CHRZEŚCIJANIN O autorytet chodzi
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
Rok założenia 1929 Nr 6., czerwiec 1918 r.
a
O AUTORYTET CHODZI NAŚLADOWANIE JEZUSA MIŁOWAĆ — ALE JAK?
JEGO MYŚLI I DROGI W § WIECIE CYTATÓW
„TYLKO JEDNA KSIĘGA”
„JAM JEST PAN”
DZIECKO W PRZYBYTKU PANA WOKÓŁ ZAGADNIEŃ
ST. TESTAMENTU (2) SZKOŁA NIEDZIELNA KRONIKA
M iesięcznik „C hrześcijanin” w ysyłany je s t bezp łatn ie; w ydaw anie jed n a k cza
sopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytelników . W szelkie ofiary n a czaso
pismo w k ra ju , prosim y kierow ać na konto Zjednocifjnego K ościoła E w ange
licznego: PKO w a rsz aw a, I Oddział M iej
ski, N r 1531-10285-136, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie blan k ietu . O fiary w płacane za g ran icą należy kierow ać przez oddziały zagraniczne B anku P olska K asa Opieki n a ad res P rezy d iu m Kady Zjednoczonego Kościoła Ew angelicznego w W arszawie, ul. Z agórna 10.
m
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław Kwiecień, Marian Suski, Jan Tołwiński, Ryszard Tomaszewski.
Adres Redakcji i Administracji:
00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.
Telefon: 29-52-61 (w. 5). Materiałów nadesłanych nie zwraca się.
Indeks: 35462
RSW „P rasa -K sią żk a -R u ch ”, W a r
szaw a, S m olna 10/12. N akł. 5000 egz.
Obj. 3 ark . Ziam. 603. S-21.
Z d zisła w S ie rp iń sk i pisze w „Życiu W a rsza w y” fe lie to n y nie ty le m u zy c z
ne, ile raczej z życia m uzycznego i stąd ich w sp ó ln y ty tu ł: „ Im presje spo
za pięciolinii”. W je d n y m zaś z m arcow ych n u m eró w stołecznego dzienni
ka u m ieścił — naw iązując do życia i działalności tw ó rcze j dw óch w ielkich m u zy k ó w , G rzegorza Fitelberga i W aleriana B ierdiajew a — rozw ażania 0 autorytecie. G dy czyta łem te n a rty ku ł, to w yd a ło m i sie_, że wiele sfor
m u ło w a ń i ocen autora pasuje do życia kościelnego. P rzyto czm y k ilk a d łu ż
szych fra g m e n tó w w spom nianego a rty ku łu :
„A u to r y te t nie w y n ik a je d yn ie z tego, co się robi; ró w n ież i z tego, czego robić się nie pow inno. To zarazem potrzeba zachow yw ania w ży ciu zd ecy
dow anie kla ro w n e j postaw y, która w y k lu c za m ożliw ość postaw ienia zarzutu niem oralnej p ry w a ty , nieuczciw ości, artystycznego ku m o te rstw a i protekcjo- nalizm u , przedkładania w ażności jedn o stko w eg o interesu nad potrzeby in stytu cji, ogółu... M oże ró w n ież chodzi o to, aby silnie i bezpośrednio wiązać budow anie w ła sn ej ka riery z sukcesam i kierow anej przez siebie instytucji.
1 nie rozpraszać ty c h zainteresow ań poza gm ach w łasnego te a tru opero
wego. Co n a jw y że j linię ty c h sukcesów p r z e d ł u ż a ć z d o l n y m i i d o s k o n a l e w y u c z o n y m i n a s t ę p c a m i (podkr. m oje), których się jeszcze po sobie zostaw ia. M ożna ubiegać się o zdobycie a u to rytetu róż
n y m i d ziw n y m i sztu czka m i; m ożna dąć w balon w łasnych am bicji, ale im pow łoka z bardziej lichego m ateriału — ty m rozdzierający h u k w cześn iej
szy! Z n a m d yrygenta operowego — ■ skądinąd św ietnego m u zy k a — który dla jeszcze silniejszego> w y eksp o n o w a n ia sw oich talentów , pow ierza w za
stęp stw ie dyrygow anie sw oim i prem ieram i n ajsłabszem u w te j dziedzinie ka p e lm istrzo w i w kraju. T a k im postępow aniem zarobił je d yn ie n a ś m i e s z n o ś ć (podkr. m oje), osiągając w w alce o a u to ry te t — e fe k t od
w r o tn y od zam ierzonego. Z n a m innego d yrygenta operowego, k tó r y tw orzy całe m ity w okół sw ych sukcesów zagranicznych, aczko lw iek zaw sze w opi
n ii środow iska był zd o ln iejszym organizatorem , n iż osiągał cenne efek ty artystyczne. W ą tpię rów nież, aby jego pozycję a rtystyczn ą w opinii ogółu podnosiły u w agi — lansow ane p rzy okazji prasow ych w y w ia d ó w — na te m a t słabości realizacji K arajana i Felsensteina. K toś in n y chce podbudo
w ać sw oją pozycję k rzyk iem , a w a n tu ra m i z personelem i graną — najczęś
ciej nieudolnie — surowością. I zn o w u : zam iast w zro stu a u to rytetu — do
robił się narastającego oporu”. M oże ty le z a rty k u łu z „Życia W arszaw y”.
Rozw ażania p o w yższe m ożna bardzo dobrze przełożyć na ję z y k kościelny.
A w ięc m ożna pow iedzieć, że a u to ry te t w Zborze, w Kościele nie w ynika jed yn ie z tego, co się robi, ale i z tego, czego robić się nie pow inno. T rze
ba zachow yw ać w życiu zdecydow anie klarow ną postaw ę, która w yklucza m ożliw ość postaw ienia za rzu tu n iem oralnej p ry w a ty , nieuczciw ości, kum o- terstw a, n ep o tyzm u , p rotekcjonalizm u, przedkładania w ażności sw ego in
teresu nad potrzeby ogółu itd. itp. N a leży te ż linię sw ych sukcesów prze
dłużać zd o ln y m i i doskonale przygotow anym i, pod w zględem d uchow ym i in te le ktu a ln ym , następcam i, których się jeszcze po sobie zostawia. Byłoby to w te d y zgodne ze słow em a p otolskim : „Ty więc, syn u m ój, w zm acniaj się w łasce, która je s t w C hrystusie Jezusie, a co słyszałeś ode m n ie wobec w ielu św ia d kó w , to p rze ka ż ludziom g odnym zaufania, k tó rzy będą z d o l-
n i i i n n y c h n a u c z a ć ” (podkr. m o j e ) — 2 T ym . 2,1—2.
In te rp r e tu jm y dalej. A w ięc m ożna ubiegać się o zdobycie a u to ry te tu róż
n y m i d ziw n y m i sztu czka m i; m ożna dąć w balon w łasnych am b icji i mówić ja k im to się je st zd o ln y m adm inistratorem : to ja za ła tw iłem , i tamto zostało załatw ione przeze m nie, to ja p rzy czy n iłe m się do podjęcia tej k o rzy stn e j (dla rozm ów cy!) decyzji. M ożna tw orzyć całe m ity w okół swych (czy praw d ziw ych ? ) sukcesów adm inistracyjnych. A le m ateria ł je st to li
ch y do budow ania a u to rytetu i dlatego rozdzierający h u k w cześniejszy.
Z n a m przełożonych Zborów — skądinąd dobrych ka znodziejów i duszpa
ste rzy — k tó rzy dla jeszcze silniejszego w yeksponow ania sw oich talentów, pow ierzają zastępow anie siebie n a jsła b szym pod k a żd y m w zg lęd e m bra
ciom w Zborze. C hodzi im tu ta j o w y k o rzy sta n ie praw a kon tra stu . Niech Z bór odczuwa, że m n ie w Zborze czasem brakuje! T a k im postępowaniem zarabia się jed yn ie na śm ieszność, osiągając w w alce o a u to ry te t — efekt o d w ro tn y od zam ierzonego. A na jw a żn iejsze je st to, że Zbór n a ty m cierpi i w iele traci.
E. Cz.
2
N a ś l a d o w a n i e J e z u s a
„A przywoławszy lud wraz z uczniami Swoimi, rzekł im : Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się za
prze samego siebie, w eźm ie krzyż swój i n aślad u je Mnie. Kto bowiem wstydzi się Mnie i słów Moich przed tym cudzołożnym i grzesznym rodem, tego i Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy p rzyjdzie w chw a
le Ojca Swego z aniołami św iętym i”.
(Mk 8,31—35).
W ypowiedziane przez P a n a Jezu sa słowa podyktow ane są troską, ostrzegają nas bowiem przed u stra tą wiecznego życia.
P rzed w ypow iedzeniem pow yższych słów P an Jezus m ów ił P iotrow i o Sw ojej drodze, któ ra odtąd wieść będzie przez poniżenie, cier
pienie i krzyż aż n a śmierć. Niezadowolony P io tr pow iedział Mu, że to- n a Niego przyjść nie może. W ówczas P a n Jezu s w ostrych sło
wach upom niał go i zwrócił m u uwagę, że nie rozum ie drogi Pańskiej.
Uczniom nie rozum iejącym jeszcze drogi Pańskiej w y jaśniał w p ro sty sposób, jak należy Go naśladować. „K to chce iść za Mną, niech zaprze się samego siebie” . Tego uczniow ie od Jezusa nie oczekiwali. Oni przecież niedaw no spierali się m iędzy sobą o lepsze m iejsce p rzy Nim. Oni m arzyli o k rólestw ie już tu na ziemi, w którym b y panow ali. I oto P a n mówi im o samozaparciu.
Ich pragnieniem było, żeby P a n jak n a j
wcześniej włożył koronę królew ską n a Sw oją głowę, tym czasem On w skazuje im krzyż. N aj
lepszym przykładem sam ozaparcia jest sam P an Jezus. Spotykał się n a codzień z rybakam i. Ja d ł chleb z celnikam i i innym i grzesznikam i. Nie było w jego sercu m iejsca n a sam ouw ielbienie i miłość w łasną. On poświęcił się bez reszty dla ratow ania grzeszników . A uczynił to z m i
łości. , . i
Ludzie n a ogół nie m ają sobie nic do za
rzucenia. Uważają, że jeśli nie k ra d n ą i nie oszukują, to są dobrzy i dobrze postępują. Z doświadczenia jed n ak w iem y ileż w ty m postę
powaniu obłudy, sam ouspraw iedliw ienia i w łas
nego ja, k tó re tak często ty ra n izu je człowieka.
I w tedy bardzo często przychodzi p rzy k re roz
czarowanie, k tó re niejednego człow ieka zała
muje.
P ew n a w ierząca siostra, z zawodu pielęg
niarka, pow iedziała w swoim św iadectwie, że jej n ikt nigdy k rzyw dy nie w yrządził. Je d n ak ci, którzy ją znali bliżej, w iedzieli, że często' traktow ano ją nieuczciw ie i postępow ano z nią niespraw iedliw ie. Lecz ona po p ro stu p rzeb a
czała i odw zajem niała się dobrocią i miłością.
Ona zaparła się sam ej siebie.
P a n chce nam dopomóc, ażeby p raw dę tę urzeczywistnić w codziennym życiu. Nieś i Ty swój krzyż i idź za Panem .
N aśladow anie P a n a Jezusa nie jest jednak spacerem . D roga Jezusa, k tó ra w iodła Go do zw ycięstw a nad grzechem i śm iercią b yła dro
gą krzyżow ą. Jeżeli P an Jezus niósł koronę z ciernia, m y nie m ożem y oczekiwać innej chw a
ły od otaczającego nas św iata. On sam przecież pow iedział: „M nie prześladow ano i w as prze
śladować będą” . Słow a te przypom inają nam, że praw dziw e chrześcijaństw o nie może istnieć bez krzyża.
Kto w stęp uje w ślady Jezusa, ten m usi li
czyć się z doświadczeniam i, a naw et i z prześla
dow aniem . P ew na m łoda w ierząca dziew czyna opow iadała kiedyś w sw oim św iadectw ie: Od
kąd stałam się własnością P a n a Jezusa, m atka p rzestała m nie miłować. Rodzeństw o moje, któ re żyje w świecie i grzechu, tra k tu je m nie źle.
Często jestem poniżana.
Czy to nie jest coś z krzyża C hrystusow e
go? P a n Jezus jed n ak m iłuje tych, k tó rz y dla Jego im ienia b y w ają poniżani i źle traktow ani.
P a n zna Swoich.
On w idzi nas w każdej sytuacji naszego życia. Jego oczom nie ujdzie nic. „Weź swój krzyż i naśladuj M nie” — mówi Pan. To nie jest łatw a rzecz.
M urzyni w A fryce, kied y przechodzą przez bystro płynący potok w górach, to nogi swe ob
ciążają kam ieniam i, ażeby wody potoku ich nie porw ały. Jeżeli ugniesz się pod ciężarem k rzy ża i pójdziesz za Jezusem , prąd tego św iata nie porw ie i nie pochwyci. K to idzie za P anem J e zusem i naśladuje Go, te n tęskni za niebieską Ojczyzną, gdzie nie m a bólu, żalu, osam otnienia i gdzie n ie p rzyg niata już krzyż.
N aśladując P a n a nie wolno nam zapomnieć o tym , że obow iązkiem naszym jest składanie o Nim praw dziw ego św iadectw a przede w szy
stkim tym , k tórzy Go nie znają. Złożenie p raw dziwego św iadectw a o Jezusie nie zawsze jest łatw e i lekkie. N iektórzy m ają jakiś dziw ny strach. B oją się szyderstw a i w zgardy. Człowiek w ierzący pow ołany jest jed n ak do takiej służ
by. Nie może bow iem praca P ań ska rozw ijać się, jeżeli ludzie w ierzący milcząco i głucho pójdą sw oją drogą.
Człowiek w ierzący pow inien złożyć świa
dectw o z doznanej łaski. Zapew ne i w Twoim środow isku zn ajd u ją się ludzie, którzy nie zna
ją Ew angelii ani p raw d y o Jezusie. J a k znajdą więc drogę zbaw ienia i dowiedzą się, kim jest Jezus? Każdy, kto p rzy jął P a n a Jezusa, jako swego Zbaw iciela i rozpoczął z Niim now e ży
cie, pow inien złożyć św iadectwo praw dzie i po
tw ierdzić to swoim życiem.
N iew iara w ielu ludzi spow odow ana jest też często ich niew iedzą. Je śli ludzi z; tw ojego kręgu idą na, zginienie, czy nie m a w tym
i tw ojej w iny? Spójrz z tro sk ą na to zagad
nienie. Od tw ojej postaw y i św iadectw a zale
żeć może wiele.
To je s t błędem i grzechem , jeśli ludzie m ieszkający z nam i, czy pracu jący w jednym biurze, czy w arsztacie nie w iedzą nic o życiu wiecznym i w iecznym potępieniu. Jeśli w ierni będziem y w w yzn an iu Syn a Bożego, to i On nas w yzna przed Ojcem Swoim. P an Jezus po
w iedział kiedyś uczniom Sw oim : „K to się Mnie i słów Moich nie w stydzi przed ludźm i, tego i J a nie zaw stydzę się p rzyjąć do chw ały Sw o
je j”. Ja k że błogosław ioną będzie kiedyś ta chwila, k ied y S yn Boży powie: „Nad m ałym
byłeś w iernym , nad w ielom a cię postanow ię”.
D la w ielu będzie jed nak tragedią, kiedy po
w ie: „Z aparłeś się M nie przed ludźm i, J a za
p ieram się ciebie przed Ojcem N iebieskim ” . P roś więc P a n a o przebaczenie, żeś tak mało dotąd złożył św iadectw a o Nim. Proś P a na, a b y Duch Św ięty napełnił tw o je serce w iarą i odwagą, abyś zgodnie z Jego wolą m ógł Go naśladować. Do praw dziw ego naśla
dow ania należy zaparcie się samego siebie i niesienie swego krzyża za Panem . Niech ci Bóg w ty m dopomoże.
Kazimierz Muranty
Miłować — ale jak?
„Miłość niech będzie nieobłudna. Brzydźcie się złem, trzymajcie się dobre
go. Miłością braterską jedni drugich m iłujcie”.
Apostoł Jan , k tó ry nazw any został aposto
łem miłości, w sw ym drugim liście p odaje de
finicję miłości: „To jest miłość, abyśm y p ostę
powali w edług przykazań jego” (w. 6). Jeśli będziem y do czegoś m ocno przekonani a nie będziem y opierać się w ty m n a Słowie Bożym (oczywiście nie n a litera tu rz e ale n a duchu), to choćby to b ył n aw et najgłębiej p o jęty h u m anizm , odnosić się do nas b ęd ą słowa zapisa
ne nieco d a le j: „K to się za daleko zapędza i nie trzym a się nauk i C hrystusow ej, nie m a Boga”
(w. 9). W III Liście apostoł J a n w sposób b a r
dzo stanow czy i zdecydow any odrzuca zło i w zyw a do odw rócenia się od niego.
Możemy powiedzieć, że czysta miłość z n a
szej stro n y to życie o parte w 100% n a Biblii, a to — jak w iem y — m oże być jedynie p rz y ję tym darem łaski Bożej, Schlebianie i przychw a- lanie to często efek t nie miłości lecz obłudnego tchórzostw a. Miłość jest n iero zerw aln a z w alką przeciw grzechowi. Apostoł m iłości J a n nie p a trzy ł na grzech i zło przez palce. Tak samo
też inni m ężowie Boży.
Chcąc żyć m iłością b ra te rsk ą należy nie tylko poznać ale doznać źródła i praw dziw ego znaczenia miłości. Oto esencja: „Bóg jest m iło
ścią” (I Ja n a 4:8). W ew angelii Łukasza zn aj
dujem y w spaniały obraz ilu stru jący i miłość Bożą, i zaprzeczenie miłości b ratersk iej. Je st to podobieństw o o ojcu i dw óch synach. Nad m łodszym synem , k tó ry poszedł w św iat a po
tem postanow ił wrócić, „ojciec użalił się i pod
biegłszy rzucił m u się na szyję i pocałow ał go”
(15:20). Bóg Ojciec bardzo m iłu je tych, k tórzy się u pam iętają. W idzim y też tu, że miłość jest rów noznaczna z przebaczeniem . Bóg przebacza najw iększem u n aw et grzesznikow i, jeśli ten idzie do Niego. L ekkom yślnem u synowi, k tó ry podeptał pracę ojca, ojciec wybaczył. W czuj
m y się w tę sytuację: gdyby ktoś zniszczył n a-
Rzym. 12:9—lOa.
szą solidną pracę czy potrafilibyśm y go m iło
wać i w ybaczyć?
Z drugiej stro n y m am y syna, k tó ry cały czas przebyw a z ojcem. G dy ujrzał, że ojciec pojednał się z m łodszym synem , w te d y coś nim potężnie ruszyło. Co to było? Zazdrość. Nic in
nego. Ale w te d y i do tego syna ojciec zw raca się z miłością: „ S y n u mój, ty zawsze jesteś ze m ną, i w szystko m oje jest tw oim ” (15:31). T u
taj znajdu jem y neg aty w n ą ilu strację miłości b raterskiej. Starszy b ra t nie m iłow ał m łodsze
go; odrzucił też ręk ę ojca. K tóry z nich jest bardziej m arn o traw n y m synem . W ydaje m i się, że ten starszy; w szak m łodszy odtrącił m a ję tność ojca, a starszy miłość. Żeby teraz zoba
czyć kto w sposób bezpośredni łam ie miłość b ratersk ą, pom yślm y kogo rep re z en tu je s ta r
szy syn z przypow ieści opow iadanej przez J e zusa. J e s t to niew ątpliw ie form alne chrześci
jaństwo' litery, przepisu i zakonu; chrześcijań
stwo, k tó re trzym a Biblię w ręk u a nie w ser
cu; tu jest przyczyna b ra k u miłości braterskiej.
P onad tym ludzkim padołem w idzim y Bo
ga, niezm iennego O jca: On m iłuje i upam ięta- nego grzesznika i ofiaru je miłość zazdrosnem u pyszałkow i i religiantow i.
N a podstaw ie tego podobieństw a możemy powiedzieć więc to samo, co m ów ią apostoło
w ie J a n i Paw eł, że miłość b ra te rsk a może praw dziw ie mieć m iejsce tam , gdzie ludzie praw dziw ie m iłu ją Boga, Oica.
Miłość Boża dla w szystkich jest aktualna i teraz. O na z w yciągniętym i ram ionam i czeka tak n a ludzi lekkom yślnych, gardzących Boży
m i dobram i, jak i n a ludzi porządnych ale nią gardzących. W yciągnięte ram iona miłości, to krzyż n a Golgocie. Stam tąd spływ a miłość, nie
obłudna miłość b ra te rsk a brzydząca się złem a uw ielbiająca dobro — Boga.
St. M.
Jego myśli i drogi
„Bo myśli moje, to n ie m yśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi m oje — mówi Pan, lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak drogi moje są w yższe niż drogi wasze i myśli moje niż m yśli w asze”. (Iz. 55,8-9)
Doświadczyłem niedaw no tego, iż n ie
zwykle pożyteczną rzeczą, ja k ą m ożna robić podczas studiow ania Biblii, jest próba w y o b ra
żenia sobie pew nych k o n k retn y ch sy tu acji i problemów opisanych w niej. Dotyczy to szcze
gólnie takich ksiąg jak np. Ew angelie. Zbyt ła t
wo można popaść w tę skrajność, ab y podczas czytania pew nych fragm entów Pism a Św iętego czytać je pobieżnie, uw ażając je za dobrze zna
ne, czy może przeżyte niedaw no osobiście urywki.
W ostatnim okresie podczas czytania E w an
gelii Jan a zacząłem bardziej zw racać uw agę na pewne fakty, k tó re m iały m iejsce podczas życia Pana Jezusa n a ziemi. Był On przecież człowie
kiem, a jednocześnie Bogiem. Jak o człowiek stykał się ;z różnym i codziennym i problem am i.
Żył wśród ludzi, stykał się z nimi, b y ł poddany ludzkim słabościom, ale w tym w szystkim nie
zwykle dobrze znał swoje zadanie, jakie m iał wykonać. Jego pokarm em było czynienie woli Swego Ojca.
Chciałbym zwrócić uw agę n a k ilk a fak tów m ających m iejsce w życiu P a n a Jezusa, a opisanych w Ew angelii Jana. Pan, Jezus w ystę
puje przed ówczesnym narodem żydowskim ja
ko ktoś nowy, inny niż uczeni w Piśm ie i fa ryzeusze. Staje się niebaw em rew elacyjnym człowiekiem, bowiem czyni cuda. J a n Chrzci
ciel składa o- Nim w spaniałe świadectwo, chce skierować w zrok w szystkich ludzi n a Niego — Bożego B aranka. T ak bardzo zależało Janow i na tym, ab y Pan. Jezus okazał się w jego czy
nach i w całym życiu Tym N ajw iększym : „On musi wzrastać, ja zaś staw ać się m n iejszym ” (Jan 3,30).
Pierw szy w iersz 4 rozdziału m ów i: „A gdy P an się dowiedział, że faryzeusze usłyszeli, iż Jezus zyskuje więcej uczniów i więcej chrzci nosi mi uznanie, co, m ów iąc inaczej, pozw ala mi na być bardziej popularnym , więcej znanym . Nawet faryzeusze w iedzą to, że cieszy się już większym uznaniem niż J a n Chrzciciel. Chcę zapytać sam siebie, jak zachow ałbym się w tej sytuacji, o czym bym m yślał, a najw ażniejsze co uczynił? Przecież w ydaje się, że jeśli m a się większe uznanie niż inni, to zupełnie właściwy moment, aby pokazać się w szystkim . Często w ybieram w podobnych sytuacjach to, ęo p rzy nosi mi uznanie, co m ówiąc inaczej, pozw ala mi odebrać ludzką chw ałę dla siebie. To ja, ale co czyni P an Jezus? Odpowiedź n a to p ytan ie jest zawarta w w ierszu 3 i 4 tego samego rozdziału:
„Opuścił Ju d eę i odszedł z pow rotem do G ali
lei. A m usiał przechodzić przez S am arię”.
P a n Jezu s w iedział co m a uczynić. On w y
b ra ł Galileę, a w łaściw ie to Sam arię. Jego po
słuszeństw o Ojcu stało się błogosław ieństw em dla S am ary tan k i i w ielu innych ludzi.
Osoba P a n a Jezu sa w zbudzała zapew ne co
raz więcej zainteresow ania w śród ludu izrael
skiego, bow iem w dalszych fragm entach Ew an
gelii Ja n a czytam y, iż Jego Osobie tow arzyszy
ły tłum y. „A szło za Nim m nóstw o ludu, bo w i
dzieli cuda, k tó re czynił n a cho ry ch ” . Jan. 6,2.
W spaniały cud, jak im było n akarm ienie 5 tysięcy ludzi, w zbudził z pew nością jeszcze większe uznanie d la P an a Jezusa. Lud jest Nim tak zachw ycony, że p rag nie Go obwołać kró
lem. Co czyni P a n Jezus? Co ja czynię, co uczy
niłbym w podobnej sytuacji? Przecież to łatw o poddać się woli innych ludzi zabiegających o m oje w yw yższenie. W łaściwie to nie trzeb a nie
kiedy już nic robić, aby zostać „królem ”, zdo
być popularność, pozwolić się Wznieść przez in
nych n a w yży ny ludzkiej chwały. Czy P an J e zus coś czyni? Tak, On jed n ak coś czyni: „Jezus zaś poznawszy, że zam yślają podejść, porw ać go i obwołać królem , uszedł znow u n a górę sam jed e n ” (Jan 6,15). P a n Jezus nie pozostaje b iern ym wobec tego, co się wokół Niego dzieje.
On opuszcza lud i w y b iera raczej samotność, niż m om ent chwilowego' w yw yższenia.
Siódm y rozdział Ew. Ja n a opisuje okres przed żydowskim św iętem nam iotów . Osoba P a n a Jezu sa budzi już powoli pew ien niepokój i obawę w sercach ty ch ludzi, k tó ry m chodzi o w łasny a u to ry te t i sw oją wielkość. P ojaw ił się przecież ktoś, kto odciąga ludzi od „w iary ” w uczonych w Piśm ie i faryzeuszy. Takiego czło
w ieka trzeba jak najp rędzej zgładzić. P an J e zus w ie o tych zam iarach pojaw iających się w sercach niek tóry ch Żydów. On w ie rów nież to, iż to' jeszcze nie p o ra Jego śmierci. „Mój czas jeszcze nie nadszedł...” (Jan 7,6) B racia P ana m yślą zupełnie inaczej. Oni chcą skłonić swego M istrza, aby poszedł z nim i na to święto. W y
daje się naw et, iż p rag n ą oni dla swego Pana jak n ajlep iej: „Odejdź stąd, a idź do Judei, że
by i uczniow ie tw oi w idzieli dzieła, któ re czy
nisz. N ik t bow iem nic w skrytości nie czym, jeśli chce być znany” (Jan 7, 3-4).
P a n Jezus nie chciał uczynić tego, co m yś
leli Jego bracia. Dlaczego? To nie b y ła wola Jeg o Ojca. Ojciec ta k nie chciał. O kazuje się jednak, iż P a n Jezu s poszedł n a święto. Tak, poszedł, ale bez rozgłosu i sław y. Poszedł w zu
pełnie nieoczekiw any dla w szystkich sposób.
Zapew ne tego chciał od Niego Ojciec. „A gdy bracia Jego poszli na święto, w ted y i On po
szedł, nie jaw nie, lecz jakb y po k ry jo m u ” (Jan 7,10).
W 12 rozdziale Ew. J a n a czytam y o n a
m aszczeniu P a n a Jezusa przez M arię w Betanii.
Również w tym fragm encie znajd u ję coś z Jego i z m oich m yśli. M oje m yśli to m yśli Judasza.
M oje pragnienia, m yśli i słowa, w ydające się niekiedy „pobożne” m ogą nie być w g m yśli P an a (Jan 12,4-6). J a k często potępiam ty ch lu dzi, k tórzy czynią coś z miłości do P a n a Jezu sa Takie czyny w y d ają się być niekiedy w ielką stra tą i m arnotraw stw em , a tak n apraw dę, to tylko one m ają w oczach P a n a Je zu sa n ajw ięk szą w artość. M yślą głów ną tego fra g m en tu jest pokazanie wielkości P a n a Jezusa. To On jest tu ta j cen traln ą postacią, w okół której w szystko się dzieje. Ten fra g m en t m ówi mi, że trzeb a m aksym alnie w ykorzystyw ać czas gdy On jest.
„Albowiem ubogich zawsze u siebie m ieć b ę
dziecie, lecz m nie nie zawsze m ieć będziecie”
(Jan 12,8). W szystko inne, n a w e t praca, pomoc ubogim i biednym je s t m niej w ażne od samego P ana. K ied y O n je s t obecny, w te d y je s t w łaści
w y czas w yznaw ania M u m ojej miłości. M yślę w tej chwili, ta k napraw dę, ja k i z jak im n a staw ieniem serca przychodzę n a nabożeństw a.
Czy są one dla m nie osobiście ty m gorliw ym szukaniem P a n a i w yznaw aniem Je m u m ojej miłości ?
W śród w ielu ludzi zgrom adzonych w dom u Łazarza, tylko M aria w y k o rzy stała najlepiej da
n y jej m om ent obecności Pana. Chcę, aby w po
dobnych m om entach nic nie było dla m nie w ażniejsze od Niego samego'. Radość m o ja m o
że być w tym , że i On tego p rag n ie m nie. On, sam Pan, nie potępił uczynku M arii, lecz przy z
nał się do niego i pochw alił go. Moje m yśli, pragnien ia i czyny nie m uszą być przeciw ne Jego woli, m ogą być z n ią zgodne.
Rozdział 13 tej sam ej Ew angelii, to opis faktów dziejących się n a kró tk o przed śm ier- ' cią P a n a Jezusa. Sam P a n przeżyw ał tę św iado
mość, iż bliska je s t godzina Jego odejścia.
W iersz 3 m ów i nam o innej świadomości, jaką przeżyw ał rów nież P a n Jezus, „W iedząc, iż O j
ciec w szystko dał m u w ręce, i że od Boga. w y szedł i do Boga w róci...” P a n Jezu s w iedział w ty m m omencie, że w szystko może. W iedział, że m a w ielką moc.
T utaj znow u ko n fro n tacja m oich m yśli z Jego m yślam i. N iekiedy w y daje m i się, że gdy
bym przeżyw ał ta k ą świadomość, to dobrze b y łoby pokazać ją jakoś n a zew nątrz. Chciałbym wówczas z pew nością zadem onstrow ać sw oją moc i potęgę. Może uczyniłbym jakiś cud, aby pokazać uczniom, że taki potężny jestem . To ja, mój egoizm, s ta ry człowiek. Co czyni P a n J e zus? On sam : „W stał od w ieczerzy, złożył sza
ty, a w ziąw szy prześcieradło, przepasał się. P o tem nalał wody do m isy i począł um yw ać nogi uczniów i w ycierać prześcieradłem , k tó ry m był przepasany” (Jan 13,4-5). To jest w p ro st nie
praw dopodobne! To te n Pan, k tó ry w szystko może, uniża się, upo k arza się przed m yślącym i inaczej jak On ludźm i. To w szystko działo się dlatego, że On — P a n Jezus C hrystus, posłuszny Ojcu, m yślał ta k jak chciał Bóg. On nie szukał tego co swoje, ale tego co Ojca. P a n Jezus C hrystus n ap raw d ę przeżyw ał wolność w czy
6-
nien iu w oli Ojca. Osobiście bardzo w iele dał mi przykład P io tra opisany w innej Ewangelii (Mat. 16,13-28). P io tr n a jp ie rw w yznaje, że Pan Jezus je s t Synem Bożym. P rzeżył on w tej kw estii osobiste objaw ienie Boże, bo ta k po
w iedział to sam P a n Jezus: „Błogosławiony jes
teś, Szym onie, syn u Jonasza, bo nie ciało i krew objaw iły ci to, lecz Ojciec m ój, k tó ry jest w niebiesiech” (Mat. 16,17). Ale co dzieje się póź
niej? P a n Jezus m ówi o sw ojej śm ierci i cier
pieniu, któ ry ch niebaw em dostąpi. P io tr n a tu raln ie zaraz reag u je i m ów i: „M iej litość nad sobą, P anie! Nie przyjdzie to n a Ciebie” (Mat.
16,22b). To już nie było objaw ienie Boże. P iotr w ydostał coś sam z siebie. T ak nie m yślał Pan Jezus. M yśli P a n a Jezu sa to dopiero następny w iersz: „Idź precz ode m nie szatanie! Jesteś mi zgorszeniem , bo nie m yślisz o tym , co Boskie, tylko o ty m co ludzkie” .
Bardzo często widzę, iż życie m oje przebie
ga bardzo podobnie. Nie m yślę tak, ja k chce Bóg. Za ty m idą m oje decyzje. W ażną w tym w szystkim rzeczą jest to, ab y przekonać się, iż to, co pochodzi ze m nie samego, ze m nie jako naw róconego człowieka nie m usi być wcale tym , co Boże. M ożna doświadczyć niekiedy drastycz
nie, że to, co sam „w y p ro d u k u ję”, jak o naw ró
cony n a w e t człowiek, może być przyczyną w iel
kiego zła. Tylko to, co pochodzi od Boga jest tym , co przynosi w sobie błogosławieństwo.
P ra w d ą jest, że Bóg z chw ilą m ojego naw róce
nia się do NiegO' d aje m i now e praw a, daje Swego D ucha i przez Niego chce m n ą kierować, ale istnieje ciągle to niebezpieczeństw o, że w y chodzi w m ych m yślach i czynach n a plan pierw szy mój sta ry człowiek, ten, k tó ry wciąż jeszcze w e m nie m ieszka.
P o w staje zatem pytanie, k tó re chciałbym sobie często zadawać. Co robić? J a k żyć? W ja ki sposób rozpoznaw ać k o n k retn e sytu acje w m oim życiu, w iedzieć co Bóg chce w nich ode m nie? J a k w ty m w szystkim dowiedzieć się co On m yśli o w ielu spraw ach?
Stosunkow o niedaw no zdałem sobie dopie
ro spraw ę z pro stoty odpowiedzi n a to pytanie.
O dpow iedzią tą jest po pro stu czynienie jak najczęściej jednej tylko rzeczy. J e s t nią słucha
nie Boga. Nie chodzi m i o słuchanie w sensie posłuszeństw a. Oczywiście, to też je s t ważne, ale aby być posłusznym , trzeba n a jp ie rw usły
szeć „to ” w czym m am być posłuszny. Tak więc jest to najzw yklejsze słuchanie Boga.
K toś pow iedział kiedyś, że człowiek m ądry to taki człowiek, k tó ry p o trafi dobrze żyć. W ia
dom ym jest, że człowiek sam w sobie nie jest m ąd ry i dlatego błogosław iony jest ten, kto m ądrości szuka w Bogu. M ądrość, to nie jakaś w zniosła cecha, czy cnota, k tó ra egzystuje gdzieś „w przestw orzach” . Nie m ożna w ten sposób trakto w ać m ądrości. Źródłem i uosobie
niem M ądrości jest sam Bóg i nie m ożna szu
kać jej w oderw aniu od Niego. Szukanie M ąd
rości w życiu je s t zatem szukaniem Boga. Na czym tak nap raw d ę polega to szukanie Boga w
życiu? Uważam, iż jest to przede w szystkim poznanie woli Boga odnośnie w ielu sy tu a c ji w naszym życiu. To prag n ien ie poznania Bożych myśli w k o nkretn ych sytuacjach, m ożna w łaś
nie nazwać inaczej słuchaniem Boga.
Myślę często, że księgą w Biblii, któ ra chce nas n ajbardziej nauczyć życia w słucha
niu Boga-M ądrości są Przypow ieści Salomona.
Bardzo dobrą rzeczą jest czytanie tej księgi i utożsam ianie M ądrości z Bogiem — Panem Jezusem.
,,Mądrość w oła głośno n a ulicy, n a placach podnosi swój głos; Zwróćcie uw agę n a m oje ostrzeżenie! Oto chcę w am w yjaw ić m oje m yśli, obwieścić w am m oje słow a” (Przyp. Sal. 1,20 i 23). P an Jezus chce m i coś powiedzieć, czegoś mnie nauczyć, chce m i w yjaw ić sw oje m yśli i pragnienia.
Przyczyną wszelkiego zła w m oim życiu jest to, że nie słucham Jego głosu, Jego w oła
nia, a k ieru ję się w łasnym i m yślam i: „Ponie
waż wołałam, a nie chcieliście słuchać, w yciąga
łam ręce, a n ik t nie zważał; Poniew aż nie posz
liście za m oją ra d ą i nie przyjęliście m ojego ostrzeżenia, dlatego i ja śmiać się będę z waszej niedoli...” (Przyp. Sal. l,24-26a).
Wielka jest w artość tej M ądrości. Ona p ra g nie nami kierow ać n a naszych drogach: „Jej drogi są drogam i rozkoszy, a w szystkie jej ścieżki prow adzą do p o koju” (Przyp. Sal. 3,17).
Rozdział 8 tej księgi jest w spaniałym h y m nem na cześć M ądrości — P a n a Jezusa. To Ona uczy nas jak maimy żyć. To Ona daje nam sw o
je przestrogi. W arto z takim nastaw ieniem p rze
czytać całą tę księgę. W idać w niej jak bardzo sam Bóg — P a n Jezus jest zainteresow any tym , aby nasze życie było w edług Jego ra d y i w ed
ług Jego m yśli. J e st jednak w ty m wszystkim konieczny pew ien w ysiłek. J e st tO' właściwie moje szczere p ragnienie szukania Bożej m yśli i Jego rady. „M iłuję tych, k tó rzy m nie m iłują, a którzy m nie gorliw ie szukają znajd ą m n ie”
(Przyp. Sal. 8,17).
To, czy słucham Pana, zależy tylko ode mnie. On chce przelać we m nie Sw oje myśli, chce m nie nauczyć sw oich dróg. Czy ja n a p ra w dę Go słucham ?
Ja k jed n ak napraw dę słuchać P an a Je zu sa? Za bardzo praktyczne, pod ty m względem , uważam w iersze z Ew. M ateusza 16, 24-26:
„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie i w eźm ie krzyż swój i niech idzie za mną. Bo kto by chciał życie swoje zacho
wać, utraci je, a kto by utracił życie sw oje dla mnie, odnajdzie je ” . Są to słow a w ypow iedzia
ne w kon k retn ej sytuacji jak o k o n k retn a odpo
wiedź. T a k o n k re tn a sy tu a c ja to problem P io
tra opisyw any już powyżej. P io tr w y jaśnił swo
je w łasne myśli, k tóre nie były m yślam i Boży
mi. To b y ł problem P iotra. Jałtą daje rad ę P an Jezus? Zaparcie się samego siebie jest rad ą na ten problem . Co znaczy zaparcie się samego sie
bie? P a n Jezuis to tłum aczy. Je st to po prostu utracanie swego życia dla Niego. U żyte w w y
żej cytow anym fragm encie Ew angelii słowo
„życie” jest synonim em użytego w podobnych fragm entach innych E w angelii słow a „dusza” . Tylko ten, kto utraci sw oją duszę (życie) dla P a n a Jezusa, te n ją odnajdzie. Przejaw am i du szy są uczucia, wola, rozum . Tracenie duszy dla P a n a Jezusa, to po p ro stu tracenie (poświęca
nie Jem u) m oich uczuć, woli, rozum u, m yśli dla Niego. Codziennie je s t m i daro w an a ta szansa, aby móc utracić coś z m ojej duszy. Mogę co
dziennie pośw ięcać Je m u m oje m yśli. Mogę od
dawać się pod Jego panow anie, a w ted y nie będzie m oich decyzji, m oich m yśli, m oich uczuć.
W tedy bow iem liczy się n apraw d ę ty lk o to, co daje sam Pan, to, co O n mówi. T ak w ięc słu
chanie Boga w y raża się tym , iż zapieram się w łasnych m yśli i czynów, zapom inam o sobie sam ym , a szukam tego, co należy do P ana, co od Niego pochodzi. O ddaję pod Jego w ładzę coraz więcej z m oich w łasnych m yśli, pragnień i am bicji. W yznaję przed Panem , że potrzebu ję jeszcze bardzo w iele m om entów uciszenia się p rzed Nim. M om entów pełnych ucieczki od sa
m ego siebie, od tego, co pochodzi ze m nie1, a p rzesiąkniętych głęboko pragnieniem poznania czegoś z Jego m yśli i p rag nień odnośnie kon
k retn y c h spraw . T ak napraw dę, to w słuchaniu P a n a k ry je się p raw d ziw a tajem n ica społecz
ności z Nim.
Jestem przekonany, iż sam P a n Jezus C hrystus jest najbard ziej zainteresow any tym, abym w yzbył się wszelkiej niepew ności w tym , co codziennie czynię. On prag nie napełnić m nie tym , co O n sam myśli- o w ielu spraw ach. On chce dać m em u życiu praw dziw ą radość, jaka jest w czynieniu czego zgodnie z Jego wolą, w Jego imieniu.
H.Ż.
W świecie cytatów
B I B L I A
Biblia jest żywa, ona mówi do m nie, ona m a nogi i biega za m ną; ona m a ręce i trzy m a się m nie... (M arcin Luter).
B iblia jest jedy ny m cem entem narodów i jed y nym cem entem , k tó ry p o tra fi razem wiązać w ierzące serca. (C hristian K arl Bunsen).
B iblia jest objaw ieniem m yśli Bożych do szczęś
cia jego dzieci. (Eleanor Doan).
B iblia je s t oknem w ty m w ięziennym świecie, przez któ re m ożem y patrzeć w wieczność.
(Tim othy Dwight).
Biblia jest k o n sty tu cją chrześcijaństw a. (Billy G raham ).
T en kto słucha Słow a a nie m a życia, nic nie usłyszy, bo Słowo Boże jest życiem.
(W atehm an Nee).
W ybrał: St. Malina
„Tylko jedna Księga”
P isarz szkocki W a lte r Scott, um ierając, prosił sw e
go służącego o p rzyniesienie m u „księgi”. Służący z z a kłopotaniem z a p y ta ł: k tó rą księgę m a m p a n u p rz y nieść, przecież p a n n apisał dużo książek? Czyż nie wiesz, że n a św iecie istn ie je tylko je d n a K SIĘG A ? — odpow iedział W a lte r Scott.
Tak, n a św iecie je st m nóstw o książek i ksiąg. J e d n ak istn ieje tylko je d n a Księga, k tó ra zasługuje na n azw anie jej K sięgą przez duże „K ”. T a K sięga to Biblia. Pism o Ś w ięte S tarego i Nowego T estam en tu w całości tłum aczone je st n a p onad 260 języków , a razem z tłu m aczen iam i jej fra g m en tó w n a ponad 1 600 języków i narzeczy. Ż ad n a in n a k siążka n a św iecie n ie może poszczycić się ta k im rek o rd em tłu m aczeń ja k ta Książka.
Czy możemy zaufać Biblii i jakie są dowody w ia
rygodności Biblii? D owodów tych je st ta k dużo, że z konieczności ograniczym y się do k ilk u i to najogólniej ujętych.
N ajw ięcej bodaj zarzutów pod adresem Biblii no tu jem y ze strony ta k zw anej „n a u k i”, lub ludzi, k tó rzy „gdzieś ta m słyszeli”, że B iblia „nie je st zgodna z n a u k ą ”.
M usim y przede w szystkim stw ierdzić, że Biblia nie jest podręcznikiem naukowym. Jej treść jest zupełnie inna. Ilekroć je d n a k B iblia w ypow iada się n a jakiś tem at, choćby w dzisiejszym znaczeniu słow a n a u kowy, czyni to ze ścisłością, w nikliw ością i znajom oś
cią przedm iotu, k tó ra je st zdum iew ająca, jeśli w eź
m ie się pod uw agę n iski poziom n a u k i w czasach, gdy B iblia była pisana. B iblia w yprzedza o tysiąclecia w ie
dzę w spółczesną jej czasów. Z pew nością w yprzedza i naszą wiedzę, dlatego nie w szyscy naukow cy ją do
ceniają. A le fak te m jest, że im bard ziej pogłębia się nasza w iedza o w szechśw iecie, tym bard ziej rośnie W artość Biblii.
W książce pt. ,,C reation’s A m azing A rch itect”, archeolog W. B easley p o d aje aż czterdzieści sześć przykładów zgodności B iblii z n a u k ą w odniesieniu tylko do sam ego p o w sta n ia św iata, poró w n u jąc 1 M oj
żeszową rozd. 1, Jo b a 38, 4-11, Izajasza 40, 1-28 z w y
pow iedziam i uczonych, geologów, paleotologów i bio
logów.
I. W eźm y w ięc k ilka p rzykładów z różnych dzie
dzin n au k i potw ierdzających zgodność B iblii z n a u k ą : a) z astronomii, i geografii: Do czasów w ynalezienia teleskopu przez G alileusza w X V II w ieku pow szech
nie przyjm ow ano za H ip p arch u sem i Ptolom euszem , że liczba zn ajd u jący ch się w kosm osie gw iazd w ynosi 1080. D opiero teleskop w y k ry ł niezliczoną ilość gw iazd w p rzestrzeni kosm icznej. A przecież n a setki la t p rzed tem B iblia p orów nyw ała liczbę gw iazd do ilości ziaren piasku, których zliczyć n ie m ożna (1 M ojżeszo
w a 15,5 i 22,17). P ro ro k Jerem iasz w siódm ym w ieku p.n.e. p isał: „Nie może być policzone w ojsko n iebies
kie ani zm ierzony piasek m o rsk i” (Jerem iasz 33,22).
Różne religie daw ały jakieś w y obrażenia o św iecie i zięmi. Np. m itologia grecka m ów iła o olbrzym im
A tlasie p o dtrzym ującym n a sw ych b ark a ch Ziemię.
Tylko B iblia ośm ieliła się tw ierdzić ok. 2000 la t tem u, że „Bóg zaw iesił ziem ię n a niczym ” (Joba 26,7). W całej lite ra tu rz e św iatow ej je st to je d y n a w swoim ro d za ju w zm ian k a aż do czasów K op ern ik a w XV w ieku.
Do XV w.n.e. w ierzono, że ziem ia je s t w ielk ą gó
rą w y ra sta ją c ą z m orza lub n ie k ształtn ą płaszczyzną.
Tym czasem Izajasz w V III w ieku p.n.e. pisał o „okrę
gu ziem i” (r. 40, 22). W języku h eb ra jsk im słowo uży
te w tym m iejscu oznacza raczej k u lę niż płaszczyznę.
W w igilię Ś w iąt Bożego N arodzenia ub. ro k u (!) w
„K urierze P olskim ” u k az ała się k ró tk a, ale dość z n a
m ien n a n o ta tk a za ty tu ło w a n a: „B iblia opisuje w ybuch atom ow y?”. Z treści tej n o ta tk i d ow iadujem y się, że d w aj uczeni angielscy i jed en now ozelandzki doszli do p rzek o n an ia i ogłosili to w k w a rta ln ik u w ydaw anym przez B ry ty jsk ie T ow arzystw o A stronom iczne, że
„gw iazda betlejem sk a, o k tó rej w spom ina Biblia, by
ła praw dopodobnie w ielk ą eksplozją te rm o n u k lea rn ą w kosm osie”. „A utorzy pow o łu ją się”, czytam y dalej w notatce, „na p rac e starożytnych astronom ów ch iń skich, któ rzy w ty m sam ym czasie, kiedy m ia ła ukazać się b ib lijn a gw iazda n ad B telejem em — obserw ow ali podobne zjaw isko. N a p rzykład astronom iczny tra k ta t chiński z czasów d y nastii H an odnotow uje, że w tym czasie obserw ow ano przez 70 dni niezw ykle ja sn ą gwiazdę, dokładnie w tym sam ym m iejscu n a niebie, gdzie m ia ła znajdow ać się gw iazda b etlejem sk a”.
Tyle w iadom ości z prasy. O d siebie m ożem y do
dać, że jeszcze będziem y św iadkam i n iejednej „rew e
la c ji n au k o w e j”, już daw no opisanej, choć nie zawsze językiem naukow ym , w Biblii. B iblia bowiem , ja k to ju ż w yżej pow iedzieliśm y, nie rości sobie p rete n sji do w y ra ża n ia się językiem w dzisiejszym tego słow a zn a czeniu „naukow ym ”. B iblia podaje fakty. Fakty, któ re p o w stały w w yniku nadzw yczajnej in te rw e n cji Bożej lub n a drodze n a tu ra ln e j, ustalonej rów nież przez Stw órcę.
b) z archeologii i historii
W żadnej bodajże dziedzinie n a u k i n ie m am y tylu dow odów w iarygodności Biblii co w h isto rii i archeo
logii. Obie dziedziny n au k i kro k po kro k u o dkryw ają now e fa k ty św iadczące o autentyczności w ydarzeń i opisów biblijnych. F ak tó w tych je st ta k dużo, że nie sposób je n a w e t w szystkie w ym ienić. P odajem y ty l
ko kilka.
K rytycy B iblii pow iadali, że h isto ria o k ró lu Bal- sazarze zapisana w K siędze D aniela r. 5 nie zn ajd u je p otw ierdzenia w historii pow szechnej. P ow iadano w zw iązku z tym , że 1) osoba o im ien iu B elsazar je st n ie
z n a n a w h isto rii pow szechnej, 2) N abonid był o sta t
nim k rólem B abilonii i n ie był potom kiem N abucho- donozora. Z ostał on w zięty do niew oli, a n ie zabity i 3) H istoria pow szechna n ie n o tu je fa k tu oblężenia B abilonu i zabicia króla.
W ro k u 1880 odkryto an n ały k ró la Cyrusa. W tych a n n a ła ch n atra fio n o n a im ię B elsazar. O pisują one ja k N abonid, ojciec B elsazara został pochwycony
i w zięty do niew oli. In n e w ykopaliska potw ierdziły opinię, że m iasto B abilon składało się z dw óch części przedzielonych rzek ą E ufrat. Z pew nością zachodnia część m ia sta została za ję ta, a N abonid w zięty do n ie woli. Jed n ak ż e jego syn — B elsazar, rządził jeszcze przez 3 m iesiące w e w schodniej części m iasta, aż do m om entu za atak o w an ia i zdobycia jej przez M edów i Persów , a w ięc B elsazar m ógł m ianow ać D aniela trzecim w królestw ie. N ajpraw dopodobniej też B el
sazar był w nu k iem N abuchodonozora przez m atkę.
M usim y rów nież pam iętać, że B iblia była p isa n a z a równo dla prostego ja k i dla niew ykształconego czło
wieka. Np. pow szechnie się m ów i, że „słońce w scho
dzi każdego p o ran k u ”, w iem y je d n ak , że słońce nie wschodzi, tylko ziem ia' o braca się w okół słońca. T a kich potocznych w yrażeń m am y sporo i dow olnie ich używ am y n a codzień, dlaczegóż m ielibyśm y odm aw iać tego p ra w a B iblii i krytykow ać ją za rzekom e nieścis
łości lub błędy z p u n k tu w idzenia n au k i? P am iętam , ja k w śród w ielu argum entów z dziedziny h istorii w y
suw ano i ten, że postać p ro k u ra to ra rzym skiego P iła ta jest niezn an a poza N ow ym T estam entem , tym czasem przed p a ru n a stu la ty nasza gazeta codzienna „Express W ieczorny” doniosła, że znaleziono fra g m e n t pom nika cesarza T yberiusza z n ap isem „P ontius P ila tu s”, w y
sunięto stąd słuszny w niosek, że fu n d a to re m p om nika był w łaśnie P oncjusz P iłat. M usim y ju ż w ty m m iejscu powiedzieć, że żadna udowodniona teoria naukowa nie podważyła wiarygodności Biblii.
c) z medycyny: A utor k siążki pt. „N one of these Diseasęs” d r S. I. M cM illen w w ydanej w tłu m acze
niu polskim p rac y z a ty tu ło w a n e j: „W p o szukiw aniu praw dziwego szczęścia” przypom ina, że aż do końca XVIII w ieku z pow odu pow szechnego lekcew ażenia podstaw ow ych zasad higieny ta k ie choroby przew odu pokarm ow ego ja k : cholera, d ez y n te ria i tyfus, często dziesiątkow ały ludność Europy. I dalej pisze: „Co to była za straszliw a s tra ta życia ludzkiego, k tó rej m oż
na było uniknąć, przy czym w ielu ludzi mogło być uratow anych, gdyby tylko ludzie pow ażnie w zięli pod uw agę Boże rady, k tó re On sam dał, aby uw olnić człow ieka od niem ocy! Otóż ta Księga ksiąg w sk aza
ła w jed n y m p ro sty m zd an iu n a drogę w ybaw ienia od śm iertelnych epidem ii, tak ich ja k : tyfus, cholera i d ezynteria: „Będziecie też m ieli - m iejsce za obozem, gdzie będziecie w ychodzili n a potrzebę przyrodzoną i będziesz m ia ł ry d lik m iędzy naczyniem swoim , a gdybyś chciał usiąść d la potrzeby, w ykopiesz nim do
łek, a obróciw szy się zagrzebiesz plugastw o tw oje...”
P ew ien h isto ry k m edycyny pisze, że ta w skazów ka „z pew nością je st bardzo p ry m ity w n y m sposobem, ale skutecznym i w sk azu jący m n a bardzo zaaw anso
w ane zrozum ienie h igieny”. J a k m ożem y to w y tłu m a czyć, skoro w skazów ki te zostały dan e M ojżeszow i o 3500 la t w cześniej, niż pow stały pom ysły sa n ita rn y c h przepisów ? N ajlogiczniejszym w y jaśn ien iem je st to, że B iblia je st tym , za co sam a się podaje, a m ianow icie natchnionym Słow em Bożym. A le pycha i skłonność do przesądów człow ieka — to jego zbyt m ocni w rogo
wie, którzy przem ag ają n aw e t oczyw iste dow ody”.
Dalej w tej sam ej książce w 2 rozdziale a u to r o p i
suje heroiczną w alk ę m łodego le k arza wiedeńskiego, Ignacego S em m elw eisa toczoną ze swoimi kolegam i — lekarzam i w szpitalu w iedeńskim A llgem eine K ra n - kenhaus w la tac h 40-tych ubiegłego stulecia. W szpi
talu tym , ja k rzesztą w szędzie n a św iecie by ła w y
soka śm iertelność n a oddziale położniczym. Będąc kie
row nikiem oddziału położniczego tego znanego i r e nom ow anego szpitala, z bólem serca p rzyglądał się tej tragicznej sytuacji. Po dłuższej o bserw acji stw ierdził, że najczęściej zap ad ały n a gorączkę połogow ą i um ie
ra ły te niew iasty, k tó re były b ad a n e przez profesorów i studentów . U stanow ił w ięc zasadę, że n a jego oddzia
le każdy lekarz, k tó ry uczestniczył w sekcji zwłok zm arłych pacjen tek , m usi sta ra n n ie um yć ręce, zanim będzie m iał praw o b adać żyw e p a c je n tk i n a oddziale m acierzyńskim . R e zu ltat był zdum iew ający. W k w ie t
niu 1847 roku, a w ięc zanim zasada w eszła w życie, zm arło 57 p a c je n tek n a oddziale d r Sem m elw eisa, a w lipcu tego ro k u — tylko jedna... I ta k statystyki bardzo w y raźn ie i przek o n y w u jąca w skazyw ały n a to, że śm ierteln e zakażenia były przenoszone z tru p ó w na żywe p acjentki. P otem d o któr S em m elw eis stw ie r
dził, że rów nież zarazki, b y w a ją przenoszone z, je d n e
go żywego n a drugiego żywego p a c je n ta ; nak azał w ięc m yć sta ra n n ie ręce po b ad a n iu każdego żywego pacjenta... Czy koledzy Sem m elw eissa obdarzyli go u z
n an iem ? Nic podobnego! L eniw i studenci i koledzy po
łożnicy pełni przesądów i zazdrości, a n aw e t p rzeło
żeni, z gniew em zaczęli go poniżać i to do tego stop
nia, że w reszcie nie odnow iono z nim rocznej um owy, a jego n astęp c a w yrzucił w szelkie m iednice i n a ty c h m ia st śm iertelność podniosła się do daw nych p rz e ra żających rozm iarów . Czy koledzy jego p rzekonali się w ów czas, że Sam m elw eis m ia ł ra c ję ? Nic podobnego!
My śm iertelnicy, pow inniśm y w reszcie stan ąć oko w oko w obec tej p raw dy, że um ysł ludzki je st do tego stopnia zaciem niony py ch ą i przesądam i, że bardzo tru d n o je st n a w e t w szelkim dow odom do niego do
trz e ć ”.
D r Ignacy Sem m elw eis przygnębiony p rzeg ran ą w a lk ą w yjech ał do B udapesztu, gdzie znalazł pracę, ale i ta m jego p ra k ty k i okazały się w oczach przeło
żonych i kolegów zbyteczne i nonsensow ne... U m arł w szp italu dla obłąkanych, nie doczekaw szy się za ży
cia uznania, n a k tó re w ta k w ysokim stopniu zasłu giw ał...” W eźm y jeszcze j€den p rzekonyw ujący fakt.
Otóż w w y n ik u szeroko zakrojonych b ad a ń n ad r a kiem szyjki m acicznej u niew iast, w jednym tylko m ieście am ery k ań sk im — B ostonie stw ierdzono, że u n iew iast nie-żydow skiego pochodzenia ra k szyjki m a cicznej w ystępow ał 8 i pół ra z a częściej niż u Żydó
w ek. Dlaczego kobiety pochodzenia żydowskiego są w p o ró w n an iu z innym i p raw ie zupełnie w olne od rak a szyjki m acicznej ? N aukow cy, lekarze, obecnie są zgod
ni, że ta p rzedziw na w olność w y n ik a z p ra k ty k i ob
rzezania, k tó rą stosuje się w stosunku do Żydów — mężczyzn, co Bóg n ak a za ł czynić A b rah am o w i już 4 tysiące la t temu...!
II. Jednolitość Biblii
Pom im o różnorodności stylów, języka, k u ltu r, p o ziom u w ykształcenia i osobowości autorów (ok. 40), B iblia je st je d n o litą księgą pod w zględem m yśli j a k ie zaw iera. H arm o n izu ją i u zu p e łn ia ją się w Biblii m yśli o Bogu, o człow ieku, o zbaw ieniu, o życiu poza
grobowym , o etyce, o aniołach, o szatanie, o przyszłoś
ci n aro d u izraelskiego, o w ybranych Bożych, o p an o w an iu M esjasza itp.