• Nie Znaleziono Wyników

Zaopatrzenie w stanie wojennym - Jadwiga Ciechan (z d. Haryton) - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zaopatrzenie w stanie wojennym - Jadwiga Ciechan (z d. Haryton) - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JADWIGA CIECHAN

ur. 1922; Brześć

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, stan wojenny, zaopatrzenie, sklepy, puste sklepy

Zaopatrzenie w stanie wojennym

[Było to], co tam przywieźli ze wsi, na Lipowej na przykład długo było takie targowisko na ulicy. Mięso, słoninę tam wykładali, jajka. Pieczywo – to tam żadnego wyboru nie było; co było, to się wzięło − „Co tu dają?” – to było tak nauczone.

Nawet po papier toaletowy to trzeba było stać gdzieś w kolejce. Jak ktoś sobie kupił papier toaletowy, to tak niósł zadowolony, że się [udało]. „A gdzie dają ten papier?” – [pytano]. Nie było: „Gdzie sprzedają?”, tylko „Gdzie dają?”. To się tak latało po tych sklepach. Herbata – [był] tam jakiś jeden gatunek herbaty; wiem, że na przykład yunaan to ciągle mi się udawało nad morzem kupić i stamtąd przywieźć, bo tam jakoś tego trochę więcej było. Gdzie się co złapało, to się łapało. I tak się żyło.

W sklepie to prawie nie było [nic]. Tylko ocet stał na tych półkach, butelki octu tak rozstawione, a pieczywo było gdzieś tam w koszu. I kolejka rano − kto zdążył kupić, to kupił, kto nie zdążył, to gdzieś tam złapał w innym miejscu. Były tylko dwie ekspedientki i na tym koniec, nieraz coś tam spod lady dała ta ekspedientka, znaczy sprzedała, bo już niektóre to się znało dobrze.

[Była taka kobieta, która] cielęcinę nam nosiła, ona umarła już podobno, ale długo tę cielęcinę nosiła. Już jak było w sklepach pełno, ona jeszcze kiełbasę i cielęcinę tutaj nam nosiła. Ponieważ kupowaliśmy przedtem, kiedy bieda była, no to wypadało trochę zawsze tam u niej kupić, żeby już [coś] miała. Jajka [też jakaś] baba przynosiła w koszyczku, no to się złapało. W sklepie nie było jajek, masło jak się złapało, to też po kostce, dawali i już rozeszło się i nie ma.

Na rogu Krakowskiego [Przedmieścia] i Chopina był taki sklep mięsny, to tam na przykład mięso wynosili, bo w tym czasie oni zaczynali wprowadzać jakieś ceny komercyjne. [Sprzedawca] wyniósł kosz i tak przy drzwiach tu stali, żeby nikt nie złapał mięsa i nie uciekł, więc drzwi były obstawione, a ten rzucał, ludzie tak łapali mięso czy słoninę jakąś, co [człowiek] złapał, to było dobre. To już były ceny komercyjne, już nie kartkowe; to były wysokie ceny komercyjne.

(2)

Data i miejsce nagrania 2005-04-11, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zginęły negatywy Lublina, którego nie ma i którego już się nie zobaczy Wielokrotnie się przemieszczałem po Polsce ze swoją walizką czy jakimś plecakiem i parę razy mieszkałem

I takie mieli ubikacje, umywalki i tam kuchenki gazowe stały, tam sobie mogli coś ugotować. Była Chatka Żaka, to oni tam

Do mnie tutaj dużo ludzi przyjechało, znajomych, musiałam ich umieścić jakoś, a później każdy leciał, żeby go zobaczyć, żeby dotknąć. Tutaj na Aleje Racławickie wiem,

Ludzie chodzili jeszcze nieprzyzwyczajeni, każdy się tak oglądał na boki, bo nie wiedział, jak to będzie, czy to długo tak będzie. Tłum się zbierał, tak się

Za okupacji, początkowo niemieckiej, która trwała bardzo krótko, nigdzie nie pracowałam, bo to było takie zaskoczenie dla nas, ale przyszedł nowy zaborca – Związek Radziecki

We Wrocławiu mieliśmy takie mieszkanko dosyć ładne, trzy pokoiki z kuchnią, i mąż tam gdzieś się spotkał z panem z Lublina i tamten pan mówi: „Szukam mieszkania we

Profesor przyjechał do mnie i mówi: „Niech pani przyjdzie do nas, bo tu musi być ktoś taki solidny, a my się tak dobrze już znamy”. Ja mówię: „Panie profesorze,

Drugi taki sklep [był] na Głębokiej, też mięsny, gdzie nieraz człowiek łzy wylał, bo kiedyś mówię: „Pójdę do domu, coś zjem”, bo długo się stało, a przyszłam, a