PIĄTEK DNIA 20. LISTOPADA 1829*
LISTY DO DZIECI POLSKICH.
LIST ÓSMY*
Warszawa, dnia 13. Listopada 1S29 rokiU K o c h a n y S y n u .
P rosiłem Mamy twoiej aby ći pomagała ile m ożności do wyjścia na swoie gospodarstwo i żeby cię zachęcała do zarabiania sobie chleba. Chciałbym najprędzej cię ozna- iom ić ze w szystkiem i rodzaiami zatrudnienia które w życiu przydadź się m o g ą , ponieważ niema nic tak m iłego iak łatwa praca. W tym celu podaię ci m aleńkie sposoby do
stania od Mamy pieniędzy, gdy z spodziewam się iż Mama iiiedopuści ażeby kto inny m iał cię datkiem lub nabytkiem twoiej roboty bardziej do siebie pociągać. Pierwsza Spe*
h u la ć j a . Dostań gęsich p ió r , kilka nitek, trochę wosku i kocich w łosów . Dadzą ci iak się spodziewam tego wszysU
i 8
•— 82 —
kiego za piękne proszenie i grzeczne podziękow anie, bo to wszystko nie trudno zwłaszcza na wsi. Pożycz u Ma
my sczyzoryka a powiązane iak m io tły obcięte i zawos- kowane pęczki w łosów wysunąwszy kiścią przez ucięty kończyk pióra, będzie pendzlik. Takich pendzlików zro
biwszy ze dwadzieścia przedaj Mamie po pięć groszy i uj
rzysz się wkrótkim czasie w łaścicielem trzechset Polskich szelągów co iuz bardzo piękna w łasność, na m łodego ro
botnika, pierw szy raz może probuiącego zręcznością pal
ców pieniędzy sobie wydostawać.
Pamiętaj tylko z nikim w stosunki handlowe nie wchodzić iak z M amą, a to dla tego źe Mama najdrożej z a p ła ci, że Mama ciebie nie oszuka, owszem nauczy bydź ostrożnym z in n y m i, że Mama kupi czego może i nie po- trzębuie aby swoiego syna do roboty zachęcić , wreszcie powiem ci pod sekretem co sam wypróbowałem : można Mamie tak gładko i tak nieznacznie dobrem sprawowaniem się przypodobać że zawsze coś oberwiesz nad rzeczywistę wartość sprzedaży.
Ucałujże od siebie i odemnie rękę Matki a proś ią o ułatwienie wystarania się gęsich p ió r , kilku n ite k , w os
ku i kocich w łosów , iako też o pożyczenie scyzoryka z którym ostrożnie... Bywaj mi zdrów.
NB. N ależy zachować kiście piór których trzonki do pendzelków u ży iesz, później dowiesz się do czego.
GMINNE PODANIA.
G d y tr a d y c je i p o d a n ia g m in n e za w sze n a sobie n o szą cechę ia k ie jś oryginalnością u m ie sz c za m y ich p a r c i
DZIEWICA ZAMKU JBOYNBEURG ( Podanie Hesskie.)
Trzy siostry razem ż y ły w Zamku. Najmłodsza śni
ła że icdna z nich będzie zabita p iorunem : opowiedziała
— 83 —
w poranku sen swój siostrom. O południu chmury się zgrom adziły, czerniały przez całe popołudnie a w ieczo
rem zawyła burza na całym widokręgu : grzmot się coraz bardziej zbliżał*.• Starsza rzekła: będę posłuszna woli B o
żej albowiem na m nie kolej przyszła: i kazała wynieść krzesło przed zamek i usiadła na nieni i całą dobę cze
kała rychło i^ piorun życia pozbaw i, lecz napróżno:
grom nie spadł;
Burza ęiągnęła się nazaiutrz a m łodsza rzekła: mnie to śm ierć przeznaczona; lecz daremnie czekała; nic się nie stało;
W ówczas najmłodsza r z e k ła : widzę dobrze iż ia powinnam u m rzeć: poznaię teraz wolę B o zk ą , gdyż bu
rza trwała ciągle.
Sprowadziła naówczaś Plebana dla przyięcia z rąk iego kom niunji: w zięła najpiękniejsze s u k n ie , w łożyła w ieniec z r ó ż , napisała testament i kazała całą gminę za
prosić do zamku na biesiadę a uczyniw szy te rozporzą
dzenia w yszła na dwór pocieszona i wkrótce piorun uderzył i zabił ią.
Po zgonie dwóch drugich s ió s tr , kiedy zamek iuż nie b y ł zam ieszkały, ta którę piorun zabił przem ienioną zo
stała w dobrego ducha. Biedny pasterz który wszystko b y ł stracił i którego trzoda miała nazaiutrz bydź zatradowaną, pasąc ią smutnie przy zamku j ujrzał przy świetle śło n e- cznem kobietę iak śnieg białą siedzącę przy bramie, przed nią na rozesłaliem p łótn ie leżały piękne pączki róży.
O śliczne kwiaty rz e k ł pasterz — Weź ie rzecze D ziew ica zamku z lubym acz smutnym [uśmiechem — W e
zm ę ieden dla moiej A nny, dla tej przydał z westchnie
niem którę m iałem zaślubić... bo iutro zabiorą mi i trzo dę i biblię i łó żk o — Weź ieden dla twoiej narzeczonej ,
8
*
—. 84 —
Jeden dla twej slarei m atk i, ieden dla twego krewnego Ple
bana , ieden dla ojca twej narzeczonej , ieden dla iej sio
stry, ieden dla twego wierzyciela i ieden dla m nie.
Pasterz uczynił co mu kazała dziewica i w ziął siedin pączków róży. Grom dał się słyszeć w N iebie , dziewi
ca znikła a pasterz ujrzał w swych ręku siedm ró
/ 2z ło tych bardzo ważnych. Iedną zaspokoił w ierzyciela, dru- gę dał narzeczonej , trzecie starej m atce, czwartę kre
wnemu P lebanow i, piąte ojcu narzeczonej, szóstę.siostrze iej. B y ł szczęśliw ym , bogatym i długo przechowywał siódmą różę dla Dziew icy Zamku Boyneurg która iuż nie- powróciła.
I KałmUcy maią swoie oryginalne utwory w porów
naniu których T ysiąc i iedna nocy mogą bydź wzorem smaku delikatności i dowcipu; oto iedna z trzynastu ba- ick które podróżny Pan Bergman w samem 'czerpał źró
dle. Młodemu synowi Chana chcącemu się ćwiczyć w czarodziejskich taiemnicach radzą aby szukał odludka S s id i- k u r . Udaie się przeto w długę podróż, bierze z so
bą wielkie żywności i wór ogromny stu ludzi pomieścić mogący. Spotyka Ssidi siedzącego na d rzew ie, każe mu zleźć zapoinocą słów czarnoxięzkich w wielkim go zamyka worze i przez długi przeciąg na swoich dźwiga go ra
mionach. Ssidi sprzykrzywszy sobie takowy sposób od
bywania podróży , zabawia m łodego Chana powieściami wczasie opowiadania których wychodzi z wro r u , lecz po skończeniu nazad wraca słowami czarodziejskiemi przy
muszony aż póki Chanowi nowej powieści słuchać się nie
spodoba:
— S5 — MALARZ I SNYCERZ
(.P o w i e ś ć J tT o n g o l s k a ) .M łody Cban po śm ierci ojca swego rządził niegdyś K rólewslw em G n ia zm e n zwanem. M iędzy innemi m iał dwóch poddanych Malarza i Snycerza , którzy wzaiem się n iecierpieli. Pewnego dnia zbliżywszy się Malarz do m ło dego Chana r z e k ł. Ojciec twój m ieszkaiący w królcwstwie T e n g e r i (iednym z Kałrouckich raiów) kazał mi przyjśdź do siebie. B yłem i znalazłem go otoczonym wielką wspa
n iałością. »Oto iest list do ciebie.” Malarz z ło ż y ł list w następujących pisany słowach. » Straciwszy życie na ziem i odzyskałem ie na nowo w królew stw ie T engeri. W iel
ka tu wszystkiego panuie o b fito ść; chciałbym wystawić Ś w iątyn ię, lecz że zbywa na Snycerzu przyszlij ifii
G u t l -g u (tak się nazywał Snycerz) Malarz w skaże mu sposób dostania się do m n ie.”
Chan ciesząc się z szczęśliw ego losu ojca, każe wo
łać Snycerza. » Ojciec mój rzecze do niego mieszka teraz w królew stw ie T e n g e r i, chce wystawić św iątyn ię, lecz p o
nieważ zbywa tam na Snycerzu przeto chcę abyś udał się do n iego.” Snycerz zm yślenie listu poznaie; wybieg to iest M alarza, rz e k ł do sieb ie, lecz tem u zaradzić potrafiem y.
P y ta ł się przeto iakim sposobem m ógłby się. dostać
do królewstwa T en g eri, na có Malarz. )>-Zbierz twoie
w szystkie narzędzia, potem połóż się na stosie i u ro czy ste
śpiewaiąc słow a każ rozniecić ogień a ta k w zniesiesz się
do królewstwa T ę iig e ri” Po siedmiu nocach nam yślenia p o
dróż przyjśdź m iała do skutku. W róciwszy do dom u p o
wiadał żonie o w ykręcie Malarza i dodał razem iż zręcznie
ujdzie zastawionych sid eł.
—
86
— .Iakóż Snycerz wykonał pod-ziem ne przejście , któ
rego otwór na obszerną w ychodził równinę. Przy tym o- tworze p o ło ży ł kamień i przykrył ji ziemią. Po sied miu nocach rzek ł Chan do siebie »D ziś Snycerz udaie się do moiego ojca” rozkazał przeto aby każdy przyniósł pal
nych materjałów. Wielki rozniecaią ogień. Snycerz śpie
wa uroczyste słowa. W tem znika i przez podziemne wejście wraca do domu. Malarz niepojmuiąc się z radości, » wi
dzicie powiada, iak Snycerz wstępuie do nieba.’’ K ażdy wróciwszy do domu tak sobie pom yślił , , umarł biedny Snycerz i p oszed ł do Chana.”
Tym czasem Snycerz cały się miesiąc ukrywa, co»
dziennie myie głow ę mlekiem i nigdy nie wychodzi z cie
niu. Naostatek bierze na siebie szatę z białego iedwabiu i zmyśla list hastępuiący.
j) Niech list len dojdzie rąk syna moiego C h a m u h S a k ik s c k i. Cieszę się z tego niewypowiedzianie iż spo
kojnie Państwem twoiem władasz. Snycerz za chwalebne dokończenie dzieła godzien iest nagrody, lecz że rozma- item i malowidłami ozdobić m yślę św iątynię, taż drogą przyszlij m i Malarza.”
Z takowym listem idzie do Chana, » Ach! zawoła C han, cóż to, iużeś się w rócił z króle wstwa Tengeri. Iak- że się ma mój oiciec?” Snycerz list w ręce w łożyw szy, rzek ł )>Byłem w królewstwie T engeri a teraz oto powra
cam .”
Chan p ełen radości wspaniałemi go obsypał darami
1
rz e k ł »Ponieważ do świątyni potrzeba m alow id eł, w e
zwać Malarza.” Ten postrzegłszy Snycerza w białej sza
cie i hojnie udarowanego. » W yśm ienicie m ów ił do sie
bie , to i on ieszcze żyie.”
Chan w mysi listu nakaz tlie Malarzowi aby się udał natychmiast. T o 'Usłyszawszy Malarz tak sobie rozważał
3
)W szak wszyscy widzieli że Snycerz sk oń czył b y ł życie, a przecież ż y i e , teraz czemuż ia pójść tam nie mam k ie
dy on b y ł niezawodnie.” Przyrzeka zatem ż e po siedmiu nocach podróż ppzedsięweźm ie.
Po u płynieniu naznaczonego czasu przyniesiono ma- terjały. W ielki stós w śród pola Zapalono, Malarz ze swemi narzędziam i, listami i podarunkami m łodego Cha
na ojcu oflarowanem i, rzuca się na stó.s i uroczyście wy- śpiewuie słow a. Tym czasem kiedy go ogień .dosięga, gw ał
towny krzyk w ydaie, lecz dźwięk m uzyki g ło s iego przy
tłum ia. Tak tedy od ognia pochłoniętym został.
Natem sk oń czył Ssidi. Chan następuiący w yciągnął m orał »Dobrze mu w et zawet oddano” poczem Ssidi na- pow rót p odług zwyczaiu czarnoxiężkiem i wyrazami Cha
na zm uszony, w łazi do woru.
POWINSZOWANIE IMIENIN ŁUCJI D.
Z podziękowaniem za -przysłaną na Sty Marcin Gąskę dnia 13. G rudnia 1819 roku.
Dla Łusi serce Marcina , D ozgonne ma obow iązki, C odzień mu się przypojńina ,
* W iązanek z tuczonej gąski.
Nieboszczka gęś , młoda , biała , W iele pięknych zalet miała , P odług folwarcznej k r o n ik i, W ydały ią Komórhiki.
W lej wsi brała wychowanie , Pasła się owsa wyborem , J ręczyli para*fianie ,.
Ze była gąsieuca wzorem.
—
88
~Iuż po śmierci przyszła do m nie, Za Ukazem Pani domu ,
Postać iej opiszę skrom nie, Bo nie iest tajną nikomu.
Pierś w yp u k ła, k ib ić , udai, lakieh niema gąska chuda,
T łu ste w yłogi pod brzuchem j Najgęstszym obrosła puchem. '
Podług kucharki sławnego wywodu, B yła to gąska dorodpa,
Dobrego chowu i przedniego rodu % Z łabędziem łączyć się godna.- Gdy ią na rożen wsadzono,
A płom ień rozgrzał iej ło n o , Ileż smaku z siebie dało , Upieczonej gąski ciało.
Mnie pierś wypadła p od ziałem , W niej znaków zimy szu k ałem , Zima będzie ostra mroźna , Dla niestałych bardzo groźna.
Kto nie kocha grzecznej Ł u si , Dobrej m atk i, dobrej żony, Taki w Styczniu zmarznąć m usi, I zm arzłego zjedzą wrony.
Goszczących mrozem niestraszę , Dla zacnej obyw atelki,
N ieostygną serca nasze*,
W ypijm y za iej zdrowie kielich do kropelki.
M a r c in M o ls k i,
D O P S A .
Zbyt wcześnie mnie opuściłeś
Psie piękny dobry Trezorze ,
T y me cierpienia dzieliłeś
Na tym tu ziemskim przestworze.
— 89 — Tyś się ochoczo u w iia ł,
Kiedym przyszedł niespodzianie, Tyś mi zawsze wiernie sprzyiał W iakim kolwiek byłem stanie.
Na każde skinienie moie D o posługi b y łeś gotów, N i zmordowania ni z n o ie , N ie n iszczyły twych przymiotów.
Gdym ci nie raz do niesienia Oddawał iaki sprzęt d ro g i, N io słeś , k ła d łeś na skinienia Kiedym rzek ł: Pójdź psie do nogi!
N iekiedy krocząc wspaniale Ufny w pomoc twego pana, Z burczałeś nie raz zuchwale I ogara i brytana.
A kiedy iuż ciężar m iły W ręce moie oddawałeś , \ Oczy się twoie isk rzy ły
I skakałeś i szczekałeś.
Gdy mnóztwo kaczek na wodzie Zobaczyłeś n iespodzianie, P iesku iuż b y łe ś na przodzie
1
staczałeś polowanie.
Gdym r z e k ł, Zdechł mój piesek drogi Zaraz padłeś iak nieżyw y,
W yciągnąwszy cztery nogi, N aieżyw szy sierść twej grzywy.
W y ł pies na wilka w spom nienie, D aw ał ła p ę , ciągnął dzw onek, Saneczkow ał na skinienie, Lub w k oło gn ał swój ogonek.
Iakem k rzyknął Trezor służyć ,
W net łap k i w zniósłszy do góry
P ies mój oczami ią ł mrużyć
Iakby wstydząc się postury.
— 90 —
Jakem krzyknął, tańc T rezo rze, W net się T rezor w górę w spinał, I w pokoiu czy na dw orze, Solo nąągura w ycinał.
Gdym rzucił kamień do wody, T yś ji nurkiem z niej w yw lekał,
Gdym ci kazał szukać szkody N igdym kwadransu niećzekał.
Gdym przez kij kazał dadź susa , H o p , iuż pies na tamtej stronie , R zek łem , apport, T r e z o r » k łu sa , lu z powraca i pcha w d łon ie.
Gdy czasem pchła mu w kark w liz ie , Komar lub mucha zawita,
Piszczy ale poty gryzie Aż nieprzyiaciela schwyta.
Pamiętam iak raz pod płotem , T rezprek z cicha poszczwany, W poiedynku z starym kotem Z ostał wr nos plejzeęo.wąny,
W nos na którym chleb, kiełbasę , P oty trzym ał gdym p o ło ż y ł A ż mu r z e k łe m , p Ą f9 c est a s s e z , W tedy r z u c ił, z ła p a ł, sp o ży ł.
Przehasawszy godzin parę , W yw ieszał sp iek ły ię z o r e k , A choć przed m iską, na warę Ani ru szy ł mój T rezorek.
Najznaiomsi icmu słu d zy, Kto go widział sam to p o w ie , N ie byli gdym k rzy k n ą ł c u d z y y Pew ni czapek na swej g ło w ie.
Otóż ten pies iuż nie żyie -
Któremu ma luba nieraz
Obrożą zdobiła s z y i ę ,
Iuż go n iem am , niemara terazl
— 91 —
Oby na twój wzór psie drogi Postępować ludzie c h c ie li, N ie w iedziałbym co to w rogi, Pod nazwiskiem przyiacieli.
Psiego pokolenia wzorze , Pudlu niezłam anej cnoty, 0 mój kochany Trezorze T en ci napis kładę zło ty .
W ielki genjusz rzadki p rzezor, Ś m iercią w zięty n ie u ż y tą , Tutaj lezy w ierny T r ezo r, Warszawski Fido 1V1 unito.
T e o d o r P a r y s .
W SPOM NIENIE.
Ten gaj b y ł ieszcze gaikiem , Mój w iek b y ł w ieku poran k iem , I ten strumyk b y ł stru m yk iem , Gdy mnie matka zw ała Iankiem .
Ogródek le£y o d ło g ie m , Gdzie niegdyś sadziłem k w ia tk i, Zarósł pokrzywą i g ło g ie m , Z n ik ły róże i bław atki.
Z których uplatany wianek Mamie n o siłem co ranek.
W szystko odm ienił czas lotny, W esołość w* smutek o b r ó c ił, I)ziś puha puszczyk samotny Tam gdzie przedtem słow ik n u cił.
I ia z czasem się zm ieniłem , Bo szczęśliw szy niegdyś b yłem .
Pod tym szumiącym iaw orem ,
Bawiła się i porankiem ,
Bawiła się i w ieczorem ,
Zosia ze mną swym kochankiem.
— 92 —
O lu b e , lube wspom nienia, Gdzieś ślady dawnej swobody, K iedy nie znaiąc cierpienia Na ło n ie wiejskiej zagrody, Oddalony od złośliwych
Ż yłem b ło g i śród poczciwych?, T eodor P a r y s •
ROZHOWORY B IL O WE.
U jrzałem cię i serce nadzieią zadrzało, Z ap łon ąłem , przy tobie próżne k rzesło stało, I twe bez gniewu na m nie wejrzenie spotkałem I usiadłem i z tobą... z tobą rozm aw iałem !...
la k dziś bal ten wytworny, iak mi się podoba , Piękna w dzięcznie Mazura tańcząca osob a, Blondynka kiedy w parze drobny kroczek plecie , A le wy Pani dzisiaj czyż nietańcuiecie ?
— Ia lubię kiedy w walcu kibić w t y ł rzucona, A głow a z gracją iakby zefirem schylona , Pływ a pośród pierścieni kędzierzawych lokówJ Ach lubię Galopadę dla skocznych iej kroków , I poważny Polonez gęsto odbiiany
Zwłaszcza ten co na balu Cesarskim b y ł grany,
— lak pięknie czy nieprawda dziecię się w ydaie, K iedy p ełn e zaszczytu że iuż w k o le sta ie ,
I z tancerką iak inni słuszną w y stę p u ie , Która ie po skończeniu sadza i całuie ?
Patrz Pani iak iej synek wśród wrzawy spoczyw a,
la k mu w łosek czesany w złotym blondzie spływa ,
Uśmiecha s i ę , ach pewno marzy uciech k w iatk i,
I budzi się z anielski cm okiem swojej matki.
1