• Nie Znaleziono Wyników

NA ORGANIZM. JM 19. Tom X.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "NA ORGANIZM. JM 19. Tom X."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JM 19. W arszawa, d. 10 Maja 1891 r. Tom X.

d a * dia

ł *

_r-n p - -

" h EBSBB b i ^

fi w n Ł I ■ ■ ' fc Ł

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W arszaw ie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z przesyłką pocztow ą: rocznie „ 10 półrocznie „ ó

P renum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięgarniach w k raju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny W szechświata stanowią panowie:

Aleksandrowicz J., Deike K., Dickstein 8., Hoyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł.. Kramsztyk S.,

Natanson J., Prauss St. i Wróblewski W.

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7*/i,

za sześć n astępnych razy kop. 6, za dalsze kop. 6.

^ id r e s E ed a iscy i: K:xa,lso-^rslrie-I=rzed.23n.ieście, USTr ©S.

m yśli i dobry humor. W samój rzeczy, jak szeroko je st ono rospowszechnionem : dzieli nasze radości, koi smutki, pobudza um ysł.

Żadna uczta nie obchodzi się bez puhara

„słodkiego w in a ”. K rew krąży szybciój, przem iana m ateryi w ciele staje się energi­

czniejszą, tem peratura ciała podnosi się, m ózg obm yw any znaczniejszą ilością krw i działa żyw iój, wrażenia stają się silniejsze- mi i myśli jaśniejszem i. To, na czego do­

kładne i zupełne ujęcie potrzeba byłoby kiedyindzićj znacznego czasu, pojawia się w um yśle ja k błyskaw ica, oświecając cały szereg w niosków logicznie uporządkow a­

nych... Słow em działalność m ózgu zarów no świadoma, jak i nieświadom a znacznie się podnosi. D obroczynne działanie w ina na

apostołów bezw zględnej trzeźwości, napoje sp iry ­ tusow e przez długi jeszcze okres czasu znajdować się b ędą na liście codziennych potrzeb człowieka, a, co za tem idzie, p ro d u k cy ja ich w każdym k ra ­ ju pozostanie w ażną gałęzią przem ysłu. Że jed n ak p o trzeb ę tę człow iek sztucznie narzucił sobie i że je j zaspokojenie bez porów nania więcej przyniosło m u złego niż dobrego, o te m najm ocniej jesteśm y przekonani i dlatego w łaśnie dajem y ja k n ajch ę- tn ie j głos panu Flauraowi.

(Przyp. R edakcyi).

DZIAŁANIE ALKOHOLU

N A O R G A N I Z M .

Z powoda artykułu p. t. „ 0 winie z winogron** ').

P ier w sz e zdania artykułu p. K azim ierza I D em b ow sk iego w N -rze 13 W szechśw iata | brzm ią ja k następuje:

„Od niepam iętnych czasów wino było za- j w sze znanem i cenionem ja k o napój zd ro­

w y, posilny, przy um iarkowanem użyciu i pokrzepiający ciało i sprowadzający dobre

') Dwa a rty k u ły p a n a Dembowskiego, których w stępne słowa w ywołały niniejszą rzecz p ana F lau- m a, przed staw iały , ja k czytelnikom wiadomo, pro- d ukcyją w in w yłącznie ze stanow iska technicznego i ekonom icznego, niebiorąc p od uwagę fizyjologi- cznego d ziałan ia alkoholu, a tem bardziej znacze­

nia napojów spirytusow ych dla etycznego i m o ra l­

nego rozw oju ludzkości. W stępne słowa a rt. „O w i­

n ie z w inogron'1 były raczej zw ykłym sposobem

zagajenia spraw y, aniżeli tezą, w im ię k tó rej a u ­

to r chciałby w ysław iać szlachetne przym ioty tego

napoju. Z daje się nam , że, pom im o naw oływ ań

(2)

290

organizm czło w iek a w yraża się przedew szy- stkiem przez pobudzenie gru czo łó w , w y­

ściełających ścianki przew odu pokarm ow e­

go i w ydzielających p epsynę... N iedarm o lek arze doradzają użycie przed jed zen iem um iarkowanej ilości „aquae v ita e ”. Jeszcze niedaw no, lat tem u dw adzieścia, terapija tyfusu brzusznego sprow adzała się do p r z e ­ pisu: dawać chorem u d zien n ie po d w ie bu­

telk i m leka i po bu telce w in a ”.

Pom ijam w tój ch w ili ostatnie zdanie o terapii tyfu su . Ze w szystk iego zaś po­

w y ższeg o niezaprzeczon ą praw dą jest to ty lk o , że żadna u czta n ie obchodzi się bez puhara w ina. Z resztą przytoczon ych zdań w praw dzie spotykam y się w ży ciu codzien- nem na każdym kroku, stanow ią one pospo­

lity wyraz uczucia, jak iego doznają ludzie pijący a słabo obserw ujący, lecz w św ietle w ied zy fizyjologiczn ej i farm akologicznej są w części w prost z praw dą sprzeczne, w części niedość uzasadnione.

A żeby usunąć w szelk ie m ogące w yniknąć nieporozum ienia, dodaję jeszcze następujący w yjątek z cytow an ego w yżej artykułu:„C ze­

muż zaw dzięcza w in o sw oje dobroczynne, życiodajne własności? P rzew ażn ie i pra­

w ie, można p ow ied zieć, w yłączn ie zaw arte­

m u w niem sp iry tu so w i w innem u, u ch em i­

k ów — alk oh olow i e ty lo w e m u ”.

Otóż, o d ziałaniu alkoholu ety lo w eg o na organizm c z ło w ie k a w ied za w spółczesna ty ­ le tylko n apew no pow ied zieć m oże, że po­

raża (paraliżuje) on m ózg i m lecz p acierzo­

w y , że obniża tem peraturę ciała i że zakłóca traw ienie. P om im o w szelk ich usiłow ań nie u dało się w yk ryć żadnego pobudzającego d ziałan ia alkoholu na ja k ik o lw ie k organ.

„K rew — pow iadają lu d zie — krąży sz y b ­ c ie j”. W dośw iadczeniach bardzo liczn ych , a dokonanych g łó w n ie w r. 1870 przez P ar- kesa i W o llo w icza , d ow iedziono, że n iezb yt m ałe ilości (w ięcej niż te, które um iarkow a- nem i nazyw am y) alk oh olu wzm acniają c z y n ­ ność m ięśnia sercow ego, zw ięk szają czę­

stość tętna, natom iast zm niejszają ciśnienie krw i. D u że ilości sprow adzają upadek en er­

g ii m ięśnia sercow ego i zm niejszają liczb ę uderzeń tętna. O b serw ow an o m łodego i s il­

nego człow ieka: przy niezm ienionym przez ca ły czas obserw acyi pokarm ie daw ano mu p rzez pierw sze 8 dni w y łą czn ie w odę ja k o

napój, przez następne 6 dni coraz znaczniej­

sze daw ki alkoholu, później znów przez 6 dni tylko wodę, potem przez 3 dni alkohol i zn ów przez 3 dni wodę. Przyjm ow any pokarm dokładnie analizow ano, tem peratu­

rę ciała i tętno m ierzono co d w ie god zin y.

P rzeciętna liczba uderzeń serca w ciągu do­

b y w yn osiła podczas okresu „w od n ego”

1 0 6 0 0 0 , podczas okresu „alk oh olow ego”

1 2 8 0 0 0 . N ajw iększa liczba uderzeń tętna przy piciu wody była 77,5 na m inutę, przy alkoholu 98,3. P ierw szego dnia, k iedy o b ­ serw ow any osobnik p ił alkohol, serce je g o kurczyło się częściej o 4% , ostatniego o 23%

niż w czasie norm alnym .

R óżnie tłum aczą fizyjologow ie bespośre- dnią przyczynę w zm ożenia częstości tętna, w ystępującego pod w pływ em alkoholu. To w zm ożenie tętna zw y k le przytaczam y na dow ód „pobudzającego” i „ożyw iającego”

działania alkoholu. L ecz jeśli chodzi o lu ­ dzi pijących w tow arzystw ie, warto zwrócić u w agę i a to, co w tym w zględ zie pow iada Sohm iedeberg. W ed łu g uczonego tego, przy­

spieszenie tętna n ie zależy w cale od dzia­

łan ia alkoholu, lecz w ynika z sytuacyi, w jakiej zw y k le napoje w yskokow e byw ają przyjm ow ane. Jest ono skutkiem ożyw io­

nych ruchów ciała i, w ed łu g badań d otych ­ czasow ych, nie ma m iejsca przy zupełnym spokoju ciała. G dyby rzeczyw iście tak być m iało, w takim razie m niem any „dobro­

cz y n n y ” w p ływ alkoholu, wyrażający się w szybszem krążeniu krw i, wcale alk oh olo­

w i przypisyw any być nie p ow in ien . T o sa­

m o osięgn iem y przez gim nastykę, bieganie, skakanie i t. p.

N ie na tem w szakże koniec. N a leży za­

pytać, dlaczego szybsze nad norm alne krą­

żenie krwi m am y w ogóle poczytyw ać za ko­

rzystn e dla organizm u? K ażdy m echanizm działa praw idłow o, norm alnie, przy pewnej określonej szybkości. Zegar źle wskazuje n iety lk o w ów czas, kiedy w ahadło zbyt w ol­

no się porusza, lecz i w tedy, k ied y ruchy je g o zanadto są szybkie. D la m echanizm u naszego ciała norm alna szybkość zachodzą­

cych w nim czynności nazyw a się zdro­

wiem ; zarów no zw oln ien ie tej szybkości,

ja k i p rzysp ieszen ie je s t zboczeniem choro-

bnem . W ów czas, kiedy chorujem y, m oże

być korzystnem przyspieszenie lub zw oln ię-

(3)

Xr 19. W SZECHŚW IAT. 291 nie k tórejk olw iek czynności, wówczas też

też sięgam y po odpow iednie środki. D o ta­

kich środków leczniczych i to nader potęż­

nych , alkohol się zalicza.

„Przem iana m ateryi w ciele staje się energiczniejszą,”. Co do tego zdania panuje chaos p raw dziw y. P. D em bow ski np. w cią­

ga to na listę korzyści, ja k ie alkohol orga­

nizm ow i naszem u przysparza. Inni zaś na korzyść napojów alkoholow ych powiadają, że alkohol „zw alnia przem ianę m ateryi”.

Zanim przytoczę fakty odnośne przez naukę zbadane, chciałbym w tym w zględ zie je s z ­ cze w ięk szy położyć nacisk na to, że i tutaj w ogóle szybkość, z jaką przem iana materyi się odbyw a, dla organizm u norm alnego za­

w iera się w ściśle określonych granicach.

W szystko co poza te granice w ychodzi jest nienorm alnem — zarówno przyspieszenie jak zw oln ien ie. A w reszcie, czyżto tak łatw o w iedzieć, czy przem iana m ateryi odbywa się zbyt szybko, czy zbyt wolno?

P o w prow adzeniu alkoholu do organizm u ilość dw utlenku w ęgla w wydychanem po­

w ietrzu, a także ilość m ocznika w moczu znacznie je st zm niejszona. Przemawiają, za tem w sposób najzupełniej niedw uznaczny liczne dośw iadczenia Prouta, V ierodta, Boc- kera, Lehm anna, Perrina i inni. Bocker w dośw iadczeniach na sobie samym d ok o­

nanych przekonał się, że po spożyciu alk o­

holu w yd zielił w ciągu 24 godzin o 165744 cm3 dw utlenku w ęgla m niej niż w ów czas, kiedy alkoholu n ie przyjm ow ał. Poniew aż dw u tlen ek w ęgla i m ocznik stanow ią osta­

teczne produkty utlenienia ciał organ icz­

nych (bezazotow ych i azotow ych) w orga­

nizm ie, a w ydzielana ich ilość stanowi mia­

rę intensyw ności procesów chem icznych w ciele, przeto zm niejszenie ich wskazuje zw oln ien ie przem iany m ateryi. D opiero du­

że dawki alkoholu działają przyspieszająco na w ydzielanie azotu (w postaci mocznika) z organizm u. „Zdaje się, oto słow a fizyjo- loga B u n gego, że w tym w zględzie alkohol d ziała tak, ja k p ew n e silne trucizny, z w ła ­ szcza fosfor i arsen, które powodują zw ięk ­ szenie ilości w ydzielanego azotu przy je- dnoczesnem zm niejszeniu pobieranej ilości tlenu i w ydzielanego dw utlenku w ęgla i w ten sposób sprow adzają stłuszczenie or­

ganów . Zdaje się, że pod w pływ em w szy ­

stkich tych trucizn odbyw a się tworzenie tłuszczu z białka”.

„Temperatura ciała podnosi się ”. Otóż, to zdanie, które najczęściej może przyta­

czają obrońcy alkoholu, je st wprost niepra­

wdą. B espośrednie m ierzenia tem peratury ciała w ielokrotnie stw ierd ziły, że opada ona niżój normy po spożyciu alkoholu. W ogóle na stan ciep łoty naszego ciała składają się

! w tym razie trzy głów ne m omenty: 1) P rzy ­ toczone już dośw iadczenia nad szybkością przem iany m ateryi d ow iod ły, że po um iar­

kow anych daw kach alkoholu szybkość ta m aleje. Z tego ju ż m ożnaby ogólnie wno­

sić, że skoro zjaw iska utleniania, będące głów nem źródłem ciepła, zostają do p ew n e­

go stopnia zredukow ane, rezultat ciep lik o ­ w y m niejszym też w ypaść musi. 2) Z dru­

giej strony n ie należy zapom inać, że sam alkohol w przeważnej części spala się w or­

ganizm ie, a zatem znów w ytw arza ciepło.

L ecz o tem ciep le przedew szystkiem nie w ie­

my, czy ono rzeczyw iście na cośkolw iek zdać się nam może, t. j. czy w ytw arza się we w łaściw em miejscu, o właściw ym czasie, a powtóre ilo ść je g o niknie w porów naniu

j z tą ilością, którą tracim y w sposób nastę­

pujący. 3) A lk o h o l sprow adza rosszerzenie naczyń krw ionośnych w skórze; w skutek tego przez oziębioną pow ierzchnię skóry, która bezustannie prom ieniuje na zew nątrz, p rzepływ a znaczniejsza ilość ciepłej krw i i w ięcej ciep ła uchodzi z ciała. O w o ros­

szerzenie naczyń krwionośnych w inniśm y sobie objaśnić ja k następuje. W ściankach naczyń krw ionośnych znajdują się m ałe m ięśnie okrężne, będące ciągle w stanie czynnego skurczenia się. Bodźce skurczenia się tego w ychodzą od pew nych w łókien ner­

w ow ych, zbiegających się w ow ych m ię­

śniach okrężnych i posiadających w spólny ośrodek w m ózgu. O tóż alkohol poraża ten ośrodek, podrażnienie nerw ow e ustaje, m ię ­ śnie okrężne słabną, naczynia krw ionośne rosszerzają się, skóra nasiąka krwią, co p o ­ znajem y z czerw onego jój zabarwienia.

C zerw ienienie policzków po w ypiciu wina, uważane za skutek pobudzającego działania alkoholu, je st w ięc niczem innem, ja k zja­

wiskiem porażenia.

O koliczność, że po spożyciu wina od czu ­

wam y w ciele podniesienie stanu ciepłoty,

(4)

d o p ro w a d ziła do m niem ania, że alkohol podnosi tem peraturę ciała. A le ow o uczu­

cie ciep ła je s t złudzeniem ; pochodzi ono od sp ow od ow an ego przez alkohol drażnienia zakończeń nerw ow ych w b ło n ie śluzow ej żołądka, od tego dalej, że czujem y, ja k c ie ­ p ła krew w zw iększonej ilości p rzyp ływ a do skóry. Istotn ie jed n ak krew n ie jest ogrzaną., lecz raczej och łod zon ą. M oże z łu ­ dzenie to i stąd pochodzi, że ośrodki m óz­

gow e, w yzw alające uczu cie zim na, zostają p orażone— o tem d ok ład n ie n ic jeszcze nie w iem y. W każdym razie faktem jest, że rezultat p ow yższych trzech m om entów , w p ływ ających na gospodarkę ciep ła w or­

g an izm ie pod w p ły w em alk oh olu , okazuje się zaw sze ujem nym (badania N assego, D u- m erila i D em arquaygo, W alth era, N au n y- na i Q u in ck ego, R ichardsona, M anasseina, B ou viera, R in gera, R ickardsa i in .). A lk o ­ h o l ziębi nasze ciało i używ a g o się w ów ­ czas, k ied y chodzi o zm n iejszen ie tem pera­

tury organizm u: w chorobach go rą czk o ­ w ych. I tu w ięc w id zim y, że alk oh ol pożą­

danym je st środkiem w ręku lekarza.

Ze żaden napój alk oh olow y nie jest po­

silnym , pokrzepiającym ciało, na to d o w o ­ d ów dostarcza n iety lk o fizyjologija, lecz i dośw iadczenia czyn ion e na w ielk ich m a­

sach ludzi. P rzek on yw an o się tysiąck ro­

tnie, że żołn ierze, zarów no podczas w ojny ja k i pokoju, we w szelk ich klim atach, p od ­ czas upałów , mrozu i deszczu najlepiej zn o­

szą trudy n aju cią żliw szy ch m arszów , g d y są całk ow icie pozbaw ieni n ap ojów a lk o h o ­ low ych . U ży te k z tego eksperym entalnego w niosku robią dziś we w szystk ich praw ie arm ijach na całym św iecie. Ż ołnierze nie dostają alk oh olu przed ćw iczeniam i; zbyt często, n iestety, w nagrodę daje się im a lk o ­ hol po marszach i uciążliw ych manewrach;

alkohol spraw ia p rzyjem ność i ty lk o tyle ogólnie p ow ied zieć można o jeg o działaniu na organizm . W y zw a la się zaś ta p rzy je­

m ność w skutek d ziałania alkoholu na m ózg.

A działanie to je st porażającem , nie zaś, ja k się ogóln ie m ów i, pobudzającem .

A lk o h o l poraża przed ew szystk iem je d n ę z najw ażn iejszych funkcyj m ózgow ych: j a ­ sn y sąd, krytykę. A dopiero g d y pozby­

liśm y się tych krępujących nas ham ulców , [ w ów czas zdaje nam się, że ten „boski tru - j

n e k ” „dzieli nasze radości”, „koi sm u tk i”.

P raw da, że ma on w łasność w yzw alania w m ózgu wrażeń dobitniejszych, lecz w ąt­

p liw a z tego korzyść. A lk o h o l zagłusza najrozm aitsze uczucia, podobnie ja k dław i k rytyk ę. Stąd też zdaje nam się, że nas Wzmacnia, podczas g d y tylk o przytłum ia u czucie znużenia. N ic d ziw nego, że w ów ­ czas m yśl, w yzw olona z w ięzów krytyki i pozornie wzm ocniona, buja sw obodnie.

T ak jest, m ózg działa żyw iej, lecz z m niej­

szą pew nością siebie. Cóż z tego, że strze­

lec szybciej strzela, je ż e li cierpi na tem c e l­

ność strzałów ? „To, na czego dokładne i zu p ełn e ujęcie potrzeba byłob y kiedyin- dziej znacznego czasu, pojawia się w u m y­

śle jak b ły sk a w ic a ”, lecz, jak błyskaw ica, szybko znika, ośw iecając cały szereg w n io­

sków zup ełn ie nielogiczn ie uporządkow a­

nych. „W ino zaostrza m ózg — pow iedział organista i — spadł ze sch od ów ”, tak brzmi stare p rzysłow ie niem ieckie. Jestto ju ż, co praw da, spraw a gustów , ale w ątpię, czy te m yśli i ten humor, które alkohol sprow adza są w łaśnie dobremi. D ziałaln ość m ózgu podnosi się, lecz w sposób, który bynaj­

m niej n ie m oże skarbić alkoholow i n azw y

„dobroczynnego” napoju.

A lk oh ol ma, w ed łu g cytow anych na po­

czątku słó w , pobudzać gru czoły w yścieła­

ją c e ścianki przew odu pokarm ow ego i w y ­ dzielające pepsynę. T ak ie d ziałan ie o czy ­ w iście sprzyjałoby w sposób znakom ity funkcyi traw ienia. O tóż, je śli chodzi o ta­

k ie ilości, ja k ie zazw yczaj pijane byw ają przy obiedzie w postaci piwa lub w ódki przed obiadem, to stanow czo zdanie p o w y ż­

sze nie jest praw dziw e. K ażdy m oże łatw o zaobserw ow ać na sobie, że czas u p ływ ający po jed zen iu do ch w ili, gdy znów głód się objaw ia, je st rozm aicie d łu gi zależnie od teg o , czy przy jedzeniu pijem y alkohol czy nie. P rzy jednakow o obfitej straw ie czas ten jest znacznie dłuższy w razie, je ż e li p i­

jem y w ino lub piw o (B u n ge). D ośw iad­

czaln ie na zw ierzętach dow iód ł tego ju ż d a ­ w no K laudyjusz Bernard; na ludziach do­

w iedziono tego w wypadku z przetoką żo­

łądkow ą (K retschy) i niejednokrotnie, p o ­ sługując się pom pą żołądkow ą (B uchner).

Co się tyczy ilości bardzo m ałych, zdania są

podzielone. T y le wszakże je s t pew nem , że

(5)

N r 19. w s z e c h ś w i a t . 293 je śli n aw et m ała dawka alkoholu może

sprzyjać traw ieniu, to jednakże działa ona stanow czo szk od liw ie, g d y je st przyjm o­

waną. często (w ino, piw o) podczas jedzenia.

P r z y norm alnym procesie traw ienia i małe daw ki alkoholu stanow czo korzyści nie przynoszą, poniew aż zd row y organizm w sposób najodpow iedniejszy i najbardziej z celem zgodny czerpie potrzebną, dla sp eł­

niania sw ych fiinkcyj energiją bez pom ocy środków podniecających, które szybko, za­

m iast w zm ocn ić funkcyją, osłabiają ją.

Znakom ity hygijen ista O esterlen powiada:

„Zgodnie z badaniam i fizyjologicznem i tra­

w ien ie zostaje zakłócone i utrudnione pod w p ływ em napojów w ysk ok ow ych ”. Czy w ięc w iele słuszności ma lekarz, doradzając użycia przed jedzeniem um iarkowanej choć­

by ilo ści „aquae v ita e”, wątpliw em się w y­

daje.

Jeżeli natom iast lekarz leczy alkoholem choroby ostre, takie ja k tyfus, to oczyw i­

ście, ja k z pow yższego sądzić można, naj­

pewniej dobrą ma racyją. W łaśnie w cho­

robie chodzić m oże o sprow adzenie takiego stanu, ja k i alkohol skutkiem sw ych w ła ­ sności fizyjologicznych sprow adzić może, a który tak bardzo je st niekorzystny dla organizm u zdrow ego. N ie zapom inajm y jeszcze, że alkohol należy także do szeregu ciał znieczulających. I to także je st powód, dla którego „koi on sm utki nasze” i dla te­

go może łagod zić cierpienia fizyczne. K tóż | w szakże zechciałby tw ierdzić, że każdy lek

j

dla tego, że je st lekiem , przynosi korzyść zdrow em u ciału? W tem leży w łaśnie jed n a

j

z poważnych przyczyn, niepozw alających w ykorzenić przesądu o pożyteczności alk o­

holu. N ik t nie zaleci zdrowem u człow iekow i morfiny lub arszeniku, jak k olw iek są to po­

w szechnie używ ane leki. L ecz iluż ludzi tw ierdzi, że wódka, piwo i wino są zdrowe, poniew aż n aw et chorym lekarze je przepi­

sują! I le w tem jest w in y samych leka- rzów , nie moja rzecz w tej chw ili sądzić tu o tem ').

M aksym ilijan F laum .

') D orywczy te n a rty k u lik nie m a na celn w y­

czerpać całej fizyjologii alkoholu; zaledwie p o ru ­ szone są w nim najw ażniejsze punkty, na których

W P Ł Y W

D Ż D Ż O W N I K Ó W

NA URODZAJNOŚĆ ZIEMI.

A lvan M illson, pom ocnik sekretarza w L a­

gos, w A fryce zachodniej, podaje następu­

jące szczegóły o znaczeniu dżdżow ników dla rolnictwa w kraju Yoruba.

W kraju Y oruba po przejściu lasów ota­

czających na przestrzeni 50 mil (a n g ie l­

skich) laguny ciągnące się na w schód od L agos, rospościera się w ielk i obszar otw ar­

ty , sięgający aż do doliny N igru i poza sta­

ny H oussa. Jedyną różnicą pom iędzy la­

sem i tą traw iastą okolicą jest to, że przed wielom a pokoleniam i rolnicy Y oruby w y­

tęp ili drzewa zapom ocą siekiery i ognia i ogołociw szy ziem ię z pierw otnego jej po­

krycia pozostaw ili tylko w ysokie i poplą­

tane trawy, niesprzyjące napozór w zrostowi drzew głęboko zapuszczających korzenie.

Zato urodzajność tych traw iastych prze­

strzeni jest w razie uprawy praw dziw ie za­

dziwiająca.

G runt składa się z piaszczystej glin y. J e ­ go urodzajność wzm aga się tam, gd zie za­

m iast tw ardszych w arstw występują kruch­

sze skały, zaw ierające m ikę; urodzajność ziem i jest rzeczyw iście zdum iewająca nawet tam , gdzie w arstw a rodzajna nie przew yż­

sza jednej stopy grubości.

W tej okolicy po bardzo prostej uprawie zapomocą samej tylk o m otyki otrzym ują następne zbiory. P ierw szego roku sadzą yam y (D ioskorea) i kukurydzę, oraz w j e ­

poparcie m ógłbym przytoczyć i więcej nazwisk uczonych i m nóstw o tytułów oryginalnych dzieł oraz cytat. Nie chcę go je d n a k przeciążać zbyte­

cznie tym balastem skorowidzowym . N ato m iast muszę w skazać czytelnikow i, kw estyją tą in teresu -

| ją c e m u się, następujące prace, któ re mogą go do­

prow adzić do zapoznania się z całą odnośną lite­

ra tu rą . Są to: A. B aer, D er A lkoholism us, seine Y erbreitung etc. B erlin, 1878 Tenże, D ie T runk- sucht und ih re A bwehr. W iedeń, 1890. Bunge, W ykład chem ii fizyjologicznej i patologicznej. W a r­

szawa, 1889. Tenże, W spraw ie alkoholu, W arsza­

wa, 1889 r. Prócz tego n atu raln ie każdy o bszer­

ny podręcznik fizyjoiogii i farm akologii, z ty ch

ostatn< b ?wlaszcza Binza i Schm iedeberga.

(6)

294

sieni drugi raz k u k u ryd zę i bób. N astęp­

nego roku upraw iają to sam o, a trzeciego roku obadwa zbiory składają się z kuk u ­ ryd zy i bobu. N ig d y tu roli nie naw ożą, a po ugorow aniu przez d w a lub trzy lata znow u powtarza się ta sama rotacyja.

W niektórych m iejscach zbierają także pro­

so, baw ełnę, in d ygo, tytoń i banany.

Pom im o tak w yczerpującej upraw y zb io­

ry nie okazują żadnego upadku, a u rod zaj­

ność rzeczonój o k o licy je st tak w ielk a , że sied em d ziesięcio-fu n tow y ład u n ek k u k u r y ­ dzy sprzedają za 4 '/2 denara, a bananów za ; 1 denar (denar, pom ijając kurs g ie łd o w y j

= 5 groszom ), inne zaś produkty kosztują w tym sam ym stosunku, n aw et w ludnych m iastach, ja k Ibadau, które ma posiadać 1 5 0 0 0 0 m ieszkańców .

T ę zadziw iającą urodzajność ziem i M ill- son przypisuje działaniu dżdżow ników . Ca­

ł a pow ierzchnia ziem i je s t pokryta p om ię­

dzy trawą szeregam i w yrzu con ych przez robaki kupek, które mają od '/t do 3 cali w ysokości i zadziw iają sw oją m nogością.

N a przestrzeni dziesiątków m il (an gielsk ich ) p okryw ają one ziem ię tuż je d n a obok dru­

giej; będąc spalone przez słońce zam ieniają się na tw arde grudki g lin y , które po p ierw ­ szym deszczu rosssypują się na drobny p ro ­ szek. N ieco głębiej ziem ia j e s t w e w szy st­

kich kierunkach podziuraw iona niezliczo- nem i kanałam i robaków , w głęb ok ości od 13 cali do 2 stóp robaki w w ielk iej ilości znajdują się w dolnych w arstw ach rodzaj - nej ziem i.

M illson ocenia, że kupki w yrzucane przez robaki w ciągu jednej pory roku w ynoszą, średnio biorąc, p rzeszło p ięć funtów na sto ­ pę kw adratow ą ziem i. W e d łu g tego o b li­

czenia, które uw aża on za bardzo u m iark o­

w ane, roczna praca dżd żow n ik ów w Y o ru b a w ynosi na m ilę kw adratow ą upraw nego gruntu przynajm niej 6 2 2 3 3 tonn ziem i, w yniesionej na pow ierzch n ię z głęb szych w arstw . T a praca trwa corok bez przerw y i w m ow ie będąca okolica A fr y k i zach o­

dniej zaw d zięcza jej żyw ność swej ludności.

G dzie robak n ie pracuje, tam Y oruba wie, że niem a poco zakładać folw arku.

M illson ocenia, że do głęb ok ości dwu stóp każda cząstka ziem i w ydostaje się tym spo­

sobem na pow ierzchnię co dw adzieścia sie­

dem lat.

W m ow ie będący autor mniema, że w z g lę ­ d ny brak w Yorubie niebespiecznych gorą­

czek m alarycznych, przynajm niej w części, n ależy przypisać przew ietrzaniu ziem i przez robaki i ciągłem u w ynoszeniu na p ow ierz­

ch n ię tych cząstek gruntu, w których żyją i mnożą się drobnoustroje m alaryczne.

D żd żow niki z Y oruby należą do rodzaju Siphonogaster i praw dopodobnie tworzą n ow y gatunek. (Naturę: N r 1104).

A . W.

ST O SU N E K CZŁOWIEKA

DO ŚWIATA ZWIERZĘCEGO

W W IE K U K A M IE N N Y M .

(Ciąg dalszy).

II.

E uropa z w yspy i archipelagu, jakim b y ła w okresie trzeciorzędow ym , za forma- c y i eoceńskiej,— w czasie for macy i m ioceń­

skiej zetknąw szy się z innem i masami lą- dow em i, staje się lądem stałym . C hociaż bow iem w schodnia jej część i północna, jak poprzednio, pokryte b y ły falami mórz, lecz zachodnia i południow a znacznie się w y ­ dłużają. W ynurzające się z otchłani mórz w yspy B rytańskie przylegały do F ran cyi, H iszp an ija stykała się bespośrednio z Ma- rokkiem; W ło ch y z A lgierem przez K orsy­

k ę i S ycyliją, a naw et m oże i z Tunisem . O becne morze E giejsk ie przedstaw iało usia­

ną wzgórzam i płaszczyznę lądową, która łą ­ cz y ła G recyją z A zyją m niejszą.

K lim at E u rop y całej był taki, ja k i jest obecnie w krajach podzw rotnikow ych, leżą­

cych pom iędzy 25 a 30 stopniam i szeroko­

ści; w ięc tak i, ja k i posiada A fryk a p ó łn o c­

n a i A rabija, Indyje północne lub M eksyk.

K lim at Isla n d y i odpow iadał podów czas k li­

m atow i W ło ch południow ych, klim at Gren- lan d yi klim atow i F ran cyi południow ej.

P ierw szym w ynikiem takiego klim atu

b yła roślinność praw dziw ie południow a,

(7)

N r 19. W SZECH ŚW IAT.

bogata gatunkam i, bujna w sw ych okazach.

W całśj E uropie rosły palm y w kilk u od­

m ianach, drzew o kam forowe, cynam onow e, paprocie zw rotnikow e, laury, mirty. L i­

gn ity islandzkie p ow stały z drzew tulipa­

now ych, platanów , orzechów , cyprysów , krzew u w innego. W lign itach , w ydobyw a­

nych na brzegach B ałtyk u , odkryto drzewo kam forowe i palm y; w lignitach z nad brze­

gu. Renu, pod B onn m im ozę i akacyje.

W G renlandyi p ow stały pokłady całe z li­

ści, ow oców i p n i drzew nych. Niemniej przeto bujną roślinnością, pokryta była po­

dów czas ta zam arzła dzisiaj ziem ia, jak którakolw iekbądź z w ysp polinezyjskich, u przyw ilejow ana obecnie od przyrody.

R oślinność w łaściw a strefie um iarkow a­

nej urozm aicała nadto roślinność południo­

wą. P od jedną, szerokością, w jednym kra­

ju rosły drzew a kam forowe i topole, brzo­

zy, graby, jesion y; palm y sp latały sw e g a ­ łę z ie z klonam i, dębami i bukami.

W arunki istnienia podów czas ludzi m o­

g ły być takie, ja k ie są obecnie na wyspach oceanu Spokojnego. C złow iek nie m iał, człow iek nie zn a ł innych potrzeb oprócz tych , które bez je g o pracy i starania zaspa­

kajała sama przyroda. P o żyw ien ia obficie mu dostarczała bogata i rozm aita roślin ­ ność. U czu cia chłodu n ig d y nie dośw iad ­ czał. Zima n ie zapędzała go do jaskiń.

Skw ar słon eczn y rów nież ma nie dokuczał.

Gorąco uśm ierzane było w ilgocią p o w ie ­ trza, sąsiedztw em wód. A przytem , czyż przed prom ieniam i słońca, spędzającem i mu sen z powiek, człon k i znojnym potem ob le­

waj ącemi, skryć się nie m ógł w cieniu drzew w spaniałych, w gęstw in ie lasów ze w szech stron go otaczających?

B y ły atoli okoliczności, które człow ieka trzeciorzęd ow ego w yryw ały ze spokojnej w egietacyi oceańczyków , które go podnio­

sły z czasem do stopnia k u ltu ry pierw otnej, a następnie w yrobiły zeń człow iek a dziejo­

w ego.

O taczał go św iat zw ierzęcy.

Okres trzeciorzędow y nosi jeszcze nazw ę w ieku zw ierząt ssących. A lb ert Gaudry tw ierdzi, a tw ierdzenia jeg o przyjm uje św iat naukow y, że pod koniec formacyi m iocenicznój przypadał w ielki rozwój zw ie­

rząt traw ożernych, zarówno pod w zględem

rozm aitości gatunków , jako też ilości i w iel­

kości osobników, przedstaw iających dany gatunek. W skutek zaś takiego rosplenie- nia się traw ożernych, m ięsożerne dosięgły podówczas szczytu swej potęgi. A głów nie żyły podówczas ju ż zw ierzęta, które łączą obecnie istniejące rodzaje i gatunki z w y ­ łaniającemu się na początku ow ego okresu z grom ady zw ierząt ssących rodzinam i.

W spaniały obraz fauny trzeciorzędow ej z form acyi mioceńskiej kreśli nam w łaśnie ów znakom ity paleontolog vv najnow szem sw em dziele: L es Anc&tres de nos A nim aux dans les temps góologiąues. Obraz ten po­

służy za tło w ierne dla postaci owoczesnego człow ieka, a nadto, poznam y w nim formy przejściow e tych zwierząt, z którem i na­

stępcy ow ego człow ieka w przyszłości spot­

kać się i przebyw ać m ieli.

D o odtworzenia tego obrazu dostarczył a u ­ torow i m ateryjału w ielce obfity p okład ko­

ści zw ierzęcych, odkryty w A ttyce, u pod­

nóża P enteliku, pod wioską Pikerm i.

„Krajobraz grecki był ożyw iony pi-zez zw ierzęta ssące najbardziej urozmaicone:

tu nosorożce dw ojakiego gatunku (R hino- ceros Schleierm acheri i R. pachygnatus) i dziki olbrzym ie (Sus erym antius); tam m ałpy (M esopithecus P en telici) zw ijają się wśród skał; albo m ięsożerne z rodziny zy - betów , kun, kotów (Ictitherium robustum, I. hipparionum , Prom ephitis, Sim ocyon, M achairodus i cztery inne jeszcze gatunki, zbliżone do lw ów i panter) czyhają” na swą zdobycz. Jask in ie marmurowe P en telik u dostarczały schronienia hijenom (H yaenictis graeca, H yen a exim ia). H ipparyjony (H ip - parion gracile) również ja k i kw aggi i z e ­ bry afrykańskie w n iezliczon ych ” stadach p rzebiegały rów ninę. N iem niej rącze, lecz zgrabniejsze od nich an tylop y tw orzyły l i ­ czne grom ady. K ażda gromada przedsta­

w iała odm ienny gatunek, odznaczający się kształtem rogów (Palaeorcas, A ntidorcas, Palaeoryx). Tragocerus m iał rogi zbliża­

jące się do kozich. W yróżniał się także wśród antylop Palaeotragus postacią w y ­ sm ukłą i wąską głow ą, na którćj w znosiły się rogi tuż nad oczami. H elladotherium , o mniej w ysokich niż żyrafa, lecz gru b ­ szych nogach, któremu podobnego zw ierzę­

cia nie zna przyroda dzisiejsza, a którem u

(8)

w ielb łą d u stęp o w a łb y w sile i Giraffa, z b li­

żona do żyrafy obecnie żyjącej, górow ały w śród tych przeżuw ających. A n cyloth e- rium bezzębne, o zakrzyw ionych palcach, b yło rów nież zw ierzęciem pokaźnem . L ecz najw spanialszem ze w szystk ich ssących b y ­ ło D inotherium , straszne zw ierzę, którego

w ysokość do łop atek w y n o siła 4 '/2 m etry, król zw ierząt ow oczesn ych . Jak u roczyście on się przedstaw iał, g d y stąpał na czele dw u gatunków inastodonów (M astodon P en - telici, M. turicensis), o zębach sęczk ow atych i o zębach podobnych do zębów tapira.

A zdała rozbrzm iew ał ry k strasznego Ma- chairodusa z k łam i m ającem i k ształty szty ­ letó w . W ie le in n ych je szcz e zw ierząt, zw ła ­ szcza z fauny drobnej, których m ałe i le k ­ k ie kości w ody p o rw a ły i u n io sły , to w a ­ r z y sz y ły tym olbrzym om . A g ło sy ich w szy­

stkich łą c z y ły się ze śpiew em p tak ów nad niem i...

„ W ielk i rozwój traw ożernych w czasach m iocenu stanow i w historyi zw ierząt ssą­

cych bardzo w ażną epokę. T raw ożern e ż y ­ ją w grom adach. C hw ila rozw in ięcia się traw ożernych je st ch w ilą pokazania się na ziem i stad... T raw ożern e nadały polom i łąkom n ow y w ygląd . O ne to bow iem p rzed staw iały w ow ych czasach ten gw ar- liw y i ru ch liw y św iat zw ierzęcy , tak ró ż ­ n y od pogrążonych w m ilczen iu stw orzeń z okresów poprzednich. P rzytem pam iętać należy, że te zw ierzęta są najponętniejsze ze w szystkich stw orzeń. W ięc n iety łk o n a ­ d ały w ięcej życia i ruchu św iatu z w ie r z ę ­ cem u, ale nadto ten św iat p rzyozd ob iły...

(p. 8 6 - 8 9 , 2 0 6 —2 0 7 )”.

G recyja nie p rzed staw iała podów czas w y ­ jątk u w cale pod w zględ em bogactw a fauny.

P o k ła d y kości odkryte we F ra n cy i pod L e - beron, w H isz p a n ii— pod C oncud, w N iem ­ czech— pod E ppelsheim , w W ęg rzech — pod B altaw ar, dowodzą, że takie sam e zw ierzęta istn ia ły i w tych krajach.

G dzie tylk o przeto udał się człow iek , w szęd zie go otaczał bujny i liczn y św iat zw ierzęcy, wśród którego on był u p ośled zo­

n y, słab y, bezbronny. Sam w idok olb rzy ­ mich gruboskórnych ju ż w zbudzał w nim instynktow ną ob aw ę. M ięsożerne czyh ały, by go pożreć. R ącze stada przeżuw ają­

cych sp ęd zały go z m iejsc odkrytych. P ier-

wszem uczuciem , jak ie powstaw ało na w i­

dok zw ierząt była trw oga, uznanie swój bessilności, bojaźń śm ierci i kalectw a. Na tój podstaw ie tylko stosunek w rogi m ógł się zaw iązać. W zw ierzętach człow iek pier­

w otny w id ział najniebespieczniejsze dla s ie ­ bie istoty, którym w razie możności tylko zło za zło oddawać należy.

Spędzany zew sząd, zaw sze pierzchający i k ryjący się, człow iek rzeczyw isty z u p e ł­

n ie b ył różny w początkach sw ego istnienia od tego, jakim go nam m yty przedstaw iają.

Jak długo czekać należało, by począł ota­

czającym go zw ierzętom nadaw ać imiona!

W bezbronności swój wobec zw ierząt chw ycić m usiał za kaw ałek kam ienia. J ak ­ k o lw iek nędzny oręż był z tego kam ienia w porów naniu do pazurów, rogów i k łów , jak k olw iek ten kam ień z odłupanem i kilku odłam kam i pozostał jak o przyrząd nieokre­

ślonego użytku, w szelako b ył on ju ż narzę­

dziem , w którym w zarodku tk w iła strzała, kula i p ocisk dynam itow y, działające na odległość; leża ł m łot, m ający przekształcić pow ierzchnię ziemi; k ry ł się batóg czy też b erło, kierujące wolą m ilijonów .

D oszed łszy z czasem do tego, by kam ie­

n io w i nadać ostrość pazura i spiczastość kła, nauczył się czło w iek koi-zystać z od n ie­

sionego nad zw ierzęciem zw ycięstw a i po­

żerał je g o m ięso. Jadło zdobyte w obronie zachęcać m ogło do napaści. Z roślinożer­

n ego staw ał się m ięsożernym , a raczej w szy- stkożernym . Zdobyta um iejętność zabes- pieczała go na p rzyszłe czasy. Bez niój w oczekujących go tylu zm ianach k lim a­

tyczn ych istn iećb y nie m ógł.

III.

K rzem ienie, które, bacząc na cel w yrobu, n azyw ać m ożem y narzędziam i człow ieka trzeciorzędow ego, bardziej św iadczyć mogą o istnieniu je g o w ogóle, niż o zajęciach je ­ go, niż o sposobach, któremi o sięg a ł cele, do jakich te narzędzia p rzygotow yw ał. K o­

ści zw ierzęce, ze śladami na nich narzędzi, dow odzą tylk o, że przylegające do nich m ięso czło w iek skrzętnie oskrobyw ał. Po- zatem obszerne pozostaje pole dla dom y­

słó w , opartych na rnniój więcej ścisłśj de-

d u k cyi, tem bardzićj, że św iat zw ierzęcy,

k tóry otaczał człow ieka oraz warunki gieo-

(9)

N r 19. AYSZECH ś w i a t . 297 graficzne i klim atyczne, wśród których ten

człow iek istn iał, nadają się szczególniej do w yobraźni.

Inaczej się rzecz przedstawia, gd y idzie 0 człow iek a czw artorzędow ego.

M ożność ułożenia narzędzi, pochodzących z okresu czw artorzędow ego, w porządku chronologicznym w ykazuje zarówno postęp w obrabianiu przez człow iek a tych narzę­

dzi, jako też rozw ijanie się stopniow e p o ­ trzeb człow iek a i sposoby zaspakajania tych potrzeb.

W czw artorzędow ym okresie gieologicz- nym czło w iek w Europie znalazł się w in - nem ju ż otoczeniu zw ierzęcem . Jedne ze znanych z poprzedniego okresu zw ierząt w y g in ęły , inne przeniosły się w od p ow ie­

dniejsze w arunki klim atyczne, inne nako- niec dały początek now ym rodzinom , lub też p rzek ształciły się tylk o w now e gatunki, bardziój zbliżone do istniejących obecnie.

Z m ięsożernych przechow uje się jeszcze czas ja k iś M uchairodus. H ijeny: pręgow a- ta, jask in iow a i plam ista zastępują Ictite- rium y różne i h ijenę ogromną (H . exim ia).

W yosobniają się psy (Canidae): w ilk , lis, lis polarny; dalój koty (Felina): lew ja sk i­

n iow y, lew w łaściw y (F e lis leo), pantera, kot ser w ałow y (F e lis servaloides), ryś, żbik 1 kuny (M astelinae): kuna leśna, kamionka, tchórz, łasica, ja k również wydra, rosomak, borsuk. W ystępują niedźw iedzie (U rsid a e)1 niedźw iedź jask in iow y, niedźw iedź szary (U rsu s ferox), niedźw iedź bury (U . arctos).

Z gruboskórnych: gin ie D inotherium , a m astodonów zastępują słonie: słoń staro­

żytny (E. antiquus), słoń m altański, słoń afrykański, m am ut (E . prim igenius). N o­

sorożców z okresu poprzedniego (Rhinoce- ros Schleierm acheri i R. pachygnatus) za­

stępują: nosorożec M erka i nosorożec w ło ­ chaty (R. tichorhinus). Zjawia się E las- m otherium Sibericum ; zjaw iają się h ip o ­ potamy (H ippopotam us am phibius i H . Pen- tlandi) i Świnia (Sus scrofa). H ipparion g racile, ów potom ek eoceńskiego P achyno- lop h u sa i późniejszego A nchitherium , prze*

kszałca się w konia (E quus caballus, Equus m inor).

Ze zw ierząt przeżuw ających antylopy po­

zostaw iły giem zę (A n tilo p e rupicapra) i su- haka (Cervicapra Saiga). Pow stają inne

dętorożce (Cayicornia): koziorożec, koza dzika, żubr starożytny (B ison priscus), tur starożytny (T aurus prim igenius), tur dłu- goczoły, owco w ół piżm ow y; powstają i peł- norożce (C ervidae): jeleń w ielkorogi (Cer- vus m egaceros), je leń kanadyjski, jeleń (C.

elaphus), ren, sarna *).

L iczne rodzaje skrobogryzów stanowią faunę drobną; tu należą: bóbr, świstak, su- seł, zając, zając bielak (L ep u s variabilis), piszczucha, lem ing, wiewiórka, koszatka, koszatka żołędna (M yoxus nitela), koszatka laskow a(M . avellanarius), mysz leśna, szczur w odny (A rvicola am phibius), szczur dar- niów ka (A . terrestris), polnik (A., ar-vniis), poln ik lodnikow y (A . sivaH s), chomik.

Rospa.trżenie zwierząt czw artorzędow ych w ykazuje, że głów n a epoka rozw oju fauny m inęła, że św iat zw ierzęcy zubożał i zdro­

bniał. L ecz czy ow o zubożenie i zdrobnie­

n ie było takie, by się m ógł zaw iązać inny stosunek pom iędzy człow iekiem i otaczają­

cym go św iatem zw ierzęcym niż ten, ja k i się zaw iązał w okresie trzeciorzędowym ? C zy m ięsożerne mniej na niego czyh ały i mniej go tępiły? Czyż gruboskórne i prze­

żuwające mniej go spędzały, lub trudniej za­

bijać się dawały? Czyż drobna fauna była mniej dokuczliw ą, lub mniej łatw ą stawała się zdobyczą?

N arzędzia człow ieka czw artorzędow ego dowodzą, że stosunek je g o do zwierząt, ja k i z konieczności rzeczy w y n ik ł w okresie trze­

ciorzędow ym , nietylko się nie zm ienił, ale nawet, w skutek now ych warunków, znacz­

n ie się spotęgow ał. Z wroga biernego, p o ­ tulnego, tchórzliw ego człow iek, udoskona­

lając swój oręż, staw ał się wrogiem śm ia­

łym , otwartym , zw ycięskim . Zabijał zw ie­

rzę nastające na sw e życie, dla swój obrony.

Zabijał je, by zyskać pożyw ienie, zabijał w celu okrycia się skórą, gd y go zm iany w klim acie do pozazdroszczenia zw ierzęciu futra p ob u d ziły i do przykrycia się niem zm usiły, a zarazem, by zdobyć w kościach

') Dowiedziona w spółczesność wielu zw ierząt c h a ­ rakterystycznych w jed n y m czasie w płynęła na zaniechanie daw niejszego podziała okresów gieo- logicznych n a podokresy nazyw ane epokam i ró ż­

nych zw ierząt, np. epoka m am uta, niedźw iedzia

jaskiniowego, ren a i t. p.

(10)

298

i rogach zw ierzęcia p od atn iejszy niż k a ­ m ień m ateryjał na sw e narzędzia i oręż.

(dok. nast.).

I. R adliń ski.

ZAOPATRUJĄCYCH MIASTA.

(D okończenie).

N iek ied y jed n a k w arunki są tak n iek o ­ rzystn e, w oda je s t tak siln ie za n ie czy szc zo ­ na, że filtrow anie j ś j przez piasek stanow i

G dy próby oczyszczania jój za pośredni­

ctw em piasku nie w yd ały rezultatów pożą­

danych, odw ołano się do filtrowania przez gąbkę żelazną. Jestto produkt niezupełnój redukcyi pospolitśj rudy żelaznćj, hem aty- tu, m ający postać gąbczastą, a utw orzony z m ięszaniny żelaza i je g o tlenków , zaw ie­

rający średnio około 80 odsetek żelaza i 20 tlenu- M ateryjał ten mięszano z potrójną objętością piasku i zastępow ano nim , w gru ­ bości 0,9 m etra, w ierzchnią warstw ę wyżśj opisanych filtrów . M etoda ta słu żyła z po­

czątku dobrze, fi 1 ti-y w szakże zap ych ały się szybko, przepuszczały coraz m niejszą ilość w od y, a czyszczen ie ich w ym agało kosztów nadm iernych. N iepow odzenia te p rzezw y ­ cięż y ł inżynier A nderson metodą bardziej zaw iłą, która przez m iasto została obecnie

F ig. 4. Rewolwer A ndersona do oczyszczania w ody, w przecięciu podlużnem i poprzecznem , oraz w idziany z góry.

środek zu p ełn ie niew ystarczający, w tych razach bardzo dzielnym środkiem oczy sz­

czającym okazało się żelazo, ja k się o tem przekonano, zw łaszcza w A n w erp ii. M ia­

sto to, położone w pośród rów n in y, zdała od w szelkiego źródła, nie posiada i znośnej w ody podskórnej, ch oć zm uszone b yło p o ­ sługiw ać się wodą studzienną. D ok ład n e zbadanie okolicy w y k azało, że n ajk orzyst- niejszem być jeszcze m oże sprow adzanie w ody z rzeki Nfethe, z W aelhern, od d alon e­

go o 18 k ilom etrów od A n w erp ii, chociaż w oda ta, zbrudzona p rzebiegiem przez to r ­ fow iska i odpadkam i ognisk p rzem y sło ­ w ych, jest żółtaw a, posiada woń przykrą i przejęta je st nieczystościam i k łaczkow a- tem i.

przyjęta. O czyszczanie w ody dokonyw a się w przyrządach zw anych rew olw eram i, gdzie znajduje się w zetknięciu z żelazem . P o przejściu przez nie ulega ona silnem u przew ietrzaniu, następnie uw alnia się od przeważnćj części zanieczyszczeń przez osa­

dzanie, a w reszcie filtruje się w sposób zw y k ły .

R ew olw er (fig. 4) składa się z blaszanego walca, poziom o um ieszczonego, o długości 4,5 to , a średnicy 1,5 to , obracającego się na d w u w ydrążonych czopach, przypadają­

cych w końcach jego osi. Czopy te są osa­

dzone ściśle na osiach i stanow ią połączenie m iędzy obracającym się w alcem a p rzew o­

dami stałem i, przez jed en z nich w oda do

w alca przypływ a, przez drugi uchodzi.

(11)

N r 19.

P ły ta okrągła G, um ieszozona wprost o tw o ­ ru, którym w oda dopływ a, pozostaw ia m ię­

dzy sw em i brzegam i a ścianam i walca je ­ dynie otw ór obrączkow y o szerokości j e ­ dnego centym etra; zm usza ona przeto prąd w ody do rospościerania się po całem prze­

cięciu walca, niedozw alając mu przebiegać w ąskiem łożysk iem od jed n ego czopu do drugiego. W alec otoczony je s t obręczą zę­

batą I, którćj zęb y zahaczają się o zęby koła drugiego, w praw ianego w ruch dzia­

łaniem motora; szybkość, z jaką w ten sp o­

i uderzają nawzajem dosyć silnie, by p o ­ wierzchnie ich zachow yw ały należytą czy­

stość. Inne znów łopatki i?, których po­

chyłość w zględem tw orzących w alec można dow olnie zm ieniać, odrzucają w ty ł bryłki żelaza, które pęd w ody ze sobą poryw a.

D zw on K , utw ierdzony obok rury odpro­

wadzającej wodę i nieprzyjm ujący u działu w obrocie walca, ma na celu zatrzym yw a­

nie drobnych cząsteczek, odryw ających się przez uderzanie i tarcie. O tw ór J dozw ala w stępu wewnątrz walca, kran zaś M słu ży

L 4

U i : O 1

F ig. 5. B a te ry ja rew olw erów A ndersona 1 i 2 przecięcia, 3 plan. N a praw o u góry przyrządy do w tłaczania pow ietrza: F ru ra doprow adzająca pow ietrze, G dno podziuraw ione i k an ał o tw arty , 1, 2

przecięcia, 3 plan. N a praw o u dołu błona b utw orzona z zanieczyszczeń wody.

sob obraca się w alec, w ynosi na obwodzie jeg o dwa m etry na m inutę. W alec w y p eł­

n iony je s t w Yio swój objętości okruchami żelaza lub surowca, o grubości 0,5 do 1 cen­

tym etra. Ł op atk i D , w idoczne zarówno na podłużnem ja k i na poprzecznem przecięciu w alca (fig. 5), poryw ają przy obrocie ok ru ­ chy żelazne i rzucają je w skroś p rzep ływ a­

jącej w ody. W tien sposób utrzym uje się w dostatecznej w ielkości pow ierzchnię z e t­

knięcia; zarazem zaś k aw ałk i te trącają.się

do wypuszczania pow ietrza podczas n a p eł­

niania walca.

W oda, stosow nie do stopnia sw ego zanie- czyszeczenia, pozostaw ać w inna w walcu od trzech do pięciu m inut. W alec zatem przytoczonych wyżćj w ym iarów przepuścić m oże w ciągu doby około 3 0 0 0 metrów sze­

ściennych w ody. Zużycie żelaza w ynosi

zaledw ie 3 do 9 kilogram ów na 1000 m 3

w ody, trzeba w ięc tylko od czasu do czasu

dorzucać pew ną ilość żelaza.

(12)

Nr 19.

P o op u szczen iu w alca w oda je st silnie obładow ana solam i i tlenkam i żelaza, je st bardzo m ętna i posiada wybitną, barw ę rdzy; w yziew a nadto woń błota, co w sk a­

zuje, że oczyszczen ie n ie je st je sz c z e ukoń­

czone, a woda, ja k pow ied zieliśm y, w ym aga p rzew ietrzenia. U sk u teczn ia się to za po­

średnictw em rur p ok rytych otw oram i i z a ­ nurzonych w stu d n ie, do których w oda przechodzi z walców ; nadto, w ychodząc z tych zbiorników , w od a spada w postaci I kaskady po stopniach, p ok rytych koksem ,

j

co uzu p ełn ia w p ły w przew ietrzania. F ig .5,3 przedstaw ia u m ieszczenie pięciu r e w o lw e ­ rów w W aelhem ; obok w idzim y u rządze­

nie, służące do w tłaczania pow ietrza.

P o p rzew ietrzen iu w od a k laruje się przez osadzanie, a n astęp n ie poddaje się filtro*

w aniu. P r z y całym tym procesie obok dzia­

łan ia m echanicznego zachodzi i chem iczne. | P o d w p ły w em żelaza i tlenu pow ietrza, skutkiem reakcyj, które trudno je st d ok ła­

dnie określić, substancyje organ iczn e u le ­ gają w znacznej części zn iszczen iu . W d a l­

szym ciągu bądź to w zbiornikach, gd zie ciecz się klaruje, bądź w filtrach, zw iązk i żelaza odkładają się w postaci błon k o lo i­

dalnych, które w iążą substancyje w cieczy zaw ieszone i m ikroorganizm y, co p rzysp ie­

sza k larow an ie się cieczy. N adto zaś ta w arstw a k oloid aln a, osiadająca na p o w ierz­

chni piasku w filtrach, tw orzy w łaściw ą w arstw ę filtrującą; m ożna w ięc pop rzesta­

w ać na piasku dosyć grubym , k tóry stan o­

w i jed y n ie podkład. F iltr o w a n ie staje się p rzez to dokładniejszem i szybszem z a r a ­ zem . N ieczystości n ie przedzierają się do piasku i zatrzym ują w pokryw ającej go błonie, dla oczyszczan ia w ięc filtrów w y ­ starcza usuw anie w a rstw y grubości z a le ­ dw ie centym etra.

O statecznie, m etoda A ndersona dostarcza w ody zu p ełn ie czystej i bezbarw nej, nie- posiadającój zg o ła w oni, ani z łe g o smaku;

rezu ltat zaś je st tem bardziej uderzający, że w oda w m iejscu, skąd je st czerpana, je st o w iele bardziej zanieczyszczon a, aniżeli w oda S ek w a n y pod Paryżem . M etoda ta zatem dozw ala oczyszczać wodę, której z w y k łe filtrow anie poradzić nie m oże. U rzą­

dzenia zresztą w A n tw e rp ii zu p ełn ie za w zó r służyć n ie m ogą, filtry bow iem i pom ­

py pochodzą z w odociągów daw niejszych i zostały tylk o do n ow ych w ym agań zasto­

sow ane. P rzew ietr za n ie je st tu zaw sze ko­

nieczne, g d y wszakże woda jest średnio ty lk o zanieczyszczona, można usunąć w tła­

czanie pow ietrza, w ystarcza bow iem pobyt w od y w zbiornikach, g d zie się klaruje.

Metoda Andersona została ju ż zaprow a­

dzona w k ilk u miastach H olan d yi, próbom zaś poddawano ją w P aryżu i B erlin ie.

R ew olw ery budowano w różnych w ielk o­

ściach, od 0,068 litra do 14 m etrów s z e ­ ściennych objętości, tak, że m ogły dostar­

czać od 20 do 6 0 0 0 m 8 na dobę. P rzy do.- św iadczeniach prow adzonych w B ou logn e nad Sekw aną zbiorniki do klarow ania w o­

dy m iały postać koryt, w ysokości mniej więcój m etra, których ściany u góry wspar­

te b y ły okrągłem i prętam i żelaznem i (fig.

5a); gd y w oda zwolna ze zbiorników tych odp ływ ała, pozostaw ała błona, podobna do błony kolodyjonow ój, zw ieszająca się u p rę­

ta żelaznego, ja k b y zasłona. O bjaśnia to działanie, o którem m ów iliśm y w yżej.

M etoda A ndersona niew ątp liw ie uled z m oże ulepszeniom , ale i obecnie ju ż dała dow ody, że służyć może tam, g d zie inne m etody zaw odzą, a naw et być m oże pom o­

cną i przy m etodzie zw yk łego filtrow ania, przyspiesza bowiem robotę i czyni łatw iej- szern oczyszczanie filtrów.

N ietylk o jed n ak natura wód i rodzaj ich zan ieczyszczeń rosstrzygać pow inny o u ż y ­ ciu m etody najstosow niejszej, w arunki m iej­

scow e nastręczać mogą nieraz drogi do zna­

cznych uproszczeń i udogodnień. Ś w iad­

czy o tem now a budowa w odociągów w N an ­ tes, gd zie in żyn ier L efor w miejsce filtrów u ż y ł w ysepki na L oarze. U zu p ełn iw szy podkład naturalny, u tw orzył wpośród rzeki sztuczną w ysepkę z piasku o ziarnach śre­

dniej w ielkości, która je s t ja k b y filtrem na­

turalnym . P rzez piasek ten woda przedo­

staje się. do studni, urządzonej pośrodku w ysepki, skąd pom pa przeprowadza ją do system u rur m iejskich. Metoda ta zaleca się taniością i w w ielu razach zapew ne da się k orzystnie zaprowadzić.

S . K .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Co dotyczę grzybów, hodowanych przez te korniki, to zdaje się, że przystosowały się one już zupełnie do sposobu życia korników. Co więcej, należy naw et

Gatunek nie może się przesiedlić, póki niema pewnej zgodności między w aru n ­ kami ogólnemi, które stara się zająć, a jego barwami, określonemi przez

bie, powoli zjawiło się półkole współśrodko- we ze słońcem rzeczy wistem, dwa boczne rzekome słońca były niewiele ciemniejsze od środkowego, od którego kii

gotował on zawiesinę z większych ziarenek w te n sposób, że do alkoholowego roztworu smoły pozwalał sączyć się powoli wodzie przez lejek o mocno

jąc, że się iszczą trzy prawa „zachowania&#34;, L ewis buduje nowy system at mechaniki, w którym ilością, ruchu byłby iloczyn mv, energią cynetyczną —

Chemiczna teorya farbow ania widzi we włóknie poniekąd środek strącający barw nik zaw arty w kąpieli farbiar- skiej; należałoby się więc spodziewać, źe włókno

P ow yższe spostrzeżenia tłum aczą więc n iety lk o m echanizm spraw y zapalnej, ale objaśniają zarazem i m echanizm rezorpcyi obum arłych części tkanek i

W Ameryce południowej, a mianowicie w P e r u i Boliwii, znajdują się dolmeny, które tem się głównie różnią od większości europejskich, że bryły