• Nie Znaleziono Wyników

Olendry, Ukraińcy, Żydzi, Polacy. Ludzie żyli grzecznie między sobą - Helena Chróściewicz-Filipowicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Olendry, Ukraińcy, Żydzi, Polacy. Ludzie żyli grzecznie między sobą - Helena Chróściewicz-Filipowicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

HELENA CHRÓŚCIEWICZ-FILIPOWICZ

ur. 1928; Wilczy Przewóz

Miejsce i czas wydarzeń Wilczy Przewóz, dwudziestolecie międzywojenne, II wojna światowa

Słowa kluczowe Wilczy Przewóz, Holendrzy, Olendry, Żydzi, Ukraińcy, wzajemne relacje, sklep żydowski, Ukrainiec Iśko

Olendry, Ukraińcy, Żydzi, Polacy. Ludzie żyli grzecznie między sobą

Tak chyba z kilometr [od Wilczego Przewozu], bo było widać, była kolonia. [Ludzie]

nazywali, że tam mieszkają Olendry, tak tam mówili na nich: Olendry. A to były takie małe kolonie Holendrów, którzy tam mieli ziemię. Ale jak się zaczęła wojna, to pouciekali i zostawili te kolonie, zniknęli szybko. Uciekli, wszystko zostawili. No, jak zaczęła się wojna, to wtedy mogli jeszcze coś zabrać, bo pociąg chodził, no i mogli pociągiem jechać do Chełma, czy dalej. A potem Niemcy, czy Ruscy, już nie pamiętam tego, wysadzili most. Jedno przęsło było zanurzone w wodzie, tak na ukos.

I potem jak powstała granica, tam od Bugu [wysiedlano] Ukraińców i wszystkich ludzi, zajmowano mieszkania, żeby odsunąć ludność od Bugu. Rosjanie pilnowali. I tych z Wilczego Przewozu wysyłali tam do Rożyszcz, to pamiętam nazwę, I dostawali tam mieszkania. To był powiat Luboml. Rożyszcze, to było z dziesięć kilometrów do Lubomla, tam, okolice Lubomla. W Wilczym Przewozie żyli wszyscy w zgodzie. Był jeden budynek, gdzie mieszkali Żydzi. I oni zajmowali się handlem. Zamiast do Dorohuska [jechać], to oni mieli wszystko w tym sklepie. I ludzie żyli grzecznie między sobą, nie tak, jak w tej chwili, że PIS-owiec i PO mało się nie pozabijają między sobą. A tam żyli w zgodzie ze sobą wszyscy. Pamiętam, że jak chodziłam z mamą do sklepu tego żydowskiego, zawsze byłam grzeczna, to trzeba przyznać, że

„Dzień dobry” mówiłam wszystkim, a ta główna Żydówka, która była właścicielką tego sklepu całego, zawsze dawała mi albo jakiś dobry cukierek, albo coś. A na ich święta, to, jak mama poszła coś kupić, to ona robiła taki pakuneczek i powiedziała: „A to dla Aluni”. I nie brała za to pieniędzy - ”A to dla Aluni.” Ja bardzo lubiłam takie jakieś ciasteczko upieczone, a potem kąpane w miodzie. Tak mi to smakowało, że pamiętam to do dzisiejszego dnia. I zawsze mówiłam ”Dzień dobry” tej pani, tej Żydówce, a ona zawsze mówiła mamusi: „Ale pani grzecznie wychowuje te swoje dzieci.” Włodek czasem coś zbroił, jak to chłopak. Ale też był grzeczny, „Dzień dobry”

mówił wszystkim, i ja też. No i pamiętam, że tam był taki biedny człowiek, Ukrainiec.

(2)

Mieszkał sam w domu, nikt do niego nie przychodził, bo mówili, że on trochę ma coś z głową i miał jeden garnek taki metalowy i w tym garnku gotował wszystko po kolei, i nigdy nie mył tego garnka. I mówili, że on jest trochę nienormalny. Nikt nie wiedział, skąd on tam jest, jaka jest jego rodzina, był samotnym człowiekiem. I tak, jak sobie tam nagotował, to siadał na ławce przed tym takim bardzo biednym domem i tak sobie tam siedział, i tak patrzył na ludzi. Mało mówił, mało do kogo się odzywał. Więc ja mówiłam zawsze: ”Dzień dobry” i szłam dalej. I moja mama mówi: ”I co ten Iśko tam robił?” A ja mówię: „Siedział na ławce i patrzył przed siebie, i ja mu mówiłam - dzień dobry, i on też coś tam mruczał.” No i mówię: „A jak się, mamusiu mówi do takich starszych ludzi, którzy nie mówią po polsku?” A mama mówi: „Zdrastwuj, się mówi.” No i ja kiedyś idę i mówię: ”Zdrastwuj” głośno. On popatrzył na mnie, uśmiechnął się, kiwnął głową i potem mówi do mojej mamy, czy tam ojca, już nie pamiętam, jak przechodził, to mówił: ”Ale ta wasza córka, Alunia…” wiedział, zapamiętał, jak mnie nazywali. Bo ja podobno jak byłam mała nie mogłam wymówić Helunia i mówiłam: – Jak się nazywasz? – Alunia. I powiedział: „Ona po naszemu powiedziała - Zdrastwuj.” A ja chciałam mu zrobić przyjemność. Więc taka byłam.

Byłam takim, no, takim oczkiem w głowie tych ludzi, uważali mnie, że jestem taka dobrze wychowana, bo mówię ”Dzień dobry”. A mi ich było szkoda, a tych dzieci też.

Ja zawsze, jak tam miałam jakieś coś, a spotkałam dziecko – czy cukierka, czy jakieś ciasteczko, to im dawałam. No, biedne były, ale nikt z nikim się właśnie nie kłócił. Ja potem mówię do mamy: „No, co się stało, mamusiu, dlaczego oni się biją?” Ja nie rozumiem też do dzisiaj tego, nawet nie rozumiem tych partii, przecież może każdy wierzyć, w co chce, ale dlaczego oni się ze sobą kłócą?

Data i miejsce nagrania 2017-01-13, Nałęczów

Rozmawiał/a Piotr Lasota

Transkrypcja Agnieszka Piasecka

Redakcja Agnieszka Piasecka

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

To jego wojsko stanęło na baczność, bo dowódca wyszedł, a on mówi do nas tak: „Czemu ona płacze?” A moja mama mówi: „Dlatego, że się boi, tu wojsko, to jeszcze

No, bo jest taki tłok na farmację.” Ale powiedział tak: „Po miesiącu – studia zaczynają się od października – proszę się dowiadywać, ponieważ córka zdała, tak

Może [ze względu na to, że] ojciec pracował w tym wydziale nauczycielskim w Puławach, i to, że tutaj mieszkamy, to dostałam nakaz pracy do „jedenastolatki”, bo w

Nie wiem skąd rodzina mamy tam się znalazła, no, łatwo się domyśleć, że to było bardzo dawno, no i Polacy, którzy tam byli, to wiemy, jaką mieli przeszłość,

”Wiesz co, że ten jeden pan mi kogoś przypomina.” Ona mówi: „A, ty masz tyle dzieci, rodziców, młodzieży, to pewnie ktoś tam ci się przypomniał”.. A on

Zaraz na początku, jak się to już zaczęło, jak zaczął się inny rząd, ci posiadacze tego dworka [w Antopolu] byli jego właścicielami.. Ale to raczej takie starsze pokolenie,

Słowa kluczowe Nałęczów, szkoła, studia, praca, nakaz pracy, szkoła przemysłu drzewnego, gimnazjum, liceum pani Arciszowej, punkty za pochodzenie, praca w szkole,

Były jeszcze takie, [gdzie można było kupić] rzeczy potrzebne, na co dzień i takie miejsca, gdzie prywatnie wykonywano na zamówienie różne meble, bardzo proste