• Nie Znaleziono Wyników

Biblioteka Warszawska, 1854, T. 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Biblioteka Warszawska, 1854, T. 3"

Copied!
598
0
0

Pełen tekst

(1)

BIBLIOTEKA

WARSZAWSKA.

P IS M O P O Ś W IĘ C O N E

NAUKOM, SZTUKOM I PRZEMYSŁOWI.

rr;i">3 M U f.i. : ’ i u .» s ’¡ni) - on!

t r i v ■;' >/i\' t r-t-j-r/i*•=; t i .t i i i ! ' . v « ^ . r i ł i . j ' i /

' . i i (■/' '

1854 .

Tom trzeci.

i 5

4 aa 3

OGÓLNEGO, ZBIORU T O M ^ Y .

WARSZAWA.

W D R U K A R N I G A Z E T Y C O D Z I E N N E J .

1 8 5 4 .

(2)

po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby egzemplarzy.

w W arszawie, d. 4 (16) Czerwca 1854 r.

Starszy Cenzor

,

RADCA D W ORU , J . P a p ło ń S k l.

3o ,cco I

//

(3)

S P I Ż .

PRZEZ

I .

C h o c i a ż Spiż (Comitatus S cepsiensis, Zipser Comitat, die Zips) nie należy do obszerniejszych h rab stw w ę g ie r ­ skich, istnieje je d n a k ż e n ajw ięk sz a rozm aitość tak w j e ­ go stosunkach przyrodzonych, ja k o i w ludowych. W y ­ sokie alpejskie góry, potężne grzbiety 2 — 3,000 stóp wy.śokie, m a łe p agórki, a miejscami naw et obszerniejsze równiny: spotykamy dziwnie pomieszane w tej ciekawej pod wielą w zględam i krainie. S ło w a c k a ludność g ł ó ­ wnie p r z e w a ż a na Spiżu; na znacznej przestrzeni mie­

szk ają Polacy, w kilku w io sk ach są Rusini, a w reszcie znaczny p ła t o k ry w ają Niemcy, przybyli do W ęg ier w XII i XIII wieku. W niektórych okolicach mieszają się ci ostatni ze S łow akam i i Rusinami. Każdy lud trzym ał się pewnych rzek, i dopiero rozrodziw szy się nad niemi, r o z ­ s z e r z a ł się coraz bardziej, aż sp o tk ał inny szczep, s ta w ia ­ ją c y mu granicę. N adzw yczajne nierów ności p o w ie rz ­ chni ziemi n ad ały Spiżowi b ardzo odmienną fizyonomią, i w y w o ła ły u d erzające różnice klimatyczne. Nieraz w y ­ daje s ię , że znajdujemy się w nader odległych stronach, g dy tymczasem tylko kilka mil dzieli te wielkie przec i­

w ieństw a. Jak ażto różnica pomiędzy ubogim o w sia­

nym krajem przy J u r g o w i e i N i e d z i c y , a żyznemi błoniami N o w e j - w s i lub K o r o t n o k u ; pomiędzy dziką

T o m I I I . L ip ie c 1 85 4 . ^

(4)

przyrodą dolin Tatrowych, a miłym krajobrazem Mo r g e - c a n i J a k ł o w i e c , albo pom iędzy czynną fabryczną ludnością nad H n i l c e m , pod G e l n i c ą lub P r a k e n d o r - f e m , a strasznóm ubóstwem na północnym pochyle Ma- g o r y , gdzie ludzie ludzi niedawno zjadali z głodu. Pod w zględem geograficznym należy S p i ż do bardzo c ie k a ­ w ych krain: biorą tu bowiem p o czątek rzeki pły n ące do Bałtyckiego i Czarnego morza; i dziwna r z e c z , d ziały te nie stanowią w ysokie Alpy tatrow e, ale nizkie, zupełnie*

niepozorne grzbiety, które zn aleźć można tylko na le­

p szy ch k artach geograficznych. Spiż dzieli się na czte­

ry naturalne p orzec za: D u n a j c a , P o p r a d u , H e r n a d u i H n i l c a . Jak w iadom o, w schodnia p o ło w a Tatrów w y ­ syła sw e w ody do Bałtyckiego, zachodnia zaś do morza Czarnego. Na północno-w schodniej p o ch y ło ści tego ł a ń ­ cucha rzeki p ły n ą zraz u z południa na p ó łn o c , i zatrzy ­ mują ten ch a ra k te r p ro w a d z ą c sw e w ody ku W iśle; na południowo-w schodnim pochyle p łyn ą z po czątk u z p ó ł ­ nocy na południe, a dostaw szy się na równinę, zw racają się na w s c h ó d , a następnie na p ó łn o c , i Dunajcem w p a ­ d ają do Wisły. Tym sposobem mamy na Spiżu dwa oddzielne p o rz e c z a : Dunajca i P o p rad u , n ależące do Wisły. W łaśc iw ie Dunajec w swym przeb ieg u o d g ran i­

cza Spiż od Podhala; praw y b rzeg należy do W ę g ie r, le­

w y do Podhala, ale w obydwóch zam ieszkuje ludność polska ze szczepu Podhalan, i dlatego nazyw am tę c z ę ś ć Spiżem polskim.

Równie tak znaczną rzeką na po czątk u j a k Dunajec je st P o prad , poczynający się w wysokich Tatrach na z a ­

chodniej granicy Spiża; je g o porzecze w ięcej je s t na p o ­ łudnie wysunione ja k Dunajca. Po wypłynieniu z Tatrów, nagle zw raca się Poprad na w sc h ó d , przecina w zd łu ż to hrabstwo od zachodu na w schód, i praw ie na je g o granicy z w raca się na p ó łn o c ; dalej płynie przez rozpęknięte Bieskidyi w p ad a do Dunajca pod S t a r y m S ą c z e m . W tym przebiegu zasilają g łów nie Poprad rzeki sp ad ają ce z c z ę ­ ści bardziój w schodniej Tatrów, i niektóre mniejsze p o to ­ ki, płynące z przeciwnćj strony z grzbietu porfirowego i p a ­ sma Igły, w z n o sząceg o się powyżej K e s m a r k u i Lu- b i c y . W połow ie zachodnićj p orzecza Popradu leżą liczne miasteczka od Niemców zam ie s z k a łe , którzy się o dznaczają w zo ro w ą upraw ą roli; p o ło w a w schodnia te-

(5)

goż p o rz e c z a mniej gęsio osiedlona, zajęta je st głów nie przez S ło w ak ó w , pomieszanych w części ze szczepem polskim i ruskim. Porzecze pom iędzy Popradem a Her- nadem dzieli nizki grzbiet porfirowy, kończący się przy w iosce Czwartek, i odtąd ledwie dostrzegalne w zn iesie­

nia stanow ią dalszą c z ę ś ć p rzed ziału . Hernad bierze p oczątek w potężnej massie skalnej Królowa-Hola, góry tak nazw anej od w ęg iersk ie g o króla Macieja Korwina, na którą w stą p ił i na niej miał obiadow ać. Hernad z trzema znacznemi rzek a m i, tojest: Hnilcem, Hronem i Czarnym W agiem , w tej g ó rze bierze p o c zą tek ; ale w szystkie te rzeki w p ro st przeciw ne m ają kierunki ¡zm ie­

rzają w przeciw ne strony ś w ia ta ; dopiero po długich z a ­ k rę ta c h sch o d zą się o statecznie do Dunaju, czyli do m o­

r z a Czarnego. 1 tak Hnilec płynie w południow o-w scho- dnim kierunku i w p ad a do Hernadu przy M a r g e c a n a c h , a Hernad do Cisy pod Tokajem, k tóra zmierza do Dunaju.

Czarny W a g stanow i jedno z ramion W agu, i na wielkiój równinie w ęg ierskiej w p ad a do Dunaju, a tem samem do morza Czarnego. Hron płynie z p o czą tk u na z a c h ó d , po- tćm sk rę c a się na południe i w pad a tak że do Dunaju.

P o rzecze w schodnie Hernadu różni się znacznie od zachodniej je g o części: naprzód je st w ą z k ą doliną, c ią g n ą ­ cą się pom iędzy wysokiemi grzbietami, a dno jej s k ła d a ją praw ie same łą k i; d ru g a c z ę ś ć tego porzecza od Czw ar­

tku do W ła c h o w a s k ła d a się z o b szernych, wybornie upraw ionych b ło ń , gdzie już cieplejsze w iatry dolatują, a po s io ła ch w id ać piękne ogrody zzam ożnem i dworami.

Prawie n ap rzeciw z ak rę tu Popradu, zw ra c a się na p o łu ­ dnie Hernad pod W łach o w em pod kątem prostym, i p rz e ­ dziera bogate w metale pasmo spizkie; tam łą c z y się z Hnilcem i po nieskończonych z a k rę ta c h w ypływ a w o b ­ szerną dolinę pod Koszycami, i odtąd zmierza w p rost ku południowi do Cisy pod Tokajem. Ludność sło w a c k a zajmuje porzecze Hernadu. Odmienne stosunki g e o g r a ­ ficzne od wymienionych, spotykamy w p o rzeczu Hnilca, gdzie S ło w acy mieszają się z Niemcami, a w m a łe j ilości z Rusinami. Hnilec płynie d ługo na południowój granicy Spiża, p rzed z ierając się przez znacznie wyniesione góry, s k ła d a ją c e się z krystalicznych łu p k ó w , w metale nader bogate. W tein porzeczu nióma praw ie upraw nej roli, a l­

bo też ogran icza się na bardzo m ałych k a w a łk a c h ; dolina

(6)

tak bowiem je st w ą z k a , że wioski i miasteczka zaledwie znajdują miejsce dla ro zło ż en ia się w ygodnego, i tylko przy ujściu do Hernadu ro zszerza się nieco, i ztąd przy Mniszku, Helemanowcacli i J a k ło w c a c h w idać zn aczn iej­

sze osady. Ale rolnictwo nad Hnilcem je st podrzęd n ą rzeczą: głów n ie trudnią się m ieszk ań cy jeg o dobywaniem bogatych rud miedzianych, s reb rn ych , żelaznych, i p r z e ­ rabianiem z nich metali. Blizko ujścia, w odstępach kil­

ku tysięcy kroków , w id ać same z a k ła d y hutnicze: lo wielki p iec, w alco w n ią , fryszerkę, to stępy do mielenia rud ubogich lub młyny dla zboża. P o rzecze Dunajca ma całkiem ch ara k ter p astersk i; Popradu i Hernadu w ię ­ ksza c z ę ś ć jeslro ln icz a, w z a c h o d n ic h ich c z ę śc iach mie­

sza się żyw ioł pasterski z rolniczym, gdy tymczasem m ie­

szkańcy Hnilca trudnią się w y łącz n ie przem ysłem.

Aczkolwiek południow e g óry spizkie p o rzecza Hnil­

ca nadzw yczajnie są lesiste, dziko podarte, i na pierw szy rzut oka w y d ają się g łó w n ie przeznaczonem i na m iesz­

kanie dzikich z w ierz ąt; przecież żyje w nich g ę s ta lu­

dność, zajęta przem ysłem i nierównie w ięcej ma w y k s z ­ tałcenia od m ieszkańców równin. Siły podziemne w y n io ­ sły na w ierzch te góry, n ap ełn iły ich s k a ły obficie k r u s z ­ cami i w yrobiły czynną ludność. Nieraz na d łu g ich p r z e ­ strzen iach , na n&jwyższych g rz b ie ta c h , spotykamy n ie ­ przeliczone k o p c e , jed en obok drugiego, ja k b y na jakim cmentarzu. Uderzyło mnie to przy kopalni nazyw anej: „ n a Bińcie“ (auf der Bindl), w lesie zw anym Ż ałoba, lub na wyżynie w znoszącej się nad w io sk ą Mały Hnilec. P o ­ między południow ą a p ółnocną p o ch y ło ścią g ó r k r u s z c o ­ wych w T a tra c h , jestm n ó stw o m ały ch m iasteczek, n a d a j ą ­ cych w ła ś c iw ą fizyonomią Spiżowi. Mieszkańcy ich z a j­

mują się przem ysłem, a je s z c z e w ięcej rolnictwem. P o ­ mimo tego p r z e w a ż a ją c e g o w ejrzenia ro ln iczeg o , m ie­

szkańcy są w ięcej w y k sz tałc en i, i p o siad ają nieco w ięcej zasobów od zw yczajnego w ło ścian in a; n ad er pracow icie upraw iają swe k a w a łk i roli i s łu ż ą za p rzy k ład zw y ­ czajnym rolnikom; nadto budzą się pomiędzy niemi tu i owdzie pojęcia obchodzące o g ó ł ludzkości , które u w ie ­ śniaka rzadko się odzywają.

Spiż ro zpad a się na cztery naturalnie odgraniczone części; na północny, p ag ó rk o w aty , i rów ninow y p o łu d nio ­ wy: k ażd a z nich ma sobie w ła ś c iw y chara k ter. W p ó ł ­

(7)

nocnej p rzew aża życie pasterskie, m ieszkańcy głów n ie zajmują się chowem bydła i o w iec, i dlatego n azy w ać ją będ ę Spiżem pasterskim ; w p ag ó rk ow atej u praw iają ziemię i hodują b yd ło ; w trzeciej czę śc i g łó w n ie p r z e ­ w a ż a rolnictwo, a w południow ych g ó rach , tw o rzący ch szeroki p a s , trudnią się ludzie górnictwem i hutnictwem, i tę c z ę ś ć nazy w ać b ęd ą przem ysłow ą. Od w iek ó w z a ­ kwitło w tych stronach g ó rn ictw o , które pobudza mimo­

wolnie m ieszkańców do zastanowienia się nad środkami słatw iającem i wydobywanie metali, i szukania nowych uposobów w yciągania zysków z wydobytych kruszców . Tej w ła ś n ie przyczynie przypisać należy obudzenie się d u ­ cha p rzedsiębierczego, zap e w n iając eg o Spiżowi moralną w yższość nad innemi hrabstw am i węgierskiem i.

P o d l i a l e S p i z f r a c . Część Spiża o północno- wschodni stokTatrów oparta, g raniczy od pó łnocy i zachodu z naszem Podhalem. Dwie te krainy nie różnią się w cale fizycznie, tylko dzieli je polityczna granica, która co raz bardziej przez obecne w ypadki zaciera się; krainy te b o ­ wiem mają tę ż sam ą nieurodzajną ziem ię, tenże ostry klimat i w ysokie hale, na klórych w ie c ie p a s z ą swoje by­

dło. Mieszkańcy tej części Spiża są polskiemi P o d h a la ­ nami, i podobnie j a k w Orawie mówią zasta rzały m p o l­

skim językiem : zdrow i i silni, w y sm u k łeg o w zrostu, mają tęż sam ą otw arto ść ch a ra k te ru i bystrość umysłu, tak o d ­ z n ac zają ce m ieszkańców naszy ch alpejskich okolic. Lu­

dność polska na Spiżu, w e d łu g u rzęd o w eg o spisu z roku 1850, wynosi 53,000.

Pomiędzy wioskami tej czę śc i S p iża , leżą dwa czy trzy m iasteczka, nieodróżniające się praw ie od w iększych wiosek: Biała, Frydman są zupełnie podobne do Nowego- targu, i s łu ż ą za miejsce sp rzed aży i kupna produktów rolniczych. Urządzenie sto s u n k ó w w io ś c ia ń s k ic h odmien­

nym było na Spiżu przed rokiem 1848, od trw ająceg o od niepamiętnych c za só w na Podhalu: w ło ścian ie odrabiali na Spiżu o zn aczoną pańszczyznę, gdy Podhalanie czynsz płacili. W każd ćj w iosce b y ł wójt, nazyw any R y c h t a r . Łatwo można było p o znać je g o mieszkanie po insygniach, przyw iązanych do je g o urzędu, a stojących przed oknem, po dybach różn eg o rodzaju i dereszu czyli ła w c e . Teraz te symbole w ła d z y zmieniły się w napis na tabliczce:

R i c h t a r , O r t s r i c h t e r . W różnych w ioskach p ań szcz y ­

(8)

zna była odmienną i sto s o w a ła się do ro zległo ści g ru n ­ tów d w o rsk ich , a gdzie tych nie b y ło , w ło ścian ie mieli obow iązek p raco w an ia w p rzy leg ły ch lasach Tatrowych.

W miarę posuw ania się na południe od granicy, k tó ­ rą stanowi Dunajec, c z ę ś ć ta Spiżu staje się coraz bardziej nierów niejszą; w ysokie grzbiety, a pomiędzy niemi g ł ę ­ bokie doliny, są co raz bardziej w ydatniejszem i w miarę zbliżania się do s t ó p l a t r ó w , a za niemi idzie n ad zw y cza j­

na dzikość. Wioski ro z c ią g a ją c e się po dolinach, jakoto:

Jurgów , C zarnahora, Jaw oryna, nie ró żnią się w niczem od p od h alań sk ich C hochołow a, Zakopanego i Bukowiny.

J a w o r y n a . Pod samemi stopami Tatrów ciągnie się d łu g a w ioska, albo raczej z a k ła d hutniczy Jaw oryna, przy otw orze potężnej doliny jaw oryńskiej. Ta dolina ro zp o czyn ająca się przy najw yższych szczy tach tatrowych, około s z e ś ć godzin d ł u g a , je s t na w sch o d zie ostatnią wielką p rz e rw ą tego ła ń c u c h a , należy w nim do n a jw ię ­ kszych, i dlatego je st podobna do doliny Białki, K oście­

liskiej iR o h aczó w . W śród dziko p oszarpanych grzbietów, g ęsty ch lasów jo d ło w y c h i św ierk o w y ch , n ad er ujmuje podróżnego ten z a k ła d ; obszern e domostwa, wielki piec, młoty, czysto, n aw et z pewnym zbytkiem są utrzym ywane.

Przeciwieństw o pomiędzy siłami przyrody a dziełami czło w iek a, mieści w sobie ja k iś niewymowny urok. Z a ­

k ła d ten oddaw na zało żon y z o s ta ł dla w ytapiania rudy żelaznej, zaw artej w poblizkiej g ó rze Swistow ej; ale p o ­ k ła d jej leży na znacznem w yniesieniu, a do tego po p e ­ wnym p rzeciąg u czasu z a c z ą ł sta w a ć się co raz w ęższym , i zm ieszał się tak ściśle z wapieniem, w którym tkwi, że s ta ł się całkiem nieużytecznym. T eraźniejszy d z ie rż a w ­ ca p. Heissel p rz e k o n a ł się, że korzystniejszą je s t rzeczą s p row ad zać z południow ego Spiża bogato-procentow ą rudę (w ęglan żelaza), o dwa dni drogi o d leg łą, po n a jg o r ­ szych g o ś c iń c a c h , aniżeli s p u sz czać się na ubogie r u ­ dy góry Swistowej. P rz e k o n a ł się nadto pan Heissel, że nieraz korzystniej je s t w y k u w a ć surow e ż e la z o , a tym sposobem sp o strzeb o w y w ać g ęste lasy, u żytkow ać z w o ­ dy i z a k ła d ó w fabrycznych; i dlatego w teraźniejszym czasie niebardzo czynnym je s t wielki piec, gdy przeciwnie młoty i w alco w n ie, w e d łu g now szych popraw u r z ą ­ dzone, p rzerab iają 15,000 do 18,000 cen tn aró w w iedeń­

skich surow ego ż e l a z a , sp row adzonego po większój

(9)

części z wielkiego pieca w Kurczynie, niedaleko Muszyny i Bardyowa, lub z licznych wielkich pieców południow ego Spiża.

Produkcya żelaza otwióra mieszkańcom Jaw oryny liczne zarobki, i zapewnia im jeżeli nie obfite utrzymanie, to pracow ici mogą żyć w tw ardych latach drożyzny, p ochodzącćj z gnicia ziemniaków. W zimie pospoli­

cie ustają w Jaworynie w szelkie roboty, bo nie ma sity:

s p ad ają ce w ody z wysokich hal ścinają się w lód, a ź r ó ­ dła zasilające strumienie, są z a s ła b e do ob racan ia li­

cznych k ó ł tego zak ład u . W ody jaw o ry ń sk ie nie m ogą się mierzyć z obfitością ź ró d e ł przy wielkim piecu Z a k o ­ p a n e g o , gdzie naw et w czasie n ajw iększy ch mrozów strumienie płyną j a k zwyczajnie, i prace hutnicze nie u s ta ­ ją , albo na krótki czas tylko. Kute żelazo jaw oryńskie, podobnie j a k Z ak op an eg o , należy do najlepszych: alb o ­ wiem surow iec w yrabiają z najlepszych rud (z w ęg lan u żelaza), na w ęg lu drzewnym, a następnie p rzek u w ają go podobnymże w ęglem .

W s p a n ia ły je s t w idok na dolinę Jaw oryny z z a k ł a ­ du, aczkolw iek znajdującego się na w ysokości 3011 stóp w e d łu g W ah le n b e rg a ; tem samem Jaw oryna leży p r a ­ wie na takićin w yniesieniu, j a k wielki piec Zakopanego i kościeliski młot. Jeszcze rozleglejszym staje się ten widok, postąpiw szy około 1000 krok ó w do doliny: ztam- tąd w id ać długi p as olbrzymów sk aln y ch , na k rańcu wschodnim rozpoczyna się potężn a m assa piramidalna granitu, zw ana H o t h e r T h u r m , p o łą czo n a r o z c ią g łą p rzełęczą n azw an ą S i o d ł o n a d b i a ł e m jeziorem (Sattel ober dem- w eissen See); dalćj r o z c ią g łe niższe w irch y tw orzą ja k b y zaklęśnienie aż do granitowej piramidy zwanćj K o ł o w e , sterczącej nad wysoko położonem j e ­ ziorem K o ł o w e , tak nazw anem od k o ła utkwionego kiedyś w środku je g o wód. Bystro w zn o szący się w irch Kołowy łą c z y potężna m assa skalna, podobna do skośnćj piły, albo przew róconych stopni, n azw ana Pośredni w irch, (nazwa zwyczajnie używ ana od górali dla niższych s z c z y ­ tów , łą c z ą c y c h dwa w yższe); za nim wznosi się dopiero bystro piramidalna Lodowata. Nikłby nie s ą d z ił, ż e to

^ w z n i o ś l e j s z y szczyt z c a łe g o pasma; inne w ydają się r °wnież w ysokiem i, ale nic ła tw ie js z e g o , j a k mylić się w ocenieniu w ysokości gór, kilkaset stop od siebie w y ż ­

(10)

szych. Nieraz g ó ra niższa w ydaje się pozornie wyższą;

w p ły w a na to wiele okoliczności, a mianowicie odle­

g ł o ś ć , w jakiej się obiedwie w zn o szą od uw ażająceg o , ja k o i ich oświetlenie. Wielki szw edzki botanik W a h - l e n b e r g , który tę c z ę ś ć g ó r najdokładniej ro z p o z n a ­ w a ł, u w aża, że L o d o w a t a (Eistaler Spitze) w y ższą je st od szczytu Ł o m n i c k i e g o , a tem samem najw yższą w Tatrach. Przew odnicy opowiadali mu, że nie je s t d o ­ stępną; tym czasem tak nie je s t w istocie. Odważny s tr z e ­ lec na dzikie kozy K a s i n J o n e k z Jaw orny o pow iadał mi, że nieraz był na szczycie L o d o w a t e j , a nawet, że w stęp od strony północnej nie je s t tak trudnym. Na wszelki w y p ad ek życzyćby n a l e ż a ł o , aby kto Lodow atą

^mierzył dobrym barom etrem i ro z s trz y g n ą ł, który ze szczytów Tatrow ych je st w istocie najwyższym. Za Lo­

d ow atą sterczą w końcu potężne ja w o ro w e turnie, a d a ­ lej zam ykają ten w idok w irchy w zn o szące się nad Mor- skiśm Okiem.

Postąpiw szy kilkaset k ro k ó w za wielki piec jaw o - ryński ku w nętrzu doliny, w eszliśm y do g ęsteg o lasu.

Rzadkiej piękności drzew a znajdzie tutaj malarz k r a jo ­ brazów ; świerki w całej potędze roślinności, a botanik może bad ać, ja k ie w arunki sprzyjają rozw ojow i tej ro śli­

ny, w ła ś c iw e j zimniejszej strefie. Nieraz te piramidalne drzew a w ieńczą siw ą s k a łę w y sk a k u jącą w pośrodku la ­ su czarn ego i sp u sz czają się do strumyka, którego s z m a ­ ra g d o w e w ody rozbijając się w pianę, przyczyniają się do w d zięk u tych spokojnych obrazów . Przeciwieństwo m ałych i wielkich w ido k ó w przyrody ma w ła ś c iw y p o ­ w ab. t Przebyw szy ten las, otw orzyła się przed nami r o z ­ le g ła polana, a na niej, ja k b y z niechcenia rzucone p o je­

dyncze domki. Na polanie w ła ś n ie p an o w ał bardzo w iel­

ki ruch (20 sierpnia 1851 r.): przy nieprzeliczonych k o ­ p ach siana k r z ą ta ło się mnóstwo górali i g ó ra le k ; jedni grabili, drudzy ustawiali stożki, mniej po siad ający zn o ­ sili siano w biały ch p ła c h ta c h do szopek na zimowe schow anie. Około polan czyli ł ą k ogrodzonych nader pilnie chodzą tutejsi g ó rale : starannie w ybierają z nich kamienie, u k ła d a ją niemi ogrodzenia, i posypują nawozem, zbieranym w s z a ł a s a c h . Dotąd nie naw odniają ich, bo z d a ­ je s ię , że tego niema potrzeby, gdyż w Tatrach aż za-

częste d eszcze, i na b ra k wilgoci nie trzeba się u sk arżać.

(11)

Różnica pom iędzy uprawną a zapuszczoną polaną u d e ­ rza na pićrw szy rzut oka; piórw sza ma żyw ą zieloność, druga zaś ja k b y z w ię d łą . , , j ,

Okolice górskie m ają tę w ielką w y ższo sc nad ró w n i­

nami, że co kilka tysięcy k ro k ó w zmieniają się widoki.

Z polany jaw oryński^j w ydaje się L o d o w a t a n ad zw y ­ czajnie potężn ą, i przedstaw ia się w całym ogromie massy w raz z przyległym szczytem Ho tli e r T u r m ; od w schodu skalisty M u r a ń zdaje się ja k b y się nad polaną zw ieszał, a za nim do stogu siana podobny H a w r a ń i ro z c ią g ła J a g n i ę c i a . Ostatnie g ó ry s k ła d a j ą się z w apienia, i ja k zaw sze, urozm aicają one wielkie siwe ściany lub iglice, w y sk ak ujące z ich bok ó w i szczytów.

Od polany jaw oryńskiej, p o stępując dalćj ku górom, roślinność je st ja k b y całkiem przyduszona: smutna p rz y ­ roda mineralna obejmuje sw e panow anie, niezmierne okrą- glice granitu okryw ają całkiem dolinę, albo tw orzą p o ­ tężne grzbiety, p o w lekając c a łe ich boki. Podobne okrą- glice leżą w k raja ch nad brzegam i morza Niemieckiego i Bałtyckiego, po cząw szy od Holandyi przez Niemcy, P o l­

skę i R ossyą, aż do Uralu, k tórych g ran ic ę południow ą n azn a czy ł pierw szy na karcie geologicznej Rossyi euro ­ pejskiej, s ła w n y angielski g eolog S i r R o d e r y k Mur - c l i i s o n . O ich początku w jaworyńskiój polanie nie ma żadnej w ątpliw ości: stoczyły się z p rzy leg ły ch ol­

brzymów gran ito w y c h , a może ro zsiały je w części po powierzchni daw n e lodniki; śladów ich je d n ak że, jakoto:

w y gład zo n y c h lub porysow anych śc ia n , stanow iących boki dolin, nie można w cale dopatrzeć. Granity p ó łn o ­ cnej Europy zdaje się że przybyły na k rach pędzonych od bieguna p ó łn o c n e g o , bo około niego ro zp o ścierały się lody kiedyś nierównie obszerniej, j a k w naszych c z a ­ sach. Swiórki pośród tych okrąglic rzadko w yrosły, a l ­ bo są pokrzywione; pospolicie siwym mchem powleczone.

Nie tak upośledzonemi od ostrości klimatu są limby, tutaj liczne; w id ać, że znoszę ostrzejsze zimno, bo w cale zd ro ­ we mają w ejrzenie. Nie można dosyć uwielbiać przyrody:

do w szystkich okoliczności p rzy sto so w ać um iała żyjące jestestw a. Lubo okrąglice tej części doliny jaw oryńskićj s k ła d a ją się z tw ard eg o g ran itu , psują się je d n ak w i­

docznie: ży ciodaw czy kw aso ró d powietrzni zarazem

Tom I I I , Lipiec 1854- ^

(12)

i w szystko niszczy. Przez pewien czas utrzymuje on j e ­ stestw a żyjące, a gdy przebiegną kolo zam ierzonego ż y ­ wota, zap ew n iw szy trw anie gatunku, przyczynia się g ł ó ­ wnie tenże pierw iastek do ich zniszczenia. Nie tak szybko dziada kw aso ród na przyrodę nieożywioną, lecz nieustan­

nie przygotow uje jej ro zk ła d . Ten ro zta c z a ją c y proces odbywa się nieprzeliczonemi drogam i: w gran itach r o z ­ dziela od siebie naprzód m echanicznie trzy je g o s k ła d o ­ we minerały, lojest: mi kę, feldspal i k w a r c , następnie lekko blaszki miki unosi w ialr, a feldspat przechodzi s z e ­ r e g przemian, t. j. zwolna «traci pojedyncze pierwiastki, a z niemi sw ą sp ó jn o ś ć ; ta k że rozrabia len m inerał n a ­ stępnie w o d a, bo wymywa i zwolna u p row ad za to twarde ciało. O krąglice lak nadpsute mają nader chropow atą pow ierzchnią dla w y stający ch ziarn kw arcu, ale i te w y ­ p ad ają przy dalszem niszczeniu feldspatu, a z ich r o z ­ k ła d u p o w stające piaski zw iew ają w iatry na m ałe p ł a s z ­ czyzny, na których p u szczają się rzadko ro sn ące źdźbła trawy, podobne do w y rąb an eg o lasu; tylko j a f f e r buja tutaj (ziele czarnej ja g o d y ), gęsio usnutym kobiercem.

Borówki w ła ś n ie ju ż na nich do jrza ły ; dochodzą lulaj do niezwyczajnej wielkości i są w ybornego smaku. Gru­

py paproci zw a rz y ły już przymrozki (24 sierpnia 1851 r.), lecz świecznikowi to zimno nie zaszk o d ziło: je g o kwiaty cudnej szafirowej barw y, lu i owdzie w śró d s k a ł ro z rz u c o ­ ne, odejm ow ały dzikość tej okolicy.

P ostępując dalej ku L o d o w a t e j , w z m a g a ł się c o ­ raz bardziej obraz zniszczenia: roślinność s ta w a ła się je sz c z e rzad szą. Mały p a g ó r o k ry w ały zielone krzaki, a pomiędzy niemi w znosiły się pojedyncze s u c h arze ( z e ­ s c h łe stare św ierk ow e drzew a bez kory). Okoliczność ta potw ierdza mniemanie, że musiał być kiedyś na kuli ziemskićj cieplejszy klimat, gdyż teraz rosnący świerk zaledwie dochodzi w tem miejscu do wysokości krzak a, i bywa z jednej strony okryty śpilkami, naprzeciw dmu­

chającym zimnym wiatrom. W stąpiw szy na len p agór, p o k aza ły się u stóp je g o , w śró d samych okrąglic, dwa jeziorka: pierw sze zw ane C z a r n y s t a w je s t podłużne, około 400 stóp długie a 50 do 60 stóp szerokie; mniejszy staw nie ma nazw y, jak o bardziej podobny do stojącej kałuży. W środku ma on zieloną plamę, a w oda je g o jest czerw o n aw a od g ła z ó w g ran itu , w spodzie leżących.

(13)

S P I ; / .

powleczonych porosłem tej barw y. Od Czarnego stawu wznosi się stromo L o d o w a t a i tędy w stępuje się na jej szczyt. Ztąd dolina Jaw oryny zw ra c a się dalej ku p o ­ łudniowemu z ac h o d o w i, do stóp ja w o ryń sk ich turni, i ciągnie się je s z c z e 5 do 0 godzin dalej; są tam je sz c z e dwa m a łe je zio rk a podobne do opisanych: pierw sze leży pod Zieloną Turnią, Ż a b i e j e z i o r o , a pod Małym Koł- bahem drugie znów, C z a r n e j e z i o r o .

W tej dzikićj, kamienistej okolicy, naznaczonej s mu ­ gami śniegu, gdzie człow iek rzad k o przebyw a, zało ży ły sobie g łó w n ą siedzibę na ja w o ro w y c h turniach dzikie kozy i świstaki. O pow iadał mi jeden z najśm ielszych strzelców z Jaworyny, wspom niany K a s i n J o n e k , także n azw any Ł y s y J o n e k , że tam około sto k o z ło w p o ł o ­ żył; a chociaż ten s tarze c zupełnie łysy, przeszło 70 lat liczy, przecież je s z c z e silny i zd ró w wychodzi na p o lo ­ wanie, i nieraz przebyw a w h o l a c h po c ały ch tygo­

dniach. Od niego otrzym ałem kilka piosnek, które p o d a­

ję, aby dać w yobrażenie o tutejszej mowie:

W tedy mi się wtedy, serce rozw eseli, Kiedy mój Janiczek przy Krywaniu strzeli.

W tedy m i się w ted y , serce rozw eseli, Kiedy nasz wielkoniożny nad Zielonem strzeli.

Słudzeni sobie słudzem , chodzem po dziedzinie, Szukam sobie szukani, dobrej gospodynie.

Słyszałem se na turni godzinę bic, Miałem ja se frajerki, teraz nie mam nic.

Kup mi buty, kup m i pas, Bo ja idę kozy paść.

Dudki z capa, dudki z kozła.

Poprawże się, boś się zwięzła.

Z turni ow ce z turni, ilo zielonej równie, A ty suchajeczku przybliżaj się ku mnie.

Pod Prosto wytknięty gościniec prow adzi od z a k ła d u jaw o ry ńsk ieg o przez bujny las św ierkow y do kilku domów, pomiędzy któremi o d znacza s ię p o r z ą ­ dne mieszkanie leśniczego, n azyw ane Pod-Spady. Drogę tę przecina praw ie w środku szumna Jaw orynka; odtąd z w ra c a się na zachód i szeroko płynie pod potężnym grzbietem, okrytym w części lasem, w czę śc i polami or- nemi, na których w idać rozrzucone chałupy. Od Pod-Spa- dów zw ra c a się g łó w n a droga na w sc h ó d , do południo­

w ego Spiża; a chociaż tędy c a łe Podhale jeźd zić zw ykło po zboże w ęgierskie, droga ta je d n ak nie należy do n ajle­

(14)

pszych: miejscami naw et trudną jest do przebycia. Te przykrości w y n ag rad za praw dziw ie w sp a n iały widok na Mu r a ń i dalsze grzbiety, zniżające się coraz bardzićj ku wschodowi. W jech aw szy na grzbiet wzniesiony pom ię­

dzy Pod-Spadami a Żarem, uderza potężny a śm iały Mu­

r a ń , ostatnia w ielka m assa skalna wschodniej części Tatrów. Skaliste ściany zb ieg ające się w ostry koniec, nadają temu wzniesieniu coś niewymownie pięknego i niezwyczajnego. Aczkolwiek Murań nie je st bardzo w y ­ sokim, w stęp nań je st bardzo trudny: je d n a tylko ścieżka prow adzi na szczyt, w wielu m iejscach niebezpieczna.

W edług opow iadania przew odników , je st w tej wapiennej g órze obszerna ja m a , w którój czterem a-końm i można zaw rócić. Z w ysokości drogi, widok na g ó ry Murania i za niemi ciąg n ące się g rzb iety , koń czące ten ła ń cu ch , n azaw sze pozostanie w pamięci. Dalsze grzbiety mają odmienny kierunek od Tatrów, i zap ew n e w zniosły się piórwej od tego pasma.

W ie ś Zar. Nazwę tej wioski piszą nadzw yczajnie dziwnie na k arta ch geograficznych przez Madziarów w y ­ daw anych, i w d z iełac h zlamtąd czerp ając y ch . Któżby się dorozumiał, że Z s j a r l u b Z s d j a r ma znaczyć pol­

ski Żar. Mieszkańcy tej trudno dostępnej wioski niew ie­

le m ają o g ła d y , i może nie w y r a ż ę się za o stro , są j a k ­ by zdziczali. W łaśnie temu ich odosobnieniu winniśmy zachow anie najdaw niejszych form ję z y k o w y c h , c z ę ­ sto niezrozumiałych, a m ało co rozpoznaw anych; p o z n a ­ nie tego odw iecznego n a rz e c z a , przyniosłoby niemało objaśnień b adaczo m n aszeg o ję z y k a . WTieś ta ciągnie się w zd łu ż doliny praw ie na m ilę, i przypomina żywo rów nie ro zciągłą, w ieś Z a k o p a n e . Jak w całej góral- szczyznie, tak i Ż a r n iejestto c ią g ła w ioska, lecz s k ł a ­ da się z wielu g ro m ad ek domów; sk rajn a nazyw a się Parow iec, dalój siedzą M ajorczykowie, Bryloniaki, B ach ­ ledowie, a praw ie w środku stoi k o ś c ió ł i plebania, w cale p o rząd n a , i w ię k s z a grom adka domów. Dziwna rzecz, że w Żarze nie zas z c z e p iła się w strzem ięźliw o ść i nie wzięto w zoru z p rz y le g łeg o Podhala,iirgdzie tak n ad zw y ­ czajnie zbaw ienne skutki spraw ia. Gdy w roku 1844 z a ­ prowadzono w c a ły c h Bieskidach i Tatrach tę z a s a d ę tak dobroczynną dla ludzkości, sądzili w ęg ierscy duchowni, że trudno, aby czło w iek m ó g ł się zupełnie obejść bez

(15)

w szelkich g o rących n apo jó w , i duchowni skłaniali swych paratian ślubow ać na mierność, tojest na mierne używ anie napojów. Jakie owoce w y d a la ta zasad a w sobie p r a w d z iw a , czas o k a z a ł. Przez kilka miesięcy umiarkowanie używali w ódki Z arzanie, ja k i m ieszk ań ­ cy innych w iosek w ęg iersk ic h ; ale po ustaniu tego ślubu, po ro k u , nierównie w ięcej pili, ja k b y dla pow etow ania tegOj co stracili przez pew ien czas. Teraz z o b rzy d ze­

niem w idać po k arcz m ach w dni. św iąteczne ludzi bez zm ysłów leżących. Mieszkańcy Zaru zajmują się. g ł ó ­ wnie chow em bydła po obszernych a bujnych holach;

nierównie mniej zajmują się u praw ą roli, o g ra n ic zają cą się na owsie, jęczm ieniu i ziemniakach.

Od m łynów Ż aru , nad któremi sterczą ściany k o n ­ glom eratu rozsypującego się w żwir, zw raca się droga ku południowi, ku holom, i prow adzi przez g łę b o k ą dolinę lesistą. Dwie dobre godziny trzeba je c h a ć w śró d g ą s z ­ czów leśnych; niekiedy tylko w śró d drzew w ystaje siwa s k a ła w a p ie n n a , czasem spotka podróżny j u h a s a ze stadem owiec, albo k a r a w a n ę w ra c a ją c y c h górali z s i a - c i e m (zbożem), ja k o w ynagrodzenie w żyznych k ra ja c h w ęg iersk ic h , za robotę w yko n aną w czasie żniwa. W k o ń ­ cu ro zs z e rz a się znakomicie ta rozpadlinow ata dolina, g óry odsuw ają się na bok, i w reszcie na- równinie p o k a ­ zują się nieco w ięk sze zabudow ania karczm y S z a r p a ­ ni e c . Zwyczajnie pop asu ją tu podróżni, ja d ą c y w p r z e ­ ciwne strony. Pomiędzy gęstem i lasam i, ciągle u stóp Tatrów, ciągnie się d roga do w ód k w aśn y ch w S z m e k - s i e; ale pospolicie dla niezmiernych błot nie je st do p r z e ­ bycia.

Od dobrze znajomego S zarp ań ca, p o stęp u jąc d rogą ku K esm arkow i, zmienia się szybko w ejrzenie kraju.

Bryły granitu okry w ające c a łe równiny p odtatrow e stają się coraz r z a d s z e : zastęp u ją je zwolna żw iry, piasek, a za niemi z a ra z zaczy nają się upraw ne role; oko spoty­

ka rozrzucone sioła, aż w reszcie kraj upraw ny p rzew aża i zaczyna się żyzny S p iż, zam ieszk ały przez Niemców, w XIII i XIV wieku tutaj przybyłych, pow szechnie Sasami zw anych. W miarę oddalania się od gór, zdaje się, że się p o d w y ższają ; już milę za Szarpańcem w ydają się olbrzymami.

(16)

U l a g o r a . Od końca Tatrów, dalój na w schód od Zaru ciągnie się potężny grzbiet, złożony całkiem z pia­

sk o w eg o kamienia, zw any Magora, podobny do niezmier­

nego w alu . Od tego przedziału n azyw ają mieszkańców na północnym boku m ieszkających Magorzanami, i u w a ­ żają icli za najbiedniejszych w całem hrabstw ie; jeżeli głodny rok n a s tęp u je, naprzód troszczą się o nich na Spiżu. Magora je st zarazem linią gran iczn ą dla dwóch szczepów : Polaków i S ło w ak ó w . Na północnym stoku siedzą pierwsi, na połodniowym drudzy, a pomiędzy nie­

mi plączą się niemieckie osady. W y b o rn a, starannie urządzona d roga ciągnie się przez Magorę aż do C z o r ­ s z t y n a . Wioski przy niej leżące są d ługie i jed n ak o w e mają w ejrzenie. Pomiędzy S z a f l a r a m i a B i a ł ą jest p rzerw a dobrze p ó ł mili s z e r o k a , którą płynie Biały Du­

najec, w ych o d zący z Tatrów; dopiero pod miasteczkiem wymienionem w znoszą się znowu wapienie w k ształcie piramid, n a d ające tyle malownej rozmaitości dolinie Du­

najca. W idać to szczególniej d o b rze, sp u sz czając się z w ysokości Z a k l i c z y n a ku N o w e m u t a r g o w i .

Od B i a ł y aż ku C z o r s z t y n o w i i n i e d z i e c k i e - mu z a m k o w i ciągną się ła ń cu ch em w apienne skałki, coraz w y ższe w miarę zbliżania się na w schód; jedne o kryw ają czarn e lasy św ierk o w e, innych skaliste ściany są dziwacznie potargane. Nad samym Dunajcem, na jednej z tych s k a ł stoi ruina zamku niedzieckiego, nazyw ana także na k a rta c h w ęg iersk ic h A r x D u n a j e t z , zamek dunajecki. Zamki niedziecki i czorsztyński w znoszą się na przeciw nych b r z e g a c h Dunajca, w śró d dziko p o s z a r­

panych s k a ł i bujnej roślinności, i nadają niewymowny w dzięk całej okolicy, położonej na granicy dw óch kie­

dyś znaczniejszych państw. W łaściciel zamku niedzie­

ckiego b a r o n P a l u c z a j , do którego praw ie w iększa c z ę ść Spiża polskiego n a l e ż a ł a , k a z a ł przed 30 laty w yporządzić w ew n ątrz zam ek niedziecki, i odwieczny ten gród s ta ł się w cale przyjemną siedzibą, bo o b szer­

ne i w e s o łe pokoje mieści ta pozorna ruina. Baron P a­

luczaj n a le ż a ł do rzęd u tych obywateli w ęg iersk ich, którzy wymierają już widocznie. Pełen serdeczności, co miał w myśli, lo i na ustach; lubił n adzw yczajnie to­

w arzy stw o , przyjm o w ał nader gościnnie o d w ied za ją­

cych, i nieraz ciekaw y w ęd ro w iec m usiał po kilka dni

(17)

zostaw ać w tym gościnnym zaniku, o p ły w ając w e w s z y ­ stko: zw odzony most bowiem zo stał z c iąg n ię ty , jego stróż miał nak az nie w y p u sz czać nikogo bez pozwolenia pańskiego, a oknem i najśmielszy naw et gimnastyk nie śmiałby się spuścić.

Kiedym .zwiedzał ten zam ek, nie żył już je g o w ł a ­ ściciel, tylko odźwierny o k a z y w a ł je g o w nętrze i piękne widoki z różn y ch okien; ze smutkiem o po w iad ał o w e ­ soły ch niegdyś biesiadach. Aby p rzeko n ać się o b o g a ­ ctw ach tego zamku, trzeba zstąpić do piwnic: lam pełno p u łek ustawionych przy ścian ach , uginających się nie­

gdyś pod nieprzeliczonemi rzędam i najwyborniejszego soku z Tokaju. Teraz w tylnych zab u d ow an iach zamku urządzono więzienia, i s ły c h a ć było chrzęsty ła ń cu ch a.

Takielo zmienne koleje p rzech o d ził ten g ród śred n io w ie­

czny, pełen wspomnień historycznych.

Blizko N i e d z i c y u rząd zon y je s t przew óz na Dunaj­

cu do daw nćj komory w Starej-wsi, którą po niemiecku nazyw ają A l t d o r f , a naw et piszą O F a ł u na k artach w ęg iersk ic h . Na co się to zdad zą takie przemieniania n a z w , zapyta się zapew ne każdy, kto chce na karcie geograficznej znajleźć ułatwienie, a nie przeprow adzenie ja k ich siś w idoków . Niejeden m ając k a r tę dla użytku w podróży, znajduje na niej takie n azw y , ja k ic h żaden z m ieszkańców nie zna. Aie zaślepienie nie je st d łu g o ­ trw ałe: runie ono samo przez się. Stara-w ieś ma być miasteczkiem, w ięcej je d n a k ż e ma podobieństwo do do- brćj wioski: je st w niej kilku rzemieślników, i nieco w y­

godniejsza karczm a żydo w sk a. Od Starej-wsi ciągnie się dobrze utrzymywany gościniec przez ro z le g łe wioski M a ł a s z o w c e , H a n u s z o w c e , R e d ó w i H a g y ; we w szyslkich mówią po polsku, je d n a k ogólne w ejrzenie mają niezupełnie podobne do podhalskich. Domy sta w ia ­ ne z o k rąg lak ó w , noszą piętno góralskie. Wielkie stada bydła i owiec i lepszy nieco ubiór, mianowicie u kobiet, ś w ia d c z ą , że m ieszkańcy są zamożniejsi od sąsiadów swoich. Tak na północnem j a k i na południowem p o ­ chyłu d roga p ro w ad ząca przez Magorę do Spiża p o łu ­ dniowego je st starannie i dowcipnie w ykonaną, mianowi­

cie w boku od Hagów s k ła d a się z samych g zyg za- ków. P atrzą c z wysokości na tę w ioskę, p rzedstaw ia się obraz zach w y cający . Na w ierzchu Magory stoi biedna

(18)

k r a c z m a , którą p o m aw iają, że ma być schronieniem zbójców. Postąpiw szy kilkaset kroków dalej, roztwiera się ro zle g ły w id o k na Spiż południowy; kraina la w y d a ­ je się ja k b y r o z ig ra n e morze, tylko je g o fale ścięły się w kamienne grzbiety, pomiędzy któremi leżą nieprzeliczone sioła różnój wielkości. W yższe góry okolają wieńcem południowy Spiż.

C z e r w o n y K l a s z t o r . — Na lewo od S taró j-w si prow adzi dosyć dobra droga do Czerwonego Klasztoru, praw ie ciągle w pobliżu Dunajca aż do m ałych P i e n i n , które je d en z najpiękniejszych k rajo b ra zó w w ydały.

Przed tćm m atem pasem kiem sterczą piramidalne s z c z y ­ ty. Za najw iększą trójkątną piramidą zw aną Ma c e l I o w a g ó r a , wznosi się mniejsza lejże postaci, N o w a g ó r a z w a n a , zetknięta ze sk alisto -p o targ an e m i Pieninami.

W całćj p iękności w ydają się te góry od Czerwonego Klasztoru: przysainym praw ie Dunajcu niezwyczajnej w y ­ sokości lipy tworzą piękne grupy, o słan iając niezbyt zajm ujące gosp od arsk ie budynki, a dalej starożytny g o ­ tycki k o ś c io łe k z klasztorem. Kiedyś przebywali w nim Kartuzi, potem zastąpili ich Kameduli, lecz i ci zostali sk aso w a n i: teraz obszerne klasztorne zabudow ania z m ie ­ niły się na folwark, i w raz z gruntami oddane na dochód grecko - katolickiemu biskupowi. Ztąd zwykli goście s z c z a w n i c c y na ło d z iach wyrobionych z o k rąg lak ó w , a spojonych po dwie razem , odbyw ać podróż na szumnym Dunajcu, wijącym się w śró d n ag ich s k a ł aż pod S z c z a ­ w n i c ę . Jestto jedna z tych zabaw , której w żadnych innych k ąpielach polskich użyć nie można: mało gdzie znajdują się podobne. Kto sobie życzy u ży w ać p ię k n o ­ ści p rzyrody, niechaj odbędzie ten w swoim rodzaju w ła ś c iw y spacer. Dzikość i m alow niczość naprzemian zajmują d u s z ę ; w śró d potężnych ścian skalistych, w i­

d ać b łę k it niebios, a zupełn ą ciszę przeryw a tylko szum szm arag d o w ćj i j a k łz a przezroczystej wody, rozbijają­

cej się w pianę. Dunajec po nieprzeliczonych sk rętach, po dobrój godzinie drogi zaczyna sw e boki rozszerzać, co raz p o ch y ło ść ich zmniejsza się, s k a ły p ow leka zielo­

ność, w id ać i drożynę, którą chodzą do lasu bukow ego górale. Uwiadomieni przez w y strzały nadbrzeżni mie­

szkańcy^ witają p łynących rów nież szczególniejszemi sposobami, przypominającemi zag ra n iczn e wody. Jeden

(19)

góral w chodzi do Dunajca aż po sz y ję , drugi bawi sko­

kami, inny w ygryw a na g ęśli lub trubicie (długićj a pro- stój drewnianej trąbie) g óralskie melodye. Używanie p ię­

kności przyrody ma w sobie ja k iś niewymowny powab;

kto odbył podróż na Dunajcu w śró d Pienin, zach ow a o niej wspomnienie, dopóki w nim nie zg aśn ie ostatni w ą ­ tek życia um ysłow ego. Pod w zg lęd em mineralogicznym mieści ciekaw y s z c z e g ó ł: D u n a j e c p r z y C z e r w o n y m K l a s z t o r z e niewiadomo zkąd osadza na p iask ach c z a r ­ ny minerał, zw any M a g n e t y t e m i I l me r i i t e m. W c a ­ ły c h Tatrach i okolicznych g ó ra c h nie ma s k a ły te c ia ­ ł a z a w ie ra ją c e j: tein w ięcej z a s łu g u ją w ięc na uw ag ę, że im p ow szechnie to w arzy szą w różnych stronach zie­

mi złoto rodzime i minerały zaw ie rając e platynę, którą nowsi m ineralogowie n azy w ają P o l i x e n em. W śród czarnego p ia sk u , w y dobyw ającego się z Dunajca, trafia­

j ą się je sz c z e drobne ziarn eczka przezroczyste, żywej czerwonej barwy, podobne do rubinu lub rubinspinelu.

Dla zbytniej m ałości, nie było można dotąd przekonać się, jakito istotnie je st minerał. Ilmenit należy do r z a d ­ szych m inerałów na pow ierzchni ziemi, zaw iera pierw ia­

stek w sobie zw any t y t a n , który nie został dotąd w pol­

skich k ra ja c h znalezionym. A zatem ta piękna okolica je st i^ dla mineraloga, i dla chem ika w a ż n ą i ciekaw ą.

S m i e r i l z i o n k a . Za Czerwonym Klasztorem d o ­ bre ćw ierć mili dalój, na głów nym gościńcu, w ciasnej do­

linie z niezbyt wysokiemi bokami, je st z a k ła d kąpielowy:

n azw a je g o niebardzo piękna, pochodzi od źró d ła siar- czanego, wielce zachw alo n eg o w tej okolicy. Kiedyśmy zwiedzali te strony, (8 w rześn ia 1850 r.) już w szyscy g o ­ ście rozjechali się. a naw et w y p row ad ził się dzierżaw ca czy w łaściciel, i w obszernych dom ostw ach kąpielowych n ie b y ło żywej duszy; naw et do a l a c z a (tak nazyw ają w W ę g rz e c h stajnie przy karczm ach) trudno się było dostać, tak mocno drzwi były zaparte: zapewne, aby w zimie śniegi nie psuły tego domostwa. Źródło Śmier- dzionki ma w odę zupełnie p rz e z ro c zy stą, na dnie po­

w staje osad pięknej fioletowćj b arw y ; drugie obok w y ­ p ły w ające źródło ma zielony spód. Obadwa w ydają odor w odorodu siarkow ego; tylko drugie je st nierównie słabsze. Temperatura pierw szego wynosi 4- 9 ,0 — 40,6 (8 w rześnia 1850 r.). Z jakiój s k a ły dobywa się ta woda,

Tom I I I . Lipiec 1854- ^

(20)

nie można odgadnąć: nic nie w skazuje, iżby w g łę b i le­

ż a ły po kłady siarki; zdaje się zatóm , że pow staje z r o z ­ k ła d u p i r y t u (połączenie siarki i żelaza), z aw arteg o nie­

kiedy w w apieniach. Żydzi m ieszkający w okolicy, g ł ó ­ wnie w dw óch letnich m iesiącach zaludniają te m a i o co znane kąpiele, otoczone najpiękniejszemi w idokam i, k tó ­ re może kiedyś stan ą się sław nem i, gdy u rządzenia dla p rzyjęcia gości b ęd ą zastoso w an e do potrzeb ludzi w y ­ kształconych.

M a l i g ó w c c . Już zę Smierdzionki w idać p o s z a r ­ p an ą g órę, zwang s k a łą Haligowską, a u stóp jej leży d łu g a w ioska Haligówce, z k tó rą kończy się iudność polska, a z ac zy n ają się Rusini, noszący b iałe gunie, choć zresztą ubrani zupełnie podobnie do naszych górali.

W skale haligowskiej je s t nieco znaczniejsza ja m a , do­

syć często odw iedzana. P ostępując ciągle tą piękną do­

liną, przebyw aliśm y wioski F o l i w a r k i L i p n i k ; d ro ­ g a nie b yła najlepszą, mianowicie też od G m a i d ó w ku L u b o w n i , m a łeg o m iasteczka w miłćj okolicy p o ło ż o ­ nego, którego ludność je st znów zupełnie polska, pomie­

szana z licznem żydowstwem. Ci ostatn i zajmują się h a n ­ dlem, i w kilku w cale porządnych dom ach na rynku p o ­ rządne mają sklepy.

Szczególniej pięknie w ydaje się ta mieścina z w y ­ sokości zam ku l u b o w i e ń s k i e g o , często w spom ina­

nego w naszy ch dziejach. Budynek ten nie je st bardzo obszerny; praw ie w jeg o środku w znosi się o k r ą g ła w ie­

ży ca , która nadaje zamkowi w ła ś c iw ą fizyonomią. Tak z w ysokiego obw odowego muru, j a k i z sam ego zamku od- daw na o p ad ł tynk, i kto chce z a sta n aw iać się nad ma- teryałem , ja k i s łu ż y ł do budowli w tych okolicach, ma do tego najlepszą sposobność. Najdawniejsza o tym zamku wzmianka sięg a p oczątku wieku XIV. W r. 1308 umocnił go do tego stopnia M a c i ó j h r a b i a z T r e n - c z y n a , że król Karol I z najw iększym trudem go zdo ­ był. W roku 1412 widzimy w nim J a g i e ł ł ę z cesarzem Z y g m u n t e m królem w ęgierskim , rad zących przez siedm dni o K rzyżakach i W o łochach: pićrw szych postanowili w ygnać z Prus, a ziemią podzielić się napoły. Król polski obow iązał się r o z k a z a ć W ołochom, aby pomagali Zy­

gmuntowi przeciw Turkom, a gdyby tego uczynić nie

/

(21)

chcieli, mieli ich obadwaj m ocarze w yg n ać, a ziemią r ó ­ wnież n ap o ły się podzielić.

W roku 1419 powtórnie o dw iedził zam ek J a g ie łło , bo w ła ś n ie przybyli doń p o słow ie p ap iezcy, w staw iają c się o zaw arcie przymierza z Krzyżakami. W roku 1433 zdobyli go Hussyci, a roku 1461 w p a d ł w rę c e okrutne­

go G is k r y , który zam ek okropnie zn iszczy ł, złupiw- szy go poprzednio. Roku 1553 w y b u ch ł w nim straszny p o ż a r , spaliły się w szystkie dokumenta w archiwum , a rz ąd c a je g o B a l i m e n e t h u tracił życie; ju ż odtąd nie w ró c ił zam ek do pierwotnej świetności. Roku 1558 Maxymilian a rc y k sią żę austryacki, ubiegający się o tron polski, o sad ził go W ęg ra m i; lecz paktami bendzińskie- mi z a w aro w an y zo s ta ł zw rot je g o . Roku 1669 postano­

wiono na sejmie utrzymywanie z ało g i ze stu piechoty dla obrony zam ku i strzeżenia je g o bezpieczeństwa.

W czasie wojny szw edzkiej, sch ro nił się tutaj Jerzy Lu­

bomirski z g a r s tk ą w o jsk a, u w o żąc klejnoty koronne, a na po czątk u stycznia 1656 roku przybył do niego Jan Kazimierz w ra c a ją c y ze Szlązka. U chw ała sejmu roku 1658 policzyła zam ek ten w rzęd z ie sześciu twierdz, któ­

re n ak ład em rzeczypospoliiej utrzymywane i zao p a try ­ w an e być mają, p o w ię k s z a ją c z a ło g ę do 120 i p o ró w n aw ­ szy ją co do ż o łd u z kam ieniecką. Lustracya z roku 1664 nie daje w ielkiego w yobrażenia o uzbrojeniu tego zamku.

W roku 1769 zdobyli go konfederaci barscy pod m ar­

szałk iem Duszyńskim, ale w k ró tce go opuścili. W r. 1772 z a ję ły go w o jsk a austryackie; odtąd p rz e s z e d ł zam ek pod zarz ąd cywilny. Dawna ta siedziba starostów spiz- kich je st teraz w ła s n o ś c ią p ry w atn ą; opuszczony, b a r ­ dzo sp u sto szał. Teraźniejszy je g o w łaściciel p. J. R e i s z k a z a ł go w ew n ątrz w yporządzic, i z a ło ż y ł w nim w cale miłe mieszkanie: z pokoi najpowabniejszego używ ać mo­

żna widoku na miasto Lubownię i ku Tatrom. Ten c z e r­

stwy i w e s o ły starzec nie mieszka w nim; opow iadał, iż o d d ał zam ek na mieszkanie swemu synowi z tą u w a ­ gą, że młode nogi mogą się po g ó rach lepiej wspinać;

sam z a ś pod zamkiem woli p rzebyw ać w porządnym domku przy zabudow aniach gospodarskich, zetkniętych z wioską. Na murach obw odzących zam ek z a c h o w a ły się je sz c z e daw ne wspomnienia; na wielkiej tablicy z czerw onego marmuru je st herb k siążąt Lubomirskich.

(22)

a nieco dalój na podobnym marm urze smukły o rzeł J a ­ gielloński z literami na piersiach S.A. Zaraz za zamkiem w zn o szą się w y ższe w z g ó rz a bujnemi lasy okryte; buki, dęby w ra z z jo d łam i naprzem ian okryw ają pojedyncze wirchy, s k ła d a j ą c e się z czerw onego marmuru, zupełnie podobnego do ro g o ziń sk ieg o , czorsztyńskiego lub Pie­

nin. Niezmiernie obszern e łom y w g ó rz e Morman-kamień (marmurowy kamień) są w trzech m iejscach; na ich sp o ­ dzie porosło pełno k r z a k ó w , a naw et d rz e w e k , tu i owdzie leży w p ó ł ociosana bry ła, w id ać opuszczona oddaw na przez robotników. P. Reisz w ła ś c ic ie l tych la ­ sów i tego nieużytecznego teraz ło m u , o p o w ia d a ł mi, że już od XIV w ieku łam an o tutaj marmury na pomniki p rz e ­

znaczone dla K rakow a. W roku 1770 obstalowano o s ta ­ tnią potężną b ry łę, przezn aczon ą na o łtarz, czy n a g ro ­ bek, i dano na to zadatek; ale zam ieszania k rajo w e nie dozwoliły sp ro w ad zić jej, i dotąd leży w łomie mchem porosła. Marmur czerw ony lubowiński zupełnie je st p o ­ dobny do s k ła d a ją c e g o pomniki Jag iellon ó w i niektóre późniejsze w Krakowie, uchodzi je d n a k ż e u starożytników k rak o w sk ich za marmur szw edzki. Nie ma w ątpliw o­

ści, że w Szwecyi znajdują się czerw o ne m arm ury; czy są zupełnie podobne do s k ła d a ją c e g o pomniki k r a k o w ­ skie, pow ątpiew am , albowiem szw ed zk ie m ają odmienne na sobie rysunki, a przeciwnie lubowińskie n ajw ięk sz e mają podobieństwo do czerw onych m arm urów p ó łn o ­ cnych W ło sze ch . Pomniki z czerw onego marmuru w W e- necyi, Padwie, Wiczencyi i Weronie, nie różnią się w cale od kamienia nagrobku Kazimierza W., W ła d y sła w a J a ­ g ie łły , Zygmunta S tareg o , Augusta i t. d.; marmury te m ogą w ięc tylko pochodzić albo z W ło ch , albo z K ar­

pat. Tak obszerne łomy m usiały d o s ta rc z a ć wiel­

kiemu i potężnemu miastu m ateryału do rzeźby ; w Spiżu i je g o okolicach nie ma żad n e g o w ielkiego miasta z podobnemi pomnikami, prócz nieznacznych szczątków w Preszowie, Koszycach, Kesmarku, Lewoczy, Nowćj-wsi lub Bańskiój Bystrycy (Neusohl). Jestto prawie zupełny dowód, że dla K rakowa słu ży ły te dwa łom y na liczne pomniki. Nierównie w ięcćj używ ano tego czerw onego kamienia w X!Vr XV i XVI w iek u , aniżeli w późniejszych c zasach, bo odtąd czerw one zastąp iły czarn e marmury, w Dębniku i K rzeszow icach kopane. Przez ograniczone

(23)

używanie tego pięknego m a te ry a łu , w iadom ość o nim p o szła w niepamięć i w y lę g ły się ja k ie ś b łęd n e mniem a­

nia o szw edzkićm pochodzeniu tego m arm uru, chociaż nie potw ierdzają tego żadne rachunki lub podania. Szu­

kanie w szystkiego w obczyznie w p ro w ad ziło to błę d n e mniemanie. Możnaby rzecz tę stanow czo ro zstrzy g n ąć przez skam ieniałości w idoczne na niektórych pomnikach, a mianowicie na grobow cu Kazimierza Wielkiego, lecz p oniew aż dostęp do niego nie je st ła tw y , trzeba to d o g o ­ dniejszemu czasow i zostaw ić.

O m a łą milkę od miasta Lubowni je s t wyborna s z c z a w a lubowieńska (Lublauer Bad po niemiecku).

Na praw o od drogi z a w ra c a się do poprzecznej doliny.

W gęstym lesie świerkow ym odsłaniają się nagle ro zle­

g łe a porządne zabudow ania tej licznie od m ieszkańców W ę g ie r odw iedzanej kw aśn ej wody. Jeslto szc z a w a że- lazista, obficie o sa d z a ją c a przy odpływ ie p o m arańczow y w odan żelaza. Wody jej tryszczą nader obficie, i silnie w ynurza się k łę b am i g a z k w asu w ęg lo w eg o; smak tćj s zcza w y je s t bardzo przyjemny, orzeźw iający. Obok g łó w n e g o ź r ó d ła , 10 k ro k ó w daićj, w y p ły w a d ruga nie tak sm aczna s z c z a w a , dla licznych rozpuszczonych roz- w aln iających soli. S zcza w a lubow ieńska zupełnie p o d o ­ bna do poblizkich w Krynicy i B ardyow ie, a tem samem do pyrmonckićj. S kład jćj nie je st dotąd znany: zawić- ra g łó w n ie żelazo i w ap n o ; w idać to przy odpływ ie w o sad zie pom arańczow ym i przy gotow aniu na k ą p ie ­ le: w tedy bow iem ginie jćj przezroczysta b arw a i staje się mętna j a k żur. Lubowieńska szcza w a działa n a d ­ zw yczaj zbaw iennie na zdrowie: wzm acnia i dziwnym sposobem budzi w e s o ło ś ć . P rzybyw ają do niej liczne p a ­ nie słab y ch n e rw ó w z poblizkich okolic W ęg ier, i z u p e ł­

nie z zadow oleniem w ra c a ją . Zwyczajnie tow arzystw o tutejsze je s t d o b ran e: zabaw y nie są huczne, ale miłe i szlachetne. Szczególniej p rzy k ła d a się w łaścic iel tćj s zcza w y pan P r o b s t n e r do w zniesienia tego zak ład u ; w śró d dziczyzny u rz ą d z a ze smakiem sp acery na r ó ­ żnych b o k ach doliny. Spizki biskup R e w a j w ystaw ił m a ­ łą , ale w cale p ię k n ą kaplicę niedaleko źró d ła na w zn ie­

sieniu. Tem peratura dw óch tych szc z a w jest zupełnie je ­ d n a k o w a ; w e d łu g moich pom iarów g łó w n a ma i - 7,80.

mniejsza 7,75 C. co zmieniwszy na podzifiłkę Reaumura.

(24)

odpow iada -j- 0,15 R. Mimo ta k nizkiój temperatury w oda ta przy piciu w cale nie oziębia, a n aw et rozg rzew a. Gaz k w asu w ę g lo w e g o d ługo się trzyma tej wody, i dlatę- go dobrze z a k o r k o w a n a , bywa rozw ożona daleko po W ę g r z e c h , gdzie dotkliwie czuć b ra k zdrowej w ody do picia. Dalój na w sch ó d ku granicy szaryskiej, kraj nie jest w cale ciek aw y : coraz bardziej staje się p ła sk im , i s k ła d a się z nieprzeliczonych p a g ó rk ó w okrytych gliną.

S u l i n . Półtory mili na p ółnoc od Lubowni, w o k o ­ licy trudno dostępnój dla złych d r ó g , nad samym P o p ra­

dem w ytryska jed n a z najcelniejszych szc z a w na W ę g ra c h w e wsi Sulin. S zczaw a ta od znacza się niezwyczajnemi w łasnościam i, je st bowiem do najw y ższeg o stopnia n asy ­ cona gazem k w asem w ęglow ym, który ją bardzo trudno opuszcza; dlatego szczególniej zdatn a je st do p rzew ozu i d łu g ieg o zach o w an ia. W obecnym czasie sp rzed ają w o d ę sulińską po w szystkich nieco lepszych o b erżach i res ta u ra c y a c h W ęg ier północnych; a szczególniej p o ż ą ­ daną je s t w c z ę ś c ia c h nizkich W ęgier, gdzie zwyczajnie wody do picia są n iesm aczne, a często, mianowicie dla n ienaw ykłych do nich, bardzo niezdrowe. Zwyczaj u ży ­ w ania tej s zcza w y niebardzo je st dawny. Zw rócił na nią u w a g ę jeden z urzędników b arona P a l u c z a j a , do którego Sulin należy, u rz ą d z ił jćj ro zsy łk ę, i w obecnym czasie dochód z tego ź ró d ła , o któróm przed p ó ł w ie ­ kiem wiedzieli tylko okoliczni m ieszkańcy, przynosi r o ­ cznie 60,000 do 70,000 zip. Gdy ta szc z a w a nie była j e ­ szcze pow szechnie używ aną, zalew ał ją często w z b ie ra ­ ją c y P o prad ; teraz otoczono ją obwodem kamiennym, który wzdętym wodom nie dozw ala m ieszać się ze s z c z a ­ w ą. Nie posiadam y dotąd rozbioru tej ze w sz ech miar ciekaw ej szczaw y, dobyw ającej się z p ia sk o w c a , n a z y ­ w an eg o pospolicie karpatow ym . P oniew aż spraw ia le k ­ kie rozw olnienie, zaw iera w so b ie, w e d łu g w szelkiego praw dopodobieństw a siarkan m agnezyi i nieco c zę śc i ż e ­ laznych. W pobliżu Sulina, na przeciwnym b rzeg u P o p ra­

du w Galicyi, znajduje się od niedaw na poznana s z c z a ­ w a w R zeg osto w ie, której w o d ę ro zw o żą po Galicyi, a w części w ychodzi i do W ęgier.

Poiloliniec. Półtory mili na zachód od Lubowni, w śró d w y ższy ch p ag ó rk ó w , leży P o d o l i n i e c , m ałe miasteczko, liczone do szesnastu miast, po większój c z ę ­

(25)

ści zaludnione Niemcami. Jak pow szechnie na W ę g ra c h , tak i to miasteczko nosi kilka n a z w : Niemcy m ianują j e Pudlein (Podolinum), a na m adziarskich k arta ch podobało się pisać Podolinecz. Małą tę m ieścinę dobrze zna c a ł e Podhale i okoliczne Bieskidy dla s z k ó ł pijarskich. N aj­

w ięk sza c z ę ś ć k sięży g ó ralsk ich rozpoczyna tutaj z w y ­ kle sw e nauki; wiele innych dzieci niezbyt b ogatych m ie­

sz k ań có w w yuczyło się w niéj początków .

Tę w wyższym rodzaju dobroczynną fundacyą, w in ­ na ta c z ę ś ć k raju g órskiego Jerzem u Lubomirskiemu, wojewodzie krakow skiem u, staro ście spizkiemu, który w roku 1640 z a ło ż y ł i u p o saży ł tutaj klasztor Pijarów.

Piękny k o ś c ió ł tych praktycznych zakonników, nadaje charak terysty czn y w idok temu miastu i z a c h o w a ł się d o ­ tąd dobrze. W klasztorze je s t dosyć znaczna biblioteka, po w ięk szej części, s k ła d a ją c a się z k s iąże k ascety cz­

nych; aby zaś nie ra z iły rozm aitością, i w y d a w a ły się p o rząd n iej, ktoś k a z a ł pom alow ać w szystkie grzbiety s z a rą olejną farbą, i to nad aje im jednostajne w ejrzenie, które ła tw o może w b łą d w p ro w ad zić, że to nie są istotnie książki, tylko ich udanie. O Podolińcu z a c h o w a ły się starożytne w spomnienia, a mianowicie o je g o początku;

i ta k : B olesław Wstydliwy w roku 1244 n a d a ł Henryko­

wi wójtowi wsi Podoi, w n ag ro d ę w aleczn o ści p rzeciw Tatarom, przywiléj zało żen ia miasta z praw em niemiec- kióm, a przytém różne młyny, b ro w ary i p o łó w ryb w p ro ­ mieniu mili. Przyczyniła miastu temu dobrodziejstw Ku- negunda w roku 1288, a W a c ła w król czeski o b d arzy ł j e r. 1292 różnemi pomniejszemi dochodami. W r. 1412, Zygmunt król w ęg iersk i n a d a ł temu miastu przywiléj w olnego miasta, ale nie użytkow ało z niego, gdyż w tym­

że roku z innemi 12ma miastami zostało zastawioném k r ó ­ lowi polskiemu (1). Kazimierz Jagiellończyk u stan o w ił w roku 1455 w tém mieście s k ła d tow arów , i z a le c a ł s ta ­ rostom spizkim, aby mieli bacz n o ść , by kupcy nie mijali tego miasta (2). Kiedyś obw odził to m iasteczko mur; t e ­ raz p o zo stały z niego szczątki, znikające coraz bardziej.

(1) S zep esk a zy i Thiede: M erkwürdigkeiten des Königsreichs U n­

garn, oder h istorisch-statistisch-topographische Beschreibung. Kaschau

»825. T. II, str. 163.

(2) M. Baliński i T. Lipiński: Starożytna Polska pod w zględem hi- s t Ä , nym ’ geograficznym i statystycznym opisana. W arszawa, 1844. T. II.

(26)

f i t u s z b a k i . Mila od Podolińca ku północy leżą bardzo ciekaw e wody w apienne w e wsi Ruszbaki, kiedyś bardzo s ła w n e i odw iedzane, a te ra z zupełnie zapomniane i praw ie opuszczone. Nazwa ta pochodzi z niemieckiego (R au sch en b a ch ), i dotąd używ ają jój w całćj okolicy;

ale m ieszkańcyRuszbaki są S łow akam i, tylko nazw a nie­

miecka pozo stała, ja k o ostatni ślad przemienionej ludno­

ści. Równie potężnej a szczególnej s zcza w y nie znam w cały ch K arpatach, i niewiele z nią może się rów nać.

Wody te zaw ierają obficie rozpuszczone czgści w ap ien ­ ne, a to w skutek obfitego nasycenia gazem kw asem w ę ­ glow ym; w y cho d ząc na pow ierzchnią ziemi ulatnia się z tej wody g a z k w as w ęglow y, a następnie wydziela w ę ­ glan w ap n a i o sad za s k a łę zw aną m a r t w i c a , która okrywa w R uszbakach bardzo znakomite przestrzenie.

Przy samym zak ła d z ie kąpielowym, gdzie w y górow anych w ygód nie trzeba s z u k a ć , kilkunastu gości znajduje w nim pomieszczenie i ludzi, zajm ujących się z chęcią przybyłym, i to ze szczerej dobroci, co bardzo przynęca.

Przy samym zak ład zie w znosi się kilka p o tężnych k op­

c ó w utw orzonych z martwicy; zdała zupełnie podobne s ą do w u lk an ó w , chociaż w y d a ł je w p rost przeciw ny żywioł. Kopce te pow stają przez powolne wydzielanie się z w o d y w ap ien ia; w ody te tw o rzą pewien rodzaj wzniesionej sad zaw k i, i nieustannie p rzelew ają się nad obwód, i tym sposobem w zn o szą go co raz w yżej. Nieu­

stannie p racu jące siły przyrody w y d a ły tak znakomite d zieła, w zadumienie w p raw iają ce człow iek a zas ta n a w ia ­ ją c e g o się. Jeden z tych k opców ma na w ierzc h u obwód około 50 kroków , i w znosi się p rzeszło 10 stóp nad p o ­ wierzchnią. Kopiec ten w ew n ątrz próżny, je s t wypełniony w odą j a k łz a czystą, tak, że wszystkie przedmioty leżące na dnie około siedm stóp g łę b o k o , można dokładnie rozezn ać. Tu i ow dzie na tem doskonałćm zwierciadle dobyw ają się nieustannie bulki, a często silne k łę b y g a ­ zu k w a s u w ęg lo w eg o . Smak tej wody je st wapienny, s łab o -k w asko w aty ; w jednem miejscu odpływ a, i tu w y ­ robiła sobie kam ienną rynienkę, po której płynie. Mar­

twica (Kalktuff, trawertyn), o sadzona ze źró d ła ruszbac- kiego je st zupełnie biała, czasem i nieco ubarw iona czerwono albo brunatno, przez ró żn e p o łączen ia żelaza z kw asorodem i wodą. Ta w oczach naszych tw orząca

(27)

s ię s k a ła , bardzo ma różn ą spojność; tu je s t tak tw arda, j a k dawne s k a ły wapienne z morza piśrw otnego osadzone;

niedaleko przy niej ta k miękka, że drobne cząstki w ę g l a ­ nu w apna s ą ja k b y nastroszone, i za dotknięciem w proch się rozpad ają. Martwica tw orzy niekiedy jedn o stajn ą m a s s ę , pospolicie pełn ą ko m ó rek ; nieraz są one forem­

ne i do siebie podobne, i przypominają w oszczynę. Zw y­

czajnie różne mają kształty i w ie lk o ść ; czasem na s p o ­ dzie komórki leży kulka j a k g ro ch w je lk a , z ło ż o n a z li­

cznych w a rs tw ja k b y z łupin spółśro d k ow y ch . Kulki te b a r d z o 'p o d o b n e do g r o c h o w c a , m inerału osadzonego z cieplicy k a rls b a d z k ie j, rów nież s k ła d a ją c e g o się ja k w Ruszbakach z w ęg lan u w apna. W końcu p o k ła d m artwicy już przy niższych Ruszbakach zaw iera pełno odcisk ó w liści. W łościanie przynoszą je podróżnem u na sp rzed aż, ja k o wielką osobliw ość; lecz nie są one w cale tego godne; bo sąt o odciski liści leszczyny, niedaleko r o ­ s n ą c e j, odciśnięte na stw ardłym wapieniu. Geologowie n azy w ają skam ieniałościam i szczątki lub odciski jestestw w y g a s ły c h , żyjących w różnych o k resach p r z e tw a rz a ją ­ cej się skorupy ziemskiej, a odmiennych od teraźniej­

szych klimatycznych stosunków. Niedaleko g łó w n eg o / źró d ła je st kilka kopców; w jednych je st nieco wody na spodzie, inne zupełnie suche. Są to dawne jak b y w y g a ­ s łe ź ró d ła ; w id ać, że gdy wody podniosą się do pewnej w y so k o ści, gdy kolumna ich zabardzo n acisk a , robią sobie nowe podziemne otwory i odpływ ają; ztąd pozostają te k o tłow ate ruiny źró d eł daw nych. W jednym z takich k o p ców w ydrążon y ch p o zo stała się na dnie szczelina, którą w od a kiedyś w y p ły w a ła ; teraz w ychodzą nią w y ­ ziewy g azu k w asu w ęg lo w eg o . Chociaż nie w idać doby­

w ania się g a z u , ja k w g łów nem źródle, skutki jeg o przecież są w yraźne. Psy i inne zw ierzęta domowe, j a k ­ by o strzeżo n e, unikają tego m iejsca, i nie zbliżają się do niego pod żadnym względem; tylko dzikie ptaki i ow ady śmierć tutaj znajdują. Sam w idziałem martwą ptaszynę

„ zaduszoną wyziewem gazow ym i liczne ch rabąszcze.

Ruszbackie źró d ło g a z u przypomina neapolitańską grotę (Grotta del can e ), tylko wymiary ostatniej są w iększe.

Wyziewy g a z o w e dobyw ają się najmocniej rano i w ie ­ czorem, tak samo ja k w szczaw ach ; niekiedy g az mocniój

T o m I I I . L ip ie c 1SS4. 4

Cytaty

Powiązane dokumenty

robionego dziś języka. Dajcie nam porządną rozwijający umysł naukę składni; ta myśl naszą rozjaśni, da rozum, który na straży czystości języka stanie i

W pierw szym peryodzie, który się z XII wiekiem już zam yka, juryzdykcya tylko kasztelańska (castellanatura) przechodzi w zakres sądow nictw a patrym onialnego z

Pani starościna oczy miała pil- zwrócone na zwierciadło, a własne jćj ręce pracowały nad mala- na JfJ5 którćj nie była kontenta, bo się rzucała i

Gdy wszystko było skończone, dopiero wówczas spojrzał na zegarek i odetchnął z ulgą. Miał jeszcze do odejścia kuryerów dwie godziny. ktoś śmiał, się

Jedynym jéj oporem w tej drodze, w tym locie dachowym jest uznawanie: Iż lot ten poddanym jest jednak jakiemuś wyższemu źródłu, duchowi; a ztąd opieranie

go, i do _ odmiennej ordynacyi Bodzanty biskupa k ra ­ kowskiego z 1359 roku (52). Spór ten, w którym szlachta postanowiła areszt położyć na wszystkich

Zakończamy na tém przegląd dokumentów w ostatnich dwóch latach przez Gaz. Jest on urywkowytn jak same dokumenta, które w żadnym względzie jeszcze pewnéj

Przywiodę tu jeszcze błędy i sprzeczności w pisowni Dra. Cegielskiego: raz tylko w jego rozprawie znajdujemy ztąd, a we wszystkich innych miejscach pisze stąd zgodnie