• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 24, nr 28 (1892)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 24, nr 28 (1892)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Lwów, Niedziela dnia 31. Lipca. 1892. M I I I Y .

! UWI

P ren u m erata we Lwowie wynosi ca- roiocznie 10 złr.. półrocznie 5 złr., cwierć- łocznie 2 złr. 50 ot., miesięcznie 85 ct.

N um er pojedynczy kosztuje 20 ct.

Dodatek zawiera łam ig łó w k i. sza­

rady, zadania szachowe i inseraty.

In seraty drukują się za opłatą 6 ct.

od w iersza drobnym drukiem w jednej szpalcie. Stronnica inseratow a zawiera cztery szpalty.

Inseraty przyjm ują : A dm inistraca

„S zczutka” przy ul. Łyczakow skiej 1. 3 W W iedniu B iura ogłoszeń: H aasen- steina & Vogiera, Budolia .Mossego i A.

Oppellika.

W P a r y ż u : Adam. Bue de St.

P eres 81.

S§&=

v

W h .

i

sssń.';2»

S z c z u te k w y c h o d z i od i o k u 1808 P ren u m erata zamiejscowa z przesył­

ką pocztową wynosi całorocznie 10 złr..

półrocznie 5 tir., cwierórocznie 2 złr.

50 ct.. miesięcznie 85 c

W W ielkiem księstw ie Pozn ań sk ieiu 3 talary 50 fen.

We Francji, S/.w a.carji i W łoszech całorocznie ll> franków.

Prenum erow ać można w A dm inistra­

cji ,S z cz u tk a “ przy ulicy Łyczakowskiej 1. 3.. we wszystkich księgarniach i ajencjach dzienników i we wszystkich urzędach pocztowych.

Reklamacyj nie opłaca się.

Listy przyjm uje się tylko opłacone M anuskryptów nie zwraca się.

P I S M O S A T Y H Y G Z N O - P O L 1 T Y C Z N E .

Pamiętniki Bismarka. „Telegramy Szczutka."

Piszesz aspan pam iętniki, J a zaś p yta m się aspana, Po co pisać pam iętniki,

Kiedy treść ich w szystkim zn a n a ? Cóz nowego m ozez podać?

Żeś b ył lisem n ad lisam i, Żeś ustannie kopał dołki,

O tem przecie w iem y sami.

I to wiemy, iześ w środkach N ie przebierał nigdy zgoła, Ze w yw iodła się od ciebie

M achiawelska nowa szkoła.

Że gdzie mogłeś, darłeś z skóry, Że to było tw ą zabaw ą

/

ze wzniosłeś m yśl szatańską, : W k ą t przed siłą wszelkie prawo ! A i to n a m rzecz nie obca,

Ze dosięgła pomsta ciebie, Żeś po kru szył sobie zęby

N a swych w łasnych złości chlebie.

Źe w łasnem i patrzysz oczy J a k się pruje twoja sprawa, I ze twej starości słońcem,

Czar nem słońcem je s t— niesława.

Berlin 30. lipca. W sfe ra c h d w o r­

skich m y ślą o p re z e n c ie dla B ism ark a av form ie zło teg o k a g a ń c a d y am en ta m i w y sad z an eg o . D ar te n h o n o ro w y m a m u w ręczony w chw ili, k ie d y p rz y je d z ie do Bei'lina.

Wiedeń 80. lipca. H r. Taaffe po u ch w alen iu w a lu ty , m iał p o w ied zieć:

„B oję się, czy n ie b ęd ę m iał za dużo P o­

lak o m do z a w d z ię c z e n ia 11.

K a i n i t .

Interpelacje.

Skarży się „Frem denhlatł“ stary N a interpelacyj m anię;

N użą one ministerstwo Nadzwyczajnie, niesłychanie.

Lecz usunąć niedogodność, N a to sposób je s t tak p r o s ty : Jasno mówić i tem spalić Interpelującym mosty.

Na bruku lwowskim.

— Co j e s t dla L w ow a naj k o rz y s tn ie j - szem ?

— W iadom ość o ch o lerze, bo ra z n a p ra w d ę b ęd z ie m iasto ja k iś czas z a ­ m iatan e.

Szturmowano o kn i uit Od lat w ielu;

Rząd też nie był wcale wrogiem Tego celu.

Od początku jednali kraj miał Widowisko

Tantalowe, choć kainit Był tak blisko!

Aż po latach już zapowiedź Dziś przychodzi, Że, co trzeba, przysposabia

Rząd dobrodziej.

Wśród rolników dziś uciecha Z przyrzeczenia...

Lecz czy ono już doprawdy Sprawę zmienia ? Przyrzeczenia to są zawsze

Strzępy mitu ; Ja k nie było, dotąd nie ma

Kainitu.

B O J i i ł T O - W I .

W Lubieniu „Bojan11 urządził ruski Fest narodowy „tańczące kluski11.

Fest był prześliczny’, lecz polskie panie Kogoś raziły tam niesłychanie.

W yprawił tedy skandal... Mój Boże, Wszak to nikogo dziwić nie może...

Taka już duszy ruskiej struktura,

Że z niej wyłazi wciąż szydło gbura.

(2)

3

-

imci pan Onufry.

— Ż eby oś cz ło w ie k ja k i c h c ia ł to w szy stk o na p a p ie rz e sp isać, co się u nas w e L w ow ie ro b i, to b y i dw ie s k ó ry w o­

ło w e nie w y sta rc z y ły . N aw eć kum Ja c e k , co to ze w szy stk ich p iecó w ch leb ja d ł, p o w iad a, co się te ra p o ła p a ć nie m oże i że an i rusz w y m ia rk o w a ć się w tej fa- ram u szce m aistrac k ie j. N ib y ro zm aite h a n d ry c z e n ia b y ły w m ieście i cz ło w ie k p a m ię ta oś już różne kalam an cje, ale ta ­ kiej jeszcze nie b y ło . A w łaściw ie w szy stk o n aro b ili te d w a M ichały, co się za łb y w odzą, a ludzie z nim i — b o zw y­

czajnie je d e n trz y m a z b iały m , a d ru g i D ośw iadczona.

Ach, moja droga, jestem w siódmem niebie. Wczoraj oświadczył się o mnie. W y­

obraź sobie, mój narzeczony nie zna co to długi, a ja jestem pierwszą jego miłością.

— Jakt.o! I tak nudnemu człowiekowi odważyłaś się oddać swoją, rękę!...

W ogródku.

—- Panie! tu doprawdy zwarjować przyj- zie... Nie dosyć iż wyjeżdżają z miasta, ale lawet piwa pić niechcą...

— To wymyśl pan jaki napój antychole- yczny...

— W yborna myśl, ale jaki?

— Naprzykład, wodę przegotowaną z mię- ą i winem czerwonem!

— W yborna myśl... Zaraz jutro wezmę się o tego, ale (z rozpaczą) z czego ja im pia- ę na tern zrobię!

W domu.

— Żono, dzieci, a ruszajcie się żywo. Że- yśmy znowu nie przyjechali po czasie...

— Tak papo na nas woła, jakbyśm y się óżriiły już kiedy...

— No nie, ale kto wie, co byłoby, gdy- ym was nie zrywał do dnia i nie krzyczał ad uszami.

— Myślałby kto, że my takie leniuchy...

Ze tatuś nas nie kocha...

z czarn y m M ichałem , n ib y ja k m u oś je n te r e s każe, ab o ja k się p rzy zw y cz aił, bo ta k i co ch o d z ił razem z b iały m , to n ie p ó jd zie te r a z czarnym . A le są oś i ta k ie fig u ry , co i z je d n y m i z d ru g im n ib y łażą, bo ta k i so b ie p o w iad a , że ciężko zw ąchać, k tó r y M ich ał w y g ra . T aj n a p ra w d ę ciężko zw ąchać. J e n te lig e n ty , co n ib y zw yczajnie m uszą się k o g o ś trz y ­ m ać, to św iec ą i tem u i ta m te m u b ak i, bo lw o w sk ie je n te lig e n ty , to już ta k i s o ­ b ie n aró d , że n ib y n a k o łtu n a g a d a , ale za k o łtu n e m b ie g a , bo sam żaden ch o ­ dzić n ie po trafi. I d la te g o oś faram u szk a c o raz g o rsz a, i tro c h a sta rsz y m m ieszcza­

n om zaczyna b y ć w sty d z te g o w sz y st­

k ie g o co się robi. I ciężko w łaściw ie o p o w ied z ie ć, co się ro b i, bo się ta k ie za­

k a m a rk i p o ro b iły , że się n ik t n ie wy- m ia rk u je . A cięg ie m g a d a ją o try ja trz e , i w łaśc iw ie , ja k b y k to oś n ie w ied ział g ru n to w n ie o co chodzi, to b y oś m yślał, że w całem m ieście ludzie in o się try ja- tre m tu rb u ją . N a te n p rz y k ła d p o w iad ają, co tam w ty m ich try ja trz e ta k b ru d n o taj p a sk u d n ie , że i w ży d o w sk ie m tr y ja ­ trz e g o rz e j b y ć n ie m oże. O w oś w y ra ­ ch o w ali co na trz a p ie n ię d z y dać, ażeby p rz e c ie k tro c h a zro b ić ja k i ta k i p o rz ąd ek . O woś ra p te m z te g o zro b iła się w ielk a c h w estja i d w a ty g o d n ie zm itręży li w ma- istra c ie n a d tem , czy oś dać, czy n ie dać p ie n ię d z y . T u oś n ib y p ro s ty rozum p o ­ w iad ał, co trz a dać, bo p rz e c ie k ja k iś p o rz ą d e k trz a zrobić. A le ja k zaczęli znow uś g a z e tn ik i od cz a rn e g o p a n a Mi-

— Że my nie wiemy, iż ojczulek ma już od środy zamówionego wista z panem dy­

rektorem i księdzem proboszczem...

-— (n. s.) Poczciwe dzieci!

F R A S Z K I .

Wszczęto sprzeczkę, co w większej dzisiaj cenie [mamy, Czy ramę bez obrazu, czy obraz bez ramy ;

I gdy o to pytano ludzi wielu w mieście, Głupiec wyrzekł : — To ceńcie, czem sami

[jesteście.

* Życie kobiet salonowych Płynie gładko, ja k poem a:

Zawsze w niem jest rytm i rymy, Tylko często... sensu nie ma.

*

W strojach jest zawsze jedna maniera, Choć niby inna i nie ta,

Częściej się brzydka — ładnie ubiera, Niż brzydko — ładna kobieta.

* Mówią, że smutek poety.

To smutek, co trwa najdłużej, Zwłaszcza, gdy smutku poema, Na liść rzucona je st róży...

Widziałem jednak niestety,

Że tłum drwił z smutków widziadła, Pisana smutkiem poety

I róża wcześnej opadła.

*

c h a ła m an ty cz y ć i k rę c ić , to n ie w iele b ra k o w a ło , a b y ło b y z o stało w try ja trz e ta k , ja k je s t — n ib y ja k n a p o d w ó rz u w żydo w sk iej k am ien icy . J a k o ś się p rz e ­ c ie k ta k p o te m zro b iło , że uchw alili, taj m oże na ja k iś czas b ęd z ie sp o k ó j. I ta k oś w e w szy stk iem , i w szy stk iem u w in n e d w a M ic h a ły — i n ie d ziw o ta, że lu ­ dziom już to k o śc ią w g a r d le sto i, taj że n a ró d w m ieście zaczyna so b ie z te g o w sz y stk ie g o p o k p iw ać , taj t y l k o !

Śladem dzisiejszej cywilizacji.

Dawniej cywilizacja nosiła na grzbiecie Słońce idej potężnych po calutkim świecie, Dziś ona zgoła inna, myślom wyższym kłamie, I nie głowę podnosi w górę, jeno .ramię, I nie idzie jej oto, by mnożyć owoce,

Jeno broń skrzętnie zbiera i ludy gruchoce...

Więcej też Serbia, co łaknie snać cywilizacji Nie pragnie w swym rozwoju wyższej jakiejś

[racji ; W patrzona w wielkie wzory postradała głowę I rozwija się — mnożąc podatki wojskowe.

Korespondencje redakcji.

— T ł . w e L w o w ie . N ie n asza w in a. — M . w K . Szkoda, że p oczątek tak i n u d n y . — W r . w T . Z a n a d to lo k aln e i drobne.

Jednak zrozumieć tego nie możemy sam i:

Trudniej ciąć scyzorykiem, lżej jest nożycz­

kam i, A przecież to tak łatwo pomieścić w um yśle:

Tu ostrze zawsze jedno, tam dwa zgodne ściśle.

*

Twierdzą w pismach starzy, młodzi, Że bez butów chłop nasz chodzi ; Za to kłamstwo warci kije;

Któż dziś butów mu nie szyje?...

*

Laska giętką je st lub twardą, I w użyciu rozmaita,

Inna w ręku jest mężsczyzny, Inna w dłoni... emeryta.

Skąd w ogóle kij nie zawsze Redukuje się de z e ra : Im co słabsze, tem zazwyczaj Na mocniejszym się opiera.

*

Człowiek w życiu jest ja k okręt, Na burzliwym oceanie:

Wie, z którego portu wyszedł, Ale nie wie, w którym stanie.

*

Nie zrywaj dziewczę z jabłoni Kwiatu, choć wonią cię nęci, Pierś twa gorąca, on zwiędnie I rychło zginie w pamięci.

Niech on się w blaskach słonecznych

Biały, swym rąbkiem rumieni,

Pragnienia większe owocem

On zaspokoi w jesieni...

(3)

G r O O r O .

W wielkiem ducha umartwieniu, Które na mnie spadło ninie, Ku powszechnym wielkim celom Goga górna myśl popłynie.

Faktem jest niezaprzeczonym, Że na świecie źle się dzieje;

Najszczytniejsze, Goga godne, W niwec idą tu ideje.

Opuszczony przez niewdzięcznych, Którym wpajał hasła szyku,

Siedzi Gogo biedny w Lwowie, Choć zdrojowisk jest bez liku.

Ciężka zmora bezinonetna Na nim ręce swoje k ład zie;

Jeśli jego brak w Spaa, Vichy,

W Trouville, na Sylt i w K arlsb ad zie!

A nietylko Gogo na tem Traci, ale z nim kraj cały,

IF "

W mieście i na wsi.

( S z k i c e z d n i a j u t r z e j s z e g o . )

W innym domu.

— Ty nigdy żonie nie możesz ani kawał­

ka zrobić przyjemności.

— .Bo przez ciebie nie chcę się na wstyd Narażać. Jechać do znajomych na wieś z pię­

ciorgiem dzieci i służącą i zawieźć z sobą

^Wa kuraki, to czyste kpiny !

— Przecież na wsi im kuraków nie bra­

kuje...

■— Ale ja nie pozwolę, żeby ta poczciwa

^Jizelmowa rumieniła się za twoje skąpstwo...

■ “łam się wstydzić za ciebie przed ludźmi,

^olę już sceny w cztery oczy. (n. s.) Jak baba będzie dokuczała, machnę do jakie- 8° ogródka!

N a stacji przed odejściem pociągu do Zimnej Wody.

W drzwiach coupe stoi rozłożysta je j­

mość,

„ ~ Panie konduktorze! panie konduktorze!

pan co z ta panią, która nam zataraso­

wała miejsce...

, My musimy tu wyjść, mamy z sobą szyki...

Zaprosiliśmy gości...

■ G w ałtu! duszą !

Bo kto godniej obcym wskaże Narodowe ideały?

Kto dowiedzie, że barbarja Ma zamknięte u nas bramy, Że umiemy modnie hulać I że modnie się zgrywam y?

To rzecz Goga jest wyłącznie, Więc, Galicjo, moja droga Do wód winnaś zagranicznych Co rok sama wysłać Goga,

Do poświęceń zawsze skory, Ruszy chętnie też i ninio;

O, Galicjo, jam już gotów, Daj (uljutum mi jedynie.

Kwest ja etymologiczna.

Umysły rozognione dziś ;

Kwestja powstała n ielad a;

„Hnlhrom" drobnym, co mają wejść, Jakie nazwisko się nada ?

Ten radzi „halerz11, tamten znów grosz1*, A rząd obydwom urąga,

I postanowił „Hellerom“ dać, Miano zwykłego „szeląga“ . Mnie spór w tej kwestji nie wstrząca nic,

Bo nazwy dotyczy samej,

Nam równie obcy r halerz", czy „groszu, A i szeląga nie mamy.

IB T X_. ZE T O

— Gdzie sznur od przyrządu alarmującego?

— Nie szukaj pan, w spacerowych pocią­

gach tego nie ma.

— Poczekajcie, ja tych gałganów zma­

sakruję w gazetach! Jeżeli nie mają drzwi odpowiednio szerokich, to niech pewne pasa­

żerki przewożą na platformach.

— Panie, proszę się nie zapominać, ja mam męża i...

— I my go mocno żałujemy...

(Otyła dama udaje, że jej się słabo ro­

bi, pociąg rusza, pasażerowie, którzy mieli wysiąść, zostają w wagonie — przerażenie ogólne.)

N a wyjezdnem.

Pociąg za chwilę odejdzie.

— Zoneczko — rzecze mąż, wspinając się do okna wagonu — zeszłego roku tak często, ale to tak często pisywałaś do mnie z le­

tniego mieszkania o pieniądze ! Mam nadzieję, iż w tym roku będziesz...

— Telegrafować — kończy pośpiesznie małżonka.

Pociąg rusza.

Rzecz dzieje się w sądzie.

Skończony urwisz staje po raz trzeci czy czwarty pod zarzutem kradzieży z wła­

maniem.

D z i e c i .

Kongres pokoju znowu się zbierze I zw yk łą stoczy liumpunjc;

Mówek prześlicznych będzie tam mnóstwo I rezolucyj sto stanie...

Lecz szkoda tylko, że gdy już kongres, Jak ptak przelotny odleci,

Ś w i a t ra m io n a m i wzru szy z uśm iechem i powie c h y b a : „OJ, d z i e c i !“

ROZMOWA GOGĄTEK.

— T y ! no jak ież tam tw o je w a k a c je ? Kt, co mi tam w ak acje, czy to ja d ziecko, ab y m się w ak acjam i cieszył.

— To już czwarty r a z ! Czyż nie możesz zmienić trybu życia ?

— O, ja jestem człowiekiem stałych za­

sad, panie sędzio...

Przed nadejściem w ieczornego pociągu.

On. Pani jeszcze czeka?... (po chwili;.

Czy wolno wiedzieć na kogo ? (jeszcze po chwili). Może na męża?

Ona (zapominając się, z wybuchem i Oh t a k ! od lat dziesięciu!

Na wsi.

(Mąż o bladej twarzy i rozwianym wło­

sie siedzi na ganku, gorączkowo pali oygnro i pisze).

Cholero,

Przed tobą zdjęty' strachem człowiek wszelki, Z tobą się spotkać, to nie gryźć karmelki,

Boś ty nie zero!

(Do siebie). Ach, jak to trudno pisać wiersze sezonowe... Nawet w polu wioski, pod drzew cieniem... Doprawdy, nie wiem, co w środek włożyć, ażeby nie przerazić ni­

kogo, a przytem dać kilka rad zdrowych (gryzie cygaro). Może mi to przyjdzie na myśl jutro, tymczasem walmy zakończenie :

Niech pochlebiają ci różne mikroby,

J a w mych życzeniach będę, pozwól, szczery,

O ty, coś gorsza nad wszelkie choroby,

Cholero, idź... do cholery !

(4)

Po uchwaleniu waluty.

A u str ja k : ..Tak, bom się dał znowu i przy tym interesie przez ciebie oskubać na jakie 30 procent.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nie chcących zapanować nad wadami swemi Pieniądze ludzi robią często fałszyweini, A ludzie zaś w napadzie odwetu, ja k sądzę, Poczęli robić

(Telefonu

Bo grandowio kastylijscy, Gdy którego lichwa trapi, Szuka jakiejś Donny Clary, By swę minę mógł ozłocić, A to zawsze w myśl zasady, Która m ów i: „Piękność

Więc myślę sobie : to chyba musi być jakaś choroba i chociaż mnie to dużo kosztowało, zebrałem się i przyjechałem do pana

wił wyjechać do Rosji, ażeby tam użyć błogosławieństw wolności i dobrobytu, i udał się z tem pragnieniem do gubernatora Niżno-Nowogrodu, Baranowa.. Baranów

Krocie skrzydełek trzepocze; krocie gar- dziołek śle pod niebiosa melodję rannego

Fulgenty, patrzysz na.świat płytko, Bo wesołości zbierasz żniwa, Gdzie raj związany grzechu n itką;.. Naiwni, cienia skiyci

Wydawcai odpowiedzialny redaktor Liberat Zajączkowski.Zdrukarni i litografii Pillera