• Nie Znaleziono Wyników

Zapis : poezja, proza, eseje, felietony. Nr 11 (Lipiec 1979)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zapis : poezja, proza, eseje, felietony. Nr 11 (Lipiec 1979)"

Copied!
136
0
0

Pełen tekst

(1)

PROZA

POEZJA ZAPIS

KRONIKA lipiec 1979

w numerze:

Tadeusz MAZOWIECKI Kazimierz BRANDYS

Hans Magnus ENZENSBERCER Czesław MIŁOSZ

Witold WIRPSZA Andrzej MICEWSKI

lan PROKOP

Paweł BODNAR Tomasz BUREK

Stefan KISIELEWSKI Adam ZAGAJEWSKI Stanisław BARAŃCZAK

niezależna «$#%

oficyna f i|

wydawnicza

(2)
(3)

ZAPIS 11

FOfiZJA «• ?R0ZA * * KRONIKA

ZAPIS 11 przygotowali* ' ■ ‘ Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Jacek Bocheński, Kazimierz Brandys, Tomasz Burek, Anna Chmielewska, Jerzy Ficowski, Ryszard Kry­

nicki, Adam Michnik, Kazimierz Orłoś, Wiktor

Woroszylski, Adam Zagajewski

(4)

3

8

53 57

68

71 77 79

86

J U ^ ł J S L - T_.R_B_S_C_.I_

Tadeusz Mazowiecki: Druga *twarz '¥ u r ó p y ^ . JL .Tl . . ...

Kazimier* Brondya. K u f c * . . i - l A l.\ . ! ! I I I I Hans kagnus &izensberger: Wiersze •

Czesław Miłoszt Szestow albo czystość rozpaczy

Wi told Wirpsza: Wiersz;^. i ^ -, V -. , . . . * Andrzej Iftcewski: Narodowy i uniwersalny wymiar polskiej

niepodległości .

Jan Prokop* W ie r s z e ...i . ... ... * ♦ « . * ' i . Anna Froyt 0 stanie oświaty raport intymny

Jerzy Kreczmar: Od nieporządku do rutyny • • * * . • • • » . .

R e c e n z j e *

Paweł Bodnart Drugi tom ‘ Głównych nurtów marksizmu** • ♦ * . * . . . 9 0 Tomasz Burek: Zanim dzieła zebrane ukażą się w Warszawie »4.l6zyli

Stefana Kisielewskiego przymiarka do historii * * . . 94 Stefan Kisielewski: Jędrzejewicz 0 Piłsudskim * . i ł . . 97 Adam^Zagajewski: Jak smakuje Nowakowski i « . * * i i 98 Stanisław Barańczak: D 6 nkiśzoteria i solidarność . . . .100

D o k u m e n t y

Nie spotykamy się tu dla rozrywki • 104

Do komedii trzeba mieć żelazne zdrowie i nerwy . . . 110 A .B .: Res Publica . ^ ... ... ! 113

K r o n i k a

Z życia TKN / 1 1 4 / , . Anki e tą, | Wi tf * i ' / l l Łofaż ek Kołakowski o chrześ­

cijańskim intogryzmie' i 'yrogresiźn)ie'/115/, Zebranie ogólne PJ3N- -Clubu / 1 1 6 / , Pamięci Arnolda Słuckiego' / 1 1 7 / , Czy jeezcze jedno 'wo­

łanie na puszczy/? /1 1 7 /i ' Strefa m ilczen ia'/1 1 8 /, Zmarli na cenzuro­

wanym / 1 18/, - Psa liny doz-woione i zakazane / 1 1 8 / v Dyskusja z 'Bratnia­

kiem V I 1 6 /, DniJ.1 ' teatru • i ; film uJłJtT'/il9/, Łiet Jana'Walca do Jarosła­

wa Iwaszkiewicza /3,20/, Jeszcze'jedna instytucja / 120 / , 'J e ś li nie dz:.eci czytać . » . ' / 121 / , Nagrody Jurzykowskiego /l 2 1 /»

Nagroua^ W., aó.'mości dla Barańczaka'/ 122 / , Nowa książka Barańczaka / 122 / Nowa ksi.yi.fca-.Madeja ,'1 2 2 /, Zmiany w red a k c ji'K in a '/ 122 / , Kto się boi STS-u / - 2 ?/ , Dlaczego profesor Burda wystąpił 2 partii / 1 2 3 / , Kolejne

Spntkauj.a / 1 2 4 / , Podwójny 'P u l s '/1 2 5 /, Zapowiedź jeszcze jednego pla­

ma literackiego / 1 2 5 /, Czy mookiewski 'Z a p is '? / 1 2 5 / , 'Uniwersytet wy­

prowadzony v poie‘’/1 2 6 /, Dlaczego nie bidzie sympozjum biologii mole­

kularnej w Warszawie / 1 2 S / , Z paszportami i bez / 1 2 7 / , V Tydzień Kultu.*, y 0* zetioijańskiej w Warszawie / 1 2 7 / , Polonica w 'Kontynencie' / 1 2 8 / , Wielki dziennik szwajcarski o 'Z a p is i e '/128/

Podziękowanie dla Saula Bollowa ... 129

Keiążki i czasopisma nadesłane 129

NO ty o autorach . . . • 130

(5)

od Paula

.

i ■

Thibaud-M, znalazłem'miłe uohu Polaka stwierdzeni*: to był akt sprawiedliwości, Rzad- ka to rzesz^by ktośr-z*zewnątrz mówił do nas niemalże językiem polskich uczuć i dzie#

lił z nami pr ze świade zenie o nas?ym prawie do rekompensaty historycznej.

Nawiązuję do tego stwierdzenia Thibaud, ale nie chcę tej myśli nadużywać. Arcy­

biskup krakowski Karol Wojtyła został *prze z zgromadzanych na conclave kardynałów ob­

rany papieżem* ponieważ ^wróciły ich uwagę jego walory jako człowieka i duszpasterza,- a nie dlatego, że jest Polakiem, Także Polskę obiegł żart angielskiego kardynała Hu- me*a o wyli os ze Papieża Wojtyły: „wybralibyśmy gn%nawet gdyby by-i- Włochem. Słowemt wyb­

rany został On, a nie jego naród. Ale Polacy-a sądzę, że nie tylko Polacy - odczuli >

w tym wyborze tnie tylko akt odwagi przełamującej "dotychczasową, cztery i pół wieku trwającą tradycję wybierania papieżem Włocha*, nie tylko akt śmiał ości sięgającej 1 w przyszłość coraz bardziej uniwersalnego Kościoła, lecz.- to prawda > ttależe akt za--’

dośćuczynienia cźy, lepiej powiedzieć?,• najwyższego w skali moralnej wyrównania trze- goś, co na -afyróżnienie .czekało, Wyrównanie dla Polski i dl4 całego '* drugi ego świata'!»

Zatem będzie na miejscu, jeśli spróbuję ukazać głębsze .motywy tego uczucia, zwłaszcza polskiego. Wydarzenie, jakim .jest ten wybór *,1 niesie wszakże w sobie szansę zrozumienia, której wszyscy nie powinniśmy zaprzepaścić. Zrozumienia o uniwersalnym znaczeniu, u/czym przyjdzie mi *mówić ".później.-' 4 i- *

Mówić chcę zresztą za ‘siebie»rAle sądzęt, że nie "tylko. Tak więc tiego wieozoru, 16 października 19-70 roku,' kiedy w ekranie telewizyjnym zobaczyliśmy kardynała Woj­

tyłę po*raz pierwszy w białej sutannie •papieskiej na .-balkonie bazyliki św. piotra - stanęło nam przed oczami wszystko: nasza przeszłość i nasza teraźniejsfcość.

Nasza-lprz*szłość - to zrjiczy to, co jest żywe w zbiorowym doświadczeniu narodu, w jego kulturze i świadomości histerycznej. Ozy może .sobie ktoś wyobrazić', do jakich warstw świadomości sięgała ta wiadomość ,w kraju, w-którego wielkiej romantycznej spuści źnie'liierackiej bodaj największym "dziełem ‘-jest spór,z Bogiem o los P»lski? W

"Wielkiej improwizacji" ‘-Mickiewicz, ktźry 'śmiał mówić'"ja i ojczyzna to .jedno, na- ' zywam się milion, bo za miliony cierpię” , żądał, by sam Bóg podzielił się- z nim czą­

stką swojej mocy, aby naród'ten ocalić i dźwignąć#: Rzucał*Bogu słowa straszne, sza­

lone i - na -poły od siebie , -na poły wkładając je w szept diabła - groził: "Krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata,' a l e ... Carem!*’

Pisął te słowa, należące do I I I częś*i "Dziadów";* w Dreźnie, gdzie sam pozbawio­

ny ejczyzny, zetknął'się z falami uchodzących z Polski do Francji żołnierzy po zdła*

wieniu przez wojska carskie powstania listopadowego 18?0 i 51 roku. Powstanie to związało sir mi e "świętego przymierza**' na sprawie -polskiej, -dało oddech Francji po re-O wolucji lipcowej, ułatwiło narodzenie się "niepodległej►-Belgii. Ale Polaka, wykreślo­

na z mapy-politycznej,.w'Europie świętego przymierza została w rejonie, w którym nic

^mienić się nie mogło,- w'którym każda p^moo i każda sympatia była dobra, al?e w któ­

rym liczyć można było tylko najsiebie i na przyszłą wojnę ludów. Pozostała chorym Europy, jej wyrzutennsumienia, podziwiana! nie rozumiana. Nie tylko .-w swych na­

dziejach politycznych, lecz i w swej rzeczywistości duchowej. Ten sam Mickiewicz, emigrant,•mógł spotykać się z Wiktorem Hugo-czy z Balzakiem w salonach Paryża,

przedstawiani byli sobie wzajemnie jako wielcy, ale n*e było zrozumienia między ni­

mi, nie*tylfeo- dlatego, że różniły ich charaktery i samń-sztuka--przywiązanie do poematu ifascynaoja nową prozą powieściową -‘ lecz dlatego, że dzieliła ifft odmien­

ność cftłej perspektywy życia. Rzeczywistość społeczeństwa bogacącego się, owszem, z nowyfti i ' ostrymi konfliktami socjalnymi, ale rzeczywistość bujna i własna; okreś­

lała- inną atmosferę ducha, niż ta, którą. żyV poeta kraju ujarzmionego,- tak jak inna l) Redaktor, naczelny paryskiego "Espfit", z którego iniejatywy"napisany^ został ten

artykuł.

«

(6)

jest atmosfera tyc*, którzy *ą zajęci tworzenie* i rozwijanie* życia, i tyc*, którzy

ęoęijają ąię samego prawa do istnienia, ,

< * i^iwne, niezwykłe i niezachwiane były też wtedy drogi wierności Rzymowi, Polacy c y k a li etajptąd protestu i potępienia, otrzymywali siłowa zachęty do wytrwania w wie- r?9 0 j e m t ale także i zalecenia uległości* wobec tego, co zrządzenie® losu się stało, Polonia sempejr fidelis pozostała wierną córą Kościoła, dławiła w sobie bóle niezrozu*

zujgienia, a Koś#i<& polski i katolicyzm * obok języka, podstawowa więź narodu r©»- dfJ,elo»ego *a trzy zabory - podtrzywywa i jego wiarę religijną, i jego poczucie toż- san^ssi własnej, Z czasem Kościół, jak żadcn inny czynnik, wprowadzał to peceucis w s*£adomośó ludu zwłaszcza wiejskiego, i stąd jego mocne, nigdy nie *erwane związki z tyą- ludem*

Sięgjiąłem do tych spraw odległej już, wydawałoby się, historii, bowiem «ą oye ważne dla żrozumienia tego, co pozostaje żywe w naszej kulturze, świadomości, sposo­

bie odczuwania. Są wydarzenia, które swymi konsekwencjami odciskają się w życiu naroy f~°¥, c®łe epoki, formują sposoby myślenia i odczuwania, kształtują świadomość i kulturę# W historii Niemiec była to reformacja; w historii Francji - wielka rewolu- l

cją« W histocrii Polski wydarzenie* o tym wymiarze konsekwencji były zabory, utrata własnej miejiodległości, a potem całe pasmo starań o przetrwanie narodu i walk 0 przy­

wrócenie Polśce niepodelgłego bytu.

W zestawieniu tym - zawiera się - poza wszelkimi innymi, oczywistymi różnieaad - także istotna różnica skali, lowiem i reformacja, i rewolucja francuska wylały się poza kraje, które je zrodziły, były - w każdym razie w swej,warstwie ideowej.- zja­

wiskiem uniwersalnym, a nie tylko sprawą narodową. Jednakże z tej dr matyczne j histo­

rii narodowej, trwającej 123 lata, a potem odnowionej już współczesnymi wydarzenia*!, Polacy w swojej kulturze i świadomości historycznej wysnuli rzeoz uniwersalną, pr^f- m jn ^iej za taką ją uważają, Ale rzecz tę trudno nazwać: jest to pewien typ duchowoś­

ci,, pewien rodzaj wytrwania i ludzkiej nadziei, który opiera się zniszczeniu; aiepod- łegłęsc ducha, która wymaga wolności i która podtrzymuje wartość nie zależności, gdy

jeąt osaczona zniewoleniem. ■ ’ ■ ■ • -U ' i

Nić chcę przez to powiedzieó, że jest to recepta na życie w uaiyku, ktfrą wy właśnie mamy w ręku. Smak tych doświadczeń był zawsze gorzki, a jeśli zdarzyło ftię - a zdarzało się to nieraz *, że Polacy swoją bolesną i pełna zawodów historię obracali w rodzaj kofapleksu jiiedoceniania przez innych, to trzeba powiedzieó, że sapi też swo­

je rany szarpali, a nurt ponawianej ciągle krytyki i. autoironii stanowił antidotum jja bezmyślne pogadanie w ten kompleks,

Poctkszając te sprawy chcę srfeśztą-nie tyle mówić o nas, co rzucić światło na h- H Sprawę w kulturze europejskiej obecną, ale nie zasymilowaną, Pozostawić trzeba jako Pytanie otwarte, czym jest w tej kulturze to doświadczenie, ten typ odczuwania. Czy śtanowi jedynie własną sprawę narodową tych, którzy w tym doświadczeniu zostali uk­

ształtowani, czy także jakąś wersję uniwersalnej prawdy o ludzkim losie, o ludzkiej, kondycji, na*kt*rej tak się odcisnęła historia? Bowiem czyż nie możia w tej historii

odczytać tego, co we współczesnych kategoriach określamy jako walkę « prawa człowie­

ka, £o których należy możność stanowienia swego zbiorowego losu? I czy duchowe war­

tości w t;m doświadczeniu nabyte nie należą do wartości szerszych, uniwersalnych, nie, stawowią składnika, h nawet czegoś w rodzaju drugiej strony wsptflnej europejskiej kultury, która o tyle zachow je awój duohowy wymiar, o ile w doświadczeniach narodów

i ozłfwdoka w historii odczytuje to, co jest wartością ogólną, wartością człpwieka

j>o prostu. '

Dla *aa stało się tak, że odczuwanie tych doświadczeń i tych wartości sięgnęło, ohoć w inny sposób, dnia dzisiejszęgo,

Z zewnątrz trudno rozpoznać się w całym tym-tyglu, w■jakim naszą świadomość się kształtowała: od bezpośrednio powojennego smaku goryczy, jaką odczuwać musiał naród, który pierwszy stawił opór agresji Hitlera, a który z wojny wychodził - i to po sa*

óiotsyn dramacie powstania warszawskiego - z poczuciem, że jego loa został zdetermi­

nowany polziałem Europy i świata - po całą tę dialektykę nadziei i zawodów, obecnoś­

ci i protestu, zaangażowania i oporu, w jakiej żyliśnęr i jakiej podlegaliśmy..

2 fcieszanie złego i dobrego, jest ponadczasową sprawą ludzką, ale czym innym jest ono jak* prawda ogólna, z którą człwwiek i kultura się boryka, a czym innym jak#»

struktura polityczna życia. Sytuakcja, w której podjęto prawdziwe, rzeczywiście ist­

niejące prohleny spfłeczne, ale w której wtłoczono je w gorset mechanizmów podp»*

rządkowujących npofe ezeńatwo totalitarnej wizji, stanowi o istocie tego zniessania,

(7)

z jakim mieliśmy do czynienia. Totalizm dofięga i człowieka, i społeczeństwa w iek godmosei i rozwoju przez wypaczanie i odbieranie mu dwóch .zfłasziża waatośęi: współ­

uczestnictwa t aadziei,.-"Współuczestnictwa - jnrzęz sięg^jjaęą • ^ ż d e j •tK»ricl*iAy®ia apiw

„Ręcznego .reglamentację,*: fct.ói*a riisżbży autentyzm tego,życ^a,.’^-wszelką Autonomię'trak­

tuje, .nie. jako wartość? ieez jako niebezpieczeństw#. Nadżiei, przez oiągłe,r zamienianie _ współuczestnictwa •prąwdrzfwego % pó zonie i przez odbiejĄińie .ąp^eeze^s-twu perspektywy

zmian, gdy świadomość pbiorowa się ich domaftą, a przeciwdziała temu niemwdszalna

"bariera struktur polisoznych, ‘ majaba 'swoje ostateczne oparcijC w sytuacji geopol-i-

.. tyczaej, . . ’ • • • • , . . .. ,, i

C-ełowiek ma w tej-sytUac^i dwa wcielenia; jest częścią s i ł ;wytwórd< 5 ych,*i istntą

»• Prywatną* jak o obywatel przywoływany bywa tylko: do" afirrnae ji i. to jest urzędową miarą jego zaangażowania-i partii otyzimi, Społeczeństwo,, nawet w samym •,jego pojmowaniu ma in- .„njr se^s* niż ten, jaki mu tu'cały czas nadaję - jest oznaczeniem zbiorowości, synoni­

mem maay, a nie więzią zbiorową; jest tym, na .kogo Śię oddziałaje i kogo się konstru­

uje,*a-nie tym'kogo się' słucka i c^yja,'kontrola i ległiytnacje są uznane i kcniecfcne.

To.wszystko jest składnikiem istotnym nd.szdg .0 doświadczenią .i naszej życiowej wiedsy. Ale'wewnętrzna prawda naslzej świadomości jest znacznie bogatsza, "Przechodzi- , . liśmy przez zawiłą dr.og;| zmian społecznych i przez ogromny prooes zachowania włnrsnej

dus^fc. 1 -jedno,i drugie jest rzeczą ważną; i‘ jedno, i drugie nie z samych pluskw i nie a samych minusów się składa. Nas za prawda wewnętrzna jest prawda o obu* tych pro-

, cesacj>^ /• ' "• ' ■ * . ..

W tej aprawdzie wewnętrznej odbija ta i.ę także rola chrześcijaństwa. Zespolenie KoścAoł|i; polskiego z narodfem i jegO' tradycją, jego masowy zasięg, i społeczna* siła- , przeobra-żenla intelektualne- , jakie katolicyzm przeszedł - wszystko to składa, się aa - tę rolę, il« aby. zcfbaczyń uniwersalny‘wymiar tego 'doświadczenia,chrześcijańskiego,

. trzeba<..^ostrzec, w nim rzecz'fundamentalną: obronę wartości osobowych.człowieka, Zro­

zumiana. ona została jako rpr&Wia Włąśna chrześcijaństwa i jako powinność ogólnoludzka, którą.chrześcijaństwo w tych warunkach podjęło i podjąć musiało. Czym bowiem, jak nie rzecznikiem tych wartości, jest Kościół jako wspólnota wiary i modlitwy,w której

„człowiek może czuć się-autentyczny, i jako śwŁadók jego udręk 1 .niepokojów, i jako głos niezależności, który musi mówić-za apołeczeństwó zmuszone do milczenia? I czym jest samo chrześcijaństwo, co mówi ono człowiekowi w sytuaojaoh, kiedy słowa przesta*- jfą znaczyć i kiedy usuwa mu się'spod nóg twardy grunt, przestaję istnieć nieprzekra­

czalną granica, broniąca jego_niezależności i wartości? W doświadozenlu naszym znaczy to, że Bóg aam.staje si$" ostoją osobowości człowieka, wymiarem jego siły i jego po­

winności*, I znaczy równocześriie też,'i.e na tej 'drodze dokonuje się zespolenie wartoś­

ci chrąeś-oljańBkieh'*! ludzkich, pokonywanie tego starego, rozdziału, który był -klęską -chrześcijaństwa, je$o obcością wobec myśli i kultury współczesnej. Toteż składnikiem tego doświadczenia' jefft również prawda, której nie można znaleźć na drogach oficjal­

nych, ale która'istnieje we współczesnych biografiach, prawda, spotkania ludzi myśli, kultury 1 wrażliwości Społecznej, która staje się autentyczną wartością o jpażnym zm ­

azaniu.- -. , : , . . - .

Niepojęte to wszystko zwłaszcza dla tych obserwatorów zewnętrznych, którży albo naiwnie uwierzyli, że wszystko sprowadza się tu do walki sił postępu -z siłami reak- oji»‘ albo- & kolei bez żadhej wątpliwości orzekali, że nic tu już autentycznie spo­

łecznego żyć nie może i. riifeiy' żyć' nie będzie. Konst.ątuję to, przypominająo owe sądy i pouczenia 1 ■z lewa, i z prawa, nie po tc, aby spisywać rejestr pretensji, leoz dlate­

go, by drążyć ciągle to, co tkwi głębiej, co sięga' śródeł ,tej trudności zrozumienia.

Na początku tego wieku Stanisław Brzozowski, jeden z wielkich polskich ” ni epok ornych” , myśliciel przenikliwy, choć bardzo powikłany, w innej sytuacji nadawał pytanie* ” Czy tak zwana opinia europejska jeat w stdnie'zrozumieć że samo życie wytwarza; przeciw­

ko sobie bunt’ ; I dodawał górsko, a nawet oskarżyoielsko: "Europejczyk,oświeoony-ro­

zumie ^doskonale więzienie, dom rozpusty, nie'pojmie nigdy, jak można .po prostu nie

godzić się m istniejące życie’*,< ' ’

"Zrozumieć, te nario życie wytwarza przeeiwko sobie bunt” - to zrozumieć, 1 ozy*

j^eat to życie, 1 czym - z nim niepoegodżehie. To zrozumieć, czym jest obcowanie ze zdeterminowaniem historii, poznane ńie jako teza teoretyczna., lecz,jako rzeozywifl- tość, która nie tylko określa los zewnętrzny kraju i jego kształt polityczny na wew­

nątrz, lecz i odciska się ciągle na życiu społeczDńfltws., To zrozumieć równocześnie,-

ozya jest* nieustanna, nigdy nie przerwana walka o to, by społecieńątwb zachowało w v:.i

sobla eitę podmiotu, a nie tylko prteedmiotuhistorii.

(8)

. - % a 6 8 a^§» a zewnątrz nie łatwo zrozumieć to wszystko. Trudno »a.przakład objąć zrozumienie* i. znaczenie przeobrażeń cywilizacyjnych i społecznych, i zwi*fa*

jięfie i*h sensu. Pojąć tę prawdę, której wraz z. innymi krajami "drugiego świata'*

S ; a » sobie doświadcza, że.rozdzielenie u saąy*h podstaw tyęh zmian sprawiedli-

^ * nf scl* ^ł»mi i wypaczą jedęio i drugie a-zarazem nie zignorować tego, że f nla?a?i oy^lizaoyjnymi siły społe*zne tworzą już inny kształt społoczeń-

! p ^ ' ! A v f f ! pMSnozy ta prawda ważna nie tylko dlatego, że obrazuje złożoność?

tego, so^tu się stało, lecz i dlatego, że w tym nowym krajobrazie społeczny® zawiera

« ! L *fan8a frczba: szansa - że aspiracja dowolności i wspUstanowienia społecz-

^ S qL o S ? ^ ° ^ S 1 Ją Z 0011104310' będzie do głosu; .groźba - że uda się wytworzyć l f ^ r m S T P° Zbfwi?ne asP ^ a c j i , w który® nie funkcjonuje opi*ia pub­

liczna i którym można manipulować.

w d r r i i ^ ^ J ^ Wi e 2 i i Y ńcit8 his^ r i i , w l^tćrym rozstrzyga się los i przyszłość * d S ^ f t v f l I ^ ' < ba^ i e j *** S4*ie indziej, lecz i przez to bardziej

amatyczny, dokonmjący się, głęboko, nieustannie obecny w samym środku prawdziwego żypia społecznego, c.hoc nie zawsze dość wyraźnie uświadamiany; wyścig między tym, eo s ąwia na jej rozszerzanie się, a «tym, co zakłada możliwość zbudowania społetzeństwa odzwyczajonego od samego jej istnienia. Są. to dwie'przeciwstawne postawy i dwie prłsejiwstawne filozofie polityczne, które określają najistotniejsze linie podziału,

tym wymiarze ując można i to wszystko, co sprawią, że trwa i odracza się to uparte ąążenie do zachowania własnej tożsamości, do rozszerzania sfery wolności,, społeczeństwa do bycia podmiotem, narodu do suwerenności. Ta zasadnicza aspiracja nie przestała nigdy istnieć, a dziś jest silniejsza niż wczoraj. Podtrzymała ją kul­

tura i Kościół. Wyrażała się ona w postawie młodzieży i robotników, w rewindykacjach odnoszących się do spraw ekonomicznych czy religijnych; w warunkach w których żyje­

my, nie ma bowiem rewindykacji społecznych, u źródeł których nie leżałaby sprawa ■ respektu dla praw społeczeństwa i człowieka.

w "ty® także przeszłosc; żyje w wartościach, których wymagają nowe sytua­

cje, Dzieje ostatnich 200 lat, które tak wpłynęły na kształt polskiej świadomości, zostawiły nam silnie zakorzenione poczucie, że’ historia podlega osadowi moralnemu, ze fez tej świadomości wszystko-się zawala, bo wszystko może być usprawiedliwione, że spatem zmysł etyczny społeczeństwa należy do jego wąrtości podstawowych, stanowi jego siłę i ochronną, i twórczą, którą musi ono umieć w sobie zachować.

Odnowiło się pytanie, co to są konieczności historii i ile znaczy w nich ten

® y*ł etyczny społeczeństwa; jaką wagę mają iraponderabilia w społeczeństwie, które nie chce się wyzbyć wpływania na swój los zbiorowy; jakie znaczenie ima ocalanie wew­

nętrznej wolności człowieka nie tylko w ciszy jego prywatności, ale jako wa?tość społeczna. I czy® jest ta wartość w życiu społeczeństw? Czym jest historia wolności,

c ^ tb jest wolność? Uświadomioną koniecznością? Czy, może podtrzymywaniem nadziei wbrefw nadziei? Ooalaniem czegoś istotnego w sobie i w społeczeństwie. Upartym prze­

twarzanie® tego w kreatywną siłę historii, pokonującą jej przedtem nieprzekraczalne

determinizmy, ’

Społeczeństwo, które pozwoli zniszozyć w sobie do końca zdolność uruchamiania tej siły, płynącej z jego.najgłębszych wewnętrznych zasofrów, zbliża się niebezpiecz­

nie do granicy zatraty swej tożsamoaoi. Taki jest z naszych dziejów płynący jjiep#—

kój. A już całkiem współcześnie nabyliśmy wiedzy, że nic nie zostanie nam dane z g*- ry, ze absolutyzm oświecony socjalizmu jest złudnym ognikiem; wszystko lub prawie wszystko zależy od siły społeczeństwa, od jego wartości duchowej, od jego mądrości-i w rewindykowaniu praw człowieka i pra.w-narodu.

A obok tych wielkich spraw i.pytań są także pytania konkretyzujące się w Aryk- łych, codziennych sytuacjach życiowych, pytania odnoszące się do wyboru między god­

nością a karierą, między uczciwością a konformizmem, między prawdą rzeczywistą a prawdą oficjalną, między solidarnością z innymi a wygodą i poczuciem osobistego bez­

pieczeństwa, między odpowiedzialnością za spokój swego dziecka i odpowiedzialnością za to, by i ono umiało się narazić za prawdę, solidarność i godność.'Czasem są to wielkie ryzyka, czasem nieznaczne; zawsze uciążliwe i w sumie nanoszące na całe ży­

cie społeczne jakby muł, z którego biorą się schorzenia, niepokoje, stressy i który - nawet na* Polakom, przyzwyczajonym do odgrywania się za to w mówieniu *■ dolega i oiąży jak coś, co pęta nogi, nie pozwala swobodnie się poruszać, daje. poczucie nija- kości, skrępowania, wymierzania z łaski rzeczy,, o których dobrze wiemy,.że się nam

należą, ...

(9)

I są także pytanie sz*zególne chrześcijanina* o świadectwo swojej wiary, o jego cenę; o sposób wyjścia poza mistyfikację swoistegó pojmowania religii jako sprawy prywatnej, które pod pozorem, iż wiara jest sprawą osobistej decyzji człowieka, apycha ją do zakrystii, ruguje z obszarów upowszechnianej masowo kultury; pytania także o miejsoe, jakie w historii lu d n ie j wolności ma wolność religijna; o to też, czym jest dziś solidarność ludzka i chrześcijańska zarazem*

Wszystkie te pytania, zarówno należące do wielkiej historii, jak i pytania his-*

torii małejj rozstrzygające się w czterech ścianach lud 2 kich mieszkań, są pytaniami dręczącymi* Dręczące są nie tylko wielkie uciski, lecz i tępa, skazana ań bdaśiłi-.

ność szarzyzna*

I jedtw i drugie są pytaniami teraźniejszości. Pytaniami naszymi i nie tylko naszymi; pytaniami ludzkiego losu w "drugim świecie".

Kie ąądzimy, żeby z wyborem Polska na papieża, z wyborem ozłowieka, który ten

"drugi świat*' zna i który sam dzielił jego udręki i nadzieje - ciężar tych pytań stał się dla nas od razu lżejszy, ani tym bardziej, aby pytania te przestały ist­

nieć* Ale zaczęliśmy wierzyć, że zostaną one usłyszane; że wejdą i w zbiorowe do­

świadczenie chrześcijaństwa, i w obieg uniwersalnej ludzkiej kultury*

(10)

Kazimierz Brandys

■i j

i

M I E S I 4 C E

jjaździernik 1978

Był to okres-jałowy. Nie pusty, bo wiele się w mim działo, lecz pod względem pracy jałowy. Od piętnastu miesięcy nie piszę. Z wyjątkiem opowiadania, które mu­

siałem przerwać, nie napisałem przez ten czas ani jedenj linijki. W «zerwcu 77 ukończyłem "Rondo” , od października do maja byłem za granicą. Paryż: choroba i

szpital, Berlin: choroba i szpital. Warszawa: szpital i operacja.

Nie ja byłem pacjentem. Chorował kto inny, ja przez cały ten czas fizycznie eżułem się dobrze. Przeżywałem jednak katastrofę zniszczenia wspólnego życia. Tryli dnia i pory nocy, obyczaje codzienności, terminy kalendarza, posiłki i sen, wszys­

tką wyleciało w powietrze od razu, od jednej eksplozji. Choroba jak wybuch wojny, r«$wala konstrukcję czasu, porządek rzeczywistości i myśli. Z tą jedynie r<żnieą, że.wojna jest katastrofą powszechną, choroba natomiast wybiera jednostkę niejako pnzez upatrzenie i robi z nią to samo, ale pokątnie, na boku. Dodajmy obcość, nie

j^zyk i mniej ścisłe zwiądci z otoczeniem. Pokonując codziennie przestrzeń między domem a szpitalem czułem się obiektem wybranym dla zagrożeń. Za każdym ra­

zem mogła mnie trafić bomba i nie uwalniała od tego nawet noc, bo telefom mógł mnie także zbombardować. Nie umawiając się, oboje z M, wpadliśmy na to porównanie choroby z wojną. - Wystrzeliło do nas z dużej armaty - powiedziała mi któregoś ctn^gt#

Wszystko to zdawałoby się wystarczająco tłumaczyć długą przerwę w pisaniu.

Wiedziałem jednak, że są jeszcze inne okoliczności, które uniemożliwiają mi pracę, i że te inne okoliczności nie prędko ustaną.. Podróż, choroba i wynikające z niej obowiązki były dla mnie pretekstem do samousprat^iedliwienia, wielomiesięcznym alibi, jakim mogłem przed sobą się wylegitymować, ille miałem jasną świadomość, że gdy moje alibi się skończy, stan rzeczy przez to się nie zmieni i nadal będę nie­

zdolny do pracy. Zdawałem sobie również sprawę z tego, że dopiero z chwilą odpad­

nięcia przesdcód znajdę się w prawdziwym zagrożeniu, nie faktami zewnętrznymi, lecz wewnętrzną próżnią.

Byłem na to od dawna przygotowany. Takie okresy przymusowej nie produktywność i następowały zawsze po ukończeniu większej pracy, a nieraz przed jej ukończeniem, w trakcie pisania, Z upływem lat jest mi coraz trudniej znosić tę jałowość i jeś­

li s początku mnie zaskakiwała, to czasem potrafiłem ją. z góry przewidywać, wie­

dząc, że musi nadejść. Najrozsądniej byłoby się do tego przyzwyczaić. 0 tym jedR nakże nie ma mowy, wytrzymuję ją z roku na rok gorzej. Jest to stan psychofizycz­

ny, który można by określić jako subdepresję - gdyby nazwa cokolwiek tu rozwią- Zywa a — alfco jako stan n i e b y c i a . Wolę to drugie określenie, ono więcej tłumaczy. Przerwy w pisarskiej egzystencji podobne są do zapaści, przeży­

wa się je z pustą, jakby wyssaną głową. Od normalnego pisarskiego życia one się różnią mniej więcej tak, jak pełzanie od chodzenia. Konieczne czynności i zaję­

cia wykonuje się żałosną resztą sił, z uczuciem hańbiącej niemocy i poniżeniem galwrnika, m głowie, w rękach, w nogach ciąży pytajnik: po co? Dopiero po prze­

kroczeniu środka dnia następuje poprawa. Zbliża się noc. Noc przynosi ulgę, za-

(11)

pew#£ dlatego, że een je*t aw«łnłerie« z przynusu jawy, we śnie znikają obowiązki i cele, śpi się bez odpowiedzialności * W tych złych miesiącach sny. bywają ładne,, spo­

kojne i nieraz zasypia się ż-przebłyskiem zaciekawienia tym, co przydarzy się we śnie. Przypominam sobie pewien niedawny sen. Telefonowałem z joczty w jakimśjialeko- wsehodnim miasteczka, był te ubogi '' prymitywny budjMek a aieohlujmą izbą*. kt,ćj*ś'j

♦ 0 k*o <iawa-ł«o widok na 'ośnie 2 >on 6 ' sżcSyty. DzwoniJfóm do'Warszawy, dó miej. Wołałem z kabiny, żeby •się o mnie nie martwiła1, bo moje kłopoty minęły, mam już zajęcie^ jes­

tem górskim koniem i pracuję dla przemytników, kt<frych przenoszę ‘^irzez granicę ,na r drugą stronę gór. W radosnym, wzruszeniu komunikowałem jej ó tym’ przez telefon, f ■

, Ale wyjście ze snu w tych -okresaóh jest szczególnie oiężfcię. Już nad ramąm W ‘,...

półśnie występują zmory. Nie są to %nory fantastyczne. Grozą atakuje' każde akoja- _■ >

rżenie czy obraz. Deseń, stół, epizod sprzed lat, słowo lub figura' geometryczna, dławią niedoćrzeoańośoiąi,' Jest w tym coś złowieszczego. Chciałoby sig zmów -zasnąć, cofnąć się w głąb, w urwaną, lepszą rzeczywistość. Sen stąje się wówezas -prawdziwa , szym i milszym życiem,hiż to, do.którego się Wraca i które jui od świtu nęka trwo­

gą. A pr^y*pus ze żalnie ws zystkie te stras ^ydłą' r odzą się z lęku organizmu* Bwsdzo możliwe^ że ń&dranne koszmary są'symbolami.jednej obawy, jednej grozy, pd której cfcroni pisanie, a która" dobiera się do mnie w miesiącach'bezczynności* Widocznie pozostaję w bliższych stosunkach ze śmiercią, ijiżby się zdawało..

Dałoby'Się to potraktować ź odrobiną humoru, a co!najmniej z dystansom, skoro podobne upadki-dUcha. przeżywa; i przeżywało tylfc innych ludzi. W dodatku cechuje je zmienność. Wystarczy' chwilowy7przypływ treści, pomysł, przelotny zarys, aby odzys­

kać wiarę'w siebie i poczucie sensu* I wtedy od razu traci się zrozumienie włas­

nych oierpleń, do tego stopnia, że nie"śf>oSÓb ich sobie przypomnieć,

codzienna droga do szpitala prowadziła wzdłuż prawego skrzydła Pałacu In­

walidów. ►Później, w czasie rekonwalescencji, chodziliśmy na spacery do Tiergarte- n,,*i gdzie w alejach stały posągi z Kibelungów, a wokół nioh biegali .w gimnastycz* • nych-dresach zażywni stnirsi panowie, Którym przymierzałem zielonoszare hełmy. W

warszawie jadąc do szpitala codzfennie okrążałem Pomnik Lotnika. Ponieważ nie zaw­

sze mogłem przestrzegać godzin wyznaczonych na odwiedziny pacjentów,, pewnego razu 2 atrzymał mnie woźny w uniformie. Ale byłem od dawna zmobilizowany i , jak to na wojnie, gotów do'błyskawiczne j obrony, “ Doktór Brandys do docenta Szczerbani*t r z u t i ł m u w przejśoiu, Wtedy bez słowa mnie przepuścił,

Joanną, Schopenhauer, matka filozofa, urodziła się w Gdańsku w roku 1766. Nie*

aawno psr.Zeezytałem, jej wspomnienia- pisane w starości,: Była przyjaciółką Goethego', literatką, jej dom w Weimarze uchodził: za salon intelektualny. Opismjąc swoje ’ dziecinne lata w Gdańsku często mówi o; Polsce, Mówi z sentymentem, z przywiąza-

&iem. Pierwszy rozbiór Polski wspomina -jak kataklizm. Gdańsk, anektowany przez

^rusy, został wówczas odpięty *xl pwych życiodajnych źródeł, od polskiego zboża, którego przywóz spadł do jednej piątej,.-Pani Schopenhauer nienawidzi Prus jako re- pmblikaijka i obywatelka Wolnego Miasta, zmilitaryzowany absolutyzm-budzi w niej

oorazę^Wielokrotnie podkreśla swoją sympatię dla Polaków, podziwiając ziarÓwno szlachecką fantazję, jak naiwność i prostotę ludu* Czyta-się te stronice ze waru*- szeniem, Gdańsk był cząsteczką Zachodu powiązaną z Polską realnymi interesami, a jednocześnie okiem Zachodu patrzącym na nią z bliska od kilkuset lat, W rozsypują-

ym się kolosie Rzeczypospolitej musiało coś fascynować gdańskich kupców} po aa- argach i buntach w przeszłości jak gdyby nagle zrozumieli, że wraz z Polską ginie Wół 4 ^r ° ^ e n^ ed,oeenlr>na wartość* Matka,Artura Schopenhauera była osobą postępową, córką Oświeconego mieszczaństwa , które przywitało zburzenie Bastylii wybuchem en-

uzjazmu. Co ją pociągnęło w szlacheckiej Rzeczypospolitej? Najpewniej wyobrażenie egzotycznej demokracji a obieralnym królem,'demokracji w barwnych wschodnich stro­

jach (które z upodobaniem opisuje) i o łagodnych obyczajach, Serdezcnie, dobrotli-, wie przedstawia wiślanych flisaków płynących szkutami ze zbożem do Gdańska. Są to Ola niej istoty niewinne, pfcoste i szczęśliwe. Nazywa ich "Szynkami". Ci nadwiś^

lanssy ingfcms chodzą po Długim Targu sprzedająo gliniane garnki, ufni, weseli, pijani. Szczęśliwi, bo nieświadomi swej biedy* Parniętnlkarka lituje się nad *imi, mając zarazem pewność, że nio'złeg‘o jej > 0 d nich nie spotka. Królewska republika '

■Sarmatów w tureckich kostiumach wychowała na Swojej równinie lud podobny do dzie- oi. Takie wyprażenie Rzeczypospolitej przetrwało dedć długo na Zachodzie, W nie**-

9 r

(12)

wiele lat później Michelet nazwie Polskę wielkim, spokojnym krajem, gdzie podróżni czuli się bezpiecznie nawet w: lasach. •

Panią Joan»$ Schopehhauer,: gdyby żyła dzisiaj na Zachodzie, uznalibyśmy za lewi­

cującą intelektualistkę- z zamożnej rodziny. Była przekonaną Aemokratką, jedną fe >' , tych, co’ zasadzały symboliczne dzrewa wolności w niemieckich miastecdcacfc na więśó o rewolucji*w Paryżu. Samowola tłumu w-początkowym okresie, wieszanie na latarniaoh, piei^sze ofiary ulicznych samosądów - nowiny te przyjmowano w jej najbliższym oto- cienił. ze "smutkiem, widząc w nich jednak konieczną cenę., jaką się płaci za wolność.

Sama to ^rzyznajei Opowiada ,1 "'ze szok nastąpił po ś«ięc:Lu-rodziny królewskiej. W*.

1780 Była w Wersalu, oglądała w dniu imienin króla uroczyste przejście orszaku dwor­

skiego przez zaukowe pokoje. Opisuje to po pięćdziesięciu latach jak zjawę na okul­

tystycznym seansie.'Twierdzi, że wskutek oszołomienia prawie nic nie zdążyła zoba­

czyć. Ale zobaczyła i opisała. Ta relacja z jej wspomnień najbardziej zapada w pa­

mięć, tylko polskich Szymków-flisaków umiała tak widzialnie pokazać. Wspomina, iż wschodnie zapaohy poprzedzały zbliżający się orszak, blask drogich kamieni i haftów

Olśniewał oozy. Opisuje króla, jego niezgrabną, tęgą postać i chwiejny, jakby b<V- jąźliwy krok. Bracia królewscy' jej zdaniem przedstawiali się znazcnie dostojniej, WŚzyritkich zaś przyćmiewał książę Orleanu swą wysoką, prawdziwie majestatyczną pos­

tawą i pięknymi rysami twarzy. Któż mógł w nim wówczas odgadnąć - pisze, jeszcze po Jatach wstrząśnięta - tego potwora,'.tego straszliwego Egalit£, który zwiąże się z ńąjniższym pospólstwem, a ono gardząc nim i nienawidząc będzie go wlec z jednego nflęzienia do drugiego i wreszcie pod gilotynę... Najwięcej miejsca poświęca pani Sjohopenhauer królowej Marii Antoninie, Opowiada, jak wyglądała. Wysmukła i wys«ka,

ó harmonijnej budowie ciała, niesłychanie powabna w spojrzeniu i ruchach, pełna godności, Jasnowłosa, oślepiająco biała o kształtnym owalu twarzy, niebieskich, promienistych oczach i .lekko zgiętym orlim .nosie, Paryżanie mówili, że ma ryże wło­

sy, trudno tó było jednak Rozstrzygnąć gdyż brązowy puder a la marę chał, jakiego Używała, nadawał włosom odcień ryżawy, bez względu na ich *Earwę~-~ul!r źymu je pani Schopenhauer, Poczym kreśli ze współczuciem obrazek dzieci królewskich* ”Na wielkim tarasie przed zamkiem siedział w dziecinnym wózku mały, śmiejący się chłopiec, a okpło óśmlu lat licząca, nieco blada dziewczynka trzymała go za rączkę i patrźyła spckojnyml, przyjaznymi oczyma na barwny, ruchliwy świat, który ich otaczał. Chłop­

cem tym był Delfin, najniewinniejszy baranek' swoich czasów” .

Tę część swych wspomnień matka filozofa zamyka poetyzowaną refeleksją, którą można ty wyłożyć w takich słowach: ” Czas skazuje na niebyt całe .pokolenia. B yńle mieć przed oczami zmarłych przodków, bogowie usuwają wnuków w cienie zapomnienia” . Tak więc stara kobieta, wspominając swoje dzieciństwo i młodość ogląda je jak korowód duchów unoszących się’ w zaświatach. Czarno ubrani kaznodzieje i wirrne pia­

stunki, patriarchalni, srebrnobrodzi % d z i w sobolach, polscy wielmoże o podgolo- qych gŁowach, weseli flisacy obwieszeni glinianymi wyrobami, surowi menonici - jjły- ną w obłokach jej pamięci wraz z białą Marią Antoniną i niepewnie stąpającym Ludwi­

kiem XVI. W przestworzach czasu, który minął, wszystko jest pomieszane i zrównane, przeszłość sunie pochodem widm,

* Takie lektury urzekają. Tajemnica, w. którą jesteśmy wpatrzeni, kryje się w cza­

sie, lecz jedyne, co odczuwamy, to bezsilna pewność, że czas.zmierza przeciw nasze­

mu. istnieniu. Od początku to czułem. Nigdy nie- przerażała mnie odległość, ani na lądzie, ani na morzu, zawsze się. bałem czasu. Dość szybko spostrzegłem, że to on wszystko unicestwia i że śmierć w nim jest ukryta, w jego złowrogim, cichym dziele przemieniania ciał i uczuć, wszelkiej materii, każdego świata, Agorafobia, choroba lęku przestrzeni, jest powszechnie znana,ale nie zdarzyło mi się usłyszeć o kimś cierpiącym na chronofobię, na lęk czasu. Iluż ludzi ukrywa tę chorobę, ilu przygłu­

sza ją w sobie, zagadując grozę przemijania,..

Zabijać czas to jedno z najmądrzejszych powiedzeń ludzkości. Zabijając czas od- wracam-moją uwagę od tego, że czas rinie zabija, jeśli nie mam nic do zabicia czasu, czas mnie zafctje wcześniej i okrutniej. Być może dlatego tak wyczerpują mnie cięż­

kie dkresy bezczynności. Zmory'i widziadła wydobywające się z pustki są sygnałami nicości, od której nie umiem się zbawić inaozej, jak tylko wysiłkiem pisania. Ten, kto pierwszy powiedział: "piszę dla wieczności” , byłby bliższy swej wewnętrznej prawdy mówiąc: "piszę przeciw nicości” . Tym słowem,* tym pojęciem zastępujemy w so­

bie wieczność, jak gdyby łatwiej było nam żyć w trwodze niż w nadziei. Co daje się zrozumieć, bo w ludzkim umyśle czas jest skońozony, zamyka go niebyt, w czym utwier­

dza nas wiedza o śmierci. Wieczność natomiast nie znajduje potwierdzeń w bycie do-

(13)

csegnym, w znakach natury czy histerii* Nie objawia się nam w zmach, foktachf I a ~ w każdym razen, lcie<ły mówimy nigdy* w istocie mamy na myśli:

f. końca, do śmierci# Zdawałoby się więc, śe gdy mSwImy zawszef powinno to osnpaes&dc na wiecznosc, w nieskończoność* Ale tak nie jest* Zawaze^rownTeż znaęzy dla nas to santo, do śmierci, do końca# Koniec i nicość są bliższe" lud^iemu ;doswiadc 2 ;«Biu niż li^konezonoś<5 i wieczność#

.derótce pę przeczytaniu książki wspomnień pani Schopenhauer spędziłem pół dnia w aansku, Priy jechaliśmy z Sopotu. Pogoda, nie dopisywała, wiatry, deszcze, chodzi-

^ 1? ff swtrack i płaszczach. Poprzedniego dnia zrezygnowałem z dalszej pracy »ad opowiadaniem. Czułem się jak oszukany; porzucony człowiek, któremu zostało kino i przechadzki, w Gdańsku kupiliśmy jesionkę (aa długą, źle.na mnie leżała), a późmiej poszliśmy oglądać dawne centrum miasta.

Wszystkie odbudowane dzielnice zą bk ow e mają urodę oudu, jaką potrafi dać tyl- ('a^f' t ?11*1 ri^tC^a * w ^ ^ ic h kamienic, sporo jasnych tynków odbijająoych światło V^aansk nie był taki :3$sny), domy o wytwornym rysunku starych sztychów, jakby od s ujęci nietkniętej miedziane rynny o zwierzęcych paszczach wyszczerzały się z ka­

miennych >przedproży, zawiłe kraty, rzeźby, balustrady, insygnia i herby kupieckie, Sterna kowalszczyzna bąroku, rytra okien i daehów, wszystko nieskazitelnie odtwo­

rzone z zachwycającą dbałością o szczegół i całość. Szedłem traktem Joanny Schoperu- uer jak przez pustą scenę, na której stoją dekoracje po odegraniu sztuki i zej—

t W szarym powietrzu mżyło, podrywał, się zachodni wiatr. Orszak zmar- wyor^atałych domów przepuszozał w ciszy nasze kr dci. Środkiem ulicy między fasada- ,, prowadzono szkolną wycieczkę, Nie było wielu przechodniów, dwa zwinięte parasole kwiły samotnie przed czymś, co oznaczało zapewne winiarnię. Mężczyzna o wyglądzie

eroobotnego cyrkowca, z ogromnym podhalańskim owczarkiem w uprzęży, stał wśród Przeciągów na turystycznym szlaku. Mogłem się sfotografować z białym górskim psem na przedprożu- kamienicy pani Schopenhauer. Mogłem wypić flas żkę piwa pod obwisłym Parasolem albo wejść po schodkach i kupić sobie okręcik z bursztynu. Po obu stroJ- nach wszędzie okna zamnkięte, nie patrzą z nich niczyje oczy. Gdyby tu miesdeały 1 luże woskowe lalki, ponyślałbym/ że są na swoim miejscu. Na tej ulioy nie ma ludafc*

i*h sąaiedztw, nie faluje w niej wielojęzyczny tłum, nie ma przekupniów, matrofe, snycerzy, patriarchów i czarnoksiężników. Włóczyły się tylko gromadki znudzonych, rozchełstanych chłopców w kurteczkach i jeansach - chłopców o wiejskich twarzach, Pr zł o mi do głowy, że marły świat gdańskiej młodości pani Schopenhauer, ów szacowny, harmonijny obraz życia, nasycony kształtami i światłej, zostawił tu po so ife siad pośtsiertny, nieco ironiczny. W rysach wałęsających się chłopców i dzieci

Z "y 01005^ Schopenhauer rozpoznałaby twarze daw»ych wiślanych isakow, beztroskich i ufnych prostaczków, którym lubiła się przyglądać z okien swojego domu. Jakżeby się zdumiała widząc, że ci weseli, poczciwi Szymkowie, którzy nie sadzili nigdzie drzew wolności, że te bydlątka boże, ci dobrzy, pijani półlu-

z e*jj płodząc przez wieki następców, reprodukując się i mnożąc, w końcu *panowali 3e0 stary ojczysty port, •

• , Id 4 c granitowym chodnikiem, obstawiony z dwóch stron przez polichromowane zjawy przesźłosci, poczułem silny napad chronofobii. Zaczęło mnie coś straszyć. Nagła

®y i , ze mnie nigiy tak nie odbudują,,, że moje ciało i kości, podobnie jak cieles­

ność pani Schopenhauer, są niemożliwe do zrekonstruowania i jakiś czas tylko będę C2e UJ*- osił w eterze czyjejś pamięci,.. Chciałem już odejść, zawrócić, I . Wtedy stała się rzecz taka, Zauważyłem, że przygląda mi się jakiś człowiek. Tknęło mnie wrażenie, że chyba go znam, był trochę podobny do pewnego sympatycznego tłuma-

°óo* T w ty* z it< 5 rym lat temu spędziłem lato w górach, Ale oczywiście nie

®, yc* Przeczyła temu podejrzeniu szklistość cery, żółte sterczące uszy pod z yt luźnym beretem, a nade ws żystko przełamanie sylwetki i. wychudł ość, trupie ob­

sunięcie, podparte laską z gumowym końcem, którą ściskał w ręku. Nie miałem jednak zupełnej pewności: może to on? Tym bardziej, że mi się przypatrywać', jńkoś zarazem snutno i ciekawie, pQ czym zwolna ruszył w moją stronę, ciągnąc za sobą nogę, rękę,

•laskę i zbliżają się ku mnie z niesamowicie znajomym uśmiechem, W ostatniej sekun- dzie zdążyłem ukryć przerażenie: to był on, jego szczątek, zdrobniała, biedna resz­

tka, Stał już przede mną,' r Przepraszam - powiedział - z początku nie mogłem po a*

Bac. pan się bardzo zmienił.

(14)

"Przede W 8 2 ystkiią,. każdej stronicy .jego,dzieł bije przeświadczenie, że filozofia ma do objawienia-; pirawciy niezwykłej wagi. .Człowiek ma nie tylko potrzeby , f|zyoźmei do-je^o włascłwośei przyrodzonych należy również odczuwanife potrzeby me- . .tąfdzycznejj t j, niepoprzestawanie na wiedzy o relacjach, lecz dążenie do poznania istoty'rzseczy,'Aby'nie zagubić się w otaczającym świecie, człowiek potrzebuje b4so-

; " 4 | :w postaci .jakiejś prawdy bezwzględnej, a tymczasem nauki dostarczają mu jedynie ,' ^ledzy relatywnej. Tę potrzebę- metafizyczną * zaspokajała dawniej ajeligia* Ale od

ozasu gdy Kąnt-wykazał nicość,dotychczasowych dowodów istnienia Boga," ale ponadto

* jeszcze zasadniczą niemożliwość przeprowadzenia takiego dowodu,. religia jako pod-*

-fitąwa st-oeuiĄcii do świata jest dla człowieka światłego nie do przyjęcia. Dziedzictwo

^ pói niej należy do filozofii.. Człowiekowi, któremu odebrano ostatecznie wiarę w , Opatrzność czuwającą nad światem, w nadprzyrodzony rozum, posługujący się śmiercią,

i’:ycieS#iienlem dla sobie tylko znanych, wyższych celów j filozofią ma odpowiedzieć

* na pytanie o sens życia. .Jeśli nie sprosta temu zadaniu, wszelki, porządek moralny rozpadnie s ię , jak. domek z kart ;i człowiek okaże się wobec świata zupełnie bezibros- ny, skazany na nieustający lęk przed ćierpnieniem, którego uniknąć nie może, z wid­

mem nieuchronnej śmierci przed oczyma.‘Wobec bankructwa religii tylko filozofia mo- 'ż'e go uratować przed rozpaczą’’ . ' - * T. ' *

. To’ pisze Jan Garewioz w swojej książce o Schopenhauerze, Pamiętnik matki wzbu*

v dził we mnie Ś.ontyment do syna, tak się niekiedy dzieje z lekturami. Moje półki nie

" Uginają się" od .dzieł filozofifznych, poszedłem więc do biblioteki i wybrałem z ka-.

talogu tom zatytułowany Schopenhauer. Była to właśnie książka Garewicza. Szczurze mówiąc, kierowała mną nie~£yIe~ćRęT*pozna.nia myśli niemieckiego filozofa, co Zacie­

kawienie jego rodzinnym domem. Jaki wpływ na niego wywarła-ta bystra i żywotna ko-,

"b^eta, jak w zrań tał i dojrzewał pod jej rozumny* okiem i czy spełniła ważną rolę w jego życiu.' Bo pani Schopenhauer czułem już przywiązanie, stała rai się sympatyczna, i bliska. Zapragnąłem czegoś więcej ponad to, co sama opowiada o sobie. Czym była ta.matka dla s y n a j a k ją Widział i utrwalił w pamięci,’ ile jej zawdzięczał... Otó|

spotkało mnie rozczarowanie. Zerwał' z nią, uciekł, napisał list i już nigdy nie zof baczyli się. Nie' mógł jej darować związku z pewnym mężczyzną. Pani Schopenhauer, radczyni dworu, mieszkała wówczas w'Weimarze żyjąc od lat we wdowieństwie,

.^Lektury takż.e mają swoje losy* Pamiętnik matki czytałem dla uspokojenia, chcąc się oderwać ’dd siebie, od napastujących mnie złych duchów samotności. Po czym, aby przedłużyć lecznicze działanie .miłego toku jej narracji, już przynęcony i wciągnięć ty, trafiam do syna*. A syn raptem pr;ze 3 zywa mnie :na wylot, wskazując palcem źródło moich wstydliwych klęsk', od których szujaj^ełm ucieczki w opowieści matki. I powiada mi. tak-J -”’Pana, strapieniś. nie płyną ż trwogi biologicznej, którą nazwał pan lękiem czasu, leaz z niewiary w Opatrzność: nie ma pan Boga. Może Go zastąpić filozofie z-»

ae, poznanie: nie-ma pan filozofii. Kie ma w panu nic; co chroni przed rozpaczą i my^lą o śmierci. Przewidziałem to sto lat temu’’.

Na co z^kolei ja .mógłbym powiedzieć: •’() tym, co przewidział pan sto lat temu, dzisiaj pińżą dziennikarze. Poczucie bezsensu i rozpacz, .utrata wewnętrznej tożsa- mośoi, zwątpienie i niewiedza o Istocie Rzeczy weszły w. naszą potoozną świademość.

Mówi się o nioh tak często, że brzmią już troohę komicznie. Nie przewidział- ' pan je­

dynie tego, że filozofia nie spełni pańskich oczekiwań. Odwróciła wzrok od tajem­

nicy bytu i zajęła się- innymi sprawami. Stało się Więc najgorsze, przed czym paa ostrzegał'. Wszysoy są bezbronni wobec świata, skazani na,. trwogę i ból. Ale skoro wszyscy o tym wiemy, jeżeli każdy czuje się. zatruty władną, i międzyludzką świado­

mością, czy to nie oznacza początku oczysZożenią? Może właśnie aby się odtruć z wsączonych w moją świadomość spalin tych wyobrażeń i słów,, usiłuj^ je. zastąpić' in- njami - brak nadziei i egzystencjalna rozpacz biologicznym lękiem przemijania# Jest w nich mniej rezygnacji. Bo, przede wszystkim nie chcę rezygnować i nie wjt&aje mi - ,r się oczywiate pana założenie, że wiara w Opatrzność jako podstawa st.osunku do świa­

ta jest niemożliwa do prży^ęia dla człowieka myślącego” * - . . ‘ . Wiara w Opatrzność? .W moim. świeckim języku wyraziłbym się innymi słowami;' .Wew-*

nętrzna pewność, że poza- bytem doczesnym istnieje prawo najwyższe i wartość ''jedyna, w których zawiera się cel ludzkiego życia, uzasadniający eierpnienie i śmierć, W

owym stanie wewnętrznej pewności żyło -miliony ludzi, łączyli się ze sobą tworząc

religie i kościoły, modląc się w nich, ginąc za nie, nawracając innych. Używam tu

ozasu przeszłego, A dzisiaj? Dziś również żyje wielu takieh ludzi. Mówiąc jednak

(15)

wiara, i-eligia, kościół", many dzisiaj.na myśli religie i kośeipły,-,które wiążemy ,z fcojęci&m religii i kościoła wytworzoijym w na© przez kulturę. Wiarą, kościołem

jęst dla nas to, co tradycja określą jako wiarę i kościół. Religią nasuwamy religię

“ z przeszłością**.. , :

Na Boga, dlaczego? Nasza epoka aż huczy od nowych religii, kłębiących się wśród -starych kościołów, w tłoku, w namiętnej wrzawie, w dyskusjach i ogniu wystrzałów.

Są już^męczennicy nowych wiar, są całopalenia, klątwy, apostolaty..* są fanatyezni kaznodzieje i okrutni mnisi. Psretrzyjmy oczy: religia jest b 1 i ż e ,j . Pomyślmy tylko, feaatanówmy się, c* w naszych czasach jest religią i czy dym z jej płomieni musi być dymem świeczników. Ależ słyszymy, czytffiyt schodzą do katakumb, do więzień, rozszarpują się .o dogmaty, giną za swoją wiarę lu> zabijają się dla niej. Walc*ą pismem i słowem, z imionami swych świętych na ustaoh. Kto? Jacyś młodzi ludzie, , dziewczyny, nieraz dzieoi prawie. Bioi i torturowani. Albo mordujący i torttirująoy.

A czasem jedno i drugie. ' . WUvy 1

Współczesny .świat nie należy do epok Rozumu, miota nim pragnienie !_*.,* Mnie, laika żyjącego poza kościołami, moją epcka postarza, czuję się w niej anachronicz­

ny,, niekiedy ob<^y i zbędny. Tym bardziej że.zwykłe odczuwałem niechęć do typu ozło- wieka i rodzaju.życia wyrażającego 3 ię poprzez religię. Byłem studentem, kiedy irczy^anąłem przed.schodami wiekowej świątyni, namyślając się; zawrócić czy wejść?

I wszedłem. Socjalizm nie był dla mnie wyznaniem wiary dogmatycznej - wszedłem,, po­

nieważ walojył z wrogim mi, barbarzyńskim kościołem, z faszyzmem. Jego XIX~wleezna przeszłość budziła szacunek, pociągała mnie legendą, żywotami bohaterów, napięciem etycznym, A także skromną liturgią i prostą obyczajowością. Stół, krzesła, mównicą, .dyskusja. Więc jednak:nie wyznając dogmatów, miałem już Ewangelię. Dziś myślę o

tym bez ironii. Ani mi .w głowie umniejszać znaczenie socjalizmu w moim żyniu. I nie tylko w moim życiu. W historii, kulturze. Jeślibym miał wymienić najważniejsze zjawiska w dziejach naszej ery, powiedziałbym* Kościół Rzymski,, Reformacja* Socja­

lizm, Dodałbym jeszcze, że jest to trójoa historyozna zakreślająca moje pojęcie Chrześcijaństwa.

Więc mówiąc "kościół" używam tego słowa w rozszerzonym znaczeniu. Obejmuję nim również, zakony ideologoczne i zorganizowane religie państwowe.. Powszechny Kościół Katolicki wypełnia dziś swoje posłannictwo w święcie .terroryzowanym przez nowe in­

kwizycje i krucjaty. Kościoły anarchizmu i naojonalizmu zabijają ludzi. Kościoły państw .totalitarnych uśmierca ją życie. Eróbę tortur stosują jedne i drugie. Jedne, i drugie mają swoich wiernych i niewiernych. Społeczna świadomość zdaje się wyczu­

wać ów religijny charakter współczesności. Protestujących demokratów w krajach wschodniej Europy nie przypadkiem nazwano dysydentami. njfc+tfłSfOntyY,.

■ Dwaj młodzi niemieccy pastorzy wyrazili swój sprzeciw wobec rządów, przymusu i-?

narzuconych przez państwowe Oficjum w NKD. Spłonęli żywcem, dobrowolnie. Stawiam sobie pytanie, jakiej r.eligii, któremu z kościołów należy przypisać ten akt najwyż-r azągo aamopoświęcenia. Ewangelicko-reformowanemu? kalwińskiemu? A może byli bap­

tystami?

Myslęt że to nie jest istotne. Przypuszczalnie wyznawali tę samą wiarę,, dla której dziesięć lat przed nimi na Vaclavskich Namesti spłonął Palach., Stare chrześ­

cijańskie religie dbają dziś o rozsądne leozenie zła atakującego ludzką wspólnotę, zaznaczają swój rozumny udział we wszystkich dziedzinach jej .życia, głoszą cnoty społeczne, obywatelskie i humanitarne, bronią swych wiernych przed pazurami tyra­

nii politycznej - obłaskawiają bestię. .Ogniem świętego szaleństw-a dawne kościoły przestały już płonąć. W jakim, obrządku chrzczony był Palach, katolik, marksista QZy protestant, nie wiem, nie usiłowałem się dowiedzieć. Jego czyn miał dostatecz­

ną, jasnosć.. Spełnił go jako wierzący odnowionego kościoła wolności. Ale zarówn*

zech Palach, jak dwaj Niemcy, pastorzy musieli silnie odczuwać nadprzyrodzoną pew­

ność istnienia wartości absolutnych, uzasadniających sens ich śmier*i. A więc jak t o ... nie .wiara w Opatrzność? brak Prawdy Bezwzględnej? Genialny syn radozyni Scho­

penhauer nie wszystko dokładnie wywróżył sto lat temu. Zignorował przemienną natu­

rę życia.

Nie ma złotej jesieni- w tym roku, wciąż chłodna szarość i deszcze, i ogonki w sklepach. 0 7-ej rano musiałem pojechać na Wolę. Taksówkarz, gęba sympatycznie po­

nura, spytał innie-, czy oglądam "godzinę dobrobytu". - CO? '- nie zrozumiałem. Miał

(16)

14 |

na myśli wieczorny dziennik Telewizji, Uśmiechnąłem się# On się nie uśmiechnął*

Przez^dwa wieczory n ie ' oglądałem dziennika TV. Zacząłem, a.właściwie próbowa— * łem czytać "Listy” Stanisławy Przybyszewskiej. Także mieszkała‘w Gdańsku. Pięćset- stronicowy tom, od którego w końeu odpadłem, jak od cudzego nieszczęścia. Nie ma rady, tylko współczucie i bezsilność. W tej gorączce słów trafiłem na kilka osłu- piających zdań. Kochała Robespierra. Gardziła feyrondystami, nienawidziła Dantona, ,ale koishała Robespierra. -Stanowił dla niej ideał ”równowagi, i harmonii” , uosobie­

nie piękna. Kobieta zakochana w gilotynie! Dalej jakoś nie mogłem czytać, odłoży­

łem biedac 2 kę. na stolik i wziąłem do przejrzenia brulion z moimi zapiskami. Czys­

tym przypadkiem wśród starych notatek znalazłem taką uwagę, nie mam pojęcia, włas­

ną czy zacytowaną.:’ "Robespierl*e kochał wolność. całym sobą. W innych kochał rów­

ność".

Później jeszcze raz przeczytałem ostatnie łćartki, z refleksjami po schopenhau- eyowskich lekturach, to dopiero napisane, które urwałem na-śmierci Palacha,

W maju 77 piętnaście oaób ogłosiło głodówkę na znak protestu prze*iw uwięzie­

niu działaczy KOR-u. Głodówka odbywała się w warszawskim koś#iele św. Marcina na Piwnej. Wśród głodujących znajdowali się »aukowcy, pisarze i humaniści uniwersy­

teccy, młode kobiety, między nimi żona robotnika, głodował też 70-letni ojciec jednego z KOR-owców. Ludzie różnych pokoleń i formacji światopoglądowych, katoli­

cy,^ intelektualiści nie praktykujący żadnego z. obrządków religijnych, dawni mark- afści, niedawni harcerze i studentki. Ich rodowody lub osobista przeszłość sięgały dó Armii Krajowej, Powstania. Styczniowego, działalności polskiej lewicy i Kościo­

ła, a także do ZMP; Był wśród nich duchowny katolicki, był również tłumacz "Kapi­

tału *1 Marksa, Głodowali przez tydzień, w bocznej aawie, przyjmując jako jedyny por karm wędę z solą. W trakcie głodówki prasa obrzucała ich saydorstwanij nie szczę­

dząc potwarzy ani fałszerstw. Telewizja zapowiadała niedwuznacznie proces uwięzio- nyęh członków KOR-u. Idąc Piwną.' mogłem obserwować czuwających w pobliżu kościoła cywilnych funkcjonariuszy o wyglądzie turystów, z lodami w waflach dla większej naturalności. Prócz nich, rozumie się, na ulicy było pełno turystów autentycznych, którzy nie wiedzieli o niczym albn nie chcieli wiedzieć, albo po prostu intereso­

wali się „cZym innym. Stare Miasto, ze swymi knajpkami, goframi, makaronem Spaghet­

ti,^ butikami po parysku i parówkami po kanadyjsku, z kataryniarzem, papugą i cy­

gańską kapćlą, wchodziło w letni sezon.

Głodówka była aktem protestu i solidarności w momencie zagrożenia. Nikt nie Uittiałby wtefy przewidzieć, co dalej nastąpi. Aresztowania mogły lada chwila ogar­

nąć setki osób, proces musiałby doprowadzić do wieloletnich wyroków. Z kimkolwiek Rozmawiałem, każdy w pierwszych sło-wach określał się wobec tego aktu. Już od Aość dawna było jasne, że ruch obrony społecznej, do którego należeli głodujący, ujaw­

nił pewne.cechy w ludziach, zatarte i pokryte latami milczenia. Przemówiło teraz Wielu niemych, objawili się zarówno prozelici, jak sceptyoy.i irdyferenci. Rozległ się też chór zanieprkojonych, którzy ostrzegali przed prowokacją* cud wydawał się im zbyt niebezpieczny, aby weń uwierzyć. Przeżywano duchowe rozdarcia, upadki, eu—

f orie. . .

' To już była dziedzina przeżyć religijnych, wolnych od sugestii historii. Wyobr- rażenie Boga nie jest w takich przężyolach konieczne, ich istotą jest podporządko­

wanie zmiennego czasu wiecznemu czasowi wartości. Głodujący w kościele na Piwnej wywołali w różnych ludziach tę samą myśl: czy znają jakąś wąrtość trwającą ponad faktami i niezależną od ich historycznego czasu. Można by się długo zastanawiać nad tym, czy istnieją ważniejsze pytania skierowane do człowieka.

Co prawda nie stawiałem tak zasadniczych pytań ani innym lud 2 iom, ani sobie#

Dopóki nie odczułem, że w wysiłku pisania zawarty jest czynnik religijny, ta sfera mr&ch przeżyć była ograniczona, nie wykraczała poza instynktowną czujność wobec fiinkcjonariuszy złych poczynań. Pewne ludzkie postacie budziły we mnie silny wstręt.

Wstręt. Jedną z nich widzę do dzisiaj niezwykle wyraźnie. Przykre widzenie - od karku, od tyłu głowy. Kiedyś wyobraziłem sobie tego diabła siedzącego okrakiem na skrzyni czy zydłu w pustej, niskiej izbie podobnej do wędzarni. Czułem niemal za- padh gnijących ryb i skóry zabitych zwierząt. Mój diabeł polował i łowił. Siedział w swojej wysrko położonej norze, widziałem jego szyję podpłyniętą krwią. Na margi­

nesach powieści o ideowych bohaterach zapisywał ołówkiem, kogo unicestwić. Dla

niego - myślałem - życie jest polityczną rozgrywką, nigdy by niś uwierzył, że ktos

może w niej nie uczestniczyć. Dla niego wszyscy są podobni, to znaczy podobni do

Cytaty

Powiązane dokumenty

o kobietach# które dawno już przekroczyły cenzus wieku, mówi się ze znudzeniem® "łączniczka AK”0 Pełno takich słówek w języ jaki się w Polsce rozmawia# nie mamy pojęcia#

sĄdrz ajnjsyefe' i lepszych, od aaa9 azlaohatnjok aadiudzi wfnsytSlonyfch i

jęcia na etat podtar.ił kolegom redakcyjnym wódkę. w czasie picia weteran dziennikarstwa, red. Odnotowane to zostało należycie. Sępu- lik , z którym liszeczka

nie początki,.a nadrobienie zaległości w tej akurat sferze i szybsze przejście od wieku- dojrzewania do dojrzałości nie wydaje się aż tak trudne# Lecz w

sza siostra Szewa wyzywała gor^Jojne id£ na w ojnę&#34;,jak śpiewali ulicznicy, kiedy chcieli dokuczyć żydowskim chłopcom.Był jeszcze dorosły kuzyn Abe,ale

ści, w podniszczonym, mieszkaniu profesorskim wzmaga się entuzjazm, stary spogląda przed siebie, Czxije się nieswojo, ponieważ tylko tłum wykrzykują jego nazwisko, a

zki z Polską sprowadzały się jedynie do wyciskania a niej jak największych dochodów i deprawowania jej struktur państwowych, społecznych i kulturalnych. Broniąc

które doprowadziłyby do polepszenia. Profesor, jak mi się wydało, znudzony, Przestał słuchać i chyba, zapedł w drzemkę* Powiedziałem jeszcze, że system. komunistyczny