• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 24, nr 29 (1892)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 24, nr 29 (1892)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Lwów, Niedziela dnia 7. Sierpnia 1892.

Bok ni?.

P I S M O

S A T

Y R Y C Z N O - P O L I T Y C Z N E .

Prenumerata we Lwowie wynosi ca­

łorocznie 10 itr.. półrocznie 5 złr., ćwierć- łocznie 2 złr. 50 ct.. miesięcznie 85 ct.

Numer pojedyńczy kosztuje 20 ct.

Dodatek zawiera łam igłów k i, sza­

rady, zadania szachowe i inseraty.

Inseraty drukują się za opłatą 6 ct.

od wiersza drobnym drukiem w jednej szpalcie. Stronnica inseratowa zawiera cztery szpalty.

Inseraty przyjm ują: Administraca

„Szczutka" przy ul. Łyczakowskiej 1.

W Wiedniu Biura o g ło szeń : Haase Steina <fc Yoglera, Rudolfa Mossego i Oppellika.

W P a ry ż u : Adam. Rue de ! Peres 81.

S z c z u te k wychodzi od roku 1868 Prenumerata zamiejscowa z przesył­

ką pocztową wynosi całorocznie 10 j,łr..

półrocznie 5 itr., ćwierćrocznie 2 złr.

50 ct.. miesięcznie 85 c>

W Wielkiem księstwie Poznańskłem 3 talary 50 fen.

We Francji, Szwaicarji iW łoszech całorocznie lfi franków.

Prenumerowali można w Administra­

cji „Szczutka-1 przy ulicy Łyczakowskiej 1. 3.. we wszystkich księgarniach i ajencjach dzienników i we ’ wszystkich urzędach pocztowych.

Reklamacyj nie opłaca się.

Listy przyjmuje się tylko opłacone Manuskryptów nie zwraca się.

CHOLERA.

S tra ch p rze d cholero, w ielkie m a oczy...

Z a rzą d ze ń cala rze k a się toczy,

N a g w a łt p o r z ą d k i ro b ią ju z w szędzie I r a z choć przecie la d ja k iś będzie.

S zkoda jed y n ie , iz to zrobili

D opiero z trw ogi, w o sta tn iej chwili.

R ząd, m iłościw y nam niesłychanie, W ziął także n a k iel i n a kolanie R e sk ry p ta , jed en po d ru gim tw o rzy.

I sam p a n Taaffe n a w et niezgorzej Z a k a s a ł ręce do tego dzieła...

N ie w czas się bestja cholera w z ię ła ? W po d n io słym tonie r e s k r y p t p rem iera G rozę z a r a z y stra szn e j rozbiera,

I ubolewa z głębin y duszy, Iz on a ła tw o z a p o ry sk ru szy,

I w ta rg n ie do n a s bez tru d u praw ie...

P an Taaffe w stra szn ej o to obawie.

Lecz niechaj r z ą d się w p iersi u d e r zy : K to tem u w inien, iz bez p a n cerzy O bronnych w obec z a r a z y sto im ? Że n a s cholera bułatem swoim , Jeżeli tylk o zechce, obali,

B yśm y j e j w d ro d ze w ałem nie s ta li ? To się h o fra tó w d ziś m szczą szle n d rja n y , Iz m y obronnej nie tw o rzy m śc ia n y ;

To się m ści rzą d u system zyczliw y,

Co chce zy sk tylk o w ygn ieść nam z n iw y, I n aw et w w ła sn y m sw ym interesie,

Czego k ra jo w i trzeba, nie wzniesie.

To się mści w reszcie z a p a ł bez m ia ry , Z ja k im r z ą d starcia tylk o k o szary...

W szakze bagnetów, d z ia ł m am y t y l e ; Niechże się oprze r z ą d n a ich sile I od z a r a z y niem i lu d c h r o n i..

B a, lecz cholera d r w i z takiej b r o n il

(2)

•z

0 - 0 0 - 0 .

Łzy roniłem przed tygodniem- Ze nie mogę jechać do wód, Ale dziś nie brak monety, Tylko inny mam już powód.

Wszak Lwów cały się wystraja, Myje, bieli i wykadza,

Nawet w gm achu pod kawkami, 0 festonaeh myśli władza.

J u ż gotują aksamity, L u stra kwiaty i dywany, W łukach ogniach i recepcjach Będzie luksus niesłychany.

W takim razie musi Gogo S tać na swoim stanowisku, Bo dobrego doda gustu 1 wstążeczkę weźmie w zysku.

Słusznie naw et z tych tam gości, Co przyjadą w nasze progi, Dziwieby się mógł nie jeden, Gdyby wyjechały Gogi.

Naiwne odkrycie.

Pewien angielski uczony, (Snać się on Garner nazywa) W ypisał w olbrzymiej księdze O mowie małp różne dziwa.

Anglika dziwią ogromnie Rozprawiające zw ierzęta;

Lecz nam w tej całej historji Nie tkwi nowości ponęta.

Przyjedź tu do nas Angliku, Badaczu wiedzy podniosłej ; Poznasz, że mową władają -Również barany i osły.

Bez trudu znajdziesz też zaraz Powodów szereg tysięcy, Że właśnie owe bydlęta Gadają zwykle najwięcej.

S .

Wszak niedawno moja mama Znaną była dyplomatką, Wszak niedawno szambelanem Mianowany był mój ta tk o ;

Bo dziś Gogo wie to dobrze, Że gdzie o gust i szyk chodzi Tam Gogowi i wśród choler Z miejsca ruszać się nie godzi.

Rozmowa z cholerą.

(Przez s lu p y graniczne.)

— A, w ita m p anią, d aw n o n iew id zia n a!

— Mój d r o g i ! (chce się rzucać w obję­

cia).

— O, p roszę, ty lk o z d a le k a !... Co za t u s z a ! J a k p a n i w y b o rn ie w ygląda...

Dużo się j u ż k ac ap ó w p o ż a rło ? H e?

— F e ! Nie ż a rtu j ! Mnie się aż n a płacz zbiera... Co za w ik t! co za w ik t! D zie­

gieć o d b ija m i się b ez u sta n n ie ... S pieszę do Was, do d o b rz e m i z n a n y c h m ia ste ­ czek w aszy ch , m ię d z y chlew ki, b e ty , sy ­ n a g o g i, a tu n a sam ej granicy' s tra ż i kw as karbolow y... T f u j ! G dzież w asza sta ro p o lsk a g o ścin n o ść ?

— Ha, w idzisz, m oja d ro g a , w szy stk o się p su je n a ś w ie c ie ! N aw et g a lic y jsk a lekk o m y śln o ść i n iep rzezo rn o ść.

— I ty le k rz y k u w s z ę d z ie ! C zy to rz ecz sły szan a, żeb y ta k du żo o cholerze b a z g ra n o ? T rą b ią i trą b ią , że aż m n ie u sz y bolą. D żum aby u c ie k ła od teg o w rz a sk u d z ie n n ik a rsk ie g o , a n ie cholera...

— W ięc n ie b ęd z ie m y m ie li p rz y je ­ m ności?...

Mądry Hassan, co stu lat w swej mądrości dożył,

j Taką raz, w wolnej chwili, opowieść ułożył:

Róża, kiedy z rąk Ałły wyszła, była biała I za twór najpiękniejszy siebie uw ażała;

Dopiero, gdy kobietę ujrzała w blizkości, Spąsowiała z zazdrości, a więcej ze złości...

Odtąd, uważ, o, w iern y ! w ciemnych włosów fali Róża jeszcze gorętszym rumieńcem się pali.

Mądry Hassan, co stu lat w swej mądrości dożył.

Taką właśnie opowieść dla wiernych ułożył.

Lepiej mi nie wierz...

Lepiej mi nie wierz wtedy, gdy w apatji bladej, Obojętny, oczyma tylko w przestrzeń dążę, Gdy myśli moje pełzną powolnie, ja k gady, I gdy mówię, że nic mnie już z życiem nie wiąże.

A, bodaj w as cholera... O, B akcylu- sie Coma! O dziecko m oje je d y n e !... (za­

łam uje ręce i odchodzi).

Bułgarskie rewelacye.

Oto stoi odsłonięta

In trygan cka liosji p raca;

Próżno ona słodkim w zrokiem Słow iariszczy źn ie łb y zaw raca.

W inna lu dzkość d a n k B ułgarji, Że o d k ry ła bez w ahania,

Pośród ja k ic h m a ta ctw Rosja Zwolenników sobie skłan ia.

Próżno carskie kreatu ry F ałszem dokum en ty zow ią;

A utentyczność ich zn a dobrze Pobiednoscew i Chitrowo.

W iedzą dobrze w Petersburgu, Gdzie to idą ciągle dzieńgi, B y B ułgarję m ódz nareszcie

Chwycić zn ow u w swe obcęgi.

I ra z w id z i Europa,

J a k w ygląda liosja święta, A cichaczem na w as m ota

Te bułgarskie dokum entu.

2 S T .

I n'.e słuchaj mnie lepiej, gdy nieraz zgorzkniały, Z kurczem twarzy, podobnej do szyderczej maski' Gotówem deptać wszystkie twoje ideały, I gdy mówię, że śmierci wyglądam, ja k łaski.

Nie wierz mi i nie słuchaj, jeśli powiem tobie, Ze więcej nienawiści mam, niźli miłości, Że ludźmi, światem gardzę, i że tylko w grobie Widzę przystań, a spokój i szczęście—w nicości.

Tylko mi na ramiona, droga, połóż dłonie I w moim wzroku utop twe pogodne oczy — P atrz tak , patrz wciąż łagodnie, aż pochylę

[skronie Przed tobą, moja czysta, aż mi łza się stoczy.

O, wtedy wierz i słuchaj mnie, droga: tak [szczerze Przed aniołami kiedyś powtórzę to w niebie.

Więc słuchaj mnie z ufnością i mów śm iało:

[wierzę!

Tak je s t: kocham świat, życie i wszystko -—

[przez ciebie.

B.

(3)

3

„Telegramy Szczutka.“

W iedeń d. 6. sierpnia. Nadszedł tu telegram od urzędników kolejowych z Gali­

cji, w którym dziękują prezydentowi kolei państwowych, iż wierny obietnicom awanso­

wał... „zasadęu dodawania po 100 zł. co trzy lata. Dzięki tej zasadzie będą po 50-ciu latach mieli tyle, że jnż z głodu nie umrą.

P ra g a d. 6. sierpnia. Pan Waszaty, nie mogąc znaleźć swego stronnictw a, postano­

wił wyjechać do Rosji, ażeby tam użyć błogosławieństw wolności i dobrobytu, i udał się z tem pragnieniem do gubernatora Niżno-Nowogrodu, Baranowa. Baranów od­

powiedział natychm iast, zapraszając go naj­

serdeczniej na stanowisko dozorcy chole­

rycznego przy szpitalu pływającym na Wołdze.

Petersburg' d. 6. sierpnia. Journal dc St. Petcrsbourg dowodzi dalej, że doku- menta, ogłaszane przez bułgarską Swobodę, są na wskroś fałszywe. „Najlepszym dowo­

dem — pisze pomieniony organ — je st to, że dokumenta, o których Swoboda donosi, są pisąne na papierze, tymczasem całemu światu wiadomo, że Rosja używa papieru na dokum enta tylko dla zagranicy, między Sło­

wianami zaś wypisuje swe akta dyplomaty­

czne knutem na skórze“.

B erlin d. 6. sierpnia. Panuje straszna panika przed przyjazdem Bismarka. Prezy­

dent policji urządza lekcje krzyków „pereatu z policjantami, Caprivi zaś kazał zrobić wy­

pchanego Polaka i postawić go na dworcu kolejowym. Je st nadzieja, że gdy go Bismark ujrzy, to się wścieknie i da drapaka.

Z m i a n y .

W rządzie centralnym petersburskim, Jak Standard pisze, zajdą zm iany;

Nad m inistram i będzie odtąd Jakiś prezydent mianowany.

Całkiem jest słuszną niezawodnie Nowości zamierzonej n u t a ; Niech i m inistry carskie także Skosztują, jaki smak jest knuta:

I trzeba tylko, by nadstawcę Prezydentowi jeszcze dali...

Lecz tego, w danym razie, pewnie Sam car, knutem tęgo zwali.

^ o d .s ł u .c ł ^ s m .e .

— Śliczny jest reskrypt Taaffego o cho­

lerze. To ci panie mówi, jak legat papieski do Sobieskiego: „Galicjo, ratuj W iedeń i C hrześcijaństw o!“

— Bardzo ładny reskrypt... Przecież mu się raz coś politycznego udało powiedzieć ze strachu przed cholerą. Tylko zapomniał o allegacie do tego exhebitu.

— O jakim allegacie?

— Powinien był dołożyć m iljon gul- deników.

T-u/bile-O-SZ.

Czternastoletni (!) jubileusz Okupacyjne święcą k ra je ; Pismom rządowym, by wyrazić

Entuzjazm, prawie słów nie staje.

Że oczy twe gwiazdami są Dla pani nie nowina, Tę prawdę tutaj jeszcze raz

Twój sługa przypomina.

O, nie zabłądzi żeglarz, nie!

W śród chłodnych wód przestworza, Jeśli o drogę spyta gwiazd,

Co lśnią nad głębią morza.

O, nie zabłądzi nigdy ten, Kto, zanim wir go schwyta, Czy wolno mu o szczęściu śnić,

Twoich się ocząt spyta...

NA MAJÓWCE.

( O b r a z e k w s ł o ń c u ) .

W kapelusiku, który maskę cieni Rzuca zazdrośnie na oczy, Na tle soczystej, majowej zieleni

I drzew wiosennej przezroczy — Gdy pod mundurkiem serce bije żwawiej

W takt rojeń w młodzieńczej główce, Po raz ostatni dziewczyna się bawi

Na pensjonarskiej majówce.

Później, choć włoży suknie świeższej mody I klejnot wepnie we włosy,

Zabraknie w piersi wiosny i pogody, J a k kwiatom słońca i rosy.

I pierwszy zawód nauczy młodziutką, Że życie — to nie m ajów ka!

Nieraz, po maju, który trw a tak krótko, Zaboli serce i główka...

Tu tworzy na tle rozkwitłego gaju Obrazek pełen świeżości.

J a k uśmiech słońca w przecudownym maju Ma wdzięk największy — młodości. — A więc szkicuję: mundurek bronzowy,

Twarzyczka weselem tchnąca, Oczy błyszczące, kwiat świeży u głowy

I słońce... o ! dużo słońca...

Boiydar.

Romanza.

W rozmarzenia sennej chwili, Po przez srebrnej mgły wcale, Tylko raz stanęli razem, Na dusz świętych piedestale.

I niechaj tego uniesienia

N ikt zbyt bezwzględnie im nie g a n i;

Lecz rzecz ciekawa, czy je dzielą I sami też okupowani.

ROZMOWA GOGĄTEK.

— Ty, czy myślisz o poprawco?

— O poprawce? Ja myślę o „prawce“

jak „lew kąu dubelta spudłuję.

Korespondencje redakcji.

— T . na w s i. Św ieże pow ietrze nie sp rzyja w id oczn ie pańskiej in w en cyi h u m orystyczn ej. — P . S. W. w K . N ie w szy stk o j e s t liu m orystyosn em , z czego sit; śm iać m ożna; z g łu p ców także się śm ieją. I’. Ironu K . w W . W iersze pan i s i j jak

«ciog ła ń c u s z k o w y : r y m y łatw o siq wi%ią i łatw o prują, lecz w środku nic n ie zostaje.

Zapatrzeni w toń przestworza, Cichej nocy łowiąc szmery, Zaplątali swoje dłonie,

W jeden uścisk, w jeden... szczery.

Sierp księżyca srebrzył rosy, H aft gwiaździsty m rugał z nieba I do szczęścia więcej wtedy Nic nie było im potrzeba.

Może tylko więcej czasu, Może tylko mniej tęsknoty, By dwie iskry uczuć mogli W jeden rozlać promień złoty.

Ale chwila snu onego Nieskończenie była mała ! Ja k jej gwiazda, którą wówczas, Ona w górze mu wskazała.

I rozeszli się, jak ludzie, W itający pożegnaniem, Prząść na nowo pasmo życia, Nowe lata znaczyć na niem.

W.

(4)

BISMARKJADA.

— „Dokąd zajadę nie wiem, dość że jadę!“

Wydawca i odpowiedzialnyredaktorLiberat Zaczkowski.Z drukami i litografii PiUerai Spółki.(TelefonuNr.174,.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nie chcących zapanować nad wadami swemi Pieniądze ludzi robią często fałszyweini, A ludzie zaś w napadzie odwetu, ja k sądzę, Poczęli robić

(Telefonu

Bo grandowio kastylijscy, Gdy którego lichwa trapi, Szuka jakiejś Donny Clary, By swę minę mógł ozłocić, A to zawsze w myśl zasady, Która m ów i: „Piękność

Więc myślę sobie : to chyba musi być jakaś choroba i chociaż mnie to dużo kosztowało, zebrałem się i przyjechałem do pana

Taka już duszy ruskiej struktura, Że z niej wyłazi wciąż szydło gbura... Wczoraj oświadczył się o

Krocie skrzydełek trzepocze; krocie gar- dziołek śle pod niebiosa melodję rannego

Fulgenty, patrzysz na.świat płytko, Bo wesołości zbierasz żniwa, Gdzie raj związany grzechu n itką;.. Naiwni, cienia skiyci

Wydawcai odpowiedzialny redaktor Liberat Zajączkowski.Zdrukarni i litografii Pillera