• Nie Znaleziono Wyników

Kurs czapniczy w czasie wojny - Mieczysław Zych - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kurs czapniczy w czasie wojny - Mieczysław Zych - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
1
0
0

Pełen tekst

(1)

MIECZYSŁAW ZYCH

ur. 1926; Nieciecz

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, II wojna światowa

Słowa kluczowe Lublin, II wojna światowa, praca, kurs czapniczy, Bolesław Czyż, Armia Krajowa

Kurs czapniczy w czasie wojny

Jak żeśmy skończyli szkołę, to nic żeśmy nie robili. Przy ulicy Kowalskiej pod [numerem] trzecim był taki kolega, do którego chodziliśmy grać w karty. [Pewnego razu] przyszła nasza wychowawczyni akurat do tego kolegi; później się okazało, że chodziła do wszystkich i namawiała do pracy, mało tego, załatwiała pracę. Jednemu koledze, załatwiła pracę w zakładzie hydraulicznym, drugiemu, załatwiła pracę u elektryka. [Dla mnie] powiedziała, żebym [szedł na] kurs czapniczy, bo ja takie chuchro byłem. Faktycznie to mi się przydało, ponieważ to żadna robota, nie ciężka.

Szef był bardzo fajny, zawsze nam mówił, że popracujemy trochę to pozakładamy sobie też takie warsztaty, ręce wsadzimy do łokcia w kieszeń i będziemy tylko chodzili - i on tak chodził właśnie. Później się okazało, że ten szef był szefem od organizacji podziemnej, [nazywał się] Czyż Bolesław. Pojechał do Warszawy jeszcze jak Niemcy [tam] byli, znaczy przed wkroczeniem wojsk wschodnich do Warszawy i tam był jakimś dowódcą oddziału AK, a stąd wiem, że jego siostrzeniec był tam właśnie razem z nim i po wojnie przyjechał do Lublina. Później nie wiadomo co się stało z tym Bolesławem.

Data i miejsce nagrania 2006-04-05, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

„Nie umiał!” a dyrektor tego szpitala abramowickiego, wiadomo że to jest psychiatryczny szpital, Brennenstuhl, był absolwentem liceum Staszica, zadzwonił do pani

Częściej chodziliśmy tylko tu na ulicę Krawiecką i sprzedawaliśmy, takie były skupy żelaza, szmat, to jak żeśmy tam na podwórkach widzieli u siebie jakieś powyrzucane

Chociaż pamiętam szewca jednego, żeby było śmiesznie nazywał się Schumacher - to znaczy szewc po prostu, on miał bardzo mało roboty, ale siedział sobie przed tym warsztatem

Tak, że żeśmy szli czasem przy Grodzkiej, jak się zaczyna Grodzka od Rynku, to była przez połowę przecięta ulica i on tędy wchodził, myśmy zagadywali tych Ukraińców, bo

Rzucali 10 groszy i ona mówiła, wszystko pamiętała, nie zaglądała do żadnych książek, wszystkich pamiętała łącznie z nazwiskami, podawała nazwiska, do kogo się

W następnej kamienicy mieszkała rodzina z pięciorgiem dzieci - wtedy, jak ja przyjechałem, to odnawiałem te znajomości - okazało się, że to najgorszy folksdojcz na całej ulicy,

Tam strasznie zimno było, mieliśmy taki, to się nazywało koc, ale to nie był koc, tylko to były takie z flaneli niby koce, takie do przykrywania.. Do roboty chodziliśmy na kolej, z

Nie było muru, tylko było [ogrodzenie] z desek wzdłuż Grodzkiej, a tam, przy Świętego Mikołaja, to był tylko drut kolczasty. Jak likwidowali getto, to jakoś tam mi