S E E Y A 9. . Z E S Z Y T 805.
IB L IO T E K A
WARSZAWSKA.
S T Y C Z E Ń .
1 9 0 8 .
TOM L—ZESZYT 1.
B I B L I O T E K A \
CZYTELNI KATOLICKIEJ
w e L w ow ie,
jW A R S Z A W A .
ADHIiS REDAKOYl I ADll 1NISTKACVI: KRAKOWSKIK PRZEDMIEŚCIE 5.
\i\»t
TREŚĆ ZESZYTU.
Str.
1. R A C H U N E K SU M IENIA ,—przez Franciszka M o r a w s k ie g o ... 1 2. Z POEMATU. I. W iosenne w idoki B ugu,—p rzez M aryę Konopnicką . 14 3. NIEMCY W GALICYI,—przez O. S m ó lsk irg o ... 17 4. ŁUNA, — przez Kazim ierza Zdziechowskiego... 60 5. SŁOW ACKIEGO LATA OSTATNIE,—przez d-ra T. Grabowskiego . . 88 (i. SPR A W A MAROKAŃSKA,—przez Bolesława Koskowskiego... 111 7. R UC H LITER A CK I W E F R A N C Y ],- przez O r w i d a ... 138 K. ROK ZM ARNOW ANY W TEATRACH W A R SZ A W SK IC H , - przez
W. B o g u sła w sk ieg o ... 1 -<1 9. PO LATACH W IE L U ,—przez T. J a ro szyń sk ieg o ...176 10. PIŚM IENNIC TW O :
Kazimierz Gliń sk i: K rólew ska pieśń,—przez Henryka Gallego . . . 187 Ma r y a n Ga w a le w ic z: D w ie Baśnie. W icherek,—przez Z. D . . . . 199 11. KRONIKA M IESIĘCZNA:
U staw a o w yw łaszczen iu . R ok S łow ack iego. — Pom nik < 'hopiira.—
L iga pom ocy przem ysłow ej w G a lic ji i K oło sam opo
m ocy p rzem ysłow o-handlow ej u n a s ...203 12. W SPOM NIENIA POZGONNE:
Ś. p. Julian D unajew ski, ś. p. ks. biskup S tefan Z w ierow icz i ń. p.
J ó zef Jeziorański,—przez Z. D ... 214 18. WIADOMOŚCI N A llK O W K , LITERACK IE I BIBLIOORAK1CZNK . 21B
» m
Do niniejszego zeszytu dołącza się Dodatek „PRACA“ JVu 1.
BIBLIOTEKA WARSZAWSKA.
B I B L I O T E K A
CZYTELNI KATOLICKIEJ
-yur-0 Lwowie.
O g f ó l n e g r o z b i o r u T o m 2 0 0 . c---i---
BIBLIOTEKA
WARSZAWSKA.
PISMO MIESIĘCZNE,
poświęcone nauce, literaturze, sztukom i sprawom społecznym.
Rok 1 9 0 8 — Tom I.
/ B I B L I O T E K A \
CZYTELNI KATOLICKIEJ v w e L w o w i e . >
W A R S Z A W A .
A d res R e d a k e y i: ul. K ra k o w s k ie P rze d m ie śc ie <N» 5.
--— ■nJ*'* -- T:— --- *■
W arszawa. D ruk A. Ginsa, N ow ozieln a 47.
P rz e z o b iad o w ą salę b erliń sk ie g o h o telu A dlon sło dk o, ł a g o d n ie p ły n ę ła in elo d y a n iem ieck iej piosenki.
S p o g lą d a łe m n a ty p y o b iad u jąc y ch . T u ż obok m nie, p rz y sto lik u , u b ra n y m w cz erw o n e k w ia ty , dw óch ju n k ró w , o tw a rz a c h je sz c z e czerw ie ń szy ch , obficie so b ie d o lew ało szam p an a, ro z p ra
w ia ją c d ość g ło śn o o p rz ed staw io n em w łaśn ie sejm ow i p ru sk iem u p ra w ie w y w ła sz cze n ia. B y li ż n ieg o n iezado w oleni. S ta rsz y , k tó reg o słu żb a ty tu ło w a ła baronem , m ów ił:
Z a sa d y p o s ia d a n ia ziem i lepiej nie ty k a ć , to z b y t n ie b e z p iecz n y p rz y k ła d . D o sy ć m am y so c y a listó w , g o to w y c h czepiać się ta k ie g o p ie rw o w z o ru z g ó ry .
M łodszy z a p rz e c z a ł:
D rw ię sob ie z socyalizinu, k o ch a n y w uju. P a r ę p u łk ó w h u z a rsk ic h w y s ta rc z y do ro z p ę d z e n ia h o ło ty , g d y b y z a c z ę ła rezo- now ac. J e ż e li rz ą d chce w y w ła sz cze n ia, to m usim y p o łk n ąć tę a rc y n ie m iłą p ig u łk ę.
Z d ru g ie j s tro n y p ro w a d z iło uczoną ro zm o w ę o p sach i k o n iach k ilk u m ło d y ch o ficeró w g w a rd y i.
P o c ią g n ą łe m w z ro k iem dalej. T am , pod oknem , z n a n a z pism illu stro w a n y c h p o sta ć sły n n e g o e x -g u b e rn a to ra K a m e ru n u P u tk a m e - ra. O czy k rw ią n a b ie g łe , g ru b y k a rk , is tn y m u ra w ie w o w sk i ty p .
Z aczęli o n im ro z m a w iać ju n k r o w i e :
S ta ł się n iem ożliw ym , to p ra w d a , i rz ąd m u siał go w k o ń cu usunąć, ale sw o ją d ro g ą b y ł to n a jtę ż s z y z n asz y ch u rz ę d n i
k ó w k o lo n ialn y ch . P ra w d z iw ie ż e la zn a rę k a . P o d o b n o m u rzy n i, p rz y p ro w a d z a n i p rz e d n iego, n a sam je g o w id o k w p a d ali w k u r
cze e p ile p ty c z n e !
1
- D rm n e rw e tte r — o d p o w ied z ia ł d ru g i, sp o g lą d a ją c z wido- cznem u szan o w an iem n a d y m isy o n o w an eg o w ielk o rząd cę. T ak a siła m usi te ra z p o rz ąd n ie się nu d zić w ż y c iu p ry w a tn em .
Do sali w eszli now i goście, dw óch s ta rs z y c h panów , p o s ta cie z g o ła odm ienne od ty ch , ja k ie d o tąd m iałem p rzed sobą. W y
b itn ie sem ickie tw a rz e św iad c zy ły , że to sy n o w ie n aro d u w y bran eg o .
N a p rzec iw m nie b y ł sto lik w olny. Z a ję li go p rz y b y sz e i ro z poczęli g łę b o k ie s tu d y a nad k a r tą obiadow ą. J e d e n z nich, z w ró co n y ku m nie, z d a ł mi się znajom ym . G dzieś tę tw a r z ju ż w i
działem .
P o tw ie rd z iły me w ra ż e n ie u w a g i b a ro n a o n o w o p rz y b y ły ch , p ó łg ło sem p o w ied zian e sw em u to w a r z y s z o w i:
— T en n ap rzeciw , to ra d c a h an d lo w y L issn er. S tra s z n ie b o g a ty człow iek. S iedzi n a m ilionach, j a k k u ra n a ja ja c h i w ciąż znosi now e. P odob no tr a k tu je te ra z o k u p n o B u rg h a u se n u , p rz e ślicznej posiadłości m ego są sia d a E rw in a . B ied n y E rw in ! S zk o da h isto ry c z n e g o zam ku i ta k ie g o polo w an ia, ja k ie m u n ie zn a jd z ie ró w n e g o w całej prow incyi.
T u b aro n w e stc h n ą ł g łęb o k o i d o d a ł:
— S m u tn e czasy. P a n L issn er w ło ży ł fra k i o b iad u je w p ie rw szej re s ta u ra c y i sto licy , a ta k im ludziom , ja k h ra b ia E rw in , b ra k n a w e t g o tó w k i, by w ypić b u te lk ę szam p an a. P a tr z n a te g o b an kiera. J a k im ru b in em sp ią ł on g o rs od k o szu li! T en kam ień w a r t p a rę ty się c y m arek. A b ry la n t, co mu św ieci n a palcu!
B łyszczy , jak g w ia z d a !
P o s ta ć L is s n e ra p rz y p o m n ia ła mi la ta dziecin ne. H a n d lo w a ł d rzew em i k u p o w a ł u nas p o rę b y leśne. B y ł ju ż w te d y bard zo zam ożnym , ale p rz y je ż d ż a ł lich ą b u d k ą i k ła n ia ł się nizko, w chodząc do po koju. N am dzieciom o fia ro w a ł n ie g d y ś p iern ik i, ja k o p o rę k aw icz n e, po za w a rc iu d o b re g o in tere su .
S p o g lą d ałem n a nieg o , s tw ie rd z a ją c c z a ro d z ie jsk ą m oc zło ta.
W p rz e c ią g u la t k ilk u n a s tu , n ie p o k a ź n a d aw n ie j fig u rk a , ro z k w it- n ę ła w o k a z a łą p o stać g ru b e g o b a n k ie ra , sk u p u jące g o h isto ry c z n e
zam ki.
Z d ru g ie g o ko ń ca sali n ad ch o d ziło dw óch zn ajo m y ch ro d a ków . P rz e ch o d zą c koło m nie, z a trz y m a li się chw ilę. W y m ien i
liśm y p a rę słów , obiecu jąc sobie sp o tk a n ie n a z a ju trz . Z a u w a żyłem , że na d źw ięk polskiej m ow y b a n k ie r za czą ł mi się p ilnie p rz y p a try w a ć . W idocznie ta k ż e m nie pozn ał, choć z p ew n o śc ią zm ieniłem się— nie m niej od niego.
RACHUNEK SUMIENIA. 3 J a k o ż n iebaw em , g d y P o la c y odeszli, p o w s ta ł i, p rz y s tą p iw szy do m e g o sto łu , p rz y p o m n ia ł się m ej pam ięci.
P o w in szo w ałe m m u aw an su n a w ie lk ie g o fin an sistę.
— N o no — o d p a rł z uśm iechem — j e s t tu n iejed en w ięk sz y odem nie. B erlin , ła s k a w y p an ie, to n ie P o zn ań . T u ta j sta ć w p ierw szy m sz e re g u w cale n ie ła tw o . A le po zw ó l pan p rz y sią ść się. P o g a w ę d z im y tro c h ę o P o zn ań sk iem , k tó re zaw sze m ile w spom inam .
I za czął ro z p y ty w a ć się o są sie d z tw o mej w si ro dzin n ej.
Ozy w s z y stk o p o z o sta ło po d aw n em u , czy też u b y ło coś z pol
sk ic h dw orów .
O d p arłem , z g o d n ie z p ra w d ą, że nie u b y ł żaden, a ow szem je d e n z rą k niem ieck ich p rz e sz e d ł w polskie.
L is sn e r nie z d z iw ił się w cale.
— C hoć rz a d k o te ra z b y w am w P o zn ań sk iem , nie s tra c iłe m je d n a k z oczu ta m te js z y c h sp ra w . J u ż w te d y , g d y opuszczałem K sięstw o , zan o siło się n a to, co dziś w idzim y. P o la c y co raz d z ie l
n iejsi, N iem cy c o ra z m niej sp raw n i. A le bo te ż w sz y stk o s p rz y sięg ło się, by u tru d n ić n a w sch o d zie zw y cięsk i pochód niem czyzny.
O b u rzy łem się:
— P a n ie L issn e r, p an sobie c h y b a ze m nie ż a rtu je sz . W chw ili n a jw ię k sz e g o n a sz e g o u cisk u o p o w iad a sz m i o tru d n o ściac h , j a kim p o d le g a ją N iem cy!
B a n k ie r sp o jrz a ł mi p ro sto w oczy:
— N ie lu b ię p a ra d o k só w — o d rz e k ł p ow ażnie. M ów iąc o t r u d nościach d la N iem có w , s tw ie rd z a m rzecz y w iście ich istn ien ie.
N ie sądź m nie p an w e d łu g m in istró w p ru sk ic h , p łacz ący c h n ad zło ścią p olską. J a m ów ię, ja k o ku piec. N iem cy w p a k o w ali się w zły in te re s. On k o sz tu je dużo, a p ro c en tó w nie p rz y n o si w c a le. O w szem j e s t d e fic y t, a n a jg o rs z ą b ędzie lik w id acy a.
— W y w ła sz c z e n ie —w trą c iłe m ironicznie.
F in a n s is ta ż a c h n ą ł się:
— To now e sz a le ń stw o , zg u b n ie jsz e je sz c z e od p o przedn ich.
( hoćby rz ą d te ra z , lub późn iej, rzecz y w iście p rz e fo rs o w a ł w izb ie u sta w ę w y w ła sz c z a ją c ą , to i cóż z te g o ? M niejsza o p ieu iąd ze b ezp o śred n io n a te n cel w yrzu co n e. P a rę s e t m ilionó w zm arn o w a n y ch nie z ru jn u ją b o g a ty c h N iem iec. A le cóż z a fa ta ln e sk u tki pośrednie! P o ru sz o n y kam ień, k tó ry d alej toczy ć się będzie w łasn y m ciężarem . W y s ta rc z a ju ż to, co d o tą d się s ta ło . R ząd , za ch o w a w czy rząd p ru sk i, socyalizm ow i sze ro k o o tw o rz y ł b ra m ę p a ń stw a . Sam fa k t, że k a n c le rz p o p a rł w sejm ie ta k i p rz e w ro to
w y p ro je k t, j e s t p ra w d z iw ą k lęsk ą. T eg o fa k tu ju ż cofnąć nie m ożna, choćby w y w ła sz cze n ie rz ąd o w e w p ra k ty c e zaw io d ło , o czem z re s z tą nie w ą tp ię, lu b choćby rz ąd n a w e t w te o ry i od n ieg o o d stą p ił. J a k is k ra pod po piołem , ta k tlić b ędzie za rze w ie n iezd ro w eg o hasła.
— To sam o m am y w R o s y i— zau w aży łem .
— W cale nie to sam o— z a w o ła ł b a n k ie r. T am hasło rz u co no z dołu, od stro n n ic tw p o stęp o w y c h . Ze lew ica żą d a d alek o - n o śn y ch zm ian w u s tro ju społecznym , rz ecz z w y c z a jn a n a cały m św iecie. A le u nas robi się re w o lu c y ę z g ó ry . Z e zaś te g o nie czyni rz ą d re w o lu c y jn y , k o n se k w e n tn y w sw em d z ia ła n iu , lecz rz ą d z is to ty sw ej feu d aln y , p rz e to p o lity k a je g o nie j e s t lo g i
czną, p ro w a d zi w d zied zin ę sam y ch sprzeczno ści, słow em j e s t po lity k ą b ez ro zu m u i zam ięszan ia.
U rw a ł na chw ilę, a potem d o d a ł:
— W n ied o b ry c h rę k a c h j e s t te ra z sp ra w a n iem ieck a n a w schodzie. W as P o la k ó w k rz y w d z i się i niszczy , ale j ą w ty m sam ym sto p n iu . W am będzie co raz g o rz e j, ale i N iem com . Ci z pom iędzy ty c h o sta tn ic h , k tó rz y są w y z n a n ia m ojżeszow ego , już o d d aw n a coraz liczniej o p u szc zają z b y t g o rą ce pole w alk i.
L issn e r p rz y ta c z a ł fa k t og ó ln ie zn an y . Is to tn ie , Ż y d zi tłu m nie u c ie k a ją z k resó w . N a wsi n iem a ich już o d d aw n a. A le t e ra z z n ik a ją ta k ż e z m iastecz ek . W B n in ie np. n iem a ich ju ż w cale. W w ięk sz y ch m iastach są je sz c z e g m in y ży d o w sk ie , w P o zn a n iu n a w e t k ilk u ty się c z n a i dość b o g a ta . A le i ona n ie z w ię k sz a się, lecz to p n ie je z ro k u n a ro k . P rz y c z y n ą zaś te j e m ig ra - cyi je s t, obok zw ięk szo n ej w y d a tn o śc i eko no m icznej ludu, n ie w ą tp liw ie ta k ż e n iezn o śn a z a ja d ło ść w a lk i ra s o w e j: b o jk o t h a n dlow y, ro z c ią g a ją c y się n a w e t na h o te le i re sta u ra c y e .
P o trą c ił o te n n iem iły o b jaw ro z p ra w ia ją c y fin a n s is ta i rzekł:
__ N ie d ziw ię się P o lak o m , że u n ik a ją n iep o lsk ich sk ład ó w . Oni b o jk o tu nie zaczęli. O ni się ty lk o b ro n ią. A le tam ci, to h o rd a ro z w y d rz o n a n aro d o w y c h k rz y k acz ó w , to rz e c z y w iśc i w a n dale, n iszczący sw o b o d n y rozw ój w szelk ieg o in te re s u na cały ch w schod nich k re sach , a n a w e t poza w sch o d n ią g ra n ic ą . A b o jk o t ro ln ic z y j e s t ró w n ie zg u b n y , ja k h an d lo w y . I on w y w o ła n y w y łączn ie p rz ez szow inizm niem iecki. D aw niej sp rz e d a w a n o i k u pow ano, ja k się kom u podobało. B yło zd ro w e w sp ó łza w o d n ictw o , m ocą k tó re g o N iem cy zd o b y li pół K się stw a . A te ra z co? P r y w a tn y n a p ó r niem czy zn y z a b ity zu pełn ie. P o z o s ta ł ty lk o rz ąd n ap rzec iw P o la k ó w , tra c ą c m iliony, k o m p ro m itu ją c się co raz b a r
dziej. W ra z ie zaś w y w ła sz c z e n ia p o lsk ich dw o ró w , k tó ż ręczy ć
RACHUNEK SUMIENIA. 5 m oże, że nie p o w sta n ie z a ta rg trz e c i, n a jg o rsz y ze w szy stk ich , na tle ag rarn e rn p om iędzy ro b o tn ik ie m a p racod aw cą. Do tego now ego sp o ru p rz y łą c z y się z zapałem socyalizm niem iecki, zy sk u jąc w ten sposób o lbrzym i p rz y czy n e k sił.
B a n k ie r m ów ił ta k g ło śn o , że z w ró c ił u w a g ę siedzących obok ju n k ró w . Od chw ili ju ż p rz y słu c h iw a li nam się pilnie. Lecz L is
sn er n a nich nie z w a ż a ł i c ią g n ą ł d a l e j:
— S p ra w a niem ieck a n a k re sach p o lsk ic h j e s t te ra z ta k za
przep aszczo n a, że bodaj czy k ied y ś zd o ła pow rócić na n orm alne to ry . N a si g e n ia ln i m ężow ie s ta n u c a łą s iłą p ary d ą ż ą do zam ie
n ie n ia je j z cz y sto naro d o w o ścio w ej n a sto k ro ć g ro ź n ie jsz ą , bo podw ójną, n aro dow o-społeczną. D ziś je sz c z e zachow aw cze ży w io ły w ielko polskie n a d a ją ton całem u ru c h o w i polskiem u. Cóż b ę dzie, g d y ich za b ra k n ie ! W ted y, od g ó r szląsk ich do m o rza B a ł
ty ck ieg o , sta n ie oko w oko z p o siad ają cy m N iem cem u ciśniony, d o p ro w a d zo n y do ro z p acz y lud polski. On z k o n ieczn o ści p o łą czy się z p ro le ta ry a te m niem ieckim .
Z a p rzec zy łem e n e rg ic z n ie :
— N a sz lud b ędzie się b ro n ił, to rz ecz p ew n a, ale socyali- sty czn y m nie z o sta n ie n ig d y . J e s t na to z b y t re lig ijn y m .
A le b a n k ie r nie d a ł się zbić z tro p u :
— W iem o tem — o św iad c zy ł—lecz czyż p a n u n ie w iadom o, że socyalizm niem iecki ad u su m P o la k ó w um ie n a w e t bron ić re- lig ii. A ni m u się śn iło o b ra żać w a sz y ch uczuć re lig ijn y c h . O po l
ski k a tec h izm w szkole u p om inali się so cy aliści w p arlam en cie n ajg o rę cej ze w sz y stk ic h stro n n ic tw . Z re s z tą k tó ż n ap ew n o m o
że tw ierd z ić, że now e pokolen ie, w y chod zące ze szk ó ł obecnych, b ędzie ró w n ie re lig ijn e , ja k doty ch czaso w e. K a te ch izm niem iecki z p ew n o śc ią nie u tk w i w sercu ty c h dzieci. J a , choć nie k a to lik i b ard zo w o ln o m y śln ie usposo biony, u w ażam je d n a k re lig ię w lu dzie, ja k o p o d sta w ę p o rz ą d k u społecznego, a tę p o d sta w ę p o dk o
p u je d z isie jsz y sy stem g ru n to w n ie .
S p o strzeg łem , że n a te sło w a b aro n trą c ił łok ciem sw ego to w a rz y sz a i sze p n ął mu coś do ucha. T am ten o d p o w ied z ia ł k i
w nięciem g ło w y , ja k g d y b y p rz y ta k iw a ł.
W sali ty m czasem zro b iło się pusto. W y szli ta k ż e sąsiad u - ją c y z nam i oficerow ie. W o ddali ty lk o p rz y k ilk u sto lik a c h sie
d zieli jesz c z e zap ó źn ien i goście. M uzyka ucichła. B y liśm y sam i z ju n k ra m i w całej obszern ej części sali.
B a n k ie r o b e jrz a ł się za sw oim p rz y ja cielem . L ecz i je g o ju ż nie było.
— T e ra z B e rlin j e s t w te a tr z e —rz e k ł z uśm iechem . Id ą lu d zie p a trz e ć n a scenę sztu czn ą. M y zaś, je ż e li to p an a nie nu dzi, p o g aw ęd zim y je sz c z e nieco o scenie p ra w d ziw ej, o are n ie ż y c io w ej, n a k tó re j P ru s y n ie g d y ś o d g ry w a ły sw ą ro lę ta k znakom icie, a n a k tó re j dziś w y s tę p u ją pod p o sta c ią m a rn o tra w n e g o syna.
— W sto su n k u do ko g o — z a p y ta łem .
— D o sam ych sie b ie — b rz m ia ła odp o w ied ź— do w łasn ej p rz e szłości, do tw a rd y c h , su ro w y ch , p rz e b ie g ły c h zd o b y w có w i b u d ow niczych, k tó rz y zb u d o w ali to p a ń stw o , a k tó ry c h sy n o w ie dziś o d p ra w ia ją u c z tę b a lta z a ro w ą .
P esy m izm p a n a L iss n e ra zd a ł mi się mo6no przesad zo n y m . P o w ied ziałem m u w ięc, że ja k k o lw ie k w sp ra w ie p o lsk iej z pe
w n o ścią P ru s y źle p o lity k u ją , to jed n ak p o tę g a ich j e s t ta k w iel
ka, że d o p ra w d y tru d n o u w ierzy ć w g ro ż ą c e im og ólne m ane te- kel fares.
F in a n s is ta o d p a rł: oczy są do p a trz e n ia , u szy do słu ch an ia, a rozum do cz y n ie n ia w niosków . K to tem i trz e m a in s tru m e n ta m i w ład a, te m u n ie tru d n o stw ie rd z ić ów n ap is fa ta ln y n a p o lity c z nym h o ry z o n cie N iem iec, p o zo stają cy ch pod p ru sk iem dow ództw em .
— P rz y p o m in a ją mi P r u s y —c ią g n ą ł d a le j—F ra n c y ę z o s ta t
nich czasó w d ru g ie g o c e sa rstw a . O g ro m n a pew ność siebie, ch w a ła zw y cięsk ich w ojen, m ilita ry z in szab lo n o w y , d ek o ra c y jn y , od p a ra d y , d y p lo m acy a ślep a i g łu c h a , a to w s z y stk o n a tle ro z p asa- n ia obyczajów , w ię k sz e g o n a w e t niż w e F ra n c y i.
W te j ch w ili z e rw a ł się ze sw eg o k rz e s ła m łod szy z ju n - k ró w i z a w o ła ł:
— T e g o mi ju ż za w iele!
P o w s ta ł ta k ż e b an k ier. N a s tą p iła ch w ila p rz y k re g o m ilc z e nia. Z an o siło się n a a w a n tu rę . U w ażałem , że L is s n e r zb lad ł, ale p a trz a ł śm iało w oczy sw em u p rzeciw n ik o w i, czerw on em u , ja k k o g u t.
L ecz b a ro n w y s tą p ił w ro li p o śre d n ik a . Z w ra c a ją c się do b a n k ie ra , o d ez w ał się :
— W itam p an a radcę. N ie poznałem g o w p ierw szej ch w ili, ale p rz ecież sp o tk a liśm y się p rz ed pół rokiem u h ra b ie g o E rw in a . S ły sz ę też, że pan za m ie rza sz k upić n o w ą w łasn o ść z iem sk ą w n a szej ok olicy , w k tó re j pan ju ż ty le ziem i posiadasz.
L issn e r sk ło n ił się up rzejm ie. P o d a li sob ie ręce, a b aro n m ów ił d a l e j:
— T rz e b a k o n ieczn ie z a ż e g n a ć to m ałe n iepo ro zum ienie. Mój to w a rz y sz , p. von F eld en , b ard zo się in te re su je sp ra w am i publi- cznem i, a p. ra d c a L issn e r w idocznie ró w n ie ż i n ie w ą tp liw ie ze
RACHUNEK SUMIENIA. 7 chce w y ja śn ić nam b liżej sw e o s ta tn ie w y w o dy. P o zw o licie p a now ie, że w as w z ajem n ie zapoznam .
M ów iąc to, sp o jrz a ł o stro na F e ld e n a , k tó ry , po k ró tk iem w a h an iu , p o d ał dłoń b an k iero w i. T e ra z p rz y s z ła ko lej na m nie.
O baj ju n k ro w ie p rz e d sta w ili m i się w ed łu g w szelk ich w ym ag ań e ty k ie ty . B a ro n o św iad c zy ł, że za m łodu, słu żąc w w ojsku , m iał k ilk u k o leg ó w P o lak ó w . W ym ienił p a rę nazw isk . P o k a z a ło się, że m am y w spólnych znajom ych. D o w ied ziałem się, że „das w a- ren c h a rm a n te H e rre n ," poczern n a s tą p ił d o d a te k „jak w og óle p a
now ie p olscy." 1 z a ra z potem z a p e w n ił b a ro n :
— W idzisz pan we m nie je d n e g o z n a jb a rd z ie j stan o w c zy ch p iz e c iw n ik ó w w y w łaszczen ia, a m ój k u zy n F e ld e n j e s t nim tak że, choć sh y p n o ty z o w a n y o b jaw io n ą w o lą rz ąd u .
K u z y n n ie z a p rz e c z y ł:
— W y w łaszczenie, to rzecz b rz y d k a. N iep o d o b a m i się, j a ko w łaśc ic ielo w i ziem skiem u. A le k an c le rz przecież m ędrszym j e s t odem nie.
— M asz słu szn o ść—z a w o ła ł w esoło baro n , k le p ią c go po r a m ieniu—ale choć on je sz c z e m ęd rszy od ciebie, je d n a k mu n ie
dow ierzam . M ów ią też, że i ce sarz za c z y n a o je g o g e n iu sz u po
w ą tp iew ać. Cóż na to p ow iesz?
To rz e k łsz y , sp o jrz a ł zło śliw ie n a F e ld e n a , k tó ry szu k a ł d arem n ie odp ow iedzi n a tru d n e z a g a d n ie n ie .
R o zm aw ia liśm y ta k sto jąc. W reszcie baro n zap ro p o n o w ał:
— M oże p ozw olicie nam panowde u siąść p rz y w aszym stole.
Z ac zęliśm y m ów ić o ta k ciek a w y ch rz eczach , że w a rto , do p raw d y , d alej c ią g n ą ć tę rozm ow ę.
P rz y je ż d ż a ją c ran o do B e rlin a , z a p ra w d ę nie przy p u szczałem , że w ieczór spędzę w to w a rz y s tw ie dw óch ju n k ró w p o m o rsk ich J b e rliń sk ie g o b an k iera. O baw iałem się też zrazu , że św ieża z n a jo m o ść z g e rm a ń sk im i ziem ianam i za k o ń czy ć się m oże w sposób n iem iły . W czasach, ja k obecne, ro zm o w a p o lity c z n a P o la k a z N iem cam i aż n a z b y t w iele n a s trę c z a sposobności do z a ta rg ó w . P rz y sz ło m i n a m yśl, że n a jle p ie j b y ło b y p o ż e g n ać n ow ych zn a
jo m y ch i opuścić _ re s ta u ra e y ę . Ale ciekaw o ść p rzem o g ła. N ie często z d a rz a się tak d o g o d n a sposobność u sły sz e n ia n ie s k rę p o w a nego w zględam i;.zew nętrznem u z d a n ia n asz y ch w ro g ó w . P r a g n ą łem te ż w iedzieć, ja k się ro z p ra w ią ju n k ro w ie z b an k ierem . P rz y - tem b aro n co raz u p rz ejm ie j za rę c z a ł o sw y m sza cu n k u „dla ry - c e rs k ic h |P o la k ó w ,“ a i F e ld e n zd o b y ł się n a g rzeczn o ść, m ów iąc, że c z y ta ł o k ró lu S obieskim , k tó ry by ł je sz c z e w ięk szy m w odzem niż M oltke. P o p a rł go b aro n , zaręczając, że j e s t to w ie lk i ho łd ,
o d d an y S ob ieskiem u, albow iem F e ld e n zn a z h is to ry i ty lk o n a j
sła w n ie jsz e o sobistości.
Z asied liśm y w ięc p rz y w spólny m stole, a ro z m o w a p o w ró c i
ła znów n a to ry o g ó ln o p o lity czn e. P rz e w o d z ił w niej b a n k ie r.
— W ybaczcie p a n o w ie —rz e k ł p o w a żn ie— że w zno w ię te m a t p oprzedni. Sam i za ż ą d a liśc ie w y jaśn ień . O to słu żę niem i n a j
c h ę tn ie j.
— P ro sim y , p ro sim y —o d ez w ali się obaj ju n k ro w ie .
L issn e r z d ją ł z p alca p ierśc ie ń , n a k tó ry m b ły sz c z a ł o g ro m n y d y a m e n t i p o ło ży ł g o n a stole. O baj N iem cy p a trz e li z p o d zi
w em na w sp a n ia ły kam ień, rz u c a ją c y p rz e d z iw n e b lask i pod św ia tłem e le k try c z n y c h lam p.
— G an z k o lo ssal— rz e k ł F eld en półgłosem . B a n k ie r zaś o św iad czy ł:
— T en b ry la n t j e s t d la m nie m iłą p a m ią tk ą . D o stałem go od m ojej żony na u czczenie je d n e g o z n a jle p sz y c h in te re só w , j a kie w życiu zrobiłem , i po k tó ry m d o ch od y m oje p rz e k ro c z y ły sum m ę stu ty się c y ta la ró w rocznie. Od ow ej ch w ili zaczęło mi się n a d o b re pow odzić w p ra cy .
— N a w e t ta k dalece, że w y k u p isz p an n ie z a d łu g o ca łe m o
j e są sie d z tw o — w trą c ił baro n .
L ecz b a n k ie r o d ciął się n a ty c h m ia s t:
— C zem uż ci p an o w ie sp rz e d a ją ? J a , g d y b y m b y ł ta k im fe u d aln y m szlachcicem , za nic w św iecie n ie sp rz e d a łb y m mej d ziedziczn ej siedziby.
B a ro n zam ilk ł, ale F e ld e n z a w o ła ł ż a ło śn ie :
— D o b rze p an u m ów ić, lecz p o ło w a naszej sz la c h ty z a d łu żona j e s t po uszy. K to n iem a o rd y n a cy i, te n najczęściej siedzi w k iesze n i u Ż ydów .
- N ie zaprzeczam — p o tw ie rd z ił L is s n e r — i p o zw olę sobie n a w e t dodać, że w y n ik a ze słó w p ań sk ich , iż Ż y do m d o b rze się w ied z ie w P ru sie c h .
A ju n k ie r n a to :
— J e s te ś p an te g o n ajlep sz y m dow odem .
B aro n sp o jrz a ł n iesp o k o jn ie n a sw ego k u zy n a . B a n k ie r zaś, u śm iech ając się d o b ro d u szn ie, n a ło ż y ł zn ów p ie rśc ie ń n a palec i o d rz e k ł u p rz ejm ie :
— C ieszy m nie, że pan m i to p rz y zn ajesz , bo tern sam em stw ie rd z a sz , że m am p o w o d y do d b a n ia o p o w o dzen ie k ra ju , k tó ry mi d a je d o b ro b y t. T ak j e s t w isto cie, j a k p an m ów isz. D o brze mi w P ru sie c h . Mam tu w sie i dom y w m ieście, i fa b ry k i, i ro z m a ite p rz e d się b io rstw a . W sz y stk o to tem w ięcej w a rte , im
RACHUNEK SUMIENIA. 9 lepiej się pow odzi P ru so m , a k a ż d a k lę sk a te g o p a ń s tw a m usi b y ć ta k ż e m oją k lęsk ą. Z ate m tw ie rd z ę , że n a sw ój sposób j e stem ró w n ie g o rą cy m p a try o tą pruskim , ja k n a jb a rd z ie j feu daln y szlachcic. A z te g o znów w y n ik a, że g d y p op rzed nio m ów iłem o g ro ż ący c h nam n ieb ez p iecz eń stw ach , to m iałem k u tem u po
w ażne pow ody. P o zw ó l pan w ięc, że po ko lei w y liczę m oje obaw y.
I ro z p a rłsz y się w y g o d n ie n a k rześle, za czą ł tonem p ro feso r
skim w y k ła d a ć :
— A w ięc n a jp ie rw sp ra w a p olska. Że ona dziś dla nas g io ź n ie js z a n iż d aw n iej, to przecież tw ie rd z i w łaśn ie rz ąd p ru sk i.
A któz^ m iał j ą w ręku, któ ż od la t j ą k s z ta łtu je ? T en że sam rząd . E rg o w y w ó d ła tw y : rz ą d w te j sp ra w ie nie sto i n a w y so kości sw ego zadan ia. W olno n a w e t p o staw ić tw ierd z en ie, że g d y d ro g a o b ra n a p rzez n asz e w ła d z e jest złą, w rę cz p rz eciw n a b y ła b y dob rą, dalsze zaś k ro c zen ie po d o ty ch czaso w ej p ro w a d zi ty lk o do no w y ch niepow odzeń. T y le o sp ra w ie polskiej. P rz e j
dźm y te ra z do inny ch. T w ierd ziłem , że n a sz a ilyplom acy a j e s t lichą.
T u z w ró c ił się do b a ro n a :
— J e ste śm y , czy nie je s te ś m y odosobnieni w E u ro p ie ? L u b ią nas, czy nie lu b ią sąsied n ie n a ro d y ? M ożem y, czy nie m oże
m y z c a łą pew nością p o leg ać na tró j p rz y m ie rzu ? O dpow iedź na te w sz y stk ie p y ta n ia d a ła o d d aw n a i d aje c iąg le o p in ia publiczna.
P rz e d ro k iem o m ało co nie m ieliśm y w o jn y z F ra n c y ą , a o p rz y szłej w o jn ie z A n g lią dosyć N iem ców p isze o b szern e tr a k ta ty . P ra s a ca łe g o ś w ia ta k r y ty k u je nas. N a w e t w o d leg łej Ja p o n ii p o tra filiśm y w zbudzić a n ty p a ty e . T w o rz ą się w około nas t r a k t a ty ja w n e i ta jn e . Z a w ie ra ją się u k ła d y bez naszeg o w sp ó łu d ziału , a tam , g d zie w sp ó łd ziała m y , p onosim y ta k ie d y p lo m aty czn e p o ra ż k i, ja k w sp ra w ie m a ro k a ń sk ie j. N a sz e m in istery u m sp raw za g ra n ic z n y c h i je g o o rg a n a p o selsk ie źle n as o b słu g u ją, nie o ry e n tu ją się w położeniu. D y p lo m ata p ru sk i s ta je się p rz y sło w iow ym w cały m św iecie.
B a ro n p rz e rw a ł m u :
— N ie ch w alę naszej d yplom acyi, ale za to rz ecz ą j e s t o g ó l
n ie w iadom ą, że b o ją się nas w szyscy, a to w części z a stę p u je w p ły w n aszy ch n ie p rz e b ie g ły c h d y plom atów . P a m ię ta ś w ia t Se- d an i S adow ę.
B a n k ie r o d p o w ied z ia ł:
— P a m ię ta , to p ra w d a , ale i m y p am iętam y o ty c h zw y cię
stw ac h . P a m ię ta m y n a w e t za w iele.
- N ig d y za w iele— w y b u c h n ą ł F e ld e n —k to m a w o jsk o sła w ne i potężne, te n nie p o trz e b u je niczego się obaw iać.
I w p a d łsz y w fe rw o r za p e w n ia ł, że choćby P ru s y p o k łó ciły się z c a łą E u ro p ą , je d n a k m u szą zw yciężyć.
— P a n ie radco, nie znasz się na rzeczach w ojen n y ch . R o z niesieni na szablach każd eg o , co nam się p rz eciw staw i.
— In n i te ż m ają szab le — rz e k ł sk ro m n ie L is s n e r—i a rm a ty i k a ra b in y . W ojsko sław n e i p o tężn e m iała R o sy a p rzed w o jn ą ja p o ń s k ą i F ra n c y a przed Sedanem i P ru s y p rz ed J e n ą . N ie j a sam tak m yślę. C z y ta łe ś pan za p ew n e k s ią ż k ę pod ty tu łe m „ J e n a o d er S edan! A p rócz te g o polecam p a n u c z y ta n ie sp ra w o zd ań o m an ew rach p ru sk ich , ja k ie za m ieszcza w „ B e rlin e r T a g e b la tt“
p u łk o w n ik G aedke. Od c z te rd z ie stu p ra w ie la t nie p ro w a d z iły P ru s y w o jny. G e n e ra ło w ie nie w id zieli w ży ciu sw o jem n ie p rz y ja c ie la in nego, ja k n a polu m anew rów , k tó rem u z g ó ry n ak azan o ,
g d z ie m a się za trzy m ać . C iek aw e n a ten te m a t a n e g d o ty m ożna c z y ta ć w g a z e ta c h po k aż d y ch ćw iczeniach. N ie d alej, ja k w r o ku bieżącym , ro z m a w iałem o w o jsk u p ru sk iem z b ard zo w y tra w nym z n a w cą zag ran icz n y m . P rz y z n a w a ł m u on p o zo ry św ietn e, w y m u stro w a n ie zn ak o m ite, p o rz ąd ek i w y g lą d w zorow y . A le o w y k sz ta łc e n iu ta k ty c z n e m w y ra ż a ł się n a d e r ujem nie. T w ie r
d z ił n a w e t, że w p o g a rd z a n e j p rzez P ru sa k ó w A u stry i j e s t ono d alek o lepszem . S p am iętałem do b rze je g o o s ta tn ie słow a. Mó
w ił ta k : „D zisie jsz y m g e n e ra ło m p ru sk im zd a je się, że g d zie ty l ko się po k ażą, ta m n ie p rz y ja c ie l zacznie u ciek ać n a sam ich w i
dok. To s ta r y b łąd p o to m k ó w zw ycięzców .
O baj ju n k ro w ie zd a w a li się mocno z m artw ien i. F eld en z m a r
sz c z y ł czoło i w idocznie ciężko p ra co w ał m yślą. B aro n zaś pod
c h w y c ił:
— P a n ie ra d co , tro c h ę s u g g e s ty i w rz ecz ach w o jen n y c h n ie zaw adzi. B ądź' co bądź, m ów iąc n a p ański sposób, d aje nam ona p ro c e n ta . Bez niej bow iem ju ż daw no m ielib y śm y k o chany ch są siad ó w n a k a rk u . M imo w sze lk ic h p o w ą tp iew ali o zd olno ściach n a sz y c h g e n e ra łó w , b a g n e ty p ru sk ie w z b u d z a ją b ard zo zb a w ien n y p o stra c h z a g ra n ic ą .
W ted y b a n k ie r zaczął 11111 tłó m aczy ć .ró żn icę m ięd zy su g g e- s ty ą a a u to s u g g e s ty ą :
— D a jm y |n a to, że s u g g e s ty a w obec z a g ra n ic y j e s t ta k w ie l
ką, j a k p an przy p u szczasz. W ^k ażd y m ra z ie nie p rz e sz k a d z a ona że k o n c e rt e u ro p e jsk i co raz b ard ziej o b y w a się bez P ru s. A w N iem czech i P ru sie c h a u to s u g g e s ty a zaciem n ia um ysły rz ąd z ą c y c h i nie p o zw ala im zd a w ać sobie s p ra w y z te g o sta n u rzeczy. L ecz po
RACHUNEK SUMIENIA.
staw m y k w e sty ę in aczej. Z a g ra n ic a w cale nie j e s t p rz e ję ta tak im ślepym strac h em p rz ed p o tę g ą m ilita rn ą pru ską, ja k się tu nie
jed n em u w ydaje. N ie zaczepia, ale też nie m dleje z o b aw y przed zaczepką. W k a ż d y m ra z ie w cale nie boi się N iem ców n a jp o tę ż n iejsza A n g lia. L ecz p oza g ra n ic a m i naszeg o c e sa rstw a , istn ie je dużo w y tra w n y c h ra c h m istrz ó w . Ci ro z u m ie ją d o b ry in te re s i po
ró w n u ją w p ły w , ja k i m iały w E u ro p ie P ru s y p rzed la ty d w u d z ie
stu z tym , ja k i w y w ie ra ją dziś. A to sta ło się bez w ojny. Z nam p rz y p ad k o w o pow iedzenie D elcassego do je d n e g o z fin a n sistó w fran cu sk ich , w k ró tc e po sw oim upad k u . E x -m in iste r p o w ied ział:
„L udzie m ysią, że ja p ra g n ąłem w o jn y z N iem cam i. To nie p ra w da. R ząd z ący m w nich P ru so m trz e b a ow szem dać pokój. One są ja k owoc. D o jrz e w a ły , ro z k w itły w s p a n ia le ...
te ra z z a c z y n a ją g n ić —d o k o ń cz y ł z g o ry c z ą baro n. Czyż nie ta k ie m było o s ta tn ie słow o D e lc a sse g o ?
M niej w ięcej — p o tw ie rd z ił L issn er. H oro sk o p F ra n c u z a brzm iał, że ow oc p ru sk i za c z y n a b y ć ro b a czy w y m .
Z ap a n o w ało m ilczenie. F e ld e n b y ł o słu p iały , baro n w zdy
c h a ł i nerw o w o bębnił palcam i po stole. L issn e r s p o jrz a ł n a m nie i u śm iech n ął się zlek k a. N ie ża ło w ałem ju ż , że m nie sk u siła ciekaw ość p o z o sta n ia z N iem cam i. T en ich ra ch u n ek sum ie
n ia za p o w ia d a ł się coraz b a rd z ie j obiecująco.
J a k o ż po chw ili b aro n znów ro zp o czął:
— N ie należę w cale do o p ty m istó w . R aczej n a w e t do ty ch N iem ców czarno p a trz ą c y c h , k tó ry c h n ied aw n o ta k o stro zg ro m io no z g ó ry . A le w y, pan o w ie w olnom yślni, posuw acie k ry ty k ę za daleko. P o p ierw sze, w sz y stk ie n aro d y i p a ń stw a m ają sw oje bolączki, a p o w tó re nie j e s t d o b rą rzeczą ta k ciąg le o słab iać n a ro d o w e sam opoczucie. T o zaś czy n i n ie u sta n n ie p ra sa w olno- m yślna. E st tem pus loąuendi est temp u $ tacendi. Sam i sobie szk o d zim y z b y t o tw a rte m o d k ry w a n iem n aszy ch słab y ch stron .
B a n k ie r z a p rz e c z y ł:
— N a oba te z a rz u ty odpow iem n a ty c h m ia st. S łusznein j e s t tw ierd z en ie, że i g d ziein d z ie j są publiczn e n ied o m ag an ia. To p ra w d a. N a w e t b o lączk i tu i ow dzie są w ięk sze niż nasze. A le n ig d z ie w ty m sto p n iu , co u nas, nie z a k ry w a ich w y b u jało ść p y chy p ań stw o w e j, te j p y ch y p ru sk iej, ja k ie j niem a dziś ró w n ej n a św iecie. K a ss a n d ry w olnom yślne nie m a ją u n as znaczenia.
W sz y stk o , co rząd zi, co k ie ru je społeczeń stw em i p ań stw e m od o sta tn ie g o ża n d a rm a do m in istró w p ru sk ich , ch o ru je n a g o rą c z k ę p y c h y w n ajo strze jszem stad y u m . T a p y c h a za śle p ia n a s z ą dy- plom acyę, on a nie p o zw ala nam cofnąć się z m anow ców sp ra w y
polskiej, ona u tw ie rd z a w ia rę w k o n iecz n ą n iezw y ciężo n o ść n a szej arm ii, lek ce w aż y za g ra n ic ę , a depce nogam i obce szczepy, ży jąc e w o b rę b ie n aszych g ra n ic . O na w reszcie sp ra w ia , że rz ą d d rw i sobie z w sze lk ie g o n ieza d o w o len ia w śró d N iem ców sam ych.
M łodszy ju n k ie r o d ez w ał się:
— i B ism a rk b y ł pysznym .
L ecz L issn e r d a ł m u z a ra z o d p ra w ę :
— B ism ark b y ł p o tężn y m , g w a łto w n y m , ty ra n ic z n y m , ale nie b y ł pysznym . On m iał ła p ę n ied źw ied zią, ale d u szę lisa. T en o lbrzym w ra z ie p o trz e b y um iał być sto k ro ć p o k o rn iejszy m od sw oich m ały ch n astęp c ó w On u m iał się cofać. D ziś zaś w ło ży liśm y n a g ło w ę o g ro m n y pióro p u sz i trą b im y n a c z te ry s tro n y św ia ta o sław n y c h , d o sk o n ały ch , n ieo m y ln y ch i n iezw y ciężo n y ch P rusach. M ądrzy lu d zie w E u ro p ie p rz y p a tru ją nam się w zrok iem coraz b ard ziej iron icznym . W ięc się pan nie dziw , że k to u lo k o w a ł sw o ją fo rtu n ę w in te re sie pru sk im , ten sp o g lą d a w p rz y szło ść z niepokojem . O to m oje w y jaśn ien ie , k tó re g o żąd aliście p anow ie.
T e o s ta tn ie sło w a p o w ied z ia ł b a n k ie r pow oli i z naciskiem , ja k g d y b y ch c ia ł zam k n ąć d y sk u sy ę. L ecz baro n o ż y w ił j ą n a now o, z w ra c a ją c się do m n ie:
— T e ro z p a try w a n ia p ru sk ich n ied o m ag a ń za p ew n e pan u , ja k o P o la k o w i, s p ra w iły szc zerą uciechę.
F e ld e n zaś d o rz u cił:
— W y o b ra ż a m sobie, ja k w y nas k ochacie!
O dp arłem , że m iłość n a sz a stoi w p ro sty m sto su n k u do sło dyczy, ja k ic h z a ż y w a m y w P ru sie c h .
A b a ro n na to :
— B ądź pan pew ien, że w kołach m oich p rz y ja c ió ł w ielu p o tę p ia p rz e śla d o w a n ie P o la k ó w . W sejm ie g ło s u ją przeciw w am , ale w d u szy w sty d z ą się rz e te ln ie .
B aw iło m nie to dość n aiw n e z c h a ra k te ry z o w a n ie d w u lico w o ści p ru sk ic h k o n se rw a ty stó w , ale n ie m ogłem m u p rz y z n a ć słu szności. W rz e c z y w isto śc i bow iem p ru sk ie stro n n ic tw o za ch o w a
w cze, ja k w y n ik a z je g o pism i w y stęp ó w pu b liczn y ch , po n iek ąd je sz c z e g w a łto w n ie j p rz eciw nam w y stę p u je , niż n a w e t sam rząd.
M ów iąc to, w sk az ałem n a g a z e tę w ieczo rn ą, z a w ie ra ją c ą s tre s z c z e nie o b ra d nad w y w ła sz cze n iem . Z az n acz y łem p rz y te m , że kw e- sty i e ty k i i m oralności w p o lity c e nie po ru szam w te j ch w ili w c a le, lecz że s ta ję n a sta n o w isk u za ję te m p rz ez L iss n e ra i s tw ie r
dzam szko d liw o ść szow inizm u p ru sk ie g o w łaśn ie d la P ru s s a mych.
RACHUNEK SUMIENIA. 13
B a ro n k iw a ł g ło w ą : .
T ak , ta k . D o szliśm y ju ż do teg o , że ety k i i m o ralności w ogóle od nas się n ie spod ziew ają. N ie m iło ta k ie rzeczy sły szeć, ale te n o d w e t m u sim y w am , P olakom , zo staw ić.
B a n k ie r rz e k ł je sz c z e :
— W każdym ra z ie n iech w iedzą, że w P ru sie c h są je d n a k lu d zie ro z sąd n ie m yślący, k tó ry m nie podob a się ta ca ła o rg ia b a rb a rz y ń stw a .
Z ap ew n iłem go, że m oim ziom kom opow iem , co u sły szałem te g o w ieczora.
— I ow szem , lecz bez p o d aw an ia rz e c z y w isty c h n az w isk — b rz m ia ła odpow iedź. W olę nie n a ra ż a ć się na zem stę h ak aty zm u .
*
* *
N a tem za k o ń c z y ła się ro zm ow a. G d y w y ch o d ziliśm y z sali, o d ezw ały się znów to n y m uzyki, łag o d n e, tę sk n e , rzew n e. G rano R o se n lie d e r E u le n b u rg a .
N a placu p ary sk im , przed h otelem , z a trz y m a ł L issn e r p rz e
je ż d ż a ją c ą d o ro ż k ę i w sia d łsz y w nią, rz e k ł n a odjezdnem : W P r u siech j e s t w sz y stk ie g o dużo i ek scelencyj, i w o jsk a, i ludności p łacącej p o d atk i, b ra k ty lk o coraz b ard ziej je d n e j rzeczy , m ian o
w icie—rozum u.
D o ro żk a ru sz y ła . F eld en rz u c ił za o d jeżd żający m p a rę k w a ś
nych u w ag , poczem o d d alił się. B a ro n zaś to w a rz y s z y ł m i m il
cząco. D ro g i nasze ro zch o d ziły się za b ra n d e b u rs k ą b ram ą. Ż e
g n a ją c się, mój to w a rz y sz o św iad c zy ł:
— C zy tałem dziś ran o „ F ra n k fu rte r Z tg ,“ k tó r a pisze, że w czasach o becnych czło w iek w sty d zi się być N iem cem . U w a
żam , że te n , co to p isał, m iał tro c h ę słuszności.
Fr a n c i s z e k Mo r a w s k i.
Viossnae widoki j3ugu.
S zeroko B u g ro z to c z y ł sw e w io sen n e w ody, P o d p o ra n n y m b łęk item m ajow ej pogody.
J e s t g d zie oku pobujać, p oh ulać g d zie łodzi, W te j niezm iern ej, po łę g a c h ro z la n ej pow odzi, J e s t i m yśli g d z ie w sk rz y d ła , j a k czajce, u d erzyć, J e s t się p ieśn ią g d zie ro z b rzm ieć i głosem zam ierzyć, I dech sw o bodny leci, i n ie p o w strz y m a n y
Aż u w o ły ń sk iej k ęd y ś ro z b ija się ściany.
R z e k a w ysoko sto i w oboim sw ym b rzegu.
J a k c z a ra po w rą b pełna. N ie w idać fal b iegu , W o d a ledw o się m arszczy i ledw o o ddycha, G ład k a , rów na, w e zb ran a , o g ro m n a i cicha.
B rz e g p ra w y , p o sza rp an y , g lin ia s ty , w y soki, K łam i w rz e k ę się w g ry z a , i tw o rz y zato k i C iem ne, z iłu w y b ra n e, ta k n iezm iern ej g łęb i, Że w o d a tam i latem , j a k lodow a, ziębi.
W z d łu ż b rz e g u , tu ż n ad rz ek ą, w g lin ie ż ó łte j, w m ule, C z e rn ie ją k rą g łe g n ia z d a ja s k ó łe k , ja k kule
W m urze fo rteczn y m , g ę s to o strz e la n y m w boju, N a d g n iazd a m i le k k ie g o g a łę z ie pow oju,
K o cierp a, lig u s tr z w a n a p ospolitem m ianem , W ik lin a z pręciem zło tem i ciem no rum ianem , W ierzb a, ż ó łte do w ody sy p iąca kosm acze, I o strę ż y n a , w k t ó r e j'c o noc sło w ik płacze.
Z POEMATU.
Spodem k rz ew drobny, tra w y zroszone i ziele, P o d b ia ł liście ja k ta rc z e w y sre b rz o n e ściele, K om onica, rozch o d n ik i b u jn e łotocie,
W b la sk u liści i w k w ia tó w k ąp iąc e się złocie, I b ezim ien n a zieleń, ta rzeczp o sp o lita,
Co p ta c tw u n ieb iesk iem u i słońcu za k w ita,
S p lą ta n a w g ąszcz, nie p u szcza od rzek i sp o jrze n ia W g ó rę , do ch ło p sk ich pólek ż y ta i jęczm ien ia, Co w w ązkie, g ę sią sz y ją w y c ią g n ię te szn u rk i, U p a d a ją w doliny, w stę p u ją na w zgórki.
W sk rość zbóż i sadów , w ioski strze ch am i siw em i, G ęsto sadzone, k u p ą trz y m a ją się ziem i,
C h ru ścian y m płotem znacząc d ziałk i sw e n a roli, G d z ie n ie g d zie d w ó r bieleje w śró d sm ukłych topoli, A z c ien ia lip o d w iecznych w y b ły s k a na zręb ie C erk iew k i dach blaszany, i krzy ż, i gołębie.
P ra w y b rz e g p o ło ży sty , ro z esłan y , łężny, O tw ie ra się p rzed okiem w w idok nieohsiężny, W p a stw isk a , w oczerety , w m o k ra d ła i w łąk i, G d zie b ło tn e k rz y c z ą c z a jk i i h u k a ją bąki, A n ad niem i, j a k o ch m istrz tej całej k ap eli, B ocian g ło śn y m klekotem n a ta k ty j ą dzieli.
Z łą k i trz ę sa w isk pły n ą, sypiąc sre b ro szczodre, W ody s tru g k rę ty c h , g ę sto sp lą ta n e i m odre, M ów ią ry b a cy , co tu n a s ta w ia ją sieci,
Ż e s tru g i te z b ło t P iń s k ic h idą, od P ry p ec i, Od J a s io łd y , od S zczary, i że ow e w ody M ają podziem ne sw oje ży ły i przechody, D o B u g a się sk ra d a ją c z za b ran e j k ra in y . M ówią, że n a w e t czasem p rz y n o sz ą now iny, O p o w iad an e szeptem w w e stc h n ie n iach i w szum ie,
W idok szero k i, p ro sto o tw a r ty w b łę k ity , S re b rn ie ją c y s tru g siecią, łąk am i p o szy ty ,
W skroś k tó ry c h lek k ie g a je i ciche d ąb ro w y ,
J a k d elfin y w p ław b ro d zą, w y tk n ą w sz y z w ó d g łow y.
W śród b u jn y ch tra w b ły s k a ją g łę b o k ie k ołb iele, S z u w a r się po nich p u szcza b ru n a tn y , i ziele W odne, o liściu lśniącym , z pod k tó re g o nocą B iałe się k w ia ty w św ie tle księżycow em złocą.
Z n ak to, że ju ż u s tą p ił n a jw ię k s z y pęd w ody, Z e B ug, ja k żo łn ierz, z cudzej uchodząc za g ro d y , N a ż e g n an e sre b rn e g o ślad o d b ił k o p y ta ,
W k tó ry m je z io rk o sta je i c a ły ro k św ita.
S tąd, k ied y w słom ę ch ło p sk ie n ie za ro d zi pole, P o d la sia k trz c in ę b ierze n a strz e c h ę w stodole, I niesie n a ściel by d łu , i n a k alen ic y
O k rak iem siad łszy , ł a ta s k rz ę tn ie dacii św ietlicy .
C ałą w iosnę je z io rk a , pod ciem ną trzc in rzęsą, O d trz e p o tu c y ra n e k i k a c z e k się trz ę są . C ałe la to n a k r y te zielonym kożuchem P leśn i, b ru n a tn y c h p ałek osy p an e puchem , W ych o w u ją p o d lask ich żab sław n e g ro m ad y , K tó ry m nie k a ż d y bocian p o tra fi dać ra d y . T u d zik ie g ę sie lecą na nocne w y ż ary ,
S tą d p ie rw sz y c ią g je s ie n n y w ś w it zry w a się sza ry , Aż zim a lodem w y szk li i w y trz e sz c z y w słońce O ko zbielałe, m a rtw e i słupem sto jące,
A w ich e r s ta r g a sz u w a r i w y łam ie trz c in y . T e ra z le ż a ł nad niem i o p aró w dach siny, U stę p u ją c pow oli pod b ó r c z arn y , k tó ry
N a k ra ń cu w id n o k rę g u s ta n ą ł n a k s z ta łt chm ury.
Ma r ya Ko n o p n i c k a.
Niemcy w Galicyi.
Z przed m io tem n asz y m w iąże się b ard zo ściśle k o lo n izac y a n iem ieck a w P o lsc e z czasów n iep o d leg ło ści p a ń s tw a p olskieg o.
S ta n o w i ona bow iem p o d k ła d d zisiejsze j lu dn ości niem ieck iej w G alicy i, pochodzącej g łó w n ie z k o lo n izac y i p rz e d się w z ię te j pi zez ce sarz a J ó z e fa I I w k ilk a la t po p ierw szy m ro z b io rz e P o l
ski a będącej w y n ik iem je g o u siło w a ń g erm a n iz a c y jn y c h . Ś lad y t aw n eg o p ize d jó z e fiń sk ie g o o sa d n ic tw a n iem ieck ieg o p o zo stały nie n a je d n e m m iejscu, a n a w e t w śród dzisiejszej niem ieckiej lu- i ności g a lic y jsk ie j u trz y m a ła się część z te g o o sad n ictw a w p e ł
nej k iz e p k o śc i naro d o w ej, m ianow icie na p o g ra n ic zu g a licy jsk o - s ązkiein w o k olicy m ia sta B ia ły , tw o rz ą c sam a d la siebie dobrze z w a ity św ia te k niem iecki. M ożna tw ierd z ić, że k o lo n izac y a jó ze- lń sk a b y ła p o n iek ąd d alszym ciąg ie m o sa d n ic tw a n iem ieckieg o w P o lsc e z czasów do r. 1772 i że w ogóle k o lo n izac y a n iem ieck a n a ziem iach polskich snu je się, ja k cz erw o n a nić, od p ra w ie k u aż
o obecnej doby, zm ien iając w p ra w d z ie form y, lecz o d d ziały w u ją c niepoślednio, ja k za d aw n y ch czasów , w ciąż n a c a ły n asz u stró j 8Połeczny, a o bejm ując p ra w ie ca ły n asz o b sza r e tn o g ra ficzn y .
W idzim y, że k o lo n izac y a niem ieck a p rz ek ro c zy ła, że się ta k w yrazim y, a u to m a ty c z n ie n a w e t g ra n ic ę d zisiejszeg o K ró le stw a mni* •'e®.° * ° g arn<<ła k ilk a g u b e rn ij jego. W ła d a o na tam , w sile ści f! Wl(^cej P ółm ilionow ej ludności, w ielkim p rzem ysłem i w czę- s trv N a p o g ra n ic zu g a lic y jsk ie m , od M oraw i Ś lą zk a au-
ac lego j p ru sk ieg o , ciśnie się pod tem sam em h asłem ży w io ł m ia c lf0 * ,^° G a licyi> a w b ru s a c h k o lo n izac y a n iem ieck a n a zie-
ac i polskich tw o rz y pod o sło n ą m ilita ry z m u ta ra n g erm a n iz a -
*y, sw iQcąc tam n ajd zik sz e orgie.
K o lo n iz a c y a niem ieck a na ziem iach lech ie k o -p o lsk ich p rz ed s ta w ia się w całości ja k o od p rz eszło la t ty s ią c a trw a ją c a w ielk a tra g e d y a n aro d o w a, k tó r a z n asz eg o o b sz a ru e tn o g ra fic z n e g o w ści
ślej szem sło w a zn aczen iu p o ch ło n ęła p o d łu g d o k ład n y ch o bliczeń S te fa n a K o m o rn ick ie g o ') nie m niej ja k o k rą g łe 4000 m il k w a d ra to w y ch , czy li 230.189 k w a d ra to w y c h k ilo m e tró w do r. 1848, nie m ów iąc ju ż o ziem iacli o b o try c k ic h lu ty c k ic h i p om orskich.
L icz b a p o dana p rzez K o m o rn ick ie g o j e s t s tra sz n ą . S ądzim y, iż b ard zo w ażn e pow ody p rz e m a w ia ją za tem , b y śm y k o lo n izac y ą n iem ieck ą na ziem iach p o lsk ich zajm o w ali się n a jb a rd z ie j w y c z e r
pująco i b ac zn ą z w raca li u w a g ę n a lud n o ść n iem ieck ą n a nich b y tu ją c ą .
T y m czasem nie p o s ia d a ją c d ziejó w k o lo n izacy i niem ieckiej w P olsce t. j. d o k ła d n ie o p ra c o w a n e g o je j c a ło k s z ta łtu , m am y o niej p rz e w a ż n ie n ie d o k ła d n e lub ty lk o u łam k o w e w iadom ości, a ró w n ie sta n i sto su n k i obecnej ludności n iem ieck iej n a ziem iach p o lsk ich n ie są nam d o sta te c z n ie znane, chociaż to — je d n a z n a j
w a żn iejszy ch sp ra w n aszy ch n arodow ych.
P o w y ższe w z g lę d y s k ło n iły m nie g łó w n ie do z a ję c ia się szczegółow ego obecn ą lu d n o ścią n iem ieck ą w G a lic y i w z w ią zk u z d aw n ie jsz em o sad n ictw e m niem ieckiem w M ałopolsce i n a R u si h a lic k ie j, ja k o te ż z k o lo n izac y ą jó z e fiń sk ą .
L ud ność n iem ieck a w G a licy i, lic z ą c a p o d łu g sp isu lu dn o ści w r. 1900 razem około 211.000 g łó w , ilo śc ią w cale n ieznaczn a, nie p rz e d sta w ia chw ilow o, pod obnie j a k napły w niem ieck i w K ró le stw ie P o lsk iem , n ie b e z p ie c z e ń stw a n aro d o w eg o w d zisiejszy c h w a ru n k a c h b y tu ty c h k ra jó w . In aczej ato li p rz e d s ta w ia ć się m o g ą sto su n k i pod tym w zg lęd em w p rz y szło ści, g d y b y k o n ste la c y a p o lity c z n a u le g ła zn a czn e j zm ianie, co niem o żliw em nie je s t. W te dy k a d ry niem ieck ie u nas m o g ły b y sta ć się n ieb ezp iecznem i, zw ła szcz a, iż po za nim i w G a licy i i w K ró le s tw ie P o lsk ie m sto i p rz eszło d w a m ilio n y ludności ż y d o w sk ie j, u ży w ające j ż a rg o n u niem ieck ieg o w re z e rw ie , co rzecz je sz c z e b ard ziej z a o strz a , je ś li zw aży m y , iż se p a ra ty z m ta k zw an eg o „ży d o w sk ieg o n a c y o n a liz m u “ żą d a d la sw ej g w a ry niem ieck iej ró w n o u p ra w n ie n ia n a ziem iach polskich. M oglib y śm y p rz e to p rz y n ieszc zęśliw y m z b ie g u o k o li
czności posiąść n a te ry to ry a c h G a lic y i i K ró le s tw a P o lsk ie g o od-
') Zabory i kolonizacyą niem iecka na ziem iach polskich /. szczególn em u w zględ n ien iem W. Ks. P ozn ań sk iego do r. 1848. L w ów , 1891.
NIEMCY W GALICYI. 19 ra zu około trz e c h m ilionów N iem ców . L u dność ży d o w sk a w P o zn ań - skiem i w P ru s a c h dow odzi, że o b aw a n a sz a m a w zg lęd n e uza
sadnienie.
I.
Z ac zy n am y od k o lo n izacy i niem ieckiej. N iem cy ju ż w za
m ierzch ły ch , b aje c z n y c h cz asach p rą k u ziem iom p olskim . P o d a nie niem ieck ie o W a lte rz e z A k w itan ii g ło si o ucieczce ry c e rz a w alecznego na w schód, w p o d an iu zaś m ało p o lsk iem o d n ajd u jem y go w W a lg ie rz e W dałym , w ład cy n a T yńcu. N iem ieck i k sią ż ę po d an io w y R y ty g e r n a je ż d ż a ziem ię m ało p o lsk ą, u siłu ją c z b ro jn ą siłą posiąść W an d ę i je j K ró le stw o . P rz e d N iem cem szu k a u cieczki W anda w n u rta c h W isły .
J ó z e f S z u jsk i *), S zczęsn y M oraw ski -’) i in n i n asi b ad acze s ta ro ż y tn o śc i w sk a z u ją n a niem ieck ie n alec iało ści w g w a rz e ta trz a ń sk ic h i b esk id o w y c h g ó ra li. W y w o d z ą oni zg o d n ie w y ra z kierdel (trz o d a) z n iem ieck ieg o H ilrd e , tu r n ia z T h u rn i (w ieża), p yrć (ścieżk a g ó rsk a ) z Pursche (w y raz m y śliw sk i: iść borem , sk ra d a ć się ścieżkam i u k ry te m i pod zw ierzynę), hula z H alle, H alde (w niem ieckiem inne znaczenie), s zu m n y (pięk ny) z schon (piękny), g a ra ży (okopy) z Graben i t. d. M o raw sk i w sk a z u je też na ślady niem ieck ie w n ie k tó ry c h n a z w a c h ziem iopisnych, w y w o d ząc n a zw ę g ó ry Giewont k o ło Z ako p an eg o , p o siad ają cej stro m e ścian y z n iem ieckiego w y ra z u W and (ściana). Is to tn ie te ż n az w y g ó r:
kopa k ró lo w e , kopa k o n d ra c k a , kopa M azury , kopa za d n ia z d a ją się w sk az y w ać na p ochodzenie z niem ieck ieg o w y razu K u pp e i Kop- pe (stożek, sto ż k o w a ty w ierzch góry). W zw ią zk u z tem w y p ro w a d za M oraw ski n a z w ę w si Grleczarow a z G letscherdorf, S z a fla r z n iem ieck ieg o : Schaflager (o b o ra ow cza), d odając, że tam n a n ie
dostęp n ej sk ale m ieli niem ieccy o siedleńcy p ew ne sch ro n isk o dla sw oich ow iec, a „później w zn iesiono tu m ały za m e k .“ S ądzi on dalej, że n az w a ta trz a ń s k ie j m iejscow o ści W itó w „m oże pochodzić x n iem ieckiego W erthof.1* M oraw ski id zie w sw oich w y w o d ach za dalek o , szczegó ln ie co do p o ch o d zen ia p rz y to c zo n y ch nazw m iej
scow ych G lec zaro w y i W itow a, co n a w e t K a in d l3), d ziejop is kul-
') P olen und R u th en en in G alizien. W ien—Teschen.
*) Sądecczyzna. K raków , 18G3.
*) G escliichte des D eutsclien in G alizien bis 1772. G otha 1907.
tu r y n iem ieck iej na te ry to ry u m d zisiejsze j G alicy i, odrzu ca. R ó
w n ie id z ie za d alek o J . S zu jsk i p isz ą c : „P o d h a la n ie — ta k zo w ią m ieszk a ń có w w łaśc iw y ch g a lic y js k ic h w si ta trz a ń s k ic h — j e s t ich 17 — poch o d zą w szy sc y z ko lo n ij. k tó re w c ią g u X I I I i X IV w ieku u tw o rz o n o n a n o w o ta rsk ie j k ró lew szcz y źn ie. P ie rw o tn ie b yli to N iein cy “ — d o d ając d a le j: „W 17 o sad ach p ołożo ny ch na p o łu d n iu od g a lic y jsk ic h m azurów , a z ta m te j s tro n y linii p o cią
g n ię te j poziom ie p rz ez śre d n i b ieg W isłoki, pow yżej P ilz n a i Ł a ń c u ta m ie sz k a ją ta k zw ani O luchoniem cy, plem ię p o w sta łe z k o lo n izacy i X I I I i X IV w ieku. M ów ią oni w y łąc zn ie po p olsk u , lecz n iem ie
ckie, szw ed zk ie, a n a w e t ta ta r s k ie ż y w io ły m ożna w ty c h o sa dach dow odnie o dkryć. M ają oni stró j ludow y, p o d o bny zu p e łn ie do stro ju S asów sie d m io g ro d z k ic h .“ M o raw sk i z w ra c a d alej u w a gę, że w p o d h alsk iem m iastecz k u C zarn y m D u n a jc u u trz y m a ł się s ta ry obyczaj lu d o w y zw a n y bursą, k tó ry żyw cem p rz y p o m in a n iem ieck i ludow y zw y czaj, is tn ie ją c y w d o linie In n u w T y ro lu i w A lp ach b a w a rsk ic h , zn an y pod m ianem H aberfeldłreiben, ro dzaj sądu ludow ego. P o d an ie o sły n n y m z b ó jn ik u K ru d y n h o p ie w S ąd eoczyźnie w sk a z u je w y ra ź n ie n a N iem ca.
Ś la d y te niem ieck ie w ta trz a ń s k ie j, sąd e ck iej i k ra k o w sk ie j części M ałopolski nie d a d z ą się n ig d y w y św iecić d o sta te c z n ie . M ogą o nich istn ie ć ty lk o p rz y p u szcz en ia. J e d n i sąd zą, że n a jd a w n iejsze ślad y niem ieckie w o b rę b ie T a tr i B eskidó w p ochodzą z cz asó w B o lesław a C h ro b re g o , k tó ry w cz asie w ojen sw ych i z N iem cam i o sa d z a ł tu, ja k o w o d le g ły c h i n ie p rz y s tę p n y c h oko- j licach, jeń có w w o jen n y ch niem ieckich. In n i m n iem ają, iż w p ra- I w iek u n ę c iły N iem ców w te s tro n y sk a rb y k ru sz co w e, ja k ie g ó ry 1 k ry ły w sw ojem łonie. N a d to is tn ie je je s z c z e p rzy p u szcz en ie, iż te ślad y odnosić n a le ż y do w iek u X II , m iano w icie do czasu , k ie dy S piż z S ie d m io g ro d em kolo n izo w an o N iem cam i. P o d łu g tej h y p o te z y p o z o s ta ła tu część N iem ców , c ią g n ą c y c h tam p rzez T a try .
Z czasó w L e sz k a B ia łe g o ( I 1227) m a is tn ie ć d o k u m en t, bez bliższej d a ty , pochodzący je d n a k w k ażd y m ra z ie z czasu p rz ed rokiem 1227, w k tó ry m obcym osad n ik o m sive su n t R o m a n i s iv e Teutoni z a p e w n ia u ży w an ie w ła sn e g o p ra w a . Co w łaśc iw ie zn a
czy R o m a n i, tru d n o zrozum ieć. M oże o zn a cza F ra n k ó w , g d y ż pó
źn iej p ra w o fra n k o ń sk ie b yw ało , choć rzad k o , n ie k tó ry m osadom n adaw ane.
P ie rw sz e ślad y o sa d n ic tw a niem ieck ieg o n a w y ży n ie t a t r z a ń sk iej i b esk id o w ej, d o k u m en tam i s tw ie rd z o n e g o , p rz y p a d a ją na
NIEMCY W GALICYI. 21
czas rz ąd ó w K a z im ie rz a II , k tó ry dokum entem z r. 1186 ') n a d a ł Winfriedoiui, synow i k o lo ń sk ieg o h ra b ie g o , tr z y g ro d y i s ta r o s tw a : S andecz, O św ięcim i S ie w er w raz z w ielki emi posiad ło ściam i ziem - skiem i d o ży w o tn io w lenno, ludność zaś ty ch p osiad ło ści u w o ln ił od p raw a polskiego. W dokum encie z n a jd u je się u stęp , iż każdy , k to b y n arod ow ość le n n ik a lu b ludzi je g o o b ra z ił lub bezcześcił, m a być k a ra n y 15 m a rk a m i g rz y w n y . M oraw sk i d o d aje, że r y cerz p rz y b y ły z nad R e n u p o d le g a ł ty lk o sąd o w n ic tw u k ró le w sk ie mu i b y ł zw oln io n y od w szelk ich o p ła t ta k dalece, iż n a w e t nie u iszcz ał n ależ ące j się k o ro n ie o p ła ty sądow ej, a ty lk o o bo w iąza- ny 1 >>ł zapłacie je d n o ra z o w o je d n ą m a rk ę z ło ta p an ującem u , a jed n ą m ark ę sre b ra w ojew odzie, k tó rem u je d n a k nie p o d leg ał w cale.
at sw oim i n iew o ln ik am i w y k o n y w a ł w ła d z ę n ieo g ra n iczo n ą , o p ro w a d z ił ich z N iem iec.
W nuk te g o W infrieda, k tó re g o zo w ią ta k ż e L e w a rte m , od je g o zam ku ro d z in n e g o L o e w e n w a rte nad R enem , o trz y m a ł g o
dność sto ln ik a , po n iem iecku Furleger, i s ta ł się p ro to p la s tą mo
żnej ro d z in y szlacheckiej Firlejów .
G d y H e n ry k B ro d a ty , k sią ż ę ślązk i, ja k o o p iek u n B o le sła w a W sty d liw eg o z a sia d ł na k ra k o w sk im tro n ie w ielko książęcym , zy s k a ła k o lo n iz a c y a n iem ieck a w M ałopolsce w nim i jego m ałżo n ce Ja d w id z e , z a w o łan ej g e rm a n iz a to rc e S lą zk a, g o rliw y c h k rz e w i
cieli niem czy zny. H e n ry k n a d a je k ra k o w sk ie m u w ojew odzie, Cedro
w i, ta k ż e Ohadronem zw anem u, (T heodorow i), z ro d u G ry fó w , ca łą p iz e d T atram i le ż ą c ą w yżynę, p ó źn iejsz ą N o w o ta rsz c z y z n ę czyli l odh ale w lenno. G ry fo w ie byli niezaw o d n ie szlac h eck ą ro d z in ą n ie
m iecką. W id zim y ich też zaw sze po s tro n ie k s ią ż ą t p olskich i śląz- kich, k tó rz y pop ierali N iem ców . H e n ry k B ro d a ty u d ziela C edro
wi- Ih e o d o ro w i d okum entem , w y staw io n y m w r. 1234, pozw olenie do z a k ła d a n ia w lesie n ad rz e k a m i: O stró w k ą , C zarny m D u n a j
cem, R o g o źn ik iem , L ep ien icą, S łoną, R a jta rn ic ą , N e d e lsk ą i S tra - d o m ią — o sad na p ra w ie niem ieckiein.
W ojew oda C ed ro za ło ż y ł n a ty c h m ia st na ziem i so bie nada- lleJ o sad ę n a p ra w ie niem ieckiem L udzim ir. po n iem ieck u F rie d -
^ 1) Adam N aruszew icz: H istorya Narodu P olsk iego. K raków 1860, t. 4,
|, 1 P odług M oraw skiego i innych ina ten dokum ent posiadać datę ro- ii ll().j. O koliczność ta daje pow od dr. J. 1’iekosińskiem u do przeczenia pra-
aw o.u i j e g o w opracow anym przez sieb ie k od ek sie dyplom atycznym Mało- p ils k i (t. 2,-gtr. 282). W skazuje on, iż K azim ierz II zasiadł na tron ie krakow- s lin dopiero w r. 1177, co jednak bynajm niej nie sp rzeciw ia się dacie podanej przez Naruszewicza.