• Nie Znaleziono Wyników

Sklep Żydówki Wadziowej w przedwojennych Puławach - Helena Witesik - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Sklep Żydówki Wadziowej w przedwojennych Puławach - Helena Witesik - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

HELENA WITESIK

ur. 1919; Puławy

Miejsce i czas wydarzeń Puławy, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Puławy, dwudziestolecie międzywojenne, Żydzi, stosunki polsko-żydowskie, sklep Wadziowej, Żydówka Wadziowa, handel, życie codzienne, sklep Filipczuka

Sklep Żydówki Wadziowej w przedwojennych Puławach

Tak wszyscy mówili – do Wadziowej. A później jeszcze obok tej [jej budki], bo to były dwie takie – tutaj Cienista i vis à vis Cienistej, mostek jeszcze był – przyjechał taki pan Filipczuk. On był Rosjaninem i właśnie koło tej Żydówki założył sobie swój sklep.

Niektórzy chodzili później do tego pana Filipczuka, niektórzy do tej Wadziowej. Mama tam mnie wysyłała. Ona nieraz, jak [ludzie] nie mieli już pieniędzy do pensji, to dawała nawet na kredyt, ta Żydówka.

Dwoje ich było. Była ona, Wadziowa, i był jej mąż też. Oni właściwie to tu nie mieszkali, ale tak się przespać czy coś, to mieli za drzwiami taki drugi pokoiczek w tej budce. Wysłała mama po coś, oni dla tych ludzi byli grzeczni i ludzie też, jak miejscowi, jak mieszkają tak koło siebie, to się tak jakoś zaprzyjaźnią, nie są nastawieni tak jakoś wrogo, czy żeby dokuczać, czy coś. Nawet jakichś chłopców znaleźli w sobotę, żeby im ogień rozpalić, bo prawdopodobnie oni nie rozpalają nawet ognia, a chcieli sobie zagrzać coś, to tam chętnie [chłopcy] poszli.

Mieli córkę, ta córka to wystrojona taka [była]. Ci tak ubrani ubogo, a córka [wystrojona]. Raz się pokazała ta córka, bo powiedziała [Wadziowa] do klienta: „To moja córka”. Pochwaliła się. I wiem nawet, że się nazywała Ruchla, pamiętam, bo ona jej po imieniu mówiła. Mnie się podobała, bo była taka elegancka. Tu wszędzie dookoła bezrobocie i nieciekawie, a tu ona taka wystrojona. No, z tego handlu jednak [jakieś dochody były], tak jak każdy mówi, że handel to zawsze handel.

[W środku było] tak nieciekawie. Nie tak żeby było estetycznie ustawione czy coś.

Wszystko było, jak to się mówi – mydło i powidło. Nie, mydła to tam [akurat] nie było, ale tak naprawdę było wszystko. Ktoś, kto ma daleko do główniejszej ulicy w miasteczku, to nie pójdzie, to dobrze, że ma [na miejscu] i kupi, [co mu potrzeba].

Jakieś kasze różne były, bo pamiętam, że po ćwierć kilo [szłam], całą drogę powtarzałam – ćwierć kilo kaszy jęczmiennej, a jak doszłam do sklepu, to zapomniałam. A całą drogę do tego sklepu na Skowieszyńską mówiłam, co mam

(2)

[kupić], bo to dużo wyrazów było – ćwierć kilo kaszy jęczmiennej. Dla mnie to było dziwne – „jęczmienna” i „kasza”, i „ćwierć kilo”. „Jedna czwarta kilograma” – ja mówię teraz inaczej, a to „ćwierć kilo” mama powiedziała kaszy jęczmiennej, na krupnik widocznie zabrakło jej, bo nieraz z wioski miała. To pamiętam, że nim doszłam do sklepu, to nie mogłam sobie przypomnieć, po co ja przyszłam, po jaką kaszę.

Wiedziałam, że po kaszę, tylko nie wiedziałam jaką. Myślałam sobie, co to miała ugotować, przypomniałam sobie, że krupnik, no to wiedziałam, że to jest taka biała kasza, drobna.

Data i miejsce nagrania 2003-11-12, Puławy

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tam oni przecież też system mieli trochę inny, bo to zbrojenie, a tutaj były hale montażowe, ale to była produkcja, do nas szły przecież wielkie, ogromne ilości tych zegarków.

To tak ta beczka stała pod dachem, bo to już było lato przecież, żeby to po kapuście namoczyć, bo to czuć te kapustę kiszone, i jak ona się odważyła.. Ale

Skończyłam szkołę podstawową i szkołę handlową i [niedługo] wybuchła wojna, to dużo nie pracowałam, bo przecież jak skończyłam szkołę, to miałam 18 lat, a jak

Naprzeciw miejskiej rady, gdzie most jest, to był dom pani Rogoszewskiej, to tam się część klas też mieściło, ale tam jeszcze było gorzej niż pod kościółkiem.. W

Pamiętam, że Weppo jakiś był, co miał [lokal] przy Lubelskiej, to mówili mężczyźni, że idą do Weppy wypić czy coś, ale to żeby nazwa jakaś była, to nie, restauracja i

Przy Zielonej są jeszcze [inne wille] – Duninów i jeszcze była taka mała willa, to taka willowa ulica [była]. Data i miejsce nagrania

Później przy ulicy pobudowali się na jakimś placu, taki stary był dom, [państwo] Zdunowie.. I później Czepkowscy, to długi taki dom z

No i jeszcze też zauważyłam nie naszych tych tu puławskich ani lubelskich, ani wojewódzkich Żydów, tylko z Czech i Słowacji.. To właśnie wtedy byłam na tej