• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 24, nr 38 (1892)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 24, nr 38 (1892)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Lwów, Niedziela dnia 9. Października 1892.

M OT.

SZCZUTE U l

P re n u m era ta we Lwowie wynosi ca­

łorocznie 10 złr.. półrocznie 5 złr., ćwierć- rocznie 2 złr. 50 ct.. m iesięcznie 85 ct.

N um er pojedynczy kosztuje 20 ct.

Dodatek zaw iera łam ig łó w k i, sza­

rady, zadania szachowe i inseraty.

In seraty dru k u ją się za opłatą G ct.

od w iersza drobnym drukiem w jednej szpalcie. S tronnica inseratow a zawiera cztery szpalty.

In seraty przyjm ują : A dm inistraca

„Szczutka" przy ul. Łyczakow skiej 1. 3 W W iedniu B iura ogłoszeń: H aasen- stein a & Yoglera, Kudolfa Mossego i A.

Oppellika.

W P a r y ż u : A dam . Rue de S t.

Peres 81.

S z c z u te k wychodzi od roku 1868 P ren u m erata zamiejscowa z p rzesy ł­

ka pocztową wynosi całorocznie 10 złr.

półrocznie 5 złr.. cw ierćrocznie 2 z łr 50 ct.. m iesięcznie 85 c’

W W ielkiem księstw ie P oznańskiem 3 talary 50 fen.

We F ran cji, Szwa c a rji iW ło szech całorocznie IG franków .

Prenum erow ać można w A dm inistra­

cji .S z cz u tk a '1 przy ulicy Łyczakowskiej 1. 3.. we w szystkich księgarniach i ajencjach dzienników i we w szystkich urzędach pocztowych.

Reklamacyj •lie opłaca się.

Lisiy pi.:yjm uje się ty lk o płacono.

M anuskryptów nie z w raca się.

P I S M O S A T Y R Y G Z N O - P O L I T Y G Z N E .

Aljanse i

Ze nic pewnego n a ty m świecie To kw estji wcale nie ulega ;

Ale d z iś zm ienność i kaprysy Są rzeczą a lfa i omega.

W szystko w d ziw a czn em za g m a tw a n ia Zm ieszane leży, ze a ż miło...

Dola to dziwów... Filozofom O takich d ziw a ch się nie śniło.

Aljanse k w itn ą w całej pełni, W ciąż kom binacje tw orząc nowe;

N ajzabaw n iejsze połączenia Podnoszą w górę hardo głowę.

I dość pobieżnie tylko spojrzeć N a ich p rz y d łu g ą nieco listę,

By poznać, ze to nie aljanse, Lecz m ezaljan se oczywiste.

G dy car, wszech Rosji sam odzierżca Z F ran cją się łą czy, z Republiką,

C zyż do szaleń stw a dojść nie m ożn a N a ich harm onję p a trzą c dziką- ?

A p r z y k ła d d z ia ła za ra źliw ie , (Ma k a ż d y przecie równe szanse)

Więc j a k po d eszczu grzyby rosną, Tak rosną zew szą d m ezaljanse.

N aw et na n aszem m a łem śm ieciu D ziś p r z y s z ła n a to, w id a ć m oda;

K tóż byłby są d ził, że lewica P raw icy k ied y rękę poda ?

0, „risu m /“ D ziś w aljansie one J a k dw ie jednego słow a g ło sk i;

R am ię o ra m ię spieszą w p rzyszło ść Pan Rom anowicz i Tarnowski.

(2)

STRACHAJŁO.

— Jeżelira się podczas tego ostatniego sejmu nie rozchorował, to chyba cud, boć proszę państwa, kto uw ierzy, że panowie Stańczyki poszli razem z lewicą. A przecież tak się stało.

* *

*

— I jeszcze się coś gorszego stało! Oto pan Tarnowski w swoim Przeglądzie P o l­

skim, który dla mnie b y ł dotąd ewanielją, pisze list m iłosny pod adresem tej lew icy strasznej. W ięc jeżeli teraz się św iat nie skończy, to ju ż chyba nigdy.

* * *

— Ktoś w K asynie powiedział, że z tej fuzji będzie jeszcze jakaś eksplozja. Padam do nóg, eksplozja w sali sejmowej. I niech tu teraz w tym kraju, proszę państwa, spi spokojnie. Niech potrafi. Ja nie potrafię — i śni mi się pan Tarnow ski w objęciach le­

w icy.

* *

*

— A trzeba wiedzieć, że i pan Tarnow ski, i pan Bobrzyński, pisali przez tyle lat, że każdy z lew icy nosi bombę w kieszeni — i

ZF"

O zmroku.

J a k b y o zmroku zabłąkane ptaki, T ak myśli moje lecą gdzieś odemnie

W kraj dziw n yjakiś — ja sam nie wiem — j a k i : Byłem w nim kiedyś, ale dziś daremnie Spoglądam w L e ty zamglone zwierciadło, Szukając czegoś, co na dnie przepadło.

Czasami przecież widzę, ja k b y we śnie, To samo leśne wpółsenne jezio ro : Z brzegu sitowie i zielone pleśnie I powalone pnie ze rdzawą korą, W pośrodku tafla rozlewa się gładka, A lilie wodne świecą na niej z rzadka.

I drzew olbrzymich sklepione konary Tworzą nad wodą kopułę zieloną.

Pod nią ze słońcem promyk igra szary...

B arw y i kształty błysną i znów toną, I sieć utkana z cieniów i promieni Na wód krysztale miga się i mieni.

W śród ciszy tego leśnego kościoła, Co z fal posadzkę, z gałęzi ma stropy, Słyszę, że ktoś mnie po imieniu woła I słyszę czyjeś szeleszczące stopy,

że gotów je st każdego z nas, ju ż nie po­

wiem co — bo mnie strach zbiera na samo wspomnienie.

* *

*

Chyba, że ci panowie poodbierali te bom by lew iczakom — ale niech że to ogło­

szą i niech te bomby pokażą, abym b y ł spokojny.

G-oao.

Jestto faktem , że dziś rozgłos M anowcami zw ykle k roczy;

Na to, co istotnie w ielkie Ś w iat zamyka skrzętnie oczy.

Te refleksje mi wpychają W pełną sm utnych m yśli głow ę O k rzycza n e; B óg w ie : czemu ? — P arforce-biegi dystansowe.

Bo rozważm y tylko sprawę...

W gruncie Gogo jej nie gani, L ecz u licha cóż wielkiego, Go wzniosłego jest tam na niej ? Kilku m łodych oficerów

Na wyborne siadło konie,

IE3 T I _ i ZE] T O

A zioła leśne drżą na tamtym brzegu, J a k g d y b y w szybkim potrącone biegu.

A le napróżno patrzą moje o c z y ;

M gły z nad topieli w stają coraz bledsze, W szystko przedemną mąci się i mroczy, R aj mój się zwolna rozpływa w powietrze...

I płakać mi się chce dziecinnym płaczem, Chociaż sam nie wiem ni za kim, ni za czem.

L. li.

Ź R Ó D Ł O .

Rozwarło się skalne łono.

J a k g d y b y pod zaklęć siłą ; Rozwarło się skalne łono

I w głęb i swojej odkryło Toń czystą w perły spienioną ;

Toń co podobna syrenie Rozkosznem szemraniem fali

Do ust sw ych Wabi z oddali Pragnienie...

O, serce ludzkie, ty skałą

B y ć nie śmiesz... G dy w*tej głębinie

K ażd y w ołał z miną b u tn ą :

„Ja was w szystkich wnet przegonię".

Do B erlina m knęli jedni, A do W iednia m knęli in n i;

P rzez trzy noce trw ała jazda

— Można-ż bawić się dziecinniej?

I na domiar św iat dziś cały, Na zdarzenia inne głuchy, W oła zgodnie ja k b y chórem:

„C o za zu ch y! Co za zu ch y!

A le cóż w ielk iego? Gogo Nie trzy, dziesięć nieraz nocy Po zielonym pędził polu — W ziąw szy karty do pomocy.

A le szczeblem mi do sław y Nie są dotąd te w ysiłki...

Ach, ty sławo, kapryśnico!

Ludzie w ręku twem , jak p i ł k i !

Ex re żeniaczki Milana.

Zacni panowie dziennikarze, Prosim z pokorą, uniżenie : D ajcie ju ż Milanowi spokój ! Co wam zrobiło to stworzenie.

Nam nie o niego zresztą idzie, Niech pcha, ja k może swoje taczk i;

Lecz my — co tu m y biedni winni, Ze wciąż nam jeść każecie — kaczki?

Jeśli fantazja rozigrana,

Niech czem wielkiein nęci u szy;

A czy chce Milan, czyli nie chce Żenić się — kogo to poruszy ?

Tonią uczucie wezbrało, To ogniem tylko wypłynie.

Próżno rozkoszy moc całą

Pieśń fal tw ych złudnie wymienia, Szydzą z tej mocy bezkarnie

Dusz utrudzonych m ęczarnie:

Pragnienia...

St. li.

ZDROWE — CHORE.

C zy to na wsi, lub też w mieście, N ikt objaśnić mię nie m oże:

Czemu żony w zimie zdrowe — Latem piszczą, żal się B o że !

Każda, g d y już przyjdzie pora, Że rozkwitną wkoło drzewa, W net w ykrzyw iać się poczyna I przed mężem cienko śpiewa.

Ot naprzykład pani K lara:

Zdrowa w zimie ja k dwa tury, Dziś, strzykanie czując w krzyżu, Głos ma schrzypły, wzrok ponury.

(3)

imci pan Onufry.

P r a w d z iw a oś k o m e d ja sta ła się tr y ja tr e m . A co to b y ło n ied a w n o h arm i- d e ru z tą b a n k ie tą , co to ła z iła po całem m ieście i s z u k a ła p lacu n a n o w y tr y ja - ter. A co się w tej b a n k ie c ie n a g a d a li i co się n a k łó c ili m ię d z y sobą, bo k a ż d y je n t e lig e n t m ia ł sw ój o so b n y p la c na t r y ja t e r i k a ż d y oś m iał sw ój plan . Taj p a m ię ta ją je s z e z e lu d zie , j a k oś do tej h a n k ie ty n ie p u s k a li n ik o g o , in o ta k ich , co g w a łte m c h c ie li, co b y n o w y b u d ow ać, ta k oś, ja k b y s ta ry n ie b y ł je s z c z e fa jn y . A co się n a k u n iro w a li ty c h , co c ią g n ę li za tem , a b y s ta ry p o d re p e ro w a ć ta j tro- c h a p o m alow ać. B ij za b ij na ty c h . A ku m

W net więc pędzi do lekarza, Depcząc ludzi po ulicy, No i wraca do małżonka Już z marszrutą do Szczawnicy.

Lub K asylda, w karnawale Czuje w sobie sił zb yt wiele, Za to teraz ma zajęcie, Bo wciąż bety swoje ściele.

Grożąc przytem małżonkowi Ze z choroby — będzie kłopot,

Maż się lęka, no i pani W krótce jedzie het do Zoppot.

Jejmość Martę, krzepką jak b y Najprzedniejsze dwa kafary, Jako we dnie tak i w nocy E gzaltacji duszą mary.

Choć przez zimę jadła fury Smakołyków' do obiadu:

Dziś ucieka, dziwnie słaba, Hen, aż gdzieś tam do Karlsbadu.

Słowem, trudno, b y w tej szopce Zapytania szukać tre ści:

Czemu tylko w lato słabnie Nasz kochany ród niewieści?

W reszcie niechaj mędrców głowry Nad zagadką schną i k w ita !

z g u b e r n ji to n a w e ć g ad a ł, co s ta r y t r y ­ j a t e r b ę d z ie z a m k n ię ty n a k lu c z , taj że

cała k o m e d ja b ę d zie się m u siała w y p r o ­ w a d z ić z try ja tr u .

T y m c za se m m a is tra t k a z a ł s ta ry t r y ­ j a t e r p rze m a lo w a ć na b iało i czerw o n o , k a z a ł d ać n o w e fira n k i, taj j u ż po calem h a rm id e rze i j u ż j e s t w s z y s tk o d ob rze.

I c ie k a w o ść , co te ra się z r o b i z tą han - k ie tą , c h y b a oś p ę k n ie ze z ło śc i, bo się n a w e ć n ik t n ie p y t a ł h a n k ie ty . J ed en oś je n t e lig e n tn ik z tej h a n k ie ty p o w iad a, że się n a w e ć n ik t n ie p y ta ł, n a j a k i k o ­ lo r p o m alo w ać — i p o w ia d a , co w ła ś c i­

w ie to ca łe p o m alo w an ie n ic n ie g iltu je - Jem u ża l, ż e się n ie b y ło o co k łó c ić , bo n a ten p r z y k ła d b y ło b y ze d w a d n i o czem g a d a ć , j a k b y się b y li z a p y ta li h a n k ie ty , j a k w ła śc iw ie p o m alow ać. J e ­ d en b y łb y ch cia ł, c o b y na n ie b ie sk o po­

m alo w a ć, d ru g i b y łb y w r z e s z c z a ł, że ino n a różo w o , a in n y zn o w u ś b y łb y p e w n ie ch cia ł, c o b y k w ia t y ja k ie tam b y ły w y ­ m alo w an e, abo m arm o zele ró żn e. Taj m oże d otąd b y łb y t r y ja t e r sta ł niep om a- Jow any — a ta k oś zro b iło się sz a st prast, b e z p y ta n ia , ta j p o rz ą d e k j e s t i cała c h w e s tja tr y ja tr a ln a sk oń czo n a. T a k oś że b y się u nas w s z y s tk o zro b iło , to b y b y ło n a jle p ie j.

U n as j a k in o z a c z n ą o czem po b a n k ie ta c h r a d zić , to j u ż ty ła z n a c z y , co p rzep ad ło , bo z w y c z a jn ie j a k g a d a c ze w e z m ą co na sw ój p y te l, to ino ty ła z te g o zo s ta n ie , że c z ło w ie k m a szu m w u szach , a m iasto nic, taj ty lk o !

Ja maksymę stwierdzam starą, Że... wszak sfinksem jest kobieta.

Eszet.

Z poezyi pana Pinkusa Geldbuba.

Żeleni sze lasek, Źeleni sze gaj, Ludzie sobie śmieją, Bo to miesząc maj.

Jeden ja co w serce Skutek musze nieszez, Bo ja k ja sze mam czeszysz K ied y kurs stoi sto dziewiędzesząt

oszem i ćw iercz za sto ru b li;

Facet.

NOWY liONCERTANT.i

Na przeróżnych instrumentach Koncertantów wielu s ły n ie : Na basetli, na fujarce,

Na waltorni, pikulinie.

I niejeden już koncertant Swemu sławę dał imieniu, Ze na szklankach tęgo gryw ał,

Lub przez papier na grzebieniu...

Pewien aktor ogródkowy,

W ciąż u kryty w cichej chwale,

ROZMOWA GOGĄTEK.

— T y ! c z y u m iesz ju ż c h o d z ić w e d łu g n a jn o w s ze g o szy k u .

— J a k to ?

— S z y k k a ż e c h o d zić n ie d b a le , m a­

ch a ć rę k a m i i p o trą c a ć d ru g ic h .

— O , to um iem i n a w e t n ie m ó w ię ;

» p rze p ra szam «.

Korespondencje redakcji.

M. we Lwowie. D ziękujem y za /.w rócenie uw a­

gi. — P r. w K Z epsute zak o ń czen iem doryw ezom . — N. N. w Cli. N iem ożliw e.

Od Administracji.

C zas o d n o w ić p re n u m e ra tę na c z w a r ­ t y k w a rta ł.

Z instrumentem fin de siecle’u I nieznanym u nas wcale.

Chce publicznie nam pokazać, Przed olbrzymią ludzi zgrają, J ak codziennie 11111 wspaniale

K iszk i w brzuchu... marsza grają.

W A F R Y C E.

Los widać na Prusaków U w ziął się zaciekle:

T ak im w pięknej A fryce Gorąco, ja k w piekle.

Gniotą różne choroby K ultury przedmurze, A czarni wypisują

T rak taty na... skórze.

My śl .. Monetarna.

Nie chcących zapanować nad wadami swemi Pieniądze ludzi robią często fałszyweini, A ludzie zaś w napadzie odwetu, ja k sądzę, Poczęli robić znowu... fałszywe pieniądze...

Facet.

(4)

ECHO POSEJMOWE.

T r u b a d u r p r a w i c y : „ O lewico, krasawico, N ie przedłużaj mąk, Spojrzyj słodko, moja kotko,

Bo pęknę ja k bijk.^

Cytaty

Powiązane dokumenty

(Telefonu

Bo grandowio kastylijscy, Gdy którego lichwa trapi, Szuka jakiejś Donny Clary, By swę minę mógł ozłocić, A to zawsze w myśl zasady, Która m ów i: „Piękność

Więc myślę sobie : to chyba musi być jakaś choroba i chociaż mnie to dużo kosztowało, zebrałem się i przyjechałem do pana

wił wyjechać do Rosji, ażeby tam użyć błogosławieństw wolności i dobrobytu, i udał się z tem pragnieniem do gubernatora Niżno-Nowogrodu, Baranowa.. Baranów

Taka już duszy ruskiej struktura, Że z niej wyłazi wciąż szydło gbura... Wczoraj oświadczył się o

Krocie skrzydełek trzepocze; krocie gar- dziołek śle pod niebiosa melodję rannego

Fulgenty, patrzysz na.świat płytko, Bo wesołości zbierasz żniwa, Gdzie raj związany grzechu n itką;.. Naiwni, cienia skiyci

Wydawcai odpowiedzialny redaktor Liberat Zajączkowski.Zdrukarni i litografii Pillera