• Nie Znaleziono Wyników

Początki w zawodzie na ulicy Zielonej - Zygmunt Łazarz - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Początki w zawodzie na ulicy Zielonej - Zygmunt Łazarz - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
1
0
0

Pełen tekst

(1)

ZYGMUNT ŁAZARZ

ur. 1925; Kraśnik

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Projekt "Rzemiosło. Etos i odpowiedzialność", praca, ulica Zielona, szewstwo, kamasznictwo

Początki w zawodzie na ulicy Zielonej

Kamasznictwo jeszcze mi pomogło w tym czasie. Przy ul. Zielonej akurat był warsztacik taki. Tam był szewc i ja zacząłem tam dłubać, pracować u niego, że tak powiem, po cichu, po fajrancie. [Korzystałem tylko] z lokalu, szewc troszkę dalej siedział, tam sobie, na stołeczku jeden i jeszcze jeden, a ja tak blisko okna, przy oknie, bo potrzebowałem [mieć] widno – czy to, żeby skroić, czy żeby szyć, A że u niego to tam świtkiem i wieczorkiem mogłem porobić, to robiłem swoje. Ciągle swoje, to kamasznictwo. Bo, co ja wtedy miałem? Ubrania te, co na sobie, a ramiączko to na ścianie. I tyle miałem. Nic więcej nie miałem. I dlatego tak się wziąłem [za pracę].

Data i miejsce nagrania 2012-05-15, Lublin

Rozmawiał/a Piotr Sztajdel

Transkrypcja Agnieszka Piasecka

Redakcja Agnieszka Piasecka

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jedna była na ulicy Farbiarskiej, a druga przy rzece Czerniejówce, gdzie obecnie jest hotel przy ulicy Bronowickiej.. Niektórzy korzystali z wanny, a ja przeważnie

W każdym bądź razie trzeba było się orientować, co się robi i tak zawsze zrobić, żeby dobrze

Ten jeden i jeszcze dwóch, co to pracowali dłużej u mnie, jeden bardzo długo, to jeszcze prowadzą zakłady, tu w Lublinie.. Taki cichy uczeń, bystry chłopak, jak przyszło do tego,

A ponieważ nieźle mi szło w szkole i zresztą, świadectwa moje o tym mówiły – od góry do dołu było „bardzo dobre”, tam raz „dobre”, czy coś takiego - to mnie wzięli

Tak wraz, kiedy się dowiedziałem, że to już i usłyszałem, że armaty walą, bo to słychać było - a to akurat była bodajże, sobota, czy piątek - to, co żywo

A tam, gdzie był zakład ładowania akumulatorów, to kiedyś była stajnia, zajeżdżało się tam na podwórko.. A jeszcze od frontu była ściana i taki kominiarz,

U nas był bardzo dobre warunki do zabawy, nie każdy miał to wszystko, co my mieliśmy na podwórku.. Przychodził do nas, jadł u nas macę na Pesach, on to

Mąż, jako kierownik zakładu usługowego dostał ten lokal, a później przepisaliśmy na siebie ten lokal, no i wtedy się przechodziło już do cechu. No ale był klient, a w tej