• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. M. 33. Warszawa, d. 14 Sierpnia 1887 r. Tom VI.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. M. 33. Warszawa, d. 14 Sierpnia 1887 r. Tom VI."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M . 3 3 . Warszawa, d. 14 Sierpnia 1887 r. T o m V I .

/ / 1

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs za w ie : ro c zn ie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą poc zto w ą : ro c z n ie „ 10 p ó łro cz n ie „ 6

P re n u m ero w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ech św iata i w e w s zy s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zag ran icą.

-A-d.r©s Z S e d -a łs c y i: K r a k o w s k i e - P r z e d m i e ś c i e , 2STr S S .

Komitet Redakcyjny stan o w ią: P. P. D r. T. C h a łu b iń sk i, J . A lek san d ro w icz b. d z ie k an U niw ., m ag . K. D eike, m ag. S. K ra m szty k , W ł. K w ietn iew sk i, l . N atan so n ,

D r J . S ie m ira d zk i i m ag. A. Ś ló sarsk i.

„W sz e ch św iat" p rz y jm u je o głoszenia, k tó ry c h treś ó m a ja k ik o lw ie k zw iąz ek z n a u k ą , n a n a stęp u jąc y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz zw ykłego d ru k u w sz p alcie alb o jeg o m iejsc e p o b ie ra się za p ierw szy ra z kop. 7 '/ł>

za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. 6, za dalsze kop. 5.

DLA CZEGO ŚPIEM Y?

Dlaczego śpiemy? Co to jest sen? Jakie ! są jego przyczyny i jaki mechanizm? Są. to pytania kłopotliwe, na które różni fizyjolo- gowie nie daliby zapewne zgodnćj odpowie­

dzi, a przed kilku zaledwie laty Exner i Beaunis, pierwszy w obszernem dziele zbiorowem wydanem przez Hermanna, dru­

gi w swym traktacie fizyjologii, oświadczyli otwarcie, że o przyczynach snu nic zgoła nie wiemy.

Niedawno wszakże p. Leon Errera, pro­

fesor uniwersytetu brukselskiego, poruszył tę kwestyją w towarzystwie antropologicz- nem w temże mieście, starając się wykazać przyczyny, które sen nasz wywołują. W y-

j

wody jego polegają wprawdzie na domy- 1 słach tylko, nienmićj jednak popiera je au­

tor przez zręczne analogije, a zarazem daje dokładny obraz obecnych na sprawę tę po­

glądów; dlatego podajemy tu streszczenie ' tego zajmującego wykładu, który w całości zamieściła w jednym z ostatnich swych nu- j merów „Rćvue Scientifique”.

Naj wybitniejszą cechę snu stanowi pery- jodyczne zawieszanie działalności wyższych ośrodków nerwowych. Stan ten starano się nieraz wyjaśniać przez zmiany w mózgo- wem krążeniu krwi; przez dziwną jednak sprzeczność jedni autorowie odwoływali się do kongestyi mózgu, któraby przytłumiała ośrodki nerwowe i przerywała ich funkcy- jonowanie, inni zaś przyjmowali zmniejsza­

nie się dopływu krwi podczas snu, jakoby anemiję mózgową. Jak się zdaje, badania j nowsze sprzyjają tój ostatniej hypotezie, na j poparcie którćj przytoczyć też można sen- 1 ność, następującą po znacznym upływie krwi u osób rannych lub poddanych operacyi.

W każdym jednak razie zmiany te w obie­

gu krwi sanie wymagają tłumaczenia, nie mogą więc wystarczyć do utworzenia teo- ryi snu.

Skoro tylko poznano olbi-zymią ważność tlenu dla podtrzymywania czynności tka­

nek, rzeczą było naturalną przypisać mu ro­

lę i w sprawie snu. Chciano tedy wytłu­

maczyć sen przez słabsze pochłanianie tle­

nu, a zasadę tę, datującą jeszcze od końca

zeszłego wńeku, podtrzymywali Purkinje,

Pfliiger i inni. Ponieważ to krew jest roz-

nosicielką tlenu po organizmie, teoryja ta

(2)

514 W SZECH ŚW IA T. N r 33.

zgodna jest z przypuszczeniem, że senność w ywoływana jest przez anemiję mózgową, ale i to nie tłumaczy nam zgoła przyczyny snu normalnego. Dla czego ilość otrzymy­

wanego tlenu ulegać ma w pewnych chw i­

lach zmniejszaniu, by wzrastać znowu w k il­

ka godzin późniśj?

Sen jednak nie jest jedynym objawem, który w sposób prawidłowy, jakby rytmicz­

nie, powtarza się w życiu organizmu; zw ła­

szcza też wyczerpywanie mięśnia przez pra­

cę i przywracanie pobudzalności jego przez spoczynek dają się dobrze porównać do uczucia zmęczenia i do usuwających to uczu­

cie działań snu. Otóż, badania J. Rankego, prowadzone przed dwudziestu przeszło la­

ty, doprowadziły do wniosku, że wyczerpy­

wanie mięśnia pochodzi z nagromadzenia się substancyj, powstających przez jego kur­

czenie się, a w szczególności kwasu mlecz­

nego. Jeżeli te substancyje „nużące”, jak je Rankę nazywa, wstrzykniemy w świeży mięsień, staje się on niezdolnym do działa­

nia, jest wyczerpany; jeżeli usuniemy je przez sztuczne przemywanie, albo dozw oli­

my krążeniu krwi usunąć je i zastąpić przez inne materyjały, znużenie ustaje, mięsień odzyskuje swą kurczliwość, budzi się. Ran­

kę przypuszczał, że nużące te substancyje działają na szkodę mięśni przez zatrzymy­

wanie tlenu; w każdym zaś razie mamy tu zakłócenie chemicznego stanu mięśnia, z a ­ trucie go chwilowe,które go zmusza do spo­

czynku, dopóki się od tych wytworów nie uwolni i jakby nanowo nie odrodzi.

Nasunąć się tedy mogło pytanie, czy i do snu nie dawałaby się zastosować teoryja po­

dobna, polegająca na przypuszczeniu zatru­

cia chwilowego. Kilku fizyjologów rzeczy­

wiście poszło tą drogą; przyjmowali oni mia­

nowicie, że w mózgu, pod wpływem jego działalności, wytwarzają, się bezustannie produkty znużenia (Ermildungsstoffe), któ­

rych nagromadzenie powoduje sen i które są wtedy unoszone z mózgu przez przebie­

gającą go krew. Pogląd ten rozwinął zw ła­

szcza Preyer, który owe substancyje nużące nazwał „ponogenami” (t. j. wytworzonemi przez znużenie, od xóvoę—znużenie); wytw o­

ry te, nagromadzające się podczas czuwa­

nia, ulegają, bardzo łatwo utlenianiu i dla­

tego odwracają na swą korzyść tlen, prze­

znaczony do podtrzymywania działalności różnych gruczołów, mięśni, mózgu, a w ten sposób czynności psychiczne i ruchy dowol­

ne omdlewają: organizm usypia. A le skoro ponogeny te zostają zwolna przez utlenia­

nie zniszczone, słabe pobudzenie wystarcza do przywrócenia komórkom węzłowym ich działalności względem tlenu, —- i budzimy się wtedy.

Spomiędzy substancyj ponogenicznych główną, rolę, według Preyera, odegrywać ma kwas mleczny; starał się on nawet oka­

zać doświadczalnie, że ciało to wprowadzo­

ne do organizmu powoduje sen. Doświad­

czenia wszakże nie wydały stanowczych re­

zultatów, dlatego i teoryja ta nie została po­

wszechnie przez fizyjologów przyjętą.

W owym jednak czasie nie znano jeszcze żadnego wytworu organizmu zwierzęcego, któryby był podobny do alkaloidów roślin­

nych, wzbudzających senność. Nowsze do­

piero badania wykazały, że produkty takie igtnieją i im to właśnie p. Errera przypisu­

je znaczenie ponogenów Preyera.

Przenosząc do zwierzęcia żywego i zdro­

wego badania, jakie Selmi przeprowadził na trupach, zdołał Armand Gautier wydo­

być z mięsa ssących, z wołu mianowicie, sze- reg pięciu zasad organicznych, mniej lub więcej zbliżonych do kreatyny, kreatyniny i ksantyny. N azw ał je leukom ainam i (od Xsóxo>[Jia, białko), aby zaznaczyć pochodze­

nie ich od ciał białkowatych i aby je odróż­

nić od zasad trupich czyli ptomainóto. Gau­

tier wniósł stąd, co już poprzednio przy­

puszczali niektórzy fizyjologowie, że zw ie­

rzęta w warunkach normalnych wytwarza­

ją alkaloidy na wzór roślin.

W łasności zaś fizyjologiczne tych leuko- main są wyraźne. W yciąg wodny śliny jest trujący i narkotyczny,przynajmniej dla pta­

ków, alkaloidy zaś soku mięśniowego w y­

wierają działanie więcej lub mniej potężne na ośrodki nerwowe, powodują senność, znużenie, niekiedy wymioty. Prace Gautie- ra stanowią podstawę, na której Errera opiera swoję teoryję snu, przyjmuje bowiem, że alkaloidy zwierzęce służyć mogą do naj­

naturalniejszego wyjaśnienia snu i związa­

nych z nim zjawisk.

W szelki objaw życiowy połączony jest ze

zniszczeniem pewnej ilości substancyi orga­

(3)

N r 33. w s z e c h ś w i a t . 515 nicznej. Jestto następstwo wielkiej zasady

zachowania energii. Kiedy ruch się wytwa­

rza, kiedy mięsień się kurczy, kiedy objawia się wola i wrażliwość, kiedy myśl się uja­

wnia, kiedy gruczoł wydziela, —substancyja mięśnia, nerwów, mózgu, gruczołu dezorga­

nizuje się, niszczy i zużywa. Pod pewnym względem, życie jestto długie, powolne sa­

mobójstwo. Stało się to prawdą prawie ba­

nalną, że istota żyjąca, by pracować mogła, winna palić materyję organiczną, jak motor parowy spala węgiel; w takim zaś razie mu­

szą się ciągle tworzyć odpadki, popioły, po- nogeny, a jak w machinie parowój tak i w żyjącej popioły te bez szkody nagromadzać się zbytnio nie mogą. Ostatecznie bowiem przygniotłyby tkanki i zajęłyby miejsce, które przypada pierwiastkom użytecznym.

Co większa, te odpadki komórkowe i z in- nego jeszcze względu są niebespieczne, nie- tylko bowiem w sposób bierny przytłumia­

ją działalność tkanek, ale i czynnie oddzia­

ływać mogą na objawy życiowe.

Pojmujemy więc łatwo, że machina zw ie­

rzęca nie może działać ustawicznie, jeżeli nie będzie się oswobadzać od swych popiołów:

rugowanie więc ponogenów i reparacyja or­

ganiczna są to niezbędne następstwa pracy.

Jestto źródło przemian więcćj lub mnićj re­

gularnych, a fazy działalności i spoczynku winny po sobie kolejno, jakby rytmicznie następować.

Powyższe uwagi ogólne tłumaczą nam ko­

nieczność spoczynku, ale nie wystarczają jeszcze do wyjaśnienia mechanizmu snu.

Sen bowiem nie jest litylko niemożebnością pracy, jestto objaw porządku nerwowego.

W szelkie odpadki komórkowa, każde ciało ponogeniczne niekoniecznie jeszcze sprowa­

dzać musi senność. Do tego trzeba, aby cia­

ło to w pewien właściwy sposób oddziały­

wało na wyższe komórki nerwowe i zawie­

szało chwilowo ich działalność. Czy zna­

my substancyje posiadające podobne w ła­

sności? Zapewne: eter, chloroform, wodan chloralu, a przedewszystkiem alkaloidy nar­

kotyczne: morfina, narceina i t. d.

Jeżeli zaś rospatrzymy się w przetworach wyrabianych przez organizm, to zapewne leukomainy odpowiadają najlepiej warun­

kom, jakieśmy teoretycznie wskazali. Jak­

kolwiek bardzo niedostatecznie jeszcze je

znamy, wiemy wszakże, że po większćj czę­

ści, podobnie jak ptomainy, są to substancy- je bardzo silnie się utleniające, a właśnie morfina zaleca się także znaczną pożądliwo-

j

ścią tlenu.

Możnaby się też zapytać, w jaki sposób

! leukomainy działają na komórki nerwowe, bespośrednio czy też pośrednio, przez za­

trzymywanie tlenu, jak to przypuszczał Pre- yer co do swoich ponogenów? Obecne na­

sze wiadomości nie wystarczają do rosstrzy- gnięcia tój kwestyi, zdaje się jednak, że przy­

puszczenie pierwsze więcćj ma za sobą pra­

wdopodobieństwa. Jeżeli dla porównania odwołamy się do alkaloidów roślinnych, to nikt zapewne przypuszczać nie będzie, aże­

by morfina sprowadzać miała sen przez usu­

wanie tlenu; jeden bowiem centygram soli morfinowćj — co jest ilością wystarczającą do sprowadzenia snu —wymaga do zupełne­

go utleniania swego zaledwie dwa centygra- my tlenu, osiemdziesiątą więc niespełna część tćj ilości tlenu, jaką wdychamy w cią­

gu minuty. Nie wiemy jeszcze, jaka do­

za różnych leukomain potrzebna jest do sprowadzenia znużenia i senności, o jakićj mówi Gautier, zapewne jednak musi to być doza niewielka. Leukomainy w organizmie normalnym występują tak skąpo, że niepo­

dobna prawie przypisywać sen brakowi tle­

nu, wywoływanemu przez ich utlenianie.

W pływ ponogenów na mózg nie polega te­

dy zapewne na powstrzymywaniu dostępu tlenu lub krwi, ale jestto pewnego rodzaju zatrucie bespośrednie.

P . Errera poprzestaje tylko na wskaza­

niu, że narkotyki działają w pewien sposób właściwy na komórki nerwowe, czemu za­

przeczyć nie można; nie rostrząsa zaś pyta­

nia, czy nie nagromadzają się w tych ele­

mentach w nadmiernćj ilości. Skłania się wszakże widocznie do tego ostatniego poglą­

du, i u roślin bowiem, które je wytwarzają, alkaloidy nie są zgoła jednostajnie w tkan­

kach rozłożone, ale wiążą się z pewnemi oznaczonemi elementami histologicznemu

Teoryja snu winna zdawać sprawę z nor­

malnego powiązania trzech spraw — pracy, znużenia i snu; wykazać można łatwo, że powyższa teoryja zatrucia odpowiada temu warunkowi.

Każda praca, bądź mięśniowa, bądź też

(4)

516 WSZECHŚWIAT. N r 33.

mózgowa, wytwarza odpadki. Odpadki te, gromadząc się, czynią dalszą pracę coraz bardziej uciążliwą—jestto znużenie. W resz­

cie, odpadki a zwłaszcza leukomainy zatru­

wają tak dalece wyższe ośrodki nerwowe (jakby to w yw ołała i morfina), że je spro­

wadzają do besczynności—jestto sen. Jestto przebieg tych zjawisk, sprowadzony do naj­

prostszego swego wyrażenia; obraz ten j e ­ dnak wikła się mnóstwem okoliczności ubo­

cznych, z których przytoczymy główniejsze.

Przedewszystkiem , istota żywa walczy bezustannie z owem zatruciem, które mu zagraża; stara się oswobodzić od swych od­

padków: krążenie krwi porywa je, oddycha­

nie i wydzielanie rugują je, a wątroba, jak się zdaje, niszczy je w części. Im usilniej­

szą jest praca, tem bardziej wzmagają się wszystkie te funkcyje: prąd krwi przyspie­

sza się, zmywając i oczyszczając organy;

szybszy oddech usuwa więcój dwutlenku węgla; często powiększa się i w ydzielanie moczu, występuje pot, który odświeża orga­

nizm i zabiera mu nadto pewną ilość sub- stancyj odrzucanych — mocznik i kreatyni­

nę. Liczne te środki oczyszczania pozwa­

lają nam utrzymać przez pewien czas swą działalność, — wszakże do pewnego kresu tylko. Dlaczegóż to?

D ziałalność mózgowa taka, jak się uja­

wnia podczas czuwania, połączona jest z re- akcyjami chemicznemi, które się dokonywa­

ją w protoplazmie komórek nerwowych sza­

rej substancyi mózgowćj. Pom iędzy zaś po- nogenami, które się bezustannie zbierają w różnych organach pracujących, jak w ie­

my, znajdują się substancyje narkotyczne, podobne do alkaloidów. W edług wszelkie­

go prawdopodobieństwa te właśnie ciała mają szczególne powinowactwo do korowej komórki nerwowej, a przynajmniej działają na nią, zmieniają ją, przyczepiają się do niój. Rugowanie ich w sposób, o jakim mówiliśmy wyżej, może być zawsze częścio­

we tylko; gdy jednak część usuwać się bę­

dzie z wydzielinami, a druga niszczoną mo­

że będzie przez utlenianie, pozostała część zostanie jeszcze zatrzymaną w mózgu. Ośrod­

ki nerwowe tak zmieniane coraz trudniej spełniają funkcyję wydzielania, a by utrzy­

mać je w stanie czuwania trzeba będzie po­

budzeń coraz energiczniejszych; począwszy

od pewnego stopnia ruchy nasze stają się wolniejsze, wrażenia nasze tępieją, myśl sta­

je się ociężałą, jednem słowem czujemy się znużeni. Nadchodzi wreszcie chwila, gdy działalność protoplazmy mózgowej zawiesza się na czas pewien: zasypiamy.

W edług tej teoryi ponogeny działają na te tylko komórki nerwowe, do których prze­

nikają; komórki organizmu usypiają z kolei, jak i umierają z kolei, według porządku hi- jerarchicznego. Komórki przewodniczące funkcyjom najwyższym są też najdelika­

tniejsze, najprędzej się zakłócają; ośrodki najwyższego znaczenia najprędzej się w y ­ czerpują, następnie sen ogarnia zwolna i ośrodki niższe.

Skoro zaś skupianie się pewnej dozy leu- komainów w komórkach węzłowych spro­

wadza znużenie, to przebudzenie się nor­

malne i połączony z niem wypoczynek (de- fatygacyja, jak mówi p. Errera) zależeć win­

ny od zanikania tych leukomain. Czy poprostu są one unoszone przez obieg krwi, czy też ulegają zniszczeniu? Wiemy, że łą­

czą się one bardzo łatwo z tlenem, nietrudno więc przypuścić, że tlen atakuje je i spala zwolna. Nie trzeba koniecznie przypusz­

czać, iżby spalanie to tylko podczas snu do- [ konywać się mogło; owszem, odbywać się ono może bezustannie, ale w stanie czuwa­

nia działalność organów wytwarza wciąż nowe ilości tych substancyj, gdy podczas snu produkcyja ich jest prawie żadna, mię­

śnie bowiem są w spoczynku, uderzenia tę­

tna mniej częste, oddychanie się zwalnia, umysł próżnuje. Ponieważ w stan ie normal­

nym człow iek dorosły pozostaje we śnie przez osiem godzin, a przez szesnaście na dobę czuwa, możnaby stąd wnieść, że pono­

geny podczas czuwania tworzą się półtora raza prędzej, aniżeli się utleniają i rugują.

Oczywiście wszakże, pomijamy tu mnóstwo okoliczności i stosunek ten przedstawia je ­ dynie dalekie bardzo przybliżenie.

Ponieważ dalej nie mamy żadnej zasady do przypuszczenia, ażeby produkty utlenia­

nia leukomain miały jeszcze, jak one sa­

me, szczególne powinowactwo do protoplaz­

my substancyi szarej mózgu, można zrozu­

mieć, że rychło będą uniesione przez prąd

obiegu krwi. Komórka nerwowa jest więc

oczyszczoną, staje się znów dostępną wra­

(5)

N r 33. WSZECHŚW IAT. 517 żeniom zewnętrznym, a lekka eksytacyja

wystarcza do jój przebudzenia.

To nie wszystko wszakże, sen bowiem po­

lega nietylko na oczyszczaniu organizmu, na usuwaniu substancyj ponogenicznych, sprowadza on reparacyję organizmu, od­

świeża go nanowo. Co do tego punktu au­

tor nie dosyć jest jasny, — wyobraża sobie, że skoro leukomainy opanowały i sparaliżo­

wały komórki korowe, organizm cały oswo- badza się z pod przemocy mózgu, a każda tkanka odradzać się może spokojnie przez własne odżywianie. Budzimy się więc ra­

no nietylko oswobodzeni od znużenia, 'ale nadto uzbrojeni w siły do nowćj działalno­

ści, sen więc, sztucznie nawet wywołany, jest dobrodziejstwem.

Na podstawie tój teoryi tłumaczy p. Erre- ra i inne zjawiska, mniój lub więcój ściśle ze snem się łączące. Tak np. objaśnia on szczegół, który na pozór mógłby z teoryją jego pozostawać w sprzeczności. Na zasa­

dzie tój teoryi należałoby mianowicie przy­

puszczać, że ponieważ wytwarzanie sub­

stancyj narkotycznych ciągnie się przez ca­

ły dzień, przejście od stanu czuwania do snu winno być stopniowe, gdy tymczasem w ogólności dokonywa się dosyć nagle:dzień nasz pracy ma zmierzch krótki. Zarzut ten odpiera autor w następny sposób:

Nikt dziś nie wątpi, że pewne roskłady chemiczne cząsteczek protoplazmy nerwo­

wej są warunkiem działalności mózgowćj;

a według teoryi, o którój mowa, sen należy także przypisać reakcyi chemicznój między tą proloplazmą a leukomainami. Otóż, we­

dług zasad mechaniki, jeżeli ciało drga już w pewien oznaczony sposób, jest w ogólno­

ści trudniój wprawić je w drgania innego rodzaju. N&geli znów wykazał, że istnie­

nie pewnej fermentacyi zawadza ustaleniu się w tymże czasie i w tymże środku innój fermentacyi. Podobnąż zasadę odnieść moż­

na i do komórek węzłowych. W życiu zw y­

kłem nie czujemy znużenia przez większą część dnia dlatego, że protoplazma mózgo­

wa broni się przeciw ponogenom własną swą działalnością, i wieczorem dopiero, gdy armija ponogeniczna stała się straszliwszą, ośrodki nerwowe zaczynają słabnąć. Można do pewnego stopnia walczyć przeciw znu­

żeniu albo oddać się spoczynkowi; pobudza­

nia żywe i rozmaite opóźniają sen, gdy spo­

kój, jednostajność, znudzenie, cisza sprzy­

jają mu, skoro tylko komórki nerwowe ustę­

pują wobec nieprzyjaciela,leukomainy prze­

noszą się tam coraz łatwiój, nadchodzi znu­

żenie, a potem sen. Znużenie przedstawia się nam w ten sposób jako walka między działalnością protoplazmy a napadem jój odpadków, a sen jako zwycięstwo przecho­

dnie odpadków tych nad protoplazmą.

Teoryja ta zdaje nawet sprawę z rozmai­

t y głębokości snu. W edług niój bowiem głębokość snu w każdój chwili winna być proporcyjonalną do liczby cząsteczek ośrod­

ków nerwowych zostających w związku z leukomainami. W początkach snu wszy­

stko sprzyja rospościeraniu się tych sub­

stancyj; są stosunkowo obfite w organizmie a komórki nerwowe nieczynne dostępu im nie bronią; sen zatem szybko staje się coraz głębszym. Wkrótce sen dochodzi swego ma- ximum, a cały zasób leukomain jest już w połączeniu. Przez czas ten jednak nisz­

czenie ich i rugowanie odbywało się usta­

wicznie, tem więcej, że substancyja szara mózgu sprzyja zapewne utlenianiu. Pewna część leukomain ulega bezustannie zagładzie w mózgu, a głębokość snu maleje; dzieje się to zaś z prędkością malejącą, ponieważ utle­

nianie dosięga coraz mniejszych ilości leu­

komain.

Doświadczenie jest zgodne z temi wywo­

dami. Kohlschiitter mianowicie oznaczał głębokość snu co pół godziny u jednego i te­

goż samego indywiduum, według natężenia dźwięku potrzebnego do przebudzenia; otóż, natężenie snu przez pierwszą godzinę wzra­

sta szybko, następnie maleje, z początku dosyć prędko a następnie coraz wolniój aż do przebudzenia.

P. Errera znajduje nawet analogiję tych objawów i w świecie roślin, które również wydzielają z organizmu swego części zuży­

te i szkodliwe, a wreszcie zapytuje, czy nie mogłyby się znaleść środki przeciwdziałają­

ce tym ponogenom, ponolity, jakby można było powiedzieć, a któreby mogły równo­

ważyć działanie nużące pierwszych. Ros- twór morfiny jest to sen w butelce, — czy i czuwanie będzie można kiedyś pomieścić w naczyniu? Otóż, doświadczenie wykaza­

ło, że środki utleniające, jak nadmangani-

(6)

518 w s z e c h ś w i a t . N r 33.

jan potasu w słabem roscieńczeniu, przy­

wracają mięśniowi zmęczonemu pobudzal- ność i silę. Leukomainy takie mogą. się utleniać, prawdopodobnie tedy możnaby je także usuwać przez środki utleniające, Po- ziewanie, czyli głębokie wdychanie czło­

wieka znużonego może ma właśnie na celu dostarczanie mu większej ilości tlenu.

A le obok tych środków utleniających znajdą się może i prawdziwe antydoty leu- komain narkotycznych, tak jak np. atropi­

na jest przeciwniczką pilokarpiny. Kawa, która rozbudza mózg, koka, która, jak mó­

wią, przytłumia na kilka dni głód i znuże­

nie, należą może do liczby tych środków.

W każdym razie, choćby się znalazł jakiś śro­

dek farmaceutyczny, zdolny do sztucznego rugowania znużenia, to nie znaczy jeszcze ażeby miał zarazem sprowadzać restauracyję organiczną,działanie odżywcze dobrego snu.

Całą swę teoryję p. Errera streszcza wre­

szcie w następujący sposób:

Działalność wszystkich tkanek (a w pier­

wszym rzędzie dwu tkanek najczynniej- szych-—tkanki nerwowej i mięśniowćj) w y­

twarza ciała mniej lub więcój analogiczne al­

kaloidom, leukomainy. Leukomainy te są n u ­ żące i narkotyczne. A zatem, zwolna, powo- dowaćonemuszą znużenie i sprowadzają sen.

Po przebudzeniu, jeżeli organizm osię- gnął wypoczynek, znaczy to,że ciała te znikły.

A zatem podczas snu normalnego niszczą się one i rugują.

W szystkie te wywody, jak widzimy, w y­

prowadzone są drogą rozumowania, oparte­

go na poglądach Gautiera, który odkryte przez siebie leukomainy zestawił z ptomai- nami i alkaloidami wTłaściwemi. Rzecz ta wymaga wszakże jeszcze potwierdzenia, po­

dobnie jak cała teoryja snu, którąśmy tu przedstawili, na każdym kroku potrzebowa­

łaby poparcia doświadczalnego. Jak p ow ie­

dzieliśmy, prof. Errera uzasadnia ją liczne- mi analogijami do znanych zasad fizyjologii i chemii, cośmy tu zresztą po większej czę­

ści pominęli. Analogija bowiem dawać mo­

że wskazówki tylko do badań, ale dowodu nie stanowi nigdy. Tak też i p. Errera ro­

zumie znaczenie wygłoszonej przez siebie teoryi i przedstawia ją fizyjologom do ros- patrzenia i zbadania. A .

ZAGADKA CIĄŻENIA.'*

Dwieście lat właśnie upływa, jak Izaak Newton ogłosił swe wielkie odkrycie ciąże­

nia powszechnego 2). Podstawowe twier­

dzenie jego teoryi stanowi prawo, według którego przyciągają się wzajemnie dw am a- teryjalne punkty, czyli dwa ciała, których rozmiary są nieskończenie małe w porów­

naniu z dzielącą je odległością. Oznaczmy masy tych punktów przez wi, i m 2, odległość pomiędzy niemi przez r, wtedy siła, z jaką jeden z nich będzie dążył w kierunku dru­

giego, wyrazi się przez łn,m2:»’2, jest więc wprost proporcyjonalną do mas i odwrotnie proporcyjonalną do kwadratu odległości.

Taką własność przyciągania posiadają wszystkie cząsteczki t. zw. ważkiej materyi, i to tłumaczy nam naprzód ciężar ciał ziem­

skich, powtóre oddziaływanie wzajemne ciał niebieskich.

Odkrycie Newtona było jedną z najwięk­

szych zdobyczy umysłu ludzkiego i należy do podstawowych twierdzeń wiedzy dzisiej­

szej; pomimo jednak tak olbrzymiego zna­

czenia nie jest ono w stanie zaspokoić w zu­

pełności ludzkiej potrzeby poznania, gdyż prawo ciążenia — to tylko wyrażenie faktu, którego przyczyna pozostaje dla nas nie­

pojętą.

') K siążk i, k tó r e m i sig p o słu g iw ałem , b y ły n a s tę ­ p u jąc e: Co <lo h y p o te z c iążen ia: Z iilln er „ U e b e r die N a tu r d e r K o m e te a", a g łó w n ie I s e n k ra h e „ R iith se l d e r S c h w e r k r a f t1'. Co d o p ra w a W eb era: R iem an n :

„ S c h w e re E le k t r ic it a t u n d M a g n e tism u s“ i w y k ła d y W e b e ra w Z u rie h u .

2) N ie d a w n o p o m ie śc iliśm y w p iśm ie n a szem w s p o m n ie n ie ju b ile u sz o w e o tej p ra c y N ew to n a, w k tó r e j z a p o w ie d z ia n o , że w k ró tc e p o s ta ra m y się p rz e d sta w ić c z y te ln ik o m , j a k ą d ro g ą s ta r a się n a u ­ k a ro s s trz y g n ą ć „ z a g a d k ę c ią ż e n ia '1. D ziś s p e łn ia ­ j ą c to p rz y rz e c z e n ie , n a d m ie n ić m u sim y , że a u to r o ­ w i te j p ra c y t r u d n o b y ło p o m in ą ć z u p ełn ie w z o ry m a te m a ty c z n e , k tó r y c h w o g ó ln o ści w p iśm ie n a ­ szem u n ik a m y . S ą one w szakże ta k w trą c o n e , że n a ­ w e t d la c z y te ln ik ó w n ie z u p e łn ie z n ie m i osw ojo­

n y c h rz ec z c a ła d o sta te c z n ie b ę d zie d o stę p n ą. T eo ­ r e ty c z n a d o n io sło ść te j k w e s ty i n ie c h u sp ra w ie d li­

w ia a u to r a i r e d a k c y ją , że p rz e z w trą c e n ie fo rm u ł m a te m a ty c z n y c h a r ty k u ł p r z y ją ł pozór, p rz e k ra c z a ­ j ą c y p o p u la rn o ś ć , k tó r ą w p iśm ie naszem u trz y m a ć

p ra g n ie m y . (R ed.).

(7)

N r 33. w s z e c h ś w i a t . 5 1 9

Um ysł ludzki nie jest w stanie zrozumieć, w jaki sposób ciało może oddziaływać na inne, jeżeli nie pozostaje z niem w bespo- średniem zetknięciu, lub jeżeli trzecie ciało, pomiędzy niemi umieszczone, nie służy za pośrednika, przenosząc działanie pierwsze­

go na drugie. Jeżeli widzimy, że strumień wody wprawia w ruch kamienie młyńskie, to fakt ten nie zawiera w sobie nic dla nas tajemniczego, gdyż wiemy, że działanie wo­

dy na kamień odbywa się za pośrednictwem odpowiednich organów, jak kół, wałów, rzemieni i t. d.; organy te możemy oglądać, badać ich budowę i rolę, jaką w danćj ma- szyneryi odgrywają. Gdy zaś magnes przy­

ciąga żelazo, to istota tego zjawiska jest dla nas tajemniczą, bo nie znamy ciała, które działanie magnesu na żelazo przenosi. W y­

daje się, jakby ten pośrednik wcale nie istniał, jakby magnes bespośrednio oddzia­

ływ ał na miejsce, w którem sam się nie znajduje, a toż samo zachodzi we wszyst­

kich zjawiskach przyciągania i odpycha­

nia.

Ponieważ przyczyna ciążenia jest niewy­

tłumaczoną, więc i wartość daną przez Newtona sile ciężkości, uważać należy za wzór empiryczny, o tyle dokładny, o ile dokładne były doświadczenia, dokonane w celu sprawdzenia go, i ważny tylko w wa­

runkach, w których doświadczenia te wy­

konane zostały. Inaczej mówiąc, możliwą jest rzeczą, że wzór S = m1m2:r- (gdzie S siłę przyciągania oznacza) jest niedokładny lub nieogólny.

W dalszym ciągu postaram się wykazać, że wątpliwości te nie są pozbawione pod­

stawy.

Co do przyczyny ciążenia możemy zrobić jedno z dwu przypuszczeń: albo przyczyna ta jest natury statycznej, albo też dynami­

cznej. W pierwszym przypadku z istnieniem ciała jest związane istnienie naokoło niego rodzaju atmosfery, rodzaju pola magnety­

cznego, które oddziaływa na inne ciała w ten sposób, że muszą one dążyć w kie­

runku pierwszego. W przypadku drugim przyciąganie jest skutkiem pewnych zja­

wisk, zachodzących na powierzchni ciała przyciągającego; zjawiska te wywołują pe­

wne zmiany w otaczającej przestrzeni, te zaś, rosprzestrzeniwszy się aż do innego cia­

ła, wywołują nareszcie zjawisko przycią­

gania.

Ponieważ to drugie pojmowanie ciążenia jest bardziej dostępne dla umysłu ludzkie­

go, ponieważ następnie ono tylko daje moż­

ność dalszego dochodzenia, ono więc prze­

de wszystkiem winno być wzięte pod uwa­

gę. W ypływ ają z niego dwa ważne wnio­

ski, których sprawdzenie jest możliwe na drodze doświadczalnej.

Jeżeli ciało oddziaływa na warstwy prze­

strzeni bespośrednio dotykające jego po­

wierzchni, te zaś oddziaływają na następne warstwy i t. d., to oczywistą jest rzeczą, że w samym początku tego działania nie cała przestrzeń mu podlega, ale musi ono ros- szerzać się z pewną szybkością od warstw najbliższych do najdalszych, że więc przy­

ciąganie posiada szybkość rosprzestrzenia- nia się tak, jak głos lub światło. Jeżeli wyobrazimy sobie, że w pewnej części prze­

strzeni w jednej chwili powstało ciało, po­

siadające zdolność przyciągania, to działanie jego odczują naprzód ciała bliżej położone,

później zaś dopiero dalsze.

Czy tak jest w istocie i z jaką szybkością rosszerza się przyciąganie, może rosstrzy- gnąć tylko doświadczenie, a badanie do­

świadczalne tej kwestyi wydaje się w zasa­

d z i e najzupełniej możliwem. Nie jest wpraw­

dzie w naszój mocy stworzyć w pewnem miejscu przestrzeni nowe ciało, ale możemy spotęgować zdolność przyciągania elektro­

magnesu lub solenoidu, co w tym wypadku jest rzeczą równoważną, jeżeli przyjmiemy, że natura przyciągania elektrycznego i ma­

gnetycznego jest ta sama, co i ciążenia po­

wszechnego. Rzecz to więc prawdopodo­

bna, że w przyszłości zostaną wykonane do­

świadczenia, które okażą, po jakim czasie działanie elektromagnesu przenosi się na igłę magnesową.

Samo wreszcie ciążenie nie jest niedostę- pnem dla badań w tyni kierunku. Profesor Zóllner z Lipska opisał pomysł doświadcze­

nia z wahadłem poziomem nad siłą, z jaką słońce, w różnych położeniach względem horyzontu, przyciąga przedmioty ziemskie.

Doświadczenie to miało wykazać szybkość rosszerzania się przyciągania, ale nie zosta­

ło podobno dotychczas wykonane. Zresztą

zobaczymy dalój, jak jest rzeczą prawdopo­

(8)

520 w s z e c h ś w i a t . N r 33.

dobną, że szybkość przyciągania jest ju ż znaną od lat czterdziestu.

Z dynamicznego pojmowania ciążenia ten drugi wniosek wypływa, że wzór Newtona S = m lm 2: r ‘> nie jest ogólny. W samej rze­

czy, wyobraźmy sobie, że ciało A oddala się od ciała B z szybkością równą szybkości przyciągania; w takim razie B nie jest w sta ­ nie wywrzeć siły przyciągania na A tak sa­

mo, jak nie można dosięgnąć kamieniem psa, uciekającego z szybkością równą szyb­

kości kamienia. Jeżeli zaś przy pewnśj szybkości A względem B przyciąganie zu ­ pełnie ustaje, znaczy to, że wogóle wartość jego musi być zależną od tój szybkości, mu­

si być funkcyją szybkości. Ponieważ zaś we wzorze Newtona szybkość wcale nie w y­

stępuje, więc prawdopodobnie jest on do­

kładny tylko wtedy, kiedy masy m t i m2 pozostają w spokoju względem siebie, to jest, kiedy ich odległość r się nie zmienia;

ale jeżeli ma miejsce wypadek odwrotny, jeżeli naprzykład m, oddala się od m 2, to wtedy wzór Newtona jest tylko przybliżo­

ny lub też zgoła fałszywy. Teoryja elek­

tryczności dostarcza nam bardzo ważnój wskazówki, że tak jest w istocie.

Około roku 1825 fizyk francuski Ampfere zrobił ważne odkrycie, że dwa przewodni­

ki, po których płyną prądy elektryczne, przyciągają się lub odpychają. Amp&re po wszechstronnem zbadaniu tego zjawiska p o ­ dał jego matematyczną teoryję, która stała się podstawą nowego działu fizyki, miano­

wicie elektrodynamiki.

Główna zasługa tego badacza polega na wykryciu tak zwanego prawa Ampera lub prawa elementarnego, które wyraża się w sposób następujący. Wyobraźmy sobie dwa przewodniki zamknięte i w każdym z nich prąd elektryczny. Dla ustalenia m y­

śli dajmy na to, że są to naprzykład dwa druty w kształcie kół, leżących w płasz­

czyznach równoległych. Koła te będą się przyciągały lub odpychały z pewną siłą, którćj wartość chcemy wyznaczyć. Oznacz­

my koło pierwsze znakiem I, drugie zna­

kiem II i dajmy na to, że w I płynie prąd o natężeniu i t w II i2. Podzielm y teraz w myśli okręg I na nieskończenie krótkie części, czyli elementy, które możemy uw a­

żać za linije proste; długości ich oznaczmy kolejno przez:

dslt d si, ds,", ds,"1...

Postąpmy tak samo z II i oznaczmy jego części przez:

ds2, ds2, ds2 , ds2 '...

U ważm y teraz jeden z elementów I i jeden z elementów II, naprzykład ds, i ds2, środ­

kowe ich punkty niech będą O, i 0 2. Z ja ­ kąż teraz siłą elementy te się wzajemnie przyciągają?

Ampćre robi co do tego szereg hypotez, z których wypływ a, że siła ta jest równą

i] i2 ds, ds2 / ./ i i 5 --- (— y2 dos u, dos u 2 r

-f- wst u, wst u 2 dos w) gdzie r oznacza odległość 0 ,0 ^ , m, i u 2 - ką­

ty pomiędzy tą prostą a ds, i ds2, nareszcie w kąt pomiędzy dwiema płaszczyznami idące- mi przez 0 , 0 2, z których pierwsza prze­

chodzi prócz tego przez ds,, druga przez ds2.

W ten sam sposób możemy wyznaczyć si­

łę, z jaką element ds/ działa na ds2, nastę­

pnie toż samo co do d s " , ds,’’1 i t. d., jednem słowem możemy znaleść, z jaką siłą każdy z elementów koła I działa na jeden element ds2 koła II. Znalazłszy wypadkową tych wszystkich sił, znajdziemy tem samem, z j a ­ ką siłą całe koło I przyciąga element koła drugiego ds2. Tak samo możemy znaleść wartość siły, z jaką koło I działa na ds2 , dalćj na d s j 1, ds2" i t. d., słowem z jaką działa ono na każdy z elementów koła II.

Znalazłszy wypadkową tych sił, będziemy mieli całkowitą wartość siły, z jaką koło I działa na II.

Jakkolwiek działania te mogą się wydać kłopotliwemi i zmudnemi, w rzeczywistości jednak dają się wykonać bez wielkiego mo­

zołu, gdyż posiadamy do tego dzielny śro­

dek, mianowicie rachunek całkowy.

W yznaczywszy w ten sposób siłę przy­

ciągania dwu prądów zapomocą rachunku, możemy następnie wyznaczyć ją na drodze doświadczalnej i, jeżeli obiedwie wartości są z sobą zgodne, w takim razie otrzymuje­

my potwierdzenie elementarnego prawa Ampera.

Rzeczywiście okazuje się, że wszelkie w y­

niki prawa tego są najzupełniej z doświad­

czeniem zgodne, a więc samo prawo uważać

(9)

C 3 -i » .a ,c l3 . w y ż s z e ] S z lr c ły S r Ł o I r L ic z e j w D u b la n a c h (p od L w o w e m ) (d a st r. 5 2 5 ).

(10)

522 w s z e c h ś w i a t . N r 33.

należy za uzasadnione na drodze doświad­

czalnej. W prawdzie zachodzi tu pewna szczególna okoliczność,osłabiająca ten w nio­

sek; można mianowicie wym yślić wiele in ­ nych praw elementarnych, które będą obja­

śniały zjawiska równie dobrze, jak prawo Ampera, to ostatnie ma jednak to za sobą,

że jest najprostszem ze wszystkich ').

(dok. nast.)

Z ygm un t Strcszewiez.

K IE Ł K O W A N IE

SSASI I l © ! © W f OH

Z G R O B O W C Ó W E G I P S K I C H .

w angielskiem czasopiśmie przyrodni- czem „Naturę” istnieje od lat wielu stała rubryka p. n. „Listy do R edakcyi”, która, dzięki zapałowi z jakim z niej korzystają, przyczyniła się ju ż niejednokrotnie do roz­

jaśnienia kwestyj naukowych, pierwszorzę­

dnej nawet wagi. Pytanie, rzucone przez którego z czytelników, wydrukowane w tćj rubryce, wywołuje-odpowiedzi, a w kores- pondencyi takiej przyjmują udział czytel- nicy „Naturę” z całej kuli ziemskiej; obok nieznanych zupełnie nazwisk, znaleść tu można podpisy pierwszorzędnych nawet po­

wag naukowych.

W łaśnie z jedną z takich korespondencyj chcemy dziś zapoznać naszych czytelników;

przedmiotem jej była kwestyj a, czy ziarna, znajdowane w grobach staro-egipskich, któ­

re więc przeleżały kilka tysięcy lat, mogą jeszcze obudzić się do życia, t. j. kiełkować,

') C z y te ln ik , z n a ją c y ra c h u n e k c ałk o w y , ła tw o to z ro zu m ie . J e ż e li z a m ia s t w y ra ż e n ia A m p e ra d la s i­

ły e le m e n ta rn e j w e ź m ie m y np.

— ‘i 'jd s i rfs,(—

1/2

d os »t dos u2 -{- w s t u, w st u2 dos «0-)-z, r J

g d z ie x o zn acza ja k ie k o lw ie k w y ra ż e n ie ró ż n ic z k o ­ w e, m a ją c e t ę w łasn o ść, że p rz y ro sc ią g n ię c iu c a łk o ­ w a n ia n a z a m k n ię ty p rz e w o d n ik d a je w a rto ść = 0 , to r e z u lta t c a łk o w a n ia p rz e z to się n ie z m ie n i, j a k ­ k o lw iek p ra w o e le m e n ta rn e u leg ło zm ian ie. Je ż e li w p rz y szło ści p o d d a n e z o stan ą b a d a n iu p r ą d y n ie- z a m k n ię te , to ro s s trz y g n ię te m z o sta n ie stan o w czo , k tó r e z ty ch p ra w j e s t isto tn e m .

czy też nie? Pragnąc zachować odrębny charakter, jaki przedstawia tego rodzaju wymiana myśli, nie będziemy streszczali ostatecznych wniosków, do jakich dojść mo­

żna po przeczytaniu całej korespondencyi, lecz w krótkości przedstawimy treść każde­

go listu zosobna.

Niejaki p. N. E. P., znalazłszy

av

mowie prof. Johna W . Judda „Mineralogija jako nauka bijologiczna” (zamieszczonej też w Nr 24 i 25 Wszechświata) ustęp następu­

jący: „Botanicy przytaczają kiełkowanie ziarn, znalezionych w grobach egipskich, jako uderzający przykład olbrzymiej d łu ­ gości czasu, przez jaki życie w świecie ro­

ślinnym może pozostawać w stanie skry­

tym ” — zapytuje, na jakich podstawach wprowadzono do skarbnicy wiedzy pow yż­

sze twierdzenie, jako fakt.

W dwa tygodnie później znajdujemy już trzy listy do redakcyi w tój sprawie.

Pierw szy korespondent p. F. G. Hilton Frice, który widocznie mowy prof. Judda nie czytał, ze zdziwieniem zapytuje, czy istotnie wspomniany przez p. N. E. P. ustęp znajduje się w jego mowie, bo wszak uczo­

ny tój miary, co prof. Judd, gołosłownie, bez dostatecznych dowodów, nie wypowie­

działby zdania, które, bądźcobądź, musi uderzyć każdego botanika. Pan Hilton Price przyznaję, że jest bardzo sceptyczny i nie może wierzyć znanym powszechnie za­

pewnieniom niektórych podróżników, któ­

rzy twierdzą, że widzieli ziarna pszenicy i jęczm ienia, wyjęte z grobów staro-egip­

skich, a kiełkujące jak świeże. Prawdopo­

dobniejsze, według niego, jest przypuszcze­

nie, że podróżnicy owi byli oszukiwani przez sprytnych arabów, którzy sprzedawali im przed chwilą na targu kupione ziarna, za­

pewniając, że one 3000 lat w grobie przele­

żały. „Mummy-wheat” (pszenica mumij), to według niego tylko nazwa handlowa dla ziarn pszenicznych, które nie zostają w ża­

dnym związku z grobami staro-egipskiemi.

Sir Gardner W ilkinson w dziele p. n.

„Starożytności egipskie” pisze wprawdzie, że były jakoby dokonane doświadczenia, które udowodniły, że staroegipskie ziarna grobowe kiełkują, ale do tego ustępu doda­

na jest następująca notata dra Bircha: „Do­

świadczenia te miały być dokonane we Fran-

(11)

N r 33. w s z e c h ś w i a t . 523 cyi; niektórzy botanicy zaprzeczają, jednak­

że możliwości zachowania życia przez tyle wieków w ziarnach zbożowych ze względu na to, że delikatny i maleńki zarodek znaj­

duje się w nich bespośrednio pod zewnętrz- nemi pokrywami”.

Wreszcie, p. Paw eł Pierret, znany egip- tolog, konserwator muzeum egipskiego w Luwrze, pisze w swoim „Dictionnaire d’ar- chćologie ćgyptienne”, w artykule „Bić”, co następuje: „Wszystko, co mówią, o kieł­

kowaniu ziarn, znalezionych w katakum­

bach egipskich, jest fałszem. Doświadcze­

nia prawdziwie naukowe, z wszelką, możli­

wą, starannością dokonane, dały wyniki przeczące. Ziarna owe, w wilgotnój ziemi zasiane, rozmiękają, pęcznieją, roskładają.

się i po dziewięciu dniach są ju ż zupełnie zniszczone”.

Drugi korespondent, p. L. Blomefield, przypomina, że jeszcze w 1840 roku z łona

„British Association” wybrany został komi­

tet, do którego między innemi weszli prof.

Henslow, znany badacz żywotności nasion, i dr Daubeny, dla zbadania kwestyi kiełko­

wania nasion po wieloletniem leżeniu; osta­

teczny wynik prac komitetu był ten, że co najwyżej po czterdziestu kilku latach nasio­

na jeszcze mogą kiełkować i że owego ma- ximum dosięga bardzo niewiele ziarn, nie należy tedy dawać wiary twierdzeniu, że ziarna po trzech tysiącach lat kiełkować jeszcze mogą.

Trzecim korespondentem jest L. Martial K lein, profesor „University College” w Du­

blinie. Ton jego listu jest cokolwiek od­

mienny od poprzednich. „U Decandolla”, pisze K lein, „w dziele jego o pochodzeniu roślin hodowanych znajduję odpowiedź następującą na pytanie p. N. E. P.: „Żadne ziarno, wyjęte z egipskiego grobowca i za­

siane, o ile wiadomo, nie kiełkowało do­

tychczas. Nie dlatego, żeby rzecz sama by­

ła niemożliwością; ziarna bowiem tem dłu- żćj zachowują żywotność, im bardziój za- bespieczone są od przystępu powietrza, zmian temperatury i wilgoci; a pod temi względami ziarna w egipskich grobowcach znajdowały się w najlepszych warunkach.

Faktem wszakże pozostaje, że ziarna owe dotychczas nie kiełkow ały”. Możliwości kiełkowania staroegipskich ziarn De Can-

dolle, jak widzimy, nie zaprzecza. Zresztą, prof. Judd mógłby powołać się na inne nie­

wątpliwie pewne obserwacyje, dowodzące, że nasiona mogą kiełkować, przeleżawszy wiele setek lat. Tak np. dr Lindsay opo­

wiada, że w ogrodzie „Towarzystwa Ogro­

dniczego” otrzymano maliny z nasion, wy­

jętych ze szczątków trupa, znalezionego na trzydzieści stóp pod ziemią w grobowcu, niedaleko Dorchester. Trup ten był po­

chowany, jak się okazało ze znalezionych przy nim monet, za czasów Cesarza Adria­

na, więc mniój więcój przed siedemnastu wiekami.

Oto inny jeszcze fakt, przytoczony przez prof. Duchartre: „Kilka lat temu w Paryżu, kiedy przebudowywano „Citó” według pla­

nów Haussmanna, znaleziono w ziemi, wy- jętój z pod fundamentów jednego ze zbu- rzonych domów, a badanój przez dra Bois- duval, nasiona, które po starannem wysia­

niu zakiełkowały i rozwinęły się; okazało się, że to były nasiona Juncus bufonius L . Juncus bufonius rośnie, jak wiadomo, w miejscach wilgotnych, bagnistych, a taki właśnie był grunt wyspy, na którćj późniój wzniosły się gmachy Luteciae Parisiorum.

Bardzo prawdopodobnie więc, nasiona owe przeleżały w ziemi od czasu osuszenia ba- gnisk obecnćj „Citć” i postawienia tam do­

m ów”.

Wobec tój korespondencyi, prof. Judd, którego słowa ją wywołały, zaznacza w li­

ście do redakcyi, że sam nie będąc botani­

kiem, przytoczył tylko zdanie kompetent- I nych botaników, uważających kiełkowanie i staroegipskich ziarn za udowodnione; zwra­

ca dalćj uwagę na to, że botanicy tój miary jak De Candolle nie uważają kiełkowania

| ich za niemożliwe i wreszcie dodaje, że z wiarogodnego źródła donoszą mu, że ści­

śle naukowe doświadczenia w ostatnich cza-

| sach dokonane dowiodły niewątpliwie, że

| katakumbowe ziarna egipskie kiełkują.

Zdawałoby się, że ta odpowiedź prof. Jud- da rosstrzyga kwestyją: wiarogodni ludzie

| w ściśle naukowy sposób eksperymentując, j przekonali się, że ziarna katakumbowe kieł- i kują. A jednak... nieprawdą jest, jakoby kompetentni botanicy uważali kiełkowanie ziarn katakumbowych za udowodnione.

Prof. George Murray dodaje nawet, że —

(12)

524 W SZECHŚW IAT. N r 33.

wprost przeciwnie — wszystkie powagi b o ­ taniczne potępiły, jako zupełnie nienauko­

we, wszelkie dotychczasowe doświadczenia, w tej sprawie dokonane. Z ziarn jakoby staroegipskich, sprowadzonych do Europy przez znanych nawet podróżników, wyra­

stał owies, roślina w starożytnym Egipcie wcale nie hodowana, a obecnie rospowsze- chniona w tym kraju. Ziarna pszenicy i jęczm ienia, istotnie z grobów staroegip­

skich pochodzące, nigdy nie kiełkują. A le, kto chce uwierzyć, tego dowody przeciwni­

ków nie obchodzą. W reszcie prof. Murray wyraża nadzieję, że opis owych wiarogo- dnych doświadczeń będzie wkrótce ogłoszo­

ny drukiem i nazwiska badaczów wymie­

nione; wszyscy botanicy niewątpliwie z nie­

cierpliwością go oczekują.—Nadzieja pana Murraya zawiodła. Trzy miesiące już u pły­

nęło, a do dziś dnia ani p. Judd, ani owi eksperymentatorzy nie opublikowali ani j e ­ dnego słowa w sprawie owych „wiarogo- dnych doświadczeń”.

Ju lija n Steinhaus.

W Y Ż S Z A

SZKOŁA ROLNICZA

w DnMauacłi (pod L w owem ;.

Żaden praktyczny zawód, prócz lekar­

skiego, nie wymaga tak wszechstronnego i tak gruntownego wykształcenia przyro­

dniczego, jak gospodarstwo wiejskie; to też tak jak na fakultetach lekarskich uniwersy­

tetów, tak i w szkołach rolniczych podwali­

ną kształcenia fachowego musi być grunto­

wne nauczanie nauk przyrodniczych. Czy­

telnicy W szechświata w Nr 19 mieli poda­

ny spis wykładów przyrodniczych w uniwer­

sytetach galicyjskich, krakowskim i lwow­

skim; w uzupełnieniu tedy tych wiadomo­

ści nie od rzeczy będzie zaznajomić ich te­

raz z nauczaniem nauk przyrodniczych w wyższej szkole rolniczej w Dublanach.

Ponieważ jednak między czytelnikami Wszechświata znajdzie się niewątpliwie znaczna liczba takich, którzy samem rolni­

ctwem bliżej się interesują, w ięc w poniżej

zamieszczonym spisie nie ograniczymy się na samych tylko wykładach odnoszących się do nauk przyrodniczych, ale podamy wszystkie wykłady w bieżącem półroczu w szkole dublańskiśj odbywające się. Spis ten jednakże poprzedzimy kilku słowami organizacyi szkoły dublańskiśj dotyczące- mi, zwracając w nich przedewszystkiem uwagę na plan i sposób nauczania nauk przyrodniczych.

W różnicy od uniwersytetów galicyjskich a w szczególności ich filozoficznych wydzia­

łów, których organizacyja opiera się na za­

sadzie wolności uczenia się i nauczania, szkoła dublańska, jako szkoła fachowa z pe­

wnym wytkniętym z góry celem nauczania, ma plan ściśle przepisany, którego wszyscy zwyczajni uczniowie trzymać się w swoich studyjach są obowiązani. Wszystkie przed­

mioty w szkole wykładane rozłożone są na trzy kursy, każdy o dwu semestrach, czyli razem na sześć semestrów, a następstwo słu­

chania poszczególnych przedmiotów jest ściśle przepisane.

W skutek tego profesorowie nie mogą, jak w uniwersytecie, roskładać swoich wykła­

dów na lat kilka, byle tylko w ciągu lat trzech całość przedmiotu wyłożyć, ale wszy­

stkie wykłady corocznie tutaj powtarzać się muszą, aby dać uczniom sposobność słucha­

nia każdego przedmiotu we właściwym cza­

sie, tak, aby jedne wykłady przysposabiały uczniów do zrozumienia innych.

Ponieważ nauki przyrodnicze i ekonomi- ja polityczna mają być podstawą dla póź­

niejszych studyjów fachowych, więc ucznio­

wie dublańscy tych przedmiotów najpier­

wej wysłuchać muszą i dla tego pierwsze dwa semestry wyłącznie, a trzeci i czwarty częściowo tym przedmiotom są poświęcone;

nauki zaś fachowe, jak rolnictwo, hodowla, organizacyja i administracyja gospodarstw, zaczynają się dopiero w roku drugim,a koń­

czą w trzecim. Ponieważ do gruntownego obznajmienia uczniów z zasadami nauk przyrodniczych jaknaj większą w Dublanach przywiązuje się wagę, a czas, jaki ucznio­

wie tym naukom poświęcić mogą, stosunko­

wo, jest krótki, robi się więc wszystko, aby naukę przyrodniczych przedmiotów jaknaj - bardziej uczniom ułatwić i możliwie grun­

towną uczynić.

(13)

Nr 33. 525 W tym celu nauka wszystkich przyro­

dniczych przedmiotów połączoną jest w Du- błanach z odpowiedniemi demonstracyjami i ćwiczeniami, do których, tak samo jak do wykładów, wszyscy uczniowie są obowią­

zani i na które osobne godziny są w planie przepisane. Ćwiczenia te odbywają się w odpowiednich laboratoryjach i gabine­

tach, które, jakkolwiek niezbyt bogato, ale pi-zecież do swoich celów odpowiednio i w y­

starczająco są uposażone.

Wielką przeszkodą w odbywaniu takich praktycznych ćwiczeń był dotąd brak odpo­

wiedniego pomieszczenia dla laboratoryjów z powodu nadzwyczaj szczupłego i zupełnie nieodpowiedniego celowi budynku szkol­

nego; w roku jednak bieżącym przeniosła się szkoła do świeżo wystawionego budyn­

ku, który prawie zupełnie celowi odpowia­

da i w którym laboratoryja przyrodnicze zadawalniające pomieszczenie znalazły. B u­

dynek ten, przedstawiony na str. 521, jest około 92 metry długi i w środku 17 me­

trów szeroki, ma 25 okien fruntu, a rozło­

żenie w nim różnych lokalności szkolnych jest następujące:

Cała prawa strona parteru z wyjątkiem jednego pokoju, w którym urządzona jest czytelnia dla profesorów, zajętą jest przez laboratoryjum chemiczne wraz z chemiczną salą wykładową. Na lewój stronie parteru mieści się kancelaryja dyrekcyi, muzeum i laboratoryjum rolnicze, laboratoryjum i zbiory botaniczne, sala wykładowa bota­

niki i rolnictwa, oraz mieszkanie asystenta botaniki.

Prawą stronę piętra zajmują: gabinet fi­

zyczny, muzeum mechaniczne, sala wykła­

dowa dla fizyki i mechaniki, gabinet mine­

ralogiczny, oraz dwa kawalerskie mieszka­

nia dla asystentów. Lewą stronę zajmują zbiory zoologiczne i hodowlane, laborato­

ryjum zootomiczne, pracownia profesora hodowli, audytoryjum dla zoologii i hodo­

wli, oraz czytelnia uczniów.

Laboratoryjum chemiczne składa się z wielkiej sali ćwiczeń dla uczniów, w któ­

rej mieszczą się stoły z 24 miejscami do ćwiczeń w rozbiorach jakościowych, cztery wielkie digestoryja, oraz aparat dystylacyj- ny. W drugiej, przytykającej do tój mniej­

szej sali znajduje się jeszcze osiem miejsc

I dla ćwiczeń w rozbiorach ilościowych i dwa digestoryja. Z tój sali wchodzi się bespo­

średnio do pokoju, w którym na długiej marmurowej konsoli ustawione są dwie w a­

gi analityczne, z których jedna do 1 kg ob­

ciążenia. Te pokoje dla uczniów przezna czone i audytoryjum wraz z pokojem do przygotowywania doświadczeń na wykłady mieszczą się od strony frontowej budynki'.

W bespośredniej komunikacyi z niemi zo­

staje reszta laboratoryjum chemicznego od strony tylnej budynku, w której znajdują się dwa pokoje przeznaczone na laboratory­

jum dla profesora oraz zbiory kosztowniej­

szych przyrządów i preparatów chemicz­

nych, pokój do spaleń analitycznych, dwa pokoje, w których mieści się stacyja kon­

troli chemicznój wraz z pracownią adjun- kta.

Pracownię botaniczną stanowią: duża o czterech oknach na wschód zwróconych sala do ćwiczeń mikroskopowych dla ucz­

niów, która zarazem służy za muzeum zbio­

rów botanicznych. W sali tój o dwa me­

try od okien ustawiony jest rzęd stołów, na których mieści się 15 mikroskopów (prawie wyłącznie z warsztatów Zeissa), jakiemi la­

boratoryjum rosporządza, a przy których uczniowie pracują. Każdy uczeń dostaje przy ćwiczeniach osobny mikroskop, że zaś liczba uczniów biorących udział w ćwicze­

niach zwykle do 30 dochodzi, więc dzieli się ich na dwie partyje, z których każda w innym dniu w laboratoryjum botanicz- nem pracuje. W zdłuż tylnej części sali mieszczą się szafy na pomieszczenie zbio­

rów przeznaczone. Zbiory te mają prze­

de wszy stkiem na oku cel pedagogiczny, więc zielniki bardzo podrzędne zajmują tu miejsce, a główną ich część stanowią roz­

maite modele, z których użytkuje się tak przy wykładach, jak i przy ćwiczeniach.

Modele kwiatów Brendla, modele grzybów' choroby roślin powodujących, modele wo­

skowe zarodków roślinnych Zieglera znajdu­

ją tu swoje pomieszczenie. Dalej znajdują się liczne tablice ścienne do anatomii roślin­

nej przez Kny wydawane, które bardzo cen­

ną pomoc tak przy wykładach jak i ćwi­

czeniach stanowią.

Resztę pracowni botanicznej stanowią:

pokój do doświadczeń fizyjologicznyeh i po-

Cytaty

Powiązane dokumenty

W niniejszej pogadance mam zam iar przedstawić kilka najciekawszych i hypotez, którem i starano się wytłumaczyć przyczynę i przebieg rozm aitych objawów

cącem u i um ieścił je we krw i wypuszczanój ze zdrow ego talitru sa i orchestyi czyli ros- skocza, następnie igiełką sterylizow aną u k łu ł dziesięć

— Pow staw anie tlenków azotu przy powólnem utle­. nianiu w

flcsEOJieHO

— Zależność zmian ciśnienia atmosferycznego i tem­.. peratury na szczytach

Autor przeznacza książkę swoję przedewszystkiem dla szkół, ale roskład rzeczy je s t w niej taki, że uczniowi trudno się będzie zoryjentować.. P rzy ję ­ to

będą się odbyw ały przez trzy miesiące. um

ca nazywają; jeżeli więc w czasie nowiu księżyc przypada w pobliżu jednego ze swych węzłów, znajduje się prawie na je- dnćj linii z ziemią i wtedy tylko