; f l s î " ' / m
'-V- ■
1/
Ÿ V O' ■
D
BIBLIOTEKI
WARSZAWSKA.
PISKO podwtąooNB
NAUKOM. SZTUKOM I PRZEMYSŁOWI.
. 1 8 5 4 .
' l . h f i ’ j i 7- . ! • .inow G
Toni pierwszy.
OGÓLNEGO ZBIORU TOM Lllt.
WARSZAW A.
w O r a k a n ti S ta n id a ir o S trąb e k ie g o ,
u lic y O an iło w icco T rak i^ K r. 6 1 7 , w d a w n ^ B ib lio tece Z ału sk ich ,
1854 .
.A 7 i 8 WAX 8 iłA Y/
' t ó O • / I J S I f - r ) ! ’’' "
I l / ( ) y i l J T X i i . 1/10 >111A/T
.
W o ln o d ru k o w ad , z w a rn n k ie m z ło ic n ia w K o m itecie C t j a u t y , p o w y d rnkoiraniu,' praw em p r z e p i s a n i liczby e g z e m p la r z y ■««
W (rama»;«, <fnta jłolti.
Sta rszy Cenzor,
' B adca D w o ra, J . P a p l o A a f c i .
. A W A S 8 H A W
w .71^ .'tV. ■'■
fg H f
*! '
p § w % s e i ® w s R i i
P O D
W A R S Z A W Ą (*).
P R Z E Z /
I.
K tó ż patrząc na wyniosłe gmachy W arszawy, na liczne w ieie kościołów starego grodii, a wewnątrz murów na tyle życia i gwaru, pomyśli, że niedaleko za nim, w miasta samego obrę
bie jest dhigie miasto, które mieszkańców tśj mazowieckiśj siedziby już od wieku przyjmuje i m ieści, tylko w szczuplej
szych domach, -i w ciaśniejszćj ustroni! To miasto:— cmentarz powązkowski, miasto przeszłości samój Warszawy; a te szczu
plejsze domki— to groby, czy w wyniosłych'katakumbach zmu- rowane,. czy w dole piasczystym, łopatą grabarza wyrzuconym.
Drzewa cienią długie ulice, po mogiłach i grobowiskach ziele
nieje bujna trawa lub kwiaty wyrastają; a ciszę wokoło, gdy ża
den nowy orszak z żyjącego miasta nie przybywa, przerwie tylko skrzyp żółtego piasku pod twoją stopą, tylko cichy szept modli
twy żebractwa przy fórcie, czasem głos dzwonu daleki, i reszta gwaru Warszawy, ale uciszonego, co go wiatr z chmurą nad obszarem Powązek przewiewa.
(*) Wyjątek z dzięła w rękopismie zostającego.
Tom 1- sty czeń 1851. 1
Ile razy zwiedzałem to miasto umarłych, zawsze liowy obra/, mi dawało! A czyż je policzę w pamięci? Każde od
wiedziny Powązek godziły mnie coraz więcej z trudem życia, wi- dzęc, że śmierć człowieka czy po dłuższej, czy po krótszej wał- ce przejścia do spoczynku, jest przedmiotem tylu łez, takiej pa
mięci i tak wzniosłej miłości!.,..
Gdzie rzucisz okiem, wszędzie staranność; czyto około ma
łych mogiłek dzięci, co je ręka matki i ojca przystroiła w kwia
ty, czy około kriyżów i grobowców pod cieniem drzew, na któ
rych zawieszono lub u stóp złożono wieńce zawsze świćże, wy
mowne godła miłości rodzinnej, albo pamięci przyjaźni. Tylko ka
takumby stoją samotnie, bez kwiatów, bez wieńca, świecąc zło—
cistemi na|)isy na czarnym marmurze; a leżący w nich w coraz wyższych piętrach jedni na drugich, nie posłyszą cichój łzy ser
decznej, nie poczują woni świeżego kwiatu, tą łzą zwilżonego.
’ Nie wszyscy z nich przecie pragnęli tych piętrowych gro
bowców. Znałem wielu ludzi głowy i serca, którzy gdyby byli mogli objawić wcześnie wolą swoję, wybraliby ochotnie święte łono matlii ziemi na wieczny spoczynek: bo zostawili tu w iele serc zakrwawionych, których rany mogły się tylko zagoić balsa
mem gorących łez, skraplających ich mogiły.
W katakumbach, tylko grobowce wskazywać można zda
ła. a jak w wyższych piętrach, tylko po drabinie włażąc i napi
sy odczytać. Smutnelo, najsmutniejsze siedlisko zmarłych* bo je żadne z uczuć wymownych okolić i dotknąć nie może!
Jak zapamiętam, mały cmentarzyk Powązek okolony mu- rem, wystarczał na przesiedliny mieszkańców Warszawy z gro
du życia i gwaru, do grodu śmierci i spokoju. Daleki od w szel
kich zabudowań , na wydmie piasczystśj, miał cechę więcej wiejskiego cmentarza. Nie miał ani tych pięknych drzew, co tak teraz wybujały i cień dają; ani tój darni tak zielonój, ani krzewów i kwiatów rozlicznych. Opuszczony, zaniedbany, bo
lesny smutek wzbudzał: bo nie czuć było w nim ani troskliwości w zachowaniu mogił i grobów, ani, staranności w tych, co nad nim z obowiązku czuwali. Zdawało się patrząc wonczas na Powązki, że mieszkańcy Warszawy uciekają od niego jak od moru, że po pogrzebie zmarłego już się przerwały wszelkie ogniwa. Tak zwane wyższe klassy mieszkańców, nie zajrzały już więcej: lud tylko w dorócznój processyi nie zapominał o tśj usirohi. Dziś wszystko zmieniło się w Powązkach do niepo-
znania. Troskliwość, silachetn^ wie'dzioiia inyśl^, upiękniła len spoczynek wieczysty mieszkańców Warszawy. Zasadzone drze
wa wzniosło wybujały, ścięszki uproszczono, rozszerzono o kil- kakroć większy, obrgb od pierwiastkowego; krzewy, kwiaty, wieńce, przystroiły krzyże, mogiłki i groby. Przez ten porządek, ład, czystość wykwintnej, ogrodowa, na pierwszy rzut oiia nié bu
dzi on wstrętu jak dawniej, ale rozlewa jakieś smutne a rzewne uczucie. Jedna mnie tylko uderzyła wybitna różnica:— w owym dawnymj opuszczonym cmentarzyku była większą cichość, a co najgłówniejsza, żadna budowla nie przypierała tak blizko, żeby gwar, krzyki i odgłos wr/.a^kliwej dolatywał muzyki. Dziś,'kiedy w sturum , piérwszym, a nàjwiçcéj upiększonym marzysz cmen
tarzyku, razi cię przykro, rzec można boleśnie, wrzaskliwa ka
tarynka, z niedalekiego szynku wódczanego. Słusznie Brodziński rzitcił kl^gtwę na te masíynki grające, bo one zabijajat nam ro
dowych skrzypaków wiejskich; tu zaś, w téj zaciszy cmentarnéj, są jakby wrzaskiem bezbożnym, szyderskim. I kiedy zapomi
nasz o gwarze miasta, kiedy zapominasz o kale ziemskim; za
brzmi ci naraz krzyk pijacki z chrapliwym wrzaskiem kataryn
ki, jakby śmiech szatański. Marzenia twoje, wzniesienie myśli, wystraszone— ulatują, nikną już niedoścignione, a tobie znów w jaskrawszych jeszcze barwach staje obraz nędzy i upodlenia ludzkiego, bacząc, jak namiętność i rozpusta zakłóca spokój nawet duchów. Uciekasz w dalsze ustronie cmentarza, szczęśli
wy, gdy znajdziesz upragnioną ciszę!....
Są przecież chwile długiego milczenia i spokoju, a bywa to wieczorną dobą, gdy orszaki żałobne jiie przeciągają smutnym korowodem, gdy dzwony kościoła powązkowskiego umilkną, gdy grabarze po trudach dziennych spoczywają, a gromady że
braków nie spodziewając się już żadnych jałmużn, do gniazd się swoich rozwloką.
W wieczór pogodny, gdy księżyc zaświeci jasno, cudny przedstawia ,obraz cmentarz powązkowski; i to właśnie chwila urocza, do smętnej zadumy dla duszy, co przeczuwa, że niedługo nadejdzie pora wyzwolenia z ciała. W pośród tego ogrodu przy
strojonego w krzyże i kamienne grobowce, co bieleją jak widma osłonione białemi płachty wśród tła zieloności, rzucając dłiigi cień po jasno rozświeconyrn obszarze, myśl twoja niepokalana ża^
dną cząstką ziemskiego błota, rozwija śmiałe skrzydła do podlotu 'hadziemskiego. Marzysz o wszystkiérn co wielkie, piękne, szla-
chetne; Staje ci przed oczyma i cały ćięg wspomnień przebytego żywota, i cata przyszłość niezbadana, niepojęta. Ale gdy ci przyjdzie zdać sobie sprawę z twoich dumań, marzeń i myśli;
gdy pochwycisz pióro aby je skrystalizować słowenn one jak ptaki przed burzą spłoszone, uciekają bezpowrotnie. I nabie
rasz przekonania, że gdyby Bóg dobry dał ci władzę pochwy
cenia za świeża twych myśli, dumań, i bez uronienia i(h mocy, woni, barwy, dozwolił ująć w żywe słowo; arcydzieła nie by
łyby trudnemi, nie byłyby osobliwością. Niestety! myśl nieraz wielka, natchniona anielską poezyą, zanim przeleje się na papiśr, zanim ją przystroisz w słowa, zmaleje, /karłowacieje, i straci ów puszek, pyłek cudny; a pod piórem będzie wyglądała jak ów motyl, co go pochwyciło nieuważnie pacholę za skrzydła, starło z nich złotą barwę, że zostały jak szkła jeno zbrudzone: i wte
dy nikt nie pozna, ' jaka to była cudna ozdoba przyrody, gdy bu
jała swobodnie ponad pola i łąki. Tym cudnym motylem— myśl, co z twśj duszy podleciała do nieba, i z rajskich kwiatów ssie słodycz bożą, a pochwycona w powijaki słowa, będzie motylem z wytartą bez śladu barwą!
Jakże odmienna postać cmentarza wśród dnia białego!
Zwyczajnie codzień dzwony przy bramie uderzają najmniśj piętnaście razy, wzywając grabarzy do nowśj pracy, i głosząc przybycie nowego gościa z gwarnej Warszawy. Piętnaście ra
zy żałobny korowód przeciąga ulicami cmentarza, wśród ża
łobnego śpiewu, wśród płaczu, składając zwłoki zmarłych to w dolach piasczystych, to w murowanych katakumbach.
To dań najmniejsza, kiórą co dnia Warszawa składa cmen
tarzowi Powązek; a były czasy niedawne, gdy mór uderzył na miasto i zaczął dziesiątkować ludność, że tutejsze dzwony bi
ły od świtu do nocy po trzysta przeszło razy, kiedy ustawały ręce grabarzom, bo do północy grzebano zmarłych (I).
W tedy po raz piórwszy w trwodze powszechnój ucichły, i nie odbijały się o groby wrzaskliwe tony katarynki; ale szynki nie wypróżniły się wcale: skromniejsi nawet, w rozpaczy i prze-' strachu zwiększali liczbę pijaków. Tylko krzyki dolatujące nie były tak rozpustne i rozpasane jak dawniój: dosłyszałeś w nich jakby jęk holu serca, a w dr/ą'cyra wrzasku, jakby stłumione przemocą łkanie!!.
( I ) Rok 1852, miesiijce: lipiec, sierpień i wrzesień.
Wcic^gu trzech miesięcy wypełnił się cmentarz tak boga
to trupami, że jak zwykle, i przei lat trzy tyle mogił nie wy
sypie. Płacz i jęk, razem z odgłosem dzwonów, nie ustawały na chwilę; mieszały się onp z żałobnym śpiewem kapłanów, z gło
śną modlitwą żebractwa, rozsiedlonego pod murem kościel
nym i na drodze cmentarza.
I dla kroniki-tutejsiój przybyły nowe imiona, nowe wspo
mnienia, które zapisały się w pamięci rodzin, przyjaciół i kraju, rzewnemi łzami, głębokim żalem, a trwałym smutkiem.
Bo kronika cmentarza Powązek, to jak otwarta księga, w którćj zaczynam pierwsze początkowe karty:— czas je dalej i obca już ręka zapisywać będzie.
II.
Pićrwszą myśl założenia cmentarzy za miastem, winniśmy zgromadzeniu księży Missyonarzy warszawskich, którzy ba
cząc, że stolica ówczesna rzeczpospolitój coraz się rozszerza, a pomor turecki częściej nawiedzać począł* chowanie zaś ciał zmarłych w obrębie miasta szczególniej sprzyjało zarazie; ma
jąc obszerne grunta w polu za miastem, poczęli w roku 1 7 4 5 przysposabiać materyały do budowy nowego, cmentarza. Myśl ta wyprzedziła o w iele lat naprzód inne kraje, które daleko późnićj zaczęły się krzątać w przeniesieniu swoich cmentarzy za mury miasta.
flóżne przeszkody stanęły na zawadzie wykonania tój my
śli za czasów. Augusta III. Dopióro książę Stanisław Lubomir
ski marszałek wielki koronny, przesłaną notą pod dniem *23 sier
pnia 1 7 7 0 roku, do biskupa poznańskiego i kanclerza wiel
kiego koronnego, zwrócił na nowo uwagę na koniec¿ną po
trzebę przeniesienia cmentarzy parafialnych, które dotąd znajdó- wały się przy kościołach, za miasto; w słusznój troskliwości o za
chowanie zdrowia mieszkańców Warszawy, żyjących w ściśnio- nóm mieście i gęsto zabudowanym, a ciasnych ulicach.
Cztóry kośćioły parafialne miały przy sobie cmentarze: ka
tedra czyli kościół św. Jana, św. Jerzegp (gdzie fabryka bra
ci Ewansj, Panny Maryi i Św. Krzyża.
Kiedy podniósł głos swój Lubomirski, brakowało już zie
mi na cmentarzach na przyjmowanie zwłok umarłych, brakowa
ło i miejsca w samych kościołach. Bisiiup Mtodiiejowski chf«- tnie popierał myśl przeniesienia za miasto cmentarzy, ale nii było pokoju w kraju: konfederacya Barska w cahij sile wzno
siła okrzyk wojenny. Rozniecony fanatyzm, który w najnie- winniejszśj rzeczy największe niby pokrzywdzenie religii uwa
żał (jak wyraża sam kanclerz Mtodziejowski), kazał tę myśl w wykonaniu na spokojniejsze czasy zachować. Ale gdy te na
deszły, widział silne zawady w przełamaniu tiprzedzenia nietyl- ko ludu. ale znakomitszych obywateli, którzy zamiejskie, nie przy kościołach cmentarze, za niepoświęconą uważali ziemię.
Uznał więc za rzecz konieczną wybrane miejsca obmurować, przy nich zbudować kaplice lub kościoły, uroczyście poświę
cić, aby wzbudzić cześć dla spoczynku zmarłych; dozwolił mu
rować groby dla rodzin całych, i przygotował katakumby. N ie- dosyć: przewidział kanclerz potrzebę oprócz silnego wpływu duchowieństwa, pomocy, tak powagc^ księcia marszałka wiel
kiego koronnego, wspartój, jak departamentu policyi i samego N. Króla z Radą nieustaji^ą.
Dla zjednania powizechnój opinii, i zmniejszenia prze
ważnej liczby fanatyków, -przeciw przeniesieniu cmentar/,y za miasto, którzy już mową, już pismem groźnie powstawali; prze- tłiimaczono edykt króla francuzkiego z d. 4 czerwca 1 7 7 6 r>
o' cmentarzach wydany, pod powagą arcybiskupów i wyższe
go duchowieństwa w Paryżu zebranych; którym polecono w ca
łej Fraiicyi przeniesienie za miasto cmentarzy, ze słusznćj oba
wy zarazy.
Po przełamaniu trudnych zawad, założony został piórwszy cmentarz w roku 1781 przez księży Missyonarzy na własnym gruncie, dla parafian zmarłych, obejmujący łokci kwadratowych czterdzieści tysięcy: cały obmurowano, wybudowano kościołek, wystawiono katakumby, i w dwóch rogach dwie kostnice. P o mimo uroczystego poświęcenia i odprawianych nabożeństw, po
mimo zachęcań z kazalnicy, chowania nawet zmarłych księży i zakonnic sióstr miłosierdzia; parafianie nie chcieli grzebać zmar
łych w polu, nieuważając nowych cmentarzy za miejsca -święte, a rozkazy wydane potemu. brali za prostą zniewagę.
Przykład dopióro, księdza Gabryela W odzyńskiego biskupa smoleńskiego, który testament swój w kościele Świętego Krzy
ża z kazalnicy odczytać kazał, a w nim polecił pochowanie V,włok swoich na nowym cmentarzu Swięto-krzyzkim; widok wspania-
lego pogrzebu tego biskupa d. 27 listopada 178h roku, i obcho
du na tym cmentarzu uroczystego, silne wrażenie na umysły wy
warł, i przesąd przełamał. ,
W d iie w ię ć lat późniój, powstał cmentarz powązkowski.
Melchior Szymanowski starosta klonowski darował na ten cel w roku 1790 sążni kwadratowych ti,902 gruntu. Darowizny tćj pamiątkę mamy w rogu muru p r/j początku katakumb na cmentarzu, w pomniku kamiennym z herbem Korwin, i napisem:
„Przodkowie tój rodziny, część jurydyki nazwanój Szymanowem, podarowali na cmentarz publiczny roku 1 7 9 0 .”
Cmentarz powązkowski, w początkach zwany ’połowem cmentarzem, przeznaczony był na chowanie parafian zmarłych w parafiach: Św. Jana, Panny Maryi i Sw. Jerzego, dla których osobne miejsca na tym cmentarzu oddzielone były. \
W r. 1 8 3 0 powstał trzeci cmentarz pod nazwą Ujazdów-, skiego, ale po ośmiu latach zamknięty; tak więc,^ gdy wcześnićj jeszcze, bo w roku 1 8 2 6 zamknięto cmentarz Swięto-krzyzki:
powązkowski został głównym cmentarzem do chowania ciał zmar
łych rzymsko-katolickiego wyznania.
Temu tćż szczegółowy poświęcamy nasz opis.
•leżeli cmentarz powązkowski ładem i czystością rzewne wzbudza uczucie, to to opuszczone najpierwsze zamiastowe schro
nienie zmarłych, boleścią i zgrozą przejmuje. Obszar cały, choć murem obwiedzionej ziemi, pogarbiony, poprzepadany, jakby ten cmentarz dopióro co nawiedziło silne trzęsienie ziemi; z roz
szarpanych garbów sterczą szczęty spróchniałych trumien, zar
dzewiałe blachy z napisami, nagie czaszki i kości strupieszałe.
Dwa tu depczem pokłady, jedne na drugich złożone trupów; ka
takumby w części zawalone w gruzach, drugie chylące się co chwila do upadku. Nie masz widojcu nad ten smutniejszego!
Ruiny wspaniałych naszych zamków i grodów opromienia poety
cznie wspomnienie przeszłości, nad każdóm rumowiskiem hi- storya rozwija swą kartę, na cześć i podziw potomnych; tu roz- waliny katakumb,^ potrzaskane kamienie nagrobne, i ziemia z roz- twartśm łonem swojem, jakby wyry-ucająca z siebie prochy zmar
łych, na wieczny w nićj zagrzebane spokój, bolesne obudzają uczucie. Niedosyć, że tylu spustoszeń nurtujące strumienie b y ły powodem:— i ręce ludzkie bezbożne pomagały do coraz w ię
kszego spustoszenia cmentarza Święto-krzyzkiego!,
Grabieżcy, co noc tłumem wchod/.ili, dla wydzierania ta
blic marmurowych, i już je wszystkie prawie zabrali! Tak zni
knęła tablica wielka z napisem generałowi Sokolnickiemu, wmu
rowana w katakumby, dziś gotowe do upadku; pozostały tylko płyty kamienne, i na nich ślady zbójeckiej siekiery a młotu, ,co probowały, szukajęc na zdobycz, kosztowniejszego marmuru!
Kiedym zwiedzał te ruiny cmentarza, w iele tablic marmu
rowych wydartych z grobowców i ustawionych pod murem, oczekiwało na swoich nocnych złodziei. Leżał i młot zapo
mniany przez nich za jedną płytą. Stróż, który czuwa, niewiele może podołać; bo łupieżcy gromadnie dzieło zniszczenia pod cieniem nocy wykonywają.
A tu spoczęli, oprócz tysiąca zapomnianych imion: Jan Kra
siń ski starosta opinogórski, w kwiecie wieku zgasły; generał Tadeusz Lipski', Chrapowiecki kasztelan mścisławski; h\ Cza
p s k i wojewoda chełmiński; on piórwszy biskup smoleński Ga
bryel t\odziński, co przesąd w chowaniu ciał za miastem przełamał; J ó ze f E p ifa n i Minaśowiez, J ó z e f S z y m a m u ś k i^
Wawrzyniec. Surowiećki i ksiądz Kajetan Ghiggioty kano
nik warmiński. I tych kości, w gruzach zawalonych, same się zagrzebały.
Cmetitarz powązkowski otwiera nam księgę bogatych wspo
mnień. Spoczął tu potgżny zastęp ludzi zasługi, godnych nasze
go ' hołdu i wspomnienia. Jednych pamięć w katakumbach na marmurze przechowała się dotąd; drugich w pojedyńczych na
grobkach rozrzuconych po tóm obozowisku zmarłych, a najwię
kszej liczby posągowych postaci spoczywają prochy bez na
grobku, bez napisu żadnego, bez pewności nawet miejsca, gdzie pogrzebanemi zostały.
Cienia znakomitych i zasłużonych mężów! przychodzę wam uderzyć czołem, i zbudzić z częścią wspomnienia wasze!!
III.
M A L C Z E W S K I .
Antoni Malczewśki spoczywa na cmentarzu powązkow
skim bez nagrobku i napisu, a nawet niewiadome miejsce, .gdzie złożone jego zwłoki. Napróżno przewertowałem spisy zmarłych
i tu pogrzebanych, napróżnom dopytywał ludzi obznajmionych z miejscowością:^— wszelki ślad zniknął. Jak mało są znane szcze
góły życia wielkiego poety, jak po wydaniu M aryi nie doczekał sig choćby jednego słowa pociechy i zachgty: tak i po zgonie, gdy przyszła chwila uznania jego gienialnego utworu, nie można wynaleźć szczupłego zakątka ziemi, gdzie zakopano jego kości!...
Żadne z pism spółczesnych nie poiw ieciło choćby słów kilku pamięci Malczewskiego; tylko Kuryer Warszawski z dnia 5 maja 182 0 rokiij' w tych słowach zachował nam wspomnie
nie zgonu poety: „Obecni tu przyjaciele ś. p. W . JPana An
toniego Malczewskiego, oddali mu ostatnią chrześciariskę przy
sługę, znajdując sig przy pochowaniu jego zwłok na cmentarzu Powązkowskim” . -
H istoryk, poeta' i powieściopisarz, któremu Malczewski M aryą przypisał, nie poznał sig wcale na wartości poematu;
przyjął przypisanie jako hołd należny sobie, a skromne wyra
żenie sig jéj autora, za słowa niezaprzeczonéj prawdy. '
„Nie znajdziecie ,(mówi Malczewskij w moich wierszach tego powabu, który swoim nadawać umiecie: tgskne i jedno
stajne jak nasze pola i jak mój umysł, ciemną tylko farbą za
kreślą wam niewykończone obrazy; ale jeźli ten hołd słaby od^
dany waszej zasłudze, wznieci w was jakie miłe uczucie, już jia wtedy hojnie zapłacony bgdę za moje posępne malowidło, kiedy się choć chwilę zastanowicie, jakto ziomkowie wysoko cenić
umieją wiisze przymioty i prace".
Pisał to Malczewski na kilka miesigcy przed śmiercią.
Sprzedaż poematu' szła z oporem. Zostawił w jednym znajomym sobie domu kilkadziesiąt exemplarzy M aryi po cenie zniżonej, bo tylko po pięćdziesiąt groszy za exemplarz, a jednak nikt nie kupił!!....
Umarł dnia 2 maja 1826 roku.
Po jego zgonie, rządca domu nr. 7 9 6 , przy ulicy Elekto- ralnéj, Wawrzyniec Kruszytiski, dnia 16 maja . tegoż roku po
dał prośbę do prezesa Trybunału Cywilnego województwa ma
zowieckiego, w któréj donosząc o śmierci Malczewskiego, a za
razem że się zadłużył za mieszkanie: uprasza o ustanowienie kuratora do spisania i oszacowania ruchomości, sprzedania ta
kowych drogą publicznéj licytacyi, i wyprzątnienia lokalu. ^ Ze spisu rzeczy po Antonim Malczewskim okazuje się:
iż oprócz kilku książek w języku francuzkim i angielskim, dziet
Tom I. S ly c i c ń 185«. 2
Bayrona, jego portretu i trzech esem p larij Maryi', pozostała po nim bardzo mała ilość sprzętów i garderoby, i te Sprzedane zostały przez licytacyą; ale wartość ich niestarczyła nawet na za
płacenie lokalu i długu w aptece Celińskiego, za lekarstwa w pstatniej chorobie zacięgniętegoi. Reszta drobiazgów, podług- . zeznania wspomnionego Wawrzyńca Kruszyńskiego, zabraną zo
stała przez panią Kucińską krewną M alczewskiego, obecną osta
tnim chwilom zmarłego. •
W roku 1 8 3 0 kilku młodych pisarzy postanowiło uczcić pamięć zmarłego wieszcza, położeniem kamienia z prostym na
pisem:
A u t o r o w i I H a r y i )
ale już wtedy szukali naprożno miejsca, gdzie zagrzebano je go zwłoki. Mieli oni ^nadzieję, odkrycia mogiły przy pomocy j e - dnśj z osób towarzyszących w szczupłym gronie pogrzebowi Mal
czewskiego, ale nie znaleźli już wtedy nikogo z tćj liczby, a za
miar spełzł na niczćm późniejszemi wypadkami..
Został tylko ślad niepewny, że zwłoki poety złożone zostały u progu katakumb starych w samym ich końcu, kilka kroków na lew o. Byłoby to miejsce w okolicy pomnika Szym anowski^
Korwinów, którzy tę ziemię darowali na cmentarz.
Br.ak .pewnych szczegółów życia poety był powodem ro
zmaitych niedorzecznych w ieści, które przeszły nawet w życio
rysy Malczewskiego, ogłoszone przez znakomitych, naszych pi
sarzy, jak Augusta Bielowskiego, i autora Sobótki.
Ten ostatni mówi: „Tajemniczość, która zapewne nie jest bez głębszej przyczyny, pokrywa tak dalece życ^e Malczewskie
go, a zwłaszcza ostatki jego, że w ieści nie zgadzają się nawet na rodzaj jego śmierci; są twierdzenia, jakoby trucizrta przyspie
szyła koniec jego cierpieniom, i w tóm jeszcze wahanie , się:
czy dobrowolnie z własnej ręki, lub z obcój mimo wiedzy zażyta“.
Tymczasem wiadomo dokładnie, że w czasie podróży za granicę, złożony ciężką chorobą w Marsylii, tam uczuł piórw- szy zaród nieuleczonój choroby, która się późniój rozwinęła i zgryzotami dojrzała. Umarł na skira wewnętrznego.
Dla powzięcia dokładnych a pewnych szczegółów życia na
szego poety, zgłosiliśmy się do osbby, która mogła je jak najdo-
kladnićj^ podać. Byłato pani Zofia Rucińska. L ist jćj pisany dnia '®/28 kwietnia 1 8 5 0 roku z Berdyczowa, podaje nam nie
znane a wielkie rzucające światło, tak na żywot M alczewskiego, stosunki jój z poetą tak szeroko i bezwzględnie drukiem ogło
szone, jak równie i na jego utwór, Maryą.
Oto są słowa jój listu: „Ś. p. Antoni Malczewski spokre
wniony był ze mną; w domu mych wujostwa, a stryjostwa Antoniego, Xawerowstwa Malczewskich, w dzieciństwie bawi
łam, gdzie Antoni Malczewski wówczas starszy odemnie znajdo
wał się, i tam, jak prawdziwie krewni znaliśmy się. Następny czas nas rozłączył. Ja byłam w domu mój matki, on zaś za
czął publiczną edukacyą w szkole krzemienieckiej. Przez cały ciąg w niśj pobytu był celującym i odbierał tam szkolne nagro
dy. S. p. Czacki starosta nowogrodzki kochał go bardzo, znaj
dując wszelkie zdatności i popędy ku dobremu, Ztamtąd w yniósł zasoby, które go uzdatniły na bardzo dystyngowanego człowieka, czego dawszy tylko próbkę, znikł z tego świata, zanadto pręd
ko dla siebie, familii i publiczności. Ukończywszy szkoły byt w wojsku, I tara nie był ostatnim, Potóm wojażował lat pięć za granicą. Zwiedził szczyt góry Montblanc, miał różne znajo
mości w świecie wyższynn i ukształconym, lecz związlejszą dwoma AngKkami, lordami: Oswaldem i Byronem; z tym osta
tnim zdaje mi się że się poznał w W ęnecyi. Tam odezwał się w nim geniusz pobratymczy Byrona— od niego duchem poezyi natchnionym został. Zwiedził całą Francyą, zatrzymał się długo w Paryżu: tam uczęszczał na wszystkie naukowe zebrania i kursa literatury, co namiętnie łubił. Pod włoskim niebem mieszkał lat trzy, najdłuż^ij. w e Florencyi. Zwiedził Anglią, w Niemczech
się naostatku zatrzymał.“
„Charakter Malczewskiego był ezuły, ale i energiczny. Du
żo umysłowo pracował, rodowitym językiem tłumaczył się dobrze i znał go doskonale. W ostatnich chwilach życia był bardzo nabożny.“
„Powróciwszy do kraju, osiadł w małój wiosce w w ło dzimierskim pow iecie w sąsiedztwie naszego mieszkania. Ja wtenczas długą już chorobą i ciężką obarczona, znajdowałam się na kuracyi w Krzemieńcu. Tam okropne ponosząc cierpie
nia, gdy wyczerpane prawie zostały sposoby wszystkie lekarstw zwyczajnych, doktor używał magnetyzmu dla uwojnienia mnie od akcesów męczących mnie niemiłosiernie paroxyzmów. Ten
Środek od wielii nie pojmowany, v a jednak prawdziwie istnie- jęcy, fegodząc niejako cierpienia na ciele, stał sig potćm przy
czyną innych udręczeń m oralnych...“
„Antoni Malczewski przy wielu innych zaletach, był bar
dzo czutym. Po powrocie moim z Krzemieńca do domu, by
wał u nas często, a gdy przy nim dostałam męczących cierpień, ujął m ię za gtowę,v usnęłam, i jego magnetyzm w iele mi ulżył.
To go zachęciło do dalszego i częstego działania. Ja się pod
dałam temu, nieprzewidując udręczeń mnie czekających. Uży
wając magnetyzmu codziennie, przeniósł się do naszego domu, i po całych dniach był nieodstępnym. Tak trzy lata przetrwa
ło , i działanie tó odbywało się zawsze pod okiem męża i bra
ta. JVakoniec związek tój niepojętój mocy zrządził konieczność rozwodu, który już był ha skończeniu, kiedy Malczewski umarł, po co wyjechaliśmy do Warszawy. Mąż mój na tę bolesną rozłączenia się naszego konieczność, zezwolił. Ta to jest jedy
na przyczyna, żadna inna, że ja z Antonim Malczewskim przez sześć lat byłam razem. Bóg tylko ; jeden zniszczył to, co nie było z jego wolą" (1).
„ W iem , że zostało w iele pism ś. p. Malczewskiego; z pe
wnością donieść mogę, że takowe wszystkie zabrał pan Karol Kossowski, który w owym czasie będąc znajomym z Malczewr^
skim, przybył zaraz po jego zgonie. Na co on zabrał bez mój wiedzy, i pomimo to, że one powinny były przy mnie pozostać, i co z niemi zrobił?— nie wiem. Ja po śmierci Antoniego Mal
czewskiego ani siły, ani przytomności tej mićć nie mogłam, , abym się o nie upomniała. Portretu Antoniego Malczewskie
go nie posiadam; mam tylko portret jego matki, bardzo do sy
na podobny, z małą różnicą w oczach, bo te były szafirowe.
Matka moja z jego matką były w śćisłćj przyjaźni. Pani gene
rałowa Malczewska swój portret ofiarowała na pamiątkę m o- j«5j matce, odmalowany suchemi farbami i w wielkiój l)ardzo fryzurze, jakie wówczas nosili.”
(1) Zofia Eucińska wróciła do męża, i obecnie, jak otrzymu
ję wiadomość, już zmarła W ypuszczam tu mały z tego listu ustęp, w którym wyraża, jak wiele jij, łez gorzkich kosztowało wydanie lwowskie Maryi z roku 1843, gdy przeczytała żyw ot w niem za
łączony Antoniego Malczewskiego, _ w którym stosunek jćj ze zmarłym poetą,, tak niekorzystnie na jej stronę przedstawiono.
Do tych wiadomości zupełnie nieznanych, dla uzupełnie
nia życiorysu Malczewskiego, dodamy: że urodził się około ro
ku 1 7 9 2 na W ołyniu. Był on synem starszym Jana Malczew
skiego generała wojsk polskich i Konstancy! z Błeszyńskich.
Radziwiłłów, Kniahinin. i Chodźcza były własnością jego ro
dziców, którzy późnićj mieszkali w Dubnie, gdzie Antoni pier
wsze pobierał nauki. Wychowany po francuzku, musiał sig później ojczystego języka z pracą uczyć. Przy pięknej powie
rzchowności, która wpływ najszkodliwszy na całe życie jego wywarła, okazał wcześnie wysokie zdołnoś<ri umysłowe i chęć do nauk. Matematyki słuchał pod Józefem Czechem, i znaczne w niój czynił postępy, jakby przeczuwając najbliższą swoję przy
szłość, w którśj się tą nauką miał dobrze posiłkować. Lubił rysunki i chętnie im wolne chwile poświęcał.
„T adeusz Czacki (m ówi biograf M alczewskiego, A. B ie- lowski) przebywał często w domu jego rodziców, a młody An
toni był jego ulubieńcem. Zamiłowanie tego męża w kraju i naukach, a bardziój jeszcze religijna fantastyczność, jaka szcze- - gólnićj ostatnie lata jego cechowała, odbiła się żywo, acz pó
źno, w Malczewskim. Zawód wojskowy w który ze szkół się rzucił, rozjaśnia jakby czarodziejskie św ia tła , namiętna ku swojśj siostrze stryjecznej Annie miłość. Było to w 1 8 1 1
1 8 1 2 roku. W stępując jako ochotnik w szeregi wojska pol
skiego, tuszył zarazem usunąć trudność z nierówności mająt
ków wynikają'cą, i za pomocą dobrze łożonych zasług, otrzy
mać rękę Anny. Ileż poWodów do oddania się temu zawodo
wi! W iadom ości matematyczne, które dawniej tyle lubił, by
ły mu teraz w iele przydatne; i łatwo uwierzyć, iż w ciągu tych lat kilku, odznaczał się jako zdatny oficer inżynieryi pod g en e
rałem Małeckim (Maletem); drukował nawet w W arszawie bro
szurę, zawierającą zdanie o projekcie nowego umocnienia twier
dzy Modlina.”
Zawiedziony w swoich nadziejach, gdy widział je znika
jące jak ogniki błędne, gdy nadto Anna, którą tyle kochał, po
szła za obywatela majętnego: popadł w głęboką melancholią, jaka jego utwór cechuje.
W roku 1 8 1 2 stojąc przez czas kampanii załogą w^Mo- dlmie, znajdował się ze zmianą stosunków politycznych w or
szaku ś. p. cesarza Alexandra.
Biografowie Malczewskiego nie zgadzaj? się co do powodu wyjścia jego ze służby: jeden mówi, że złamał przypadkiem nogę i opuścił wojsko w roku 1816; drugi, że w skutek prze
mówienia się i sporu z przyjacielem swoim, a następnie po
jedynku, odniósłszy ciężki postrzał w n ogę, opuścił służbę wojskową.
Z podróży po Europie odbytych została praca: opis po
dróży Malczewskiego na górę Białą (Montblanc). Pisał ją po francuzku w kształcie listu do professora Picteta. Przywiódł ją w polskim przekładzie przy swśm wydaniu A. Bielowski, wraz z kilką niewielkiej wartości utworami, które pisał przed zaczęciem Maryi.
Skołatany burzami życia, po powrocie z podróży, w w iej- skióm zaciszu zaczął tworzyć swój poemat. Obraz Ukrainy; z po
daniem o znanym wypadku Szczęsnego Potockiego z Gertrudą Komorowską, który w .opowieści tak poetycznie zachwycał m ło dą myśl Malczewskiego, przy silnym wpływie Byrona, którego znał zblizka, którego olbrzymie utwory silnie się wypiętnowa- ły na wrażliwój a namiętnśj duszy naszego poety:— wszystko to odbija w Maryi. - Malczewski miał angielskiemu poecie podać treść do Mazepy. Ta zażyłość z wieszczem Albionu, który szukał spokoju tułactwie zdaleka od swój ojczyznj, zostawiła zbyt wyraźne ślady w utworze Maryi, a których żaden z krytyko w naszych nie umiał wytłumaczyć.
Zbyt je st znanym poem at. M alczew skiego, powtarzany w kilkunastu wydaniach; znane są jego rozbiory; wiadomo, że je st tłumaczony na języki: francuzki, niemiecki i czeski: nie podaję w ięc ani treści, ani sądu o nim. D ziś stanowisko tego pisarza i jego utworu oznaczone jasno; powtórzymy tylko z na
szym ulubionym poetą, co wyrzekł o Malczewskim:
„B yć niepojętym, nie mieć za życia rozgłosu, j>W poecie, jest to może najwyższy dar losu.
„Autorowi Mari/L.... i dość na t^m, _ ,
„Ł ecz Polska, jak jest, eała potrząsła go kwiatem.“
Szczególnym zbiegiem okoliczności, gdy Malczewskiego mo
giły śladu wynaleźć nie mogłem na cmentarzu powązkowskim;
z krwawego dramatu który mu posłużył za osnowę do Maryi, spoczywa w katakumbach blizka krewna nieszczęśliwój Gertru
dy, Zofia Komorowska, rodzona siostra Jakóba Komorowskiego,
a rodzona ciotka zaduszonój małżonki Szczęsnego Potockiego*
którą widzimy w poetycznej postaci Maryi.
Otóż napis na marmurowej tablicy:
, , Zofia z hrabiów S. P. R. Komorowska, ksieni J. W . W . Kańoniczek warszawskich, dama orderu N. P. M. N. P, (Naj- świętszćj Panny Maryi Niepokalanego Poczęcia), życia pobożno
ścią, i urzędu przez lat 4 5 mitem sprawowaniem chwalebna;
umarła dnia 2 0 lipca 1 7 9 3 roku, wieku swego lat 7 6 .”
L U D W I K M E T Z E L L .
W tym samym roku, kiedy wstąpił na tron polski Stanisław Poniatowski, w mieście jeszcze rzeczypospolitśj, Gdańsku, dnia 2 lipca 1 7 6 4 rokiu urodził się Ludwik Metzell, z ojca Francisz
ka, matki Adelajdy.
Szczególnym zbiegiem wypadków, imię Metzla skojarzyło się z imionami głośnemi w dziejach i literaturze naszój. Przy życiorysie bowiem jego, król Stanisław August, książę Józef Poniatowski muszą być .wspomnieni; niedosyć: najpiśrwszy ma-
^ ^ g n a t ostatnich czasów rzeczypospolitśj, marzący o koronie, rzu
ca dwadzieścia milionów, aby na uśmiech wdzięczny ładnój swój żony zasłużyć, i pomysły Metzla wykonać; jeden z riaj celniej szych poetów tamtego okresu, głośnym długo poematem uwiecznia dzieło' Metzla przy pomocy złota Szczęsnego Potockiego, a do poematu Trembeckiego pisze obszerne przypiski jeden z w iesz
czów naszych.
Zanim przystąpimy do opisu Zofiówki, owego czarownego ogrodu, który uwiecznił imię Metzla; wspomnimy pokrótce bieg jego życia.
W siedmnastym roku życia (1 7 8 1 r.) wszedł do korpusu artyleryi konnśj w stopniu podoficera; w roku 1 7 9 0 został pod
porucznikiem, a w 1791 porucznikiem. W latach 1 7 8 2 i 1 7 8 3 odbył zaszczytne kommissoryum, wysłany dla zrobienia wymiaru
• planu rzeki Dniepru, przy koromissyi załatwiającej spór mię
dzy cesarstwem rossyjskióm a rzeczpospolitą polską. .W roku 1 7 8 6 , jn i jaiio odznaczający sie oficer artyleryi, z komendą wy
ruszył na Podole do miasta Tulczyna, dla -odlewania poczęści, a ulawetowania i zupełnego wystawienia w szyku bojowym
2 4 diiał, wraz z wozami atnunicyjnemi, które Szczęsny Potocki, ówczesny generał artyleryi, krajowi ofiarowial. (1).
Tu dawno obmyślany most militarny wybudował z szesna
stu pontonów płóciennych składający się, wraz z wozami i ca
łym przyborem do przewózki. Nowy ten wynalazek Metzla, powszechny podziw obudził. Książę Józef Poniatowski w w y- danćm śvyiadectwie, (z daty 2 7 1 7 9 2 roku) celem uwolnienia go od poleconego exanifcu7^ a£0 zajętego czynną służbą; oddając zdolnościtttn w y ż s z ^ Metzla wielkie pochwały, w końcu dodaje:*,Zbudowanie pł^iennych pontonów, sposo
bności jego winienem.”
Rok 1 7 9 2 był najpamiętniejszym dla Metzla. Dnia 17 mar
ca odbiera rozkaz od Stanisława Potockiego generała artyleryi koronnój, aby natychmiast z jednym kanonierem, pocztą, udał się do Stężycy, i tam powziął wiadomość, gdzie jest zator lodowy na W iśle, aby ogrom takowego i położenie zbadał i -wyjaśnił, czyby armaty nie były potrzebne do jego rozbicia i oczyszczenia koryta rzeki; jak je przesłać, w iele, i ile użyć potemu ludzi?
Jakkolwiek z narażeniem życia, spełnił zaszczytnie posłannictwo swoje, pokazując dowodnie niemożność kulami działowemi roz
bicia potężnego zatoru. W tym roku. Stanisław August nadał mu na sejmie szlachectwo ' herbowe, za zgodą stanów rzeczypo-
■ spolitej; otrzymał padto piśrwszy Itrzyż polski yirluti m ilitnri (dnia 2 5 czerwca 1 7 9 2 roku); mimo to, nie otrzymał wyższego
stopnia. '
Stanisław Potocki w liście do Metzta ubolewa, że nie awan
sow ał go dotąd, ale chce obietnicy księ$;ja Józefa Poniatowskie- 1»
(1) Fr. Siarczyński w pochwale Szczęsnego Potofekiego, wy
stawia go jako pełnego zapału i poświęcenia republikanina; wyli
cza dalój ofiary, jakie złożył dla rzeczpospolitej, i co przyrzekł na sejmie gtodzieńskim 1784 r., to i uiścił- W ystawił regiment z czte
rystu głów złożony, i dwadzieścia cztery armat darował z tym skromnym napisem: Civiś me obtulit Patriae". Niedostatek skarbu w 10,000 czerwonych złotych zastą.pił, a w czasie cliciat mieć ob
róconą tę summę na nagrodę żołnierza, któryby się najlepiej w po
trzebie spi’awił. W czasie sejmu 1789 roku, wystawienie posągu dla Stefana Czarnieckiego i legion z 10,000 ludzi, wraz z potrze
bną bronią i armatami ofiarował. Przyłożył się niemało do uspo
kojenia hajdamaczyzny w czasie znanej rzezi humańskieg, i po
wstrzymał szerzenie się moru z narażeniem własnego życia, gdy zarazą ta już się wkradała w granicę rzeczpospolitej.
go dotricymać, i wlasiioręcznie dopisuje: ,,Życ7.ę sig chwycić pontynierów, na których czele możesz; być WPan wkrótce umieszczonym.”
W łaśnie zawiadywał wtedy arsenałem S/częsnego Potoc
kiego w Tulczynie; tu odbiera rozkazy od ksigcia Józefa Ponia
towskiego, abj wystawił drugie szesnaście pontonów płócien
nych, i aby wydal arsenał tuiczyński. Jakie powody były, że Metzel nie usłuchał rozkazu?— niewiadomo: ale za. powtórzo- nem na serio, oddał klucze od składu broni porucznikowi L i-
chockiemu. *
W rozpoczętej kampanii tegoż“roku, stanął na linii bojowej jako dowódca bateryi, i w bitwie pod Zieleńcami otrzymał da
wno przynależny stopień kapitana. W roku 1795 skończył za
wód wojskowy, w którym się tak świetnie odznaczał; w rok późniój już zamieszkał ,w Kijowszczyznie w m ieście Humaniu, a w następnym zajęł się urządzeniem słynnego ogrodu Zofiówki.
Przed ukończeniem takowego udał s.ię za granicę, i przez lat kilka zwiedzał obce kraje, towarzysząc Szczęsnemu Potockiemu. ' W roku 181(5 objął dyrekcyą robót kommunikacyi lądowych i wodnych w Kommissyi Spraw Wewnętrznych. Pod jego ste
rem piórwsze zbudowano szosse, stanął drugi most na W iśle pib'd Warszawą, oraz na tójże rzece ukazał się statek maszyno
wy, holujący pod w o d ę,zboże i browarkę, wedle pomysłu Met/.la zbudowany. W roku 1827 mianowanym został członkiem b. T o
warzystwa Kr: przyjaciół nauk. W roku 1 8 3 3 uwolniony od służby otrzymał emeryturę. Wykształcony prawdziwie nauko
wo, posiadał gruntownie języki:, polski, franciizki, niemiecki i rossyjski, a fiauki przyrodzone i matematyka, były głównem jego zajęciem i zawodem. - ,
Umarł w Warszawie mając lat 84; pochowany na cmenta
rzu powązkowskim w katakumbach, gdzie następny na kamieniu ma napis:
/ „ Ludw ik Metzell
b: konsyliarz rządow y sze f inżynierów ko m m u nika cyi
lądowych i wodnych, kawaler k r z y ż a wojskowego^
członek b; Towarzystwa W arszaw
skiego p rzyja ció ł nauk.
■ Urodzony w Gdańsku 17 6 4 roku
To m I. S l j f i e i 1854. i{ ■
żiiwYły d n i a '11. listopada r.
' 10 Warszawie, łu spoczywa.
Twórca budowy Zofijówki, sla - n-iony prze z Trembeckiego.
Pamięci znakomitego męż>>,
g ła z ten rodzina kła d zie .'' ,
Pr/,ychofIzl nam tera/, mówić o owym cudowriym ogrodzie Zofiówki, celu podziwu wszystkich, i przedmiocie największego poematu Trenilieckiego. ,
Szczęsny Potocki zn my głośno w dziejach ostatnich lat panowania Sianisła>va Augusta; jeden z panów najbogatszych w Polsce, po tragicznej śmierci piórwszój żony, tajemnie zaślu
bionej Gertrudzie Komorowskiej, która dała piórwszy pomysł Malczewskiemu do poematu Mfiryi, ożenił się z Mniszchówną ( l ) , ale wkrótce rozłączył się z nią; a zakochany w słynnej z wdzię-, ków Zofii hrabinie de Witt,; z domu Deczylige, złożył u jźj nóg serce 1 bogactwa swoje. Brzmiała ^ a rsza w a pochwałami cudnej piękności młodej hrabiny; a gdy w roku 1780 opuszczała mury stolicy, wracając do Kamieńca Podólskiego, Trembecki chciał być tłumaczem smutku dworu i salonów, i długi wiersz lakiem ży
czeniem poże^nalnem kończy: •
„Na twój Warszawa odjazd rozżalona, Jednak przgzemnie to'życzenie jawi:
Niech cię fortunne prowadzą znamiona.
Niech drogę stado przeleci żórawi!“
Przybyła ¡szczęśliwie do Kamieńca, i zaraz rozwiódłszy- się, oddała rękę Szczęsnemu Po^ckiem u. "Świetna gwiazda te - . go magnata poczęła się zaciemniać. Aie pomogła wymowna po
chwała , Fr. Siarc;zyńskiego, która go dość długo upromieniała sławą i pośyyięęeniera dla kraju (‘i) . Dumne zamiary spełzły na niczćm: widział wpływ swój upadający. Opuszczony od li
cznych stronnik&\v, od bliższych nawet przyjaciół, a-z powodu (Ij Z Mniszchówny urodziła śię córka Konstancya, zmarła w 69 roku życia dnia *25 gmdnia l8 5 ‘2r. Wydana w roku 1798 za hrabiego Jana Potockiego znanego badacza dziejowego, po je- . go śmierci poszła za Edwarda hrabiego Eadzyńskiego, znanego
chlubnie w literaturze naszej. '
(2) Pochwała Stanisława Szczęsnego Potockiego, generała , ai^tylleryi Jioronnej. W Warszawie, w drukarni Jego Królewskiej
Mości i rzeczypospolit(5j, u X X . Scholarum Pijarum, r. 1789, 12ka.
nowych związków i od swoich krewnych; stracił uliiość, aby m ógł zająć stanowisko poprzednie, i wpływ na sprawy kraju wywierać. Na łonie wigc rodziny, przy boku ukochanéj ’żony, szukał zapomnienia przeszłości i wymarzonego szczęścia. Ále i w kraju zaszły zmiany: Potocki wyjechał z żoną do Hamburga, dokąd towarzyszył mu kapitan Metzell. Potocki zamieszkawszy stale to miasto, przedsiębrał wycieczki do W łoch i w różne stro
ny Niem iec, a zawsze nieodstępny był Metzell.
W roku 1 7 9 6 powrócił pan ten do swych ukraińskich włości, a nieehcąc mieszkać w Tulczynię, daw/iéj rezydencyi, ■ obrał sobie za miejsce pobytu miasto Humań, wsławione już smutnie w dziejach niedawnych rzezią lium ańską.
Okolica tego miasta była wtedy bezleśnym i dzikimi ja
rem: cała przestrzeń od tak zwahéj CrCni^onéj grobli do Hu
mania, nosiła ;n ą zw ę/u /w /fl«/«; i słusznie zaprawdę, bo roz
rzucone były ,na niéj złamy i kawały granitówf,^ a pomiędzy, niemi, prz^ęciekał strumień bieżący od wsi \Vójtó:wldi Brzegi były skaliste, a na tym obszarze,: wznosiło się dwadzieścia kijka młodych wiązów; poniżśj zaś, gdzie stoi kplumna w poemacie¡
Trembeckiego ępisana, stały dwie stare lipy, dzika grusza i do, dziesięciu wierzb, dotąd iitrzymanych. Po górach i pomiędzy skałami był pastewnik dla bydła miejskiego.
Piękne położenie miejsca, zdrowa źródlana, woda, spływa
jąca obficie z lewéj strony; jaru śród skał granitowych, ściąga
ły tu uczniów z dawnéj szkoły księży Bazylianów w Humaniu., Corocznie około 2 9 czerwca zjeżdżali się tu okoliczni oby
watele po synów na'wakacye; obchodząc uroczystość świętych Piotra i Pawła, zwiedzali to ustronie, jak pózniéj wspaniały ogród Zofiówki; i od tego czasu, dopóki istniały ,w Humaniu szkoły księży Bazylianów, spacer w to święta stał się zw y-, czajnym, przeciągając się do dni kilku.
Potocki żyjąc samotnie w Humaniu, zaczął używać prze
chadzek w okolicach miasta.; ^
Widząc raz, że większa część mieszkaiięów spieszyła do , źródła w jarze Kamionki, które’ dostarczało całemu miastu do
statek wybornej wody; ciekawość przywiodła Potockich áo sa- źródła. Silny prąd, dobro.ć wody, i życzenie pięknój mął-,
^onu codziennego odwiedzania téj ustroni, były powodem urzą-
■ zdroju, jako ikr. i drogi dogodnéj tak dla pojazdów, ja o 1 dla pieszych, co tejże jeszcze jesieni Metzell dokonał.
Polubiwszy to miejsce, zapragnęła hrahini, aż.eby droga mogła być ozdobioną klombami i kwielniiihmi. To znów poda
ło myśl Szczęsnemu, ażeby uzupełnić jćj żądanie i uprzyjemnić pobyt w tćm oddalonóm od wielkiego świata miasteczku, za
łożenia i urządzenia wspaniałego ogrodu, i nazwania go po jej imieniu, Z-oiiówką.
W iedział, że zamiłowana była w ogrodach; zapragnął więc, aby.la Zofiówka godna była piękności jego małżonki. Złoto le żało w pogotowiu w skarbcu: powierzył więc swą myśl Metz- lowi, z zastrzeżeniem nieszczędzenia kosztów i pracy, i rozpo
częcia natychmiast. Ogród zajmować miał przestrzeń od źró
dła w górę, i ofcjąć jar dolny cały; miały w nim być fontanny, szumieć i pienić wodospady. Z .tój strony od jaru miał mieć pozór wschodni, a górzysta część miała być wielkim parkiem an
gielskim; płaszczyznę zaś na lewo od Ogrodu do rzeki, miał Metzell zasadzić i zasiać drzewami i urządzić /.wierzyniec.
Niecierpliwy w powziętym zamiarze hrabia, natychmiast kazał rozpocząć roboty. Metzell przystąpił vvięc w roku J t 0 7 do przeistoczenia dzikiej okolicy, na cudny ogród Zofiówki.
Naprzód zasadził drzewami płaszczyznę przy drodze do Bia
łej Cerkwi, którą Szczęsny na pamięć rodu swej żony, , nazw’ał greckim Insem.
iPrzez piórwsze cztery lata prowadził z niezwykłą ener
gią roboty Metzell. Ujęto strumień tak, ażeby dostateczna by
ła ilość wody do fontan i kaskad; uprzątnięto i zwieziono w ozna
czone miejsca ogromne złamy skat granitowych, urządzono wo
dociągi i maszyny do dalszych robót, co kosztowało półpięta miliona złotych polskich.
W następnych latach, hojniój Szczęsny sypał złotem, i po
spieszał z urządzeniem ogrodu, jakby 'przeczuwał, że śmierć przerwie mu ulubione dzieło, które miało imię jego ponieść' w potomne wieki.
Z Azyi przez Odessę sprowadzono niezwykłej grubości okrętami klóny, jakich ilością ani wzrostem nie znajdzie nigdzie;
piramidalne topole, piśrwsze które się w tych okolicach zja
wiły, przywieziono z W łoch i Krymu. Oranżerye zakupiono ?a granicą, równie jak drzewa owocowe i posągi z marmuru ( ł ) .
/
Ze wszystkich posągów, najwięcej odznacza się staro
żytnością znaleziony w głębi ziemi w Krymie, a mający być wize-
lunkiem Homera. ' ,
Takie wydatki z robotami, które prowadził ciągle Metzell w cią
gu ostatnich lat życia Szczęsnego, do roku 1 8 0 0 , kosztowały do piętnastu milionów złotych polskich, do których dodawszy wydane w czterech latach piórwszych, 4 ,5 0 0 ,0 0 0 , ogólna sum
ma wyniesie 1 9 ,5 0 0 ,0 0 0 złotych polskich.
Wspaniały ogród rozwinął swój czar wokoło; wtedyto ba
wiący na dworze Potockiego, Trembecki, w 70 roku życia na
pisał ku uwielbieniu dzieła Szczęsnego poemat Zoflóu^kę', a lubo przepełnił go bajkami mitologicznemi, dał jednak obraz prawdzi
wy w tym ustępie: ,
„Chudą, pierwej golizną świecące pagórki,V Zdaleka przyniesione pocieniły borki.
Gdzie między krajowymi umieszczone drzewy, Są z Libanu, z Atlasu, z Antypodów krzewy.”
Nie przepomniał Trembecki i Metzla w swoim poemacie.
Kiedy zdziwiony poeta nie umie sobie objaśnić znaczenia gma
chu z rniąższego muru, a nazwanego Tetydion-, spotyka na
szego kapitana inżynieryi:
.,Nad moją ciekawością raczył się użalić Metzell, uczony zamki wystawiać i walić;
Tęgiego, wychowanieo pojętny, Gradywa.
TęiŁd, rzecz objaśniając, słowy się odzywa;”
I kładzie mu w usta] opowieść o Tetys, wnuczce oceanu, z przemian Owidyusza.
.A było zaprawdę czemu się ppdziwiać i co wychwalać!
Owe ogromne jaskinie i groty złomów granitu, zwiezio
ne krvvawą pracą; tę kaskady szumiące tak rozkosznie wpo
śród cieni klonów, topoli i wierzb płaczących: te świątynie ską
pane w kryształowej wodzie; jeziora kędy przepływały żaglo
we statki; te wodospady, co rozbijając się o schody kamienne I skaliste boki, zdała łoskotem silnym, spienioną ścianą waliły z gory:-— uje mogłyż być celem podziwu, wiedząc, że te wszy
stkie cuda stworzyła sztuka w niespełna lat dziewięć; że te dawały chłód i cień, nie wyrosły tutaj, z innych części świata, z pod innego klimatu przewie-
^ijdem i morzem, ażebv na rozkaz bogacza zdobiły jar
humauski! “
. , ^”’'erci Szczęsnego, Metzell zmuszony, był zaprzestać Warszawy. Tworząc Zofiówkę nie
*3 on gotowego planu szczegółów urządzenia ogrodu; wyko- .
nywaf tylko roboty slqsując się zawsze do odkrywających się widoków coraz .nowych, coraz piękniejszych. Piórwsza jego liwa^a zwróconą była na środek ęgrodu; w angielskim zaś par
ku zdążyt tylko część góry obsadzić, zasiać dzikiem drzewem, i przygoj^ować miejsca na urządzić się mające mosty łańcuchowe
po drogach parkowych. '
Metzell wyjeżdżając w 1806 roku z Humania do W arsza
wy, zostawił tu ucznia swego Oliwę, ażeby ten utrzymywał ogród; sam zaś nie tracił nadziei, że wezwany, powróci dla do
kończenia przynajmniej tego, co już z tak wielkim kosztem roz
poczęte zostało.
Hrabina Potocka, którój taką pochwałą zamknął swój poe
mat „Zofiowka" Trembecki:
„A to miejsce, Zofio, więcój zdobisz sama, Podobniejsza niebiankom, niż córkom Adama;
Ciebie tu spuścił OUmp, chcąc trudy nagrodzić, I I chcąc takiego męża ważne troski słodzić.
Godne są w jego domu wiek utwierdzać złoty Twe wdzięki, twe piękności, twe łagodtje cnoty.
A póki między rodem ludzkim raczysz gościć,
P ó ł świata czcić cię będzie—pół drugie zazdrościć“...
jakkolwiek zamiłowana W ogrodach, jako wdowa i opiekun
ka nieletnich dzieci, zmuszona zająć się zarządem zapisanego jćj przez męża majątku, i działów z dziećmi męża z piórwszego małżeństwa; doznała kolei losu nie do zazdrości.
Zajęta wychowaniem swoich dzieci, nie była w stanie-oso- biście, przesiadując więcój za granicą, zarządzać majątkiem, który zax:zął upadać. Prócesa, wydatki większe nad przychód, a ztąd długi, wyrównywały już jego wartości.fj NapróżnO Metzell oczekiwał wezwania do ukońćzenia zaczętego swego dzieła po
dług pierwiastkowego pomysłu: zabrakło złota, którem tak, hoj
nie dawniej szafowano!
W roku 1 8 2 3 zmarła Zofia Potocka. W podziale majątku, miasto Humań wraz z Zofiówką dostało się starszemu jej sy
nowi Alexandrowi, który nietylko nie mógł wykończyć ogrodu, ale i w należytym porządku go utrzymać. W roku 18 2 7 umarł uczeń Metzla pozostawiony w Zofiówce, ogrodnik Oliwa', o dal
szych losach Zofiówki zamilczamy, bo nie mają żadnego już związku z jej twórcą—Metzlem.
, Opiewał ten ogród jako cudo podziwu Trembecki w sw o
im poemacie. Nie tu jest miejsce oceniać ten utwór potężnego
talentu poety czasów Stanisławowskich; powiemy tylk o, że w formie swojéj pełen bogatych zmyśleń mitologicznych, nie po
trafił nam dać wiernego obrazu Zofiówki. .Wigcej dają wyobra
żenia ryciny, umieszczone przy przekładzie pomienionego poe
matu na jgzyk francuzki przez hrabiego de Lagarde, w pyszném wydaniu wiedeńskióm, gdzie i cały oryginał w texcie polskim
umieszczono. . ; j
Tłumaczenie to wyszło pod napisem: „Sophiowka,. poème polonais par Stanislas Trembecki. Traduit en vers français par le comte de La Garde, membre de l’.academie de Naples. Vien
n e , de l’imprimerie d’Antoine Strauss." 18 r.“). 4 “% str .I X i 1 5 9 . D zieło to zdobi wizerunek Trembeckiego i tłumacza, oraz szleść widoków ogrodu Zofiówki.
M A C 1* E J K A M I E Ń S K I .
„ T u spoczywają zw łoki M adeja K a m iń s k ie g o \\) ' który ig ją c la l blizko 87 ‘
z a k o ń c zy ł życie dnia 2 5 Siyezn ia 182 1 r.
, , Pozoslała pó nim h dow a ' p fo s i o westchnienie do B o g a".
W żaćhodniij sttonie kościoła powązkowskiego, na mar- murowćj tablicy, czytamy powyższy napis, z którego niktby nie powziął wiadomości, że tu spoczywa właśnie twórca pierwszćj opery polskiój.
Urodził sig Kamieński, dnia 13 października 1 7 3 4 roku w roiasteczkii Edymburgu w W ęgrzech, nad granicą austryacką, a pochodził, jak sańio nazwisko wskazuje, ze krwi Słowaków;
ludu, jak wszystkie plemiona słowiańskie, śpiewnego i muzykal
nego. Piórwszą młodość swoje spędził w tómże miasteczku u ro
dziców; następnie w nadwornój kapeli hrabiego Hentzel, ówcza- ( l ) Powinno być: Kamieńskiego, bo tak eię zawsze podpi
sywał. Prostujemy też datę zgonu, który nastąpił nie 15, ale '25
^ycznia 18*21 roku, jak myłmew Święcie Dramatycznym podano.
■Mamy właśnie przed oczyma klepsydrę drukowaną 27 stycznia t. r.
rogrzeb był d. 28 t. m., a exekwie w kościele ks. Pijarów w ty
dzień późniój. '
sowego tych dóbr właściciela, wziąwszy początki muzyki, w W ie
dniu się w swym zawodzie wydoskonalił.
Szczegóły życia i czas przybycia do Polski niewiadome.
Przez długi czas trudnił się dawaniem lekcyi na fortepianie, zy
skał imię wybornego nauczyciela i powszechnie byt wziętym w Warszawie. Ale imię jego dopiero rozgłosu nabrało, kiedy dał się poznać przez napisanie muzyki do opery Fr. Bohomolca, p. n. »Nędzn uszczęśliwionn".
Pozostał w zbiorze p. Alexandra Wejnerta (znanego auto- , ra dzieła: Starożytności Warszawy) własnoręczny Macieja Ka
mieńskiego »„Krótki rys o exystencyi najpiśrwszój oryginalnej opery polskiśj”, który jako szacowny zabytek a nieznany dotąd wcale, dosłownie podajemy:
„Gdy w roku 1776 W łochy, Francuzy, Niemcy, bawili publiczność operami, tak sobie król życzył, aby i Polacy to uczynili. Z tym król zachęcał JMci księdza Bohomolca, aby dla Polaków operę napisał; co wypełniwszy, napisał operę pod ty
tułem: „Nędza m zczęilim iona", która miała być najpierw grana w Korpusie Kadetów (a że nie przyszło do skutku, to mnie powód niewiadomy). Ja przypadkiem dostałem tę książkę, która była drukowaną: to ja moją własną chęcią i wolą skomponowa
łem do tych wierszów muzykę, która od znawców gdziem tylko co produkował, bardzo miło przyjętą była. Wtym się dowie
dział p. Montbron antrtprener, wezwał mnie do siebie, że so
bie życzy, aby ta opera była na publicznćm teatrum wystawiona;
a ja przychylając się do tego, żądałem, aby aktorów wyznaczył.
W ięc zostali wyznaczeni: JMci Panna Dezner, Jm. Pani Grono- wic, JMci Pan Bogusławski, Jmci Pan Bagiński, i Jmei Pan Harasymowicz. Przez tych pięciu aktorów, w krótki, czas wy
stawiłem tę operę na publicznem teatrum. - Ale tylko dwa razy była graną, gdyż się przez ten czas antreprenerowle poróżnili, i kazano im teatr zamknąć, a z tym się skończyła najpiórwsza exystencya opery oryglnalnćj polskiśj.
„A że król jeszcze tej operę nie widział, więc książę ex- podkomorzy kazał ją grać w swójóm teatrum na Solcu. Jak i tam, tak i tu w publicznem teatrum otrzymała aprobatę, choćby opisać, to nie danoby wiary.
. „Gdy znowu pozwolono na otworzenie teatru, to tylko sa
me tłumaczone sztuki grali, z muzyką swoją właściwą.