• Nie Znaleziono Wyników

Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 7 (1893)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 7 (1893)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Numer 7.

Rok I.

We kw ow ie dnia S. kw ietnia 1893.

W U T T S O S J O K 2J,ft K O B I E T

wychodzi 5. i

20.

każdego miesiąca.

A d res R e d a k c ji: L w ów , ul. Szeptyckiego 1. 31. — A d res A d m in is tr a c y i: ul. Batorego 1. 30.

Przedpłata na „PRZEDŚWIT" w y n o si: rocznie 3 złr., półrocznie 1 złr. 50 ct., kwartalnie 75 ct. — Z p r z e sy łk ą : rocznie 3 złr. 50 ct. półrocznie i złr. 80 ct., kwartalnie 90 ct. W k sięstw ie poznańskiem i w Niem czech: ro żnie 7 marek, półrocznie 3 marki 50 fenigów , kwartatnie i marka 30 fen. — W A m eryce rocznie 2 d o i , w e W łoszech 10 lir., w F rancyi 10 fr. — Numer pojedynczy 15 centów. G łówna A jencya dla K rak ow a i okolicy w kiięg. L . Z w o liń sk ie g o Spki: Kraków, Grodzka 40., w P o z n a n iu w księg. A . C yb u lsk iego.

VVvVVWvWvVVVWvVVVVVVVVVVVVVVVWvVVVVVWvVVVVVWvWvVVWvWvVVVVVV WVWvVvVWvWvVWvWvVVWvWvWvVVVWvVvVvVWV\WvWvWvVvVvVvVVVWvVvVWvWvVv^WvVvWvVvVVVvV

„A lleluja! Jezus żyje

On, co światu życie d a łl...*

rzy w spólnym sto le sio strzeń stw a i b ra te rstw a siad am y z m iłym i naszym i C zytelniczkam i i Czy­ teln ik am i, do św ięconego, a b y p rzy pięknym n a ­ szych ojców obrzędzie p o w tó rzy ć rad o śn ie: A lleluja! W ie lk i to dzień, tra d y c y o n a ln ie w ielki i dla życia ta k w ażny, ja k o dla dnia każd eg o w ejście sło ń c a na niebiosa. Ś w iatło i życie p rzy szło sp o ­ łeczeń stw u w dzień te n zm artw y ch w stan ia P a ń ­ skiego, św iatło i życie niech się rozprom ieni, przez to najw iększe Ś w ięto chrześcijańskie; ciepło niech p rze­ n ik a oziębłych i tych, k tó ry m z tro sk , bólów i sm ut­ ków , serce w p iersiach krzepnie, niech ich do n o ­ w ego p o w o ła ży cia. C iepło niech ro zg rzew a tych, co p o rw a n i falą losu i w yp ad k ó w daleko odbili od b rzeg ó w ojczystych, niechaj poczują, że choć od O jczyzny zdała, ko ch an i są, w spom inani i n iero zer­ w alni d uchem z n a m i! '

\ Ś w iatło P a ń sk ie nie :haj nam tru d n e i zaw iłe rozjaśnia zag ad n ien ia, niech nam ro zśw ieca ścieżki

I życia, bo się ich ty le nam nożyło, że nie trudno- po b łąd zić i om inąć najzbaw ienniejsze. Jasn o ść B oża niech nam p a d a przez dzionek k a żd y n a w zro k w y ­ tężony w dal i w śród b urzy i ciem ni szukający o d ­ k ry c ia ty lu , ty lu tajem nic w ie d z y !

Ze wszech stro n sły szy m y n aw o ły w an ia d o p r a c y ogrom u, bo zbliżają się chw ile, więcej od nas w y m agające woli, en erg ii, h a rtu , czynu, rozsądku! N iechże to św iatło, k tó re z g ó ry Oliwnej n a ludz­ kość pad a, stan ie się najlepszym d o rad cą i k ie ro ­ w nikiem — gdzie czerpać te p o trzeb n e cnoty, gdzie się w zm acniać, ja k ró ść w potęgę, ja k zw alczać g r y ­ zące sm utki, a b y z pożytkiem oddać się p ra c y p o ­ w ażnej, obhtej w d o b re n astę p stw a . W sz y stk o , co je s t dobre, możi; b y ć w ielkie — w ięc też nie b ia ­

dajm y, że sp ełn iając czyny, sam e przez się n iew iele znaczące, nic dla sw ego sp o łeczeń stw a nie czynim y, w szak p ra w d ą je s t niezbitą, że m rów cza p ra c a z celem się nie rozm ija — a zatem „czyń każd y w sw em k ółku, co każe duch Boży, a całość sama. się z ło ży .”

(2)

znaczenie niż inne, p rzez p am ięć dziejow ych w y­ p ad k ó w z p rzed w ieku — w ięc m usi n as też silniej p o b ra ta ć i sp rzęg n ąć zgo d ą i m iłością, w ytw orzyć potężniejszą spójnię, g d y zew sząd u d erzają p rą d y rozpraszające sku p io n y ch w grom adę. A w ięc niech I się p o lsk a g ro m ad a silnie trzym a — i dziś, ja k n ie­ g d y ś przy najjaśniejszem i najcieplejszem ognisku dorocznego „A llelu ja” n iech zatętn ią żyw o serca, radość niech nam tw arze ro z p o g o d z i, nadzieja

i w iara w s k u te k .d o b ry ch tiśiłow ań nięch n ą s za­ ch ęca do now ego działania:1 - pokój -Boży, m iłość;' sw oboda, ja k dobre "duchy niech nam w szędy to ­ w arzyszą — z tem przekonaniem , że w iara, m iłość i sw oboda, to sk rz y d ła do w ielkich c z y n ó w ! R a z jeszcze w esołe niech rozbrzm iew a; „Alleluja* w śród rzeszy żałobnej, co sp ła k a n a po u tracie najcenniej­ szego n a św iecie skarbu, śle sobie życiodajne Alleluja n a p rzy szłe gody zmartwychwstania wolności!

Redakcya.

Z M A R T W Y C H W S T A N I E .

---icho i martwo było na św iecie;

Ziemia spowita w puchach śnieżystych,

Słonko schowane w obłokach mglistych —

Piosnka dźwięczała tęskna, żałobna,

Jakby w niej nuta drżała przedgrobna:

Prośba o ży cie!

Naraz padł promyk z błękitnych to n i:

To jasne słońce wyszło z ukrycia,

I wszystko znowu budzi do życia.

Ziemia skąpana w blasku promieni,

Śmieje się. pełna strojnej zieleni,

Kwiecia i woni.

I pieśń zabrzmiała w okrzyk radosny:

Szemrzą strumyki — kwiatki i drzewa,

Ptaszyna piosnkę o maju śpiewa —

Na złotych nawet promieniach słońca

Drga rozśpiewana nuta bez końca,

_ To piosnka wiosny!

I świat z przyrodą łączy śpiewania,

Ufnym w dal wzrokiem życie to wita

Co mu w jutrzence różowej świta,

I nuci z sercem pełnem radości,

Wielką i wzniosłą piosnkę przyszłości;

Pieśń zm artw ychw stania!

J l n r l a , .

Z nak z a p y ta n ia dopom ina s i ę sam o d Ciebie

C zytelniczko i C zytelniku, b y ście orzekli, czy ty tu ł te n p o d o b n y je s t do straszak a, co w k o n o p iu lub w ła n ie zbożow ym sto i i w róble straszy , czy też przeciw nie, niesie z sobą b ło g i pokój i pew ność czeg o ś d obrego a ro zsąd n eg o .

— N ie, nie, ani jed n o an i d r u g ie ! w o ła nasza najśw ieższa ab o n e n tk a (prenum eruje „P rz e d św it" d o p ie ro od przedw czoraj!) •— g d y ten ty tu ł czytam , to m i się zim no robi, bo uczona k o b ie ta , to coś lo­ dow atego, to coś ja k ocean p o dbiegunow y, w iecznie .zam arznięty, pow ażny, bez je d n eg o uśm ieszku sło ­ necznego.

— A zlitużje się P a n i! cóżeś n a g a d a ła , nie zastanow iw szy się. D laczeg o ? S k ą d ta k ie sądy, tak ie d alek ie p o ró w n an ia? Ej, pow iedz pani, czy się nie m ylę, tw ierd ząc, iż n ie k tó re z w as lu b ią bujać d a ­ leko, dla w ygody, d o p raw d y je d y n ie d la w y g o d y (a czasem z obawy), aby nie p o trą c ić n o g ą o k a ­ m ień rzeczyw istości. B o i dlaczegóż Ciebie pani, ty tu ł nasz mrozi, podczas g d y p rzy jació łce mojej ro zprom ienia on tw arz i jej rozum ne a p ięk n e oczy

czem u koleżankom moim zam y k a on w w ielu w y p a d k a c h u sta uszanow aniem i p o w a g ą ?

— A w ięc dlaczego, szanow na au to rk o ? —- D lateg o C zytelniczko, iż um ieją cenić to, co w arte je s t oceny i p o sz an o w an ia, bo utr.ieją

m jjA le ć !

— T a k ? w ięc ja jestem bezm yślna, szanow na a u to rk o ? T a k ? Oh, w idzę, że je ste ś je d n ą z najnie­ znośniejszych k o b ie t pod słońcem . O, choć cię nie znam osobiście, ale napew no tw ierd zić m ogę, że m asz tw arz długą, m elancholijną, żo łtaw o-bladą, oczy czarne, złośliwe, nosisz suknie najbrzydszych i najnie- m odniejszych barw , krojem zbliżone do to g i re k to r­ skiej — a n a każdym k ro k u dajesz nauczki, palisz w szędzie m o r a ły ! B r r ! sam o w yobrażenie już mię m rozi do Ciebie. Je ste ś ch y b a w całem sło ­ w a znaczeniu: „b as-b leu “.

— No w idzę, że moja czy teln iczk a je s t g a d a ­ tliw ą, p ew n ą siebie, trz p io to w a tą i lu b i w y d aw ać sąd y i op in ie bez przyjrzenia się faktom , bez p o d ­ staw y realnej. T y się m ylisz p an i «— a ręczę, że g d y stan ę p rzed T o b ą, to um ilkniesz i spuścisz g łó w k ę zaw stydzona — bo poznasz s ą d swój błędny.

W y ra ż e n ie „b a s-b le u “ do k o b ie t uczonych nib y się odnoszące, się g a czasów, gMy p a n i M ontagu p rzy j­ m ow ała n ajw y b itn iejszy ch lite ra tó w — k to ś z n ie­ p rzy g o to w an y ch do w izyty u niej, w y m aw iał się, iż

Kobieta uczona.

(3)

je s t n ieu b ran y m . — M ożesz przyjść n a w e t w n ie ­ biesk ich pończochach! odpow iedziano mu. S tą d c h y b a nie w ynika, że k o b ieta m usi b y ć śm iesznie u b ran a.

N ie lubisz tych „bas-bleu" a pow iedz m i znasz że choć je d n ą uczoną?

— T o p raw d a, że nie znam, no ale w yobrażam je sobie doskonale. P ocząw szy od p an i T ań sk iej W ilc z y ń sk ie j, Żm ichow skiej a z cu d zo ziem ek ...

— P s t! n a B o g a! rę k ą ci T w oje u steczka za­ m ykam , dość już, m ów ić nie pozw alam . W y m ien iłaś m i sam e a u to rk i — dobrze. Może Ci się n iep o d o b a T a ń sk a , ale niew olno Ci zaprzeczyć, iż p o ło ży ła ogrom ne zasłu g i — w spom inasz o W ilczyńskiej i jej p en sy i — m ów isz o Żm ichow skiej. — O m oja P an i, T y ś ch y b a nie zn ała tej idealnej k o b ie ty , nie cz y tała teg o , co o na n ap isała, nie w iesz o tem , co

poia. zaw odem p isa rsk im d z ia ła ła . T w oje lo d o w ate

te o ry e nie d a ły b y się żadną m iarą do niej p rz y sto ­ sow ać, zaręczam Ci pani, sto p n ia ły b y w m gnieniu oka, sp o tk aw szy się z tą n iep o ró w n an ą Żm ichow ską. P o m in ąw szy to, że b y ła p o e tk ą natch n io n ą, m yśli- cielk ą g łęb o k ą, w y b o rn ą p sy ch o lo g in ią i pedag'oginią p o sia d a ła w iedzę ogrom ną, dow iedz się, ze p o sia d a ła jed n o ż n ajg o rętszy ch serc, ja k ie B ó g stw orzył.

P ow iedz sam a, czy to zim na k o b ieta w y p o ­ w iada ta k dobrze znane nam w szystkim jej tw ier­ dzenia o u k o ch an iu id eału B ożego, o m iłości do ludzi i t. d. „K ażd y z n as wie — m ówi ona — że (

miłość potęgą, mądrością, szczęściem; jeśli, ab y przez chwilę, je śli ,aby cok o lw iek lu b k o g o k o lw iek w ży­ ciu k o c h a ł, wie, ja k im w tedy b y ł cudotw orcą, jakim panem , jak im p rorokiem ". W ię c widzisz, że nie zim ną, nie sztyw na, nie lo d o w ata ja k b ieg u n p ó ł­ nocny. A przecież to b y ła k o b ie ta uczona, w ielka. Czemu zaś w ielka, o d g ad n ąć n ietru d n o — bó tę uc/.oność, wiedzę, autorstw o, nie b ra ła ja k o cel, lecz ja k o śro d e k — do tem lepszego u k o ch an ia w szyst­

kich i do rozpłom ienienia serc, św iętym ogniem m i­ łości k u Matce, dla k tó rej ty le c ie rp ia ła i p r a ­ cow ała !

K łonisz g ło w ę z uszanow aniem p rzed tym w y­ m ow nym p rzy k ład em C zytelniczko, a je d n a k w idzę, iż na u stach b łą k a Ci się jeszcze ja k iś odcień u p rzed zen ia?

— T a k , ta k to u p rzedzenie do dzisiejszych, żyjących, uczonych k o b ie t...

— I czemuż to ? Znasz p a n ią d o k to ra Z .? P o ­ wiedz, czy jej filantropia, jej an ielsk ie serce, jej ręce p raco w ite aż do znoju, g o d n e są ty c h u p rz e ­

dzeń? W ie rz mi C zytelniczko, j a p a n ią Z. uw iel­ biam za Jej c h a ra k te r, za jej czyny, za jej s ą d y ro ­ zum ne a w y ro zu m iałe o d ru g ich , za jej w spółczucie d la niedoli, k tó re nie o b jaw ia się, ja k n p . u mojej chudej sąsiad k i łzam i n a d o b ity m psem , a p ięścią dla n a trę tn e g o żeb rak a, lecz w spółczucie rozum ne, o dróżniające p o d m io ty g odne te g o od n iegodnych.

— S łusznie. Znam p a n ią Z. i sam a za jej b y ­ stro ść rozum u i szlach etn e se rce u b ó stw ia ła b y m ją, g d y b y m u m iała naślad o w ać lub przynajm niej m arzy ć o n a ś la d o w a n iu . . . A le . . ,

— W ię c je s t jeszcze ja k ie ś „ale"‘i

— T ak , pochodzi ono z o baw y. K o b ie tę uczoną okrzyczano dziś ta k ujem nie, ja k n ieg d y ś, b a do niedaw na, w ołano : „sta ra p a n n a11 — i b y ło to coś p o g ard liw eg o — może dziś w m iejsce ta m te g o , w e ­ szło w yrażenie: „ K o b ieta u c z o n a ” — bo przecież n ietru d n o zaprzeczyć, że m ężczyzni lę k a ją się ta k ic h kobiet, a z a te m . . .

— A zatem . . . wiem , co chcesz pow iedzieć . . . ta k ie nie w ychodzą za m ąż? P ra w d a . A le nie o b a­ wiaj się n ad o b n a C zytelniczko. W ie rz mi, te ra ź n ie j­ szość je s t czasem przełom ow ym , przejściow ym . W a ż ą się opinie, sądy, p o jęcia — aż się w reszcie w szystko u sp o k o i i ułoży w k o d ek s sp o łeczn y now y, rozum ny, trzeźw y. P o d sta w ą zaś jogo będzie s p r a ­ w iedliw y i racy o n aln y p o g lą d na s ta n rzeczy.

— W ię c w te d y i „uczone" p ó jd4 za mąż ? - P ó jd ą. Dziś wierzaj m am y ty lu m łodzików źle w ychow anych, niedouczonych, do niczego. — W głow ie szumi, w szy stk ieg o się liznęło po troszę, więc się udaje w szechw iedzącego. Czy nie znasz ty c h panów , co to m ają zaw sze w z a p asie kazania, p ero ry ; objaśnienia uczone... a głów nem ich zaję­ ciem zbijanie b ru k ó w ? A czyż w eźm iesz za złe k o ­ biecie rozsądnej, k tó ra p ra c o w a ła n ad zdobyciem w iedzy i w yw alczeniem stan o w isk a sam o istn eg o , iż nie chce spojrzeć inaczej n a ta k ie g o brulcotłulca ja k ze w zg ard ą J Je śli odrzuci człow ieka niżej sto jąceg o od niej? P o w tó rzę Ci s ta rą ja k św ia t p ra w d ę : k o ­ b ieta, a b y praw dziw ie k o ch ała, m usi szanow ać tego, k tó reg o m a ko ch ać — a to się odnosi zarów no do uczonych ja k i do najprostoduszniejszych. S ercu n a ­ kazać ni o m ożna — um ysłem zaś zniżać się nie w arto, lepiej nim d ru g ich podnieść a w ów czas d zia­ łan ie ty c h uczonych b ło g o sław io n e będzie a nie o d ­ straszające, ja k te g o dow ieść ch ciałaś m iła P an i.

Janina S ...

N A • C M E N T A R Z Y S K U ,

N O W E L A

E . Z O R J A N A .

{C iqg d a lszy .)

(4)

M ania n a p is a ła sam a do ojca i d o sta ła odpo­ w iedź szorstką, g w ałtow ną, k ilk o m a słow y za b ija ­ ją c ą sn y zło te i nadzieje.

B ab k a, chociaż m łodym bardzo sprzy jała, p ro ­ siła T adeusza, ażeby przez ja k iś czas nie p rz y ­ je żd żał n a wieś. N ie c h ciała drażnić zagniew anego

ojca. Co m a być, to będzie, m ów iła, a lepiej zaw ­ sze po dobrem u, aniżeli w g n iew ie i niechęci. Oj­ ciec m ógł m ięć tro ch ę racy i, zresztą b y ł prędkim , nie w g ląd ający m w g łą o rzeczy. W sz y stk o m ierzył p o d łu g siebie i te g o co mu k ied y w oko w padło. W y o b ra ż a ł sobie coś tak, to tak być musiało. Może się u da w y tłóm aczyć c a łą sp raw ę, ująć go.

T ad eu sz z bólem se rc a p o żeg n ał cichy dw o­ rek , zo staw ił ukochaną, z sobą w ioząc -smutek i tę ­ sk n o tę.

U p ły n ą ł ty d zień od p o w ro tu do W arszaw y , ciężkich dni siedm , z k tó ry c h k aż d y n a stę p n y straszniejsze p rzy n o sił m ęczarnie.

Z d ala od tej. k tó rą u k o ch ał n ad życie, bez w iadom ości o niej, c ie rp ia ł ogrom nie, rw a ł się se r­ cem do niej, a je d n a k jech ać nie śm iał.

W reszcie b ó l p rzem ó g ł wolę, dłużej w ytrzym ać nie m ógł. P ojechał.

S ło ń ce zachodziło, k ie d y p o c ią g zatrzym ał się n a stacy i. D o dw orku b y ł sp o ry k a w a ł drogi. T a ­ deusz p u ścił się pieszo, śpieszył co sił starczyło, ta k m u by ło pilno zobaczyć bodaj dom, w k tó ry m o na, jego d ro g a, m ieszkała.

T c h u mu b ra k ło , k ied y u jrzał ogród, drzew a cien iste, a z p o śró d nich w y g ląd ające b ia łe ściany i kom in w ysoki. Ciem no już by ło , ty lk o m asa czarn a ry so w a ła się w yraźnie n a żółtych p iask ach .

N ie śm iał w ejść do dw orku. P rzez sz tach ety w skoczył do og ro d u i podążył ku oknu, z k tó re g o b iła św iatłość.

D ech z a p a rł w sobie, ca ła dusza sk u p iła mu się w oku.

W id z ia ł pokój m ały, czyściutki, zdaw ało się p u sty . N a stole p a liła się lam pa. P a tr z a ł chciw ie

i . . . zobaczył.

W ro g u s ta ło łóżlso p rz y g o to w an e do spania. N ad niem w isiał obraz M atk i Bożej i p a liła się czerw ona lam p k a. P rz y łó ż k u . k lęczała M ania.

O czy w zn io sła k u górze, a po bladej tw arzy

to czy ły się łzy. .

Czuł, że m u p ie rsi ro zry w a ból, ro zsadza łk a ­ n ie ; serce ud erzało g w ałto w n ie, ja k b y się w niem c a ła k re w z e b ra ła i m iejsca znaleść nie m ogła.

S ta ł, p a trz a ł w te n obraz p e łe n bolu i sm utku, g d y drzw i od sąsied n ieg o p o k o ju się o tw arły ,

I w nich u k a z a ł się słuszny m ężczyzna a za nim b abka.

M ania nie sły szała nic, ta k b y ła zatopiona w m odlitw ie. P o chw ili drzw i się zam knęły.

T ad eu sz tra c ił przytom ność. S ił m u b rak ło do zniesienia teg o w idoku — uciekł z ogrodu, ja k b y g o co stam tąd w y g an iało . P ę d z ił p rzed siebie, bez m yśli i celu, a w uszach szum zdaw ał s ię p o w ta ­ rzać : to ojciec nie pozw ala, w ięc p ła c z e . . .

O p rzy to m iał dopiero, uderzyw szy n o g ą o zbu­ tw ia łe deski. B y ł p rz y p a rk a n ie sta re g o cm enta­ rzy sk a. Z atrzy m ał się chw ilę, potem w olno już szedł m iędzy groby, ja k b y w tym św iecie u m arły ch szukał pociechy. N a pierw szym kam ieniu, k tó ry na- | p o tk a ł, usiadł.

D o k o ła było ciem no, ty lk o n a sk ra ju h o ry ­ zontu zaczynało się rozw idniać, księżyc pow oli | w y ch y lał się, g dzieś daleko z poza lasów .

P o d p a rł g ło w ę n a d łoni i p o g rą ż y ł się w roz­ paczliw ej zadum ie.

K sięży c w znosił się na niebie, rzucając chłodne blade św iatło n a okolicę. Cienie drzew ry so w ały się silnie n a ziemi, kam ienie g robow e b ielały coraz bardziej, czarne n a p isy zdaw ały się w ystępow ać z ukrycia, ruszać i groźnie sp o g ląd ały n a człow ieka, co o tak iej porze tu się zab łąk ał.

T ad eu sz te g o nie uw ażał, nie w idział nic — dlań św iat b y ł p o g rą ż o n y w ciem ności nocy bez końca. W ie lk a m iłość, ból, rozpacz, zap alały 'mu w y ­ o b ra ź n ię : w idział się n ad p rzep aścią bez ratunku.

W a lk a w ew n ętrzn a ustaw ała, ból ty lk o i sm u­ te k nim w ład ały , czuł się złam anym , bezsilnym , nie w iedział co z sobą począć.

C hciałby b y ł zhiknąć ze św iata, nie pozosta­ w iając po sobie żadnego śladu, rozw iać się w m głę a b y nie czuć bolu i n a łzy nie p atrzeć.

U sp o k a ja ł się, czy bezw ład n iał. Spokój i c i­ sza zd aw ały się go usypiać. S reb rn e prom ienie k się ­ życa o p la ta ły go, ja k b y tk an in ą, czuł to w yraźnie, b y ł n ib y ow inięty pajęczyną i poruszyć się nie mógł.

W krzew inie odezw ał się słow ik, sm utno ża­ ło śn ie, a g ło s ten niby, balsam k o jący p ły n ą ł do zranionego se rca !

T adeusz sied ział nieruchom o, oczy przy m k n ęły się sam e, m yśl u leciała gdzieś daleko, za św iaty,

W b ezgraniczną próżnię.

S ied ział ta k długo. W reszcie z zam yślenia obudził go szelest g a łęzi i liści. O tw o rzy ł oczy i ujrzał dziw ne ja k ie ś zjawisko.

(Ciąg dalszy nastąpi.)

Najmłodsi. (Adam Krechowiecki 1893. N akład Gebeth­ nera i Wolfa. — Warszawa.) — Autor „Szarego wilka®

„V eto“ i td. dał nam tym razem powieść obyczajową, współczesną. Dwa główne bieguny społeczne, zbiegają się tu na arenie akcyi — stan zamożny, tj. najwyższe sfery społeczne i stan dobijający się pracą celu. — Pierw szy m a tu więcej przedstawicieli, drugi najdo­

bitniej przez syna ekonomskiego, ambitnego, odda­

nego nauce się przedstawia. Między tymi pośre­ dnie, jak ogniwo, łączące stanowisko zajmuje bo­ haterka, córka obywatela i chłopki — rzucona w świat I z bożą iskrą talentu artystycznego — którego siłą wy- | pływ a w sławie i u stóp swych ma wszystko, co re­

(5)

do Zygmunta Czarnoszyńskiego. Oboje przesiedleni z cichej okolicy H um ania, do stolicy Europy, do P a­ ryża, różne przechodzili koleje. Ola, przygotowywała się do przyszłego zawodu artystycznego, Zygmunt, u- kończywszy filozofią,. myślał o zajęciu do wykształcenia swego stosownem. O panow ała go jednak kuzynka, ko­ kietka, Irena. Może go naw et kochała, ale na samą myśl, że miałaby poślubić dziennikarza, zimno ją prze­ chodziło na wskroś — patrzała na Zygmunta, jak na widmo, które ją pociągało i straszyło zarazem .

W ięc zaślubiła księcia de Sarthes. wyjednawszy wpierw u niego miejsce sekretarza dla Zygmunta. Ten stacza walki z sobą, wiedząc, że gdy przyjmie byt łatwy, tem samem da zmarnieć wszystkim swym szla­ chetniejszym zamiarom. Rozumne rady Oli, potęga jej talentu, wstrzymywały go jeszcze od upadku, ale stra­ szną kusicielką była Irena. Ola do samodzielnej bierze się pracy — nie pragnęła odrazu pierwszorzędnego stanowiska, ale wiedziała, że jeśli ma talent, to cho­ ciażby z najpodrzędniejszego wybije się. Kolega. Zyg­ munta, Jerzy, szuka tymczasem karjery w zawodzie lekarskim, oddany studyom nad etyologią raka. Chociaż obaj powiedzieli, że jak każda roślina, tak i człowiek na obcym gruncie skarłowacieje, Jerzy jednak wierzył, że sławę zdobędzie. — W szpitalu na bardzo zasobnej w siły żywotne dzieweczce, zaszczepił raka — ale gdy podał o tem do Akademii memoryał. okrzyczano go zbrodniarzem — skończył samobójstwem.

Zygmunt po strasznej Iragedyi, jak a się rozegrała u księstwa — w yrw ał się nareszcie od Ireny. Ola od razu pierwszem wystąpieniem w operze nabyła roz­ głosu, ogół zgadzał się w opinii, że posiada głos i ta ­ lent niepospolity Miała sławę, hołdy — ale nie to, czego pragnęła. Dopiero katastrofa u Ireny wyrwała ją z rozstroju i żalu — postanow iła ocalić Zygmunta, jak niegdyś on ją w dzieciństwie ocalił przed brutalnym Jerzym . W poszukiwaniach tych znajduje ojca swego obłąkanego, któremu widok córki powraca zmysły. — Odtąd zmieniło jej się życie, przy ojcu i babce pozo­ stała. Tak ona. jak Zygmunt po burzach przyszli do świadomości, że ..spokój ducha i cicha praca, to naj­ wyższe i jedyne dobro na ziemi."

Gdy oboje w 1889 roku stanęli pod wieżą Eillel, na usta ich obok podziwu, wybiegły słowa refleksyi:

„Techniczne zdobycze tviełkie, ale w umysłach coraz wię­ kszy mrok, coraz gęstsza mgła,, coraz mniej siły ducha', coraz słabsza wola, coraz większe rozprężenie nerwów"'.-

Co będzie z tem pokoleniem, które po nas przyjdzie, co my zostawimy mu w spuściźnie duchow ej'? Nic, my „N ajm łodsi“ z działających w tem stuleciu, my, którzy czynami naszego ducha mamy wycisnąć ostatnie na niem piętno, cóż zostawimy po sobie V — Chyba wspomnienie naszej new rozy?

— Zostawimy wielką naukę — mówi Ola. Z tych walk i wątpień, jakie przebyliśmy, zostało jedno : spra­

wdziliśmy na sobie, że teorye, które nas obłąkały, są kłamstwem. Pozytywizm, realizm bezwzględny, natu ra­

lizm — te hasła, co nas przenikały, słabną. Przyszłe pokolenie już ich nie uzna. Odrzucając krańcowość,

p rzyją ć trzeba szczerość w uczuciach, trzeźwość pewną w poglądach, praktyczność to życiu, źródłową gruntowność iv nauce i krytyce, prawdę w sztuce.

Oto tendencya tej znakomitej powieści. Zw a­ żywszy setne walki społeczne, odbijające się rozter­

kami w rodzinach, w których nawzajem się już człon­ kowie nie rozumieją, autor wysnuwa praw dę głęboką, dla której chyba żadne usta nie mogą nic innego wy­ powiedzieć, jak tylko C r e d o !

Powstań, powieść historyczna z czasów J . Chry­ stusa przez Eli. St. Phelps i Her. W arde. W arszawa

1893 nakład T. Paprockiego i Spki.

Nieporównaną perłę literaturze naszej przyswo­ jono z angielskiego. Powieści powyższej nie czyta się oczyma, ale duszą. Napisane po mistrzowsku.

Treść jej stanow ią dzieje, przyjaźni Chrystusa z Łazarzem budowniczym, z bratem Maryi i Marty oraz dzieje miłości Łazarza i Zahary córki arcykapłana Annasza. Łazarz zajęty przebudow ą pałacu Annasza, posłyszał raż śmiech rozkoszny, a gdy pobiegł oczyma poszukać skąd on pochodzi zobaczył młodziutką ko­ bietę. „Nie, to raczej światło, dźwięczące piosenką11. Odtąd serce jego pochłonęła ona, cudowna jak m a­ rzenie lecz i jej obcym nie pozostał budowniczy. Ale I miłość ta odrywała go od Mistrza, temwięcej, że Za- hara nawet nalegała by go porzucił. Tymczasem Ła-

j zarz, coraz, to- więcej widział w Mistrzu swym Boskiej I mocy, stwierdzonej cudami, oderwać się odeń nie mógł, tłum aczył więc kochance : On je st panem mej duszy, ty zaś koroną mego serca. Sceptyczna Z ahara odrzu­ cała wszelkie dowody Boskośći Nazarejczyka, aż nie­ szczęście straszne przekonało ją i nawróciło.

Dumny Annasz nie byłby nigdy zezwolił na zwią­ zek córki z budowniczym , więc miłość ich jako i wi- i dywanie się musiało być tajemne. Łazarz zajęty w świą­

tyni jerozolimskiej wynalazł tajemny chodnik do ogrodu arcykapłana wiodący. Tam się schodzili, ale gdy to spostrzegł Annasz kazał Łazarza w tajemnym chodniku ! zatopić wodą, nie wiedząc, że z nim razem je st i Z a­ hara. Gdy już fala zatapiała ich oboje, Łazarz ję k n ął: „Mistrzu przebacz, bom ja Cię miłował w głębi duszy.“ I woda ustępować zaczęła. Ale uratow any Łazarz zm arł po kilku dniach, Z ahara bezprzytom na sie­ działa na grobie. W tedy Nazarejczyk przyszedł i wy­ rzekł owo w szechm ocne: „Pow stań!11 wskrzeszające Łaza­ rza. Zahara wtedy zrozum iała Chrystusa i Jego wiarę „która szanuje ubogich, pociesza nieszczęśliwych, leczy chorych a naw raca zbłąkanych, która nie odpycha sam o­ wolnych i grzesznych, lecz umarłym naw et życie d aje“. Taka jest osnowa, tej pełnej życia, św iatła ruchu powieści. N ajlepsza ocena nie może dać w yobra­ żenia należytego, dlatego odsyłamy wszystkich do sa- mejże powieści. Niech ją wszyscy a wszyscy czytają bo godna tego.

Madonna Busowiska W. Łoziński. Kraków, n a­ kładem księgarni Spki wydawniczej.

J e s t to nowella osnuta na tle zdarzenia w Bu- sowiskach. Uboga pocztarka N asta, je st tu bohaterką. Ona to zasłyszawszy na kazaniu, iż i do nieba jest poczta, a pocztą tą modlitwa, zapragnęła w ten spo­ sób komunikować się ze zmarłym synem Wasylkiem. Przyszło jej na myśl. że najlepiej będzie wy­ stawić figurę, bo koło niej ludzie przechodząc, będą się modlić; ale gdy przyszła do kam ieniarza z uciuła­ nym groszem i usłyszała, że taka figura będzie kosz­ tować 100 reńskich, w oęzach jej pociemniało i za­ częła co tchu uciekać. Ludzie myśleli, że co ukradła i gonić ją zaczęli.

(6)

Każdy coś dawał do urządzenia a Nasta zafun­ dowała ołtarz z Matką Boską Żniwiarską, nam alowaną przez panicza Zygmunta, którem u listy nosiła.

Obraz ten sprowadził okropną burzę. Pew na część wieśniaków, przywykłych widzieć same ikony w cerkwiach wyśmiała obraz a ksiądz z Terszowa za­ brał Matkę Boską. Panicz Zygmunt umarł, Nasta sie­ dząc przy nim nagle ujrzała osobę o twarzy Madonny Żniwiarki i rozgłoszono cud.

W tedy gromada tłumnie pośpieszyła obraz ode­ brać. Barwny obrazek z życia wiejskiego posiada wszystkie zalety, jakie dawno znamy u jego autora.

Korespondencya z W arszawy.

(U ryiuek z koresp. do F reu dom a n d A r t).

W ystaw a w Chicago obudziła u nas zajęcie tem ż y w s z e , że inicyatorka w ystaw y kobiecej odniosła się do kobiet polskich z żądaniem , aby z ło ży ły w ykaz sw ojej na każdem poła działal­ n ości i ow oce jej p rzedstaw iły św iatu. P ropozycya to b y ła ze w szechm iar ponętna, jakkolw iek to, co się n azyw a spraw ą eman- cypacyi kobiet, w ła śc iw ie m ów iąc, nie istnieje w cale u nas. Jakże tu bow iem dążyć do em ancypacyi kobiet, kiedy n a ró d cały nada­ rem nie dotychczas pożąda w yem ancypow ania go z pod m acoszego ucisku polakożerczej polityk i? jak dopom inać się o praw a dla c zą stk i społeczeństw a, kiedy społeczeństw o to całe praw je st p o ­ zbaw ione ? kiedy odbierają nam języ k , w iarę, pam ięć p rzeszłości sw obodę słow a, m ożność działania, kiedy być P olakiem i k atoli­ kiem , to grzech pierworodny, którego nic nie zm oże, którego na­ stępstw a dają się czuć przez całe ż y c ie ? N iem a w ięc u nas dą­ żen ia do em ancypacyi ta k ie j, jak w y ją rozum iecie za O ceanem , jak j ą rozum ie Zachód E uropy; ale je st siln ie rozw inięty wśród kobiet i ciągle się w zm agający ruch um ysłow y, je st coraz o g ó l­ niej się rozpow szechniająca działaln ość narodowa i społeczna, je st ciągle w zrastające poczucie obyw atelskiego obow iązku w z g lę ­ dem .klas niższych, nieośw ieconych i n ieuśw iadom ionych p oczu ­ cie coraz w ytrw ałej czynem stw ierdzone, je s t szeroko rozgałę­ zion a działalność filantropijna i pedagogiczna, także ja k o ob ow ią­ zek obyw atelski pojm ow ana, je st w reszcie coraz liczn iejsze gar­ n ięcie się do pracy zaw odow ej, bądź to naukowej, bądź zarobko­ w ej (pierw szą zdobyw a się na uniw ersytetach zagranicznych, drugą ułatw iają szkoły Rzem iosł) obie zaś w yw ołan e po' części św ietnem , ekonom icznem położeniem kraju, po części zaś zrozu­ m ieniem um oralniającego w p ły w a pracy. W szystko to stanow i nie^ zaprzeczenie dowód żyw otności naszej, jako P olek i jako kobiet i byłoby czein się pochlubić, gdyby nie trudność, z położenia kraju w ynikająca. Kobietom polskim nie w olno stanow ić osobnej grupy narodow ej, bo przecie „P olski“ niem a na św iecie, je st tylko „kraj przyw iślański“, pozostający pod berłem R osyi, wraz z w ielom a innym i krajami, których m ieszkanki zaliczon e będą do w ystaw czyń „z R o sy i“.

T egośm y się od początku obaw iały i tak je st w samej rzeczy. Z ona G enerał-Gubernatora Hurki, „Marya A n d rejew n a“ gorliw a propagatorka dążeń wrogich w szelkim objaw om polskości podjęła u nas inicyatyw ę w spraw ie w y sta w y i znalazłszy po­ w olne sw oim zam iarom narzędzie w osobie jed nego z u r z ę in i-ków, od w ołała się za jego pośrednictwem do kobiet polskich z ż ą ­ daniem , by przygotow ały nadające się do przesłania okazy, które ju ż , bez żadnego ze strony w ystaw czyń zachodu, dostaną się na m iejsce przeznaczenia. O głoszono w ezw an ie w pism ach, p rzem il­ czając, ma się rozum ieć, nazw isko głów n ie działającej sprężyny, przygotow ano salę M uzeum P rzem ysłu i rolnictw a do przyjęcia okazów „Pracy kobiecej". Osobno zaś w ezw an o kilka literatek i nie-literatek d j opracow ania zbiorowej książki, (której poszcze­ gólne działy rozebrały te panie pom iędzy, siebie) m a ją ce j p r z e d

-I staw ić szerszem u ogółow i całokształt działalności kobiecej u n as. Pokazało się w szakże, iż rzecz ta w ym aga d łuższych studyów przygotow aw czych i w iększego nakładu pracy, n iż się z początku zdaw ało, ze skutkiem tego nigdyby z nią na czas nie w ydążonoj I panie te w ięc m usiały zrzucić się z zobow iązania i jakkolw iek wraz z ogółem kobiet polskich pow ołane, pozostają w całej spra­ w ie n a uboczu. Jeżeli w spom inam tu o nich, to naw iasow o tylko, jako autorki bow iem , nie m ają nic w spólnego z liczn ą bardzo I rzeszą pracow nic na różnych polach, która nie ch ciała się przy­

łą czy ć do nader szczupłego grona w ystaw czyń, bądź to w błąd w prow adzonych i nieśw iadom ych istotnego stanu rzeczy, bądź też z dobrej w oli oficyalnem u w ezw an iu posłusznych. T o, co jed ne i drugie w y sła ły , sm utne daje pojęcie ó pracy i zabiegliw ości naszej, nie w y sła ły bow iem nic, coby było praw dziw ie godnem pokazania św iatu, lub odznaczało się znam iennym jakim ś rysem naszej tylko w ytw órczości w łaściw ym . N ie je st ona w szakże ilościow o tak ubogą a ja k o śc io w o tak m arną, jakbyście z w ypra­ w ionych do w as okazów w n iosk ow ać m ieli prawo. N ie ! Pracu­ jem y , ruszam y się, w ierzym y w przyszłość i w pracy naszej ow oce, żyjem y w ięe, lecz położenie nasze je st tak nieszczęśliw em , ż e w błędnem zam yka nas kole. Chcąc być, chcąc zam an i­ festować w yraźną i nigdy niezatartą odrębność naszą narodową m usim y.... niebyć, nie stanąć do apelu na popisie, który zgrom a­ dzi kobiety całego cyw ilizow anego św iata. W obec tego pozostaje nam tylko liczy ć na pism a zagraniczne, że w y św ietlą istotny stan rzeczy i podniosą głos w naszej obronie.

Z e S t o w a r z y s z e ń .

Spraw ozdanie kofomyjskiego S to w. „ f r a c y kobiet".

Nie możemy się powstrzym ać od wyrażenia naj­ gorętszego uznania dla Pań kołomyjskich, które swą czynnością stały się wzorem dla całej Galicyi, dla wszystkich naszych kobiet. Cicho a wytrwale, bez rozstrzeliw ania sił swych, bez rozpraszania środków n a przeróżne towarzystwa, bo w Kołomyi jedno tylko istnieje stowarzyszenie i dlatego takie świetne wydaje rezultaty. Nie osiągną tego panie we Lwowie, ani w Krakowie, ani nigdzie indziej, gdzie bez liku mamy towarzystw tak, że te same jednostki do wszystkich stowarzyszeń m usza niejako należeć, a co zatem idzie, cięży im to rozerwanie i rozpraszanie wkładek i do­ strajanie się do każdego stowarzyszenia i jego celu.

W Kołomyi jedno jest ognisko, stąd skupia siły, środki i niezmiernie pożyteczną rozwija działalność.

(7)

W początku zaś m arca na prośby stowarzyszenia, I W ydział krajowy udzielił kołomyjskiemu towarz. Pracy kobiet subwencyi 250 zł. na rok bieżący. Słu­ sznie panie sprawozdawczynie nazywają tę chwilę najszczęśliwszą dla tow. bo nietylko ze względu na powię- I kszenie funduszu ale i ze względu na uznanie pożyteczności j tego zakładu ze strony najwyższej Keprezentacyi Kraju, j

Członków liczy obecnie P raca kobiet 150. Cześć prawdziwie należy się takiej działalności a na pierw- ! szem miejscu uznajemy zasługi przewodniczącej p. H. | Morelowskiej. Znamy Jej żywe interesow anie się wszyst- kiem, co tego warte, jej usiłow ania znakomite około rozwoju instytucyi, której ster ma powierzony. Dzięki J e j skupiają się panie kołomyjskie i nie dla zabicia czasu należą do towarzystwa ale, z głębokiego a rze­

telnego poczucia obywatelskości. Z całego serca tedy przyklaskujemy i ślemy „Szczęść B oże“ w zacnej pracy j i, tu na tem miejscu wyrażamy podziękę Wydziałowi I towarzystwa, który pierwszy pośpieszył z przesłaniem I nam życzenia błogosławieństwa Bożego, skoro pismo j ula kobiet powstało. W ydział pismo zaprenum erow ał, i zaabonow ał u nas stale anons zainteresow ał się pi- I smem tak żywo i serdecznie, że się poczuwamy do j

obowiązku złożenia mu jeszcze publicznego podzięko­ wania.

Oby tow. doszło do jak najświetniejszych rezul- i

tatów a inne miasta, zechciały Kołomyję pod tym wzglę- 1 dem naśladować. „Szczęść Boże ! Szczęść W am Boże! .zacne P o lk i!“

Rozwiazanie zagadek z Nr. 6.

o 1. Siemiradzki. 2. Innsbruck. 3. Embriony, i . Nabuchędonozor. 5. K alif. 6. Ipomea. 7. Ezofowicz. 8. Wiśniowieccy. 9. Iskariot. 10. Chicuitos. 11. Zaleski. 12. Azael. Ł u g — D ług — Pług. K le - ko - tlea. ctf N O (U • H X d) • rH CG t>5 a

<

N !>> -ł-J W • rH 1 -1

W ia d o m o ś c i bieżące.

Świeżym dowodem, co może praca wytrwała dla szlachetnego celu, jest amerykańskie tow. wstrzemięźli­ wości, ' założone przez panią Matyldę Carse w Nashville, stolicy stanu Tennesse. Ona to natchnęła do składek w celu zbudowania gmachu wstrzemięźliwości i dzięki jej stara­ niom stanął budynek wspaniały, pociągający samą swą pięknością, co nader dodatnio oddziaływa na tych, których opieką swą otacza Towarzystwo. W gmachu na marmuro-- wych kolumnach znajdują, się popiersia kobiet i mężczyzn

zasłużonych około rozwoju towarzystwa. Stowarzyszenie wydaje tygodnik, który ma obecnie 250.000 prenumera­ torów.

W Zjazdach lekarzy w gub. tambowskiej i kostrom- , skiej, w celu obmyślenia środków przeciw cholerze wezmą

udział także kobiety lekarki.

„Niebezpieczeństwa emancypacyi kobiet“ Pod tym

tytułem, ukazała się w Lipsku książka, napisana przez Adelą Crepez.

Nowych wynalazków przeważnie odnoszących się do •zajęć i gospodarki kobiecej przedstawiano w Londynie do ■opatentowania aż około 400!

Blisko 1000 k ob iet p ra cu je p rzy maszynie w w ar­

s z a w s k ic h warstatEidi sz ew sk ich .

W Warszawie postawiono projekt urządzenia praktyki ogrodniczej dla kobiet jako zajęcia wielce im odpowiedniego.

K O R E S P O N D E N C YE R E D AK C YI.

W. Pani N oss. w Czortkowie. E ncyklopedyę d ołącza się do tych num erów, które nie m ają dodatku p ow ieściow ego. D o Nr. 6-go zatem nie było.

W. Pan Zdzisław we Lwowie. Z ochotą ocenim y, dzięku­ j e m y za zaufanie. R adzibyśm y znać nazw isko tak szczerego przy­ ja c ie la „Przedświtu".

W. Pani S . Minn. w Krakowie. Prenumeratę otrzym aliśm y.

Z a ż y c z liw o ś ć w d zięczn i jesteśm y serdecznie, jakoteż za sło w a zachęty.

Wzajemna korespondeneya.

Fil. Mosiewiczówna z Kędzierzawić zasyła pani Szyszk. w e L w o w ie najuprzejm iejsze pozdrow ienia i zarazem zapytuje o ko­ chanego „N iunia“.

W. P. Wandzie Ziół. w Kołomyi życzenia szczęścia z bło­ gosław ieństw em zasyłają przyjaciele i znajom i wraz z redakcyą „Przedświtu".

Sprostowanie.

Z powodu omyłki drukarskiej w artykule „Wiadomo­ ści bieżące" złożono „Cri du pule“ zamiast „Du peuple“

/VV*W'/W*N*/VVVWW\*^VWWW*/WVVVVv\^v*V'^A/WVVVVV^\*A<V^\VWvV</\V*W»'WVVV>A Do dzisiejszego numeru dołącza się trzeci arkusz ENCYKLOPEDYI GOSPODARSTWA I PRZEMYŚLU DOMOWEGO, “p i

VvVvWvVvVvWvWvWvVvWvVvWvWvWvWvVvVvVvV»WvVvVvWvWvVvW«VvVvVvWvWvVvV

WVWWVWVVVYVVv"'/VVVVYVV

/VVVVVWW^AWm^/V^^^^^VV^VWV'/^^A^W/VVWW/WvVvWvVV^WVVVV^m^^'VW\■\^VVVVV^A

T R E Ś Ć : A llelu ja. — A n d a : Zm artw ychw stanie. — Janina S ed laczk ów n a: K obieta uczona. — E. Zorjan: N a cm entarzysku, n ow ela. (Ciąg dalszy). — Literatura i sztuka. — K orespondeneya z W arszaw y. — Z e stow arzyszeń. — W iadom ości- bieżące. — Szarady. — K orespondencye R edakcyi. — W zajem na korespondeneya.

(8)

W A Ż N E D L A F A N !

S ł y n n e p ł ó t n a K o r c z y ń s k i e

p re m io w a n e n a w y s ta w a c h k ra jo w y ch

poleca i sprzedaje najtaniej fabryka tkacka

Mieczysława Goneta

w Korczynie

(pod Krosnem).

Piękne świeże i nadzwyczaj trwałe czysto lniane wyroby płócienne surowe

i apretowane, a mianowicie: płótna, weby, dymy, chusteczki do nosa, ręczniki różne,

obrusy, serwety, ścierki, drelichy na liberyę i materace, jakoteż płótna grube, szare

i blichowane na sienniki, wory i t. p. wyroby w zakres tkactw a wchodzące.

Na łaskawe żądanie przesyłani próbki gratis i franco.

Uwaga: Wszelkie zamówienia wykonują się szybko i starannie prosto z fa­

bryki ; żadnych bowiem nie utrzymuje składów.

Tow ar świeży doborowy. Ceny niezwykle niskie. — Nieodpowiedni towar przyjmuję napowrót.

1

I

I d

. U L I

w Kołomyi

przyjm uje wszelkie roboty w zakres szycia białego wchodzące

jjj jako to: bieliznę damską, męską i dziecinną.

Przyjmuje również większe zamówienia rcb ó t: dla szpitali, [Q G policji i różn-ych zakładów, wykonując na żądanie bieliznę jjj Ćj z płócien krajowych, w których dostarczania pośredniczy. H

Uj ■[]

Robota staranna — ceny sumienne.

H

^ s a s a s a s a s asgsaszsasasgsasasasasasasasasasaggsaiiasasasasasEsasasasaSy

.PATRYOT A“

STANISŁAW HORSZOWSKI

w e L w o w ie

Jul. Ossolińskich I. 12. (w domu własnym )

Największy skład !

| fortepianów, pianin, >

' harmonium i organów. -^Wszelkie instrum enta sam ogrające:

[ C eny b ezk o n k u ren cy jn e.

*

k Na ra ty . 'i m

Polonii

A dres:

W Filadelfii wychodzi od 4 lat tygodnik „ r A T i l IU T A.” poświęcony interesom

Amerykańskiej i dobru Ojczyzny. — Abonament roczny 3 guld., półrocznie 1'fc 'giifcT

J P

A

T B Y O- T A "

America. U. D. — 845. S. Front str. Philadelphia Pa.

6 1

CD 8 . V. .

O

ca

>

S

a

~ •»»

§ -s

e

I n W W W W A W A W Wi S^VWWvV^VVVWW'/vV*Vw'V«A*V^VVWv***vV'*v\NVVVVVW\'» Istn ie ją cy od. 19 la t

W ST O W A R ZY SZEN IU PRACY KOBIET

ul. K o p e r n ik a 1. 21.

Kurs kroju sukien damskich

■połączony z ćwiczeniami praktycznymi

i szkołą szy cia białego, cerow ania, haftów białych, szy cia na m aszynie, wyrobu frędzli, koronek kloc* koWych i robót ozdobnych, został i w tym roku od ­ dany pod kierow nictw o fachowo w ykształconych

n a u c z y c ie le k

O w arunkach’ przyjm ow ania uczenic d ow iedzieć bię m ożna w biurze Stow arzyszenia, otwartem co­ dziennie z w yjątkiem dni św iątecznych od godziny 9. rano do 5. wieczorem .

W bazarze Stow arzyszenia dostać m ożna roz­ maite* robótki oraz bieliznę dam ską: przyjm uje się rów nież zam ów ienia na roboty w szelkiego rodzaju, naprawy starożytnych matę ryj, dyw anów , aplikacyi itp.

Oprócz tego biuro w yw iad ow cze Stow arzyszenia p o le c a :

n au czycielk i, bony, k lu czn ice i panny słu żą ce.

<a_>

orf

cu> CS3 CLP c3

1

o a .

o

«1 s

o

a

§ ‘2

2| f

“jfr i* *S8 .■s* -SU 3 = i •i K S

' ^ E

S . V 53

Su

# 2 5

o

>.

g.

N .

I I

o <n o o > ' - a s & u -

?

«

®'S

s?

u

S a

P .

S

* CT^ S=—I

Odpowiedzialna red aktorka: J. Secllaczkoicna.

Z Drukarni E. Ostruszki, L w ów , Sykstusl^a 10.

Cytaty

Powiązane dokumenty

dochodzi autor do* wniosku, że uwolnić siebie od p ra ­ wideł grzeczności, znaczy tyle. co dać swym wadom większą swobodę. Dalsze ustępy uczą przykładam i,jak

pełnego zgnicia; więc chcąc chorą roślinę przesadzić, należy jej wszystkie zepsute korzenie obciąć aż do miejsca zdrowego i wazon taki dobrać, aby się

W yjęcie rośliny z wazonu da się w ten sposób uskutecznić: bierze się lew ą ręką łodygę przy samej ziemi, odwraca wazonem do góry, przytrzym ując go

lutego grano ją po raz pierwszy, a nazajutrz posypały się recenzye dzienni­ karskie — z których mało które dowodziły, ocenienia należytego sztuki i

Wielkiem ułatwieniem dla zawodu aptekar­ skiego było by gdyby doń kobiety były przypuszczone, oddawna bowiem znaną jest rzeczą, że kobiety przy­ rządzaniu

Następnie mocną nitką lub cienkim szpagatem wiąże się włóczkę na brzegu tych kółek — po­ czerń można rozerwać kółka i wyrzucić; teraz sporządza się z

Dlatego też dobra gospodyni, pow inna dbać o utrzym anie zdrowia swoich domowników. Aby się z tego wywiązać, musi gospodyni wiedzieć czego w ła­ ściwie

C ukiernica papierow a. Można ją zrobić bardzo ła- j twym sposobem ; potrzeba tylko trochę papieru telegrafi­ cznego i parę skrawków kolorowego. Bierzemy dwa