• Nie Znaleziono Wyników

^dres Red-siłscyi: ^ra.Ifcows^ie-Frized.rn.ieście, 3>Tr 68. M 22. Warszawa, d. 29 Maja 1887 r. Tom VI.TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "^dres Red-siłscyi: ^ra.Ifcows^ie-Frized.rn.ieście, 3>Tr 68. M 22. Warszawa, d. 29 Maja 1887 r. Tom VI.TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 22. Warszawa, d. 29 Maja 1887 r. T o m V I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA/*

W W arszawie:

Z przesyłką pocztową:

rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 rocznie „ 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata

i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.

^ d r e s Red-siłscyi: ^ra.Ifcows^ie-Frized.rn.ieście, 3>Tr 68.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J . A leksandrow icz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, J. N atanson,

D r J. Siem iradzki i mag. A. Ślosarski.

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 wiersz zwykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera sig za pierwszy raz kop. 7 '/s,

za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.

Bojow nik, M achetes Pugnax L., (do str. 341).

(2)

338

PHILOSOPHIAE NATUBALIS

P R I N C I P I A

m a t h e m a t i c a

.

Dwuchsetletni jubileusz książki.

W m iesiącu bieżącym upływ a la t dw ie­

ście od chwili, gdy ukończony został d ru k sław nój książki, której ty tu ł wypisaliśm y na czele, książki, k tóra w ytknęła kierunek dalszem u rozw ojow i fizyki i astronom ii;

a w m iarę j a k przybyw ały i doskonaliły się nowe gałęzie wiedzy, łączyły się zawsze mniej lub więcej ścisłym węzłem z wyłożo- nem i w książce tój zasadam i i w edle je j w zoru kształtow ać się pragnęły. Ja k k o l­

w iek bogatem i w spaniałem je st piśm ienni­

ctwo przyrodnicze ostatnich dw u stuleci, żadne z dzieł późniejszych na całym tym obszarze doniosłością swą i potęgą n au k o ­ w ą „P rincip iom ” nie dorów nało.

Jestto szczególną cechą dziejów astrono­

mii, że głów ne fazy je j rozw oju w yrażają się w k ilku książkach, z których każda stw arza, zm ienia lub rosszerza pogląd na budowę świata, je s t zarazem kodeksem n au ­ ki i jej podręcznikiem niejako, dającym pełny obraz każdoch wilowego stanu tćj g a ­ łęzi wiedzy.

D ziełem takiem je s t n ajp ierw „ A lm agest”, t. j. W ielk a budowa P tolem eusza, re zu ltat pracy długich pokoleń i wielu um ysłów p o ­ tężnych, by gienijalnem i w ysiłkam i błędną hipotezę nagiąć do faktów przez obserw a- cyją dostarczonych. Je d y n y ten podręcz­

nik astronom ii n a ciąg pó łto ra tysiąca la t u stąp ił dopiero wobec dzieła K o p ern ik a

„De revolutionibus orbium coelestium ”,— za­

w iły system starożytny ru n ą ł wobec p rosto­

ty i jasności, w prow adzonej przez u ru c h o ­ m ienie ziemi. Ulepszone przez T ychona dc B rahe m etody obserw acyi dozw oliły K e ­ plerow i uzup ełnić u k ład K o p e rn ik a i na podstaw ie najw spanialszej może w liistoryi nauki indukcyi w yczytać p ra w a ruchu pla­

net, wyłożone w dziełach: „A stronom ia no­

r a ” i „H arm onices m u n d i”. — W sto lat

Ń r 2 2 . blisko po ukazaniu się dzieła K o pern ika

„D ialogo” Galileusza, t. j. „Rozmowa ó dwu najznakom itszych układach św iata — P to - lem euszowym i K opernikow ym ” rospowsze- chnia nowe poglądy i zwycięstwo im zape­

wnia, ale dopiero właśnie „P rin cip ia” New­

tona, w ykryw ając przyczynę i ogólną zasa­

dę ruchów ciał niebieskich, wieńczą tę bu ­ dowę. N a podstawie praw ogólnego ciąże­

nia, astronom ija przechodzi na dedukcyjną drogę badań, k tó re główny swój w yraz zna­

lazły w „M ócaniąue ceieste” L aplacea.—N a­

suw ają się tu i inne ty tuły, nie idzie nam ws-zakże o lite ratu rę astronom ii, a chcemy tylko zaznaczyć głów ne jej rozw oju m om en­

ty, dlatego też spis powyższy sław nych dzieł zakończyć nam w ypada rospraw ą K irch - hoffa i B unsena „O widmie słonecznem ”, k tó ra otw iera nowy kierunek astronom ii, w skazując drogę do badań nad budową fi­

zyczną ciał niebieskich, a której źródło zre­

sztą płynie również z innych prac Newtona.

Obecnie wszakże m ają nas zająć jedynie jeg o „Zasady m atem atyczne filozofii p rz y ­ ro d y ”. W spom nieliśm y powyżej, wiadomo zresztą każdem u, choćby najpobieżniej z dziejam i n auki oswojonemu, że w książce tej wyłożone są p raw a ciążenia powszech­

nego; p race jeg o poprzedników doprow a­

dziły już naukę do tej wysokości, na której najw yższa zagadka uk ład u św iata natar- czyAvie dom agała się rozw iązania. S taro­

żytni opracow ali jed n ę tylko część mecha­

niki, m ianowicie naukę o rów now adze sił czyli statykę, podstaw y dynam iki położył G alileusz badaniam i ntid spadkiem ciał, a roz­

w inął j e H uygliens teoryją w ahadła i roz­

biorem zadania o uderzeniu ciał; praw a K e ­ p lera daw ały m ateryja!, któ ry rozjaśnić n a­

leżało: wszystek ten zasób wiedzy stanow ił podstaw ę dla prac Newtona.

N a wszechnicach ówczesnych panow ała fizyka K artezyjusza, sprow adzająca wielkie objaw y przyrod y do działania wirów; ruchy ciał niebieskich m iały być utrzym yw ane przez w iry substancyi w wszechświecie ca­

łym rozlanćj, k tóre krążyły jed n e około drugich, ja k ru ch y wirowe na w zburzo­

nej pow ierzchni wody. Niejeden wszakże owych czasów myśliciel czuł niedostatecz­

ność i niejasność takiego poglądu, okazyw a­

ła się potrzeba ujęcia ruchów plan etarny ch

W SZECHŚW IAT.

(3)

N r 22. W SZECHŚW IAT. 339 podobną, silą, ja k a utrzym uje ciała na ziemi j

i biegiem ich rządzi, to je s t siłą ciężkości.

O d połowy też wieku X V I I mnożą się na tem polu spekulacyje: B ullialdus rospraw ia o przyciąganiu słońca, podobnież stara się B orelli tłum aczyć ru chy p lanet przyciąga­

niem słonecznem i szybkością ich początko- : wą, H alley i H ooke tęż samą myśl rozw aża­

ją . Zasługa N ew tona nie polega też zgoła na tem, ażeby pierw szy m iał rzucić myśl o przyciąganiu ciał niebieskich, podał on tylko dow ody m atem atyczne, że siła taka istotnie rucham i p lan et rządzi i w ykazał tożsamość tćj siły z ciężkością ziemską: wy­

starcza to do u gruntow ania jego chw ały nie- śm iertelnój.

L egenda, przytoczona przez Pem bertona a rozgłoszona przez W oltera, opowiada o ja b łk u spadającem , które w r. 1666 New­

tonowi nasunąć miało pierw szy pomysł o działaniu siły ciężkości; rzeczywiście, w li­

ście pisanym do H a lley a 14 Lipca 1686 r., przytacza N ew ton, że przed dw udziestu mniój więcej laty pow ziął pojęcie o działa­

niu siły ciężkości w stosunku odw rotnym do kw adratów z odległości. Tw ierdzenie to, że siła ciężkości słabnie w stosunku od­

w rotnym kw adratów z odległości, nasunąć się mogło łatw o, choćby przez analogiją do natężenia światła, przez rozw ażania zatem czysto gieom etryczne, że działanie siły cięż­

kości, roskładając się na pow ierzchnię kuli 2, 3, 4 razy dalej zatoczoną, zatem 4, 9, 16 razy większą, jest też w każdym jój pu n k ­ cie 4, 9, 16 razy słabsze. Nie n a ujęciu przeto tej zasady polega cała trudność i gie- nijalność pom ysłu N ew tona, ale na ścisłem w ykazaniu, że to taż sam a przyczyna, która wywołuje spadek ja b łk a , utrzym uje też księżyc w obrocie jego dokoła ziemi, że to jed n a i taż sama siła rządzi biegiem ciał na ziemię spadających i ruchem , b ry ł plane­

tarnych.

To stanowi przeto zasadniczą myśl nauki o ciążeniu powszechnem; przeprow adza ją Newton w rozdziale I, księgi III, § 4: „Księ­

życ ciąży k u ziemi, ciężkość odchyla go od ru chu prostolinijnego i w jego drodze u trzy ­ m uje”.

Należy nam rozumowanie to przytoczyć;

nader wszakże treściw y sposób w yrażania się Newtona i liczne odsyłacze do ustępów

poprzedzających nie pozw alają nam rzeczy tej dosłownie z książki Newtona pow tórzyć;

wywody te podamy przeto w form ie nieco dostępniejszej.

Ciało spadające na ziemię przebiega w ciągu pierwszćj sekundy 5 m etrów (p ra ­ wie). O d środka ziemi, który jest jak b y siedliskiem pociągającej je siły, je s t ono w odległości jednego prom ienia ziemskiego;

siła ciężkości działa w stosunku kw adratów

| z odległości, gdyby więc ciało to znajdow a­

ło się w odległości 2, 3, 4 promieni od środ-

! ka ziemi, spadałoby w olniej, przebiegałoby w ciągu sekundy 4, 9, 16 razy m niej, an i­

żeli wynosi powyższa droga 5 m etrów. Gdy- [ by się znalazło w oddaleniu, w jak iem się mieści księżyc, to jest w odległości 60 (oko­

ło) prom ieni ziem skich, ulegałoby sile J 6 0 x 6 0 t. j. 3600 razy mniejszej i w ciągu

j pierw szćj sekundy zbiegłoby ku ziemi tylko

o 5/3goo czyli '/ ;20 m etra.

Księżyc nie spada w praw dzie na ziemię, niemniej je d n a k powiedzieć możemy, że spada on wciąż k u ziemi; pod wpływem bo­

wiem unoszącego go ruchu usiłuje on posu­

wać się po linii prostej i w każdej chwili odbiegłby w k ieru n k u stycznym do swój drogi, gdyby go właśnie przyciąganie ziem­

skie nie odchylało od tćj linii stycznćj; gdy- by go nie ożywiał ruch jego własny, spadł­

by rzeczywiście na ziemię, — gdyby go zie­

mia nie przyciągała, pod wpływem swego ruchu usunąłby się od nas do nieskończono­

ści; pod wpływem obu tych działań ani spaść na ziemię, ani odbiedz od niój nie m o­

że, tocząc się bezustannie po drodze elipty­

cznej dokoła ziemi. Poniew aż zaś księżyc obieg swój kończy w ciągu 27 dni 7 godz.

43 min,, wiemy też, ja k a część drogi przy­

pada na jed n ę sekundę, a znana odległość' księżyca pozw ala nam wreszcie obliczyć, o ile co sekunda księżyc się ku ziemi zbliża, o ile odchyla się od kierunku stycznego.

O dchylenie to wynosi właśnie '/ J2o m etra, to je s t tyleż, ile w ydał rachunek poprze­

dzający. Siła utrzym ująca księżyc w jego biegu je st przeto tąż samą siłą, k tóra powo­

duje spadek ciał na ziemię, je s t siłą p rz y ­ ciągania ziemi, siłą ciężkości. Całe to ro ­ zum owanie da się zupełnie odnieść i do bie­

gu planet dokoła słońca, bylebyśm y pod ra ­ chunek wzięli i masy bryl niebieskich, przy-

(4)

340 W SZECHŚW IAT. N r 22.

ciąganie bowiem w zajem ne zależy i od m a­

sy działających na siebie ciał, jest p ropo r- cyjonalne do ich mas, a odw rotnie pro - porcyjonalne do kw ad rató w z odległości.

L iczby użyte w powyższym rach u n k u są, pow tarzam y, przybliżone tylko. W obli­

czeniach N ew tona nie w y stęp u ją oczywiście późniejsze m etry, ale stopy ówczesne; nadto za jedno stkę czasu p rz y ję tą tam je s t nie se­

k unda, ale m inuta; przy tych jednostkach ra ch u n ek w ykazuje, że księżyc pow inien się k u ziemi od stycznej odchylać w ciągu m i­

n u ty o 15 stóp przeszło. J a k pow iedzie­

liśm y wyżej, przeprow adzić on m iał ten r a ­ chunek, w edług przytoczonego wyżej listu do H alleya, około roku 1666; z istotnego wszakże biegu księżyca na odchylenie to w ypadło mu jed y n ie tylko 13 stóp, — nie­

zgodność ta m iędzy rachunkiem a obserw a- cyją kazała mu ideę przezeń pow ziętą u w a ­ żać za błędną i skłoniła go do jój zarzuce­

nia; zaprzątnięty był zresztą wówczas do- niosłem i swemi pracam i w dziedzinie opty­

ki: w r. 1672 p rzesłał tow arzystw u k rólew ­ skiem u w L on dynie rospraw ę o rosszczepia- niu św iatła, a w załączonym przy niej liście do O ldenb urga, sek retarz a tegoż to w arzy ­ stw a, przytacza, że pierw sze początki tego odkrycia p rzypad ają na rok 1666. O ba za­

tem najw iększe odkrycia N ew tona współ­

cześnie niem al w potężnym tym um yśle z a ­ błysły,— m iał on w tedy lat dw adzieścia trzy.

Do pom ysłów swych o sile ciężkości w ró­

cił N ew ton dopiero w r. 1682, gdy na posie­

dzeniu tow arzystw a królew skiego dow ie­

dział się o rezultatach nowego pom iaru p o ­ łu d n ik a ziem skiego, dokonanego przez P i- carda w r. 1671. B ył to pierw szy dokła­

dny pom iar ziemi i w ydał daleko pew niej­

szą w artość na długość prom ienia ziem skie­

go, aniżeli znana poprzednio, a tem samem i odległość księżyca od ziemi d ała się do­

kład n iej w yrazić w liczbie prom ieni ziem ­ skich. Na podstaw ie tak popraw ionych j e ­ dnostek p o d jął N ew ton znowu daw niejszy | swój i-achunek, a tym razem okazało się, że odchylenie księżyca od stycznej w ciągu m i­

n u ty wynosi rzeczywiście nieco więcej nad stóp 15, zgodnie z rachunkiem podjętym n a podstaw ie przypuszczenia o tożsamości sity ciężkości z silą działającą na księżyc. O po­

w iadają, że gdy przed zupełnem jeszcze I

ukończeniem rachunków zdobył p rzek on a­

nie o rzetelności wielkiego swego odkrycia, u leg ł tak silnemu wzruszeniu, że doprow a­

dzenie do końca obliczeń pozostaw ić m usiał sw ym przyjaciołom .

O pow iadanie takie o losach odkrycia N ew ­ ton a podaje mianowicie Robison, profesor fizyki w E dy m bu rg u w końcu zeszłego s tu ­ lecia, — praw dopodobnie jed n ak , ja k tw ier­

dzi R osenberger w swój historyi fizyki, są tu przynajm niej daty niezupełnie ściśle przytoczone, rezultaty bowiem pom iaró w P i- c a r d a ju ż w r. 1675 ogłoszone były w „P hi- losophical T ransaction s”, m usiały przeto być znane uczonym angielskim .

W spółcześnie z Newtonem m echaniką ru ­ chów niebieskich zajm ow ali się i inni zn a­

kom ici uczeni angielscy, H o o k e ,W re n iH a l- ley. T en ostatni napotkał w rachunkach sw ych trudności, któ ry ch pokonać nie mógł, i w r. 1683, zeszedłszy się z H ookem , zap y ­ ta ł go o te zadania w obecności W rena.

H ooke, sekretarz tow arzystw a królew skie­

go, człow iek w ielkiej nauki, ale zarozum ia­

ły i zawsze pew ny siebie, ch a rak teru za­

wistnego i kłótliw ego, oświadczył, żc na za­

sadzie atrakcyi potrafi w yjaśnić w szelkie ruchy niebieskie i oznaczyć drogi planet, do wyłożenia je d n a k sw ych metod nie dał się nakłonić. N atom iast, gdy H a lley w S ier­

p niu 1864 r. odw iedził N ew tona w C am ­ bridge, znalazł tam, o co p y tał H ookea i więcój, aniżeli m ógł oczekiwać. H alley sta ra ł się n akłon ić N ew tona do natychm ia­

stowego ogłoszenia jeg o p ra c , dopiero wszakże w K w ie tn iu 1686 ro k u przesłał on zupełnie wykończony rękopis tow arzystw u królew skiem u. H ooke przeciw tem u d z ie ­ łu natychm iast w ystąpił zaw istnie, u trz y ­ m ując, ja k o b y N ew ton skorzystał z jego pom ysłów i osiągnięte przezeń rezultaty po­

dał za swoje. N a oskarżenie to odpow ie­

dział N ew ton wyżej ju ż przytoczonym li­

stem do H a lley a z 20 C zerw ca 1686, w któ­

rym ze swój strony H ookea o p lagijat ob­

winia. Wreszcie książka, nakładem tow a­

rzystw a królew skiego i staraniem H alleya, w ydrukow aną została w M aju 1687 roku.

P rz y jrz e ć jój się tu możemy wszakże w spo­

sób tylko pobieżny. S. K.

(dok. uasł.)

(5)

N r 22. WSZECHŚWIAT. 341

BOJOW NIK

MACHETES PUGNAZ (L.)

P ta k ten jest jedn ym z najosobliw szych i najoryginalniejszych p tak ó w , nietylko w naszej faunie, ale i w całym rzędzie p ta­

ków brodzących. Należeć on pow inien do plem ienia Biegusów (T ringinae), nie zaś do Brodźców (Totaninae), do których je s t czę­

sto niewłaściwie zaliczany przez wielu współczesnych nam ornitologów.

Bojownik, powszechnie u nas batalijonem lub kapłonkiem zwany, dość je s t pospoli­

ty w naszych stronach i dobrze znany my­

śliwym wschodnich, bagnistych okolic k ra ju i P olesia, lecz w wielu okolicach rzadki i praw ie nieznany lub nieodróżniany od

w ielu innych ptaków brodzących.

N ajcharakterystyczniejszą właściwością bojow nika są ozdoby piórne i skórne, któ- remi się przyodziew a, a mianowicie samiec w porze godowej. W innych porach roku wszystkie te ptaki obu płci są mniej więcej do siebie poĄobne i m ają bardzo skrom ną odzież, zbliżoną do ubarw ienia biegusów.

W początku wiosny samce przybyw ają już do nas z ozdobnemi pióram i, w znacznej części rozwiniętem i, które na miejscu dora­

stają i w yrów nyw ają się. G łów ną część tych ozdób stanow i tarcza obszerna, czyli tak zw any kołnierz, okryw ająca całą przo­

dową stronę szyi aż do piersi, złożona z dłu ­ gich i sztyw nych piór w w ierzchołku poza- ginanych i rosstrzępionych i rodzaj k a p tu ­ ra na potylicy, utw orzonego z piór także dość długich i sztywnych, ułożonych w dwie szerokie k lapy w w ierzchołku zaokrąglone i przedzielone między sobą dość głęboką szczerbą. P ró cz tych głów nych piór godo­

wych w yrastają im p ió ra dodatkow e na ple­

cach i barko wkach, na piersiach i na bokach brzucha. Na innych częściach ciała zosta­

j ą daw ne pióra. Ozdoby skórne w ystępują w kształcie brodaw ek różnokolorowych na całym przodzie tw arzy, dość gęsto w ystają­

cych ponad piórkam i tę część ciała p o k ry ­ waj ącemi.

P ió ra te godowe nadają ptakow i postać 0 wiele okazalszą, aniżeli m iał przedtem , 1 zm ieniają zupełnie jego fizyjognomiją. C a­

ła szyja i głow a przybiera kształty odmien­

ne i w tym to stanie samiec tak się różni od samicy, że na nieznających go spraw ia w ra­

żenie innego zupełnie ptaka, tembardziej, że różnica wielkości osobników obu płci je st w tym gatu n k u daleko większa, aniżeli różnica m iędzypłciowa w innych ptakach.

Tarcza szyjna je st do pewnego stopnia ruchom a, ptak dowolnie ją nastaw ia, zasła­

niając nią cały przód ciała, k a p tu r zaś po­

dnosi się ku górze na podobieństwo obszer­

nych uszów, k u tyłowi skierow anych; tak tarcza ja k i k ap tu r przyłożone do ciała zna­

cznie zm niejszają pow ierzchnię, mimo to j e ­ dnak grubość szyi i w takicm położeniu jest niezw ykłą i zaw ielką do ogólnej wielkości ptaka. U pierzenie to szyi i potylicy przed­

staw ia pewne podobieństwo do zw ykłego upierzenia tych części u bąka, u którego pióra na przodzie szyi są długie, sztywne i do pewnego stopnia ruchome, a na potyli­

cy tw orzą k a p tu r bez środkowego wycięcia, tylna zaś strona szyi pokryta je st tylko pu- chowemi obrzedniem i piórkam i.

Ozdoby te, same z siebie osobliwe, są jesz­

cze osobliwszemi dla najrozm aitszych kolo­

rów i różnorodnych kom binacyj, tak dalece, że tru d n o znaleść dw a okazy, któreby do siebie były zupełnie podobne. B arw a ogól­

na kołnierza i k ap tu ra bywa czarna z po­

łyskiem granatow ym lub fijoletowym, cyna- m onow o-ruda, blado-rudaw a, biała, m asło- w ata lub szara; jed n o lita lub upstrzona prę­

gami albo też rozm aitego k ształtu plam ka­

mi innego koloru. Rozliczne te barw y przedstaw iają rozm aite kom binacyje na róż­

nych częściach ozdób, tak np. u jedn ych tarcza i k a p tu r są jednakow ego koloru, gdy u innych przy białej tarczy k ap tu r jest czarny lub rudy, przy czarnej tarczy rudy lub biały, p rzy rud ej tarczy czarny lub bia­

ły; przy plam istej tarczy najczęściej k ap tu r i jednobarw n y, rzadziej plam isty; czarna tar-

| cza lub rudaw a bywa także mięszana z bia- i łemi pióram i bez ład u rozrzuconem i. D o ­ datkowe pióra na karku, plecach i spodzie ciała najczęściej są czarne, mniej lub więcej zgęszczone, rzadko rude i to tylko przy ru ­ dych tarczach, przy tarczach białych byw a-

(6)

342 w s z e c h ś w i a t . K r 22.

j ą także niekiedy białe z małą. przym ięszką czarnych i t. d. D odatkow e p ió ra na p le ­ cach są także rozm aicie upstrzone.

B rodaw ki tw arzow e najczęściej są żółte różnych odcieni, od bladego do mocno po­

m arańczow ego, rzadsze są czerwone, cieli­

ste, niebieskaw e lub sine; u każdego osobni­

k a zawsze jednobarw ne. Nogi p rzyb ierają także rozm aitą barw ę, najczęściej są żółta- wo-cieliste, rzadziej pom arańczow e, żółte, sine lub szarawe.

Ozdoby samicy są daleko skrom niejsze, ograniczają się bowiem n a niew ielkiej ilo­

ści czarnych piórek dodatkow ych na spo­

dzie ciała, zacząwszy od szyi i pew nej licz­

by piórek nieco odm iennych na płaszczu;

kołnierza, k ap tu ra ani kolorow ych broda­

w ek wcale nic m ają. T rafiają się je d n a k , lubo bardzo rzadko,sam ice w porze godowej przedstaw iające lekkie ślady kołnierza, ograniczające się na niew ielkiej liczbie pió­

re k odmiennych od otaczających,nieco d łu ż­

szych i porosstrzępianych, ustaw ionych w kilk a kępek po bokach szyi, odstających nieco od pow ierzchni otaczającego up ierze­

nia. T akie okazy są w yjątkow e i nadzw y­

czaj rzadkie; raz tylko udało mi się zabić taką samicę w Sosnowicy pod P arczew em i nigdzie nie znalazłem w lite ra tu rz e w zm ianki o podobnym egzem plarzu.

W łaściwości bijologiczne bojow nika są niem niej charakterystyczne i oryginalne.

W e wszystkich ruchach i zachow aniu się p tak ten okazuje usposobienie flegm atycz­

ne i spokojne, wielkie pod tym względem przedstaw iając pow inow actw o do biegusów.

C hód ptaka je st powolny, przechadza się głów nie w m iejscach wilgotnych, niegęste- mi traw am i pokrytych, krokiem pow olnym , nie u kryw ając się w nich starannie, lubi na­

w et wychodzić często na miejsca odkryte.

C złow ieka niezbyt się obaw ia i często daje się bardzo blisko podchodzić. L o t jego je s t dosyć szybki, rów ny i cichy. W ogóle je s t m ilczący, głos w ydaje stłum iony, podobny do krótkiego, głuchego chlapnięcia, w rz a d ­ kich odstępach pow tarzanego.

O ryginalne je s t tokow anie batalijonów , } niepodobne zupełnie do tokow ania innych j ptaków brodzących, ja k np. dubeltów lub j słom ek, a tem bardziej odm ienne od toko- j w ania ptaków grzebiących, tak samo j a k I

one wielożennych. W krótce po przybyciu na błota lęgowe samce obierają miejsca uprzyw ilejow ane na toki, zw ykle od wielu la t używane, jeżeli ich okoliczności m iej­

scowe nie zmieniły. Takiem i placam i toko- wemi jest jak iś szczupły kaw ałek wybrzeża spław iastego na brzegu jezio rk a położonego w śród błota, podobna w ysepka spław iasta p rzy brzegu jezio rka, brzeg jakiegoś row u p rzy rozlanym zalewie, lub też pobrzeże k a ­ łu ży wśród bagna. Na każdem błocie lęgo- wem je s t takich toków conajm niej dwa, a na błotach rozleglej szych byw a ich po kilka, oddalonych od siebie o pół w iorsty lub więcój.

O koło 10 M aja rospoczyna się w naszych stron ach tokow anie batalijonów, trw ające każdego dnia od ra n a do w ieczora. Samce, m ające ju ż w tym czasie w szystkie ozdoby godowe całkowicie rozw inięte zlatu ją się na place tokowe m ałem i grom adkam i lub po- jedyńczo; zasiadłszy, nastaw iają kołnierze, stają jed en naprzeciw drugiego ja k dw a ko­

g uty bojowe, w postawie poziomo nachylo­

nej i zaczynają najkom iczniejsze walki.

Skaczą do siebie ja k koguty, ud erzają się wzajem nie nogam i i dziobem, często jed en drugiego powali na ziemi, nasiądzie i przez czas dość długi tratu je. W szystko to odby­

wa się bardzo cicho, bez w ydaw ania żadne­

go głosu. W alki te są je d n a k niew inne, gdyż ptak ten niem a żadnych oręży, które- m iby m ógł szkodę przeciw nikow i zadawać, conaj więcój jeżeli mu k ilk a piórek w ysku­

bie. Podczas tych walk niektóre stoją obok spokojnie i zachow ują się zupełnie obojętnie, a są chw ile, gdy wszystkie naraz ustają. Do tego zgrom adzenia przybyw ają cocliwila in- I ne, a inne znow uż odlatują na inne tok i,

| tak , że ciągle je s t ruch widoczny między te- mi placam i. G dy w odległości postrzegą przelatujące samce lub samice mają zwyczaj podskakiw ać dla wskazania im zbiorow iska, tam te zobaczywszy te ruchy skręcają ku nim i obok zasiadają. Samice przy latu ją także pojedyńczo, lub m ałem i grom adkam i, a niekiedy razem z samcami, niedługo j e ­ d n ak zabaw iają, każda osobno z samcem o dlatuje na stronę i dosyć daleko ciągnie.

P rze z cały czas trw ania tych toków aż do pierw szych dni Czerw ca traw a w tych m iejscach je s t zupełnie w ydeptana, po czem

(7)

N r 22. w s z e c h ś w i a t . 343 można je rospoznać, piórka zaś z walczą- |

cych wyskubywane inne ptaki na gniazda uprzątają,.

Samice rospraszają się na różne strony dla zakładania gniazda, w m iejsca po więk­

szej części lekko traw iaste i niezbyt wilgo­

tne, gdzie po kępkach bespiecznych od za­

lewu ja ja wysiadują, częścią w bliskości to­

kowiska, a po większćj części w znacznem od niego oddaleniu. N iektóre naw et wy­

noszą się na okoliczne oddzielne mniejsze błotka, gdzie wcale niem a tokowisk.

Samica siedząca na jajach rzadko się da­

je blisko zejść na gnieździe człowiekowi, chyba, że ja ja są ju ż mocno zasiedziane;

zw ykle opuszcza je niepostrzeżenie, ucieka na stronę, zryw a się w pewnej odległości i, przelatując w różne strony dość nisko po­

nad traw ą, w ydaje od czasu do czasu głos krótki, chrapliw y w rzadkich odstępach pow tarzany, często przysiada na ziemi i przechadza się między traw ą, nieukryw a- j ą c się w niój wcale. Nigdy nie naciera tak gw ałtow nie ja k brodźce, naw et przy m a­

łych pisklętach. G dy dzieci dorastają i za­

czynają podlatyw ać, m atka prow adzi je na brzeg błota dotykający do pól upraw nych, dość wilgotny, gdzie się zw ykle zbierają ra ­ zem rodziny dorastające brodźców i rycy- ków i razem w tem tow arzystw ie przeby­

w ają do czasu zupełnego w ykształcenia się do podróży. N astępnie w krótce opuszcza­

ją całkow icie błota lęgowe.

Samce po skończonem tokow aniu znikają z błot lęgowych i wynoszą się z całej okoli­

cy na porę zrzucania wszystkich piór ozdo­

bnych. W naszych stronach wcale ich w tej porze nie widać.

W czasie jesiennych przelotów batalijony rzadko się trafiają po błotach krajow ych, częściej można widywać ich stadka ponad zalewami; s ą je d n a k lata, w których ciągi ich jesienne są daleko obfitsze i długo trw a­

jące, wszędzie po łąkach wilgotnych i bło­

tach spotyka się j e rosproszone i blisko człowiekowi dotrzym ujące, tak dalece, że i kto chce, mógłby ich dosyć nastrzelać. Nie są jed n ak ponętne dla naszych myśliwych, albowiem mięso ich, tak ja k wszystkich pta- j ków zw anych powszechnie kulikam i, je s t | mało cenione. Na takich jesiennych c ią ­ gach spotyka się tylko młode ptaki i rzad- j

ko stare samice, samca zaś starego nigdy mi się spotkać w tej porze nie zdarzyło. Na przelocie wiosennym rzadko batalijony za­

padają na błotach nielęgowych, trafiają się jed n ak wyjątki, j a k mi to świeżo opow ia­

dał jed en z litewskich myśliwych, że wi­

dział jednego razu na wiosnę całe błotko, dosyć obszerne, pokryte literalnie wędro- wnemi batalijonam i, których tam były ty ­ siące.

U ladysław Taczanowski.

KWIATY

1 KWIATOSTANY KCGNU.

Jakkolw iek klon ju ż oddaw na stanowi przedm iot badań wielu botaników, kwesty- ja budow y jego kw iatów nie została jeszcze w zupełności rosstrzygniętą. W edług L in - neusza, klon pospolity przedstaw ia roślinę mięszanopłciową, t. j. posiada kw iatki je - dno- i dwupłciowe. Te ostatnie, m ianowi­

cie kw iatki dwupłciowe, nazyw a W ahlen- berg neutralnem i, posiadają bowiem według jego badań zm arniałe, nigdy nasienia nie produkujące zawiązki, pylniki zaś otw ierają

j się tylko w yjątkow o. N eilreich znowu

j utrzym uje, że kw iatki klonu pospolitego mogą być albo w yłącznie męskie albo też

| w yłącznie obupłciowe i oba te rodzaje kw ia-

j tów znajdują się najczęściej na różnych

| okazach; kw iatów wyłącznie słupkow ych I klon pospolity, w edług N eilreicha, nie po­

siada. Nakoniec H . M uller i B uchenau uw ażają klon pospolity za roślinę oddziel- nopłciową, a zatem mającą kw iatki męskie i żeńskie na jednym okazie umieszczone.

Pow yższa różnica zdań w kwestyi podzia­

łu płci u klonu pospolitego zniew oliła prof.

W ittro ck a do przedsięwzięcia nowych po­

szukiw ań, których rezultaty zostały przed­

staw ione tow arzystw u botaników w S tok- holmie. Poszukiw ania swoje rospoczął W it- trock wiosną roku 1883 nad klonem pospo­

litym w okolicach Stokholmu. Zgodnie z po­

glądam i H. M ullera i Buchenaua, znalazł autor tylko kw iatki męskie i żeńskie. Z m or-

(8)

344 W SZECHŚW IAT.

fologicznego p unktu w idzenia rospatry w a- ne, przedstawiają, się k w iaty żeńskie ja k o obupłciow e, posiadają bow iem oprócz słup­

ka jeszcze osiem pozornie dobrze ro zw in ię­

tych pręcików , pylniki ich je d n a k się nie otw ierają, jak k o lw iek posiadają pew ną, nie- I w ielką w praw dzie, ilość p y łk u kw iatow ego, j

O d pręcików kw iatków męskich różnią się w spom niane p ręciki tem, że są znacznie I krótsze. P o zapłodnieniu, k tóre się n a tu ­ ralnie uskutecznia zapomocą obcego pyłku, okw iat się zam yka, ochraniając w ten spo- j sób rozw ijający się owoc.

Co się tyczy kw iatków m ęskich, to oprócz j 8 pręcików posiadają jeszcze szczątki słup­

ka niefunkcyjonującego. C iekaw ą je s t rz e­

czą, żc i tu po otw ieraniu się pylników o kw iat się zam yka naokół pustych pręci­

ków, co je s t bezw ątpienia pozostałością j odziedziczoną, niem ającą obecnie dla rośli- | ny żadnego znaczenia, a ważną w swoim czasie, kiedy kw iatek posiadał dobrze ro z­

w inięty i czynny słupek. O becnie bowiem istnieje w nauce przekonanie, że kw iatki je - dnopłciow e rozw inęły się drogą n atu ra ln e­

go doboru z kw iatków obupłciow ych przez stopniow e zanikanie jednego z organów rozrodczych. K w iatk i zatem obupłciow e uw ażane są za prostsze, mniej doskonałe aniżeli kw iaty jednopłciow e. U klonu w ła­

śnie zanikanie jednego z organów ro zrod ­ czych postępuje wciąż, do zupełnej wszakże atrofii jeszcze nie doszło.

Co się tyczy względnego położenia obu tych rodzajów kw iatów w kw iatostan ie k lo ­ nu, spostrzeżenia W ittro ck a w ykazały sto­

sunki daleko bardziej skom plikow ane, aniże­

li można było przypuszczać. W e d łu g o kre­

ślenia E ichlera kw iato stan klonu pospolite­

go p rzed staw ia baldaszkogron z kw iatkiem w ierzchołkow ym , siedzącym na osi głów ­ nej. K w ia te k ten przedstaw ia pierw szą gie- neracyją, następne gieneracyje siedzą na osiach pobocznych, pomiędzy którem i od­

różniam y znow u oś poboczną pierw szego rzędu z kw iatkiem drugiej gieneracyi, oś poboczną drugiego rzęd u z kw iatkiem trze­

ciej gieneracyi i t. d. W większej części kw iatostanów n ajpierw rozw ijają się kw iat­

ki żeńskie, kw iatki zaś następnych gienera- cyj są praw ie bez w yjątku m ęskie. W kw ia­

tostanach drugiego typu znajdujem y stosu­

nek w prost od w ro tn y, t. j. najpierw ro zw i­

ja ją się kw iatki męskie, później zaś żeńskie.

K w iatostany trzeciego ty p u sk ładają się w y­

łącznie z kw iatów m ęskich. Do ty pu czw ar­

tego zalicza W ittro ck takie kw iatostany, w k tó ry ch się najpierw rozw ija k w iat m ę­

ski, kw iaty zaś następnych gieneracyj są w części męskie, w części zaś żeńskie. N aj­

rzadziej w ystępuje typ piąty, gdzie k w iato­

stany sk ładają się wyłącznie z kw iatów żeńskich.

R o sp atru jąc bliżej kw iatki typu p ie rw ­ szego, drugiego i czw artego, W . zauważył, że zup ełny rozwój kw iatów jednego k w ia­

tostanu następuje niejednocześnie, co un ie­

m ożliwia zapłodnienie w obrębie jednego i tego samego kw iatostanu, gdy bowiem k w iatk i męskie dochodzą zupełnego rozw o­

ju , natenczas kw iatk i żeńskie są albo zam ­ knięte, a zatem ju ż zapłodnione, albo też są jeszcze nierozw inięte, a zatem pyłek kw iatow y sąsiedniego kw iatka męskiego po­

zostaje bez w pływ u. T aki stosunek sprzy­

j a krzyżow aniu się kw iatów różnych kw ia-

j tostanów lub naw et oddzielnych osobników.

P rzy stoso w an ie to okazuje się wielce poży- tecznem dla rozw ijającego się zarodka, na­

daje mu bowiem, j a k to w ykazał D arw in, cechy zapew niające mu zwycięstwo w wal­

ce o byt.

Z powyższych badań, spraw dzanych jesz­

cze w iatach 1884 i 1885, w ynika ogólne p ra ­ w idło, że wszystkie kw iatostany jednego drzew a należą do jednego z przytoczonych typów . W yjątko w o tylko zdarza się, że j e ­ dno drzew o posiada dw a lub trzy różne ty ­ py kw iatostanów . N adto jeszcze każde drzew o co rok stale jednakow e w ytw arza k w iatostany.

Na zasadzie powyższych d anych wypada, że kw iaty klonu pospolitego pow inny być ro sp atry w an e z dw ojakiego p un ktu widze­

nia: fizyjologicznego i morfologicznego. Ze

| stanow iska fizyjologicznego k w iaty klonu pospolitego są jed nopłciow e, albowiem ża­

den kw iat nie je s t zdolnym do w ytw arzania

| obu pierw iastków płciow ych naraz, t. j. pył-

| ku kw iatow ego i ja jk a , lecz p ro du ku je stale albo jed n o albo drugie. R ów nież nie jest klon pospolity ani wyłącznie rozdzielno-

| płciowym , ani też wyłącznie oddzielnopłcio- wym, nap o ty k ają się bowiem zarów no pier-

(9)

N r 22. WSZECHŚWIAT. 345 wsze jakoteż drugie. Jeżeli zaś będziem y

rospatryw ać klon zw yczajny ze stanow iska czysto morfologicznego, to k w iaty jego na­

leży zaliczać, w edług term inologii L inneu - sza do obupłciowych. D la oznaczenia obu- płciowości morfologicznej niepołączonej z obupłciowością fizyjologiczną, ja k to ma miejsce u klonu pospolitego, właściwym byłby, w edług naszego zdania, term in — obupłciowość pozorna.

tostanów istnieją również w Budapeszcie i że inne typy nie w ystępują tu wcale. D a­

leko rzadsze są tu wszakże osobniki o kw ia­

tach wyłącznie męskich, co się <k wyjaśnić tem, że w Sztokholmie drzew a takie rosną, głów nie na gruncie suchym, jałow ym , w ia­

domo zaś, że niedostateczne odżywianie wpływ a właśnie na większą produkcyją płci męskićj ').

S praw dzając powyższe dane na gatunku

K a rta nieba na m iesiąc Czerwiec.

K orzystając z pobytu swego w B udapesz­

cie wiosną 1885 r., m iał W ittro ck sposobność p rzekonania się, że mimo znacznej odległo­

ści i różnicy w klim acie zachodzą tu te sa- j me stosunki budow y i rozmieszczenia kw ia- i tów klonu pospolitego, jak ie obserw ow ał j w Skandynaw ii. Ja k o rezultaty swoich spo­

strzeżeń, podaje W ittrock, że wszystkie na­

potykane przezeń w Stokholm ie typy kw ia- ’

A cer cam pestre, bardzo rospowszechnio- nym w górach, leżących ku zachodowi od B udapesztu, znalazł autor takież same sto-

') Zob. S. Grosglika: O przyczynach pow staw ania p ici u człowieka, zw ierząt i roślin. (W arszaw a, 188ł).

(10)

346 W SZECHŚW IAT. N r 22.

sunki, z czego wnosi, że przytoczone liczby wyrażają, zapew ne ogólne praw o dla podzia­

łu płci u klonu zw yczajnego i pokrew nych mu gatunków .

M iędzy gatu n k am i klo n u znajd u ją się rów nież niek tó re rozdzielnopłciow e, t. j- gdzie kw iaty męskie i żeńskie w ystępują na dw u osobnych okazach tegoż samego g atu n ­ ku. Z tych au to r obserw ow ał A cer Ne- gundo, pow szechnie w Budapeszcie hodo­

w any i znalazł, że stosunek osobników m ę­

skich do żeńskich wynosi 109,8:100.

Ze względu na rospow szechniające się w k ra ju naszym obserw acyje fitofenologi- czne byłoby pożądanein, ażeby zajm ujący się podobnem i spostrzeżeniam i zw racali uw agę na zjaw iska, opisane w niniejszym artykule.

S. Orosglik.

AKADEMIJA UMIEJĘTNOŚCI

W K R A K O W IE . '

Posiedzenie publiczne akadem ii dnia 21 M aja 1 8 8 7 roku.

C orocznie w M aju, w edług statutu, odby­

wa się posiedzenie publiczne pełnej akade- | inii, t. j . połączonych w szystkich trzech jój wydziałów . D ostojnicy tój instytucyi mówią o działalności akadem ii w roku ubiegłym wogóle, lub szczegółową z ru ch u naukow e- j go i adm inistracyjnego zd ają spraw ę —i to je st, oficyjalnie rzecz biorąc, głów ną częścią w program ie owego posiedzenia. Grlównym je d n a k od r. 1873, dla licznie n a nie zbiera­

jącej się zw ykle publiczności inteligentnej, m om entem je s t odczyt naukow y, k tó ry na takicin posiedzeniu ma je d e n z członków akadem ii. D o tąd przew ażnie odczyty owe , były treści historycznej lub z zakresu n a ­ ukow ych badań literackich. Raz tylko w r.

1880 prezes M ajer m ówił „O stuletniein J życiu w k ra ja c h p olskich.” D ru g i więc do­

piero odczyt p rzyrodniczy na publicznych je j posiedzeniach m iał teraz profesor R osta­

fiński.

W szystko, co byw a w ygłaszane na publi- cznem posiedzeniu akadem ii, w raz z dołą­

czeniem szczegółowych rachunków , prze­

dru k ó w ważniejszych dokum entów , spisu członków wydziałów i stałych komisyj ak a­

dem ickich i t. d., stanow i treść w ydaw ni­

ctw a akadem ii, noszącego ty tu ł ,.R ocznik zarządu akadem ii um iejętności.”— Ze wzglę­

du na przedm iot, podam y tu szczegółowiej, niż się czynić zwykło, treść odczytu prof.

Rostafińskiego, a zarazem pokrótce opow ie­

my przebieg całego tego posiedzenia publi­

cznego.

Z agaił je zastępca protekto ra akadem ii, A lfred lir. P otocki, b. prezes m inisteryjum austryjackiego (protektorem jest arcyksiążę K a ro l-L u d w ik ), z żalem w spom inając zm ar­

ły ch członków", K alin kę i K raszew skiego, a zaznaczając, iż tak a właśnie, ja k akade- m ija, instytucyja zapobiega nieszczęściu, j a ­ kiem byłaby „przerw a w ysokich naukow ych trad y c y j, zm arnow anie ziarna, rzuconego dłonią tych, co sami niestety plonu dopilno­

wać nie m ogli.” Z obszernej odpowiedzi prezesa Józefa M ajera, podniesiem y prócz zaznaczenia, iż akadcm ija wstępuje w 15-ty ro k swego istnienia, następującą myśl:

„...w m iarę trudności, większa staje się za­

sługa; każdy k ro k postępu, każda zdobyta praw da, każdy szczegół, dorzucony do sk arb­

nicy wiedzy, większego wtenczas nabiera uroku i sprow adza tę błogość zadowolenia, k tó ra niepom ału w ynagradza poniesione tru d y . K toby na cenę tego zadow olenia z a ­ p atry w ał się inaczej, niech nie rości sobie praw a do kapłaństw a w naukow ym zawo­

dzie. Słuszna zapewne, ażeby obok owej idealnie pojętej nagrody, nie b rakło też i więcej realnej, jak iej w ym agają potrzeby życia i stosunki społeczne; gdzie przecież ta ostatnia nie może być w ym ierzona w nale­

żytym stosunku, a gdzie prócz tego nie wy-

! starczałab y pierw sza, tam niechże obu do­

pełni myśl, że je s t to ofiara pracy, którą sk ład a się społeczeństwu. Gdzież zaś więcej, niż u nas, ofiara tak a staje się konieczną?”

Z kolei sekretarz gieneralny, obecnie re k to r uniw . Jag iell., S tanisław h r. T arnow ski, odczytał spraw ozdanie z ruchu adm inistra­

cyjnego i naukow ego akadem ii w r. l88°/r.

Scharakteryzow aw szy działalność naukow y i publiczną zm arłych członków , A ltha, K a­

linki, Żebraw skiego, K raszew skiego, oraz członków nadzw yczajnych K irk o ra i Zybli-

(11)

N r 22. w s z e c h ś w i a t . 347 kiewicza,. mówił następnie o załatw ieniu

kilku spraw , przez sejm lub władze rządo­

we powierzonych, zastanow ił się szczegóło­

wo nad działalnością wydziałów i wszyst­

kich kom isyj akadem ickich, dokonanem i w ydaw nictw am i i t. d. Z dobitnego zakoń­

czenia tego spraw ozdania możemy tu p rz y ­ toczyć następujący ustęp, charakteryzujący poglądy wszystkich, co bliżej zastanawiają, się nad dotychczasowemi zapisam i pryw a- tnem i dla akademii: „...składane coraz czę­

ściej w naszych rękach i kasach fundusze dowodzą, że ludzie m ają do akadem ii zaufa­

nie i dla nićj szacunek, ale mniej czują, po­

trzebę popierania bezpośrednich je j celów.

O bierają ją za rozdaw niczkę i szafarkę po­

mocy, jaką. chcą. świadczyć ludziom odda­

nym nauce, czem rzeczywiście i tej pośre­

dnio pom agają, ale akadem ii, jak o takiej, nie daje to możności szerszego, energiczniej­

szego działania.”

N astępnie członek, czynny, prof. Józef Rostafiński, odczytał rozpraw ę p. t. „ P o l ­ s k a z c z a s ó w p r z e d h i s t o r y c z n y c h p o d w z g l ę d e m f i z y j o g r a f i c z n y m i g o s p o d a r s k i m , ” którą postaram y się streścić.

P releg e n t zaczął od zaznaczenia, że rozpo­

wszechnione je s t mniemanie, jak o b y w da- j wnych czasach cała Polska była zalesiona ! i jak o b y zdobyw ano role przez karczow anie lasów. O ba te pojęcia obala szczegółową J argum entacyją. B adanie pow ierzchni w y­

kazuje, iż w nizinie, rozciągającej się na północ od linii: Siedlce, Rawa, Łódź, B ole­

sław na Śląsku, D rezno, znajd u ją się trzy kotliny: powszechnie znane błota pińskie, mazowiecka i w ielkopolska, a ta ostatnia je st na zachód otw arta aż do N iderlandów . K otliny m azow iecka i w ielkopolska, średnio biorąc, są głębsze od błót pińskich, a w przed­

historycznych czasach były z pewnością bez­

leśne, co także w ynika nietylko z dzieł P li­

niusza, ale i z kroniki H elm olda. Istnieje zaś cały szereg dowodów, że W ielkopolska dopiero w historycznych czasach została { zalesiona; najwięcej m iała ona lasów w koń- | cu X V I I I stulecia. — Rzeki były szerokie, średnio 10 razy szersze niż obecnie, ja k to w ykazują badania osadów przedhistory­

cznych po obu brzegach. W ody w nich zwykle płynęły spokojnie, a podczas w yle­

wów obejmowały bardzo szerokie obszary, poryw ały naw et wyspy z ich miejsc. W y le­

wy te użyźniały kotliny.—W racając do la­

sów, prelegent prostuje wyobrażenia histo ­ ryków, jakoby nadgraniczne puszcze inaczej w yglądały niż lasy wewnątrz k raju . W o- wych puszczach tylko ludzi nie było w tych daw nych czasach. T akich puszcz dziś p r a ­ wie niema. Ówczesne lasy i puszcze były to gaje mięszane, t. j. były w nich tak drzew a iglaste, ja k i liściaste. Tylko gospodarstwo ludzkie, przez wycinanie najużyteczniej­

szych właśnie drzew , spraw iało, że one przy­

bierały jednostajność dzisiejszych lasów.—

P relegent odróżnia n a nizinach gaje błotne i gaje żóławne (t. j . na miejscach, ulegają­

cych zalewom). W tam tych przew ażały ol­

szyna i topola, w tych zaś była większa ro ­ zmaitość, bujniejsze podszycie krzewam i, j zwłaszcza leszczyny. — G aje na nizinach szły wąskieini stosunkowo pasam i na m iej­

scach wyższych między dolinam i kotliny;

błotne naturalnie nad rzekam i. W szędzie one przechodziły w torfow iska i błota.—

O pisując torfow iska, prelegent zaznacza, że na nich sadowi się tylko brzoza i sosna. G dy torfow isko zam arło, brzozy i sosny, zają.w- szy teren, wyrastają, w bu jny gaj. T o rf ma nazwę: borow ina, torfowisko: bór; stąd to na gaje przechodzi nazw a bór.— Błota, ja k dziś na Pińszczyźnie, były to bujne, ale kwaśfte łąki, na mniej przepaścistych m iej­

scach porosłe kępam i wierzbiny. Tam zaś, gdzie woda w ypływ ała na ich powierzchnią, pow staw ał jedn ostajny zarost trzciny, sito­

wia i wiszu.— Przechodząc do M ałopolski, stw ierdza prelegent, że w niej gaje rzeczy­

wiście przew ażały. Różniły się one od tam ­ tych gajów, nizinnych, obecnością cisu, mo­

drzewia i buku, które to drzew a także ku północy, szlakiem między kotlinam i mazo­

wiecką i wielkopolską, szły na dzisiejsze tak zw ane pruskie pojezierze.—T en ustęp o za­

lesieniu kończy prelegent wzmianką, że w całej Polsce w pieśniach ludowych w y ­ stępuje ja w o r (dziś drzewo tylko górskie) i kalina, ja k o uosobienie chłopca i dziew­

czyny, co także przem awia za tem, że lasy były mięszane i wilgotne.

C ała ówczesna flora je s t przew ażnie florą miejsc m oczarowatych i bagnistych. Z ro­

ślin, dziś będących przy siedzibach ludz-

(12)

348 w s z e c h ś w i a t . N r 2 2 .

kich, na upraw ionej glebie, b ra k w tedy w ie ­ lu. M iędzy innem i niem a zapew ne b ła ­ w atka (przybył później z S ycylii) i pospoli­

tych teraz m aków . — W ustępie o faunie preleg en t mówi o zaginionych lub ginących zw ierzętach. W ogóle mówiąc, w M ałopol- sce było ich więcój, ale łosie, w ydry i bo- bry były na nizinie północnej pospolitsze.—

K lim at nie był ani ta k m roźny, ani tak skw arny, ja k byw a obecnie; zim a i jesień trw a ły dłużój.

P re le g e n t podaje ch arak tery sty k ę S ło­

wian wogóle, ale nie porusza kw estyi spor­

nej, czy należy ich uw ażać za autochto­

nów. — O w ę nizinę zam ieszkują L echici, a M ałopolska stanowi W ielką C horw acy- ją . •— Z nazw różnych plem ion zaznacza, że miano P olan pochodzi od błot, k tóre za­

mieszkiwali, a-które w tedy nazyw ano pola­

mi. Nazwa Polaków podobnież od pól się w ywodzi, na co prelegent przytacza dowo­

dy fizyjograficzne, lingw istyczne, h isto ry ­ czne.

Mówi dalej o organizacyi społecznej i do­

wodzi, że ziem ia była wtedy spólną w łasno­

ścią rodową. O pisuje wieś (obszar ziemi) i sioło (miejsce, gdzie chaty stały). C haty stały w siole tak, że tw orzyły koło lub wo­

góle figurę zam kniętą, z je d n ą w jazdow ą i zarazem wyjazdow ą drogą. T aki układ, ja k prelegent dowodzi, od dzikiego zw ierza zabespieczał bydło domowe, k tó re w ew nątrz sioła, na oboranem m iejscu (skąd: obora) zimowało. — Następnie opisuje chatę, nie­

dbale zbudow aną, z otw orem w środku, przez k tó ry dym się przedostaw ał. T łu m a­

czy, że bardzo ważną jó j częścią było pod- sienie, na słupach oparte, gdyż tu na wie­

trze i słońcu wędzono ryby (n a w ędach, skąd wędzić), grzyby, w arzyw a i owoce na zimo­

wy zapas.

Z kolei zastanaw ia się nad n atu ra ln em i p roduk tam i roślinnem i; były niemi: m anna, kotew, owoce, sok z brzozy (oskoła) i barszcz.

Z roślin u p raw nych znano: proso, ber, rze- pę, jak o głów ne, a nadto: owies, żyto, jęcz­

mień, groch, bób, konopie, dynie, ogórki i może mak. — O rybactw ie i o pszczelni- ctwie ówczesnem p relegent w iele szczegó­

łów podaje. Nie karczow ano i nie ścinano lasów na niwę. G dzie lasu nie żałow ano, tam obdzierano pnie z kory, a gdy uschły,

palono; wtedy powstawało gospodarstw o na łazach. Gdzie zaś las nie był pospolity, tam , gdy był jasny , wprost go obsiewano, a gdy był gęsty, uprzednio obcinano niższe gałęzie i palono je w następnym roku. T rz y ­ mano, jak o domowe, konie, bydło płowe (co na udom ow ienie tu ra wskazuje), owce, ko­

zy i świnie; z p tactw a tylko k u ry .

P otem preleg ent opisuje zajęcia całorocz­

ne. Cepów nie znano. Zboże młócono by­

dłem zaraz po sprzątnięciu na temże m iej­

scu i tam że chowano w ziemi, w parskach, t. j. w jam ach glinianych w ypalanych, albo w w ykładanych w piasku k o rą brzozową.

R zepę na pow ale kładziono, a dym zabes­

pieczał ją od gnicia. Przem ysł był rozw i­

nięty po wsiach. R odziny m iały specyjal- ność, stosownie do tego, co się w okolicy w ytw arzać daw ało. P re le g e n t rozbiera n a j­

ważniejsze potrzeby ówczesne, a szczegóło­

wiej mówi o dobyw aniu soli i żelaza i o zduństw ie. W y k azu je dalej, że najniższą mo­

netą zam ienną b y ła sól, przyczem w zm ian­

kuje, że K ruszw ica i W iślica, głów ne stoli­

ce odpow iednio lechickicli i chorw ackich dzierżaw , leżą właśnie śród słononośnych źródeł, a nazw a pierw szej od krusz solnych pochodzi. H an d el ówczesny polegał prze­

ważnie na obnoszeniu po siołach w ytw orów drobnego przem ysłu; większy handel w y­

bierał ziem skie grody. K upcam i, prócz sie- dlaków , byli także Czesi, Pom orzanie i N o r­

manowie. — Z P ra g i dostarczano płaty lnia­

ne, bardzo cenione, gdyż m iejscowy p art konopny nigdy nie m ógł być tak w ybielo­

ny. W te cenne białe płaty kobiety chę­

tnie u b iera ły głow y, dlatego białogłow a je st nazw ą nie pogardzaną. T e białe płaty przedstaw iały w ówczesnych stosunkach w artość pow szechnie uznaw aną, dlatego nie­

mi, ja k dziś m ówim y, płacono; boteż stąd się w ziął w yraz: płacić. — Norm anom za tow ary uiszczano należność solą, miodem i zbożem.

P re le g e n t kończy rysem dziejów ro ln i­

ctw a w Polsce. W sku tek przyjęcia chrze­

ścijaństw a podniosła się upraw a. O d k ry ­ cie A m ery k i w płynęło na rozwinięcie ro l­

nictw a na w ielkich przestrzeniach (ze w zglę­

du na potrzeby przem ysłow ej A nglii),] ale spółcześnie poziom rolnictw a się nie p od no ­ si, czego także skutkiem je st wytworzenie

(13)

N r 22. w s z e c h ś w i a t . 349 się zależności kmieciów. P o okresie walk,

kraj niszczących, po W ładysław ie IV , kmieć, niemogąc się niczego dorobić, zatraca da­

wne swoje dobre tradycyje gospodarstwa, Szlachta zaś nie dba o postęp rolnictw a.

Dochodzi też ono do ostatecznego upadku w drugiój połowie wieku X V I II. Dopiero ogólne podniesienie się społeczeństwa pod­

czas sejm u czteroletniego, a także w prow a­

dzenie ziem niaków i buraków , dają począ­

tek nowemu okresowi w dziejach rolnictw a.

P rzoduje w nim Poznańskie i K rólestw o.

Najniżej stoi G alicyja, bo tu najmniój po­

czucia, że gospodarstw o je s t stosowaniem um iejętności przyrodniczych i ekonom icz­

nych, że w tym kieru n k u ro ln ik wiele uczyć się musi, jeżeli w obecnych ciężkich w arun­

kach chce z korzyścią w ytrzym ać spółza- wodnictwo, które spotyka.

N a zakończenie posiedzenia jeszcze raz zabrał głos sekretarz gieneralny, prof. T a r­

nowski. N aprzód w ym ienił proponow a­

nych przez oddzielne w ydziały kandydatów na członków akadem ii; w ydział I I I , t. j . ma­

tem atyczno-przyrodniczy, w ybrał na człon­

ka czynnego, dotychczasowego korespon­

denta, d ra Izydora K opernickiego, prof.

uniw . Jagieł!., na członków zaś korespon­

dentów, d ra Napoleona C ybulskiego, prof.

uniw . Jagiell., d ra F eliksa K reutza, prof.

uniw . lwowskiego i Ju lija n a Niedźwiedz- kiego, prof. szkoły politechnicznej we Lw o­

wie. N astępnie zaś ogłosił ponowienia da­

w nych niektórych, jakoteż nowe konkursy.

Do ostatnich należy konkurs z zapisu ks.

A dam a Jakubow skiego (z W arszaw y) na tem at z n au k przyrodniczych stosow anych1):

napisać, na podstaw ie w łasnego doświad­

czenia i ze znajomością odpow iedniej lite­

ra tu ry , rzecz o suszeniu i przechow yw aniu owoców i w arzyw (term in 31 G ru d n ia 1888 ro k u , nagroda rs. 600).

B.

') T ekst odpow iedniego ogłoszenia akadem ii nie­

zadługo w całości pom ieścim y w W szechświecie.

Towarzystwo Ogrodnicze.

P o s i e d z e n i e d z i e w i ą t e K o m i s y i te o - r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h odbyło się dnia 21 Maja 1887 roku, w lokalu Towarzystw a, o godzinie 8 wie­

czorem.

1. P rotokuł posiedzenia poprzedniego został od­

czytany i przyjęty.

2. Pp. J A leksandrowicz prezes T. 0 . i A. W ałe­

cki przedstaw ili piękne okazy Kotewki (T rapa na- tans L.) wychodowane w akw aryjach z owoców, które p. A. W ałecki otrzym ał, w liczbie kilkudzie­

sięciu z nad Sanu, ze wsi Kutna.

W celu rospow szechnienia tej osobliwej rośliny, znajdującej się w niew ielu miejscowościach naszego kraju p. A. W. porozdaw ał różnym osobom owoce kotewki, sam zaś zasadził ich siedm , któ re bardzo pom yślnie w ykiełkow ały i wyrosły i zostały um ie­

szczone, w łasną ręk ą p. A. W. w różnych większych staw ach w okolicach W arszawy.

Prezes J. Aleksadrowiez zasadził cztery owoce T rap a natans; z k tó ry ch tylko jeden w ykiełkow ał a m łoda roślinka, um ieszczona w akw aryjum w lo­

kalu Tow. Ogr. doszła już do pokaźnych dość roz­

miarów , dostała charak tery sty czn y ch liści, z ros- szerzonem i ogonkami, ułożonemi w różyczkę. Po wskazaniu miejscowości kraju naszego, w których T rapa natans rośnie, prof. Aleksadrowiez opisał dośó szczegółowo, naprzód budowę owocu k ctr.vki, następnie zaś jej kiełkow ania, k tó re obserwował na okazie przez siebie wychodowanym.

W końcu prof A. w spom niał o gatunkach T rapa, rosnących w Chinach i Indyjach W schodnich (T ra ­ pa bicom is i bispinosa), do których p. W ałecki do­

łączył wiadomość o owocach T ra p a przyw iezionych z A m uru przez prof. Dybowskiego.

N a tem posiedzenie ukończone zostało.

KROMKA NAUKOWA.

METEOROLOGIJA.

— Piorun wyjątkowego natężenia uderzył 7 Kwie­

tn ia r. b. w wielką topolę w wiosce Schoren, w Szwaj­

carskim kantonie B ern, siłę tego uderzenia poró­

wnać m ożna do wybuchu prochowni. Uderzona topola b y ła drzewem zdrowem o średnicy 9 dm i 20 m przeszło wysokości, — zostało ono przełupa- ne n a dwie części, z których je d n a pozostała w gruncie. Grube gałęzie zostały rozrzucone z ta ­ ką siłą, że w odległości 30 m etrów poprzebijały

(14)

350 W SZECHŚW IAT. N r 22. ~ d ach y ceglane i gontowe, rozbiły okna i ściany

z grub y ch desek. Jed en odłam pnia, w ażący 50 kg, rzucony został na odległości 400 m inne n a 150 1 300 m. — O tym nadzw yczajnym p iorunie doniósł akadem ii nauk w P ary żu p. Colladon. (Com ptes rendus).

T. R.

FIZYKA.

— Zachow anie się wody pod bardzo znacznem c i­

śnieniem. Znan% je st dobrze szczególna n iepraw i­

dłowość rosszerzania się wody pod w pływ em tem pe­

ra tu ry , że m ianow icie przy 4DC posiada najm niejszą objętość czyli najw iększą gęstość. Otóż z dośw iad­

czeń p. A m agat, k tó ry obecnie prow adzi rozległe b ad an ia nad ściśliwością cieczy, w ynika, że wła- śność ta wody m aleje pod ciśnieniam i bardzo zna- cznem i, a pod ciśnieniem 3000 atm osfer n ik n ą już Wszelkie zakłócenia, pochodzące od niejednostajnej rosszerzalnośei w ody i zachowuje się ona już ja k inne ciecze. (Comptes lendus).

S . K .

BAKTERYJOLOGIJA.

— Pierwsze spostrzeżenie w zakresie oddziaływ a­

nia chem icznego bak tery j podał niedaw no D r B uj­

wid, tutejszy lekarz a nasz w spółpracow nik. Z a u ­ w ażył on, że b ak tery je cholery, w yhodow ane w buli- jonie, dają pod wpływ em 5 — 10% kwasu solnego, w zwykłem stężeniu użytego, w yraźne zabarw ienie różowe z odcieniem fijoletowym. Reakcyi tej nie d ają żadne inne bakteryje, czy to po stacią swą n a j­

bardziej do cholerycznych zbliżone, czy też zupeł­

nie odm ienne co do form y i cech biologicznych.

Ciekawe to spostrzeżenie obudziło w N iemczech niem ałe zainteresow anie.

J . X

TECI1NOLOGIJA.

— Nowy kauczuk. B uletyn tow arzystw a chem icz­

nego w P ary żu zaznacza obecność kauczuku w b a r ­ dzo pospolitej roślinie, zwanej mleczem lub m lecza- jem (6'onchus oleraceus). W ydobyw anie kauczuku dokonywa się działaniem chlorku węgla; osad o trz y ­ m any po w yparow aniu gotuje się z alkoholem , a część nierospuszczalna czyli kauczuk surow y ogrzewa się następnie z rostw orem alkoholow ym potażu i prze- płókuje k ilk ak ro tn ie ciepłym alkoholem roseieńczo- nym. Działanie to usuw a tłuszcze i substancyje w o­

skowe, zarówno ja k i chlorofil. Osad je s t sprężysty i dosyć żywo zabarw iony; okazuje w szystkie cechy kauczuku, rospuszcza się dokładnie w chloroform ie

i siarku węgla, a częściowo w eterze. Ze 100 czę­

ści substancyj roślinnej otrzym uje się 0,41 kauczu­

ku surowego a 0,16 czystego.—In n a m etoda polega n a w yciąganiu rośliny najp ierw alkoholem , a n a ­ stępnie benzyną; osad pow stający z odparow ania tego ostatniego rostw oru zaw iera 0,92 na 100 wagi rośiiny, a traktow any alkoholem pozostawia osad, utw orzony z kauczuku praw ie czystego, lekko za b a r­

wionego na zielono (0,272 na 100). W edług tego praw dopodobnem jest, że n iek tó re inne rośliny ja k ostrom lecze, wydaćby mogły kauczuk w wię­

kszej obfitości. P rzy w zrastającem ciągle zapotrze­

bowaniu kauczuku do przyrządów elektrycznych i w obec przew idyw anego jego w yczerpania, źródło to z czasem n ab rać może ważności.

r. r.

K a le n d a r z y k a s t r o n o m ic z n y

n a Czerwiec.

Znaczniejsza długość d n ia i długi po nim zm ierzch opóźniają godzinę dostrzeżeń astronom icznych; dla oka nieuzbrojonego obserw acyje stają się możliwe dopiero około godziny 10-ej. — Z gwiazd zw ierzyń­

cowych w godzinach w ieczornych K astor i Polluks B liźn iąt są już tuż n ad poziomem, zbliżająo się do zachodu, gdy od stro n y w schodniej w tym że czasie w ynurzają się Strzelec i Koziorożec. W ielka Nie­

dźw iedzica oddaliła się więcej od zenitu ku północo- zachodowi, L ira natom iast z W egą przypada ja ż w ieczorem blisko zenitu, po stronie zaś południowo- zachodniej zenitu znajduje się W olarz z A rkturem . InDe gw iazdy pierw szej w ielkości id ąc od południo- w schodu ku północo-zachodu—A ta ir w Orle, A nta- res w N iedźw iadku, Kłos w Pannie, Regulus we Lwie, K astor w B liźniętach i Koza w W oźnicy—

błyszczą na niebie m niej lub więcej blisko po­

ziomu.

W cześniej aniżeli gw iazdy stałe ukazują się na niebie dwie najw spanialsze planety: W enus, z po­

czątku w gw iazdozbiorze Raka, a następnie we Lwie dosyć jeszcze długo jaśnieje w północo-zachodniej stronie nieba, Jow isz w pobliżu kłosa P anny zacho­

dzi po północy. S a tu rn natom iast zachodzi wcze­

śnie i w drugiej połow ie m iesiąca nie je st ju ż wi­

dzialny, podobnie ja k i w sąsiedztw ie jego znajdu­

ją c y się M erkury. Mars ukazuje się dopiero przed wschodem słońca.

Słońce dąży do najwyższego swego w zniesienia na półkuli północnej i 21 Czerwca przechodzi przez

j p u n k t przesilenia, — k ró tk ie noce rozjaśniają ros- proszone w górnych w arstw ach atm osfery prom ie­

nie słońca długo po jego zachodzie i p rzed jego w schodem. N a kole biegunowem pólnocuem w dniu I przesilenia słońce wcale nie zachodzi, a m iejsco­

(15)

N r 22. WSZECHŚWIAT. 351 wości położone na zw rotniku R aka m ają w połu­

dnie słońce w zenicie, — przedm ioty w tej chwili cienia nie rzucają.

Czerwiec.

1887. P L A N E T Y . W konste-

lacyi.

M e rk u ry . t)nia Wsdhód Zachód Przejście prtez

południk g. m. g. m . g. m.

10 5 .3 0 r. 9 .46 w. 1 . 8 w. \ . 20 5 .1 9 „ 10. 3 „ 1 .41 „ i J 30 5 .5 9 „ 9 .4 7 „ 1. 53 „ 1

W e n u s .

10 6 . 2 3 r. 11 . 65 w. 3 . 4 w. 1 20 7 . 2 0 „ 11. 0 „ 3 . 1 0 „ 1 30 7 . 4 5 „ 1 0 .3 9 „ 3 . 1 2 , , >

M iirs.

10 3 . 0 r. 7 . 2 2 w. 11 . 11 r. ) 20 2 . 4 2 „ 7 . 2 0 „ 11. 1 „ :>o 2 . 2 8 „ 7 . 16 „ 1 0 .5 2 „ )

J o w is z . 10 3 . OS w. 1 . 42 r. 8 . 25 w. ) 20 2 . 2 8 „ 1 . 2 „ 7 . 45 „ 30 1 . 4 9 „ 0 . 2 3 „ 7 . 6 „ )

S a tu r n . 10 6 .0 8 r. 1 0 .3 0 w. 2 .1 9 w.

20 5 33 „ 9 . 5'i „ 1 . 43 „ \ 30 5 . 2 „ 9 . 18 „ 1 .1 0 „ f

U ra n .

10 1 . 2 8 w. 1. 8 r. 7 . 1 8 w.) 20 0 . 4 8 „ 0 . 2 8 „ 6 . 38 „ 30 0 .1 0 „ 11 .4 8 „ 5 . 5 9 „ )

Bliźnię Rak

Lew

Byk

Panna

Neptun.

10 20 30

2 . 4 6 r.

2. 8 1 . 29 „

6 . 1 8 w.

5 . 4 0 „ 5 . 3 , .

. 32 r. ) 54 l 1 0 .3 2

9 9 . 1 6

Rak

Panna

Byk

WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.

D nia 21' Maja została o tw arta W ystaw a h ig ien i­

czna, dzieło m ałej garstk i ludzi, którzy potrafili przejąć się m yślą o znaczeniu higieny d la naszego społeczeństwa i w śród potężnych przeszkód, bez żadnego praw ie poparcia sfer lub osób wpływowych, dojść do w ykonania pow ziętych zam iarów . W y sta­

wa higieniczna jest u nas pierwszym w ty m rodza­

ju w ystępem publicznym , w którym naczelne m iej­

sce przypadło nauce, a obfitość i w artość przedsta­

w ianych okazów je st dla nas zdumiewająca. Poję­

cia o w pływ ie wystaw mogą być rozm aite i swoich w tej mierze poglądów narzucać nie będziem y; to jedno podnieść nam w ypada z radością, że zw iedza­

ją c y chętnie i licznie zatrzym ują się przy okazach, przedstaw iających wyniki badań naukow ych i zuwa- żnem zajęciem w ysłuchują objaśnień oraz zadają liczne a nieraz bardzo głębokie pytania eksponen- tom. W szechśw iat ze swego charakteru nie może być przew odnikiem po W ystawie ani jej katologiem , w m iarę jednak, ja k ekspozycyja zostanie rospa- trzona przez odpow iednie swoje kom itety, pismo nasze postara się zapoznać swych czytelników z ważniejszemi jej szczegółami.

ROZMAI TOŚCI ,

— Wpływ opium na zwierzęta. W krajach , gdzie użycie opium je s t rospowszechnione, widzieć czę­

sto m ożna zwierzęta, które, z piw odu ciągłego prze­

byw ania śród par opium, ulegają morfinom anii.

1*. L. Jam m es b y ł św iadkiem kilku podobnych fa­

któw w K ochinchinie i Kambodży; przytacza on koty, psy i m ałpy, które starają się um ieścić na łóżku, gdy ich pan p il i opium. Są to zwykle zwie­

rzęta sm utne i m elancholiczne, fizyonomiia ich zdradza pew ną nieform alność i sypiają znacznie dłużej, aniżeli inne zw ierzęta ich gatunku. K ra­

jow cy utrzym ują, że opium w ywiera wpływ naw et na zw ierzęta n ajb ard ziej do oswojenia trudne;

au to r słyszał, że m andaryn pewien w Kambodży zdołał przy pomocy tego środka m łodą panterę oswoić i doprow adzić do nadzw yczajnej łagodności.

(Comptes rendus).

r. u.

Posiedzenie 10-te K om isyi stałój Teoryi ogrodnictw a i N auk przyrodniczych po­

mocniczych odbędzie się we czw artek d. 2 Czerw ca r. b., o godz. 8 wieczorem, w lo­

kalu T ow arzystw a Ogrodniczego (Chm iel­

na, 14). P o rzą d ek posiedzenia:

1. O dczytanie protoku łu posiedzenia po­

przedniego.

2. P . B r. Znatowicz i dr O. B ujw id: S p ra ­ wozdanie z badania wody wiślanej (z rzeki i wodociągów).

Cytaty

Powiązane dokumenty

W niniejszej pogadance mam zam iar przedstawić kilka najciekawszych i hypotez, którem i starano się wytłumaczyć przyczynę i przebieg rozm aitych objawów

cącem u i um ieścił je we krw i wypuszczanój ze zdrow ego talitru sa i orchestyi czyli ros- skocza, następnie igiełką sterylizow aną u k łu ł dziesięć

— Zależność zmian ciśnienia atmosferycznego i tem­.. peratury na szczytach

Autor przeznacza książkę swoję przedewszystkiem dla szkół, ale roskład rzeczy je s t w niej taki, że uczniowi trudno się będzie zoryjentować.. P rzy ję ­ to

będą się odbyw ały przez trzy miesiące. um

ca nazywają; jeżeli więc w czasie nowiu księżyc przypada w pobliżu jednego ze swych węzłów, znajduje się prawie na je- dnćj linii z ziemią i wtedy tylko

Główna zasługa tego badacza polega na wykryciu tak zwanego prawa Ampera lub prawa elementarnego, które wyraża się w sposób następujący. Koła te będą się

dem słońca są bardzo małe w porównaniu z c i rezultaty z zastosowania do rachunku obydwu praw różnią się od siebie mniej niż mogą wynosić