• Nie Znaleziono Wyników

Dom rodzinny przy Staszica 10 - Danuta Zipper-Olędzka - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dom rodzinny przy Staszica 10 - Danuta Zipper-Olędzka - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

DANUTA ZIPPER-OLĘDZKA

ur. 1931; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Lublin, dwudziestolecie międzywojenne, rodzina i dom rodzinny, ojciec, Eugeniusz Zipper, zabawki

Dom rodzinny przy Staszica 10

To tylko pamiętam, że to było drugie piętro. Nie wiem, czy tam było więcej mieszkań.

Pamiętam, że jak były drzwi wejściowe, to korytarzem się wchodziło do ojca części i najpierw była poczekalnia, a potem był ojca gabinet, a na lewo był pokój jadalny, którego ja nie lubiłam bardzo, bo ja nie lubiłam jeść i ciągle mi mówili: „Połknij, połknij, połknij”, a ja nie chciałam jeść. Pamiętam rodziców sypialnię, jak przez mgłę, coś, co przypominało palmę, tam stało. No i był mój mały pokój. Jak ojciec wracał z Wiednia, to jak ja się rano budziłam, cała podłoga była w zabawkach, przywoził mi. Ostatni raz jak przyjechał z Wiednia, przywiózł mi jeszcze oprócz zabawek przepiękne dwa płaszczyki, jeden seledynowy i jeden różowy. One były takie piękne, że ja się nie mogłam zdecydować, który mi się bardziej podoba. Wśród zabawek był kalejdoskop, była scena teatralna, można było ją obracać i ustawiać sobie tam te figurki. Nie lubiłam lalek, zupełnie się lalkami nie bawiłam, ale kochanego misia miałam. I strasznie chciałam psa, ale niestety... I dobrze, że nie dostałam, bo przecież nie wolno nam było mieć psów potem.

[Pamiętam], były trzy doniczkowe kwiaty, takie wielkie, fikus, filodendron, a jeden nie wiem, jak się nazywa. Nic więcej nie pamiętam. [Widoku z okna nie pamiętam], tylko to, że z okna od strony kuchni się rzucało pieniążki tym [przychodzącym] ludziom.

Jest bardzo dziwna rzecz, że ja nigdy nie słyszałam języka żydowskiego, nie znałam ludzi mówiących łamaną polszczyzną, moja Eścia, która mieszkała tam, gdzie potem było getto, w tej dzielnicy biednych, prostych ludzi, mówiła piękną poprawną polszczyzną, nie wiem jakim cudem. Ja w ogóle nic o niej nie wiem, nie wiem, jak miała na nazwisko. Też mam jej jedną fotografię.

W domu były od czasu do czasu wielkie prania w kuchni. Była kucharka, która u nas nie mieszkała, tylko przychodziła, na imię miała Karolcia. Jak było pranie, dla mnie to było strasznie interesujące, a ona mnie wyganiała z kuchni. Tam była wielka balia i baniak z gotującą się bielizną, i para – to było coś fantastycznego. A ona mnie wyganiała, nie wolno było tam wejść. Ona przychodziła i potem wychodziła do domu,

(2)

tak jak Esterka, ona też szła do rodziców.

Dostawałam co tydzień pisemko dla dzieci, które się nazywało „Płomyczek”. I pamiętam, co jest zdumiewające, śmierć Piłsudskiego. Pamiętam, że we wszystkich sklepach, na ulicach, były jego portrety ustrojone żałobnie, a w „Płomyczku” można było wyciąć jego fotografię i było napisane, że ramkę można zrobić z kartonu i owinąć czarną tasiemką, i ja chciałam już natychmiast to zrobić, ale był wieczór, sklepy były pozamykane i ja zaczęłam ryczeć i tupać nogami, bo ja chciałam już teraz czarną tasiemkę i zrobić ramkę żałobną Piłsudskiemu. Ojciec mi tłumaczył, że jutro kupimy, bo teraz już sklepy zamknięte, ale ja chciałam już. Ja nie byłam słodkim dzieckiem, nie.

Data i miejsce nagrania 2012-09-04, Sztokholm

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pamiętam na pewno jak była pierwsza Ballada [Spotkania z Balladą] robiona, to była Ballada szpitalna [Medyczne Spotkania z Balladą], to wtedy jeszcze Jurka z nami nie było..

Ja też akurat miałam to ułatwienie, że moja siostra chyba w latach 70., tak w [19]71 wyjechała na zachód i właściwie dolary przypływały do moich rodziców. Również

Muszę powiedzieć, tym, którzy nie wiedzą, że wtedy nie kupowało się papieru, nie dostawało go się na zamówienie, tylko obowiązywały przydziały.. Papieru, jak

Gabrysia była blondynką, niebieskooka, śliczna dziewczynka, zupełnie niesemicka i ona miała wszelkie szanse, wszelkie możliwości, [żeby przeżyć], bo trzeba było mieć dobry

I ja czułam, że cała krew ode mnie spłynęła, a przecież nie mogłam się do tego przyznać, więc siadłam, zdjęłam buty i udawałam, że wysypuję piasek z buta, żeby

Ja usłyszałam takie wypowiedzi: „Teraz przyjeżdżają Żydki i udają kuzynów, krewnych i chcą ściągać wszystkie bogactwa”. Ja sobie pomyślałam: „Ja mam dowód własności

Ona mnie przepraszała, a ja jej byłam taka wdzięczna, przecież wyleczyła mnie z tego świerzbu, a to, że mnie poparzyła, to przecież nie chciała. Ona jeszcze mnie prosiła

Tworzono legendy na ten temat, że było pijaństwo, że ktoś tam się przewrócił, że kogoś trzeba było wynosić, ale ja nie byłem świadkiem takich zdarzeń. Nie