Lwów, Niedziela dnia 10. Lipca. 1892. u m i
SZCZCTEK
P re n u m e ra ta we Lw ow ie w ynosi ca- ro ro c z n ie 10 u o łro c z n ie 5 z łr., ć w ie rć - ło c z n ie 2 z łr. 5 0 ot., m iesięcznie 8 5 ot
N u m e r p o jed y n czy k o sz tu je 2 0 et.
D o d atek zaw iera ła m ig łó w k i, sza
ra d y , z a d a n ia szacnow e i in a e ra ty . I n s e r a ty d ru k u ją się za o p ła tą fi et.
od w ie rsz a d ro b n y m d ru k ie m w jednej sz p a le ie . S tro n n ic a iriserato w a zaw iera cz te ry sz p a ity .
I n s e r a ty p rz v jm u ją : A d m in istra c a
„ S z c z u tk a " p rz y u l. Ł y czak o w sk ie j 1. :-i W W ie d n iu B iu ra o g ło s z e ń : H aasen - s te in a & V o g lera, R udolfa M ossego i A . O p p e llik a .
W P a ry ż u : A d am . lin a de S t.
P e re s 81.
S z c z u t e k w ychodzi od roku 1868 P re n u m e ra ta zam iejscow a z p rz e s y ł ka pocztow ą w y n o si cało ro czn ie 10 z łr.
p ó łro czn ie 5 z łr.. cw iercro o en ie 2 z łr 50 et., m iesięcznie 85 o’
W W ielk ietn k się stw ie P o z n a ń s k ie m :{ ta la ry 5 0 fen.
W e F ra n c ii. S zw a c a r ji iW ło s z e c h ca ło ro c z n ie 16 fran k ó w .
P re n u m e ro w a ć m ożna w A d m in istra cji .S z c z u tk a ” p rzy u lic y .Ł yczakow skiej 1. 3.. we w szy stk ich k się g a rn ia c h a je n c ja c h d z ien n ik ó w i we w sz y stk ic h u rzęd ach pocztow ych.
K eklam acyj m e o p ła c a się.
L isty p rz y jm u je się ty lk o o p ła c o n e M a n u sk ry p tó w nie z w ra c a *ie.
P I S M O S A T Y R Y C Z N O - P O L IT Y GZ N E .
Polski Bóg, a pruska żmija.
•K-SH-
Fakt, co na Szląsku zdarzył się Przed dniami ledwie kilku, Wygląda całkiem, jakby baśń,
— Baśń o żelaznym wilku.
Wyjątkiem jednak nie jest on;
Codzienną owszem strawą Są także fakta tam, gdzie gwałt
Narzuca same prawo.
Na Szląsku pruskim działo się Gdzie zbiera żniwo obfite
Naród rządzony przez Gottes/urcht.
Wielbiący edle Sil te.
Z Bogiem się jednać dziatwa szła, Więc jako każą zwyczaje
Z przeprosinami przed mistrzem swym, Przed profesorem staje.
Lecz on nachmurzył groźnie brwi:
— „Precz idźcie ztąd w tej chwili!
Ja nigdy nie przebaczę wam, Że-ście na polskie chodzili!
„Po co u licha język ten Po gębie wam się mota?
W niemieckiej tylko mowie duch, W niemieckiem sercu cnota.
„Wiem, że was polski ciągnie Bóg, W nim macie waszą Feste!...
0, głupcy! Czyliż polski Bóg Ist wirklich der allerbesle?“
Tak zasyczała żmija ta
Do głębi gniewem przejęta, Plując niemiecką śliną swą
Na polskie pacholęta.
Co też tam w niebie musiał Bóg Pomyśleć w onej chwili?
Kiedyż nareszcie Jego miecz
Na kark blużnierców się schyli?
2 —
C ^ O O - O .
Wyjątkowo ciężka dola
Dzisiaj Goga jest udziałem ; W yjechali niemal wszyscy,
Ja we Lwowie pozostałem.
W samej krótkiej tej uwadze, O tak niepozornej treści Ileż smutnej rezygnacji,
Ile się utrapień m ieści!
Po emocjach wyścigowych,
W szafie D rrby-rock spoczywa, A przez serce moje płynie
Nuta rzewna, nuta tkliwa.
Zabrał mi totalizator
Co na wyjazd ciocia d a ła ; Ciężkie nudy, lekka kieszeń
Bytu mego treść dziś c a ła ! Dobrze może dla poety,
B ajronisty dola taka, Lecz ja w lecie mam porywy
Przelotnego godne ptaka...
Rozwinąłbym chętnie skrzydła Aby frunąć stąd daleko, Do Karlsbadu, lub do Vichy,
Lub gdzie morskie tonie cieką.
Z desperacji już przystałbym Na Krynicę lub Szczaw nicę:
CZARY WIOSEME.
(TR ZY C H W ILE).
I.
G w i a z d a z a r a n n a . Jutrzenka się budzi...
Blednie sierp księżyca, gwiazdy rozpły
wają się w jasności niezmiernej, jaka zalewa w idnokrąg; świat, uśpiony jeszcze, dysze orze
źwiającą wonią poranku i spokojnem tchnie
niem ludzkości, która w błogiej chwili spo
czynku o wszystkich bolach i cierniach życia zapomina na mgnienie oka.
Mgły przezroczyste snują nad łąką, usia
ną tysiącem pachnącego kwiecia, snują się coraz szerzej, rozwieszając swoje szarfy na liściach zielonej olszyny i na samotnych krze
wach bladej róży polnej.
Jedna tylko gwiazda lśni jasno na błę
kicie, widna ze wszystkich krańców św ia ta ; z odmętów oceanu i pustyń bezdroża, świe
tlana Gwiazda Zaranna...
Do niej się modli samotny marzyciel po nocy bezsennej, do niej hymn śpiewa żeglarz, zbłąkany na morzu...
W tem świt różanym rąbkiem haftuje szafir nieba...
Oto już promienne oko słońca radośnie
Lecz bogini wód odemnie Odwróciła chm urne lice.
Jestem całkiem do niczego
I gdy ciocia znów nie brzęknie, Oszaleję* nie na żarty
— Pomyśl, ciociu, czy to pięknie?
C H O L E R A .
W y n u rza ła się cholera, Z ż a la m i g o r z k ie m i;
W szędzie chcą j e j z a m k n ą ć w rota N a ca luśkiej ziem i.
„Lecz, dodała, jednaj przecie M a m pociechę jeszc ze
—Jest gród, d o k ą d nie d o ta rły
Przestrogi złowieszcze.
„ Gdy j u z n ig d zie się nie wcisnę, N ie wnęce n ik o m u ;
Zaw sze Lwów m i pozostanie, T a m będę, j a k w d o m u !"
A propos konfiskaty.
N iedośw iadczonym d z ie n n ik a rz o m , p ra g n ą c y m u n ik n ą ć k o n fisk aty , p o d ajem y k u n au c e i zb u d o w a n iu w z ó r a rty k u łu , k tó ry p ra w d o p o d o b n ie n ie u le g n ie k o n fiskacie :
A. B. C. D. E. F. G. H. I. .1. K. L.
Ł . M. N. O. P. Q. R. S. T. U. V. W. X.
Y. Z.
I. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12.
13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20 (i ta k dalej sto so w n ie do żą d a n y c h ro z m ia ro w a r ty k u łu ).
• • ! 9 _ ...
Probutum est.
IH J" X_i IEj T O
wita ziemię, całą we łzach rosy i w blaskach rumieńca.
C isza!...
Naraz, zaszeleściało w gąszczach i ogro
dach. Krocie skrzydełek trzepocze; krocie gar- dziołek śle pod niebiosa melodję rannego pa
ciorka. W szystkie ptaszęta już wstały.
Istni czciciele . słońca! Gwebry indyj
skie ! Hymnem witają swojego boga, radosnem serc biciem przyjmują nowy dzionek, oczeku
jąc nieznanych przygód, wrażeń i rozkoszy...
Skowronek, wzlatując radosny nad sza
rym ugorem, zaintonował hejnał poranny.
Tam, nisko, z ziemi odpowiada mu smę
tne echo pieśni rolnika:
„Iiied y ran n e w stają zorze, Tobie ziem ia, Tobie morze, Tobie śpiew a żyw ioł w szelki — B ądź poehw alon, Boże w ielki !■*...
Ile traw zielonych na łąkach się chwieje, ile ździebeł zboża na zagonach, tyle kit bry
lantowych pali się w blaskach wschodzącego słońca.
Motyle, zbudzone ze snu, wypijają te brylantowe rosy kropelki, albo się w nich kąpią i trzepoczą.
Zalotnisie ! odświeżają swoje w dzięki:
swoje wielkie oczy, tęczowe skrzydełka, ko
kieteryjnie sterczące wąsiki!
Sic transit...
Więc do reszty już rozwiana Bismarkowska aureola ? Kołki czeszą sami Niemcy Temu, który zszedł już z pola.
L icbrr gromi go, że głupio Brzmieć poczyna jego swada, Ze potężny niegdyś mówca Dziś ja k stara baba gada.
Ze dziecinną paplaniną
On, co bogiem był w Europie, Dziś jak gdyby naumyślnie Sławie swojej sam grób kopie.
Groźniej znowu Nordilrntscherka Na Bismarka palcem kiwa t Pogróżkami już na serjo Do porządku go przyzywa.
Zdaniem jej — awantur takich Koniec — rzecz to już zwyczajna;
Znajdzie się Piccolomini I na tego W alenstajna.
Nas jedynie bawić może Cała dziwna ta historja,
Choć w niej zresztą nic dziwnego, Bo sio transit m um ii ę/Ioria!
Z F r ^ e s t r o g ^ a . -
O puścił sw e sz p ru d le P rz y je c h a ł w dw a p u d le
I s ta n ą ł u k a sy w T rz e b in i...
Lecz św ie rz b ią go p lu d ry W ięc z nam i n a u d ry
R zu ca się, m io ta i ślin i.
Do sta rc a cz y d ziec k a S zw argoce z n ie m ie c k a
I w Polsce g e rm a ń sk i g w a łt c z y n i ! E j, pom nij N iem czyku
Iż za to bez k rz y k u
P rze... trz e b ić cię m o g ą w T rz e b in i
Biada różom i narcyzom!
A c h ! za jeden dzień szczęścia, za cza- rowną chwilę złudzeń i za małe słów ko:
„kocham!“ , warto oddać życie!
Przecież róże i narcyzy na to są stwo
rzone...
II.
O z a c h o d z i e . Mży...
Zmęczone dziennym upałem kwiaty, wznoszą powoli omdlałe korony, wchłania
jąc z rozkoszą orzeźwiające rosy majowego deszczu.
Deszcz to nie strasz n y ! Drobniuchne kropelki sypią się z chmur bez szelestu — tak prędko i cicho, ja k łzy młodej dziewczy
ny, po których za chwilę uśmiech szczęścia błyśnie. Tak też i z tym deszczem.
Za chwilę — już go nie ma!... Tylko brylanty lśnią na drzew zieleni i lecą kaska
dą z wonnych kiści bzowych. Oto słonko wy- ziera z za chmury, senne już i pobladłe prze
syłając ziemi na dobranoc pocałunek ostatni.••
Na niebieskim stropie zapala się jego promieni szarfa tęczowa, wstążka M a t k i
Boskiej, olśniewająca ogromem, oraz czaro- wnemi b arw y ; wieczysty symbol n a d z i e i ,
Imci pan Onufry.
— Taj zro b iło się ta k , j a k pow iad ali sobie lu d z ie w m ieście, i o n eg d aj s ta ra ra d a z a sia d ła w m a istra c ie , a ta now a sk aso w a n ą p o sz ła sobie n a spacer. I ta k zn o w u ś j e s t p a n R ajw achow icz, i te n oś R u ssm an , co go pośw ięcili. T era ch y b a t r z a oś z n ieg o to pośw iecen ie ja k o ś zd jąć, bo in a k sz e to śm ich. P o w iad a kum , co ta k ż e do sta re j ra d y n ależy , że j a k się w ra tu s z u zeszli, to k a ż d y b y ł cie
k aw y , co b ędzie, ja k się z e jd ą p a n Ilaj- w achow icz z R ussm anem . Ale p o w iad a k u m , co ta k się oś g rz e c z n ie p rz y w ita li, ja k b y ja k ie d w a m in istry . Z w y czajn ie p o lity k a rz e — a lu d z isk a m yśleli, że się bić b ęd ą.
A n ie je d e n b y ł ta m ta k i, co m u się j u ż an i śniło b y ć figurą, a te ra z d u r- n ic z k ą z o sta ł znow uś — ta j ta k i sobie pow iada, że w łaściw ie n ie m a n ic złego, która świta znużonemu sercu po bur/ach ży
wota...
Niskie chaty pod słomiana, strzechą za
błysły światłem, buchająccm od komina, gdzie pracowite gosposie z pośpiechem warzą wieczerzę.
P asterz z ugoru spędza owce i jagnięta.
Od boru leci echo przeciągłych pieśni pa
robków i rżenie koni na no,enem pastwisku.
Ptactwo ściąga do gniazd cichych, kędy cze
kają pisklęta, czekają na matki, głodne, stę
sknione, wystraszone swojem osamotnieniem, bo to noc nadchodzi!
Już się skończyły niepokoje. Mateńka Wróciła z pokarmem, utuliła dzieci pieszczotą okryła ciepłemi skrzydły przed rosą wieczor
ną. Już zadowolone; szczebioczą z cicha, na pół przez sen, jak dzieci, które zasypiając na świętem łonie matki, ćwierkają radośnie i uśmiech bezwiednego szczęścia ślą do stój) Boga.
Po cichych ugorach płynie od stawu chrapliwy głos derkacza, szepczą senne świer
szcze z pośród trawy, donośny chór żabi do
minuje nad niemi tryumfująco.
Świat, odrodzony, szczęśliwy wiosną, układa się do snu, pełen błogości i ciszy...
III.
P r z y k s ię ż y c u .
Na tle lazurowem uśpionego nieba lśni Jasna tarcza miesięczna.
coby n a d o b re n ie w yszło. K toś ta m po- c y g a n ił p rz y g ło so w an iu , a za to te r a n iejed e n j e s t ra d n y m , ca łk ie m za d urno, bo bez żad n y ch n o w y c h w yborów .
Ś m ichu dużo m am te r a z k u m a z g u - b e rn ji, bo k u m an i ru s z w ym iarkow ać. co się to w łaściw ie porobiło. N iby b y ła ja k a ś n o w a rad a, to znow uś sam a się sk aso w ała, ta j j u ż b y ły n ib y now e w y b o ry , aż tu r a p te m n a now o j e s t s ta ra rada.
Taj kum z tu m a n ia ł, i j u ż n ie w ie, co n a to w sz y stk o g adać. N aw eć ju ż nie w y k lin a , in o m ach a rę k ą ta j pow iada, a co m i ta m do teg o . Owoś ta k b y ło b y n a jle p ie j, ażeb y się n az y w ało , że k u m o w i nic do tego.
N ie w ied zieć ino, j a k d łu g o ta s ta ra ra d a b ęd z ie sied zić w m aistrac ie . N ajle- p ie jb y oś było, żeby j ą ta k zo staw ili .choćby k ilk a la t, aż oś lu d z ie o tej całej fa ram u szce m ięd zy c z arn y m a b ia ły m M ichałem za pom ną i aż się c z a rn y Mi
ch a ł z b ia ły m p o c a łu ją n a sam ym śro d k u ry n k u . D opieroby się je n te lig e n ty złościli, ale n ie m a co je n te lig e n tó w żałow ać, bo je sz c z e żadne m iasto ta k ic h je n te lig e n tó w n ie w idziało i w id zieć n ie będzie, taj t y l k o !
Z komisji walutowej.
W y s z ł o t e d y z n o w u n a j a w , C z e m w o j u j ą c e n tr a liś c i, W c z e m ic h p o lit y k i k r e s ; Ci p a n o w i e z a w s z e b a c z ą , J a k d o jś ć m o ż n a d o k o r z y ś c i, Ich id eą : do u t des.
P O L o WA N I Ę .
Będzie wielkie polowanie
Tak gazety wszystkie głoszą — Uczestnicy niezawodnie
Napolują się z roskoszą.
Płynie powoli wśród chmurek przejrzy
stych, jak puchy, śląc drżące, świetlane pro
mienie-pomiędzy gęstwinę pachnących bzów i jaśminu, kędy pośród młodych liści i świe
żego kwiecia śpi ptasząt krocie w swoich gniazdach.
Czasem w iatr nocny nie wiadomo skąd przeleci, potrząśnie krzewiną, zaszumi zwich- rzonemi liśćmi, jakby chciał kogo nastraszyć i ucieka dalej, a małe ptaszki budzą się, przerażone szelestem spadających, ciężkich kropel rosy; wytykają ciekawe główki z po
między piórek matczynych, żywemi oczkami patrzą w ciemności, a maleńkie serca ude
rzają głośno.
Ileż w tych zaroślach serc niespokoj
nych i główek ciekaw ych!
Tam, na źdźble jakiegoś ziółka chwieje się ślimak ospały, zajadając soczyste przy-, smaki. W ysunął się aż do pasa ze swojej muszelki, wystawił rogi z zadowolenia i roz
koszuje się ucztą w cichości. B ied ak ! nie widzi, że niedaleko, w uliczce, skąpanej bla
skami księżyca, czyha straszny wróg jego — szkaradna ropucha, z miną prawdziwego sma
kosza oblizująca się na widok upatrzonego specjału.
Ciepłe opary unoszą się nad ziem ią;
świat tchnie rozkoszą-; kwiaty na łonie nocy płoną miłością, wylewając z ćTrżących kieli
chów — niby hymny erotyczne - potoki woni upajającej.
Lecz ciekawa kwestja, sama Siebie gwałtem przypomina : Ja k a na tem polowaniu Ma ubitą być zwierzyna ?...
Ongi i d z i ś . . .
...W anda leży w n aszej ziem i, co n ie ch ciała Niem ca...
*
D ziś g d y W aw el r e s ta u ru ją w z ię to k ’ t e m u... Niem ca!...
ROZMOWA GOGĄTEK.
— T y ! u w ażałeś now e om nibus}' ?
—• I cóż z te g o , w o m n ib u sie m ię je sz c z e n ik t n ie w id ział i nie zobaczy.
Na odosobnionej krzewinie samotna ma
kolągwa cierpliwie wysiaduje jajka. Młoda matka duma w cichości o trudach wychowa
nia drobnego, a niesfornego potomstwa — a może marzy o tym, któremu serce oddała.
W śród niebiańskiej ciszy, przepełnionej rozkosznemi woniami wiosny, rozgłośnemi to
ny-brzm i pieśń słowika. Płacze, skarży się i szaleje — to znowu kocha, marzy, szepcze pieszczoty i zaklęcia wznosi hymn szczęścia i upojenia.
Pieśni nieśm iertelna! Każdy cię czuje i rozumie !
W łaśnie w takiej atmosferze zabierają się do swych czynności Slderki i Chochliki.
Obowiązki nielada :
...To w puste żołędzie W kładać ja ja m o ty lio — to pom agać mrówkom, B udującym stolice, i drogi um iatać,
Do m row iska w iodące—to m ajowym krów kom R ozwiązywać pancerze, aby m ogły latać — To zwiedzać pszczelne ulo i z otw artej księgi Czytać praw a ulowe, lub ro tę przysięgi
Na wiorność m atce pszezelnoj, od zrodzonej pszczółki To n a trzcin ę jezio ra zwoływać ja sk ó łk i
I uczyć budow nictw a pierworoezno m atki".
W tedy to czarowna wróżka wiosny, za
wieszona na promieniu miesięcznym, buja się niewidzialna wśród sennych przestworzów i rozsiewa na ziemię z czarodziejskiej amfory coraz nowe cuda.
Może pomiędzy niemi znajdzie się zia
renko, z którego _>vzejdzie kiedyś odi’obina
szczęścia dla ludzi. P .