• Nie Znaleziono Wyników

Zaopatrzenie w stanie wojennym - Sergiusz Kuźmiuk - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zaopatrzenie w stanie wojennym - Sergiusz Kuźmiuk - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

SERGIUSZ KUŹMIUK

ur. 1937; Brześć nad Bugiem

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Projekt Rzemiosło. Etos i odpowiedzialność, praca w piekarni, praca w piekarni w stanie wojennym

Zaopatrzenie w stanie wojennym

Puste półki, wszędzie braki. No i braki surowców do produkcji pieczywa. Nic nie było, ale pieczywo musiało być w tym czasie. I anomalią było to, że pieczywo musiało być, bo władze żądały, ale mąka była na przydziały reglamentowane, cukier wydzielany, tłuszcze wydzielane, drożdże wydzielane. Tak że zaczęły się, że tak powiem, rozdziały tych surowców. Ja już wtedy byłem we władzach cechowych, wiec brałem z tego właśnie powodu. Miałem okazję brać udział w tychże podziałach, a wyglądało to w ten sposób, że władze Izby Rzemieślniczej zapraszały przedstawicieli cechów, znaczy pojedynczych rzemieślników i z kolei udawaliśmy się na naradę do Wydziału Handlu Urzędu Wojewódzkiego. Urząd Wojewódzki miał na całe województwo przydzielone, strzelam, ileś tam ton mąki, rozdzielał na Lublin, że dostanie Lublin, przypuśćmy 150 – strzelam, liczby są w tej chwili nieważne, przykładowe – że Lublin dostanie 150, teren tam odpowiednio mniej i w tymże Lublinie trzeba było następnie tę mąkę, sól, cukier podzielić, no, sól nie była dzielona. Cukier, tłuszcze były dzielone. Więc zbierały się władze w Izbie Rzemieślniczej i przydzielały na cech lubelski kilogramów tyle tego, tyle cukru, tyle tłuszczu. Na cech, przypuśćmy, w Lubartowie – tyle, na cech w Piaskach – tyle, na cech w Puławach – tyle i tak to wyglądało. Trzeba było ograniczyć produkcję, bo jak dostałem 10 ton, a produkowałem z 20 ton, no to musiałem tę produkcję o te 50 % ograniczyć.

Wszystko było na przydział. Wszystko – mąka i te wszystkie surowce były rozprowadzane przez WPHS, mieściło się to na ulicy Spółdzielczej, za cukrownią.

Tak że tam trzeba było odpowiednią ilość godzin spędzić w tejże hurtowni, odczekać, żeby tam urzędnik wypisał fakturę na tą mąkę do kasy, żeby zapłacić, tak że to trwało dość długo. Następnie na ulicy Firlejowskiej były magazyny mąki, to trzeba było pojechać własnym transportem odebrać, tak to wyglądało. Ale najciekawsze było, jak się zbliżały święta – Boże Narodzenie, czy Wielkanoc, czy 1 Maja, więc w tymże okresie znów zbierały się władze w partii, następnie Wydział Handlu Urzędu Wojewódzkiego, Wydział Handlu Urzędu Miejskiego i narady, ile należy

(2)

wyprodukować chleba, żeby zaopatrzyć ludność, i wychodziło, że trzeba wyprodukować na święta, przypuśćmy, 100 ton. Ale mąki było tylko na 60 ton, no bo bez tego wcześniejszego przydziału i to były te anomalie. Więc wtedy Wydział Handlu Urzędu Miejskiego zwracał się do Wydział Handlu Urzędu Wojewódzkiego o zwiększenie przydziału mąki i wtedy dodawali po prostu, żeby zaopatrzyć. I następne narady, które się odbywały, to już w pionie piekarskim. A że wiodący był pion państwowy, to znaczy Państwowe Zakłady Piekarnicze, które się mieściły na Nałęczowskiej, drugą piekarnię mieli na ulicy Zemborzyckiej, ale tam były biura, więc następne narady – Wydział Handlu Zakłady Piekarnicze LSS-y, bo pion też spółdzielczy, no i rzemiosło. I narady, ile kto może wyprodukować, bo, przypuśćmy, na dane święta jest potrzebne 200 ton chleba. Narady dość długo trwały, parę godzin, tak porozdzielano, że rzemiosło miało wyprodukować – LSS-y tyle, Zakłady Piekarnicze tyle. I efekt końcowy był taki, że 2 dni po świętach trzeba było z tych 200 ton 80 czy 60 zabrać, bo to było za dużo, bo to było wyliczenie urzędników na papierze, tak że tak wszystko wyglądało, w tej chwili człowiek może się z tego pośmiać.

Następną głupotą były właśnie te tony wyliczone na papierze, że trzeba wyprodukować 200 ton przykładowo, strzelam tymi liczbami, a zdolność piekarń była, przypuśćmy, 120 ton. No to trzeba było robić zapasy, to się już robiło 3-4 dni wcześniej, wypiekało się, ten chleb się odkładał, tak że jak doszedł na ostatni dzień, to już chleb był praktycznie czerstwy, no bo ta produkcja z ostatniego dnia sprzedała się na pniu, a potem tenże czerstwy z tych zapasów. Więc takie to były czasy.

Data i miejsce nagrania 2012-03-21, Lublin

Rozmawiał/a Piotr Sztajdel

Transkrypcja Katarzyna Kuć-Czajkowska

Redakcja Małgorzata Maciejewska, Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tak że te meble, te urządzenia, które były na ulicy Kowalskiej, nie zmieściły się na tej Dolnej Panny Marii i myśmy się tam nie pomieścili, bo rodzina była pięcioosobowa,

Potem rok siedemdziesiąty, lata 70., czyli dekada gierkowska, nastąpiło dalsze polepszenie, jeśli chodzi o rzemiosła, poluzowanie tych wszystkich wolności, że tak

Koszary były w centrum Warszawy, obecnie pałac, w którym się znajduje Business Centre Club, to były nasze koszary, czyli za żelazną bramą, przy Marszałkowskiej.. Marszałkowska

Tak, tak to wyglądało, że właściciel stawał się kierownikiem – była spółdzielnia piekarzy, właściciel był kierownikiem, zostawał kierownikiem.. A ojcu udało się jakoś

W piekarstwie to wyglądało tak, że na koniec roku, przeważnie na koniec, przychodziła kontrola z wydziału finansowego i zaczynała się kontrola od remanentu, spisywało

Rok osiemdziesiąty piąty, tenże budynek, w którym jesteśmy, on w tej chwili jest 1- piętrowy, ale to był budynek 3-piętrowy, piekarnia była na parterze, a trzy piętra

No to budował albo masarnie, albo piekarnie, bo dochodził do wniosku, że chleb będzie jedzony na co dzień i kiełbasa też będzie jedzona na co dzień.. Powstało bardzo

W sklepie nie było jajek, masło jak się złapało, to też po kostce, dawali i już rozeszło się i nie ma. Na rogu Krakowskiego [Przedmieścia] i Chopina był taki sklep mięsny, to