem m ilczącą w ym ow ę zw ykłego, szorst
kiego, drew nianego K rzyża Jezu sa cichego i pokornego, i choć sum ienie niejed n o k ro tn ie mi m ówiło, że w ty m K rzyżu je s t m oje zbaw ie
nie, gdyż w n im jest m oje uspraw iedliw ienie,, w K rzyżu P a n a Jezu sa jest bow iem jed y n a ab
so lu tn a praw da, św iętość i moc, jakiej n ie zna św iat — a je d n a k do K rzyża G olgoty nie p rzy szedłem i n ie przy jąłem do serca i życia Pana ukrzyżow anego za m oje niepraw ości. A teraz oto je s t już za późno n a naw rócenie się i u sp ra w iedliw ienie w Nim; teraz m uszę stać przed Nim. Nie posłuchałem łagodnej m ow y miłości K rzyża C hrystusow ego, m uszę w ięc teraz słu chać niem ego oskarżenia K rzyża, w Jego mocy;
odrzucałem Jego uspraw iedliw ienie, tera z m u szę się poddać Jego- spraw iedliw ości. Jego m i
łość pokornie m ów iła, że „darem Jego łaski jest żyw ot w ieczny w Jezusie C hrystusie" — a nie usłuchałem tego, i dlatego teraz m uszę słuchać m ocy spraw iedliw ości, k tó ra mówi, że
„zapłatą za grzech jest śm ierć". K a rą za mój grzech — jest m oja śm ierć, bo odrzuciłem T e
go, k tó ry dobrow olnie dał się osądzić i zabić w ziąw szy m oje grzechy n a Się". „...Góry i p a górki zakryjcie m nie przed o-czami i sp raw ied liw ym sądem B aranka... zakryjcie!...“ .
S trasznie będzie stan ąć grzesznikow i przed S praw iedliw ym Bogiem. A ta k i dzień p rz y j
dzie, bo ta k m ów i Słowo Boże. Ale w iem y, że jeszcze żyjem y w czasie łaski Bożej, i kto by w ezw ał teraz P an a naszego Jezusa C hrystusa n a pomoc w sw ym stanie grzechu, k to by Go zaprosił do- serca i życia sw ego — te n będzie zbaw iony i „nie p rzy jd zie n a Sąd" (Jan 5,24), bo ta k pow iedział Pan.
U sługujem y, ja k um iem y, aby grzesznik został przerażo n y sw ym grzechem t e r a z, póki czas łaski trw a, b-o w iem y, że gdy zosta
nie przerażony stanięciem bezpośrednio przed m ajestatem spraw iedliw ości Bożej — będzie za późno. Bow iem zap łatą za grzech jest śmierć...
wieczna!
P am iętajm y, że m ów i Duch Św ięty: „Oto idzie (Pan Jezus) z obłokam i i u jrz y Go w szelkie oko...“ .
b ra t Zdzisław
„Tak, p r z y jd ę wkrótce.
Amen, tak; p r z y j d ź , Panie Jezu!”
(O bjaw ienie św. Jana Teologa, 22, 20)
W Y TR W A ŁOŚĆ W M O D L I T W I E P R Z Y C Z Y N I ! EJ
„Przyglądajmy się często Brainerdowi, k tó r y w lasach A m ery ki w y le w a ł całą swoją duszę przed Bogiem, modląc się o ginących pogan. Nie mógł bo w iem czuć się szczęśliw ym tak długo, dopóki by oni nie dożyli zbawienia. Ź ró d łem oso
bistej bogobojności jest zaw sze m odlitw a, osobista i nieznana nikomu, gorąca, pełna wiary. Dobra znajom ość ję z y k a ludu, wśród którego misjonarz ż y j e , łagodne usposobienie, które pozyskuje ludzi oraz serce oddane Bogu, ja k i życie duchowe, które cechuje częste p rzeb y w a n ie sam na sam z Bogiem, oto cechy decydujące o t y m , c zy b ę d z ie m y mogli stać się u ż y tecznym i narzędziami B o ży m i w w ie lk im dziele odkupienia ludzkości; są to kw a lifik a c je bowiem , które przew y ższa ją sw ym znaczeniem, w szelką wiedzę i w sz y s tk ie inne dary”.
J e d n o ta B ra te rs k a C a rre y ’a, S eram p o re
W
u sługiw aniu duchow ym istn ie ją dw a sk ra jn e k ie ru n k i, a m ia now icie: pierw szy m a te n d en c ję do odosobnienia się od ludzi; p rz y k ła dem tego je st m n ich lub p u ste ln ik , któ rzy się o dosabniają w ty m celu, aby być bliżej Boga. Im się to oczywiście nie udało. N asze p rz e b yw anie z Bogiem m a bow iem tylko w tedy ogrom ne znaczenie i przynosi kosztow ne owoce, jeśli korzyściam i z takiego obcow ania płynącym i dzielim y się z innym i ludźm i. A le obecne czasy nie c h a ra k te ry z u ją się szukaniem Bo
ga, i dotyczy to zarów no k azno
dziei, ja k i ogół ludzi. L ubim y raczej zam ykać się w sw oich g a b i
netach, p rzy naszych b iu rk a c h x ta m stu d iu jem y , sta je m y się b a d a czami, m olam i książkow ym i, p r o d ucentam i kazań, k tó re n a w e t od
znaczają się. czasem pięk n y m s ty lem , głębią m yśli, ale gdzie jest pam ięć o Bogu i o lu d zie Bożym ? Z upełnie ja k b y o nich zap o m i
nam y. D latego też kaznodzieje, k tó rzy są w ielkim i m yślicielam i, w y b itnym i badaczam i, m uszą też być n ajgorliw szym i w sw oich m o
dlitw ach, w p rzeciw nym bow iem razie sta n ą się n a jb a rd z ie j z n a n y m i ze swego p o w ro tu do grzechu, a przy tym w szystkim sta n ą się zaw odow ym i działaczam i re lig ij
nym i, pozbaw ionym i serca, w k tó ry ch racjo n alizm m yślen ia za tłu - m ił św iatło duchow e a przez to będ ą m n ie jsi od najm niejszego z kaznodziei w oczach Bożych.
D rugi k ie ru n e k polega n a g ru n tow nym sp opularyzow aniu usługi.
P rz y ta k im u jęciu sp raw y k a z n odzieja już nie ty le je st m ężem
Bożym, ile raczej człow iekiem czy
nu, jed n y m z ludu. On się nie m o
dli, gdyż jego m isją je st przede w szystkim obcow anie z ludźm i. On u m ie w y w ierać w p ły w n a ludzi, w yw oływ ać zain tereso w an ie, n a w e t se n sac y jn e w sw oich objaw ach za in te re so w an ia się religią. Je śli to m u się u d a je a p rzy ty m pobudzi ludzi do p rac y kościelnej — je st zadow olony. W p rac y ta k ie j osobi
ste obcow anie kaznodziei z Bo
giem n ie je s t d la niego n a jb a rd z ie j w ażne, n ie je s t u w ażan e za czyn
n ik decydujący, dlatego też m o
d litw a m a albo m ało m ie jsc a w jego p la n a c h p racy , albo też w' ogó
le żadnego m ie jsc a dla niej n ie m a . J a k k a ta s tro fa ln e n a s tę p stw a m a tego ro d z a ju n asta w ie n ie w p racy k aznod ziejsk iej, n ie da się o k re ś
lić przy pom ocy n aszej ziem skiej a ry tm e ty k i; a przecież m oc k az
nodziei do czynienia czegokolwiek dobrego dla ludzi, jego praw d ziw a owocność w p rac y i w iern o ść w o
bec Boga i bliźniego, te ra z i w w ieczności je s t po p ro stu uzależ
n io n a od tego, ja k im je s t w m od
litw ie do B oga za sam ym sobą i za sw oim i bliźnim i.
J e s t rzeczą niem ożliw ą, aby k az
n odzieja m ógł u trzy m ać ducha swego w sta n ie o dpow iadającym jego w y so k iem u pow ołaniu, i to B ożem u p ow ołaniu, jeślib y się w w ielkiej m ierze nie pośw ięcał m od
litw ie. B ardzo się m y li ten, kto sądzi, że k azn o d zieja m oże się u trzy m ać w duchow ej fo rm ie i w sta n ie zdolności do sp raw o w a
n ia sw ych obow iązków duchow ych, jeśli będzie m ia ł poczucie obo
w iązku i odznaczał się p rac o w ito ś
cią i p rzy w ią zan iem do sw ej p r a cy; m oże to bow iem stać się po p ro stu ru ty n ą , naw ykiem . N aw et p ro d u k o w a n ie k az ań w w y n ik u w y trw a łe j i usiln ej p rac y , u m ie
jętności i poczuciu obow iązku, doprow adzi niech y b n ie do d ucho
w e j ospałości a serce uczyni głu
chym n a głos Boży a n a w e t obcym sp raw ie Bożej, jeśli k aznodzieja za n ie d b a m odlitw y. N aukow iec za
p om ina o Bogu b a d a ją c przyrodę, kazn o d zieja zaś m oże zapom nieć 0 Bogu w kazaniu!...
M odlitw a odśw ieża serce k azno
dziei, sp raw ia, że pom iędzy nim i B ogiem je st u trz y m a n y w łaściw y h a rm o n ijn y stosunek, zap ew n ia też ona w łaściw e u sto su n k o w a n ie się do ludzi, ch ro n iąc u słu g iw a n ie od m roźnej a tm o sfery zaw odostw a i kle ry k a liz m u , ożyw ia to, co było tylk o m a rtw ą ru ty n ą , i spraw ia, że dzięki pom azan iu B ożym olejem n ie b iań sk im w szystko zaczyna się p oruszać i działać z łatw ością 1 bez zgrzytu.
C. H. S purgeon ta k się w yraził:
„ J e st rzeczą oczyw istą, że ponad Wszystko k azn o d zieja je st m ężem m odlitw y, czym w y ró ż n ia się spoś
ró d w szy stk ich in n y c h ludzi. M o
dli się ja k k ażdy ch rześcijanin, w przeciw n y m bow iem raz ie byłby obłudnikiem . M odli się on jed n ak w ięcej jeszcze, niż zw ykły ch rz eś
cijan in , w przeciw n y m bow iem r a - ■ zie okazałby się całkow icie n ie u żyteczny, jeśli chodzi o sp raw o w an ie urzędu, któ reg o się podjął.
Je śli ktoś z w as je st u sługującym b ra te m a nie pośw ięca w iele cza
su i uw agi m odlitw ie, to je s t go
dzien pożałow ania. W ta k ie j sy
tu a c ji godnym i pożałowania, są rów nież i ludzie, k tó ry m ta k i k az
n o d zieja u słu g u je; n ad e jd z ie dzień, w k tó ry m będzie on zaw stydzony i pohańbiony. W szystkie n asze b i
b lio tek i p rz e d sta w ia ją m ałą w a r tość, w p o ró w n a n iu z naszym i „ko
m ó rk am i” m odlitw y. C hw ile m od
litw y i p o stu w naszym Zborze b y ły zaw sze d n iam i n a jja ś n ie js z y m i w jego życiu. N igdy bram y niebios n ie były dla n as b ardziej otw arte, a se rc a nasze nie były nigdy bliższym i ośrodkam i w szel
k iej chw ały — sam em u P a n u ”.
M odlitw a, k tó ra czyni u słu g iw a
nie czym ś w ielkim i pożytecznym , n ie je st tylk o o drobiną m odlenia się obliczonego n a dodanie nasze
m u u słu g iw an iu n ie jak o p rz y je m nego sm aku, ta k ja k się dodaje
ja k ie jś p rzy p raw y do potraw y.
M odlitw a m usi tk w ić głęboko w
naszym ciele, kościach, k rw i. A tym czasem m o d litw a nie je s t ja k ą ś m ało w ażną cząstką naszych obo
w iązków , k tó rą by m ożna było usunąć w k ą t. N ie m ożna tej s p r a wy postaw ić praw idłow o, je śli poś
w ięca się n a n ią tylk o odrobiny czasu skradzionego z różnych in n ych zajęć i -obowiązków życio
wych. M odlić się, znaczy pośw ięcić n a tę sp raw ę n ajlep szy czas n a szego życia, naszego dnia, pośw ię
cić sam o serce naszego czasu i n a szej siły. To n ie m oże dziać się w byle ja k im p ołączeniu ze s tu dium S łow a Bożego, a „k o m ó rk i”
m odlitw y, n ie w olno pozwolić zająć czynnościam i -płynącymi z -naszych obow iązków d u sz p aste rsk ich ; na pierw szym m iejscu m usi być „ko
m o ra” m odlitw y, a dopiero n a d r u gim m iejscu m am y p o sta w ić s tu diow anie Słow a Bożego i zajęcia, p rzy czym zarów no studiu-m Słow a, ja k i zajęcia d u sz p aste rsk ie będą odśw ieżone i n ap e łn io n e no-wą m ocą dzięki p rze b y w a n iu w „kom orze”
m odlitw y. M odlitw a dopiero w ted y sta je się skuteczna w życiu k az n o dziei, jeśli n a d a je to n całem u jego
życiu. A le ta k a m o d litw a niejako za b arw iając a i k sz ta łtu ją c a cały ch a ra k te r, nie je st ja k im ś p rzy je m nym , w pośpiechu doży ty m o d p rę
żeniem . M usi ona w ejść do życia i serca m odlącego się z ta k ą sam ą m ocą, z ja k ą C h ry stu s „za dni cia
ła Swego z w ołaniem w ielk im i ze łzam i ofiaro w ał m o d litw y ”. Cała dusza m u si w ów czas w bolesnych n a w e t zm aganiach w ylew ać się przed P an em podobnie, ja k to uczy
n ił P aw eł; -musi się w ta k ie j m o d li
tw ie o bjaw iać ow a gorliw ość, o k tó re j pisze J a k u b ; m u si być tego g a
tu n k u , że gdy się zn a jd z ie w k a dzielnicy p rze d ołtarzem B oga i dym je j d o jd z ie do Jeg o tro n u , to dym ten, unoszący się ze złotej k a dzielnicy, sp ra w ia w ie lk ie duchow e p rze m ian y i now e duch o w e n a ro dzenie.
M odlitw a nie je st ja k im ś p rz y zw yczajeniem , k tó re n a b y w a się w okresie dzieciń stw a i trz y m a n ia się su k n i m atczy n ej. N ie je st ona też m ałym , ćw ierć m in u ty trw a ją c y m podziękow aniem , k tó re w y p o w ia
dam y przed obiadem trw a ją c y m całą godzinę. J e s t o n a n ato m ia st n ajp o w a żn iejsz ą p rac ą, trw a ją c ą p rzez okres naszych n a jp o w a ż n ie j
szych lat. Z a jm u je ona w ięcej cza
su i w ięcej dla n ie j trz e b a a p e ty tu , aniżeli dla n ajd łu ższy ch lu b n a j
w spanialszych uczt. Je śli m o d litw a m a zrobić z naszego k az an ia coś w ielkiego, m u si być u w aż an a za
wiel-ką rzecz. J a k ą będzie nasza m o
dlitw a, ta k im będzie też nasze gło
szenie S łow a Bożego. L ek k ie p o d e j
ście do m o d litw y sp raw i, że i k az a
n ia -nasze będą m ia ły le k k i c h a ra k ter. M od litw a czyni k a z a n ie p ełnym m ocy, d aje m u pom azanie i s p ra w ia, że to, co zostało pow iedziane pozostaje w pam ięci. W każdym usłu g iw an iu , k tó re przyniosło j a kieś dobre re z u lta ty , m o d litw a m ia ła zaw sze poczesne m iejsce.
K aznodzieja m usi być w w ielkiej m ierze m ężem m odlitw y. S erce je go m u si uzyskać ów sp e cja ln y d y plom , k tó ry m ożna o trzym ać w y łącznie w szkole m odlitw y, gdyż tylko w te j szkole serce m oże n a u czyć się, ja k głosić Słow o Boże.
Z an ied b an ia w m od litw ie nie m o
żn a pow etow ać żadnym i studiam i, n ie z a stą p ią jej ani pow aga, ani pilność, an i też żad n e dary.
W ielką je s t rzeczą m ów ienie do ludzi w Im ie n iu Boga; ale m ów ie
nie do B oga w im ie n iu ludzi, je st jeszcze w ięk szą rzeczą. N igdy nie będzie p raw d ziw ie z. pow odzeniem m ów ił do ludzi w Im ię Boże ten człowiek, k tó ry -się nie nauczył m ó
w ić do B oga w im ię ludzi. A co w ięcej, słow a pozbaw ione przygo
to w an ia w m o d litw ie są słow am i przynoszącym i śm ierć.
Ucieleśnione Słowo
„A Słow o ciałem się stało.."
Ew. J a n a 1,14
a pod staw ie pism A postoła J a - ' na (Ew angelia, L isty 1, 2 i 3 oraz O bjaw ienie) w olno p rzy p u sz
czać, że za pośred n ictw em tego czło
w iek a p ostanow ił Bóg objaw ić l u dziom naw iększe ta je m n ic e sw ojej istoty. J a n p odaje nam , że Bóg je st m iłością, św iatłością, duchem ; że m a w Sobie żyw ot, o raz że je s t d zia
ła ją c ą osobą.
M ówiąc o naszym Z baw icielu n azyw a Go drogą, praw d ą, żywo
tem , chlebem żyw ota, dobrym p a sterzem , drzw iam i, z m a rtw y c h w staniem , orędow nikiem . P onadto c h a ra k te ry sty k ę C h ry stu sa p odaje nam w listach do siedm iu Zborów m a ło az ja ty ck ic h (Obj. 1—3 r.).
A postoł J a n rów nież w y p o w ia
d a się o trze cie j osobie T ró jc y św.
— D uchu Ś w ięty m w y ja ś n ia ją c , że je s t O n m. in. w odą żyw ota, D uchem
P ra w d y i O rędow nikiem .
Je d n a k ż e bodajże najw ięk sze p raw d y po d an e przez, A po sto ła J a n a z a w a rte są w pierw szy ch w ie r szach jego E w angelii. J e s t to p róba o k re śle n ia isto ty B oga słow am i i je s t to n iejak o d e fin ic ja isto ty Boga.
N a p o d sta w ie p ra w d p odanych w pierw szy ch trz y n a s tu w iersz ac h A postoł pisze zdan ie: „A to Słowo ciałem się stało , i m ie sz k ało m ię dzy nam i, i w id zieliśm y chw ałę je go, chw ałę jako jednorodzonego od O jca, p ełn e ła sk i i p ra w d y ” (Ew,
J a n a 1,14). R ozw inięcie tego w ie r
sza, ta k często cytow anego w dniach p a m ią tk i N aro d zen ia P ańskiego, z n a jd u je m y w pierw szych w ierszach 1 L istu A postoła Ja n a .
„A S ł o w o c i a ł e m s i ę s t a ł o...” — je st to b ard z o w ażne w yd arzen ie, k tó re zm ieniło h isto rię ludzkości. J e s t to m o m e n t z e tk n ięcia się i w zajem nego zespolenia B oga-S łow a z n ajd o sk o n alszy m tw o rem spośród całego stw o rzen ia Bożego — człow iekiem . Ciało ludz
k ie stało się m ieszk an iem n ie sk o ń czonego Boga. Ś w iętość ze tk n ę ła się z grzesznością, ab y p rzez to zniszczyć grzech. D oskonałość z łą czyła się z tym co u p ad łe, aby znów p rzyw rócić m u niew inność. Życie złączyło się ze śm ierteln o ścią aby przez śm ierć o fiarow ać żyw ot w ieczny.
J e s t to w ie lk a ta je m n ic a poboż
ności, iż „B óg objawiony: został w ciele...” (1 Tym . 3,16), i nad tą t a je m n ic ą chciejm y się zastanow ić.