• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1978, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1978, nr 3"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

IRYSTUSA

Jerozolim a. Stary grób w yk u ty w skale, p o ­ chodzący z I w . po Chr., w raz z dosko­

n a le zachow anym ru ­ chom ym kam ieniem (po le w e j stronie). W takim grobie m ógł być złożony P an J e ­ zus po ukrzyżow a­

n iu (por.: M t 27,59-

60). „Tego to Jezusa

w zb u d ził B óg, czego

m y w szyscy św ia d k a ­

m i je ste śm y ”. (D zieje

Ap. 2,33).

(2)

CHRZEŚCIJANIN S ł o w o m ą d r o ś c i

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Nr 3., marzec 1978 r.

SŁOW O M Ą D R O ŚC I

J E Z U S Z M A R T W Y C H W ST A Ł ! D O B R E Z W Y CZ A JE

„M A M CI Z A Z Ł E ...”

W SW IECIE C YTATÓ W D LAC Z E G O M A M Y W IERZYC W P A N A J E Z U S A (3)

W OKÓŁ Z A G A D N IE Ń ST . T E S T A M E N T U W O L N A W O LA C ZŁO W IEK A

D O R E D A K C JI

M O D LIT W A I SŁ U Ż B A SŁO W A ŚW IA TŁO ŚĆ Z W Y SO K O SC I Z U F N O Ś C IĄ PR Z E Z W IAR Ę Z D A L E K A I Z B L IS K A N O T A T K I A M E R Y K A Ń S K IE K R O N IK A

M ie się c z n ik „ C h r z e ś c ija n in ” w y s y ł a n y j e s t b e z p ła tn ie ; w y d a w a n ie j e d n a k c z a ­ s o p is m a u m o ż liw ia w y łą c z n ie o fia r n o ś ć C z y te ln ik ó w . W s z e lk ie o fia r y n a c z a s o ­ p is m o w k r a ju , p r o s im y k ie r o w a ć n a k o n to Z je d n o c z o n e g o K o ś c io ła E w a n g e ­ l ic z n e g o : PK O W a r sz a w a , I O d d zia ł M ie j­

s k i, N r 1531-10283-136, z a z n a c z a ją c c e l w p ła ty n a o d w r o c ie b la n k ie tu . O fia ry w p ła c a n e z a g r a n ic ą n a le ż y k ie r o w a ć p r z e z o d d z ia ły z a g r a n ic z n e B a n k u P o ls k a K a sa O p ie k i n a a d r e s P r e z y d iu m R a d y Z je d n o c z o n e g o K o ś c io ła E w e n g e lic z n e g o w W a r sz a w ie , u l. Z a g ó r n a 10.

W ydaw ca: P rezydium R ady Z jedno­

czonego K ościoła E w an geliczn ego w PRL. R edaguje K olegiu m : Józef M rózek (red. nacz.), E dw ard C zajko (sekr. red.), M ieczysław K w iecień , M arian Suski, Jan T ołw iń sk i, Ryszard T om aszew ski.

A dres R edakcji i A d m in istracji:

00-441 W arszaw a 1, u l. Zagórna 10.

T elefon : 29-52-61 (w . 5). M ateriałów nad esłan ych n ie zw raca się.

Indeks: 35462

-

RSW „P rasa-K siążk a-R u ch ”, W ar­

szaw a, Sm olna 10/12. N akł. 5000 egz.

O bj; 3 a rk . Z am . 126. S-38.

B a rd z o często, g d y je s t m o w a o c h a ry z m a ta c h czy li d a ra c h D u c h a Ś w iętego, słu c h a c z o m p rz y c h o d z ą n a m y ś l s p e k ta k u la r n e , w id o w isk o w e o b ja w y d z ia ­ ła n ia m o cy B ożej. A to d la te g o , że te s p e k t a k u la r n e d a r y n a jła tw ie j je s t ro zp o zn ać. N ie p o tr z e b a do ic h ro z p o z n a n ia w ie lk ie g o d u ch o w eg o p rz y g o ­ to w a n ia . N ie tr u d n o z a u w a ż y ć n p . d a r m ó w ie n ia in n y m i ję z y k a m i, d a r in ­ te r p r e t a c ji in n y c h ję z y k ó w , c z y n ie n ie c u d ó w , d a ry u z d ro w ie ń , a szczegól­

n ie n a ty c h m ia s to w y c h , c z a s e m d a r p ro r o c tw a . T ru d n ie j czasem ro zp o zn ać in n e d a r y p n e u m a to lo g ic z n e , o k tó ry c h je s t m o w a w P iś m ie Ś w ięty m . Do ta k ic h d a ró w t r u d n ie j ro z p o z n a w a ln y c h n a le ż y te ż d a r sło w a m ą d ro śc i, k tó ­ re m u n a ty m m ie js c u ch c e m y p o św ięcić p a r ę u w ag . C o raz b a rd z ie j b o w iem się p rz e k o n u ję , że d a r te n , c h a ry z m a t te n , w ży ciu i p ra c y K o ścio ła J e z u s a C h ry s tu s a m a k o lo s a ln e z n aczen ie. I to z n a c z e n ie w w ie lu — z d a w a ło b y się — „ n ie d u c h o w y c h ” s p r a w a c h ży cia Z b o ru .

P o p a tr z m y n a p e w n ą s y tu a c ję w ży ciu p ie rw s z e g o Z b o ru . M a m n a m yśli s y tu a c ję , k tó r ą p r z e d s ta w ia ją D z ie je A p o sto lsk ie w ro z d z ia le szó sty m . C zy­

ta m y ta m , ju ż w p ie r w s z y m w ie rsz u , że „g d y lic z b a u c z n ió w w z r a s ta ła ” zaczęły p o ja w ia ć się p e w n e p ro b le m y . P o d z ie ń d z isie jsz y n ie je d n o k ro tn ie t a k b y w a . G d y lic z b a u c z n ió w je s t m a ła , z b ie ra się w czy im ś m ie sz k a n iu p ry w a tn y m , j a k g d y b y p rz y o k rą g ły m sto le, g d zie k a ż d y m o że p a rty c y p o ­ w a ć w z g ro m a d z e n iu p rz e z sw o je m o d litw y n a w e t często n a d a ją c e się r a ­ czej do w ła s n e j k o m o ry , p rz e z p ro p o n o w a n ie do ś p ie w a n ia sw o ic h u lu ­ b io n y c h p ie ś n i, c z a se m p rz e z z a b ie r a n ie g ło su w ra m a c h s k ła d a n ia ś w ia ­ d e c tw a i c z y ta n ia S ło w a B ożego, p ro b le m ó w m oże b y ć m n ie j. A le s y tu a c ja n a ty c h m ia s t u le g a z m ia n ie , g d y lic z b a u czn ió w w z ro śn ie i z a c z n ą o n i z b ie ­ r a ć się w w ię k sz e j ś w ią ty n i p rz y u d z ia le często lu d zi z z e w n ą trz . W ów czas i k a z n o d z ie ja m u s i się in a c z e j p rz y g o to w y w a ć do k a z a n ia i Z b ó r m u s i in a ­ czej, g o d n ie j i p rz y s to jn ie j, d a w a ć w y ra z sw e j p o bożności. I w te d y w ła ś n ie s p o ty k a m y lu d zi, k tó r z y s e rd e c z n ie tę s k n ią z a o w y m i „ z e b ra n ia m i w k u c h ­ n i sio stry K o w a ls k ie j” . A le to b y ły u w a g i n a m a rg in e sie .

O tóż w p ie rw s z y m Z b o rz e p o w s ta ł p ro b le m , a m ia n o w ic ie — ja k m ów ią D zieje A p o sto lsk ie — „w szczęło się s z e m ra n ie h e lle n is tó w p rz e c iw k o Ż y ­ d o m ” . O p o w o d zie teg o s z e m ra n ia szó sty ro z d z ia ł D ziejó w A p o sto lsk ic h te ż m ów i. P rz e c z y ta jc ie sa m i. Go ro b ić ? M ó g łb y k to ś z ro b ić i ta k : z e b ra ć w sz y ­ s tk ic h i s p r a w ę p rz e g ło so w a ć . I p rz y ją ć z d a n ie w ięk szo ści. W te n sposób m ie lib y śm y zw y cięzcó w i zw y ciężo n y ch . I p ie rw s z y ro z ła m w K o ściele!

I d z isia j z n a jd z ie m y w ie lu z w o le n n ik ó w te j z a sa d y , A czy n ie le p ie j, w s p r a w a c h B ożych, m ieć d w ó ch zw ycięzców z a m ia s t zw ycięzcy i zw y ciężo ­ nego, p o k o n a n e g o ?

A p o sto ło w ie, D w u n a s tu — ja k n a z y w a ją ic h D z ie je A p o sto lsk ie, p o stą p ili in a c z e j. P o z w o lili D u c h o w i Ś w ię te m u , b y o b d a rz y ł ich c h a r y z m a t e m s ł o w a m ą d r o ś c i . S ąd zę, że to n a s tą p iło w w y n ik u u siln e j m o d litw y , bo do u siln e g o s t a r a n ia się o d a r y d u c h o w e n a w o łu je n a s Słow o Boże.

„ W te d y d w u n a s tu , z w o ła w sz y w s z y stk ic h u c z n ió w , rz e k ło : N ie je s t rzeczą słu sz n ą , ż e b y śm y z a n ie d b a li słow o B oże, a u słu g iw a li p rz y sto ła c h . U p a tr z ­ cie te d y , b ra c ia , sp o ś ró d sie b ie sie d m iu m ężó w , cieszący ch się z a u fa n ie m , p e łn y c h D u c h a Ś w ięteg o i m ą d ro śc i, o u s ta n o w im y ic h , a b y się z a ję li tą s p r a w ą ” . R e z u lta t? „I p o d o b a ł się te n w n io se k c a ł e m u z g ro m a d z e n iu ” , je d n e j i d ru g ie j s tro n ie . A po d ru g ie : „S łow o B oże ro s ło i p o c z e t u czn ió w b a rd z o się p o m n a ż a ł”.

M a m y ró żn eg o ro d z a ju z e b ra n ia , s p o tk a n ia i n a ra d y . R ó żn e p o g lą d y i z d a ­ n ia są p re z e n to w a n e . I n ie je s te m n a iw n y , by p o w ied zie ć, że n ig d y ż a d n e j s p r a w y n ie n a le ż y p rzeg ło so w ać. A le te ż c h c ę p o w ied zie ć, że m a m y u siln ie się s ta r a ć o d a r sło w a m ą d ro śc i, b y n a sz e p o s ta n o w ie n ia m ogły by ć p o d e j­

m o w a n e p rz y n a jm n ie j p r a w i e je d n o m y śln ie . W szęd zie: w K ościele, Z borze, w śró d b ra c i, i w e w sz y stk ic h s p ra w a c h .

E. Cz.

2

(3)

J e z u s z m a r t w y c h w s t a ł !

Jezus zm artw ych w stał! Alleluja! Z m a rt­

w ychw stał i ukazał się sw ym uczniom. W idzie­

li Go wszyscy. W idzieli Go kilkakrotnie. P rz y ­ szedł jednak czas kiedy stali się sm u tn i i za­

sępieni. Przyszedł czas kiedy wszyscy oni, któ ­ rzy „byli razem : Szym on P iotr, i Tomasz zw a­

ny Bliźniakiem , i N atanael z K any G alilejskiej, i synowie Zebedeusza i dwaj inni z uczniów jego” stanęli jakb y zdezorientow ani. W idzę ich jak zastanaw iają się co czynić. Czy zapom nieli co ićh P an im polecił przed kilkom a dniam i?

Czy zapomnieli o Jego poleceniu: „...Ja was posyłam ”.

P io tr ja k zw ykle rezolutny i szybki w de­

cyzji m ówi: „Idę łowić ry b y ”. Tak, on to um iał robić, przecież to jego zawód, fach. W raca więc do s w e g o zawodu, do tego co on sam, ja k m u się w ydaje umie, w raca do tego co daje chleb, pokarm dla ciała.

A przecież tak bardzo niedaw no, kiedy wychodzili z Nim do Ogrójca, żeby usłyszeć co m iał im do pow iedzenia p rzed sw oją śmiercią, P io tr słyszał jak P a n m ówił: „beze m nie nic uczynić nie możecie” . Nic, ta k zupełnie nic.

Tak to było powiedziane. Nic, to znaczy i te ­ go, co ja k mi się w ydaje, czynię doskonale!

Po prostu — n i c . W ty m sam ym czasie J e ­ zus powiedział: „trw ajcie w e m n ie”, „proście”, a „przez to będzie uw ielbiony Ojciec m ój” .

To stw ierdzenie „idę łowić ry b y ” jest w jak iejś sprzeczności z tym , czego On nauczał.

Nie m a tu ani proszenia, ani trw an ia w Nim, ani p y tan ia o Jego wolę, nie m a szukania K rólestw a Niebios. Czyżby te słowa Jezusa poszły w zapom nienie? Ale P io tr nie jest sam, są tam inni. Je st Tomasz, są synow ie Z ebedeu­

sza, jest N atanael — co oni? Oni m ów ią zgod­

nie: „pójdziem y z tob ą” . „W yszli więc i wsiedli do łodzi...” M usieli się napracow ać. Całą noc nie spali. J a n zapisał to krótko: „...tej nocy nic nie złow ili”. M usieli być zatroskani, zakłopota­

ni, rozgoryczeni, może zm arznięci, może p rze­

moczeni, pewno niew yspani. Czy przypom nieli sobie Jego słow a: „beze m nie nic uczynić nie możecie” . Nie. Nie jest to zapisane.

M yślę w tej chw ili o sobie. M yślę o tym, ze te w szystkie polecenia i nauki dotyczą mnie.

Myślę o tym , że i ja nic uczynić nie mogę bez Niego. P rzypom inam sobie, że i m nie jest n a ­ kazane szukać n ajp ierw K rólestw a Bożego i je ­ go spraw iedliw ości, a jakże często ja k P io tr idę do s w o j e j pracy, do łow ienia ryb, bo myślę, że to potrafię. K iedy nic nie mogę zło­

wić u trud zo ny i zmęczony m ów ię: Pan ie czem u tak jest? Nie zn ajd u ję też s a m odpowiedzi póki On jej nie da. Zapom inam ta k ja k ci ucz­

niowie, że Jezus jest żywy, że zm artw ychw stał!

Zapom inam , że On jest m iędzy nam i, że jest ze

m ną tak ja k był z tym i uczniam i, którzy szli do Em aus, ta k ja k i wówczas stał n ad brzegiem zasm ucony, ty m co oni robili. Jeśli Go rano szukam , jeśli m oje serce przepełnione miłością w oła do Niego, to On — Jezus, mój Pan, mój najlepszy P rzyjaciel — przychodzi i pokazuje co i ja k czynić. W tedy m am tw arz radosną ca­

ły dzień. W tedy w ty m dniu nie m a sm utku, nie m a tru d u darem nego, zm ęczenia i rozcza­

row ania.

To nic, że Go spotkałem wczoraj. Dziś jest m i dany dzień z Nim. Jeśli „dziś” uda się diab­

łu, że pow iem ja k P io tr: ja idę, bo to je s t mój plan dnia, ja to um iem . W tedy jestem ja k oni.

J a k ci, którzy nic nie złowili. Ale i w takich chw ilach Jezus przychodzi, staje, p rzy gląd a się, p a trz y ze sm utkiem n a dzieło swego ucznia, k tó ry n i c nie może przynieść, ani Jem u, ani sobie. Spogląda n a sm utek, tru d i ja k P rz y ja ­ ciel p yta: „macie (co do zjedzenia?” Nie n a­

zyw a ich w tedy uczniam i, m nie też ta k nie woła, gdy jestem jak oni. Mówi „dzieci”. Ile czasu m ożna być dzieckiem ? Rok. dw a czy dziesięć? K iedy to zapisane słowo: „nic beze m nie uczynić n ie m ożecie” przestan ie być za­

pisane w Biblii, kiedy będzie napisane w ser­

cu moim! K iedy? Oni odpowiedzieli „ n i e ” . To proste „nie” m a jed n a k w ielką treść. Panie, nic nie m am y. N i c. Tylko sm utek i zmęcze­

nie. Rozgoryczenie z tego cośmy czynili. Panie zobacz, jakie biedne d z i e c i jesteśm y. Po­

trzebujem y Twego prow adzenia. Twego p ok ar­

mu. Panie, ,n akarm iłeś ty lu ludzi. Panie, rozu­

miem, że nie trw ałe m w Tobie, P an ie rozu­

miem, że nie prosiłem . Panie, wybacz, że przez to Ojciec nie został uw ielbiony.

Panie, zapom niałem , że jesteś ż y w y m , Z m artw ychw stały m P anem moim, choć tak niedaw no to w yznaw ałem . W tedy on powie jak uczniom swoim , nad Tyberiadzkim M orzem:

„zapuśćcie sieć po praw ej stronie...”. Jego plan jest doskonały, On jako ten, dla którego i przez którego w szystko jest stw orzone — w ie n a jle ­ piej. Raz mówi, żeby iść n a głębię, raz mówi

„na praw o ” . Zapuścili uczniow ie sieć „i nie mogli ju ż jej w yciągnąć z pow odu m nóstw a ry b ” .

Zupełnie ja k dziś, zupełnie ja k w moim życiu. Ileż t') razy nie mogę w yciągnąć swojej sieci z pow odu m nóstw a błogosław ieństw o trzy ­ m anych od Niego, kiedy p y tam i słucham!

W tedy z całej ,piersi i z całej siły wołam „Pan mój je s t!” J e s t ! W tedy jak ten P io tr biegnę do Niego z m odlitw ą, z dziękczynieniem , z chwałą, niezależnie od m iejsca, od czasu, od sytuacji. J a k P io tr skaczę w morze, z ty m ok­

rzykiem „P a n j e s t ! ” R aduje się w tedy serce

z pow odu tej prostej m odlitw y — „Dzięki Ci,

(4)

że j e s t e ś ! ” — m odlitw y w tram w aju , na ulicy, w pracy!

Czasem m yślę, czy ja k P io tr „skaczę do w ody” żeby szybko Mu powiedzieć, żeby szyb ­ ko być blisko Niego, czy też ja k uczniowie, w praw dzie zdążam do Niego ale nie za szybko, raczej statecznie. Czy to jest może to odcze­

kanie na „w łaściw y” czas, do m odlitw y, do te ­ go w yznania „P an j e s t ” .

Jeśli opuszczam w szystko co moje, tę m oją łódź i m oich przyjaciół i ta k jak P io tr śpiesz- nie idę n a „spotkanie” to mogę mieć pewność, że Jezus to zobaczy i ta k jak z P iotrem bę­

dzie m ówił też ze m ną o miłości, będzie mówił w ielokrotnie, ja k z Piotrem , aż do tego najm oc­

niejszego drgnięcia serca. K iedy do Niego do­

biegam ja k tam ci widzę „rozniecone ognisko i rybę położoną n a nim , i chleb” .

Jeszcze nie dobiegną, a już serce płonie i wyciągam rękę, żeby b r a ć to co On naszy- kował. Chleb i rybę. K iedy serce płonie żarem miłości mogę brać pokarm , Jego samego. Mam tę p ełną pewność, że On jest „chlebem żyw o­

ta ”. Wiem, że mogę brać, w ierzę, że Jego cia­

ło i za m nie było .w ydane. W tedy mówię, P a ­ nie chcę Ciebie więcej i więcej. Panie, bez Ciebie n i c nie potrafię uczynić, a przecież w yznałem to św iadom ie i z serca, że chcę tak czynić, aby „Ojciec był uw ielbiony”. W tedy sły­

szę Jego odpowiedź: T rw aj We m nie! Zrób ten wysiłek, trw aj! Przecież to nie jest tak ie tru d ­ ne kiedy się k o c h a ! Więc trw aj!

J e st jed n ak coś więcej, Jezus nie zadaw a­

la się tym , że .naszykował ani też tym , że m o­

że im dać najlepszy pokarm . Przecież są głod­

ni. On m a coś więcej dla nich! Mówi do ucz­

niów: „Przynieście kilka .ryb, k tó re t e r a z złowiliście” . On chce żeby oni dali Jem u.

Przecież znam y radość jak ą stw arza daw anie.

On daje ta k ą w spaniałą okazję uczniom swoim, um ożliw ia im żeby nie tylko On, ale i oni byli d a w c a m i . M ają daw ać i to kom u? Je z u ­ sowi! On jest i chce brać! Co za w ielka radość, jeśli Je m u m ożem y dawać, jeśli Jego m ożem y karm ić. On chce od swoich uczniów otrzym ać błogosławieństwo. On chce, żeby oni czynili to co pisał Paw eł: ''Błogosław iony niech będzie Bóg!” On chce dostawać, ale Bóg może do­

stać tylko to co boskie, a więc to, co od Niego pochodzi. Uczniom mówi w yaźnie, że chce te ryby, które t e r a z złowili. P rzyp o m in a mi się stół n a chleby pokładne. To by ł Boży pokarm . Pokarm od Niego, dla posilenia lu d u w y b ra n e ­ go, ale też i pokarm ludu dla Niego „Błogosław duszo m oja P anu ...”

Jezus tyle razy m ów ił o tym , aby Go k a r­

mić. M ówił do S am ary tan k i: „daj mi pić” . Mówił do uczniów, że jest głodny. Bóg chce być karm iony, ty m co sam daje. Bóg chce nas błogosławić tym czym m y m ożem y błogosławić Jego. „Błogosław duszo m oja P an u ...”

P otem m ów i: „Pójdźcie i spożyw ajcie...”

Uczta razem z Bogiem p rz y jed n y m stole. Sam bierze, dzieli, daje, karm i. J a k p rzy wieczerzy,

w w ieczerniku. P rzy jed ny m stole. Jego p o ­ karm . Chleb i wino. Ciało i krew . Miłość do końca. Miłość, k tó ra „przew yższa wszelkie poz­

n an ie” .

On jest Stw órcą, On daje owoc, On uczy skąd te n owoc wziąć. On chce, aby ten Jego owoc Je m u przynieść. On go potem dzieli. J e ­ zus m a radość w stw orzeniu, w dzieleniu, w prow adzeniu, w karm ieniu . Nasza radość w braniu, w daw aniu Jem u, w posłuszeństw ie, w k arm ien iu Boga!

Radość z dwóch stron. Miłość z dw u stron.

T ęsknota do społeczności z obu stron. Bowiem ja ta k bardzo p rag nę być z Nim przy jed n y m stole i p am iętam Jego słow a: „tak bardzo p rag ­ nąłem spożyć z w am i tę w ieczerzę...” Panie, dziękuję Ci, że Ty pragniesz! Panie, ja też pragnę! „ P rag n ę ” — słowo, k tó re padło z ust Jezu sa kiedy był n a krzyżu. Czego pragnął?

Być już u Ojca? P rag n ął być posłuszny woli Ojca? Posłuszny do końca?

W każdym razie nie prag nął napoju. Od­

trącił kiedy m u podali napój. Jak ie jest m oje pragnienie? Czego pragnę n ajb ard ziej? Czy te ­ go co On? P rag nie też być z nam i, tak pow ie­

dział! P io tr b ył tym , k tó ry pierw szy poznał, pierw szy pobiegł, pobiegł szybko, nie patrząc na m orze i fale. T eraz m a nagrodę. P an do Niego mówi! Mówi p y tan iem : „M iłujesz m nie więcej niż ci?” P y tan ie jest konk retn e: „Szy­

monie, synu J a n a ” . Do niego skierow ane.

P y tan ie jest i do m nie: m iłujesz m nie?

Na u sta ciśnie się odpowiedź: „Panie, przecież dla Ciebie robię to i ta m to ” . W tedy brzm i mi w uszach Jego odpow iedź: „N ie znam w as”.

1 znów p y tanie: „m iłujesz m nie? I znów ciś­

nie się podobna odpowiedź: „Panie, przecież to w Twoim im ieniu działałem to i tam to ” . I J e ­ go odpowiedź: „Nie znam w as” . Jezus p y ta P io tra po raz trzeci: „Szymonie, synu Jana, m iłujesz m n ie?” P y ta n ie skierow ane do kon­

k retn e j osoby, żeby nie było pom yłki, że to nie do m nie. „M iłujesz?” Panie, przecież Ty wiesz!

K iedyś Piotr, ten sam P io tr m ówił: „J a jestem gotów.,.” Był Piotr, k tóry swoje w yz­

nanie zaczynał od JA . Dziś Piotr, te n sam P io tr m ówi: „T y w iesz...” A ja k je st ze m ną? J a k ja m ówię? Czy ja k sta ry P io tr — JA, czy jak ten now y P io tr — TY.

„Panie, Ty wiesz w szystko...”

To się P a n u Jezusow i m usi podobać, bo mówi w czasie przeszłym : „Gdy byłeś m łod­

szy...”, gdy jeszcze ta k nie dorosłeś, gdy m ów i­

łeś „ ja ”, to w te d y chodziłeś „dokąd chciałeś” . To było daw niej Piotrze, a teraz, kiedy jesteś innym P iotrem : „Pójdź za m ną!”

P an Jezus przyszedł nad m orze zobaczyć co robią jego uczniow ie. Przyszedł im iz pom o­

cą, nakarm ił, więcej naw et, pozwolił aby J e ­ m u przynieśli pokarm , owoc ich w s p ó l n e j pracy. Zasiedli wszyscy przy Jego stole a z tym , k tóry m iał gorące serce rozm aw ia... o m i­

łości. Rozmawia, żeby w ybadać, żeby sp raw ­

dzić, ile jeszcze w ty m P iotrze jest starego P iot-

4

(5)

D o b r e z w y c z a j e

„A gdy to m ó w ił, zaprosił go do sieb ie p ew ien faryzeusz n a posiłek.

W szedłszy w ięc, zasiad ł do stołu. U jrzaw szy to, faryzeu sz d ziw i! się, że się p ierw ej n ie ob m ył przed p osiłk iem . P an zaś rzekł do niego: Teraz w y , faryzeusze, oczyszczacie to, co jest zew n ątrz kubka i m isy, ale to, co jest w ew n ą trz w as, p ełn e jest łu p lestw a i złości. G łupcy, czy ten, który u czy n ił to co jest zew nątrz, n ie u czyn ił i tego, co jest w ew n ątrz.

A le, d ajcie to, co w ew n ą trz na jałm u żn ę, a oto w szystk o dla w as b ę ­ d zie -czyste. L ecz b iad a w am , faryzeu sze, że d ajecie d ziesięcin ę z m ięty i ruty, i z każdego ziela, a p o m ija cie p raw o i m iło ść B oga; a w szak n a­

leżało 'i to u czynić, i tam tego n ie zaniechać. B iad a w am , faryzeusze, że lu b icie p ierw sze m iejsca w syn agogach i pozd row ien ia n a rynkach. B ia ­ da w am , żeście jak groby n ieznaczone, a lu d zie, którzy chodzą po nich, n ie w ied zą o tym . A odpow iadając, rzek ł jed en z uczonych w zakonie do niego: N au czycielu , m ó w ią c tak, 1 nas zn iew ażasz. On zaś rzekł:

I w am , zak on od aw cy biada, bo ob ciążacie lu d zi b rzem ionam i n ie do u n iesien ia, a sa m i ani jed n ym p alcem sw o im n ie d otykacie tych b rze­

m ion. B iad a w am , że b u d u jecie grob ow ce prorokom , a p rzecie ojco­

w ie w a si p ozab ijali ich ”.

Zgodnie ze zw yczajem relig ijn y m .szcze­

gólnie przestrzeganym przez faryzeuszy, n ale­

żało' przed posiłkiem um yw ać ręce. Zw yczaju tego przestrzegano nie tylko ze w zględów higie­

nicznych, ale było to jak b y potw ierdzeniem w ew nętrznej gotowości n a przyjęcie darów Bo­

żych, które m iały być spożywane. Zwyczaj ten, m iędzy innym i, w yróżniał faryzeuszy od niżej postaw ionych i m niej znaczących w ich m nie- w aniu pospolitych grzeszników i celników.

Pan Jezus znalazłszy się w dom u fary zeu ­ sza, nie postąpił tak, jak to nakazyw ał fary - zejski zwyczaj, ale postąpił tak, ja k czynili to zwykli ludzie.

Jezus zmartwychwstał!

(D okończenie ze s. 4)

ra. K iedy słyszy: „Ty, Panie, w szystko w iesz”, przypom ina m u stare dzieje i w zyw a „Pójdź za m ną” !

To „Pójdź za m n ą ” — jest rozkazem . ‘Roz­

kazem, którego1 nie w ykonać nie można.

Pójdź za m n ą przez życie, ijak Ja.

Pójdź za m ną w posłuszeństw ie Ojcu, jak J a,

Pójdź za m ną przez śm ierć do zm artw ych­

w stania, ja k Ja.

Pójdź za m ną do K rólestw a Niebios, do Ojca, jak Ja .

„Pójdź za m n ą!”

Panie, ja chętnie pójdę za Tobą!

c. m.

Luk. 11,37— 17.

Na polach i w ogrodach ro sn ą w arzyw a i owoce, służące jako nasz pokarm . Dobrze jest brać je i spożywać czystym i rękom a.

J a k odpowiedział P an Jezu s niezadowolo­

nem u i zdziw ionem u z Jego postępow ania fa ­ ryzeuszowi, ja k ustosunkow ał się do ty ch su­

row ych m oralistów , fan atyk ów czystego życia, prak ty k u jący ch zew nętrzną pobożność? P an J e ­ zus zw raca im, m ającym siebie za doskona­

łych i czystych, uwagę, że te n zew nętrzny zwyczaj, um yw anie rą k przed jedzeniem , w ca­

le nie jest dowodem w ew nętrznej czystości ani nie daje im żadnego p rzy w ileju .

P a n Jezus w ostry sposób obnaża ich po­

staw ę i działanie, podw aża ich m oralność. „Wy faryzeusze oczyszczacie to, co jest zew nątrz, ale to, co jest w ew nątrz was, pełne jest łupiest- w a i złości. Głupcy, czy Ten, k tó ry uczynił to, co je s t zew nątrz, nie uczynił tego, co jest w e­

w n ątrz? Lecz biada w am faryzeusze, że d a je ­ cie dziesięcinę z m ięty i ru ty , i z każdego zie­

la, a pom ijacie praw o i miłość Boga, wszak należałoby i to uczynić, a tam tego nie zanie­

chać. Biada wam . Lubicie pierw sze m iejsca w synagogach i pozdrow ienia ,na rynkach. I wam, zakonodaw cy biada, bo obciążacie ludzi brze­

m ionam i nie do zniesienia, a sami ani jednym palcem swoim nie dotykacie tych brzem ion. Po­

dajecie pobożne reguły do praktycznego zasto­

sowania, a sami jesteście z g ru n tu fałszyw i”.

Te praw dziw e i osądzające ich słowa były dla nich przy kre i nie do przyjęcia. P an J e ­ zus zdarł m askę z ich tw arzy i uderzył w nich ich w łasną bronią, bronią ustanow ionych przez nich zasad. W ypowiedzi P an a Jezusa skie­

row ane przeciw ko faryzeuszom , pow inny były

w jakiś sposób przekonać lub w jakim ś stopniu

(6)

podobać się uczonym w Zakonie. Ówcześni za­

konodaw cy m ieli przecież w iele zastrzeżeń, co do zasad i p ra k ty k w prow adzonych przez fa ­ ryzeuszy, a nie m ających p okrycia w Piśm ie Św iętym .

Istniały m iędzy nim i przeszkody takie, że zdawać by się mogło, że są one nie do poko­

nania. U czonym w Zakonie w ydaw ało się, byli o ty m przekonani, że są stw orzeni do w yższych celów, aniżeli drobiazgowi i fanaty czni fa ry ­ zeusze. Byli zw olennikam i czystej nau k i i cał­

kow itego zrozum ienia p ra w a Zakonu i nauki proroków . Lecz słysząc w ypow iedzi skierow ane przeciw ko faryzeuszom i oni poczuli się zagro­

żeni. I oni, precyzyjn i teolodzy i teo rety cy p o ­ bożności, poczuli się zagrożeni przez naukę i

działalność Jezusa.

W ypowiedź P a n a Jezu sa brzm iała: Wy, którzy ludzi obciążacie brzem ionam i, pozosta­

jecie na uboczu nie obciążeni. W ykładane „sło­

w a zaciem niacie i czynicie m artw ym i. Lecz uczeni w Zakonie, podobnie ja k i faryzeusze, nauki i w skazów ek P an a Jezu sa p rzyjąć do serc nie chcieli. N auka P a n a Jezusa, w skazu­

jąca n a Bożą moc i łaskę dla każdego człow ie­

ka, była dla nich nie do przyjęcia. D rogę po­

niżenia, pokory i całkow itego podporządkow a­

n ia się woli Bożej odrzucili i w zgardzili. Po­

dobnie jest i dzisiaj.

W ielu ludzi Bożego Słowa nie p rzy jm u je, lub słuchając go, zm ienia je w edług w łasnego zrozum ienia, a w prak ty czny m życiu odrzuca je. Nie p rzyjm ując nauki P a n a Jezusa, fa ry ­ zeusze i uczeni w Zakonie pom im o istotnych różnic, jak ie ich dzieliły, zjednoczyli się p rze­

ciwko Jezusow i i zajęli w spólne, w rogie sta ­ nowisko przeciw ko N iem u. T ak czyni w iele lu ­ dzi i dziś, kiedy Boże Słowo ich upokarza, spro­

w adza n a ciem ię i każe im zająć w łaściw e sta ­ nowisko wobec Boga i ludzi.

Łącząc się zakonodaw cy i faryzeusze w rozm owie z Panem Jezusem próbow ali dow ie­

dzieć się czegoś, lub w ydobyć coś, co mogło by potem posłużyć im jako arg u m en t oskarża­

jący Go przed w ładzam i św ieckim i i kościelny­

mi. P an Jezus poznał zam ysły ich serc i w ie­

dział, że ci religijni i fanatyczni ludzie, u w a­

żający się za spraw iedliw ych i nie m ających sobie nic do zarzucenia, są niespraw iedliw i i okrutni. Takim może być i dziś każdy człowiek, który n ie uznał i nie p rzy jął P an a Jezu sa ja ­ ko swojego osobistego Zbawiciela.

Faryzeusze i zakonodaw cy nie p rzyjm ując nauki P an a Jezusa pojednali się. Nie uw ierzyli Jego słowom, bo nie mogli .znieść praw dy, k tó­

rą im w ypow iadał. Przeciw ko Jezusow i, Syno­

w i Bożemu połączył ich gniew nienaw iści. Ale postępując w ten sposób, zasłużyli sobie na sąd Boży i wieczne potępienie. Tego ro d zaju k a ra i dziś może spotkać człow ieka odstępującego od Boga. P an Jezu s nie um ył rą k przed posił­

kiem. Postąpił tak, ja k czynili celnicy i grzesz­

nicy, a więc ludzie, który ch faryzeusze klasy­

fikow ali znacznie niżej od siebie. P an Jezus zdawał sobie doskonale spraw ę z tego, co czy­

ni. I nie w stydził się tej kw alifikacji w edług ich m niem ania, zaliczającej Go do najniższej klasy ówczesnych ludzi.

Ale On mówił, że nie p o trzebu ją zdrowi lekarza, ale ci, co się źle m ają. On tych, n a j­

bardziej grzesznych, przychodzących Doń w pokucie i pokorze u spraw iedliw iał i napraw dę oczyszczał. Czynił ich w olnym i i czystym i od grzechu. Oczyszczał nie tylko ich grzeszne r ę ­ ce, ale ich głow y grzeszne, myśli, u sta i serca.

I tego pojąć, p rzy jąć i zrozum ieć nie mogli ówcześni, nie posiadający sobie nic do zarzu­

cenia faryzeusze.

Tak było daw niej, ta k może być i dziś. P an Jezus i dziś zaprasza przez Sw oje Słowo Św ię­

te, przez Sw oją Ew angelię, w szystkich zab ru ­ dzonych grzechem , spracow anych i obciążo­

nych. On zna najlepiej w artość Tw ojego i m ojego życia. On za nie zapłacił S w oją krw ią n a k rzyżu Golgoty. Jego krew m a moc oczyś­

cić każdy Twój grzech.

W iedza i sam ouspraw iedliw ienie nic tu nie pomogą. D obre zw yczaje i cerem onie relig ij­

ne nie są w stanie pojednać Cię z Bogiem.

Uczynić to może .jedynie Boża łaska, kiedy w pokutnej m odlitw ie w yznasz przed Bogiem swój grzech. D ziękujem y Ci, Panie, za Tw oją

dobroć, spraw iedliw ość i łaskę.

K azim ierz M uranty

„Mam ci za złe...”

Czy przeniknęło cię już kiedyś słowo z Ob­

jaw ienia 4,2? Czy czytając słowa: „m am ci za złe, że porzuciłeś pierw szą tw o ją m iłość” odczu­

łeś przekłuw ającą cię bezsilność?

M iałam w łaśnie tak ie doświadczenie w przeszłości. B yłam wówczas zupełnie zajęta pracą dla K rólestw a Bożego. K ażda chw ila w y ­ daw ała się być poświęcona tym spraw om : g ru ­ py młodzieżowe, w y k ład y i studia biblijne, roz­

m owy duszpasterskie; większość ty ch spraw w ym agała dokładnego przygotow ania, co też prow adziło do częstego w yczerpania. Było to w czasie II w ojny św iatow ej. Zarów no fizyczne jak i duchow e cierpienie spowodowało wśród ludzi głód za Słowem Bożym. W czasie moich w ykładów w ypełnione b yły kościoły i sale zbo­

rowe. Słowo Boże przyjm ow ane było wdzięcz­

nym i sercami, jak o ty m św iadczyły listy i w y ­ znania. Czasu było za mało, by w ypełnić zapo­

trzebow ania o w ykłady i stu d ia biblijne, jakie napływ ały z całego kraju.

Czy potrafisz sobie w yobrazić radość jaka w ypływ a z takiej służby? Rzeczywiście, byłam pełna Wdzięczności za p rzyw ilej służby dla J e ­ zusa. Oprócz tego i m oje osobiste życie było radosne. M ieszkałam z przyjaciółką, z k tó rą m o­

głam dzielić się w szystkim i przeżyciam i i wspól­

nie się modlić.

6

(7)

Czego mogło brakow ać w życiu? Czyż nie w szystko skupiało się wokół Jezusa?

Był jed n ak m om ent, kiedy Boże Słowo mnie nie zaspokoiło. Teraz już nie p am iętam czy było to w czasie słuchania Słowa Bożego, czy też w czasie m odlitw y. Było to słowo o

„porzuceniu pierw szej m iłości” . P rz y ty m sło­

wie z Pism a ciem ny znak zap ytan ia pojaw ił się nagle nad m oją w ia rą i służbą dla Jezusa. P rz e ­ czytałam kilka w ierszy — jest to ostry sąd J e ­ zusa nad przyw ódcam i zboru w Efezie. Czy i m nie nie dotyczył te n sam sąd? Czy i dla m nie' Jezus nie m ówił: „w spom nij więc, z jakiej w y ­ żyny spadłeś i upam iętaj się” (w. 5)? J a k to jest u m nie z „pierw szą m iłością”. Nie pojm o­

w ałam jeszcze w pełni co rozum iane jest pod tym pojęciem, ale w iedziałam o jednym : m oja miłość do' Jezusa nie może być pozorow ana.

Zastanaw iałam się nad ty m czasem, kiedy żyw y Bóg definityw nie w szedł do m ojego ży­

cia. Czy wówczas to' była inna m iłość? Czy teraz handlow ałam miłością do' Jezusa w zam ian za miłość do m ojej służby, k tó ra ta k w ypełniała moje dni i satysfakcjonow ała m oje serce?

Była to subtelna sprav*ą. C zytam y zw iasto­

w anie do zboru w Efezie z O b j. 2.2-3: „Znam uczynki tw oje i tru d i w ytrw ałość tw oją, i wiem, że nie możesz ścierpieć złych, i że do­

świadczyłeś tych, k tó rzy p o d ają się za aposto­

łów, a nim i nie są, i stw ierdziłeś, że są k łam ­ cami. Masz też w ytrw ałość i cierpiałeś dla im ie­

nia mego, a nie ustałeś” . Ileż spraw godnych pochwały! P rzyw ódca zboru w Efezie oddzielał się od złych ludzi, cierpliw ie trw a ł w dośw iad­

czeniach i trudnościach. Z pew nością jego m i­

łość do Jezusa m usiała być praw idłow a.

Ale już następ ny w iersz przynosi ostrą od­

powiedź Jezusa! „Lecz m am ci za złe, że p orzu­

ciłeś pierw szą tw oją m iłość”. S tudiując to, sta ­ wałam się coraz bardziej niespokojna. Jeśli

„pierw sza m iłość” jest czymś, czego Jezu s nie pochwala u przyw ódcy zboru w Efezie, w tedy co to jest i dlaczego Jezu s staw ia to ta k w y ­ soko?

Niepokoiło m nie i to, że Jezu s grom i „po­

ruszeniem św iecznika”. M am y tu ta j żyw y p o ­ zornie, zdrow y zbór (który z; naszych może się przyrównać?), a Jezus jest gotowy odciąć się od niego po p ro stu dlatego, że nie zn ajd u je w nim

„pierw szej m iłości” .

Cała m oja służba pokryła się chm uram i. Zo­

baczyłam jedno w yraźnie: każdy rodzaj służby będzie podlegał pod sąd, jeśli będzie ta m brak

„pierw szej m iłości”. Bóg u sta lił tu ta j w ysoką cenę. U św iadom iłam sobie też potem , że bez tej

„pierwszej m iłości” nie jesteśm y w stanie p rzy ­ nosić praw dziw ych owoców, nie jesteśm y też w stanie uczestniczyć w chw ale W esela B aran ­ kowego. Moim najw iększym p ragnieniem teraz stało się osiągnięcie tego za w szelką cenę.

O co chodzi w pojęciu „pierw szej m iłości” ? Dlaczego jej b rak pow oduje w ielki ból? Odpo­

wiedź przyszła w krótce w m odlitw ie. Zaw arta ona była w I Kor. 13.

Zrozum iałam czego Jezus oczekuje od tych, k tórzy w ierzą w Niego. Miałam, klucz w ręk u Chodzi o miłość, k tó ra nie szuka niczego dla siebie. „Pierw sza m iłość” szuka Jedynego, któ ­ r y sam zasługuje na naszą miłość. „Pierw sza m iłość” w y raża osobisty stosunek człowieka do P a n a Jezusa.

Duch Św ięty rzucił snop św iatła n a moje życie. W ystarczająco w ierzyłam w Jezu sa jako mojego P an a i Zbawiciela. Z aakceptow ałam Go przez w iarę. O ddałam się Mu n a służbę. Moje życie stało do Jego dyspozycji. Byłam Jego świadkiem . Przychodziła ru ty n a ; miłość słabła

— i to ta „pierw sza m iłość”, k tó ra już sama mogła satysfakcjonow ać Jezusa.

Można użyć tu ta j porów nania do żony i m ęża w m ałżeństw ie. Ona go kochała. Lata biegły. Wciąż w iernie m u służyła. Troszczyła się o jego potrzeby. Dzieliła się z nim w szystkim , co dotyczyło domu. A m im o w szystko mąż czuł, że coś jest nie ta k jak pow inno być. Bezpośred­

nia, osobista więź do niego nie była bow iem ta ­ ka sam a jak w pierw szych m iesiącach m ałżeń­

stw a. Żona nie okazyw ała już takiego p ragn ie­

n ia by być ty lko z nim ; u nikała też tak ich moż­

liwości. Na początku jej czas był jego czasem, ale tylko n a początku. Teraz żona jest szczęśli­

wa, że swój czas może poświęcić na pracę. W istocie też cała oddała się pracy, chociaż m ów i­

ła, że „to w szystko dla niego” .

Mój stosunek do P an a Jezusa C hrystusa przypom inał coś, co m ożna zauważyć i w m ał­

żeństw ach. W rzadkich chw ilach w olnego czasu szukałam okazji spotkania z innym i, zaprzyjaź­

nionym i mi ludźm i, czytałam ciekawe książki, w ychodziłam aby cieszyć się przyrodą. Ale iść do Jezusa, dać Mu pierw szeństw o w m ym w ol­

nym czasie — tego u m nie nie było. M oja m i­

łość była podzielona. B ardziej należałam do in­

nych osób albo do szczególnie interesujących m nie rzeczy, niż do Jezusa. Oczywiście, m iałam swój re g u la rn y „czas ciszy”, ale nie ab y szukać ciszy m odlitw y, by miłość do Jezusa mogła zna­

leźć swój w yraz. Nie m iałam pragnienia być sam na sam z Nim. Nie chciałam słyszeć tego, co było na Jego sercu. Nie m iałam głębokiej tęsknoty aby Go uszczęśliwić. Moje m yśli, jeśli nie były skoncentrow ane na jakim ś tem acie, błądziły tu i tam . To sam o m oje stopy: jak ty l­

ko m iałam w olną chwilę, w ychodziłam —■ ale nigdy do jakiegoś cichego m iejsca m odlitw y.

A tam w łaśnie czekał n a m nie Jezus.

P raw dziw a m iłość szuka kogoś na kim mo­

że być skupiona. To robi Jezus, On jest m i­

łością (I J,4,8). On nas szuka. Teraz oczekuje naszej miłości, by skierow ała się na Jego po­

szukiw anie. On czeka n a miłość, któ ra szuka Jego i ty lko Jego. Nic nie może usatysfakcjo­

nować serca Jezusa za w yjątk iem naszej m i­

łości.

W ażną rzeczą jest praca z pełnym pośw ię­

ceniem. W ażną rzeczą jest noszenie sw ych b rze­

m ion z cierpliwością. W ażną rzeczą .jest n ien a­

w idzenia zła i nie dopuszczenie do żadnych

kom prom isów. Takie rzeczy są zawsze .ważne

(8)

dla chrześcijan. Ale jeśli się ty lk o na nich po­

przestaje, to nie przynoszą one Jezusow i sa­

tysfakcji. On chce w ięcej. O n chce ufnego, oso­

bistego pulsu naszych sers. Nie tylko raz w ży­

ciu, kiedy naw racając się dośw iadczam y łaski przebaczenia i zbaw ienia. Nie. O n chce nas wciąż i zawsze na nowo.

Ta p raw da przełam ała m oje życie, gdy czy­

tałam 'zwiastowanie Pańskie do zboru w Efezie w Obj. 2. Znaczenie słów odnoszących się do zboru w Efezie jest jasne: Jezus chce miłości bez paraleli, praw dziw ie „pierw szej m iłości” .

K iedy m odliłam się o to, chm u ry niepew ­ ności i zam ieszania zaczynały się rozpraszać.

Dostrzegałam coraz w yraźniej, że ty lk o jeden rodzaj miłości m a tu ta j znaczenie: miłość oblu­

bieńcza, miłość oblubieńcy do oblubieńca. Przez obraz miłości m iędzy m łodożeńcam i m ożem y dojść do głębszego' zrozum ienia tego, co Jezus nazyw a „pierw szą m iłością” .

Miłość m łodożeńcza m a specyficzny cha­

ra k te r: m a oczy skierow ane jedynie n a oblu­

bieńca. O n odczuwa zaś jej każdą m yśl; ku niem u skierow ana jest tęsk n o ta serca. K iedy więc Obserwowałam m oją w łasną miłość do J e ­ zusa, w ydaw ało mi się, że m am zu p ełn y brak takiej tęsknoty. Miłość m łodożeńcza jest m iłoś­

cią bezcenną, uśw ięcającą, dającą w szystko sw em u O blubieńcow i. Na darm o m ożna było tego szukać w m ojej m iłości do Jezusa, tego, co praw dziw ie charak tery zu je miłość młodo- żeńczą.

Coraz głębiej przenikał m nie m iecz Słowa Bożego. Duch Św ięty p rzekonyw ał m nie, że rze ­ czywiście straciłam to najw ażniejsze ze w szyst­

kiego, to, co dla Jezusa oznacza w szystko — m oją „pierw szą m iłość” m oją osobistą, w e­

w nętrzną miłość do' Jezusa. Może będąc w m i­

nionych latach d u m n ą z mego zdyscyplinow a­

nego i kontrolow anego chrześcijaństw a w ycią­

gałam wniosek, że w szystko jest w porządku.

Podobnie jak w ielu innych chrześcijan i ja za­

kładałam , że z biegiem czasu powoli tra c i się tą miłość, jak ą n a początku m am y do Pana. M yś­

lałam, że to zanika — tak jak w m ałżeństw ie — i że jest zastąpione rozsądkiem , trzeźw ością i realizm em . To była złuda, w jakiej żyłam.

T eraz łuski opadły z m ych oczu. Żyjąc w trzeźw ym realiźm ie chrześcijańskim w iedzia­

łam, że b rak „pierw szej m iłości” do Jezu sa jest błędem . Ten mój grzech został obnażony i w y ­ staw iony pod Boże św iatło: nie potraktow ałam Jezusow ego przykazania na serio. On chce od nas miłości, w której b yłb y ponad w szystkim , która Jego m iłuje ze w szystkich sił, k tó ra po­

święca Jem u w szystko co m a i czym jest. P ra w ­ dziwie realisty czn y i trzeźw y w miłości jest ty l­

ko ten, k to m a „pierw szą m iłość” . Stało się to dla m nie jasne, poniew aż tak a w łaśnie miłość jest posłuszeństw em wobec pierwszego przy­

kazania.

M usiałam zajrzeć w sw oją miłość, zastano­

wić się, jak a ona jest w stosunku do Jezusa.

Słowo z O bjaw ienia stało nade m ną jak sędzia:

„Porzuciłaś pierw szą tw o ją m iłość”.

Z bolesnym sercem zatęskniłam za odno­

w ieniem tej „pierw szej m iłości”. Ale nie tylko tęskniłam , lecz także m odliłam się i błagałam Boga o nią. W iedziałam, że m uszę mieć tę m i­

łość nie oglądając się na cenę. W arunek jednak był jasn y: nie stać na zew nątrz zam kniętych drzw i p rzy Uczcie W eselnej B aranka. Jeśli nie przebyw ałam w tej miłości, to cała m oja służ­

ba dla Jezusa podlegała by pod sąd. Mój

„św iecznik b y ł poruszony”. P a n m ógłby od­

ciąć m nie jak bezowocną gałąź na spalenie. W i­

działam w yraźnie: życie zależy od miłości. J e ­ śli nasze życie m a płodzić życie u innych, to m usi to być życie osadzone na miłości do J e ­ zusa.

W świecie cytatów

Nie pow inno się m ówić o nim ani m atem atyk, ani kaznodzieja, ani krasom ów ca, ale u c z c i- w y c z ł o w i e k ; jedynie ta ogólna w łaści­

wość przy p ad a m i do sm aku.

B. P ascal

W ielu porzuci pracę i tru d y , i ubóstw o życia, i posiadłości i pójdzie m ieszkać w bogactw ie i try u m fa ln y ch budynkach, dowodząc, że jest to środek stan ia się przyjacielem Boga.

L eonardo da V inci

Sprzedajesz nam, Boże, w szystkie dobra za ce­

nę tru d u .

L eonardo da V inci

W ielkość człowieka jest w ielka w tym , że zna on sw oją nędzę.

B. P ascal

W szystko jedno: chwalić złego czy mówić źle o dobrym .

L eonardo da V inci

Nie jest w n atu rze człowieka iść ciągle naprzód, m a on swoje 'przypływ y i odpływy.

B. P ascal

K to zła nie k a rz e /k a ż e je czynić.

L eonardo d a Y inci

K ażdy dzień jest m in iatu rą życia — każde prze­

budzenie i w staw anie m in iatu rą narodzin, każ­

dy rześki poranek m in iatu rą młodości, a każde położenie się do łóżka i zapadnięcie w sen m i­

n ia tu rą śmierci.

A. Schopenhauer

J a k dzień dobrze przeżyty daje dobry sen, tak życie dobrze spędzone daje d ob rą śmierć.

Leonardo da V inci

W y b ra ł: Saturuin Lotta

(9)

W zmagające się tęskno ty i m odlitw y o m i­

łość pom ogły mi ujrzeć przyczyny jej u tra ty . Zobaczyłam, że m oje serce było podzielone. Nie m iłow ałam Jezusa z całego serca mojego. Dalej widziałam in n ą w ielką barierę, jaka leżała n a m ojej drodze: sam ospraw iedliw ość. Zaczęłam więc się m odlić o to aby P a n upokorzył m nie i dał mi złam ane serce. M yślałam o kobiecie w Ew. Łuk. 7, k tó ra była w ielk ą grzesznicą. Ona płakała u stóp. Jezusa. P ełna wdzięczności za dar Jego przebaczenia, rozlała sw oją miłość.

Modliłam się o te n rodzaj u p am iętan ia i miłości.

P an odpowiedział na m oją m odlitw ę. On zawsze odpow iada na prośby, k tó re są zgodne z Jego wolą. W n astęp nych latach prow adził m nie przez w iele upokorzeń, trudności i lekcji.

Nauczyłam się płakać z powodu grzechów. Jako grzesznica byłam zarów no u stóp Boga ja k i stóp ludzi. Upokorzyłam się przed ludźm i prze­

ciwko k tó ry m zgrzeszyłam. T ak jak zaakcepto­

wałam Boże sądy, ta k On darow ał mi osobistą miłość do naszego Pana.

Odtąd uczyłam się kochać Jezusa, m oje ży­

cie stało się niew ypow iedzianie bogate i szczęś­

liwe. W Nim jest pełnia zadowolenia. Jakiż przyw ilej miłować TegO', o którego m iłości czy­

tam y: „Jakże jesteś piękna i jakże p ełn a w dzię­

ku, miłości przerozkoszna!” (Ps. 7,7). Ju ż żadne cierpienie nie .ma praw a m nie przygniatać, po­

nieważ nauczyłam się kroczyć drogą Krzyża.

Krzyż przekształcił Jego miłość do m nie i m oją do Niego.

Wobec w zrastającej miłości do Jezusa, lu­

dzie i rzeczy tego św iata stały się dla m nie nie­

ważne; już nie w ciągały m nie w swe więzy. W takim też znaczeniu mogę zrozum ieć słowa ap.

Jan a: „Nie m iłujcie św iata, ani tych rzeczy, k tó ­

re są n a św iecie” (I J. 2,15). Coraz bardziej sta ­ w ałam się niezależna od św iata. Jezus staw ał się dla m nie w szystkim .

B ram y niebios otw ierały się szerzej i sze­

rzej. Chw ała niebios świeciła mocno. Człowiek pow inien oczekiwać tego, o czym m ówi Pism o:

„Tego co w górze szukajcie, gdzie siedzi C hry­

stus...” (Kol. 3,1). Jezus żyje w niebie. Jeśli Go szukasz, znajdziesz Go ta m po praw icy Bożej.

A znajdując Jego, znajdziesz całe niebiosa!

Nie tyllko niebo otw arło się przede m ną;

także ziemia, poniew aż zarów no niebo jak i zie­

m ia należą do Niego. O blubienica m iłuje w szy­

stko, co należy do Oblubieńca. Dusza, k tó ra ko­

cha Jezusa, kocha w szystko co jest Jego — n ie ­ bo i ziemię. T aka dusza kocha Jego stw orzenie i w szystkie Jego dzieła, szczególnie ludzkość, dla k tó rej oddał swe życie, a ponad wszystko wierzących, k tó rz y należą do Jego Ciała, Koś­

cioła. Ale miłość O blubienicy nie ogranicza się tylko do tego. Ona uczy się od Jezusa m iłować także sw ych nieprzyjaciół, tych, którzy p rze­

ciw staw iają isię Jem u lub nam.

„Pierw sza m iłość” —■ czy może się z nią rów nać jakikolw iek dar? Czy m ożna m ieć ja ­ kieś w iększe życzenie ponad jej posiadanie?

Praw dziw ie w niej znajd u jem y na ziem i przed ­ sm ak nieba. Człowiek podnosi się na skrzyd­

łach miłości w k ieru n k u niebiańskiej chwały, k tó rą Bóg przygotow ał tym , k tó rzy Go m iłują

—■ W esela Barankowego.

O blubieńcza miłość do Jezusa m usi być A l­

fą i Om egą naszego życia. Jakże błogosławioną rzeczą jest m iłować Jezusa!

B asilea S chlink

F rag m en t książk i: ,,Those w ho love H im ”

Dlaczego mamy wierzyć w Pana Jezusa (3)

„I n ie m a w n ik im in n y m zb aw ien ia a lb o w iem n ie m a żadnego in ­ nego im ien ia pod n ieb em , danego ludziom , przez które m oglib yśm y być zb a w ien i”. (Dz. Ap. 4:12).

W trzecim i o statnim rozw ażaniu z cyklu

„Dlaczego m am y w ierzyć w P an a Jezu sa C hry­

stusa” chcieliśm y podać dwie o statn ie przyczy­

ny, dla których w arto całym sercem zaufać J e ­ zusowi Chrystusow i. Zanim jed n a k to uczy ni­

my, przypom nim y naszym Czytelnikom trzy po­

przednie w ażne pow ody naszej osobistej w iary : W ierzym y w P a n a Jezusa, poniew aż jest wcielonym Bogiem, na dowód tego przytoczy­

liśmy w poprzednich rozw ażaniach szereg isto t­

nych fragm entów P ism a Świętego, w yraźnie stw ierdzających bóstw o i wszechmoc P an a J e ­ zusa.

W ierzym y rów nież dlatego, że O n przeb a­

cza w in y lub inaczej m ówiąc o d p u s z c z a grzechy i daje życie wieczne. N ikt z ludzi przed Nim i

po Nim żyjących nie mógł tego powiedzieć i uczynić.

I wreszcie, w ierzym y dlatego, że jedynie P an Jezus daje sens i cel życia, m ówiąc Jego słowami „daje obfite życie” (Ew. J a n a 10,10).

Teraz, jak n a początku wspom nieliśm y, chcem y podać dw ie następne przyczyny naszej w iary w P a n a Jezusa. W Liście do 'Rzymian 5,1 czytam y: „U spraw iedliw ieni te d y z w iary po­

kój m am y z Bogiem przez P an a naszego Jezusa C h rystu sa” . Otóż to, przez P an a Jezusa dostę­

p ujem y pokoju z Bogiem. Człowiek urodzony w grzechu i stale popełniający grzechy, zn ajdu ­ je się „w stanie w o jn y ” z Bogiem, jest niep rzy ­ jacielem Bożym, w swoim sercu odczuwa strach, niechęć lub dla odm iany obojętność w o­

bec Boga. Poniew aż m a nieuregulow any stosu-

(10)

nek do Boga, m a niepokój w ew nętrzny, k tó ry objaw ia się w jego stosunkach z innym i ludźmi.

Ludzie, często pow iadają o sobie lub o innych ludziach — jestem nerw ow y, bo to lub tam to mi przeszkadza. „Ludzie są dzisiaj nerw owi, niespokojni, poniew aż życie jest bardzo tru d n e i skom plikow ane” . W szystkie tego ro d zaju w y ­ powiedzi są z g ru n tu fałszywe, bow iem nie można żyć i opierać się stale tylko na pó łpraw ­ dzie. P raw d a bow iem jest następu jąca: człowiek jest nerw ow y, niespokojny, niecierpliw y, po­

niew aż nie m a pokoju z Bogiem, poniew aż nie chce pojednać się z Bogiem przez P an a Jezusa C hrystusa, chce żyć n ad al po swojem u, ta k jak żyje większość ludzi. Źródłem pokoju w e- w nętrzego jest P a n Jezus. Apostoł P aw eł w liś­

cie do Efezjan 2,14 pow iada: „On (tzn. P a n J e ­ zus) jest naszym p okojem ” . N ikt nie może dać i n ik t nie może odebrać człowiekowi pokoju, k tó ry daje P a n Jezus. On sam powiedział, a za­

pisane to jest w Ew angelii Sw. J a n a 14,27: „Po­

kój zostaw iam wam , mój pokój d aję wam , nie jak św iat daje, J a w am daję. Niech się nie trw o­

ży serce w asze i niech się nie lęk a ”.

Czegóż dzisiaj najbardziej p o trzeb u je cały św iat i każdy pojedynczy człowiek? Oczywiście, pokoju, ale m usim y wiedzieć, że praw dziw y i trw ały pokój może dać tylko P a n Jezus, bez niego żaden inny, świecki pokój nie będzie trw ały.

Drogi C zytelniku! Czy nasz pokój serca lub jak inaczej m ów im y — pokój w ew nętrzny, czy też jesteś, jak p ow iad ają ludzie, „kłębkiem n e r­

w ów ” ? W iedz o tym , że p rzyczyna tw ego nie­

pokoju nie leży w rzeczach zew nętrznych, m a­

terialn y ch lub w innych ludziach, przyczyna jest w tw oim sercu! Ty nie masz p okoju z Bo­

giem, stąd to rozdrażnienie, złość, zniecierpli­

wienie, zdenerw ow anie itp. P rzy jm ij osobistą i w iarą Pana, Jezusa do serca, a otrzym asz pokój, którego żadne p rzy k re okoliczności ani n iechęt­

ni ci ludzie nie odbiorą. Bowiem On, to znaczy Jezus C hrystus, będzie tw oim niew zruszonym pokojem!

To w szystko co dotychczas powiedzieliśm y na tem at m otyw ów naszej osobistej w iary w P ana Jezusa byłoby m niej lub w ięcej tylko teorią, gdyby nie było ostatniej, piątej przyczy- czyny, dla której w ierzym y w P a n a Jezusa. Pan Jezus daje D ucha Świętego, k tó ry daje nam siłę do prow adzenia życia chrześcijańskiego, życia zgodnego ze Słowem Bożym. P a n Jezus przed w niebow stąpieniem pow iedział do żegnających Go apostołów : „Ale w eźm iecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na w as i będziecie mi

św iadkam i w Jerozolim ie, i w całej Judei, i w Sam arii, i aż po krańce ziem i” (Dz. Ap. 1,8). Jak wiemy, P a n w ypełnił tę obietnicę w Dzień Pięć­

dziesiąty, zesław szy D ucha Sw. na około 120 apostołów i uczniów, zgrom adzonych w raz z M arią, m atką P an a Jezusa, w górnej izbie na m odlitw ie. Od tego czasu D uch Św ięty p rzeb y ­ w a i działa w Kościele Chrystusow ym , którego członkowie znajd ują się w w ielu organizacjach kościelnych. Duch Św ięty w spółdziała przy du­

chow ym odrodzeniu człowieka, jak to czytam y w Ew angelii Sw. Jana, r. 3,3.5. Z chw ilą gdy człowiek rodzi się na nowo' Duch Św ięty za­

m ieszkuje w nim, pieczętuje go, pociesza, p ro ­ wadzi, w prow adza w głębsze p raw d y Słowa Bożego, daje moc do skutecznego i błogosław io­

nego życia chrześcijańskiego. W szyscy wielcy przyw ódcy religijni daw ali tylk o „dobre ra d y ” i zasady dla swoich naśladowców. P an Jezus d ał zaś rea ln ą i skuteczną pomoc każdem u w ie­

rzącem u człowiekowi, w osobie Ducha Św ię­

tego.

Drogi C zytelniku! Gdybyś naw et nie p rze­

czytał w szystkich trzech rozw ażań poświęco­

nych jednem u zagadnieniu, m ianow icie — d la ­ czego m am y w ierzyć w P an a Jezusa, a przeczy­

tał tylko jed n ą z nich, to i ta k masz w ystarcza­

jący powód do oddania swego serca i życia J e ­ zusowi Chrystusow i. K ażdy bow iem z tych po ­ wodów jest o p arty na Słowie Bożym, a Słowu Bożemu w arto wierzyć, w a rto postąpić zgodnie z jego treścią.

Na zakończenie przypom nijm y jeszcze w szystkie pięć powodów, dla których wiex*zymy i dla których w arto z całego serca w ierzyć P a ­ nu Jezusow i:

1. On jest Bogiem

1. Odpuszcza grzechy i daje zbaw ienie i życie wieczne

3. Daje sens i cel życia, tu na ziemi i na całą wieczność

4. D aje pokój z Bogiem i pokój w ew n ętrz­

ny

5. D aje moc Ducha Świętego, k tó ra um oż­

liw ia nam prow adzenie zwycięskiego i błogosławionego życia chrześcijańskiego.

Czy Ciebie to przekonuje? Jeśli tak, to za­

ufaj C hrystusow i jeszcze dzisiaj, teraz, w tej chwili, a przekonasz się, że w a rto to uczynić.

On na Ciebie czeka w tw oim m ieszkaniu, tam gdzie jesteś...

Jan T ołw iń sk i

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma go tu, ale wstał z martwych”

(Łk 2 4 ,5 -6 ) Życzenie błogosławieństwa od Zmartwychwstałego Pana wszystkim Czytelnikom

s k ł a d a

Redakcja

10

(11)

Wokół zagadnień starotestamentowych

W celu przybliżenia i w yjaśnienia dosyć skom plikow anej p roblem atyki i treści Starego T estam entu p rag n ę w serii arty k u łó w przed ­ staw ić najw ażniejsze zagadnienia w prow adza­

jące do -Ksiąg S tarego T estam entu.

1. BIBLIA

Biblia jest ustalonym przez Boga zbiorem ksiąg świętych, nachnionych przez Ducha Św ię­

tego, stanow iących dla Kościoła chrześcijańskie­

go jedyne źródło objaw ienia W szechmocnego Boga w P anu Jezusie C hrystusie.

Pismo Św ięte jest zapisanym objaw ieniem Boga ukazującym wolę i zam iary Boga wobec ludzi; centralną zaś jego postacią jest Pan Je­

zus Chrystus.

G łównym tematem Biblii jest histo ria spo­

łeczności Boga z człow iekiem o raa dokonane przez P ana Jezusa C hrystusa na Golgocie dzie­

ło zbawienia. Treścią Biblii je s t opis dziejów Bożego planu zbaw ienia człow ieka począwszy od utraconego ra ju i zerw anej przez grzech społeczności z Bogiem (Gen. 1— 3r), aż do escha­

tologicznej spełni niebiańskiego' szczęścia odzy­

skanego ra ju w całkow itej i niezm ąconej spo­

łeczności zbawionych z Bogiem (Obj. 21— 22r).

2. NAZWY PISMA ŚWIĘTEGO

Poniew aż Pism o Św ięte mówi o sobie bardzo dużo i podaje w iele określeń na oznaczenie ksiąg świętych, niezbędną rzeczą w ięc jest za­

poznanie się z nazw am i Pism a Świętego.

A) Biblia

Greckie słowo „byblos” lub „biblos” ozna­

czało papirus, staroży tny m ateriał piśm ienny.

Nazwa pochodzi od fenickiego m iasta —■ Byblos, które w starożytności uchodziło za najw iększy ośrodek h andlu papirusem pochodzącym z Egip­

tu.

O kreślenie „ta biblia” w języku greckim oznaczało: księgi, i w ystępow ało w liczbie mnogiej. W yraz „ta b ib lia” był pierw otnie rz e ­ czownikiem pospolitym , u pisarzy chrześcijań­

skich natom iast stał się term in em specjalnym : Biblia — Księgi Św ięte, Księgi nachnione. Spo­

tykam y go u K lem ensa A leksandryjskiego, O ry- genesa i J a n a Chryzostoma.. W 13 w. liczbę m nogą (Biblia, bibliorum ) zam ieniono na liczbę pojedynczą (Biblia, bibliae). W ten sposób zla- tynizow any te rm in grecki „B iblia” przedostał się do w szystkich niem al języków now ożyt­

nych, rów nież do języka polskiego jako rze ­ czownik rodzaju żeńskiego liczby pojedynczej pom im o tego, że początkowo była to liczba mnoga rzeczow nika rodzaju nijakiego: „ta b i­

blia” od „to biblio n ” . O kreślenie „B iblia” zo­

stało włączone do słow nictw a chrześcijańskiego w II w. przez K lem ensa Rzymskiego, a w V w.

zastosowano je do całego Pism a Świętego. H ie­

ronim pisarz kościoła, używ a nazw y „B ibliote­

ka DIVIN A” (Boża Biblioteka).

B) Księgi

Izraelici nazyw ali Słowo Boże w ogólny spo­

sób „ha-sefarim ” — Księgi (Dan. 9,2).

C). Księga (Ps. 40,8. Hebr. 10,7. Łuk. 4,17.20) D). Księga Mojżesza (Ezdr. 6,18. Mar. 12,26) E). Księga Przymierza (sefer ha-berith), w sensie Kodeksu P raw a M ojżeszowego w rezu l­

tacie przym ierza synajskiego (Ex. 24,7. II Król, 23.21).

F). Księga Zakonu Pańskiego (II Kron. 17,9;

34,14.15).

G). Pisma (Mat. 21,42; 22,29; 26,54. Mar.

14,49. Luk. 24,27.32.45. Jan. 5,39. Dz.Ap. 17,2;

17,11; 18,24.28. Rz. 15,4).

H). Pisma Św ięte (Rz. 1,2. II Tym. 3,15).

I). Pismo (Mar. 15,28. Łuk. 4,21. Jan . 2,22;

7,38; 10,35; 20,9. Rz. 4,3. II Tym. 3,16, Jak. 2,23.

por. Iz. 34,16).

J). Pismo Pana (Iz. 34,16)

K). Zakon (Mat. 12,5. Jan. 10,34; 15.25. I Kor.

14.21).

L). Zakon ^Mojżesza, Prorocy i Psalmy (Łuk.

24,44).

Ł). Zakon i Prorocy (Mat. 5,17; 7,12; 11,13.

Dz.Ap. .13,15. Rz. 3,21).

M). Mojżesz i Prorocy (Łuk. 16,29.31).

N). Mojżesz, Prorocy i Pisma (Łuk. 24,27) O). Mojżesz (Jan 5,45.46).

P). Wyrocznie Boże (Rz. 3,2).

R). Słowo Boże (Jan. 10,35).

S). Testament (II Kor. 3,14).

Od końca II w. zaczęto używ ać określeń:

„S tary T estam en t” i „N ow y T estam en t” w celu odróżnienia pism żydow skich od chrześcijań­

skich. Pierw sze ślady zn ajd u jem y u chrześcijań­

skich pisarzy greckich: M elitona z Sardes i K le­

m ensa A leksandryjskiego. T ertu lian (ok. 200r), pisarz i egzegeta kościoła zachodniego posłużył się po raz pierw szy term inem „Novum Testa- mentum”. O kreślenie „ S tary i Nowy T estam en t”

oznacza: stare i nowe przymierze (hebr. berith, gr. diatheke — por. II Król. 23,2. II Kor. 3,14).

T erm in heb rajski berith (gr. diatheke) nie oznacza testa m e n tu lub woli (w yjątek tylko sta ­ nowi Hebr. 9,16.17) — lecz przymierze. Stare Przym ierze pochodzi z S y n aju (Ex. 19,5; 24r), Nowe Przym ierze — z Golgoty (Mat. 27,51.

H ebr. 9,15; 12,24).

3 OSOBLIWOŚCI BIBLII

Biblia składająca się z 66 Ksiąg Starego

i Nowego T estam en tu pow staw ała w ciągu 60

generacji przez okres ok. 1600 la t (od ok. 1500

Cytaty

Powiązane dokumenty

Owszem mówiło się o różnych zagrożeniach, coś tu się może stać, czasami kręcili się jacyś podejrzani ludzie wokół uniwersytetu, ale sam kampus uniwersytecki i w ogóle

nie śmierć męczeńską na krzyżu Golgoty za mnie i za ciebie, abyśmy przez Jego zasługi pojednali się z Bogiem i żyli wiecznie... Świadomi przyszłej chwały,

N astępnego dnia zjaw ił się robak, podgryzł ten krzew i Jonasz znów znalazł się bezpośrednio pod w pływ em działania słońca i ciepłego w iatru... Bóg

Na pew no będziesz też chciał wiedzieć, czy w tej m iejscowości zgrom adzają się w ierzący ludzie, aby uw ielbiać sw ojego Pana.. CZYTAJ SW OJĄ

nym, które pojawa się jako odpowiedź Boga na naszą tęsknotę, a polega na rodosnym uświadomieniu sobie miłości Bożej ku mnie i Bożej obecności — modlitwa

Tylko Jezu s może zapalić Tw oje życie i dzięki Niem u będziesz mógł prow adzić je zwycięsko.. Dlatego,' że są Jego w łasnością, Jego O blubienicą,

kliw ie oceniona przez jurorów , dlatego też ograniczym y się do luźnych uwag. Z przyjem nością zauw ażyliśm y, że śfedni

plikowana droga, staje się prosta. Ciemność staje się jasnością. Jan działający nad Jordanem jest człowiekiem w iernym i oddanym Bogu, jest przykładem gGdnym