• Nie Znaleziono Wyników

POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. M. KOPERNIKA

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. M. KOPERNIKA"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

O p ł a t a p o c z t o w a u i s z c z o n a r y c z a ł t e m

WSZECHŚWIAT

PISM O PRZYRODNICZE N 3 .

ORGAN

POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. M. KOPERNIKA

i — ■ " ■ i — — —

T R E Ś Ć Z E S Z Y T U :

J a n u s z N a s t : P o l s k i m ż a g l o w c e m d o B r a z y l j i i A f r y k i . M i c h a ł K o r c z e w s k i : J a k a j e s t d o l n a g r a n i c a

w i e l k o ś c i o r g a n i z m ó w ?

M a r j a n G i e y s z t o r : W a r u n k i ż y c i a w d r o b n y c h z b i o r n i k a c h w o d n y c h .

K r o n i k a n a u k o w a . K r y t y k a . O c h r o n a P r z y r o d y .

Z Z A S I Ł K U M I N I S T E R S T W A W R . i O . P .

(2)

' ' ' ~ t i '

D o pp. W s p ó ł p r a c o w n i k ó w !

W szystkie, p rzyc zy n k i do ,, W szech św ia ta ” są honorowane w wysokości 15 gr. od wiersza.

P P . A u to rzy mogą otrzym yw ać odbitki swoich przyczyn ków po cenie kosztu. Ż ą d a n ą liczbą odbitek n a leży podać jednocześnie z rękopisem.

R e d a k c j a odpowiada za poprawny druk ty lk 0 tych przyczynków , które zo sta ły j e j nadesłane w postaci czytelnego maszynopisu.

(3)

D Z I Ę C I O Ł P S T R Y D U Ż Y ( D R Y O B A T E S M A J O R L. ) Z d jęcie zapom ocą aparatu 4 g x 6 , zaw ieszonego na sąsiedniem drzew ie.

Fot. J. Sok oł ow sk i. Z d j ę c ie w y ró ż n io n e na k o nk u rs ie W s z e c h ś w i a t a .

(4)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T -W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A

Nr. 3 (1715— 1716) Maj — C zerw iec 1 9 3 4

Treść zeszytu: J a n u s z N a s t : P olsk im żaglow cem do B razylji i A fryk i. M i c h a ł K o r c z e w s k i : J a k a jest doln a granica w ie lk o śc i organizm ów ?. M a r j a n G i e y s z t o r : W arunki ży cia w drobnych

zb iorn ik ach w od n ych . K ronika naukow a. K rytyk a. Ochrona P rzyrod y.

J A N U S Z N A S T .

P O L S K I M Ż A G L O W C E M D O B R A Z Y L J I I A F R Y K I Podobnie, jak w ro k u 1931, otrzym ało

P ań stw o w e M uzeum Zoologiczne w roku zeszłym dw a m iejsca na s ta tk u szkolnym

„D ar P om orza" na czas podróży zimowej do Brazylji i A fryki. Z ram ienia M uzeum w zięli udział w p od róży p. W acław R osz­

kow ski, d y re k to r P aństw ow ego Muzeum Zoologicznego o raz au to r niniejszego a r ­ tykułu. Celem w ycieczki było grom adze­

nie m aterjałów zoologicznych m orskich i lądow ych dla w ym ienionego muzeum.

W yjazd z G dyni nastąp ił 17 w rześnia r.

ub. Silny, sztorm ow y w iatr nie pozw ala n a w yruszenie n a pełne morze, więc opuszczam y p o rt, aby na redzie p rze c z e ­ k ać złą pogodę. N astępnego dnia p odno­

simy kotw icę i kierujem y się na zachód.

Posuw am y się b a rd z o powoli, bo w iatr słaby. N a drugi dzień po wyjściu o pływ a­

my Bornholm , k ieru jąc się do Zundu. M i­

jam y K openhagę, a za nią najw ęższy p u n k t cieśniny Zund. Brzegi szw edzki i duński są tu ta k blisko siebie, że zdaje się nie m orze, a rz e k a je dzieli. Na p ie rw ­ szym m iasto Helsingborg, na drugim Hel-

singór z okazałym zam kiem królew skim . T u po raz pierw szy w tej podróży s p o ty ­ kam y stad k o delifnów. W srebrnej, b ły ­ szczącej w zachodzącem słońcu w odzie w idać od czasu do czasu w yskakujące nieco nad powierzchnię te ciekawe m or­

skie ssaki. S tą d w ypływ am y do K attega- tu, n astępn ie do S k a g e rra k u i jesteśm y na M orzu Północnem . Pojaw iły się liczniej m eduzy, śliczne, delikatne, m ieniące w słońcu żebropław y, ryby z p rzy ssaw k ą na piersiach, trzym ające się przepływ ających glonów i m asa innych zw ierząt. Łowim y p rzy pom ocy dużej siatki, co w zbudza d u ­ że zain teresow anie na statku. Z pow odu niepom yślnych w iatró w blisko tydzień m anew row aliśm y na M orzu Północnem W pływ am y do kanału. Noce ciepłe, mimo mgły i w iatru, te m p e ra tu ra w ody 17,5° C.

28 w rześnia przybyliśm y do Plym outh.

Z b ra k u czasu robię ty lko jedną w yciecz­

kę w okolice m iasta, skąd mimo późnej po ry przyw ożę trochę m aterjału, głównie owadów . Zw iedzam y rów nież akw arjum m orskie, m ieszczące się p rzy stacji b io lo ­

(5)

6 8 W S Z E C H S W I A T Nr. 3

gicznej. Po pięciodniow ym p o sto ju ru sz a ­ my w dalszą drogę. M ijamy p rzy lą d ek Li- zard i w ypływ am y n a O cean. U d erza w oczy gw ałtow na zm iana b arw y m orza. Z szaro-zielonego zm ieniło się na niebieskie.

Pogoda niezbyt dopisuje, jest jed n ak m i­

mo to ciepło. Z w ierząt pelagicznych co ­ raz więcej. P o jaw ia się liczniej Velella, z delikatnym żagielkiem, p rzy którego p o ­ mocy posuw ać się może z w iatrem po p o ­ wierzchni wody. Często sp o ty k ają się m ię­

czaki z ro d za ju Janthina, przyczepione nogą do oryginalnej, zbudow anej przez siebie ze śluzu tratew ki. P łyniem y na p o ­ łudnie, k ieru jąc się ku W yspom K a n a ry j­

skim. Drogę do zatoki B iskajskiej odby-

Fig, 1. W id o k na L as P alm as.

liśmy bez żadnych przeszkód. D opiero niedaleko brzegów hiszpańskich d o s ta liś ­ my w iatr przeciw ny, k tó ry w zm agał się i p rzeszed ł wreszcie w dość silny sztorm . F a la w zrosła bardzo i rozpoczęło się silne kołysanie, ta jedyna p rz y k ra stro n a p o d ­ róży morskich. Straciliśm y trochę czasu na konieczne m anew row anie i w ydostaliśm y się wreszcie na spokojne wody. M ijam y M aderę, przechodząc około 150 km na wschód od niej. Z pow odu silnego zach m u ­ rzenia na horyzoncie nie mogliśmy wi­

dzieć tej wyspy. Ciepło coraz większe, tem p e ra tu ra w ody dochodzi do 23° C . w ieje suchy, gorący w iatr ze wschodu.

17 października przybyliśm y do La Luz, p o rtu na G ran C anaria, jednej z W ysp K anaryjskich. W siadam y do tram w aju ,

który łączy po rt z m iastem Las Palm as i w kilkanaście m inut jesteśm y na miejscu.

M iasto spraw ia bardzo m iłe wrażenie.

Śliczne białe wille, budow ane na sposób hiszpański, m asa zieleni i kwiatów, ulice utrzym ane dobrze, asfaltow ane, ruch dość duży. W ąskiemi, ukwieconemi uliczkam i pniem y się w górę. Domy rzedną, u stę p u ­

jąc m iejsca skrom nym chatkom i lep ian ­ kom — to przedm ieście. Rzucam y jeszcze spojrzenie z góry na zatokę i Las Palm as.

P łaskie kw adraciki dachów toną w zieleni, gdzieniegdzie w idać rzędy palm . Nad m iastem góruje ciemny, ciężki blok k a te ­ dry, dziwnie k o ntrastu jący z w esołym s ty ­ lem domów. N astępnego dnia wybraliśm y się na wycieczkę za miasto. Idziem y w zdłuż wąwozu, „barranco", który jest korytem wyschłej rzeki. Z araz za m iastem zaczy n ają się p lan ta cje bananów, które ciągną się wąwozami w górę. B rak rzek zm usza m ieszkańców do sprow adzania w o ­ dy system em ru r i kanałów z gór, gdzie zbudow ane są zbiorniki i baseny. T rafiliś­

my na okres w yjątkow ej suszy, bo w Las Palm as nie było podobno deszczu od dw a lat, a w górach od 8 miesięcy. Nic też dziwnego, że obok bujnych, sztucznie n a ­ w adnianych plan tacy j, spotyka się z u p e ł­

ną pustkę kam ienistą, na której nic nie rośnie. N aw et kaktusy, odporne na brak wilgoci, w iędną i żółkną. Z w ierząt też tu oczywiście niewiele. D la zw iedzenia te r e ­ nów bardziej górskich w yjechaliśm y autem do San M ateo. A sfaltow ana szosa wije się zakosam i w górę. M ijam y p lan tacje b a n a ­ nów, d alej teren jałowy, pustynny i w jeż­

dżam y w okolice bardziej chłodne i w il­

gotne. Szosa w ysadzona jest e u k a lip tu sa ­ mi, p o jaw ia ją się pola upraw ne. W szędzie k ró lu ją kaktusy (O puntia): na drogach, w wąwozach, na płotach z kam ienia — zw y­

kły chwast. Sprow adzone ongiś z M eksy­

ku do hodowli koszenili, obecnie, choć n ie ­ potrzebne, rozp rzestrzen iły się znacznie i są tu najpospolitszą rośliną. Owoce ich sa sm aczne, ale ostrożnie trzeba je zbierać i jeść, bo m asa drobnych ostrych kolców, którem i są pokryte, wbija się niem iłosier­

nie w palce, naw et w język, a usunąć je

(6)

Nr. 3 W S Z E C H Ś W I A T 69 potem trudno. Bananów na tej wysokości

(950 m.) nie upraw iają, dużo zato sp o ty ­ k a się winnic. Lasów w tej okolicy wyspy niem a obecnie. Pozostały tylko w słabo zaludnionych południow o-zachodnich czę­

ściach.

Po pięciodniowym postoju w La Luz opuściliśm y K anarję, kierując się na po­

łudnie. W kilka dni po w yjeździe m ieliś­

my nielada sensację: udało się złowić r e ­ kina. Był to przeszło 2,5 m etra długi okaz z ro d za ju Carcharias. Sfotografowano go i zrobiliśm y sekcję, z n a jd u jąc w jelicie trochę pasorzytów . Potem zaczął się po­

d z ia ł ryby na kaw ałki, bo wielu chciało zachować sobie coś na pam iątkę. Obcięto płetw y, w yjęto szczęki i pow ykraw ano kaw ałk i skóry.

31 października ujrzeliśm y wyspy Cabo Verde. P rzepływ am y wąskim kanałem m iędzy wyspam i Sao Antonio i Sao Vicen- te, m ijam y latarnię na samotnej skale Ilhs dos P assaro s i zarzucam y kotwicę na r e ­ dzie p o rtu M indello. Nieduże to miasto nosi c h arak ter zupełnie egzotyczny. B ia­

łych tu niedużo, przew ażnie tylko m urzy­

ni i mulaci. Nagie dzieciaki biegają po u li­

cach brudnych i pełnych kurzu. Ludność bardzo uboga, bo skalista, sucha wyspa nie może jej wyżywić. B rak wody i u ro ­ d zajnej gleby nie pozw ala na zakładanie liczniejszych plantacy j. F unkcje żywiciela spełnia sąsiednia wyspa Sao Antonio, p o ­ siad ająca lepsze do tego warunki. Okolice m iasta suche i jałow e z nielicznemi p la n ­ tacjam i, p okryte m iejscam i zaroślam i ta- m aryszku. G orąco tu, zw łaszcza w p o łu d ­ nie ogromne, co znacznie utrudnia zb iera­

nie. P obyt na wyspie trw ał cztery dni i 5 li­

stopada w yruszyliśm y w drogę do Brazylji.

P rzez pierw szych kilka dni mieliśmy d o ­ bry w iatr, ale potem nastąpił okres nie­

pom yślny. P asat, który powinien nas nieść na południo-zachód, szybko się skończył, zaczęły się słabe w iatry z różnych k ieru n ­ ków, co u tru d n iało bardzo żeglugę. Złowi­

liśm y jeszcze jednego rekina oraz podzi­

wialiśmy ogrom ną płaszczkę o rozpięto­

ści przeszło 2 metrów. Rzucony harpun nie zdołał przebić skóry i utraciliśm y p ięk ­

ny okaz. Gorąco stało się dokuczliwe. P o ­ wietrze, przesycone p a rą wodną, zrobiło się bardzo duszne, kąpiel naw et nie s p ra ­ w iała przyjem ności, bo tem peratura wody rów nała się tem peraturze pow ietrza 29" C.

Dopiero w pasie przyrównikowym, gdzie chłodne masy wody wychodzą na po • wierzchnię, tem p eratu ra op adła o 4°.

W dniu, w którym w edług przypuszczeii powinniśmy być w Brazylji, 15 listopada, przepłynęliśm y zaledwie równik. W zw iąz­

ku z tem odbył się na statku tradycyjny chrzest nowicjuszów, którzy po raz p ierw ­ szy w życiu przep ły w ają na drugą pó łku ­ lę. Po przejściu równika znowu pojaw iły się liczniej zw ierzęta morskie. Duże żegla­

rze Physalia, głowonogi, skorupiaki, w al­

cowate kolonje osłonić z ro d zaju Pyroso- ma, w ydające przy podrażnieniu zielonka- wo-niebieskie światło, wreszcie ciekawy rodzaj pluskw iaków Halobates, ślizgający się, jak nasze nartniki, po powierzchni wo­

dy. N iedaleko brzegów brazylijskich z ło ­ wiono na wędkę przeszło metrowej długo­

ści złotą m akrelę.

2 grudnia, po blisko miesięcznej p o d ró ­ ży, wchodzimy do zatoki P aran ag u a w B razylji. Zatoka ta, to jakby ogromna, szeroka rzeka, w rzynająca się na przeszło 30 kilom etrów wgłąb lądu, usiana m nó­

stwem m ałych i większych wysepek, o d ­ grodzona od m orza mieliznami i sporem i wyspami. M iasto leży w głębi, niedaleko ujścia rzeki Itibere, w p adającej od p o łu d ­ nia do zatoki. Mimo sporej ilości rzek ma zatoka ch arak ter wybitnie morski, a tylko w samej głębi jest nieco wysłodzona.

P rzypływ y i odpływ y sięgają daleko wgłąb rzek, a p rą d w zatoce jest w tedy dość silny. U jścia wszystkich rzek są b a ­ gniste, pokryte krzew am i mangrowowemi.

W błotach tych ży ją masy krabów. Spo­

tyka się tu podobno czasem kaimany. W y­

spy na zatoce pokryte są bujną roślinno­

ścią. N a zwieszających się gałęziach drzew nad w odą siedzą chm ary czarnych korm oranów z uniesionemi nieco sk rzy d ­ łam i dla szybszego wyschnięcia. Na s k a ­ łach podw odnych duże ilości ostryg. B rze­

gi zatoki, zwłaszcza północny, pokryte są

(7)

70 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 3

F ig . 2. K urytyba.

gęstym lasem , w którym gdzieniegdzie z n a jd u ją się skrom ne gospodarstw a o sa d ­ ników. U p raw iają tu rolę zupełnie p ie r­

wotnie, w y palając puszczę, a po zruszeniu ziemi m otyką m ożna siać k ukurydzę czy m anjok. P as nadm orski, szerokości k ilk u ­ dziesięciu kilom etrów, je s t niski, dalej u k azu ją się większe wzgórza, przechodząc wreszcie w góry S ierra do M ar, o d g ran i­

czające płaskow yż p a ra ń sk i od niziny n a d ­ m orskiej. P aran ag u a, p o rt stanu P a ran a , pow inien mieć duże znaczenie handlow e, ruch jest jed nak b ard zo m ały. M iasto ro z ­ ciąga się p rzy ujściu Itibere, p o rt leży n ie­

co dalej na zachód, nad brzegiem zatoki.

K om unikacja z m iastem odbyw a się zapo- mocą tram w aju, t. zw. „bonda“, ciągnio­

nego przez muły. K olej łączy m iasto i p o rt

? K urytybą.

Postój w P a ran a g u a był obliczony na 6 tygodni. K orzystając więc z czasu ro b iliś­

my liczne wycieczki w okolice m iasta. Do p rzepraw ian ia się n a drugi brzeg zatoki p rzy d a ł się znakomicie zab ran y p rzez nas k a ja k który, czy na wiosłach, czy pod ż a ­ glem o d d a ł nieocenione usługi. N ajw ięcej d a ją wycieczki na północny brzeg, na k tó ­ rym roślinność jest zupełnie pierw otna i gdzie poruszać się m ożna tylko wyciętemi

ścieżkami, bo zw arty gąszcz nie pozw ala na zagłębienie się. T rafiliśm y na początek lata. D rzew a i krzew y obsypane kwieciem jaskraw em , żółtem i niebieskiem.

W ybraliśm y się też ko leją do K ury ty by.

T or biegnie łukiem do podnóża S ierra do M ar, stąd śm iałem i zakosam i ciągnie się w górę. Pociąg pnie się coraz wyżej i na niew ielkiej stosunkowo p rzestrzen i osiąga blisko 900 m. wysokości. D roga do K ury- tyby należy do najpiękniejszych. Pociąg przebyw a 15 tuneli, w ykutych w skale, i kilka w iaduktów nad przepaściam i. W ido­

ki w spaniałe na urw iska skalne, doliny, pokry te lasem pierw otnym i efektow ne k a ­ skady. M ijam y szereg stacyjek, rozrzuco­

nych w śród gór i w yjeżdżam y na wyżynę parańsk ą. K rajo braz stopniowo się zm ie­

nia. Znika nieprzebyta puszcza, p o jaw ia ją się liczniej okazałe pinjory ( A raucaria), u k azu ją się rozległe łąki i pastw iska ze stadam i bydła. Zw iedzam y K urytybę.

B ardzo m iłe m iasto o ładnych budynkach, m nóstwo pałacyków i willi, tonących w zieleni. W szędzie widać zamożność i do­

statek. W mieście i okolicy m ieszka dużo Polaków, a liczne wycieczki odw iedzały statek w czasie postoju w P aranag u a.

(8)

Nr . 3 W S Z E C H Ś W I A T 71

F ig. 3. D roga w iejsk a w o k o licy K urytyby.

Z K urytyby w ybraliśm y się do A rau- karji, do doktora Czakiego, Polaka, który od kilkunastu la t m ieszka w Brazylji.

O trzym aliśm y d la M uzeum cenne m aterja- ły, głównie owadów, dorobek dziesięcio­

letniego zbierania w P aranie. Przyw ieźliś­

my stam tąd rów nież kilka jadow itych w ę­

żów brazylijskich ,,ja ra ra c a ” (Lachesis).

P o tygodniu pobytu w A rau k arji, gdzie grom adziliśm y również zbiory, powróciliś­

my do P aranagua.

12 stycznia opuściliśm y brzegi b razy lij­

skie, ale już dnia następnego musieliśmy zawinąć na kilka dni do Sao Francisco do Sul w stanie S -ta C atharina. 16 stycznia ruszyliśm y w podróż do A fryki. Droga żaglow ców biegnie stą d łukiem , wygiętym na południe. 3 lutego, późnym wieczorem m inęliśmy sam otną grupę w ysepek pod nazw ą T ristan d a Cunha. Na połowie o d ­ ległości m iędzy brzegam i am erykańskie- mi a K apsztadem wznoszą się te skaliste w yspy w śród dzikiego oceanu, gdzie okręt rzadko zachodzi. To też ludność, złożona ze 130 osób, pędzi tu n apraw dę życie w y­

gnańców, zajm u jąc się hodow lą byd ła i ry- bołóstwem. Płyniem y stale nieco na p o ­ łudnie. Robi się coraz chłodniej i lodow a­

ty w iatr południow y każe n akład ać sw e­

try. W oda gwałtow nie się oziębia i ma tem peraturę tylko około 14° C, tem p eratu ­ ra pow ietrza spada nocą do 13° C. P o ja ­ wia się dużo albatrosów . K ilkanaście cza­

sem ptaków całem i dniam i szybuje na roz­

postarty ch skrzydłach, nie po ruszając nie­

mi praw ie wcale, a tylko w ykorzystując w iatr. Złowiliśmy kilka tych olbrzymów i wyciągnęliśm y na pokład. Do łap an ia słu ­ ży b ardzo pomysłowy, a zarazem nieskom ­ plikow any przyrząd , złożony z kaw ałka wyciętej blaszki, przyw iązanej do d re w ­ nianego p ły w ak a i obłożonej słoniną. A l­

batros chcąc schwycić przy nętę kładzie dziób do w ew nątrz blaszki, k tó ra o strą kraw ędzią zaczepia o zagięty ku dołowi koniec dzioba. Ciągnąc tera z za linkę, przyw iązaną do blaszki, holuje się p tak a i bez żadnego uszkodzenia m ożna w ycią­

gnąć go na pokład. N ajw iększy z nich miał praw ie 3,5 m. rozpiętości skrzydeł.

13 lutego po południu ujrzeliśm y ląd afrykański. W kilka godzin później p rz y ­ pływ aliśm y do P rzy ląd k a Dobrej Nadzie- ji. Od ląd u pow iał gorący w iatr i w nas, zziębniętych przez tyle dni w stąpiła o tu ­ cha, że przecież tu nie zmarźniemy. P ó ź ­ nym wieczorem, okrążyw szy miasto, migo­

cące tysiącam i św iateł, w płynęliśm y do

(9)

72 W S Z E C H S W I A T Nr . 3 zatoki T able Bay i rzuciliśm y kotwicę. Ca-

pe Town, ślicznie położone m iasto n ad z a ­ toką u stóp góry Stołow ej, spraw ia bardzo m iłe w rażenie. Liczy około 300.000 m ie­

szkańców białych z b ardzo znikom ą d o ­ m ieszką m urzynów. Istn ieje tu n ad zw y ­ czaj w ysoka stopa życiowa, sam ochodów dużo, k ażd a rodzina po siad a auto. O grom ­ ny k o n tra st z tem tw orzy nędza i u p o śle­

dzenie m urzynów. J e s t tu też sporo P o la ­ ków (około 15.000). P rz y u rząd zan iu w y ­ cieczek natrafiliśm y na dużo trudności, bo m iasto jest ogrom nie rozległe i w ydostać się z niego trudno. Nigdzie ani śladu pól upraw nych, bo te są bardziej w głębi kraju . M asa tu m iejscowości letniskow ych i ką-

F ig. 4. O g ó ln y w id o k portu w C ape T ow n.

pielowych, które ciągną się w zdłuż p ó ł­

w yspu na południe. Zw iedziłem okazały gmach p arlam en tu i byłem na jednej sesji.

Byliśm y również w U niw ersytecie, ogro­

dzie botanicznym i zoologicznym. T em pe­

ra tu ra w lecie zupełnie znośna, w zimie b yw ają naw et silne chłody. Ł agodzą tem ­ p e ra tu rę bardzo silne w iatry, w iejące w ie­

czorem i w nocy perjo dyczn ie co pewien czas, przynosząc z sobą ulew ne zazw y­

czaj deszcze. O puściliśm y K apsztad po pięciu dniach p o sto ju i w zdłuż brzegów afrykańskich pożeglow aliśm y na północ.

D rogę m ieliśm y b ard zo m iłą, m orze spo kojne i ciepło. Z pow odu bliskiego s ą ­ siedztw a lądu (100— 150 km.) p rz y la ty ­ w ało na statek dużo motyli. P rz ez kilka dni złowiliśm y około 300 okazów, n a le ż ą ­

cych do blisko 30 gatunków. M otyle te w iatram i od lądu były przypędzane na o d ­ ległości wielu kilom etrów i obsiadały m a­

sowo nasz statek. 4 m arca podchodziliśm y do Angoli. P rzed Lobito, m iejscem nasze­

go postoju, spotykaliśm y ogromne stad a delfinów. J a k okiem sięgnąć widać było w ynurzające się nad powierzchnię ciemne ciała. N iektóre osobniki p rzep ły w ały b a r­

dzo blisko statku i m ożna było p rzy p atrzeć się im dokładnie. Lobito, to nieduży świe­

żo p ow stający port, który dzięki dobrym w arunkom położenia rozw ijać się będzie szybko. Zatoka, odgrodzona od m orza d łu ­ gą, w ąską m ierzeją, p osiada znaczną g łę­

bokość aż do samego brzegu. Pozw ala to na budowę p ortu bez większych kosztów, zw iązanych zwykle z pogłębieniam i. B u ­ dow a p o rtu prow adzona na w iększą skalę.

Ogrom ne składy, betonow e nabrzeże, szy ­ ny d la przyszłych kranów i inne szczegó­

ły k o n tra stu ją dziwnie z sam em miastem, m ałem i zaniedbanem . Je d y n a większa lin ja kolejow a w Angoli łączy Lobito ze stary m portem Benguela, leżącym nieco na południe, i biegnie dalej na wschód w głąb lą d u aż do Konga. Ludność, p rz e ­ ważnie m urzyńska, m ieszka w prym ityw ­ nych chatach z patyków , gliny i trawy- W sie m urzyńskie p rz y ty k a ją do m iasta i praw ie się z niem łączą. B iałych bardzo mało. C zarni zatrudnieni są przy budowie p o rtu oraz na plan tacjach trzciny cukro­

wej. W pobliskiej Catum beli jest duża cu­

krownia. T eren suchy, roślinność bardzo skąpa. Ludność m urzyńska poluje przy pomocy zupełnie prym ityw nej broni, jak łuk, dzida i pałka. Za kilka angolarów m ożna nabyć od tubylców łuki, rzeźbione maczugi, w yroby koszykarskie lub też prym ityw ne instrum enty muzyczne. Na pieniądze są chciwi, bo m uszą płacić dość wysokie podatk i na rzecz rządu. Ta oko­

liczność zm usza ich też do pracy, do k tó ­ rej nie są z n atury zbyt skorzy. Przez cały czas postoju robiłem tylko wycieczki w okolice m iasta, gdzie jednak niedużo dało się zebrać. Kilka osób ze statk u w yjecha­

ło na wycieczkę wgłąb ląd u do fazend polskich kolonistów. Przyw ieziono stam tąd

(10)

Nr . 3 W S Z E C H S W I A T 73 m iędzy innemi żywego młodego lam partaj

8 m arca opuściliśm y Angolę, rozpoczyna­

jąc stąd pow rót do kraju. Równik p rzeb y ­ liśm y 21 m arca, w dniu porów nania dnia z nocą. T ak więc z lata półkuli południo­

wej weszliśm y w wiosnę półkuli północ­

nej. W związku z przejściem równika o d ­ były się na sta tk u zawody sportow e oraz rozdaw anie dyplom ów morskich. Około 26° szerokości północnej i 30° długości z a ­ chodniej natrafiliśm y na pływ ające w d u ­ żej ilości kępy glonów Sargassum, na k tó ­ rych znaleźliśm y dość dużo zw ierząt, jak skorupiaki, mięczaki i inne. N a A zorach nie zatrzym yw aliśm y się, aby nie tracić

czasu i przepłynęliśm y je m iędzy w yspa­

mi Sao Miguel i Terceira. Z trudem , przy m ało pom yślnych w iatrach i dużem zimnie dotarliśm y wreszcie do Kanału. Mieliśmy tu przym usowy postój w Falm outh. Stąd znanym już szlakiem, przez M orze P ó ł­

nocne, cieśniny m iędzy D an ją i Szwecją w płynęliśm y na B ałtyk. 11 m aja, po bli­

sko ośmiomiesięcznej podróży witaliśm y Gdynię. Ogółem przebyliśm y przeszło 35.000 kilometrów.

Zbiory zoologiczne zostały przekazane Państw ow em u M uzeum Zoologicznemu w W arszaw ie, gdzie zostaną stopniowo o p ra ­ cowane.

M ICH AŁ K O R C ZEW SK I.

J A K A J E S T D O L N A G R A N I C A W I E L K O Ś C I O R G A N I Z M Ó W ? M ało jest zagadnień w biologji ta k w a ż ­

nych, zarów no teo rety czn ie, jak i p ra k ­ tycznie i ta k głęboko sięgających w sam ą istotę życia, jak zagadnienie jakie są n aj­

m niejsze u stroje żywe i gdzie leży dolna granica w ielkości żyw ych organizmów.

Zagadnienia te i zw iązane z niemi rozw a­

żania n a tu ry ogólno-biologicznej stały się obecnie niezw ykle ak tu aln e w nauce d zię­

ki w spaniałym badaniom o statnich paru lat, dokonanym w Anglji i w Niemczech n ad czynnikam i pow odującem i tak zwane choroby w irusow e u roślin i zw ierząt.

J a k dotychczas, granica w ielkości naj­

m niejszych znanych organizm ów zbiegała się a k u ra t z granicą dostrzegalności n a ­ szych najlepszych m ikroskopów . N aj­

mniejsze znane kom órki b ak tery j miały średnicę około 0,5 jj. (u. — 0,001 mm) i m o­

gły być dostrzeżo ne jeszcze zupełnie d o ­ b rze zapom ocą najsilniejszych pow iększeń mikroskopowych. U w ażano je za n ajm n iej­

sze organizmy, bo m niejszych nie znano;

ale też i nie m ożnaby było dostrzec m niej­

szych, gdyby istniały, gdyż leżałyby już w dziedzinie ultram ikroskopow ej.

W te n sposób pom iędzy najmniejszym organizm em żywym, a najw iększą drobi­

ną św iata organicznego nieożywionego, np. drobiną białka, istniała ogrom na p rz e ­ paść. J a k wiemy np. z badań S v e d b e r- ga, drob ina b iałk a m a średnicę około 5 ( = 0,000,001 mm), a zatem najm niejsza kom órka o średnicy 0,5 jj. (czyli 500 [a[j.) m ogłaby pom ieścić w sobie 1,000,000 d ro ­ bin białka. S tadjów pośrednich nie było.

P rzepaść ta k a jednak mogła się w ydaw ać uspraw iedliw iona: tam kończy się św iat nieożyw iony— drobiny chem iczne ciał m a r­

tw ych; tu ta j zaczyna się św iat isto t ż y ­ wych: najm niejsze kom órki uorganizow a- ne, najm niejsze organizmy. W ielkość k o ­ m órki w ynika zaś logicznie z jej skom pli­

kow anej budow y morfologicznej i c h e ­ micznej.

Pojedyńcza k om órka sk ła d a się z sz e ­ regu różnorodnych części składow ych: ją­

dra, protoplazm y, czasem błony i soku kom órkow ego i t. d. Z kolei jądro i p ro to - plazm a jeszcze nie są utworam i jednorod- nemi, ani pod w zględem chemicznym, ani n aw et m orfologicznym. J ą d ro posiada skom plikow aną budow ę w ew nętrzną, u ja­

w niającą się szczególnie w yraźnie w cza­

sie podziału; p rotoplazm a posiada liczne utw ory ziarniste, jakby rodzaj zaw iesiny

(11)

74 W S Z E C H S W I A T Nr . 3 lub emulsji, rozproszonej w jednorodnej

m asie zasadniczej. P odobnie sk ła d c h e ­ m iczny pro to p lazm y w yk azu je n iezw y k łe bogactw o ró żn oro dny ch substancyj. W e ­ dług analizy K i e s e 1 a (1925) p ro to p la z- ma śluzow ca Reticularia lycoperdon s k ła ­ da się z n astęp u jący ch substancyj o rg a ­ nicznych:

S k ł a d m a s y o r g a n i c z n e j p r o t o p l a z m y ś l u z o w c a .

T łu szcze (o leje tłu sz c zo w e ) . 17,85$ j Ljpoi(j y L e c y t y n a ... 4,67 . = 2 3 ,1 0 $ C h o le s t e r y n a ... 0,58 )

Cukry reduku jące . . . . 2,74 W ęg lo w o d a n y rozp u szczaln e

n iered u k u jące . . . . 5,32 G l i k o g e n ... 15,24 P o l i s a c h a r y d y ... 1.78 C iała a zo to w e rozp u szcza ln e 12,00 P r o t e i n y ... 29,07 K w as n u k lein o w y . . . . 3,68 L ip o p r o d e id y ...1,20 . . 5,87

W ęg lo w o d a n y

= 25,08 %

S u bstan cje a z o to w e

= 45,95 %

C iała n ieo zn a czo n e

100,00

Do ty ch substancyj organicznych d o ­ chodzi jeszcze w pro to p lazm ie duży p r o ­ cent nieorganicznych, zaw ierający ch jony K, Ca, Mg, Fe, S 0 4, P 0 4, Cl i t. d.

W szystkie te sk ład n ik i są do życia p o ­ trz e b n e. W y k azały to rozliczne b a d a n ia fizjologiczne, z k tó ry c h w ynika, że k a ż d a z w yżej w ym ienionych grup substancyj odgryw a w ażną i niezastąpion ą rolę w p ro cesach życiow ych zach odzących w o r ­ ganizm ie. Życie jest jak b y nieu stan n ym strum ieniem p rzem ian chem icznych, w ią ­ żących się z sobą w jedną całość, gdzie zaczynając od n ajp ro stszy ch sk ład n ik ó w p o b ieran y ch z zew n ą trz i asym ilow anych p rzez organizm , doko n yw a się szereg re- akcyj syntezy aż do najbardziej sko m p li­

kow anych, w y so k o m o lekuralny ch zw iąz­

ków, k tó re znow u w dalszym ciągu, w w i­

rze procesów fizjologicznych u leg a ją czę­

ściow o czy to oksydacji, czy ro z sz c z e p ie ­ niu. Czy m ożnaby część z tych su b sta n ­ cyj w yłączyć z' p ro cesu życiow ego, u p ro ­ ścić go niejako i z re d u k o w ać ? N ie wiemy

i nie m am y na to żadnych danych. A sk o ­ ro ta k jest, to m usim y p rzyjąć w ysoką kom plikację budow y i organizacji żywej m aterji, jako konieczność, a tem sam em musim y się zgodzić na znacznie w iększe w ym iary n ajp ro stszej jednostki żyw ej, niż najbardziej skom plikow anej drobiny n ie­

ożywionej.

A le gdybyśm y znali organizm y zn a­

cznie m niejsze, a jedn ak posiadające, m i­

mo to, w szystkie w łaściw ości życia, a więc zdolności d o p o b ieran ia i asym ilacji p o ­ karm ów, przem iany m aterji, w zrostu, dzielenia się i rozm nażania, to m oże z n a ­ leźlibyśm y proces życiow y uproszczony, zredukow any do pew nych najistotniejszych przem ian jakiejś dla życia najbardziej podstaw ow ej substancji lub kilku sub stan­

cyj. M ożebyśm y się w te d y zbliżyli b a r ­ dziej do zagadki isto ty życia i znaleźli n a ­ w et jakiś pom ost pom iędzy t. zw. św ia­

tem m artw ym , św iatem drobin chem icz­

nych, a św iatem życia, św iatem organiz­

mów.

O tóż do tego zdają się nas zbliżać w spom niane już n a p o c z ątk u b ad an ia nad czynnikam i pow odującem i choroby w iru­

sow e i w tem , m iędzy innemi, poza ich ol­

brzym ią doniosłością p rak ty czn ą, leży ich znaczenie teo re ty c z n e dla nau k i o życiu wogóle.

Do chorób wirusowych n ależą takie choroby, jak t. zw. choroba mozaikowa tytoniu, b u raków , ziem niaków , po w od u­

jąca p o w stan ie żółtych plam n a liściach w form ie m ozaiki, dalej t. zw. k ę d z ie ­ rza w k a u ziem niaków , choroba p y sk a i racic u zw ierząt, ospa, odra, p raw d o p o ­ dobnie i g ry p a u czło w ieka i w iele innych Nie są to choroby b akteryjne, p rz y n a j­

mniej żadnych b a k te ry j w idzialnych p rzez m ikroskop dostrzec w schorzałych tk a n ­ k ach nie m ożna. Tem niem niej są to cho­

roby silnie zakaźne, p rzen oszące się z ła ­ tw ością z jednego organizm u n a drugi. Sok w yciśnięty ze schorzałej tk a n k i posiada w łasności zakaźne, mimo że żadnych o r­

ganizm ów m ikroskop w nim nie odkryw a:

co w ięcej, nie tra c i on sw ych w łasności zak aźnych mimo, że go przesączym y przez

(12)

Nr . 3 W S Z E C H Ś W I A T 75 n ajg ęstsze filtry porcelanow e, k tó re z a ­

trzym ują w szelkie zanieczyszczenia, a p rzed ew szy stk iem w szystkie b ak terje, je­

żeliby się w soku tym znajdow ały. W y d a­

w a ło się więc, że jego działanie zakaźne nie jest spowodow ane przez .jakiś o r ­ ganizm b ak tery jn y , ale raczej przez jakiś rozpuszczalny jad, a zatem przez jakieś cia ło chem iczne, czy ferm ent, k tó ry d o ­ staw szy się do zdrow ego organizm u w y ­ w ołuje w nim chorobę i rozkład, a ró w ­ nocześnie z p ro d u k tó w sam się odtw arza w w iększej jeszcze ilości; działa więc au to k atality czn ie. J a d po łacinie znaczy virus. S tąd i nazw a tego hipotetycznego czynnika chorobotw órczego: virus, a cho­

rób p rzez niego w yw ołanych: choroby w i­

rusow e. Mimo jednak, że w iele za tem z d aw ało się przem aw iać, że ów czynnik ch o ro b o tw ó rczy jest tylko substancją o n a tu rz e jakiegoś ferm entu, istniało od p o ­

c z ątk u już silne podejrzenie, że może to h y ć jed nak organizm , analogiczny do bak- teryj, ty lk o znacznie od nich mniejszy, t a k m ały, że z łatw ością może p rzech o ­ dzić przez p o ry filtrów , przez k tó re nie p rzejd zie żadna ze znanych, dostrzegal­

nych b a k te ry j; że są to więc organizmy, a le o w ym iarach ultram ikroskopow ych.

To drugie przypuszczenie okazało się o sta te cz n ie praw dziw e, chociaż dowód p rze p ro w a d z o n y b y ł zaledw ie w ostatnich latach.

P rzepro w ad zenie tego dowodu jest z n a­

k o m itą ilu stracją doskonałości i potęgi now oczesnych środków bad an ia n a u k o ­ w ego, um ożliw iających nam rozw iązanie zadań, o k tó ry c h rozw iązaniu niedaw no jeszcze naw et m arzyć nie było można.

P ierw szą z m etod now ożytnych, jakie tu zo stały zastosow ane, b y ła m etoda m.- krofotograf ji w świetle ultrafioletowem . J a k w iadom o granica zdolności rozp o­

znaw czej najlepszych m ikroskopów zale­

ż y od długości fali św iatła, w którem ob ­ serw ujem y. J e s t ona więc absolutnie n ie­

p rzek raczaln a i dla zwykłych m ikrosko­

pów, a w ięc dla obserw acji w św ietle wi- dzialnem , w ynosi ona, jak w ykazano te o ­ re ty c zn ie i stw ierdzono dośw iadczalnie,

około 0,3 [a, czyli około 300 Je że li jed ­ nak zastosujem y św iatło ultrafioletow e, a w ięc o krótszej znacznie fali, to granicę rozpoznaw czości m ikroskopu m ożem y p rzesun ąć do połowy, a n a w e t do 1/8 p o ­ wyżej wymienionej, a więc praw ie do 100 Soczew ki m ikroskopu do św iatła u ltrafioletow ego nie mogą być ze szkła (gdyż szkło pochłania te prom ienie) ale z kw arcu, co niesłychanie podnosi cenę takiego m ikroskopu. O bserw acji nie m oż­

na dokonyw ać gołem okiem, gdyż oko nie jest w rażliw e n a te prom ienie, ale należy obraz m ikroskopowy fotografować. O b­

serw acje są więc niezw ykle żm udne i w y ­ m agają zarów no w ielkiej um iejętności i techniki, jak i dużego n ak ład u czasu i cierpliw ości. A le zato w yniki sowicie opłacają poniesiony trud. B adania I. E.

B a r n a r d a 1) nad w irusem pew nej cho­

roby m yszy (elektrom elia) pozw oliły zo ­ baczyć — na fotografji — w p o w ięk sze­

niu około 6,000 razy, kom órki tajem nicze­

go zarazka. Są to utw ory okrągłe p rz e d ­ staw iające się jako tarc zk i o średnicy około 170 o niezw ykłej jednorodności k ształtu, jeszcze jednorodniejsze niż b a k ­ terje i kokki. W środku tarc zk i w idoczna jest ciem niejsza plam ka, ale może ona być tylko zjawiskiem , pochodzącem z in ­ terferencji św iatła i znaczenia realnego może nie posiada. A więc o d k ryto w re sz ­ cie organizm, znacznie m niejszy od z n a­

nych dotychczas! W iększości jednak org a­

nizmów, pow odujących inne znane choro­

by w irusow e, n aw et w tym m ikroskopie d o strzec nie było można. N ależało p o szu ­ kać innych m etod, jeszcze doskonalszych.

Że tak ż e inne w irusy, niedostrzegalne n aw et w św ietle ultrafioletow em , są o r­

ganizmami, to m ożna było w nioskow ać z pew nych innych obserw acyj. O dnosiło się to szczególnie do now oodkrytego przez d ‘H e r e 11 e ‘a (1917) zarazka, p o w odują­

cego rozkład bakteryj dyzenterji, t. zw.

bakterjofaga (Bacteriophagum inłesłinale).

1) D isc u ssio n o n the M icroscop y o l filtcrab lc viru ses. J R. M icroscop ical Soc. 52, 1932. B a r ­ n a r d a n d E l f o r d , The c a u sa tiv e organism in in fection s E ctrom elia, P roc. R oy, S o c. 109, 1931.

(13)

76 W S Z E C H Ś W I A T Nr . 3 J e s t to zara z ek pow odujący chorobę już

nie zw ierząt, ani roślin, ale b a k te ry j! B y ­ łab y to więc jakaś u ltra b a k te rja , żeru jąca n a zw ykłych, „w ielkich" b a k te rja c b . O czyw iście żadnem i środk am i obserw acji m ikroskopow ej organizm te n (jeżeli to jest rzeczyw iście organizm ) d o strzec się nie dał. A le obecność jego w zakażonym płynie m ożna było stw ierd zić w te n sp o ­ sób, że dodany na p ły tk ę agarow ą, na k tó rej rozw ijała się k u ltu ra b a k te ry j dy- zenterji, ro zp u szczał zupełn ie k o m órk i b a k te ry j i pow odow ał zniknięcie kolonji.

Otóż jeżeli taki p ły n z bakterjofagiem rozcieńczono 100,000 do 1,000,000 raz y i dodano na p ły tk ę z k u ltu rą d y zenterji, to nie rozpu szczała się już c a ła k u ltu ra , ale ty lk o w poszczególnych jej m iejscach tw o ­ rzyły się jak b y dziury, najw yraźniej p o ­ chodzące od pojedyńczych k o m ó re k b ak - terjofaga, których w skutek rozcieńczenia b yło już niew iele. Isto tn ie, im w ięk sze rozcieńczenie, tem mniej tw orzy ło się ty ch „dziu r"; w te n sposób m ożna by ło n aw et liczyć te organizm y. O ich w ie lk o ­ ści nie daw ały jed n ak te dośw iadczenia najm niejszego pojęcia. W iadom o ty lk o b y ­ ło, że ta k jak i szereg innych w irusów m uszą one być m niejsze od 170— 200 jxa, gdyż by ły niew idzialne w m ik rosko p ie z św iatłem ultrafioletow em .

O grom ny po stęp w b ad an iu w ym iarów tych organizm ów (gdyż ok azały się one isto tnie organizm am i) dokonany z o sta ł w

„N ational In stitute for M edical R esearch "

w Londynie, w o sta tn ic h c z te re c h latach, dzięki badaniom E 1 f o r d a, k tó ry z a sto ­ sow ał do tego celu m etodę u ltrafiltracji, znacznie przez siebie ud o skonaloną. Ul- tra filtry , w ynalezione p rzez B e c h h o 1- d a w r. 1906, są to cienkie p ły tk i z g ala­

rety , najczęściej z kolodium , odpow iednio spreparow ane, przez które sączy się b a d a ­ ny p ły n pod ciśnieniem . G a la re ta ta k a p o siada budow ę p o ro w atą, ale o p orach ultram ikro sko p ow y ch , k tó ry c h szerok o ść zależy od gęstości g a la re ty i od sposobu p rzy rząd zen ia filtru. M ogą one by ć ta k w ąskie, że nie p rzep u szczają już n aw et drobin pew nej wielkości, a p rzep u szczają

tylko drobiny m niejsze. M ożna więc za- pom ocą nich oddzielać n a w e t dro bin y większe od m niejszych. J e s t to zatem j a k ­ by ultram ikroskopow e sitko do p rzesie­

w ania i sortow ania drobin, „sitko m ole­

k u larn e". Poniew aż zapom ocą od pow ied­

nich m etod m ożna te sitk a skalibrow ać, t. j. oznaczyć średn ią szerokość p o r u ltra- filtra, więc stosując szereg tak ich ultrafil- tró w o znanych, ale coraz to innych sze­

rokościach por, m ożna przez filtrow anie nieznanej nam substancji określić w iel­

kość jej drobin. Je ż e li bowiem su b stan­

cja ta będzie np. przech odziła przez filtry o p o rac h średnicy 100^^-, a nie będzie już przech o d ziła przez filtry o p o rach śre d n i­

cy 75 to w ielkość jej drobin musi być p o śred n ia m iędzy 75 a 100 W rzeczy ­ w istości b ad an ie to nie jest tak ie pro ste.

P o ry u ltra filtra to nie są tylk o m ałe otw orki w diafragm ie, jak dziurki w s it­

ku, ale raczej długie, n ierów ne i k rę te k a ­ nały, z licznem i załam aniam i i rozgałęzie­

niam i. J a k pisze B e c h h o l d , w u ltra- filtrze grubości 0,2 mm posiadającym p o ­ ry o śred n icy 20 jłjł, grubość w arstw y fil­

tra jest 10,000 razy w ięk sza niż szerokość kanalików por. Taki k analik nie p rzebie­

ga w d o d a tk u rów no i pro sto p ad le do p o ­ w ierzchni, ale skośnie, z załam am i, tak że długość jego będ zie 3—4 razy w ięk sza niż grubość filtra. T akie p o ry o średnicy 20 są to w ięc kanaliki, k tó ry c h długość jest 30,000 do 40,000 razy w ięk sza niż ich średnica. N iepodobna w ięc jest p rzy p u ­ ścić, że k a ż d a drobina o śred n icy np. 18 albo n a w e t 15 p rzesu n ie się przez całą tę ogrom ną długość pory i przejdzie na dru gą stronę. N a pewno wiele z nich z a ­ trzym a się gdzieś w ciaśniejszych m iej­

scach lub załam ach pory, ale ty lko p e w ­ na część przejdzie na drugą stronę. S po­

sób ok reślen ia śred nicy drobin p rzech o ­ dzących przez ultrafiltry o danej sz ero k o ­ ści p o r w ym aga zatem specjalnych obli­

czeń i uw zględnienia licznych p o p ra ­ w ek — i zaw sze będ zie obarczony dużym błędem . Tem niem niej jedn ak pozw ala ta m etoda rozso rto w ać ciała o różnej ś re d ­ nicy drobin i określić ich średnicę ze zna-

(14)

Nr . 3 W S Z E C H Ś W I A T 77 cznem przybliżeniem . T ą m etodą udało

się E 1 f o r d o w i i jego w spółpracow ni­

kom określić średnicę bakterjolagów , k tó ­ rych znaleziono k ilk a ras, o różnych w y ­ m iarach, o średnicy od 50— 75 aż do 8— 12 ix[i. Nie są to jednak liczby ab so lu t­

nie pew n e — i jak zaraz zobaczym y, zda­

je się, że są nieco za niskie. W roku 1932 M c . C l e m e n t i H e n d e r s o n S m i t h 1) stw ierdzili, że w irus choroby m ozaikowej ty to n iu przechodzi w drobnej ilości p rzez u ltra filtry o p o rach 51 |xji, b a r ­ dzo zaś łatw o p rzez p o ry o średnicy 154 P raw dopodobnie w ięc średnica je­

go w ynosi około 50jx|J-, lub mniej.

N ajw iększe jed nak bodaj sukcesy osiąg­

n ięte zo stały w ostatnich czasach przez zastosow anie m etody czysto fizykalnej •—

m etody centryfugow ania w centryfugach 0 b a rd z o szybkich o b ro tach — w „Institut fiir K olloidforschung“ w F rankfurcie n. M., znajdującym się pod kierun k iem H.

B e c h h o l d a . M etoda centryfugow ania zapom ocą t. zw. u ltracen try fu g w y p raco ­ w ana zo stała p rze z S v e d b e r g a w Up- sali i zastosow an a do centryfugow ania drobin ciał koloidalnych i oznaczania w te n sposób niezw ykle ściśle średnicy 1 w ym iarów tych drobin. U ltracentryfugi S v e d b e r g a d a ją do 40,000 (obecnie już do 100,000) obro tó w na m inutę. M a­

szyny te są jednym z cudów techniki no ­ w oczesnej, kierow anej przez nau kę i s to ­ jącej n a usługach nauki. Z astosow anie tej m etody, aczkolw iek ze słabszem i i mniej doskonałem i centryfugam i, przez Be c h- h o 1 d a 2) i jego współpracowników, d o ­ prow adziło do definityw nego ro zstrzy g­

n ięcia zagadnienia w irusów i ścisłego oznaczenia ich średnicy.

W soku zakażonym w irusam i i przefil- trow anym , w k tó ry m obserw acja m ik ro ­ skopow a nie w ykazuje zupełnie żadnych m ikroorganizm ów , ani zawiesin, w o śro d ­ ku optycznie pustym , udało się przez sil­

-1) M c C l e m e n t a n d H e n d e r s o n S m i t h , F iltr a tio n of P la n t V iru ses, N atu rę J u - ly 23, 1932.

2) H. B e c h h o ł d , F erm en t oder L ebew e- se n ? K o llo id Ztschr. 66, 1934 i 67, 1934.

ne centryfugow anie uzyskać znaczne z a ­ gęszczenie w łasności w irusow ych w w a i- stw ie dolnej, a znaczne osłabienie w w a r­

stw ie górnej. Po odlaniu w arstw y górnej, pow tórzono znow u centryfugow anie i w ten sposób udało się skupić 99,99% czyn­

nych cząsteczek w osadzie na dnie, a za­

razem oznaczyć szybkość opadania czą­

steczek pod wpływem danej siły o dśrod­

kowej. Z szybkości opadania m ożna b y ­ ło, już zupełnie ściśle, oznaczyć wielkość i średnicę cząstek w irusu. W yniki te p o ­ rów nane z w ynikam i u ltrafiltracji E 1 f o r- d a w ykazują ogrom ną zgodność, aczko l­

w iek naogół liczby otrzym ane okazały się nieco w iększe, niż osiągnięte m etodą u l­

trafiltracji, co już podnosiliśmy. Poniższa ta b e lk a daje nam zestaw ienie tych b a ­ dań ’).

Średnica w irusów w n ( i zap om ocą m etod y centryfugi ultrafiltracji

Z arazki osp y . . . . 200 125 — 175

Zaraza kurza . . . . 110 60 — 90

Bakterjofagi C16 . . . 90 50 — 75

Bakterjofagi C21 . . . 75 30 — 45

W irus m ozaik ow y . . 50 < 50

B akterjofagi D 20 . . . 50 20 — 30

W irus zarazy p ysk a i racic ] 8 — 12

Bakterjofagi S u . . . j 20 8 — 12

N iedaw no udało się S c h 1 e s i n g e r o- w i w instytucie B e c h h o l d a o dcentry- fugować bakterjofagi tak dalece, że o trz y ­ mał je w reszcie w postaci m aterjalnej, ja­

ko p re p a ra t zaw ierający w 1 cm 1 około 2—5.10'2 bakterjofagów , których waga w ynosiła około 1 mg. P łyn te n był już sil­

nie zm ętniały dla oka i przypom inał ro z ­ twór koloidalny siarki. W świetle odbi­

łem m iał b arw ę niebieskaw o-białą, w św ietle przechodzącem czerw onaw o-żółtą (efekt Tyndalla). P rzez centryfugow anie tego płynu otrzym uje się w reszcie b a k te ­ rjofagi jako sta ły osad na dnie.

W te n sposób w ielkie zagadnienie, jaka jest granica dolna w ielkości organizmów,

*) H. B e c h h o 1 d, 1. c., T. 67, str. 76.

(15)

78 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 3 o trzy m ało o stateczn ie sw oje ro zw iązanie, a

przynajm niej zrobiono olbrzym i k ro k , s ta ­ w iający nas u progu ro zw iązania. M ogą—

okazuje się — istnieć organizm y żyw e, r o ­ snące i rozm nażające się, o stałej o k reślo ­ nej form ie i w ym iarach, k tó ry c h średnica w ynosi zaledw ie 20jx[J-, przyczem pom ię­

dzy tem i organizm am i, a w idzialnem i ko ­ m órkam i istnieje cała gam a przejść i w ie l­

kości p ośrednich. O rganizm o w ielkości 20 [a[a , a jeszcze żywy!

J a k ż e ż silnie z red u k o w an e m uszą tu b yć jego składn ik i chem iczne i jego p r o ­ cesy chem iczno-fizjologiczne! C z ą stk a o średnicy 2 0 zaw ierać m oże zaled w ie 6 0

drobin b iałk a, k tó rem i całkow icie b y łab y w ypełniona. A le p rzecież nie m oże się ona sk ład ać z sam ego b iałk a, m usi w szak zaw ierać ta k ż e w odę i pew nie jakieś c ia ­ ła m ineralne. G dzież jest jed n a k m iejsce n a drobiny lipoidów , w ęglow odanów , e n ­

zym ów i t. d.? Co z tego bogactw a sk ła d ­ ników , o k tó re m na p o c z ątk u tego a rty ­ k u łu mówiliśmy, p o zostało ? N a jakich o stateczny ch sk ład n ik ach polega życie ty ch organizm ów ? Czy jest to jakaś p r a ­ w idłow a kom binacja biokoloidów ? C ała fala now ych, palących p y tań w d ziera się, razem z tem odkryciem , do nauki. Spo­

dziew ać się m ożem y rozw iązania w ielu z tych p y tań w w yniku analizy chem icznej izolowanej m asy bakterjofagów lub w iru­

sów. P raw d a, że otrzym ano dotychczas zaledw ie 1 mg tej masy. To za m ało. A le gdy otrzym ano 1 mg. to n iew ątpliw ie uda się otrzym ać i 1000 mg, to jest już ty lk o k w estja techniczn a i k w estja kosztów . A w ted y m ożna już będzie w ykonać ta k ­ że analizę tej m asy, k tó ra nam da jakieś decydujące inform acje o budow ie i istocie m aterji żywej, n a k tó re n a u k a od t a k daw na czekała.

M A R J A N G IE Y S Z T O R .

W A R U N K I Ż Y C I A W D R O B N Y C H Z B I O R N I K A C H W O D N Y C H J e s t rzeczą ogólnie zoologom znaną, że

w drobnych zbiornikach wodnych, w ysy ch a­

jących w czasie lata, w y stęp u je często w ielkie bogactw o form zw ierzęcych, w ła ­ ściw ych ty lk o tem u środow isku. Fauna ta n a strę c z a w iele ciekaw ych zagadnień biologicznych, n iejedn o kro tnie p o ru sz a ­ nych w lite ra tu rz e naukow ej. T em bardziej dziw ić się należy, że w y stęp o w an ie sw o­

isty ch zespołów zw ie rz ą t drobnozbiorm - kow ych, k tó re ściągnęły na siebie uw agę system atyk ów , zoogeografów i ekologów , nie spow odow ało do tychczas głębszego zbadania, jakie w aru n k i życia p an u ją w d robnych zbiornikach. M ożnaby w y tłu m a ­ czyć to tem , że m łoda stosunkow o dzie­

dzina badań, jak ą jest lim nologja, zw ró c i­

ła się n a jp ie rw do bad an ia objektów wielkich, „rzucających się w oczy", jak jeziora. W ielkość o bjektów b a d a ń w tym p rzy p a d k u m oże jed n ak w y d ać się w zględna, gdyż d robne zbiorniki w odne

w y stęp ują na w ielu o bszarach (zw łaszcza w okresie wiosennym) b ard zo licznie i c- gólna sum a ich pow ierzchni m oże się p rze d staw ia ć w ręcz im ponująco. J e ż e li jeszcze w eźm iem y p o d uw agę znaczne z a ­ gęszczenie organizm ów słodkow odnych, w ystępujących w zbiornikach drobnych oraz ich różnorodność, będziem y musieli stw ierdzić, że drobne zbiorniki stanow ią w ielki b iotop słodkow odny, w y stęp u jący n a p lan p ierw szy w okolicach ubogich w jeziora. O ddaw na było rzeczą stw ie rd z o ­ ną, że sk ła d faunistyczny drobnych zb io r­

ników , pozornie n a w e t podobnych do sie­

bie -— b y w a b ard zo różny. Słusznie te ż zw rócono uw agę n a to (np. S p a n d 1), ż e m am y do czynienia z b ardzo różnem i t y ­ pam i drobnych zbiorników . S tą d p o w sta ­ ły p ró b y klasyfikacji tych zbiorników o - p a rte n a ich genezie (co z re sz tą w inno budzić zastrzeżenia). R ozróżnia się zbior­

niki p o w stałe z topniejących śniegów, z

(16)

Nr . 3 W S Z E C H Ś W I A T 79 wylew ów rzek, w sk u te k długotrw ałych o-

padów i t. d. ( S p a n d l , D e k s b a c h i inni). Z astan aw iającą rzeczą jest, że ro z ­ poczęto tu w pew nej m ierze robotę „od końca", gdyż p ró b y uszeregow ania zbior­

ników drobnych w pew ne ty p y w ym aga­

ją podstaw o w y ch chociaż o nich w iado­

mości. Znajomość jednak drobnych zb io r­

ników p rzed staw ia w wielu przypadkach znaczne luki.

P arow an ie wody, term ik a, zaw artość tlen u i t. d. w y k azują w drobnych zb io r­

n ik ach b a rd z o sw oiste cechy, k tó re n ie­

w ątpliw ie odgryw ają decydującą rolę w życiu organizm ów drobnozbiornikow ycl*

Pom ijając więc rozw ażania n a d k lasyfika­

cją zbiorników drobnych — przejdziem y do om ów ienia ich zasadniczych w łaściw o­

ści, op artego n a obserw acjach głównie dw óch zbiorników , położonych wpobliżu jeziora W igry.

P arow an ie w ody, przesiąk an ie jej do gruntu, w pływ w reszcie roślinności b ło t­

nej pow odują sta ły u b ytek w ody w zb io r­

nikach, rekom pensow any często tylko przez opady. P o czątk o w a więc zaw artość w ody w zbio rnik u w o kresie wiosennym, jego średnia głębokość, długość linji b rz e ­ gowej i t. d. decydują zw ykle o tem , jak długo p o trafi zbiornik w alczyć z p ro c e ­ sem w ysychania. W spom niane cechy m or­

fologiczne zbiorników okazują się więc decydujące m. in. w ta k w ażnej ich w łaści­

wości, jak długość ich istnienia, oraz w y ­ w ierają w pływ na term ikę, stosunki tle ­ now e i t. d. Z b ad a ń n ad jezioram i (głów­

nie A. T h i e n e m a n n a ) wiemy, że ich c h a ra k te r zależn y jest w znacznej bardzo m ierze od tak ieg o lub innego zespołu cech m orfologicznych. T ak pożądan a dokładna c h a ra k te ry sty k a m orfologiczna drobnych zbiorników n a strę c z a jednak pow ażne trudności. S ta ły sp ad ek poziom u w ody pow oduje m ianowicie, że cechy m orfolo­

giczne drobnych zbiorników są b ardzo zm ienne. O padanie poziom u w ody nie jest bynajm niej rów nom ierne i zależy od całego szeregu czynników , jak te m p e ra tu ­ ra i w ilgotność pow ietrza, w iatry, p rz e sią ­ kanie w ody do gruntu, opady i t. d.

Parow anie w ody w p łytk ich zbiornikach ma przebieg bardzo intensywny. Z jeziora Grimnitz (położonego wpobliżu B erlina), w yparow uje np. średnio dziennie 2,56 mm, gdy średnia dzienna paro w an ia jednego z bad any ch drobnych zbiorników wynosi 6,74 mm. D okładniej zilustruje te sto su n ­ ki zestaw ienie średniego dziennego p a ro ­ w ania jez. G rim nitz (pg. B i n d e m a n n a ) podług miesięcy, z liczbami uzyskanem i na w spom nianym zbiorniku drobnym.

Maj C ze rw ie c Lipie c Sier pie ń W r z e s i e ń J e z. G rim nitz 3,91 5,16 5,03 4,39 2,88 Drobny zbiorn. 8,32 8,71 7,75 4,57 4,82

W ciągu 5-ciu m iesięcy (V— IX) z po ­ wyższego zbiornika w yparow ało 1056 mm wody, co w zestaw ieniu z jezioram i, jak np.: Zurichskiem — 440 mm rocznie i Age- ri — 410 mm rocznie (H a 1 b f a s s) sta n o ­ wi rzeczyw iście ogrom ną liczbę. Roczne parow anie w ody w jeziorach położonych w strefach m iędzyzw rotnikow ych w yraża się w liczbach: 2730, 2170, 1930, 1890 mm i t. d. Z pow yższych zestaw ień nasuw a się w niosek, że s z y b k o ś ć p a r o w a n i a j e z i o r z e s t r e f g o r ą c y c h z d a ­ j e s i ę o d p o w i a d a ć s z y b k o ś c i p a r o w a n i a d r o b n y c h , w y s y ­ c h a j ą c y c h z b i o r n i k ó w w o d ­ n y c h , p o ł o ż o n y c h w u m i a r k o ­ w a n e j s t r e f i e k l i m a t y c z n e j . W yjaśnienia ty ch stosunków należy szu­

kać w e w łaściw ościach term icznych zb ior­

ników drobnych; należy też mieć na u w a ­ dze to, że zbiorniki w ysychające istnieją u nas tylko w ciepłej porze roku.

T e m p era tu ry w ody w drobnych zbiorn i­

kach, w godzinach rannych (7h) w yższe są średnio o 2°C od tem p. pow ietrza, m ierzo ­ nych w tym sam ym czasie. F a k t te n wiele mówi, gdyż pozw ala w nioskow ać, że te m ­ p e ra tu ra wody w ciągu nocy nie opada do minimalnej dobowej te m p e ra tu ry p o w ie­

trza, lecz utrzym uje się stale na wyższym od niej poziomie. Św iadczyłoby to o zn acz­

nej stałości te m p e ra tu r w ody w stosunku do te m p e ra tu r pow ietrza, n a w e t w bardzo płytkich zbiornikach, k tó ry ch m aksym al­

na głębokość nie sięga jednego m etra. N aj­

(17)

80 W S Z E C H Ś W I A T Nr . 3

w yższe o bserw ow ane te m p e ra tu ry wody w y stęp u ją w znacznej w iększości p rz y ­ p ad k ó w w godzinach popołudniow ych, p rzyczem śred n ia najw yższych te m p e ra ­ tu r pow ierzchni w ody od m aja do c z erw ­ ca w ynosiła 21,4°, gdy śred n ia te m p e ra ­ tu ra p o w ie trz a, m ierzona w tym sam ym czasie — zaledw ie 19,6°. W ieczo rne te m ­

p e ra tu ry w ody (Rys. 1), jak to zgóry m oż­

n a b yło przew idzieć, w yższe są w p o ró w ­ naniu do te m p e ra tu r p o w ietrza, niż te m ­ p e ra tu ry w godzinach ran nych i p o łu d n io ­ w ych. R óżnice w śred n ich m iesięcznych te m p e ra tu ra c h p o w ie trz a i w ody w godzi­

n ach w ieczornych w ynoszą: w m aju 4°, w czerw cu 5,9°, w lipcu 3,2°, w sierp niu 3,2°. O m aw iane wyżej średnie te m p e ra tu ­ ry ran ne, południow e i w ieczo rn e w s k a ­ zują n a to, że i średn ie te m p e ra tu ry d o ­ bow e w od y są w yższe od śred nich te m p e ­ r a tu r dobow ych p o w ietrza. O m ów iony p o k ró tc e c h a ra k te r p rzeb ieg u te m p e ra tu r w ody w p o ró w n an iu do te m p e ra tu r p o ­ w ie trz a znajduje sw e w y tłum aczenie w tem , że w o da n ag rzew ając się silnie p o d ­ czas dnia (zw łaszcza p rzy jej b ezp o śred - niem nasłonecznieniu), utrzym uje sw oją te m p e ra tu rę znacznie trw alej niż p o w ie ­ trz e (rys. 2).

Specjalnie in te re su ją c a dla ekologa jest dobow a am p litu d a te m p e ra tu r, ze w zglę­

du n a zn aczną w rażliw ość w ielu form zw ierzęcych na w ahania tem p e ra tu r (zw ie­

rz ę ta stenoterm iczne) w p rzeciw staw ien iu

znowuż do innych, k tó re doskonale zno­

szą silne naw et w ahania ciepłoty (zwie­

rz ę ta euryterm iczne). Naogół w ahania te m p e ra tu r w ciągu doby nie są ta k w iel­

kie, jakby to m ożna było przypuszczać.

N a zupełnie nieosłoniętym zbiorniku stw ierdzono, na 27 spostrzeżeń, dzienną am plitudę — w jednym p rzy p a d k u w y no ­

szącą 9,3°, w pięciu p rzy p ad k ach 6° do 8°, w 12-stu p rzy p a d k a c h 3° do 6° i w 8-miu p rzy p a d k a c h 0,8° do 3°. Średnia am plitu ­ d a te m p e ra tu r po w ierzchni w ody w ynosi za o k res od maja do w rześn ia 4,3°, te m p e ­ ra tu r zaś w o d y naddennej 3,3°. N ajw ięk­

szą dzienną am plitudę te m p e ra tu r w y k a ­ zują w ody przy b rzeżn e (rys. 2).

W ystępo w anie takiego lub innego uw ar- stw ow ienia te m p e ra tu r w o dy — ta k o b ­ szernie tra k to w a n e w lite ra tu rz e lim nolo­

gicznej tyczącej się jezior — jest zjaw i­

skiem b ard zo częstem i w najpłytszych n a w e t drobnych zbiornikach wodnych.

W ystępo w anie takieg o lub innego uw ar- stw ow ienia term icznego lub hom oterm ji jest zależne od w pływ ów m eteorologicz­

nych jak i od stan u głębokości zbiornika.

Ilu stru ją to tab e le 1 i 2.

Liczne pom iary te m p e ra tu r w ody od p ow ierzchni do dna w różnych p o rach do­

by pozw alają stw ierdzić, że w godzinach ran n y ch w ystępuje najczęściej hom oter- mja, w godzinach południow ych stra ty fi­

k acja p ro sta , w godzinach w ieczornych znów hom oterm ja, w nocy zaś stra ty fik a ­

R ys. 1. P rzeb ieg tem p eratu r w ie cz o rn y ch w drob n ym zbiorniku. Linja c ią g ła — tem p. p ow ietrza, przeryw ana — tem p. p o w ierzch n i w o d y , kro p k o w a n a — tem p. w o d y p rzyb rzeżn ej.

(18)

Nr . 3 W S Z E C H S W I A T 81 cja odw rotna 1). Pow yższe ogólne zasady

w ystępow ania stratyfikacji i hom oterm ji w różnych p o rac h doby tłum aczą się z a ­ sadniczym biegiem te m p e ra tu r pow ietrza w ciągu doby i operacją słoneczną w cza­

sie dnia. Zgóry już można było przew i­

dzieć, że w p ołudnie pod w pływ em w yso­

kich te m p e ra tu r pow ietrza i nasłonecznie-

winna nastąpić cyrkulacja wody, k tó ra doprow adzi do hom oterm ji, w reszcie przy dałszem opadaniu te m p e ra tu ry pow ietrza i b ra k u słońca (noc) przejdzie w s tr a ty ­ fikację odw rotną i w godzinach rannych dnia następnego, dzięki ogrzew aniu się pow ierzchni — w oda przecyrkuluje, p o ­ w racając poprzez hom oterm ję do stratyfi-

R ys. 2. P rzeb ieg tem peratur w od y w zbiorniku n iezacien ion ym w c za s ie dob y (30,V I—

l.V I I ). Lin ja cią g ła — tem p . pow ietrza, przeryw ana — tem p. pow ierzchn i w o d y , kreski i kropki — tem p. w od y na g łęb ok ości 30 cm., kropkow ana — temp. w o d y p rzyb rzeżn ej.

nia w inna w zasadzie w ystępow ać s tr a ty ­ fikacja p ro sta. P rzy opadaniu te m p e ra tu ­ ry ku w ieczorow i, w cześniej lub później

1) Z hom oterm ją m am y do czyn ien ia w ów czas, g d y tem p eratu ra je s t jednak ow a w e w szy stk ich w a rstw a ch w o d y — od pow ierzchn i do dna. S tra ­ ty fik a cja p ro sta jest t o u w arstw ien ie term iczne w o d y , g d y n a jw y ższe tem p eratu ry w y stęp u ją na p o w ierzchn i, g łęb sze za ś w a rstw y w o d y p osiad ają

kacji prostej. W jeziorach um iarkow anej strefy klim atycznej panuje na wiosnę ho- m oterm ja (cyrkulacja wiosenna), latem

tem peraturę niższą. S tra ty fik a cja odw rotna ma m iejsce w ów czas, g d y c h ło d n ie jsz e w a rstw y w o d y leżą na c iep lejszy ch . W tym ostatn im przypadk u p ow stają zw y k le w drobnych zbiornikach t. zw.

p rąd y k on w ek cyjn e, id ące w kierunku pion ow ym .

Cytaty

Powiązane dokumenty

dow i znacznie się natom iast opóźniła ze w zględu, jak się przypuszcza, na zbyt suchy k lim at lub konkurencję świerka, k tóry rozprzestrzen ił się tu

Podobieństw u genetycznem u rodziców sprzyja oczywiście fa k t ich pokrew ieństw a, a do pewnego sto p ­ n ia (szczególnie w małych izolowanych populacjach) właśnie

Podsumowując wnioski, jakie nasuw ają się po zestawieniu ch arak tery ­ styk środowiskowych poszczególnych form, możemy przypuścić, że w Rębielicach rosły nad

sfałdowaniu kapelusza powierzchnia pokryta przez hym enium jest w ielokrotnie zwiększona, stąd ilość produkowanych zarodników przez każdy owocnik jest

strzec niekiedy, że siarkę i w ęglan wapnia od istniejącej jeszce blaszki gipsowej dzieli pusta przestrzeń, świadcząca, że proces zastępowania rozwijał się

Grzyb tutaj radzi sobie inaczej: pod w p ływ em jego w ydzielin ściany zewnętrzne komórek epiderm y pęcznieją i przybierają strukturę blaszkowa tą, zaś grzyb w

Łączenie się wodoru z tlenem jest silnie egzotermiczną reakcją, wyzwala się podczas niej dużo energji, dlatego też tlen jest tak ważnym biologi­.. cznie

Odrazu dostrzegamy, że najświetniejsze gwiazdy najliczniej gromadzą się przy Drodze Mlecznej, dokładna zaś statystyka słab­.. szych gwiazd wykazuje również,