• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1968, nr 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1968, nr 9"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N SZKOŁA, ZBÓR C ZY DOM ?

EWANGELIA

ŻYC IE I M YŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Warszawa,

Hf 9 ., wrzesień 19G8 r.

m

T R E Ś Ć N U M E R U :

SZKOŁA, ZBÓR CZY DOM?

„ALBOWIEM OKAZAŁA SIĘ ŁASKA...”

OJCIEC, SŁOWO I DUCH SW.

JESZCZE RAZ O JEDNOŚCI N A JTR U D N IEJSZE ZADANIE CHRYSTUS W C ELI ŚM IERCI (1) ODEZWA W JĘZ. A N GIELSK IM

„GŁOS EW A N G ELII”, AUD. 63 KRO N IK A

W YDAW NICTW A KOŚCIELNE

M ie się c z n ik „ C h rz e ś c ija n in ” w y s y ła n y j e s t b e z p ła tn ie ; w y d a w a n ie c z a s o p ism a u m o ż liw ia w y łą c z n ie o f ia rn o ś ć C z y te l­

n ik ó w . W szelk ie o f ia r y n a c z a so p ism o w k r a j u , p r o s im y k ie r o w a ć n a k o n to : Z je d n o c z o n y K o śc ió ł E w a n g e lic z n y : P K O W a rsz a w a , N r 1-14-147.252, z a z n a c z a ją c c e l w p ła ty n a o d w ro c ie b la n k ie tu . O fia ­ r y w p ła c a n e za g r a n ic ę n a le ż y k i e r o ­ w a ć p rz e z o d d z ia ły z a g r a n ic z n e B a n k u P o ls k a K a s a O p ie k i, n a a d r e s P r e z y ­ d iu m R a d y Z je d n o c z o n e g o K o ś c io ła E w a n g e lic z n e g o w W a rsz a w ie , u l. Z a -

g ó rn a 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego.

Redaguje Kolegium w następującym składzie: Józef Mrózek (Red. nacz.), Mieczysław K w iecień (sekr.), Zdzi­

sław Repsz i Edward Czajko. A dres Redakcji i Administracji: W arsza­

wa, ul. Zagórna 10. Telefon Redak­

cji: 29-52-61 (wewn. 9). Materiałów nadesłanych n ie zwraca się.

■illllllll lllllllll l llin illlllllll ■ IIIIMIIIIliMa W BI H

RSW „ P ra sa ”. 'W arszawa, S m olna 10/12. N akł. 4700 egz, O bj. 2 ark.

Zam . 1489. N-68.

D obiegło ko ń ca szkolne lato, dzieci i m łodzież pow ró ciły z fe rii letnich.

Z n a s ta n ie m p ie rw sz y ch dni w rześniow ych rozpoczęły się zajęcia szkolne a w Z borach zaczęły się znów n ied zieln e n ab o ż eń stw a dla dzieci (Szkoła N iedzielna). Jeszcze tylk o n a js ta rs z a m łodzież (studenci) m a p rze d sobą m iesiąc w ak a c ji. Nie w szyscy je d n a k odpoczyw ają. W ielu p ra c u je lub p rzy g o to w u je się do odłożonych egzam inów . Ta p o ra ro k u trad y c y jn ie s p rz y ja ro zm y ślan io m n ad sp raw am i w ych o w an ia i n au k i. Z atrzy m ajm y w ięc i m y, p o k ró tce, n aszą uw agę p rz y tej sp raw ie . N auczyciele naszych Szkół N iedzielnych i p rac o w n icy Z borow i daw no już zw rócili uw agę na jeden zw łaszcza n ie d o b ry fa k t: w y stę p u ją c ą c o ra z częściej te ndencję p rze n o sze n ia odpow iedzialności ii tro s k i ,o w ych o w an ie m łodego p o k o le­

n ia n a m iejscow y Z bór (Szkoła N iedzielna, g ru p a m łodzieży). Tę sam ą te n d en c ję zau w aży li ju ż w cześniej w ychow aw cy szkolnictw a pow szech­

nego (przenoszenie c ięż aru w y ch o w an ia n a szkołę). Z agadnienie m a więc zasięg b ard z iej U niw ersalny i n a s oczyw iście będzie in tereso w ało ono ty lk o n a tyle, n a ile d o ty czy naszej Społeczności. K ażde dziecko żyje w p ew n y m środow isku. Ś rodow isko dziecka ży je tra d y c ja m i, k tó re p rzy n ie­

śli ze sobą dorośli (rodzina, znajom i, opiek u n o w ie) z d ru g iej zaś stro n y d a ją się zauw ażyć w n im n o w e tra d y c je , w śró d k tó ry c h głów ne m iejsce p rz y p a d a szkole z jej p ro g ra m e m n a u k i i w ychow ania. C hrześcijańskie dziecko posiada ta k ż e K ontakt ze Z borem . P a m ię ta jm y w ięc, że życie dziec­

k a u p ły w a w dom u, szkole i Zborze. Od pew nego je d n a k czasu w ycho­

w aw cy zaczynają ta k ż e zw racać b ac zn iejsz ą uw ag ę n a m arg in es wolnego czasu (rek reacja), w k tó ry m dziecko ż y je pom iędzy trz e m a w ym ienionym i g ru p a m i lu b też k o rz y sta z p ro g ra m u przygotow anego przez k tó rą ś z nich. W ty m k o n te k śc ie sta je się w ięc niezw ykle w ażne, co m a do zap ro p o n o w an ia dziecku w ł a ś n i e jego ro d zin n y d o m . Te cztery w iel­

kości tw o rzą środow isko życia dziecka. T ra d y cje poszczególnych g ru p śro ­ dow isk, a ta k że ich k o n ce p cje w ychow aw cze, m ogą n ie ra z stać w sprzecz­

ności ze sobą. (N iektórzy rodzice spoza naszej społeczności, m uszą nieraz pob ierać d ram a ty cz n e decyzje: w ychow ać relig ijn ie , czy niereligijnie).

Środow isko d z ie c k a je st w ięc n ie jed n o ro d n e, a n ajczęściej spo ty k an e k o n flik ty : d fm -s z k o ła lub rzad ziej dom.-Zbór, są po p ro stu przykładem w y stę p o w a n ia ró żn y c h te n d e n c ji w ychow aw czych w poszczególnych częściach sk ład o w y ch środow iska. W szyscy rodzice lu b o piekunow ie po ­ w in n i u św ia d am iać sobie tę złożoność p rocesu w ychow aw czego. O zw ró­

cenie u w ag i rodziców n a tę sp raw ę i .o p o d k re śle n ie podstaw ow ej roli dom u rodzinnego w p rocesie w y ch o w an ia dziecka — chodzi nam, bowiem w ty m ro zw ażaniu. K ażdy z czterech elem en tó w sk ła d o w y ch (dom, szko­

ła, Z bór i czas w olny) p cw in n y być ze sobą zg ran e ii p ow inny w sp ó łd zia­

łać w procesie w y ch o w an ia i n a u k i d l a d o b r a d z i e c k a . J e d n a k ­ że m u sim y być św iadom i, że żadnem u z n ich nie należy przypisyw ać te j ro li, kitórej inie je s t w sta n ie spełnić. N iezw ykle w ażne zad an ie p rzy ­ p a d a s z k o l e . D la ch rz eśc ija n w ielkie znaczenie m a ta k że Z b ó r (nabożeństw o, m o d litw a, pieśń, Słowo Boże i p ra k ty c z n a akcja). W łaściwe w y k o rz y sta n ie r e k r e a c j i to też n ie b ła h a sp ra w a . R o l a d o m u rodzinnego n ie p o w in n a je d n ak być zap o m n ian a. Nic bow iem nie zastąpi dziecku rodzinnej atm o sfery inty m n o ści i fam ilijności, ciepła w spólnoty najbliższych sobie ludzi, a tego, co kiedyś nazy w an o dom ow ym ogniskiem . (M amy oczyw iście n a m yśli n o rm a ln ą sytu ację, k ie d y dziecko posiada dom ro d zin n y i nie zachodzi p o trze b a społecznej' in g e re n cji z zew nątrz).

K aż cą z .tych in sty tu c ji w y k o rz y stu jm y w e w łaściw y sposób zgcćinie z ich przeznaczeniem i nie sp odziew ajm y się o d nich tego., czego nie są w sta ­ nie spełnić. I n a j w a ż n i e j s z e : nie zapom inajm y, że głównym ośrodkiem w y ch o w an ia m łodego p okolenia nie m oże być: ani szkoła, ani Zbór, an i ty m b a rd z iej ulica, aini kółko za in tereso w an ia, an i organizacja.

O ne w szystkie są pow ołane .tylko do sp e łn ia n ia o k reślo n e j roli w w ycho­

w an iu lu b nauce. A le rodzinnego dom u nie zastąp i nic.

M. Kw.

(3)

Albowiem okazała się łaska Boża...”

„...Zbaw ienna dla w szy stk ic h ludzi, ćw i­

cząca nas, a b y śm y o d rzek łszy się niepoboż- ności i św ieckich pożądliw ości, trze źw ie i '.spra­

w iedliw ie i pobożnie ż y li na ty m św ięcie, oczekując błogosławionej nadziei i objaw ienia chw ały w ielkiego Boga i Zbaw iciela naszego Jezusa C hrystusa...” (T y t. 2,11— 13).

Okazała się laska Boża na ziem i. Okazała się dla zbaw ienia grzeszników . O bjaw ił się na ziem i S y n B oży, „aby szu ka ł i zachow ał to, co było zginęło” (Ł uk. 19,10). A b y zaś spraw iedli­

w y w y ro k sądu Bożego nad g rzeszn ikie m m ógł być w y k o n a n y , a m im o to g rzeszn ik m ógł być uratow any, n ie w in n y S y n B o ży w zią ł na sie­

bie g rzechy w szy stk ic h łudzi, aby na N im w y ­ konany został nieodw racalny w y r o k sp ra w ied ­ liwości Bożej. I w yko n a ło się to dzieło m iło ­ sierdzia Bożego wobec nas ta m na Golgocie, gdy do k rzy ża p r z y b ity został B o ży S y n . T a m na Golgocie u m a rł Pan Jezu s za g rzechy k a ż­

dego z nas, aby k a żd y z nas nie m usiał um rzeć na w ieki. N ie w in n y za w in n y c h zapłacił n a j­

w yższą i jed y n ą cenę w y k u p u , „aby k a żd y kto W eń w ie rzy nie zginął, ale m iał ż y w o t w ieczny’.. (Jan 3,15). A b y k a ż d y , k to u w ie rzy że Pan Jezus odkup ił go na Golgocie, że U krzyżow an y za niego um ierał — zbaw iony został. Z ba w io n y p rzez wiarę! I nie ty lk o zba­

w iony, ałe i nauczony p rzez tę samą Ł askę zbawienną, że m u si w y rze c się niepobożności i św ieckich pożądliw ości po to, aby sp ra w ied li­

wie i pobożnie żyć na ty m świecie. Taka bo­

w iem jest wola Boża i postanow ienie dla n a ­ szego dobra i życia w iecznego, g d yż „nie­

spraw iedliw i K ró lestw a Bożego nie o dziedzi­

czą.” (1 Kor. 6,19). Dlatego w łaśnie „Chrystus1 raz za grzechy cierpiał, sp ra w ied liw y za n ie ­ spraw iedliw ych, aby '(nas p rzyw ió d ł do Boga...”

(1 P iotra 3,18), a b y śm y „trzeźw ie, s p r a w ie d li■

wie i pobożnie ż y li na ty m świecie, oczekując błogosławionej nadziei objaw ienia ch w a ły w ielkiego Boga i Zbaw iciela naszego Jezusc

C hrystusa.”

T rzeźw ie, spraw iedliw ie i pobożnie. K to z nas potrafi sam z siebie biorąc potrzebną siłę

i um iejętn o ść, być w ży ciu co d zie n n y m trz e ź ­ w y m i p rzy ty m postępow ać, m yśleć i m ów ić spraw iedliw ie a do tego jeszcze i p obożnie?

Umiesz ta k żyć? A przecież w ta k im właśnie stanie d u c h o w y m p o w in n iśm y oczekiw ać po­

wtórnego przyjścia Pana Jezusa, b y b yć za­

brani przez Niego. J u ż ty lk o jed n a z w y m ie ­ nionych cech, a m ianow icie trzeźw ość, ja kże bardzo potrzebna jest i ja k m ało je j wśród nas chrześcijan. G d y b y było inaczej, nie pisał by pew nie A postoł P aw eł do T y tu sa (r. 2, w 1—10), że i starcy i m ło d zień cy, stare i m łode niew iasty, że inaczej m ów iąc w szy scy majoc być trzeźw i. I zarazem w s k a z u je , co do tej

trzeźw ości n a łeży i ja kie dzied zin y życia ona o b ejm uje. K a żd y z nas, g dy uw ażnie przeczyta L ist do T ytu sa , dowie się sam dla siebie, co m u potrzebne dla życia chrześcijańskiego i w ja k im stanie m a oczekiw ać na przyjście P a ń ­ skie.

W ostatnich latach dość często sły szy się, że L u d B o ży na ca łym św iecie m ów i, że p r z y j­

ście P ańskie jest blisko. P rzed dziećm i B o ży ­ m i jest w ięc w yd arzenie, chw iła — a sły szy się pow szechnie, że je s t ona bardzo bliska — g dy rozlegnie się o k rzy k : O blubieniec nad­

chodzi! W yjd źc ie M u na przeciw !

W yjść m ożna. W p rzypow ieści Pana J e ­ zusa o dziesięciu pannach (Mat. 25,1— 13) czy ­ ta m y, że cały L u d B oży, w szy stk ie panny, w ych o d zi na spotkanie Pana, O blubieńca, ale jed n a k w chodzi z N im do K rólestw a Bożego, na ucztę w eselną, ty lk o połowa. Druga poło­

wa nie w chodzi i pom im o wołania: Panie otw órz nam ! i pom im o pukan ia do drzw i K ró ­ lestw a — drzw i pozostają za m k n ięte i słychać ty lk o Głos: N ie zn a m was...

C zem u tak? Przecież w szy scy czekający na przyjście P ańskie w sta li na o k rzy k , w s z y ­ scy oczyścili la m p y swe, a w ięc serca czy ż y ­ cie, a jed n a k w chodzi do N ieba ty lk o połoioa.

Czemu? P rzypow ieść, nauka Pana Jezusa, m ó­

w i nam , że p rzy c zy n a jest ty lk o jedna: brak oleju w lam pie! A w ięc brak w •sercu, życiu — oleju Bożego, brak Ducha Św iętego. A wiec obfita obecność Ducha Św iętego w sercu jest konieczna nie ty lk o do oczekiw ania (a więc życia chrześcijańskiego), ale i jest w a ru n kiem w ejścia z P anem do Jego K rólestw a,

Pan Jezus p rzyszed ł aby — ja k powiedział

— „owce (Jego) ż y w o t m ia ły , i o b fity m ia ły ” Ten o b fity ży w o t daje On sam, gd yż On sam jest ży w o tem , i On sam jest ty m , k tó r y po­

syła Ducha Św iętego do nas, jako Pocieszycie­

la, N auczyciela i P rzew o dnika (Jan 14,26;

16,13).

R ęko jm ią tego, że przez Pana Boga dan<i jest k a żd em u m ożliw ość otrzym an ia m ocy &°>

oczekiw ania przyjścia P ańskiego we w łaści­

w y m stanie d u ch o w ym — je s t Słowo Boże.

C zytam y: „Jego Boża moc w szy stk o co do ż y ­ wota i do pobożności n a leży darowała przez poznanie Tego, k tó r y nas pow ołał” (2 Piotra 1,3). W szy stk o w ięc m a m y podarowane, dane w Jezusie C hrystusie, k tó r y te ż i to p o w ie­

dział: „...Ojciec N ieb ieski da Ducha Św iętego ty m , k tó r z y Go proszą oń” (Łuk. 11,13) i do­

dał: Proście a będzie w a m dano...! B ędziem y prosić o Ducha Św iętego ta k, aby la m p y nasze nie gasły? P rośm y więc, póki jeszcze czas jest...

brat Zdz!slaw

(4)

Ojciec, Słowo i Duch Święty

„A lbow iem trze j są, k tó rzy św iadczą n a n ie b ie: O jciec, S ło ­ w o i D uch Ś w ięty a ci itrzeg'jedno

s ą ”

1 J a n 5,7

C łowo jedność, w tym w y p a d k u jedność w śród ludzi, o znacza: jedność m yśli, [je­

dno serce, jed n o dążenie, jedna, droga, jed n a nadzieja naszego pow ołania w Jezusie C h ry ­ stusie. Źródłem tej niezbędnej 'duchowej ce­

chy Kościoła C hrystusow ego jest sam Bóg, a poniew aż On je s t źródłem , p rap rz y c zy n ą i ipo- czątkiem jedności, to i dzieci Boże pow inny być złączone w ięzam i Boiżej1 jedności, jak o je ­ dno ciało C hrystusow e. Słow am i A postoła P aw ła m ożna w yrazić to 'talk: „Albowiem wszyscy jesteście (synami Bożym i w C h ry stu ­ sie Jeizusie przez w iarę. B o 'którzykołw iek je ­ steście w C h ry stu sa ochrzczeni, w C h ry stu sa obleczeni jesteście, ... albow iem w y w szyscy jed n y m jesteście w C hrystusie Je z u sie ” (Gai.

3,26— 28). Słow a te p o d k reślają ścisły zw iązek Boga z ludem , w k tó ry m On p rze b y w a Swoim im ieniem , a w k tó re w szyscy zostali ochrzcze­

ni.

W iara c h rz e śc ijan in a g ru n tu je się nie n a człow ieku i nie na dogm atach będących w y ­ tw orem ludzkiego um y słu , ale n a ' Jezusie C hrystusie (1 Koir. 3,11) i. Jegoi czystej i p e ł­

nej D u cha Ś w iętego E w angelii (2 Tym . 3,16).

Je śli ch rześcijan in zaniedbuje ustaw icznego czytania Słow a Bożego* a raczej zw raca isię do różnych ludzkich rozw ażań i k o m en ta rz y i n a nich g ru n tu je sw oją w iarę, to taiki człowiek pozostaw iając dobry, duchow y p o k arm , źródło żywej w ody (Je r. 2,13), wchodzi na, 'drogę d u ­ chowego głodu, i w reszcie śm ierci.

Pism o Św ięte objaw ia n a m Boga, ja k o źró­

dło w iecznego życia (nieśm iertelności), zupeł­

nej m iłości i pokoju. J a k w y n ik a ze Słowa Bożego, Bóg w y stęp u je w trzech św iętych Osobach: w Ojcu, w S y n u i w D uchu Św ię­

tym . Od upadku pierw szego człow ieka do n a ­ szych 'dni, w yraźn ie uw idocznione są te trz y Osoby w dziele zbaw ienia grzeszników . Te trz y Osoby — je d n o są. Ta p raw da b y ła o b ja ­ w iona A postołow i Janow i, k tó ry pisze: „Albo­

wiem trzej są, k tó rz y św iadczą n a niebie: O j­

ciec, Słowo i Duch Św ięty, a ci trzej jedno są (1 J a n a 5,7). P o d w y rażen iem „Słowo” n a ­ leży rozum ieć Sy na Bożego (O bjaw . 19,13; J a n 1,1.14). Oto- nieb iań sk a jedność Trzech, gdzie zawsze je s t je d n a m yśl, jed n a sp raw a, w y ra ź ­ ny cel — zbaw ienie człow ieka o d grzechu;

w szystko i w e w szystkim zupełność. 'Nie po­

tra fim y w ytłum aczyć i zrozum ieć tego, gdyż doskonała zupełność je s t ty lk o w Bogu, a p o ­ znać W szechmogącego Boga w Jego chw ale,

ziemiski i cielesn y człow iek nie jest w stanie (1 Kor. 13,12). Jezus C h ry stu s powiedział:

„W ierzcie Mi, żem J a w O jcu i Ojciec we M nie” (Jan 14, 11). „W szystko, co m a Ojciec, Moim je s t” (Jan 16,15), a o D uchu Św iętym :

„On M nie uw ielbi, bo z Mego- w eźm ie i o zn aj­

mi w a m ” (Jan 16,14). W w ypow iedzianych przez Jezu sa słowach,, ta k d o b itn ie jest w y­

rażony ten duchow y zw iązek i jedność trzech Osób (Ojciec, Syn i. Duch Św ięty), że n aw et tru d n o w yodrębnić jed n ą z nich, k tó ra 'dzia­

łała b y sam a, niezależnie od drugiej. W szystko to', co p osiada 'jedna, w łaściw e je s t rów nież pozostałym , a w szystkie razem stanow ią jedną Bożą całość.

laszych czasach różnie tra k tu je się i

* * przyjm uje zarów no Jezu sa C hrystusa, jak i D ucha Św iętego. N iektórzy Osobę C h ry stu ­

sa n ie uw ażają za Osobę Bożą, a D ucha Św ię­

tego1 zu pełnie n ie u w a ż a ją za Osobę, lecz m ó ­ wią, że jest to' moc Boża. Takie pojęcia są sprzeczne ze Słow em Bożym, gdyż um niejsza­

ją irolę Chrystusa,, a ty m bardziej Ducha 'świętego*. Z w róćm y się do Biblii, gdyż ona da­

je odpow iedź n a w szystkie pytania. Skupim y swą uw agę ,na ty c h m iejscach Pism a, k tó re ch a ra k te ry z u ją przede w szystkim Osobę Chrystusa, i D ucha Św iętego, gdyż Osobę Ojca większość chrześcijan tr a k tu je jednakow o.

J ezus C hrystus — S yn Boży, n ie stw orzo­

ny, n aro dzon y z Ojca „prlzed w szelkim stw orzeniem ” (K o l 1,15). Ju ż sam o pochodze­

nie Jezu sa św iadczy o> Jego Bóstwie. W Piśm ie Św iętym jeist p rzedstaw ion y, jak o Boża Oso­

ba, w k tó re j m ieszka pełność B óstw a cieleś­

nie (Kol. 1,19; 2,9). Przez Niego stw orzone wszystko w idzialne i niew idzialne i „w szyst­

ko w N im sto i” (Kol. 1,16.17). Osoba Jezusa jest w yposażona we w szystkie a try b u ty Bo­

że. S yn Boży jest wszechm ogący, wieczny, wszędzie obecny, w szystko w idzący (1 P tr 3,22; Łk. 1,33; J a n 17,2; J a n 1,48; J a n 2,24.25);

jest P an em panów i K rólem k rólów (Obj.

17,14). Izajasz proroczo przepow iada narodze­

nie C h ry stu sa w następ u jący ch słowach: „Al­

bow iem Dziecię n arod ziło Isię ;nam, a S y n d a ­ n y jest nam ... a nazw ą im ię Jego: Dziwny, R adny, Bóg m ocny, Ojciec wieczności, Książę p o koju” (Iz. 9,6). Głęboko w ierzym y, że te słowa nie zrodziły się w u m yśle Izajasza, lecz by ły w ypow iedziane z natch n ien ia Ducha Św iętego. P rzy taczam y inne przykłady. Po zm artw y ch w stan iu Jezu s ob jaw ia się Swoim uczniom (Jan 20,26.28). Tomasz, jed en z dw u­

nastu , by ł w ted y nieobecny. Uczniowie mówią m u: „W idzieliśm y P a n a ” , lecz Tom asz nie w ierzy; w ręcz d o b itn ie podkreśla sw oją nie­

w iarę. I oto> Jezu s zrjawia isię d ru g i raz ucz­

niom w obecności Tomasza,, i, cóż słyszym y?

Ten sam Tom asz w ykrzyk uje: „Pan mój i

(5)

Bóg m ój!” Zauw ażm y, że Tomalsz n azw ał J e ­ zusa ;n;ie tylko P an em , ale i Bogiem. To nie była p rzyp adk ow a w ypow iedź. C hw ała M u na wieki!

W naszych c zatach n ie w ia ra i duchow a śle­

pota -zasłaniają C h ry stu sa n a w e t znającym P i­

smo Św ięte, lecz jeślib y im o b jaw ił isię On

w t

Swej pełn ej dhfwale i m ocy, to bez w ątpienia wyikrzyknęliby ja k Tom asz: P a n m ój i Bóg m ój1!

B ardzo w y raźnie pisze o C h ry stu sie Apostoł Jam: ,,... i jeste śm y w O nym praw d ziw y m , to jest w Syriu Jego Jezu sie C hrystusie, ten, ci jest praw dziw y Bóg i żyw ot w ieczn y ” (1 J a n 5,20). T u taj ju ż w y ra ź n ie P a n Jezuis został nazw any Bogiem. A postoł P aw eł w Iswych L i­

stach przed staw ia n a m C h ry stu sa, ‘jako* Boga objaw ionego w ciele: „Bóg o b jaw io ny został w ciele...” (1 Tym . 3,16). K tóż jed n a k je s t zdolny ziroizlumieć i p rz y ją ć ido serca tę taljem- nicę pobożności? A co pow iem y o Tym:, k tó ry sam św iadczył: „Jam jest A lfa i O m ega, po- czatek i. koniec ..., k tó rv jest. i k tó ry by ł, i k tó ry p rzy jść m a. O n W szechm og acy’’ (por.

Obj. J a n a 1,8; 2.8 i! Izajasza 44,6; 48. 12). My m am y p ełn e brawo* nazyw a C h ry stu sa Bo­

giem, gdyż S am Ojciec n azw ał Go' ty m im ie­

niem : „Ale d o S y n a m ów i: 'Tron Twój oi Bo­

że n a w ieki w iek ó w ” i d a le j: ..przetoż n a m a ś­

cił C ie o- Boże Bóg Twój olejem w esela n a d uczestników Tw oich (Żyd. 1.8.9). A utorem tv eh w y ro k ó w ietet Dufch Św ięty, a d w u k ro t­

nie zostały 'powtórzone prorcczo: u sta m i sta - rozakonnych lew itów i P rzez A postoła Paw ła.

C hrystus o trzv m ał oid Ojca w szelka m oc na niebie i na ziem i CMat. 28.18). On odbtezcza ludziom grzechy (Mik. 2,10), a ja k w iem y, jest tn k om petencja Boża.

N iek tó rzy Zwraicaja uw agę szczególna na to, że C h rystus bedac n a ziem i zw racał isię o* po­

moc do Ojfca (Jan 11.41.42), n azy w ał Go .swo­

im Bogiem, a n a w e t sta w ia ł w yżej Siebie (Jan 14.28’). Oczywiście, to> je st bezsporne. gdyż ta k mówi Słowo Boże, ale rów nocześnie nie p o ­ w inniśm y zapom inać, że P a n Jezus m ało św iadczył o* Sobl° (Jan 5.31.32). Św iadczył o Nim O jciec i D uch Św ięty, k tó ry frnówił przez proroków . Słow a C hrystusa: ..Ojciec Mńj w iększy jest ode M nie” (Jan 14,28) m ów ią 0 podporządkow aniu Ojcu, ale n ie pozbaw iają Go* Bóstwa. N iew ątpliw ie, b ędąc n a ziem i w ciele ludzkim , b y ł pozbaw iony te j chw ały, k tó ­ rą m iał poprzednio (Jan 17,5). Je d n a k P a n Jezus nie je s t „z te g o ś w ia ta ” , więc nie m o ­ żemy i nie po w inn iśm y sadzić Go w ed łu g c ia ­ ła, jak rów nież nie m ożem y to, co niebiańskie 1 duchow e m ierzyć ziem skim i m iaram i: „...a jeśli, i znaliśm y C hry stu sa w edług ciała, te ra z już nie z n a m y ” (2 K or. 5,16).

Jezus C h ry stu s — S yn Człowieczy p rz y ­ oblekł na ipiewien czas ciało ludzkie, ab y zba­

wić od grzechu nas, posiadających ta k ie sam e ciało i k rew . Słowo Boże mówi: „Poniew aż tedy dzieci społeczność m ają ciała i krw i, i On stał się ich uczestnikiem , ab y przez śm ierć zniszdzył tego, k tó ry m ia ł w ładzę śmierci, to jelst d ia b ła ” (Żyd. 2,14). „S tąd m u ­

siał we w szystkim być p odobny braciom ...”

(Żyd. 2,17). „Poniżył sam ego Siebie p rzy jąw - szy postać niew olnika, sta w szy się podobny ludziom i z p o sta w y znaleziony jalko* człow iek”

(Filip. 2,7).

p i u c h ś w ię ty — p rzed staw io n y w Piśm ie nie

•^^j ako moc, ale jak o trzecia Boża Olsoba m a ­ jąca w ielką moc, nie narodzona,, nie stw orzona, pochodząca od Boga. Ju ż sam a n azw a — Duch Ś w ięty m ów i n am n ie o- m ocy, lec/z o Osobie.

Przecież m oc sam a w sobie nie je s t żyw ą isto­

tą, lecz re z u lta tem działalności tejż e istoty.

Gdzie nie m a p ra c y żyw ej istoty, tam i nie ujaw n ia się moc. W n ik n ijm y te ra z w niektóre m iejsca m ów iące o> D uchu Św iętym . Czytam y:

„A le oni odporni byli i zasm ucili D ucha Św ię­

tego, dlatego* obrócił się im w nieprzy jaciela, a sam w alczył przeciw ko nilm” '(Iz. 63,10).

W iadom o w szystkim , że m ocy nie m ożna za­

smucić. Moc nie sm uci się i nie walczy. W i­

dzim y w yraźnie, że posiadać ta k ie cechy i p rze jaw ia ć ta k ą działalność ( J a n 16,8; 14,26) może ty lk o istota żyw a. Moc n ie m oże, ta k jak to czyni Duch Św ięty, w alczyć, nauczać, n a ­ pom inać, m ów ić (Dz. Ap. 13,2), nie dopuszczać (Dz. Ap. 16,6), prow adzić (Rzym. 8,14). Duch Ś w iaty w obecnym o kresie prow adzi bardzo w ielką p ra c ę n a ziem i. W łaśnie On rodzi czło­

w ieka d la K ró lestw a Bożego* (Tyt. 3,5), oczysz­

cza, (1 P io tra 1,22), p ro w adzi (Rzym. 8,14). a w końcu ożywi śm ierteln e ciała (Rzym. 8,11).

Moc nie m a im ienia, a D uch Ś w ięty ja k o Bo­

ża Osoba posiada k ilk a im ion: Pocieszyciel (Ja n 14,26); D uch Boży (1 Kclr. 3,16), Duch p raw d y (Jan 16,13), D uch C h ry stu so w y (Rzym.

8,9). N ie przy jm o w ać D ucha Św iętego za Oso­

bę ty lk o dlatego, że jest n azw an y D uchem , jest zulpełnie nie uzasadnione. Przecież anio­

łow ie także są ducham i słu żeb n y m i (Żyd. 1,14), jednakże nie m a w ątpliw ości, co d o ich oso­

bowości. W D uchu Św iętym podobnie jak w B cgu-Synu, m ieszka pełn ia Bóstw a. On też posiada w szystkie w łaściw ości Boże: wieOznv, w szechm ogący, w szystko w idzący Cl Mojż. 6,3;

1,2: M at. 12.18: Dz. Ad. 5,3") i n ie byw a too- h ań b io n y (Mt. 12,31). D uch Ś w ięty ró w ny jest B ogu-O icu i B ogu-Synow i. Tę rów ność C hrys­

tu s p o dkreślił słow am i: .... chrzcząc ie w im.i.e O ica i Svna i D ucha Ś w ię te m ” (Mt. 28,191.

P rz ed zakończeniem te m a tu chcę nadm ienić, że nie zawsze n a podstaw ie jednego przeczy­

tanego w iersza Słow a Bożego m ożna dać od­

pow iedź n a k ażd e p y ta n ie i w yciągnąć p r a ­ w idłow y w niosek. N ależy czytać w szystkie m iejsca, k tó re odnoszą isię d o danego py tan ia i z m od litw ą do* Boga o pomoc. P rzytoczym y dw a przy k ład y :

I. 1) „Jed en Bóg i Ojciec w szystkich, k tó ry jest nad wszystkimi, i po w szystkich i we wszystkich, w a s” (Efez. 4.61.

2) A o* Svnu: ..Tron Twój, o- Boże, n a w ieki wieków... przetoż nam aścił Cie, o Boże, Bó.<? Twói olejkiem w esela nad 'uczestni?

ków Tw oich” (Żyd. 1.8.9V 3) „Bóg jest D uch...” (Jan 4 24y

(ciąg dalszy na str. 8)

(6)

J E S Z C Z E RAZ O JEDNOŚCI

K ażdy, k to uw ażnie śledzi w y d arzen ia dziejące się w chrześcijaństw ie, m usi s tw ie r­

dzić, że ży jem y w o sta tn im o- k resie egzystencji K ościoła na ziemi. D aje się w ięc zauw ażyć niepokój, d yskusje, p oszukiw a­

n ia i szczególnie zaś w y b ija ją ­ ce się n a p ierw szy p lan dąże­

nie do jedności chrześcijan, je ­ dności różnie zresztą ro zu m ia­

nej. Je ste śm y także św iad k a­

mi dużych zm ian zachodzących n aw et w ta k do n iedaw na szczelnie zam k n ięty m kościele, ja k Kościół rzym skokatolicki.

Bez w zględu na obecny jego stan , n a pew no jeszcze daleki od E w angelii, m ożna zgodzić się z w ypow iedzią pew nego polskiego dzienn ik arza k a to lic ­ kiego, że „D uch w ieje gdzie chce, ... w idocznie zaczął już w iać w K ościele rzy m sk o k a to ­ lick im ” . K toś może na to po­

w iedzieć: Cóż za jedność może zbudow ać tak i „ m a rtw y K oś­

ciół?” Czy to, co się w m m dzieje m ożna w ogóle uznać za d o b ry zn ak lu b objaw szczeroś­

ci? C hciałbym n a to odpow ie­

dzieć k ró tko : czy d ziałanie D u­

cha Św iętego ogranicza się ty l­

ko — ja k n a m się często w y d a ­ je —■ do żywego Kościoła i gru p k i w ierzących lu d zi na świecie? W ielu ch rześcijan nie znając podstaw ow ego fak tu , niezbędnego do istn ien ia p ra w ­ dziw ej jedności duchow ej: po­

trzeby osobistego spotkania się z Bogiem, przyjęcia Jezu sa Chrystusa jako osobistego Z ba­

wiciela, odrodzenia i uśw ięcenia życia, szuka pod w pływ em działania Bożego dróg w yjścia z duchow ego rozbicia i leta rg u . Nie jest rzeczą w ykluczoną, że nastan ie tak i czas gdy p oszuki­

w an ia te czynione obecnie, n ie­

raz po om acku i nieśm iało, do­

prow adzą ty ch chrześcijan do zrozum ienia i p rzy ję cia tej w łaśnie podstaw ow ej prawcly, od p rzy jęcia k tó re j rozpoczyna się budow a jedności tych , k tó ­ rzy n a z y w a ją się od im ien ia Jezus. Dopóki w ięc „ w ia tr b ę­

dzie w iał” jest n adzieja, że tę ­ skn ota za p raw dziw ą w ia rą w Jezu sa C h ry stu sa i jednością w N im będzie w zrastać.

Dzięki P an u , te n pow iew D u­

cha Bożego odczuw am y i w n a ­ szym środow isku kościelnym . Ci zaś, k tó rz y um iłow ali p rze ­ de w szystkim Jezu sa a nie sw o­

je przeżycia, w y o b rażenia lub jeszcze coś b ard ziej przy ziem ­ nego, w iedzą co znaczy stanąć razem pod K rzyżem C hry stusa, trz y m a ją c się za ręce z inny m i braćm i. A ty lk o w te n sposób m ogą spotkać się nasze ręce — pow iedział kiedyś N. Sóder- blom . G dy będziem y sta li z d a­

la od K rzyża, choćbyśm y byli n ajśw iętsi, nasze ręce nie spo­

tk a ją się. S zatan, odw ieczny w róg człow ieka, doskonale w ie 0 ty m pow iew ie D ucha Ś w ięte­

go w zbudzającego w śród ch rze­

ścijan tęsk n o tę do jedności i miłości. On też w ie, co się dzie­

je w naszej społeczności koś­

cielnej. O czywiście nie podoba m u się w zro st b ra te rs k ie j m i­

łości i po rozum ienia w śród nas.

D latego ciągle p ró b u je używ ać sta ry c h i często jeszcze sk u ­ tecznych m etod działania aby osłabić Kościół C hrystusow y.

W raz ze w zrostem duchow ej jedności dzieci Bożych w zrasta tak że ko n tro fen sy w a diabła T ak też było, jest i będzie, że m im o w szystko znajdzie on chętnych, k tó rz y będą m u św iadczyć sw oje usługi. W je d ­ n ych — zap atrzonych w daw ne la u ry i p rzy w ile je — zasiał m yśl, że nasza Społeczność jest ty lk o „zw iązkiem czasow ym ", w zględnie, że i n ad al pozostała

„ fe d e rac ją pięciu zw iązków ” . 1 ci ludzie s ta ją się może n ie ­ św iadom ie n iera z bardzo często zw olennikam i jego w rogiej ro ­ boty. W dru g ich zasiał inne złe ziarn a, że „Kościół został opa­

now any przez...” (tu n a stę p u je w ym ienienie, k to i co). K ażdy, kto sądzi, że go odpow iednio

„nie u ho norow ano” lub też nie pozwolono m u psuć pracy ew angelicznej, w idzi w zajęciu tak ie j p o staw y „p rzejaw d y ­ s k ry m in a c ji” sw ojego daw nego ugrup o w ania, do k tó reg o n a le ­ żał. J e s t to tak , ja k by tak i b ra t m iał rep rezen to w ać sobą lu b zgoła ucieleśniać cąłę u g ru ­

pow anie. Jeszcze in n i ludzie p ró b u ją po cichu pielęgnow ać

„w łasne życie duchow e” cha­

ra k te ry sty c z n e d l a , swojego k ieru n k u , w m aw iając sobie i innym , że są niezrozum iani przez pozostałych członków Kościoła. P rz y jm u ją jednocześ­

nie bardzo chętnie pozę „m ę­

czennika” albo „niezrozum iane­

go” . Są inni, k tó rz y p rac u jąc kiedyś dla P a n a —■ lepiej czy gorzej —■ zostaw ili tę służbę lub zeszli z drogi, zadaw alając się tera z życiem na m arginesie Kościoła. Ci o statn i zwłaszcza lubią obarczać w in ą w szystkich dokoła żyjących, za sytu ację p o w stałą w ich życiu, i p rze ­ pełn ieni pychą nie chcą p rzyjąć ofiarow yw anego im z m iłością skutecznego lek a rstw a, jakim jest p o k u ta o b jaw iająca się w pow rocie do P a n a i Jego ludu.

P o w iad ają nieraz: gdyby tego lu b owego b ra ta (siostry) nie było w naszy m Zborze (Ko­

ściele), już daw no w łączyłbym się w n u rt jego życia. W ten sposób duch ciem ności trzym a ich całym i latam i w swojej n ie­

woli, ja k rozb itk ów z daleka od społeczności w ierzących.

W reszcie jeszcze inni, jak to u słyszałem z ust 16-letniego

„m ęd rca” pow iadają: „m y je­

steśm y bliżej Boga, bo... itd .” . Są to w praw d zie głosy ludzi zupełnie nieodpow iedzialnych duchowo, lecz nieco m niej nie­

bezpiecznych dla Kościoła niż ci, o k tó ry c h chcę powiedzieć na końcu. B ardziej niebezpiecz­

ni dla Z boru czy Kościoła są ci, k tó rz y zostali w yłączeni ze Społeczności lub też w ystąpili sam i — lecz b y n a jm n ie j nie z pow odów k on fesy jn y ch (inne pog ląd y na zrozum ienie Pism a Św iętego, etc). Ci o statn i pró­

b u ją często stro ić się w piórka

„obrońców lu b strażn ik ó w p ra ­ w dziw ej w ia ry ” . Łow ią oni tzw.

„ tu ry stó w kościeln ych ” to zna­

czy ludzi nie należących do żadnego Zboru, w ędrujących od Z boru do Zboru, od Kościo­

ła do Kościoła w poszukiw aniu

„lepszego Z b o ru ” i „doskonal­

szych ch rześcijan ” . K orzystają p rzy ty m ze szczerości lub też naiw ności ofiarow u jąc błądzą­

cym „czystą E w angelię, bez żadnych ludzkich dom ieszek”.

Nie p o k azu ją im ty lk o swoich

(7)

rąk, k tó ry m i po d ają tę „czystą Ew angelię...” . T acy „ ro b o tn i­

cy” gotow i są n aw et na w spół­

pracę z sam y m piekłem , b y le ­ by tylk o pozwolono im upiec ich w łasną pieczeń. Tacy zaw ­ sze „bronili i b ro n ią ” zasad ew angelicznych, nie cofając się przy ty m n aw et przed p rz y ję ­ ciem obcego szy ldu całem u ew angelicznem u c h rześcijań ­ stwu, b yle ty lko m óc robić sw o­

je. D la nich zasada, że „cel u- święca śro d k i” nie stra c iła n i­

gdy n a aktualności.

W spom inam y o ty ch s m u t­

nych rzeczach i złych ro b o tn i­

kach jed y n ie k u przestrodze szczerych dzieci Bożych. Ci bo­

wiem, o k tó ry c h nie bez boleś­

ci n apisaliśm y pow yższe słow a przestrogi, to są ci sam i „n ie­

przyjaciele K rzyża C h ry stu so ­ wego” , „ k tó ry c h bogiem b rzu ch”, a w yszli „spośród nas lecz n ie byli z n a s ” o k tó ry c h istnieniu pouczali ju ż apostoło­

wie P ańscy. N iech więc istn ie ­ nie ich n as an i nie dziwi, ani tym bard ziej nie gorszy. Uni byli i będą dopóki św iat te n b ę­

dzie istniał. A ich ro b o ta po początkow ych, choćby i „szum ­ n y c h ” sukcesach okaże się w e ­ dle słów G am aliela, nauczycie­

la zakonu, zacytow anych w Biblii, że b yła „z lu dzi a nie z Boga” (Dz. Ap. 5, 38). N ie z r u j­

n uje to Kościoła C h ry stu so w e­

go, lecz w iele p ro sty c h i do ­ brych dusz chrześcijańskich do­

prow adzi do zguby. I na ty m polega groźba tego niebezpie­

czeństwa.

Je d en z b raci z naszego śro ­ dow iska pow iedział k ied y ś ta ­ kie słowa: „N iech to nas nie m artw i, że n iek tó rzy _ rzu c a ją błotem n a nasz Kościół. W i­

docznie jeszcze ży jem y i sza­

tanow i zależy na tym , b y nas zniszczyć. G d y byśm y bow iem spali, nie stan o w ilib y śm y dlań takiego niebezpieczeństw a” . W słow ach b ra ta tk w i pocieszenie dla w szystkich braci i sióstr, którzy szczerze chcą służyć Bo­

gu. O grom na większość naszych braci i sióstr w iernie trw a p rzy P an u i Jego Słow ie należycie oceniając w artość jedności i miłości b ra te rsk ie j dla całości dzieła Bożego.

N ależy jed nakże w spom nieć o jeszcze jed n ej g ru p ie w ierzą­

cych. M am y na m yśli ludzi,

k tó rz y zam iast usłuchać w e­

zw ania C hrystusow ego: „Idąc na cały św iat, głoście E w an ­ gelię w szy stk iem u stw o rze­

n iu...” , siedzą w sw oich dom ach i p a trz ą c przez w ąskie okna n a p racę braci, k ry ty k u ją ich lub ich decyzje a d m in istracy jn e, czy też inne. W ydaje im się, że g d y b y oni b y li n a m iejscu ty ch k tó rz y p rac u ją, w szystko po­

toczyłoby się zupełnie inaczej, w sensie — lepiej. Jeżeli Bóg p rzy jm ie kiedyś do p ra c y ty ch ludzi należących do grona „ob­

se rw ato ró w ” , będą oni__mieli okazję do w y p róbow ania sw o­

ich pom ysłów . Lecz cała bieda polega n a tym , że_podjęcie ja ­ k iejk o lw iek p rac y uzależniają od p rzy z n a n ia im jakiegoś eks­

ponow anego stanow iska w Zbo­

rze lu b K ościele. G dyby m ogli odgryw ać jak ąś rolę, tw ierdzą, p rzy stą p ilib y n a ty c h m ia st do p rac y dla P an a w Jego K oś­

ciele.

W końcu w spom nieć należy tak że jeszcze o przeszkodach w p rac y Bożej, w y tw a rz an y c h przez sam e Zbory. C hciałbym tu dotkn ąć tylk o p rac y w śród m łodzieży w Zborze i poza Zborem . Otóż, w y d a je m i się, że często b ardziej m iłu jem y sw oje w łasn e m niem anie o p ra c y dla P an a, niż sam ą p r a ­ cę... W tak im razie nie m a w ogóle żadnej p rac y dla C h ry ­ stusa. N ie zw racam y w cale na to uw agi, że sam apostoł P aw eł

„różnym i sposobam i chciał zbawić W ierzących” . Nie ty lk o chciał, lecz s ta ra ł się o to u sil­

nie. Inaczej ro zm aw iał z Ż y d a­

mi, inaczej z G rekam i i in a ­ czej z R zym ianam i. Do je d ­ n y ch m aw iał w synagogach, do inn y ch n aw et w areopagu w A ten ach — zgrom adzeniu po­

gańskim . W in n ej form ie pisał do T ym oteusza, niż do całego Zboru. Chociaż w każdym w y ­ p a d k u treść listu b yła ta sa­

m a — O Jezusie C hrystusie, P a n u i Z baw icielu. Nie m am y sprzeciw ów w p rzy ję ciu do Z boru kogoś, k to naw rócił się uczęszczając na nabożeństw a Zborowe. Lecz gdy np. g ru p a m łodych braci chce w Zborze

używ ać in stru m e n tó w przy zw iastow aniu Ew angelii, rodzi się cichy sprzeciw przeciw ko

„now inkom ” . D la p rzy k ład u p rzedstaw ię w ydarzenie, k tóre rzekom o m iało m iejsce w jed ­ nym z naszych Zborów w P ol­

sce (sądzę, że m ogłoby się to zdarzyć nie ty lk o w jednym Zborze!). Otóż zakupiona tam została pew na ilość in stru m en ­ tów m uzycznych do g ran ia w

czasie nabożeństw . Lecz sp ra ­ w a ta n a tra fiła na nie­

przy c h y ln ą rea k c ję (części, starszy ch Zboru). „To jest w y ­ noszenie się nad in n y ch ” — skom entow ano. In n i zaś pow ie­

dzieli: „to now ość”. S p raw a u- padła a in stru m e n ty odłożono n a bok. G dy m łodzież zaczęła zbierać się n a swe godziny m o­

d litew n e czy d y sk u syjne ze­

b ran ia, znów sp raw a ta n a tr a ­ fiła na sprzeciw . K toś m ógłby na to pow iedzieć, że też coś ta ­ kiego może zdarzyć się n a n a ­ szych oczach. J a k to możliwe?

P rzecież pow inno być dla w szystk ich oczyw iste, że w ta ­ kiej spraw ie, ja k rato w an ie gi­

nącego człow ieka, ja k zw iasto­

w anie E w angelii, działać nale- żyć ja k najszybciej, bo k ró tk i jest czas. A tu ta j ta k a k ró tk o ­ wzroczność duchow a i w g ru n ­ cie rzeczy nieznajom ość Słowa Bożego u tru d n ia ją ta k dalece p racę P a ń sk ą , że n aw et g ra na in stru m e n ta c h w Zborze sp o ty ­ ka się z niezrozum ieniem , cho­

ciaż sam a Biblia i to tylekroć m ówi o tym,, „by grać i śpie­

w ać P a n u n a chw ałę!” Lecz fak t ten, k tó ry przytoczyłem , m iał zdarzyć się w naszym k ra ­ ju, w czasie, w k tó ry m żyjem y.

O, jakże m usim y czuwać nad sobą! W iększe nie­

bezpieczeństw o może przyjść bow iem z nas sam ych, z n a ­ szego w n ętrza, z w łasnego „ ja ”, niż z zew nątrz. To bowiem , co z zew nątrz przychodzi, nie p o tra fi zaham ow ać p rac y K oś­

cioła n a ziemi, ale to co w y ­ chodzi z naszych serc i głów może uśm iercić ją całkowicie.

Pow yższe rozw ażania o róż­

n orak ich przeszkodach na d ro ­

(8)

dze do jedności i m iłości nie pow inny nikogo zgorszyć. Nie zapom nijm y bow iem tego p rzy k reg o fa k tu , iż n a w e t w gronie d w u n a stu A postołów znalazł się jeden, k tó ry sta ł się narzęd ziem szatana. Kościół J e ­ zusa C h ry stu sa nig d y nie b ę ­ dzie w o ln y od atak ów ducha ciem ności, ja k długo będzie istn iał n a tej ziemi. I nasza pew ność i w ia ra spoczyw ające w Bogu pouczają nas, że n ie ­ przy jaciel Boży n ig d y nie po­

kona tego Kościoła. N ie p rze ­ może on tak że tych, w śród k tó ry ch P a n zaczął dzieło je d ­ ności. G dyby to bow iem była

tylk o lu d zk a spraw a, ja k fa ł­

szyw ie tw ierd zą niek tó rzy , z całą pew nością nic b y z niej n ie wyszło. Ci zaś, k tó rz y tylko n a to czekają zostaną zaw ie­

dzeni. N ie doczekają się naszej zguby, a zaskoczy ich tylko p rzy jście P a ń sk ie po Kościół.

I co się w ów czas stan ie się z tym i, k tó rz y nie b u d u ją K oś­

cioła, lecz albo nic nie robią, lub też go rozw alają?

P a n je st z nam i i to je s t n a ­ szą ostoją. W ięc an i a ta k i ludzi n iep rzy ch y ln y ch n a m w n a ­ szym k ra ju , ani też niezro zu ­ m ienie przez naszych n iek tó ­ ry c h w spółw yznaw ców za g ra ­

nicą —■ należących do daw nych pięciu gru p w chodzących w skład naszego Kościoła — nie zniszczy te j jedności, k tó ra zrodziła się pod K rzyżem J e z u ­ sa C hrystusa. To bowiem , co P a n zbudow ał, nie może być zniszczone, choćby w rogow ie K rzyża C hrystusow ego dyspo­

now ali n a w e t w ielkim i środka­

mi duchow ym i i m a te ria ln y ­ mi. „ P a n jest ze m ną, nie bę­

dę się bał, ab y m i co uczynił człow iek” — to w yznanie a u to ­ r a P sa lm u jest także naszym w y znan iem i naszą pewnością.

Jan Tołwiński

O jciec, Słow o i D u c h Ś w ięty

(dokończenie ze str. 5)

W pierw szym w ierszu je s t m ow a o je d ­ n ym .Bogu, to je s t o itatom, i^torego należy oac się i szanować. „ i\ie będziesz n n a i bogów in ­ n y m przecie M ną"

(Z m o j i z . z u ,ó ), l e o z

„szczęs- n w y n a ra d , Ktorego .bogiem je s t Pain” (Ks.

0 0 , 1 /,). w w ierszu urug im o prócz im ienia Boga Wjca w y stę p u je im ię je g o o y n a, i&torego sam Ojciec nazw ai Bogiem. Bog oDjawia Sv£oje m nę w byniu. O n -C h ry stu s je s t P a n e m Bo­

giem. Im ię P a n Bóg sp o ty k a m y p o ra z p ie rw ­ szy p rz y stw orzen iu człow ieka (1 Moj z. 2,4).

M owi ono o W szechm ogącym S tw ó rcy w szy st­

kiego w idzialnego i niew idzialnego (por. 1 M ojz. 2,4 i Koi. 1,16), ,a objaw io n e zostało i w yjaśnione po raz p ierw szy M ojżeszowi przez sam ego Boga: „Będę k tó ry b ę d ę ”

(Z

Mojż. 3,14). W ro sy jsk im tłu m aczen iu n a ty m m iejscu użyte je s t słowo: „Suszczij”, co ozna­

cza -— Jah w e: w ieczny, k tó ry zaw sze jest, ży­

jący, praw d ziw y. Bóg Objawił się Izraelow i w ty m im ieniu nie ty lk o jako Stw órca, lecz także jak o Zbaw iciel. P rz y sz e d ł w ybaw ić Izraelczy­

ków z egipskiej niew oli ob jaw iając Sw e imię:

Ja h w e — P an . C hw ała M u n a w ieki! W reszcie w trzecim w ierszu C h ry stu s o bjaw ia, że je s t

też w Osobie D ucha Św iętego. Zauw ażm y, że Jezu s n ie pow iedział „Ojciec je s t D u chem ” . A więc w ty ch słow ach C h ry stu s p o dk reślił Bóstw o trzeciej Osoby, gdyż in n eg o ducha, w k tó ry m Bóg p rzejaw iał by się nie m a! A więc jed e n jeist Bóg w trzech Osobach; W szechmo­

gący Trój je d y n y Stw orzyciel.

II. 1) „Jed e n P an , jed n a w iara, je d e n c h rzest”

(Efez. 4,5).

2) „P an rzekł do P a n a m ego: „Siądź po p ra ­ w icy M ojej...” (Psalm 110,1).

3) „Ale P a n je s t D uchem ; a gdzie D uch P ański, ta m w olność” (2 Koir. 3,17).

W pierw szym w ierszu jest m ow a o> P a n u Jezusie C hrystusie, k tó re g o Bóg u czynił P a ­ nem (Dz. Ap. 2,36). P ro ro k w yraża: „A P an

będzie k ró lem n a d w szystką ziem ią, w on dzień będzie P a n je d e n , i im ię Jego- je d n o ” (Zach. 14,9). Nasz Jezu s-W iek u isty P a n -Ja h w e (por. J a n 8,25.58 i 2 Mojż. 3,14). W drugim w ierszu w y stę p u ją 'dwie Osoby: Pan-O jciec i P an -S y n .

P rzytoczone m iejsca nie przeczą sobie, lecz u zu pełniają i w y ja śn ia ją się w zajem nie w skazując na jedność w ym ienionych Osób (Jan 17,10; 14,11). „O jciec oddał Synow i w szy­

stko i On p a n u je n a d n a ro d a m i” (Ps. 22,19).

D aw id -mówi: „...rzekł do P a n a m ego” , On- P an, Z baw iciel Izraela i D aw ida; O n także i m ój i tw ó j W ybaw iciel o d grzechu! C hw ała M u na w ieki wieków!

W reszcie trzeci w iersz w y raźnie m ów i o D uchu Ś w iętym , jako* o Panu-W ybaw icielu z niew oli grzechu i dającem u sercu wolność.

O n-D ueh Ś w ię ty -P a n wolności. Jaik w idzim y, Biblia m ówi nie o trzech P anach, lecz jednym P anu w trzech św ięty ch Osobach. A poniew aż te trz y Osoby są jed ną, d late g o Bóg nasz — Trój jed y n y P a n — Zbawiciel!

P raw idłow e pojęcie Słow a Bożego zależy nie od tego na ile 'doskonale znam y rozdziały B iblii, ile raczej od tego n a ile um iłow aliśm y sercem Boga i J ego Słowo. „Lecz jeśli 'kito m i­

łu je Boga, te n jest w yuczony od N iego” (1 K or. 8,3). Bóg w ięcej żąda od .człowieka w iary w E w angelię i jej w y p ełn ian ia, niżeli je j b a­

dania. Poznać głębiej Pismo' św ię te nieodro- dzonym sercem i um ysłem , człow iek nie jest w stanie. W dzień Sądu s ta n ą p rzed Panem

i tac y ludzie, k tó rz y b ard zo dobrze znali treść Biblii, jed n ak że będą — n ie s te ty — pozba­

w ieni życia z C hrystusem .

U m iłu jm y Boga i Jego Słowo całym ser­

cem!

M. Kulinicz

(9)

Najtrudniejsze zadanie

T stn ieje opinia, że n a jtru d n ie js z y m zada-

* n iem je s t n ależy te w ychow anie dziecka.

Przyczyny t r u d n o ś c i leżą w sam y m w y ­ chowawcy, w dziecku, k tó re się w ycho w u je oraz w środow isku, w k tó ry m dziecko żyje.

O b serw acja życia w y kazu je, że jest n a d ­ zwyczaj m ało d obrych w y c h o w a w c ó w . Najczęściej nie są oni sam i w ychow ani, a za­

bierają się do w ycho w yw an ia innych. Poza tym od w ychow aw ców w y m aga się bardzo w y ­ sokich k w alifik acji m o raln y cn i in te le k tu a l­

nych, a te po siad ają oni przew ażnie w niedo­

statecznej m ierze.

D ruga tru d n o ść istn ieje po stro n ie sam e- go d z i e c k a . K ażde dziecko jest in n e i w y ­ maga indy w idu alneg o tra k to w a n ia . A by po­

znać dziecko, trz e b a w iele z n im przebyw ać, a w spółczesny w ychow aw ca nie m a n a to cza­

su. Ojcowie i m atk i dnia dzisiejszego są zw ykle tak zaharow ani, że dziecku pośw ięcają tylko

okruchy swego czasu.

W reszcie trzecia tru d n o ść leży w ś r o d o ­ w i s k u . Dziecko żyje w św iecie, a św iat jest nawskorś zły i z całą siłą i n ajróżniejszym i sposobami w p iyw a u jem n ie n a dziecko. W sro- aowisku, w k tó ry m dziecko żyje, kłam ie się, używa się b ru d n y ch słów, p a n u je rozpusta, góruje siła n ad p raw e m itd., i to w szystko dziecko w ch łania już od p ierw szy ch la t sw e­

go życia.

C hrześcijańscy w ychow aw cy zdają sobie sprawę z ty cn tru d n o ści i dlatego nie odw aża­

ją się w ychow yw ać dziecka sam i, lecz ucie­

kają się do pom ocy Bożej. B ó g jest n a jle p ­ szym w ychow aw cą i dlatego ty lk o ten czło­

wiek może liczyć n a p ozyty w ne w y n ik i w swej p ra c y w ychow yw an ia, k tó ry sto su je się*

do w skazów ek Bożych po danych w Jego Sło­

wie.

S p otyk ałem tak ich rodziców , k tó rz y przed rozpoczęciem życia m ałżeńskiego m odlili się:

„Panie, jeżeli chcesz n as obdarzyć dziećmi, to tylko takim i, k tó re będą T w oją w łasnością.

Jeżeli by nie m iały one być T w oją w łasnością, to nam ich nie d a w a j” .

M ężczyzna, k tó ry szuka tow arzyszki ży­

cia, może ją w ym odlić. Rów nież kobieta, k tó ­ ra chce w yjść za m ąż, może w ym odlić m ęża.

Podobnie p rze d staw ia się sp ra w a z dzieckiem . Dziecko m ożna także w y m o d l i ć . K lasycz­

nym p rzy k ład em jest A nn a m atk a Sam uela (1 Sam. 1 i 2 r).

Dziecko jest w łasnością P an a, a rodzicom jest ono dane na pew ien czas, ab y je w ycho­

w yw ali. Rodzice są więc w p ew nym sensie wobec dziecka re p re z e n ta n ta m i Boga i Jego pełnom ocnikam i. A u t o r y t e t r o d z i c i e l ­ s k i m a w ięc sw e źródło w au to ry tec ie sam e­

go Boga. D ekalog z a w iera n ajw ażniejsze przy k azan ia, a jedno z nich zostało poświęcone w łaśnie tem u zagadnieniu: „Dzieci, bądźcie po­

słuszne rodzicom sw oim w P an u , bo to rzecz słuszna. —- „Czcij ojca tw ego i m atkę, to jest pierw sze p rzy k azan ie z obietnicą: ab y ci się dobrze działo, i abyś długo żył n a ziemi. A wy, ojcowie, nie pobudzajcie do gniew u dzieci sw o­

ich, lecz nap om inajcie i w ychow ujcie je w karności, dla P a n a ” (Ef. 6, 1-4).

W n iek tó ry ch środow iskach chrześcijań­

skich istn ieje p ięk n y zw yczaj urządzania u r o c z y s t o ś c i o f i a r o w a n i a d z i e c i P anu. U roczystość tak a odbyw a się albo na tere n ie Z bóru w ram a ch nabożeństw a albo w dom u. C zyta się i k o m en tu je odpow iednie u stę ­ p y Słow a Bożego oraz w m odlitw ie oddaje się dziecko n a w ychow anie P an u . Zbór m odli się nie ty lk o za dzieckiem , lecz także za rodzica­

mi, aby im dał um iejętność w w ychow yw aniu dziecka.

P rzyk łado w o p odaję kilkanaście w ersetów P ism a Św iętego, n a d a ją c y ch się do czytania na tak ie j uroczystości:

P sa lm 127, 3 — dziatki dziedzictw em od P a n a

P sa lm 128, 3 — d ziatki jako latorośle w inne

1 Sam. 1, 28 — „oddaw am je P a n u ” M at. 18, 5 — p rzy jm o w an ie dziecka w im ieniu Jezu sa

M at. 18, 14 — w olą O jcą jest, ab y dziecko nie zginęło

M at. 19, 13-15 — P a n Jezus w kłada ręce na dzieci

5 Mojż. 6, 5-9 i 11, 18-20 -— nauczanie sy ­ nów

2 Tym . 3, 14-17 — uczenie się od dzieciń­

stw a

1 K or. 7, 14 b — dziatki św iąty ni

Neh. 8, 1-3, 5, 7b, 8, 9fo i 9 : 3 — czytanie i nauczanie Słow a Bożego tak że dzieci

Joz. 25, 15b — ja i dom m ój będziem y służyli P a n u

Dz. Ap. 16, 31 —ty i dom t w ó j '

M ar. 10, 13-16 —• P a n Jezus błogosławi dzieci

4 Mojż. 6, 24-26 -— błogosław ieństw o C hrześcijańskie w ychow anie odbyw a się w atm osferze:

a) m odlitw y b) Słow a Bożego c) m iłości

d) karności P ań sk iej e) chrześcijańskiego życia.

Rodzice m odlą się za dzieci i z dziećmi i od w czesnego dzieciństw a zapoznają je ze Słow em Bożym. Jeżeli w dom u rodzicielskim p a n u je miłość, dziecko będzie się w nim dobrze

^zuło. „O jcow ski dom, to istn y ra j, d a r Ojca

N iebieskiego” , głosi jed na pieśń. W dom u ta ­

(10)

kim w inien jed n a k istnieć Boży p orządek i d la­

tego m usi być stosow ana karność. H isto ria H eliego i jego synów (1 Sam. 3 r.) w yk azuje, że pobłażanie dzieciom jest w ielkim grzechem i pociąga za sobą bardzo sm u tn e n astęp stw a.

Pow szechnie w iadom o, że chrześcijań sk ie ży­

cie rodziców w y w iera n a dzieci w iększy w pływ niż słow a i dlatego jest to tak ie w ażne, by ro ­ dzice św iecili do b ry m p rzyk ład em .

Z ew angelii Ł u kasza 2, 52 do w iadujem y się, że gdy P a n Jezu s b y ł dzieckiem r o z w i ­ j a ł s i ę w c z t e r e c h k i e r u n k a c h :

in te le k tu a ln y m (mądrość) cielesnym (wzrost)

duchow ym (łaska u Boga) i społecznym (łaska u ludzi).

D la w ychow aw ców jest to w ażn a w sk a ­ zówka. Ich zad aniem jest czuw anie, b y dziecko rozw ijało się praw idłow o co do ciała (zdrowie, higiena, odżyw ianie, sen itd.) i co do in te le k tu (jest to głów ne zadanie szkoły). M uszą oni je d ­ n a k dbać ta k ż e o rozw ój duchow y dziecka (m odlitw a, Słowo Boże) i sta ra ć się, b y ono od n ajw cześniejszych la t um iało żyć w społecz­

ności i służyło innym , a nie m yślało ty lko o sobie.

W spółczesne m atk i p o tra fią znaleźć czas, b y zająć się ciałem dziecka, n ato m ia st z r e ­ g u ły nie m ają czasu dla s p ra w duchow ych dziecka, a przecież duch jest w ażn iejszy niż ciało. Rodzice w ięc są głów nym i w inow ajcam i, że ich dzieci nie ro zw ija ją się h a rm o n ijn ie rów nocześnie w czterech k ieru n k a ch , ja k to było z P a n e m Jezusem .

U czym y się n a błędach. P rzyk ład ow o więc p od ajem y d alsze b ł ę d y , jak ie zw ykle po­

p ełn iam y p rzy w ych o w y w an iu dzieci:

1. Utrata autorytetu rodziców. J a k to p rz y ­ jem nie, gdy dziecko uw aża m atk ę za n a j­

lepszą kobietę n a świecie, a o jca — za n a j­

m ądrzejszego m ężczyznę. U tra ta a u to ry te ­ tu n a stę p u je najczęściej w ted y , gdy m ó­

w i się co innego, a ozyni co innego, czy­

li — inaczej m ów iąc — gdy rodzice nie żyją po chrześcijańsku.

2. Utrata zaufania. M a to m iejsce w ted y , gdy rodzice n ie d o trz y m u ją obietnicy, danej dziecku, gdy zd ra d z a ją ta je m n ic e dziecka lub w ogóle grzeszą n ied y sk re cją albo w reszcie n a p y ta n ia dzieci 'udzielają n ie ­ w łaściw ych lub niezgodnych z p raw d ą odpowiedzi.

3. Brak czasu dla dzieci. Rodzice m uszą k o ­ niecznie codziennie tro ch ę czasu poświęcić dzieciom. Rodzice, k tó rz y nie pośw ięcali dzieciom czasu, doczekają się tego, że w te ­ dy, gdy będą po trzebow ali usług dzieci, dzieci te nie będą m ia ły czasu d la nich.

4. Brak jedności wśród rodziców, np. jeden karze' a d rug i broni, jeden kocha jedno

dziecko a drugi inne (Izaak m iłow ał Ezawa a R ebeka Jak u b a), jed en w y jaśn ia tak, a dru gi inaczej, jeden każe dziecku coś ro ­ bić, a d ru gi tego zab ran ia itd .

5. Brak radości w domu rodzicielskim. Ma to m iejsce np. w ted y, gdy zanudza się dziecko ciągłym upom inaniem , gdy dzie­

cko nie m a godziw ej ro zry w k i lu b zajęcia albo gdy rodzice źle w spółżyją z sobą.

6. M ówienie w obecności dziecka o takich rzeczach, których dziecko nie powinno słyszeć. Często k ry ty k u je się w obecności dziecka osoby (np. nauczyciela, starszego b r a ta w Zborze), k tó ry m dziecko w inno okazyw ać szacunek.

7. Karanie dziecka w gniewie. W tak im w y­

p a d k u k a ra ta jest zw ykle za surow a. Są w y p ad k i okaleczenia dziecka.

8. Fałszyw a w stydliw ość. D otyczy to zw łasz­

cza sp raw seksualn ych . N a p y tan ie dzie­

cka w tak ich sp raw ach w in n i rodzice udzielać odpow iedzi dostosow anych do w iek u dziecka. G dy tu rodzice zawiodą dziecko jest in stru o w a n e zw ykle w sposób niew łaściw y przez sw ych starszy ch kole­

gów.

9. Brak kontroli nad dzieckiem. Rodzice w in ­ n i wiedzieć, gdzie ich dziecko przebyw a, w ja k im tow arzy stw ie, co czyta. W inni też czuw ać n a d zdrow iem dziecka. W szczególności należy dbać o to, by dziecko n ie p rzeb y w ało w złym tow arzystw ie.

10. Nie przyzwyczajanie dzieci do pracy. Dzie­

cko w inno mieć jakieś obowiązki, jakąś pracę, k tó rą system atycznie w ykonuje.

Są np. w y pad k i, że m atk a czyści dziecku obuw ie albo zamęcza się pracą, a dzieci z b ra k u zajęcia n u dzą się lu b psocą.

W końcu chcemy wspom nieć także o za­

sadach dobrego tonu (wychowania). Dzie­

cko w inno ju ż w dom u rodzicielskim uczyć się, jak się zachow yw ać w różnych s y tu a c jac h życia.

H istoria Kościoła po d aje n am przykłady w sp an iały ch w ychow aw ców (np. m atk a We- sle y ’ów, m a tk a Ewa, A u g u st H erm an n Franke) a Słow o Boże w p ro st w y m aga od biskupów i diakonów , b y „w łasn y m dom em dobrze za­

rządzali, dzieci trz y m ali w posłuszeństw ie i w szelkiej uczciwości” (1 Tym . 3:4 i 12). Apo­

stoł P aw eł sta w ia n a stę p u jąc e p y tan ie : „Jeżeli ktoś n ie p o tra fi w łasn y m dom em zarządzać, jakże będzie m ógł m ieć n a pieczy Kościół Bo­

ży (1 Tym . 3, 5). Jeżeli d o m y n a s z e bę­

dą d o m a m i B o ż y m i to i Z bory nasze bę­

dą sta ły na w ysokim poziom ie duchowym, i będą m ogły spełnić sw e zadanie — zwłasz­

cza także zadanie ew angelizow ania św iata.

J. Mrózek jun.

(11)

CHRYSTUS W CELI

ŚMIERCI (1)

U nia P o łu d n io w o -A fry k ań sk a należy do n a jb a rd zie j uprzem ysłow ion y ch p ań stw C zarnego L ądu . Je d n ą z ciem nych stro n in ­ du strializacji je s t w z ra sta ją c y proces w yobco­

w ania tysięcy ludzi, k tó rzy u tra c ili k o n tak t z w łasn y m środow iskiem i sta li się członka­

m i m asow ego społeczeństw a w k ilk u w ielk ich ośrodkach m iejskich tego k ra ju . P ro ces ten postępuje bardzo szybko i nie posiada c h a ra k ­ te ru organicznego. Rzesze robotnicze r e k r u tu ­ jące się najczęściej ze środow isk należących do zupełnie innych, najczęściej b ardzo sta ry c h cyw ilizacji, z ty m i tra d y c ja m i m uszą wziąć ra d y k a ln y ro zb ra t. N iech w ięc nic nie będzie w ty m dziw nego, że tysiące A frykańczyków m usi staw ić czoła zupełnie no w y m w a ru n k o m życiow ym oraz że przejście od stary ch wa~

ru n k ó w życia do now ych, k tó ry m nie m ogą sprostać, nie odbyw a się bez k o n flik tó w i że w śród te j ludności ilość p rze stęp stw k ry m i­

n aln y ch jest o w iele w yższa niż w śró d w a r­

stw y b iałej. T en fa k t, że tysiące czarnych m ieszkańców k r a ju zostaje skazan y ch każdego ro k u n a k a ry w ięzienia, d aje w iele do m y śle­

nia i jest on p on ad to znakiem ostrzegaw czym , że te n b o g aty k ra j m u si w końcu u p o rać się z n u rtu ją c y m i go od daw na problem am i.

P rzy czy n iając się do spełn ien ia zadania postaw ionego przez P a n a i M istrza Zboru, aby mieć sta ra n ie o w ięźniów , S zw ajcarsk a M isja w A fryce P o łu dnio w ej daw no ju ż rozpoczęła służbę d u szp astersk ą w śród skazanych na k a ­ ry w ięzienia. I ta k n a początku naszego s tu ­ lecia E r n e s t C r e u x rozpoczął p racę w w ięzieniach P re to rii, a dzieło to in ni p o pro ­ w adzili dalej. Od 1931 ro k u pracę tę p ełn ił m isjonarz H . - P h . J u n o d , przez przeszło 10 la t służąc w śród w ięźniów siedzących w c e n traln y m w ięzieniu, ud zielając pom ocy d u ­ chowej w ielu ludziom sk azan ym na k a rę śm ierci i tow arzysząc im aż do o statn ich chw il życia. Na tę p ięk n ą p racę rzu ca snop św iatła

') D w u m ie s ię c z n ik „ D e r W a n d e r e r v o n L a n d zu L a n d " , 1/1962, w y d a w a n y p rz e z E w a n g e lic k ą R a d e M is y jn a w S z w a jc a rii w je ż y k u n ie m ie c k im .

H.

-

Ph. J u n o d (z lew ej)

i

J. Mboweini (z p raw ej strony)

n iew ielka książeczka w y d an a w języku fra n ­ cuskim w ro k u 1950; z te j p u b lik a c ji zaczerp­

n ięte zostały te p ełn e życia i pełne w y razu p rzy k ła d y służby ludziom i udostępnione czy­

teln ik o w i k o rzy sta ją c em u z języka niem iec­

kiego.1

Dzięki te j p u b lik acji sta je przed nam i otw orem św iat, k tó ry najczęściej o kreślam y m ianem grozy i o k tó ry m w olelibyśm y nie w iedzieć. Lecz człow iekowi, k tó ry przyznaje się do w ia ry sta je się dzięki tem u oezywi- sty m jed en fak t, że w łaśnie w te j n ajciem n iej­

szej dziedzinie ludzkiego życia jest przeżyw a­

na i dośw iadczana — w ciąż na nowo — rze ­ czyw istość żyw ego C hrystusa.

N a ty m tle, p ełn y m ciem nych barw , ty m jaśn iej i b ard ziej w yraziście ro zb łysk uje św ia­

tło E w angelii niż w naszej codziennej, chrze­

ścijańskiej, sy tej egzystencji. Czyż nie jest czym ś p oruszającym , w ejrzen ie nas c z y ta ją ­ cych te słow a, w św iat życia i m odlitw y w k tó ry m rząd zą n ajp ro stsze zasady; czyż nas białych nie sk łan ia coś do w yznania, że ci nasi czarni bracia ofiarow ali n am bardzo cenny dar?

JA N ZE S Z C Z E P U K H O SA

„ I d ę d o d o m u ...”

¥> rzed k ilk u la ty w pom ieszczeniach m iesz- k a ln y c h przeznaczonych dla robotników k o paln iany ch firm y „R and ” przeb yw ali rob o t­

nicy należący do plem ienia K hosa; w śród nich

znalazł się także człow iek w ysokiego w zrostu

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pobłogosław Słowo Twoje, głoszone i dzisiaj przez Pana Jezusa Chrystusa.. _ Tam też stał Abraham i wstawiał się za grzesznym miastem do Sprawiedliwego

na, pragnąłby dotknąć Jego człowieczego ale zm artw ychw stałego ciała, zamęczonego przez ludzki grzech i rękam i ludzi.. Chrystus Pan po sw ym Z m artw

drodze jedności ruchu ewangelicznego w łatach

Pan jeszcze je st cierpliwy, ale może to dla ciebie jest ostatni rok Jego cierpliwości, a może dzisiejszy dzień jest ostatnim, dniem, w którym On jeszcze

roku niech rozmyślania nasze 0 Bogu nie tylko płyną w stecz, lecz niech i wybiegają naprzód.. I to jest dla nas zachętą, byśmy, optym istycznie

Następnym miejscem pracy duszpasterskiej był dla J. Paula zbór ewangelicki w Ravenstein. Zamieszkał on tam wraz z swoją rodziną w starym domu parafialnym. odbyło

Musimy to sobie jasno uświadomić, że to właśnie jest praca diabła nad nami, który stara się zniechęcić do modlitwy i przeszkodzić w niej. Jakże często mu

[r]