• Nie Znaleziono Wyników

Adres Redakcyi: KRUCZA J

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres Redakcyi: KRUCZA J"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JsTs. 31 (1417). W a rsz a w a , dnia 1 sierpnia 1909 r. T om X X V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: ro c z n ie r b . 8, k w artaln ie r b . 2.

Z p rz e s y łk ą p o cztow ą r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „W s z e c h św ia ta " i we w sz y stk ic h k się g a r­

niach w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „W szechśw iata'* p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r es R edakcyi: KRUCZA J s T q . 32. Telefonu 83-14.

S. S A G E R E T .

K O S M O G O N I E I K O S M O L O G I E G R E C K I E 1).

I.

Zbadać kosm ogonie i kosmologie g re c ­ kie j e s t to ro z p a trz y ć w ażny bardzo etap m yśli n au ko w ej, etap przebieżony od kon- cepcyj p ie rw o tn y c h aż do w iek u XVI, k tó ry był bezpośrednim k o n ty n u ato rem A r y s to te le s a i P tolem eusza.

J a k i byl p u n k t w yjścia sa m y c h Gre­

ków? Oddanie się spekulacyi kosmogo- nicznej u łatw ia ł im brak d o k try n y j e d y ­ nej a zadow alającej, narzuconej przez religię. Rzeczywiście, mysi może rea g o ­ w ać ty lk o wobec poglądów różnych.

Otóż, Grecy byli w ciągłych s to su n k a c h z F e n ic y a n a m i i E g ipcyan am i, k tó ry c h kosmogonie nie były jed n a k o w e. Nic też nie p rz e m a w ia za tem, by w sz y stk ie

') I?evue se ie n tifią u e z dnia 22 maja 11)09 roku.

ludy Hellady w y tw o rz y ły sobie jed n o i to samo pojęcie o świecie. Wreszcie, u Greków, j a k i gdzieindziej, liczne i sprzeczne ze sobą m ity m ieszały się ściśle z kosmologią i kosmogonią. Otóż, w s to s u n k u do wiedzy pierw otnej;" m ity do pew nego s to p n ia spełniały zadanie sy- s te m a tó w teo retycznych w iedzy dzisiej­

szej, z je d n e j bowiem s tr o n y znajdow ały się pod w p ływ em danych obserwacyi, z drug iej zaś w p ły w a ły sam e na pojęcia, k tó re d aw ały się w yp ro w a dz a ć z ty ch danych.

Zaznaczm y j e d n a k odrazu, że można zauw ażyć pewien o kreślony p rzeb ieg ewolucyi, począwszy od kosm ogonii m i:

tologicznej aż do tej, k tó rą m ożnaby n a ­ zw ać naukową. Z początku wielkie ele­

m e n ty p rzyrody, siły, s u b sta n e y e p ie r­

wotne, zjaw iska są jednocześnie bogami:

Niebo, Ziemia, Noc, Pow ietrze, Chaos,

E re b i t. p. Później u bogów do umy-

słowości ludzkiej, którą posiadali zawsze,

dołącza się i postać ludzka, s k u tk ie m

czego zaczy nają się różnić w yraźnie od

przedm iotów, nad którem i panują. T a k

np. Zeus s ta je się królem nieba, g d y

Niebo samo pozostaje ju ż tylko częścią

ś w ia ta fizycznego. Jednocześnie wygląd

(2)

482 W SZEC H SW IA T JM o 31

osób, k tó ry z a ch o w u ją jeszcze czy n nik i n a tu r a ln e lub istności, okazuje coraz to w yraźn iej św iado m e u ż y w a n ie symbolu.

T a k np. Miłość i N ie n a w iść E m p e d o k le sa s ą to n a jw y ra ź n ie j siły, podo b n e do n a ­ szych o d p y c h a ń i p rzy c ią g a ń . W re s z c ie z n ik a i sa m symbol. Nie znaczy to j e s z ­ cze, by za j e d n y m zam a c h em miał być w y g n a n y z kosm ogonij i kosm ologij g r e c ­ kich wszelki antropom orfizm . A naksago- r a s u c z y n ił N&ó^ p ierw sz y m m otorem kosm ogonicznym , otóż, j a k k o lw ie k niem a dziś zgody co do praw d ziw ej n a t u r y t e ­ go Nouc, w k a ż d y m j e d n a k razie trz e b a m u przypisać coś, s pok rew n ion eg o z wolą i rozum em . P r z y z n a jm y zresztą, że po­

ję c ie siły, k tó re mieścił w sobie Nour, było bardzo tru d n e do od d an ia w sposób n a u k o w y , a poniew aż pochodzi ono, oczy­

wiście, ze św iadom ości n a szy ch w y sił­

k ów m ięśniow ych, przeto było związane z j a k i m ś zam iarem , z pojęciem ja k ie g o ś celu. Dziś jeszcze wiele osób w yobraża Kobie siły, ja k o pew ien rodzaj dusz.

N a p rzy k ła d zie p o w y ż sz y m widzim y w yraźn ie, że m y śl w pochodzie sw ym ku w ie d z y m u sia ła stopniow o ru g o w a ć a n ­ tropom orfizm . N a s u w a się in n a jeszcze uw a g a , d oty cz ą c a właściw ie fizyki, ale fizyki, rozu m ian ej w znaczen iu pierwot- n e m n a u k i o przyrodzie, a więc z a w iera ­ j ą c e j, prócz fizyki dzisiejszej, chemię, fi- zyologię, biologię, geologię. Dzisiaj m a ­ m y jeszcze kosmogonie, ale są one tylko j a k g d y b y z a k o ńczeniem wiedzy, pozo­

s ta j ą c w s ta n ie sy s te m a tó w teoretycz- , nych, p row izory c z n y ch syntez; m ogą one I zm ien iać się za k a ż d y m razem , g d y w a ­ żne j a k i e odk rycie w zbogaci u m iejętno ść p oszczegó lną lu b j a k ą gałąź tej u m ie ję t­

ności. W iad om o ści ułam kow e, ja k ie po­

sia d a m y o świecie obecnym, u z n a je m y za zdobycz p e w n ą i obieram y je za p u n k t w y jśc ia dla s p e k u la c y i o świecie p rze s z ­ łości. Idziem y od fizyki do kosmogonii, g d y Grecy, przeciw nie, chcieli iść od k o ­ sm ogonii do fizyki. Pom im o, że m eto d a t a nie dała żadnego w y n ik u b e z p o śre d ­ niego, n a rz u c iła się ona s a m ą siłą rz e ­ czy. Albowiem, czyż człowiek nie m u ­ siał zacząć od z w ra c a n ia m y śli swej ku rzeczom, k tó re w y d a ły mu się n a j b a r ­

dziej godne uwagi? A były niemi prze- dew szystkiem k w e s ty e po cz ątk u i b u d o ­ w y w szechśw iata. A zresztą, mimo b e z ­ płodność sw ą z p u n k t u w idzenia fizyki, spek u la c y a kosm ogoniczna Greków d a ła olbrzym ie wyniki w kosmologii, w tem , coby można n a z w a ć morfologią w s z e c h ­ św iata.

S p e k u lac y a t a rozpoczęła się dw om a prądam i, k tó re m ożna nazw ać jo ń s k i m i ita lijskim od miejscowości, gdzie wzięły górę, mianowicie od Azyi m niejszej i W ielkiej Grecyi. Filozofowie jo ń s c y mieli więcej zm ysłu nau kow eg o w tem znaczeniu, że ich koncepcye zdają się być bardziej wyzw olone z m itu i s y m ­ bolu oraz mniej zależne od metafizyki.

Przeciw nie, filozofowie italijscy , pytag o - rejczycy lub u leg a ją c y w pływ ow i p y ta- goreizmu, w yrażali się j a k m istycy; dość w ie rn ą k a r y k a t u r ę ich um ysłowości z n a j­

d u jem y u o ku lty stó w i teozofów dzi­

siejszych. Te dw a p rą d y pozostawały w s ta n ie rozdziału tylko od VII-go aż do V-go w ieku przed Nar. C h rystusa , a p o ­ tem połączyły się ze sobą. W A tenach w y tw o rz y ło się w ted y c e n tru m filozofii greckiej, k tó ra zróżnicowała się n a w iel­

ką liczbę szkół. Z końcem w ie k u IV, t. j. po A rystotelesie, spek u la c y a n a u k o ­ w a uległa, zdaje się, w yc z e rp a n iu u filo­

zofów. W iedza opuściła ich, przenosząc się do m atem aty k ó w -astro n o m ó w .

A zatem , w a rty k u le n iniejszym w y ­ padnie n a m naszkicow ać rozwój kosm o ­ gonij i kosmologij g rec k ich ty lk o do A ry sto te le sa . D la dogodności w y k ła d u u c z y nim y to w porządku przedmiotów', nie zaś je d y n ie w po rzą d k u chronolo­

gicznym .

II. M aterya pierwotna.

Dla filozofów jo ń sk ic h m a te ry a ta nie tylko była s u b s ta n c y ą w e w n ę trz n ą w s z y ­ s tk ic h ciał, lecz w ypełniała tak ż e p rze ­ s tr z e ń skończon ą lub nieskończoną, roz­

c ią g a ją c ą się poza gran ic e św iata.

T h a les (koniec VII wieku) głosił, że

m a t e r y ą p ierw o tn ą j e s t woda — pogląd

p ierw o tn y i z re s z tą dość rac y o n a ln y u l u ­

dów, k tó re wiedzą o istnieniu mórz, roz­

(3)

JSIó 31 W SZEC H ŚW IA T 483 cią g a ją c y c h się w w ielu k ierun k a ch , oraz

n iep rz eby te go oceanu. Rzeczywiście, wo­

da spada z nieba, skąd można wnosić, że i niebo tak ż e otoczone j e s t wodą. Co do chm ur, to panow ało przekonanie, że to w arzyszą one ty lk o deszczowi, lecz go nie w y tw a rz a ją . Nie zapom in ajm y o tem, że dopiero od la t niew ielu wiadomo, że c h m u ry są p yłem wodnym w stanie za­

wieszenia.

Zresztą, p o g ląd T h a lesa w y w a rł wpływ bardzo nieznaczny. W y m ien ić można j e ­ d neg o ty lk o filozofa, mianowicie Hippo- n a (epoka P e ry k le sa ), k tó ry przyjął tę eoryę. Hippon zasadę rzeczy widział w wilgoci pod pozorem, że na sie nie zw ie­

rząt, będące źródłem życia, j e s t wodniste.

N ajw ięk si e ru d y c i nie zdołali r o z s trz y ­ gnąć, czem była m a te ry a pierw o tn a dla A n a k s y m a n d r a (początek w ie k u VI-go).

T a n n e ry powiada, że by ła to m ieszanina m echaniczna, Zeller, przeciwnie, u t r z y ­ muje, że b y ła niem echaniczna. W szystko, co o tem można powiedzieć, sprow adza się do tego, że wyszły s tą d trz y żyw io ­ ły: ziemia, w oda i ogień oraz cztery za­

sady: zimno i gorąco, suchość i wilgoć.

Czemże są te zasady? Ani su b sta n c y a - mi, ani jak o ś c ia m i oderw anem i, m niem a T a n n e ry , lecz zarazem je d n e m i i drugie- mi, albowiem w ow ym czasie nie rozróż­

niano jeszcze ty ch dw u pu n k tó w widze­

nia.

Bądź j a k bądź, widzim y tu ta j narodzi­

ny fizyki żywiołów i jakości, k tó ra p a ­ nowała przez całe wieki średnie.

A n a k s y m e n e s (koniec w ie k u VI), go­

d n y uw a g i j e s t z teg o względu, że usi­

łuje nadać w szechśw iatow i je d n o ść fizy­

czną. Bierze on pow ietrze za m ateryę p ierw otną . P ow ietrze w y tw a rz a w s z y s t ­ ko przez ru ch swój. W s k u te k stopnio­

wego zgęszczenia po w ietrza p o w s ta ją k o ­ lejno: wiatr, c h m ury, woda, ziemia, ka­

mienie, a w s k u te k rozrzedzenia — ogień.

Ogólny c h a ra k te r tej kosmogonii j e s t cał­

kiem nowoczesny. Z astąpm y powietrze A n a k s y m e n e s a e te re m n a szy c h fizyków, a o trz y m a m y j e d e n z poglądów, ja k i dzi­

siaj w y ro bić sobie można na genezę świata.

I Było, oczywiście, rzeczą bardzo t r u d n ą wyobrazić sobie p ow stanie ta k różnych su b sta n c y j w sz e c h św ia ta z je d n e g o t y l ­ ko p ierw ia stk u lub z małej liczby p ier­

wiastków, czego najlepszym dowodem j e s t to, że dziś, będąc zaopatrzeni w tak w ielką liczbę ciał prostych, zaczynam y dopiero p rzew id yw ać możliwość sprow a­

d zenia ich do jedności.

A n a k sa g o ra s z Klazomeny (500 — 428 przed Nar. Chr.), chcąc pokonać tę t r u ­ dność, obmyślił dowcipną liypotezę, w e­

dle której w szystkie s u b sta n c y e bez w y ­ j ą t k u są wieczne i niezmienne: ciało, drzewo, krew , woda, para, ogień. Rze­

czą p ierw o tn ą j e s t m ieszanina ty ch s u b ­ stancyj, na k t ó r ą działa Nouę, będący j e ­ dnocześnie siłą mechaniczną, intelig en cyą i płynem m ate ry a ln y m . Nouę tworzy w i­

ry w łonie pierw orodnej m agm y, a przez to rozdziela i organizuje sub stancye. Po dokonaniu tej p ra c y odpoczywa i znika na podobieństwo naszej energii poten- cyalnej, przyczem nie spełnia naw et, j a k ­ by można było sądzić, roli Opatrzności.

Na A naksag orasie kończy się lis ta fi­

lozofów jo ń sk ic h większego znaczenia.

Zanim atoli przejdziem y do filozofów ita- lijskich, przytoczyć należy Leucypa ( d ru ­ ga połowa wieku V-go), D e m o k ry ta (uro­

dzonego około 460 przed Nar. Chr.) oraz ich uczniów, k tó ry c h połączymy pod n a ­ zwą atomistów.

Atom istów doprowadziła do ich teoryi ta sam a trudność, k tó ra uderzyła Ana- k sagorasa. Prócz tego chcieli oni odpo­

wiedzieć na zarzuty, ja k i e podnoszono przeciwko podzielności m a te ry i do nie­

skończoności oraz przeciwko możliwości ruchu w łonie s u b sta n c y i ciągłej. W tym celu wynaleźli atom y. Atomy, j a k w s k a ­ zuje etym ologia, są cząstkam i m ateryi, k tó re doszły do o s tatecznego stopnia po­

dzielności. Te atom y atom istów g re c ­ kich należały do wielu g a tu n k ó w , zróżni­

cowanych pod względem kształtu, w y ­ m iarów i wagi. Poruszały się one nie­

ustannie. Zeller, z k tó ry m je d n a k nie

wszyscy badacze zgadzają się w tej m ie ­

rze, przypuszcza, że ruch ten zachodził

pod w p ływ em ciężkości. Ponieważ a to ­

my duże i ciężkie sp adały prędzej, a n i­

(4)

484 W SZ E C H ŚW IA T żeli małe i lekkie, przeto pierw sze n a p o ­

ty k a ł y d ru g ie n a swej drodze; s tą d zde­

rze nia i wiry, k tó re s ta ły się powodem p o w s ta n ia ciał oraz r u c h ó w k o sm ic z ­ nych.

T e n godny u w a g i s y s te m a t, k tó ry u s i­

łow ał uczynić zrozum iałą d e te r m i n is t y ­ czną genezę w szech św iata, nie cieszył się w ielkiem uz n a n ie m w czasach później­

szych; o ska rż a n o go o faw o ry z o w an ie poglądów a te is ty c z n y c h i m a te ry a lis ty c z - nych.

J a k o p rze c iw sta w ie n ie filozofów joń- skich, p ierw si italioci, o ile się zdaje, nie t ra k to w a li elem entów p ie r w o tn y c h z p u n ­ k t u w idzenia fizyki, lecz utw orzyli o nich k onc e p cyę filozoficzną. T a k w ięc P y ta - g o ras (d ru g a połow a VI-go wieku), j a k u trz y m u je T a n n e ry , umieszczał n a po­

c z ą tk u rzeczy m pa; i ajrstpov, co p r a w d o ­ podobnie ro zum ieć n a le ż y w znaczeniu określoności i nieokreślon o ści fo rm y — s ta n u stałego i płynneg o . W iadom o r ó ­ wnież, że zasa d a „rzeczy s ą lic z b ą “ d a ­ to w a ła się o d d a w n a w tej szkole. Być może, że z p o c z ą tk u z a sa d a ta nie odpo­

w ia d a ła o s ta tn im s u b telnościom m etafi­

zyki, lecz p row adziła do nich b e z p o śre d ­ nio.

P a rm e n id e s z Elei (początek V wieku) z a in a u g u ro w a ł tak ż e m etafizykę, um iesz­

c zając n a p o c z ątk u rzeczy b y t i nieb y t, k tó ry m odpowiadały p a ra m i elem enty:

ś w ia tło i noc, cienkość i grubość, gorąco i zimno.

E m ped o kles z A g r y g e n tu (d ru g a poło­

w a w iek u V-go) okazał się b a rd z iej fizy­

kiem pomimo j ę z y k a sym b o liczn eg o i mi­

styc z n e g o . On to p ie rw s z y w y k ła d a ł w sposób zupełny teo ry ę c z te re c h p ie r ­ w iastków : ziemi, wody, e te r u czyli po­

w ie tr z a i ognia. Te c z te ry p ie r w ia s tk i wieczne p od d a n e b y ły dz ia łan iu d w u sil:

Miłości i N ienaw iści, k tó re działały, j a k p r zy c iąg a n ie i o d p y c h a n ie albo j a k s t ę ­ żanie i rozpuszczanie. Zawiązały one ze so bą w alkę bez końca, w k tó re j t r y u m f p rz y p a d a to je d n e j to dru giej po kolei.

Ś w ia t dzisiejszy j e s t w y n ik ie m postępów Miłości, k t ó r a w koń c u całą m a t e r y ę do­

prowadzi do z e śro d k o w a n ia i spoczynku, poezem N ienaw iść zacznie j ą zno w u po ­

ru szać stopniowo i n a d a w a ć ciałom po­

s ta ć lo tn ą aż do chwili, g d y s u b s ta n c y a w s z e c h św ia ta u tw o rz y chaos p ły n n y i burzliwy. Po skończeniu takiego c y ­ klu rozpocznie się cykl nowy, i t a k d a ­ lej bez końca.

P y ta g o re jc z y k Philolaos (środek V-go wieku) ulegał do p ew nego stopn ia w p ły ­ wowi jo ń sk ie m u , nie w y rz e k a ją c się j e ­ d n a k zasad swojej szkoły. Za m ate ry ę kosm ic z ną p ierw o tn ą uznał on ogień, ale ogień te n b ył bogiem, je d n o s tk ą , czemś bardzo metafizycznem. Ogień, n ie s k o ń ­ czony ze swej n a tu r y , aro=ipov, t. j. n ie ­ określony, nie mógł, j a k to tłu m aczy C h a ig n e t, „stać się skończonym inaczej, j a k tylko zapoinocą i sp ra w ą w yższą in ­

nego p ierw ia s tk u ; a ty m p ie rw ia s tk ie m j e s t jed n o ść " . Ten o g i e ń — je d n o ś ć był środkiem , w ęzłem żyw otnym , z którego dro g ą p ew nego ro d za ju irra d y a c y i po ­ w sta ł w szechśw iat. Istn ieje ogień c en ­ tra ln y , dokoła któ re g o w iru ją w szy stk ie ciała niebieskie: an tyziem ia, ziemia, k s ię ­ życ, słońce, p lan e ty , sfera gwiazd s t a ­ ł y c h oraz inny ogień, k tó ry otacza z e ­ w n ę trz n ą pow ierzchnię św iata.

Philolaos, j a k to w y kazuje T a n n e ry , b y ł g łó w n y m tw órcą p y tag o re iz m u i przez s w ą dążność do m etafizyki Avywarł o gro ­ m n y w p ły w n a Platona, któ re g o miejsce j e s t poza o brębem szeregu italiotów.

P la to n (429 do 347 r. przed Nar. Chr.), j a k k a ż d e m u wiadomo, uczynił z czystej Idei tre ś ć i początek rzeczy, co nie m a żadnego zw iązku z fizyką. Głosił on t e ­ ory ę c z te re c h pierw iastk ów pod pozorem, że p o trz e b n a j e s t proporcya o czterech

ogień w oda

ziem ia

w y ra z ac h aby

powietrze

u rze c z y w istn ić je d n o ś ć św iata.

A ry s to te le s (384 — 322 r. przed Nar.

Chr.), k t ó r y nie zawsze gardzi tego r o ­ d z a ju a rg u m e n ta m i, naogół opiera się bardziej n a obserw acyi. Dzieli on ciała w edle ich „ruchów n a tu r a ln y c h " . Ciała­

mi prostem i są dla niego te, które m y n a z w a lib y ś m y bezwładnemi; ic h cechą c h a r a k te r y s ty c z n ą j e s t to, że m a ją ru ch pro sty , to znaczy p ro stoliniow y lub też kołowy. ' Na ziemi w sz y stk ie ciała, po­

zostawione sobie, bądź o dd a la ją się po

(5)

JSTa 3L W SZ E C H SW IA T 485 linii prostej od ś ro d k a ziemi, j a k mate-

ry e gazow e lub ogniste: pow ietrze i ogień, bądź też dążą po linii prostej do środka ziemi, j a k ciała stałe i ciecze: ziemia i woda. Poniew aż atoli gw iazdy i sfery niebieskie ożywione są ru ch am i kołowe- mi, a więc prostem i, przeto A ry sto te le s przypuszcza, że są one utw orzone z j a ­ kiegoś p iąte g o pierw iastku , bardziej do­

skonałego, bardziej boskiego, albowiem ru ch po kole j e s t sam przez się dosko­

nały, g dy tym c z ase m ruch prostoliniow y je s t niedoskonały.

O statecznie, z ty ch c zynnych spekula- cyj n a t e m a t m a t e r y i pozostały cztery pierw iastk i, p rzy n a jm n ie j co dotyczę fi­

zyki ziem skiej. Ta teo rya czterech pier­

w ia stk ó w m iała w a rto ś ć je d y n ie dla kla- syfikacyi i niewiele zdołano z niej w y ­ ciągnąć. W b r a k u m eto dy doświadczal­

nej, m yśl g r e c k a nie mogła posunąć się dalej n a drodze k u fizyce naukow ej.

III. Z i e m i a .

Dla człowieka pierw otn eg o ziemia j e s t rozciągłością płaską, nieograniczoną co do powierzchni i głębokości, n a której opie­

r a się sklepienie stałe n ieb a ograniczo­

nego. Pod ziemią oraz n a b rzegu nieba istn ieją otwory, k tó re pozwalają przecho­

dzić gwiazdom. D zicy dziś jeszcze m ają tak i pogląd kosm ologiczny, zgodny ze zdrow ym ro zsądk iem każdego, k to nie zna bardzo znacznego obsżaru, zamiesz­

kanego przez człowieka.

W iększość naszych przodków powzięła szczęśliwą m yśl ograniczenia ziemi ocea­

nem, chociaż ta k łatw o było przedłużyć j ą w m yśli znacznie dalej. Z drugiej strony , fakt, że żeglarze ju ż w małej od­

ległości od brzeg ów nie natrafiali na dno, n ap row adził n a myśl, że ziemia ma og ra­

niczoną pow ierzchnię i głębokość i unosi się na wodzie. Grecy z czasów Homera | p rzy p isy w a li trz ę s ie n ia ziemi Posejdono­

wi, bogowi czeluści m orskich. Ta ziemia, p ły w a ją c a n a wodzie, była ziemią Tha- lesa, E g ip c y an i Chaldejczyków.

Tym sposobem przebyto w a ż n y etap n a drod ze k u naszej k oncepcyi teraźniej- |

szej. Zam iast stanow ić całą dolną poło­

wę przestrzeni, jeżeli ta k się w y razić można, ziemia była odosobniona w p rze­

strzeni bez względu na c h a r a k te r tejże.

Zapewne, była t u „ g ó ra “ i był „dół“, ale woda, p o d trz y m u ją c a ziemię, przyg oto ­ w y w a ła ju ż niejako um ysły do podpory jeszcze bardziej płynnej aniżeli woda, a ta o sta tn ia podpora — do b r a k u w szel­

kiej podpory, do ró w no w ag i m echanicz­

nej dokoła pewnego centrum .

Ksenofanes z Kolofonu (d ru g a połowa VI wieku) powrócił do pierwotnej ko n ­ cepcyi ziemi płaskiej i nieograniczonej albo raczej odnalazł tę koncepcyę w ła ­ snym swoim geniuszem wynalazczym . Nie zdaje się atoli, by w y w a rł j a k ik o l­

wiek w pływ naukowy. Zresztą, był on poetą, h u m o ry stą, sa ty ry k ie m , ta k , iż można sobie z łatw ością w yobrazić, że chciał poprostu w ydrw ić teory e sw ych kolegów i ziomków jo ń sk ic h .

A n a k sy m an d e r, k tó ry żył po nim i po Thalesie, nadaw ał ziemi p o sta ć tam bury- na, umieszczonego w środku wszechśw ia­

ta, u trz y m u ją c , że ty m sposobem może być ona w równowadze, ponieważ, j a k powiada A rystoteles, z n a jd ując się w j e ­ dnakowej odległości od w s z y s tk ic lr k r a ń - ców świata, nie m iałaby żadnego powo­

du do spadnięcia raczej w je d n y m k ie ­ ru n k u niż w innym . Źródłem tej g e n ia l­

nej k oncepcyi było p raw do po do bn ie to, że A n a k s y m a n d e r upodobniał św iat do wiru. U m ieszczając ziemię w środku t e ­ go w iru, tłum aczył, że nie j e s t ona po­

ciągana przez żaden poszczególny p u n k t obwodu. Być może, że ju ż p rze d tem po­

glądow i A n a k s y m a n d ra utorow ało drogę zastąpienie wody, ja k o podpory ziemi;

przez powietrze. W iedziano, że p o w ie ­ trze posiada moc p o dtrzym u jąca, m ian o­

wicie wiedziano o tem z o bserw acy i n a d g rą „askolia“, k tó r a po legała na u t r z y ­ m y w a n iu się w postaw ie stojącej na w o r ­ k u ze sk óry koźlej, n a d ę ty m i w y s m a ro ­ w a n y m oliwą, a więc bardzo ślizkim.

Bądź j a k bądź, A n a k sy m en e s, k tó ry żył później od A n a k s y m a n d ra , przedstaw iał ziemię w kształcie stołu, spoczyw ającego na powietrzu, k tó re w ir kosmiczny ś c i­

s k a ł w środku św iata.

(6)

486 W SZEC H ŚW IA T JSTs 31 J e d n a k ż e italioci n a ty c h m ia s t w y p rz e ­

dzili filozofów j o ń s k ic h , u trz y m u ją c , że ziemia j e s t k u lista. 'M yśl t a przy jęła się pow szechnie dopiero od P la to n a . Ana- k sa g o ra s jeszcze przypuszczał, że ziemia j e s t płaska.

P a rm e n id e s p ierw sz y ogłosi! hypotezę kulistości, ale badacze jed n o z g o d n ie nie j e m u p rz y p is u ją te n pomysł. Zdaniem ich, n ależy cofnąć się do P i t a g o r a s a , aczkolwiek b ra k j e s t wszelkiego ś w ia ­ d e c tw a bezpośredniego. Zresztą, p r z y ­ puszczenie to n ie j e s t bynajm n iej n i e ­ praw dopodobne. J a k o tw ó rca g e o m e try i i m istycy zm u , liczb i harm onii, Pytago- r a s m ógł łatw o oprzeć swe koncepcye kosmologiczne n a powodach a priori, j a k konieczność form y s y m e try c z n e j dla c a ­ łego św iata, doskonałość postaci kulistej i t. p., pomimo, że nie znajd ow ał na to ; żadnego dowodu rzeczyw iście n au ko w eg o w w iadom ościach sw ojego czasu. Ge­

niusz P y ta g o ra s a ujaw n ił się w u d ow o d ­ nieniu, że nic nie przeczy j e g o hypotezie.

Poniew aż był on mniej więcej w s p ó ł­

czesny A n a k sy m an d ro w i, więc wyniósł, być może, z ojczystego S a m o su pojęcie o ziemi, p o d trz y m y w a n e j przez powie­

trze, lub też pozostającej w ró w now adze w c e n tr u m w iru kósmicznego.

T en wir, podług E m p e d o k le sa z Agry- g e n tu , p rzy c isk ał ziemię do ś ro d k a ś w ia ­ ta; j a k a j e d n a k j e s t postać ziemi, tego Em pedokles nie mówi.

Podług Philolaosa po stać ta j e s t k u ­ lista, j a k tego m ożna było oczekiw ać wo­

bec tego, że każe on ziemi w irow ać do ­ koła ognia c e n traln e g o w raz z innem i planetam i, nie w yłączając słońca.

Tłum. S. B.

(Dok. nast.)

W Y K O P A L I S K A W J Ę D R Z E J O W I E .

P R ZY C ZY NE K DO ARCHEOLOGII KRAJU.

Z am iłowanie do n a u k i j e s t dźw ignią potężną, gdyż, oprócz zaspokojenia po­

trzeb duchow ych j e d n o s tk i miłującej tę lub ową gałąź nauki, w y d a je często owo- j

ce, z k tó ry c h k o rz y s ta ogół. W obec wiel­

kiego zam iłow ania n ik n ą przeszkody, sto ­ j ą c e na drodze do wiedzy, praca n a w e t

o lbrzym ia s ta je się łatwą. Człowiek roz­

m iłow any w nauce pogłębia najczęściej swoję wiedzę przez samouctwo. T akim sam oukiem rozm iłow anym w dziedzinie archeologii i paleontologii był ś. p. A n ­ toni Sucharkiew icz, s k ro m n y pracow nik b iu ra m in is te ry u m finansów. Mieszka­

ją c , j a k o em eryt, w Jędrzejow ie, lubił o db yw ać częste i dalekie przech adzki i w y sz u k iw a ć czy to sk am ieniałości zw ie­

r z ą t zaginionych, czy też za b y tk i dawnej przeszłości. Pew neg o razu, będąc na zw ykłej przechadzce, zaszedł na pole, z któ re g o wozili piasek do robót m u la r­

skich, i ta m znalazł kilka c e n nych z a b y t­

ków do tyczących archeologii k raju n a ­ szego. Po zeb ran iu i doprow adzeniu do m ożliwego w y g lą d u s k a rb u tego, powziął myśl podzielenia się o dkryciem swojem z szerokim ogółem, chorobą j e d n a k cięż­

k ą a nieuleczalną złożony, nie mógł do­

prowadzić swego zam iaru do sk u tk u . Za­

w dzięczając synowi ś. p. Sucharkiewicza, k tó ry udzielił mi ręko p ism u ojca swoje­

go, mogę prze d staw ić dziś opis ty ch w y ­ kopalisk słowami samego autora: „Praoj­

cowie nasi, pisze ś. p. Sucharkiew icz, przed przyjęciem w iary chrześciańskiej ciała zm arłych członków swych rodzin palili na stosie, a zebrane popioły z ty c h ciał i re s z tk i niedopalonych kości s k ła ­ dali w naczyniach g linian ych zwanych popielnicam i lub urnam i. Te zakopywali w ziemi w ob ran y c h na ten cel m iej­

scach, k tó re *są dziś uw ażane za c m e n ta ­ rzy s k a przedchrześciańskie. Jed n o z ta ­ kich m iejsc odkryto blisko m. J ę d rz e jo ­ wa, gdzie kopiąc piasek na g run cie p.

Zaręby, pomiędzy szosą do Krakowa a drogą do Działoszyc, n a niew ielkiem w z niesieniu piaszczystem , w pewnej od­

ległości od rzeki Ja sio n k i, z głębokości trzech stóp, w ydob yto trz y tak ie popiel­

nice w najpierw otniejszej ich formie b a ­

n iastej, wydłużonej, o dnie szerokiem,

bez szyi i uszu i bez pokryw. Są one

wyrobione z gliny m ieszanej z g ru b y m

p iaskiem , niew ypalone, lecz suszone przy

ogniu, w ykonan e są odręcznie, bez po-

(7)

W SZEC H ŚW IA T 487

mocy toczydła, czego dowodzi zby t p r o ­ sta, nieudolna ich rob ota i ślady palców rozprow ad zających glinę od dna w górę naczynia, bez żadn ych ornam entacyj czyli upiększeń. Z takiej że gliny i t a ­ k ich cec.h znaleziono w p ia s k u dno czw artej urny, ju ż dawniej potłuczonej.

Przy urnie najm niejszej, w k tórej znaj.

dowała się część kości spróchniałych, praw dopodobnie dziecięcych, było małe naczynie z glin y z uchem szerokiem w k ształcie filiżanki płaskiej: naczynie to mogło służyć do codziennego użycia i j e s t zatłuszczone. Znalezione również trz y małe d e n e cz k a z gliny, mogą po­

chodzić od pokryw lub służyć za p o dsta­

w y kubków , zw an y ch łzawnicami, w k tó ­ ry ch podczas obrzędu pogrzebowego łzy przez płaczki, na ten cel obrane, były zbierane. U rny te przez kopiących p ia­

sek zostały p o tłu ­ czone i z piask iem zmieszane. Z k a ­ w ałków potem przeze m nie s k le ­ jo n e tak, że o c a ­ łości ich można mieć do sta te cz ne pojęcie. Ponieważ miejsce to, gdzie u rn y zostały od­

k ry te , n a znacz­

nej przestrzeni od

lat k ilk u n a s tu zostało rozkopane i piasek został wyw ieziony, nie można dziś ozna­

czyć, czy było to c m e n ta rz y s k o ogólne ludności, j a k a mogła tu zamieszkiwać, czy też pojedyńczej rodziny, tem bardziej, że żadnych w yrobów z krzemienia, bron- zu ani żelaza nie znaleziono, a co było w zwyczaju, że do g ro bu podobne p rze d ­ mioty s k ła d a n e b y ły i takie z n a jd u ją się p raw ie przy każdem w ykopalisku. Z te ­ go sądzić należy, że urny, o k tó ry c h mowa, pochodzą z bardzo pierwotnej epo­

ki ich w yrobu, gdyż późniejsze są innej form y i z pew nem i up iększeniam i1'. Poło­

żyw szy rok 1905 t y i podpis, ś. p. Su­

charkiew icz n a tem kończy swój ręko- pism.

Dla w y ro b ien ia sobie dokładniejszego I pojęcia o ty c h w ykopaliskach zrobiłem

fotografię, k tó rą załączam. Urna, n a j ­ bardziej uszkodzona, na ry su n k u p ie rw ­ sza od lewej ręki, ma do najw yższego b rzegu 19,5 cm, obwód jej dna 39,5 cm, obwód najszerszego m iejsca 67,0 cm, ś r e ­ dnica otw oru 20,5 cm, grubość ścianek

1 , 0 cm, koloru j e s t żółtawo-szarego, ha zewnętrznej powierzchni w yraźne ślady palców. U rna środkow a m a 17,0 cm w y­

sokości, obwód dna 35,5 cm, obwód n a j ­ szerszej wypukłości 61,0 cm, obwód otwo­

r u 56,0 cm. Otwór formy niepraw idło­

wej, zbliżonej do lem n isk aty . J e s t to najlepiej zachow ana u r n a o kolorze gli­

ny szarawo-ceglastej. Grubość jej ścian 0,6 cm . Na w ew nętrznej pow ierzchni dna popiół ściśle przy s ta ją c y do dna. W tej urnie były kości ludzkie (dziecięce): os zygom aticum , os parietale, epip hy sis inf.

femoris i kilka kawałeczków żeber. T rz e ­ cia urna, mniej uszkodzona niż pierwsza, m a 18,3 cm wysokości, ob­

wód d n a 37,0 cm,

""w *'n'ajszer$zem m iejscu 62,5 'cm, śred n ica otw o ru

19,5 cm, g ru b o ść

ścian 1 , 0 cm. Fo r­

ma otw oru zbliżo­

na do koła. Kolo­

ru ceglastego. W e w n ę trz u w yraźnie zapopielona. Naczynie zaopatrzone uchem o kształcie filiżanki j e s t 5,0 cm wysokie o g ru b y c h ścianach (0,75 cm), obwód dn a ma 12,6 cm, a ś re ­ dn ica otw oru 1 0 , 0 cm. Pom iędzy ś re d n ią a p ra w ą u r n ą znajd u je się część dna czw artej urny, u p od sta w zaś lewej i prawej u rn y sto ją trz y m a d ła od pokryw.

Ju ż za pierwszem w ejrzeniem na załą­

czoną fotografię uderza nas ten ogrom cierpliwości, jak ie g o ś. p. S u charkiew icz m usiał użyć, ażeby z odnalezionych czę­

ści złożyć j e d n ę całą, a dwie praw ie z u ­

pełne urny . Była to istn a łam igłówka,

do której rozwiązania je d y n ą w skazów kę

sta n ow ił cokolwiek odm ienn y kolor k a ­

żdej z urn, trz e b a było j e d n a k dużej p r a ­

cy i zamiłowania, ab y doprowadzić te

u r n y do obecnego ich w yglądu.

(8)

488 W SZ E C H ŚW IA T S. p. Such ark iew icz, oprócz op isanych

w ykopalisk, pozostaw ił po sobie liczny zbiór skam ieniałości, m in e ra łó w i m onet d a w ny c h . Nie dla siebie j e d n a k zbierał, lecz, j a k mówi W irgiliusz: „Sic vos non vobis mellificatis, a p e s “, cały ten zbiór cie ka w yc h okazów p oz osta w ił synowi, dzięki zaś ofiarności sy n a , p a n a A n to n ie ­ go S ucharkiew icza, zbiory te przeszły, j a k o podwalina, do m uze um T o w arz y stw a

K rajoznaw czego ziem i J ęd rzejo w sk iej.

D r. F elikś P rzypkow ski.

E. K U S T E R.

O C H E M I C Z N E M O D D Z I A Ł Y W A ­ N I U O R G A N I Z M Ó W N A S I E B I E .

(D okończenie).

III. . , . 7 „ .... . ...

J u ż daw niej rozw ażaliśm y py tanie, czy ciał n ie tr w a ły c h n a w p ływ ciepła a w zrost w s trz y m u ją c y c h nie w ydzielają prócz bak- t e ry j i inne organizm y. Możemy s ta n o w ­ czo twierdzić, że g r z y b y m a ją tę w ła ­ sność.

Pom ówię tu o sw oich w ła s n y c h do­

ś w ia d cz e n ia c h i w y n ik a c h , k tó re L u tz otrzym ał, p o w ta rz a ją c i ro zszerzając te d ośw iadczenia '). Naogół z e b ra n e na g r z y b a c h spo strz eż e n ia z g a d z a ją się ze znanem i r e z u lta ta m i b a d a ń b a k te ry j; t a k ­ że i w k u ltu r a c h g rzy b ó w tw o rzą się w y ­ r aźnie w s trz y m u ją c e rozwój p r o d u k ty p r ze m ia n y m ate ry i; gotow anie niszczy je , tak, że surow e pró b k i płynów okazały się b e z u ży teczne lub p rzy n a jm n ie j mniej uży te c z n e niż g o to w a n e w razie w y s i e ­ w ania zarodników g rzy b ó w n a u ż y w a ­ n y c h dla pleśni pożyw kach. T ak ie pro-

! d u k t y p rzem iany m ate ry i w y s tę p u ją w roztw orach n ajrozm aitszego składu pod w p ły w e m ro zm a ity c h pleśni, nie m ają z a te m żadnej swoistości, gdyż działanie ich ob jaw ia się nie ty lk o wobec ty c h grzybów , które te ciała wydzieliły, lecz tak ż e wobec innych. Skłoniłem p. Lutza, by p o w tórzył me doświadczenia, oparłszy j e n a szerszej podstaw ie. Z jego do­

św iadczeń w y n ik a przed ew szystkiem , że szybko rosnące Phycom ycetes: Mucor i Rhizopus, są wrażliwe zwłaszcza n a te ciała, że ciała te niszczy podniesienie temp. do 80° i n a św ietlen ie św ia tłe m bia- łem. J e ś li się trzym a k u l t u r y pleśni od p o c z ątk u n a świetle, to, w edłu g Lutza, nie p o w s ta ją w p ożyw kach w s t r z y m u ją ­ ce, lecz pobudzające w z ro st ciała, któ re również gotow anie niszczy: surow e pły­

ny są z a te m do w ysiew ania n o w y ch z a ­ rodników odpowiedniejszem i pożyw kam i niż ta k i sam płyn gotowany. Jado w itość su ro w y c h płynów, pochodzących z k u l tu r w ciemności chowanych, była w n ie k tó ­ r y c h b a d a n y c h przez L u tz a p rzy padk ach ta k silna, że, by j ą usunąć, trz e b a było d w udz ie sto krotn e g o rozcieńczenia wodą;

n ależy t u ta j wspomnieć, że K reuckcr u s u n ą ł jad o w ito ś ć n ie trw a ły c h na ciepło p r o d u k tó w przem iany m a te ry i Microccus prodigiosus przez rozcieńczenie 1 : 1 x).

Pleśni są dogodnym m ate ry a łem do b a ­ d a n ia pro d u k tó w przem ian y m ateryi, i wiele zadan ych tu pytań p raw dopodob­

nie n a jła tw ie j na nich można rozwiązać.

Być może, że okaże się wdzięcznem b a ­ danie t y c h ciał m etodą analizy adsorp- i cyjnej i wypróbow anie w pły w u reakcyj

n a ich pow stanie i działanie -).

W przyszłem bad an iu ty ch ciał należy zwrócić u w a g ę na to, że działanie ich za­

pew ne rozciąga się nie tylko na to, czy kiełk ow anie odbędzie się lub nie, ale t a k ­ że na inne objaw y życiowe, j a k oddy­

chanie, ferm en ta cy a , tworzenie się k w a ­ sów i t. d. W z w ią zku z tem n ależy

') Kii8ter, K eim ung und E n tw ick lu n g von

Schim m elpiltzen in gebrauchten Niihrlosungen !) C ytow ane za Eijkmanem.

(Ber. d. D eutsch. Botan. Ges 1908, t. X X V I a, s) Porów n. np. M ichaelis L. i Ehrenreich, M.

zesz. 3, str. 246). Lutz, D issertation, H alla nad S. : die A dsorptionsanalyse der Ferm ente (Biochem

1909 (ukaże się w najbliższym czasie). ; Zeitschr. 1908, t. X , str. 282).

(9)

W SZEC H ŚW IA T 489 przypom nieć do św iadczenia P r ie d b e rg e ra

i D o epn cra z b a k te r y a m i świecącemi Ł);

pły ny odżywcze, na któ ry c h rozw ijały się pleśni (Aspergillus niger, A. fumiga- tus, Mucor stolonifer, Penicillium glau- cum) zw iększają nad zw y czajnie zdolność św iecenia b a k te r y j, nie w y w ie ra ją c w y ­ bitniejszego w pływ u na ich wzrost. I tu m ożemy mieć do czynienia z ciałami nie- w y trzy m a łe m i n a ciepło, gdyż gotowanie osłabiało znacznie działanie płynu od­

żywczego.

L u tz badał też j a k się rzecz ma z od­

działyw aniem su ro w y c h i g otow anych płynów odżywczych na późniejsze s ta d y a rozwojowe g r z y b n i g rzyb ó w wysianych na używ anem podłożu. Naogół nie w i­

dać stałej różnicy w ciężarze „zbiorów"

z k u ltu r w y s ia n y c h na suro w y ch i g oto­

w anych pożyw kach. Przyszłe b adania będą m usiały prze d e w sz y stk ie m p rze k o ­ nać się, czy ciała n ietrw a łe na wpływ ciepła, k tó re w y w ie ra ją w y raźne działa­

nie na k iełk u ją c e zarodniki, nie oddzia­

ły w a ją na s ta r s z ą grzybnię, czy też, zo­

s ta j ą zniszczone pod w pływ em w z r a s ta ­ ją c y c h grzybów. Lutz w y k a z a ł n a licz­

nych k u ltu r a c h Fusnrium , że w surow ych u ż y w a n y c h dla F u s a riu m pożywkach w zrost g rz y b a j e s t lepszy niż w goto­

w a n y m płynie; to spostrzeżenie pozwala przypuszczać, że w po żyw kach F u sariu m p o w s ta ją ciała n ietrw a łe w wyższej temp.

a w z rost pobudzające.

Przytoczone t u obserw acye, że w p o ­ żyw kach tego sam ego składu pod w p ły ­ wem tego sam ego grzyba powstają, za­

leżnie od w pływ ów z e w n ę trz n y ch dzia­

łają c y c h podczas rozw oju tej pleśni, n a j ­ różnorodniejsze ciała niew ytrz y m a łe na wpływ ciepła, w y m a g a ją jesz c ze d o k ład ­ nego z b ad an ia i g r u n to w n e g o rozszerze­

nia. Ze w szy stk ieg o, co j^uż dotąd z b a ­ dano o rozszerzeniu i działaniu z a jm u ją ­ cych nas tu ciał a szczególniej z przy- j kładów izo-antagonizm u możemy wnosić, j

*) ‘Friedberger E. und D oep nerH . U eberden Einfluss von Schim m elpiltzen atif dio Lichtinten-

j

sita t in Leuchtbakterienkulturen (Zentralbl. f.

j

Bakterio!., dział I, ro7pr. oryg. 1907, t. X L III, zesz. 1, str. 1).

że tłum aczenie teleologiczne, ja k ie s to s o ­ wano np. do tw o rzen ia k w asów przez niektóre grzyby, tw orzenia alkoholu przez drożdże, połowicznie tylko zastosow ać można, i to do ograniczonego zak re su zjaw isk i że znacznie dalej zawiedzie nas czysto przyczynow y sposób z a p a try w a n ia się w badaniu tych zjawisk.

$ *

Wriele jeszcze pracy kosztow ać będą przyszłe badania r o z p a try w a n y c h tu pro­

d u k tó w przem iany m a te ry i ba kte ryj i grzybów; dla wielu g ru p d a ją c y c h się hodować d ro bn ou strojów niem a d o ty c h ­ czas, n ieste ty , żadnych badań. Dotyczę to p rzedew szystkiem pierw otniaków i bliz- kich im śluzowców. Zwłaszcza w razie hodowli sztucznej p ierw szych w y stę p u ją niew ątpliw ie w k u ltu r a c h ja d o w ite pro­

d u k ty p rzem iany m atery i, a częste „de- p re s y e “ w k u ltu r a c h pierw otn iak ó w m o ­ żna oczywiście sprow adzić do ich „izo- a n ta g o n izm u '1 x). Badanie k u ltu r y p ie r­

wotniaków w tym k ie ru n k u okazałoby z pewnością, że p ierw o tn iak i zachowują się co do swych prod u któ w przem iany m a te ry i tak samo, j a k w szystkitf inne dotąd zbadane g r u p y drobnoustrojów .

IV.

Z l ite r a tu r y bakteryologicznej, z a jm u ­ jącej się m ikrobam i chorobotw órczem i, znam y również cały szereg spostrzeżeń, które przejdziem y tylk o pobieżnie, gdyż, chociaż dowodzą one lub czynią prawdo- podobnem w y stępow anie w strz y m u ją c y c h lub pobudzających wzrost p ro d uktó w przem ian y m ate ry i, je d n a k nie d a ją ża­

dnych wiadomości o chem icznych i fizy­

cznych ich własnościach. Chodzi tu o li­

czne doświadczenia, w k tó ry c h badacze łączyli -) planowo o rg aniz m y różnych ga-

J) Porównaj np. Enriques P. La conjugnzio- ne e il differenziem ento sessuale negli Infusori (Archiv f. Protistenkunde 1907, t. IX , str. 195).

5) Obfity w ykaz literatury odnoszącej się do

w yn ik ów uzyskanych na kulturach m ieszanych

zestaw ił Gotschlich (A llgem eine Morphologie

(10)

490 W SZ E C H SW IA T M 31

tu n k ó w albo też pozwalali im rozwijać się równocześnie i oddziaływ ać na siebie n a p ły tk a c h ż e la ty n o w y c h lub t. p. *).

W pierw szy m p r z y p a d k u z nierów nie b u jn ego rozw oju obu rodzajów w k u l t u ­ rze mieszanej w nosim y o w pływ ie che­

m icznym je d n y c h n a drugie; w innych razach o dczytuje się odpow iednie w y n i ­ ki, podobnie j a k z p ły te k a u k s a n o m e tr u B eijerincka, z p o w s trz y m a n ia lub pobu ­ d z e n ia i wogóle z z a ch ow an ia się jednej k u l tu r y w bliższem lub dalszem s ą sie d z ­ tw ie z d ru g ą . Oczywiście można na j e ­ dnej p łytce stu d y o w a ć nie tylko bakte- ry e różny ch g a tu n k ó w , lecz także bak te- rye obok g rzy bó w albo rozm aite g a tu n k i g rzyb ów obok siebie. T ak np. G rassber- g e r sp o strzeg ł, że Stap h y lo c o c cu s pyoge- nes a u re u s pobudza u derzająco sąsiednie kolonie b a k c y la influenzy i pozwala im dorość do n a d e r n iez w y k ły c h ro zm ia­

rów Lode znowu opisuje m ik ro b a dzia­

łającego a n ta g o n is ty c z n ie , w s trz y m u ją c e ­ go w ro zw oju n a jro z m a itsz e w pobliżu niego, n a w e t w odległości 3 cm wysiane organ izm y :)). To samo dotyczę grzybów:

na każdej płytce a g a r u p r o m ie n is te roz­

r a s ta n ie się g rzy b n i dowodzi u c ie k a n ia s trzępek przed p ro d u k ta m i w ła sn ej p rze­

m iany m atery i.

Reakcye k s z ta łtu ją c e , k tó re można w i­

dzieć na organizm ach pod w p ły w e m s ą ­ siadów tego sam ego lub różnego g a t u n ­ ku, obserw ow ać n a jła tw ie j w p r z y p a d k u wspólnćgo w y siania i hodow ania o b u d w u j e d n o s t e k na p ły tk a c h ż e la ty n y lub ty m podobnych. Zdaje się, że te nieliczne

und B iolo g ie der pathogenen Mikroorganismen w lió lle g o i Wassermanna: łlan d bu ch der patho­

genen Mikroorganismen, 1 .1, 1903, str. 120 i nast.).

‘) Genialne m etody od czytyw ania w prost z kultur na płytkach w n iosk ów o flzyologii od­

żyw ian ia się i t. p. drobnoustrojów zaw dzięcza­

my Beijerinckow i, porówn. szczególn ie L ’auxano- graphie ou la m ethode de hydrodiffusion dans la gelatine, appliquee aux recherches microbiolo- giąues (Arcb. Neerland, t. X X III, str. 367).

J) Grassberger R., B eitrage znr B ak teriolo­

gie der Influenza (Zeitschr. f. H yg., t. X X V , 1897, str. 453.).

3) D o ty c zę to L odego, porówn. przypisek 2, na str. 472.

znane n a m w ty m k ie ru n k u zjaw isk a można p rzy p isy w a ć reakcyi grzybów na działanie kw asów *).

V.

Nakoniec należałoby jeszcze zadać p y ­ tanie, czy tylko bezzieleniowe, saprofity­

cznie lub p asorzytn ie żyjące organ izm y m ają zdolność w y tw a rz a n ia p ro d u k tó w p rzem iany m atery i, ja k ie nas tu zajm ują, czy też i zielone rośliny d o sta rc za ją po­

dobnych wydalin. Można spodziewać się, że u dających się hodować glonów w po­

żywce n a g ro m a d z a ją się p ro d u k ty prze­

m iany m ateryi. Co dotyczę tk w ią ­ cych w ziemi roślin wyższych, to trzeba- by sz u k a ć tych ciał w objętej przez nie ziemi — albo też należałoby posługiwać się pożyw kam i sztucznem i i badać, o ile możności, zmiany, k tó ry m b y ulegały po­

żyw ki pod w pływ em roślin hodowanych.

Bardzo p raw dopodobnem w ydaje się to, że glony — np. zielone glony słodko­

wodne — w ydzielają do płynów k u ltu r ciała, oddziaływ ające w specyalny s p o ­ sób na bak teryo . Z acharias zauważył, że w oda wodociągowa, w której h o d u je ­ my ram ienice, podlega j a k i m ś zmianom ta k , że po przeniesieniu roślin do świeżej w ody wodociągowej komórki włośników są pobudzone do tw o rzenia w a r s tw po­

g r u b ia ją c y c h i ściany. S tro h m e y e r po­

daje, że n a świetle zielone algi m ogą o tac z a ją c ą wodę uwolnić zupełnie od za­

rodków (E n te ro m o rp h a po 22, S p iro g y ra po 30 godz. i t. d..) i w nioskuje stąd o znaczeniu w e getacyi glonów dla oczy­

szczania wody. W k ultu rz e k o nju gató w obserw o w anej przez wiele m iesięcy nie widziałem liczniejszego w y stę p o w a n ia b a k ­ tery j n a w e t po dodaniu ciał zaw iera ją ­ cych białko. Działania dezinfekcyjnego

*) Porów n. np. Reinhardta: Das W achstum der P ilzhyphen (Jahrb. f. w iss. Bot. t. X X III, 1892, str. 557). Trzeba tu także w spom nieć o stu- d yow an ych przez B ittera czarnych obwódkach w ystęp ujących za zetknięciem się w ielu pleśni (porówn. Uber das Yerhalten der Krnstenflech- ten beim zosam m entreffen ihrer Rander. (Jahrb.

f. w iss. Bot. t, X X X III, 1898, str. 47).

(11)

A'" 31 W SZECHŚW IAT -191

u żyw anej, rozcieńczonej pożywki Knopa, w której C ladophora bujnie się rozwija­

ła, dowiedziono przez ilościowe wysianie i przeliczenie b a k te r y j (Bacterium coli):

g d y n a surow ych i go tow an ych próbkach używanej dla C ladophory pożywki w y ­ siano B acteriu m coli i dodano nieco b u ­ lionu, to okazało się, że w pożywkach g o to w a n y c h — bez względu n a związaną z g otow aniem s te ry liz ac y ę i zabicie za­

w a rty c h w nich zarodników daleko wię­

cej zarodników rozwinęło się niż w p ły ­ nie surow ym . I tu znowu badania prze­

m aw iają za p rzyjęciem n ietrw ały ch na w p ł j w ciepła p ro du któ w przem iany m a­

teryi, działających w s trz y m u ją c o na ich rozwój. Z a strz e g a m się, że n a innem miejscu zajm ę się bliżej p roduktam i p rze­

m iany m ate ry i glonów — także zam iesz­

k u jąc y c h morze *).

O działaniu chem icznem roślin w y ż­

szych n a siebie pisał niedawno Osw.

R ic h te r 2): jeg o b a d a n ia wykazują, że wy-

') Z literatury przypominam: Zaoharias E.

Ueber das W achstum der Zellhaut boi Wurzel- haaron (Flora 1891, t. 74, etr. 466). Strohm oyer O. D ie A lgeniiora des Hamburger W asserbec- kens, 2. Ueber den Einiluss einiger Griinalgen auf W asserbakterien. Ein B eitrag zur Frage der Selbstreinigung der Fliisse. Lipsk, 1897. H. Kniep (Beitrage zur K eim ungspbysiologie u nd—-B iolo­

g ie von Fucus. Jahrb. f. w iss. Botan. 1907, tom X L IV , str. 635) w idział, że, j e ś li się na płytce agaru jaja fukusa w y sie je obok zasadzonego ż y ­ w eg o kawałka plechy, to jaja fukusa kiełkują w ciem ności ku kawałkom plechy; w idocznie dy- fundują z niej jakieś ciała do galarety. Jeśli się zabije kawałki p lechy przez ogrzanio w w odzie morskiej, to tracą sw e działanie. Kniep porów­

n yw a to zjaw isko zo znanem już, że jaja fukusa, ' kiełkujące obok siebie w m ałych grupach, sk ie­

rowują zaw sze sw e kiełki ku sobie. I w tem zjaw isku mogą," jak Kniep przypuszcza, działać jako nadające kierunek produkty przem iany ma­

teryi. Z doświadczeniam i przytoczonem i przez Kniepa, daje się — tak mi się zdaje — pogodzić przypuszczenie, że przyczyną spostrzeżonych przez niego oddziaływ ań są produkty przemiany m ateryi n iew ytrzym ałe na działanie tem peratu­

ry w yższej. zarodniki grzybów — naw et na w rażliw e zarodniki Mucor i B h iz o p u s— działają jednakow o gotow an e i surow e próbki pożywki użytej dla Cladophory (także po dodaniu cukru).

•) O. B ich ter w ykazał, że zapach innych ro­

ślin może w y wołać pow strzym anie tworzenia się i

! dzielaue przez nadziemne części rośliny ciała lotne, zapachy mogą w yw rzeć wpływ n a inne rośliny. Zadowolimy się tu t y l ­ ko p ytaniem , czy i które ciała do stają się do ziemi. Możemy tu pom inąć roz­

p a try w a nie ty c h ciał, któ ry c h oddziały­

wanie n a m arm u r i t. p. było już wielo­

krotnie p rzedm iotem badań J).

P ew ne w skazów ki p ra k ty k ó w dowodzą obecności i sposobu działania n iek tó ry ch p ro d u k tó w przem iany m ate ry i roślin wyż­

szych, którem i one mogą w pływ ać szcze­

gólnie n a rośliny wyższe: niektó re rośli­

ny nie mogą nigd y dobrze rosnąć w po­

bliżu innych, a n a w e t tam, gdzie dawniej pew ne rośliny żyły i wpłynęły na rodzaj ziemi, ta o sta tn ia pozostaje nieodp o w ied ­ nią dla pewnych g a tu n k ó w jeszcze póź­

niej. Nowsze b a d a n ia dowiodły, że ko­

rzenie wielu roślin wydzielają ciała, k tó ­ re bardzo w pływ ają na rodzaj ziemi i n a

w y dobyty z niej wyciąg wodny; Schrei- ner i Reed w ykazali, że otrzy m an e przez e k s tra k c y ę z ziemi ciała działają po- w strz y m u ją c o n a wzrost tego g a tu n k u , z k tórego je o t r z y m a n o - a także po- w strzym ująco na wiele innych g a t u n ­ ków 2). Zgadza się też z tem i na dro-

antocyanu (Uber Anthocyanbildung in der Ab- hangigkelt von iiusseren Factoren, Medizin. K li­

nik 1907 N. 34). Co do w p ływ u ciał lotnych w y ­ dzielanych przez rośliny na kiełkowanio zarod­

ników grzybów , porównaj N egera TJber Forde- rung der Keim ung von Pilzsporen durch Exha- lationen durch Pllanzentheilen. (Naturwiss. Wo- chenschr. f. Land.-und F orstw irtschaft tom 11, str. 484).

') Porówn. Kunze G. Uber Sauieausschoi- dung bei W urzeln und P ilzhyp hen und ihre Be- detitung (Jahrb. f. w iss. Bot. 1906, t. X L II, st,r;

357); tam dalsze w skazów ki co do literatury.

2 ) Schreiner O. i Reed H. S. Some factors infłuencing soil fertility (U. S. Departm. o f Agri- cult. Bur. o f Soils, Buli. N. 40. W ashington 1907}; tam są też w skazów ki literatury, a także daw niejszych autorów (Decandolle i in ), którzy w ypow iadali się w k w esty i w ydzielanych przez korzenie roślin w yższych produktów przemiany m ateryi. F. Fletcher (Note on a toxic substance excreted by the roots o f plants, Memoirs o f the Departm. o f A gricult. in India, Botan. Ser. t. TI, N. 3, 1908) robił doświadczenia nad chem icznym charakterem zagadkowych tych ciał i przypusz­

czał, że chodzi tu o podobne do alkaloidów po­

łączenia.

(12)

492 W SZ E C H ŚW IA T j N® 31 b nou stro jac h ro bionem i sp ostrz eż e n ia m i

to, że—j a k tego dowiedli S c h re in e r i Reed

— w y ciągi ze złej, w y c z e rp a n e j, przez p r o d u k ty p r ze m ia n y m a t e r y i z a tru te j zie­

mi przez gotow a nie tra c ą sw ą j a d o w i­

tość i m ogą by ć o d tru te przez ciała ad- sorbujące. O c h e m icz n e m zachow aniu się tych ciał, rzecz zrozumiała, nie m o­

żna tym czasow o p ow iedzieć nic pewnego.

P rz e d s ta w io n e t u w yn ik i i d ośw ia d cz e ­ n i a —choć niegotow e i w y m a g a ją c e u z u ­ pe łn ie n ia — o tw ie r a ją w ro z m a ity c h k i e ­ r u n k a c h dalekie p e rs p e k ty w y . Rozsze­

rzam y nasze pojęcie ro ślin y tru ją ce j, s k o ­ ro przek on aliśm y się, że w ytw orzone przez j a k ą ś roślin ę ciała mogą być tru ją - cemi nie tylko dla ludzi i zw ierząt, ale i dla n ie k tó ry c h innych roślin. Jeśli pe­

w ne g a t u n k i roślin m ogą się wzajem nie w y k lu c z a ć lub też znosić przez w p ływ y chem iczne, to n ie k tó re z ja w isk a ekologi­

czne d a d z ą się w y tłu m a c zy ć n a nowej chemiczno-łizyologicznej po dstaw ie. W n a ­ uce g o s p o d a rs tw a rolnego p o w s ta je m nó ­ stw o now ych zadań, k tó re nic nie t ra c ą na znaczen iu w obec n o w y c h poglądów rzu c o n y c h przez r o z k w ita ją c ą n a u k ę , bak- teryologię gleby: w n a u c e o płodozmia- nie i w y c z e rp y w a n iu się g le b y po z b a ­ d a n iu n a s u w a ją c y c h się s p o s trz eż e ń nie m ożna pom inąć rzuconych tu myśli. Nie­

je d n o zjawisko, k tó re s ta r a n o się s p ro ­ wadzić do działania z a w a rty c h w ziemi dro bno u strojów , znajdzie może lepsze wy- tlum aczenio w b a d a n iu d z ia łają c y ch w zie­

mi organizm ów w yższych i ich chemicz- no-fizyologicznych własności. P r z y p o m i­

nam b a d a n ia A . Kocha n a d w y c z e r p a ­ niem („znużeniem ") ziemi; udało się d o ­ wieść, że w yczerpana d la w innej la to ro ­ śli ziemia przez g o tow a n ie J) p o p ra w ia się; p raw dopodobnem j e s t p rzypuszczenie, że w dośw iadczeniach Kocha chodzi mniej o zabicie z a w a r t y c h w ziemi zarodków , niż o zniszczenie z a w a rty c h w niej ciał, n ie w y tr z y m a ły c h n a w p ły w ciepła.

Tłum . M a rya R a d w a ń ska . ') Koch A. U ntersuchnngen iiber die Ursa- chen der R ebenm udigkeit m it besonderer Be- riicksichtignng der S chw efelkohlenstoffbehan- dlung (Sehrift. d. deutsch. L an dw irschaftsgesells- chaft, ze sz y t XL, 1899).

.Akademia Umiejętności.

Ili. W yd ział matem atyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia 5 lipca 1 9 0 9 r.

P rz e w o d n ic z ą c y : D y r e k to r E . Janczew ski-

Czł. S zajnocha p rz e d sta w ia ro zp raw ę p.

K. W ó jc ik a p. t.: „Nowe odsłonięcie o o litu w p rz e k o p ie kolejow ym w Balinie koło K ra- k o w a “ .

P . W . stw ierd ził na świeżo odsłoniętym profilu w przek o p ie kolejow ym w Balinie, że oolit ta m te js z y z n ajd u je się n a d ru g o - rz ę d n e m łożysku, naniesiony p rzez w odę lu b lodow iec i że cała okolica została p ó ­ źniej silnie pognieciona przez lodowieo, a w reszcie p o k r y t a piaskam i w ydm ow eini.

T ej okoliczności p rz y p is u je zn a n e p o m iesza­

nie skam ieniałości r ó ż n y c h poziomów. N a d ­ m ienia również, że w ca ły m o k r ę g u k r a ­ k o w sk im oolit w y s tę p u je na zachodzie w c z e ­ śniej, k u w schodowi coraz później i t r w a coraz k ró cej, aż wreszcie w yklinia się z u ­ pełnie. To samo d o ty c z ę i m arg li glauko- n i t y c z n y c h . T y lk o m argiel j a s n y k o rd a to - wy p o k r y w a jednolicie całą okolicę.

Czł. L . M archlew ski p rz e d s ta w ia ro zp raw ę p p. J . B u rac z e w sk ie g o i M. D ziu rzy ń sk ieg o p. t.: „ B ro m o w an ie s t r y c h n i n y , b r u c y n y i in n y c h a lk a lo id ó w 11. Część II.

P p . B. i D. po d ają w y n ik i b a d a n ia d z ia ­ łania b r o m u w ro ztw o rze d w u s ia rc z k u w ę ­ gla n a zasady: oynclioninow ą i chinową.

Z zasadą c y n c h o n in o w ą doszli oni do n a s t ę ­ p u j ą c y c h związków: czterobrom ow ej p o c h o d ­ nej c y n c h o n in y C 19 H 22 B r 2 N 20 B r 2 i dw u - b rom ow ej pochodnej C 19 H 22 Br 2 N 2 0 . P i e r w ­ szy z t y c h zw iązków posiada b rom , zw iąza­

n y z c z ą s te c zk ą c y n c h o n in y w dwojaki sp o ­ sób. P r z y t e m , zarów no z pierw szego zw iąz­

k u w ł a t w y sposób o trz y m u je się d ru g i, j a k i p rzeciw n ie z d ru g ie g o pierw szy. Z zasadą chinow ą, k t ó r ą brali do b ro m o w a n ia w ro z­

tw o rz e e te r y c z n y m , o trzy m ali je d n o b ro m o w ą p o c h o d n ą C 20 H 24 N a 0 2. Br, i p ięciobrom ow ą p o c h o d n ą C 20 H 23 B r 2 N 2 0 2. B r B r ,, k t ó r a zaw iera b rom , m ożna p r z y p u s z c z ać , w t r o ­ ja k i sposób zw iązany z cz ą ste c zk ą zasady.

O s ta tn i te n zw iązek j e s t ciek aw y z te g o w zględu, że g d y się go ogrzeje zlekka z w o ­ dą, ochłodzi n a s tę p n ie i przesączo n y p ły n z a p ra w i am on iak iem , p o w sta je wówczas szma- rag d o w o zielono za b a rw io n y osad, to samo p ra w d o p o d o b n ie ciało, k t ó r e pow staje w t a k zwanej re a k c y i talejochinow ej. W reszcie pp. B. i D. stre sz c z a ją niezu p ełn ie d o k o ń ­ czone jeszcze b a d a n ie n a d czerw onem i zw iąz­

kam i, k t ó r e daje ich je d n o b r o m o b r u c y n a

(13)

W SZEC H SW IA T 493 z k w asam i m iu e ra ln e m i i czerw onym związ­

k iem , p o w s ta ją c y m p rzez działanie k w a s u azotow ego na b r u c y n ę , w y rażając p rz y p u s z ­ czenie, że w sz y stk ie t e związki czerw one są p raw d o p o d o b n ie solami b r u c y n y , zawierają- cem i B r, albo g r u p ę N 0 2, w p ew nej, n i e ­ określonej jeszcze d o ty c h c z a s kom binacyi.

Czł. K. Olszowski p rz e d sta w ia rozpraw ę p p . L . B r u n e r a i J . Zawidzkiego p. t.:

„O ró w n o w a g a c h m iędzy solami m etali a siar­

kow odorem . Sole ta lu , żelaza, ołowiu i k a d ­ m u " .

J a k o p rz y k ła d r e a k c y i odw racalnej m ię­

dzy siark o w o d o rem a solami m etali podaje się zw y k le sole c y n k u : b a d a n ia L . B r u n e r a i S. Glixellego dow iodły je d n a k , że s t r ą c a ­ nie s ia r c z k u c y n k o w e g o nie przebiega od­

w racalnie. T y p o w y m p rz y p a d k ie m o d w r a ­ calnego s t r ą c a n ia s ia r c z k u z dostępnie u m ie ­ szczoną p o z y c y ą ró w n o w ag i j e s t strą c a n ie s ia rc z k u talaw ego. P p . B. i Z. zbadali r ó ­ w now agi, k tó r e się t u u s ta la ją , i n a w a r­

tość stałej r e g u lu ją c e j s t a n rów now agi w 25°

znaleźli:

P p . B. i Z. zbadali rów nież rów now agę w t e m p e r a t u r a c h 0° i 40° i obliczyli stą d ciepło s t r ą c a n ia s ia r c z k u talaw ego; liczba t a k o b ra c h o w a n a z g ad za się n ależycie z ter- m och em iczn em i w y n ik a m i dośw iadczeń T h o m ­ sona. P rz e z rozp u szczen ie siarczków żela­

za, ołow iu i k a d m u w k w a sa c h zapraw io­

n y c h d ro b n ą ilością w ody siarkowodorowej, pp. B. i Z. rów nież i dla t y c h siarczków oznaczyli bezpośrednio c h a r a k t e r y s t y c z n e sta łe ró w n o w a g i i porów nali j e z liczbami o trz y m a n e m i p rzez in n y c h badaczów zapo- m o cą m e to d p o śre d n ic h . W k o ń c u pp. B.

i Z. z estaw iają i p oddają k r y t y c z n e m u p r z e ­ glądowi licznie n ag ro m ad zo n e w lite r a tu r z e a m ięd zy sobą bardzo niezgodne d a n e o roz­

puszczalności r ó ż n y c h siarczków m etalicz­

n y c h ; oraz z w ła s n y c h d a n y c h dla ta lu i ołow iu obliczają p o te n c y a ł e le k tro lity c z n y siark i n a — 0,5 31.

Czł. K. Olszewski p rz e d sta w ia rozpraw ę p p . L . B r u n e r a i S. C zarneckiego p. t.:

„Dalsze p r z y c z y n k i do k i n e t y k i bromowa- n i a “ .

P p . B. i C. w y s tę p u ją przeciw ko n ie k tó ­ r y m tw ie rd z e n io m A . P . Hollem ana; p o d a ­ n y m w je g o o s ta tn ie j rozpraw ie o b ro m o ­ w a n iu to lu o lu i w y k a z u ją , że nie posuw a ona sp ra w y dalej, poza w y n ik i o trz y m a n e j u ż wcześniej przez L . B r u n e r a i J . DJuską.

D okładniejsze dośw iadczenia n a d w pływ em bro in o w o d o ru n a p rzeb ieg brom o w an ia do­

wodzą, że b ro m o w o d ó r nie posiada t u w p ły ­ w u takiego, j a k i H ollem an m u przypisyw ał.

Doświadczenia n a d brom ow aniem elektroli-

ty c z n e m toluolu wyjaśniają sprzeczności, k t ó r e w t y m przedm iocie istn ia ły m iędzy w y n ik a m i J . B. Cohena a w ynikam i Holle­

mana.

Czł. K. Olszewski p rzed staw ia rozpraw ę pp. L . B r u n e r a i Z. Łahocińskiego p. t.:

„O działaniu fotochem icznem n a s tę p c z e m “ . Pp. B. i Ł . w ykryli, że ro z tw ó r b ro m u w to lu o lu po w y św ietlen iu i szybkiein z u ­ ży c iu b r o m u w re a k c y i bocznej, zachow uje n a s tę p n ie przez czas dłu ższy własność re a g o ­ wania z nowemi ilościami b r o m u n a w e t w zupełnej ciemności; p rzyczem i ten brom sp row adza się do ł a ń o u c h a bocznego. W d a l­

szym c ią g u pp. B. i Ł . zbadali bliższe w a­

r u n k i te g o działania następ czeg o zależnie od czy n n ik ó w w g rę w cho d zący ch : siły św iatła, t e m p e r a t u r y , od czasu m iędzy insolacyą a now em dodaniem brom u, oraz od stężenia roztw orów .

Czł. K. Olszewski p rz e d sta w ia rozpraw ę pp. L . B r u n e ra i J . Zawidzkiego p. t,:

„O w spólnem s tr ą c a n i u talu w raz z innem i siarczk am i g r u p y siarkow odorow ej",

Pp . B. i Z. stwierdzili, że prócz siarczków metali z g r u p y siarkokw asów (As, Sb, Sn) rów nież siarczki r tę c i i miedzi w razie w spól­

nego s trą c a n ia z ta le m pow odują osadzenie ta lu n a w e t z bardzo k w a ś n y c h roztw orów . P rzez bad an ie ró w n o w ag między osadami siarczków a ro z tw o re m pp. B. i Z. s t w i e r ­ dzają, że A s 2 S 3

z

siarczkiem ta la w y m tw o ­ rzy n i e p rz e rw a n y ciąg s ta ł y c h roztw o ró w od k o n c e n tr a c y i 0 do 73,5 p ro c e n tó w mo- l a r n y c h sia rc z k u talaw eg o w osadzie. Po p r z e k ro c ze n iu tej k o n c e n t r a c y i pojawiają się dwie fazy: n a s y c o n y ro z tw ó r stały , oraz c z y sty siarczek talaw y . Siarczek miedzi tw orzy z siarczkiem ta la w y m zw iązek T1 2 S.

4 CuS, a w k o n c e n tr a o y a c h powyżej 20 i poniżej 36 m o la rn y c h p ro c e n tó w T l 2 S — ro z tw o ry stałe, k t ó r e n ajłatw iej można p o ­ c z y ty w a ć za r o z tw o ry zw iązku Tl 2 S. 2 CuS w T l 2 S. 4 CuS oraz roztw ory TJ 2 S. w T l 2 S .C uS . Powyżej 36 m o la rn y c h p ro c e n tó w T l 2 S w osadzie w y s tę p u je ju ż obok nasyconego, r o z tw o r u stałego c z y s ty sia rc z e k ta la w y j a ­ ko oddzielna faza.

Czł. J a n c z e w s k i p rz e d sta w ia rozpraw ę p.

J . P . Brzezińskiego p. t.: „Pło d n o ść i p o ­ to m s tw o c h r z a n u a.

C hrzan zw ykły (Cochlearia a rm o ra tia , A r-

m o ra tia r u s tic a n a , N a s t u r t i u m a rm o ra tia )

c y to w a n y je s t zw y k le ja k o je d e n z p r z y k ł a ­

dów roślin nie d a ją c y c h nasienia, a to z p o ­

w o d u n ad m ie rn e j p rzew agi o rganów w e g e ­

ta t y w n y c h , w d a n y m p r z y p a d k u korzeni,

nad o rg an am i rozrodczemi. R ośliny k w itn ą

je d n a k wcale obficie i w y d a ją łuszczynki

mniej lu b więcej rozwinięte, zależnie od ro ­

d u ch rz a n u . W ł u s z c z y n k a c h znajdujem y

nieliczne zalążki, k t ó r e przecież zam ierają

Cytaty

Powiązane dokumenty

wiem żaden stan komórki nie może być utrzym any.. Je s t ogólną właściwością każdego żywego systemu, że się stale zmieniać musi. Jego proces | życiowy

ne zwierzęcia zależą od determinantów , znajdujących się w jeg o pierworodnej komórce i przekazujących się potomstwu po podziale, staje się jasnem , że

kości światła, Gdyby to przypuszczenie okazało się słusznem, to w ten sposób jednolite wytłumaczenie sił przyrody s ta ­ łoby się rzeczą

Za tą jednolitością przemawia również fakt, obserwowany przez Hertwiga u Acti- nosphaerium. Jądra zachowane dzielą się dalej, powstają gam ety, które łączą

2.. Nieprzerwana s u ­ cha pogoda trw a całemi miesiącami bez chmUrki ani obłoczka i gdyby nie obfita rosa nocna, posucha byłaby szkodliwa dla świata

Różnorodność prac jego przejawia się jeszcze bardziej, niż uczynić to może tom niniejszy, jeśli zechce się uwzględnić ba­. dania, których Curie nie ogłosił,

niach ty ch zw ierząt zaprzeczyć nie można, lecz rozwój ich w przewodzie pokarm ow ym nie został d otych czas ustalon y... W ob ec tego

Pierw szy początek daje jej Stefan Hales ogłosiwszy w r.. w dzień wzięcia Bas- tylii. Ińgen-Housza) mógł prowradzić badania.. nast.).. Korespondencya