STEFANIA CZEKIERDA
ur. 1927; Lublin
Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne
Słowa kluczowe dzieciństwo, rodzina i dom rodzinny, życie codzienne, tradycje rodzinne, tradycje świąteczne, Boże Narodzenie, Wigilia, ozdoby choinkowe
Święta Bożego Narodzenia
O, to były przygotowania, trzepanie chodników, jak śnieg spadł. Ojca służbowy kożuch brało się tym włosem na zewnątrz, turlało się dla oczyszczenia go w śniegu.
No i chodniki trzeba było wytrzepać na śniegu. Ojciec ubierał choinkę, jak cukiereczki były, no to czekało się tylko jak się otworzy duży pokój, gdzie stała duża choina – żeby chociaż cukiereczka zerwać. Matka od samego rana przygotowywała wigilijną wieczerzę. Siadało się do stołu, modlitwa, łamanie opłatkiem, spożywanie kolacji.
Rano oczywiście trzeba było wstawać wcześnie, buty musiały stać wyczyszczone, ubierać się i do kościółka, bez śniadania. Przychodziło się w pierwszy dzień z kościółka, znowu zasiadało się, już wtedy był świąteczny posiłek, śniadanie, to się biegło prędko z kościoła, żeby tych łakoci pojeść. Kluski z makiem musiały być, rybka, śledziki, barszczyk czerwony. Uszek matka nie robiła, ale były suszone grzybki na taką liczną rodzinę. Pamiętam, że mama gotowała ziemniaki w mundurkach, a potem obierało się i mama na patelni przysmażała te plasterki na swojskim oleju.
Makowce, jakieś marmoladowce, to się zawsze pojadło, tym się dziecko wspaniale najadało. Łańcuch, bombki były zawsze, kupowało się też takie główki aniołków i robiło się im piękne spódniczki. To nie dzisiaj, że wszystko szklane. Wtedy była praca wykonana własnoręcznie. No i w szkole trzeba było coś tam zlepić na robotach ręcznych na choinkę. Łańcuch był z kolorowego papieru, robiony, sklejany - taka to była choinka. Ojciec ubierał choinkę, bo był wysoki, a choina musiała być do sufitu, to tam tylko on dostał.
Data i miejsce nagrania 2010-10-18, Lublin
Rozmawiał/a Emilia Kalwińska
Transkrypcja Lucyna Wrzałek
Redakcja Lucyna Wrzałek, Emilia Kalwińska
Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"