4 . Warszawa, d. 2 4 Stycznia 1892 r. T o m X I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PR ZYRO DNICZYM .
PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".
W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z p rze s y łk ą p o c z to w ą : roczn ie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R ed a k cy i W szech św iata i w e w szy stk ich k sięgarn iach w kraju i zagranicą.
K o m ite t R edakcyjny W s zec h ś w iata stanowią panowie:
Aleksandrowicz J., D eike K., Dickstein 8., Hoyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk S.,
Natanson J., Praass St. i Wróblewski W .
„W szech św iat" przyjm uje o g łoszen ia, k tó ry ch treść ma ja k ik o lw iek zw ią zek z nau ką, na n astęp ujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw y k łeg o druku w szpalcie albo jego m iejsce pob iera się za pierw szy raz kop. 7 '/j
za sześć n astęp n ych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
A.dres IRedalccyi: ZKZra.łcoTKrsfeie-IFrziea.na.ieście, U S T r © © .
0 NUMERATORACH
ELEKTRYCZNOŚCI.
D opóki prąd elekti-yczny n ie opuszczał granic pracow ni fizycznej, trudności pom ia
rów elek tryczn ych badacza nie zrażały, szło raczej o ścisłość oznaczeń, aniżeli o uproszczenie przyrządu m ierniczego. S to sunki te w szakże u le g ły zupełnem u przei
naczeniu, odkąd zastosowania techniczne elek tryczn ości tak bujnie krzew ić się za
częły . O św ietlen ie elek tryczn e rospościera się coraz w ięcej, n ietylk o już w ielkie m iasta
jz niego korzystają, ale przedziera się ono naw et i do m iasteczek drobnych, które do-
jtąd led w ie na olej, lub naftę zdobyć się mo- I gły; a obok tego prąd elek tryczn y rospro- w adza energiją, która służy do poruszania 1 m achin, lub do innych celów . Prądu tego dostarcza konsum entom zakład centralny, zapotrzebow anie w szakże elektryczności nie
jjeet zgoła jednostajne; lam py palą się 1 w ogólności tylk o w ieczorem i przez p e w ną część n ocy, m otory czynne są najczęściej |
tylko za dnia. D obrych zaś przyjaciół w y raźne tylk o tw orzą układy, okazała się w ięc w elektrotechnice potrzeba prostych i dostępnych dla ogółu przyrządów , któreby p ozw alały natężenie prądu, lub ilo ść z u ż y tej elektryczności od czytyw ać w sposób tak ła tw y , ja k to się dzieje z gazom etram i, któ- rem i możnaby się bez żadnej w praw y szcze
gólnej posługiw ać.
Pom im o trudności, z jakiem i połączona była budowa takich przyrządów technicz
nych do m ierzenia energii elektrycznej, za-
! danie to w ostatnich czasach w znacznej
i
przynajm niej mierze rozw iązane zostało; ze i w zględu w ięc na praktyczną doniosłość tej rzeczy, podamy tu opis kilku najw ięcej używ anych „numeratorów elek tryczn ości”, co u zupełni zarazem podane niedawno w piśmie naszem w yjaśnienie używ anego w technice układu jed n ostek e le k tr y c z nych.
W zw ykłym galw anom etrze pracow ni fizycznych natężenie prądu elektrycznego oceniam y ze zboczenia, jakiem u pod jego w pływ em ulega igiełk a m agnesow a. P o n ie
waż zaś elektrotechniczną jednostką natę
żenia prądu je st amper, aby więc galw ano-
metr zam ienić na przyrząd do pom iarów
5 0 WSZECHŚWIAT.
prak tyczn ych służący, trzebaby ty lk o z w y k ły p od ział na stopnie k oła, po którym przesuw a się koniec ig ły , zastąp ić p o d zia łem na arnpery, tak ab y ig ła ta n a tężen ie prądu w sk azyw ała b espośrednio w am pe- rach. W taką w ięc p o d zia lk ę opatrzone galw an om etry otrzym ały nazw ę am perm e- trów , albo n iek ie d y , przez skrócenie, am- m etrów , w arunki w szakże, ja k im o d p o w ia dać w in n y, zm uszają do p ew n ych zm ian w bu d ow ie sa m eg o przyrządu. P rzed e- w szystk iem bow iem słu ży ć one m ają w o g ó l
ności do prądów bardzo siln y ch , g d y w pra
cow n iach najczęściej ze słabem i tylk o p rą dami do czyn ien ia m am y, nadto znś baczyć
F ig . 1. A m p erm etr.
należy, że w zakładach elek trotech n iczn ych znajdują się obficie m asy żelaza, które na ig łę m agn esow ą w p ły w szk o d liw y w y w ie rają. D la teg o też w ogóln ości usunięto tu zu p ełn ie ig łę m agnesow ą, a bu d ow ę am per- m etrów oparto na in n ych działaniach m a
gn etyczn ych prądu elek try czn eg o .
Takim jest, m iędzy in n em i, am perm etr D o liw y - D ob ro w o lsk ieg o z „pow szechnego tow arzystw a elek tro te ch n iczn eg o ” (A llg e - m eine E lectricitats-G resellschuft) w B e r li
n ie, którego postać zew n ętrzn ą przedstaw ia fig. 1, a urządzenie w ew n ętrzn e objaśnia fig. 2 i 3. A m perm etr D ob row olsk iego po
le g a na tej zasadzie, że zw ój drutu, po któ-
! rym p rzeb iega prąd, w yw iera w p ły w przy- j ciągający na jądro żelazne. Zwój w ięc ' drutu a dźw iga pokład, na którym osadzo
ny je st drążek łam any. D o drążka tego uczepione je st jądro, czyli pręcik żelazn y, bardzo lek k i, w ażący bowiem zaledw ie 0,04 gram a, a który pod w pływ em prądu, przez zwój a przebiegającego, zostaje, stosow nie do jeg o natężenia, m niej lub więcój ku d o ło w i pociąganym . P osuw ając się zaś, obra
ca on oś c, na której je st w sparty, a ruch ten u d ziela się w reszcie skazów ce, która znajduje się na zew nętrznej stronie p rzy
rządu i przesuw a po podziałce. A b y w ięc od czytać natężenie danego prądu w am pe- rach, należy tylk o w o b ieg je g o w trącić ten przyrząd m ierniczy; przez nadanie zaś j ą dru żelaznem u odpow iedniej d łu gości, jako też przez należyte nastaw ienie ciężarka d, regulującego drążek, otrzym ać można roz
m aite pod ziałk i, czy li zastosow ać am per
metr do prądów rozm aitego natężenia, t. j.
do prądów siln iejszych i słabszych.
W w ielu jed n a k razach nie w ystarcza sama znajom ość natężenia czyli siły prądu, zachodzi często potrzeba oznaczania siły elektro w zbudzającej, albo raczej różnicy elektrycznej biegu n ów , różnicy ich poten- cy ja łó w , napięcia elek try czn eg o na k o ń cach, dajm y, drutu doprow adzającego prąd elek try czn y do lam py. D o oznaczania zaś
tej w ielk ości słu żyć nam m oże tenże sam przyrząd ze zm ienioną jed y n ie podziałką;
aby zaś to zrozum ieć, odw ołać się należy tylk o do praw a O hm a, które je st zaw sze podstaw ą w szelk ich pom iarów elek try cz
nych ‘J. W ed łu g prawa tego m ianow icie siła czyli natężenie prądu wyraża się ilo ra zem siły elektrow zbudzającój (różnicy elek- trycznój) przez opór, t. j. N =
Eskąd
E = N O \ je ż e li w ięc baczym y, by opór Obył stały, natężenie prądu N daje miarę
>) D o k ła d n e w yjaśn ien ie u żyw an ych tu term i
nów i pojgć zn ajd zie czy te ln ik w szereg u artyk u łó w , zam ieszczon ych w roku zeszłym we W szech - św ie c ie , a m ian ow icie: „ J ed n o stk i m ech an iczn e w u k ład zie m iar b ezw zględ n ym 1* (N r 25), „ Z a sa d n icze ob jaw y i p raw a p rąd u elektrycznego** (N r 26 i 27), oraz „U kład m iar elektrycznych*; (Nr 29 i 29).
N r 4 . w s z e c h ś w i a t. 51
siły elektro wzbudzającej E , czy li napięcia
prądu na biegunach; w tym zaś celu należy tylk o galw anom etr w trącić w obieg boczny danego prądu. O bjaśnia to fig. 4, gd zie E oznacza stos galw an iczn y, lub jak iek olw iek inne źródło elek tryczn ości, skąd prąd p rze
biega po drucie, z którym w m iejscach
a i b, łączym y końce drutu, prow adzącegodo galw anom etru G. S iła prądu p rzeb ie
gającego przez galw anom etr wyraża się ilo razem z różnicy potencyjałów , czyli z róż
nicy napięć elek tryczn ych w punktach a i b,
| oznaczyć, jak w ielkiem będzie od ch ylen ie I ig ły galw anom etru przy różnicy potencyja
łów 1, 2, 3 i t. d. w olt, co znaczy, że po- działkę każdego takiego galw anom etru w y razić też możem y bespośrednio w woltach, a galw anom etry zaopatrzone w taką, po- d ziałk ę, która dozw ala odczytać bespośre
dnio w w oltach różnicę potencyjałów na ich końcach, czyli napięcie prądu, nazwano
„w oltm etram i” •). W oltm etry te zatem p o siadają budow ę takąż samę, ja k i amper- m etry, różnią, się zaś tylko podziałką. N ad-
podziełonój przez opór, ja k i w tem o d gałę
zieniu bocznem ma miejsce; gdy zaś opór w zw ojach sam ego galw anom etru je s t zna
czny, pom inąć można opór drutów dopro
w adzających. Jeżeli w ię c łączym y ga lw a nom etr z prądem w coraz innych jeg o pun
ktach a i b, to opór w tym obiegu bocznym pozostaje niezm iennym , odchylenia zatem ig iełk i galw anom etru dają bespośrednią m iarę różnicy p oten cyjałów w punktach
a i b.P o n iew a ż jednostką potencyjałów , czyli napięcia elektrycznego jest w olt, j e dnostką siły prądu am per, a jednostką op o
ru om, je s t zatem:
1 w olt — 1 amper X 1 om,
skoro w ięc znam y opór galw anom etru w omach i w iem y, o ile się odchyla igła galw anom etru pod działaniem prądu o na
tężen iu 1, 2, 3 i t. d. am perów, można stąd
F ig. 4. O d gałęzien ie boczne prądu.
to, am perm etry wtrącają się bespośrednio w obieg badanego prądu i posiadają n ie
w iele tylk o zw ojów drutu gru b ego, gdy
') N a leży w ięc pam iętać o ró żn ic y ty c h „w olt- m etrów “ od „ w oltam etrów “, te ostatn ie bow iem są to p rzyrządy, słu żące do m ierzen ia n atężen ia prądu z je g o d ziałań chem iczn ych , ta k ja k przez galw anom etry rozum iem y p osp o licie przyrządy, m ierzące n atężen ie prądu z w pływ ów je g o na ig łę m agnesow ą.
5 2 WSZECHŚWIAT. N r 4.
w oltm etry um ieszczają się w o d gałęzien iu bocznem prądu i zaw ierają znaczną ilość zw ojów drutu cien k iego, co nadaje im opór znaczny, a to dlatego, by m ożna b yło, ja k w idzieliśm y, w ytrącać z u w agi opór d ru tu, doprow adzającego do nich od gałęzien ie prądu badanego. W oltm etr D o li w y - D o brow olskiego w skazany na figurze 5, nie różni się zgoła postacią zew n ętrzn ą ani też zasadą swój budow y od j e g o amper- m etru.
P on iew aż ją d ro żelazne e obu tych p rzy
rządów w yrobione je s t z żela za m ięk k iego, które nie m agnesuje się trw a le pod w p ły wem prądu, m ogą w ięc on e słu ży ć n ietylk o
F ig . 5 . W olm etr.
d la prądów przebiegających stateczn ie w j e dnym kierunku, ale i dla prądów p rzem ien nych, to je s t p rzeb iegających naprzem ian w jed n ę i drugą stronę; w tym ostatnim ty lk o razie, dla u ch ron ien ia od objaw ów in d u k cyj, tow arzyszących zaw sze prądom przeryw anym , drut z w in ię ty być w inien w p o ło w ie od strony prawój na lew o, w po
ło w ie zaś od lew ój napraw o.
(dok. nast.).
S . K .
ZESTAWIENIE NAJNOWSZYCH BADAŃ
N AD
ZWIERZĄT 1).
W pracy niniejszój pragnęlibyśm y zapo
znać czytelnika z k ilk u zdobyczam i w d z ie dzinie bijologii, które rzucają n ow e św iatło na liczne objaw y życia zw ierzęcego i które w ykazując podobieństw o w zachow yw aniu się tak roślin jako też zw ierząt w obec czyn n ik ó w zew nętrznych, a zw łaszcza św iatła i siły ciążenia, mają w ielk ie znaczenie ogól- n o-b ijologiczn e.
Zanim przystąpim y do w łaściw ego ros- patryw ania interesujących nas kw estyj, m u sim y naprzód w yjaśnić, lub przypom nieć czy teln ik o w i, co pojm ują botanicy pod n a zw ą gieotrop izm u i helijotropizm u.
') Źródła:
1. Groom u. Loeb. D er H eliotrop ism u s der N au- p lie n von B alanu s perforatus un d die p eriod isch en T iefen w an d eru n gen p elagisch er T h iere. B iologiaches C entralblatt, 1890, N r 6.
2. Groom u. L oeb. N ach trag zur A b han dlun g:
U eber d en H eliotrop ism u s der N au plien i t. d.
B iolog. C en tralb latt, 1890, Nr 7.
3. L oeb J . D ie O rientirung der T h iere gegen Schw erkraft d er E rd e (T h ieriseh er G eotropism us).
S itzu n gsb erich te der W iirzburger ph ysik inedizi- n isch en G esellsehaft, 1888.
4. E o g elm a n n . D ie P urpurbak terien und ihre Be- zieh u n g zum L ich te. B otan . Z eitu n g, 1886.
5. Graber V . G rundlinien zur E rforsch u n g des H ellig k eits-u n d F arb en -sin n es d er T h iere. P raga, 1884.
6. L u b b oek J. D ie S in n e und das g e is tig e Le- b en der T h ie re . P rzek ład n ie m ie ck i, 1889.
7. L oeb J. D er H eliotrop ism u s der T h iere und se in e U eb erein stim m u n g m it dem H eliotrop ism us der Pflanzen. W urzburg, 1890.
8. L oeb J . W eitere U n tersu ch u n gen iib er den H eliotrop ism u s der T h iere u n d se in e U e b erein stim m u n g m it dem H eliotrop ism u s der Pflanzen (H elio tro p isch e K riim m ungen bei T h ieren ). Pflfi- g ers A rch iy fur die gesa m m te P h ysiologie, 1890.
9. Loeb J. U n tersu ch ungen zur p h y sio lo g isch en M orphologie der T h iere. 1. U eb er H eterom ophose.
1891.
N r 4. WSZECHŚWIAT. 53
C złow iek ow i m ało obeznanem u z botani
ką, pow iada J. Sachs (Y oi-leaungen uber P fianzen - P h y sio lo g ie), w ydaje się rzeczą zu p ełn ie zrozum iałą, że drzewo rośnie pniem swoim do góry, t. j. pionow o, g łó w ny korzeń natom iast rośnie rów nież p ion o
wo, lecz ku d o ło w i, a w reszcie g a łęzie pnia i korzenie drugorzędne zachow ują inny znów k ierunek w zrostu. Istnieją, ja k w ia
dom o, inne rośliny, których pędy nie w zno
szą się pionow o do góry i które nie posia
dają prostopadłych korzeni g łów n ych , lecz poziom o rospościerają się po pow ierzchni ziem i. W szy stk ie p o w y ższe objaw y w zro
stu roślin podlegają ścisłym prawom , ja k k olw iek nie w e w szystk ich wypadkach do
statecznie poznanym . D w ie są atoli ogólne przyczyn y, w arunkujące kierunek wzrostu:
1) w ew nętrzna budow a roślin y i związane z nią naturalne czynności i 2) w p ływ siły pow szechnego ciążenia, innem i słow y, przy
ciąganie, zachodzące pom iędzy częściam i ciała roślin n ego i kulą ziem ską. W jak iem - k olw iek b ąd ź położeniu um ieścim y w grun
cie nasienie roślin y, zauw ażym y, że gdy zacznie k iełk ow ać, pęd w zniesie się p ion o
wo do góry, korzeń zaś g łó w n y — ku d o ło w i. J eśli sztu czn ie zm ienim y położenie ro
ślin y , zw racając pęd ku dołow i, korzeń zaś ku górze, przekonam y się, że po krótkim czasie pęd u tw orzy łu k i zaczn ie się w z n o sić w ierzch ołk iem ku górze, korzeń zaś za
gnie się rów nież łukow ato i skieruje się w ierzch ołk iem na dół. K orzeń zatem dąży we w zroście sw y m w kierunku działania siły przyciągania ziem i (t. j prostopadle do poziom u w d ół), pęd natom iast podąża w kierunku w prost p rzeciw nym , ku górze.
P ow iad am y w ięc, że pęd g łó w n y roślin y odznacza się gieotropizm em ujem nym , k o rzeń zaś g łó w n y gieotropizm em dodatnim.
S iła ciążenia w yw iera przew ażnie w p ły w swój na g łó w n y pęd i głó w n y korzeń, roz
gałęzien ia ich podlegają w m niejszym sto pniu jój działaniu, co p ozostaje w ścisłym zw iązku ze sposobem życia rośliny. W eźm y bow iem np. pod u w a g ę zachow yw anie się korzenia g łó w n eg o i jeg o rozgałęzień . W y - braźmy sobie, coby było, gdyby w szystkie drugorzędne, trzeciorzędne i t. p. gałązk i korzenia u leg a ły w rów nym stopniu sile ciążenia, ja k i korzeń g łó w n y . O tóż w tym
w ypadku w szystk ie g a łęzie i gałązk i k o rzeniow e sch od ziłyb y rów nolegle do siebie, pionow o ku d ołow i, tw orząc jed en snop, ty lk o na obw odzie stykający się z zie
mią, a przeto i odżyw ianie się rośli
n y zapomocą korzeni byłob y w ielce utru
dnione. Z upełnie zaś inaczej dzieje się w rzeczyw istości, a m ianow icie korzeń g łó w ny schodzi prosto i pionow o w ziem ię, ga
łęzie zaś roschodzą się od niego we w szyst
kie strony i na różnych w ysokościach w kie
runku skośnym ,m niój lub więcej poziom ym , a tym sposobem stykają się na znacznej przestrzeni z gruntem , w ysysając w łosko- w atem i sw em i wyrostkam i (t. z. w łośnika
m i) części pożyw ne. N ie m ożem y tu b li
żej w chodzić w rospatryw anie gieotropizm u roślin, dodam y tylk o, że drogą ścisłych do
św iadczeń przekonano się o działaniu siły ciążenia i o odw rotnem .,zachow yw aniu się względem niej pędów i korzeni roślin.
A teraz słó w kilka o t. zw . helijotropizm ie roślin, którego objaw y w iążą się bespośre- dnio z tem, co niżój pow iem y o h elijo tro pizm ie zw ierzęcym .
J eśli rośliny ośw ietlane są z jed n ej strony silniej niż z drugiej, albo też wyłącznie tylk o z je d n e j, natenczas po krótkim już czasie zauw ażym y, że różne ich części za
czynają się zakrzyw iać. U w iększości ro ślin części w ierzch ołk ow e pędów zwracają się w stronę źródła św iatła, przyczem pęd zakrzyw ia się w ten sposób, że od strony ośw ietlonej staje się w k lęsłym , z p rzeciw ległej zaś w yp u k łym . T ego rodzaju za
k rzyw ien ie, wy w ołane jed n ostron n em ośw ie- tleniem , nosi nazw ę helijotropizm u dodat
n iego. Istn ieją atoli niektóre ro ślin y (np.
bluszcz), zachow ujące się w prost przeciw nie, a m ianow icie pędy ich zwracają się w ierzchołkiem w stronę ciem ności, lub wo- g ó le m niejszego natężenia św iatła, tego ro
dzaju za k rzyw ien ie pędu, spow odow ane przez jed n ostron n y w p ły w św iatła, nosi m iano helijotropizm u ujem nego. Spytajm y teraz, jak aż je st bliższa przyczyna dodat
n iego, lub ujem nego helijotropizm u roślin?
P rzez d łu gi czas panow ała w nauce dawna teoryja P yram a de C andollea. Badacz ten p rzypuszczał, że poniew aż pędy w ciem no
ści szybciój się w ydłużają niż w św ietle, to
przy jednostronnem ośw ietleniu pędu jedna
5 4 WSZECHŚWIAT. N r 4.
strona tegoż (ośw ietlona) rośnie w olniej niż druga (ocieniona), w sk u tek czego jedna strona pędu (ośw ietlon a) staje się krótszą niż druga (ocieniona), co znów w y w o łu je z konieczności w y k rz y w ie n ie się p ędu, w y g ię c ie się tegoż w stronę św iatła. T eoryja botanika fran cu sk iego tłu m aczyć m oże he- lijotropizm dodatni, ale niepodobna jój z a stosow ać do objaw ów h elijo tro p izm u u jem nego. M ożnaby w p raw d zie przypuścić, że p ęd y, odznaczające się helijotropizm em ujem nym , rosną w ciem ności w olniej niż w św ietle, lecz badania ek sperym entalne dow iod ły, że tak n ie j e s t i że m ianow icie tak ujem nie jak o też dodatnio h elijotrop o- w e części roślin rosną w ciem ności szy b ciej, niż w św ietle ').
P o n iew a ż atoli przy objaw ach gieotro- pizm u chodzi tylk o o k ieru n ek działania s iły ciążenia na części roślinne, a nie o ró ż
n ice w natężeniu d ziałania, S ach s doszedł w ięc przez an alogiją do w niosku, stw ier
dzonego następnie d ośw iadczalnie, że skrzy
w ien ia h elijotrop ow e nie byw ają w y w o ły w a n e przez różnice w natężeniu św iatła, } działającego na p rz eciw leg łe strony organu, lecz przez to je d y n ie , że p rom ienie św iatła działają w ok reślon ym kierunku na tkanki roślinne. P ę d y lub korzen ie rosnących ro ślin , ośw ietlan e z jed n ej stron y siln iej niż z drugiej, zakrzyw iają się tak d łu go, dopó
k i sam e n ie przyjm ą kierunku, w jak im pada na nie św iatło. K ieru n ek zatem pro
m ieni św ietln y ch , d ziałających na tkanki roślinne określa i w arunkuje ruchy roślin, zależn e od św iatła. P r ó cz tego S ach s w y -
jkazał, że n iew szy stk ie dla oka n aszego w i
d zialn e prom ienie w idm a sło n eczn eg o w y w o ły w a ć m ogą ruchy h elijotrop ow e, lecz ty lk o , lub p rzew ażn ie, p rom ienie w iększej łam liw ości. P rom ien ie m niej ła m liw e, w y w ołu jące przysw ajanie (a sy m ila cy ją ) są pod w zględ em helijotropow ym n ieczyn n e. J e żeli przepuszczać b ędziem y św ia tło przez ciem n o-n ieb iesk i rostw ór am onijakalnego tlen k u m iedzi, który pochłania w szystkie czerw one, żółte i część zielon ych prom ieni, natenczas roślina w y k o n y w a ru ch y h elijo-
*) J . Sachs, V o rlesu n gen u b er P flan zen p b ysiolo- g ie. L ip sk , 1882, w yd . 2-e, 1887 r.
tropow e zu p ełn ie tak sam o, jak g d y b y pod
leg a ła w p ływ ow i św iatła białego. J eśli atoli przepuszczać będziem y św iatło przez nasycony rostwór dw uchrom ianu potasu, k tóry przepuszcza tylk o czerw one, żółte i część zielon ych prom ieni, natenczas pędy nie zak rzyw iają się w cale, lecz zachow ują kierunek pion ow y, bez w zględ u na to, jak w ielkim stopniem natężenia odznacza się św iatło, przepuszczane przez rostw ór.
N ajp ięk n iejsze potw ierdzenie teoryi, że k ieru n ek prom ieni słońca określa ruchy ro
ślin , zależne od w p ły w u św iatła, zn ajd u je
m y w ruchach p ły w e k w odorostów . W y k o nyw ają one ruchy postępow e, podobnie ja k zw ierzęta, a Strassburger w ykazał, że p ły w ki poruszają się w kierunku prom ieni sło necznych, albo do źródła św iatła, albo też w stronę przeciw ną.
Jed yn ie silniej łam liw e prom ienie widm a w yw ierają rów nież w p ły w na ruchy p ły w ek. P rotoplazm a kom órek, zaw ierająca chlorofil, w ykonyw a rów n ież ruchy pod w p ływ em św iatła, ja k tego d o w ió d ł S tah l.
P ły tk i (cia łk a ) chlorofilow e w odorostu nit
k ow ego M esocarpus zwracają szeroką swą pow ierzchnię ku św iatłu w ten sposób, że prom ienie tegoż padają na nie pod kątem prostym .
Jeśli zm ienim y k ieru n ek prom ieni pada
jących , natenczas p ły tk i chlorofilow e od
wracają się w ten sposób, aby prom ienie padały w ciąż pod kątem prostym na ich p o w ierzch n ie. B espośrednie natom iast św ia tło słon eczn e w y w o łu je po krótkim czasie zu p ełn ie inne p ołożen ie p ły tek chlorofilo
wych, a m ianow icie szerokie pow ierzchnie ich stają rów n olegle do prom ieni padają
cych.
W ogólności w szystkie objaw y h elijo tro pizm u roślinnego dają się sp row ad zić do trzech następujących praw:
1. R uchy, w yk on yw an e pod w p ły w em św iatła, pozostają w zależności od kierunku prom ieni św ietln ych .
2. W y łą czn ie, lu b przynajm niej p rze
ważnie prom ienie w iększej łam liw ości (n ie
b iesk ie i fijoletow e) w yw ierają w p ły w k ie rujący.
3. P rzy stałem natężeniu św iatło działa
bezustannie ja k o bodziec.
N r 4 WSZECHŚWIAT.
Zapoznaw szy się ze zjaw iskam i gieotro- pizm u i helijotropizm u roślinnego, zobaczy
my teraz, co na tem polu uczyniono w osta
tnich latach w zo o lo g ii, rospoczniem y zaś od objaw ów helijotropizm u zw ierzęcego, jak o lepiej i w szechstronniej zbadanego.
P rzystęp u jąc do k w estyi helijotropizm u zw ierząt, zobaczm y przedew szystkiem , co dotąd w ied ziała nauka o m echanicznym w p ływ ie św iatła na zwierzęta; p ozw oli nam to ocenić, ja k oryginalnem i są najnow sze spostrzeżenia w tym kierunku, które nauka zaw dzięcza g łó w n ie m łodem u badaczowi niem ieckiem u L oebow i.
D otych czas trojaką drogą zbierano fakty, lub w yprowadzano z nich w nioski w k w e
styi w p ływ u św iatła na ruchy zw ierzęce.
A m ianow icie po pierwsze: czyniono w tym w zględ zie p ew n e k azuistyczne spostrzeże
nia, zaznaczano fakty same w sobie, niepy- tając o ich przyczynę. T ak np. Trem bley opisał w p ły w św iatła na stu łb ię (H ydra) cz y li p olip a słodkow odnego; zauw ażył on, że stu łb ie, trzym ane w akwaryjum , dążą do najbardziej ośw ietlonych m iejsc tegoż. T a kie oderw ane spostrzeżenia znajdujem y i u innych autorów daw niejszych. P ow tó- re: badano w p ły w św iatła na zw ierzęta ze stanow iska antropom orficznego, a w tym j k ierunku znajdujem y ju ż prace now szych fizyjologów i zoologów , ja k P a w ła Berta, L ubbocka, Grabera i innych. Badania te i są dla nas w ielce ważne i dlatego też za- ; trzym am y się n ieco nad niem i.
P . Bert zadał sobie pytanie „czy w szy st
kie zw ierzęta w idzą te sam e prom ienie co i m y ”; p ragn ął rosstrzygnąć czy w szyst
kie prom ienie w idzialnego dla nas w i
dma słon eczn ego są w stanie w yw ołać u zw ierząt ruchy.
W celu rosstrzygnię-cia tego pytania p rzed sięw ziął B ert do
św iadczenia nad małemi skorupiakam i wód słod k ich z rodzaju rozw ielitk i (Daphnia);
u m ieściw szy zw ierzęta w akw aryjum , w y staw ił j e na działanie prom ieni, rosszcze- pionych na w idm o. O kazało się, że w e I w szy stk ich prom ieniach widma zw ierzę
ta zach ow yw ały się niespokojnie, po obu zaś stronach w idm a były spokojne, z czego B e r t w yw n iosk ow ał, że prom ienie u ltr a fio letow e i u ltraczerw one widm a, n iew idzialne dla oka lu d zk ieg o , są rów nież niedostrze- I
galne dla rozw ielitek. N astępnie w ykonał inne jeszcze dośw iadczenie, a m ianowicie:
przepuściw szy widm o, p o liczy ł, ile było osobników w prom ieniach różnój łam liw o
ści i doszedł do wniosku, że najw ięcćj oso
bników u sadow iło się w prom ieniach barwy żółtej, zielon śj, pom arańczowej, coraz mniej zaś w prom ieniach coraz większej ła m li
wości (niebieskich, fijoletow ych). Bert w y
ciągn ął stąd w niosek, że rozw ielitk i najbar
dziej „lubią” najjaśniejszą część widma, a m ianow icie prom ienie żółte. D ośw iad czenia B erta p o w tó rzy ł J. L ubbock, u d o skonaliw szy metodę. N aczynie, w którem znajdow ały się w wodzie ro zw ielitk i, p o k ry ł on do p ołow y żółtą osłoną, w po
ło w ie zaś zostaw ił odsłonięte. P o p o li
czeniu osobników okazało się, że w po
ło w ie odkrytej zebrało się 1904 zw ierząt, pod osłoną zaś 3096. L ubbock w y w n io skow ał stąd, że rozw ielitk i szczególniej lubią barw ę żółtą. G dy natom iast jedna połow a naczynia przykrytą została n ieb ie
skim szkłem , druga zaś była odkryta, z e brało się pod szkłem 2046 osobników , w od
krytej zaś połow ie 2954. F ak t ten w zw ią z
ku z inną obserw acyją L ubbocka d oty
czącą m rówek, które u m ieszczone w róż
nobarw nych zbiornikach skupiły się pod szkłem czerw onem w ilości 890 osobników , pod zielonem 544, pod żółtem 495, a pod fijoletowem tylk o w ilości 5, dop row ad ził badacza an gielsk iego do w niosku, że z w ie rzęta mają szczególny pociąg do prom ieni słabiej łam liw ych , „nie lubią za ś” prom ieni silniej łam liw ych . Z obaczym y niżej, że naj
now szy badacz w tym kierunku dr Loeb doszedł do innych zupełnie rezultatów . •
Z daw niejszych poszukiw ań pozostaje nam dalej rospatrzeć w krótkości badania znakom itego zoologa w spółczesnego prof.
V. Grabera. U czon y ten w ykonał dośw iad
czenia na 50-u blisko gatunkach zwierząt.
P ok ryw ał on naczynie do p ołow y osłoną nieprzezroczystą, łub mniej przezroczystą, a po pew nym czasie liczył, ja k się osobniki rozm ieściły. J eśli większość zw ierząt z e
') Nie m ożem y tn w chod zić w in n e, w ielce c ie kawe w yn ik i badań L ub bocka, jak o niezw iązan e b esp ośred n io 7. kwest.yj% h elijotrop izm u .
WSZECHŚWIAT.
brała się pod nieprzezroczystą osłoną, Gru
ber u w ażał te zw ierzęta za „lubiące ciem n o ść” lub „unikające ja sn o śc i”; w razie p rzeciw nym uw ażał je za „lubiące św ia tło ” lub „unikające ciem n ości”. P o k ry w a ją c d a lej różne części n aczyn ia osłonam i różno- barwnem i i stosując rów nież m etodę racho
w ania lic z b y osobników , rozm ieszczonych w różnych ok olicach naczynia, G raber do
szed ł do w n iosku, że zw ierzęta „lubiące ś w ia tło ” są, z m ałem i w yjątkam i, „lubiące- m i św iatło n ie b ie sk ie ”, u n ik ające zaś św ia
tła „lubią barw y czerw o n e”.
W żadnem z d ośw iadczeń Berta, L ubboc-
ka i G rabera n ie badano bliżój w p ływ u kierunku prom ieni św ietln ych na ruchy zw ierząt. Tą stroną k w esty i zajm ow ali się w praw dzie n iektórzy uczeni, ale tylk o ze w zględ u na ustroje najn iższe, jed n ok om ór
k ow e. T ak np. Stahl badał w roku 1880 w p ły w kierunku prom ieni na t. z w. E u g le n y (należące do grupy p ierw otn iak ów , z w a nych w iciow cam i, F la g e lla ta ). T e osobniki, pow iada S tah l, które n ie p ły w a ły sw ob o
d n ie, p rzytw ierd zon e b y ły do podłoża za
ostrzonym końcem tylnym ciała sw eg o , gdy tym czasem w oln y koniec przedni to zw ra ca ł się do źródła św iatła, to znów odw racał się od n iego. O ś p od łu żn a tych eu glen przypadała, podobnie ja k u osobników7 sw o
bodnie p ły w a ją cy ch , m niej więcój w k ie runku prom ieni św iatła. B adacz niem iec
ki zauw ażył także, że ze zm ianą natężenia św ia tła lub k ierunku padających prom ieni, zw ierzęta zm ien iały natychm iast p ołożenie.
Z innych autorów , k tórzy p racow ali nad w p ływ em św iatła na ustroje jed n o k o m ó r
kow e, w ym ienim y jeszcze E n gelm an n a, k tó
ry czy n ił odnośne d ośw iadczenia nad w y m oczkam i i bakteryjam i purpurow em i; co się tyczy tych ostatnich, zbierają się one p rzew ażnie w tych częściach w idm a, które najsilniój b yw ają pochłaniane przez barw
n ik bakteryj.
T ak oto sta ła kw estyja działania prom ie
ni św ietln ych na ruchy zw ierząt aż do osta
tn ic h czasów7. Jak łatw o zauw ażyć z p rzy
toczonych wyżćj w y n ik ó w , obserw acyje, dokonane dotąd w tym w zględ zie, b y ły bar
dzo o d e w a n e i niepow iązane, brakow ało ja k iejś id ei o góln ej, m yśli p rzew od n iej, która m ogłaby je zw iązać w p ew ien sy ste-
mat. W ostatnich kilku latach, dzięki roz
leg ły m , now ym poszukiw aniom G room a, a g łó w n ie Loeba, cała ta kw estyja na nowe w eszła tory; badacze ci bowiem starali się dowieść, że zw ierzęta nie mają żadnej pre- d ylek cyi do tej lub owój barwy, że nie są one „lubow nikam i św iatła lub ciem ności”, ani też nie czują specyjalnego pociągu do prom ieni bardziej łam liw ych, lub mniej łam liw y ch w idm a, lecz, że św iatło działa na nie niejako m echanicznie i że wpływ' tegoż na zw ierzęta j e s t tak co do sposobu działania, ja k o też co do skutków zupełnie podobny do tego, ja k i w idzim y u roślin, słow em , że zw ierzęta podlegają tym że sam ym prawom helijotroj^izmu, które dotychczas skonsta
tow an e zo sta ły tylk o dla roślin. „Ruchów zw ierząt, dokonyw anych pod w p ływ em św iatła, nie sprow adzam , m ów i L oeb, do h ip otetyczn ych wrażeń i uczuć ludzkich, le c z do okoliczności, które i w pozostałej p rzyrod zie nieożyw ionej warunkują p rze
b ieg zja w isk ”.
M etody badania, używ ane przez L oeba, n ie różnią się w zasadzie od m etod jeg o poprzedników , lecz bijolog ten daleko d o k ład n iej n iż inni u w zględniał różne oko
liczności, daleko um iejętniej i w szech stro n niej w yzysk ał proste na pozór m etody i d la teg o też doszed ł do w niosków poczęści pro
stujących badania pop rzed n ik ów , poczęści rzucających now e zu p ełn ie św iatło na w aż
ną i interesującą kw estyją w p ływ u w arun
ków zew nętrznych na ruchy zw ierząt. L oeb trzym ał zw ierzęta, użyte do dośw iadczeń, w naczyniach szklanych, zw róconych jedną stroną ku oknu, drugą ku pokojowi; po n a j
w iększej części op erow ał św iatłem nieba, w niektórych tylko wypadkach u ży w a ł bes- pośrednich prom ieni słonecznych.
D la zbadania, ja k się zachow ują zw ierzę
ta pod w p ływ em prom ieni różnej ła m liw o ści, Loeb obserwowra ł je w św ietle widma słon eczn ego oraz w św ietle barw nem , otrzy- m yw anem przy przepuszczaniu prom ieni przez szkła różnokolorow a, lub też przez ciecze, pochłaniające pew ne barw y, naprz.
przez rostw ór dw uchrom ianu potasu, ros
tw ó r pew nych soli m iedzi i t. p. Loeb
odróżnia u zw ierząt h elijotrop izm dodatni
i ujem ny. P ierw szy p olega na ruchach
zw ierząt do św iatła, drugi na ruchach
N r 4. WSZECHŚWIAT. 57
w kierunku p rzeciw nym , t. j . od św iatła.
Badacz ten w yk on yw ał dośw iadczenia na larwach o w a d ó w , m ianow icie prządek, m u c h -i chrząszczy, a dalej na m otylach, m szycach i m rów kach.
(c. d. n a st.)
D r J ó z e f N usbaum .
C H E M I J A
W Ę G L A K A M I E N N E G O .
(Dokończenie).
Z aznaczyw szy poprzednio stałą obecność wodoru w w ęg lu kam iennym i opisaw szy m etodę znajdoAvania je g o ilości, um yślnie przerw ałem bieg opow iadania i przeszedłem do innych części składow ych w ęgla kam ien
nego, żeby zapoznać czyteln ik a z temi ich w łasnościam i, które dalej będą mi potrze
bne do b liższego w yjaśnienia w p ływ u w o doru na w łasności w ęg li kopalnych. P o wracam teraz do tej części składow ej, n a j
w ażniejszej w zajm ującym nas m ateryjale po sam ym pierw iastk u w ęglow ym .
N ie mam zapew ne potrzeby objaśniać, że wodór znajduje się w w ęglu kam iennym nie w postaci pierw iastku, ale w zw iązkach z innem i pierw iastkam i. Z tlenem wodór tw orzy jed en tylk o zw iązek tr w a ły — wodę;
z azotem —rów nież tylko jed en amonijak;
inne zw iązk i tych pierw iastków istnieją tylk o w pew nych warunkach, zw yk le sztucz
nych. Z nam y dość liczn e zw iązki, złożone z w odoru, tlenu i azotu, złączonych m iędzy sobą w różnych stosunkach. Podobnież istnieją dość liczn e zw iązki tlenu z azotem.
W w ęglu kam iennym w szakże ani w ody (po w ysu szen iu ), ani am onijaku, ani w resz
cie tlenków azotu lub zw iązków tlenu z a zo
tem i w odorem niem a w cale, o czem je ste śm y stanow czo p rzek on an i,n a zasadzie bar
dzo w ielu dośw iadczeń. M uszą zatem zn aj
dow ać się zw iązk i, w których składzie w o
dór znajduje się obok pierw iastku w ęglo
w ego, a bezw ątpienia w części do zw iązków
takich w chodzi nadto jeszcze tlen i azot.
W ę g ie l z wodorem , tlenem i azotem tw o rzy zw iązki tak liczn e, że ilość m ożliw ych kom binacyj p om iędzy tem i czterem a pier
w iastkam i, jak k olw iek ograniczona przez prawa stałości i w ielokrotności stosunków , w ydaje się praw ie nieskończenie w ielką.
Ze w szystkich pierw iastków wodór posiada w najw yższym stopniu zdolność pom naża
nia liczby zw iązków w ęglow ych, tak, że kiedy tlenków w ęgla znam y dwa tylko, azotek zaś jed en zaledw ie, to w odorków w ęgla, w ęglow odorów , ilość dziś znanych oblicza się na setki, a w iem y napew no, że znacznie jeszcze m oże być zw iększona w przyszłości. Od w ęglow odorów w resz
cie, zarówno w teoryi jak w praktyce, w y
prow adzam y w szystkie pozostałe zw iązki w ęglow e, a to w taki sposób, że inne pier
w iastki łączym y z w ęglow odoram i, albo też wodór w tych ostatnich zastępujem y przez inne pierw iastki. N a tej drodze od każdego w ęglow odoru pochodzą całe sze
regi zw iązków bardziój złożonych.
W ęg iel kam ienny, ogrzany bez przystępu pow ietrza, dośw iadcza szeregu przemian, których szczegółow szy opis będzie przed
miotem osobnego artykułu, a których ogół nazyw am y suchą dystylacyją. T o postępo
wanie je st praktykow ane na bardzo w ielką skalę, poniew aż m iędzy produktam i suchej d ystylacyi w ęgla kam iennego spotykam y takie ważne ciała, ja k gaz ośw ietlający, amonijak, sm ołę w ęglow ą i koks. W tej ch w ili jed n ak idzie nam tylk o o teoretycz
ną stronę pytania, a ściślej — o te rzuty św iatła, które z rospatrzenia przebiegu s u chej d ystylacyi padają na znaczenie w odo
ru w składzie w ęgla kam iennego. G dy
byśm y w ęgiel ten, doskonale w ysuszony, um ieścili w retorcie i stopniow o ogrzew ali coraz siln iej, zauw ażylibyśm y, że w ydziela się z niego ciało gazow e. R ozbiór chem i
czn y dow iedzie nam, że gaz tu otrzym any składa się z w ęgla, w'odoru i tlenu. Z tych
że samych p ierw iastk ów składa się i drugi, jednocześnie pow stający produkt d ystyla
cyi, a m ianow icie sm oła w ęglow a. W sp ół
cześnie jed n ak w ydziela się trzecia jeszcze materyja, a m ianow icie w oda, o którój w ie
my, żs składa się z wodoru i tlenu. T o, że
| ona zawiera w sobie rospuszczone zw iązki
58
azotow e, am onijakalne, w tej ch w ili nie o b chodzi nas w cale. Id zie nam tylk o o to, że w odór z w ęg la kam iennego podczas suchej d y sty la cy i ro zd z ielił się ja k g d y b y na dw ie części: jed n ę, która w ytrw ała w złączeniu się swojem z pierw iastk iem w ęg lo w y m i drugą, którą, tlen , w w ęg lu kam iennym ob ecn y, z d o ła ł od szczep ić, sp alić, zam ienić na w odę. P r zy cz y n a ta k ieg o rozd zielen ia się w odoru n ie leż y w e w łasn ościach tlenu, g d y ż część tego pierw iastku odnajdujem y i w b ezw od n ych produktach d y sty la cy i — w gazie i sm ole. W id o czn ie zatem w pier
w otnym w ęg lu kam iennym ju ż p ew n a część w odoru posiadała jak ąś sk łonność do pozo
stania p rzy pierw iastku w ęg lo w y m , k ied y część inna była usposobion a do łatw iejszego poddania się w p ły w o w i tlen u . T e g o w n io
sku n ie m ożem y, naturalnie, poprzeć zbyt oczyw istem i dow odam i, sądząc jed n a k z ana
lo g ii z w ypadkam i, w których m niejsza kom p lik acyja cia ł i zja w isk p o zw a la nam z prostszych d ośw iadczeń zu p ełn ie pew ne w yciągać p o g lą d y , tw ierd zim y , że jedna część w odoru je s t w w ę g lu k am iennym z łą czona bespośrednio z p ierw iastk iem w ę g lo w ym — w ięc bardzo trw ale, k ie d y część inna łączy się z pierw iastk iem w ęg lo w y m nie w prost, ale przez pośred n ictw o złączo
nego z nim tlenu — w ięc m niej trw ale.
T a to część ostatnia w y d ziela się w łaśnie przy suchej d y sty la cy i w postaci w ody.
W odór do sk ład u zw ią zk ó w w ch od zi za
w sze w bardzo m ałych ilościach na w agę, w m niejszych niż ja k ik o lw ie k inny p ierw ia stek. T ak np. w oda na 1 część w agow ą w odoru zaw iera 8 części w agow ych tlen u , najuboższy w w ę g ie l w ęglow od ór, tak zw a
n y m etan, na 1 cz. w odoru ma 3 cz. w ęgla, a np. chryzen na 1 cz. w odoru m a 18 cz.
w ęgla. B iorę p rzy k ła d y w y łą c z n ie naj
p rostsze.— S tąd to p och od zi, że m ała odset
k ow a ilość w odoru w w ęg lu kam iennym m oże w ystarczyć do n asycenia — ja k m ó
w ią ch em icy — i p ierw iastk u w ęg lo w eg o , i tlen u , i w reszcie azotu. O d w rotn ie, p o m im o znacznej stosu n k ow ej zaw artości, dajm y na to, tlen u , w ę g iel k am ien n y m oże posiadać w w ysokim je s z c z e stopniu te po
żądane w łasn ości, które p rzy p isu jem y w p ły w om zaw artego w nim w odoru. T u w ięc staje się zrozum ialszem to, co pow ied ziałem
poprzednio, że w łasności w ęgla k am ienne
go zależą nie ty le od składu procentow ego, ile od stosunków , jak ie w tym składzie panują pom iędzy częściam i składow em i, a zw łaszcza pom iędzy ilościam i tlen u i w o
doru.
Skład w ęgla kam iennego waha się, jak w iem y, w dość obszernych granicach, a w a
h an ie to spostrzedz m ożem y naw et w ted y, g d y, niezw racając u w agi na podrzędne c z ę ści sk ład ow e, przyjm ow ać będziem y, że w ę g ie l kam ienny składa się tylk o z p ierw iast
ku w ęg lo w eg o , w odoru i tlenu. Jed n o
cześnie zm ieniać się m usi skład ilościow y produktów suchej d ystylacyi. A le niedość na tem: skład tych produktów może być odm ienny i w takich naw et razach, kiedy suchej d ystylacyi, prow adzonej ciągle w j e den i ten sam sposób, poddajem y w ęg le k a m ienne, złożon e z jed n ak ow ych ilości sw ych części składow ych. I tutaj uciec się m u si
m y do an alogii z zakresu cia ł m niej zło żo nych i w eźm iem y drzew nik, m ączkę i gum ę.
S ą one dla nas d ogodne do porów nania
| z w ęglem kam iennym , poniew aż składają s ię rów nież z pierw iastku w ęglow ego, w o doru i tlenu. T e trzy p ierw iastk i są z a warte w w ym ienionych ciałach w je d n o stajnych zu p ełn ie stosunkach ilościow ych , a jed n ak d rzew n ik , m ączka i gum a okazują w ięcej m iędzy sobą różnic, niż podobieństw we w łasnościach. I przy suchej d ystylacyi trzy te ciała zachow ują się odm iennie, po
zostaw iając różne ilości koksu i dając lotne p rodukty różne m iędzy sobą zarów no co do ilości, ja k i co do jakości. Różnice p om iędzy ciałam i takiem i, jak drzew nik, m ączka i gum a, p rzypisujem y rozm aitem u u k ład ow i atom ów składających je pier
w iastk ów , inaczej m ówiąc, rozm aitej budo
w ie ch em icznej. P ow iad am y, że drzew nik mączka i gum a są m iędzy sobą izom eryczne.
O tóż, pom im o braku bespośrednich dowo- : dów, przyjąć m usim y, że atorry pierw iastku
w ęg lo w eg o , w odoru i tlenu w różnych ga
tunkach w ęg li kam iennych muszą mieć u k ła d rozm aity, czy li, że w ęgle kam ienne m ogą być rów nież izom eryczn e je d n e z dru-
| giem i, jak izom eryczn ym je st np. drzew nik z mączką i gum ą.
P o tem w szystkiem , co wyżej p ow ied zia-
i
łem , staje się rzeczą w idoczną, że węgiel
N r 4 . WSZECHŚWIAT.N r 4 . w s z e c h ś w i a t . 59
kam ienny je s t to ciało, którego skład musi byó bardzo za w iły . P rzy dzisiejszym sta
nie badania ch em icznego n iety łk o nie m o
żemy składu tego poznać z należytą śc isło ścią, ale naw et nie znam y je szc ze drogi w ła ściw ej, na którój m oglibyśm y się spodzie-
jwać poznania go w przyszłości. D latego to przy rospatryw aniu w łasności w ęgla ka
m iennego, k tó reb y m ogły p osłużyć za pod
staw ę do k lasyfik acyi je g o gatunków oraz do teoryi je g o utw orzenia się w przyrodzie, ja k zobaczym y w następnśj o tym przed
m iocie pogadance, m usim y w w ielu razach b łąd zić poom acku i opierać się nieraz na danych, k tórych wartość naukowa m oże podlegać siln ym w ątpliw ościom .
Zn.
Lasecznik influenzy.
B erlin d. 8 S tyczn ia 1 8 9 2 r.
YV now em audytoryjum instytutu K ocha odbyło się w czorajszego w ieczoru posiedze
nie, na którem dr R. Pfeiffer, kierow nik o ddziału n a u k ow ego instytutu, zapoznał obecnych z najnow szem odkryciem na polu lekarskiem .
P om im o nader g o rliw y ch poszukiw ań b akteryjologiczn ych podczas epidem ii in fluenzy w roku 1889 n ie zdołano wówczas w ykryć bespośredniój p rzyczyn y tźj choro
by, w łaściw ego mikroba; przyczynę zaś tego n iep ow od zen ia upatruje Pfeiffer w nader drobnych wym iarach lasecznika, który po- prostu b y ł przeoczony. D nia 29 L istopada 1891 r. w oddziale K ocha ukazali się pier
w si chorzy na influenzę i dr Pfeiffer po
now nie rospoczął badania nad tą chorobą epidem iczną. Już w połow ie G rudnia pra
ca o tyle naprzód postąpiła, że m ożna było lasecznika influenzy hodow ać w czystych kulturach, lecz osięgn ięte w ow ym czasie rezultaty n ie nadaw ały się je sz cze do p u blicznego ogłoszenia.
C harakterystycznym objaw em przy in fluenzy je st siln y k aszel i obficie w yd ziela
na plw ocina. Tą ostatnią p o słu g iw a ł się
Pfeiffer w celu w ykrycia bodźca choroby.
P lw ocin ę zb ierał w sterylizow anych ru r
kach szklanych w edług zasad podanych przez K ocha dla w szelkich badań baktery
jo lo g iczn y ch , następnie przez w ielokrotne opłókanie wodą u w o ln ił ją od znacznej czę
ści dom ięszek, w reszcie w yżarzonym p in ce- tem w yjm ow ał drobną cząstkę i zaszczepiał
i
ją na gliceryn ie i agar-agarze, Na tem pod
łożu w yrastały w term ostacie hodow le w po-
| staci m nóstw a kolonij, złożonych z bakteryj tak drobniutkich, że, zm ięszane z innem i, m ogły łatw o nie być dostrzeżone. D o ty c h czas pom iędzy w szystkiem i znanem i m ikro
organizm am i za najdrobniejszego uważano lasecznika mysiój septicem ii; obecnie pozna
no lasecznika influenzy, który znacznie je sz cze je st m niejszy.
T en sam laseczn ik w ykryty zoBtał przez dra Pfeiffra w sześciu trupach po influen
zy, m ianow icie w najsubtelniejszych rozga-
| łęzien iach dróg oddechow ych, w płucach.
: N iek ied y kan alik i oddechow e są całkiem w ypełnione lasecznikam i, a w takim razie często przechodzą one też do krw i, o czem zn ów m iał sposobność przekonać się dr K a non, lekarz-asystent w szpitalu w M oabicie (B erlin ).
P rzypuszczenie, że mamy tu do czynienia z istotnym bodźcem , w yw ołującym influen
zę, zostało potw ierdzone szeregiem nastę
pujących dow odów . U 34 chorych na in fluenzę zn ajd ow ały się bez wyjątku rzeczo
ne laseczniki w plw ocinie; natom iast brak ich było p rzy zw y k ły ch katarach, w zap a
len iu płuc, w gruźlicy i t. d., je ż e li te osta
tnie choroby nie b y ły z influenzą połączone.
P ó k i proces influenzy trw a i plw ocina obfi
cie zostaje w ydzielaną, niebrak n ig d y cha
rakterystycznych laseczników ; g d y wszakże następuje polepszenie zdrow ia, a wraz z in nem i objaw am i choroby ustępuje i kaszel, wów czas laseczniki zanikają w zupełności.
T e same laseczniki w y k ry ł Pfeiffer na obra
zach fotograficznych, zdjętych z m ikrosko
pow ych preparatów plw ociny chorych na
influenzę, a przyrządzonych jeszcze podczas
epidem ii w roku 1889 przez innych bada-
czów. W reszcie udało mu się przenieść
czyste h od ow le tych laseczników na z w ie
rzęta, skutkiem czego te ostatnie, zw łaszcza
m ałpy i k rólik i, zapadały na influenzę. Za
GO W SZ E C H ŚW IA T.
każdem k aszln ięciem w yk rztu szon e m asy takich chorych zaw ierają m ilijo n y za ro d k ów tój choroby, które w dychane zostają przez in n ych , a tym sposobem ła tw o zrozu
m ieć szybkie i ro zleg łe p ostęp y epidem ii influenzy. N a leż y p rzeto p rzy w alce z tą chorobą stosow ać środki profilaktyczne przedew szystkiem w kierunku u n ie sz k o d li
w iania p lw ocin y.
W dalszym ciągu na p o sied zen iu dr K i- tasato, lek arz jap oń sk i, k tóry czy n n y p rzyj
m ow ał u d zia ł w przyrządzaniu hodow li, p rzed staw ił p rzebieg tech n ik i, a dr K anon p odał rezu ltaty sw oich spostrzeżeń. Ten ostatni, od m iesiąca p rzeszło zajęty w p ra
co w n i szpitala m iejsk iego badaniam i krw i, znalazł w ogólnój licz b ie 20 chorych na in fluenzę 17 razy ch arak terystyczn ego lasecz- nika, którego dotąd w innych chorobach n ie spostrzegano. Z teg o w n iósł, że lasecz- n ik ten p ozostaje w zw ią zk u z influenzą i zam ierzał w łaśnie o g ło sić sw e spostrzeże
nia, gd y d o w ied zia ł się o odkryciu dokona- nem w in stytu cie K ocha. P rep araty sw oje przedstaw ił zatem K och ow i i stw ierdzono tym sposobem id en tyczn ość zn a lezion ego przezeń m ikroorganizm u z lasecznikiem o d krytym przez Pfeiffra.
W końcu dr Pfeiffer, p osłu gu jąc się p rzy
rządem p rojek cyjn ym , o k a zy w a ł laseczn ik a influenzy w pow iększeniu 4 0000-razow em , obok innych drobnoustrojów , dla p orów na
nia. Z ło śliw y ten m ikrob bardzo drobne posiada wym iary; d łu gość w ynosi dw a razy więcój niż szerokość.
M a k sy m ilija n F lau m .
Towarzystwo Ogrodnicze.
(D o k o ń c zen ie).
Co się ty c zy zjaw iska zlew an ia się p ron u cleu- sów u szkarłupni, autor D apom knął, że dzięk i naj
now szym badaniom B oyerego (nad E ch in u s m icro - tn b ercu latu s) i F o la , o k a za ło się, że tu taj, ja k k o l
w ie k daje sig ob serw o w a ć zu p ełn e z la n ie się pro- nu cleusów w je d n ę c a ło ś ć , m a je d n a k m iejsce, jak u askaryd, tw o rzen ie sig sk o m b in o w a n eg o ją d ra
i po zn ik n ięciu zew n ętrznych pow łoczek m ożna je sz c z e odróżniać d w ie grupy chrom osom : m ęską, p och od zącą z m ęskiego pronu cleusa i żeńską — z żeń sk ieg o .
Mając sp osob n ość zajęcia się poszukiw aniam i w tym kieru nk u, autor na p od staw ie lic z n y c h ob- serw acyj nad z a p ła d n ia n iem jaj T oxop n eu stes li- v id u s stw ierd ził, że w yp adk i, w k tórych z pro- n u cleusów tw orzy się skom binow ane jądro, p rzy trafiają się stosunkow o rzad ziej, n atom iast zw ykle m a m iejsce zlan ie się rzeczon ych jąd er jeszcze przed u tw orzen iem się w rzecion a achrom atyn ow e- g o i pow stan ie jąd ra segm en tacyjn ego, w którem n iep o d o b n a je s t w yk azać jak iejk olw iek odrębności p ojed yń czych chrom osom . Obok teg o często w y stępu ją n a sc en ę zjaw isk a z charakterem p rzej
ściow ym ; w każdym ra zie, w stadyjum tw orzen ia się w rzecion a, pronu cleusy, ja k k o lw iek aż do tej pory m ogły jeszcze zach ow ać sw ą odrębność (w z g lę d em u k ładu), tra cą ją b esp ow rotnie i odróżnien ie chrom osom m ęskich od żeń sk ich m ogłob y się udać ty lk o przy u ży c iu b a rw ią cy ch czyn ników . Fakt, że chrom osom y obudw u pronu cleusów , łącząc się z barw n ik am i, n ie okazują najm niejszej różn icy, pod czas g d y g łó w k a (ch rom atyn a) ciałk a n a sien n eg o dopókąd to osta tn ie pozostaje poza g ran ica
m i jajka, p o sia d a o d ręb n ą reak cyją ch em iczn ą, co u w id oczn ia się p rzy zastosow aniu skom binow ane- go barw ienia zap om ocą m ięszan in y farb an ilin o w ych, (p o d łu g A u erbacha, chrom atyn a jąd ra jajka b arw i się zaw sze kosztem czerw on ych farb na czer
w ono, g łó w k a zaś oiałk a n a sien n eg o kosztem z ie lon ych lub n ie b ie sk ich n a z ie lo n o lub nieb iesk o), w yraźn ie p rzem aw ia za tem , że ch rom atyn ow e p ierw iastk i pronu cleusów p raw d opod obnie stają się jed n ozn aczn em i pod w zględ em b io c h e m ic z n ym .
W tak im razie w p row ad zen ie p ojęcia o kom ór
ce, jak o utw orze dw u p łciow ym , okazałoby się zby- te cz n e m , tem b a rd ziej, że na zasadzie p ew n y ch da
n y c h rosszczep ian ie się ch rom osom n a połów k i i p ra w id ło w y p od ział ty ch że m ięd zy ją d ra sio strza n y ch kom órek m ożna uw ażać za p roblem atyczn e, au tor u trzym u je to i na zasadzie w łasn ych obser- w acyj nad k ary jo k in ezą u ziem n ow od n ych (T ri- to n , Sired on p iscifo ra iis), p rzypuszczając, że po
d z ia ł ch rom atyn y p o m ięd zy jąd ra kom órek sio
strzan ych do p ew n ego stop nia jest przypadk ow ym , pon iew aż m a cierzy ste jądro, sp łaszczon e w ró w n i
k ow ą blaszkę, p rzy d zielen iu się zostaje niejako rozd zieran e n a d w ie p o łó w k i, z zach ow aniem sy - m e tr y i tw o rzą cy ch się figur.
W sk azaw szy tę jed nozn aczn ość pronu cleusów , au to r p r z y to cz y ł w yp adk i, w których pron u cleu s żeń sk i (po w targn ięciu ciałk a n a sien n eg o ), w y tw o rzy w szy d ostateczn ą ilo ść su b stan cyi chrom a- ty n o w ej, jest w stan ie d zielić się k aryjok in etycz- n ie , n iezależn ie od pronu cleu sa m ęsk ieg o , który zach ow uje się b iern ie, pozostając na uboczu; w re
s zcie autor p o d a ł fakt, sk on statow an y przez O.
H ertw iga, że w czasie p olysp erm ii, tw orzące się w ja jk u liczn e p ro n u cleu sy m ęskie, n iek ied y z le