• Nie Znaleziono Wyników

Przedwojenny Ciecierzyn - Wanda Wnukowska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przedwojenny Ciecierzyn - Wanda Wnukowska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
1
0
0

Pełen tekst

(1)

WANDA WNUKOWSKA

ur. 1929; Ciecierzyn

Miejsce i czas wydarzeń Ciecierzyn, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Ciecierzyn, dwudziestolecie międzywojenne, sąsiedzi, sklep, Cyganie

Przedwojenny Ciecierzyn

Ciecierzyn nie był dużą wsią, liczył około stu numerów, ale ludzie dzielili go na dzielnice. Mówiono: Majdanek, Stara Wieś, Przerówki, Kurantów i Budy. Nasi sąsiedzi nazywali się Lisowie, mieli taką waląca się budę. Blisko mieszkała rodzina mamy – Bujakowie, naprzeciwko też Bujakowie, a niedaleko dziadkowie Gawrońscy.

W Ciecierzynie były dwa sklepiki: w jednym była nafta, zapałki, cukierki dla dzieci, cukier i sól, a prowadziła go siostra mojej matki. Inny był przy szkole. Do niego właśnie chodziłam, bo u mnie w domu nie było tak biednie, a ojciec zawsze tam parę złotych „utłukł” na kowadle. Brałam sobie z tego sklepiku bułeczki czy jakieś cukierki, a właściciel pisał w zeszycie, ile jest długu. Później mój ojciec szedł i płacił.

Nie było we wsi sąsiadów innych narodowości, tylko czasem Cyganie przyjeżdżali.

Jechali z tymi wozami – wszystkie były kolorowo poubierane, pomalowane, z firankami. Ciągnęły je graniaste koniki, a wszystkie dzieci wtedy uciekały, bo nam dorośli mówili, że Cyganie łapią dzieci. Zresztą Żydów też się baliśmy, bo gadano, że oni dzieci na macę łapią. Cyganie rozbijali tabor przy torach, no i trzeba było pilnować, bo kradli kury i warzywa z ogrodów. Raz mama rano zobaczyła, że nie ma kapusty – nacięli sobie, a z czworaków wybiega kobieta i krzyczy, że kurę jej ukradli.

Data i miejsce nagrania 2010-07-28, Lublin

Rozmawiał/a Emilia Kalwińska

Redakcja Emilia Kalwińska

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bardzo [dużo] chodziłam po Krakowie, ja byłam mała – dzisiaj się takie dzieci odprowadza – dwanaście lat, chodziłam sama po całym Krakowie.. Bardzo kochałam Kraków,

Jak zaprowadził mnie gospodarz tej posesji, gdzie wynaleźliśmy mieszkanie, na bazar, jak się mówiło tam, to kobiety w lipakach [chodziły] – to takie z lipy zrobione sandały,

[Moja droga do szkoły] to ja miałem takie o trasę, tak jak teraz obecnie jest ulica Wołyńska, i tutaj jak teraz jest 11 Listopada, obojętnie, bo tam można było i jedną, i drugą,

Poza tym przedwojenny Lublin to był taki trochę ziemiański, bo naokoło były przecież te prywatne majątki, więc skład osobowy naszej klasy to był taki właśnie trochę

I to się czasem słyszało, przechodząc obok [ich] domu, nawet przez takie szpary w deskach się widziało, jak się tam modlą.. Było [też] święto nazywane Sądny Dzień, kiedy

Targowisko takie mniejsze, malutkie było na Kunickiego, to znaczy na Bychawskiej, już poza drożdżownią tam, to było na rogu ulicy Piaskowej.. Po prostu tam kobiety

Obwarowali się tak z obawy przed polską partyzantką i stąd pilnowali mostu kolejowego, który był niedaleko szkoły.. Po zajęciu naszej szkoły przez Niemców,

Byli na ulicy Nowej, która teraz nazywa się Lubartowska i tak chodzili od sklepiku do sklepiku, bo mamie nic się nie podobało.. Wyszli z jednego sklepu, a za nimi wybiegł