Numer 7.
Rok I.
We kw ow ie dnia S. kw ietnia 1893.
W U T T S O S J O K 2J,ft K O B I E T
wychodzi 5. i
20.
każdego miesiąca.
A d res R e d a k c ji: L w ów , ul. Szeptyckiego 1. 31. — A d res A d m in is tr a c y i: ul. Batorego 1. 30.Przedpłata na „PRZEDŚWIT" w y n o si: rocznie 3 złr., półrocznie 1 złr. 50 ct., kwartalnie 75 ct. — Z p r z e sy łk ą : rocznie 3 złr. 50 ct. półrocznie i złr. 80 ct., kwartalnie 90 ct. W k sięstw ie poznańskiem i w Niem czech: ro żnie 7 marek, półrocznie 3 marki 50 fenigów , kwartatnie i marka 30 fen. — W A m eryce rocznie 2 d o i , w e W łoszech 10 lir., w F rancyi 10 fr. — Numer pojedynczy 15 centów. G łówna A jencya dla K rak ow a i okolicy w kiięg. L . Z w o liń sk ie g o Spki: Kraków, Grodzka 40., w P o z n a n iu w księg. A . C yb u lsk iego.
VVvVVWvWvVVVWvVVVVVVVVVVVVVVVWvVVVVVWvVVVVVWvWvVVWvWvVVVVVV WVWvVvVWvWvVWvWvVVWvWvWvVVVWvVvVvVWV\WvWvWvVvVvVvVVVWvVvVWvWvVv^WvVvWvVvVVVvV
„A lleluja! Jezus żyje
On, co światu życie d a łl...*
rzy w spólnym sto le sio strzeń stw a i b ra te rstw a siad am y z m iłym i naszym i C zytelniczkam i i Czy teln ik am i, do św ięconego, a b y p rzy pięknym n a szych ojców obrzędzie p o w tó rzy ć rad o śn ie: A lleluja! W ie lk i to dzień, tra d y c y o n a ln ie w ielki i dla życia ta k w ażny, ja k o dla dnia każd eg o w ejście sło ń c a na niebiosa. Ś w iatło i życie p rzy szło sp o łeczeń stw u w dzień te n zm artw y ch w stan ia P a ń skiego, św iatło i życie niech się rozprom ieni, przez to najw iększe Ś w ięto chrześcijańskie; ciepło niech p rze n ik a oziębłych i tych, k tó ry m z tro sk , bólów i sm ut ków , serce w p iersiach krzepnie, niech ich do n o w ego p o w o ła ży cia. C iepło niech ro zg rzew a tych, co p o rw a n i falą losu i w yp ad k ó w daleko odbili od b rzeg ó w ojczystych, niechaj poczują, że choć od O jczyzny zdała, ko ch an i są, w spom inani i n iero zer w alni d uchem z n a m i! '
\ Ś w iatło P a ń sk ie nie :haj nam tru d n e i zaw iłe rozjaśnia zag ad n ien ia, niech nam ro zśw ieca ścieżki
I życia, bo się ich ty le nam nożyło, że nie trudno- po b łąd zić i om inąć najzbaw ienniejsze. Jasn o ść B oża niech nam p a d a przez dzionek k a żd y n a w zro k w y tężony w dal i w śród b urzy i ciem ni szukający o d k ry c ia ty lu , ty lu tajem nic w ie d z y !
Ze wszech stro n sły szy m y n aw o ły w an ia d o p r a c y ogrom u, bo zbliżają się chw ile, więcej od nas w y m agające woli, en erg ii, h a rtu , czynu, rozsądku! N iechże to św iatło, k tó re z g ó ry Oliwnej n a ludz kość pad a, stan ie się najlepszym d o rad cą i k ie ro w nikiem — gdzie czerpać te p o trzeb n e cnoty, gdzie się w zm acniać, ja k ró ść w potęgę, ja k zw alczać g r y zące sm utki, a b y z pożytkiem oddać się p ra c y p o w ażnej, obhtej w d o b re n astę p stw a . W sz y stk o , co je s t dobre, możi; b y ć w ielkie — w ięc też nie b ia
dajm y, że sp ełn iając czyny, sam e przez się n iew iele znaczące, nic dla sw ego sp o łeczeń stw a nie czynim y, w szak p ra w d ą je s t niezbitą, że m rów cza p ra c a z celem się nie rozm ija — a zatem „czyń każd y w sw em k ółku, co każe duch Boży, a całość sama. się z ło ży .”
znaczenie niż inne, p rzez p am ięć dziejow ych w y p ad k ó w z p rzed w ieku — w ięc m usi n as też silniej p o b ra ta ć i sp rzęg n ąć zgo d ą i m iłością, w ytw orzyć potężniejszą spójnię, g d y zew sząd u d erzają p rą d y rozpraszające sku p io n y ch w grom adę. A w ięc niech I się p o lsk a g ro m ad a silnie trzym a — i dziś, ja k n ie g d y ś przy najjaśniejszem i najcieplejszem ognisku dorocznego „A llelu ja” n iech zatętn ią żyw o serca, radość niech nam tw arze ro z p o g o d z i, nadzieja
i w iara w s k u te k .d o b ry ch tiśiłow ań nięch n ą s za ch ęca do now ego działania:1 - pokój -Boży, m iłość;' sw oboda, ja k dobre "duchy niech nam w szędy to w arzyszą — z tem przekonaniem , że w iara, m iłość i sw oboda, to sk rz y d ła do w ielkich c z y n ó w ! R a z jeszcze w esołe niech rozbrzm iew a; „Alleluja* w śród rzeszy żałobnej, co sp ła k a n a po u tracie najcenniej szego n a św iecie skarbu, śle sobie życiodajne Alleluja n a p rzy szłe gody zmartwychwstania wolności!
Redakcya.
Z M A R T W Y C H W S T A N I E .
---icho i martwo było na św iecie;
Ziemia spowita w puchach śnieżystych,
Słonko schowane w obłokach mglistych —
Piosnka dźwięczała tęskna, żałobna,
Jakby w niej nuta drżała przedgrobna:
Prośba o ży cie!
Naraz padł promyk z błękitnych to n i:
To jasne słońce wyszło z ukrycia,
I wszystko znowu budzi do życia.
Ziemia skąpana w blasku promieni,
Śmieje się. pełna strojnej zieleni,
Kwiecia i woni.
I pieśń zabrzmiała w okrzyk radosny:
Szemrzą strumyki — kwiatki i drzewa,
Ptaszyna piosnkę o maju śpiewa —
Na złotych nawet promieniach słońca
Drga rozśpiewana nuta bez końca,
_ To piosnka wiosny!
I świat z przyrodą łączy śpiewania,
Ufnym w dal wzrokiem życie to wita
Co mu w jutrzence różowej świta,
I nuci z sercem pełnem radości,
Wielką i wzniosłą piosnkę przyszłości;
Pieśń zm artw ychw stania!
J l n r l a , .
Z nak z a p y ta n ia dopom ina s i ę sam o d Ciebie
C zytelniczko i C zytelniku, b y ście orzekli, czy ty tu ł te n p o d o b n y je s t do straszak a, co w k o n o p iu lub w ła n ie zbożow ym sto i i w róble straszy , czy też przeciw nie, niesie z sobą b ło g i pokój i pew ność czeg o ś d obrego a ro zsąd n eg o .
— N ie, nie, ani jed n o an i d r u g ie ! w o ła nasza najśw ieższa ab o n e n tk a (prenum eruje „P rz e d św it" d o p ie ro od przedw czoraj!) •— g d y ten ty tu ł czytam , to m i się zim no robi, bo uczona k o b ie ta , to coś lo dow atego, to coś ja k ocean p o dbiegunow y, w iecznie .zam arznięty, pow ażny, bez je d n eg o uśm ieszku sło necznego.
— A zlitużje się P a n i! cóżeś n a g a d a ła , nie zastanow iw szy się. D laczeg o ? S k ą d ta k ie sądy, tak ie d alek ie p o ró w n an ia? Ej, pow iedz pani, czy się nie m ylę, tw ierd ząc, iż n ie k tó re z w as lu b ią bujać d a leko, dla w ygody, d o p raw d y je d y n ie d la w y g o d y (a czasem z obawy), aby nie p o trą c ić n o g ą o k a m ień rzeczyw istości. B o i dlaczegóż Ciebie pani, ty tu ł nasz mrozi, podczas g d y p rzy jació łce mojej ro zprom ienia on tw arz i jej rozum ne a p ięk n e oczy
czem u koleżankom moim zam y k a on w w ielu w y p a d k a c h u sta uszanow aniem i p o w a g ą ?
— A w ięc dlaczego, szanow na au to rk o ? —- D lateg o C zytelniczko, iż um ieją cenić to, co w arte je s t oceny i p o sz an o w an ia, bo utr.ieją
m jjA le ć !
— T a k ? w ięc ja jestem bezm yślna, szanow na a u to rk o ? T a k ? Oh, w idzę, że je ste ś je d n ą z najnie znośniejszych k o b ie t pod słońcem . O, choć cię nie znam osobiście, ale napew no tw ierd zić m ogę, że m asz tw arz długą, m elancholijną, żo łtaw o-bladą, oczy czarne, złośliwe, nosisz suknie najbrzydszych i najnie- m odniejszych barw , krojem zbliżone do to g i re k to r skiej — a n a każdym k ro k u dajesz nauczki, palisz w szędzie m o r a ły ! B r r ! sam o w yobrażenie już mię m rozi do Ciebie. Je ste ś ch y b a w całem sło w a znaczeniu: „b as-b leu “.
— No w idzę, że moja czy teln iczk a je s t g a d a tliw ą, p ew n ą siebie, trz p io to w a tą i lu b i w y d aw ać sąd y i op in ie bez przyjrzenia się faktom , bez p o d staw y realnej. T y się m ylisz p an i «— a ręczę, że g d y stan ę p rzed T o b ą, to um ilkniesz i spuścisz g łó w k ę zaw stydzona — bo poznasz s ą d swój błędny.
W y ra ż e n ie „b a s-b le u “ do k o b ie t uczonych nib y się odnoszące, się g a czasów, gMy p a n i M ontagu p rzy j m ow ała n ajw y b itn iejszy ch lite ra tó w — k to ś z n ie p rzy g o to w an y ch do w izyty u niej, w y m aw iał się, iż
Kobieta uczona.
je s t n ieu b ran y m . — M ożesz przyjść n a w e t w n ie biesk ich pończochach! odpow iedziano mu. S tą d c h y b a nie w ynika, że k o b ieta m usi b y ć śm iesznie u b ran a.
N ie lubisz tych „bas-bleu" a pow iedz m i znasz że choć je d n ą uczoną?
— T o p raw d a, że nie znam, no ale w yobrażam je sobie doskonale. P ocząw szy od p an i T ań sk iej W ilc z y ń sk ie j, Żm ichow skiej a z cu d zo ziem ek ...
— P s t! n a B o g a! rę k ą ci T w oje u steczka za m ykam , dość już, m ów ić nie pozw alam . W y m ien iłaś m i sam e a u to rk i — dobrze. Może Ci się n iep o d o b a T a ń sk a , ale niew olno Ci zaprzeczyć, iż p o ło ży ła ogrom ne zasłu g i — w spom inasz o W ilczyńskiej i jej p en sy i — m ów isz o Żm ichow skiej. — O m oja P an i, T y ś ch y b a nie zn ała tej idealnej k o b ie ty , nie cz y tała teg o , co o na n ap isała, nie w iesz o tem , co
poia. zaw odem p isa rsk im d z ia ła ła . T w oje lo d o w ate
te o ry e nie d a ły b y się żadną m iarą do niej p rz y sto sow ać, zaręczam Ci pani, sto p n ia ły b y w m gnieniu oka, sp o tk aw szy się z tą n iep o ró w n an ą Żm ichow ską. P o m in ąw szy to, że b y ła p o e tk ą natch n io n ą, m yśli- cielk ą g łęb o k ą, w y b o rn ą p sy ch o lo g in ią i pedag'oginią p o sia d a ła w iedzę ogrom ną, dow iedz się, ze p o sia d a ła jed n o ż n ajg o rętszy ch serc, ja k ie B ó g stw orzył.
P ow iedz sam a, czy to zim na k o b ieta w y p o w iada ta k dobrze znane nam w szystkim jej tw ier dzenia o u k o ch an iu id eału B ożego, o m iłości do ludzi i t. d. „K ażd y z n as wie — m ówi ona — że (
miłość potęgą, mądrością, szczęściem; jeśli, ab y przez chwilę, je śli ,aby cok o lw iek lu b k o g o k o lw iek w ży ciu k o c h a ł, wie, ja k im w tedy b y ł cudotw orcą, jakim panem , jak im p rorokiem ". W ię c widzisz, że nie zim ną, nie sztyw na, nie lo d o w ata ja k b ieg u n p ó ł nocny. A przecież to b y ła k o b ie ta uczona, w ielka. Czemu zaś w ielka, o d g ad n ąć n ietru d n o — bó tę uc/.oność, wiedzę, autorstw o, nie b ra ła ja k o cel, lecz ja k o śro d e k — do tem lepszego u k o ch an ia w szyst
kich i do rozpłom ienienia serc, św iętym ogniem m i łości k u Matce, dla k tó rej ty le c ie rp ia ła i p r a cow ała !
K łonisz g ło w ę z uszanow aniem p rzed tym w y m ow nym p rzy k ład em C zytelniczko, a je d n a k w idzę, iż na u stach b łą k a Ci się jeszcze ja k iś odcień u p rzed zen ia?
— T a k , ta k to u p rzedzenie do dzisiejszych, żyjących, uczonych k o b ie t...
— I czemuż to ? Znasz p a n ią d o k to ra Z .? P o wiedz, czy jej filantropia, jej an ielsk ie serce, jej ręce p raco w ite aż do znoju, g o d n e są ty c h u p rz e
dzeń? W ie rz mi C zytelniczko, j a p a n ią Z. uw iel biam za Jej c h a ra k te r, za jej czyny, za jej s ą d y ro zum ne a w y ro zu m iałe o d ru g ich , za jej w spółczucie d la niedoli, k tó re nie o b jaw ia się, ja k n p . u mojej chudej sąsiad k i łzam i n a d o b ity m psem , a p ięścią dla n a trę tn e g o żeb rak a, lecz w spółczucie rozum ne, o dróżniające p o d m io ty g odne te g o od n iegodnych.
— S łusznie. Znam p a n ią Z. i sam a za jej b y stro ść rozum u i szlach etn e se rce u b ó stw ia ła b y m ją, g d y b y m u m iała naślad o w ać lub przynajm niej m arzy ć o n a ś la d o w a n iu . . . A le . . ,
— W ię c je s t jeszcze ja k ie ś „ale"‘i
— T ak , pochodzi ono z o baw y. K o b ie tę uczoną okrzyczano dziś ta k ujem nie, ja k n ieg d y ś, b a do niedaw na, w ołano : „sta ra p a n n a11 — i b y ło to coś p o g ard liw eg o — może dziś w m iejsce ta m te g o , w e szło w yrażenie: „ K o b ieta u c z o n a ” — bo przecież n ietru d n o zaprzeczyć, że m ężczyzni lę k a ją się ta k ic h kobiet, a z a te m . . .
— A zatem . . . wiem , co chcesz pow iedzieć . . . ta k ie nie w ychodzą za m ąż? P ra w d a . A le nie o b a wiaj się n ad o b n a C zytelniczko. W ie rz mi, te ra ź n ie j szość je s t czasem przełom ow ym , przejściow ym . W a ż ą się opinie, sądy, p o jęcia — aż się w reszcie w szystko u sp o k o i i ułoży w k o d ek s sp o łeczn y now y, rozum ny, trzeźw y. P o d sta w ą zaś jogo będzie s p r a w iedliw y i racy o n aln y p o g lą d na s ta n rzeczy.
— W ię c w te d y i „uczone" p ó jd4 za mąż ? - P ó jd ą. Dziś wierzaj m am y ty lu m łodzików źle w ychow anych, niedouczonych, do niczego. — W głow ie szumi, w szy stk ieg o się liznęło po troszę, więc się udaje w szechw iedzącego. Czy nie znasz ty c h panów , co to m ają zaw sze w z a p asie kazania, p ero ry ; objaśnienia uczone... a głów nem ich zaję ciem zbijanie b ru k ó w ? A czyż w eźm iesz za złe k o biecie rozsądnej, k tó ra p ra c o w a ła n ad zdobyciem w iedzy i w yw alczeniem stan o w isk a sam o istn eg o , iż nie chce spojrzeć inaczej n a ta k ie g o brulcotłulca ja k ze w zg ard ą J Je śli odrzuci człow ieka niżej sto jąceg o od niej? P o w tó rzę Ci s ta rą ja k św ia t p ra w d ę : k o b ieta, a b y praw dziw ie k o ch ała, m usi szanow ać tego, k tó reg o m a ko ch ać — a to się odnosi zarów no do uczonych ja k i do najprostoduszniejszych. S ercu n a kazać ni o m ożna — um ysłem zaś zniżać się nie w arto, lepiej nim d ru g ich podnieść a w ów czas d zia łan ie ty c h uczonych b ło g o sław io n e będzie a nie o d straszające, ja k te g o dow ieść ch ciałaś m iła P an i.
Janina S ...
N A • C M E N T A R Z Y S K U ,
N O W E L AE . Z O R J A N A .
{C iqg d a lszy .)
M ania n a p is a ła sam a do ojca i d o sta ła odpo w iedź szorstką, g w ałtow ną, k ilk o m a słow y za b ija ją c ą sn y zło te i nadzieje.
B ab k a, chociaż m łodym bardzo sprzy jała, p ro siła T adeusza, ażeby przez ja k iś czas nie p rz y je żd żał n a wieś. N ie c h ciała drażnić zagniew anego
ojca. Co m a być, to będzie, m ów iła, a lepiej zaw sze po dobrem u, aniżeli w g n iew ie i niechęci. Oj ciec m ógł m ięć tro ch ę racy i, zresztą b y ł prędkim , nie w g ląd ający m w g łą o rzeczy. W sz y stk o m ierzył p o d łu g siebie i te g o co mu k ied y w oko w padło. W y o b ra ż a ł sobie coś tak, to tak być musiało. Może się u da w y tłóm aczyć c a łą sp raw ę, ująć go.
T ad eu sz z bólem se rc a p o żeg n ał cichy dw o rek , zo staw ił ukochaną, z sobą w ioząc -smutek i tę sk n o tę.
U p ły n ą ł ty d zień od p o w ro tu do W arszaw y , ciężkich dni siedm , z k tó ry c h k aż d y n a stę p n y straszniejsze p rzy n o sił m ęczarnie.
Z d ala od tej. k tó rą u k o ch ał n ad życie, bez w iadom ości o niej, c ie rp ia ł ogrom nie, rw a ł się se r cem do niej, a je d n a k jech ać nie śm iał.
W reszcie b ó l p rzem ó g ł wolę, dłużej w ytrzym ać nie m ógł. P ojechał.
S ło ń ce zachodziło, k ie d y p o c ią g zatrzym ał się n a stacy i. D o dw orku b y ł sp o ry k a w a ł drogi. T a deusz p u ścił się pieszo, śpieszył co sił starczyło, ta k m u by ło pilno zobaczyć bodaj dom, w k tó ry m o na, jego d ro g a, m ieszkała.
T c h u mu b ra k ło , k ied y u jrzał ogród, drzew a cien iste, a z p o śró d nich w y g ląd ające b ia łe ściany i kom in w ysoki. Ciem no już by ło , ty lk o m asa czarn a ry so w a ła się w yraźnie n a żółtych p iask ach .
N ie śm iał w ejść do dw orku. P rzez sz tach ety w skoczył do og ro d u i podążył ku oknu, z k tó re g o b iła św iatłość.
D ech z a p a rł w sobie, ca ła dusza sk u p iła mu się w oku.
W id z ia ł pokój m ały, czyściutki, zdaw ało się p u sty . N a stole p a liła się lam pa. P a tr z a ł chciw ie
i . . . zobaczył.
W ro g u s ta ło łóżlso p rz y g o to w an e do spania. N ad niem w isiał obraz M atk i Bożej i p a liła się czerw ona lam p k a. P rz y łó ż k u . k lęczała M ania.
O czy w zn io sła k u górze, a po bladej tw arzy
to czy ły się łzy. .
Czuł, że m u p ie rsi ro zry w a ból, ro zsadza łk a n ie ; serce ud erzało g w ałto w n ie, ja k b y się w niem c a ła k re w z e b ra ła i m iejsca znaleść nie m ogła.
S ta ł, p a trz a ł w te n obraz p e łe n bolu i sm utku, g d y drzw i od sąsied n ieg o p o k o ju się o tw arły ,
I w nich u k a z a ł się słuszny m ężczyzna a za nim b abka.
M ania nie sły szała nic, ta k b y ła zatopiona w m odlitw ie. P o chw ili drzw i się zam knęły.
T ad eu sz tra c ił przytom ność. S ił m u b rak ło do zniesienia teg o w idoku — uciekł z ogrodu, ja k b y g o co stam tąd w y g an iało . P ę d z ił p rzed siebie, bez m yśli i celu, a w uszach szum zdaw ał s ię p o w ta rzać : to ojciec nie pozw ala, w ięc p ła c z e . . .
O p rzy to m iał dopiero, uderzyw szy n o g ą o zbu tw ia łe deski. B y ł p rz y p a rk a n ie sta re g o cm enta rzy sk a. Z atrzy m ał się chw ilę, potem w olno już szedł m iędzy groby, ja k b y w tym św iecie u m arły ch szukał pociechy. N a pierw szym kam ieniu, k tó ry na- | p o tk a ł, usiadł.
D o k o ła było ciem no, ty lk o n a sk ra ju h o ry zontu zaczynało się rozw idniać, księżyc pow oli | w y ch y lał się, g dzieś daleko z poza lasów .
P o d p a rł g ło w ę n a d łoni i p o g rą ż y ł się w roz paczliw ej zadum ie.
K sięży c w znosił się na niebie, rzucając chłodne blade św iatło n a okolicę. Cienie drzew ry so w ały się silnie n a ziemi, kam ienie g robow e b ielały coraz bardziej, czarne n a p isy zdaw ały się w ystępow ać z ukrycia, ruszać i groźnie sp o g ląd ały n a człow ieka, co o tak iej porze tu się zab łąk ał.
T ad eu sz te g o nie uw ażał, nie w idział nic — dlań św iat b y ł p o g rą ż o n y w ciem ności nocy bez końca. W ie lk a m iłość, ból, rozpacz, zap alały 'mu w y o b ra ź n ię : w idział się n ad p rzep aścią bez ratunku.
W a lk a w ew n ętrzn a ustaw ała, ból ty lk o i sm u te k nim w ład ały , czuł się złam anym , bezsilnym , nie w iedział co z sobą począć.
C hciałby b y ł zhiknąć ze św iata, nie pozosta w iając po sobie żadnego śladu, rozw iać się w m głę a b y nie czuć bolu i n a łzy nie p atrzeć.
U sp o k a ja ł się, czy bezw ład n iał. Spokój i c i sza zd aw ały się go usypiać. S reb rn e prom ienie k się życa o p la ta ły go, ja k b y tk an in ą, czuł to w yraźnie, b y ł n ib y ow inięty pajęczyną i poruszyć się nie mógł.
W krzew inie odezw ał się słow ik, sm utno ża ło śn ie, a g ło s ten niby, balsam k o jący p ły n ą ł do zranionego se rca !
T adeusz sied ział nieruchom o, oczy przy m k n ęły się sam e, m yśl u leciała gdzieś daleko, za św iaty,
W b ezgraniczną próżnię.
S ied ział ta k długo. W reszcie z zam yślenia obudził go szelest g a łęzi i liści. O tw o rzy ł oczy i ujrzał dziw ne ja k ie ś zjawisko.
(Ciąg dalszy nastąpi.)
Najmłodsi. (Adam Krechowiecki 1893. N akład Gebeth nera i Wolfa. — Warszawa.) — Autor „Szarego wilka®
„V eto“ i td. dał nam tym razem powieść obyczajową, współczesną. Dwa główne bieguny społeczne, zbiegają się tu na arenie akcyi — stan zamożny, tj. najwyższe sfery społeczne i stan dobijający się pracą celu. — Pierw szy m a tu więcej przedstawicieli, drugi najdo
bitniej przez syna ekonomskiego, ambitnego, odda
nego nauce się przedstawia. Między tymi pośre dnie, jak ogniwo, łączące stanowisko zajmuje bo haterka, córka obywatela i chłopki — rzucona w świat I z bożą iskrą talentu artystycznego — którego siłą wy- | pływ a w sławie i u stóp swych ma wszystko, co re
do Zygmunta Czarnoszyńskiego. Oboje przesiedleni z cichej okolicy H um ania, do stolicy Europy, do P a ryża, różne przechodzili koleje. Ola, przygotowywała się do przyszłego zawodu artystycznego, Zygmunt, u- kończywszy filozofią,. myślał o zajęciu do wykształcenia swego stosownem. O panow ała go jednak kuzynka, ko kietka, Irena. Może go naw et kochała, ale na samą myśl, że miałaby poślubić dziennikarza, zimno ją prze chodziło na wskroś — patrzała na Zygmunta, jak na widmo, które ją pociągało i straszyło zarazem .
W ięc zaślubiła księcia de Sarthes. wyjednawszy wpierw u niego miejsce sekretarza dla Zygmunta. Ten stacza walki z sobą, wiedząc, że gdy przyjmie byt łatwy, tem samem da zmarnieć wszystkim swym szla chetniejszym zamiarom. Rozumne rady Oli, potęga jej talentu, wstrzymywały go jeszcze od upadku, ale stra szną kusicielką była Irena. Ola do samodzielnej bierze się pracy — nie pragnęła odrazu pierwszorzędnego stanowiska, ale wiedziała, że jeśli ma talent, to cho ciażby z najpodrzędniejszego wybije się. Kolega. Zyg munta, Jerzy, szuka tymczasem karjery w zawodzie lekarskim, oddany studyom nad etyologią raka. Chociaż obaj powiedzieli, że jak każda roślina, tak i człowiek na obcym gruncie skarłowacieje, Jerzy jednak wierzył, że sławę zdobędzie. — W szpitalu na bardzo zasobnej w siły żywotne dzieweczce, zaszczepił raka — ale gdy podał o tem do Akademii memoryał. okrzyczano go zbrodniarzem — skończył samobójstwem.
Zygmunt po strasznej Iragedyi, jak a się rozegrała u księstwa — w yrw ał się nareszcie od Ireny. Ola od razu pierwszem wystąpieniem w operze nabyła roz głosu, ogół zgadzał się w opinii, że posiada głos i ta lent niepospolity Miała sławę, hołdy — ale nie to, czego pragnęła. Dopiero katastrofa u Ireny wyrwała ją z rozstroju i żalu — postanow iła ocalić Zygmunta, jak niegdyś on ją w dzieciństwie ocalił przed brutalnym Jerzym . W poszukiwaniach tych znajduje ojca swego obłąkanego, któremu widok córki powraca zmysły. — Odtąd zmieniło jej się życie, przy ojcu i babce pozo stała. Tak ona. jak Zygmunt po burzach przyszli do świadomości, że ..spokój ducha i cicha praca, to naj wyższe i jedyne dobro na ziemi."
Gdy oboje w 1889 roku stanęli pod wieżą Eillel, na usta ich obok podziwu, wybiegły słowa refleksyi:
„Techniczne zdobycze tviełkie, ale w umysłach coraz wię kszy mrok, coraz gęstsza mgła,, coraz mniej siły ducha', coraz słabsza wola, coraz większe rozprężenie nerwów"'.-
Co będzie z tem pokoleniem, które po nas przyjdzie, co my zostawimy mu w spuściźnie duchow ej'? Nic, my „N ajm łodsi“ z działających w tem stuleciu, my, którzy czynami naszego ducha mamy wycisnąć ostatnie na niem piętno, cóż zostawimy po sobie V — Chyba wspomnienie naszej new rozy?
— Zostawimy wielką naukę — mówi Ola. Z tych walk i wątpień, jakie przebyliśmy, zostało jedno : spra
wdziliśmy na sobie, że teorye, które nas obłąkały, są kłamstwem. Pozytywizm, realizm bezwzględny, natu ra
lizm — te hasła, co nas przenikały, słabną. Przyszłe pokolenie już ich nie uzna. Odrzucając krańcowość,
p rzyją ć trzeba szczerość w uczuciach, trzeźwość pewną w poglądach, praktyczność to życiu, źródłową gruntowność iv nauce i krytyce, prawdę w sztuce.
Oto tendencya tej znakomitej powieści. Zw a żywszy setne walki społeczne, odbijające się rozter
kami w rodzinach, w których nawzajem się już człon kowie nie rozumieją, autor wysnuwa praw dę głęboką, dla której chyba żadne usta nie mogą nic innego wy powiedzieć, jak tylko C r e d o !
Powstań, powieść historyczna z czasów J . Chry stusa przez Eli. St. Phelps i Her. W arde. W arszawa
1893 nakład T. Paprockiego i Spki.
Nieporównaną perłę literaturze naszej przyswo jono z angielskiego. Powieści powyższej nie czyta się oczyma, ale duszą. Napisane po mistrzowsku.
Treść jej stanow ią dzieje, przyjaźni Chrystusa z Łazarzem budowniczym, z bratem Maryi i Marty oraz dzieje miłości Łazarza i Zahary córki arcykapłana Annasza. Łazarz zajęty przebudow ą pałacu Annasza, posłyszał raż śmiech rozkoszny, a gdy pobiegł oczyma poszukać skąd on pochodzi zobaczył młodziutką ko bietę. „Nie, to raczej światło, dźwięczące piosenką11. Odtąd serce jego pochłonęła ona, cudowna jak m a rzenie lecz i jej obcym nie pozostał budowniczy. Ale I miłość ta odrywała go od Mistrza, temwięcej, że Za- hara nawet nalegała by go porzucił. Tymczasem Ła-
j zarz, coraz, to- więcej widział w Mistrzu swym Boskiej I mocy, stwierdzonej cudami, oderwać się odeń nie mógł, tłum aczył więc kochance : On je st panem mej duszy, ty zaś koroną mego serca. Sceptyczna Z ahara odrzu cała wszelkie dowody Boskośći Nazarejczyka, aż nie szczęście straszne przekonało ją i nawróciło.
Dumny Annasz nie byłby nigdy zezwolił na zwią zek córki z budowniczym , więc miłość ich jako i wi- i dywanie się musiało być tajemne. Łazarz zajęty w świą
tyni jerozolimskiej wynalazł tajemny chodnik do ogrodu arcykapłana wiodący. Tam się schodzili, ale gdy to spostrzegł Annasz kazał Łazarza w tajemnym chodniku ! zatopić wodą, nie wiedząc, że z nim razem je st i Z a hara. Gdy już fala zatapiała ich oboje, Łazarz ję k n ął: „Mistrzu przebacz, bom ja Cię miłował w głębi duszy.“ I woda ustępować zaczęła. Ale uratow any Łazarz zm arł po kilku dniach, Z ahara bezprzytom na sie działa na grobie. W tedy Nazarejczyk przyszedł i wy rzekł owo w szechm ocne: „Pow stań!11 wskrzeszające Łaza rza. Zahara wtedy zrozum iała Chrystusa i Jego wiarę „która szanuje ubogich, pociesza nieszczęśliwych, leczy chorych a naw raca zbłąkanych, która nie odpycha sam o wolnych i grzesznych, lecz umarłym naw et życie d aje“. Taka jest osnowa, tej pełnej życia, św iatła ruchu powieści. N ajlepsza ocena nie może dać w yobra żenia należytego, dlatego odsyłamy wszystkich do sa- mejże powieści. Niech ją wszyscy a wszyscy czytają bo godna tego.
Madonna Busowiska W. Łoziński. Kraków, n a kładem księgarni Spki wydawniczej.
J e s t to nowella osnuta na tle zdarzenia w Bu- sowiskach. Uboga pocztarka N asta, je st tu bohaterką. Ona to zasłyszawszy na kazaniu, iż i do nieba jest poczta, a pocztą tą modlitwa, zapragnęła w ten spo sób komunikować się ze zmarłym synem Wasylkiem. Przyszło jej na myśl. że najlepiej będzie wy stawić figurę, bo koło niej ludzie przechodząc, będą się modlić; ale gdy przyszła do kam ieniarza z uciuła nym groszem i usłyszała, że taka figura będzie kosz tować 100 reńskich, w oęzach jej pociemniało i za częła co tchu uciekać. Ludzie myśleli, że co ukradła i gonić ją zaczęli.
Każdy coś dawał do urządzenia a Nasta zafun dowała ołtarz z Matką Boską Żniwiarską, nam alowaną przez panicza Zygmunta, którem u listy nosiła.
Obraz ten sprowadził okropną burzę. Pew na część wieśniaków, przywykłych widzieć same ikony w cerkwiach wyśmiała obraz a ksiądz z Terszowa za brał Matkę Boską. Panicz Zygmunt umarł, Nasta sie dząc przy nim nagle ujrzała osobę o twarzy Madonny Żniwiarki i rozgłoszono cud.
W tedy gromada tłumnie pośpieszyła obraz ode brać. Barwny obrazek z życia wiejskiego posiada wszystkie zalety, jakie dawno znamy u jego autora.
Korespondencya z W arszawy.
(U ryiuek z koresp. do F reu dom a n d A r t).
W ystaw a w Chicago obudziła u nas zajęcie tem ż y w s z e , że inicyatorka w ystaw y kobiecej odniosła się do kobiet polskich z żądaniem , aby z ło ży ły w ykaz sw ojej na każdem poła działal n ości i ow oce jej p rzedstaw iły św iatu. P ropozycya to b y ła ze w szechm iar ponętna, jakkolw iek to, co się n azyw a spraw ą eman- cypacyi kobiet, w ła śc iw ie m ów iąc, nie istnieje w cale u nas. Jakże tu bow iem dążyć do em ancypacyi kobiet, kiedy n a ró d cały nada rem nie dotychczas pożąda w yem ancypow ania go z pod m acoszego ucisku polakożerczej polityk i? jak dopom inać się o praw a dla c zą stk i społeczeństw a, kiedy społeczeństw o to całe praw je st p o zbaw ione ? kiedy odbierają nam języ k , w iarę, pam ięć p rzeszłości sw obodę słow a, m ożność działania, kiedy być P olakiem i k atoli kiem , to grzech pierworodny, którego nic nie zm oże, którego na stępstw a dają się czuć przez całe ż y c ie ? N iem a w ięc u nas dą żen ia do em ancypacyi ta k ie j, jak w y ją rozum iecie za O ceanem , jak j ą rozum ie Zachód E uropy; ale je st siln ie rozw inięty wśród kobiet i ciągle się w zm agający ruch um ysłow y, je st coraz o g ó l niej się rozpow szechniająca działaln ość narodowa i społeczna, je st ciągle w zrastające poczucie obyw atelskiego obow iązku w z g lę dem .klas niższych, nieośw ieconych i n ieuśw iadom ionych p oczu cie coraz w ytrw ałej czynem stw ierdzone, je s t szeroko rozgałę zion a działalność filantropijna i pedagogiczna, także ja k o ob ow ią zek obyw atelski pojm ow ana, je st w reszcie coraz liczn iejsze gar n ięcie się do pracy zaw odow ej, bądź to naukowej, bądź zarobko w ej (pierw szą zdobyw a się na uniw ersytetach zagranicznych, drugą ułatw iają szkoły Rzem iosł) obie zaś w yw ołan e po' części św ietnem , ekonom icznem położeniem kraju, po części zaś zrozu m ieniem um oralniającego w p ły w a pracy. W szystko to stanow i nie^ zaprzeczenie dowód żyw otności naszej, jako P olek i jako kobiet i byłoby czein się pochlubić, gdyby nie trudność, z położenia kraju w ynikająca. Kobietom polskim nie w olno stanow ić osobnej grupy narodow ej, bo przecie „P olski“ niem a na św iecie, je st tylko „kraj przyw iślański“, pozostający pod berłem R osyi, wraz z w ielom a innym i krajami, których m ieszkanki zaliczon e będą do w ystaw czyń „z R o sy i“.
T egośm y się od początku obaw iały i tak je st w samej rzeczy. Z ona G enerał-Gubernatora Hurki, „Marya A n d rejew n a“ gorliw a propagatorka dążeń wrogich w szelkim objaw om polskości podjęła u nas inicyatyw ę w spraw ie w y sta w y i znalazłszy po w olne sw oim zam iarom narzędzie w osobie jed nego z u r z ę in i-ków, od w ołała się za jego pośrednictwem do kobiet polskich z ż ą daniem , by przygotow ały nadające się do przesłania okazy, które ju ż , bez żadnego ze strony w ystaw czyń zachodu, dostaną się na m iejsce przeznaczenia. O głoszono w ezw an ie w pism ach, p rzem il czając, ma się rozum ieć, nazw isko głów n ie działającej sprężyny, przygotow ano salę M uzeum P rzem ysłu i rolnictw a do przyjęcia okazów „Pracy kobiecej". Osobno zaś w ezw an o kilka literatek i nie-literatek d j opracow ania zbiorowej książki, (której poszcze gólne działy rozebrały te panie pom iędzy, siebie) m a ją ce j p r z e d
-I staw ić szerszem u ogółow i całokształt działalności kobiecej u n as. Pokazało się w szakże, iż rzecz ta w ym aga d łuższych studyów przygotow aw czych i w iększego nakładu pracy, n iż się z początku zdaw ało, ze skutkiem tego nigdyby z nią na czas nie w ydążonoj I panie te w ięc m usiały zrzucić się z zobow iązania i jakkolw iek wraz z ogółem kobiet polskich pow ołane, pozostają w całej spra w ie n a uboczu. Jeżeli w spom inam tu o nich, to naw iasow o tylko, jako autorki bow iem , nie m ają nic w spólnego z liczn ą bardzo I rzeszą pracow nic na różnych polach, która nie ch ciała się przy
łą czy ć do nader szczupłego grona w ystaw czyń, bądź to w błąd w prow adzonych i nieśw iadom ych istotnego stanu rzeczy, bądź też z dobrej w oli oficyalnem u w ezw an iu posłusznych. T o, co jed ne i drugie w y sła ły , sm utne daje pojęcie ó pracy i zabiegliw ości naszej, nie w y sła ły bow iem nic, coby było praw dziw ie godnem pokazania św iatu, lub odznaczało się znam iennym jakim ś rysem naszej tylko w ytw órczości w łaściw ym . N ie je st ona w szakże ilościow o tak ubogą a ja k o śc io w o tak m arną, jakbyście z w ypra w ionych do w as okazów w n iosk ow ać m ieli prawo. N ie ! Pracu jem y , ruszam y się, w ierzym y w przyszłość i w pracy naszej ow oce, żyjem y w ięe, lecz położenie nasze je st tak nieszczęśliw em , ż e w błędnem zam yka nas kole. Chcąc być, chcąc zam an i festować w yraźną i nigdy niezatartą odrębność naszą narodową m usim y.... niebyć, nie stanąć do apelu na popisie, który zgrom a dzi kobiety całego cyw ilizow anego św iata. W obec tego pozostaje nam tylko liczy ć na pism a zagraniczne, że w y św ietlą istotny stan rzeczy i podniosą głos w naszej obronie.
Z e S t o w a r z y s z e ń .
Spraw ozdanie kofomyjskiego S to w. „ f r a c y kobiet".
Nie możemy się powstrzym ać od wyrażenia naj gorętszego uznania dla Pań kołomyjskich, które swą czynnością stały się wzorem dla całej Galicyi, dla wszystkich naszych kobiet. Cicho a wytrwale, bez rozstrzeliw ania sił swych, bez rozpraszania środków n a przeróżne towarzystwa, bo w Kołomyi jedno tylko istnieje stowarzyszenie i dlatego takie świetne wydaje rezultaty. Nie osiągną tego panie we Lwowie, ani w Krakowie, ani nigdzie indziej, gdzie bez liku mamy towarzystw tak, że te same jednostki do wszystkich stowarzyszeń m usza niejako należeć, a co zatem idzie, cięży im to rozerwanie i rozpraszanie wkładek i do strajanie się do każdego stowarzyszenia i jego celu.
W Kołomyi jedno jest ognisko, stąd skupia siły, środki i niezmiernie pożyteczną rozwija działalność.
W początku zaś m arca na prośby stowarzyszenia, I W ydział krajowy udzielił kołomyjskiemu towarz. Pracy kobiet subwencyi 250 zł. na rok bieżący. Słu sznie panie sprawozdawczynie nazywają tę chwilę najszczęśliwszą dla tow. bo nietylko ze względu na powię- I kszenie funduszu ale i ze względu na uznanie pożyteczności j tego zakładu ze strony najwyższej Keprezentacyi Kraju, j
Członków liczy obecnie P raca kobiet 150. Cześć prawdziwie należy się takiej działalności a na pierw- ! szem miejscu uznajemy zasługi przewodniczącej p. H. | Morelowskiej. Znamy Jej żywe interesow anie się wszyst- kiem, co tego warte, jej usiłow ania znakomite około rozwoju instytucyi, której ster ma powierzony. Dzięki J e j skupiają się panie kołomyjskie i nie dla zabicia czasu należą do towarzystwa ale, z głębokiego a rze
telnego poczucia obywatelskości. Z całego serca tedy przyklaskujemy i ślemy „Szczęść B oże“ w zacnej pracy j i, tu na tem miejscu wyrażamy podziękę Wydziałowi I towarzystwa, który pierwszy pośpieszył z przesłaniem I nam życzenia błogosławieństwa Bożego, skoro pismo j ula kobiet powstało. W ydział pismo zaprenum erow ał, i zaabonow ał u nas stale anons zainteresow ał się pi- I smem tak żywo i serdecznie, że się poczuwamy do j
obowiązku złożenia mu jeszcze publicznego podzięko wania.
Oby tow. doszło do jak najświetniejszych rezul- i
tatów a inne miasta, zechciały Kołomyję pod tym wzglę- 1 dem naśladować. „Szczęść Boże ! Szczęść W am Boże! .zacne P o lk i!“
Rozwiazanie zagadek z Nr. 6.
o 1. Siemiradzki. 2. Innsbruck. 3. Embriony, i . Nabuchędonozor. 5. K alif. 6. Ipomea. 7. Ezofowicz. 8. Wiśniowieccy. 9. Iskariot. 10. Chicuitos. 11. Zaleski. 12. Azael. Ł u g — D ług — Pług. K le - ko - tlea. ctf N O (U • H X d) • rH CG t>5 a<
N !>> -ł-J W • rH 1 -1W ia d o m o ś c i bieżące.
Świeżym dowodem, co może praca wytrwała dla szlachetnego celu, jest amerykańskie tow. wstrzemięźli wości, ' założone przez panią Matyldę Carse w Nashville, stolicy stanu Tennesse. Ona to natchnęła do składek w celu zbudowania gmachu wstrzemięźliwości i dzięki jej stara niom stanął budynek wspaniały, pociągający samą swą pięknością, co nader dodatnio oddziaływa na tych, których opieką swą otacza Towarzystwo. W gmachu na marmuro-- wych kolumnach znajdują, się popiersia kobiet i mężczyzn
zasłużonych około rozwoju towarzystwa. Stowarzyszenie wydaje tygodnik, który ma obecnie 250.000 prenumera torów.
W Zjazdach lekarzy w gub. tambowskiej i kostrom- , skiej, w celu obmyślenia środków przeciw cholerze wezmą
udział także kobiety lekarki.
„Niebezpieczeństwa emancypacyi kobiet“ Pod tym
tytułem, ukazała się w Lipsku książka, napisana przez Adelą Crepez.
Nowych wynalazków przeważnie odnoszących się do •zajęć i gospodarki kobiecej przedstawiano w Londynie do ■opatentowania aż około 400!
Blisko 1000 k ob iet p ra cu je p rzy maszynie w w ar
s z a w s k ic h warstatEidi sz ew sk ich .
W Warszawie postawiono projekt urządzenia praktyki ogrodniczej dla kobiet jako zajęcia wielce im odpowiedniego.
K O R E S P O N D E N C YE R E D AK C YI.
W. Pani N oss. w Czortkowie. E ncyklopedyę d ołącza się do tych num erów, które nie m ają dodatku p ow ieściow ego. D o Nr. 6-go zatem nie było.W. Pan Zdzisław we Lwowie. Z ochotą ocenim y, dzięku j e m y za zaufanie. R adzibyśm y znać nazw isko tak szczerego przy ja c ie la „Przedświtu".
W. Pani S . Minn. w Krakowie. Prenumeratę otrzym aliśm y.
Z a ż y c z liw o ś ć w d zięczn i jesteśm y serdecznie, jakoteż za sło w a zachęty.
Wzajemna korespondeneya.
Fil. Mosiewiczówna z Kędzierzawić zasyła pani Szyszk. w e L w o w ie najuprzejm iejsze pozdrow ienia i zarazem zapytuje o ko chanego „N iunia“.
W. P. Wandzie Ziół. w Kołomyi życzenia szczęścia z bło gosław ieństw em zasyłają przyjaciele i znajom i wraz z redakcyą „Przedświtu".
Sprostowanie.
Z powodu omyłki drukarskiej w artykule „Wiadomo ści bieżące" złożono „Cri du pule“ zamiast „Du peuple“
/VV*W'/W*N*/VVVWW\*^VWWW*/WVVVVv\^v*V'^A/WVVVVV^\*A<V^\VWvV</\V*W»'WVVV>A Do dzisiejszego numeru dołącza się trzeci arkusz ENCYKLOPEDYI GOSPODARSTWA I PRZEMYŚLU DOMOWEGO, “p i
VvVvWvVvVvWvWvWvVvWvVvWvWvWvWvVvVvVvV»WvVvVvWvWvVvW«VvVvVvWvWvVvV
WVWWVWVVVYVVv"'/VVVVYVV
/VVVVVWW^AWm^/V^^^^^VV^VWV'/^^A^W/VVWW/WvVvWvVV^WVVVV^m^^'VW\■\^VVVVV^A
T R E Ś Ć : A llelu ja. — A n d a : Zm artw ychw stanie. — Janina S ed laczk ów n a: K obieta uczona. — E. Zorjan: N a cm entarzysku, n ow ela. (Ciąg dalszy). — Literatura i sztuka. — K orespondeneya z W arszaw y. — Z e stow arzyszeń. — W iadom ości- bieżące. — Szarady. — K orespondencye R edakcyi. — W zajem na korespondeneya.
W A Ż N E D L A F A N !
S ł y n n e p ł ó t n a K o r c z y ń s k i e
p re m io w a n e n a w y s ta w a c h k ra jo w y chpoleca i sprzedaje najtaniej fabryka tkacka
Mieczysława Goneta
w Korczynie
(pod Krosnem).
Piękne świeże i nadzwyczaj trwałe czysto lniane wyroby płócienne surowe
i apretowane, a mianowicie: płótna, weby, dymy, chusteczki do nosa, ręczniki różne,
obrusy, serwety, ścierki, drelichy na liberyę i materace, jakoteż płótna grube, szare
i blichowane na sienniki, wory i t. p. wyroby w zakres tkactw a wchodzące.
Na łaskawe żądanie przesyłani próbki gratis i franco.
Uwaga: Wszelkie zamówienia wykonują się szybko i starannie prosto z fa
bryki ; żadnych bowiem nie utrzymuje składów.
Tow ar świeży doborowy. Ceny niezwykle niskie. — Nieodpowiedni towar przyjmuję napowrót.
1
I
I d
. U L I
w Kołomyi
przyjm uje wszelkie roboty w zakres szycia białego wchodzące
jjj jako to: bieliznę damską, męską i dziecinną.
Przyjmuje również większe zamówienia rcb ó t: dla szpitali, [Q G policji i różn-ych zakładów, wykonując na żądanie bieliznę jjj Ćj z płócien krajowych, w których dostarczania pośredniczy. H
Uj ■[]
Robota staranna — ceny sumienne.
H
^ s a s a s a s a s asgsaszsasasgsasasasasasasasasasaggsaiiasasasasasEsasasasaSy
.PATRYOT A“
STANISŁAW HORSZOWSKI
w e L w o w ieJul. Ossolińskich I. 12. (w domu własnym )
Największy skład !
| fortepianów, pianin, >
' harmonium i organów. -^Wszelkie instrum enta sam ogrające:
[ C eny b ezk o n k u ren cy jn e.
*
k Na ra ty . 'i m
Polonii
A dres:
W Filadelfii wychodzi od 4 lat tygodnik „ r A T i l IU T A.” poświęcony interesom
Amerykańskiej i dobru Ojczyzny. — Abonament roczny 3 guld., półrocznie 1'fc 'giifcT
J P
A
T B Y O- T A "
America. U. D. — 845. S. Front str. Philadelphia Pa.
6 1
CD 8 . V. .O
ca>
S
■
a
~ •»»
§ -se
I n W W W W A W A W Wi S^VWWvV^VVVWW'/vV*Vw'V«A*V^VVWv***vV'*v\NVVVVVW\'» Istn ie ją cy od. 19 la tW ST O W A R ZY SZEN IU PRACY KOBIET
ul. K o p e r n ik a 1. 21.
Kurs kroju sukien damskich
■połączony z ćwiczeniami praktycznymi
i szkołą szy cia białego, cerow ania, haftów białych, szy cia na m aszynie, wyrobu frędzli, koronek kloc* koWych i robót ozdobnych, został i w tym roku od dany pod kierow nictw o fachowo w ykształconych
n a u c z y c ie le k
O w arunkach’ przyjm ow ania uczenic d ow iedzieć bię m ożna w biurze Stow arzyszenia, otwartem co dziennie z w yjątkiem dni św iątecznych od godziny 9. rano do 5. wieczorem .
W bazarze Stow arzyszenia dostać m ożna roz maite* robótki oraz bieliznę dam ską: przyjm uje się rów nież zam ów ienia na roboty w szelkiego rodzaju, naprawy starożytnych matę ryj, dyw anów , aplikacyi itp.
Oprócz tego biuro w yw iad ow cze Stow arzyszenia p o le c a :
n au czycielk i, bony, k lu czn ice i panny słu żą ce.
<a_>
orf
cu> CS3 CLP c31
o a .o
«1 so
a
§ ‘22| f
“jfr i* *S8 .■s* -SU 3 = i •i K S' ^ E
S . V 53Su
# 2 5o
>.g.
N .I I
o <n o o > ' - a s & u -?
«®'S
s?
u
S aP .
S
* CT^ S=—IOdpowiedzialna red aktorka: J. Secllaczkoicna.
Z Drukarni E. Ostruszki, L w ów , Sykstusl^a 10.