• Nie Znaleziono Wyników

[Głos Lekarzy : dwutygodnik poświęcony sprawom zawodowym lekarskim, deontologii lekarskiej i zagadnieniom z zakresu medycyny społecznej subwencyonowany przez Izbę Lekarską Wschodnio - Galicyjską]. 1911 [całość]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "[Głos Lekarzy : dwutygodnik poświęcony sprawom zawodowym lekarskim, deontologii lekarskiej i zagadnieniom z zakresu medycyny społecznej subwencyonowany przez Izbę Lekarską Wschodnio - Galicyjską]. 1911 [całość]"

Copied!
144
0
0

Pełen tekst

(1)

SPIS RZECZY

drukowanych w „Głosie Lekarzy^ w roku 1911.

(Rocznik IX )

( O y i z - y o z n a c z a j ą s t r o n y p i s m a ) .

I. Spraw y, d otyczą ce o rga n iza cy i lekarzy.

Sprawozdania z czynności Izby lekarskiej wschodnio-galicyjskiej 18, 31, 42, 66, 90, 125, 137, 222, 273, 288.

Co zrobiła Izba lekarska wschodnio-galicyjska w ostatniem trzech- leciu? Dr. Szczepan M ikołajski 169.

W ybory do Izby lekarskiej wschodnio-galicyjskiej. Dr. Szczepan M ikołajski 145.

W ynik wyborów do Izby lekarskiej wschodnio-galicyjskiej 196.

U chw ały Wiecu Izb lekarskich w Bernie 5, 14.

Z W ydziału gospodarczego Izb lekarskich 137, 233, 260.

W alne Zgromadzenie Tow. lekarzy galicyjskich 52.

Związek lekarzy dentystów 29.

Muzeum historyczne medycyny i farmacyi polskiej. Prof. dr. W a­

lery Jaw orski 136.

Krajowy Związek zdrojowisk i uzdrowisk 2.

Z kraj. Związku zdrojowisk i uzdrowisk 30, 39.

Przypomnienie. D r. Szczepan M ikołajski 270.

Centralne Archiwum społeczno-lekarskie 287.

II. S p raw y, d o ty czą ce m oralnych in teresó w lekarzy.

Lekarze wobec wyborów do Rady miejskiej we Lwowie. Dr.

Szczepan M ikołajski 37.

Kandydatury lekarzy przy wyborach do lwowskiej Rady miej­

skiej 61.

Uregulowanie stosunków prawnych stanu lekarskiego w Austryi 193.

Opinia Izby lekarskiej wschodnio-galicyjskiej o rządowym pro­

jekcie ustawy, regulującej stosunki stanu lekarskiego. Dr.

Szczepan M ikołajski 205.

D yskusya otwarta! W spraw ie rządowego projektu ustawy, regu­

lującej stosunki stanu lekarskiego.

Dr. Szczepan Mikołajski 217, 232, 243, dr. Józef Kadyi 219,

dr. E. Friedlander 232, dr. Adam Piórko 232, dr. Kiczałes 232, dr. Przesmycki 244, dr. Pawlicki 245, dr. Bażant 245, dr. Marki 245, dr. F. Lic 245, dr. Harasowski 254, dr. J. Barban 254, dr. Szponder 254, dr. W. Borysiewicz 255, dr. S. Turteltaub 255, dr. M. Laufer 255.

W ojskowa procedura karna ze stanow iska interesów lekarzy. Dr.

Szczepan M ikołajski 287.

Uchwały XI. Zjazdu lekarzy i przyrodników polskich 206.

Stosunek redakcyi do autorów 256.

III. S praw y, d o ty c z ą c e m a tery a ln y ch in te r e só w lek a rzy . U staw a o ubezpieczeniu społecznem. Dr. Szczepan M ikołajski

241, 269, 286.

Starania o popraw ę bytu lekarzy szpitalnych 253, 271.

Św iadectw a i orzeczenia lekarzy szpitalnych. Dr. Szczepan M iko­

łajski 25.

W sprawie świadectw i orzeczeń lekarzy szpitalnych. Dr. P rze­

sm ycki 39.

Z atarg lekarzy z kasą chorych w Brodach. Dr. Szczepan M iko­

łajski 13, 26.

W spraw ie kasy chorych w Brodach. Dr. Szczepan M ikołajski 73.

Tragedya lekarza. D r. Szczepan M ikołajski 25.

W spraw ie techników dentystycznych 62.

Nowy projekt rządowy w spraw ie techników dentystycznych 286.

W yzysk lekarzy w sądach 210.

Z praktyki lek rskiej 50, 61, 75, 88, 101.

Schroniska dla lekarzy w krajowych zdrojowiskach. Dr. Szczepan M ikołajski 273.

W obronie starszych lekarzy prowincyonalnych. Dr. Szczepan M ikołajski 285.

IV. M ed y cy n a s p o łe c z n a . M edycyna p u b liczn a . U staw y i r o z p o r z ą d z e n ia san itarn e.

Ankieta międzynarodowa w spraw ie udziału lekarzy w poje­

dynku 4.

P o l s k a . Dr. Adolf Klęsk 40, dr. J. Fels 41, dr. Bojarski 41, prof. dr. Bujwid 76, dr. Tomasz Mączka 76, dr. Jan Szwarc 77, dr. J. Gelibter 110, dr. B. Skałkowski 111, dr. J. Żenczykowski 147, dr. W. Borysiewicz 147.

F r a n c y a. Dr. Bos 41,

dr. Andre Morin 42, dr. Duchemin 42, dr. P. Ardouin 42, dr. L. Camuzet 77, dr. Brebant 77, dr. Rene Felhoen 77, dr. Charles Vidal 77, dr. Briquet 78, dr. T. Gosjean 78, dr. Haller 78,

dr. H. J. Philippe 78, dr. Ch. Schmitt 79, dr. Cuisnier 79, dr. E. Damey 111, dr. Jabłoński 112, Sauvage 112, Roger 112,

dr. Constantin 150, dr. Burlureaux 162, dr. P. Archambaud 171.

B e l g i a . Dr. L. Dejace 112, dr. Broeckaert 112, dr. Jules Felix 112, dr. Alph. Huisman 113, dr. Servin 113.

H i s z p a n i a . Dr. Ruperto Sanchez Rodriguez 113, dr. Felix Antigiiedad 113,

dr. Francisco M assana 113, dr. Rogelio Perez 114,

dr. Rafael de San Milian 114, dr. L. Cirera Salsę 114, dr. Jorge S. Hita 149.

S z w e c y a . Dr. E. Krikortz 115, dr. W. Achs 149.

N i e m c y . Dr. Adolf Kickh 124,

d r 124,

dr. Lahusen 124,

(2)

N i e m c y , dr. Kress 124,

dr. Kunschert 124,

dr. Fr. Stubenvoll 148.

S z w a j c a r y a . Dr. Georges W eb e r 125.

R o s y a. Dr. N. Sameckij 148, dr. V. Sobolev 148, dr. A. Szestakov 148.

A l g i e r . Dr. Gaulejac 149,

dr. Edm und Vidal 150.

A u s t r a l i a . Dr. Wilhelm Lamb 150.

t > ' Ą 1 t'J ’ ' ' ' '

\r } / J V

D ziałalność lekarzy w Radzie miejskiej (1905— 1911) i postęp s a ­ nitarny w mieście Lwowie. Dr. Szczepan M ikołajski 1, 15, 27.

Gruźlica u żydów we Lwowie. Dr. Szczepan M ikołajski 37.

O 'masowe szczepienie dzieci szkolnych metodą Pirąueta. Dr.

Szczepan M ikołajski 49.

Ruch ludności i choroby zakaźne w mieście Lwowie w r. 1908, 1909 i 1910 Dr. W. Legeżyński 97, 109.

Czy zapuszczanie p o d łó g w szkołach naszych olejem mineralnym jest wskazane. Dr. Bronisław Kaczorowski 157.

Stan higieny i stan zdrowotny dzieci szkół miejskich we Lwowie.

Dr. Bronisław Kaczorowski 183, 198, 208.

W spraw ie głuchoniemych. Ks. Wilhelm Wagner 181.

Dżuma w Odesie. Dr. W. Legeżyński 85.

W y sta w a higieniczna w Dreźnie. Dr. W. Legeżyński 219, 229.

U zdrow isko dla dzieci w Żabiu. Dr. Szczepan M ikołajski 257.

Z i austryackiego Kongresu przeciwgruźliczego. Dr. Szczepan M i­

kołajski 121.

Austryacki komitet przeciwgruźliczy 123.

O akuszerkach i służbie położniczej w gminach wiejskich. Dr.

Franciszek Sękiewicz 133, 146.

W spraw ie naszych zakładów zdrojowych. Dr. Tomasz M ączka 136.

O peracye pośmiertne na osobach żywych. D r/ Seweryn Icard 53, 63, 98.

Fakty, wykazujące niebezpieczeństwo śmierci pozornej w szpita­

lach. Dr. Seweryn Icard 158.

O łączności zadań higieny polskiej. Dr. J ó zef Polak 210.

Postulaty w ychow ania fizycznego młodzieży szkolnej Doc. dr.

Eugeniusz Piasecki 259, 271.

Od czego zależy tworzenie się osobników tak męskich, jak żeń­

skich u roślin, zwierząt i ludzi. Prof. dr. Teofil Ciesielski 172.

V. Fejleton.

Garson! Jeszcze jedno p iw o ! ... czyli Index opsonicus. Wielce ża­

łosna humoreska. W irski 2.

Kłopoty ze świadectw am i lekarskiemi. Dr. Z ygm unt Siegel 50.

Już mi w drogę czas. W irski 62.

Chrystus Pan zmartwychwstał. W irski 86.

t *

VI. Nekrologia.

f Dr. Jan Stella Sawicki 198.

f Dr. Wiktor Opolski 288.

' Spis autorów.

Dr. Achs 149.

Dr. Antiguedad 113.

Dr. A rcham baud 171.

Dr. Ardouin 42.

Dr. Barban 254.

Dr. Bażant 245.

Dr. Bojarski 41.

Dr. Borysiewicz 147, 255.

Dr. Bos 41.

Dr. Brebant 77.

Dr. Briąuet 78.

Dr. Broeckaert 112.

Prof. dr. Bujwid 76.

Dr. Burlureaux 162 Dr. Camuzet 77.

Prof. dr. Ciesielski 172.

Dr. Constantin 150.

Dr. Cuisnier 79.

Dr. D am ey 111.

Dr. Dejace 112.

Dr. Duchemin 42.

Dr. Felhoen 77. , * Dr. Felix 112.

\ / Dr. Fels J..41.

Dr. Fried ander 232.

,s Dr. Gaulejac 149.

' Dr. Gelibter 110. . • Dr. Grosjean 78.

Dr. Haller 78.

Dr. Harasowski 254.

Dr. Hita 149.

Dr. Huisman 113.

Dr. Icard 53, 63, 98, 158.

Dr. Jabłoński 112.

Prof. dr. Jaworski W alery 136.

Dr. Kaczorowski 157, 183, 198.

Dr. Kadyi Józef 219.

Dr. Kickh 124.

Dr. Kiczałes 232.

Dr. Klęsk Adolf 40.

Dr. Kress 124.

Dr. Krikortz 115.

Dr. Kunschert 124.

Dr. Lahusen 124.

Dr. L am b 150.

I n i i f p t *

Dr." Legeżyński 85, 97, 109, 219, 229.

Dr. Lic F. 245.

Dr. Mączka T om asz 76, 136.

Dr. Marki 245.

Di* M assana 113

Dr* Mikołajski Szczepan 1, 13, 15, 25, 26, 27, 37, 49, 73, 121, 145, 169, 205, 217, 232, 241, 243, 257, 269, 270, 273.

Dr. Milian 114.

Dr. Morin 42.

Dr. Pawlicki 245.

Dr. Perez 114.

Doc. dr. Piasecki 259, 271.

Dr. Piórko Adam 232.

Dr. Polak Józef 210.

Dr. Przesmycki 39, 244.

Dr. Philippe 78.

Roger 112.

Dr. Rodriguez 113.

Dr. Salsę 114.

Dr. Sameckij 148.

Sauvage 112.

Dr. Schmitt 79.

Dr. Servin 113.

Dr. Sękiewicz 133, 146.

Dr. Skałkowski 111.

Dr. Sobolev 148.

Dr. Stubenvoll 148.

Dr. Szestakow 148.

Dr. Szponder 254.

Dr. Szwarc Jan 77.

Dr. Turteltaub 255.

Dr. Vidal Charles 77.

Dr. Vidal Edmond 150.

Ks. W ag n e r 181.

Dr. W eber 125.

Wirski 2, 62, 86.

Dr. Żenczykowski 147.

(3)

N e 1 LW Ó W , DNA 1. STYCZNIA 1911. R O K IX .

L E K A R Z Y f i A 1 O

liebOGII LUKI I M IM 2

SUBW.ENCYONOWANY PRZEZ IZBĘ LEKARSKĄ WSCHODNIO-GALICYJSKĄ.

WYCHODZI 1-go I 15-go KAŻDEGO MIESIĄCA.

Redaguje K om itet Redaktor naczelny: Dr. Szczepan Mikołajski.

ddres w sprawach redakcyjnych i administracyjnych:

Dr. Szczepan m ik o ła js k i, Lwów ul. Śniadeckich I. 6.

Telefon Tir. 48/V !.

Prenumeraia roczna wynosi 6 koron, w Rosyi 3 ruble, w Tliemczech 6 marek, we Francy i 6 franków. :: :: W s z e lk ie przesyłki pieniężne a d r e s o w a ć n a leż y

Q r. Jakób ITtaszkowicz, Lwów, ul. Akadem icka 2 8 .

K on to c z e k o w e p o c z to w e j Kasy o s z c z ę d n o ś c i N r. 39.786'

W jedności siła!

T R E Ś Ć : D r. S z c z e S z c z e p a

U c h w a ły W ie c u

czyli ln d e x o p s o n ie p s . (W ie lc e ż a ł o s n a h u m o r e s k a ) .

Działalność lekarzy w Radzie miejskiej (19B5-1911) postęp sanitarny w mieście Lwowie.

Z upoważnienia grona radnych lekarzy skreślił Dr. Szczepan M ikołajski.

(.Ciąg d alszy ).

Streściwszy najważniejsze dane statystyczne, odnoszące się do stosunków zdrowotnych, przejdziemy obecnie po kolei różne działy gospodarki sanitarnej gminy, zaznaczając pokrótce, co w nich

vj ostatniej kadeney-* .v.tizier’ i ej z d G c u n c i ja! ie zadąuia czekają Reprezentacyę miasta w następnej kadencyi.

U trzym anie porządku i czysto ści.

Przed kilkoma jeszcze laty uprzątanie śmiecia, błota i śniegu z ulic i placów, wywożenie śmiecia i odpadków z dom ów odbywało się w s p o s ó b wielce prymitywny. D a w ało to powód do częstych utyskiwań w prasie, na zebraniach i na posiedzeniach Rady miejskiej.

Zaradzanie złemu nie było i nie jest łatwem. Lwów zajmuje rozległą przestrzeń 32 km 2 i w Austryi należy do miast o małej gęstości zaludnienia. Na 1 k m 2 przypada w e Lwowie (w r. 1900) 4.996 mieszkańców, w Krakowie 11,415, w P radze 14,399, w Wiedniu 9,410, w Bernie 6,432, w Gracu 6,276 mie­

s z k a ń c ó w 22). Na znacznej przestrzeni- miasta jest stosunkow o wielka ilość ulic i dróg, z których tylko 17‘82°/0 posiada bruk kamienny lub asfaltowy, a 21-37% jest dróg wiejskich, 60-81"/0 ulic szutrowanych. Słusznie zwrócił uw agę dr. P i s e k w Radzie miejskiej w r. 1 9 0 6 2;i) ż e b r a k bruków spraw ia wielkie zapylenie miasta, co niekorzystnie odbija się na zdrowiu mieszkańców i w yw iera w p ły w na częstość chorób narządu oddechowego, pośrednio gruźlicy.

P ra w d a , że w ybrukow anie wszystkich ulic w ym ag ało b y ogromnych w k ła d ó w i że przed uregulowaniem i przeprow adze­

niem kanalizacyi niepodobna myśleć nawet o stopniowem w y k o ­ naniu szerszego planu brukowania, rozłożonego na czas dłuższy, - bo przy zakładaniu lub rekonstrukcyi k an ałó w m usiałoby się bruk usuwać i na now o u k ład ać z wielkiem marnowaniem w y­

datków .

Mimoto wypracowanie takiego szerszego planu jest w sk a­

zane, aby po rozwiązaniu spraw y kanałowej, bądącej w toku, odrazu przystąpić do robót brukowych na większą skalę, a przed­

tem jeszcze uzupełniać braki przynajmniej w tych ulicach, w których to będze możliwem.

Dopóki zaś ulice szutrowane są złem koniecznem, pow inna gmina postarać się o lepszy materyał do szutrowania, na co radni dr. P i s e k i d r . S z p i 1 m a n nieraz bez skutku nalegali.

Obecnie używany materyał, łatw o się kruszący, w znacznej mierze przyczynia się do tej plagi zapylania miasta, która mie-

'-*) Dr. K. Q s t a s z e w s k i - B a r a ń sk i. W iadomości statystyczne

o mieście Lwowie. Zeszyt VII.

•ss) „Głos Lekarzy1* 1900, Nr. 5. R eferat^ka P i s e k a o stosun­

kach zdrow otnych miasta Lwowa, przedłp4|||itW r»kposiedzeniu Rady

miejskiej z d. 8 lutego 1906. A? &

szkańcom dotkliwie dokucza. D obry makadam mógłby tę plagę ograniczyć.

A w każdym razie bezw arunkowo żądać trzeba, aby usu­

wanie śmiecia z ulic, placów i z domów, skrapianie ulic, wywóz błota i śniegu o d b y w a ły się dokładniej.

Domagali się tego niejednokrotnie radni lekarze, a gdy po wielkich zaspach śnieżnych z r. 1907 1908 nieporządki na ulicach bardzo dały się odczuć ludhości dr. M i k o ł a j s k i w ystąpił w Radzie miejskiej z rezolucyą, upoważniającą prezydyum "miasta do w ydatków nadzwyczajnych w takiej sumie, jaka okaże się potrzebna dla zreformowania oczyszczania ulic i lepszego u su w a ­ nia z nich nieczystości. Rezolucyę tę Rada uchwaliła a uchwałę zużytkował wiceprezydent dr. Rutowski w tak szerokiej mierze

w ydał w k rć ł ce oko’0 150ÓO0 kor., za cc spotkała po ostra krytyka od radnych, stojących na straży prawidłowej gospodarki finansowej. Lecz radni lekarze, bez względu na zarzuty, jakieby ze stanow iska finansowego podnieść można, przyjęli z uznaniem zarządzenia dr. Rutowskiego i poczytują mu ie za wielką zasługę.

Dr. Rutowski, mając od Rady przyznany kredyt nieograniczony^

śmiałym krokiem wstąpił na drogę gruntownej reformy w systemie oczyszczania ulic a kto bezstronnie patrzył na gospodarkę gminy w tym dziale, ten musi przyznać, że odw oływ anie się do d a l­

szych uchw ał w spraw ie przyznanego już kredytu byłoby zata­

mowało pożądany postęp. Rada miejska w parę miesięcy przed uchwaleniem rezolucyi dra Mikołajskiego nie przychyliła się do wniosku tego radnego, aby o 20.000 kor. podw yższyć roczną dotacyę na oczyszczanie miasta a wogóle większość Rady w y­

datki na te cele uważała, choć błędnie, za nieproduktywne.

W rzeczywistości czystość na ulicach i placach rentuje się zna­

komicie przez po p raw ę zdrowotności mieszkańców. O ddziaływ a też ona w ychow aw czo na ludność, uczy zamiłowania schludności i w pryw atnych obejściach, podczas gdy przeciwnie zaniedbanie gminy w tym zakresie wywołuje zgorszenie i stanowi w ym ów kę dla tych właścicieli realności, których magistrat do przestrzegania czystości i porządku w ich domach chciałby przymuszać. Czy­

stość na ulicach i placach daje też mieszkańcom zadowolenie estetyczne a wobec przyjezdnych obcych św iadczy najlepiej o porządnej gospodarce gminnej.

1 po paru burzach dyskusyjnych na posiedzeniach Rady Reprezentacya miasta oswoiła się z myślą, że na czystość miasta musi gmina daleko więcej niż dawniej w ydaw ać i odtąd wyższa pozycja na ten cel w budżecie nie napotyka na opozycyę. I tak, gdy w r. 1905 uchwalono na utrzymanie porządku i czystości w mieście (rubr. XXVI. budżetu) 229.440 kor., w r. 1906 _ 271.508 kor., w r. 1907 — 289.655 kor., już w r. 1908 figuruje na ten cel kw ota 456.677 kor., dalej w r. 1909 kwota 506.899 kor., a w r. 1910 kwota 513.836 kor. A zatem wydatek w tej ru­

bryce w ciągu kadencyi ubiegłej pow iększono prawie w dw ói- nasób.

Dr. Rutowski dokonał więc przełomu w tej ważnej gałęzi administracyi. Zakupiono nowe beczkowozy, szczotki maszynowe i inne przyrządy, utworzono tabor, dobrze zaopatrzony i zrefor­

mowano z gruntu cały system oczyszczania miasta. Zamiatanie ulic przeniesiono na porę nocną, idąc za wzorem innych miast.

Czyni się też próby z różnymi systemami wozów do uprzątania śmiecia z dom ów i z koproioraini, których zap ro w a­

dzenia radni lekarze się domagają.

Nie trzeba się zrażać, że próby te nie dały rychłego w y ­

niku, bo nierówny teren miasta i wielka ieuo rozległość s n r a w ia

(4)

2 G L O S : ,m0Ę JT**... —--- ‘--- —--- że we Lwowie rzecz ta nie jest tak prostą, jak np. w Krakowie, gdzie wywóz śmiecia z domów daleko łatwiej było zreformować.

W ostatnich latach przeprowadzono studya i rokowania z fabrykami o urządzenie we Lwowie zakładu spalania śmiecia, który to system ze względów sanitarnych jest najlepszym sposo­

bem usuwania i niszczenia śmiecia. Z zakładem tym zamierzono połączyć zakład niszczenia padliny i spożytkowania odpadków.

Obie te sprawy, kilkakrotnie przez radnych lekarzy poru­

szane, są bardzo ważne dla stosunków sanitarnych, nie należy ich przeto spuszczać z oka i w następnej kadencyi radzieckiej.

We wszystkich tych staraniach asanizacyjnych radni lekarze jak najusilniej współdziałali, zwłaszcza zaś zaznaczyła się tu pożyteczna inicyatywa dra P i s e k a i dra S z pi I m a n a , człon­

ków komisyi czyszczenia miasta.

Pomimo widocznego postępu w oczyszczaniu ulic i placów bardzo dużo jeszcze pod tym względem pozostaje do życzenia.

Najwięcej zaniedbaną jest dzielnica lii., która stanowi gniazdo Gtorób zakaźnych a o której uporządkowanie i uregulowanie radni lekarze często się upominali. Plan regulacyi tej dzielnicy jest już uchwalony a wykonanie tego planu, mające wielką donio­

słość sanitarną dla miasta, ma się odbyć równocześnie z wyku- pnern od wojskowości koszar i innych objektów.

Najbardziej razi i najszkodliwiej oddziaływa brak czystości na placach targowych a chociaż i tu nawoływania ustawiczne radnych lekarzy nie pozostały bezskutecznemi, uporządkowanie placów targowych będzie wymagało dalszej pilnej uwagi i gor­

liwych starań radnych, dbałych o zdrowotność miasta.

Najlepszem rozwiązaniem będzie budowa hal targowych krytych, osłoniętych od pyłu i deszczu, zabezpieczonych przeciw wpływom zbyt wysokiej lub zbyt niskiej temperatury. ! w tym kierunku wdrożono już prace, omówiono różne pomysły, plany i projekty, przy wybitnym uoziale radnych lekarzy. Rzecz doj­

rzewa do wykonania a owoce wstępnych studyów zbierze za­

pewne następna kadencya. Obecnych stosunków targowych nadal tolerować nie można.

Również i stan obecny rakarni miejskiej i grzebowiska pa­

dliny urąga najprostszym wymogom. W ciasnych, zbutwiałych, walących się ruderach jest mieszkanie dla oprawTcy i jego pomo­

cników, psy zarówno zdrowe, jak chore, przetrzymuje się razem w zagrodach zupełnie zdezoiowanych, szopa na konie i wozy grozi zawaleniem. Niema ubikacyi i urządzeń do sekcyi, lecz dokonywa się je tak, jak i zabijanie psów, złowionych przez oprawcę, m dziedzińcu ciasnym, skąd krew a nieraz i niebezpie­

czne zarazki przedostają się na sąsiednią, dość ruchliwą ulice.- Na grzebowisku niema żadnych urządzeń do odbywania komisyi, niema nawet należytego ogrodzenia a pobliże bezpośrednie cmentarza żydowskiego sprawia, że ludność żydowska w czasie pogrzebowego obrządku doznaje p zykrego uczucia, jak gdyby profanacyi miejsca spoczynku zmarłych. W pobliżu rakarni jest

i ^— — — — ———

W I R S K I .

Garson! jeszcze jedno piwo...

czyli

In d e x o p so n ic u s.

W I E L C E Ż A Ł O S N A H U M O R E S K A .

„ K to ś n ie sp i, a b y s p a ć m ó g ł k to ś...

A ch, to s ą z w y k łe d z ie je " . Szekspir.

Garson ! jeszcze jedno piwo... Powiadam koledze, że ja z góry wiedziałem, że dr. Toński u nas się nie wychowa.

Młody był, chudy, szczupły, wysoki jak tyczka, tak że podej- rzywałem go z początku o chorobę piersiową. W oczach tylko czar­

nych, smutnych, łagodnych, płonął ogień i przelatywały czasem w nich błyski. Sprawiał na mnie wrażenie histeryka, choć właściwie nim nie był. W każdym razie jednak coś musiało być w nim nerw o­

wego, może owo namiętne umiłowanie nocy, jakto kolega może czytałeś w jednej z nowel Edgara Poe. Bo jak wytłumaczyć to, że zdrowy, normalny, młody człowiek ślęczał po całych nocach?

Niemal ccdzień wracając z w,sta lub taroka od księdza kano­

nika o godzinie pierwszej lub drugiej po północy, widziałem czę­

sto poprzez zapuszczone rolety w jego oknach jeszcze światło.

Co on ro b ił? A no dłubał pod mikroskopem, albo grzebał w kul­

turach, lub w bibule lekarskiej, której posprow adzał sporo.

Z początku miał, jak wogóle każdy nowo przybyły lekarz, wcale ładną praktykę, ale jej nie uszanow ał i popełnił cały sze­

reg błędów, że tak powiem, towarzyskich.

Ostatecznie nie gniewałem się o to, że — choć go niejako sam tu sprowadziłem — złożył m wizytę dopiero w drugim ty­

godniu po przybyciu. A no — myślę — młody człowiek, może się jeszcze w mieszkaniu nie urządził. Równie, jak i on, się nie spiesząc, oddałem mu w końcu rewizytę.

Przechodząc do mieszkania jego, widzę w podwórzu klatkę, w niej króliki, morskie świnki — słowem mpnażerya.

Po przywitaniu zapytuję:

także miejsce stracenia bohaterów narodowych Wiśniewskiego i Kapuścińskiego, które społeczeństwo otacza pietyzmem.

Gdyby więc w najbliższych latach nie urzeczywistniono myśli dra S z p i l m a n a budowy zakładu do niszczenia padliny (kafil- desinfektora), należałoby w inny sposób przeprowadzić sanacy^

stosunków w rakarni.

Na razie tyle tylko uczyniono, że sprawiono nowe, postę­

powe wózki do przewozu psów, schwytanych przez oprawcę.

Przestrzeganie czystości na u icach i placach publicznych należy do gminy, natomiast czystość w mieszkaniach prywatnych i schludność osób usuwa się w zwykłych warunkach z pod kon­

troli i ingerencyi miasta, które może tylko do czystości i porzą­

dku zachęcać ludność i utatwiać je uboższym warstwom przez takie urządzenia, jak kąpiele ludowe.

Lecz bezpośredniej kontroli gminy podlega czystość w sie­

niach domów, na podwórzach, a dalej w różnych lokalach pu­

blicznych, hotelach, restauracyach, piwiarniach, szynkach, w pra­

cowniach i sklepach artykułów spożywczych, w piekarniach, ma­

sarniach, kawiarniach, mleczarniach i t. d.

I' a tem polu jest sporo zaniedbań. Trzeba dopiero grozy epidemii cholery, aby dorywczo i pospiesznie dokonać rewizyi i to głównie' przez ochotników, oiiarnych, lecz nie fachowych, podczas gdy w każdem nawet prowincyonalnem miasteczku lo­

kale wspomniane peryodycznie ogląda lekarz gminny.

Wielka to usterka w obecnej gospodarce sanitarnej gminy stołecznej, a chociaż wytykaliśmy ją często, nie możemy przy­

znać, by pod tym względem wprowadzono p prawę.

W skutek zaniedbania systematycznej kontroli sanitarnej po­

wstały wielkie nieporządki, o czem osobiście mogli się przeko­

nać członkowie komisyi przeciwchoierycznych. Całe stosy proto­

kołów spisano na ten temat, a miejscami doraźnie uchylono naj­

więcej rażące wadliwości, lecz wobec braku stałego nadzoru le­

karskiego wkrótce po rozporządzeniach magistratu wracają dawne i powstają nowe nieporządki. Dorywcza kontrola jest więc iście Syzyfowa pracą, która żadnego pożytku nie przynosi.

Dążenie do postępu zaznaczyło się w uchwaleniu przez Radę miejską (4 stycznia 1900) jednolitych przepisów o utrzymaniu porządku i czystości na ulicach, placach i wewnątrz domów tu­

dzież nowego regulaminu dla dozorców domów.

Jednak wykonywanie tych przepisów wiele dotąd pozosta­

wia do życzenia. (C. d. n.)

Krajowy Związek zdrojowisk i uzdrowisk.

Nowa ta organizacya, tak bardzo potrzebna u nas i mająca rozległe przed sobą pole pracy, na prędce została zawiązaną za inicyatywą lwowskiej komisyi ;. rzem ysłow o-lekarskiej już pod­

czas krajowego Zjazdu balneologiczno-przem ysłowego, niedawno

— A cóż, kolega zaprowadzasz królikarnię? Mięso z króli­

ków podobno jest wcale smaczne. Co?

On się uśmiechnął lekko i powiada :

— Ależ ja trzymam króliki dla hemolitycznych badań.

Pokręciłem głową.

— Aha... amboc ptor... komplement — rzekłem takim tonem, z jakim p. t. oficerowie zwykli m ówić: Mein Kompliment, co wy- glą lało, ak hic haec hoc pana szamoelana (junior) Jowialskiego.

I nie boisz się kolega, aby ci kiedyś zarażony królik nie uciekł i nie rozniósł po okolicy jakiej chol ry ?

A on wydobyw a z ciepiarki jakąś probówkę, zatkaną kłęb­

kiem waty i po w iad a:

— Nie ucieknie. Pokażę panu koledze cholerę w żelatynie.

— Zostaw to — mówię — zostaw kolega! Lecz on wy-

< iąga dalej probówki z rozmaitemi pleśniami: to gronkowce, to łańcuszkowce, b a ! nawet wąglik.

— ! pocóż kolega Irzymasz to św ństwo w tej bratrurze —- zapytuję — jeszcze się to paskudztwo kiedy — naprzykład nie daj Boże pożaru — pobije i rozlezie po mieście.

— W razie pożaru — powiada, śmiejąc się — spa’ą się i bakterye, a trzymam to dla sporządzenia szczepionek Wrighta, dla oznaczenia t. zw. index opsonicus etc.

— A no, szczęść Boże — mówię — nowe metody. Szczęść Boże!

Zaciekawiło mię to nieco, gdy właśnie służący oznajmił Tońskiemu, że przybył chłop z chorem dzieckiem. Poprosiłem, aby Toński „sobie nie przeszkadzał" i zbadał chorego, a sam zacząłem przeglądać jedno z czasopism lekarskich, gdyż miał on tej bibuły, jak mówiłem, sporo.

Z początku, zatopiony w czytaniu, nie zwracał m uwagi na to, co się w sąsiednim pokoju dzieje, ale w końcu mimowoli usłyszałem urywki rozmowy. Był to jeden z łych przypadków, jak miałem później sposobność się przekonać, wobec których mimo najstaranniejszego fizykalnego badania, a nawet obserwacyi, musi się w końcu co do rozpoznania powiedzieć sobie w duchu : Nie wiem. Mogła to być gruźlica, mogło to być równie dobrze i co innego. Mówiąc między nami, chory nieraz i już wyzdrowieje, a jeszcze mimo to rozpoznania „ d l a s i e b i e " się nie postaw iło Zdarza się. Ostatecznie leczy się symptomatycznie, a nie powiem

(5)

odbytego we Lwowie. Ale statut nie odpowiadał zadaniom i w a­

runkom koniecznym, dlatego przyjęto go jedynie jako prowizo­

ryczny, wybrano tymczasowy Zarząd, polecając mu, by jeszcze przed Nowym Rokiem zwołał ponownie Walne Zgromadzenie i przedłożył mu projekt nowego statutu w myśl dyrektyw, przez pierwsze zgromadzenie określonych.

Zarząd ściśle w ykonał polecenie i w dniu 17. grudnia od­

było się 11 W alne Zgromadzenie Związku pod przewodnictwem J a n a hr . P o t o c k i e g o z Rymanowa. Po dłuższej dyskusyi

nowy statut uchwalono.

Podamy go w n stępnym numerze, bo sądzę, że spraw a roz­

woju zdrojownictwa krajowego żywo interesuje ogół kolegów i że szczegółowe informacje tern, co się na tern polu u nas robi, będą "dla czytelników naszego pisma pożądane.

A zaczyna się robić dobrze i sprawnie. Zaszczycony zapro­

szeniem do wzięcia udziału w Zgromadzeni odniosłem z narad wrażenie, że zawiązuje się akcya wielka, poważna, której jak naj­

lepszego powodzenia wszyscy chyba życzymy.

Gdy ciawniej tylko dorywczo, od czasu do czasu, zjawiał się głos w obronie zdrojowisk, obecnie zespoliło się szczęśliwie grono osób, które, jak mnie się zdaje, stale o tej ważnej sprawie myślą i w edług dobrze opracowanego programu chcą systematy­

cznie działać. Taki np. sekretarz nowego Tow arzystw a dr P r a - s c h i l cały *ię oddał idei rozwoju zdrojowisk, dniem i nocą o nie myśli i gdziekolwiek się go spotka, na u.icy, w tramwaju, w kawiarni, zaraz na ten temat rozmowę nawiązuje, rozpow iada z entuzyazmem o rozpoczętych lub już nawet dokonanych pra­

cach i staraniach, rozwija piękne widoki przyszłości. W ciągu kilku tygodni tymczasowego zaiządu zasypał formalnie prasę, władze, instytucye, publiczność odezwami, podaniami, przedsta- wieniami, komunikatami, listami, których setki a może i więcej wyekspedyował.

Takich właśnie ludzi potrzeba do wielkich przedsięwzięć, nieznużonych i niezrażonych niczem, natchnionych jedną myślą, fanatyków dobrego czynu. 1 takich ludzi nie zabraknie, zwłaszcza między lekarzami sezonowymi, którzy po sezonie mają dość czasu do pracy dla rozwoju zdrojownictwa.

Podczas zgromadzenia zasiadło ich już kl ku u stołu pre- zydyainego. Wielce sympatyczny prezes j a n h r . P o t o c k i już w początkach istnienia towarzystwa złożył dowody wytrawnej znajomości rzeczy, wielkiej inteligencyi, taktu, energii, ducha ini- cyatywy. Na zjeździe balneologiczno-prz: myślowym pod jego adresem stosowano wymówki, że przez dwa lata nie zorganizo­

wał Związku. Widocznie nie jego była w tern wina, bo gdy się go dzisiaj widzi przy pracy, musi się podziwiać jego zapał i chęć zdziałania jak najwięcej i jak najlepiej. Obok prezesa zajął miej­

sce dr B a n d r o w s k i , skrzętnie notując przebieg obrad. Na­

zwisko to już jest dobrze zapisane w najnowszych usiłowaniach około podźwignięcia zdrojowisk krajowych. Dalej zajęli miejsca:

dr K a l i k s t K r z y ż a n o w s k i , dr Z a n i e t o w s k i , A d a m aby wyniki mimo to były najgorsze. Ale wracam do rzeczy. Oto, co usłyszałem przez niedomknięte drzwi „kancelaryi“ Tońskiego.

— Jak pan dokt r — mówił chłop napewno nie wie­

dzą to ja nie dam kaleczyć swego dziecka.

Prawdopodobnie rozchodziło się tu o próbę Pirąueta lub może Eschericha.

— N ie? — dobiegł mię głos Tońskiego — no to zrobimy próbę Moro.

— I to nie chce — oponował chłop — aby mi pan kon- cylarz robili z mojem dzieckiem „m orowe“ próby.

W końcu po długich pertraktacyach, dowiedziawszy się, że chodzi tu jedynie o „posmarowan e m aścią" dziecka, chłop zgo­

dził się na „morową" próbę.

Toński, zapowiedziawszy chłopu, kiedy się ma z chorem dzieckiem ponownie zgłosić, wyszedł do mnie lekko zmieszany.

Nie chcąc go „żenować", udałem, że nic nie słyszałem z or- dynacyi i po zamienieniu jeszcze kilku obojętnych zdań o pogo­

dzie, pożegnałem się z nim i wyszedłem.

Po kilku dniach chłop ten zgłosił się do mnie przestra­

szony, że w miejscu próby Mora, w dołku podsercowym ukazał się „morowy liszaj", choć Toński zapowiedział mu reakcyę. Nie chcąc szkodzić Tońskiemu, uspokoiłem, jak umiałem chłopa, że

„liszaj" ten sam „zejdzie", że „wyciągnie złe soki" i poradziłem, aby ponownie zgłosił s^ę do Tońskiego. Chłop mi jakoś nie do­

wierzał : wiem, że poszedł do apteki i z porady aptekarza wziął na „liszaj" cynkowej maści.

Przyznasz mi to kolega — choć się to może koledze nie spodoba, że wy młodzi tam na górze wymyślacie różne rzeczy z tym skutkiem, że w wielu wypadkach równie dobrze, jak i my starsi na dole — nic nie wiecie. Bo i jak w tym wypadku, dodatnia próba z tuberkuiiną czegóż dow odzi? Oto, że w organizmie jest gru­

źlica. Czy ona jest tu czynną, czy nieczynną? Zgaduj zgadula, w któ- rem ręku kula?! Czyli innemi słowy: czy przyczyną tej właśnie cho­

roby, w tym wypadku, u tego gruźliczego chorego jest gruźlica, tego nie rozstrzygnie próba z tuberkuiiną*). W szak jakieś nie-

*) S z a n o w n y k o le g a N e s to r, s ta r s z y ju ż , a le d z ie ln y le k a rz , k tó re g o o p o w ia d a n ie — b e z w z g l ę d u n a o s o b i s t e z a p a t r y w a n i e — s ta -

hr. S t a d n i c k i , dr W o y t k o w s k i , dr W e s t r e i c h , pilni współpracownicy w zarządzie.

Na sali garść lekarzy zdrojowych i właścicieli zdrojowisk.

Najgorliwszy udział w dyskusyi brał K a r o l hr . K r u z e n - S t e r n . Przestudyował projekt statutu bardzo gruntownie i pod­

nosił różne wątpliwości, uzasadniając je logicznie, rzeczowo, trze­

źwo, lecz nie upierając się w zdaniu. Po wyjaśnieniach dał się łatwo p zekonać, w innych sączegółach on przekonał obecnych i tak cały statut jednogłośnie punkt za punktem uchwalono.

Więcej kłopotu było z p. M a z u r k i e w i c z e m , zarządcą zakładu w Iwoniczu. Ten zawsze pilnie stoi na straży interesów właścicieli zdrojowisk, ale w tej straży czasem grzeszy zbytkiem gorliwości. Przy tern zanadto tragicznie traktuje nowet drobiazgi.

Parę raży podczas posiedzenia wypowiadał ultimatum, że natych­

miast wystąpi z towarzystwa, co dopiero zawiązanego, jeśli jego poprawki nie będą uwzględnione. Lecz przewodniczącemu udało się udobruchać oponenta przekazaniem jego wniosków do roz­

wiązania zarządowi. Zresztą p. Mazurkiewicz uchodzi za dobrego znawcę stosunków zdrojowych i niewąpliwie będzie on siłą po­

żyteczną we wspólnej pracy. Zwolna przekona się, że właścicieli zdrojowisk nikt nie myśli krzywdzić i że w naradach, w których sami tacy właściciele, jak hr. Potocki, hr. Stadnicki, hr. Kruzen- stern uczestniczą i wybitny biorą udział, im przedewszystkiem można bezpiecznie pozostawić czuwanie nad interesami właści­

cieli. W edług przysłowia francuskiego można być przecież wiel­

kim zwolennikiem papieża, a nie koniecznie więcej jeszcze pa­

pieskim, niż sam papież.

Brakło do opozycyi p. A t l a - s a , twórcy zakładu solanko­

wego w Delałynie. Nadesłał telegram, że jedzie, lecz nie przyje­

chał, co wywołało wśród obecnych zaniepokojenie, czy nie spo­

tkała go w drodze jaka przygoda. Kto słuchał licznych przemó- j wień p. Atlasa na Zjeździe balneologicznym, ten już z góry wie-

! dział, z czern p. Atlas wybrał się w drogę na Walne Zgroma- dzenie. Bo p. Atlas, który w Delatynie miał dużo kłopotów i' z uzyskaniem kredytu na inwestycye zakładowe i n e mogąc zna- I leźć pomocy w kraju, musiał zawrzeć interes z bankiem czeskim, ma zawsze na ustach jedne i tę samą zwrotkę: Zdrojowiskom potrzeba trzech rzeczy, pieniędzy, pieniędzy i jeszcze pieniędzy..

Boi się nawet statutów zdrojowych i komisarzy zdrojowych, aby snać nie stawiano wygórowanych wymogów sanitarnych, zanim będą te pieniądze.

Tak to wśród działaczy praktycznych w naszem zdrojowni- ctwie są różne, często jednostronne poglądy, więc też zebrać tych wszystkich ludzi razem, zszeregować i w porządnym szyku pro ­ wadzić nie jest bardzo łatwem zadaniem. Trzeba czasu i prakty­

cznej roboty, aby wzbudzić wzajemne zaufanie i wiarę w przy­

szłość.

A i między lekarzami balneologami zaznaczają się różne grupy, dotąd jeszcze niezupełnie sharmonizowane. Jest grupa kra­

kowska, skupiająca się w Tow. balneologicznem, jest grupa le- wykazalne fizycznie — nieszkodliwe, otorbione ognisko lub po­

jedynczy gruczoł, zajęty tuberkulicznie, nie mający wpływu na chorobę, mógł już powodow ać reakcyę u chorego na inną cho­

robę. Czyż nie ta k ? A przy tern wy w najlepszym razie, dzięki waszym próbom, przychodzicie niejako do gotowego rozpozna­

nia podczas gdy my starsi musimy to nadrobić pracą myślową, bystrością sądu, ścisłością obserwacyi najdrobniejszych szczegó­

łów i objawów. To cała różnica.

Wszystkie te wasze próby z tuberkuiiną, próby W asser­

manna etc. dowodzą chyba tej jedynej odwiecznej praw dy, którą mi jed.n z kolegów, Dkarz wojskowy, obecnie „stabsarzt", przed może trzydziestu jeszcze laty p; zy piwie pow iedział: «Jeder Mensch ha t etwas von Syphilis and. etwas von Tnberkalose«.

Śmiejesz się kolega?... A no... widzę, że cię nie przekonam.

Trudno... G arso n ! jeszcze jedno piwo... P r o s it!

A przy tern, wracając do rzeczy, wszystkie te wasze dya- gnostyczne próby wymagają po większej części dłuższego czasu.

Nasza jednak publiczność wymaga od lekarza i słusznie — roz­

poznania zaraz. I co powiedzą o takim lekarzu, który do rozpo­

znania „na pewne" potrzebuje dłuższego czasu? A co do T. ń- skiego, to ten miał szczególnego pecha. Jak można wierzyć w rozpoznanie takiego lekarza, który piwa okocimskiego od pilznera nie rozpozna, jak to mieliśmy przykład na obiedzie od­

pustowym u księdza kanonika. Powiadam koledze, mieliśmy z tego dość uciechy.

Jak powiedziałem na wstępie, Toński z samego początku popełnił cały szereg błędów, że tak powiem, towarzyskich. Prze­

dewszystkiem udzielał się towarzysko mało. Po części miał nie­

wiele cz asu : w dzień praktyka — w nocy ślęczenie nad mikros­

kopem (pewnie szukał index opsotiicus). Żeby przynajmniej choć po ludzku, skoro sypiać po nocy nie mógł, zagrał kiedy w w nta lub taroka, lecz on — jestem tego pewny — sklza od pagata by nie odróżnił, a chciał świat pchać na nowe to r y ! A kolega

ra łe m się d o s ło w n ie p o w tó rz y ć , z b y t u o g ó ln ia z a r z u t, ż e d o d a tn ie p ró b y z tu b e rk u iin ą nie d o w o d z ą je s z c z e , czy g ru ź lic a j e s t c zy n n ą , czy n ie. N ie z a w s z e n ie s te ty d a ją c a się z a s to s o w a ć ji n ie z a s to s o w a n a w ty m w y p a d k u p r z e z k o le g ę T o ń s k ie g o ) p r ó b a sp ó j w k o w a C a lm e tte ’a (W o lff-E is n e ra ) w s k a ­ z u je n a g ru ź lic ę c z y n n ą (P rzy p ise k autora).

(6)

karzy krynickich, której rzecznikiem bywa dr. E b e r s, jest grupa, względnie grono trzecie, inniej określone. Są między niemi jakieś tarcia, jakieś przeciwieństwa, a raczej pewna rozbieżność sym pa- tyi i antypatyi, której powody nie są mi znane.

Ale jest i dążność do zjednoczenia, czego dowodem przy­

stąpienie wszystkich do Związku.

Tuż przed Walnem Zgromadzeniem grupa lekarzy kryni­

ckich telegraficznie zażądała odroczenia zgromadzenia, a gdy tego przez wzgląd na innych członków, przybyłych z różnych stron kraju, uczynić nie można było, dr E b e r s imieniem kolegów krynickich zażądał odroczenia uchwały co do nowego statutu, motywując to żądanie tern, że projektu nie przestudyowano na­

leżycie. Ale po wyjaśnieniach przewodniczącego odstąpił od swego wniosku i zarówno swój głos, jak i kilka głosów , mu przekaza­

nych, oddał za statutem. To zsolidaryzowanie się uczyniło wielce korzystne wrażenie w całem zebraniu.

Po załatwieniu spraw y statutu i regulaminów, których opra­

cowanie wymagało wiele czasu i mozołów, uchwalono na wniosek dr. W e s t r e i c h a zwrócić się do Sejmu i W ydziału krajowego, by dla umożliwienia kanalizacyi i zaprowadzenia wodociągów we wszystkich zdrojowiskach krajowych przez lat 10 kraj na ten cel przeznaczył dodatki krajowe do podatków, pobierane w zdrojo­

wiskach a W ydział krajowy, aby pozwolił na pobieranie dodatku do taksy zdrojowej po 1 kor. od osoby.

Na wniosek dra W e s t r e i c h a uchwalono też wdrożyć badania w kompetentnych fachowych gronach, czy nie dałoby s ę do budowy domów w zdrojowiskach używać drzewa impre­

gnowanego ogniotrwałego i czy w naszych warunkach klimaty­

cznych i zdrojowych domy drewniane, należycie ubezpieczone od ognia, nie byłyby stosowniejsze i zdrowsze, niż murowane.

Wreszcze wybrano nowy zarząd w składzie następującym- C z ł o n k o w i e z a r z ą d u : dr. Juliusz Bandrowski, dr- Roger Battaglia, dr. Maksymilian Cercha, Adam lir. Gołuchowski, dr. Franciszek Krnietowicz, dr. Kal.kst Krzyżanowski, dyr. Józef Olszewski, Jan hr. Potocki, dr. Tadeusz Praschil, Adam hr. Sta­

dnicki, dr. Tadeusz Tertil, dr. Józef W estreich.

Z a s t ę p c y c z ł o n k ó w : ihż. Stefan Dziewolski, dr. Ka­

zimierz Kaden, Karol hr. Kruzenstern, dr. Jan W oytkowski, dr.

Józef Zakrzewski, dr. Józef Żychoń.

C ł o n k o w i e k o o p t o w a n i : dr. W acław Łobaczewski.

W skład zarządu weszli nadto delegaci polskiego Tow.

balneologicznego dr. Z e n o n P e l c z a r z Drohobycza i dr. Jó-

z e f Z a n i e t o w s k i z Krakowa. Delegatami Związku do polsk.

Tow. balneologicznego w Krakowie wybrano dra K r z y ż a- ż a n o w s k i e g o i hr. S t a d n i c k i e g o . Delegatem Związku do Tow arzystw a wyzyskania sił wodnych we Lwowie wybrano dra K r z y ż a n o w s k i e g o , jego zastępcą dra P r a s c h i l a .

K o m i s y a r e w i z y j n a : Roman Atlas, dr. Henryk Ebers, ]an Mazurkiewicz, W ładysław Popiel, dr. Apolinary Tarnawski.

Skład zarządu pozostał przeto przeważnie ten sam, co jest grasz?... nie? Nie, to — nauczymy, byle dobre chęci były. To grunt. Nie święci garnki lepią.

To ślęczenie ciągłe po nocach, nie zrobiło dobrej opinii Tońskiemu. Ludzie szep tali: pewnie nowy pan doktór niedou­

czony, skoro ciągle jeszcze uczy się po nocach. Wreszcie z apte­

karzem ułożyły się także nieszczególnie stosunki, już to wy, pa­

nów.e młodzi koledzy — nie gniewaj się —■ nie umiecie, mówiąc mię­

dzy nami, pisać recept. Zapisujesz kolega natrium salicylicum, czemu nie dodasz choćby sacharum album, aby aptekarz mógł porachować za misce j i a t p u lń s ? Albo zapisujesz kolega kalium sulfogiiajacolicum z codeiną, czemu nie thiocol? Przecież i aptekarz powinien coś zarobić. A nawet powiem koledze, że pacyenci te tanie recepty — mundus vult decipi — niezbyt sob e cenią. Przy tem te masaże, elektryzacya, hydroterapia, przepisy dyetetyczne i _ higieniczne, jakkolwiek niezłe dają wyniki, dobre są, jako część dodatkowa naszego skarbca terapeutycznego, ale nie potrzeba na to kłaść głównego nacisku. Aptekarz słusznie, czy nie — w to nie wcho­

dzę — miał pewien żal do Tońskiego, tak że przyjęło się u pu­

bliczności, że „nowy doktor leczy wodą i powietrzem 11.

W końcu, wiadomo, Toński młody, kawaler — aptekarz ma córkę, pannę Lolę. Jedynaczka, wykształcona, piękna, pulchna blondyna, podobna do mamusi, która była kiedyś, ongi, w mło­

dych latach o j! smaczna babusia. Przy tem posag, jak się patrzy: cyfra okrą j a i do pary, no więc... A możeby kolega... wszak kawaler...

~— G arson! jeszcze jedno p iw o !

Tymczasem Toński w aptece prawie się nie pokazywał.

Zadecydowano w końcu, że jest samotnik i dziwak.

Jak to zwykle bywa, zaczęła się tworzyć po kilku miesią­

cach przeciw Tońskiemu opozycya. Ja, jak i olega wie, prawie zaniechałem praktyki. Głównie wzywają mię do konsyliów, gdy chodzi o trudniejsze rozpoznanie,- lub do dawnych, zamożniej­

szych znajomych, do dworów etc. Broniłem przeto Tońskiego, jak mogłem, ale to nie na wiele się przydało.

W końcu niechętni podali skargę do starostw a, że Toński, nie posiadając na to konsensu, hoduje sobie w domu chorobo­

twórcze bakterye, co stanowi niebezpieczeństwo dla miasteczka, że dręczy zwierzęta, pastwi się nad Bogu ducha winnymi króli­

kami, że jest nieuk etc.

stosownem ze względu, że dotychczasowy, tymczasowy zarząd włożył się już do pracy, wiele rzeezjr już przedsięw ziął i wspól­

nie omówił dalsze kroki.

Ze spraw ozdania sekretarza wymienię z nich najważniejsze:

Zorganizowanie bezpłatnej porady prawnej w spraw ach po­

datkowych dla każdego członka- Związku.

W obec projektu rządowego zaprowadzenia nowej ustawy wodnej, która ogranicza poszukiwania wody, wiercenia studzien i t. p. i skutkiem tego może już istniejącym zdrojowiskom, bar­

dzo zaszkodzić, uchwalono poczynić kroki zapobiegawcze.

Uchwalono wystosować do krak. Tow. wzaj, ubezpieczeń memorya w sprawie przeniesienia domów i will w zdrojowi­

skach z klasy V do klasy IV i III ubezpieczeń, Umsamern zniże­

nia premji asekuracyjnej z kor... 7 na kor. 5, względnie 3:5 od 1000 kor. ubezpieczonej sumy..

Uchwalono wysłać deputacyę do krajowej Rady szkolnej w sprawie przeniesienia nauczycielstwa ludowego, w zdrojowi­

skach i uzdrowiskach-, pracującego, z obecnej klasy płacy do klas wyższych, z powodu notorycznie panującej w tych miejscowo­

ściach drożyzny, idąc w tym kierunku w myśl tegorocznej uchwały sejmowej, która w czasie najbliższym ma być sankcyonowaną.

Nadto podjęto, starania o dogodniejsze połączenia kolejowe ze zdrojowiskami1 i w wielu innych spraw ach, przez Zjazd, balne- ologiczno-przemysłowy przekazanych.

D r. Szczepan M ikołajski.

ilnhieta międzynarodowa w sprawie odziało lekarzy

w pojedynku

Miesięcznik esperancki. ,.Voćo de Kuracistoj", który z po­

wodzeniem w roku 1909 przeprowadził ankietę w sprawie tajemnicy lekarskiej a w roku 1910 ogłosił odpowie d ż in a ankietę lekarską w sprawie kary śmierci, rozpisuje obecnie dalszą an­

kietę międzynarodową w sprawie udziału lekarzy w pojedynkach.

W ankiecie w spraw ie kary śmierci, którą publikują w tłó- maczeniu różne pisma fachowe i codzienne, uczestniczyło kilku, lekarzy polskich z Galicyi i z Królestwa Polskiego, Zapewne*

i spraw a pojedynków obudzi niemniejsze zainteresowanie także*

wśród naszych lekarzy a jest pożądanem, aby w tej międzynaro­

dowej wymianie poglądów, do jakiej „Voćo de Kuraristoj" daje sposobność, polscy lekarze jak najliczniejszy udział; brali.

Aby ułatwić to zadanie kolegom, redakcya nasza, podobnie jak przy ankiecie w sprawie kary śmierci, zajmie, się przetłóm a- czeniem polskich opinii na język esperancki.

Odpowiedź na kwestyonaryusz należy nadsyłać (w polskim lub esperanckim języku) najdalej do dnia K marca 1911 pod adresem : Dr. Szczepan Mikołajski, Lwów, ul. Śniadeckich 6,.

Na skardze podpisano wprawdzie oddaw na zmarłych nie­

boszczyków i jednego żyjącego matołka i trudno było inaczej, jak tylko ze strony humorystycznej tę skargę traktować. Docho­

dzenia nie było. Ale taka skarga był to już. malum o;nen dla przyszłości Tońskiego.

Tak ja, jak i uzyk, radziliśmy mu po przyjacielsku, szczerze,, aby dał pokój bakteryologii i temu poszukiwaniu index opsonicus

W ówczas — pamiętam jak dziś — zaczęły Tońskiemu prze­

biegać w oczach owe złe światełka, niedobre błyski, o jakich już wspominałem. Zacisnął usta i powiedział: Nie! jakgdyby mu kto jakąś świętość — idee fh .e naruszył.

Fizyk się obraził a i co do mnie..,, nie powiem, aby mię zachowanie się Tońskiego nie dotknęło. Skoro perswazya nie:po­

m ogła, trzeba było go pozostawić własnem u losowi.

A jednak próbowaliśmy go jeszcze ratow ać. Była w nim jednak jakaś szalona duma, czy też może histeryczna zaciekłość nie pozwalająca mu zboczyć z raz obranej drogi.

Wielkim przyjacielem Tońskiego był notaryusz, któremu ten przez tracheotomię uratował jedyne dziecko. Otóż z, namowy aptekarza, a po części i z mojej perswazyi, notaryusz podjął się przedłożyć Tońskiemu, aby więcej zwracał uwagi na — że. tak powiem — część farmakologiczną ierapii. 1 wiesz, jak notaryu- szowi odpłacił Toński za jego dobre serce ? Zapłonęły mu oczy owym niedobrym, zimnym jak lód, a ostrym jak brzeszczot blas­

kiem i w odpowiedzi zacytował znany wiersz H einego:

U n d d ie K a s tra te n k lag te n , A is ich m ein e S tim m ’ e rh o b , S ie k la g te n u n d sie s a g te n Ich sin g e v iel z u g ro b ... :)

O ! tego ,o już było za w iele! To my wszyscy mamy być tacy ?... Co ? Mloże i ja także ?

*) W n ie z b y t u d a tn e m tłó m a c z e n iu (n a z w is k a tłó m a c z a nie p o m n ę ) w ie r s z te n b r z m i :

I n a rz e k a li k a s tra c i

Z m in k ą o b łu d n ą , n ie b ia ń s k ą , M ów ili, n a rz e k a li,

Ż e ś p ie w a m z b y t g ru b ia ń s k o ...

(Przypisek autora).

(7)

K w estyonaryusz.

Państw ow e ustaw y wzbraniają lekarzom uczestniczyć w po- ; jedynkach pod karą, ustanowioną na biorących udział w pojedynku.

Mimo to lekarze wszędzie są przy pojedynkach obecni, aby nieść pomoc chirurgiczną rannym.

Nasuwa się więc pytanie, czy ci lekarze, działający wbrew państwowym ustawom, są także w konflikcie z etyką zawodową lekarzy, czy też zakaz ustawowy jest w kolizyi z powszechnie przyjętemi pojęciami etycznemi świata lekarskiego a lekarze, wy­

kraczający przeciw zakazowi państwowemu, postępują w tym w y­

padku dobrze w myśl etyki lekarskiej.

Odpowiedź na to pytanie miałaby praktyczne znaczenie nietylko dlatego, że dałaby dla lekarzy pewną dyrektywę, lecz także dlatego, że uzasadniłaby żądanie stosownej korektury ustaw y karnej, gdyby udział lekarzy w pojedynkach okazał się wskazanym ze stanow iska etyki.

Aby rzucić nieco światła na to zagadnienie, otwieramy an­

kietę międzynarodową i prosim y kolegów ze wszystkich krajów, by zechcieli nadsyłać odpowiedzi na następujące pytania :

1. Czy lekarz, uwiadomiony o mającym się odbyć pojedynku, m o ż e zgodnie z etyką lekarską przyjąć wezwanie, aby przybył na miejsce pojedynku, w celu dania pomocy chirurgicznej poje­

dynkującym się.

2. Czy lekarz nietylko może, lecz także p o w i n i e n to uczynić wogóle, lub w pewnych szczególnych warunkach.

3. Czy, przeciwnie, jest obowiązkiem lekarza w myśl zasad etyki lekarskiej odmówić zaproszeniu do asystowania i udziele­

nia pomocy przy pojedynku; czy obowiązany jest to uczynić zawsze, czy też w pewnych szczególnych warunkach.

4. Czy lekarz, uwiadomiony o mającym się odbyć pojedynku, w myśl zasad etyki lekarskiej może lub powinien się w dać w tę sprawę, aby uniemożliwić pojedynek.

5. Czy jest pożądanem, aby państwowe praw odaw stw o za­

stosow ało się do etycznych pojęć lekarzy i zmieniło paragraf o pojedynkach, postanawiając, że wolnymi od kary są lekarze, bio­

rący udział w pojedynkach z powodu swego zawodu.

6. Jeżeli powyższych pytań od 1—4 niem ożna rozstrzygnąć w sposób ogólny, a w konkretnych wypadkach są możliwe po­

ważne wątpliwości i różne pojmowanie obowiązków etycznych, czy nie byłoby pożądanem ustanowić jako regułę, że udział lekarza w pojedynku ma ile możności zależeć od narady z dru­

gim, godnym szacunku, kolegą, jak to etyka zastrzega przy innych konfliktach etyki lekarskiej z państwowemi ustawami, na przykład w przypadku, gdy przerwanie ciąży wydaje się lekarzowi nie- zbędnem dla ratowania życia kobiety ciężarne;.

7. Czy nie należy żądać, aby wogóle w pojedynku brało zawsze udział po dwu lekarzy, a to nietylko ze względów na etykę lekarską, lecz także z powodu możliwości równoczesnego ciężkiego zranienia obu przeciwników pojedynkujących się,

— G a rso n ! jeszcze jedno piwo... Niech odsapnę, bo mi krew uderzyła do głowy... Uf !...

Toński przy tem trafił z notaryuszem, jak kulą w płot. Nasz notaryusz przechodził swojego czasu (już po urodzeniu się jedy­

nej córeczki) obustronną orchitis, po której pozostała sterilitas, o czem jednak Toński nie wiedział. Nic dziwnego, że ów w ier­

szyk Heinego wziął notaryusz za specyalnie osobistą, ku sobie skierowaną obrazę, b o : on ne parle pas da cordon dans La maison d ’un pendu. Tak... tak... nie mówi się o sznurku w domu powie­

szonego. Odtąd także i notaryusz przeszedł w szeregi nieprzyja­

ciół Tońskiego.

W szystko to możeby sią ułożyło i Toński z czasem byłby się wyrobił, gdyby nie szczególny pech.

Wiadomo, że nasz ksiądz kanonik chorow ał na sycosis bar- bae, którą wy teraz po swojemu przezwaliście figówką. A no sto­

sowałem mu rozmaite maści Hebry i nie Hebry, wyskubywałem mu włosy cilienpincetą, wszystko to razem — jak zwykle — nie na wiele się przydało. Aż trzeba nieszczęścia, że staruszek, nic mi nie mówiąc, udał się do Tońskiego.

Ten mu z własnych księdza gronkowców w yprodukował szczepionkę. Po pierwszem zastosowaniu nibyto polepszenie na­

stąpiło — za to po drugiem ! Jezu Chryste N azareński!... Czy Toński za dużo tych milionów bakteryi użył (zawsze mówił o milionach) czy może trafił na t. zw. okres ujemny, czy może nie dość dokładnie oznaczył index opsonicus — nie wiem. Zdaje mi się, że właśnie ten index figla mu zrobił i takiego piwa na­

warzył! Dość, że rozżalony staruszek omal klątwy na Tońskiego z ambony nie rzucił, a już nigdy inaczej o nim się nie wyrażał, j a k : ten nieuk, ten ryzykant, ten... ten... index opsonicus... To przezwisko przylgnęło do Tońskiego. Gdyby to kogo innego tra­

fiło, a nie ks. kanonika!... Los Tońskiego był przypieczętowany.

Jeszcze kilka miesięcy walczył i zmagał się z coraz więcej rosnącą niechęcią, której koło zaczęło się coraz bardziej zaciskać...

aż w końcu stało się to, co się stać musiało. Mimo całego sze­

regu w prost świetnie przeprowadzonych kuracyi — Toński mu­

siał wyjechać.

Ostatecznie rozważywszy wszystko, nie umiem sobie wy- tłómaczyć tej dziwnej niechęci, jaka nad Tońskim zaciężyła. Błędu

w którym to wypadku pomoc jednego lekarza m ogłaby być nie­

wystarczającą.

8. Czy nie jest koniecznem, aby Izby lekarskie i inne orga- nizacye i reprezentacye lekarzy ząjęły się kwestyą udziału lekarzy w pojedynkach i postanowiły normy etyczne o postępowaniu lekarzy w tej sprawie.

9. Inne uwagi, zwłaszcza oparte na własnych doświadcze­

niach przy udzielaniu pomocy w pojedynkach.

U p r a s z a s i ę p i s m a l e k a r s k i e o p r z e d r u k o w a n i e p o w y ż s z e g o k w e t y o n a r y u s z a.

U chw ałę W iecu Izb lekarskich,

odbytego w Bernie 2 5 - 2 6 listopada 1910.

1) Przyjęto do wiadomości sprawozdanie W ydziału wyko­

nawczego Izb.

2) Przyjęto do wiadomości sprawozdanie Izby lekarskiej gospodarczej.

3) P rojekt n o w eg o kodeksu karnego.

1. a) Leczniczą czynność lekarską należy w ustawie wyraźnie określić jako l e c z e n i e (arztliche Behandlung) i oddzielić od rozdziału, mieszczącego techniczne pojęcie u s z k o d z e ­ n i a c i e l e s n e g o .

b) Gdyby tego nie uwzględniono, należy przynajmniej przy­

jąć zasadnicze określenie analogiczne, jak w § 69 kodeksu karnego Nowej Zelandyi.

Określenie to ma się odnosić wyraźnie tylko do leka­

rzy i zapewniać im ochronę przeciw wytaczaniu im proce­

sów karnych z powodu operacyi.

§ 295. W wypadkach spędzenia płodu uzasadnione jest żądanie analogicznego określenia uszkodzeń cielesnych wogólności.

Po § 301 projektu należy dodać :

„Zabiegi, które wykonuje lekarz na ciele ludzkiem, są czynnościami leczniczemi i jako takie nie podpadają one pod pojęcie uszkodzenia ciała w znaczeniu ustawy karnej1'.

2. W § 292 projektu w ypadałoby przyjąć przepis, któryby oznaczał mniejszą karę i mniejsze następstw a praw ne dla lekarza, który dał się uwieść do spędzenia płodu z litości, lub w śród okoliczności, podanych w § 293, ustęp 3. pro­

jektu, o ile nie mają zastosowania paragrafy 32 i 33 pro­

jektu i artykuł 48 § 1.

3. W § 312 projektu należy dla niedbałego postępow ania lecz­

niczego przyjąć osobne postanowienie, któreby ograniczyło zastosowanie do lekarzy § 312 projektu co najwyżej do sankcyi karnej pod liczbą 1 i 3.

lekarskiego żadnego nie popełnił, gdyż nawet ta nieszczęsna

„figówka11 u księdza kanonika po chwilowem pogorszeniu zo­

stała wyleczoną. Choć w tym wypadku Toński (ulegając, co prawda, namowom ks. kanonika) wszedł mi w drogę, nie chcia­

łem mu szkodzić. Sam tłómaczyłem pacyentowi, że wyleczenie nastąpiło wskutek owego powtórnego nieszczęsnego szczepienia, ale ks. kanonik mi nie wierzył i wyleczenie przypisywał maściom, które mu w czasie pogorszenia stosowałem.

Ze stanowiska więc lekarskiego niebytu Tońskiemu nie za­

rzucił: praktyki nie deprecyonował, honoraryum — tam, gdzie je brał — nie obniżał, choć, z drugiej strony, co mu s :ę nie chwali, zbyt miał wrażliwe serce na nędzę ludzką i ubogich leczył bez­

płatnie. Prawda, że i ja... h m ! idealista w młodych latach... ale to dawne czasy... Pow iadam koledze: nigdy bezpłatnie leczyć nie należy; chory sobie takiej kuracyi nie ceni, przepisów nie zacho­

wuje, sam sobie przez to szkodzi, a ostatecznie na wynagrodze­

nie lekarza każdy, choćby zapożyczywszy się, zdobyć się może.

Prócz tego w tym człowieku nic blagi nie było, a wiado­

mo, że nawet Rafael w swoich genialnych obrazach dorzucał za­

wsze ziarnko banalności. Ta banalność, ta blaga, w każdym za­

wodzie, a zwłaszcza niestety w naszym, jest potrzebna: mundus vult de cip i...

Chociaż więc tak dalece nic Tońskiemu zarzucić by nie można, jako lekarzowi i człowiekowi, ścigała go niechęć ogółu niemal na każdym kroku. Co za przyczyna tego była, nie poj­

muję, chyba jedynie to, że po prostu b y ł j a k i ś i n n y , n i ż m y t u w s z y s c y . Nie dostosow ał się do tła.

jeszcze pamiętam ten ostatni wieczór, spędzony na prze­

chadzce z Tońskim, z którym się niedawno pogodziłem.

W skazując ręką na górskie nasze miasteczko, rozsiane po wzgórzach, w wieczorne mgły już spowite, spytałem nieopatrznie:

— I nie żal ci wyjeżdżać, kolego?

— N ie ! — odpowiedział głosem twardym, otrzepując proch z obuwia, gdyż idąc pieszo zapyl.liśmy się bardzo, ale w czarnych jego oczach zabłysły łzy i jedna z nich, nieposłuszna woli, nie­

dyskretnie, choć cicho, po licu spłynęła.

Udałem, że nie widzę tej łzy, zwróciwszy nagle uwagę na nibyto szczególny okaz rosnącej przy drodze sa/nbucus nigra.

Cytaty

Powiązane dokumenty

najmniej o ile m ożności do jak najdalszego terminu odsunąć. Te urządzenia są tylko cennymi środkam i pomocniczymi do tego celu. Dziś już tru d n o przychodzi

Procentowa śmiertelność wskutek tych chorób oznaczyć się nie da, bo jeżeli statystka śmiertelności dzieci według wieku jest na ogół dosyć pewna i można z

Nieraz o ósmej rano okazywało się, że chory, którym mieliśmy się zajmować, jest już zbadany przez Kępińskiego, że nie uszanowano naszego prawa pierwszeństwa w tworzeniu

Oto dziś wraz z całym Kościołem wyznajemy, że Maryja Wniebowzięta stała się pierwszym uczestnikiem zmartwychwstania Chrystusa.. Naszą wiarę w tę radosną

Etyczne normy antyeutanatyczne odwołują się do przekonania, że wartość życia ludzkiego jest najwyższym dobrem, nieporównywalnym z innymi dobrami, zasługującym na

niałą rezydencję i urządzał marzony przez długie lata uniwersytet — zaroiła się wnet stolica hetmańska od.. Lwowczyków, a na katedrach akademickich zasiadł

Wykonując te czynności duchowny jest podmiotem administrującym, który realizuje tę funkcję w imieniu kościoła lub innego związku wyznaniowego uprawnionego do stosowania

miocie spadkowym może mieć zastosowanie prawo pierwokupu w prost na podstawie art. rzecz, i że współspadkobiercy mogą z niego korzystać, ale powinno to mieć