• Nie Znaleziono Wyników

Pomogliśmy rosyjskiemu żołnierzowi - Walentyna Chruściel - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pomogliśmy rosyjskiemu żołnierzowi - Walentyna Chruściel - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

WALENTYNA CHRUŚCIEL

ur. 1926; Paszki Duże

Miejsce i czas wydarzeń Paszki Duże, II wojna światowa

Słowa kluczowe projekt Tajne nauczanie. Cisi bohaterowie, żołnierz rosyjski, życie w czasie okupacji

Pomogliśmy rosyjskiemu żołnierzowi

Jak Rosjanie zbliżali się, to do nas przyszedł bardzo chory Rosjanin. Myśmy wszyscy, całą rodziną chorowali na tyfus, w ogóle na wsi chorowali na tyfus. Prawie z każdej rodziny jakiegoś członka wyprowadzili, który zmarł. U nas było i tak szczęśliwie, bo mama nie chorowała i ojczym też nie. Ja nie wiem, chyba to była wielka moc boża. Pamiętam, że nie mogliśmy chodzić, przewracaliśmy się. Już tak mocno wieczorem przychodzi do nas Rosjanin, uciekł z tej niewoli, miał pięćdziesiąt lat, może więcej. Mamusia zaraz gorące mleko, kluseczki mu zrobiła, żeby zjadł. On mówi, czy daleko jest do Bugu. Mówimy, że już niedaleko, bo od nas [jest] mniej więcej sześćdziesiąt kilometrów. Sześćdziesiąt kilometrów do Bugu, do granicy.

Wandzia z mamą poszły do stodoły, siano wybrały, żeby on mógł się położyć. Położył się, rano zajrzeli, czy żyje –żyje. Wstał, i mówi, że raniutko, [póki] wszyscy jeszcze śpią, to on musi pójść. Zimno było. Mamusia miała duży, wełniany, zielono-brązowy szalik. Mamusia okręciła go nim, i pokazała jeszcze drogę, żeby skrócił sobie, bo do następnej wioski powoli dojdzie. Poszedł do Licht –tam gdzie ja chodziłam do szkoły, ze trzy-cztery kilometry i akurat spotkał Niemców. Później mówili ludzie, że zabili Rosjanina, co miał zielony szalik, czyli jego. Myśmy się nie przyznawali do tego.

Pochowali [go] pod krzyżem, gdzieś go zakopali. On był już chory na tyfus. Myśmy chorowali, ale szczęśliwie żeśmy wszyscy wyzdrowieli. Jak mieliśmy piękne włosy, tak włosów nie mieliśmy nic, później jakoś to wszystko odrosło. Nie było łatwo.

Specjalnych leków nie było, tylko po prostu samym leżeniem. Później ta choroba przeszła, ale myśmy przewracali się, myśmy uczyli się chodzić. Normalni ludzie, a później moment i już nie było. W każdym domu kogoś wyprowadzili, ktoś zmarł. Bo to jest strasznie ciężka choroba. U nas wszyscy żeśmy przeżyli. Moja matka była bardzo gospodarna, uczciwa, ludzie przychodzili w Wielkanoc, czy Boże Narodzenie, to siostra zaraz z Marysią –a temu grochu, a temu mąki, a temu mleka.

(2)

Data i miejsce nagrania 2018-07-24, Łuków

Rozmawiał/a Piotr Lasota

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tak mi było szkoda [mojej koleżanki] Zosi, która musiała iść w pole już o czwartej rano. Szła razem z dorosłymi, robiła powrósła czy coś –

Natomiast studiując Polonistykę na KUL-u myśmy mieli naprawdę ten luksus, że była z nami pani profesor Irena Sławińska, która znała Miłosza od studiów i nawet można

Niemiec pyta się: ,,Co Polacy myślą o sobie?’ A siostra mówi tak: ,,Polacy myślą o sobie, jak Polska była, tak Polska będzie.”A mamusia [złapała ją] za włosy, mówi:

Moja siostra –Wanda, miała już skończone gimnazjum i miała iść do liceum pedagogicznego w Siedlcach, była z [19]21 roku.. Mama pojechała z

U nas była kilka lat, wspaniała była, poszła prosić ludzi, żeby przyszli.. Pamiętam, że [strażacy byli] w

Dzieci się bawiły tylko jak była zabawa w remizie strażackiej, wtedy było ich pełno, a tak to żeby jakieś były specjalne przedszkola, żłobki z imprezami to nie. Wymyślano

I uciekałem przed tym żołnierzem, wpadłem do pierwszej chałupy na wsi, tam wszyscyśmy się znali, to ta gospodyni widzi, że dziecko płacze, podniosła

[W] Krzesimowie ładny majątek był, ale później [Rosjanie] tam zrobili obóz i tam cały czas [więźniowie] uciekali, a tamci strzelali do nich, tak że tam nie bardzo