• Nie Znaleziono Wyników

Rola. R. 7, nr 46 (1913)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rola. R. 7, nr 46 (1913)"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

N u m e r 4 6 D n ia 1<> lis to p a d a 11)13.

Towarzystwo

tkaczy

Płótna czysto lniane

różnej sze ro k o śc i, ch u steczk i, ręczniki, o b ru sy, ser­

w ety i t. d. p o le ca taniej niż w szę d zie (194)

Towarzystwo tkaczy

obok KromaKorczyna,

K to c h ce u b e z p ie c z y ć

w sposób najbardziej odpowiedni mienie swoje od p o - ia r u , pioruna ek sp lo zy i i t. p., od k ra d zie a y i r a ­ b u n k u . — ziemiopłody od g r a d o b ic ia , kto chce uzyskać podstawę kredy tu, kto pragnie zapewnić sobie lub innej osobie kapitał na starość lub rentę dożywotnią, zapewnić rodzinie byt w razie swej śmierci, dzieci w y­

posażyć, zapewnić im wychowanie i wykształcenie i t. p.

n ie ch z w r ó c i s ię o informacyę do któregokolwiek za­

stępstwa najstarszej i największej instytucyi asekura­

cyjnej polskie] (113)

Towarzystwa wzajemnych ubezpieczeń w Krakowie.

Informacyi udzielają: Dyrekcya Towarzystwa w Krakowie, Reprezentacye we Lwowie, Czerniowcach i Bernie mor.

Sekcye w Rzeszowie, Przemyślu, Tarnopolu i Stanisławo­

wie. oraz około 2.000 agencyi 'Tow arzystw a w różnych miejscowościach Galicyi, Bukowiny, Śląska, i Moraw.

Z a 6 Kor. beczułkę 5 kg. znakomitej

R»srysi.dLaE^ majowejBR

Z a 4 Kor. skrzynkę 150 sztuk

k w a a s - g y l j L marki „B. R.“ duże Nr 4

w y sy ła za pobraniem :

F abryczny skład serów : B r a c i R o ln i c k i c H , K r a k ó w , W i e l o p o l e 7/2 4. Ó W Cennik różnych serów darm o i opłatnie.

T A N I E J N I Ż W S Z Ę D Z I E

m o lu * nabyć (111)

-w y r o b y t k a c k i e

s firm y (.p o d o p ie k ę N a jśw . R o d z in y 4*)

J Ó Z E F A J Ó R A S Z A

w K o r c z y n ie obok K r o s n a (Galicya).

Proftzę iądn ó p ró bek ft cen n ików darm o I opłatnie.

M Ł Y N E K D O K O Ś C I

»Heureka« niezbędny dla każdego g-ospodarza. Od K . 24'— za .sztukę wzwyż. Sprzedano w przeciągu 3 lat

przeszło 36.000 sztuk.

Proszę żądać szczegółowego prospe ­ ktu i cennika od firmy J o h a n n B a l d i S c h a r d i n g am I n n . I. Ob. Oest. Specialgeschaft fur Geflugelzucht.

POŚWIADCZENIE UCZY,

W a in y tylk o z ty M A R K Ą O O L I K O N N Ą

... Ź E P R A G ł K A ...

M A Ś Ć D O M O W A

z apteki B . F R A G N E R A , P R A G III.

uspokaja b ó le , ła g o d zi zapalenie, ch łod si, u łatw ia leczenie, antyseptyczn a maść o d ciąg a­

jąca w każdem gosp odarstw ie jest niezbędny.

P uszka ty lk o p o70h. w e w szystkich aptekach.

W y b o rn y m i6d pszczelny,

kuracyjny, lipcowy, rarytas 5-kg. puszka K. 8’30.

Miód patoka 5'kg. puszka K. 8 30. W yborny miód stołowy do picia 4'/a blaszanka K. 6'8o

wysyła za zaliczką I. Farba, Podhajce Nr 33.

k r a k ó w .

S Y N D Y K A T

Plac Szczepański 1. 6. ^ * ■

Haeinna •k ° n i c z ya> t r a w , buraków, roślin strączko- IldolU lld . wych i warzywnych o gwarantowanej czysto­

ści i sile kiełkowania.

MaUifl7U • tomasyna, superfosfaty, saletra chilijska, sól n d n U Z j . potasowa, kainit k r a j o w y i stassfurcki, wa­

pno azotowe.

M s e7unu PfllniP7P * W yłączna reprezentacya na Gali- iilu o Ł jM j I UIIIIułb • cyę wszechświatowo znanych siew- ników „ W e s t l a l i a " . (120)

rm n, kroi;, knltjwalorj, siewiiki, walce etc. etc.

R O L N I C Z Y A » , 4.

Reprezentacya firmy D e e r i n g - C h i c a g o B r o n y sprężynowe, talerzowe, K o s ia r k i, Ż n i­

w ia r k i, W ią z a łk i, G r a b ia r k i, P rze trząs a c ie .

Wielki zapas części zapasowych.

Własne warsztaty reparacyjne.

N a c z y n i a i przybory m le czarskie . Oferty i cenniki na każde żądanie darmo i opłatnie.

Węgiel kamienny z kopalń krajowych i zagranicznych.

K O K S ostraw ski I górnośląski.

... — — — S—

T Y G O D N IK O B R A Z K O W Y NA NIEDZIELĘ KU PO U CZEN IU I R O Z R Y W C E . KRAKÓW, ulica 6w. Tomasza

(2)

f

99

Potok

i i D o m k o m is o w y

d la R o ln ic t w a h a n d lu i P rz e m y słu p od k ie ro w n ic tw e m

K A R O L A J O R D A N A

w Krakowie, przy ul. Dunajewskiego 1. 2.

W ykonuje w szelkie transakcye w chodzące w zakres roln. (komis sprzedaż maszyn roln., naw ozów sztuczn., nasion, oraz majętn.

ziemsk. i realności miejsk.).

Przyjmuje zastępstw a firm kraj. i zagrań, w szelkiego zakreśli, jakoteż Tow . Ubezp. pod bardzo korzystnemi warunkami.

Lokuje kapitały na wszelkich nieruchom., dopomaga w zaw ią­

zywaniu Spółek rolniczych, handl. i przem ysłowych.

Udziela informacyi co do wszelkich posad, ułatw ia dostarcza­

nie robotników rolnych i fabrycznych.

Informuje o zawodach, osobach i firmach odnośnie do roln.

handlu i przem. — Koresp. w e wszystkich językach. (288)

J Ó Z E F B I A L I K

K r a k ó w , u l. F lo ry a ń s k a L. 51

T e le f o n N r 502.

F a b r y k a w y r o b ó w m asa rsk ich i w ie lk i s k ła d w ę d lin

p o leca w s z e lk ie g o ro d zaju w ę d lin y , ja k o to :

szy n k i, rolad y, polędw ice pieczone i w ędzone, k iełb a sy po lędw icow e, krajan e i siekane, słon inę b ia łą i w ęd zon ą o raz sm alec p o lski w w ięk szy m

zapasie. . (293)

U la K ó ł e k ro ln ic z y c h i sk le p ó w w ię k s zy rabat.

Biuro podróży

T i i H j s n Enlgracpgo

W K R A K O W I E ,

Radziwiłłowska L. 23, w domu własnym, Sprzedaje karty okrętow e, I. II. i III. klasy i na międzypokład z rozmaitych portów e u r o p e j s k i c h do wszystkich p o r t ó w

północnej i południowej

A M E R Y K I .

Biuro podróży Polskiego Tow arzystwa 'Emigracyjnego w Kra kow ie ma z a s t ę p s t w o rozmaitych pierwszorzędnych kom­

pani] okrętowych, pasażerow ie więc mogą za pośrednictwem teeo Dlura w vbierać taką drogę do podróży morskiej, Która w danej chwili jest rzeczyw iście najtańszą lub najdogodniejszą.

Z biurem podróży P. T . E. połączona lest sprzedaż biletów kolejowych na KOieje europejskie i amerykańskie i kantor w y­

miany pieniędzy zagranicznych. (117)

Polecajcie wszystkim emigrantom aby uda- wali się do biura podróży P. T. E.

W K r a k o w ie m oga p od ró żn i k o rz y s ta ć r. w y g o d n ie nrządzone*

sch ro n isk a n o c le g o w e g o P o ls k ie g o T o w a rz y s tw a Knnur ic y ju e g o r.a d ro b n ą o p ła ta N a d w o rcu k o le jo w y m sp o ty k a ich i o d p r o w a d ź

funkcvi»nnrvus/ w T > H

S traszn a recepta.

P e w ie n o sz c z ę d n y le k a r z m iał z w y c z a j p i­

s y w a n ia re ce p t na ró żn y ch d ru k a ch , d o n ie ­ sien iach fa m ilijn y c h i t. p . p a p ie ra ch , k tó - ly c h je d n a stro n a p o zo sta je c zy stą. T a o szc zę ­ d n o ść w y p ła ta ła 'm u p rzy k re g o fig la. P e w n e ­

g o driia p r z y b y ła d o n ie g o ja k a ś b ard zo s ła b a staru szk a i o trz y m a ła z w y k łą recep tę.

N a ra z za d rzw iam i z e m d la ła . O tó ż n a o d w r o ­ tnej stro n ie o d c z y ta ła : »P o g r z e b o d b ęd zie sie w śro d ę o g o d zin ie 4 p o p o łu d n iu * .

D obra k u ch arka.

P a n i (do ż e b r a k a ): N o i có ż staru szk u , z je d liś c ie o b ia d e k ?

Ż e b r a k : Z ja d łe m p ro szę p a n i, a teraz n iech mi p a n iu c h n a d ad zą d y tk a , to n ikom u - n ie p o w ie m , jak i b y ł.

Roczniki „Roli

33

zawierające po kilka ciekawych po' wieści i bardzo' wiele pięknych legend, humoresek, powiastek, obrazków i t. p.

są jeszcze do nabycia, a m ianowicie:

zaś z 1912 r.

n ie o p ra w n e p o 3 K.; p ię k n ie o p r a w n e p o 4 K.; pięknie oprawne n< lepszym papierz i po 6 K ; n adto p ię k n ie o p ra w n e p ó łr o c z n ik i

Holi z drugiego półrocza 1 9 1 1 r., za' wierające dwie całe bardzo piękne po"

wieści p. t. „Rozbójnicze gniazdo"

i „R ubin wezyrski" po 2 Kor. 50 hal.

Oprócz tego mamy jeszcze O k ła d k i

do H oli na rok 1913 p r a k t y c z n e i eleganckie po 50 halerzy.

Ziemniaki, siano, marchew pastewna, Buraki ćwikłowe

w w ielkich partyach do odstąpienia. Zastępcy we w szystkich m iejscach poszukiwani.

M u s c a ł , B r e s l a u , Gabitzstr. 70.

..i-i mĘĘffmm

W Y S P R Z E D A Ż

12 m etrów szew io tu an gielskiego najlepszego w y ro b u , d u b el­

tow a szerokość, w ystarczając na 6 su k ien zim o w y ch w ysyła z pow odu w y ja zd u do A m e ry k i za 10 k o ro n 50 h alerzy

E. F L E IS C H E R w D yn o w ie (G alicya).

p r a w d z iw y m hi..

0 ,ipvr.h ia e,or-

a r d2ie'°

f | n. Drt- Retau-a ychrona własna

j °kaZ^

skutków takich 8°»'e

trów n „ , ,c łl n a fo - v «r/ans-Man ^cia przez

Można n a b y ć

u ks. P a w ła W ie c z o r k a p o c z . S z c z u r o w a : 1. W ig ilia z a m o r z e m , w ia ­ n u szek z m y śli i uczuć w y ­ chodźców p o lskich cena 20 h. ■ 2. J e z u s n a s w o la . Miste-

ryu m E u ch arystyczn e w 23 scenach, cena 1 kor.

B ro s zu rk i te, tra k tu ją c e o w y ­ ch o d ź c a c h , n ad ają się ja k o p a m ią ­ tk a d la w y c h o d z ą c y c h w św iat

na z a ro b e k .

K u p u ją c y 10 e g z . o trzym u ją je d e ­ n asty , darm o. ( io q ) B ie rz, czy taj sk orzystasz w iele!

(3)

.... ... miim mmmmmm

TYGODNIK OBRAZKOWY NIEPOLITYCZNY KU POUCZENIU I ROZRYWCE.

Przedpłata: Rocznie w Austryi 4/50 kor., półrocznie 2 -40 kor.; — do Niemiec 5 marek; — do Francyi 7 franków; —

•io Ameryki a dolary. — - Ogłoszenia po 3o halerzy za wiersz jednoszpaltowy. — Numer pojedynczy 10 halerzy; <to nabycia w księgarniach 1 na większych dworcach kolejowych. Adres na listy do Redakcyi i Adm inistracyi: Kraków , ulica ŚW. To­

masza L. 32. Listów nieopłaconych nie przyjmuje się. G od zin y redakcyjne codziennie od godz. 3 do 6. Telefon nr. 50.

Przez oświatę i naukę do dobrobytu.

iejednemu z W as, drodzy Czytelnicy, przy­

chodzi na myśl pytanie, co za przyczyna, że temu i owemu panu jest lepiej niż chło­

pu. Czy to pan dziedzic, czy pan rządca, urzędnik, pisarz, nawet rzemieślnik, w szy­

scy tacy panowie mogą lepiej się ubierać, lepiej ja­

dać, słowem lepsze mają życie.

Przyczyną tego lepszego bytu jest to, że więcej się uczyli i są zdatniejsi do czynności, których nie mo żna w ykonyw ać bez nauki. Nauka uszczęśliwia ludzi.

Niejednemu się zdaje, że tylko pisarzowi, urzę­

dnikowi, księdzu, nauczycielowi nauka jest potrze­

bna, a robotnikowi niepotrzebna.

Niejeden m ówi: — »Tylko mi dajcie dużo ziemi, to i tak dobrze mi będzie!* — To wszystko nie prawda, bo każdemu z osobna lepiej muże się dziać, g d y będzie się uczył.

A cóż to jest nauka?

U nas po wsiach za naukę uważają ludzie czę­

sto naukę czytania i pisania. Mniemanie to jest błę­

dne. Nauka czytania i pisania jest dopiero kluczem, zapomocą którego można otwierać skarby wiedzy.

A mieszczą się one w książkach i gazetach, a kto ich nie czyta, niczego się nie nauczy; choćby czytać i pisać umiał a pozostanie ciemnym jak był dotąd.

K ażda praca więcej ma wartości, g d y jest do­

brze wykonana. A wykonać dobrze może ją ten, kto się jej uczył. K to chce robić coś- dobrze, musi się uczyć.

W eźm y naukę rolnictwa. Tu syn uczy się wszy­

stkiego od ojca i pozostaje takim samym rolnikiem, jakim b y ł ojciec. W ielu ludziom wydaje się, że nauka rolnictwa jest rzeczą łatwą. R zeczyw iście wszelkie czynności rolnicze nie są trudne do wykonania, ale samo kierownictwo tych robót, zarząd gospodarstwem, to rzecz niełatwa, tego się uczyć trzeba. To też wi­

dzimy, że duże gospodarstwa, kierowane przez w y­

kształconych rolników, daleko lepsze są od drobnych, któremi kierują ludzie ciemni. Nasi drobni rolnicy mówią, że to dlatego tak jest, bo duże gospodarstwa mają do tego dobrą siłę pociągow ą, dobre nasiona, nawozy i t. d. Że tak jest to prawda, ale każdy może to mieć, skoro się o to umiejętnie postara. Dowodem są już ulepszone drobne gospodarstwa, których co­

raz więcej w kraju naszym przybywa.

A b y dobrze pokierować gospodarką rolną, trze­

ba znaj jej zasady. Nie wystarcza umieć zaorać, za­

siać, skosić, zmłócić — to wszystko nie wystarcza, zwłaszcza obecnie.

W szyscy to rozumieją, że człowiekowi mającemu pieniądze, łatwiej żyć na świecie. Może mieć dogo­

dniejsze mieszkanie i lepszą odzież i dobre jedzenie, a ludzie lepiej go szanują i poważają. A le skąd brać pieniędzy? Ano trzeba na nie pracować. A leż nieje­

den pracuje, haruje całe życie, a umiera w nędzy.

Czy myślicie, kochani Bracia, że byłoby tyle nę­

dzy na świecie, gd yb y ludzie mieli więcej światła w głow ach? O nie! Przypatrzm y się rodzinie, w któ­

rej ojciec jest światły. On pracuje umiejętnie, ma z pracy pożytek, mienie swoje powiększa, a dzieciom daje stosowne wykształcenie, aby znały świat i umiały na nim żyć i pracować z pożytkiem dla siebie i ludzi.

Przedstawm y sobie drugiego ojca ciem nego; ten także pracuje, ale po omacku, pracuje nieumiejętnie, więc pożytku jego praca mało daje. O dzieci nie dba, więc nietylko nie umieją dobrze pracować, ale nie­

raz wpadają w złe nałogi, pijaństwo, rozpustę i t. d.

A b y więc lepiej b yło wszystkim żyć na świecie, trzeba się uczyć. Nieszczęściem jest naszem, że ludzi rozumnych mamy mało, ale za to dużo mamy »mą- drali*. Taki mądrala nic nie wie, ale najczęściej, ma jąc dar gębowania, wszystkiemu co rozumne, dobre i pożyteczne będzie przeczył.

Bracia rolnicy, nie słuchajmy tych mądrali, ale idźmy drogą, którą nam wskazali ludzie szlachetni, a pr/ez oświatę i naukę pomału zrównają się te nieró­

wności w społeczeństwie naszem. Wojciech Lubas,

(4)

722 »R O L A« Nr 46

jeziorem gapiem.

(P o w ie ś ć z przedhistoryczn ych czasów ).

11. Przygody Rzepichy.

G dy się to działo w zamku K ruszw icy, o czem, podług dawnej powieści, uwiadomiliśmy czytelników, M iłosław, syn wojewody gnieźnieńskiego, szedł za swoim przewodnikiem ścieżką ponad jeziorem Go- płem. Zdziwiony, iż tak daleko odprowadzony od grodu królewskiego, miał się dowiedzieć o sio ­ strze swojej, o której sądził, iż się znajduje w zamku przy królowej, powtarzał częste w tej mierze zapy­

tania Piastowi, ale ten zbyw ał go nieprzerwanem milczeniem, zachęcając do pośpiechu w drodze.

Przyszedłszy do miejsca, osłonionego wysokimi krzakami, skąd już murów wyniosłego grodu widać nie było, zatrzym ał się poczciwy wieśniak i obraca­

jąc mowę do idącego za nim księcia, rzekł:

— W ybacz mi, panie, iż tak długo ociągałem się w daniu odpowiedzi, gdyż nie wypadało zatrzy­

m ywać się w drodze, i w krótce usłyszysz rzeczy tru­

dne do uwierzenia z ust wiarogodnych.

— Dokądże mię prowadzisz, przyjacielu ? — odezwał się M iłosław — już i tak daleko oddalili­

śmy się od gaju bogini miłości, gdzie królowa i inni czekają na mnie.

— K rólow a? — powtórzył Piast z widoczną niechęcią — należałoby, aby dzisiaj ustąpiła miej­

sca twej siostrze, która na ciebie czeka z niecierpli­

wością.

— Powiadasz, iż R zepicha czeka na mnie?

Gdzież ona jest? Nie przebyważ w zamku królew ­ skim ?

— Nie, panie! Jest pod strzechą wiernego twe­

go słu gi; parę kroków tylko dalej, a znajdziesz ją w objęciu.

— Co mówisz, Piaście! W twoim domu m iała­

b y się znajdować Rzepicha? Jakimże sposobem p rzy ­ szła tam z grodu królew skiego?

— W praw dzie dom mój — odpowiedział Piast — jest tylko domem wieśniaka, atoli w tej chwili daje on bezpieczne schronienie córce książęcej, a dałyby bogi, abyś i ty, mój książę, i cała twoja dostojna rodzina znaleść m ogła w lepiance mojej pewniejsze niż w murach tego zamku bezpieczeństwo.

M ówiąc to, zbliżyli się do folwarku, leżącego w cieniu wyniosłych wiązów, których szerokie g a łę ­ zie obfite pączki wypuszczać już zaczęły. Przyjemnie oświecało słońce tę spokojną wiejską zagrodę, zło­

cąc promieniami swymi wznoszący się dym z komi­

na i odbijąc się o bliski staw, po którym pływ ało wesoło kwaczące ptactwo. Pom iędzy drzewami za folwarkiem widzieć można było zasobną pasiekę, na boku w ysoki gołębnik, i na dachu sitowianym po­

tężne koło, mieszkanie i gniazdo ptaka wędrowca, który jeszcze nie nadleciał z ciepłych krajów. Skoro tylko M iłosław przestąpił progi w iejskiego m ieszka­

nia, w ybiegła naprzeciw niemu księżniczka R zep i­

cha, rzucając się w objęcia brata, który jednak z nie- jakimś wyrazem oziębłości przywitawszy siostrę, le­

dwo jej oddał pozdrawiający go pocałunek.

— W ięc przyszedłeś przecie, najukochańszy mój bracie — zawołała dziewica — przyszedłeś do sio stry z niecierpliwością czekającej na ciebie. A c h ! jakże się długo bawiłeś, gospodarzu dom u; już są­

dziłam, że się orszak dworzan udał do gaju bogini, i że daremnie dzisiaj oczekiwać będę na jeg o p rzy­

bycie. Lecz cóż to jest, Miłosławie, bracie mój, iż tak niechętnie i ozięble spoglądasz na mnie?

— Przez jakie zdarzenie znajduję cię tu, siostro, ciebie, córko księcia, w chacie wieśniaka, samotną i bez żadnej z twych panien służebnych: g d y ojciec nasz i stryjowie są mniemania, iż przebywasz w zam­

ku, w komnatach królowej G ierdy?

— Bogom niechaj będą dzięki! — zawołała R zepicha — bogom niechaj będą dzięki, iż.m ię za­

prowadziły do tej chaty, której ogniska strzeże g o ­ ścinność i cnota! Precz, precz z zam ku'królów ! W je ­ go przybytkach snują się jędze nieszczęścia i krwi niesyte morderstwo!

— Przestraszasz mnie, Rzepicho! Powiedz mi, cóżby ci się przytrafić mogło? Niedocieczone jakieś mowy rozchodzą się o tobie w zamku, a i ja nawet zasłyszałem o niej. D aliby to bogowie, abyś się z za­

rzutów oczyścić mogła, abyś się okazała niewinną!

— Pójdź, bracie mój — odezwała się na to Rzepicha — pójdź i usiądź przy mnie, gdyż wiele mam ci do opowiedzenia, a gd y mię do końca w y słuchasz, natenczas i ty zapewne znajdziesz mię bez winy.

M iłosław zajął miejsce u ogniska na podanem mu siedzeniu, g d y matka Piasta usunęła się w głąb izby z swą kądziołką, a Cnotliwy wieśniak usiadł z przeciwnej strony w oddaleniu, w tedy Rzepicha zaczęła opowiadać przygody swoje następującemi s ło w y :

— W iadom o ci, mój bracie, jak przed kilku miesiącami ojciec mój i matka, przychylając się do życzeń królowej Gierdy, w ysłali mię do K ruszw icy.

Na pierwszym zaraz wstępie do tych ciemnych i p o ­ nurych murów, zdawałam się niejako przeczuwać, iż to miejsce będzie świadkiem mych smutków i udrę­

czeń, a na nieszczęście moje, przeczucie to spraw­

dziło się aż nadto. Prawda, iż królowa Gierda ob­

chodziła się ze mną z początku bardzo łaskaw ie i ła ­ godnie, atoli i to wyznać muszę, iż nigdy do niej rzetelnego przywiązania uczuć nie mogłam, gd yż jej umysł zdawał mi się zmiennym i niestałym, jak te­

go, który nie jest zgodnym z myślami swemi i uwa­

żałam przytem, że otaczające ją służebne drżały przed nią jak niewolnice, przejęte niesłychaną trwogą. K róla rzadko kiedy widywałam , prócz wtenczas, gd y za­

sępiony i w ybladły, podobny do mary chodzącej, w yczołgiw ał się z swej komnaty, dla udawania się do sztuk tajem nych; wówczas zobaczywszy go, czu­

łam jakąś odrazę, równie jak i inne kobiety, zosta­

jące przy królowej unikały jego widoku, a nawet i wszyscy dworzanie nie są mu tak wiernymi i przy­

wiązanymi do niego, jak dworzanie wojewody gnie­

źnieńskiego naszego kochanego ojca. Podobnież i królowa Gierda zdawała się nie mieć przywiązania do swego małżonka, jednak nie można było w nie- postrzedz odrazy ku niemu ani pokory, owszem mó­

wiła z nim zawsze w tonie rozkazującym i pogardli­

wym, a to tem bardziej mię zastanowiło, iż jeszcze nigdy podobnego postępowania względem męża nie widziałam w żadnej sarmackiej niewieście: on zaś okazyw ał się zawsze uległym i bojaźliwym w jej przytomności, g d y przeciwnie względem innych b y ł dumnym i zuchwałym.

— Tak samotnie i smutno schodziły mi dni w zamku Kruszw ickim , gdzie nigdy w esołego od­

głosu niewinnej radości słyszeć nie można było, gdzie w ciemnych gankach obszernej budowy w y ­ suwały się co moment ciemne jakieś postacie i w o k a­

mgnieniu znikały znowu w ciemnocie. Z niecierpli­

wością czekałam na wezwanie ojca, aby mię z tego ponurego mieszkania odwołał, gdyż znudzona i n ie­

spokojna przypominałam sobie często wesołą rodzi­

ców naszych dziedzinę, gdzie przeżyłam tak słodkie i szczęśliwe chwile. Niema tu zwyczaju, jak u nas,

(5)

Nr 46 >R O L A< 723

aby panny, zgrom adziwszy się w sali bawialnej z ką­

dziołką w ręku lub kołow rotkiem , skracały sobie długie wieczory zimowe przy korzystnem zatru­

dnieniu rozmową wielorakich powiastek. Niema tu żadnej, któraby jak matka K nasław a przez przypo­

wieści moralne zaostrzała pamięć na powinność i cno­

tę, albo przez przykład chwalebny i pochwałę wzbu­

dzała chęć do pracy. Nie usłyszysz tu, ja k u nas, g d y ojciec, siedząc przy okrągłym kamiennym stole z najpierwszymi mężami województwa i rycerską młodzieżą, rozm awiał z nimi o dziełach dawnych b o ­ haterów, lub o własnych odbytych wyprawach dla nauki i przykładu młodych wojowników. Nic tu z te ­ go w szystkiego ani nie zobaczysz, ani usłyszysz w zamku K ruszw ickim . O wieczornej godzinie zw y­

kła królow a z swym ponurym małżonkiem schodzić do sklepienia podziemnego, z którego bardzo często dawał się słyszeć nam, siedzącym na wyższem pię­

trze, huk podobny do grzmotu, tak, iżeśmy w szy­

stkie drżały od bojaźni, nie śmiąc przemówić ani jednego słow a do siebie; ale z początku nie w ie­

działam, coby tam w tych sklepieniach porabiali.

Z w ykle około północnej chwili powracali do swoich pokojów; królow a z rozczochranemi włosami i zao- gnionemi oczyma, dumniejsza i surowsza, niżeli w in­

nym czasie, a król daleko bledszy i słabszy, niż k ie ­ dy indziej; jego kroki niepewne, jego oczy spuszczo­

ne, postać nachylona i ociężała, podobna była do tego, który nie mając żadnych sił,jprzynaglony do pra­

cy, ostatnią utracił władzę.

— O koło tego czasu król Popiel, przebywając częściej niżeli dawniej w pokojach G ierdy, dłużej też w nich się zabawiał. Przerw aw szy dawne swoje po­

nure milczenie, zaczął być rozmowniejszy, mianowi­

cie ze mną, atoli postrzegałam , iż mowa jego, uty­

kająca i niewyraźna, podobna b yła do mowy pija­

nego, któ ry bez związku i przytomności raz o tem, drugi raz o owem przemawia. Niebawem zaczął w y­

chwalać tę trochę urody, której przyrodzenie twojej siostrze udzieliło dość skąpo, a chociaż na to w szy­

stko zachowując głęb o kie milczenie, unikałam jego oblicza, nie przestał jednak coraz bezczelniejszych używać wyrazów, obrażających uczciwość i cnotę. On to nazywał miłością, która go do podobnego postę­

powania ze mną skłaniała; ale bracie mój, nigdy miłość, chociażby też najbardziej zaślepiona, podo­

bnych nie użyła wyrazów, była to raczej zdziczała namiętność, połączona z gniewem niepohamowanego szaleństwa. O dw ażywszy się raz na w ykrycie prze- demną nieprzyzwoitego obejścia, dręczył mię co­

dziennie podobną mową, aż nakoniec, nie mogąc nigdzie ukryć się przed jeg o w ściekłą i bezczelną chucią, g d y wszelkie usiłowania moje b y ły daremne, ażeby ujść przed goniącym i napastującym mię wj|ka- żdem miejscu, sądziłam, że obowiązkiem jest królo­

wej, aby mię przeciw niemu broniła, nie pomnąc na to, iż często spostrzegałam , jak G ierda umyślnie zo­

stawiała mię z nim sam na sam, pod rozmaitym po­

zorem oddalając się z komnaty, właśnie, jak gdyby ułatwiając mu sposobność zaspokojenia bezw styd­

nych skłonności. W szedłszy do pokojów królowej, upadłam jej do nóg, błagając, aby się nademną zli­

towała i przez w zgląd na pokrewieństwo i gościn­

ność, żeby mnie broniła przeciw skrzywdzeniu i nie­

sławie !

— Lecz ona, o bracie mój najukochańszy! — zawołała Rzepicha, zalewając się łzami — ach, có­

żem doświadczyć musiała w poranku życia mojego?

O matko K n a sła w o ! komużeś to dziecię twoje po­

w ierzyła?

Głośno płacząc, zakryła oblicze swoje obiema rękoma i przytuliła się do brata, właśnie ja k gd yb y

szukając przy boku jeg o pewnej obrony przeciw ubiegłem u już niebezpieczeństwu.

Podczas ostatnich słów opowiadającej swe p rzy­

padki R zepichy, w ystąpił rumieniec na twarz mło­

dego bohatera i z osłupieniem, podobnem do kon- wulsyi, przycisnął ją silnie do piersi swoich. Staru­

szka, porzuciwszy swą prześlicę, przystąpiła do p lą­

czącej księżniczki, a Piast, porwawszy się z swego siedzenia, pocieszał ją przyjaznemi sło w y:

U spokój się, książęca d ziew ico! Bezpieczną jesteś przy boku dostojnego tw ego brata i w pomie­

szkaniu wiernego tw ego sługi Piasta; a ty, szlache­

tny książę, wspieraj siostrę twoją, aby nabrała siły do opowiedzenia ci dalszych p rz y g ó d , gd yż czas drogi prędko ubiega, niebezpieczeństwo zagraża nie­

jednej dostojnej głow ie, i jeszcze o najstraszliwszej rzeczy nie słyszałeś.

W tym momencie podniosła się zapłakana R z e ­ picha, i ocierając łzy z policzków, dalej opowiadać zaczęła.

(C ią g d als zy nastąpi).

Synowie tego świata i syny światłości.

W on czas rzek ł Jezus uczniom przypow ieść tej treści:

Z gubił bogacz w p o d ró ży talentów trzydzieści.

Zn alazł je człek ubogi i zgubą oddaje.

Bogacz w ziął! — nie dziękując, tak biedaka łaje:

— „G łupiś, żeś od d ał; trzykro ć głupi!... i dlatego Nie dostaniesz odem nie w cale „zn aleźnego ".

Ja bogacz, nie poczułbym w cale takiej straty, T y — chudziaku od razu stałbyś się bogaty.

P om nij, gdy czyją zgubę znajdziesz w życiu kiedy, Nie oddaj! — p rzyw łaszcz sobie, a w yleziesz z biedy!

T eraz precz idź m i z oczu chudobo żebracza!"

P osłu szny biedak zaraz opuścił bogacza.

I zd arzyło się potem w niew iele m iesięcy, Że bogacz zg u b ił w drodze k ilk a set tysięcy.

Z n alazł je ten sam bied ak z drugim zarobn ikiem . Ten m u rze k ł: — „Z naleźliśm y! tyś m oim sp ólnikiem . P o d zielim y się tedy po spraw iedliw ości"...

Lecz biedak rze k ł: — „Nie dotknę ja cudzej w łasności".

—• „G łu p iś! po trzykro ć głu p i!" — za ro b n ik m u rzecze:

„B óg dał ręce, żeby brać! Idź więc głupi człecze I bieduj — skoroś głupi, bieduj w czoła pocie;

Ja bez żadnych sk ru p u łó w zabieram te krocie!"

I w ziąw szy — u n ió sł z sobą.

Lecz gdy z drogi zbacza Ku dom ow i, p rzyp a d li nań słudzy b o g a c z a :

— „T yś zn alazł bogaczow e krocie ?" — zap ytali.

Zarobn ik, gdy nań słu d zy ostro napierali,

P rzy zn a ł się, lecz im rzecze: — „Bogacz nie zbiednieje — Choć straci; toć nie orze... zb iera — choć nie sieje.

W iecie co?... bądźcie m ą d rzy: m ilczcie — za m ilczenie Ponapycham w am złotem bogacza — kieszenie.

Będzie m nie i w am dobrze!"...

N am ysł nie b ył długi, P rzystali na n am ow ę jak jeden — tak d ru gi:

P rzy rze k li m ilczeć. W zią w szy obaj „odczepnego", W ró cili z p o szu k iw ań do pana swojego,

O znajm iając, że spełzło na niczem — szukanie.

A bogacz?... M achnął ręką na to ich gadanie, I nie żało w ał straty. —

T a k się w świecie dzieje:

Dodał Jezus: „N iew iern i słudzy i złodzieje Panów sw ych p rzyw łaszczając sobie m ajętności, R oztropniej postępują od syn ó w św iatłości.

Ja jednak w am p o w iad am : że go rzk ą — zapłata Będzie w żyw ocie p rzy szłym synó w tego świata.

W y przeto idźcie w ślady biedaka onego,

K tó ry — choć nędzarz — dobra nie tkn ął się cudzego.

W iado m e czyn y w asze N ajw yższej Istocie:

Ona skarci niepraw ość, da nagrodę — cnocie".

J a c e k O b r o c h ta .

(6)

724 »R O L A« Nr 46

Piąć powieści za piąć koron!

Pięć powieści, a oprócz tego setki powiastek, legend, humoresek, opowiadań, artykułów pouczają cych; opisy tysięcy ciekawych zdarzeń z całego świata i w ypadków z życia politycznego będzie miał każdy w ciągu roku 1914, kto nadeszle całoroczną prenumeratę na rok 1914 w kwocie 5 koron, a nadto otrzyma piękny Kalendarz obrazkowy na rok 1914.

A b y zadowolić w zupełności naszych kochanych Czytelników, w ybraliśm y do druku tylko powieści nadzwyczaj zajmujące.

Celem uczczenia 120 rocznicy Powstania K o ­ ściuszkowskiego zaraz w pierwszym numerze po N o­

wym R o ku rozpoczniemy druk powieści history­

cznej p. t . :

Racławicki bój.

Na tle przygotowań do Powstania Kościuszkow ­ skiego zobaczym y bohaterską postać chłopa Bartosa, otoczonego intrygam i złych ludzi, a później ujrzymy go wraz z innymi bohaterami z pod słomianej strze­

chy w wiekopomnym boju.

Równocześnie z »Racław ickim bojem « rozpo­

czniemy drukować drugą powieść, z obrazkami, umyślnie dla »Roli« rysowanymi, p. t . :

Tajemniczy duch.

Tysiące ludzi jedzie do Am eryki, pracuje tam, zarabia i wraca do kraju. Z opow’eści ich wiemy, jak wygląda ten kraj, jakie tam są miasta i urządzenia, ale nie wielu wie, jak w yglądała ta kraina przed stu laty.

Gdzie dziś wznoszą się zamożne miasta, rosły nieprzejrzane dziewicze lasy; gdzie dziś warczą koła machin, panowała uroczysta i głucha cisza; gdzie przebiegają pociągi kolei żelaznych, bujały stada bawołów i snuli się polujący nań Indyanie.

Liczniejsi dziesięć razy, aniżeli dzisiaj, bronili do upadłego ziemi, którą przybysze zamorscy przy­

szli im wydrzeć. Co .tylko może odwaga, przebiegłość, podstęp i wytrwałość, na wszystko zdobywały się te ludy czerwonoskóre dla zagrodzenia drogi białym do wnętrza A m eryki północnej, dla obronienia się od ich przemocy. A le noże, topory, a nawet strzelby Indyan nie zdołały sprostać działom, karabinom i przeważnej sile i sztuce Europejczyków.

W te czasy przeniesie nas owa powieść i za­

pozna z tysiącznemi przygodam i osadników tam­

tejszych.

Jako dalszy ciąg » R acław ickiego boju* damy wzruszającą powieść p. t . :

Rewolucya w Warszawie

,

której bohaterem będzie szewc J^n Kiliński. Powieść ta wątkiem historycznym będzie łączyła się z po­

przednią, lecz mimo to będzie stanowiła dla siebie zupełną całość. Przepiękne sceny z rewolucyi, pełne bohaterskiego zapału ludu warszawskiego, zajmą każdego czytelnika.

Uzupełnieniem tych dwóch powieści, malujących w żywych barwach Powstanie Kościuszkowskie, bę­

dzie powieść trzecia p. t .:

Klęska,

opisująca krwawe w ysiłki Polaków nad podźwignię- ciem upadającej P o lsk i, zakończone nieszczęśliwą klęską pod Maciejowicami.

Po ukończeniu powieści p. t. »Tajemniczy duch*

będziemy drukowali nadzwyczaj ciekawą powieść p.t.:

Gwiazda południa

,

przenoszącą nas w dzikie krainy południowej A fr y ­ ki, wśród K afró w i poszukiwaczy dyamentów. P o ­ wieść tę będą również zdobiły obrazki, umyślnie dla

»Roli« rysowane.

Przypominamy jeszcze wreszcie wspaniały cykl obrazkowy p. t . :

Życie, męka i śmierć Pana Jezusa,

objaśniany artykułam i jednego z naszych najlepszych współpracowników.

Ponadto zaprowadzamy od Nowego R oku, jak to już pisaliśmy,

W e so ły kącik,

w którym pomieścimy tysiące dowcipów, żartów, figli i facecyjek.

K aśk a Myrdalonka

będzie w przyszłym roku pomagała M aćkowi Bzdu­

rze w jego wesołych pogadankach, a portret jej umie­

ścimy zaraz w pierwszym numerze »Roli« z 1914 r.

K to więc chce posiadać tyle cennych utworów za niewielką sumę 5 koron rocznie, niechże nie z w łó­

czy z w ysyłką prenumeraty, ale nadaje ją jak naj­

prędzej. Ostrzegam y bowiem, że kto przed Nowym Rokiem pieniędzy nie nadeszle, już pierwszego nu­

meru z 1914 r. nie otrzyma, ani też nie będzie mógł brać udziału w losowaniu

Podarków Szczęścia.

Zawiadamiamy nadto, iż

O brazkowy Kalendarz „Roli“

na rok 1914 cieszy się wielkiem wzięciem, więc łatwo po Nowym R o ku może go zabraknąć. A gd yb y go zabrakło i ktoś po Nowym R o k u nie m ógł go otrzy­

mać, nie byłoby w tem już naszej winy.

A zatem, w własnym interesie, spieszcie się z wysyłką prenumeraty na rok 1914!!

(7)

W śród zgn ilizn y i nędzy tego św iata pojaw iają się, by gw iazdy w noc ponurą, święci na ziem i.

Do w ielu św iętych polskich należy także św. Stanisław Kostka, którego św ięto obchodzim y w bie­

żącą niedzielę. Św. Stanisław Kostka urodził się w 1550 r. w Rostkow ie na M azowszu. Mając lat i7, w stąpił do zako nu Jezuitów, gdzie po 10 m iesiącach um arł. Już za życia doznał w cudo- w n y sposób opieki Matki Boskiej a po śm ierci zajaśniał liczn ym i cudam i, O brazek jn asz przed'

staw ia św. Stanisław a w chw ili, gdy przyjm u je Kom unię św. z rąk anioła.

Ś W I Ę T Y S T A N I S Ł A W KOSTKA.

~ " Z T =^ = = = = - = =

(8)

726 »R O L A« Nr 46

Przyszłości pieśń.

( L e g e n d a ).

A kiedy Bóg1 stw orzył świat z ludźmi i zawie­

sił go w przestworzu, rozkazał zaświecić słońcu, (bo mrok jeszcze tulił wszechświaty skrzydłam i ciemnej nocy), by przypatrzeć się dziełu rąk swoich... I uj­

rzał u stóp ziemię, oblaną powodzią złocistych pro­

mieni... Morza rozlały się po niej, szumiąc modrą tonią i rozpryskując się w tysiączne, srebrzyste k a ­ skad y; dziewicze gaje zieloną koroną, przetykaną tu i ówdzie kwiatami-olbrzymami, szem rały dziękczynną modlitwą i słały ją z tchnieniem letniego wiewu w lazurowe błękity, hen, aż do stóp B o g a ; łąki brzm iały od śpiewu ptasząt, roiły się od barwnych mo­

tyli, słodycze pierwszego dnia istnienia. I rzekł B ó g :

— Słuszną i sprawiedliwą jest rzeczą, bym świat rozdzielił między ludzi i siły jego oddał na usługi człowiekowi.

Zwróciwszy się tedy do Aniołów polecił im :

— K ie d y brzaski poranne zaświtają na niebio­

sach, płyńcie na skrzydłach zorzy na ziemie i głoście ludowi memu: »Oto wzywa was Stwórca, b y roz­

dzielić między w szystkie mieszkańce ziemi dary nie­

bieskie...*

I posłuchali Aniołow ie i wieścili po całej ziemi radosną nowinę... A kiedy blaski łuny rozsiały po­

światę krwaw ą na zachodzie, stanęły w przedsionku niebios niezliczone tłumy pokolenia ludzkiego, a B ó g rozdzielał ziemię między nie. Jednego człow ieka uczy­

nił władcą głębin morskich, innemu dał panowanie nad borami i puszczami, tego ustanowił królem ro ­ ślin i zwierząt, owemu poruczył rządy nad obłoka­

mi, wśród których jak ptak m ógł przebyw ać i bliżej być Boga. A ponieważ dano człowiekowi, jako obra­

zowi stworzonemu na podobieństwo Boga, i duszę, dostały się więc ludziom radości, szczęścia, zadowo­

lenia, jak również wiara i nadzieja, które m iały mu w wędrówce ziemskiej towarzyszyć. I pozostała B o ­ gu jedynie miłość, a z nią boleść, nieodłączna miło­

ści towarzyszka. Nieszczęścia, smutki, rozpacze za­

chował On na przyszłość, nie chciał bowiem już od świtu dręczyć ludzi niedolą.

Rozeszli sie już obdarzeni i Archanioł miał zam­

knąć niebo błyskawica, g d y u tronu zjawił się bie­

dny pastuszek polski, drżący z bojaźni przed maje­

statem Boga.

— Gdzieś bawił — przemówił doń łaskawie Pan — g d y ja dzieliłt m ziemię?

— Ojcze m ó j! — odrzekło pacholę — matka moja była konającą... nie mogłem jej opuścić, zanim nie zamknąłem jej powieki do snu... pierwszą matka mi była, niż skarby świata...

I rozjaśniło się oblicze Boga, wzruszonego mi­

łością pastuszka... Patrząc nań z rzewnem rozczule­

niem, rzekł B ó g :

— Nie pozostało mi nic z darów dla ludzi, prócz boleści i miłości... Daję je tobie tedy... na grobie matki wyrośnie wierzbina, a ty z niej na wiosnę ukręcisz fujarkę i będziesz grał... A granie twoje n a­

tchnę świętą mocą taką, że g d y w ygrasz wszystką tw och współziomków niedolę, g d y ich połączysz węzłem miłości w morzu boleści, w którem ginąć b ę d ą .. matka twa zmartwychwstanie...

* *

Od tej chwili gra fujarka pastusza na polskim zagonie, a kto się w jej nutę wsłucha, sercem jego wstrząśnie dziwna moc i każe mu podać dłoń znie­

nawidzonemu sąsiadowi... Z każdym dniem gra fu ­ jarka namiętniej i silniej, aż kiedyś ostatnim tonem hymnu nadziemskiego matkę z zimnej wskrzesi mo-

gity— Władysław Łukasik.

Z legend o niebie.

3. Klucznik niebieski.'

(D o k o ń c ze n ie ).

Gdyśm y zostali w izbie sami, mówię Jezusowi:

Mój Ty, m iły Panie, połóż się przy ścianie, ja le ­ gnę z kraja, tam Cię nikt nie trąci, tam Ci wywcza- su przenikt nie zamąci.

Zgodził się Pan Jezus, bo b y ł bardzo drogą zmordowany. Drzymiemy, bo trudno usnąć na w e­

selu... G d y naraz wołanie w pierwszej świetlicy z gniewem się podnosi:

— Co? co?! Gdzie goście? Niech ich zaraz prosi gospodarz do nas! Spać do gospody niech idą, a nie na wesele. Za mną ch ło p ak i! — woła drużba.

W p adli już do nas i w bok mię, na ostro, sztur- k ali: W staw aj, chodź tańczyć!

— A , na miłość B o ga! — proszę pokornie — tańczyć nie mogę, zapuchła mi noga, jakże podsko­

czę? Za chwilę przyjdę, lecz dajcie spocząć. Obtań- cuję w koło wszystkie dziewuchy...

— N o! pamiętaj sobie!

Poszli — ja m yślę: tańczyć? Jam stary, taniec mię może położyć na mary. Co tu poradzić? A ! od czegóż m łody ? Śam przecież mówił, że rad widzi g o ­ dy. Za chwilę przyjdą, niechże więc podskoczy — On się ucieszy, a ja zmrużę oczy: więc lekko tyrpię sąsiada od ścian y:

— Zbudź się, o Panie, jam ogrzał łachmany, teraz T y, Panie, połóż się tu z kraja, bo mnie spo­

koju nie daje ta zgraja, Tobie dadzą spokój...

— Z twoją wolą zgodnie zamienię miejsce — rzekł Jezus łagodnie.

Legnąłem przy ścianie, Jezus zaś na kraju...

W tem przerwał opowieść św. Piotrowi sekre­

tarz biura:

— Panie K luczniku! do kancelaryi przyszedł jakiś przedstawiciel »państwa ładu i bojaźni Bożej«

i prosi o przepustkę do nieba!

— Z czem? Do kogo idzie? — zapytał ostro św. Piotr, niekontent, że mu jakiś Prusak przerywa wątek opowiadania.

— Chciałby się dostać do Pana B o ga i uzyskać zatwierdzenie na wywłaszczenie Polaków w prowin- cyi poznańskiej!...

— Pan B ó g już dawno tę kw estyę rozstrzygnął na korzyść uciśnionych... Lecz żeby się pozbyć w y ­ słańca, daj mu adres do księcia B ism arcka..

S kłon ił się i odszedł sekretarz, a ś. Piotr k o ń czył:

— Leżę i słucham : w św ietlicy wesoło, grają, śpiewają i tańcują w koło. Ucichło chwilę,.. Ustała muzyka — Chrystus zasypia...'

G d y ścichła zabawa, ktoś krzyknął naraz:

— Nieskończona sprawa z tymi śpiochami.

Skończyć z nimi trzeba! Spać na weselu, to obraza nieba! Bierzm y tego 3 kraja i oporządźmy!

I już cała zgraja chciała się rzucić na Chrystusa Pana, g d y ktoś zawołał:

— Temu tu już dana była nauka. Brać tego od ściany, bo jeszcze c a ły !

— C złeku! czyś pijany? Mnieście już bili — krzyczę przerażony.

— Biliśm y skrajnego — teraz na ciebie znów kolej!

Zwlekli mię drżącego i turbowali, dość długo, gdzie mogli.

W tem znowu nieśmiało zbliżył się sekretarz do opowiadającego i szepnął mu z cicha:

— Prusak nie może znaleść Bism arcka w nie­

bie. Jego nazwisko jest zapisane tylko w księdze

»żywota« — w spisie zaś obywateli naszego K ró le stwa niema o nim wzmianki. Może przebywa w czy- ścu albo w piekle? — dodał sekretarz.

(9)

N r 46 » R O L A < 727

— W ięc niech go posłaniec napewne tam szu­

ka, a niech się nie błąka po n ieb ie! Zaraz się z nim sam rozmówię — zawołał święty Piotr i zniknął w drzwiach kancelaryi, z której po chwili docho­

dziły pod adresem pruskich rządów gniewne uwagi, wskazówki i upomnienia ojcowskie świętego Klucznika.

Z tego postępowania św. Piotra łatwo w yw nio­

skować, że nasze krzyw dy mają gorliw ych i w p ły­

wowych rzeczników w niebie i że niedługo może wyjść od Najwyższego Trybunału sprawiedliwości w erdykt potępiający dewizę: — siła ponad prawem — a przyznający uciśnionym prawa samoistnego i w ol­

nego b y tu !

W ięc choć nam łańcuchy rdzewieją na rękach, choć w kolo nas dusi obroża ciemięzcy, a oręż za­

truty chce stłumić bicie serc w narodzie — nam truchleć nie wolno, lecz stać na placówkach, z upo­

rem, z otuchą, że cierpienia nam nasze niebieskich przyjaciół jednają, którzy w chwili krytycznej za P o l­

ski swobodą, wolnością oddadzą napewne swe głosy...

Lecz wróćmy jeszcze do świętego Piotra, który, usiadłszy na stolicy Klucznika, bez przerwy prze­

puszcza dusze, śpieszące do nieba.

Ot, zbliża się do niego posępna procesya, zło­

żona z mężczyzn, niewiast i dzieci. Twarze ich opa­

lone żarem spiekoty, pot w ygryzł im bruzdy po o b li­

czach, kroki ich ciężkie, senne, ręce spracowane, w dół opuszczone W ich wzroku tyle boleści, lecz zarazem tyle wiary i ufności, że to życie, które im tak srodze dokucza, musi się zmienić, g d y zakoła- tają o ulgę u tronu Stw órcy swojego.

Na widok tych nędzarzy wezbrało litością serce staruszka, więc podchodzi ku nim i pyta:

— Skądeście w y?

— Ze ziem i!

— Z jakiego narodu?

— Z polskiego.

Uśmiechnął się do pątników stary K lucznik:

— Cóż ta u was słychać?

Już ośmielona gromada do nóg mu się chyli i każdy się przed nim ze swojej biedy spowiada i po­

wód przybycia oznajmia:

— P a n ie ! jeść niema c o ! Zasiać się nie dało, a co zeszło, w ytopiła woda. —

— Pokusy mię trapią. —

— Chłopaka mi wzięli do wojska, co ja sama pocznę w chałupie, zostałam jak palec. —

— Moskal nam kościoły zamyka. —

— Baba mię ma za nic, może się znajdzie w nie­

bie jaka rada na nią. —

— O pogodę prosimy. —

— Córka chce w świat jechać, boję się ją puścić.

— Prusak nam mówić po polsku zabrania, dzieci nasze bije za pacierz w mowie ojczystej. —

— Pieniędzy mi trzeba na kupno gruntu. —

— Mama mi chora, niech n e umrze, P a n ie ! —

— Żebyśm y podatki mniejsze płacili. —

— Chciałbym się poprawić, lecz mi szatan tak duszę omotał, że się nie mogę w yrw ać z jego mocy. —

— Niemiec nas z ojcowizny wyrzuca —

— Bym mogła dzieci dobrze wychować. —

— Do świętego Oblubieńca: bym m ogła znaleść oblubieńca. —

— Mąż mój jest pijakiem: niech się p opraw i.—

— Przyszłam podziękować iNajśw. Panience za czułą opiekę. —

— Nad grobem stoję, proszę o śmierć szczęśli­

wą — szepce nakoniec starzec do starszego od sie­

bie Klucznika niebios.

— Do Pana Jezusa, do Matuchny naszej nas puśćcie. W iedzą Oni najlepiej, co nam jest potrze­

bne dla duszy i ciała. W y, św. Kluczniku, za biedą polską się wstawcie, prosimy pokornie!

Ze łzami w oczach, kojąc pociechą i radą s k o ­ łatane dusze, rozsyłał pielgrzym ów św ięty Piotr po niebie. Ks. P a w e ł W ieczorek .

D a l e k a d r o g a p o ś n i e g u

Człowiek, żyjący z naturą, nie oddzielo­

ny od niej mnóstwem wym ysłów i wygód, będących udziałem ludzi miastowych, a więc człowiek wiejski stokroć lepiej jest zaharto wany na wszelkie zmiany pór roku, niż mieszkaniec wygodnych kamienic. Dlatego też lud jest przykładem w ytrwałości i hartu W iadom o, że nie dziwota wcale n. p. dziecku wiejskiemu w koszulinie w zimie wyjść przed chałupę, a bieganie boso po śniegu jest na wsi rzeczą zw ykłą. Darzy też hojnie matka natura ludzi wiejskich za to, że żyją z nią w wiecznej wspólności, nie oddzielając się od niej w porach nieprzyjemnych w ym y­

słami cyw ilizacyi — darzy hojnie dobrem zdrowiem i czerstwym wyglądem . Człowiek opalony w lecie od słońca a w zimie od mroźnych wiatrów świeżo w ygląda do pó źnych lat: nie łysieje, nie siwieje, trzyma się krzepko a w ruchach ma sprawność młodzieńczą. Z tego życia z naturą, z tego nie uni­

kania wiatru, słoty i mrozu pokolenia ludu wiejskie­

go mimo biedy materyalnej w wielu okolicach trzy mają się zdrowo, górując nad mieszczuchami świeżo­

ścią lic i młodzieńczością ruchów.

Zima też nie jest straszną dla dzielnych mie­

szkańców wsi. Często się oni zapuszczają w dalekie drogi, choć śniegi wysokie a mroźny wiatr szczypie w policzki. Mleczarki brną po śniegu nieraz dwie mile

co rano do miasta z m lekiem 'w blaszankach na ple­

cach, wychodząc przed świtem. W racają na południe do chaty, gdzie ich nie czeka wypoczynek, lecz praca i krzątanie się przy gospodarstwie — i żyją zdrowe, hoże długie lata. T aką oto dzielną kobiecinę i nasz obrazek przedstawia. Idzie do miasta może o parę mil oddalonego. A le mimo że kopno, bo wielkie śniegi zwaliły — dojdzie do celu i wróci na czas do domu. Niech żyją nasze dzielne, wiejskie gosposie |

Cytaty

Powiązane dokumenty

dnego wodza i jednej komendy. Niestety, gdy szło o to w jaki sposób należy postąpić, pojawiło się dziesięciu wodzów i tyleż komend, które wzajemnie się

ło miejsce przy otwarciu Izby prawodawczej stanu Indiana. Okazało się, że przebiegły pastor w trącił do m odlitwy wiersz proszący, aby mnonopol rumu przestał

pomnieniu, niezasłużonem zupełnie, generała Bosaka, 0 ofiarnej postaci i słowach biernego oddania się falom losu pułkownika Traugutta, o napomnieniach Sumińskiego,

Właśnie chciał się oddalić z tego miejsca, gdy niektórzy mieszkańcy z kujawskiej ziemi zaprosili go, aby poszedł z nimi na pole elekcyjne, gdyż się już

Na to zuchwałe oświadczenie podniosły się ze wszystkich stron jednogłośne krzyki, pochwalające to zdanie, a nawet słyszano niektórych mówiących, że plemię

T ak Maciek dla tysiąca złotych, na które się połakomił, miał iść na stos. Dzień już nawet b ył wyznaczony, w rynku nawieźli drew mieszczanie, sprowadzono

Udziały członków przynoszą dywidendę.. — Ogłoszenia po 3o halerzy za wiersz jednoszpaltowy. Listów nieopłaconych nie przyjmuje się. Godziny redakcyjne codziennie

Śmiertelna bladość powlekła twarz wojewody, gdy się o tej straszliwej wieści dowiedział, albowiem chociaż przeczuwał, iż król z królową złe zamiary mają